15622

Szczegóły
Tytuł 15622
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15622 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15622 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15622 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Krzysztof Boru� TRZECIA MO�LIWO�� Dyktuj� te s�owa w pi��dziesi�tym trzecim dniu ziemskim od chwili przybycia naszej ekspedycji do Uk�adu 70 W�ownika A. Pi��dziesi�t trzy dni odpowiada stu siedemdziesi�ciu o�miu obrotom planety Vicinia wok� osi. O istnieniu tej planety my � mieszka�cy Uk�adu S�onecznego � wiemy ju� od blisko stu dwudziestu lat. Cywilizacja vicinia�ska jest pierwsz� cywilizacj�, z kt�r� uda�o si� nawi�za� radiow� ��czno�� mi�dzygwiezdn�. W trzydzie�ci trzy lata po nadaniu standardowej serii sygna��w przy pomocy najwi�kszego w�wczas na Ziemi radioteleskopu w kierunku dwudziestu sze�ciu wybranych gwiazd � nadesz�a odpowied� z Uk�adu 70 W�ownika. Zawiera�a ona powt�rzenie naszej serii oraz zestawy liczb, kt�re bez trudu zosta�y zidentyfikowane jako uk�ad periodyczny pierwiastk�w. Zaraz po tym nast�powa�a �prezentacja� w postaci sk�adu izotopowego materii zewn�trznych warstw atmosfery S�o�ca i tych samych danych o gwie�dzie A uk�adu podw�jnego 70 W�ownika. Dalej, jak mo�na by�o si� domy�li�, sz�y serie liczb dotycz�cych sk�adu atmosfery planety, z kt�rej nadano sygna�y oraz sk�adu mineralnego jej powierzchni i wn�trza. W odpowiedzi nasi ojcowie przekazali w kierunku Uk�adu 70 W�ownika A podobne dane dotycz�ce S�o�ca i Ziemi oraz propozycj� przej�cia na nadawanie dwuwymiarowych obraz�w metod� rozk�adu na punkty jasne i ciemne. D�u�sze serie rysunk�w i zdj�� mia�y umo�liwi� naszym �rozm�wcom mi�dzygwiezdnym� poznanie g��wnych form �ycia i cywilizacji mieszka�c�w Ziemi. Po trzydziestu trzech latach nadesz�a kolejna odpowied�. Mieszka�cy planety Vicinia � gdy� tak j� pocz�to nazywa� w tych czasach � jeszcze raz wykazali wysok� inteligencj�: rozszyfrowali metod� ��czno�ci wizyjnej i na tych samych zasadach przekazali nam obraz swego �wiata. Kiedy wi�c nasza wyprawa mi�dzygwiezdna wyrusza�a w drog�, o Vicinii i jej mieszka�cach wiedzieli�my ju� niema�o i wydawa�o si�, �e jakich� zasadniczych, gruntownie odwa�aj�cych nasze wyobra�enia niespodzianek nie nale�y oczekiwa�. Nie znaczy to, i� obraz Vicinii, przekazany na falach elektromagnetycznych, pozbawiony by� powa�niejszych luk i niejasno�ci. Kontrast mi�dzy �rodkami technicznymi i wysokim stopniem rozwoju wytw�rczo�ci a ra��co niskim poziomem materialnych warunk�w �ycia mieszka�c�w planety � wydawa� si� co najmniej zastanawiaj�cy. Snuto najprzer�niejsze domys�y na temat mo�liwych dr�g rozwoju spo�ecznego, czy nawet wynaturze� struktury organizacyjnej pa�stw, w kt�rych post�p technologiczny staje si� nie �rodkiem, lecz celem rozwoju cywilizacyjnego. �lepe uliczki rozwoju?� Jak�e odleg�� okaza�a si� rzeczywisto�� od przewidywa� * Jeszcze tylko pi�� godzin� Nie mog� liczy� na �adn� pomoc. Nikt mnie nie odnajdzie w tej pu�apce. Po co si� �udzi�? Przecie� wiem, �e to niemo�liwe. Chyba tylko niezmiernie rzadki splot okoliczno�ci mo�e mnie uratowa�. Ale jak� mam szans�?� Regeneratory ju� prawie nie dzia�aj�. Zu�ywam ostatni� rezerw� tlenu. Zosta�o mi zaledwie pi�� godzin� Postanowi�em podyktowa� to, co przemy�la�em. Czasu niewiele, a chcia�bym po sobie zostawi� �lad. Je�li kiedykolwiek kto� odnajdzie moje cia�o zamkni�te w kokonie skafandra � dowie si�, jak by�o naprawd�. Pi�� godzin� Im d�u�ej my�l� o mojej sytuacji, tym mniej wydaje ml si� prawdopodobne, aby ktokolwiek m�g� odnale�� zapis. �le si� wyrazi�em: ktokolwiek z ludzi! Ale przecie� s� ONI! kiedykolwiek mo�e ON? Ten, kt�ry z nami rozmawia� przez Wielk� Anten�? Czy potrafi odczyta� zapis? A je�li nawet odczyta � co z niego zrozumie? Czy dzi�ki niemu �atwiej pojmie r�nic� mi�dzy nami a Vicinianami?� Przybycie naszej ekspedycji na Vicini� nie rozwi�za�o �adnego z zasadniczych problem�w spornych, jakie pojawi�y si� w toku ��czno�ci mi�dzygwiezdnej. Przeciwnie � stan�li�my w obliczu fakt�w, kt�re zamiast ugruntowa� nasze dotychczasowe wyobra�enia o tej cywilizacji, postawi�y je pod znakiem zapytania. �r�d�em sygna��w nadawanych w kierunku S�o�ca by�a gigantyczna konstrukcja techniczna wzniesiona na biegunie p�nocnym Vicinii. Za jej po�rednictwem w ostatnich miesi�cach podr�y wznowili�my ��czno�� z mieszka�cami planety, przyst�puj�c do opracowania s�ownika elementarnych poj��, kt�ry mia� u�atwi� nawi�zywanie bli�szych stosunk�w. Kryzys pojawi� si� do�� nagle, zupe�nie niespodziewanie: na nasze pytanie, w jaki spos�b mo�emy nawi�za� bezpo�redni kontakt z przedstawicielami Vicinii � na ekranie uparcie ukazywa� si� �w system antenowy s�u��cy mieszka�com planety do ��czno�ci mi�dzygwiezdnej. Wszelkie pr�by ��czno�ci radiowej z pomini�ciem Wielkiej Anteny � jak nazywali�my to urz�dzenie � nie przynosi�y �adnego rezultatu. L�dowanie grupy zwiadowczej w celu nawi�zania porozumienia z mieszka�cami planety pog��bi�o jeszcze nasz� niepewno��. Vicinianie � niewielkie, zaledwie si�gaj�ce nam do kolan stwory � nie tylko wygl�dem, lecz i zachowaniem ca�kowicie odbiegaj� od naszych wyobra�e� o tw�rcach wysokiej cywilizacji. Ich inteligencja nie przewy�sza inteligencji ma�p cz�ekokszta�tnych i jakkolwiek wykazuj� pewne zainteresowanie nasz� obecno�ci�, jest ono bardzo powierzchowne i kr�tkotrwa�e, przypominaj�ce zainteresowanie psa, kt�ry po obw�chaniu nieznanego przedmiotu po chwili zapomina o nim, traktuj�c go jako naturalny sk�adnik otoczenia. A jednocze�nie � istoty te przejawiaj�, jako zbiorowo��, niezwykle wysoki stopie� zorganizowania. Nie ulega w�tpliwo�ci, �e ich spo�ecze�stwo jest struktur� o ogromnej sprawno�ci i celowo�ci w dzia�aniu. Ruchliwo�� Vicinian nie ma w sobie nic z chaosu i przypadkowo�ci. Je�li nawet czasem, zw�aszcza przy pr�bach ingerencji z naszej strony, powstawa�o chwilowe zamieszanie i zak��cenie wsp�dzia�ania � po kilkunastu sekundach wszystko wraca�o do normy. Mr�wki! � Oto co nasuwa�o si� ju� przy pierwszym bezpo�rednim spotkaniu. Zdawali�my sobie, oczywi�cie, spraw�, �e podobie�stwo jest tylko pozorne, wynikaj�ce z powierzchowno�ci obserwacji. Zbyt ma�o wiedzieli�my o istotnej strukturze vicinia�skiego spo�ecze�stwa, aby mo�na by�o m�wi� o jakich� g��bszych analogiach ze spo�ecze�stwem mr�wek czy pszcz�. Nie stwierdzili�my �adnych oznak fizjologicznego zr�nicowania osobnik�w obs�uguj�cych odmienne konstrukcyjnie maszyny czy dziedziny produkcji. Nawet osobniki, kt�re � jak si� okaza�o � pe�ni� w tym spo�ecze�stwie funkcj� ��cznik�w lub mo�e dyspozytor�w, nie r�ni� si� budow� od Innych pracownik�w. Czy zespo�owe kierowanie skomplikowanymi narz�dziami i procesami wytw�rczymi mo�e mie� charakter instynktowny? Nie by�o �adnych podstaw, a�eby tak s�dzi�. Przeciwnie: istoty te wykazywa�y swoist� inteligencj� � potrafi�y si� uczy�, wyci�ga� wnioski z pope�nianych b��d�w i przekazywa� t� wiedz� innym. Dowodem by� taki eksperyment: poda�em jednemu z Vicinian latark�, zapalaj�c j� i gasz�c w jego obecno�ci. Chwil� obmacywa� j� swymi trzema chwytnymi organami i pocz�� manipulowa� wy��cznikiem, a� wreszcie spowodowa� zapalenie lampy. Po kilku pr�bach odda� mi latark� z powrotem i powr�ci� do swojej grupy. Nie up�yn�o pi�� minut, gdy podszed� do mnie Vicinianin (po d�u�szych obserwacjach okaza�o si�, �e pe�ni� on funkcj� jakby kierownika tej grupy) i wyci�gn�� �ap� po latark�. Kiedy mu j� poda�em � od razu, bez �adnych pr�b zapali� j� i zgasi�. Powt�rzy� t� czynno�� parokrotnie, po czym nagle przesta� si� latark� interesowa�. Odda� j� i wr�ci� do pracy. �adne fakty nie wskazywa�y na to, aby umiej�tno�ci kierowania maszynami by�y wrodzone, dziedziczne, a nie nabyte � wyuczone. P�niejsze, dok�adniejsze obserwacje wykaza�y zreszt�, ponad wszelk� w�tpliwo��, i� �szkolenie� m�odych osobnik�w odbywa�o si� niemal w ka�dej grupie roboczej. Nie wydawa�o si� te�, aby wiedza by�a przekazywana bezpo�rednio dzieciom przez rodzic�w. Co ciekawsze � karmieniem i wychowywaniem najm�odszego potomstwa zajmowa�y si� kolejno wszystkie osobniki zamieszkuj�ce okre�lony zesp� budowli, a nie jaka� odr�bna grupa. Nie by�o tu wi�c �adnych wyspecjalizowanych �mamek�, �piastunek� czy �nauczycieli�. Kt� jednak rozmawia� z nami przez gigantyczn� anten� kierunkow�? Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e gdzie� musia� istnie� o�rodek kierowniczy tego spo�ecze�stwa, o�rodek w pe�ni �wiadomy, d���cy do poznania �wiata i my�l�cy w tym zakresie w podobny spos�b jak my � ludzie. * Musz� tu wspomnie�, cho�by bardzo kr�tko, o hipotezie Ortena. Zarzut Ortena, �e uwa�am Vicinian za mr�wki, by� bzdurn� insynuacj�. Takiej hipotezy �aden biolog o zdrowym rozs�dku nie m�g�by postawi�. Je�li m�wi�em o �strukturze mrowiska�, to tylko w sensie pewnych zewn�trznych analogii w zachowaniu si� tych istot. W rzeczywisto�ci wyra�a�em przypuszczenie, �e zetkn�li�my si� dot�d tylko z cz�ci� spo�ecze�stwa, pe�ni�c� funkcje wykonawcze, i �e istotami tymi kieruje o�rodek z�o�ony z innych istot, by� mo�e nawet odr�bnego gatunku, obdarzonych intelektem podobnym do naszego. Takiego o�rodka kierowniczego, co prawda, nigdzie nie mogli�my dostrzec, ale by�em g��boko prze�wiadczony o tym, �e on istnie� musi i �e mo�na go b�dzie odnale��. Orten r�wnie� by� zdania, �e o�rodek kierowniczy Istnieje. Wysun�� jednak hipotez�, �e nie Vicinianie s� gospodarzami planety, lecz �sztuczny centralizat� o rozrzuconych po powierzchni globu o�rodkach czynno�ciowych i niezlokalizowanej pami�ci. Tego �wielkiego robota� mieli rzekomo, w dalekiej przesz�o�ci, zbudowa� przodkowie Vicinian, staj�c si� w ko�cu jego niewolnikami i ulegaj�c stopniowej degeneracji umys�owej w wyniku pewnego rodzaju symbiozy z automatami. Ta hipoteza nie wytrzymywa�a krytyki ju� cho�by z uwagi na obserwowane przez nas ostre kontrasty w poziomie technologicznym, zw�aszcza automatyzacji, oraz na kluczow� rol� �ywych Vicinian niemal we wszystkich dziedzinach wytw�rczo�ci, nawet energetyki j�drowej. Co prawda, Orten uwa�a� to w�a�nie za dow�d regresu. Twierdzi�, �e spe�nianie przez Vicinian funkcji typowych dla automat�w jest przejawem tendencji �wielkiego robota� do przerzucania elementarnych zada� spo�ecznych na istoty �ywe, obdarzone zdolno�ci� samoreprodukcji i du�� uniwersalno�ci�. Bowiem tworzenie samoreprodukuj�cych si� uk�ad�w sztucznych, nawet stosunkowo prostych, o w�skiej specjalizacji, by�oby na obecnym poziomie techniki vicinia�skiej nieop�acalne. Sw� hipotez� usi�owa� Orten do�� sztucznie pogodzi� z wynikami bada� archeologicznych, jeszcze w czasie dokonywania wst�pnych zdj�� planetograficznych grupa Kolca natrafi�a w kilkudziesi�ciu punktach globu na �lady jakich� dawnych budowli, przewa�nie rozrzuconych w�r�d rozbudowuj�cych si� o�rodk�w wytw�rczych. Lepiej zachowane obiekty spotkali�my na niekt�rych obszarach pustynnych, a tak�e w d�unglach Vicinii. Nie ulega w�tpliwo�ci, �e struktura spo�ecze�stw vicinia�skich przed dwudziestu tysi�cami lat r�ni�a si� zasadniczo od obecnej. Budowle, kt�rych ruiny tak nas zainteresowa�y, by�y kiedy� prawdopodobnie czym� w rodzaju pa�ac�w, w kt�rych zamieszkiwa�a niewielka liczba osobnik�w, �yj�cych na niewsp�miernie wy�szej stopie ni� dzisiejsi mieszka�cy Vicinii. Kto� wysun�� nawet przypuszczenie, �e solidno�� mur�w i uk�ad pomieszcze� zdaj� si� sugerowa�, i� �pa�ace� spe�nia�y w pewnym sensie rol� warownych kaszteli, z kt�rych �wczesna elita vicinia�ska w�ada�a spo�ecze�stwem, znajduj�cym si� w znacznie gorszych ni� ta elita warunkach bytowych. Faktem jest, �e � jak dot�d � nie uda�o si� odnale�� �lad�w budowli s�u��cych jako mieszkania innym warstwom spo�ecznym �wczesnej Vicinii. Musia�y to by� konstrukcje bardzo prymitywne i dlatego nie osta�y si� pr�bie czasu. Szczeg�lnie interesuj�ce by�o odkrycie w podziemnej sali jakiej� starej budowli trzydziestu dw�ch bardzo dobrze zachowanych pos�g�w staro�ytnych w�adc�w Vicinii. Jak wykaza�y prze�wietlenia, by�y to w rzeczywisto�ci nie pos�gi, lecz sarkofagi. Panowa� tu widocznie zwyczaj pokrywania cia� zmar�ych warstw� substancji ceramicznej, niezwykle odpornej na korozj�. Zastanawiaj�ce jest, �e prawie wszystkie szkielety s� o kilkana�cie centymetr�w d�u�sze od przeci�tnego wzrostu obecnych mieszka�c�w Vicinii i r�ni� si� z regu�y pewnymi szczeg�ami budowy puszki m�zgowej. Poziom techniki w okresie owej �kultury pa�acowej� by� stosunkowo wysoki, dotyczy�o to zw�aszcza chemii przemys�owej i biochemii. Nie znale�li�my natomiast nigdzie �lad�w nowoczesnej automatyki, je�li wi�c mo�na m�wi� o regresie � mia� on raczej charakter biologiczno�spo�eczny, a nie techniczny, jak to sugerowa� Orten. Dla mnie ca�a jego koncepcja by�a zbyt wyspekulowana, aby mog�a by� s�uszna. Przede wszystkim jednak nie widzia�em sensu w zak�adaniu istnienia �wielkiego robota� jako uk�adu rozproszonego po ca�ej planecie. Zreszt� po �mudnym, wielotygodniowym badaniu kana��w ��czno�ci pomi�dzy poszczeg�lnymi o�rodkami wytw�rczymi i przekazywaniu analizatorowi zebranych przez automaty danych otrzymali�my w wyniku krzyw� Kronenberga�Gribowa � �wiadcz�c�, �e mamy tu do czynienia z uk�adami autonomicznymi. Analizator nie m�g� si� myli�! Mimo to Orten nie chcia� skapitulowa� A jednak przegra�! Przegra�!� Przegra�?� * Tlenu zosta�o zaledwie na cztery godziny� Musz� si� streszcza�. Tak wi�c zacz�o si� od tej krzywej Kronenberga�Gribowa. Orten by� uparty, ale dla mnie sprawa by�a jasna, �e z tego i tak nic nie wyjdzie i tylko niepotrzebnie marnujemy czas. Moje przewidywania potwierdzi�y si� w pe�ni i po sze�ciu tygodniach od przybycia na Vicini� znale�li�my si� w impasie. Stwierdzili�my tylko, �e �aden z o�rodk�w wytw�rczych nie wykazuje bezpo�redniego radiowego czy przewodowego powi�zania informacyjnego z innymi o�rodkami. Mimo to Orten trzyma� si� nadal kurczowo swej pierwotnej koncepcji �wielkiego robota�, modyfikuj�c j� tylko w ten spos�b, �e rol� ��cznik�w�nosicieli informacji mi�dzy o�rodkami kierowniczymi owego rzekomego sztucznego m�zgu mieli pe�ni� Vicinianie, a wi�c �ywe istoty. Hipoteza by�a tak sztuczna, �e uda�o mi si� doprowadzi� do uchwa�y wstrzymuj�cej dalsze prace badawcze zaplanowane przez Ortena. Nie m�g� mi tego darowa�. Zarzuci� mi otwarcie, �e kieruj� si� tu osobistymi ambicjami, �e uprawiam ja�ow� krytyk�, gdy� sam nie potrafi� wyst�pi� z jak�� konstruktywn� propozycj�. Tego by�o mi ju� za wiele. O�wiadczy�em, mo�e troch� nieopatrznie, �e je�li otrzymam woln� r�k� i nikt nie b�dzie si� wtr�ca� do moich bada� � podejm� si� w ci�gu czterech dni samodzielnie rozwi�za� zagadk� Vicinii. Wywo�a�o to burz�: cz�� koleg�w, z Ortenem na czele, potraktowa�a moje wyst�pienie jako wyzwanie rzucone ca�emu kolektywowi ekspedycji. Inni, podejrzewaj�c, �e dokona�em ju� jakich� rewelacyjnych odkry� i pragn� tylko zebra� brakuj�ce dane � zaofiarowali mi sw� pomoc. Ostatecznie nieprzyjemna atmosfera ulega�a w pewnym stopniu roz�adowaniu. Przyj�to moj� propozycj� z zastrze�eniem, i� nie b�d� stosowa� �rodk�w, kt�re mog�yby narazi� nas na konflikt z Vicini�, na co oczywi�cie zgodzi�em si� bez wahania. Szczerze m�wi�c, troch� �a�owa�em swego kroku. Nie mia�em bynajmniej jakiego� opracowanego planu dzia�ania. Nie znaczy to, �e podj��em si� zadania nie wiedz�c, z kt�rej strony rozpoczn� jego rozwi�zywanie. Klucz podsun�� mi sam Orten, gdy pr�bowa� zmodyfikowa� sw� hipotez� przez potraktowanie Vicinian jako �nosicieli informacji�. Jego b��d polega� na tym, i� usi�owa� odnale�� o�rodki kierownicze poprzez analiz� ultrastabilno�ci spo�ecze�stwa vicinia�skiego. Tymczasem � najprostsz� drog� prowadz�c� do o�rodka obdarzonego �wiadomo�ci� powinny by� przecie� wej�cia i wyj�cia Wielkiej Anteny. Oczywi�cie nie by� to pomys� nowy. Ju� na pocz�tku prac badawczych pr�bowali�my zbada� te kana�y. Rych�o jednak okaza�o si�, �e gigantyczne urz�dzenie na biegunie to tylko stacja retransmisyjna, kt�rej wej�cia i wyj�cia lokalne, przeznaczone prawdopodobnie do ��czno�ci z o�rodkiem czy z o�rodkami kierowniczymi, nadaj� i odbieraj� sygna�y niezmiernie s�abe i to w postaci modulacji bardzo Szerokiego wycinka widma elektromagnetycznego. W tych warunkach o lokalizacji kierunku metod� ekranowania nie by�o mowy i szybko zrezygnowali�my z tej drogi poszukiwa� rozwi�zania zagadki Vicinii. Pr�bowali�my r�wnie� zdoby� bli�sze informacje wprost od nieznanych istot, z kt�rymi utrzymywali�my ��czno�� poprzez Wielk� Anten�. Ale na nasze pytania � jak wygl�da zewn�trzne urz�dzenie nadawczo�odbiorcze, z kt�rego oni kieruj� stacj� � w odpowiedzi na ekranie ukazywa�y si� uparcie szeregi g��w Vicinian. Zwa�ywszy, �e na pytania s�owne, kto kieruje spo�ecze�stwem Vicinian � r�wnie� otrzymywali�my stale odpowied�, �e� spo�ecze�stwo Vicinian � nie ulega�o dla nas w�tpliwo�ci, �e musi tu zachodzi� jakie� terminologiczne nieporozumienie. Wracam do wydarze� sprzed dziesi�ciu dni: o wyst�pieniu krzywej Kronenberga�Gribowa i sugestii Ortena, i� by� mo�e Vicinianie s� �nosicielami informacji�, wiedzia�em na dwana�cie godzin przed narad�. Nasun�a mi si� w�wczas my�l, �e przekazywanie informacji niekoniecznie musi odbywa� si� poprzez narz�dy s�uchu, wzroku czy dotyku. A gdyby tak sprawdzi�, czy nie wyst�puje tu zjawisko przekazywania sygna��w elektromagnetycznych bezpo�rednio z m�zgu do m�zgu? Znajdowa�em si� w�wczas na Vicinii i mog�em przeprowadzi� niezb�dne eksperymenty. Wynik by� pozytywny. Teraz sta�o si� dla mnie jasne, co oznaczaj� tajemnicze g�owy na ekranie. To nie by� b��d, lecz w�a�ciwa odpowied�, kt�rej nie potrafili�my zrozumie�. Czy nie mog�em si� myli�? Mog�em. Ale postawi�em wszystko na jedn� kart�. Jeszcze tej samej nocy, po kilku godzinach �rozmowy� z Vicini�, w czasie kt�rej stara�em si� jak najja�niej wyt�umaczy�, �e chodzi mi o to gdzie, w kt�rym punkcie planety znajduj� si� owe �nadawcze g�owy� � otrzyma�em odpowied�. Z dala od g��wnych o�rodk�w wytw�rczych, w g�rskiej kotlinie, kilkadziesi�t niepozornych, p�askich budowli � i to wszystko. Czy ktokolwiek m�g� przypu�ci�, �e to w�a�nie tu?� Mimo przekonywaj�cych fakt�w, wskazuj�cych, �e nie mog� si� myli�, nie zdecydowa�em si� na zawiadomienie kogokolwiek o wynikach bada�. Mog�o zaj�� jakie� nieporozumienie i miast tryumfu czeka�aby mnie kompromitacja� Postanowi�em, �e sprawdz� wszystko naocznie, zbior� niezbite dowody, a za dwa, trzy dni wyst�pi� z opracowanym gruntownie referatem. Poszed�em spa�, ale nie mog�em zasn��. By�em coraz bardziej niespokojny czy si� nie myl�. Po dw�ch godzinach m�cz�cych i denerwuj�cych rozmy�la� postanowi�em polecie� na Vicini� jeszcze tej nocy. Przed odlotem nada�em jeszcze w kierunku Wielkiej Anteny rysunek wyobra�aj�cy m�j lot do owej kotliny wraz ze zwi�z�ym wyja�nieniem s�ownym, przekodowanym przez automaty t�umacz�ce. Ponadto w��czy�em automat nadaj�cy w odst�pach dwuminutowych nast�puj�c� seri� prostych sygna��w: jeden kr�tki, dwa d�ugie, trzy kr�tkie, jeden d�ugi, dwa kr�tkie, trzy d�ugie, jeden kr�tki itd. Mia�o to ewentualnie u�atwi� konfrontacj� przy nawi�zaniu ��czno�ci bezpo�redniej. Kt� m�g� przewidzie�, �e sygna�y te stan� si� przyczyn� odkrycia tak niezwyk�ego, �e �wielki robot� Ortena wydaje si� przy nim naiwnie prostym tworem? Polecia�em� * Co to? Halo radio � dwa, dwa, dwa! Halo! Halo! Wzywam cztery, pi��! Halo! Cztery, pi��! Halo! Czy jest tu kto? Halo! Halo! * Widocznie uleg�em z�udzeniu� Albo Vicinianie grzebi� czym� w kleistej mazi. Mia�em wra�enie, jakby co� si� poruszy�o. W��czy�em radio, ale s�ycha� tylko szum. Gdzie� tu musi by� jakie� diabelnie iskrz�ce urz�dzenie. Wskaz�wka tlenometru min�a ju� cyfr� �70�. Zosta�o mi jeszcze trzy i p� godziny� Mog� nie zd��y�. * Wyl�dowa�em na niewielkiej polanie w pobli�u p�askich budowli. Z uliczki mi�dzy budynkami wysz�o kilku Vicinian, przygl�daj�c si� z zainteresowaniem rakiecie. S�dzi�em, �e to delegacja, kt�ra przyby�a mnie powita�. Ale oni tylko obeszli wok� m�j pojazd i zawr�cili. Dogoni�em ich, pr�buj�c nawi�za� kontakt, lecz byli to tacy sami Vicinianie, jak ci, kt�rych spotykali�my tysi�cami w r�nych punktach globu. Owszem, zatrzymali si�, przyjrzeli temu czy innemu szczeg�owi mego skafandra, a potem nagle zoboj�tnieli i zaj�li si� swymi sprawami. To na pewno nie byli owi my�l�cy mieszka�cy planety, z kt�rymi �rozmawia�em� przez radio. By�em jednak przekonany, �e gdzie� tu ich spotkam. Wszed�em wi�c za jednym z Vicinian przez w�ski otw�r do wn�trza najbli�szej budowli. Ciasny korytarz o �cianach �wiec�cych zielonym blaskiem prowadzi� do�� stromo w d�. Na jego ko�cu, w obszernym lecz bardzo niskim pomieszczeniu, kilkudziesi�ciu Vicinian wykonywa�o jakie� zagadkowe czynno�ci, przypominaj�ce r�czne kszta�towanie dziwnych bry� z plastycznej masy. Tu zainteresowanie moj� osob� by�o jeszcze mniejsze. Wszelkie pr�by odwr�cenia uwagi Vicinian od tych bry�, modelowanych w du�ym skupieniu, szybko i sprawnie, napotyka�y na zdecydowany op�r. Z pomieszczenia tego rozbiega�y si� w r�nych kierunkach dalsze tunele, prowadz�ce z regu�y do podobnych sal, wi�kszych i mniejszych. Schodzi�em tym labiryntem coraz ni�ej i ni�ej, wsz�dzie napotykaj�c Vicinian zaj�tych podobnymi czynno�ciami. Po dw�ch godzinach takiej w�dr�wki postanowi�em zawr�ci�. Ogarnia� mnie coraz wi�kszy niepok�j. Nie wiem, sk�d zrodzi�a si� obawa, �e nie odnajd� wyj�cia. Oczywi�cie, by� to nonsens � buty skafandra pozostawiaj� za ka�dym krokiem �lad chemiczny, rejestrowany w czasie powrotnej drogi przez czujniki uk�adu orientacji. Chyba rzeczywist� przyczyn� by�o to, �e tak wspaniale zapowiadaj�ce si� odkrycie stawa�o si� coraz bardziej iluzoryczne. Zamiast wyja�nienia tajemnicy, stan��em w obliczu jeszcze jednej zagadki, pog��biaj�cej dotychczasow� nasz� bezradno��. W powrotnej drodze postanowi�em uwa�niej przygl�da� si� temu, co robi� Vicinianie. Spe�niane przez nich czynno�ci s� w zasadzie bardzo podobne. Niezwyk�e przy tym jest to, i� praca Vicinian wydaje si� dzia�aniem pozbawionym sensu. Nie jest ono bynajmniej produkcj� jakich� przedmiot�w u�ytkowych czy artystycznych, lecz jakby zabaw�, polegaj�c� na nieustannym zmienianiu kszta�tu bry� plastyku drog� stopniowych, nieznacznych przekszta�ce�. Nie spotka�em nigdzie twor�w �gotowych� pozostawionych bez �obs�ugi�. Zauwa�y�em, co prawda, �e niekt�rzy Vicinianie przerywali prac� i opuszczali pomieszczenia, d���c w niewiadomym kierunku, ale nast�powa�o to z regu�y tylko w�wczas, gdy m�g� ich czynno�ci przej�� przyby�y w tym celu zast�pca. Dotar�em wreszcie z powrotem do wyj�cia. Zastanawia�em si� chwil� czy nie wr�ci� na statek, ale czu�em, �e by�aby to kapitulacja. Postanowi�em zbada� jeszcze, cho� powierzchownie, kilka budynk�w, aby stwierdzi� czy nie r�ni� si� przeznaczeniem. Wsz�dzie jednak zasta�em ten sam widok: Vicinianie przekszta�caj�cy plastyczne bry�y. Czu�em coraz wi�ksze wyczerpanie fizyczne i psychiczne. Usiad�em na posadzce w jednej z sal, aby chwil� odpocz��. Patrzy�em na szybkie ruchy �r�k� stoj�cej tu� przede mn� istoty i pocz�a wzbiera� we mnie nienawi�� do tych �mr�wek�, zaj�tych swymi sprawami i nie widz�cych poza nimi �wiata. I wtedy w�a�nie� Pocz�tkowo nie zdawa�em sobie sprawy� A� dopiero p�niej, sam nie wiem kiedy� To by�o jakby nag�e ol�nienie! Ruchy stoj�cego opodal mnie Vicinianina by�y dziwnie rytmiczne: jeden ruch, drugi, trzeci, potem d�u�sza przerwa, i zn�w trzykrotne dotkni�cie bry�y, tym razem jakby silniejsze i d�u�sze. Pocz��em przygl�da� si� uwa�niej innym Vicinianom. Stoj�cy dalej r�wnie� poruszali rytmicznie narz�dami chwytnymi. Niekt�rzy dublowali ruchy mego s�siada, inni dotykali bry� tylko dwukrotnie lub jednokrotnie z d�u�szymi przerwami. Nie mia�em w�tpliwo�ci: czynno�ci wszystkich by�y jakby zsynchronizowane, wzajemnie si� uzupe�niaj�ce. Czy�bym ulega� z�udzeniu? Nie! Wyst�powa� tu wyra�nie cykl: ruch kr�tki, dwa d�ugie, trzy kr�tkie, jeden d�ugi, dwa kr�tkie, trzy d�ugie itd. Zmierzy�em czas: co dwie minuty rozpoczyna� si� nowy cykl. To by�o odbicie sygna��w nadawanych przez pozostawiony przeze mnie automat. Sygna��w p�yn�cych z naszego statku, poprzez przestrze� kosmiczn�, w kierunku p�nocnego bieguna Vicinii. Moich sygna��w! Zm�czenie i wyczerpanie psychiczne ust�pi�y natychmiast. Czu�em, �e znajduj� si� u progu rozwi�zania zagadki. Skrupulatnie zbada�em najbli�sze pomieszczenia, czy gdzie indziej nie wyst�puje podobna zale�no�� ruch�w. Okaza�o si� jednak, i� tylko w tej jednej sali � i to wszyscy Vicinianie � zaj�ci s� odbiorem moich sygna��w. Postanowi�em wobec tego pozosta� tu tak d�ugo, a� nast�pi �zmiana warty� i mo�e w ten spos�b b�d� m�g� dokona� dalszych odkry�. Dopiero jednak po dw�ch godzinach zjawi� si� �zast�pca�. W samym przej�ciu funkcji nie dostrzeg�em nic rewelacyjnego. Pod��y�em wi�c za tym Vicinianinem, kt�ry opuszcza� sal�. Istoty te poruszaj� si� bardzo szybko, tote� z trudem dotrzymywa�em mu tempa biegu. Na szcz�cie �wy�cig� nie trwa� zbyt d�ugo. Po wyj�ciu na zewn�trz budowli Vicinianin pobieg� w kierunku du�ego placu na skraju osiedla i tam znik� w jednym z kilkudziesi�ciu otwor�w prowadz�cych pod ziemi�. Nie mia�em chwili do stracenia i skoczy�em w g��b stromej pochylni. �wiat�o by�o tu znacznie s�absze od tego, jakie rozja�nia�o sal� �robocz��. Pochylnia prowadzi�a do rozleg�ego pomieszczenia o bardzo niskim pu�apie, tak i� mog�em si� tu porusza� tylko na czworakach. Na �rodku sali dostrzeg�em wg��bienie wype�nione po brzegi jak�� czarn� ciecz�. Przy basenie siedzia�o kilkadziesi�t pochylonych postaci z ryjkami g�bowymi zapuszczonymi w ow� ciecz. Nie ulega�o w�tpliwo�ci, �e jest to tylko �jadalnia vicinia�ska�. Nie by�o czego tu szuka�. Ju� mia�em zawr�ci�, gdy przysz�o mi do g�owy, aby pobra� pr�bk� owej czarnej cieczy. Tego rodzaju substancji od�ywczej nigdzie jeszcze nie spotkali�my. Si�gn��em po pr�bnik i opar�szy r�k� na kraw�dzi zbiornika nachyli�em si� nad basenem, i wtedy w�a�nie� Nagle poczu�em, �e osuwam si� po �liskiej powierzchni i zapadam g�ow� w g�st�, b�otnist� ma�. W jednej chwili smolista ciecz pokry�a od zewn�trz przezroczyst� czasz� he�mu. Usi�owa�em si� cofn��, ale by�o to niemo�liwe. Kleista ma� obezw�adnia�a, kr�powa�a jak elastyczn� ta�m� r�ce i nogi. Na pr�no usi�owa�em zaczepi� stopy o brzeg basenu. Za ka�dym ruchem osuwa�em si� coraz ni�ej, a� wreszcie ca�y znalaz�em si� w tej topieli. By�o to dziewi�� dni temu� * Basen nie ma du�ej g��boko�ci, ciecz jest jednak tak lepka i g�sta, �e nie mog� nawet usi���. Z trudem uda�o mi si� odwr�ci� na wznak. Pr�by nawi�zania z baz� ��czno�ci radiowej nie daj� rezultatu. Ze s�uchawek dochodz� tylko nieprzerwane trzaski i szumy. Wiem, �e to ju� koniec. P�yn od�ywczy sko�czy� si� wczoraj. Raz po raz odzywa si� brz�czyk, przypominaj�c, �e regeneratory przesta�y dzia�a� i zu�ywam ostatni� rezerw� tlenu. Miernik wskazuje, �e pozosta�o mi jeszcze dwie i p� godziny� Do kogo adresuj� ten zapis?� Sam ju� nie wiem� Jak dot�d ci�gle m�wi� o sobie. A przecie� nie o to chodzi. Wa�ne jest tylko to, co w ci�gu tych d�ugich godzin oczekiwania ko�ca zrodzi�o si� w mojej g�owie. Chyba jednak rozwi�za�em zagadk� Vicinii! Musz� teraz dyktowa� wolno, formu�owa� zdania mo�liwie jasne, je�li ONI maj� zrozumie� Czy zrozumiej�?� * Rozw�j spo�eczny ludzko�ci, to proces samoorganizacji wy�szego rz�du ni� ewolucja biologiczna. Samoorganizacja przebiega tu nie tylko drog� zmian dokonywanych na �lepo i zag�ady uk�ad�w nie przystosowanych do warunk�w. Jednostki, z kt�rych sk�ada si� spo�ecze�stwo ludzkie, osi�gn�y ju� tak wysoki stopie� rozwoju, i� obdarzone s� zdolno�ci� uczenia si�, wzajemnego przekazywania do�wiadcze� i w pewnym stopniu zdolno�ci� przewidywania przysz�o�ci na podstawie dotychczasowej wiedzy o �wiecie. St�d obok automatyzm�w, ukszta�towanych gr� przypadku i konieczno�ci, wyst�puj� w uk�adach spo�ecznoekonomicznych w mniejszym lub wi�kszym stopniu sprz�enia stworzone �wiadomym dzia�aniem organizuj�cym. Rola tego czynnika �wiadomo�ci wzrasta w miar� wzrostu organizacji uk�adu i zasobu wiedzy o �wiecie. W ostatnich te� dw�ch wiekach rozkwit nauki i g��bokie przeobra�enia struktury spo�ecznej otworzy�y przed cz�owiekiem mo�liwo�ci w pe�ni �wiadomego kszta�towania swego bytu i kierunku rozwoju cywilizacyjnego. Znamy r�wnie� innego rodzaju organizmy spo�eczne: mr�wcze i pszczele, w kt�rych na szczeblu jednostki nie ma inteligencji i intelektu, a tylko instynkt, odruchy wrodzone. Taki uk�ad z�o�ony z wielu jednostek, w�sko wyspecjalizowanych, mo�e ewoluowa� tylko biologicznie. Zdolno�� uczenia si� jest tu tak ma�a, �e automatyzmy mo�na uwa�a� za sta�e, niezmienne od wiek�w i tysi�cleci, s�u��ce tylko utrzymaniu gatunku przy �yciu. Nikt z nas � ludzi � nie spodziewa� si� jednak, �e �ycie mo�e przybra� jeszcze inn� form� rozwojow�. Form� tak niezwyk��, �e nawet koncepcja �cywilizacji robot�w� blednie przy niej. Na Vicinii nie ma �adnego �wielkiego robota� stworzonego sztucznie przez jej �ywych mieszka�c�w. Nie ma te� �adnego zespo�u kierowniczego � elity umys�owej � a nawet je�li s� takie zespo�y, nie zdaj� sobie w og�le sprawy z istnienia Ziemi. Prawdopodobnie bardzo mgli�cie u�wiadamiaj� sobie, �e na ich planecie pojawi�y si� jakie� nieznane istoty � i to wszystko. Inteligencja Vicinian jest bardzo ograniczona. O intelekcie w naszym rozumieniu tego s�owa w og�le trudno m�wi�. Mo�na s�dzi�, �e zdolno�ci poznawcze i tw�rcze poszczeg�lnych osobnik�w s� niezmiernie ubogie w por�wnaniu z ludzkimi. Nie chc� przez to powiedzie�, i� Vicinianie s� ��ywymi skamienia�o�ciami� � istotami, kt�re zatrzyma�y si� w rozwoju biologicznym i umys�owym. Na takie wnioski jeszcze za wcze�nie. Niemniej, na szczeblu jednostki przejawiaj� oni wi�cej cech mr�wczych ni� ludzkich. Spo�ecze�stwo vicinia�skie nie jest jednak mrowiskiem. Nie jest ono r�wnie� spo�ecze�stwem przypominaj�cym, cho�by w najog�lniejszym zarysie, spo�ecze�stwo ludzkie. Niezwyk�o�� jego polega na tym, �e jest ono, nie w przeno�ni a rzeczywi�cie, organizmem z�o�onym z milion�w kom�rek, kt�rymi s� �ywe istoty�Vicinianie. Co ciekawsze, w wyniku samoorganizacji, w organizmie tym wytworzy�o si� co�, co mo�na by nazwa� my�l�cym m�zgiem. Ten �m�zg� obdarzony jest odr�bn� �wiadomo�ci�, niezale�nie od ograniczonej �wiadomo�ci jednostek, kt�re go tworz�. Je�li m�wi� o �wiadomo�ci, to rzecz jasna, tylko w sensie funkcjonalnym, w sensie podobie�stw struktury sieci nerwowej i m�zgu do uk�adu sprz�e� w spo�ecze�stwie vicinia�skim. Wiedzieli�my ju� dawno, �e o zakresie funkcji uk�adu decyduje struktura, a nie sk�ad chemiczny materii, z jakiej uk�ad jest zbudowany. Nauczyli�my si� budowa� maszyny zdolne do na�ladowania wszelkich funkcji m�zgu ludzkiego. Nie przypuszczali�my jednak, �e mo�e powsta� m�zg z�o�ony z milion�w istot �ywych, w kt�rym sprz�enia b�d� sprz�eniami spo�ecznymi. I �e ten m�zg potrafi my�le� i odczuwa� w�asne istnienie, poznawa� �wiat, gromadzi� wiedz� i korzysta� z niej dla dalszego przeobra�ania �wiata. Z Ziemi� nawi�za�a kontakt nie �mr�wka� lecz �istota�spo�ecze�stwo� � przedstawiciel wielu takich �istot�spo�ecze�stw� zamieszkuj�cych t� planet�. M�wi� � wielu, gdy� nie mam bynajmniej zamiaru kwestionowa� tezy, �e powstanie istoty inteligentnej i obdarzonej �wiadomo�ci� jako jedynego mieszka�ca jakiej� planety � jest niemo�liwe. To, co nazywamy �wiadomo�ci�, mo�e wytworzy� si� tylko w spo�ecze�stwie z�o�onym z wielu jednostek. Tu za� owymi �jednostkami� s� ca�e organizmy spo�eczne. Im d�u�ej my�l�, tym silniej umacniam si� w przekonaniu, �e cywilizacja Vicinian jest w�a�nie takim niezwyk�ym tworem natury, w kt�rym pe�na �wiadomo��, w naszym rozumieniu, pojawi�a si� dopiero na szczeblu organizm�w spo�ecznych. Zbyt ma�o zebra�em danych, abym by� w stanie nakre�li� jak�� rozbudowan� hipotez� dotycz�c� drogi ewolucyjnej tych twor�w. Widz� ju� jednak jej zarys. Pocz�tek rozwoju spo�ecze�stw vicinia�skich m�g� nawet przebiega� podobnie do naszego, ludzkiego. By� mo�e rozw�j ten osi�gn�� nawet stopie� odpowiadaj�cy produkcji wielkoprzemys�owej, i oto nast�pi�o zahamowanie, a nawet cofni�cie rozwojowe. Jego �r�de� nale�y chyba szuka� w strukturze ekonomicznej i politycznej spo�ecze�stw zamieszkuj�cych t� planet�. Poziom �ycia Vicinian jest zastanawiaj�co niski. Wydaje si�, �e ich potrzeby ograniczaj� si� do najbardziej elementarnych. �Kultura pa�acowa� dowodzi, �e nie zawsze tak by�o, ale wskazuje, i� chodzi�o tu o uprzywilejowane grupy spo�eczne. Dlaczego jednak po ich upadku nie pod�wigni�to w g�r� poziomu �ycia ca�ego spo�ecze�stwa, jak to mia�o miejsce na Ziemi? Czy�by prymat potrzeb og�lnospo�ecznych nad jednostkowymi przybra� tu, na Vicinii, wynaturzon� posta�? Nie tylko lepsze warunki mieszkaniowe czy komunikacyjne, ale i proste zr�nicowanie po�ywienia �atwo uzna� za niepotrzebny luksus� Ale czy tego rodzaju tendencje mog� spowodowa� trwa�e zmiany w strukturze psychicznej jednostek? Wydaje si� to nieprawdopodobne. Przyczyny musz� by� inne! Mo�e zmiany regresywne mia�y pod�o�e biologiczne? Dawne spo�ecze�stwo vicinia�skie mog�o si� sk�ada�, powiedzmy, z r�nych ras� Przecie� szkielety� Nie! To niczego nie wyja�nia! Nie znale�li�my jeszcze dowod�w na to, �e wszyscy mieszka�cy dawnej Vicinii nie byli podobnego wzrostu i budowy. Raczej rasizm, a nie rzeczywiste r�nice rasowe, m�g� by� przyczyn� regresu spo�ecznego. Czy kluczem do rozwi�zania zagadki nie mo�e by� wzgl�dnie wysoki poziom biochemii w okresie �kultury pa�acowej�? A mo�e owa �kultura pa�acowa� by�a tylko specyficzn� form� rz�d�w typu faszystowskiego? Mo�e dawni w�adcy Vicinii spowodowali sztucznie takie zmiany genetyczne w organizmach swych wsp�plemie�c�w, kt�re u�atwia�y im panowanie nad nimi? Mo�e w�a�nie oni doprowadzili do zaniku intelektu i ograniczenia �wiadomo�ci tych istot? Przypiecz�towa�o to ich w�asny los. Tego rodzaju uk�ady spo�eczne tylko na poz�r wydaj� si� trwa�e. Tyrania nie mo�e na d�ugo zachowa� stabilno�ci. Powoduje ona wynaturzenie organizacyjne, blokowanie informacji niezb�dnych do sterowania uk�adem i wzrastaj�ce marnotrawstwo si� spo�ecznych � s�owem: prowadzi do gro�nych dla dalszego rozwoju wypacze� strukturalnych. Rozpad systemu i ostateczn� katastrof� mog�y przyspieszy� mordercze wojny i kl�ski �ywio�owe. Ale zag�ada �rasy w�adc�w� nie oznacza�a ko�ca cywilizacji vicinia�skiej. Si�y samoorganizuj�ce w spo�ecze�stwach s� niespo�yte! Co prawda, jednostkowe dzia�ania organizuj�ce nie by�y ju� w stanie zapewni� r�wnowagi wewn�trzustrojowej, lecz pr�by reorganizacji ogarnia�y w coraz wi�kszym stopniu poszczeg�lne spo�ecze�stwa, jako autonomiczne elementy uk�adu wy�szego rz�du, obejmuj�cego ca�� planet�. Mi�dzy tymi organizmami tworzy� si�, drog� samoorganizacji, uk�ad sygna�owy, stanowi�cy podstaw� intelektu. Mo�e zreszt� proces ten u�atwia�y pewne automatyzmy spo�eczni stworzone celowo jeszcze w okresie �kultury pa�acowej�? Wszak musia� on przebiega� bardzo szybko w ci�gu kilku czy kilkunastu tysi�cy lat. Ta zagadka te; jeszcze wymaga rozwi�zania. Tak oto proces przeobra�e� pog��bia� si�, organizmy spo�eczne ewoluowa�y w kierunku takiej struktury kt�ra przypomina struktur� m�zgu istoty inteligentnej Wreszcie, niedostrzegalnie dla samych Vicinian te �organizmy�spo�ecze�stwa� zacz�y przejawia� dzia�ania o charakterze �wiadomym. To, co nie mog�o by� ju� osi�gni�te na szczeblu spo�ecze�stw z�o�onych ze �wiadomie dzia�aj�cych pojedynczych osobnik�w, w drodze przeobra�e� zrealizowane zosta�o na szczeblu ca�ych spo�ecze�stw, i w�a�nie owe �istoty�spo�ecze�stwa� � obdarzone indywidualno�ci� podobn� do indywidualno�ci jednostek ludzkich � postanowi�y zbudowa� Wielk� Anten�, aby poszuka� we wszech�wiecie innych �istot�spo�ecze�stw�� Mo�e zreszt� myl� si� s�dz�c, �e powstanie �istot�spo�ecze�stw� jest wynaturzeniem. Mo�e jest to �wiadomo�� wy�szego rz�du, ani�eli �wiadomo�� jednostkowa? Nie ulega chyba w�tpliwo�ci, �e powstanie jej by�o nie pog��bieniem, lecz pokonaniem regresu. Ale czy taka jest normalna droga rozwoju? Tak czy inaczej � nasza droga jest inna. I chyba� pi�kniejsza. Nie w zatraceniu indywidualno�ci, lecz w najpe�niejszym rozwoju intelektualnych warto�ci wsp�dzia�aj�cych ze sob� jednostek tkwi si�a spo�ecze�stwa ludzkiego! A mo�e istnieje jeszcze mo�liwo�� czwarta? Mo�e r�wnie� w spo�ecze�stwie z�o�onym z istot o wysokim poziomie intelektualnym wytwarza si� z czasem taki uk�ad sprz�e�, �e nabiera ono cech istoty obdarzonej �wiadomo�ci�? Sk�d zreszt� wiemy, czy my sami ju� dzi�� Nie! To bzdura! Plot� niedorzeczno�ci. Czy w og�le ca�e moje rozumowanie ma jaki� sens? Mo�e po prostu majacz�? Nie dowiem si� nigdy czy mia�em racj�. Ale ludzie dowiedz� si�. Dowiedz� si� na pewno! Orten by� zreszt� ju� bliski rozwi�zania zagadki� jeszcze tydzie�, dwa, a na pewno doszed�by sam do takich wniosk�w. On ju� to przeczuwa�, gdy m�wi� o �nosicielach informacji�. On mi podsun�� pierwsz� my�l� * Co� jakby dotkn�o mojej nogi! Zn�w! jakby kto� pr�bowa� zamiesza� t� kleist� ciecz. Oczywi�cie Vicinianie. Uzupe�niaj� zapas po�ywienia. A mo�e b�d� czy�ci� zbiornik? I wydob�d� mnie z tej mazi? Byle odzyska� jak� tak� swobod� ruch�w� Nie b�d� wi�cej dyktowa� � trzeba oszcz�dza� tlen. * Min�o ju� p�torej godziny i nic. Pewno tylko uzupe�niali zapas cieczy. Tak jak poprzednio� Coraz duszniej� Po co ja w og�le si� �udz�? Przecie� to sprawa przes�dzona. Te debile nic mi nie pomog�, a koledzy w bazie nie wiedz� nawet, gdzie jestem. Koledzy� Chyba nikt nie potrafi� mnie zrozumie�. Czy naprawd� zrobi� wszystko, aby mnie uratowa�? Ale c� mog� zrobi�? Przecie� oni mnie nie odnajd�. Sk�d mog� przypuszcza�, �e l�dowa�em tu, w g�rach. Zreszt�, chyba odnajd�, ale po wielomiesi�cznych poszukiwaniach. W tym czasie nie b�d� ju� �y�� Orten� On jeden m�g�by mnie odnale�� wcze�niej. Gdyby chcia�. Ale po co si� �udzi�? Moja �mier� rozwi�zuje wiele problem�w �yciowych Ortena. B�dzie m�g� zn�w by� �dusz� ekspedycji�. Przejdzie do historii jako ten, kt�ry rozwi�za� zagadk� Vicinii. Na pewno j� rozwi��e. Nie ulega w�tpliwo�ci. On jeden potrafi spojrze� z dostateczn� �mia�o�ci� na ten �wiat niezwyk�y. Nie wiadomo, czy ju� nie trafi� na w�a�ciwy �lad. Z pewno�ci� zastanowi�o go, dlaczego w��czy�em sygnalizator. Ale czy mo�na przypuszcza�, aby po tym wszystkim, co mi�dzy nami zasz�o, m�g� jeszcze chcie� mnie ratowa�? Ale ja mu nawet po �mierci nie dam spokoju. Przecie� je�li odkryje zagadk� Vicinian, to i mnie musi odnale��. Oczywi�cie odnajdzie mnie w�wczas, gdy nie b�d� �y�. Tak b�dzie dla niego najlepiej. Ale si� pomyli. Znajdzie w skafandrze m�j zapis. Wystarczy cie� podejrzenia, i� gra� na zw�ok� Bo przecie� jest to zupe�nie mo�liwe. Ja tego bynajmniej nie m�wi� przez z�o�liwo�� Jestem przekonany, �e w�wczas, gdy wyst�pi�em ze sw� propozycj�, znajdowa� si� zaledwie o krok od znalezienia w�a�ciwego tropu. Chyba jednak bez ICH pomocy nie b�dzie m�g� mnie odnale��. Takich o�rodk�w �m�zgowych� mo�e by� tysi�ce� A czym ja jestem dla �istot�spo�ecze�stw�? Czy oni potrafi� poj�� r�nic�?� * Zn�w co� si� poruszy�o. O! Co� mnie tr�ci�o w bok� Teraz w nog�. Wyra�nie czuj�, �e co� mnie ci�gnie za stop�. Metal? Jaki� metal� Co oni wyprawiaj�? Och, jak boli! To chyba koniec wszystkiego� Byle szybciej� Skafander na pewno nie wytrzyma! Ratunku!!! Co to?! Kto??! Orten? Wi�c to ty?!�