15695

Szczegóły
Tytuł 15695
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15695 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15695 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15695 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

ISAAC BASHEVIS S I NG E R GROSIKI NA RAJ i inne opowiadania Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA -. Tytuł oryginału: A Nest Egg for Paradiseand Other Stories Projekt okładki:Joanna Szacłiowska Redakcja graficzno-techniczna. Sławomir Grzmiel Korekta: Janina Zgrze ' ""^ . A Crown of Feathers 1970, 1971,1972,1973 by Isaac Bashevis SingerPossions 1970, 1973, 1974, 1975 by Isaac Bashevis Singer Old Loue1966, 1975, 1976, 1977,1978, 1979 by Isaac Bashevis Singer The Image and Other Stories 1965,1969, 1973, 1980, 1981, 1982, 1983, 1984,1985 byIsaac BashevisSingerfor the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2001 for the Polish translation by Monika Adamczyk-Garbowska for the Polish translation by Elżbieta Petrajtis-0'Neill for the Polish translation by Paweł Śpiewak for the Polish translation by Anna Zbierska ISBN 83-7200-749-7 Warszawskie Wydawnictwo Literackie MUZA SA / ^1Warszawa 2001 +- ,^^'^ Wstęp Isaac Bashevis Singer (1904-1991) jest pisarzemdobrzeznanym w Polsce i na świecie, jedynym noblistą piszącymw języku jidysz, który sławę osiągnął dziękiprzekładomjego utworów na język angielski. O ile krytycywysuwająnierzadko zastrzeżenia do powieści Singera, zarzucającmu częste powtórzenia, zbyt luźnąkonstrukcję wątkówi niezbytprzekonujące ich rozwiązania, o tyle zgodnieuznają go za mistrza krótkichform. Szczególny rozgłoszyskały opowiadania utrzymane w tonieludowej baśni,gdzie rzeczywistość miesza się z fantazją, tradycja z nowoczesnością, bluźnierstwoz głęboką wiarą, makabra z humorem, dobro ze złem, a ludzie żyją w niezwykłym świecierządzonym pozornie przez zjawiska nadprzyrodzone. Pozornie, często bowiem zjawiska uznawane powszechnie zanadprzyrodzone przedstawione są tu niczym zwykłe zjawiska przyrodnicze, tyle że nie zbadane jeszcze przezczłowieka. Telepatiajest w tym świecie czymś równienaturalnym jak przyciąganie ziemskie. Bardziej natomiasttajemnicze od telepatii czy jasnowidztwa są motywypostępowania ludzkiego. Zacierając granicę między naturalnym a niezwykłym pisarz ukazuje istniejące w człowieku siły i namiętności, osiągając przy tym zaskakującenierzadkoefekty artystyczne. BohaterowieSingera wywodząsię głównieześrodowiska żydowskiego, ale w jego utworach często występująi Polacy;jednym z przewijających się tematów są stosunki 5. zachodzące między społecznością polską a żydowską. Mimo że większą część życia pisarz spędził w StanachZjednoczonych, w swojej twórczości ciągle powraca dospraw najbardziej mu bliskich, które pamięta z dzieciństwa i młodości przeżytych w Warszawie i Biłgoraju. Jestkronikarzem, który za cel obrał sobiejak najpełniejszeukazanie losów Żydów osiadłych w Polsce, ale nie tylkokronikarzem. Fakty historyczne służą mu bowiem główniejako tło dla rozważań natury religijnej, filozoficznej i moralnej. Podobnie jest z topografią. Pod względem geograficznym Polska Singera to przedewszystkim ziemie dawnej Kongresówki, ze szczególnymuwzględnieniem Warszawy oraz małych miasteczekLubelszczyzny i Mazowsza,a także - choć w mniejszym stopniu- dawna Galicja. Wiele z tych miejsc, takich jak Warka,Góra Kalwaria, Kock, Chełm czy Tyszowce ma w opisywanym przez pisarza świeciezupełnie inne znaczenie niż to,jakie utrwalają w świadomości współczesnych Polakówliteraturapolskai podręczniki historii. Małe,zapomnianeobecnie mieścinyożywają nagle w twórczości Singerajako ważne centrachasydyzmu,siedziby świętych rabinówi cadyków. W okresie biłgorajskim przyszły pisarz nasłuchał sięludowych opowieścio duchach, chochlikach, cudach dokonywanych przez cadyków. Do okresu tego wraca w wieluswoich utworach zawdzięczając mu znajomośćrealiówprowincji: niektórzy bohaterowie opowiadań i powieściwzorowani sąna postaciach krewnych i innych spotkanych wówczas osób. Takjak pobyt w Biłgoraju umożliwił mu poznanieprowincji wraz z jej tradycją i przesądami, tak szerokiekontaktybrata Israela Jehoszui Singera(1893-1944), znanego już w latach dwudziestych pisarza, ułatwiły mu 8 styczność z cyganerią tego okresu - artystami, literatamiskupionymi w ZwiązkuLiteratów i Dziennikarzy Żydowskich przy ulicyTłomackie13 w Warszawie i innymiwolnomyślicielami,którzy pojawiają się jakże często nakartach jego warszawskich, a następnie nowojorskichutworów. Wiele z tego co piszeBashevis Singer, jest rekonstrukcją, legendą, przypowieścią lub wyobrażeniem, tymteż różni się od twórczości tychpisarzy żydowskich,którzy przedstawiali istniejący świat w konwencji realistycznej. Jegoświat możewydać się bardziej egzotycznyŻydom, którzysię z niego wywodzą, niż czytelnikom nieznającymprzedwojennego sztetł. Nic więc dziwnego, żepisarz spotkał się z nieprzychylnym przyjęciemze stronyniektórych krytyków żydowskich. Jego utwory choćpozornie utrzymane w duchu dziewiętnastowiecznegorealizmu są bowiem bardziej bliskie modernistom, mimoże inspirację czerpie on z opowieści chasydzkich czykabalistycznych. Powtarzające się motywy to zagubienie, alienacja, starość, patologiczne stany duchowości,rozkład fizyczny i moralny, ukazane nierzadko na domiarwszystkiego w sposób groteskowy czy tragikomiczny. Singer bardzo chętnie wprowadza do swoich opowieści demony, nie takie jednak,jakie spotykamy w baśniach. Demonem jest bowiem człowiek opętany jakąśmyślą lubpragnieniem. Pisarz daje do zrozumienia, żew każdym z nas oprócz pierwiastków ludzkich tkwiąrównież pierwiastki demoniczne, któreujawniają sięwtedy, gdy namiętność ogarniająca człowieka jest taksilna, że nie mogą jej już powstrzymać żadne hamulce. Czasamimotywsiłnadprzyrodzonych zostajeużytywcelach humorystycznych, częściej jednak mawymiartragiczny. 7. Stosunek Singera do tradycji oraz percepcję jego twórczości przez niektórych czytelników i krytyków traktujących literaturę jako wierne odbicie rzeczywistości,a nie byt samoistny, ilustruje anegdota, którą pisarzprzytacza w jednym z wywiadów. Według jego relacjipewien człowiek podszedł do niego po jednym zwieczorów autorskich w Ameryce i oznajmił: "Może Panoszukiwać cały świat, ale mnie pan nie oszuka. Pochodzęz Frampola, o którym Pan często pisze. Pełno tamseksui diabłów. A ja we Frampolu nie widziałem ani jednego,ani drugiego". Nic dziwnego - Frampol, Goraj czy Warszawa w utworach pisarza nie są w żadnej mierze realistycznym odbiciemtych miejsc, chociaż zmylić nasmogąpieczołowicieodtworzone szczegóły. Często też zaciera sięw nichróżnicamiędzyGorajem a Miami, ulicą Krochmalną aBroadwayem, Polską a Argentyną, jako że napierwszyplanwychodzą zagmatwane ścieżki ludzkiej egzystencji. Możetowłaśnie sprawiło,że czytelnicy często stają przedzagadką,bowiem jegoświat wydaje się jednocześnieznajomy idziwny. Pisarz wydał kilkanaście zbiorów opowiadań, częśćworyginale w jidysz (jako Icchok Baszewis), resztę w przekładach na angielski. Opowiadaniazawarte w tym wyborze pochodzą z tomów Zjawa i inne opowiadania, Późnamiłość. Korona z piór i inneopowiadania oraz Namiętności. Już sametytuły tych książek wskazują, że akcentpołożonyjest nasferę uczuć itajemniczych zjawisk. Dwadzieścia trzy wybrane z nich opowiadania ułożonezostały wten sposób, aby czytelnik mógł odbyć podróżz małych miasteczek Lubelszczyzny i Warszawy sprzedI wojny i okresu międzywojennego poprzez powojennyNowy Jork, Florydę,Brazylię,Argentynę aż do współczes nego Tel Awiwu, gdzie narrator odnajduje w wyobraźnifragment dawnej ulicy Krochmalnej. Narratorami opowiadań są m. in. ciotka Jentł, szklarzZałmen, mały IciełeSinger podsłuchujący nieprzeznaczone dla jego uchahistorie wizbie rabinackiej ojca w Warszawiei domudziadka rabina w Biłgoraju, Icchok, nieśmiały młodzieniecstawiający pierwsze kroki w literackim światkużydowskiej Warszawy i wreszcie ostateczne alter ego pisarza- dojrzały, żydowski prozaik, który szczęśliwym trafemuniknął Zagłady i który odwiedza teraz różne żydowskiespołeczności rozsiane po świecie znajdując w nich okruchydawnej rzeczywistości. Nieco inny charakter od pozostałych,ze względu natak rzadką u Singera idealizację sztetł,ma opowiadanie Syn z Ameryki, osadzonew Leoncinie,rodzinnym miasteczkupisarza. Nostalgiczne i łagodne,obrazuje dawne spokojneżycie mieszkańców sztetł mających skromne wymagania i żyjących zgodnie zzasadamiwiary. Nieskomplikowany byt starszego pokolenia przeciwstawiony zostaje sekularyzującej się i materialistycznienastawionej młodej generacji symbolizowanej przez jednego z mieszkańców, który wyemigrował do Ameryki i któryw czasie wizyty w miasteczku konfrontuje własne oczekiwania wobec życia z wymaganiami mieszkańców. Mimo występujących w poszczególnych opowiadaniachróżnic wczasie iprzestrzeni zaskocząnas liczne podobieństwa między bohaterami, o których to postaciach samautor takkiedyś powiedział: Uwielbiam pisać o histerykach. Uważam, ze wszyscy moibohaterowie są opętani - owładnięci manią, jakimś szaleńczym pomysłem, irracjonalnym lękiem czy namiętnością. Jestem przekonany, ze prawdziwa twórczość literackaosiąga najwięcej, gdyopisuje namiętności. A niedługo po otrzymaniu Nagrody Nobla w 1978 rokuoznajmił żartobliwie w jednym z wywiadów: Piszę o demonach i diablikach, chociażnigdy żadnegoz nich nie widziałem. Oddałbym pot tej nagrody, żebyspotkać jakiegoś demona. Miał oczywiście na myśli demony baśniowe, twórczośćjego bowiem dowodzi, że demonatkwiącego w człowiekupoznał doskonale. \ Monika Adamczyk-Garbowska Grosiki na raj Cała tahistoria wydarzyła się wLublinie. Żyli tam dwajbracia, którzy mieli sklep tekstylny, najokazalszy - jakuważano - w całej guberni. Robili wnim sprawunkinajbogatsi ziemianie, a nawetgubernator i jego żona. Starszybrat,reb Mendel, cieszył się opinią człowiekauczonego. Był wyznawcą słynnego cadyka, reb BunemazPrzysuchy. Ponieważ rebMendel stale oddawał sięstudiom i zgłębianiu chasydzkich opowieści, niewieleczasu zostawało mu na interesy. Zarówno wyglądem, jaki charakterem reb Mendelprzypominałswego ojca, błogosławionej pamięci reb Gorszona: byt wysoki, barczysty,miał czarną brodę i pejsy oraz ujmujący sposób bycia. Młodszy brat, Joel, byłniski, niezbyt skłonny do naukii z natury błazen. Miał płomiennorudewłosy, skąpą rudąbródkę i aniśladu pejsów. Wszystko robił w pośpiechu. Niechodził, tylko biegał. Mówił szybko, pospiesznie jadł,modlił sięnachybcika. Ledwosię podniósł, żeby odmówićOsiemnaście Błogosławieństw, a chwilę później już kończył. Wkładał tałes i filakterie, po czym natychmiast jezdejmował. Ponieważ Joelmiał smykałkę do interesówi lubił jeździć po wszystkichwiększych jarmarkach, naktórych spotykałkupców zwielu zakątków Polski,a czasemi innych krajów, rebMendel sporządził pisemnąumowę, przyznającą sześćdziesiąt procent zysków Joelowi,a jemu samemu pozostałe czterdzieści. Żona Mendla,Basza-Mejtł, trapiła się tą mężowską umową. Basza-Mejtł 11. urodziła swemu mężowi trzy dziewczynki i chłopca, podczas gdy Lise-Hodes, jej szwagierka, w ogóle nie urodziłaJoelowi dzieci. Ponieważ małżeństwo po dziesięciu latachpożycia wciąż było bezdzietne, Joel,zgodnie z żydowskimprawem, powinien był się rozwieść. Ale Joelnie chciałrozwodzić się ze swą żoną. Kiedy ludzie pytali, dlaczegonie przestrzega prawa, Joel odpowiadał żartem: - I tak czekamnie w piekle niezłelanie. Tekilka batówwięcej nie zrobi różnicy. Innym-razem mówił: - Gdybym rozwiódł się z Lise-Hodes, wszystkiewdowy,rozwódki i stare panny chciałyby mnie za męża. Niewiedziałbym, którą wybrać, Małżeństwo to dla kogośtakiegojak janajlepsza obrona. Nim reb Mendel skończył czterdzieści pięćlat, wszystkiejego dzieci pozakładały już własne rodziny. Nie mógł on,co prawda,dać swym córkom znacznego posagu, aleponieważ były ładne i otrzymały staranne wychowanie,znalazłydobrych mężów. Basza-Mejtl narzekała, żegdybyreb Mendel nie był takim gorliwym chasydemi częstokroćnie spędzał więcej czasu w Przysusze niż wdomu, mógłbyznaleźć zamożniejszych zięciów. Ale reb Mendel odpowiadał wtedy: - Kiedy człowiek zjawia się na tamtym świeciei trzebazdać rachunek z życia, anioł nie wypytuje go, czy mabogatych czy biednych zięciów. Pyta za to: - Czy studiowałeśTorę? Czy uczciwie prowadziłeś interesy? Joelmiał zwyczaj przesyłać reb Mendlowi jego częśćzysków w piątki. Nigdy nie zaproponował bratu,że pokażemu księgi rachunkowe, a ten nigdy nie pragnął ichoglądać. Choć sklep wciąż się rozrastał i Joel musiał wziąćdodatkowąpomoc,choć półkiod podłogi do sufitu założone były najprzedniejszym towarem, dochód, jak się zdaje, 12 pozostał bez zmian. Basza-Mejtłnalegała często, aby mążzażądał dokładnego rozliczenia wydatków i przychodów. Reb Mendel odmawiał,tłumacząc: - Jeśli nie mógłbym ufać własnemu bratu, tokomu? Ajeśli jest, uchowaj Boże, oszustem, co by go powstrzymało od fałszowania ksiąg? - i wymusiłna Baszy-Mejtłprzyrzeczenie, że nigdy nie będzie już wracała do tychohydnych podejrzeń. - Naco im tylepieniędzy? - pytałaBasza-Mejtł. -Komuzostawią ten majątek? A reb Mendel odpowiadał: -Z Bożą pomocą dożyją stu dwudziestu lat. Jak różni bylibracia,tak różne były też ichżony. Żonareb Mendla, Basza-Mejtł, była w tym samym wieku co jejmąż. Jako niewiasta pobożna wkładała na ogoloną głowępodwójny czepek, aby, uchowaj Boże, niebyło widaćodrastających włosów, zostałobowiem napisane: "Włosykobiety są niczym jej nagość". Basza-Mejtł pościła nietylko w JomKipur i dziewiątego dnia miesiąca Aw, jak toczyniły inne kobiety, ale również siedemnastego dniamiesiąca Tamuz, w Post Estery, dziesiątego dnia miesiącaTewet, a także w osiem piątków Szowawim Tat zimą - cobyło już tylko zwyczajem, a nie wymogiem prawa. W każdyszabas czytała przypadającą na dany tydzień porcję Pięcioksięgu,a często też (w tłumaczeniu na jidysz) Dobre serce,Karzący bicz, Lampę światła i Prawdziwą miarę. Znaturyoszczędna, potrafiła odłożyć nieco grosza, żeby w raziejakiejś nagłej potrzeby ani ona, anijejmąż nie musieli,uchowaj Boże, żebrać u dzieci, niemówiąc o obcych. I ona,i reb Mendel sporządzili testament,w którympołowęswych oszczędności przekazywali dzieciom, a drugąnaróżne cele dobroczynne -przytułek, posag dla biednychi osieroconych dziewcząt, dom starców i sierociniec. 13. Żona Joela była o dziesięć lat młodsza od swego męża. A ponieważnie zaznała bólurodzenia aniwychowywaniadzieci, wyglądała jeszcze młodziej. Lise-Hodes folgowaławszystkim swoim zachciankom. Nie wykonywała w ogóleżadnychprac domowych, lecz zatrudniała dwie służące. Uwielbiała słodycze, więc nieustannie podjadała jakieściasteczka, słodkie placki, strucle i popijała likiery lubwiśniówkę. Zamiast czepka nosiła perukę, którą czesaław taki sposób, by łączyła sięz jej naturalnymi włosami. Lise-Hodes byłatego samego wzrostu co Joel i tak szybkai żwawa jak on. Nosiła buty na wysokich obcasach i bezustannie gdzieś biegała, wpadając to tu, to tam, niczymptak. Choć jej szafybyły pełne sukienek,bluzek, spódnici płaszczy, stale narzekała, że nie ma co na siebie włożyći spędzała długie godziny u krawców i szwaczek. Miałajeden kufer pełen butów w różnych kolorach i drugi,w którym trzymała kapelusze z jedwabnymi kwiatami,strusimi piórami oraz sztucznymi brzoskwiniami, owocami granatu i kiśćmi winogron. Kiedy Joelgdzieśwyjeżdżał, zawsze przywoził jejcoś z biżuterii: naszyjnik,broszkę, pierścionek lub kolczyki. Lise-Hodes chodziła dobóżnicy tylko w Rosz Haszanai Jom Kipur oraz wtedy,gdy miałaprowadzić doślubu młodą pannę. Podobnie jakmąż, Lise-Hodes była zawsze skora do żartów. Jej wysokiśmiechczęsto kończył się piskiem. Kiedy po menstruacjizjawiała się wmykwie, inne kobiety bardzojej zazdrościły. Chodziła wystrojona w jedwabną bieliznę wykończonąśliczną koronkąi długie pończochy sięgające ud. Piersimiała jędrnei sterczącejak u młodej dziewczyny. Młodszekobiety zasypywały ją komplementami, ale starsze pytałykwaśno: - Jak to się dzieje, Lise-Hodes, że ty w ogóle się niestarzejesz? 14 A Lise-Hodesodpowiadała: -Mam taki napój, dzięki któremu pozostaje się młodymdo dziewięćdziesiątki. Był czas,kiedy reb Mendel, nie chcąc tak całkowiciezostawiać interesu i Joela, spędzał w sklepie kilka godzintygodniowo. Ale ten czas dawno minął. Joel przyjąłwięcsprzedawców, aby pomagali mu w obsłudze klientówi prowadzili sklep wtedy, gdy sam wyjeżdżał. Kobiecamoda i gusty wciąż się zmieniały. Jednego roku sukniebyły luźne, następnegoprzylegały ściśle do ciała. Jednegoroku noszono wąskie klapy, następnego szerokie. Niebyło sensu zajmować siętakimi głupstwami. Poza tymreb Mendel byłrad, że nie musi spotykać się ze swojąbratową. Lise-Hodes stała się wyrocznią w sprawach mody. Prenumerowała żurnale, które przychodziły do niej z dalekiego Paryża - tej Sodomy, w której kobiety nieustanniezajmowały się wyszukiwaniem nowych sposobówzniewalania mężczyzn. Napoleon -jak mówiono- występny Gogczy też Magog, o którym wspominasię w Biblii, zostałpokonany w jednej z bitew i zmarł najakiej ś zapomnianej,opuszczonej wyspie. Ale świat wciąż niczego bardziej niepragnął, jak małpowania Francuzów,mówienia ich językiem, naśladowania ich fanaberii i kaprysów. W dużychmiastach pobożni Żydzi uczyli córki paplać po francuskui grać na pianinie. Oświecenie, które zaczęło się w Niemczech od tego heretyka Mojżesza Mendelssohna z Dessau,szybko dotarło do Rosji, a nawet do Polski. W Wiedniu,'Berlinie i Budapeszcie pojawiły się reformowanebóżnice,wktórych rabini wygłaszali kazania po niemiecku,a w szabas i święta grano na organach. Świeccy pisarze powtarzaliw hebrajskich czasopismach każdą bluźnierczą teorię 15. wymyśloną przez filozofów. Zaprzeczali zarówno cudownemu charakterowi wyjścia z Egiptu, jak i świętości Tory. Reb Mendel podejrzewał, że Lise-Hodes przynależy skrycie do ich obozu. Nie wierzył nawet, że należycie przestrzega zasad koszerności,bo wszystko oddała w ręce swoich służących - gojek. Od kiedy przestał chodzić do sklepu, reb Mendelkażdego dnia po południowejdrzemcestudiował w lubelskim domu nauki Talmud i chasydzkie księgi. Lublinbył miastem chasydów. Kiedy żyłjeszcze Widzący, Jaków Icchak,do Lublina zjeżdżali tłumnie chasydzi zewszystkichzakątków Polski. Po jego śmierci miejsceWidzącego zajął jego uczeń, reb Bunem z Przysuchy. RebBunemnie dokonywał cudów, tak jak Widzący. Pojmował chasydyzm jako zgłębianie mądrości. Zgromadził wokół siebie grupę uczniów, młodych ludzi ożywychumysłach, poszukujących nowej drogi wchasydyzmie. Reb Bunem mówił płynniepo polsku, a naweti rosyjsku. Swego czasu byłaptekarzem. Jego przeciwnicy, mitnagdim, potępiali go. Nawet pośród chasydówznaleźli się tacy, którzy uważali, że jest zbyt otwartyi bezpośredni, a niektóre jego twierdzenia mają posmakherezji. Ale ci, którzy pojmowali to iowo,mogli stopniowo zgłębiać jego słowa. Pewnego letniego popołudnia,kiedy reb Mendel siedziałsamotnie wdomu nauki, zatopiony w jakiejś świętejksiędze, ktoś z trzaskiem otworzył drzwi. Reb Mendelspojrzał i zobaczył stojącą w drzwiach swoją bratową,Lise-Hodes. Miała na sobie kremowy kostium i słomkowykapelusz ze wstążką. W jednejręce trzymała torebkę,a w drugiej białą parasolkę, taką, jakie nosiły żonybogatych ziemian dla ochrony przedsłońcem. Reb Mendelbył tak zdumiony jej widokiem, że upuścił na podłogę 16 książkę. Coś stało sięmojemu bratu - przemknęło muprzez myśl. Wstał i powiedział: - Czy mnie oczy mylą? -Nie,Mendel. To ja, twoja bratowa, Lise-Hodes. - Co cię tutaj sprowadza? - zapytał z drżeniem w głosie. - Szukałamcię w domu,ale służąca powiedziała mi, żejesteś tutaj. -Co się stało? Czyżby, uchowaj Boże, coś złegoz Joelem? - Tak, coś złegostało się z Joelem. Ale nie trwóż się. Żyje. - Czyżby, nie daj Bóg, zachorował? -Nie mogętutaj rozmawiać. - A gdzie? -Chodź ze mną do domu. - Do domu, z tobą? -Tak, a nibydlaczego nie? To niedaleko. Przecież niejestem obca. Wciąż jeszcze jestem żoną twojego brata. - Joelwrócił do Lublina? -Jest jeszcze wKrakowie. Lise-Hodes zwracała się doreb Joela nadzwyczaj poufale, zmieszaniną zuchwałości i kpiny. Reb Mendel nigdydotąd nie pokazywał się publicznie z żadną kobietą, nawetz żoną. Kiedy pewnego razu wybrali się gdzieś we dwoje,rebMendel szedł z przodu, aBasza-Mejtł podążała zanim. Zawsze pamiętał o słowach z Gemary: "Lepiej iść zalwem niż za kobietą". Nie zapomniał również słów:"Manoachjest głupcem, napisano bowiem: A Manoach szedłza swą żoną". - Nie możesz mi powiedzieć tutaj, co stało się z moimbratem? - spytał. -Nie. Reb Mendel zawahał się, poczym opuścił za Lise-Hodesdom nauki i szedł ni to obok, nito przed nią. Rzucał 17. ukradkowe spojrzenia na przechodniów, pragnąc przekonać się, czy nie oglądają się za nim i przypadkiem niewytykają go palcami. Wymruczał: - Co zatrzymało Joela wKrakowie? -Niedługo się dowiesz- odpowiedziała Lise-Hodes. Wkrótce dotarli do domu brata. Reb Mendel niebyłtuod lat. Lise-Hodeszałożyła przed domem ogród i kiedypodeszli bliżej, reb Mendel zobaczyłwielkie, kwitnącesłoneczniki. Na piętrze dobudowano balkon. Lise-Hodeschwyciła ogromną, mosiężnąkołatkę, wiszącąna drzwiachikilkakrotnie zastukała. Otworzyła im służąca, gojka,w białym fartuszku i nakrochmalonym czepku. Prawdziwidziedzice, pomyślał reb Mendel. Na podłodze przy wejściuleżał wschodni dywan. Dwie figurki z brązu stały twarządo siebie, trzymając latarenki. Lise-Hodes wprowadziłago do salonu pełnego sof, wyściełanych krzeseł, obrazów,świeczników i wazonów z nie znanymimu roślinami, dlaktórych w jego żydowskim języku nie było nawet nazw. Wskazała Mendlowi sofę obitączarnymaksamitem, potemsiadła naprzeciw niego na krześle i oparła stopy na haftowanym podnóżku. - Nie lubię być zwiastunką złych wieści - powiedziała -ale twój brat,Mendel, stał się gojem. Reb Mendel pobladł. - Chyba się, uchowaj Boże, nie wychrzcił? -Nie wiem. Może jeszcze nie. Ale wziął sobie gojkę za kochankę. Reb Mendelpoczuł, że zaschło mu v/ ustach i ściska gow żołądku. Nachwilę zaparłomu dech w piersiach. - Czy to być może? Nie wierzę - wyjąkał. - Znalazłamcały stos jejlistów do niego. On ją utrzymuje. Obsypuje prezentamii pieniędzmi. To trwa jużponad pięć lat. 18 - Jakoś nie mogę w to wszystko uwierzyć. -Pokażęci jej listy. Rozumiesz popolsku, prawda? - Trochę. -Kiedy twój brat i ja pobraliśmy się, przychodziłeś codzień do sklepu i, o ile pamiętam, rozmawiałeś z ziemianami całkiem płynną polszczyzną. - Nu. Przez chwilę obojemilczeli. Reb Mendel zerknął nabratową i zdumiał się, że bezżalu dałwiarę jej nowinom. Z natury nie lubił okazywać uczuć. Nie płakał nawet napogrzebie swoich rodziców. Często widywał Żydów zawodzących w Jom Kipur, podczas Koi Nidrealbodziewiątegodnia miesiąca Aw podczas Lamentacji, ale ronieniełeznie leżało w jego naturze. Zawszemiał w pamięciwerset: "Stoję gotów wobec wszelkich przeciwności losui zawszepamiętam o swej niedoli". Był przygotowany na wszystko. Jegodzieci, uchowaj Boże, mogą umrzeć; onsam możenagle zachorować albo może od niego odejść Basza-Mejtł,zostawiającgo wdowcem. Jak powiadają: "Nie ma chwilibez nieszczęścia". Jednak na to, że jego brat, Joel, najmłodszy z dziecijego rodziców, pogrąży się w takiejotchłani, nie był przygotowany. Usłyszał,jak Lise-Hodesmówido niego: - Mendel, skoro już zaczęliśmy, pozwól mi wyznać całąprawdę. -A jaka ona jest? - Prawda jest taka,że Joel nie postępowałz tobąuczciwie. Miałeś otrzymywać czterdzieści procent zysków,ale przez te wszystkie lata nie otrzymywałeś czterdziestu,trzydziestu, ani nawet dwudziestu procent. On jest twoimbratem, a ja obca- kim w końcu jest bratowa? - jednaksprzeciwiałam mu się w tej sprawie,nie wiem ile razy. Jego odpowiedź brzmiała zawsze tak samo: że jesteś leń, 19. próżniak, do tego zacofany i uparty, że nie ruszysz nawetpalcem, by mu pomóc i tak dalej w kółko. Mówiłam mu: - Mendelby mógł dużo zrobić,ale wygoniłeś go ze sklepu,trzymasz interesy w tajemnicy, zamknąłeś mu dostęp dowszystkiego. Żona nie powinna zdradzać spraw swegomęża, aleskoro on wziął sobie jakąś siksę i wystrychnąłmnie na dudka, nic mu nie jestem winna. Mam słusznośćczynie? - Nu. -Przez wszystkie te lata byłam mu wierna. Mogłammieć więcej kochanków niż włosów na głowie. Mężczyźniuganialisię za mną, ale ja zawsze wierzyłam wjednegoBoga i jednego męża. Teraz wszystko skończone. Nie jestjuż moim mężem, a janie jestem jego żoną. Pozwól, żecoś cipowiem,Mendel. Możesz mi niewierzyć, ale tyjesteś mi terazbliższy niż on był kiedykolwiek. Ty jesteśuczciwy, a on jest złodziejem. Napoczątku, kiedypobraliśmysię z Joelem, ty byłeś znakomitym kupcem, a ontylko małym chłopczykiem, rozpieszczonymprzez mamusię. Miałam wtedy ledwo piętnaście lat, ale pamiętam: on od samego początku starał się zgarniać wszystko podsiebie. Wiem, Mendel, że potępiasz mnie, bo nie jestemjedną z tych pobożnychmatron i lubię się modnie czesać. Ale jazawsze darzyłam ciebie najwyższym szacunkiem. Nieśmiej się, ale nawet jakomężczyznę wolę ciebie niżjego. Kiedy mój ojciec, niech spoczywa w pokoju, odmawiał na koniec szabasu Hawdalę, matka wręczałamihawdalową świecę i mówiła: "Trzymaj ją w górze, a będziesz miała wysokiego męża". Kiedyzaręczono mniei wszyscy zebrali się, żeby spisać ślubny kontrakt, myślałam, że to ty jesteś tym, zaktóregowyjdę za mąż. Byłamwtedy dzieckiem, miałamnajwyżejczternaście lat. Alekiedy zobaczyłam, że pan młody jest taki mały, mniejszy 20 ode mnie,że to właściwiechłopiec, a niemłodymężczyzna - serce mi zamarto. Dlaczego ci to wszystko mówię? Ponieważ ciężkomi teraz na sercu,a nie mam dzieci, niemam swoich następców. Chcę, żebyś wiedział, Mendel, żeto z winyJoela nie mamy dzieci. Mogłabym mieć ichtuzin, gdybym wyszła za mężczyznę, a nie to bezpłodnedrzewo. - Skąd możesz być taka pewna? - spytał Mendel. - Doktor mi powiedział. Położnik, jak ich nazywają. Przebadał mnieod stóp do głów. - Ty, Lise-Hodes - rzekł - jesteś zdrową kobietą. Takie były jego słowa. To winatwojego męża, nie twoja. I co ja mam zrobić, szwagrze? Comam terazuczynić - zawołała Lise-Hodesśpiewnymgłosem. Reb Mendel chciał cośodrzec, ale głos odmówił muposłuszeństwa. Gardło miał ściśnięte. Zrobiłwysiłek, abyprzełknąćdławiącą je kluchę, po czym usłyszał swójwłasny głos: - Na razie nic nie rób. Poczekaj,aż Joel wróci. - Boję się jego powrotu. Nie będę mogłaspojrzeć muprosto w oczy. Przyjdzie do mnie wprost z ramiontejswojej dziwki, od jej nieczystego ciała. Co ci jest, Mendel? Zrobiłeś sięblady jak trup. Czekaj,coś ci dam. Zerwała sięz krzesła,podbiegła do kredensu i gwałtownym ruchem otworzyła szklane drzwiczki. Wyciągnęłabutelkę wypełnioną do połowy czerwonawym płynemi nalała do wytwornej szklaneczki. Po chwili była z powrotem przy nim. - Masz, wypij to - powiedziała. - To słodki likier, dlakobiet. Zaraz znajdę coś doprzegryzienia. Reb Mendel mocno chwycił szklankę, ale ręce takbardzo mu drżały, że minęło kilka minut, nim zdołałprzyłożyć ją do warg. Wlał trochę płynu w usta i poczuł 21. ostre pieczenie na języku, podniebieniu i w gardle. Lise-Hodes wróciła, niosąc drugą szklaneczkę i talerz z ciastkami. - Pij, Mendel - powiedziała. - Wiem, jakitomusi być dlaciebiewstrząs. Włożyłam gdzieś pierścionek, nie tam,gdzie trzeba i sądziłam, że schowałam go może do jednejz jego szuflad. Otworzyłam pierwszą i zauważyłampliklistówwyglądający spod jego papierzysk. Nie zmrużyłamoka tej nocy. Leżałam w łóżku i trzęsłam się jak w gorączce. Myślałam o tym,żeby się powiesić albo otruć. - UchowajBoże. Popełniłabyś ciężkigrzech - reb Mendel z trudem wymawiał słowa. : - Jaki'grzech? Wszystko dokładnie przemyślałam. Boga niema. - Co ty mówisz? To bluźnierstwo! - Niech będzie, że bluźnierstwo. Nie martw się,Mendel. To ja będęsię smażyć w ogniu piekielnym. Chodź, pokażęci te bezwstydne liścidła. Reb Mendel chciał się podnieść, ale był jak sparaliżowany. Lise-Hodes wzięła jego ręce w swoje i pomogłamu stanąć na nogi. Jego kolana dotknęły jej kolan. Przezciało przebiegłmu dreszcz i namoment ogarnęło gopożądanie, jakiego nie znał od czasów młodości. Lise-Hodestrzymając goza ręce stąpała ostrożnie dotyłu,a on szedł za nią chwiejnie,na wpółoślepły, niczymw jakimś pijanym menuecie. "Panie Wszechświata, ratujmnie! " - krzyczał w nim jakiś głos. Nagle Lise-Hodesprzechyliła się do tyłu i upadła, pociągając go za sobą napodłogę. Reb Mendel nie miał czasu, żebyzrozumieć,cosię stało. Próbował się wyrwać, ale popadł w jakiś rodzajomdlenia - czuł się zwyczajnie pijany icałkowicie bezradny. Robiła znim coś, czemu nie potrafił sięoprzeć. Zadygotał i było to tak, jakby ocknął się z głębokiego snu, spod działania jakiejś diabelskiej mocy, która odebrałamu wolność wyboru. Miał wrażenie, że jego ciało oddzieliłosię odduszy i samowolnie dopuszcza się jakiejśobrzydliwości. Zdruzgotany tym, co się z nim dzieje,nie był nawetw stanie wykrzyczeć swej rozpaczy. Leżałna podłodzeogarniętyjednym pragnieniem - żeby nigdy już się nie podnieść. Pomogłamu wstać i usłyszał,jak mówi: - Zasłużyłsobie nato. Był to głos Lilit: jednego z tych żeńskich demonów,które Asmodeusz wysyłał do studentów jesziwy, aby ichzbrukać. W głowie huczał Mendlowi werset z KsięgiPrzysłów: "Je iobciera sobie ustai mówi: Nic złego nieuczyniłam. Tak postępuje cudzołożnica: Jejnogi schodządo śmierci, jej kroki zdążają do krainy umarłych". Nadszedł wieczór, potem nagle zapadła ciemność. Lise-Hodes złapała go za rękę, a on poszedł za nią niczymwół wiedziony na rzeź. Tak czy owak, jakaż to różnica? Nie sposób pogrążyć sięw głębszejotchłani. Kolana siępod nim uginały, a stopy drżały niepewnie. Lise-Hodesuwiesiła się jego ramienia i przycisnęła pierś do jego żeber: - Może zaprząc powóz i odwieźć cię dodomu? Musiałabym tylko znaleźć stajennego. - Nie, nie. -To niedaleko, ale jest ciemno. Możesz pośliznąć sięi upaść. Chciał spytać: "Czy można jeszcze bardziej upaść? ", alezamiast tego powiedział: - Nie, mam dobry wzrok. -Basza-Mejtł będzie się dziwić, co się z tobą stało- powiedziała Lise-Hodes z uśmieszkiem. Reb Mendel pragnął,żebypozwoliła mu odejść, ale onazjakiegoś powodu uczepiła się go. 23. - Na dworze panują egipskie ciemności. Lepiej pójdęz tobą. - Błagam cię, nie. -Wybacz mi, Mendel. - Nu. -Oboje postradaliśmy chyba rozum - rzuciła w nocUse-Hodes. - Uważaj na siebie. Puściła zwahaniem jego rękę, a on wyszedł nadrogęzataczając się jak pijany. "Straciłem przyszłe życie" - szemrał w nim jakiś głos. Wszystko wydarzyło się takszybko,jakw Księdze Hioba: "Gdy ten jeszcze mówił, przyszedłinny". Zaledwiedwie godziny temu reb Mendel byłuczciwym, prawym Żydem. Teraz był grzesznikiem, Zimriben Salu, Bożym zaprzańcom,rozpustnikiem. Gdybyprzynajmniej Pinchas powstał i pomścił Pana Zastępów. Wzrok jego, Mendla, zawszewydawał się dobry. Mógłnawet rozczytać małe literkiu Rasziego. Ale terazszedł,jakby byłślepy. "Nu, nikczemność, którą popełniłem, jestponad moje siły". Powróciły do niego słowa z Gemary: "Może takajest wolaBoga, żeby śmierć była pokutą zamoje grzechy". Ktośszedł w jego kierunku i Mendelprzystanął. Był to młody człowiek, chasyd z Przysuchy,Herszci Rojzkes. Rozpoznawszyw ciemnościach Mendla,młodzieniec spytał: - Reb Mendel, dokąd zdążacie o tak późnej godzinie? Mendel nie wiedział, co odpowiedzieć. Zupełnie oniemiał. - Mogę towarzyszyć wam do domu? -Nu. Młody chasyd wziąłreb Mendla pod rękę, tęsamą,którą wcześniej trzymała Lise-Hodes i rzekł: - Miasto płaci gojom,żeby paliłysię latarnie, ale naulicach zawsze jest ciemno. Nietrudno, uchowaj Boże, v złamać sobie nogę albo nawet skręcić kark. Latemmożnato wytrzymać, alezimą, kiedy przychodzą śniegi imrozy,aulicerobią się śliskie, człowiek ryzykuje życiem zakażdym razem, gdy wychodzi z domu. Macie pewniezamiar spędzić Rosz Haszana w Przysusze, rebMendel? Reb Mendel znów niewiedział, jaką dać odpowiedź. Czyw ogólemoże się pojawiać u cadyka w Przysusze? Popełniłby świętokradztwo, gdyby on,cudzołożnik, wyrzutek, splugawiony i pełen hańby, ośmielił sięchoćbywymówić święte imięrabina. Ale musiał coś odpowiedziećmłodemu chasydowi, więc wymamrotał: - Zawcześnie, by o tym mówić. -Skoro jeździciedorabina co roku, czemuż nie mielibyście zrobić tego itym razem? Szames Zajnweł przewiduje,że w tym rokubędzie więcej uczniów niż kiedykolwiek - powiedział Herszci Rojzkes. Mimo swego smutku reb Mendel nie mógł nie uśmiechnąć się do siebie. Herszci próbowałwciągnąć gow chasydzką rozmowę. Skąd miał wiedzieć, że on, Mendel, niejest już Mendlem,alepo siedmiokroć łotrem, człowiekiemstojącym u Czterdziestej Dziewiątej BramyNieczystości? I jakon, Mendel, przywita Baszę-Mejtł, gdy w końcudotrze do domu? Jak spojrzy jejw oczy? Herszel Rojzkes opowiadałteraz o cadyku Bunemie,powtarzającjego powiedzonka i cytując żarciki; ale choćreb Mendel słyszał głos, nie mógł zrozumieć, o czymHerszci mówi. Tora ion, Mendel, oddalili się od siebie nazawsze. Młodzieniec zauważył: - Widzę, rebMendel, że dzisiejszego wieczora jesteścietrochę nieswoi. Źle sięczujecie, uchowaj Boże, czyco? - Mam zgagę. -Ach tak! Od razu wiedziałem, że coś wamjest. Niepowinniście chodzićpo ulicach o tej porze. Wieczory są 25. chłodne i łatwo się zaziębić. Idźciedodomu ipołóżcie siędo łóżka. Żona na pewno coś poradzi. Szklanka herbatyzmiodem jestdobra na wszystko. No, jesteśmy na miejscu, to już waszdom, reb Mendel. Dobrej nocy,obyściewkrótce bylizdrowi. - Dziękuję ci, Herszci. Kiedy reb Mendel otworzył drzwi do mieszkania, ujrzałBaszę-Mejtł, stojącą na środku pokoju, z chustką owiniętąwokół czoła. Nim zdążył jej powiedzieć dobry wieczór,zaczęła krzyczeć: - Gdzie byłeś? Gdzie ty biegasz tak późno? Dlaczegojesteś taki blady? Czy coś się, nie daj Bóg, stało? Zawszewracałeś do domu powieczornej modlitwie, a teraz jestjuż dziesiąta! Oby na głowy naszych wrogów spadł niepokój, jakiego zaznałam. Najgorsze rzeczy przychodziły mina myśl! Co z tobą, Mendel? Zezmartwienia rozbolałamnie głowa. - Zasiedziałemsię dłużej w domu nauki. -Mendel, szukałamcię i wdomu nauki. Szames powiedział mi,że nieprzyszedłeś na wieczornemodlitwy. Reb Mendel stał i przyglądał się w osłupieniu swejżonie. Ojcze w Niebiosach, zapomniał owieczornychmodlitwach! Odmawiał je zawsze,coś takiego nigdy dotądmu się nie przydarzyło. Nu, najwidoczniej jestem jużcałkiem w rękachzłych sił. Zobaczył krzesło i zwalił sięna nie. Nie jestem już Żydem, pomyślał reb Mendel. Tonawet i lepiej. Lepiej,żeświęte słowanie wyszły z moichplugawych ust. - Gdzie byłeś? - wykrzyknęła Basza-Mejtł. -Jesteśbiały jak trup! Reb Mendel zastanawiał się, co powiedzieć żonie. Wymyślić jakąś historyjkę? Ale jaką? Zmyślanie i kłamstwanie leżały w jego naturze. Poza tym ktoś mógł widzieć go 26 z Lise-Hodes, kiedyszli w kierunku jejdomu. W końcuodezwał się: - Byłem z Lise-Hodes. Basza-Mejtł klasnęła w dłonie. - Co? Z Lise-Hodes? Tak długo? Czyżby, nie daj Bóg,coś złego stało się z twoim bratem? - Tak. -Co się stało? NaBoga! Taki młody człowiek. - Żyje, żyje. -A więcco? Nie trzymaj mnie w niepewności! - zawołała Basza-Mejtł. - Joel utrzymuje stosunki z jakąś gojką. -Stosunki? Z gojką? Nie wierzę w to. Niewierzę! - To prawda. -Kiedy? Gdzie? Jakie stosunki? Reb Mendlowi przyszło na myśl, żenie powinien używaćsłowa: "prawda". Gemara mówi, że prawda to PieczęćWszechmocnego. Takie słowo niepowinnow ogóle wyjśćz ust grzesznika. Mąż i żona rozmawiali dopóźna w noc, aż wkońcuBasza-Mejtł zapadła w sen. Reb Mendel leżał w łóżku niemogąc zasnąć. Chciał odmówić Szmajak co wieczór, ale niemógł zmusić się do wypowiedzenia świętych słów, a ponadwszystko Bożego Imienia. Był podłym grzesznikiem, jakwięc miał wyrecytować: "WTwoje ręce, o Panie, oddaję mąduszę? ". Miał tylko jedną prośbę do Wszechmocnego: bymógłwziąć rozbrat z tym światem, jego żądzamii pokusami. Cóż za dziwaczna zmiana: dopiero co zgłębiałŚwiętą Księgę,a godzinę później znalazł się w sieci kazirodztwa. - Toupadek, kara - mruczał do siebie. Przeczytał gdzieś,żepokusom poddawano zarówno wielkich świętych - choćbyPatriarchęAbrahama czyCnotliwego Józefa -jak i innych,do których wysyłano największych grzeszników, popychając 27. ich na drogę wiodącą do Szeolu. Lise-Hodes upiła go,podobnie jak córka Lota swego ojca. Dobrze, ale jak to sięstało,że jego brat, syn bogobojnych Żydów, zadaje sięz gojką przynosząc hańbę swym rodzicom w raju? I czemugo oszukiwał, swego starszego brata, zatrzymując dlasiebie jego pieniądze? Reb Mendlowi przypomniał sięwerset zKsięgi Psalmów: "Mówiłem w trwodzemojej: Wszyscy ludzie kłamią". Nawet taki święty jak królDawid rozpaczał nad całymrodzajem ludzkim. Tak, król Dawid. On,autorKsięgi Psalmów, też doświadczył swej własnej miary cierpień. Jeden z jegosynów, Absalom,knuł przeciwniemu, pragnąc odebraćmu tron i otwarcie spółkował z jego dziesięcioma żonami. Inny syn, Amnon, zgwałcił swą siostrę, Tamar. Jeszczeinny, Adoniasz, syn Chaggity, usiłowałwydrzeć królestwoswemu bratu Salomonowi. A to zdarzenie z BatszebąiUriaszem Chetejczykiem! No dobrze, aletewszystkiesprawy miały miejsce w dawnych czasach. Jak mówiGemara? "Kto twierdzi, że Dawid grzeszył, myli się". Każdesłowo w Świętej Księdze jest pełnetajemnic. Reb Mendelsam nie wiedział, kto przemawia terazw jego umyśle: szatanczy anioł miłosierdzia. Ale jednejrzeczybył pewien: musi odprawić pokutę. Nawet takibrutal jak Nebuzaradan, morderca żydowskich dzieci- gdy żałował potem swych uczynków, niebiosa przyjęłyjego pokutę. Ale wjaki sposóbmożna odpokutowaćczyntak haniebny jakten, popełniony przez niego, Mendla? Nawet za najbłahsze wykroczenia Święta Księga żądałasetek postów, samobiczowań, tarzania się w śniegu zimąi w cierniach latem. O takimbezeceństwie, jakiego on siędopuścił,Święta Księga nawet nie wspominała. Reb Mendel był zbyt niespokojny,żeby leżeć, podniósł sięwięc i wstałz łóżka. Basza-Mejtł przebudziła się i spytała: 28 - Nie śpisz,Mendel? -Nie. - Wiesz, Mendel, jeśli Lise-Hodes mówi prawdę, to Joelsplamił honor rodziny. Ale niema w tymtwojejwiny. PatriarchaJakub też miał niegodziwego brata, Ezawa. - Wiem. -Mendel, a możeona kłamie. Taka kobieta jakLise-Hodes jest zdolna do tego, by oczerniaćnawetwłasnego męża. - Nie. -No dobrze, ale cokolwiek się stało - nie bierz sobietego tak do serca. Może Bóg pokarze mnie zamojesłowa,ale nigdy nie miałam onichobojgu dobrego zdania. Zawsze cimówiłam,że nie wierzę w ich uczciwość. Ale tynie słuchałeś, anawet złościłeś się na mnie. Sobie napychał kieszenie, atobie wydzielał marne grosze. Wiesz, żeto prawda. - Idź spać. -Kiedy dowiedzą się o tym w mieście, będzieczarnydzień. - Już jest czarny dzień. -Kiedy on wraca? Reb Mendel nie odpowiedział. Przypomniały mu sięsłowa z Gemary: "Śmierć jest prawdziwie dobrą rzeczą". To zdanie zawszewydawało musię zagadkowe. Tora byłanauczycielką życia, nie śmierci. Dopiero teraz zrozumiał,co znaczą te słowa. Czasem człowiek wpadnie w takstraszliwą pułapkę, że jedynie śmierć może stanowićwybawienie. Basza-Mejtł, jakby czytając w jego myślach,powiedziała: - Myśl o sobie. Twojeżycie jest najważniejsze. Dobranoc. Basza-Mejtłleżała w milczeniu, ale najwyraźniej niespała. Świerszcz, któryBóg wie ile lat żył u niej w domu 29. za piecem, nagle zaczął swoje odwieczne cykanie. Cóż toza stworzenie, które na jedną i tę samą nutę mogłowyrazić wszystko, co wyrazić musiało, noc w noc, pokolenie po pokoleniu! W klatcew pobliżu pieca spalakurai kogut. Basza-Mejtł wyhodowała tę parkę, by złożyć jąw ofierze za siebie i Mendlaw wigilię Jom Kipur. Kura cojakiś czas gdakałaprzez sen. ChoćBasza-Mejtł iMendelmieli wyposażony w łańcuszki i ciężarki zegar, którywybijałczasco pół godziny, każdego dniao świcie budziłoich głośne kogucie "kukurykuuu! ". Wobec tych niewinnych stworzeń ogarniało Mendla cośw rodzajuzawiści. Toprawda, że Wszechmocnynie obdarował ich wolnościąwyboru', ale też dni ich nie mącił niepokój z powodułamaniaboskich nakazów. Spełniali swoją misję z prostotą i oddaniem. Choć byt przekonany, że ta noc nie przyniesie muwytchnienia, reb Mendelw końcu zasnął. Spał kilkagodzin. Nie nawiedzały go żadne sny, a może nie pamiętał,że śnił. Kiedy otworzyłoczy, w pokojubyło jeszcze ciemno. Obudził się z ciężkim sercem i goryczą w ustach. Pamiętał,że wydarzyło się cośstrasznego, ale nie umiałby powiedzieć, coto takiego było. "Dlaczego czuję się tak podle? - zapytał samegosiebie. - Wyrządziłem komuś krzywdę,czy ktoś skrzywdził mnie? " Basza-Mejtł jeszcze spała; słyszał jej miarowy oddech. Świerszcz przestałcykać; może i on zapadł w sen. Przezokno reb Mendel ujrzałniebo usiane gwiazdami. Słyszał kiedyś, że każda gwiazdajest samoistnym światem. Wszechmocny stworzył ichtakwiele, pragnąc, aby każdy cnotliwy człowiek otrzymałw nagrodę trzysta dziesięć światów. Reb Mendel zadrżał. Naraz przypomniał sobie nieszczęście, którespadło naniego u schyłku jego dni. 30 Dni inoce mijały,a reb Mendel nie mógł spać. Zasypiał,a potem z nagła siębudził. Choć noce w Lublinie upływałyspokojnie, w głowietętniło muod zgiełku. Czasami słyszałkoła powozów stukoczące pobruku. Innym razem dochodziły go odgłosy młota przeraźliwie walącego w kowadło. "Czyżbym stał się drugim Tytusem,do którego Bógwysyła komara,aby kąsał jego mózg? A może wpadamw szaleństwo? Jeśli tak, lepiej byłoby umrzeć". RebMendel zastanawiał się, czy nie skończyćz sobą. Ale jak? Powiesić się? Utopić? Zażyć truciznę? Skorostracił przyszłeżycie, coza różnica? Pogrążając się w udręce, rebMendel usiłował ukryć swój stan przed Basza-Mejtł. Aleona widziała wszystkoi próbowała dodać mu otuchy. Przekonywała: - Mendel, to twój brat, nie syn. A nawet,kiedy synzejdzie zdrogi cnoty, nie wolno się zadręczać. Reb Mendel przestał chodzić na modlitwyw swymminjanie. Nie mógłby spojrzeć innym chasydom w oczy. Nie potrafiłby postawić stopy w świętym miejscu, gdziespoczywała Arka ze zwojami Tory. Wkładał wprawdziefilakterie,kiedy był u siebie w pokoju, ale nie mógizmusić siędo odmówienia błogosławieństwa. Nie śmiałucałować cyces u tałesa. RebMendel dobrze wiedział, żeŻydowi niewolno modlić się o rychłąśmierć, alecóż mupozostało? Zamierzałspisać swą ostatnią wolę, by pochowano go nie wśród bogobojnych, ale za murem, gdziegrzebano samobójców i innych grzesznych Żydów. Reb Mendel, podobniejak inni Żydzi,chodził w piątkidomykwy. Teraz zaprzestał i tego. Jak mógłby się rozebraći obnażyć wobec innych Żydów ten narząd, który stanowiłznak przymierza z Bogiem, a który spowodował złamanie 31. zakazu dotyczącego kazirodczych stosunków? A jakmógłbymodlićsię w chasydzkim domu nauki? Co by było, gdybywezwano go do czytania Tory? Jak przeszłoby mu przezustabłogosławieństwo nad Torą? Basza-Mejtł zawiadomiłaszamesa z Przysuchy,że reb Mendel jest chory i nie życzy sobie żadnych odwiedzin. Aby nie przysparzać Baszy-Mejtłwięcej smutku, rebMendel udawał, że modli się w swym pokoju. W piątkowewieczorywkładał atłasowy chałat i sztrajml; recytowałCnotliwąniewiastę; błogosławił wino - ale wszystkopospiesznie, bez śpiewu, bez radości, Przełykał najwyżejdwie łyżki zupy, nie tykał w ogóle kompotu ani mięsai brał ledwo kęs chały. Gdy Basza-Mejtł spytała, czemu nieśpiewa przy szabasowym stole hymnów, odrzekł: - Nie mam ochoty. -Popadaszw melancholię, Mendel. To grzech. - No, a cóż mi jeszcze jeden grzech? -Przerażaszmnie, Mendel. - Nie będę cię już długo dręczył - powiedział mimowolnie Mendel. Dwa razy do roku, w Szawuot i potem, na Rosz Haszana, rebMendel miał zwyczaj jeździć do cadyka z Przysuchy. Choć nie był człowiekiem zbyt zamożnym, wynajmowałna tę okazję wóz i zabierał kilku najbiedniejszych chasydów, którzy nie mogliby sobie natakąpodróż pozwolić. Opłacał ich noclegi w przydrożnych gospodach, a takżeich pobytw Przysusze. Sama drogabyła jednym długimświętowaniem. Chasydzi śpiewali pieśni, pokpiwali z mitnagdim, raczyli się wzajem opowieściami oWidzącymz Lublina, Magidziez Kozienic,reb Elimelechuz Leżajskai jego bracie Zusji. Reb Bunem nie zajmował się objaśnianiem Tory aninie czynił cudów. Niebrał pieniędzy zaudzielanie porad. Nie przyjmował u siebie kobietani nie 32 wydawał amuletów. W powszednie dni nie wkładał futrzanegokapelusza i atłasowego chałata ani nawet białejkapoty i spodni, takich,jakie nosili cadyk MenachemMendel zWitebska i cadyk Nachum z Czamobyla. Zamiasttego chodził w wysokich butach i kapocie z sukna, jak innichasydzi. Ale był takwielki, żeprzybywali do niego uczenizewszystkich zakątków Polski podzaborem rosyjskim,a nawet z odległejGalicji. Jego uczniowie - reb Jakówz Radzymina, Icchak z Warki, Mendel z Kocka i lezę Meirz Warszawy - bylimniej więcej w tym samym wiekuco oni zwracalisię do niegopo imieniu. Pokpiwali czasemz niego, a czasem on znich. Dyskutowali z nimi dobrodusznie mu się sprzeciwiali. Ponieważ reb Bunemmiał niewieluchasydów w starszym wieku - przeważniebyli toludziemłodzi - reb Mendel zLublinazajmował w Przysuszepozycję szczególną. Tego rokureb Mendel zaskoczył innych chasydówz Lublina. Zamiast poczekać -jak zawsze- na tydzieńpoprzedzający RoszHaszana, wynajął wóz zaraz po pierwszym dniu miesiąca Elul iwyruszył do Przysuchy sam, beztowarzystwa innych chasydów. Nawet nie przystanął,żebysię pożegnać. Czyżby nagle zrobił się sknerą? - dziwili sięmłodsichasydzi. Amoże to nagły pokaz wyniosłości? Pomieście rozeszła się wieść o jego chorobie i uznano, że towłaśnie jest powódjego niespodziewanego wyjazdu. Chasydzi,których nie stać byłona wynajęcie powozu, musieliiść na piechotę. No i cóż takiego? Skoro Patriarcha Jakubmógł odbyćpiechotą całą drogę z Beer Szebydo Haranu,zdrowi imłodzi chasydzi mogli iść z Lublina do Przysuchy. Niewielu chasydówprzybywałodo Przysuchy trzy tygodnie przedświętami. Mendel był właściwie jedyny. Wielkidom nauki stałpusty. W przeciwieństwie do innych, rebBunem nie wymagał usług szamesa lub gabaja. Reb 33. Mendel otworzył drzwi do pokoju cadyka i po prostuwszedł. Reb Bunem - wysoki mężczyzna ospiczastej,czarnej brodzie i błyszczących, czarnych oczach - stałprzy pulpicie i pospiesznie bazgrał coś gęsim piórem naskrawku papieru. Ujrzawszyreb Mendla, reb Bunemwytarł pióro o jarmułkę i odezwał się: - Albo to przywidzenie, albo mój kalendarz się myli. -Nie, rebe. Kalendarz się nie myli- odrzekłreb Mendel. - Nu, witaj, witaj. Cadykwyciągnął rękę, którą reb Mendel ledwo musnąłkoniuszkami palców, jakgdyby niechciał skalać dłoniświętego. Reb Bunem zerknął na niego i zmarszczył brwi. Podsunął reb Mendlowistołek, a sam przysiadł na brzeguławki. - Co ciętrapi, reb Mendel? Mówotwarcie. - Rebe, utraciłem życie przyszłe -wyrzucił zsiebie rebMendel. Oczy rabina napełniły się śmiechem. - Utraciłeś, tak? Gratulacje