15501

Szczegóły
Tytuł 15501
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15501 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15501 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15501 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Chństopher -uc^ Andersen M ADONNA Królowa skandali Przełożyła Anna Reszka WYDAWNICTWO ALFA WARSZAWA 1997 1000080858 1000080858 725324 Tytuł oryginału MADONNA UNAUTHORIZED Copyright © 1991 by Christopher Andersen Projekt okładki i stron tytułowych Jacek Tofil Redaktor Marek S. Nowowiejski Redaktor techniczny Ewa Guzenda For the Polish translation Copyright © 1997 by Anna Reszka For the Polish edition Copyright © 1997 by Wydawnictwo ALFA-WERO Sp. z o.o. C ISBN 83-7179-026-0 WYDAWNICTWO ALFA-WERO Sp. z o.o. — WARSZAWA 1997 Wydanie pierwsze Skład i druk: Drukarnia WN ALFA-WERO Sp. z o.o. Oprawa: Zakłady Graficzne DSP Zam. 72/97 Cena zł 23,— buw-eo-^ /Hf /C ilr- Dla Kate i Kelly „Władza to silny afrodyzjak, a ja jestem bardzo władcza." 1 „Raczej przejdę przez ogień, niż go ominę." Uroczystość przygotowano w całkowitej tajemnicy z precyzją ataku militarnego. Zaproszenia, z wykonanym przez brata pana młodego odręcznym rysunkiem pary w manierze „American Gothic" (powieść o psychopatycznym mordercy), informowały, że 16 sierpnia 1985 roku odbędzie się wspólne „przyjęcie urodzinowe" Seana Pen-na i Madonny (Jeg° dwudzieste piąte, a jej dwudzieste siódme). „Chcąc zachować prywatność, a jednocześnie zapewnić sobie Waszą obecność, dokładny adres w Los Angeles podamy w przeddzień." Nawet właściciel słynnej restauracji „Spago" z Beverly Hills, która miała organizować wesele, był do ostatniej minuty trzymany w nieświadomości. Wolfgang Puck dostał wcześniej zdjęcia i plany miejsca wesela, żeby zaplanować obsługę, ale adres poznał dopiero na godzinę przed przyjęciem. Ekipy dziennikarskie gorączkowo starały się poznać miejsce planowanego wesela. Reporterzy obstawili dom rodziców Seana w Malibu, producenta Leo Penna i jego żony Eileen, lecz zatrzymał ich przed bramą strażnik uzbrojony w pistolet Magnum 357. Następną możliwość stanowił równie dobrze strzeżony dom przyjaciela Seana, Timothy'ego Huttona. Jednocześnie krążyły plotki, że ceremonia odbędzie się w kościele, co zapoczątkowało serię telefonów do miejscowych parafii. W wyznaczonym dniu armia żurnalistów, powiadomiona przez jednego z gości, Andy'ego Warhola, dokonała desantu na Wildlife Road 6970, gdzie na urwisku wznosiła się okazała, warta sześć i pół miliona dolarów, rezydencja przy- 7 jaciela rodziny Pennów, Dana Ungera, przedsiębiorcy budującego luksusowe osiedla. Tak się złożyło, że sceny w domu Ungera bardziej przypominały wojnę niż wesele. Uzbrojeni agenci ochrony wypatrywali intruzów — to znaczy przedstawicieli prasy — przez lornetki noktowizyjne, a ich koledzy ubrani w kurtki sprawdzali dokumenty wszystkich osób, które przechodziły przez stalową bramę trzymetrowej wysokości. Reporterzy w strojach kelnerów forsowali mur, brali srebrne tace i zaczynali podawać gościom sushi i szampana. Włoski fotoreporter z poczernioną twarzą i w pełnym kamuflażu terenowym siedział w krzakach przez siedemnaście godzin, lecz na czterdzieści minut przez rozpoczęciem ceremonii został wyrzucony z posiadłości, a sfilmowany materiał zniszczono. Przepędzenie eskadry helikopterów prasowych, które młóciły powietrze i zagłuszały nawet ryk Pacyfiku, okazało się nie takie proste. Znany z niechęci do rozgłosu Penn zbiegł wściekły na brzeg morza i sześciometrowymi literami narysował na piasku słowa FUCK OFF. Przez pół godziny miotał się po plaży, potrząsając pięściami w stronę helikopterów i wywrzaskując przekleństwa. „Kompletnie oszalał", skomentował jeden z gości. Aktor wrócił do domu, załadował półautomatyczny pistolet i niczym komandos zakradł się w krzaki. Madonna, sama na skraju histerii, błagała przyszłego męża, żeby odłożył broń. On jednak obrzucił ją wyzwiskami, odepchnął i wystrzelał cały magazynek w kierunku natrętów. „Chętnie bym popatrzył, jak któryś z helikopterów płonie, a ciała się topią", powiedział do osłupiałej narzeczonej. Żaden pocisk nie trafił w cel. „Myślę, że on strzelał na postrach, ale to cud, że żadna maszyna nie rozbiła się i nie spłonęła na oczach gości weselnych", stwierdził jeden z powietrznych reporterów. Aczkolwiek wymachiwanie pistoletem przez pana młodego było szokujące, Madonny tez nie można nazwać wzorem dobrych obyczajów. Kilka razy wykonała niedwuznaczne gesty, podnosząc środkowy palec. Penn zwrócił się do obecnych i zapytał, „kto spierdolił sprawę". Narzeczona przypomniała mu, że gdyby posłuchał jej sugestii i wpuścił jednego czy dwóch fotoreporterów, może nie doszłoby do ataku z powietrza. Trudno jednak było oczekiwać ustępstw od człowieka, który zwyczajowo atakował reporterów i odmawiał wywiadów, nawet w ramach promocji własnego filmu. 8 Gdy któryś z gości zapytał państwa młodych, którzy szukali domu w Malibu, czy zamierzają ogrodzić posiadłość wysokim murem, Penn odpowiedział z niepokojącym uśmiechem: „Mur to nic. Zamontujemy wieżyczki strzelnicze." O osiemnastej trzydzieści rozpoczęła się ceremonia, w której wzięło udział dwieście dwadzieścia osób: przyjaciół, członków rodziny oraz kilkoro dawnych kochanków Madonny obojga płci. Pan młody był ubrany we frak od Gianniego Versace kupiony za sześćset dziewięćdziesiąt pięć dolarów w butiku przy Rodeo Drive. Panna młoda miała na sobie białą suknię z trzymetrowym trenem, różowo--srebrny welon z suszonymi różami i kamieniami półszlachetnymi oraz zawadiacki czarny melonik. J Madonna i Sean Penn stanęli — proroczo — na krawędzi urwiska, żeby złożyć przysięgę małżeńską przed sędzią Johnem Merri-ckiem. „Wasze nastroje mogą w przyszłości się wahać, a wy będziecie poddawać nawzajem w wątpliwość swoje motywy, lecz wiara i miłość pomogą wam dostrzec, że nieporozumienia są chwilowe", powiedział im. Następnie, do pulsującej melodii Rydwany ognia, pan młody uniósł welon żony i pocałował ją. Goście, którzy nie słyszeli przysięgi z powodu ryku helikopterów, zerwali się z miejsc i zaczęli bić brawo. Chwilę później nowożeńcy pojawili się na balkonie domu. Penn przywitał zebranych na „remake'u Czasu Apokalipsy", wzniósł toast szampanem za „najpiękniejszą kobietę świata" i bezceremonialnie wsadził głowę pod jej suknię w poszukiwaniu podwiązki (którą złapał jego młodszy brat, aktor Chris Penn). Po tradycyjnym rzuceniu bukietu (chwyciła go młodsza siostra Madonny, Paula, bardzo do niej podobna) wszyscy udali się do rozbitego na trawie białego namiotu, żeby raczyć się kawiorem, pieczonymi miecznikami, jagnięciem z rożna, rawioli z homarami, ostrygami i pinot noir z pół-nocnokalifornijskich winnic Madonny. Stoły nakryto białymi obrusami, białe były również flagi do dekoracji oraz kompozycje kwiatowe. Pośrodku każdego stołu leżał ozdobiony klejnotami złoty pantofelek Kopciuszka, kopia wykonanych ręcznie butów panny młodej. Dom był pełen prezentów, wśród których znalazła się staroświecka szafa grająca, zastawa od Tiffany'ego (Madonna zamówiła komplet obiadowy we wzory z Moneta i motywy karnawałowe) oraz jedwabny parawan od Andy'ego Warhola i Keitha Haringa ozdobiony graffiti i nagłówkiem z New York Post: „Madonna naga na zdjęciach. I co z tego?!" 9 „Była tam zbieranina osób znanych i nie znanych", wspomina Warhol, który przyszedł z dawnym współlokatorem i przyjacielem Madonny Martinem Burgoyne'em. „Naprawdę ekscytujące wydarzenie. Człowiek mógł sobie obejrzeć wszystkich. Impreza odbywała się pod namiotem i nie było tłoczno. Młodzi aktorzy wyglądali jak w garniturach po ojcach. Na przykład Emilio Estevez albo Tom Cruise." Rzeczywiście, lista znakomitości robiła wrażenie: Cher, Martin Sheen, Rob Lowe, Carrie Fisher, Christopher Walken, Ro-sanna Arąuette (partnerka Madonny z filmu Rozpaczliwie szukam Susań), magnat płytowy David Geffen, Timothy Hutton, David Let-terman i Dianę Keaton. Nie pozostawiając niczego przypadkowi, Madonna skonsultowała się z osobami dobrze poinformowanymi, nim zadecydowała, kto jest ważny w Hollywood. Sama ułożyła listę zaproszonych, łącznie z kilkoma gwiazdami, które ledwie znała, i paroma, których nigdy nie poznała osobiście. Nikt się nie oburzył. Cher, na przykład, była wyraźnie przejęta zaproszeniem na ślub, który zapowiadał się na najważniejsze wydarzenie towarzyskie dziesięciolecia. Czekał ją właśnie kolejny powrót na scenę i jej uprzejmości wobec najnowszej gwiazdy rocka graniczyły z pochlebstwami. „Nie cierpię Cher", wyznała Madonna przyjaciołom. „Robi mi się niedobrze na jej widok. Ona chce, żebym pisała dla niej piosenki. Wciąż do mnie wydzwania i zawraca głowę. Pomyślałam więc, że lepiej będzie, jak ją zaproszę." Zabierając się do krojenia pięciopiętrowego weselnego tortu orzechowego, spytała Cher: „Już to kiedyś robiłaś. Kroi się tylko jeden kawałek czy cały tort?" Gdy przyszła pora na taniec nowożeńców, disc jockey puścił sentymentalną piosenkę Sarah Vaughan Fm Crazy About the Boy. Wirując na parkiecie, który wzniesiono nad kortem tenisowym, Madonna błyskała jedwabną halką we wściekłym kolorze, a następnie jej mąż wykonał „trzyminutową impresję na temat Johna Travolty". Tymczasem kilkoro gości, najbliższych przyjaciół Madonny z pierwszych trudnych lat w Nowym Jorku, plotkowało o zawartym właśnie małżeństwie i nikłej, według nich, szansy na jego trwałość. „W innych jej związkach nie było równości", spekulował Martin Bur-goyne. „W tym jest. Żadne nie ma całkowitej władzy. Ona wiele może nauczyć się od niego, a on od niej." Na przekór temu optymizmowi Penn nigdy nie ukrywał pogardy wobec znajomych Madonny (zwłaszcza Burgoyne'a, który miał w przyszłości stać się przyczyną kilku małżeńskich awantur). Zwykle określał Burgoyne'a i jego towarzystwo epitetami: „pedały, 10 lesbijki i pojebańcy". Choć romans należał do najgłośniejszych w historii show businessu, prasowe ogłoszenie o zaręczynach całkowicie zaskoczyło nawet bliskich znajomych Madonny. „Nie powiedziała nikomu z nas, że poważnie myśli o poślubieniu tego faceta", wyznała długoletnia przyjaciółka. „Zawsze był niebezpieczny i gwałtowny. Potrafił zachowywać się jak nieznośny dupek. Nikt z otoczenia Madonny nie lubił go i ona chyba o tym wiedziała." Podczas gdy biesiadnicy tańczyli, w łazience na piętrze długoletnia powierniczka i wizażystka Madonny, Dębi Mazar (znana wszystkim jako Dębi M.), usiłowała zmyć z sukni wymiociny Steve'a Rubella. Rubell, który w latach siedemdziesiątych zyskał rozgłos jako właściciel nowojorskiego klubu nocnego „Studio 54", połknął za dużo tabletek Quaalude i zwrócił je w czasie jazdy limuzyną z hotelu Beverly Hills. Dębi M. pomagała druga bliska koleżanka Madonny z Nowego Jorku, Erica Bell. Po chwili w łazience zjawiła się Paula Ciccone, młodsza siostra Madonny. Malując usta wpadła w szał zazdrości. „Nie mogę uwierzyć, że to się dzieje naprawdę. To powinno być moje wesele, a nie jej. Ja powinnam być sławna. Zrobić karierę. Na mnie powinna się koncentrować uwaga wszystkich." Przyjaciółki Madonny poczuły się nieswojo. „Wyglądało to zupełnie niczym scena z Co się przydarzyło Baby Jane?" wspomina Erica Bell. „Zupełne szaleństwo. Spojrzałyśmy po sobie i pomyślałyśmy: O rany, to nie może być na poważnie. Dębi M. i ja wymknęłyśmy się z łazienki. Od tamtej chwili cały czas się bałam, że Paula może coś zrobić Madonnie. Była chora z zazdrości o sukces siostry." Pośród chaosu Madonna sprawiała wrażenie oka cyklonu tropikalnego. Wbrew sceptycyzmowi nowojorskich znajomych udało się jej siłą woli przekonać niemal wszystkich obecnych, że dziwaczny związek dwóch gwiazd obdarzonych nieokiełznanym temperamentem może okazać się udany. „Widziałem, że są równie zakochani jak wszystkie inne pary, a ślubu udzielałem setkom", stwierdził John Merrick. Gorące uczucie nie przeszkodziło Madonnie w spisaniu umowy przedślubnej. „Mam dużo więcej pieniędzy niż on. I będę miała jeszcze więcej." Ostatecznie, zbudowała karierę na podejmowaniu ryzyka... dokładnie skalkulowanego. Małżeństwo rzeczywiście miało należeć do najbardziej burzliwych i nieszczęśliwych w mieście znanym z matrymonialnych katastrof. W ciągu następnych czterech lat „Toksyczni Pennowie", jak ich nazywano, wywoływali jeden głośny skandal po drugim, zanim 11 w końcu padli ofiarami zabójczej kombinacji alkoholu, przemocy i zazdrości. Lecz w dniu ślubu Madonna nie zdradzała cienia wątpliwości. Dlaczego zresztą miałaby żywić jakieś wątpliwości? Już ją porównywano do legendarnego symbolu seksu, w dużej mierze zasłużenie. Mogła śmiało stać się Marilyn Monroe naszych czasów. Z pewną różnicą. Nikt nie potrafił uczynić z niej ofiary, o czym niezadługo miał się przekonać Sean Penn i reszta świata. 2 „Od dziecka mam ten sam cel: chcę rządzić światem!" — Jesteście gotowi? — Si! — Jesteście rozgrzani? — Suit — To dobrze. Ja też. Allora, andiamo\ W gorący wrześniowy wieczór 1987 roku Madonna, ubrana w czarny gorset i szpilki, przez dwie godziny szalała na scenie przed wrzeszczącą publicznością złożoną z sześćdziesięciu pięciu tysięcy włoskich fanów stłoczonych na turyńskim stadionie piłki nożnej. Gdy na koniec powiedziała rzecz, którą wszyscy pragnęli usłyszeć, dostała największą owację: „lo sono fiera di essere italiana!" (Jestem dumna ze swojego włoskiego pochodzenia.) Oznaki narastającej histerii były widoczne już od rana. Policja musiała skierować węże gaśnicze na tysiące wielbicieli, którzy zebrali się przed stadionem w nadziei, że choćby w przelocie zobaczą sławną córę Italii. „Zwierzęta", mruknął pod nosem zmęczony oficer, gdy nad głowami tłumu przenoszono dziesiątki nieprzytomnych młodych Madonn do pośpiesznie zorganizowanego punktu Czerwonego Krzyża. W czasie gdy przed stadionem panowało zamieszanie, Madonna spotkała się za kulisami z kilkoma dalekimi kuzynami oraz uroczystą delegacją mieszkańców Pacentro, miasteczka, z którego przed sześćdziesięciu laty wyemigrowali jej dziadkowie. Piosenkarka otrzymała tytuł honorowego obywatela Pacentro. Przyjazdu do Turynu odmówiła osiemdziesięciodwuletnia cioteczna babka Madonny 13 Bambina de Giulio. „Oczywiście chciałabym ją zobaczyć i uściskać, bo to przecież zaszczyt mieć taką słynną krewniaczkę", powiedziała rzymskiej gazecie, dodając, że jest za słaba na podróż do Turynu. Przyciśnięta do muru, wyjawiła swoją prawdziwą opinię o ciotecznej wnuczce: „Czego ode mnie chcecie? Ta dziewczyna jest piosenkarką, tylko piosenkarką. W moich czasach nikt tak się nie zachowywał!" Jeszcze trzy miesiące po wyjeździe Madonny z Włoch mieszkańcy Pacentro sprzeczali się na temat słynnej krajanki. Tym razem nie chodziło o nią samą, lecz o czterometrowy posąg z brązu, którym zamierzano ją uhonorować na miejskim placu. Na konferencji prasowej zwołanej w Rzymie rzeźbiarz Walter Pugni pokazał naturalnej wielkości model planowanej rzeźby. Przedstawiał on skąpo ubraną Madonnę śpiewającą do mikrofonu. U jej stóp leżała zniszczona walizka przewiązana sznurkiem, symbol dwudziestu tysięcy emigrantów, którzy uciekli z Pacentro do Ameryki, zostawiając skąpane w słońcu średniowieczne miasteczko położone w ubogiej Abruzji i liczące zaledwie dwa tysiące mieszkańców. Brodaty artysta ledwo panował nad emocjami, gdy ze szczegółami opisywał plan ceremonii odsłonięcia pomnika wraz z towarzyszącymi uroczystościami. Nie rozwodził się nad kosztami — jakieś czterysta szesnaście tysięcy dolarów — które miały pochodzić od prywatnych osób z Włoch i Stanów Zjednoczonych. Rzeźbiarz argumentował, że dzięki monumentowi senne Pacentro znajdzie się na mapie turystycznej Włoch. Proboszcz miejscowej parafii don Giuseppe Lepore jako pierwszy sprzeciwił się postawieniu „świątyni" Madonny. Powtarzając opinię Watykanu, który ostentacyjne wykorzystywanie przez piosenkarkę krucyfiksów i innych symboli religijnych uznał za świętokradztwo, don Giuseppe ostrzegł, że pomnik napiętnuje Pacentro jako współczesną Sodomę. Burmistrz Raffaele Santini również zaprotestował przeciwko posągowi, uważając, że ośmieszy on lokalną społeczność. Ponadto czuł się urażony, iż po tym jak pofatygował się, by osobiście nadać Madonnie honorowe obywatelstwo Pacentro, ona nie raczyła mu nawet podziękować, bezpośrednio ani na piśmie. „Madonna nie interesuje się problemami naszego miasteczka", stwierdził gorzko burmistrz Santini. Gdy Gaetano i Michelina Ciccone opuszczali Pacentro, żeby rozpocząć nowe życie w Nowym Świecie, do głowy im nie przyszło, że sześćdziesiąt lat później kontrowersje wokół ich wnuczki zagrożą skłóceniem miasteczka. Nie śniło się im nawet, że potomkini będzie 14 jednocześnie adorowana i lżona przez miliony, stanie się obiektem badań i spekulacji, niewyczerpanym źródłem skandali i gorących dyskusji, krótko mówiąc, najsłynniejszą kobietą swojego pokolenia. Charyzma Madonny ma swoje korzenie w Pacentro i surowej wierze katolickiej, którą dziadkowie ze strony ojca przywieźli ze sobą do Ameryki. Niewykształceni i nie znający angielskiego Ciccone osiedli w Aliąuippa, na przedmieściu Pittsburgha, gdzie Gaetano znalazł pracę w stalowni. Tam, w jednym z zatłoczonych, czarnych od sadzy domów czynszowych zamieszkanych przez Włochów urodził się 2 czerwca 1931 roku Silvio, najmłodszy z sześciu synów Ciccone i jedyny, który zdobył wyższe wykształcenie. Ponieważ rodzice nigdy nie podjęli próby nauczenia się języka przybranej ojczyzny, ich potomstwo mówiło równie dobrze po włosku, jak po angielsku. Zawsze ambitniejszy niż reszta rodzeństwa — cechę tę przekazał najstarszej córce — kościsty, ciemnowłosy Silvio Ciccone o orlich rysach twarzy od najmłodszych lat był zdecydowany zetrzeć z siebie piętno pochodzenia z imigranckiej rodziny. Imającego się najróżniejszych zajęć, żeby opłacić czesne w college'u, Sil-vio wszyscy znali pod mniej obco brzmiącym imieniem Tony. Podobnie jak inny urodzony w Pensylwanii syn włoskich imigrantów, Lee Iacocca, zawzięty Tony Ciccone wyruszył na północ do Detroit na poszukiwanie lukratywnej pracy inżyniera w rozkwitającym przemyśle samochodowym. Znalazł ją u Chryslera w fabryce czołgów w Warren, która otrzymała zamówienia rządowe. Gdy w kraju wciąż żywa była pamięć o wojnie koreańskiej, Tony Ciccone dostał powołanie do wojska i spełnił swój obowiązek w rezerwie Air Forces. Po odbyciu służby na Alasce krótko stacjonował w Teksasie. Tam, na weselu kolegi z wojska, Dale'a Fortina, poznał jego młodszą siostrę i natychmiast się zakochał. Eteryczna i piękna dziewczyna o długich ciemnych włosach, szeroko rozstawionych niebieskich oczach i porcelanowej cerze, nosiła dźwięczne imiona Madonna Louise, chociaż wcale nie była Włoszką. Jej rodzina, która mieszkała w Bay City w stanie Michigan, wywodziła się z kanadyjskich Francuzów. Nie zniechęcony faktem, że Madonna Fortin miała już narzeczonego, Tony Ciccone zaczął się z nią umawiać. Tydzień po pierwszym spotkaniu dziewczyna zerwała zaręczyny. Niedługo potem, w 1955 roku, Madonna Louise Fortin i Tony Ciccone pobrali się w Kościele Nawiedzenia NMP w Bay City. Nowożeńcy wprowadzili się do małego ceglanego bungalowu przy Thors Street 443 na przedmieściu Pontiac, dwadzieścia mil na północ od Detroit. Rok później, 3 maja 15 1956 roku, przyszło na świat ich pierwsze dziecko Anthony, a 9 sierpnia 1957, drugi syn, któremu dali na imię Martin. W sierpniu 1958 Madonna Ciccone znowu była w ciąży. Tym razem zażyczyła sobie, żeby dziecko odebrał lekarz rodzinny Forti-nów, wtedy sześćdziesięciodwuletni dr Abraham H. Jacoby. Ciccone przyjechali wcześniej do Bay City i oczekiwali narodzin dziecka w domu babki Madonny ze strony matki, Elsie Fortin. W przeciwieństwie do Pontiac, Bay City było malowniczym portem o cichych, wysadzanych drzewami uliczkach, wzdłuż których stały wiktoriańskie rezydencje zbudowane na przełomie wieków przez właścicieli tartaków ze Środkowego Zachodu. Miasteczko nie uniknęło jednak współczesnych problemów. Babcia Elsie (nazywana Na-noo przez wszystkie trzydzieścioro czworo wnucząt) mieszkała niedaleko fabryki petrochemicznej, więc charakterystyczny zapach towarzyszył jej do końca życia. Tak czy inaczej, miejsce narodzin pierwszej córki Tony'ego i Madonny Ciccone, która przyszła na świat rankiem 16 sierpnia 1958 roku w Szpitalu Miłosierdzia w Bay City, miało zdecydowanie podmiejski i bardzo amerykański charakter. Dziewczynka otrzymała imię po matce, ale rodzice mówili na nią Mała Nonni dla odróżnienia od starszej Madonny. Tak więc, wbrew powszechnej opinii, imię Madonny nie jest włoskie, lecz fran-cusko-kanadyjskie. W roku, kiedy urodziła się Mała Nonni, trwała druga kadencja prezydenta Dwighta Davida Eisenhowera, w Związku Radzieckim doszedł do władzy Nikita Chruszczow, najpopularniejszym serialem w telewizji był Gunsmoke, a Elvis Presley największym artystą w kraju. W tych czasach rodzina o podwójnych dochodach należała do rzadkości, ale Madonna Ciccone pracowała jako technik rentgenowski, resztę energii poświęcając gotowaniu, sprzątaniu i wychowaniu szybko powiększającej się gromadki. Kolejna córka, Paula, urodziła się zaledwie rok po Małej Nonni, następnie Christopher w 1960 roku i Melanie w 1962. Najwcześniejsze wspomnienia Madonny z życia na Thors Street są związane z matką. Dziewczynka dzieliła pokój z dwiema siostrami. Często budziła się w środku nocy, schodziła na dół i otwierała drzwi do sypialni rodziców. „Chyba musiałam robić to często, bo siadali na łóżku i mówili: O nie, znowu, a ja pytałam, czy mogę u nich spać", wspomina. „Gdy kładłam się między nimi, natychmiast zasypiałam." Madonna pamięta również, że ojciec protestował, natomiast matka chętnie ją przyjmowała. „Mama miała piękną czerwoną koszulę nocną z jedwabiu. Pamiętam, że wskakiwałam do 16 łóżka, ocierałam się o jej koszulę i od razu zasypiałam. Dla mnie to był raj spać z rodzicami." W pamięci otoczenia Madonna zapisała się jako miłe, ale niegrzeczne dziecko. Pierwszy przejaw agresji odnotowano, kiedy miała cztery lata. Siedziała przed domem nadąsana, bo ojciec nie pozwolił jej oddalać się z podwórka. W pewnym momencie przydreptała dwuletnia dziewczynka i podała jej mlecz, ale Madonna odepchnęła ją. „Byłam wściekła, bo zostałam ukarana, więc w pierwszym odruchu zemściłam się na kimś bardziej bezbronnym ode mnie. W jej niewinnych oczach dostrzegłam szansę odzyskania autorytetu. Poza tym mlecze to chwasty, a ja lubię rośliny wypielęgnowane." Inne jej wspomnienie to obraz matki szorującej kuchnię. „Pamiętam ją jako osobę o anielskiej cierpliwości. Sama robiła całe sprzątanie i wszystko po nas zbierała. Byliśmy naprawdę okropnymi bałaganiarzami." To po niej Madonna odziedziczyła zdolności muzyczne. „Kochała śpiewać i znała słowa wszystkich piosenek", wspomina babcia, Elsie Fortin. „Tego najbardziej mi brakowało, kiedy nas opuściła." Dzieci Ciccone okazały się niesforne, co nie zyskiwało rodzinie sympatii wśród sąsiadów. Starsi bracia Anthony (Mały Tony) i Martin (Mard) rzucali kamieniami w okna, rozniecali ogień w piwnicy i wciąż się bili. „Rodzice musieli denerwować wiele osób", przyznaje Madonna. „Mieli dużo dzieci i nigdy ich nie karcili. Moi bracia byli bardzo hałaśliwi, ale matka i ojciec nigdy na nich nie wrzeszczeli. Obejmowali nas, przytulali i spokojnie rozmawiali z nami." Mimo pobłażliwego stosunku do psotnych latorośli, Ciccone — zwłaszcza Tony — przestrzegali surowych zasad moralnych i tego samego wymagali od potomstwa. „Mój ojciec był bardzo silny i uczciwy", twierdzi Madonna. „Jeśli nam czegoś zakazywał, sam też tego nie robił. Wielu rodziców bez przekonania wpaja dzieciom zasadę seksualnej powściągliwości, ale mój ojciec żył naprawdę w zgodzie z nią. Uważał, że kochanie się z kimś jest rzeczą uświęconą i nie powinno mieć miejsca przed ślubem. Trwał przy tym, w co wierzył i był w moich oczach bardzo silnym człowiekiem, wzorem do naśladowania." Ciccone byli gorliwymi katolikami. Małą Nonni otaczały wszelkie symbole religijne, które później wykorzystała w swojej karierze: różańce, obrazy świętych i przede wszystkim krucyfiksy. JECrzyże są sexy, bo jest na nich nagi mężczyzna", stwierdziła kiedyś. „Mieliśmy ich pełno w całym domu. Krucyfiksy kojarzą mi się z dzieciństwem i poczuciem bezpieczeństwa." 2 — Madonna / Q U \ 17 Niezwykle pobożni rodzice co rano zrywali dzieci z łóżek około szóstej, żeby mogły pójść na godzinę do kościoła, nim autobus zawiezie je do odległej o parę mil szkoły parafialnej. „Dla mnie to była tortura", wyznaje Madonna. „Już samą szkołę uważałam za wystarczającą karę." Z kolei babcia Ciccone udzielała Małej Nonni lekcji życia: „Babcia prosiła mnie, żebym nie chodziła z mężczyznami, kochała Jezusa i była dobrą dziewczynką. Dorastałam z dwoma wyobrażeniami kobiety: dziewicy i dziwki. Trochę mnie to przerażało." Świat okazał się dla Małej Nonni dużo straszniejszy, gdy u jej ciężarnej matki wykryto raka piersi. Córka twierdzi, że nigdy się nie skarżyła ani „nie pozwalała sobie na rozpamiętywanie swojej tragicznej sytuacji". Po urodzeniu Melanie Madonna Ciccone nadal harowała w domu, ale coraz bardziej słabła. W samym środku dnia nagle przerywała pracę i „siadała na kanapie". W miarę jak postępowała choroba matki, dzieci stawały się coraz bardziej niecierpliwe i zdezorientowane. „Była chora, ale zamęczaliśmy ją, żeby się z nami bawiła", mówi Madonna. „Dzieci zwykle tak postępują wobec ludzi, którzy są dla nich dobrzy." Pewnego popołudnia, gdy pani Ciccone siedziała na kanapie, Mała Nonni wdrapała się jej na plecy i zażądała wspólnej zabawy. Zbyt wyczerpana, żeby się ruszyć, matka zaczęła szlochać. Dziewczynka zaczęła ją bić po plecach i krzyczeć: „Dlaczego to robisz? Przestań być taka, proszę, proszę, przestań, proszę! Bądź taka jak kiedyś. Baw się ze mną!" Gdy Nonni spostrzegła, że matka płacze, otoczyła ją ramionami. „Pamiętam, że czułam się silniejsza od niej. Byłam mała, ale miałam wrażenie, że to ona jest dzieckiem. Od tamtej pory przestałam ją dręczyć. Myślę, że dlatego szybko dorosłam." Madonna Ciccone spędziła ostatni rok życia w szpitalu. Nie poddawała się jednak. Była tak dzielna — „zawsze dowcipkowała i żartowała" — że dzieci nie mogły doczekać się wizyt. „Dzięki głębokiej wierze pokornie przyjmowała los", mówi babcia Elsie. 1 grudnia 1963 roku pięcioipółletnia Madonna roześmiała się, kiedy chora, która od wielu tygodni nie przyjmowała stałych pokarmów, żartem poprosiła o hamburgera. Dziewczynkę wyprowadzono z sali i po godzinie matka już nie żyła. Miała trzydzieści lat. „Ojciec powiedział, że mama umarła, a ja czekałam na jej powrót. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Tylko raz widziałam ojca płaczącego." Później Madonna spekulowała, że raka mogło spowodować promieniowanie rentgenowskie, na które matka była narażona w pracy. 18 Elsie Fortin wspominała córkę jako „piękną dziewczynę. Wszyscy ją kochali. Małżeństwo jej i Tony'ego okazało się udane. Chyba nigdy się nie kłócili." Po śmierci matki córka postanowiła nie dopuścić do tego, by ktokolwiek, a szczególnie ojciec, zapomniał, że teraz jest tylko jedna Madonna. „Jak wszystkie dziewczęta kochałam się w ojcu i nie chciałam go stracić. Zabrakło mamy i on należał tylko do mnie." Przywiązanie Madonny do ojca graniczyło z obsesją. Wciąż domagając się więcej uwagi niż inni mali Ciccone, przychodziła do niego w środku nocy, drżąc ze strachu. Dopiero przy nim mogła zasnąć, uwolniona od powracającego koszmaru, że ktoś chce ją zamordować. „Zapadałam w sen po tym, jak mnie wypieprzył", oznajmiła w dokumentalnym filmie W łóżku z Madonną (Truth or Barę). „Tylko żartuję." Madonna nie miała zamiaru dzielić się z nikim uczuciami ojca, nawet z rodzeństwem. „Często powtarzałam: Jeśli umrzesz, każę •włożyć się do trumny razem z tobą, a ojciec prosił: Nie mów tak. To okropne." Upomnienia ojca nie powstrzymały Madonny od rozmyślań nad własną śmiertelnością. Zaczęła sobie wmawiać, że ma raka tak jak matka. Jej schronieniem stał się dom. Z dala od niego wymiotowała ze strachu, chyba że spędzała czas w kościele lub w szkole. „To było chore", stwierdziła później. Nadal obchodził ją tylko ojciec. Chcąc zachować jego uczucia, nauczyła się kobiecych sztuczek. „Wiedziałam, jak okręcić go wokół palca. Zawsze istniały sposoby, żeby postawić na swoim, nie mówiąc wprost: Nie zrobię tego. Stosowałam inne metody." Jedną z nich było wdrapywanie się ojcu na kolana i bezczelne przymilanie. „Flirtowałam z wujkami, dziadkiem, ojcem, ze wszystkimi. Zawsze byłam świadoma swojego kobiecego uroku." Miejsce w sercu ojca zapewniały również osiągnięcia szkolne. Nauczycielka klasy zerowej w parafialnej szkole Świętego Franciszka, Jo Ann Carpenter, zostawiła dla swojej następczyni z pierwszej klasy, siostry Normy, następującą uwagę: „12.01.1963 umarła jej matka. Dziewczynka potrzebuje dużo miłości i uwagi." Sądząc po szkolnych postępach uczennicy, siostra Norma nie musiała się martwić. Ojciec nagradzał dzieci pięćdziesięcioma centami za każdą piątkę. Madonna dostawała ich najwięcej. „W naszej rodzinie zawsze istniało współzawodnictwo. Rywalizowałam o zainteresowanie ojca, więc w szkole naprawdę się starałam. Byłam piątkową uczennicą i wszyscy mnie za to nienawidzili... Po prostu 19 chciałam być oczkiem w głowie mojego ojca. Myślę, że wszyscy w rodzinie zdawali sobie z tego sprawę. Trochę od nich od-stawałam." „Była naprawdę ładna", wspomina babcia Elsie Fortin. „Lubiła zwracać na siebie uwagę. Często żałowałam Pauli. Mówiono: Czyż Madonna nie jest ładna? a obok stała Paula." Pragnienie, żeby się wyróżniać, sprawiło, że Madonna dorastała „nie czując się szczególnie związana z nikim w rodzinie. Byłam outsiderem we własnym domu." Wysportowana i agresywna Paula wyrosła na rodzinnego urwisa. Być może w reakcji na sukcesy Madonny w czarowaniu ojca sprzymierzyła się z braćmi, żeby ją „dręczyć". Ulubioną zemstą było przyczepianie siostry za majtki do sznura na bieliznę rozwieszonego na podwórku. „Albo przygważdżali mnie do ziemi i pluli w twarz." Madonna nie puszczała płazem bezustannych prześladowań. Stała się rodzinną skarżypytą, donoszącą na rodzeństwo. „Byłam rozpieszczona, ale wrzaskliwa. Jeśli kogoś nie lubiłam, zaraz wszyscy o tym wiedzieli." Jej najbliższą koleżanką w Pontiac była Moira McPharlin, której matka Wanda przyjaźniła się kiedyś z Madonną Ciccone. McPharli-nowie mieszkali dwa domy dalej. Dziewczynki urządzały na podwórku przedstawienia i brały od tolerancyjnych sąsiadów po dziesięć centów za wstęp. Do ulubionych kostiumów należała suknia ślubna, którą wygrzebały z szafy Wandy. „Walczyłyśmy ze sobą, która będzie gwiazdą przedstawienia", opowiada McPharlin. Śmierć matki bardzo zmieniła Madonnę. „Pamiętam, że czułam się naprawdę źle, kiedy umarła jej mama", wspomina koleżanka. „Prawdopodobnie jednak cierpienie uczyniło ją silniejszą. Inaczej pewnie nie zaszłaby tak daleko." Madonna zgadza się z tą opinią. „Śmierć matki pozostawiła we mnie uczucie samotności, niewiarygodnej tęsknoty. Gdyby nie ta pustka, nie miałabym równie silnego bodźca." W ciągu trzech lat po śmierci żony Tony Ciccone zmienił kilka gospodyń. Żadna nie mogła wytrzymać z niesfornymi dziećmi. W 1966 roku wdowiec zatrudnił postawną blondynkę Joan Gustaf-son, żeby spróbowała sił w okiełznaniu jego gromadki. Sześć miesięcy później poślubił ją. Madonna była zdruzgotana. Po trzech latach jej miejsce u boku tatusia zajęła prawie obca osoba. „Ojciec kazał nam nazywać ją mamą. To słowo nie przechodziło mi przez gardło." Nagle spadł na nią ciężar opieki nad młodszym rodzeństwem. „Moje zastrzeżenia 20 budziły nie tyle obowiązki wobec braci i sióstr, co fakt, że nie mam matki. Psuł mój ideał rodziny." Joan również nie była przygotowana „na bandę dzieciaków, które nie miały najmniejszej ochoty uznać jej autorytetu. Nikomu nie odpowiadała ta sytuacja." Różnice między matką Madonny a Joan rzucały się w oczy wszystkim, którzy je znali. Nawet w czasie przykrej i wycieńczającej chemioterapii Madonna Ciccone „zawsze miała uśmiech na twarzy", mówi ojciec Moiry, Patrick McPharlin. „Gdy ktoś chciał podesłać jej swoje dzieci, nie miała nic przeciwko temu." Natomiast Joan, według niego „budziła większy posłuch. Musiała się napracować, żeby zadbać o te dzieciaki. Żartowaliśmy z Tony'ego, że miał dwie święte żony." Madonna była mniej wyrozumiała. Czując się zdradzona i porzucona przez ojca, zamknęła się we własnym świecie. „Wtedy właśnie powiedziałam sobie, że nikogo nie potrzebuję. Nikt mi więcej nie złamie serca. Będę panią siebie, nie będę należała do nikogo." Od dwudziestu pięciu lat Madonna dotrzymuje obietnicy. To ona łamie serca. 3 „Najbardziej buntowniczy okres w życiu miałam jako nastolatka." Podczas gdy Madonna walczyła z nowymi porządkami w rodzinie, awansujący społecznie Ciccone przenieśli się do Rochester, zamożnej miejscowości w pobliżu ekskluzywnego przedmieścia Detroit, Bloomfield Hills. W latach dziewięćdziesiątych Rochester rozwinęło się w kwitnący zespół bogatych osiedli (złożonych przeważnie z nowych minirezydencji w różnych stylach: od ceglanych domów w stylu georgiańskim po przedwojenne dworki z kolumnami), lśniących biurowców, centrów handlowych i pól golfowych w otoczeniu łagodnych wzgórz i żyznych pól uprawnych. Kiedy Ciccone przybyli tu w połowie lat sześćdziesiątych, Rochester zachowało jeszcze wiele z uroku małego miasteczka. Wszystkie ulice w starej części osiedla wzięły nazwy od stanów. Dom państwa Ciccone stał na skrzyżowaniu ulic Oklahoma i Teksas. Był to piętrowy budynek w stylu kolonialnym, z cegły, oszalowany drewnem, z zielonymi okiennicami, niebieskimi drzwiami frontowymi, zniszczonym płotem i kołem od wozu zakopanym na trawniku otoczonym przez gęstwinę krzewów. Trudno uwierzyć w twierdzenie Madonny, że to nędzne ulice ukształtowały jej nieugięty charakter. Dzisiaj dom przy Oklahoma 2036 jest prawie taki sam jak w czasach, kiedy dorastała w nim Madonna. Zachowały się nawet dziecięce wycinanki w oknach i huśtawka na podwórku. Tylko że w 1991 roku dekorują one ośrodek opieki dziennej, który Joan urządziła w domu rodziny Ciccone. W latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych mali Ciccone pod- 22 trzymywali rodzinny zwyczaj: o świcie zakładali mundurki i biegli do kościoła na modlitwę. Teraz jednak do szkoły nie odwoził ich autobus. Kościół Świętego Andrzeja, modernistyczna budowla ze strzelistym miedzianym dachem w kształcie litery M, stał na wprost przykościelnej ceglanej szkoły przypominającej bunkier. „To było idealne miejsce dla młodej rodziny", mówi sąsiad. „Nie słyszało się o żadnych przestępstwach. Ludzie nie zamykali drzwi. Człowiek czuł się u siebie. Wprawdzie zdarzały się wtedy zamieszki rasowe w Detroit, ale równie dobrze mogłoby dochodzić do nich na innej planecie. Czuliśmy się oddaleni od prawdziwego świata." Beztroskie dzieciństwo w idyllicznym otoczeniu? Podobnie jak inne dzieci w jej wieku, Madonna pędziła na rowerze po żwirowych uliczkach osiedla i godzinami grała w monopol czy clue. Ponieważ jednak miała coraz więcej obowiązków wobec młodszego rodzeństwa, narastał w niej gniew i żal. Rozgoryczenie i poczucie, że jest ofiarą, przybrały na sile po narodzinach przyrodniej siostry Jennifer i brata Mario. Zapędzana do zmieniania pieluszek i pilnowania dzieci, Madonna uważała siebie za współczesnego Kopciuszka, a Joan za złą macochę. „Przyznam, że nienawidziłam tego, bo podczas gdy wszystkie moje koleżanki bawiły się na dworze, ja pracowałam jak dorosła. Wtedy też stwierdziłam, że chcę robić coś innego i wyrwać się stamtąd. Nie mogłam się doczekać, kiedy wreszcie ucieknę." Odpowiedzialność za tę sytuację ponosił w dużym stopniu Tony Ciccone. Jako tytan pracy uważał, że bezczynnie spędzony czas jest zmarnowany i że każda chwila powinna być wypełniona nauką, zajęciami domowymi albo modlitwą. Zabraniał oglądania telewizji. „Prowadziliśmy bardzo zorganizowane życie, póki nie dorośliśmy", wspomina Madonna. „Ojciec nie lubił naszej bezczynności. Jeśli nie mieliśmy lekcji do odrobienia, znajdował nam robotę w domu. Uważał, że zawsze powinniśmy być zajęci i dobrze wykorzystywać czas. Był w tej kwestii nieugięty. Pogląd, że wciąż należy rzucać wyzwanie ciału i umysłowi, silnie wpłynął na moje dorosłe życie." Ciccone nie byli szczególnie muzykalną rodziną, lecz Tony uparł się, żeby wszystkie dzieci codziennie uczyły się gry. Madonna wybrała pianino, ale nienawidziła lekcji. W końcu przekonała ojca, żeby zapisał ją do miejscowego studium tańca, „gdzie można było nauczyć się baletu, jazzu, stepowania i wywijania pałeczką". Tam Madonna ożyła. Szczególnie denerwowały ją wymagania rodziców odnośnie ubioru. Gdy nie zakładała brązowego szkolnego mundurka, nosiła su- 23 kienki, które macocha szyła z materiałów kupowanych w domach towarowych. „Macocha uparła się, żeby kupować nam identyczne sukienki. Nienawidziłam za to swoich sióstr", wspomina. „Robiłam wszystko, żeby nie wyglądać tak samo jak one." Wplatała kokardy w długie do ramion ciemne włosy, nosiła odblaskowe skarpetki i wyzywające różowe sweterki. Usilnie starała się wyróżniać spośród tłumu. W któreś święto Wielkiejnocy Madonna jechała z rodziną samochodem na mszę i przez całą drogę skarżyła się na zielone sukienki, które musiały założyć wszystkie siostry. „Coś mamrotałam pod nosem, aż macocha w końcu mnie uderzyła", zwierza się Madonna w magazynie Rolling Stone. „W dzieciństwie często miałam krwotoki z nosa. Mimo bólu byłam zachwycona. Nie tylko nie musiałam nosić tej sukienki, ale nie musiałam również jechać do kościoła." Madonna wstąpiła do młodszych harcerek, Brownies, a następnie przeniosła się do Camp Fire Girls, czyli Obozowiczek, bo „miały ładniejsze stroje". Najwięcej sprawności zdobyła jednak na boisku szkolnym. Pod mundurek zakładała kolorowe spodenki gimastyczne i przez większość przerw wisiała głową w dół na drabinkach, otoczona gapiącymi się dziewięciolatkami. Opuściła Camp Fire Girls, gdy została przyłapana na zadawaniu się z zastępem skautów. „Urządziłam z chłopcami ognisko i wpadłam w tarapaty. Macocha sprawiła mi porządne lanie." Tony'emu Ciccone udało się powściągnąć gniew z powodu nieodpowiedniego zachowania córki... do czasu szkolnego przedstawienia. Razem z innymi dumnymi rodzicami siedział na widowni z aparatem fotograficznym w ręce i czekał na występ pociechy. Po małych skrzypaczkach, pianistach i mistrzach stepowania na scenę wyskoczyła Madonna... naga. W rzeczywistości miała na sobie bikini i od stóp do głów pomalowała się fluorescencyjną zieloną farbą, która jaśniała w przyćmionym świetle. W efekcie dziewczynka wyglądała jak naga... „Byłam praktycznie goła, ale popis talentów stanowił jedyną w roku okazją do pokazania wszystkim, kim naprawdę jestem i kim mogłabym być. Chciałam zrobić coś skandalicznego." Podczas gdy Madonna wykonywała swoją wersję tańca Goldie Hawn z telewizyjnego programu Laugh-In, Tony kipiał z wściekłości. Publiczność złożona z rodziców zgotowała jej największą owację wieczoru, ale ojciec czuł się upokorzony. „Jak mogłaś mi to zro- 24 bić?" spytał córkę i wymierzył jej karę dwutygodniowego aresztu domowego. Od dzieciństwa Madonna robiła wszystko, żeby zwrócić na siebie uwagę otoczenia. Jej usiłowanie często przybierało formę — jak sama stwierdziła — „pyskowania" koleżankom i kolegom, rodzinie i nauczycielom. „Wciąż mi powtarzano, żebym się zamknęła. W domu, w szkole, wszędzie. Ciągle miałam kłopoty w szkole z powodu zabierania głosu poza kolejnością." Najsurowsze kary stosowano u Świętego Andrzeja, gdzie zakonnice próbowały wymyć jej usta mydłem, a kiedy metoda nie poskutkowała, zakleić je taśmą. Madonnę spotykały również staroświeckie kary cielesne. „Zakonnice biły mnie po głowie linijkami." Dziwne, ale te doświadczenia nie zniechęciły jej do pomysłu, żeby kiedyś samej włożyć habit. „Dorastając, miałam żarliwą młodzieńczą wiarę. Chrystus był moim ulubionym idolem, niczym gwiazdor filmowy." Oprócz Jezusa Madonna uwielbiała też zakonnice, które ją karały. Sama przyznaje, że do dwunastego roku życia była „opętana obsesją" wstąpienia do zakonu. „Wydawały mi się wszechmocne i doskonałe. Lepsze od innych. Uważałam je również za piękne. Nigdy nie robiły makijażu i miały pogodne twarze. Zakonnice są bardzo sexy. Madonna nadal tak sądzi. W 1989 roku, kiedy poproszono ją o wymienienie najważniejszych wzorców, odpowiedziała: „Nie czytaliśmy czasopism ani nie oglądaliśmy zbyt wiele telewizji. Jedyną osobą, którą mogłam naśladować, była Śpiewająca Zakonnica." Zafascynowane siostrami, które uczyły w szkole, Madonna i jej koleżanka Carol Belanger wdrapały się pewnego dnia na mur klasztorny, żeby podejrzeć zakonnice bez habitów. „Odkryłyśmy wtedy, że mają włosy", wspomina Carol. Podczas bierzmowania Madonna wybrała sobie imię Weronika na pamiątkę kobiety, która podała Jezusowi chustkę do otarcia czoła, kiedy niósł krzyż na Golgotę. Madonna uważała ten gest za „prawdziwie dramatyczny". Gdyby rzeczywiście wstąpiła do klasztoru, stanęłaby przed dylematem zmiany imienia. „Jak mogłabym je zmienić?" pytała retorycznie. „Mam najbardziej uświęcone imię, jakie może nosić kobieta." W wieku dziesięciu lat Madonna zaczęła dostrzegać płeć przeciwną. „Pamiętam, że lubiłam swoje ciało i nie wstydziłam się go. 25 Pamiętam, że lubiłam chłopców i nie czułam się skrępowana w ich obecności. Nigdy nie bawiłam się w żadne gierki. Jeśli chłopiec mi się podobał, dawałam mu to do zrozumienia. Zawsze taka byłam, może dlatego, że miałam starszych braci, dzieliłam z nimi łazienkę i wiele innych rzeczy." Nie bawiła się lalkami tak jak inne dziewczynki w jej wieku, lecz używała ich do inscenizowania seksualnych fantazji. „Przez cały czas uprawiały seks. Wciąż pocierałam o siebie Barbie i Kena." Barbie Madonny była „jędzą. Mówiła do Kena: Nie będę siedziała w domu i nie pozmywam naczyń. Ty dzisiaj zostajesz, a ja wychodzę! Była seksowna, ale twarda." Pewnego razu Joan Ciccone odsunąwszy kołdrę zobaczyła, że pasierbica rozebrała Barbie i Kena do naga i ułożyła ich w kompromitującej pozycji. Nowo rozbudzone zainteresowanie małej Madonny chłopcami wywołało niepokój wśród zakonnic od Świętego Andrzeja. Kiedyś w czwartej klasie dziewczynka zdjęła sweter oraz bluzkę i zaczęła gonić po podwórku chłopca o imieniu Tommy. Po lekcjach kolega ustąpił i pocałował Madonnę, która dzisiaj opisuje to doświadczenie jako „niewiarygodne". Potyczka z Tommym tylko zaostrzyła apetyt Madonny. „Miałam ochotę uganiać się za chłopcami, ale zakonnice mówiły, że grzeczne katolickie dziewczęta tak nie postępują. Nie mogłam zrozumieć dlaczego, więc robiłam to nadal. I ponosiłam karę." Jak długo istniała szansa na rozgrzeszenie, Madonna ulegała instynktom. „Robiłam dużo złych rzeczy, bo wiedziałam, że na koniec tygodnia pójdę do spowiedzi i wszystko zostanie mi wybaczone." Choć przez większą część dorosłego życia publicznie buntowała się przeciwko Kościołowi i jego naukom, przyznawała jednocześnie, że z katolicyzmu zostało jej „wielkie poczucie winy, czy tego chciałam, czy nie. Jeśli nie wyznam komuś, że zrobiłam coś złego, boję się, że zostanę ukarana. Kościół katolicki naucza, że wszyscy jesteśmy grzesznikami. Wciąż trzeba prosić Boga o wybaczenie i oczyszczenie duszy." Do dwunastego roku życia Madonna czuła, „iż Bóg obserwuje wszystko, co robię. Wierzyłam, że w mojej piwnicy siedzi diabeł, więc szybko wbiegałam po schodach, żeby mnie nie chwycił za kostki. Między stopniami były duże odstępy." Seks, rodzina, religia i wina stanowiły dla niej beznadziejny galimatias. Czasami trudno stwierdzić, czy Madonna skarży się na niesprawiedliwości swojej wiary, czy też dąsa się z powodu biolo- 26 gicznych uwarunkowań. „Wiecie, jaka jest religia. Faceci mogą robić wszystko: służyć do mszy, wracać późno do domu, chodzić w lecie bez koszul, siusiać na stojąco, pieprzyć dużo dziewczyn i nie martwić się o ciążę. Prawdę mówiąc, nie ma to nic wspólnego z religijnością." W tamtym okresie Madonna tak bardzo pragnęła wolności, że w ramach eksperymentów z siusianiem unosiła deskę i stawała okrakiem nad miską sedesową. „Prawdziwe dziwactwo", przyznała później. W miarę jak Madonna stawała się coraz bardziej stanowcza i niezależna, w domu narastały konflikty. „Nie była wtedy bogata ani sławna, ale taka sama jak teraz", mówi Martin Ciccone. Siostra nie bawi się w dyplomację: „Zachowywałam się jak jędza. W dzieciństwie zawsze uważałam, że powinno się mnie traktować jak gwiazdę i dawać największy kawałek tortu." Tony i Joan Ciccone mieli powody do zmartwienia. Madonna nadal uczyła się dobrze i sumiennie wypełniała obowiązki domowe, lecz jej buntownicza postawa coraz częściej przyprawiała ich o ból głowy. Rodzeństwo twierdzi, że nie było „zabawnie przebywać w jej towarzystwie." Madonna odwzajemniała tę niechęć. „Bardzo chciałam dowiedzieć się, że moi rodzice nie są prawdziwymi rodzicami i że jestem sierotą. Mogłabym wtedy użalać się nad sobą. Pragnęłam też czasami, żeby wszyscy zginęli w wypadku samochodowym. Nikt nie mówiłby mi, co mam robić. Tata zwykle odsyłał mnie do pokoju, a ja trzaskałam drzwiami i mówiłam: Nienawidzę cię, nie na tyle głośno, żeby mnie zrozumiał, ale wystarczająco, by słyszał, że coś mówię." Jednym słowem, miłość przeplatała się u niej z nienawiścią, co często się zdarza u dojrzewających dzieci. Uczucia te miały w następnych latach stać się znacznie intensywniejsze. W wieku jedenastu lat Madonna zaczęła pokwitać. „Buntowałam się przeciwko Kościołowi i rodzinie. Urosły mi piersi. Dojrzałam znacznie wcześniej od dziewcząt z mojej klasy. Nienawidziły mnie za to." Pewnego dnia przy kuchennym zlewie Joan Ciccone, która formalnie adoptowała wszystkie dzieci Tony'ego, dała pasierbicy wykład o pszczółkach i pieskach. Madonna była oszołomiona. Gdy macocha wymawiała słowo „penis", dziewczynka odkręcała mocniej wodę, żeby ją zagłuszyć. „To było po prostu przerażające", wspomina. Jeszcze bardziej komplikując sprawy Joan uświadomiła ją, że używanie tamponu przed zamążpójściem jest „tym samym co seks". 27 Madonna zwróciła się więc o pomoc do swojej koleżanki Moiry McPharlin. Gdy któregoś razu została u niej na noc, dziewczynki zdjęły piżamy i zbadały nawzajem swoje ciała. Madonna twierdzi, że to Moira nauczyła ją używać tamponu. („Ja wkładałam go w poprzek i chodziłam cały dzień jak sparaliżowana.") Wyznała również — w swój charakterystyczny, mało delikatny sposób — że przyjaciółka „wypieprzyła ją palcem". Wiele lat później opowiedziała tę historyjkę milionom widzów, którzy przyszli na jej przebojowy film W łóżku z Madonną. „We wczesnej młodości wszystkie swoje seksualne doświadczenia miałam z dziewczętami. Mam na myśli to, że nie bez powodu sypiałyśmy na zmianę w swoich domach." Kolega szkolny Colin McGregor pamięta, że już w szóstej klasie Madonna była dobrze rozwinięta fizycznie, co nie uszło uwagi chłopców ze szkoły Świętego Andrzeja. „Nosiła skąpe majtki i najkrótsze spódniczki w szkole", wspomina McGregor, który wraz z paroma kolegami próbował namówić dziewczęta z zespołu dopingującego w czasie meczów, żeby dały im prywatny pokaz. Wszystkie