15495
Szczegóły |
Tytuł |
15495 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15495 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15495 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15495 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Anna M. Komornicka
NIĆ ARIADNY,
czyli po nitce do kłębka
id
/ -
Wydawnictwa Radia i Telewizji
Ilustracje i opracowanie graficzne JERZY FLISAK
Redaktor LARYSA MISIAK
Redaktor techniczny KATARZYNA PASTERNAK
Korektor
EWA PAWLAK
???i?
© Copyright by Anna M. Komornicka, Warszawa 1989 Illustration © copyright by Jerzy Flisak, Warszawa 1989
Wydawnictwa Radia i Telewizji Warszawa 198?
Wydanie I. Nakład 49740+260 egz. Objętość ark. wyd. 8,71; ark. druk. 10,25 Papier offsetowy ki. V 70 g rola 70 cm Oddano do składu w czerwcu 1988 r. Podpisano do druku w lutym 1989 r. Druk ukończono w marcu 1989 r. iSBN 83-212-0538-0 Rzeszowskie Zakłady Graficzne Rzeszów, ul. Marchlewskiego 19 Zam. 4534/88. A-12
Wiele lat temu gramów Dziecię „Otwarta S/katu dki, a w odpi Polski. Oto je porusza ważna cza pisze:
„Kochana Ale zacznę od | na mnie, że ju to nogi mam a Mama na to i przypłacił to i bratem, roz wioną klasówkę złość wylosow zmartwił i pow pięta Achillesa Achillesa do i szkoły z WojiJ skrzywił się jej zachcieu pszczółka M się, co trzel pnie przetną tułko, odp Nie \?\\? przyjaciel Filip mu na chorym oku. starsze dzieci wo pojęcia, o co im (
???i???????????????????]^
Wprowadzenie .- .________________________?
Wiele lat temu, gdy współpracowałam z Działem Programów Dziecięcych Polskiego Radia, w cyklu zwanym „Otwarta Szkatułka" zadawaliśmy młodzieży pytania i zagadki, a w odpowiedzi otrzymywaliśmy góry listów z całej Polski. Oto jeden z nich, który sobie zachowałam, gdyż porusza ważną sprawę. Krysia Kołodziejska z Nowego Sącza pisze:
„Kochana Szkatułko! Bardzo cię proszę, pomóż mi! Ale zacznę od początku. Kilka dni temu Mama gniewała się na mnie, że już jestem duża, ale jak wychodzę z łazienki, to nogi mam wciąż brudne. Byłam zła i coś odburknęłam, a Mama na to: «Achillesowi tylko jednej pięty nie umyli i przypłacił to życiem». I oboje z Wojtkiem, moim starszym bratem, roześmieli się. Wczoraj znowu przyniosłam poprawioną klasówkę z matematyki. Dostałam troję, bo jak na złość wylosowałam najtrudniejsze zadanie. Tata bardzo się zmartwił i powiedział do Mamy: «Tak, niestety, rachunki to pięta Achillesa naszej Krysi». Co ma pięta jakiegoś Achillesa do mycia nóg i troi z matmy? Kiedy szłam do szkoły z Wojtkiem, spytałam go o to. Ale on, jak to on, skrzywił się złośliwie i zawołał: «Achilles! Patrzcie, czego się jej zachciewa! Dla ciebie na razie to Lolek i Bolek albo pszczółka Maja. Jak będziesz się uczyć w liceum, to dowiesz się, co trzeba, o Achillesie». Wojtek jest nieznośny i okropnie przemądrzały, już o nic go nie zapytam, ale ty, *Szka-tułko, odpowiedz mi. Bardzo Cię proszę. Mój adres..."
Nie tylko Krysia znalazła się w takim kłopocie. Mój mały przyjaciel Filip musiał nosić przez parę dni czarną opaskę na chorym oku. Wracał wtedy z płaczem ze szkoły, bo starsze dzieci wołały na niego „Cyklop", a on nie miał pojęcia, o co im chodzi. Albo Bartek, który słyszał, jak jego
5
Tata mówił o swym koledze z pracy: „Walusiak nie jest wprawdzie geniuszem, ale to tytan pracy". I też zachodził w głowę, co to takiego — ten tytan. Na pewno i wam obiły się o uszy takie powiedzenia, jak: „jabłko niezgody", „stajnia Augiasza", „koń trojański" czy „męki Tantala". I wiecie, co mi wtedy przyszło na myśl? Żeby wam opo-????f0'/fctf'ć&mfźrJ L?i?? ćgfaaźc/ł, ozóacó, <fo t których wciąż, po dziś dzień, nawiązują różne powiedzonka, zwroty i przysłowia i które znalazły swe odbicie w powieściach, poezji, sztukach teatralnych i w filmach, ba, nawet w muzyce i rzeźbie. I wtedy nie będziecie już musieli pytać o to starszych, nie zawsze uprzejmych braci. Ale nie chciałabym naśladować istniejących już, doskonałych „Mitologii" takich znawców starożytności, jak Tadeusz Zieliński, Jan Parandowski czy Robert Graves. Książki te możecie pożyczyć z każdej biblioteki szkolnej czy publicznej, aby dokładniej poznać legendy greckie. Ja wybrałam około pięćdziesięciu haseł, według mnie najbardziej znanych, które w tej książce chcę wam krótko przedstawić. Są to powiedzenia, zwroty, imiona własne i pospolite wywodzące się w prostej linii z greckich mitów. Każde z nich będzie miało jakby dwie twarze: przypomnienie starożytnej legendy, od której wzięło początek, oraz zastosowanie tego powiedzenia w jakimś współczesnym nam wydarzeniu, zaprezentowane w formie scenki, opisu, rozmowy, cytatu z książki czy prasy lub fragmentu literackiego.
Może niektórzy z was skrzywią się. „To tylko bajki!" — powiecie. Zgoda. Bogowie nie znający śmierci ani starości, bohaterowie wyzywający do walki żywioły, czas i przestrzeń — to nie są ludzie z krwi i kości, jak historyczne postacie Kolumba, Edisona, Skłodowskiej-Curie czy choćby Aleksandra Wielkiego lub Juliusza Cezara. Skąd się więc wzięły? Gdzie szukać miejsca i chwili ich narodzin?
Człowiek przez wiele tysięcy lat nie znał statków parowych ani samolotów, łodzi podwodnych ani radia. Czuł się maleńką, słabą istotą zagubioną w ogrompym wszechświecie pełnym groźnych tajemnic. Chciwy wiedzy i zawsze ciekawy, próbował dociec tajników przyrody, męczył się, narażał swe życie, by poznać otaczający go świat, by zbadać głębiny mórz, dotrzeć do nieznanych lądów, odgadnąć, co kryje się w niezmierzonym błękicie nieba.
W tej zamierzchłej przeszłości ludzie tak samo jak dziś rodzili się i umierali, wychowywali dzieci, doznawali cierpień i radości, nękały ich choroby i uciążliwa starość, przerażała
chwila nieuchro i nas różni wiele mogą w pewny cych dni, a cz . jest w stanie wył
<ńącc mą prawa.
Starożytna lu bowała wytłun dzących w dz szych, już dl;i fowie, dosłownie: powstają pogl bić najpierw świata czy ma kosmos — w jego sercu. Zan nauki, pierwotny J ką Homer i H własnej wyobra s k i c h, których pot, dla człowieka wytłi ciu, i po śmiei
Od urodzenia, p z jednej stron) giej — zag od niepamiętnycl do tych istot met gnęli zyskać ich /a
Grecki poeta myśiając nad sl<
Isto ???
Cieniem Lei
Światło r 1 sti
To właśn czy sen przez da człowiek, jakby w ty, przyoblekł wh potrzebą Sc nie młodych i s/c,
chwila nieuchronnej śmierci. Ale człowieka tamtych czasów i nas różni wiele zasadniczych rzeczy. Dzisiaj meteorolodzy mogą w pewnym stopniu przewidzieć pogodę nadchodzących dni, a czasem i wielkie kataklizmy; dzisiejsza medycyna jest w stanie wyleczyć wiele chorób lub im zapobiec; dzięki odkryciom uczonych coraz lepiej poznajemy przyrodę i rządzące nią prawa.
Starożytna ludzkość również szukała pociechy i rady, próbowała wytłumaczyć sobie wiele zjawisk, także tych zachodzących w dziedzinie ducha, rozumu i uczuć. W późniejszych, już dla nas uchwytnych czasach pojawiają się filozofowie, dosłownie: „ci, co ukochali mądrość". Dzięki nim powstają poglądy i systemy myślowe, które starają się zgłębić najpierw tajemnice świata zewnętrznego — wszechświata czy makrokosmosu, a potem zbadać także mikro-kosmos — świat wewnętrzny każdego człowieka ukryty w jego sercu. Zanim jednak owi myśliciele rozwinęli swoje, nauki, pierwotny „śmiertelnik" — jak nazywają istotę ludzką Homer i Hezjod, pierwsi poeci greccy — stworzył we własnej wyobraźni, dla swej potrzeby, świat istot boskich, których potęga, zamiary i wszechwiedza miały być dla człowieka wytłumaczeniem tego, co go spotykało i w życiu, i po śmierci.
Od urodzenia, przez wszystkie lata życia, ludzie czuli się z jednej strony pod opieką przychylnego im bóstwa, a z drugiej — zagrożeni przez wrogie, nadludzkie istoty. I dlatego od niepamiętnych czasów myśli i prośby ludzi zwracały się do tych istot niebieskich, ziemskich i podziemnych, gdy pragnęli zyskać ich łaskę lub odwrócić ich gniew.
Grecki poeta z VI wieku przed naszą erą, Pindar, rozmyślając nad stosunkiem człowieka do bóstwa, powiedział:
Istota żyjąca z dnia na dzień -^ człowiek.
Czym jesteś? Czym nie jesteś?
Cieniem snu jest człowiek.
Lecz jeśli Zeus ześle nań swój blask
Światło rozjaśni życie ludzkie
I stanie się ono słodsze od miodu.
To właśnie ta jednodniowa istota, przelatująca jak cień czy sen przez dzieje wszechświata, ten ułomny i kruchy człowiek, jakby w odwet za nie ziszczone nadzieje i tęsknoty, przyoblekł własne sny o potędze w legendę. Wiedziony potrzebą serca, stworzył nie tylko nadludzkie postacie wiecznie młodych i szczęśliwych bogów, ale także herosów, boha-
7
terów, do których pragnął się upodobnić. Tak powstały mity: o Jazonie, który na swym żaglowcu puścił się na fale dalekich mórz po złote runo; o Dedalu i Ikarze, którzy na skrzydłach własnej konstrukcji chcieli ulecieć w powietrze, by wrócić do ojczyzny; o przygodach i niezwykłych wyczynach Heraklesa, bohatera o mocarnych mięśniach i dobrodusznym sercu; o tułaczce Odyseusza stęsknionego za ojczystą Itaką. I wiele, wiele innych.
Bohaterowie mitów są nam tym bliżsi, że daleko im do wzorów doskonałości. Mają cechy i słabości ludzkie, umie)?
??i?
L±LLL
Niewid/i stworzach, ku w potrzebie, Na Olimpie ne i zawsze kować się I
Boska I li tyj niemowlęcien modliły się żi wiarołomnych, ki Hestia i pi os wra świątyniach Wieli nienia lud albo klęsk cami w wii boskiego n, Afrodyi ność w mil pięknością rękodzieła, mistei bki metali tak utrwalu ku na głowi Zeusa i M ści, ??i???; ła mai: burze i naw Wraz ków i
??5??5?5?5?I5?^?^???1?
Olimp
I
Niewidzialna siedziba istot boskich, ukryta gdzieś w przestworzach, ku której zwracały się błagalne oczy ludzkie w potrzebie, chorobie i wszelkich troskach, to Olimp. Na Olimpie rezydowali bogowie i boginie, istoty nieśmiertelne i zawsze młode, które — jeśli zechciały — mogły zaopiekować się ludźmi.
Boska I li tyj a czuwała nad rodzącą matką i nad jej niemowlęciem, do Hery, małżonki króla bogów Zeusa, modliły się żony o wierność swych mężów lub o karę dla wiarołomnych, którzy podeptali święte węzły małżeństwa. Hestia była opiekunką ogniska domowego, a Asklepios wraz ze swymi dziećmi leczył chorych w licznych świątyniach. Wielka bogini D e m e t e r miała moc zapewnienia ludziom bogatych plonów lub ukarania ich suszą albo klęską głodu. Podobnie Dionizos czuwał nad pracami w winnicach, nad zbiorem winogron i obfitością tego boskiego napoju, jakim dla mieszkańców południa jest wino. Afrodyta, błagana przez zakochanych, zsyłała wzajemność w miłości i obdarzała te, które jej wiernie służyły, pięknością i wdziękiem. Pallas Atena była patronką rękodzieła, to dzięki niej dziewczęta uczyły się prząść i tkać misterne szaty, a snycerze i kowale zdobywali kunszt obróbki metali. Była też sojuszniczką w zmaganiach wojennych, tak utrwalili ją Grecy w marmurze rzeźb i posągów: w kasku na głowie, z'dzidą w dłoni, w zbroi. Atena, jako córka Zeusa i M e t i s-Inteligencji, to również uosobienie mądrości, opiekunka uczonych, dlatego jej ulubionym ptakiem była mądra sowa. Posejdon z trójzębem w ręku wzniecał burze i nawałnice lub wygładzał jak lustro morskie odmęty. Wraz z Eolem, bogiem wiatrów, decydował o losie rybaków i żeglarzy, których życie związane było z morskim
9
żywiołem. Przemyślny Hermes opiekował się kupcami, rzemieślnikami, podróżnymi i złodziejami. Apollo, z nieodłącznym orszakiem Muz, był bogiem śpiewu, tańca, poezji i muzyki, dlatego poeci wszystkich czasów modlili się do niego o "natchnienie. Jego siostra Artemida, z łukiem i kołczanem pełnym strzał, dumna i nieprzystępna bogini łowów, zazdrośnie strzegła swych świętych gajów i ulubionych zwierząt. Biada temu, kto śmiałby się jej narazić!
Bogowie mieli swoich ulubieńców wśród półbogów i bohaterów. Zapraszali ich po śmierci, a niekiedy nawet za ich życia, na uczty odbywające się na Olimpie. Dlatego w mitach spotykamy na Olimpie Heraklesa, Syzyfa czy Tantala. Lecz o nich dowiemy się później.
Nad -ws.7>js>tk\rcvv mve%xVŁwć\.c,a.iK\.\ Yu^eadatwucjo OVvKvpw, ???i, toni morskich i czeluści podziemnego świata, królestwa H a d e s a, królował Zeus, władca bogów i ludzi. On zsyłał wróżebne znaki i sny, karał za butę i nagradzał za korne ofiary i uległość. On zsyłał cieąjienie i szczęście, nędzę i bogactwo, gromy i łaskę — wedle swoich, nie zbadanych ludzkim rozumem wyroków. Podlegał tylko Mojrze-Losowi, która przydzielała bogom i ludziom należną im część. Jeden i z najdawniejszych poetów greckich, wspomniany już Pindar, tak mówił o potędze Zeusa:
Może on z czarnej nocy wydobyć światło nieskalane Może i ciemną chmurą mroku zasłonić jasny blask słońca. I
— No, u niejaki misi szkole now Podobno j( wszą wojn, ulicy, co u obdarować gest! Ponn nas. Dele^ dziękowam
— Krzysiek, dokąd tak pędzisz? Słuchaj, pomóż mi. Mam ważną sprawę do pana od fizyki, a tu jak na złość nie mogę go nigdzie znaleźć. Ani naszego wychowawcy nie widzę. Gdzie oni się wszyscy podziali?
— Bartek, z jakiej ty planety spadłeś? Przecież to dzisiaj właśnie ma się odbyć w naszej szkole wielka uroczystość. Całe ciało pedagogiczne w gabinecie dyrektora. A wiesz, jakie grube ryby się zjechały? Minister edukacji narodowej, wiceprezydent miasta Warszawy, jeszcze jacyś profesorowie z Politechniki, w ogóle — cały Olimp zdbrał się w naszej szkole. A ty masz sprawę do pana od fizyki. To ci paradne! Zwiewaj, bracie... albo może zostań, tylko ustaw się w dalszym rzędzie, bo masz wymiętą koszulę, a tu dziś gala na sto dwa!
— Ale z jakiej okazji? Miałem grypę, przez tydzień nie było mnie w szkole i o niczym nie wiem.
10
— No, to ci prędko powiem, zanim nas zawołają. Otóż niejaki mister Kowal, Polak amerykański, zafundował naszej szkole nowoczesne wyposażenie gabinetów chemii i fizyki. Podobno jego ojciec, rodem z Warszawy, jeszcze przed pierwszą wojną chodził do gimnazjum, które było na tej samej ulicy, co nasza szkoła. Syn się dorobił i teraz chce nas obdarować i zostawić tu pamiątkę po swoim ojcu. Piękny gest! Pomyśl, jak to się szczęśliwie złożyło, że wypadło na nas. Delegacja uczniów ma mu dzisiaj złożyć oficjalne podziękowanie. O, już idą!
*[5??5??15??5I5????5?§I?:
Róg obfitości
^I??i???i?????????????
To, co wam teraz opowiem, sięga narodzin władcy ludzi i bogów, pana Olimpu. Ojciec Zeusa, okrutny Kronos, połykał swe dzieci natychmiast po urodzeniu, ponieważ przepowiednia głosiła, że syn pozbawi go władzy. Zrozpaczona Rea, gdy powiła ostatnie niemowlę, postanowiła ukryć je przed okiem swego męża Kronosa. Przeniosła więc cichaczem malutkiego Zeusa na wyspę Kretę i tam w głębokiej, osłoniętej drzewami jaskini oddała go pod opiekę trzem boginiom. Jedna z nich, Amalteja, miała postać kozy. Mimo pieszczotliwego imienia, bo Amalteja znaczy po grecku „Tkliwa", była ona groźna dla swych wrogów, którzy uciekali na sam jej widok. Ale malutkim dzieckiem Rei zajęła się troskliwie, karmiąc je własnym mlekiem.
Małego Zeusa zawieszono w powijakach na drzewie, tak by nie był „ani na niebie, ani na ziemi, ani na morzu", to jest nigdzie tam, gdzie mógłby go szukać Kronos. Dla większego bezpieczeństwa gromada dzikich mieszkańców wyspy urządzała hałaśliwe harce wokół groty, by zagłuszyć płacz dziecka, a olbrzymi brytan wykuty ze złota warował przy wejściu do pieczary.
Czas płynął, mały Zeus podrósł. Pewnego dnia, podczas zabawy ze swą kozią nianią, ułamał jej. niechcący jeden z rogów. Wielce zawstydzony natychmiast oddał go Amaltei i obiecał, że odtąd róg ten będzie się w cudowny sposób napełniał wszystkim, czego bogini zapragnie. A więc w owym „rogu obfitości", zwanym też „rogiem Amaltei", były zawsze kwiaty, owoce i wszelkie smakowite nowalijki.
Na starożytnych freskach i mozaikach wesoły bóg wina Dionizos lub bóg bogactwa Plutos sypią śmiertelnym ludziom swe dary z rogu obfitości. Do dziś jest on symbolem urodzaju, dostatku i wszelkiej pomyślności.
2 czerwi panuje cis z sypialni chłoj
— Krzyś nym — n. wczoraj' di moment, gi
— ( cznicę ich coś ładnego proste!
— I te Si dziwaczne: miętowe... ma, wi jednego j^H
-Ci dzisz!
-0,
Elka w pidża swego pi
-0 beze mnii
Pode, leżał dziw ne plami cznie. Pi cienkim, leża:
i orzeszka cyz i
kie bukit wieczorem
— Jąkania u nym widać.
— W k mysły! To zawsze vw
— Ten Wojski b\ swoja
-
•12 »
2 czerwca, piąta rano. W mieszkaniu państwa Nałęczów tanuje cisza. Któż by wstawał tak wcześnie! Ale po chwili : sypialni chłopców dają się słyszeć podniecone szepty.
— Krzysiek, chodźmy zobaczyć, jak wygląda stół w jadal-i?? — namawiał brata Stefan. — Bunia urzędowała tam vczoraj do późnej nocy. Pewnie już wszystko gotowe na noment, gdy Mama i Tata przyjdą na śniadanie.
— Ciekaw jestem, co tym razem Bunia wymyśliła na rolnicę ich ślubu? — zastanawiał się Krzysiek. — Co roku ;oś ładnego i dowcipnego wykoncypować — to nie takie jroste!
— I te sprawunki, które poleciła nam zrobić, jakieś takie iziwaczne: trochę rodzynek, odrobina orzeszków, pastylki niętowe... Chyba upiekła jakiś tort albo może placek? A sana, widziałem, wybrała się na bazar na Polną i przywiozła lednego banana, dwie pomarańcze i cytrynę.
— Cicho! Nie umiesz mówić szeptem? Wszystkich pobudzisz!
— O, patrz! I Elka nie mogła doczekać się śniadania! Elka w pidżamie, przecierając zaspane, oczy, stała w progu
swego pokoiku.
— Co wy tu robicie? No proszę, chcieliście przyjść beze mnie?
Podeszli do stołu. Na białym obrusie w samym środku leżał dziwny przedmiot z wypalonej gliny, kremowy w ciemne plamki, polerowany. Cała trójka przyglądała mu się bacznie. Przypominało to ogromny róg, z jednym końcem cienkim, a drugim szeroko rozwartym. Wewnątrz tego rogu leżały żółte i pomarańczowe owoce posypane rodzynkami i orzeszkami laskowymi; z głębi lekko wystawały biały narcyz i czerwony tulipan. Dokoła na obrusie leżały trzy malutkie bukieciki niezapominajek, które dzieci kupiły wczoraj wieczorem, i jeden trochę większy.
— Jakie to ładne — szepnęła Elka. — Ale dlaczego Bunia ułożyła to wszystko w muszli czy też w tym wielgach-nym rogu? Na półmisku albo w koszyku byłoby lepiej widać.
— W koszyku? — oburzył się Krzyś. — Też masz pomysły! To nie święcone z pisankami na serwetce. Bunia zawsze wymyśli coś oryginalnego!
— Ten róg na pewno z Cepelii. Bardzo ładny. Sam Wojski by się' go nie powstydził. — Stefan popisywał się swoją znajomością „Pana Tadeusza".
— Elka, nie podjadaj! — strofował siostrę Krzysiek, bo
13
Elka, rodzinny łakomczuch, nie mogła się oprzeć pokusie i już skubnęła jednego rodzynka. *
Nagle dały się słyszeć kroki i państwo Nałęczowie stanęli w drzwiach jadalnego. Cała trójka odskoczyła jak oparzona od stołu. Na szczęście, Krzyś uratował sytuację i głośno j zaintonował: „Sto lat! Sto lat! Niech żyją, żyją nam!", > Stefan i Elka wtórowali mu wniebogłosy. Po chwili pojawiła się Bunia w swym popielatym szlafroku i dołączyła do śpię- ¦ wu wnuków.
— Co ża wspaniałości! — zachwycała się Mama. — Aż I ślinka idzie do ust. No, chodźcie, niech was uściskamy.
Dzieci rzuciły się w ramiona rodziców, podeszła i Bunia. I Pani Nałęczowa objęła matkę i przytuliła twarz do jej policzka.
— Bunia zawsze niezawodna na drugiego czerwca —I rzekł pan Nałęcz, całując ręce teściowej. — Zaraz widać, kto był sprężyną całej niespodzianki. Prawdziwy róg obfitości dziś do nas zawitał.
Móv. pozba\
sprawdziła się bracion
ciekła
ofiaro* mu sw
gromem dno ¦
zwa\attń /
spi/
???
wili
luśa mia/ kach
Jesl
stwa kiem
Sek.
???i???????????????i?
Tytan pracy
Mówiliśmy już o przepowiedni, która głosiła, że Zeus pozbawi władzy swego ojca, Kronosa. Przepowiednia ta sprawdziła się: gdy Zeus dorósł, powstał przeciw ojcu i jego braciom Tytanom i wydał im wojnę. Na czele zagrożonych Tytanów stanął olbrzymi Atlas. Wojna była straszliwie zaciekła i trwała dziesięć lat.
Bóg Hefajstos wykuł dla Zeusa piorun, mroczny Hades ofiarował mu hełm zasłaniający twarz, a Posejdon użyczył mu swego trójzębu. Tak uzbrojony Zeus obezwładnił i raził gromem Kronosa, a ujarzmionych Tytanów strącił na samo dno podziemnego świata, do Tartaru. Przywalono ich tam zwałami ziemi, otoczono spiżowym wałem i zamknięto za spiżową bramą. Toteż przez wiele wieków, gdy któryś z wulkanów wybuchał i toczył ognistą lawę, okoliczni ludzie mówili ze strachem, że to Tytani próbują się wydostać z czeluści ziemi. Przywódcę Tytanów, Atlasa, ukarano najciężej: miał odtąd bez chwili wytchnienia dźwigać na swych barkach całe niebo.
Jest godzina ósma rano. Naczelny dyrektor przedsiębiorstwa Juliusz Nałęcz siedzi już w swym gabinecie za biurkiem. Wchodzi sekretarka z terminarzem w ręku.
— Pani Zofio, co mamy zaplanowane na dzisiaj? Sekretarka monotonnym głosem zaczyna wyliczać długą
listę zajęć czekających na szefa:
— 8.15: kierownicy działów przychodzą na naradę. 9.00: delegacja fabryki z Sanoka. 9.20: wywiad dla „Kuriera Warszawskiego". 9.50: spotkanie z ministrem. 11.00...
— Dziękuję pani. Czy coś jeszcze?
— Tak, panie dyrektorze. Tu jest sprawozdanie z Rady
15
Narodowej z Białegostoku, do przeglądu. A tu korespondencja do podpisu. Poza tym czekają u mnie trzy nie umówione osoby: pierwszy sekretarz z FSO, przewodnicząca Ligi Kobiet i dawny kolega ze studiów pana dyrektora. Wszyscy troje mają bardzo pilną sprawę do pana dyrektora.
— Pani Zofio, czy zdarzyło się kiedy, aby jakaś sprawa nie była pilna? — westchnął z cieniem uśmiechu dyrektor.
— A, jeszcze dzwoniła żona. Prosi o telefon.
' — Dziękuję pani. Czy przynajmniej wieczór mam wolny?
— Niestety, nie. Przewidziana jest inspekcja zakładu w Rawie Mazowieckiej, a o 19.00 koncert jubileuszowy w Sali Kongresowej Pałacu Kultury. Tu są dwa bilety.
— No, tak. Dużo się tego zebrało na jeden dzień. Podpiszę te listy, zanim zejdą się kierownicy działów. Oczekującym w sekretariacie proszę powiedzieć, że panią z Ligi Kobiet i sekretarza przyjmę w ciągu przedpołudnia — niech się uzbroją w cierpliwość. A tego kolegę proszę do mnie jutro rano, będę w biurze kwadrans wcześniej niż zwykle.
Pani Zofia wysuwa się bezszelestnie z gabinetu. Wchodzi do siebie i przekazuje czekającym polecenia szefa, dodając z ciężkim westchnieniem:
— Skąd nasz dyrektor bierze te nadludzkie siły? To tytan pracy!
Yv Inn
i
Sztuka V
na w slai
więdnie ze
ków czy
mi, zaćmi
nosi
świętego . wróż
im rad lul-któr\ zbyć
niemal pn średnicy k śmiertelni1
Do p Grecji, ląd i kobiety ka miało i w wypc żeńsi przev kacb
planowań*, dzenia. 04pow<\i V
istniało prosb
powiedź była symbo
co dawało możliwoś Kapłankę, k*
dzibę, przeważnie pi
?????i?????^i???????^?
Wyrocznia. Pytia. Sybilla
¦?I5??i???!??1?????5?5?5??^:
Sztuka wróżenia, czyli odgadywania przyszłości, była znana w starożytnej Grecji od zarania dziejów. Istniały przepowiednie ze znaków: rzucanie losów, obserwowanie lotu ptaków czy zjawisk atmosferycznych (błyskawice, trzęsienie ziemi, zaćmienie księżyca itp.). Wróżono przyszłość z wnętrzności zwierząt ofiarnych na ołtarzu albo ze szmeru liści świętego dębu. Wielkie znaczenie przywiązywano do snów wróżebnych: śpiącym ukazywały się bóstwa, które udzielały im rad lub przestróg. Wierzono też w sny lecznicze, w czasie których chory dowiadywał się, jak ma postępować, aby pozbyć się dolegliwości i powrócić do zdrowia. Oczywiście, niemal przy wszystkich wróżbach uczestniczyli kapłani, pośrednicy bóstwa. To oni przekazywali nie wtajemniczonym śmiertelnikom wolę niebian.
Do przybytków wróżebnych ściągały tłumy ludzi z całej Grecji, lądowej i wyspiarskiej. Starzy i młodzi, mężczyźni i kobiety. O co pytano bogów? O wszystko, co dla człowieka miało znaczenie, zarówno w dziedzinie publicznej, jak i w ściśle prywatnej. Wodzowie pytali o właściwy moment wypowiedzenia wojny lub rozpoczęcia bitwy, bezdzietne małżeństwa o to, jak ubłagać boga o potomstwo, handlarze przewożący cenne towary chcieli znać los żeglugi na szlakach morskich, nawet złodzieje i opryszki pytali bóstwo, czy planowane przez nich przestępstwo ma szanse powodzenia.
Odpowiedź boga była z reguły dwuznaczna i niejasna, nie istniało proste: tak lub nie, dobrze albo źle. Często odpowiedź była symboliczna, w formie obrazu czy przenośni, co dawało możliwość różnego tłumaczenia przepowiedni.
Kapłankę, która przepowiadała przyszłość, jak i jej siedzibę, przeważnie przy świątyniach, nazywano wyrocznią.
•
2 — Nić Ariadny
17
Wierzono, że wyrocznia jest nieomylna i jej orzeczenie spra-l wdza się nieuchronnie.
Najsławniejsza w Grecji była wyrocznia Apollina w Del-1 fach, gdzie przepowiedni udzielała kapłanka zwana Pytią. W czasie przepowiadania kapłanka siedziała na trójnogu,! który był symbolem władzy boga Apollina nad wszelkimi proroctwem. Po ceremoniach oczyszczenia i po modlitwach! Pytia, odurzona wonią palonych w świątyni kadzideł, wró-l żyła ludziom przyszłość, odpowiadając na ich pytania. Jei wypowiedzi były jednak nieskładne, zagmatwane. Tę nie-l jasną, zagadkową przepowiednię kapłani przekształcali w bardziej logiczną, ale zawsze wieloznaczną całość. Do dziś osobę, która mówi w sposób zagadkowy, niezrozumiały! i wieloznaczny nazywa się Pytią, a jej odpowiedź — py-l tyjską. Tradycja mówi, że pierwszą Pytią była córka ApolJ lina. Od niej ma pochodzić słynne powiedzenie „Poznajl samego siebie".
Inną słynną wyrocznią starożytną była Sybilla. Początko-J wo znano tylko jedną, z czasem doszukano się aż dziesięciu Sybilli w różnych miejscowościach Grecji i Italii. Za najsłynniejszą jednak uważa się Sybillę z Kumę (okolice Neapolu), która — jak wieść niesie — wypisywała swoje wróżby wierszem na liściach palmowych. Potem te niezliczone prorocza wypowiedzi kilku Sybilli spisano i tak powstały „Księgi sybillińskie", które przechowywano w Rzymie pod czujną strażą kolegium kapłańskiego. Wiadomo, że zaglądano do tych ksiąg w razie spornych spraw na posiedzeniach Senatu rzymskiego.
Wypowiedzi Sybilli zawarte w księgach, które spłonęły 1 w 83 roku przed naszą erą, były równie zagadkowe i mgliste jak orzeczenia Pytii.
Ciotka Melania jest największym autorytetem, ale też czasem i postrachem całej rodziny Nałęczów. Ma osiemdziesiąt siedem lat i wie wszystko, ze szczegółami, co zdarzyło się w licznie rozgałęzionej familii w ostatnich osiemdziesięciu latach. Kto z kim się zaręczył, ożenił, gdzie i kiedy kto się urodził i umarł. Pamięta bezbłędnie imiona dzieci, wnuków i prawnuków, bratanków, siostrzeńców i dalszych pociotów. Znana jest z tego, że chętnie udziela rad i przestróg. Wszyscy się z nią liczą — i starsi, i młodzi. Chociaż nieraz sobie z niej podkpiwają („Ciocia Melania wie, co było, co jest i co będzie"), każdemu zależy na tym, by zyskać jej pochwałę
18
wanit
Ciotł dziel
ma i, utrw wnui nieu I ny i łask Mina
to dla ni! ich |
nym
nim
ka dzie
Pan
Obu
? to i
stai
dłu wu ucz;
na dwa i mu
i cherla \ na płuc ¦ jed
i me narazić się jakimś niefortunnym słowem czy zachowaniem.
Ciotka od lat nie rusza się ze swego mieszkania, które dzieli z kuzynką, odwieczną panną Leokadią, ale nadal trzyma rękę na pulsie życia rodziny. Wszyscy jej przedstawiciele, utrwaleni na fotografiach, stoją na kominku. Jeżeli jakaś wnuczka czy inny krewny popełni coś — jej zdaniem — niewłaściwego, fotografia zostaje odwrócona twarzą do ściany i stoi tak do chwili, gdy delikwent poprawi się i wróci do łask surowej ciotki.'
Mimo jej dziwactw wszyscy kochają ją i szanują. Bardzo też sobie cenią jej piękne i pomysłowe prezenty, skrupulatnie wysyłane przez pannę Leokadię w rocznicę imienin, urodzin czy ślubów. Bo ciocia Melania jest hojna i ma przedwojenny gest.
— Nic ze sobą na tamten świat nie zabiorę. A poza tym to dla mnie wielka radość, gdy widzę, że cieszycie się z moich prezencików — odpowiada na ich pełne zachwytów podziękowania.
Każda wizyta u cioci Melanii połączona jest z tradycyjnym rytuałem. A już specjalną okazją dla wszystkich są jej imieniny, w sam dzień Sylwestra, 31 grudnia. Po złożeniu życzeń każdy po kolei zdaje sprawę z tego, co robił w ostatnim roku. Gdy skończy, czeka na werdykt głowy rodu.
— Dobrześ wybrał kierunek studiów — pochwaliła wnuka — ale ucz się języków obcych, bez nich daleko nie zajedziesz. To okno na świat. Za rok przynieś mi swój indeks. Pamiętaj, Władku, że widzę w tobie przyszłego naukowca.
— Mówisz, żeś się zaręczyła, Marysiu. Słyszałam o tym. Obawiam się jednak, że to chłopiec nie dla ciebie. Znałam jego dziadka, miał równie dużo uroku, co twój narzeczony, to prawda, ale był ladaco. — Tu westchnęła ciężko. — Zastanów się poważnie, zanim zrobisz ostateczny krok.
— Nie ma sensu, moi mili, byściel wysyłali Stefanka na dłużej za granicę, dopóki nie zda matury — radziła państwu Nałęczom. — Na wakacje, owszem, to co innego: poduczy się angielskiego, nabierze ogłady i coś zarobi. Ale nie na dwa czy trzy lata. Jeszcze jest zbyt zielony i nie wyszłoby mu to na dobre. Przemyślcie to jeszcze.
— Powinieneś uprawiać sporty, Marku, jesteś blady i cherlawy. Pamiętaj, że i twój ojciec, i jego siostra zapadali na płuca w dzieciństwie. Porozum się z Krzysztofem i pojedź do niego na wieś. Ostre, górskie powietrze i wysiłek fizyczny przy gospodarstwie dobrze ci zrobią. Za dużo było
2*
19
tego ślęczenia po nocach nad wykresami — upomniała bratanka.
— Nie pomyślałaś, Elko, by uczyć się w szkole muzycznej? Wiem, że masz doskonały słuch, jesteś zdolna i pracowita. Fizykiem czy matematykiem na pewno nie będziesz. Chciałabym, by wnuczka mego brata stanęła kiedyś — gdy mnie już nie będzie — do Konkursu Chopinowskiego. Tak, widzę twą przyszłość na tym polu.
— Pytasz mnie, Alinko, o radę... — Ciotka Melania zamyśliła się chwilę. — Poczekaj do wiosny, za parę miesięcy twoje kłopoty powinny się skończyć. Może uda mi się coś zdziałać, ale nic nie obiecuję.
Po skończonej wizycie i świetnym obiedzie komentarzom nie było końca. Wszyscy zdumiewali się żywością umysłu, pamięcią i serdecznością ciotki Melanii. Wzruszała ich szczera troska okazywana każdemu z nich bez wyjątku.
— Mówcie, co chcecie, ale mnie drażni nasza staruszka! — wydęła usta piętnastoletnia Hania. — Przemawia jak wyrocznia. Nieomylna i pewna siebie. Co ona wie o dzisiejszym życiu? Siedzi przecież zamknięta w czterech ścianach.
. — Wstydź się, dziecko — sprzeciwił się wuj Stanisław. — Ciocia zawsze była trochę władcza, ale ma ogromne doświadczenie życiowe. A jej instynkt jest niezawodny i w wielu wypadkach dzięki radom ciotki Melanii ustrzegliśmy się kłopotów. Choć zgadzam się, że jest w niej coś z wyroczni. Na przykład Alince dała iście pytyjską odpowiedź: „poczekaj do wiosny... twoje kłopoty powinny się skończyć". Bardzo to niejasne i tajemnicze.
— Tak, ciotka Melania to taka Pytia czy Sybilla — poparł wuja Marek. — Tyle że zamiast na trójnogu, I siedzi na czerwonym aksamitnym fotelu, i zamiast odurzają- j cych ziół, w jej przybytku pachnie staroświecką lawendą
i naftaliną.
%
„W; zgodzie wielki rodńny, i klęski cach lud
I w poeta H: i powstanie którą na i matką
...Noc, Wydała A ona, Zapo" Bójki i
Kk
Al
N:i I
Łan i
zaważył na^H i cm wie)
tegO. śli
???/?i; i
%|??????????i????]?§i????
Jabłko niezgody
„W zgodzie każdej z małych rzeczy wielkie rosną, a w niezgodzie wszędy i wielkie wniwecz się obracają" — pisał nasz wielki poeta Mikołaj Rej. Wiemy dobrze, że waśnie dzielą rodziny, przyjaciół, całe narody, są plagą gorszą od zarazy i klęski żywiołowej, gdyż ich korzenie tkwią głęboko w sercach ludzkich.
I w starożytności sprawy miały się podobnie. Grecki poeta Hezjod w poemacie opiewającym rodowód bogów i powstanie świata czyni z niezgody boską i złowrogą istotę, którą nazywa Eris — Zawiścią. Jest ona córką Nocy i matką wszelkiego zła i nieszczęść:
...Noc, zgubę niosąca,
Wydała na świat Zawiść o sercu gwałtownym,
A ona, ta wstrętna Eris, zrodziła Mękę cierpienia,
Zapomnienie i Głód, i Łzawe Dolegliwości,
Bójki i Bitki, Zabójstwa i Rzezie,
Kłótnie, Słowa Kłamliwe i Spory,
Anarchię i Zagładę — które idą w parze.
Na końcu Krzywoprzysięstwo, plagę tej ziemi,
Łamiące rozmyślnie słowa zaklęcia świętego.
Starożytni wyobrażali sobie Eris jako skrzydlatą dziewicę unoszącą się nad ziemią i siejącą grozę. Jeden z jej czynów zaważył na losach tysięcy ludzi, stał się bowiem pośrednim zarzewiem wieloletniej wojny trojańskiej.
A wszystko zaczęło się niewinnie i w radosnej chwili, bo w czasie zaślubin Tetydy, bogini morskiej, i Peleusa, zwykłego, śmiertelnego człowieka. Zaproszono na tę uroczystość wszystkich bogów, ale ktoś przeoczył lub umyślnie nie zaprosił bogini niezgody Eris. Ta, urażona do żywego, nie okazała gniewu, lecz zjawiła się pod koniec uczty weselnej,
21
przynosząc swój dar dla oblubieńców. Było nim złote jabłko. Zamiast jednak ofiarować je młodej parze, Eris rzuciła jabłko między biesiadników, wołając: „To dla najpiękniej^ szej!" Trzy dłonie wyciągnęły się, by chwycić kuszący owocl Hery, Ateny i Afrodyty. Każda z nich uważała, że tylko jej należy się ten tytuł. Żadna z bogiń nie zamierzała ustąp» i uznać się za pokonaną, a więc brzydszą od dwóch pozostał łych. Powstał zacięty spór. A Eris uśmiechała się z zadowól leniem: osiągnęła swój cel. Bogowie nie odzywali się, nikł nie chciał narazić się dumnym boginiom. Wreszcie Zeul wezwał Hermesa i polecił mu zaprowadzić trzy zaperzonJ damy na łąkę lesistej góry Ida, gdzie wypasał ojcowski! stada królewicz trojański Parys.
— Niech prostoduszny pastuszek wyda wyrok w tej delii katnej sprawie — zadecydował władca Olimpu.
Gdy Parys ujrzał przed sobą trzy boskie istoty, ze strachil chciał uciec, ale Hermes powstrzymał go. Wyjaśnił mu rozl kaz Zeusa i podał owo , jabłko niezgody". Młodzieniec miał je wręczyć tej, którą uzna za najpiękniejszą. OnieśmieloniJ Parys słuchał w milczeniu tego, co mu mówiły boginie, j
Pierwsza podeszła doń Hera, odciągnęła na bok i szepnęja§. z władczym wyrazem twarzy:
— Jeśli mnie wybierzesz, obiecuję opiekować się tobą do:. końca życia, a teraz dam ci władzę nad całą Azją.
Po niej zbliżyła się Atena i rzekła poważnie:
— Jeśli mnie przyznasz pierwszeństwo, zasryniesz mądrośl cią i będziesz odnosić zwycięstwa we wszystkich walkaci i zawodach.
Afrodyta uśmiechnęła się lekko, spojrzała Parysowi pros] to w oczy i rzuciła od niechcenia:
— Ja, najpiękniejsza z bogiń, ofiaruję ci miłość najurodzij wszej z ludzkich kobiet.
Powiedziawszy to, Afrodyta wyciągnęła rękę do młodzieri] ca. Ten, nie mogąc oderwać oczu od przecudnej bogini, bed słowa podał jej złote jabłko.
Ta dość nieważna przygoda, jaką była rywalizacja trzecj zarozumiałych bogiń o tytuł - jak powiedzielibyśml dziś — „Miss Olimpu", zaważyła złowrogo na losach jedno! stek i ludów. Parys, z polecenia Afrodyty, udał się na dwói króla Sparty Menelausa. Tam zakochał się bez pamięci w jel go żonie, pięknej Helenie, a ona odwzajemniła jego uczd cie. Królewicz trojański, łamiąc święte prawa gościnności,1 porwał żonę Menelausa i chyłkiem uciekł z nią do swejl ojczyzny.
22
W wyni Sparty cerzj
„We
?? święh już. od
A w łał n;i
W
nocześnic wane pr:
— Juk c malo> i tak wi( pok*
dokoi
bed/i
V.o\o^ negi
prz) ciól<
Że j;
w ca pewii
ten konk: Tobi nie i
ny?
W wyniku tego niecnego czynu rozgorzała wojna. Władca Sparty zwołał wojska greckie pod wodzą znakomitych rycerzy na wyprawę przeciwko Troi, by pomścić zniewagę. „Wojna o piękną kobietę" — myślimy z zadumą.
Na nic zdał się mężny opór Trojan oblężonych w swym świętym grodzie przez greckich najeźdźców — z woli Zeusa już od początku wojny upadek Troi był postanowiony.
A wszystkie te nieszczęścia — aż dziw pomyśleć — wywołał na pozór tak drobny przedmiot, jak jabłko niezgody!
^*
W szóstej A wrzało jak w ulu. Pani od rysunków, a równocześnie wychowawczyni, zbierała od uczniów ponumerowane prace.
— Jak ci poszło, Bartek? Nie chcesz powiedzieć, coś namalował — to nie! Obejdzie się — obraził się Jacek. — Ja i tak wiem, że wszystko obmyślił ci twój tata, a nawet pokazał, jak masz to zrobić.
— Godzina to za krótko na taki konkurs. Nie zdążyłam dokończyć winietki dokoła rysunku! — lamentowała Krysia.
— Chyba pęknę z ciekawości! Który z naszych rysunków będzie się najbardziej podobał? — zastanawiała się głośno Ola.
— Mam takie lipne kredki, że cała moja praca do niczego! Edek to ma dobrze. Przysłali mu z Anglii komplet kolorowych ołówków. Wtedy to naprawdę można coś ładnego namalować — wzdychał Jarek.
— Miałam cichą nadzieję, że może Tomek i dziś nie przyjdzie do szkoły — zwierzyła się Agnieszka swojej przyjaciółce od serca, Gosi. — Jego mama tak się nad nim trzęsie, że jak kichnie, to już trzyma go w domu. On najlepiej rysuje w całej klasie. I jak na złość zjawił się dziś pierwszy. Na pewno wygra!
— Ja cały wieczór łamałam sobie głowę, co wymyślić na ten konkurs. U mnie w domu nikt nie potrafi poradzić. Tobie, Wanda, to dobrze, twoja mama jest plastyczką! — nie ukrywała zazdrości Ewa.
— Elka, widziałaś, jaki to wstrętny podlizuch z Grażyny? — oburzała się Aśka. — Zawsze wygaduje na naszą panią, a tu nagle narysowała właśnie ją, jak stoi przy tablicy. I podpisała „Nasza ukochana Pani". Zerknęłam jej przez ramię. Też coś!
— A ja uważam, że najważniejszy był temat rysunku. Dlatego narysowałem naszą szkołę imienia Petofiego tuż
23
pod mapą Polski i szkołę imienia generała Bema pod mapą Węgier. To powinno chwycić! Muszę być pierwszy i już — gorączkował się Artur.
Tymczasem w pokoju nauczycielskim dyrektorka zatrzymała na przerwie sześć osób z grona pedagogicznego.
— Poprosiłam koleżanki i kolegów, byście byli tak mili i przyjrzeli się uważnie rysunkom klasy szóstej A. Proszę, aby każdy z państwa, bez porozumiewania się z innymi, wybrał ten, który uważa za najlepszy. Dzieciom zostawiono wolny wybór zarówno tematu, jak i techniki wykonania: kredty ołówek )ub piórko, farby, z napisem lub bez. Wszystkie rysunki mają z boku numer. Po obejrzeniu rysunków! napiszcie, proszę, na kartce wybrany numer. Ja również! dorzucę swoją kartkę. Większość głosów zadecyduje.
— Czy przewidziano jakąś specjalną nagrodę dla zwy-1 ciężcy? — spytała polonistka.
— Ó tak. I to nie byle jaką. Dyrekcja węgierskiej szkoły| imienia generała Józefa Bema i Komitet Rodzicielski tamtejszej szóstej klasy zaproponowali nam urządzenie artystycznej olimpiady w równorzędnej klasie naszej szkoły, imienia f Szandora Petófiego. Jury ma składać się z siedmiu osób,! które wyłonią zwycięzcę. Zwycięzca wraz z jednym z rodzi-? ców lub opiekunów jest zaproszony na trzytygodniowy po-! byt w lecie nad Balatonem na koszt strony węgierskiej. To! nadzwyczaj sympatyczny gest z ich strony, ale i nasza od-! powiedzialność jako jurorów — tym większa.
— Oczywiście, pani dyrektor ma rację — odezwała się! nieśmiało młodziutka nauczycielka od rysunków — ale mu-? szę przyznać, że mam pewne obawy w związku z tymj konkursem.
— Tak? A o co chodzi, koleżanko? Proszę śmiało. — Dyrektorka spojrzała na nią przyjaźnie.
— Już wczoraj, a i dziś pod koniec lekcji odniosłam wrażenie, że atmosfera w klasie zmieniła się na gorsze. Wyczuwam niechęć, niekiedy nawet wrogość wśród dzieci. Nagroda jest tak kusząca, że każde z nich chce ją zdobyć. To wyzwala niezdrowe ambicje, zazdrość, że jedni mają ułatwione zadanie dzięki rodzicom, którzy mogą im podsunąć jakiś ciekawy pomysł, inni — dzięki lepszym farbom czy barwami. ! kredkom. Podejrzewam nawet, że niektórzy uczniowie chcą Chq
się nam przypochlebić. rnia) żadn
Nauczycielka wzięła ze stosu kartek rysunek z „Naszą rezuli ukochaną Panią" i pokazała go obecnym. wszyscy
— Choćby ta uczennica, z którą mam tyle kłopotu. Poza decyzję jed
tym miałam we dziców.
— Czego chcie
— Chcieli prac. Żałuję było zapowi lekcją. Nie pi skich wywoła
Dyrektorka
— N/c s/f n/a, ie b\ lenie i wy bo i lekcję głowił1, przejmować. Od n liwa. Siadajci z samego ran
Nazajutrz minut przed chłopcy, bard/ drzwi. Ju czyni. Usiadł)
prosiła, b
gorączkę
sied/
Panic spi
— Dobi
Dy rek to: dzieci
wasze cie, 0( stawi, samy codzu szkoh uczniów w
24
tym miałam wczoraj wieczorem dwa telefony od rodziców.
— Czego chcieli od pani?
— Chcieli się dowiedzieć, co decyduje o naszej ocenie prac. Żałuję teraz, że dałam im dzień do namysłu. Trzeba było zapowiedzieć konkurs dzisiaj, na pięć minut przed lekcją. Nie przypuszczałam, że piękny gest kolegów węgierskich wywoła takie nieładne zachowanie młodzieży.
Dyrektorka położyła jej rękę na ramieniu.
— Nic się złego nie stało, koleżanko. Ja też byłam zdania, że będzie lepiej, gdy damy dzieciom czas na przemyślenie i wybór tematu. Znamy je. Niektóre dziewczynki całą lekcję głowiłyby się „co by tu narysować?". Proszę się nie przejmować. Od nas teraz zależy, by ocena była sprawiedliwa. Siadajcie, proszę, i bierzmy się do pracy, bo jutro z samego rana ogłoszę im wyniki konkursu.
Nazajutrz szósta A była na swych miejscach już piętnaście minut przed ósmą. Dziewczynki wierciły się niecierpliwie, chłopcy, bardziej opanowani, wpatrywali się w zamknięte drzwi. Już. Do klasy weszły pani dyrektor i ich wychowawczyni. Usiadły za stołem.
— Wszyscy obecni? — spytała dyrektorka.
— Babcia Władka Smolenia, która mieszka pod nami, prosiła, by go usprawiedliwić. Zaziębił się wczoraj i ma gorączkę — piskliwym głosikiem oznajmiła Elka Nałęcz, siedząca w pierwszym rzędzie.
Panie spojrzały na siebie.
— Dobrze, dziękuję ci, Elu.
Dyrektorka powiodła bacznym wzrokiem po twarzach dzieci. Cisza była jak makiem siał.
— Nasze siedmioosobowe jury skrupulatnie przeglądnęło wasze rysunki. Większość jest na dobrym poziomie. Jak wiecie, ocenialiśmy przede wszystkim to, co każda z prac przedstawia, co chcieliście wyrazić, co dany rysunek mówi o was samych. Najczęściej rysowaliście to, co was otacza, na co codziennie patrzycie. Mamy więc wazon z kwiatami, budynek szkoły, fabrykę z dużymi kominami, dzieci na karuzeli, uczniów w klasie. Ale jest też i rakieta na Księżyc z polskimi barwami. Nie było żadnej pracy, którą trzeba by odrzucić. Chcę wam powiedzieć, że fakt, kto daną pracę wykonał, nie miał żadnego wpływu na naszą decyzję. Liczył się tylko sam rezultat. Otóż, po długim namyśle i bez porozumiewania się, wszyscy oddali swe głosy. I czy uwierzycie? Jury podjęło decyzję jednomyślnie! A oto najlepsza praca konkursowa.
25
Dzieci wstrzymały oddech. Pani dyrektor wzięła do rękiB kartkę z bloku leżącą na wierzchu i odwróciła ją rysunkiem Elki, pcx do klasy. Co przedstawiała nagrodzona praca? — G
Z lewej strony widniał zarys białego łóżka szpitalnego libyśm z kartą choroby zawieszoną na ramie. Dwie kule inwalidzkie Tomek, najlq stały oparte' o nogi łóżka. Wszystko to było narysowanej grubym, czarnym ołówkiem. Całą resztę arkusza zajmowało powiedzieć o ; otwarte na oścież okno, za którym zieleniła się trawa ??? pstrzona plamkami czerwonych i żółtych kwiatów. W dali wawczyni. -przecinała horyzont ciemna linia lasów wznoszących się na o który/i/ wzgórzu. Pod nią, przez pola, wiła się długa strużka wago- jabłi nów kolejowych z lokomotywą i obłoczkiem pary na szaf» rowym niebie. To, co znajdowało się za oknem, biło w oczyB grą kolorów i ostro uwydatniało smutną, czarno-białą tona-« cję sali szpitalnej. Rysunek nie miał żadnego napisu, tylke w rogu na dole były dwie daty: 1988—1989.
Po długiej chwili pani dyrektor znowu się odezwała:
— Przypatrzcie się dobrze tej ciekawej i wiele mówiącej! pracy. Jej autorem jest nieobecny dziś Władek Smoleń. ??? że nawet dobrze się złożyło, że go tu dziś nie ma, bo będzieB mi łatwiej wyjaśnić wam, dlaczego wybraliśmy właśnie tenfl rysunek. Wiecie dobrze, że Władek po tragicznym wypadkuB samochodowym dwa lata przebywał w szpitalu. Długo niefl było wiadomo, czy w ogóle będzie mógł wstać z łóżka. NaB szczęście chirurgiczne zabiegi, leki, masaże okazały się skute-? czne i w tym roku szkolnym Władek może uczyć się tul z wami.
— Nie zdawaliśmy sobie sprawy, że aż tyle wycierpiałjB Jego babcia trochę nam opowiadała, aJe on sam nie ???? z nikim o tym mówić. A dziś chodzi prawie tak szybko, jalfl każdy z nas — szepnęła Elka Nałęcz.
— Tak, Elko, Władek jest małomówny i skryty, alfl spójrzcie: tym rysunkiem opowiedział nam więcej, niż gdyby napisał całą książkę. Prawda? Pomyślcie przez chwilę, co muszą czuć dzieci przykute do łóżka, oderwane od świa» rówieśników, pozbawione zabaw, sportów, wycieczek.
— I to właśnie jest ten niedostępny dla nich, kolorowy świat „za oknem", prawda? — domyślił się Artur.
Dzieciom od razu rozwiązały się języki.
— To świetnie, że właśnie Władek zdobył pierwsze miejsce! — ucieszyła się Agnieszka.
— Tak, sprawiedliwie mu się ta nagroda należy — przyB znała Magda. — To wspaniały rysunek!
26
— Aż mi się płakać chce — szepnęła Krysia do ucha ilki, pociągając nosem.
— Gdybyśmy byli jurorami, to też «jednogłośnie przyzna-byśmy pierwsze miejsce tej pracy — oświadczył poważnie omek, najlepszy uczeń w klasie.
— Zaraz po lekcjach pobiegniemy do Władka, żeby mu owiedzieć o zwycięstwie — gorączkowały się dziewczynki.
— Tak się cieszę, moi złoci — powiedziała pani wychowawczyni. — A ja już się bałam, że ten wyjazd na Węgry,
którym każdy marzył, zatruje waszą przyjaźń i okaże się abłkiem niezgody!
?i?????????
Tyche. Fortuna Fortuna kołem się toczy
5??????i???????5?5?1%
„Niesi nie przeryv jącej się orbicie, na dno, a w górę na mym k krzywdy u w dół, ???
KI;. Dla wielu siedzib;: Ratusz, Suk.
Grecka Tyche, a Fortuna w świecie mitów rzymskich, to Elka wod/i bogini losu i szczęścia. Greckie słowo „tyche" oznacza wtó krakowskie nie los, ślepy przypadek, niekiedy opatrzność. Nie ma oni całą rod/i mitycznego rodowodu, wymyślili ją filozofowie i poeci, uwa wprost Wawelu, żano jednak, że to ważna bogini, o której łaski należy sij Zmęczeń ubiegać i z której kaprysami człowiek musi się liczyć. Tych mieście, p/ to bogini nieobliczalna: jednych obdarza pomyślnością, bo torii, któr gactwem, sławą, innych strąca na dno nędzy i pohańbienia dnik, usiadł kolo Przedstawiano ją ze sterem w ręku lub z rogiem obfitości - Opo czasami jako niewidomą kobietę. dzali ?
Tyche miała w Grecji swoją świątynię, na jej ołtarzu jedei profesor Rytel. z wodzów greckich złożył pierwsze kości do gry, które z cza Dzi sem stały się symbolem ślepego przypadku i hazardu. Gustaw, gd
Znamy Ezopową bajkę, która ukazuje w żartobliwyn ził chęt świetle wzajemny stosunek człowieka i bogini losu: Starowolski.
Wędrowiec, odbywszy długą drogę, przysiadł strudzon; kiego pi na skraju studni i zasnął. Ponieważ mógł wpaść do studni królów stanęła nad nim bogini Tyche i obudziwszy go, rzekła: „Tj sława Loki. nieostrożny! Gdybyś wpadł do studni, obwiniałbyś nie swój - Oto kró nieostrożność, ale mnie!". z ojczyzny, ali
Rzymska Fortuna przez cały rok obraca wielkie ko nie kanonik. ło, a wraz z nim — koleje ludzkiego życia: ten, kto był ? — ?/? u szczycie koła, po pewnym czasie musi znaleźć się na samyi ci - padło bu dole.