15568

Szczegóły
Tytuł 15568
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15568 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15568 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15568 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Euroopowieści Anna Topczewska Maciej Szymanowicz Jadwiga Piller - Rosenberg © Marcin Fabjański i Jacek Santorski & Co Agencja Wydawnicza Sp. z o.o., Warszawa 2005 Jacek Santorski & Co Agencja Wydawnicza Sp. z o.o. ul. Alzacka 15 A, 03 - 972 Warszawa www.j santorski.pl; e-mail: [email protected] dział handlowy: tel. (0-22) 616 29 28, 616 29 36 faks (0-22) 616 12 72 г%о<ь% J)rok i oprawa Drukarnia Narodowa S.A., Kraków ISBN 83-89763-48-6 a^\ Іссб .fcterbin Obrazki- Maciej C^manowicz |]aceJ< Santoreki & Co A^ncj^ W^aownicsa ї і# Rozdział 1. Austria Mówię Wam, ale miałem sobotę! Gorszą niż zwykły dzień, kiedy idę do szkoły. Normalnie to sobota jest o wiele lepsza: można dłużej pospać, w telewizji lecą kreskówki, a rodziców da się namówić na kino albo na wyjście do McDonalda. Można też skoczyć z kumplami na boisko. Ale ta sobota miała być koszmarem, nieszczęściem, ostateczną klęską i dezintegracją. W odwiedziny przyjeżdżał kuzyn Joachim z Wiednia ze swoją mamą. Jeśli myślicie, że kuzyn Joachim ma dwa metry wzrostu, wielkie bicepsy i bije wszystkich naokoło, czy ma powód czy nie, i dlatego boję się jego przyjazdu, to strasznie się mylicie. Kuzyn Joachim jest chudy, piegowaty, słabowity, nosi grube okulary i wcale nie jest wyższy ode mnie, chociaż on chodzi do klasy czwartej, a ja do drugiej. Nie boję się wcale bicepsów kuzyna Joachima, tylko jego intelektu. Bo on używa go ciągle i naokoło, czy ma powód, czy nie. W sobotę też tak było, ledwie kuzyn Joachim przyjechał, zakasłał i pozwolił swojej mamie zdjąć z siebie palto, zaraz zaczął błyskać wiedzą. - Byliśmy wczoraj ze szkołą w muzeum Zygmunta Freuda, słynnego psychiatry i twórcy psychoanalizy. Oglądaliśmy jego bibliotekę i dowiedzieliśmy się, że mamy podświadomość. Do tej podświadomości musimy dotrzeć, żeby zrozumieć nasze wewnętrzne konflikty. Nawet ty masz podświadomość, Karolku, więc jeśli chcesz, pomogę ci zrozumieć twoje wewnętrzne konflikty - powiedział, czym bardzo rozśmieszył swoją mamę i mojego tatę, którzy zaraz pochwalili go, że jest nad wyraz rozwiniętym dzieckiem, ale mnie bardzo wkurzył, bo nienawidzę, jak się mnie nazywa Karolkiem. Więc mu się odgryzłem: - Nie byłem w tym muzeum. Całe wczoraj trenowałem z kumplami na naszym stadionie w Grazu (czytajcie: „gracu"). Ćwiczyliśmy rzuty wolne. Jak chcesz, to nauczę cię strzelać takie rzuty wolne, Joachimku. A Kuzyn Joachim chyba nie lubi, jak się go nazywa Joachimkiem, bo bardzo się zdenerwował i powiedział, że nie może iść na boisko, bo się zgrzeje, więc zamiast kopać piłę, poszliśmy do mojego pokoju zrozumieć moje wewnętrzne konflikty. I od razu się strasznie pokłóciliśmy. Ale to Joachim zaczął, bo powiedział, że Zygmunt Freud był najsłynniejszym wiedeńczykiem - a więc i Austriakiem - w historii. Z tym nie mogłem się zgodzić. Bo przecież wiadomo, że najsłynniejszym Austriakiem w historii był Arnold Schwarzenegger, który na dodatek urodził się w Grazu, i jest tak słynny, że nawet nasz stadion nosi jego imię. - Jakby Arnold dorwał tego twojego Zygmunta, to nie zostałaby z niego nawet mokra plama, nastąpiłaby ostateczna klęska i dezintegracja - powiedziałem. Specjalnie użyłem słowa „dezintegracja", żeby go zaskoczyć. Ale Joachim nie dał się zaskoczyć, w gadaniu to on jest szybki: - To świadczy tylko o tym, że ten twój Arnold ma ogromne kompleksy i musi jeszcze nad sobą popracować. Prawdopodobnie był nieszczęśliwym dzieckiem i wyparł swoje wspomnienia, a teraz one wracają do niego, żeby go nękać - powiedział i poprawił okulary. Ja mu na to, że nie ma pojęcia o Arnoldzie, bo Arnold nigdy nie był dzieckiem, tylko robotem, a jeśli Joachimowi się zdaje, że roboty wyrastają z malutkich robotków, to powinien się jeszcze dużo nauczyć i zwiedzić wiele muzeł. Na to on powiedział, że nie mówi się „muzeł", tylko „muzeów", i że psychoanaliza jest nauką uniwersalną i stosuje się ją zarówno do robotów, jak i ludzi. I że bez niej nie byłoby współczesnej psychologii, a każde dziecko na świecie wie, kto to był Freud. No to ja mu na to, że Arnold to słynny kulturysta i zagrał w wielu filmach, jednych z najciekawszych na świecie. Teraz to nawet rządzi Kalifornią, a ten Zygmunt Joachima to nigdy nie rządził nawet swoją ulicą w Wiedniu. I że Arnold ma taką spluwę, że jakby ją zobaczył ten jego Zygmunt, to zmykałby tak szybko, że jego wewnętrzne konflikty zostałyby daleko z tyłu i psychoanaliza na nic by mu się nie przydała. On mi na to, że mam wybujałą wyobraźnię, no to ja mu, że on ma wybujały intelekt. I tak się kłóciliśmy przez resztę popołudnia. W końcu obaj mieliśmy dość i zeszliśmy na dół, żeby zapytać mojego tatę i jego mamę, kto był najsłynniejszym Austriakiem w historii. Wtedy to się dopiero zaczęło! Bo mój tata powiedział, że Ferdynand I Habsburg, cesarz Austrii, a mama Joachima powiedziała - i to w tej samej sekundzie - że Wolfgang Amadeusz Mozart (czytajcie: „mocart"), słynny kompozytor. A potem powiedziała jeszcze mojemu tacie, że „mój drogi, nie masz racji". Bo Mozart tworzył genialne opery, które należą do największych і Jakby Arnold dorwał tego twojego Zygmunta, to nie zostałaby z niego nawet mokra plama, nastąpiłaby ostateczna klęska i dezintegracja - powiedziałem. osiągnięć ludzkiego ducha, a Ferdynand I Habsburg był zwykłym zbrodniarzem i podbijał pokojowo nastawione ludy. Mój tata powiedział mamie Joachima, że owszem, tych utworków Mozarta słucha się całkiem nieźle, ale bledną w porównaniu z politycznym i militarnym geniuszem Ferdynanda. Na to mama Joachima powiedziała, że „wy faceci to zawsze myślicie tylko 0 mordobiciu". Tata na to powiedział jej, że kobiety za to tylko bujają w obłokach. Na to Joachim powiedział, że mój tata nie ma racji i dyskryminuje kobiety. Na to ja - choć nie wiem, co to znaczy „dyskryminować" - przyznałem, że mój tata rzeczywiście nie ma racji, bo mama Joachima jest taka gruba, że nie utrzymałby jej żaden obłok, a co dopiero, żeby się na nim bujała. A potem mama Joachima i mój tata mówili coraz szybciej i głośniej, i używali wielu słów, których nie rozumiałem, na przykład „szowinistyczna" i kilku, które rozumiałem, na przykład „świnia". Joachim chyba zrozumiał więcej, bo słuchał ich rozmowy z wielką uwagą i nagle zrobił się cały czerwony na twarzy. A potem mama Joachima kazała mu się ubierać, bo jadą do domu, gdyż robi się późno, a w tym miejscu panuje średniowiecze. Na to tata powiedział, że rzeczywiście Joachim powinien się ubierać, bo robi się późno, a on ma już dość agresywnego feminizmu. A potem kuzyn Joachim i jego mama wyszli. A tata zrobił coś, czego nigdy bym się po nim nie spodziewał: zapytał, czy chcę iść z nim do kina na najnowszy film z Arnoldem Schwarzeneggerem. Pewnie, że chciałem. Odtąd sobota była fantastyczna. I jaka pouczająca. Na filmie nauczyłem się wielu rzeczy, na przykład, jak jednym strzałem zabić dwa roboty. Jednego tylko wciąż nie wiem - kto był najsłynniejszym Austriakiem w historii? INFORMACJA O KRAJU Austria to nieduży kraj. Ma świetne góry, ale brakuje jej morza, co jest chyba dość smutne dla tych Austriaków, którzy chcą być marynarzami. Austria ma prawie 84 tysiące kilometrów kwadratowych powierzchni, zamieszkuje ją 8 milionów ludzi (w tym 1 milion 325 tysięcy dzieci). Na mapie znajdziecie Austrię dzięki temu, że wygląda jak rakieta do tenisa. Stolicą Austrii jest Wiedeń, który słynie ze wspaniałych zabytków, sznycli i torcików. Inny wielkich miast nie ma. Są mniejsze, takie jak Linz (czytajcie: „linc"). Austria jest republiką, a to oznacza, że nie ma króla. Ale kiedyś miała. 1 to jakiego - cesarza, czyli króla rządzącego nawet innymi królami. й І Rozdział 2. Belgia Odwiedziny Shreka Jutro przyjeżdża do nas na obiad wujek Georges (czytajcie: „żorż") z miasta Liege (czytajcie: „lież") w Walonii, którego nigdy nie widziałam (ani wujka, ani miasta). To fajnie, że przyjeżdża wujek, który ma jakiś interes w Anwerpii, ale mama nie pozwala mi się zbytnio cieszyć na jego wizytę. Bo wujek Georges jest czarną owcą. To znaczy, jest człowiekiem, który jest czarną owcą naszej rodziny, czyli kimś, za kogo musimy się wstydzić. Nie beczy jak owca, ale z drugiej strony nie mówi też tak jak my, po fiamandzku. Mówi po francusku. Bo Waloni na południu mówią po francusku, a my, Flamandowie na północy, po fiamandzku, chociaż wszyscy mieszkamy w tym samym kraju - Belgii. Wujek Georges nie byłby wcale członkiem naszej rodziny, gdyby nie ożenił się z ciocią Izabelą, siostrą mojej mamy. Babci wcale się to nie podobało, że jej córka Flamandka wychodzi za Walona, bo Waloni i Flamandowie to dwa różne typy ludzi, jak ogień i woda (powtarzam tylko to, co mówi babcia, bo w szkole uczą nas akurat czegoś całkowicie odwrotnego). Mama i tata nigdy wcześniej nie widzieli wujka Georges'a, ale wiedzieli, jak będzie wyglądał - gruby i niechlujny, jak wszyscy Waloni. Na pewno nie będzie umiał się zachować w towarzystwie, będzie bekał przy stole, a na koniec będzie chciał pożyczyć pieniądze. - Tylko bądź dla niego grzeczna i miła, Magdaleno - ostrzegła mnie mama. A ja zawsze słucham mamy. Żeby być grzeczną i miłą, narysowałam portret wujka Georgesa, który jest na nim gruby i niechlujny, i trochę przypomina Shreka z tego filmu „Shrek". Ma lepkie łapy, siedzi w bagnie, a po brodzie cieknie mu ślina. Postanowiłam nikomu nie mówić o moim portrecie i pokazać go wszystkim dopiero przy obiedzie, żeby nie tylko wujek Georges, ale też mama i tata mieli niespodziankę. A potem mama i tata byli bardzo mili dla wujka Georges'a i ja też chciałam być miła, więc pokazałam mu jego portret w bagnie. Wreszcie wujek przyjechał. I naprawdę był gruby. Ale żeby brudny, to nie widziałam. Na pewno był fajny - dał mi w prezencie ogromny latawiec w kształcie Batmana. Mama nie była bardzo zadowolona. Ona woli, żebym dostawała w prezencie książki, a nie latawce w kształcie Batmana. Nie podobało jej się też, że wujek Georges mnie wycałował. Sama podała mu tylko rękę. Tata raczej stał z boku, powiedział przyjacielsko „witaj" - i zaprosił wujka Georges'a do stołu. Wujek powiedział, że najpierw umyje ręce, czym wszystkich nas bardzo zdziwił. Przy stole mama wyliczyła, co dzisiaj zjemy: pieczeń z frytkami z majonezem, potem zestaw serów z winem, a na deser lody czekoladowe z kawą. - Już mi cieknie ślinka - uśmiechnął się wujek Georges. „Zgadza się - pomyślałam - zupełnie jak u Shreka". - Słyszałem, że w Walonii jecie krowie języki - tata znowu zagadnął wujka przyjacielsko. - A pewnie, że jemy - rzekł wujek Georges. - Ale to przecież dość obrzydliwe, jeść coś, co było w krowiej gębie - powiedziała mama. - A co, wy nigdy nie jecie jajek? - zapytał wujek i śmiał się bardzo głośno i długo. Śmiał się tylko on i ja, bo moi rodzice ani trochę. Ja też musiałam przerwać śmianie się w połowie, bo mama spojrzała na mnie lodowato. - Czym się zajmujesz, Georges, pracujesz w cyrku? - zapytał wujka tata. - Ooo, i to w jakim - odpowiedział wujek Georges, ale on chyba nie bardzo lubi opowiadać o swojej pracy, bo zaraz zmienił temat i powiedział o komedii, którą ostatnio widział w kinie, w której taki Murzyn rozmawia ze zwierzętami. Mama mówiła prawdę, tych Walonów wcale nie obchodzi praca, tylko zabawa. Wujek Georges opowiadał jeszcze wiele śmiesznych historii w czasie obiadu. Szkoda, że nie mogłam się śmiać, tylko musiałam uważać, czy nadgarstki trzymam na stole, i czy nóż i widelec odkładam na właściwe miejsce - nad talerzem, równolegle do krawędzi stołu, jak każą obyczaje i rodzice. Najmniej wolno mi było się śmiać z zabawnych historii o żonie wujka Georges'a, czyli siostrze mojej mamy, a mojej cioci. Szkoda, bo akurat wtedy chciało mi się śmiać najbardziej. W końcu, przy deserze, wujek zaproponował, żebyśmy teraz my opowiedzieli coś o sobie. Wtedy mama powiedziała, że ona mnie wychowuje (kiedy to mówiła, jeszcze bardziej trzymałam nadgarstki na stole, żeby pokazać, jak dobrze jestem wychowana), ale za to mój tata robi błyskotliwą karierę na giełdzie diamentowej w naszym mieście. Na to tata powiedział przyjaźnie, że najbardziej błyskotliwy w jego karierze jest błysk brylantów, bo on sam jest zwykłym menedżerem średniego szczebla. To bardzo zdenerwowało mamę. Powiedziała, że tata nie powinien zawsze umniejszać swoich dokonań, tylko przeciwnie, powinien je powiększać, bo jak tak dalej pójdzie, to nigdy nie zrobi błyskotliwej kariery na giełdzie diamentowej. Na to tata powiedział, że mama sama właśnie przyznała, że nie zrobił błyskotliwej kariery na giełdzie diamentowej i nie widzi powodu, dla którego ma wprowadzać wujka Georges'a w błąd, mówiąc, że ją zrobił. Na to mama, że tata chyba nie sugeruje, że ona kłamie, bo sam ma drobne kłamstewka na sumieniu i niech lepiej jej wytłumaczy, dlaczego coraz później wraca do domu z pracy. Na to tata, że wraca późno, bo ma dość tego sterylnego domu i tego, że mama jest taka nienaganna i czasami chciałby zrobić coś szalonego, na przykład wylizać miseczkę po lodach. Na to mama, że niech wyliże. Na to tata wylizał miseczkę. Na to mama powiedziała, że w takim razie może tata jeszcze wysiorbie kawę. Na to tata powiedział, że owszem, proszę bardzo, i głośno wysiorbał kawę. Machał przy tym tak śmiesznie ręką, że aż kawa polała się po jego policzkach i spłynęła na brodę, zupełnie jak u Shreka. Na to mama powiedziała, że tata jest żałosny i jak by się czuł, gdyby ona na przykład zatańczyła na stole. Na to tata, że by mu się to bardzo podobało. No to mama zatańczyła. Wujek Georges nic nie mówił, tylko przyglądał się zdziwiony moim rodzicom i śmiał się do rozpuku. A potem mama powiedziała wujkowi Georgesbwi, że tata jest żałosny, bo jak bank się przyjrzał jego zarobkom, to odmówił nam kredytu na nowy dom. Na to wujek Georges powiedział, że on jest przecież szefem prywatnego banku i chętnie da nam niskooprocentowaną pożyczkę. - Jak to, przecież mówiłeś, że pracujesz w cyrku? - zdziwiła się mama. - Czasami w banku czuję się jak w cyrku, tyle się tam dzieje - wyjaśnił wujek Georges. A potem mama i tata byli bardzo mili dla wujka Georgesa i ja też chciałam być miła, więc pokazałam mu jego portret w bagnie. Myślałam, że wszyscy się ucieszą, ale moi rodzice nie ucieszyli się ani trochę. Nagle otworzyli usta i zupełnie zamilkli, jakby ich coś wystraszyło. Wujek Georges popatrzył na rysunek, zapytał, czy to na pewno on, a potem ryknął śmiechem. Śmiał się ze trzy minuty. Mama miała rację - ci Waloni naprawdę nie umieją się zachować w towarzystwie. Potem wujek odjechał. і - Muszę wam powiedzieć - rzekł na pożegnanie, kiedy już mama i tata go wycałowali - że zawsze miałem Flamandów za nudnawych ludzi bez wyobraźni. Ale wasza rodzina udowadniała, że jest odwrotnie. INFORMACJA O KRAJU Belgia jest niedużym krajem. Ma trochę ponad 30 tysięcy kilometrów kwadratowych i jest aż dziesięć razy mniejsza niż Polska. Mieszka tam 10 milionów ludzi, cztery razy mniej niż w Polsce, w tym 1,8 miliona dzieci (z przewagą chłopców). Jest to kraj całkowicie płaski, podzielony na trzy regiony - Flandrię, Walonię i region stolicy, czyli Brukseli. Sześciu na dziesięciu Belgów mówi od urodzenia po flamandzku, pozostałych czterech po francusku. Ale Belgowie bardzo lubią się uczyć obcych języków - wielu z nich zna nie tylko flamandzki i francuski, a także angielski i niemiecki. Belgię na mapie poznacie po tym, że nie przypomina absolutnie niczego. Ten kraj jest królestwem. Król nazywa się Albert II. Stolica Belgii - Bruksela - jest jednocześnie stolicą Europy, bo tam mieści się siedziba Unii Europejskiej oraz znajdują się władze klubów i komisje Parlamentu Europejskiego. Rozdział 3. Cypr Najdłuższa pocztówka świata Droga Babciu Stomatulo, Jestem już w Famaguście, na terytorium innowierców, ale nie martw się o mnie, bo tu jest bardzo fajnie. Nasze grecko-tureckie kolonie integracyjne udają się wyśmienicie. Mieszkam w namiocie z Erolem, który jest Turkiem i muzułmaninem, ale wcale nie poderżnął mi gardła pierwszej nocy, jak się obawiałaś, chociaż jego imię po turecku znaczy „silny", tylko pokazał świetną sztuczkę, podwójny fikołek. Cały następny dzień ćwiczyliśmy na plaży podwójne fikołki. Nasz wychowawca, pan Gelasjusz, który się ciągle śmieje, bardzo się z tych fikołków ucieszył, bo dzięki nim się integrujemy, Erol i ja. Przestałem się już bać tej integracji, chociaż wcześniej myślałem, że to coś w rodzaju borowania u dentysty. Ale głupi byłem - to zwykłe fikołki. Do tych fikołków świetnie nadaje się plaża, nad którą ciągną się wielkie mury obronne. Mają ponad 15 metrów wysokości. Zbudowano je, żeby bronić tutejszej ludności przed Turkami, ale to się nie powiodło i teraz w Famaguście mieszkają Turcy, a nie Grecy. Nasz wychowawca, pan Gelasjusz, opowiadał nam o historii Cypru, żeby przyśpieszyć proces integracji. Zaczął od czwartego wieku. To bardzo, bardzo dawno temu, tak dawno, że nawet Ciebie nie było wtedy na świecie, Babciu Stomatulo. W IV wieku Wielkie Cesarstwo Rzymskie podzieliło się na dwie części - zachodnią ze stolicą w Rzymie, i wschodnią ze stolicą w Konstantynopolu. Cypr przyłączył się do części wschodniej, z której powstało greckie imperium zwane Bizancjum, i pozostał częścią tego imperium przez osiem wieków. Wyspa była wtedy całkowicie pod wpływem kultury greckiej i wiary prawosławnej, która jest rodzajem wiary chrześcijańskiej. Potem na Cypr zaczęli napadać Arabowie, który nie są chrześcijanami, tylko muzułmanami. W roku 1191 wyspę zdobył angielski król Ryszard Lwie Serce. Pan Gelasjusz śmiał się bardzo, kiedy narysowałem tego Ryszarda jako pół człowieka i pół lwa, i powiedział, że tak naprawdę to ten Ryszard miał ludzkie serce, a nazywano go „Lwie Serce", bo był taki odważny. Oprócz odwagi miał też chyba zmysł do interesów jak mój tata, bo sprzedał Cypr Francuzom. Ale ciekawa ta historia, przyznasz, Babciu Stomatulo! Dawniej można było sprzedać państwo, tak jak dzisiaj sprzedaje się stary, zużyty rower. Ale Cypr, chociaż stary, nie był wcale taki zużyty. Rządziło nim potem 17 francuskich królów (jeden po drugim, a nie naraz), a potem wyspę przejęli wenecjanie. Ale zostali tu tylko na 82 lata. W roku 1570 wyspę najechali Turcy. Przez 11 miesięcy nie udało im się zdobyć murów Famagusty, pod którymi się integrujemy. Stracili 80 tysięcy żołnierzy. Miasto poddało się z głodu w 1571 roku. Turcy wybili w pień mieszkańców, a wodza żywcem obdarli ze skóry. Chciałem za to dać w ucho Erolowi, ale on powiedział, że się zaczynam. A pan Gelasjusz, chociaż tak lubi historię, nie chciał słyszeć moich wyjaśnień, że z historycznego punktu widzenia wcale się nie zaczynam, tylko oddaję. Kazał nam wysłuchać historii do końca. I dobrze, bo była bardzo fajna. Przez trzy wieki Cyprem rządzili Turcy, aż do roku 1878, kiedy ich sułtan przekazał wyspę Brytyjczykom. Ci Angole zawsze się wtrącają w nie swoje sprawy. Chyba nie ma kraju na świecie, którego by chociaż przez chwilę trochę nie pomięli. Angole oddali Cypr jego mieszkańcom dopiero w roku 1960 i to wcale nie dobrowolnie. Zmusił ich do tego ruch oporu, który walczył o to, żeby Cypr przestał być brytyjską kolonią. Ale naszą wyspę bardzo lubią obcy władcy, chyba ze względu na dobry klimat, strategiczne położenie i wspaniałe plaże, na których fikamy koziołki. W roku 1974 na Cypr znowu napadli Turcy i zajęli północną cześć wyspy, gdzie się właśnie integrujemy. Dlatego grecka część Cypru, czyli nasza, nienawidzi tureckiej i odwrotnie. Droga Babciu Stomatulo, dzięki tej opowieści zrozumiałem, dlaczego tak nie cierpisz Turków, tych innowierców. Ale pan Gelasjusz mówi, że po to się integrujemy, żebym ja nie nienawidził w przyszłości Turków. I coś w tym jest, bo ja bardzo lubię Erola, który przecież jest Turkiem i wstrętnym innowiercą. Жш Dawniej można było sprzedać państwo, tak jak dzisiaj sprzedaje się stary, zużyty rower. Ale Cypr, chociaż stary, nie był wcale taki zużyty Rządziło nim potem 17 francuskich królów (jeden po drugim, a nie naraz). 8 Kiedy dzisiaj rano poszliśmy na plażę, chciałem zobaczyć, czy opowieść historyczna pana Gelasjusza przyśpieszyła proces integracji. I wiesz co? Przyśpieszyła. Dzisiaj robiliśmy podwójne fikołki jeszcze szybciej niż wczoraj. Jak wrócę, pokażę ci w ogrodzie, jaki jestem zintegrowany. Kończę, bo nie starcza już miejsca, chociaż kupiłem największą pocztówkę, jaką mieli innowiercy. Całuje Cię mocno, Twój wnuk, Cyprian. INFORMACJA O KRAJU Cypr jest sporą wyspą, jak na wyspę, ale małym krajem, jak na kraj. Ma 300 kilometrów kwadratowych powierzchni. Mieszka tam 770 tysięcy ludzi (w tym 170 tysięcy dzieci). Leży na Morzu Śródziemnym, które jest ciepłe i przyjemne, dlatego mieszkańcy Cypru najwięcej zarabiają na turystach z zagranicy. Stolicą Cypru jest Nikozja, która jest dość mała, jak na stolicę, mieszka tam 190 tysięcy ludzi. O innych dużych miastach nie wspominamy, bo nie istnieją. Na mapie poznacie Cypr po tym, że wygląda jak ogryzek jabłka z ogonkiem. Cyprem rządzą politycy zarówno częścią grecką, jak i turecką. Ale turecką część za samodzielne państwo uznaje tylko jeden kraj na świecie. Zgadnijcie jaki? Turcja. Rozdział 4. Czechy Dobry wujek Szwejk Dzisiaj w domu panuje wielkie napięcie. Na kolację przychodzi pan Klaus, przewodniczący partii, do której należy mama - Czeskiej Partii Socjaldemokratycznej. Mama chce go przekonać, żeby na listę wyborczą wpisał jej kandydata na posła do Parlamentu Europejskiego. A jej kandydatem jest ona sama. Na stole mama postawiła błękitną chorągiewkę w złote gwiazdki Unii Europejskiej i francuskie wino. Na kolację będą jeszcze żywe ostrygi i sałatka z selera - żeby było po europejsku. Mama włożyła wieczorową suknię, a tacie kazała włożyć najlepszy garnitur, ten, w którym jeździ ubezpieczać klientów. Pan Klaus też przyszedł w garniturze, pochwalił, że dobre wino. Pokąpał sokiem z cytryny na ostrygi, żeby sprawdzić, czy się jeszcze ruszają, i zaraz je połknął. Ohydztwo. Że też oni jedzą coś takiego w tej Europie. Mama była bardzo zadowolona, sama wessała dwie żywe ostrygi i prowadziła z panem Klausem bardzo uprzejmą konwersację. Dla waszej wiadomości podam, że bardzo uprzejma konwersacja to taka rozmowa, w której używa się mądrych słów, typu „ależ wyższość cywilizacji europejskiej jest niepodważalna". Tata wymówił się, że jest chory i poszedł do sypialni, niby spać, ale wiem, że po cichu włączył telewizor, bo właśnie leciał mecz Sparty Praga. Ja panu Klausowi zagrałem na skrzypcach hymn Unii Europejskiej, czyli „Odę do radości", i też już miałem iść spać, kiedy nagle zadzwonił dzwonek. Strasznie się ucieszyłem, bo taki dzwonek to może czasem uratować człowieka od spania. Ale mama wcale nie podzieliła mojej radości, bo w drzwiach stanął wujek Wacław, ten, który nigdy nie uprzedza telefonicznie, że się zwali w gości. - Huurraaa! - wrzasnąłem, bo uwielbiam wujka Wacława, którego wszyscy w rodzinie nazywają Szwejkiem, tak jak tego Szwejka z książki o Szwejku, bo mieszka w Budziejowicach i niczym się nie przejmuje. Cały czas opowiada zabawne historie. I teraz też ledwo wszedł, zaraz zaczął mówić: ■^^■^■^H - Moja szanowna siostra, Janeczka, jest taka mądra. Zrobi wielką karierę. A ja, choć jej brat rodzony, głupi jestem. Ale nie wszyscy mogą być mądrzy, panie Klaus - powiedział, czym bardzo wkurzył moją mamę, która nie cierpi, gdy nazywa się ją Janeczką, i wszystkim w partii powiedziała, że ma na imię Diana. - Głupi muszą stanowić wyjątek, bo gdyby wszyscy ludzie byli mądrzy, to na świecie byłoby tyle rozumu, że co drugi człowiek zgłupiałby z tego* - mówił dalej wujek Wacek. Mama była wściekła, pan Klaus zdziwiony. Poczęstował wujka Wacława żywą ostrygą. Wujek nie wiedział, że najpierw trzeba wycisnąć na nią cytrynę. I od razu tę ostrygę połknął. Potem jeszcze szybciej ją wypluł. - To żywe stworzenie! - wrzasnął. - Czułem bicie jej serca na moim języku. -1 zaczął cały drżeć. Pan Klaus bardzo się przestraszył i nalał wujkowi Wacławowi francuskiego wina ze swojego kieliszka, żeby się uspokoił, ale wujek też je wypluł i z wielkiej walizy, którą zawsze ze sobą przywozi do nas w gości, wyjął osiem butelek piwa „Bażant". - Europa Europą, ale ja tam wolę nasze czeskie piwo - powiedział. Potem zderzył swoją butelkę „Bażanta" z kieliszkiem wina pana Klausa (mama aż zapiszczała, bo to nasze najdroższe kieliszki). - Wacek jestem - powiedział. - Wacek albo Szwejk. Na zdrowie. A potem wujek Wacek, no zgadnijcie... mówił dalej: - Czeskie piwo jest najlepsze. Bo my Czesi jesteśmy najpoczciwszym narodem. Pan Klaus był tak zaskoczony zwaleniem się bez zapowiedzi wujka Wacka, że wychylił dwa kieliszki wina jeden po drugim i powiedział: - Niech mi pan to udowodni, panie Wacławie, historycznie. - Nie ma sprawy - rzekł wujek i zabrał się do udowadniania. - Królów potężnych mieliśmy, z dynastii Przemyślidów. Wacław II, po którym świętej pamięci ojciec imię mi nadał, w wieku XIII podbił ziemię węgierskie i polskie. Sprawiedliwie podbił. Szkoda, że mu syna, Wacława III, ukatrupili w Ołomuńcu, bo to był koniec dynastii. Ten, co kropnął, Polak jakiś na pewno albo i Węgier, założę się, panie Klausie, że był odświętnie ubrany. Miarkuje pan sam, że ubijanie króla to robota bardzo trudna, nie to samo, jak kłusownik strzela do gajowego. Tutaj chodzi o to, jak się do niego dobrać, na takiego pana nie można się wybierać w jakichś szmatach. Musisz, bratku, iść w odświętnym *Jaroslav Haszek, Przygody Dobrego Wojaka Szwejka, przekład Paweł Hulka-Laskowski, Książka i Wiedza, Warszawa 1982. stroju, żeby cię przedtem nie capnął ktoś z królewskiej straży. Wujek Wacek może tak bez końca. Teraz też gadał i gadał, a mama siedziała zrezygnowana na krześle. I z tej rezygnacji nawet nie goniła mnie, żebym szedł spać. Pan Klaus, też zrezygnowany, chciał nalać sobie kolejną lampkę francuskiego wina, lecz okazało się, że butelka jest pusta. - Europa Europą, ale nasze czeskie piwo też nie jest złe - westchnął i sięgnął po „Bażanta". - A nie mówiłem? - zaśmiał się wujek Wacław. - Janeczko, wstaw ostatnie cztery butelki do lodówki, bo ciepłe piwo, nawet czeskie, nie leży mi za bardzo. A masz tam jakieś knedliczki może? Zagryźć czymś by się zdało. Mama rzuciła mu wściekłe spojrzenie. Ale zaraz wściekłość zniknęła z jej oczu i zastąpiło ją zdziwienie. Wszystko przez to, co powiedział pan Klaus: - Knedliczki, pani Diano, byłyby zaiste wspaniałym uzupełnieniem ostryg. Mama poszła do kuchni, a pan Klaus puścił oko do wujka Wacka i powiedział: - Fajna ta twoja siostra, Janeczka. A potem pan Klaus i wujek Wacek wypili resztę piwa wujka Wacka i nawet całe zapasy piwa taty, powtarzając przed każdą butelką: „Europa Europą, ale nie ma jak czeskie piwo". Potem pan Klaus i wujek Wacek mówili jeszcze o wielu wspaniałych czeskich rzeczach, o których nigdy nie słyszałem: Helenie Vondraczkowej, szpitalu na peryferiach oraz Żwirku i Muchomorku. I nie wiem, o czym jeszcze, bo zasnąłem na kanapie w salonie. Nad ranem obudziło mnie beknięcie pana Klausa. Otworzyłem oczy. Pan Klaus odsunął talerze po knedliczkach, objął wujka Wacława i powiedział: - Wacuś, staruszku. Mam jedno wolne miejsce na liście wyborczej do Parlamentu Europejskiego. Chcesz je? Daję ci. Ktoś musi tam bronić naszej tożsamości narodowej w Brukseli. To co, Wacek, bierzesz? Naprawdę, bierzesz? To klawo. INFORMACJA O KRAJU Czechy to nieduży, górzysty kraj, któremu brakuje morza. Zajmuje prawie 79 tysięcy kilometrów kwadratowych powierzchni i mieszka w nim ponad 10 milionów ludzi (w tym 1,6 miliona dzieci). Na mapie znajdziecie Czechy dzięki temu, że wyglądają jak królik przyczajony za miedzą, którego pyszczek wcina się między Polskę i Słowację, a ogon merdałby w Niemczech, gdyby króliki umiały merdać. Stolicą Czech jest Praga, jedno z najpiękniejszych miast na świecie. Innych wielkich miast nie ma. Są mniejsze, takie jak Pilzno, Brno czy Ostrawa. Czechy są republiką, a to oznacza, że nie mają króla. A kiedyś miały, na przykład Wacława II. Л/yote/r? wujek Wacek rjozcadnijcje... mówił dalej. - Czeskie piwo jest najlepsze. Bo my Czesi jesteśmy najpoczciwszym narodem. Rozdział 5. Dania Ce blokuje mej rOZWOJ? Babcia Gertruda mówi, że mój tata jest szalony. I że miała wobec niego inne oczekiwania: powinien być prawnikiem albo lekarzem, a nie ulicznym sakso-fonistą. Oczekiwania babci to poważna sprawa: nie mijają tak sobie, jak wiosna albo deszcz. Babcia nadal je ma - teraz wobec mnie, bo tata jest niereformo-walny - tak mówi babcia - co znaczy, że jest za duży, żeby się czegoś nauczyć. Mnie oczekiwania babci Gertrudy nie przeszkadzają - mogę być nawet lekarzem albo prawnikiem - ale przygnębia mnie to, że babcia ciągle się martwi o mój rozwój. Mówi, że do niczego nie dojdę. Bo czego można spodziewać się po chłopcu, któremu rodzice nadali imię Indra, po jakimś hinduskim bogu? A oto rzeczy, które najbardziej blokują mój rozwój - zdaniem babci, rzecz jasna - mój tata, moja dzielnica, moje geny i mój charakter. Zacznę od taty. Ma na imię Christian i pracuje na ulicy albo w nocnych lokalach. Gra tam na saksofonie. Wraca do domu nad ranem, a tym samym daje mi zły przykład. Choć rano przed szkołą powinien robić mi śniadanie, śpi sobie w najlepsze i gwiżdże przez sen, bo tak kocha saksofon, że dmucha w niego dniem i nocą, czy ma instrument przy ustach czy nie, nawet w wannie. Tata kocha też takiego filozofa Sorena Kierkegaarda, który był luterańskim pastorem, ale głównie znawcą ludzkiej duszy i wiedział, co to miłość - ciągle czyta jedną jego książkę, tę samą, pod tytułem „Bojaźń i drżenie". Babcia uważa, że tata jest szalony, ale to już Wam chyba mówiłem. Tata nie lubi innych pastorów i nie chce wychowywać mnie w tradycji lu-terańskiej, w jakiej była wychowana babcia, i z tego bierze się nasza rodzinna udręka (tak mówi babcia). Bo tata nie wpaja we mnie, że trzeba być bogatym, żeby zasłużyć na łaskę Boga, a jak nocą zarobi na ulicy dużo pieniędzy, й І to zamiast umieścić je na dobrze oprocentowanej, długoterminowej lokacie, zaraz wszystko wydajemy - na fajne rzeczy, jak kino, telewizor z płaskim ekranem, wycieczkę na Jamajkę albo klocki lego. I jeszcze tata nie płaci podatków, bo mówi, że jest wolnym człowiekiem. Kiedyś tata kupił mi tyle klocków lego, że ledwo zmieściły się w pokoju. Ze sto paczek. Zbudowałem z nich wampira wysysającego krew z dziewicy (bo ja mam nad wyraz rozwiniętą wyobraźnię przestrzenną, tak mówi pan psycholog w szkole). Kiedy babcia dowiedziała się, co zbudowałem, zaraz zrobiła tacie awanturę, że mnie źle wychowuje. Tata jej powiedział, że babcia pewnie by chciała, żebym z klocków lego budował kościoły protestanckie, ale w ostatnich pięćdziesięciu latach zaszły na świecie duże zmiany kulturowe i powinna się cieszyć z mojej wyobraźni przestrzennej. Fajny jest ten mój tata. Ale babcia też jest fajna, tata by w życiu nie zrobił takiego ciasta, jak ona. A ona się cieszy z mojego apetytu tak, jak tata z mojej wyobraźni. Drugą rzeczą, która blokuje mój rozwój, jest dzielnica, w której mieszkamy - Christiania (czytajcie: „kristania"). To najfajniejsza część Kopenhagi, chociaż blokuje rozwój. To dzielnica portowa, ale nie ma w niej już portu, tylko domy, gdzie mieszkają wolni ludzie, tacy jak mój tata i ja. Założyli ją hippisi, którzy nie wierzą ani w rząd, ani prawa, tylko w wolność i miłość. I właśnie to, że nie panują tu żadne prawa, tak bardzo niepokoi moją babcię. Trzecią rzeczą, która blokuje mój rozwój, są moje geny. Geny to materiał, z jakiego jesteśmy zbudowani. Są malutkie, ale zawierają wszystkie informacje o tym, jak ma wyglądać nasz nos, jaki mamy mieć kolor włosów i czy mamy nad wyraz rozwiniętą wyobraźnię przestrzenną. Geny dostajemy po rodzicach i dlatego jesteśmy do nich podobni, a zdarza się też, że się podobnie zachowujemy. Teraz rozumiecie, że moją babcię bardzo niepokoją moje geny. Bo dostałem geny od taty i mamy. Tata mieszka w wolnym mieście Christiania i nie płaci podatków, a mama, kiedy byłem jeszcze maluchem, wyjechała na jakąś tropikalną wyspę, na której w ogóle nie ma podatków ani kościołów. Czasami przysyła mi z tej wyspy kolorowe pocztówki, a raz nawet sama przyjechała. Przywiozła mnóstwo świetnych i pożytecznych prezentów, takich jak maski czarowników. To jakie mogę mieć geny po mamie i tacie? Na pewno nie takie, które zwierają informacje, jak się zostaje prawnikiem albo lekarzem. Babci wcale nie podobały się moje maski czarowników. Powiedziała, że powinienem poznać tradycję i historię swojego kraju. A potem cały wieczór Choć rano przed szkołą powinien robić mi śniadanie, śpi sobie w najlepsze i gwiżdże przez sen, bo tak kocha saksofon, że dmucha w niego dniem i nocą, czy ma instrument przy ustach czy nie, nawet w wannie. І mi o tych dwóch rzeczach opowiadała. Myślałem, że tradycja to coś nudnego, bo tak mówi tata, ale opowieści babci były bardzo ciekawe. W czasach wikingów - wiecie, tych facetów z mieczami i siekierami, co wiosłowali po całym świecie - w wiekach od IX do XI Dania była wielką potęgą. W XI wieku kraj zjednoczył pierwszy król, Knut Wielki, który był też władcą Anglii. Trzy wieki później Dania przeżyła okres rozkwitu. Królowa Małgorzata zjednoczyła pod duńską koroną Danię, Norwegię, Szwecję, Finlandię, Wyspy Owcze i Grenlandię. Ale Norwegia, Szwecja i Finlandia się niestety uniezależniły. Tak mówiła babcia, a potem przeszła do opowieści o Marcinie Lutrze, który był Niemcem, nie Duńczykiem, ale który za to zreformował wiarę chrześcijańską, i o pisarzu Hansie Christianie Andersenie. Ale kiedy mówiła o Andersenie, wszedł tata i jej przerwał, bo Andersen pisał krwawe kawałki, zupełnie nie w duchu miłości i wolności. I takie ponure, na przykład o dziewczynkach z zapałkami zamarzających na śmierć na ulicy. Czwartą rzeczą, która blokuje mój rozwój, jest mój charakter. Chętnie bym Wam o tym opowiedział, ale nie do końca wiem, o co chodzi. Babcia mówi, że jestem bardzo, bardzo uparty. A jak mówię, że nie jestem, to każe mi to udowodnić i iść z nią do kościoła. Dzisiaj też chciała. Ale nie mogłem. Bo przegapiłbym demonstrację, a demonstracje to jedne z najfajniejszych zajęć, jakie mamy w Christianii. Machamy na nich z tatą transparentami albo krzyczymy „Precz z kapitalizmem!". Dzisiaj ma być jedna bardzo fajna demonstracja - przeciwko budowie osiedla dla bogaczy w naszej dzielnicy. Dobrze się do niej przygotowałem. Namalowałem na płótnie trzy żółte kropki na czarnym tle - to symbol naszej dzielnicy. I zrobiłem na wielkim arkuszu papieru transparent z napisem „Bogaci blokują mój rozwój." Tata był ze mnie bardzo dumny. Flaga i transparent wyszły świetnie, pani od duńskiego mówi, że mam nad wyraz rozwiniętą wyobraźnię literacką. INFORMACJA O KRAJU Dania jest płaska jak placek. Najwyższa góra wystaje 173 metry nad poziom morza, i jest czternaście i pół raza niższa od Rysów, najwyższego szczytu Polski. Dania ma za to znakomity dostęp do morza, bo leży na półwyspie Jutlandia i 527 wyspach. Nawet stolica, Kopenhaga, jest położona na wyspie. W tym kraju są znacznie lepsze warunki dla marynarzy niż dla górali. Dania ma 43 tysiące kilometrów kwadratowych. To niedużo, ale częścią królestwa Danii są też Wyspy Owcze i ogromna Grenlandia, wyspa śniegu i lodu. Danię poznacie na mapie po tym, że wygląda jak pokruszony placek bez kruszonki. Mieszka tam prawie 5,5 miliona ludzi, z tego 1 milion to dzieci, a 460 tysięcy to babcie. Dania należy do państw skandynawskich, co oznacza, że mieszkają w niej Duńczycy będący Skandynawami. Inni Skandynawowie to też Szwedzi, Norwegowie i Finowie. Rozdział 6. Estonia Duma.. , przodków Wielce Szanowna Pani Ingrid, Wiem, że jest Pani bardzo zajęta jako czołowa bizneswoman naszego kraju, która przynosi chlubę całemu regionowi Haapsalu, i nie ma Pani czasu przychodzić na wywiadówki, dlatego pozwalam sobie napisać ten list. Nie żeby z Sandrą były jakieś problemy, absolutnie nie. Wręcz przeciwnie. Pani córka uczy się dobrze, jest koleżeńska i wykazuje duże zdolności przywódcze. Jeśli coś mnie niepokoi w jej podejściu do nauki, to może zbytnie nastawienie na cyfry, liczby i ułamki, a zwłaszcza obliczenia stosowania środków płatniczych, i - proszę mi wybaczyć - pewne lekceważenie poezji. Na przykład, w ostatni czwartek poprosiłam klasę Pani córki o napisanie wiersza na temat przyrody naszego miasta. To był świetny pomysł. Przyniósł wiele znakomitych dziełek, wartych upowszechnienia. Pozwoli Pani, że na dowód zacytuję fragment wiersza Edgara, prymusa klasy III c, zatytułowany „Plaża w Haapsalu". Patrzę w dal, Chlupot fal, Sprawia, że Wracać żal. Przyzna Pani, Pani Ingrid, że jest to urocza strofa - prosta, a jednocześnie porywająca i jakże poetycka. I jeśli można w niej dostrzec jakąś ekonomię, to tylko ekonomię środków. Pani córka, Sandra, napisała wiersz w podobnym duchu i pod takim samym tytułem, co pozwala mi przypuszczać (choć przyznaję, Jeśli coś mnie niepokoi w jej podejściu do nauki, to może zbytnie nastawienie na cyfry, liczby i ułamki, a zwłaszcza obliczenia stosowania środków płatniczych, i - proszę mi wybaczyć - pewne lekceważenie poezji. І że nie mam na to żadnych dowodów), że pomysł wiersza ściągnęła od Edgara, z tą różnicą, że oprócz ekonomii środków, właściwie cały wiersz Sandry jest o... ekonomii. A oto on: „Plaża w Haapsalu" Patrzę w dal, Czasu żal, W myślach wciąż, Liczę szmal. Szanowna pani Ingrid, nasz kraj słynie z bardzo prężnej gospodarki - mamy świetnie rozwinięty przemysł elektroniczny i telekomunikacyjny - i celowe wydaje się podsycanie w najmłodszym pokoleniu ducha przedsiębiorczości. Niemniej chciałabym przypomnieć, że kraj nasz znany jest także z niezłej literatury i poezji. Jesteśmy wrażliwym i mężnym narodem, o czym świadczy nasza historia. Pozwoli Pani, iż - aby uniknąć gołosłowności - powołam się na konkretne fakty historyczne, które dowodzą siły naszego narodowego ducha. Przez wiele wieków plemiona estońskie zachowywały całkowitą odrębność i były wierne swoim pogańskim wierzeniom. Estonia jako ostatnia w Europie przyjęła religię chrześcijańską. W średniowieczu pozostawała niezależna, mimo zakusów barbarzyńskich wikingów i Rusi Kijowskiej. Później uległa potędze militarnej Danii, Zakonu Krzyżackiego i Rosji, ale po to tylko, by w roku 1990 odrodzić się w obecnym kształcie niepodległego państwa, które właśnie wstąpiło od Unii Europejskiej. Szanowna Pani Ingrid, w związku z powyższym uprzejmie proszę o zwrócenie uwagi na niedostatki poetyckie i światopoglądowe skądinąd bardzo zdolnej i lubianej przez wszystkich Pani córki Sandry, która wykazuje duże zdolności przywódcze. Proszę o to w imieniu naszych przodków, z poważaniem, wychowawczyni klasy III c, Tania Kuldkepp PS Szanowna Pani Ingrid, pozwolę sobie przypomnieć, że wkrótce klasa Sandry wybiera się na wycieczkę do Tallina, którą Pani firma obiecała częściowo sfinansować. Oto numer konta bankowego: 2308-7597-7893-759. Szanowna Pani Taniu, Po pierwsze, już przelałam na konto szkoły odpowiednią sumę, która pozwoli klasie Sandry na odbycie wycieczki do Tallina. Uprzejmie proszę o przesłanie potwierdzenia przelewu, które jest mi potrzebne, żeby dokonać odpisu od podatku. Po drugie, nie mogę niestety przyjść na wywiadówkę w najbliższy piątek o siedemnastej, bo akurat w tym czasie odbywa się zebranie Rady Nadzorczej naszej firmy. Po trzecie, kazałam Sandrze poprawić wiersz na temat przyrody. Obecnie nosi on tytuł „Góra w Davos", gdyż Sandra pracowała nad nim w czasie ferii, w tym słynnym szwajcarskim kurorcie. Oto on: Stoję na górskim tarasie, I całkiem nieźle mam się, Klnę się na naszych przodków, Wcale nie myślę o kasie. z poważaniem, Ingrid Veerpalu, Wiceprezes Rady Nadzorczej INFORMACJA O KRAJU Estonia jest niedużym krajem, który wrzyna się wMorze Bałtyckie jakostrze otwieracza do puszek (dzięki czemu poznacie ją na mapie). Zajmuje obszar 45. tysięcy kilometrów kwadratowych, nie jest więc dużym krajem. W Estonii mieszka tylko milion 400 tysięcy ludzi, dużo mniej niż w Warszawie. Dzieci oczywiście też nie ma zbyt wiele - jakieś 220 tysięcy. Stolicą Estonii jest Tallin, jedyne w miarę duże miasto w tym kraju. Estonia jest republiką, którą rządzą politycy. * # Rozdział 7. Finlandia Zycie wewnętrzne Cześć, to ja, Matti. Mam dziewięć lat i jestem Finem, a my Finowie słyniemy z wielu rzeczy, a najbardziej z trzech. Po pierwsze jesteśmy najlepsi na świecie w telefonii komórkowej, po drugie uwielbiamy saunę, po trzecie - wbrew temu, co myślą Norwegowie i im podobni kłamcy - to u nas, w Finlandii, mieszka Święty Mikołaj. Tak, ten facet z brodą, co rozdaje Wam prezenty na gwiazdkę. Opowiem Wam o tym wszystkim, ale nie za długo, bo my Finowie słyniemy jeszcze z czwartej rzeczy - umiejętności milczenia i niechęci do długich rozmów. Mój tata, który jest dyrektorem szkoły, do której chodzę, twierdzi, że to oznacza, iż mamy bogate życie wewnętrzne i nie nudzimy się z naszymi myślami. Nie rozumiem tylko, dlaczego tata tak się wściekł, kiedy przyniosłem ze szkoły uwagę, że nie odpowiadam na zadawane mi przez panią pytania. Przecież tłumaczyłem mu, że nie mogłem, bo skupiałem się na moim życiu wewnętrznym. No dobra, pora przejść do życia zewnętrznego Finów. Zacznę od telefonów komórkowych, bo stanowią one jego znaczącą część. U nas, w Finlandii, jest więcej komórek na głowę - to znaczy na jednego człowieka - niż gdziekolwiek indziej na świecie. Tata mówi, że to dlatego, że my Finowie mamy też najwięcej szarych komórek w głowie. I dlatego to właśnie my tak bardzo udoskonaliliśmy telefon komórkowy. I teraz możemy sobie przez niego gadać, kiedy chcemy i ile chcemy. Ale tego nie robimy, bo my bardzo lubimy milczeć. Na ostatnim przemówieniu na zakończenie roku szkolnego tata mówił dużo o tych komórkach i o myśleniu Finów. Nawet nasz język jest zbudowany inaczej niż większość języków w Europie. Tylko Węgrzy mają podobny - pochodzi z ugrofińskiej rodziny językowej. Wprawdzie w roku 1154 przyjęliśmy chrześcijaństwo od szwedzkiego króla Eryka i na siedemset lat związaliśmy się ze Szwecją, ale zawsze różniliśmy się od Szwedów - mniej mówiliśmy, więcej myśleliśmy. W roku 1809 na Finlandię najechał rosyjski car Aleksander I i odtąd aż do roku 1917 byliśmy związani z Rosją, ale zawsze różniliśmy się od Rosjan - mniej mówiliśmy, więcej myśleliśmy. A w roku 1917 w Rosji była rewolucja bolszewicka, poleciała głowa cara, władzę przejęli robotnicy. A my, Finowie, ogłosiliśmy niepodległość. I odtąd ją sobie mamy. I korzystamy z niej najlepiej, jak się da, żyjemy spokojnie wśród jezior, udoskonalamy telefony komórkowe i chodzimy do sauny. No właśnie, teraz będzie o saunie. Nie ma nic przyjemniejszego niż po-wygrzewać się w niej w temperaturze 80 stopni Celsjusza, a potem wskoczyć do lodowatego jeziora. To bardzo dobrze robi na zdrowie, a zwłaszcza na zdrowie szarych komórek, tych żyjątek, które mieszkają w mózgu i nic nie robią, tylko myślą, jak by tu udoskonalić telefon komórkowy. Komórki robią to ciągle, bo w naszym kraju jest ponad milion dwieście tysięcy saun w zwykłych domach i jeszcze osiemset tysięcy przy różnych basenach i hotelach. Na jednego Fina przypada prawie pół sauny. Dwa miliony saun, pięć milionów ludzi. Chodzimy do sauny nawet w Boże Narodzenie. Co przypomina mi o naszym ostatnim i najlepszym wynalazku, Świętym Mikołaju. Naszym, fińskim. Każdy, kogo szare komórki jako tako działają, wie: Święty Mikołaj mieszka w fińskiej Laponii, a nie na przykład w Islandii, jak twierdzą Islandczycy albo na Grenlandii, albo w Szwecji. Najbardziej wkurzają mnie (i mojego tatę) ci kłamcy Norwegowie, bo oni twierdzą, że Święty Mikołaj urodził się w jakimś ich miasteczku w roku 1602. To nieprawda. Żeby walczyć z takimi kłamstwami, mój tata i inni szanowani panowie w garniturach założyli specjalne stowarzyszenie, Międzynarodową Fińską Fundację Świętego Mikołaja, która skupia wiele dużych firm. lej szefem jest pan Hourula, słynny biznesmen, ale i mój tata też pełni w tym stowarzyszeniu ważną funkcję: jest skarbnikiem. Tata zabrał mnie raz na zebranie stowarzyszenia do wielkiego hotelu w centrum Helsinek. Był tam taki stół na podwyższeniu, a na nim mikrofon. Do tego mikrofonu podchodzili różni szanowani panowie w garniturach i dowodzili, że Święty Mikołaj jest Finem. Jeden mówił, że przecież to do Finlandii każdego roku przychodzi około siedemset tysięcy listów z adresem „Do Świętego Mikołaja", a nie do Szwecji albo Islandii. Przez lata zebrały się miliony takich listów. Drugi mówił, że tylko głupcy twierdzą, że Święty Mikołaj '*: * W wielu krajach powstali Święci Mikołaje, którzy ze sobą konkurują. Stwarza to napięcie w stosunkach międzynarodowych. Musimy odwrócić ten niebezpieczny trend. Udowodnić, że Święty Mikołaj jest Finem i raz na zawsze zlikwidować to napięcie, zanim dojdzie do konfliktu zbrojnego. ч| mieszka na Biegunie Północnym, bo tam nie ma przecież roślin i co jadłyby jego renifery? Pan Hourula mówił najdłużej. A przemówienie zakończył tak: - Naszym zadaniem jest trwanie przy prawdzie. W wielu krajach powstali Święci Mikołaje, którzy ze sobą konkurują. Stwarza to napięcie w stosunkach międzynarodowych. Musimy odwrócić ten niebezpieczny trend. Udowodnić, że Święty Mikołaj jest Finem i raz na zawsze zlikwidować to napięcie, zanim dojdzie do konfliktu zbrojnego. Po każdym zdaniu pana Houruli na krótką chwilę zapadała cisza i przez to, gdy po przemówieniu podszedł do taty, żeby wysłuchać gratulacji spytałem go, czy to dlatego, że my Finowie uwielbiamy milczeć. Ale tata bardzo się zezłościł i powiedział, że nie, że pan Hourula milczy w czasie przemówienia, tylko po to, żeby zbudować napięcie. Pan Hourula kiwnął głową, że tak. Wtedy powiedziałem, że przecież on sam mówił, że napięcie należy likwidować. Wtedy pan Hourula powiedział, że musi już iść do innych ludzi wysłuchać gratulacji. Nie wiem, dlaczego tata był na mnie zły przez resztę wieczora o to, że zadałem panu Houruli pytanie. Przecież w szkole nie pozwala mi milczeć. INFORMACJA O KRAJU Finlandia to duży porośnięty wspaniałymi lasami kraj, w którym jest mnóstwo jezior. Na powierzchni 338. tysięcy kilometrów kwadratowych mieszka tylko 5 milionów ludzi, w tym 900 tysięcy dzieci. To oznacza, że jest tam bardzo dużo miejsca, dlatego w Finlandii dobrze żyje się wielu zwierzętom, na przykład łosiom i reniferom, a także komarom, których Finowie mają 35 gatunków. Na mapie poznacie Finlandię po tym, że przypomina psa siedzącego do nas tyłem. Pies ten podkulił ogon, ale nastroszył uszy, które wrzynają się w Norwegię. Stolicą Finlandii są Helsinki. Inne ważne miasta to Espoo i Tampere. Finlandia jest republiką, więc się pewnie domyślacie, że rządzą nią politycy. i Rozdział 8. Francja Moje Waterloe Wojna trwa. Kumple mówią, że nie mam szans, cała artyleria jest po stronie wroga, ale ja się nie poddam. Po mojej stronie jest męstwo. I taktyka. Nie mam ciężkiej broni, więc będę walczył taktyką partyzancką, poprowadzę wojnę podjazdową. To znaczy, że zaatakuję znienacka, zadam cios i ucieknę. Dzisiaj, w środę, odniosę ostateczne zwycięstwo. To nie ja zacząłem tę wojnę. Zaczął tata. Ja tylko zacznę opowiadać, od początku, czyli od niedzieli. Wszystko przez to, że tata pracuje w Ministerstwie Kultury, w departamencie zajmującym się czystością języka francuskiego. Mówiąc prosto, tacie płacą za to, żeby w na