15720

Szczegóły
Tytuł 15720
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15720 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15720 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15720 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Margaret Weis i Don Perrin BRYGADA �MIERCI przek�ad Dorota �ywno Wszystkie postaci w tej ksi��ce s� fikcyjne. Jakiekolwiek podobie�stwo do prawdziwych os�b, �yj�cych czy zmar�ych, jest zupe�nie przypadkowe. 4 000347163 ZyskiS.ka Rozdzia� 1 � Do broni! Kang by� na nogach, szukaj�c po omacku zbroi w ciemnej chacie, jeszcze zanim w pe�ni si� ockn�� i u�wiadomi� sobie, co si� dzieje. � Cholerni elfowie! Przekl�te szpiczastouchy. Na Otch�a�, daliby si� cho� troch� przespa�! Znalaz� napier�nik, chwil� si� z nim mocowa�, a� wreszcie zdo�a� zarzuci� jeden pasek na pokryte �uskami rami�. Drugi stale mu si� wymyka�. Kln�c siarczy�cie, zostawi� go w spokoju. Przyciskaj�c pancerz do piersi jedn� r�k�, poszuka� drzwi i po- tkn�� si� o krzes�o. Tr�bka fa�szywie gra�a na alarm. Z zewn�trz zn�w dobieg�o wo�anie, na kt�re odpowiedzia�y ochryp�e, niepokorne okrzyki. Kang kopn�� krzes�o, a� polecia�y drzazgi, i zn�w spr�bowa� trafi� do drzwi. � Parszywi elfowie � zn�w mrukn��, ale mia� wra�enie, �e co� tu nie gra. Trze�wa cz�� jego ja�ni, ta, kt�ra zesz�ego wieczoru nie pi�a krasnoludzkiego spirytusu � srogi, surowy nadzorca, kt�ry pa- trzy� nieprzychylnie, jak reszta jego osoby si� dobrze bawi � zn�w nie dawa� mu spokoju. Co� w zwi�zku z krasnoludami. Nie elfami. Kang otworzy� drzwi swojej chaty. W twarz buchn�o mu gor�ce, duszne powietrze. �wita�o, chocia� s�o�ce jeszcze nie dotar�o do chatek i sza�as�w schowanych pod sosnami. Kang zmru�y� oczy, potrz�sn�� zamroczon� g�ow� i wyci�gn�� r�k� w stron� pierwszego smokowca, kt�rego zauwa�y�. � Co tu si�, do licha, dzieje? � rykn��. � Czy to Z�oty Genera�? 7 �o�nierz gapi� si� na niego w takim os�upieniu, �e zapomnia� zasalutowa�. � Z�oty Genera�? Prosz� wybaczy�, panie pu�kowniku, ale ze Z�otym Genera�em nie walczyli�my ju� od dwudziestu pi�ciu lat! To ci przekl�ci krasnoludowie. Napadli na nas. Przypusz- czam, �e chodzi im o owce. Kang zamy�li� si� nad tymi niezwyk�ymi wie�ciami, nie zauwa�aj�c, �e pancerz zsun�� mu si� z piersi. Krasnoludowie. Owce. Najazd. Ta cz�� jego ja�ni, kt�ra wiedzia�a, co si� dzieje, by�a powa�nie rozdra�niona. Gdyby tak jeszcze... � Dzie� dobry, panie pu�kowniku! � us�ysza� czyj� niemi- �osiernie weso�y g�os. W twarz chlusn�a mu lodowata woda. Smokowiec rykn�� i wyszed� za pr�g. Trz�s� si� tak, �e a� dzwoni�y �uski, by� ju� jednak stosunkowo trze�wy i �wiadomy tego, co si� dzieje wok�. � Pozwoli pan, pu�kowniku, �e pomog� � rozleg� si� ten sam pogodny g�os. Slith, zast�pca Kanga, schwyci� napier�nik i prze�o�y� pasek przez rami� dow�dcy, zapinaj�c go mocno pod jego lewym skrzyd�em. � Zn�w krasnoludowie? � spyta� Kang. Mijaj�cy ich smokowcy nak�adali zbroje i chwytali za bro�, udaj�c si� na wyznaczone stanowiska obrony warownego grodu. Obok przebieg�a becz�ca z panicznego strachu owca, kt�ra od- dzieli�a si� od stada. � Tak jest, panie pu�kowniku. Nacieraj� z p�nocy. Kang pobieg� do muru, kt�ry napawa� go niezmiern� dum�. Wznie�li go z kamienia, kt�ry wydobyto czarami ze stoku Cele- bundu, �o�nierze Kanga, dawna Pierwsza Brygada Saper�w Smo- czej Armii. Mur okala� osad� i nie pozwala� z�odziejom wej�� do �rodka, a owcom si� wydosta�. Przynajmniej tak to mia�o funkcjonowa�. Jakim� sposobem owce jednak wci�� znika�y, a Kang cz�sto czu� w nocy smakowit� wo� baraniej pieczeni, kt�ra zalatywa�a od wioski krasnolud�w podg�rskich na drugim ko�cu doliny. 8 Ze zgrzytem pazur�w wspi�� si� po kamiennych stopniach i zaj�� stanowisko na murze. Kang widzia� krasnolud�w biegn�- cych po otwartej przestrzeni w stron� p�nocnej �ciany grodu, lecz w szarym �wietle poranka trudno by�o ich zliczy�. Pierwsi biegacze nie�li drabiny i sznury, przygotowani do wspinaczki. Smokowcy stali na murach z mieczami i maczugami w r�kach i czekali na krasnolud�w, �eby im nabi� par� guz�w. � Znacie moje rozkazy! � krzykn�� Kang, wyci�gaj�c miecz. � Bi� wy��cznie p�azem! Pami�tajcie, �eby u�ywa� nieszkodliwej magii, tylko tyle, �eby zasia� w�r�d nich strach. Smokowcy wok� niego odpowiedzieli ch�rem: � Tak jest! �jednak komendant odni�s� wra�enie, �e nie s�yszy w ich g�osie entuzjazmu. Krasnoludowie tymczasem do- tarli do podn�a muru, zarzucili na blanki kotwice i przystawili drabiny. Kang wychyli� si� z zamiarem odepchni�cia jednej z nich, kiedy jego uwag� zwr�ci� zgie�k, kt�ry wybuch� gdzie� daleko po prawej stronie. Podejrzewaj�c, �e frontalny atak by� jedynie wybiegiem, a pierwsza fala nieprzyjaci� ju� si� wdar�a przez mury, Kang przekaza� dowodzenie Slithowi i pop�dzi� w tym kierunku. Na miejscu zasta� Glotha, dow�dc� jednego z pluton�w, kt�ry krzy- cza� dono�nie i gniewnie. Jaki� smokowiec mierzy� z kuszy do krasnolud�w. � W imi� Kr�lowej Ciemno�ci, co wy sobie wyobra�acie, �o�nierzu? � dar� si� Gloth. � Natychmiast od��cie t� kusz�! Znacie rozkazy. � Znam, ale mi si� nie podobaj�! � warkn�� rozz�oszczony smokowiec, nie wypuszczaj�c broni z r�ki. Kang m�g�by wpa��, narobi� szumu i opanowa� sytuacj�. Powstrzyma� si� jednak, �eby zobaczy�, jak poradzi sobie do- w�dca kompanii. � Nie podobaj� mi si�, panie sier�ancie! � powt�rzy� Gloth. Z p�nocy dolecia�y krzyki, wrzaski i ryki. Uzbrojeni w kije smokowcy spychali obwieszone krasnoludami drabiny z mur�w. Gloth spojrza� w�ciekle na zbuntowanego �o�nierza i Kang cze- ka� z napi�ciem, kiedy dow�dca kompanii straci cierpliwo�� 9 i przejdzie do r�koczyn�w. Tak w�a�nie Gloth post�pi�by za dawnych czas�w. Sier�ant najwyra�niej jednak z�agodzi� metody. � Pos�uchaj, Rorc, wiesz, �e nie wolno nam u�ywa� kusz, i znasz powody. Czy mam ci jeszcze raz wszystko powtarza�? � Podni�s� r�k� i wskaza� jednego z napastnik�w. � We�my na przyk�ad tego krasnoluda. Jasne, �e jest brzydki jak siedem nieszcz�� z t� ow�osion� twarz�, p�katym brzuchem i kr�tkimi, kr�pymi n�kami. Ale przypu��my, tylko przypu��my, �e jest to w�a�nie on � mo�e jako jedyny � wie, jak si� p�dzi spirytus. Zastrzelisz go i w porz�dku, wy�lesz jeszcze jednego przekl�tego krasnoluda do Reorxa, ale co si� stanie, kiedy nast�pnym razem na nich napadniemy? Zastaniemy na drzwiach gorzelni tabliczk� z napisem: �Nieczynne z powodu �mierci w�a�ciciela". I co wtedy z nami b�dzie? Rorc patrzy� wilkiem, ale nic nie odpowiedzia�. � To ja ci powiem, co b�dzie � doko�czy� z powag� Gloth. � B�dzie nam si� chcia�o pi�. B�d� wi�c grzeczny i we� maczu- g� zamiast kuszy, a ja nie powiem pu�kownikowi o twojej nie- subordynacji. Rorc si� zawaha�, ale wreszcie rzuci� bro� na ziemi�. Podni�s� pa�k� i wychyli� si� za mur, got�w odeprze� atak. Gloth wzi�� kusz� i odszed�. Kang czym pr�dzej wr�ci� na swoje stanowisko dowodzenia. Szkoda, �e b�dzie musia� udawa�, �e niczego nie widzia�. Chcia�by m�c udzieli� Glothowi zas�u�onej pochwa�y za to, �e tak zr�cznie opanowa� potencjalnie niebezpieczn� sytuacj�. Kang w gruncie rzeczy nie mia� �alu do �o�nierza. Piekielnie trudno im by�o znosi� te denerwuj�ce napady, kiedy za dawnych czas�w po prostu najechaliby krasnolud�w, wyci�li ich w pie� i zr�wnali z ziemi� ich ma�� osad�. Dawne czasy jednak min�y, co bezustannie stara� si� uzmy- s�owi� swoim podw�adnym. Po powrocie na pozycj� dowodzenia rzuci� okiem na pole walki. Krasnoludowie, kt�rzy nie�li drabiny, ju� je przystawili do mur�w i rozpocz�li wspinaczk�. Obro�cy zdo�ali odepchn�� 10 cztery, ale po dw�ch pozosta�ych wspina�o si� kilkunastu rabu- si�w wymachuj�cych pi�ciami i pa�kami. Smokowcom trudno by�o trafi� krasnolud�w. Wysokie na mniej wi�cej cztery i p� stopy istoty przemyka�y mi�dzy nogami siedmiostopowych jaszczur�w, kt�rzy z regu�y �wistali maczu- gami i klingami mieczy tu� nad ich g�owami. Kang dostrzeg� sze�ciu rabusi�w, kt�rzy robili uniki, kluczyli i podskakiwali, wymykaj�c si� sprytnie usi�uj�cym ich z�apa� smokowcom. Zeskoczyli z muru i znikn�li w osadzie. Kang zakl��. � Psiakrew! Slith, bierz pierwszy batalion i go� ich. Zosta�o nam tylko dziesi��" owiec. Nie mog� pozwoli�, �eby�my kt�r�� stracili. Biegnij! � Pierwszy batalion za mn�! � Slith przekrzykiwa� zgie�k. Smokowcy odepchn�li pozosta�e dwie drabiny, jednak kras- noludowie nie zaprzestali ataku, miotaj�c kamienie i pecyny b�ota. �o�nierz obok Kanga osun�� si� na kolana, a potem pad� na twarz. Kang odwr�ci� go i stwierdzi�, �e smokowiec nadal oddycha, ale na czole ro�nie mu du�y guz. Obok le�a�a rozbita na p� ceg�a. Kang zostawi� nieprzytomnego �o�nierza i zst�pi� z mur�w. Poszed� po pluton rezerwy. Przez wszystkie te lata smokowcy zachowywali wojskowe stopnie i organizacj�, chocia� w�a�ciwie nie musieli tego robi�. Dawno odeszli z armii. Mimo to wojskowa dyscyplina �wietnie si� sprawdza�a w sytuacjach wyj�tkowych, takich jak ta. Ka�dy wiedzia�, co robi� i kogo s�ucha�. Pluton rezerwowy dba� o zaopatrzenie reszty brygady (licz�- cej obecnie jedynie dwustu smokowc�w), dostarczaj�c prowian- tu, ubra�, zbroi, broni i narz�dzi. Podczas napadu spe�nia� rol� jednostki wspieraj�cej. Rog, komendant rezerwy, zasalutowa� zbli�aj�cemu si� Kangowi. � Gotowi na rozkaz!�oznajmi�. � Doskonale! Idziemy! � odpar� dow�dca i da� przyk�ad, chowaj�c miecz do pochwy. Czterdziestu smokowc�w, z kt�rych ka�dy uzbrojony by� w maczug� i tarcz�, wrzasn�o i pu�ci�o si� biegiem w stron� 11 wr�t. Stra�nicy przy bramie zauwa�yli nadci�gaj�cy oddzia� i otworzyli szeroko drewniane wierzeje. Krasnoludowie za wrotami dostrzegli okazj� i przypu�cili atak na otwarte wrota. Kang i jego jednostka rezerwowa wypadli zza bramy i rzucili si� do ataku na nacieraj�cych krasnolud�w. W ruch posz�y pa�ki i pi�ci. Bitwa by�a kr�tka. Kilka krasnolud�w pad�o z g�owami roz- bitymi maczug� albo pi�ci�. Trzasn�a b�yskawica, paru boza- k�w pos�u�y�o si� czarami. Pami�taj�c o rozkazie dow�dcy, dopilnowali, aby jedynym jej skutkiem by�o osmalenie kilku br�d i podpalenie gaci jednemu rabusiowi. Gdy pi�ciu krasnolu- d�w pad�o albo zacz�o si� kopci�, reszta przesz�a do odwrotu, wycofuj�c swoje si�y do rzadkiego lasu okalaj�cego osad�. Od czasu do czasu za�wiszcza�, albo niekiedy pacn�l, jaki� pocisk. Kang w�a�nie si� odwraca�, �eby oceni� sytuacj�, kiedy tra- fi�o go w pysk zepsute jajko. Skorupka p�k�a, �mierdz�ce ��tko pociek�o mu do ust i sp�yn�o po brodzie. Od tego obrzydliwego zapachu i jeszcze gorszego smaku �o��dek podjecha� mu do gard�a. Kang zakrztusi� si� i zwymiotowa�. Chyba ju� wola�by dosta� strza�� w brzuch. Ocieraj�c cuchn�cy pocisk z twarzy, da� swoim �o�nierzom rozkaz do odwrotu. Us�ysza�, jak jego komend�, wydan� w mo- wie smokowc�w, powt�rzy� w swoim j�zyku dow�dca rabusi�w. Krasnoludowie rozpierzchli si�, zostawiaj�c rannych na pobojo- wisku. Rano przyjd� po nich �ony. Smokowcy na murach wydali zwyci�ski okrzyk � kolejny raz odparli napa�� krasnolud�w. Kang ponuro potrz�sn�� g�ow�. Mimo wszystko sze�ciu z�odziei przedar�o si� do �rodka. Ju� sobie wyobra�a�, jakich szk�d narobi�, zanim nie zostan� uj�ci. Rozkaza� swoim �o�nierzom wr�ci� i zamkn�� wrota. Slith czeka� na niego. � No i co? � spyta� Kang. � Z�apali�cie ich? Slith zasalutowa�. � Panie pu�kowniku, dw�m dali�my �up- nia, ale przynajmniej czterech uciek�o. Brakuje czterech owiec. Kang w bezsilnej z�o�ci zary� gwa�townie pazurzast� stop� w ziemi, wzbijaj�c ob�ok kurzu. � Niech to szlag! I nikt niczego 12 nie widzia�? Czy�by owce dosta�y skrzyde� i odfrun�y z krasno- ludami na grzbietach? Slith m�g� tylko wzruszy� ramionami. � Przykro mi, panie pu�kowniku. Panowa�o spore zamie- szanie... � Tak, tak, wiem. � Kang wci�gn�� powietrze przez z�by i stara� si� uspokoi�. � Daj mi jak�� szmat�, �eby zetrze� to �wi�stwo. Zajmij si� rannymi, a potem ka� �o�nierzom zebra� si� na dziedzi�cu za godzin�. Chc� przem�wi� do nich przed nasta- niem upa�u. Slith po�o�y� d�o� na �uskowatym ramieniu Kanga w uspoka- jaj�cym ge�cie. � Ch�opcom jest teraz bardzo ci�ko, panie pu�kowniku. Nadal jednak mo�e pan na nas liczy�. Na ka�dego z nas. Kang bez s�owa kiwn�� g�ow� i Slith wyszed� wykona� rozkazy. On i jego �o�nierze wyci�gn�li nieprzytomnych krasno- lud�w za bram�, gdzie ich zostawili. Do jutra nie b�dzie po nich �ladu. Albo si� ockn� i powlok� do domu, albo na drugi dzie� zabior� ich rodziny. � Ca�kiem wariacki spos�b prowadzenia wojny, gdyby mnie kto� pyta� � zwierzy� si� jeden smokowiec drugiemu, kiedy wywlekali za bram� brzuchatego, czarnobrodego krasnoluda. Tak, pomy�la� Kang. Ca�kiem wariacki spos�b prowadzenia wojny. Rozdzia� 2 Kang mia� swoje powody, �eby w tak wariacki spos�b pro- wadzi� wojn�. Nie raz wyja�nia� je swoim podw�adnym. Po prostu zn�w trzeba by�o im o nich przypomnie�. Zst�puj�cy z mur�w smokowcy z wolna wchodzili na dzie- dziniec, ustawiaj�c si� w r�wne szeregi. Wkr�tce wszyscy �o�- nierze w s�u�bie Kanga stan�li w czterech rz�dach. Na komend� Slitha wypr�yli si� na baczno��. 13 Poranne s�o�ce, ogniste oko, kt�re tego ranka pali�o jak oczy Kanga, zajrza�o na podw�rze. W czerwonym �wietle rozb�ys�y �uski smokowc�w. By�y rozmaite i wskazywa�y na rodzaj smoka, kt�rego ohydnym potomstwem by� ka�dy z nich. Mosi�ne �uski baaz�w po�yskiwa�y w s�o�cu. Slith, jeden z sivak�w, skrzy� si� srebrzy�cie. Kiedy Kang wyszed� z ciemnej chaty na s�oneczny dziedziniec, jego �uski odbija�y refleksy jak polerowany spi�. By� bozakiem, jednym z nielicznych w oddziale, i o ile mu by�o wiadomo, jednym z niewielu, jacy zostali na �wiecie. �Jaszczuro-ludzie", tak� nazw� ludzie pogardliwie ochrzcili smokowc�w. Na d�wi�k tej obelgi Kangowi nieodmiennie je�y�y si� �uski. Jego �o�nierze nie bardziej przypominali jaszczurki ni� istoty ludzkie...no c�... na przyk�ad ma�py. Du�o bli�ej spo- krewnieni byli ze swymi rodzicami, smokami. Najni�szy smokowiec ma sze�� st�p wzrostu, sam Kang � siedem. Chodz� w pozycji wyprostowanej na dw�ch muskularnych nogach i nie musz� nosi� but�w ani trzewik�w na pazurzastych stopach. Szponiaste d�onie zgrabnie si� pos�uguj� wojennymi narz�dziami. Wszyscy smokowcy, z wyj�tkiem aurak�w (kt�rzy �le znosz� towarzystwo swoich pobratymc�w i z tego powodu zazwyczaj p�dz� samotniczy tryb �ycia), s� uskrzydleni. Skrzyd- �a pozwalaj� im szybowa� na kr�tk� odleg�o�� albo unosi� si� w powietrzu. Sivaki potrafi� naprawd� lata�. Oczy smokowc�w jarz� si� czerwono, a ich d�ugie paszcze pe�ne s� ostrych k��w. Smokowcy s� inteligentni, du�o bardziej ni� gobliny. Stano- wi�o to pewien problem podczas wojny, poniewa� wielu okaza- �o si� znacznie bystrzejszych od ludzi, kt�rzy nimi dowodzili. Bozaki, jak Kang, maj� wrodzony talent do magii, podobny do tego, jaki posiadali ich nieszcz�ni rodzice. Wprawdzie smo- kowc�w stworzono tylko w jednym celu � aby zniszczy� ka�- dego, kto im stanie na przeszkodzie � jednak im d�u�ej �yli na �wiecie, tym silniejsza by�a ich potrzeba przynale�enia do tego �wiata. Kang przez chwil� patrzy� na swoich �o�nierzy z dum�, kt�ra ostatnio coraz cz�ciej bywa�a zabarwiona smutkiem. Kiedy� smokowcy stali przed swoim dow�dc� w sze�ciu rz�dach. Teraz 14 by�o ich tylko cztery. Ilekro� wyg�asza� to przem�wienie, s�ucha- j�cych by�o coraz mniej. Rzuci� wzrokiem na Glotha, kt�ry sta� z ty�u z plutonem rezerwy. By� tam tak�e �o�nierz, kt�ry z�ama� rozkazy i chwyci� za kusz�. Kang podni�s� g�os. � �o�nierze, walczyli�cie dzisiaj dzielnie! Po raz kolejny zmusili�my nieprzyjaciela do ucieczki, sami nie ponosz�c zna- cz�cych strat. � Nie wspomnia� o skradzionych owcach. � Nie usz�o jednak mojej uwadze, �e niekt�rzy z was s� niezadowoleni ze sposobu, w jaki sprawuj� tu w�adz�. Nie jeste�my ju� w woj- sku. Wszyscy si� jednak zgodzili�my, �e jedyn� nadziej� na prze�ycie jest zachowanie dyscypliny. Wybrali�cie mnie na swo- jego dow�dc� i jest to obowi�zek, kt�ry traktuj� bardzo powa�- nie. Pod moimi rozkazami trzymamy si� tu ju� dwudziesty pi�ty rok. Nie jest nam �atwo, ale z drugiej strony nigdy nie mieli�my �atwego �ycia. Niemniej jednak wybudowali�my to. � Kang wskaza� stoj�ce w obr�bie warowni zgrabne rz�dy chat z sosno- wych bali. � Nasz gr�d jest pierwsz� na �wiecie osad�, jak� wznios�o nasze plemi�. �Pierwsz�" � us�ysza� w g�owie jaki� g�os. � �I ostatni�". � Chc� wam przypomnie� � ci�gn�� dalej cicho � dlacze- go opu�cili�my armi�. Dlaczego przybyli�my tutaj. �o�nierze stali bez ruchu, ani �uska nie zazgrzyta�a, ani ogni- wo kolczugi nie zadzwoni�o. � My, saperzy Pierwszej Smoczej Armii, mo�emy by� dum- ni z naszej s�u�by podczas Wojny Lancy. Sam lord Ariakus udzieli� nam pochwa�y za zas�ugi. Pozostali�my wierni Kr�lowej Ciemno�ci nawet w tych okropnych czasach w Nerace, kiedy nasi dow�dcy zapomnieli o szczytnych misjach i obr�cili si� jeden przeciwko drugiemu. Kang umilk� na chwil�, odgrzebuj�c raz jeszcze wspomnienia przesz�o�ci. � Si�gnijcie pami�ci� wstecz, �o�nierze, i wyci�gnijcie z te- go nauk�. �lepy traf sprawi�, �e naszym wojskom uda�o si� pojma� tak zwanego Z�otego Genera�a, elfi� kobiet�, kt�ra do- 15 wodzi�a wojskami rzekomych Si� Dobra. I co zrobili z ni� nasi dow�dcy? Zamiast poder�n�� jej od razu gard�o, co by�oby najrozs�dniejszym wyj�ciem, wystawili j� na pokaz ku uciesze Kr�lowej Ciemno�ci. Nawet kender m�g�by przewidzie�, �e grupa jej przyjaci� pod wodz� p�elfiego b�karta zjawi si�, �eby j� ocali�. W trakcie walki o Koron� Mocy lord Ariakus da� si� zad�ga�. Jaki� go�� z zielonym klejnotem w piersi nadzia� si� na ska�� i �wi�tynia rozpad�a si� w gruzy, a wraz z ni� plany Kr�lowej Mroku. Wszyscy pami�tacie t� chwil� � rzek� Kang i g�os mu stwardnia�. �Ludzie, kt�rzy byli naszymi dow�dcami, rozkazali nam walczy� do �mierci, a tymczasem sami uciekli! Tego dnia poleg�o wielu naszych wsp�plemie�c�w. My postanowili�my nie us�ucha� rozkazu. Cz�� z nas przewidzia�a ten straszny koniec. Uznali�my, �e ci ludzie przez sw� chciwo�� i g�upot� stracili prawo, aby nami dowodzi�. Odmaszerowali�my, zosta- wiaj�c wojn� tym, kt�rzy j� tak spartaczyli. Wybrali�cie mnie na dow�dc� i pod moimi rozkazami udali�my si� na po�udnie, aby poszuka� kryj�wki, miejsca, gdzie mogliby�my �y�. �Z�o obraca si� przeciwko sobie samemu", jak powiadaj� przekl�ci rycerze solamnijscy. Nie dotyczy to jednak Pierwszej Brygady Saper�w. � Kang m�wi� z rosn�c� dum�. � Przez lata walczyli�my jako zgrany zesp�. Byli�my zdyscyplinowanymi �o�nierzami, nawyk�ymi do s�uchania rozkaz�w. Mieli�my te� nowe ambicje, kt�ra zrodzi�y si� w dymie i p�omieniach bitwy. Mieli�my ju� dosy� zabijania, do�� mordowania i bezsensowne- go niszczenia. Nabrali�my ch�ci, by budowa�, osi��� gdzie�, zostawi� co� po sobie na tym �wiecie. Co� wiecznego i trwa�ego. Pami�tacie te czasy. �cigali nas rycerze. Ci�gn�li�my w kie- runku g�r Kharolis, odwiecznej przystani wyrzutk�w i banit�w. Wreszcie dotarli�my do nich i znale�li�my si� na ziemiach kr�lest- wa Thorbardinu. Rycerze solamnijscy nie mieli zamiaru gin�� za co�, co teraz uwa�ali za cudz� spraw�. Zostawili nas na pastw� krasnolud�w i wr�cili �wi�towa� swoje wspania�e zwyci�stwo. Mog�oby si� to dla nas �le sko�czy�, ale by�o nas stosunkowo niewielu. Nie stanowili�my zagro�enia dla mocno ufortyfikowa- 16 nego podziemnego kr�lestwa Thorbardinu, wi�c krasnoludowie nie widzieli powodu, �eby nara�a� �ycie w po�cigu za nami. Rozbili�my ob�z w dolinie wtulonej mi�dzy szczyty Cele- bund i Dashinak. Naszym pierwszym zadaniem by�o zbudowanie muru obronnego. Ob�z zmieni� si� w warowni�. Warownia sta�a si� osad�. Kang westchn�� g��boko. � Mamy tylko jeden problem. My, smokowcy, niejeste�my rolnikami. Nie ro�nie nic, co zasadzimy. �adne posiane nasiono nie wydaje owoc�w. Nie ko�czy�; wszyscy o tym wiedzieli. Daremne wysi�ki wyhodowania czegokolwiek na ja�owej ziemi by�y okrutn� me- tafor� ich w�asnego �ywota. Zrodzi�a ich magia. Nie istnia�y samice smokowc�w. Ich pokolenie b�dzie pierwszym i ostatnim, kt�rego �uski ogrzeje s�o�ce Krynnu. � Dawno temu pomarliby�my z g�odu � przyzna� Kang � gdyby nie krasnoludowie podg�rscy. Wioska krasnolud�w le�a�a naprzeciwleg�ym zboczu doliny, na stoku Celebundu. Zim�, kiedy zwierzyny by�o ma�o i smo- kowcom grozi�a �mier� g�odowa, zrobili to, co by�o konieczne dla przetrwania. Z�upili spichrze s�siad�w. � Pami�tacie pierwsze najazdy � rzek� ponuro Kang. � Po obu stronach la�a si� krew. Krasnoludowie ucierpieli bardziej. Dzi�ki naszemu do�wiadczeniu i rozmiarom pokonywali�my na- wet najlepszych ich wojownik�w. Niemniej jednak to my byli�my w gorszym po�o�eniu. Kiedy ginie jeden z naszych, nasze si�y kurcz� si� nieodwo�alnie. Zabitego nikt nie zast�pi �ju� nigdy. Przed Wojn� Lancy kap�ani Takhisis opracowali tajemn� metod� wynaturzania jaj dobrych smok�w, dzi�ki kt�rej zmie- niali nienarodzone smocz�tko w gromad� potwornych istot. Przy pomocy rozmaitych zakl�� i czar�w kap�an z�a Wyrlish, czarno- ksi�nik Dracart i prastary czerwony smok Harkiel Naginacz stworzyli ras� wojownik�w, kt�rych pilnie potrzebowa�y wojska Takhisis � smokowc�w. Zrodzone ze smok�w istoty okaza�y si� tak silne, inteligentne i przebieg�e, �e wzbudzi�y strach w swych stw�rcach. Lord Aria- kus uzna�, �e dow�dcy tylko wtedy zdo�aj� poskromi� smokow- c�w, je�li b�d� mogli kontrolowa� ich stan liczebny. On i inni smoczy w�adcy zakazali stwarzania samic. Ich gatunek nie m�g� si� rozmno�y�. Elitarne oddzia�y szturmowe smoczych w�adc�w mia�y ograniczon� liczebno��. Przypuszczalnie po zako�czeniu walk, kiedy Kr�lowa Ciemno�ci odnios�aby zwyci�stwo, nie potrzebowa�aby ju� smokowc�w. Do tego czasu wi�kszo�� i tak by poleg�a. � Patrzy�em, jak nasi wsp�plemie�cy gin� w potyczce z krasnoludami � rzek� Kang � i wiedzia�em, �e z czasem nasz gatunek wymrze. Przestaniemy istnie�. Oczywi�cie mogliby�my wyci�� w pie� krasnolud�w, ale co potem? Kto b�dzie uprawia� pszenic�? Kto b�dzie hodowa� owce? Kto b�dzie � Kang si� obliza� � p�dzi� ten boski trunek nazywany krasnoludzkim spirytusem? Umarliby�my z g�odu! Co gorsza, umarliby�my z pragnienia! Wsp�lnie z innymi dow�dcami pluton�w wymy�lili�my sen- sowne rozwi�zanie. Podczas nast�pnego napadu rozkaza�em zo- stawi� bro�. Wiecie, co si� sta�o. Ukradli�my tyle samo bochen- k�w chleba, porwali�my tyle samo kurcz�t � i co najwa�niejsze � zabrali�my tak� sam� ilo�� krasnoludzkiego spirytusu, co przy pierwszym naje�dzie, ale ponie�li�my zdecydowanie mniejsze straty. Wdarli�my si� i uciekli�my, u�ywaj�c w walce pi�ci, ogo- n�w i odrobiny magii. Po �adnej ze stron nikt nie zgin��. By�o troch� si�c�w i z�amanych ko�ci, ale rany si� zagoi�y. Kiedy miesi�c p�niej krasnoludowie napadli na nas, z przyjemno�ci� stwierdzi�em, �e nie byli uzbrojeni. W taki spos�b narodzi�a si� tradycja. Mi�dzy dwoma grodami zosta� zawarty milcz�cy pakt. Wiem, �e was to z�o�ci � przyzna� Kang. � Wiem, �e z najwi�ksz� przyjemno�ci� urwaliby�cie g�ow� jakiemu� kras- noludowi i wepchn�li mu j� do gard�a. Sam mam na to ochot�. Nie mo�emy jednak da� im tej satysfakcji. Czy tojasne? W takim razie, rozej�� si�. � Niech �yje pu�kownik! � krzykn�� Slith. �o�nierze ochoczo wznie�li okrzyk na jego cze��. Szanowali 18 i podziwiali swojego wodza. Kang w�o�y� wiele stara�, �eby zdoby� ich szacunek, ale teraz si� zastanawia�, czy rzeczywi�cie na niego zas�u�y�. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e wyg�osi� dobre przem�wienie, ale gdyby spojrze� na fakty, jakie zwyci�stwo smokowcy naprawd� odnie�li? �yli za murem, bezustannie wal- czyli o przetrwanie, i po co to wszystko? �yli tylko po to, �eby ka�dego wieczora upi� si� i bez ko�ca snu� te same, przekl�te wojenne opowie�ci. �Po co my si� w og�le staramy?" � pomy�la� pos�pnie Kang. Samotnie powl�k� si� do chaty, �eby odcierpie� kaca. Godzin� p�niej do jego drzwi zastuka� Slith. Kwatera Kanga znajdowa�a si� w g��wnym budynku admini- stracyjnym po�rodku osady. Slith mieszka� po drugiej stronie tego samego domu. Zbrojownia i szopa na narz�dzia by�y na zapleczu. Mieszkanie Kanga sk�ada�o si� z du�ej sali zebra� i niewiel- kiej sypialni z boku. Nie by�o luksusowe, niemniej wygodne. Na go�ym stole sta�a lampka oliwna wykonana przez krasnolud�w. Kang siedzia� na krze�le twarz� do drzwi. Kufel krasnoludzkiego piwa ju� czeka� na Slitha. Drugi nala� dla siebie. � Wyg�osi� pan dzi� dobre przem�wienie � rzek� sivak po wej�ciu. Kang kiwn�� g�ow�. Nie mia� ochoty rozmawia�. Na szcz�- �cie wiedzia�, �e Slith wprost przeciwnie. � Ma pan ca�kowit� racj�. Dzi�ki temu �yje nam si� ca�kiem dobrze. Krasnoludowie napadaj� na nas, zabieraj� kilka owiec i ca�� bro�, jaka im wpadnie w r�ce, a potem my idziemy do nich i robimy to samo, kradniemy spirytus i piwo, narz�dzia i chleb. Ilekro� urz�dzaj� napad, dajemy im �upnia i przeganiamy ich, a ja przychodz� tutaj na piwo. Niech pan m�wi, co chce, panie pu�kowniku, ale czerpi� z tego pewn� otuch�. Wiem, czego si� spodziewa� po �yciu. Kang pos�pnie wzruszy� ramionami. � Chyba masz racj�. Mimo to stale wydaje mi si�, �e od �ycia nale�a�oby oczekiwa� czego� wi�cej. � Jest pan �o�nierzem ze smoczego rodu � rzek� Slith, ze zrozumieniem kiwaj�c g�ow�. � T�skni pan za wojn�. Marzy 19 si� panu dowodzenie wojskami w walce na �mier� i �ycie, bitewna chwa�a. Kang wypi� �yk piwa i rozwa�y� jego s�owa. � Nie, chyba nie. Mam wra�enie, �e niczego nie osi�g- n��em. Nikt z nas nie wie, jak d�ugo po�yje, ale nie b�dziemy �y� wiecznie. Co zostanie, kiedy odejdziemy? Nic. Jeste�my ostatni- mi z naszej rasy. Slith wybuchn�� �miechem. � Jest pan najwi�kszym ponurakiem, jakiego spotka�em, pu�kowniku! Czy to wa�ne, co si� stanie po naszej �mierci? My nie zauwa�ymy r�nicy! � Wznosz� toast za to! � powiedzia� pos�pnie smokowiec i napi� si� piwa. Slith odczeka� chwil�, �eby sprawdzi�, czy humor mu si� nie poprawi, ale Kang wci�� by� pogr��ony w smutku. Wpatrywa� si� w g��b kufla i obserwowa� muchy brz�cz�ce wok� szmaty, kt�r� wytar� zgni�e jajko. � Do zobaczenia przy kolacji, panie pu�kowniku � powie- dzia� Slith i zostawi� dow�dc� sam na sam z czarnymi my�lami. Kang zdj�� zbroj� i ca�y rynsztunek. Z przyzwyczajenia wy- czy�ci� i takju� czysty miecz, schowa� bro� do pochwy i powiesi� pas na haku przy drzwiach. Po�o�y� si� na ��ku, �eby przespa� upa�, tak niezwyk�y w �rodku lata w g�rach. Nie zasn��, ale le�a� z otwartymi oczami, wpatruj�c si� w sufit. Slith trafi� w samo sedno. � Czy to wa�ne, co si� stanie, kiedy umrzemy? � spyta� Kang bzycz�ce muchy. � Czy to rzeczywi�cie wa�ne? Rozdzia� 3 Czterech krasnolud�w bieg�o w�sk� �cie�k�, kt�ra wiod�a zygzakiem przez such� jak pieprz traw�. Chocia� wci�� by�o wcze�nie rano, s�o�ce pra�y�o ich �elazne he�my niczym ogie� 20 ku�ni Reorxa. Trzech nosi�o sk�rzane zbroje i ci�kie buty i poci�o si� niemi�osiernie. Czwarty mia� na sobie przepasan� paskiem bluz�, spodnie i mi�kkie sukienne kapcie, pogardliwie zwane przez krasnolud�w �kenderskimi trzewikami", poniewa� rzekomo pozwala�y chodzi� cicho tak jak kenderzy. Jemu by�o stosunkowo ch�odno i ca�kiem wygodnie. Krasnoludowie nie�le si� spisali podczas porannego napadu. Jeden ni�s� na karku jagni�tko, trzymaj�c je za nogi. Dw�ch d�wiga�o wsp�lnie wielk� skrzyni�. Czwarty niczego nie ni�s�, co r�wnie� wyja�nia�o, dlaczego mi�o mu si� spacerowa�o. Jeden z krasnolud�w, kt�rzy taszczyli ci�k�, grzechocz�c� skrzyni�, zwr�ci� w ko�cu uwag� na t� ra��c� niesprawiedliwo��. � Hej, Sekjuist, za kogo ty nas masz? Za swoje juczne konie? � narzeka�, sapi�c i zipi�c z gor�ca i wysi�ku. � Chod� tu i pom� nam. � Ale�, �widrze, wiesz przecie�, �e mam chore plecy � �achn�� si� krasnolud, posy�aj�c mu srogie spojrzenie. � Wiem, �e bez trudu w�azisz przez okna� odpar� �wider. � Potrafisz te� ca�kiem �wawo si� rusza�, je�li musisz, tak jak wtedy, kiedy goni� nas ten smokowiec z maczug�. Jeszcze nie widzia�em, �eby� utyka� albo chodzi� zgarbiony. � To dlatego, �e dbam o siebie. � W to nie w�tpi� � mrukn�� inny krasnolud. Ka�da osoba obeznana z Ansalonem na pierwszy rzut oka pozna�aby, �e byli to krasnoludowie ze wzg�rz, a nie ich kuzyni, krasnoludowie g�rscy. W ka�dym razie troje spo�r�d nich. Mieli br�zowe w�osy, ogorza�� cer� i rumiane policzki � skutkiem chowania si� od dzieci�stwa na zdrowym piwie orzechowym. Wygl�d czwartego krasnoluda, nazywanego Sel�uist (jego matka, nieco romantyczna natura, nada�a mu imi� elfiego boha- tera popularnej opowie�ci bard�w; nikt nie wiedzia� dok�adnie dlaczego) m�g�by budzi� pewne w�tpliwo�ci. Krasnolud zdawa� si� nie pasowa� do �adnej konkretnej kategorii. Odziany by� podobnie jak towarzysze, mo�e troch� mniej schludnie. Na palcu nosi� mocno nadwyr�ony pier�cionek z metalu, kt�ry, jego zdaniem, by� ze srebra. Krasnolud ten � m�ody i do�� 21 szczup�y w por�wnaniu z t�gimi kompanami � twierdzi� r�w- nie�, �e pier�cie� jest magiczny. Nikt nie widzia� niczego, co by o tym �wiadczy�o, aczkolwiek wszyscy przyznawali, �e Sel�uist �wietnie umia� robi� przynajmniej jedn� sztuczk�: sprawia�, �e rzeczy nale��ce do innych os�b znika�y. � Zwa� ponadto, Mo�dzierzu, m�j przyjacielu � doda� � �e ja r�wnie� co� nios� � skarb nieocenionej warto�ci. Gdybym nie mia� wolnych r�k, jak m�g�bym go obroni� w razie napadu? � Czy�by? A co takiego? Sel�uist z dum� pokaza� amulet, kt�ry nosi� na szyi. � Wielkie rzeczy � powiedzia� T�uczek, brat Mo�dzierza. � Grosz na �a�cuszku. Pewnie nie wart nawet grosza. Za�o�� si�, �e jest ze z�ota g�upc�w, jak ten szmelc, kt�ry krasnoludowie �lebowi usi�owali nam wcisn�� w Pax Tharkas. � Wcale nie! � odpar� obra�ony Sel�uist. Na wszelki wypadek, kiedy inni nie patrzyli, zwolni� kroku na tyle, �eby dobrze obejrze� swoje znalezisko. Amulet by� z metalu, lecz nie by� monet�, w ka�dym razie nie przypomina� �adnej monety, jak� Sel�uist widzia�, a ogl�da� ich w �yciu niema�o. Mia� kszta�t pentagramu, w ka�dym wierzcho�- ku widnia� smoczy �eb. Pi�ciog�owy smok wskazywa�, �e by�a to relikwia Kr�lowej Ciemno�ci, sporo warta dla handlarzy pami�t- kami z czas�w Wojny Lancy. Sel�uist znalaz� j� podczas prze- trz�sania zawarto�ci kuferka smokowca. � Prawd� m�wi�c, by�by wart du�o wi�cej, gdyby okaza� si� magiczny! � mrukn�� pod nosem. W tym momencie za�wita�a mu do�� nieprzyjemna my�l. Czym pr�dzej zerwa� amulet z szyi i schowa� go do sakiewki przy pasku. � Tylko tego brakuje, �eby Kr�lowa Ciemno�ci przekl�a mnie za kradzie� jej klejnot�w � mrukn��. Przyspieszy� kroku i pogna� za kolegami. � Oddam go na dok�adk� kupcowi. Czterej krasnoludowie przeszli na drug� stron� niskiej grani i nareszcie mogli zwolni� kroku. By�o ma�o prawdopodobne, aby smokowcy �cigali ich w tym upale, ale wcze�niej nie chcieli ryzy- kowa�. Widzieli ju� dym z komin�w w osadzie. S�yszeli radosne okrzyki, jakimi mieszka�cy grodu witali wracaj�cych wojownik�w. 22 Wi�kszo�� rabusi�w ju� wr�ci�a, posiniaczona i pokaleczo- na, ale w doskona�ym humorze. Ca�a ludno�� Celebundinu ze- bra�a si�, �eby uczci� powr�t bohater�w. Czterej krasnoludowie, kt�rzy zostali z ty�u, sp�nili si� na uroczysto��, ale nie dbali o to. I tak by ich nie zaproszono. Prawd� m�wi�c, nie brakowa�o w osadzie takich, kt�rzy ucieszyliby si�, gdyby ta czw�rka nie wr�ci�a. Sel�uist i kompani celowo unikali t�umu, id�c do jego chaty, kt�ra sta�a na skraju wsi. Otworzy� trzy zamki w drzwiach � z natury by� podejrzliwy � i przest�pi� pr�g. Jego trzej pomocni- cy wgramolili si� do �rodka i upu�cili skrzyni� na pod�og�. Sel- �uist zamkn�� drzwi i skrzesa� ogie�, �eby zapali� lampk� oliwn�. �wider postawi� jagni� na ziemi i wlepia� w nie g�odny wzrok. Becz�cy �a�o�nie baranek zsiusia� si� na pod�og�. � Och, dzi�ki! Wielkie dzi�ki! � Selquist obejrza� si� ze w�ciek�o�ci�. �Tylko nam tego w domu brakowa�o, ostrej woni jagni�cych siu�k�w. Po co�, na mi�o�� Reorxa, wnosi� tego zwierzaka do domu? Wyprowad� go natychmiast, zamknij w szo- pie, potem przynie� co� do wytarcia tej ka�u�y. Wy dwaj, otw�rz- cie skrzyni�, niech no zobaczymy, co tam mamy. � Stalowe monety � rozmarzy� si� T�uczek. � Klejnoty � powiedzia� jego brat, majstruj�c przy zamku. K��dka otworzy�a si� z trzaskiem. � �opaty � stwierdzi� Selquist, zajrzawszy do �rodka. � Poza tym �omy i pi�a. No, co wy � doda�, widz�c rozczarowane miny braci. � Nie spodziewali�cie si� chyba znale�� nieprzeli- czonych skarb�w w szopie smokowca? Gdyby te �uskowate �ajdaki mia�y pieni�dze, nie siedzia�yby w opuszczonej dolinie. Jasne, �e nie. Trwoni�yby je w Sanction. � A skoro ju� o tym mowa, co oni tu robi�? � spyta� T�uczek. By� w z�ym humorze. � Ja wiem � oznajmi� Mo�dzierz z bardzo powa�n� min�. � Przyszli tu umrze�. � Brednie! � Sel�uist rozejrza� si�, �eby si� upewni�, �e s� sami. Zni�y� g�os. � Powiem wam, dlaczego tu s�. Kr�lowa Ciemno�ci przys�a�a ich z misj�. 23 � Naprawd�? � wystraszy� si� T�uczek. � Oczywi�cie. � Sel�uist wyprostowa� plecy, drapi�c si� w zadumie po rzadkiej brodzie, kt�r� jego w�asna matka por�wna�a kiedy� do k�py ple�ni na g�azie.�Jaki m�g�by istnie� inny pow�d? � Kopalnia � upiera� si� Mo�dzierz. Pozostali jednak wy�miali go i zacz�li wyci�ga� narz�dzia ze skrzyni. Kszta�tem i stylem nie przypomina�y wyrob�w smokow- c�w, co oznacza�o, �e pierwotnie skradziono je z osady krasno- lud�w. Sel�uist i jego przyjaciele po prostu ukradli je z�odziejom i nie by�o niczego dziwnego w tej procedurze. Po dwudziestu kilku latach najazd�w wi�kszo�� rzeczy nale��cych do krasno- lud�w i smokowc�w zmieni�a w�a�cicieli wi�cej razy ni� prezen- ty na kenderskim weselu. � Nie�le � powiedzia� T�uczek do brata. � Mo�emy je sprzeda� za dziesi�� sztuk stali. Pochodz� z Thorbardinu i s� dobrej jako�ci. W Celebundinie wytwarzano bardzo niewiele. Osada mog�a si� pochwali� ku�ni� i niezgorszym kowalem, kt�ry jednak pro- dukowa� narz�dzia s�u��ce do budowania, nie kopania w ziemi czy walki. Wi�kszo�� or�a zosta�a kupiona, zdobyta drog� wymiany albo ukradziona bogatszym, wiod�cym bezpieczniej- szy �ywot i znienawidzonym kuzynom, krasnoludom z pot�nej, podziemnej fortecy Thorbardin. � Mo�emy je sprzeda� tanowi albo podr�nym id�cym na p�noc. Co o tym s�dzicie? � spyta� Sel�uist. Mo�dzierz zastanowi� si� powa�nie. � Kto kupi �opaty, kilofy i pi�� na trakcie do Sol�ce? W�- drowna grupa gobli�skich robotnik�w drogowych? Nie, b�dzie- my musieli zanie�� je tanowi. Mo�dzierz zawsze mia� smyka�k� do interes�w. Sel�uist si� zgodzi�. T�uczek wni�s� sprzeciw. � Kto� na pewno je pozna i powie, �e nale�� do niego. Wtedy tan ka�e nam je odda�. Na d�wi�k strasznego s�owa �odda�" �cierp�a im sk�ra. Bra- cia obejrzeli si� na Sel�uista, kt�rego uwa�ali za m�zg dru�yny. � Mam! � po namy�le powiedzia� krasnolud. � We�- 24 mierny tego zasikanego baranka i podarujemy go c�reczce tana. Wyjdziemy na bohater�w! Wtedy w razie czyjego� sprzeciwu tan b�dzie zmuszony uj�� si� za nami. Mo�dzierz i T�uczek rozwa�yli projekt i oznajmili, �e jest wykonalny. �wider, kt�ry w�a�nie wr�ci�, zmru�y� oczy i spoj- rza� na nich nieprzychylnie. � Co zamierzali�cie zrobi� z jagni�ciem? Sel�uist wyjawi� mu plan, dodaj�c skromnie: � To by� m�j pomys�. �wider burkn�� co� pod nosem. � Co powiedzia�e�? Brzmia�o jak .jagni�ce kotlety". � Bo powiedzia�em .jagni�ce kotlety"! Oddajesz nasz� ko- lacj� tej smarkuli tana! � Powiniene� mniej my�le� o �o��dku � upomnia� go moralizatorskim tonem Selquist � a wi�cej o Sprawie. Liczy si� ka�dy grosz, jaki zdo�amy zgromadzi� na nasz� ma�� wypraw�. Zgasi� �wiat�o i majestatycznie opu�ci� chat� w towarzystwie Mo�dzierza i T�uczka. �wider podrepta� za nimi z barankiem na r�kach. Dobrze zna� t� Spraw�. Sel�uist s�u�y� wy��cznie Sprawie Sel�uista. Rozdzia� 4 Dw�r Tan�w wznosi� si� po�rodku Celebundinu i w rzeczy- wisto�ci wcale nie zas�ugiwa� na tak chwalebne miano. G��wne ulice grodu rozchodzi�y si� promieni�cie od gmachu zebra� niczym szprychy ko�a. ��czy�y je aleje w kszta�cie pier�cieni, pomi�dzy kt�rymi sta�y domy krasnolud�w. Gr�d nie mia� mu- r�w obronnych, ale ka�dy gmach wzniesiono z kamienia i zbu- dowano jak ma�� warowni�. Krasnoludowie z Celebundinu nie lubili siedzie� za murami. Fortyfikacje przypomina�y im o kuzynach z Thorbardinu. Przywo- dzi�y na my�l straszne dni po Kataklizmie, kiedy krasnoludowie 25 g�rscy zatrzasn�li wrota Thorbardinu przed nosami swoich po- bratymc�w ze wzg�rz, skazuj�c ich na �mier� g�odow� w puszczy. Tego dnia Dw�r Tan�w � w istocie fortyfikacja mniej wi�cej rozmiar�w czterech dom�w � p�ka� w szwach. Wolne by�y tylko miejsca stoj�ce. Selquist i jego przyjaciele z jagni�ciem wcisn�li si� przez drzwi od ty�u i przepychali si� do przodu . � Przepraszam, prosz� mi wybaczy�, nie depta� mi po nogach! � Sel�uist szturcha� i popycha� osoby zagradzaj�ce mu drog�. Na jego widok krasnoludowie robili kwa�ne miny, jakby przez pomy�k� wypili du�y �yk niedowarzonego piwa. � Kto to? Co tam si� dzieje? � spyta� grzecznie tan. By� to �agodny krasnolud, piekarz z zawodu, kt�ry spogl�da� w przysz�o�� z nadziej�, przez co stale sprawia� wra�enie lekko rozczarowanego. � To Chy�y Selquist! � rzuci� kto� szyderczo. Na twarzy tana pojawi� si� bolesny wyraz. Kiedy� pok�ada� w Selqui�cie wielkie nadzieje, jednak prys�y one sto lat temu. � Cokolwiek chcesz nam sprzeda� � rzek� � nie jeste�my zainteresowani. Sami ca�kiem dobrze sobie dzi� poradzili�my. Pokaza� le��c� przed nim stert�: sze�� work�w m�ki, worek chleba, p�ug z jarzmem dla wo�u i czterna�cie anta�k�w po gorza�ce. Z boku, przy wyj�ciu sta�y dwie doros�e owce, bo- ja�liwie przygl�daj�c si� t�umowi. � Moje gratulacje. � Odwr�ciwszy si�, Sel�uist z�apa� T�uczka, kt�ry ugrz�z� w �cisku i wyci�gn�� go stamt�d. � Skoro widz� tu tyle dobra, przypuszczam, �e nie zaciekawi ci� ten ma�y podarunek, kt�ry przynios�em. S�ysza�em, �e to Dzie� Daru �ycia twojej kochanej c�reczki, Paczuszka � doda� w przyp�y- wie natchnienia. Pozostali krasnoludowie stan�li jak ra�eni piorunem, ka�dy my�la� w panice, �e przegapi� Dzie� Daru �ycia c�rki tana i zastanawia� si�, jak mo�e zatuszowa� to zaniedbanie. Sel�uist wypchn�� naprz�d T�uczka, kt�ry poda� baranka. Tan zamruga�. Stoj�ce za nim puco�owate dziecko, kt�re wychowa�o si� na pieczywie tatusia i samo sprawia�o wra�enie o�ywionej, puszystej bu�eczki, wybieg�o naprz�d z wyci�gni�ty- mi r�czkami. 26 � Bee-bee. Ja chc�! � Ale�, skarbuniu � zwr�ci� jej uwag� ojciec, patrz�c na Sel�uista z niejak� podejrzliwo�ci�, zrodzon� z d�ugiej z nim znajomo�ci � dzi� nie jest tw�j Dzie� Daru �ycia. By� dwa miesi�ce temu. Krasnoludowie otaczaj�cy Sel�uista odetchn�li z ulg�. Paczuszek popatrzy�a ze z�o�ci� i tupn�a n�k�. � Dzisiaj jest m�j Dzie�. Chc� bee-bee! Jej twarz si� wykrzywi�a. Dwie �zy � wyci�ni�te z wielkim wysi�kiem � sp�yn�y po puco�owatych policzkach. Dziewczyn- ka rzuci�a si� na pod�og� i krasnoludowie stoj�cy w pobli�u cofn�li si� o kilka krok�w. Fanaberie Paczuszka znano i szano- wano na mile wok�. � Nie r�b zawodu temu s�odkiemu dziecku � powiedzia� serdecznie Sel�uist. Nachyliwszy si�, pog�aska� dziewczynk� po g�owie i zach�ci� j� szeptem. � Wi�cej �ez, ma�a. Wi�cej �ez. Stoj�ca u boku tana �ona � pot�na kobieta z imponuj�cymi bokobrodami � nasro�y�a owe bokobrody, z wyrzutem patrz�c na m�a. Krasnolud wcisn�� g�ow� w ramiona. � Dzi�kujemy ci. Przyjmiemy to jagni�. Tan wzi�� baranka i przekaza� go c�rce, kt�ra zamkn�a zwierz�tko w u�cisku, kt�ry omal je nie zadusi�. Przygl�daj�cy si� temu T�uczek obliza� wargi i z �alem pomy�la� o mi�towej galaretce. Po wykonaniu zadania Sel�uist uk�oni� si� tanowi, nast�pnie zacz�� si� przepycha� przez t�um w stron� ogromnej beczki z piwem orzechowym, kt�ra zajmowa�a poczesne miejsce w rogu sali. Zanim jednak�e do niej dotar�, kto� chwyci� go za ko�nierz koszuli i wpraw- nie za� poci�gn��. Niespodziewanie Sel�uist znalaz� si� oko w oko ze szpakowatym, srogim genera�em osady. � Wbrew twoim przekonaniom, panie Sel�uist � krasno- lud by� czerwony ze z�o�ci � nie urz�dzamy najazd�w na ob�z smokowc�w dla uciechy twojej i twoich z�odziejskich kompa- n�w! To my ponosimy ryzyko, i na Reorxa, mam ju� powy�ej uszu patrzenia, jak tw�j chudy zadek znika w szczelinie muru, kiedy moi dzielni ch�opcy dostaj� takie lanie, �e gubi� rozum. 27 � Niewielka strata � mrukn�� Sel�uist. � Co� ty powiedzia�? � Genera� przyci�gn�� go bli�ej. � Powiedzia�em: �dbasz o nich jak tata", Moorpacanie. � Krasnolud usi�owa� wywin�� mu si� z r�k. � Moortan! � zagrzmia� w�dz. � Nazywam si� Moortan! � Potrz�sn�� Sel�uistem. � Cokolwiek ukrad�e�, masz przy- nie�� tanowi do podzia�u mi�dzy najbardziej potrzebuj�cych. � �wietnie, Moorpacanie � odpar� grzecznie Sel�uist. � To ty id� do tej kochanej, s�odkiej dziewuszki i powiedz, �e zabierasz jej male�k� owieczk�. Genera� zblad�. Smokowcy z d�ugimi na sze�� st�p zatrutymi mieczami o z�bkowanych jak pi�y kraw�dziach byli niczym w por�wnaniu z P�czuszkiem. � Zapami�taj moje s�owa, daergardzki szczeniaku � wark- n�� Moortan, podkre�laj�c s�owa dodatkowym szarpni�ciem za ko�nierz, kt�re na chwil� odebra�o Sel�uistowi mow�. � Nie chc� ci� wi�cej widzie� na wyprawach. Je�li nie pos�uchasz, zg�osz� oficjalny wniosek o wykluczenie ci� z naszej spo�eczno�ci! By�a to straszna gro�ba. Wykluczony krasnolud nigdy nie mo�e wr�ci� do domu i klanu. Staje si� wygna�cem, w�drowcem po obcych krainach. Banita mo�e zosta� przyj�ty przez jaki� klan w innym zak�tku Ansalonu, ale nie otrzyma tam prawa g�osu i praktycznie b�dzie uchodzi� za osob� �yj�c� z ich ja�mu�ny. Moortan upu�ci� Sel�uista na pod�og�. Obr�ciwszy si� na pi�cie, oddali� si� d�ugim krokiem. Sel�uist u�miechn�� si� do s�siad�w, kt�rzy z surowymi minami przychylnie przygl�dali si� scenie. Wyprostowa� si� i wyg�adzi� nadwer�on� koszul�. � Pi�kn� mamy pogod� � stwierdzi�. � Troch� gor�co i mog�oby nieco popada�, ale poza tym idealne warunki do przebywania na �wie�ym powietrzu. Krasnoludowie spojrzeli na niego wilkiem i odwr�cili si� plecami. Us�ysza�, jak powtarzaj� s�owo �Daergar", ale to by�a stara historia i dawno przesta�a go interesowa�. Co innego gro�ba wygnania. To co� nowego. Powszechnie by�o wiadomo, �e Mo- ortan robi� tylko du�o szumu. Do wykluczenia Sel�uista z klanu 28 niezb�dne by�o jednomy�lne g�osowanie wszystkich g��w ro- d�w, co by�o ma�o prawdopodobnym wydarzeniem, chocia� niewielu spo�r�d nich przyja�ni�o si� z Selquistem lub nawet poda�oby mu �yk wody, gdyby kona� z pragnienia na pustyni. Nadaremnie rozgl�da� si� za towarzyszami. Z chwil� nadej�cia genera�a wszyscy trzej wtopili si� w t�um, zostawiaj�c szefa na pastw� losu. Nala� sobie du�y kufel orzechowego piwa z olbrzymiej becz- ki i siad�, �eby zapomnie� o Moorpacanie i delektowa� si� trunkiem. Spotkanie ci�gn�o si� jeszcze godzin�, podczas kt�rej krasnoludowie m�wili o tym, jak nale�y podzieli� �up i broni� osady przed nieuniknionym odwetem smokowc�w. Przekonani, �e uwag� genera�a w pe�ni zajmuj� sprawy urz�- dowe, trzej kompani wy�onili si� z najwi�kszego �cisku i do��- czyli do Selauista. � Czy ja dobrze us�ysza�em? � spyta� skonsternowany Mo�dzierz. � Moortan zagrozi�, �e ka�e ci� wygna�? � Phi! � Selquist lekcewa��co machn�� r�k�. � Mo�e pr�bowa�, ale nigdy nie zbierze g�os�w. Moja matka na pewno ujmie si� za mn�. Trzej krasnoludowie spojrzeli na niego markotnie. � Jasne, �e si� ujmie! � zaprotestowa� Sekjuist. � Skoro mowa o twojej matce, on ci� nazwa� Daergarem � rzek� cicho �wider. � Tobie to nie przeszkadza? � Nie � odpar� Sel�uist beztrosko. � Dlaczego mia�oby? To prawda. W ka�dym razie po�owiczna prawda. Jestem w po- �owie Daergarem. I jestem dumny ze swojego pochodzenia. Spytajcie kogo chcecie. Powiedz� wam, �e Daergarzy wzbudzaj� najwi�kszy strach w�r�d krasnolud�w i na ca�ym Ansalonie uchodz� za pot�nych wojownik�w. Daergarzy � albo czarni krasnoludowie � uchodzili r�w- nie� za morderc�w i z�odziei, ale o tym towarzysze Selauista rozs�dnie nie wspomnieli. Nikt nie wiedzia� wiele o jego ojcu, wliczaj�c w to jego matk�. Wychyliwszy sporo spirytusu podczas �wi�ta Ku�ni, po pijanemu samotnie oddali�a si� do kniei tanecznym krokiem. 29 Wr�ci�a kilka dni p�niej z m�tn� opowie�ci� o tym, jakoby balowa�a z le�nymi duchami. Rezultatem poszukiwa�, jakie jej ojciec zarz�dzi� w okolicy, by�o odnalezienie odcisk�w but�w, znacznie wi�kszych i ci�szych od tych, jakie zwykle zostawiaj� le�ne duszki, oraz no�a i ko�czanu ze strza�ami daergardzkiego pochodzenia. Kiedy kilka miesi�cy p�niej krasnoludzka panna powi�a ch�opczyka, zauwa�ono, �e on r�wnie� jest daergardzkie- go pochodzenia. Poniewa� dziecko by�o w po�owie Neidarem, klan go przyj��, ale wyrazi� si� jasno, �e nie musi by� z tego zadowolony. Wyra�a� si� jasno na ten temat przez nast�pne sto lat �ycia Sel�uista. A teraz Moortan o�wiadczy�, �e ka�e go wygna�. A co tam. I tak nie zamierza� sp�dzi� reszty �ycia w tej zabitej dechami dziurze. Czterej krasnoludowie zbli�yli si� do siebie w zgie�ku. Sel- quist wydawa� polecenia. � T�uczek, tan ci� lubi, poza tym jeste� czwartym kuzynem w drugim pokoleniu ze strony brata jego dziadka. P�jdziesz jutro do jego piekarni i sprzedasz mu te narz�dzia. T�uczek pokiwa� g�ow�. Z nich czterech tylko do niego tan mia� odrobin� zaufania. � Nie zgadzaj si� na �adne wymiany � ostrzeg� Selquist. � Potrzebujemy stali, nie czerstwego chleba. I nie chcemy... Przerwa� im koniec zebrania. Wojownicy podeszli do beczki z piwem orzechowym, nape�nili kufle, po czym wzmocnili tru- nek krasnoludzkim spirytusem. Reszt� dnia sp�dz� na przechwa- laniu si� swymi wyczynami podczas napadu. Cztery kobiety wyruszy�y po swoich m��w, kt�rych zostawiono w osadzie smokowc�w. Dw�ch dobrze uzbrojonych wojownik�w towarzy- szy�o im dla ochrony, bardziej przed spotykanymi czasem w oko- licy dzikimi zwierz�tami ni� smokowcami. Odwr�ciwszy si�, Sel�uist zobaczy� za sob� tana. � C� ci� dzi� sk�oni�o do takiej hojno�ci? � rzek�, g�adz�c si� po brodzie, wiecznie przypr�szonej m�k�. � Ufam, �e to oznacza, i� zamierzasz wyku� nowy m�ot, jak m�wi porzekad�o � doda� z nadziej�, lecz bez wielkiego przekonania. 30 Sel�uist u�miechn�� si�. � Wype�niam jedynie m�j obowi�zek wobec spo�eczno�ci, dostojny tanie, jak ka�dy inny u�yteczny cz�onek tego klanu. � Chcia�bym w to wierzy�. � Tan wyda� pobo�ne westchnie- nie. � W ko�cu jeste� w po�owie Neidarem. Nie potrafi� jednak zapomnie�, �e w twoich �y�ach p�ynie r�wnie� daergardzka krew. U�miech Sel�uista sta� si� szerszy. � Mnie samemu nigdy nie pozwolono o tym zapomnie� � odpar� uprzejmie. � Pozw�l mi dzi� na ten gest, tanie, a mo�e kt�rego� dnia zrewan�ujesz mi si�. Mam szczer� nadziej�, �e baranek ucieszy� twoj� c�reczk�. � Mnie na pewno ucieszy�by�mrukn�� �wider. � Pieczony. Sel�uist nadepn�� przyjacielowi na nog�, �eby go uciszy�. � Czy mog� zaproponowa�, aby�my si� razem napili, do- stojny tanie? Dla towarzystwa wypi� z nim kufel piwa orzechowego, lecz kiedy tylko pozwoli�a mu na to grzeczno��, porzuci� starego piernika, i daj�c znak kolegom, opu�ci� dw�r. * Krasnoludowie z Celebundinu nale�eli do klanu Neidar�w. Po bratob�jczej wojnie, wywo�anej odmow� Hylar�w udzielenia po Kataklizmie pomocy kuzynom, Neidarom na wieki zakazano wst�pu do �wi�tych sal Thorbardinu. Ich krzes�o w Radzie Ta- n�w podziemnego kr�lestwa stoi teraz puste. To by�y dawne dzieje. Rozmaite grupy, kt�re usi�owa�y za- prowadzi� pok�j w�r�d mieszka�c�w Ansalonu, podsuwa�y my�l, �e gdyby krasnolud�w g�rskich odpowiednio poprosi�, �askawie pozwoliliby swym kuzynom powr�ci�. Krasnoludowie ze wzg�rz zawsze odpowiadali, �e woleliby da� si� przywi�za� do maszyny gnom�w bez zatyczek w uszach, ni� wr�ci� na kl�czkach do ojczyzny przodk�w. Nie pozwala�a na to zraniona duma �adnej ze stron, i przypuszczalnie nigdy nie pozwoli. Daergarowie za� od��czyli si� od g��wnych klan�w Throbar- dinu po nieudanej pr�bie odebrania w�adzyHylarom. Dusze Daer- gar�w, kt�rzy zeszli do jeszcze ni�szych tuneli w kr�tych grotach 31 Thorbardinu, sta�y si� mroczne jak ich otoczenie. Rz�dzi nimi zawsze najsilniejszy wojownik klanu, kt�ry udowadnia sw� w�a- dz�, utrzymuj�c si� przy �yciu. Daergarzy s� znakomitymi z�o- dziejami i maj� s�aw� najzwinniejszych i najbardziej nieuczci- wych ze wszystkich krasnolud�w. Selquist odziedziczy� obie te cechy. Od wczesnych lat wykazywa� talent do tego, co kenderzy nazy- waj� �po�yczaniem". W przeciwie�stwie jednak do kender�w, dobrze wiedzia�, sk�d si� bra�y jego �upy i co z nimi nale�y zrobi�. Sel�uist i �wider po�egnali si� z bra�mi T�uczkiem i Mo�- dzierzem i poszli do w�asnego domu. Mieszkali razem, b�d�c m�odymi kawalerami, kt�rzy jeszcze si� nie po�enili. �wider zakochiwa� si� mniej wi�cej raz na tydzie�, jednak na d�wi�k s�owa �ma��e�stwo" dostawa� wysypki. Sel�uist nie mia� czasu na zadawanie si� z przedstawicielkami p�ci przeciwnej. Musia� uk�ada� plany i liczy� zyski. Tej nocy mia� pracowa� nad jednym ze swoich najlepszych pomys��w. Kiedy dotar� do domu, otworzy� trzy zamki, wszed� do �rod- ka, zapali� lamp� i zabra� si� do roboty. Oznacza�o to, �e siedzia� rozparty w najlepszym fotelu, a �wider przy biurku spisy wa� jego polecenia. � B�dziemy potrzebowali prowiantu na do�� d�ugo, �eby dotrze� do siedziby klanu Daergar�w. Potem jedzenie mo�emy podkrada� � dyktowa� Sel�uist. �wider zapisy wa� jego s�owa w ma�ej, oprawnej ksi��eczce. Matka �widra, kt�ra by�a j