15880

Szczegóły
Tytuł 15880
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15880 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15880 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15880 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Andrzej Stoff DOM Wyprostowa� si� w fotelu, usi�uj�c wyp�dzi� z cia�a reszt� napi�cia towarzysz�cego manewrom i znu�enie podr�. Nogi wyci�gn�� jak najdalej przed siebie, r�ce zadar� ponad g�ow� i spl�t� d�onie, a� chrupn�o w stawach. U�miechn�� si� zadowolony do pilot�w i technik�w na s�siednich stanowiskach. Podr� sko�czona! Pomy�la� jednak przy tym, �e dwa wolne dni to zbyt ma�o na dobry odpoczynek i za�atwienie wszystkich spraw. Obserwuj�c na monitorze przybycie za�ogi orbitalnej, kt�ra przejmowa�a statek na czas wymiany �adunku, opu�ci� ramiona, a p�niej przyj�� w fotelu pozycj�, jaka przystoi dow�dcy transportowca kosmicznego pierwszej klasy FSS �Michelson�. Jeszcze tylko zwyk�e, zrutynizowane czynno�ci przekazywania statku na czas pobytu na orbicie oko�oziemskiej. Z przyzwyczajenia obserwowa� kierownika zmiany, gdy ten sprawdza� poszczeg�lne uk�ady, wywo�uj�c dane z centralnego komputera, ale my�lami by� ju� na Ziemi. Podni�s� si� z miejsca. Oficjalna formu�ka: �Wszystkie uk�ady sprawdzone, przejmuj� statek�. Zdawkowa odpowied� na pytanie o przebieg lotu. P�niej mniej oficjalny u�cisk d�oni, �yczenie przyjemnego pobytu na Ziemi. Podpisali si� obaj w dzienniku pok�adowym i od tej chwili by� wolny. Cz�� za�ogi � nie zatrudniona przy ostatnich czynno�ciach orbitalnych � odlecia�a ju� wraz z pasa�erami na Ziemi�. W tunelu mi�dzy po k�ad owym spotka� tylko g��wnego energetyka i lekarza, kt�rzy czekali na niego. Musia� ich jednak przeprosi� i wr�ci� do kabiny po zapomniane dokumenty. Czerwon� kopert� schowa� do wewn�trznej kieszeni bluzy mundurowej. I dopiero wtedy poszli razem w stron� promu, kt�ry przywi�z� za�og� orbitaln�, a teraz mia� ich zabra� na Ziemi�. Podczas przej�cia trzeba by�o uwa�a�, gdy� prom ten � nie przeznaczony dla pasa�er�w � pozbawiony by� wielu udogodnie� i poza �luz� transportowca ustawa�o dzia�anie sztucznej grawitacji. Lekcewa��c ten fakt, mo�na by�o narazi� si� na nieprzyjemne konsekwencje. Czekali jeszcze kilka minut, ale nie zg�osi� si� nikt wi�cej. � No, jazda! Dlaczego nie ruszamy? � zniecierpliwi� si� lekarz. Podni�s� si� z fotela i zastuka� w szyb� dziel�c� ich od kabiny pilota. Ten odpowiedzia� mu uspokajaj�cym ruchem r�ki. I rzeczywi�cie, po kilkunastu sekundach promem zako�ysa�o, a w iluminatorze zobaczyli odsuwaj�cy si� czarny owal w�azu z pulsuj�cym �wiat�em sygnalizacyjnym. Lekarz pochyli� si� ku dow�dcy z zagadkowym u�miechem. � No co, stary, to pewnie nasz ostatni wsp�lny lot? Wypada�oby obla�, bo p�niej si� nie zobaczymy. � Dlaczego ostatni? � �achn�� si� zapytany, ale w u�amku sekundy zreflektowa� si� i u�miechn�� cierpko. � Ale sk�d w�a�ciwie o tym wiecie? � Wszyscy wiedz�. Otrzymania takiej propozycji nie da si� ukry� przed za�og�. W pewien spos�b jeste�my nawet dumni, �e zaproponowano to naszemu dow�dcy. � Tak?! � B�dzie nam przykro rozsta� si� po tylu wsp�lnych lotach, ale rozumiem ciebie. Ja te� bym si� nie waha� ani chwili, gdybym by� na twoim miejscu. Ale ja mam ju� rodzin� G��wny energetyk pokiwa� g�ow�. � Tak, to ju� jest co�. Nie to wieczne nasze ko�atanie: Ziemia�Mars, Mars�Wenus, Wenus�Ziemia. Zupe�nie inna skala, zupe�nie Inne problemy. Ale mnie ju� nie wezm�. Jestem za stary, a i wykszta�cenia odpowiedniego nie mam, bo technika nap�d�w kosmicznych w ostatnich latach rozwin�a si� nies�ychanie. Przyzwyczajeni w swej praktyce astronautycznej do znacznie wi�kszych przeci��e� nie zwr�cili nawet uwagi na rozpocz�cie hamowania. O�ywili si�, dopiero gdy szarozielone smugi w iluminatorach sp�yn�y w widok kosmodromu. � Nie jest tak �le, skoro dogonili�my pasa�er�w � zauwa�y� lekarz wskazuj�c s�siedni sektor l�dowiska, na kt�rym ze znacznie wi�kszego promu wysypywa� si� w kierunku oczekuj�cych elektrokar�w spory t�um. � Z nimi trzeba ostro�nie. Pasa�er nasz pan! � Pilot promu w��czy� si� do ich rozmowy przez interkom, u�miechaj�c si� r�wnocze�nie porozumiewawczo przez szyb�. Luk otworzy� si� i zeszli po opuszczonym automatycznie trapie do czekaj�cego na nich s�u�bowego wozu, kt�ry ruszy� natychmiast w stron� kompleksu budynk�w dworca. Kiedy wynurzyli si� z ostatniego tunelu, kierowca zapyta�, dok�d ich podwie��. Lekarz chcia� jak najszybciej znale�� si� w hotelu, gdzie od wczoraj czeka�a na niego �ona z dzie�mi. G��wny energetyk wtr�ci� �artobliwie, �e je�eli kto� tak lubi �ycie rodzinne, to powinien albo zabiera� rodzin� na ka�dy lot, albo w og�le nie lata�, tylko siedzie� w domu. W ostateczno�ci � za�atwi� sobie mieszkanie w najbli�szej okolicy kosmodromu, �eby nie zmusza� �ony i dzieci do m�cz�cych podr�y i tu�ania si� po hotelach. Lekarz, przyzwyczajony do docink�w, spokojnie wysiad� i dopiero w�wczas � nim w�z ruszy� � wetkn�� g�ow� przez opuszczon� szyb�. � Podczas najbli�szego urlopu na Ziemi zapraszam was do siebie. Mam nadziej�, �e wtedy nie b�d� wam musia� wyja�nia�, dlaczego za nic w �wiecie nie zamieni� swej farmy u podn�a G�r Skalistych na najbardziej nawet komfortowe mieszkanie w mie�cie. No, ale ty� � popatrzy� na dow�dc� statku � �ty ju� chyba nie zd��ysz mnie odwiedzi�, a szkoda. �ycz� powodzenia. Pomacha� im r�k� na po�egnanie. G��wny energetyk wysiad� przy stacji szybkiej kolei miejskiej, mieszka� w centrum tej gigantycznej metropolii. � Tak troch� to ci zazdroszcz� � odezwa� si� �ciskaj�c d�o� dow�dcy i kolegi. � Mam nadziej�, �e zostawisz dla nas jak�� wiadomo��. � Heliport � zwr�ci� si� do kierowcy, kiedy zostali sami. Wysiad� tu� przy wielopasmowych ruchomych schodach prowadz�cych do r�nych sektor�w. Rzut oka na �wietln� tablic� informacyjn�: je�eli w ci�gu dw�ch minut zd��y na platform� �O�, z�apie helikopter w swoim kierunku. Nast�pny dopiero za p� godziny. Ta�ma schod�w przesuwa�a si� statecznie i powoli, ruszy� wi�c naprz�d, skacz�c po dwa stopnie naraz. Ju� u wej�cia na p�yt� l�dowiska helikopter�w napotka� karc�cy wzrok stewardesy, kt�ry jednak z�agodnia� natychmiast, gdy zobaczy�a jego mundur. U�miechn�� si� do niej i wskoczy� do maszyny w momencie, gdy zapowiadano ju� start. Znalaz� nawet fotel przy oknie. Helikopter wzni�s� si� �agodnie i lecia� na niewielkiej wysoko�ci nad dwunastopasmow� autostrady w kierunku centrum metropolii. L�dowali dwukrotnie: na lotnisku komunikacji strefowej i w obr�bie wielkiego zespo�u handlowego na przedmie�ciu. Wn�trze wype�ni�o si�. Przed nim siad�a matka z pi�cio�, mo�e sze�cioletnim ch�opcem, kt�ry zaraz stan�� na fotelu i, przewieszony przez oparcie, uwa�nie lustrowa� jego mundur. Matka, u�miechaj�c si� przepraszaj�co, zmusi�a wreszcie syna do zaj�cia w�a�ciwej pozycji, ale ten nadal, a� do momentu kiedy musia� wysi���, odwraca� si� do ty�u, wtykaj�c g�ow� mi�dzy oparcia. Wyl�dowali na Centralnym Dworcu Kolejowym, mi�dzy kilkudziesi�ciopi�trowymi wie�owcami, na p�ycie, pod kt�r� bieg�y na kilku poziomach dziesi�tki peron�w. Zjecha� w g��b tego komunikacyjnego kolosa, kt�rego wn�trze wype�nia� wielotysi�czny t�um w�druj�cy bez przerwy setkami ruchomych chodnik�w i schod�w, kilometrami korytarzy i estakad, odwiedzaj�cy niezliczone bary i restauracje, a tak�e sklepy oferuj�ce wszystko, co przyda� si� mo�e w d�u�szej podr�y. Nie zatrzyma�o go tu jednak nic. Najkr�tsz� drog� dotar� na peron osiemnasty, na poziomie czwartym, gdzie czeka� kilkuwagonowy sk�ad ekspresu. Ju� po paru minutach obserwowa� migaj�ce za panoramiczn� szyb� miejskie krajobrazy. Zam�wi� �wie�e jab�ka. Wspominaj�c sad przy domu, nieraz t�skni� na pok�adzie kosmicznego transportowca za smakiem �wie�ych owoc�w. Gryz�c jab�ko za�o�y� s�uchawki i, operuj�c przyciskami na por�czy fotela, wybra� program. Zdecydowa� si� na muzyczn� podr� przez wieki. Widok za oknem zmienia� si� w kierunku przeciwnym ni� muzyka, kt�rej s�ucha�. Po �piewanej liryce trubadur�w prowansalskich rozbrzmiewa�a w�a�nie dworska muzyka epoki renesansu, podczas gdy poci�g p�dzi� przez dzielnice o coraz starszej, coraz mniej nowoczesnej zabudowie. Po godzinie wysiad� na stacji, kt�ra w por�wnaniu z Dworcem Centralnym sprawia�a wrzenie pustkowia, i przesiad� si� do oczekuj�cego przy s�siednim peronie elektrycznego poci�gu podmiejskiego. Nie by�o tu ju� ani stewardes pytaj�cych, co poda�, ani program�w stereofonicznych. Poci�g zape�ni� si�. Kiedy zauwa�y� spojrzenia, jakimi obrzucali go wsp�pasa�erowie, zacz�� �a�owa�, �e nie zmieni� munduru na ubranie cywilne. Pilot�w statk�w kosmicznych widywa�o si� w tej okolicy wy��cznie na ekranach telewizor�w. Ruszyli. Krajobraz pozielenia�. Zmieni�a si� zabudowa. Od czasu do czasu pojawia�y si� po�acie wolnej przestrzeni. Poci�g zatrzymywa� si� cz�sto na ma�ych stacjach. Pasa�erowie zmieniali si�. Siedzia� zamy�lony. W pewnym momencie si�gn�� do kieszeni po kopert�. Centralny Instytut Plan�w Astronautycznych. Wydzia� D � g�osi� czarny nadruk na czerwonej kopercie oznaczaj�cej poufny charakter przesy�anych materia��w. Zawarto�� koperty zna� ju� na pami��, nieraz si�ga� po ni�, jakby jej widok mia� mu pom�c w podj�ciu decyzji. By�a tam w miar� obszerna informacja o planowanym pierwszym locie do Alfy Centaura. Komputer dzia�u kadr podczas poszukiwania kandydat�w poda� i jego nazwisko, typuj�c go do wst�pnych rozm�w � na podstawie analizy sytuacji osobistej, wykszta�cenia i dotychczasowej pracy. Na Marsie, gdzie mie�ci�o si� centrum tego programu i z kt�rego orbity mia� odby� si� start, rozmawia� d�ugo z Jackiem, przyjacielem od szko�y elementarnej po Akademi� kosmonautyczn�, kt�ry po wypadku uniemo�liwiaj�cym mu pilotowanie statk�w po�wi�ci� si� bez reszty pracy nad perspektywicznymi programami astro�nautycznymi. Po tej rozmowie wiedzia� o planowanej wyprawie wi�cej ni� inni, kt�rym tak�e zaproponowano w niej udzia�. Ale najdok�adniejsze wiadomo�ci nie u�atwia�y podj�cia decyzji. To by�a zupe�nie inna sprawa� Odpowied� mia� da� jutro, najp�niej pojutrze. Instytucja, w kt�rej pracowa�, by�a poinformowana o wszystkim i wiedzia�, �e wst�pnie wyznaczono ju� jego zast�pc� na stanowisko dow�dcy FSS �Michelson�. Gwiazdolot jest ju� gotowy. Odby�y si� nawet pierwsze loty pr�bne. Jeszcze rok, dwa lata przygotowa� i� Zerwanie z rutyn� dotychczasowego zaj�cia? S�awa uczestnika pierwszego lotu do gwiazd? Pokusa odkrywania nieznanego? Poczucie, �e toruje si� drog� nast�pnym pokoleniom? W por� ockn�� si� z rozmy�la�. Znajomy widok za oknem. Zd��y� chwyci� baga� i wyskoczy� na peron. Przeszed� przez pusty hali budynku stacyjnego i znalaz� si� na skwerze poro�ni�tym wyrudzia�� od s�onecznego �aru traw�. Zgrzytaj�c niemi�osiernie, na p�tl� ko�cowego przystanku wjecha� tramwaj. Na razie by� jedynym jego pasa�erem; by nie prowokowa� ciekawo�ci motorniczego, wsiad� do przyczepy. Tramwajem targa�o na zakr�tach, przyczepa ustawicznie si� ko�ysa�a. Znajome, od lat te same ulice, kolejne przystanki Znowu zatopi� si� w my�lach. Nie zwraca� najmniejszej uwagi na wsiadaj�cych pasa�er�w i nie spostrzeg� te�, �e po pewnym czasie znowu pozosta� sam w wagonie. Nagle ockn�� si� i zauwa�y� ze zdziwieniem, �e w�z silnikowy odjecha�, pozostawiaj�c przyczep�. Nie ujecha� jednak dalej ni� kilkadziesi�t metr�w i motorniczy wysiad� z hakiem do przek�adania szyn � zobaczywszy go, u�miechn�� si� na widok munduru. � A, to pan stamt�d. Tramwaj dalej nie jedzie. Prace budowlane. � I machn�� r�k� wskazuj�c na zryty a� do z�ocistego piachu teren. Ju� po kilku krokach do but�w nasypa�o mu si� piasku. Wyszukiwa� twardszy grunt, przechodzi� przez prowizoryczne k�adki nad g��bokimi wykopami, omija� porzucone maszyny, stosy rur i materia��w budowlanych. Kilka razy zatrzyma�y go stalowe konstrukcje zaczynaj�ce wydobywa� si� z wykop�w. Wreszcie wyszed� na nie u�ywan� od d�u�szego czasu drog�. Asfalt by� sp�kany, w rozpadlinach bujnie krzewi�a si� trawa. Rozpozna� znajom� uliczk�. Przystan�� i, trzymaj�c si� jedn� r�k� s�upa latarni, wysypa� piasek z but�w. P�niej ruszy� poboczem wykopu, wydobyty z niego piasek sypa� si� przez sztachety i siatki p�ot�w do ogr�dk�w przed ma�ymi, parterowymi, rzadziej pi�trowymi domkami. Gdzieniegdzie w piasku bawi�y si� dzieci. Na �awkach siedzieli starzy ludzie. Gdy przechodzi�, czu� ich wzrok na sobie. Wreszcie stan�� przed jednym z dom�w. Uchyli� furtk�. Skrzypn�y zawiasy. Przeszed� kilkana�cie krok�w po tkwi�cych w darni cementowych p�ytkach i zapuka� do drzwi. Otworzy�y si� prawie natychmiast i na progu stan�a matka. Przyzwyczajona do jego przelotnych wizyt � jeszcze w ramionach syna pyta�a razem o zdrowie i o termin odlotu. Pokiwa�a z �alem g�ow�, gdy powiedzia� jej, �e prze�adunek na orbicie oko�oziemskiej potrwa tylko dwa dni, westchn�a, �e ju� chyba nigdy nie zobaczy go na d�u�ej, a p�niej zakrz�tn�a si� w kuchni. Usiad� przy stole, rozpoznaj�c z rado�ci� znajome sprz�ty i staro�wieckie naczynia. Pytaniami zmusi�a go do opowiedzenia ostatniego lotu w najdrobniejszych szczeg�ach, chocia� nie by� zupe�nie pewny, czy s�ucha�a go poch�oni�ta gospodarczymi czynno�ciami. � Pewnie chcia�by� si� umy� po podr�y, a tu ju� czwarty miesi�c, jak odci�li nas od wodoci�gu, obiecuj�c, �e doprowadz� wod� prowizorycznie. By�am, pyta�am, ale teraz m�wi�, �e nie warto, bo i tak wkr�tce wybuduj� tu nowe osiedle. A mnie, starej, nawet dla samej siebie coraz trudniej chodzi� po wod�. Wzi�� wiadro i poszed� do studni znajduj�cej si� w ogrodzie za domem. Korba wygi�ta od wieloletniego u�ywania � pami�ta�, �e gdy by� dzieckiem, s�u�y�a mu podczas nieobecno�ci doros�ych za hu�tawk� � skrzypia�a przera�liwie. Kiedy rozpi�� bluz� munduru, kt�ra kr�powa�a mu ruchy, raczej niezwyk�e dla dow�dcy kosmicznego transportowca, z kieszeni wypad�a koperta. Podni�s� j� zak�opotany. Rado�� przywitania sprawi�a, �e zapomnia� na chwil� o czekaj�cej go decyzji. Teraz gdy by� ju� w domu, chwila, w kt�rej b�dzie musia� podj�� nieodwo�aln� decyzj�, sta�a si� wyrazi�cie bliska. Zdj�� wiadro z cembrowiny i ruszy� powoli w kierunku domu. Tu ros�y najlepsze maliny, a na tym drzewie najwcze�niej dojrzewa�y wspaniale soczyste i s�odkie gruszki. A tu, pod �cian�, �awka, na kt�rej siadywa� z matk� jako ma�y ch�opiec i s�ucha� opowie�ci o ojcu, kt�ry zgin�� podczas pierwszej pr�by l�dowania na Merkurym. Nie pami�ta� ojca zupe�nie. Kosmos zabra� go wcze�nie, bardzo wcze�nie � jemu i matce� Zgni�t� powoli kopert� w d�oni. Kiedy przechodzi�, ko�o �mietnika, wrzuci� czerwon� kul� papieru, przysypa� j� odpadkami i zatrzasn�� pokryw�. Dziwnie lekki i weso�y przekroczy� pr�g. Matka wystawi�a na �rodek kuchni krzes�o, umie�ci�a na nim blaszan� miednic�. Gdy my� si�, opowiada�a o tym, co Wydarzy�o si� podczas jego nieobecno�ci. � Czy pami�tasz Cristine, c�rk� s�siad�w? Pomaga�e� jej z przedmiot�w �cis�ych, kiedy przyjecha�e� na wakacje z Akademii Kosmonautycznej, a ona wybiera�a si� na studia. Sko�czy�a ju� nauk�, zagl�da�a do mnie, pyta�a nawet o ciebie� M�g�by� j� kiedy odwiedzi�. Prycha� polewaj�c si� lodowat� wod�. Nabra� jej w usta. Mia�a niepowtarzalny smak. Z potem i kurzem zmywa� tamte my�li o dalekich szlakach. � Za dwa miesi�ce przylec� tu na d�u�ej. Wezm� wtedy urlop, ponaprawiam wszystko, dowiem si�, co b�dzie z naszym domem. A przede wszystkim nagadamy si� do syta. Jutro postaram si� prowizorycznie doprowadzi� wod�, �eby� nie musia�a si� tak m�czy�. Zapyta� jeszcze, czy m�g�by w czym� pom�c, ale matka odprawi�a go m�wi�c, �eby odpocz�� troch� przed kolacj�. Ch�tnie przysta� na to. Teraz kiedy min�o napi�cie, poczu� zwielokrotniony trud dwu ostatnich dni, gdy musieli manewrowa�, aby unikn�� spotkania z niespodziewanym strumieniem meteor�w, a p�niej nadgania�, aby zmie�ci� si� w rozk�adzie lot�w� Wygodnie wyci�gn�� si� na ��ku w swoim pokoju. Mimo �e w domu bywa� teraz tak rzadko, nie zmieni�o si� tu nic od czas�w tak odleg�ych, jak tylko m�g� si�gn�� pami�ci�. Zawsze te� pok�j by� przygotowany na jego przyj�cie. Sennymi oczami rozpoznawa� jeszcze szczeg�y: detale sprz�t�w, grzbiety ksi��ek na p�ce, dese� tapety� Zamkn�� oczy. �wiat ograniczy� si� momentalnie do zapach�w. Najpierw zapach czystej, po�cieli, p�niej wo� kwiat�w, kt�r� przez uchylone okno nawiewa� wiatr, wreszcie dolecia� z kuchni zapach �wie�ego placka i kawy. W ko�cu wszystkie te zapachy zmiesza�y si� w jeden niezast�piony zapach domu. Kiedy matka otworzy�a drzwi, �eby zawo�a� go na kolacj�, spa� ju�, opar�szy policzek na pi�ci, zupe�nie jak wtedy, gdy by� jeszcze zupe�nie ma�ym ch�opcem i marzy� o lotach do dalekich gwiazd.