15494

Szczegóły
Tytuł 15494
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15494 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15494 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15494 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Tytuł oryginału: Hand-Me-Down-Chimp Okładka i ilustracje: Kasia Kołodziej Przekład: Blanka Kuczborska Redaktor: Danuta Sadkowska © by Ellen Weiss and Mel Friedman © by Random House, Inc. © for the Polish edition by Siedmioróg, 2004 This translation is published by arrangement with Random House, Inc. I І T!) W) Xа* ł/ ISBN 83-7254-549-9 Ъ- Wydawnictwo Siedmioróg ul. Krakowska 90, 50-427 Wrocław Księgarnia wysyłkowa Wydawnictwa Siedmioróg www.siedmiorog.pl Wrocław 2004 DRUKARNIA TRIADA 52-016 Wrocław, ul. Czechowicka 9, tel. (71) 342 76 85, fax (71) 342 76 96 lc>4 $kx>5 i Міфчгіеіка шшп§а Jeśli macie zrozumieć coś z tej historii, to musicie najpierw dowiedzieć się o mnie paru rzeczy. Najlepiej więc zrobię, od razu się przedstawiając. Nazywam się Lisa Ho i mam hysia na punkcie zwierząt. (Niektórzy twierdzą, że w ogóle mam hysia, ale ja się z tym nie zgadzam). Kocham wszystkie zwierzęta, może oprócz ogromnych, półtorametrowych dżdżownic australijskich, i dlatego jestem członkiem Klubu Ratowników Zwierząt. Jesteśmy w tym Klubie cztery. To znaczy ja, moja najlepsza przyjaciółka Eliza Spain, Molly Penrose i Abby Goodman. Wszystkie kochamy zwierzęta do obłędu i staramy się robić co w naszej mocy, żeby im pomóc. Ja mam szczególny sentyment do małp, zwłaszcza odkąd widziałam film Goryle we mgle, o kobiecie, która bada w dżungli życie goryli i jej ulubieniec zostaje zabity przez myśliwych. Płakałam potem przez trzy dni. Ten film przekonał mnie, że małpy są o wiele mądrzejsze i bardziej godne szacunku niż ludzie. Wy-kleiłam sobie wtedy cały pokój zdjęciami goryli. 7 Tytuł oryginału: Hand-Me-Down-Chimp Okładka i ilustracje: Kasia Kołodziej Przekład: Blanka Kuczborska Redaktor: Danuta Sadkowska © by Ellen Weiss and Mel Friedman © by Random House, Int. © for the Polish edition by Siedmioróg, 2004 This translation is published by arrangement with Random House, Inc. 4» * ISBN 83-7254-549-9 Wydawnictwo Siedmioróg ul. Krakowska 90, 50-427 Wrocław Księgarnia wysyłkowa Wydawnictwa Siedmioróg www.siedmiorog.pl Wrocław 2004 DRUKARNIA TRIADA 52-016 Wrocław, ul. Czechowicka 9, tel. (71) 342 76 85. fax (71) 342 76 96 l&0)\9.oo5 i Jeśli macie zrozumieć coś z tej historii, to musicie najpierw dowiedzieć się o mnie paru rzeczy. Najlepiej więc zrobię, od razu się przedstawiając. Nazywam się Lisa Ho i mam hysia na punkcie zwierząt. (Niektórzy twierdzą, że w ogóle mam hysia, ale ja się z tym nie zgadzam). Kocham wszystkie zwierzęta, może oprócz ogromnych, półtorametrowych dżdżownic australijskich, i dlatego jestem członkiem Klubu Ratowników Zwierząt. Jesteśmy w tym Klubie cztery. To znaczy ja, moja najlepsza przyjaciółka Eliza Spain, Molly Penrose i Abby Goodman. Wszystkie kochamy zwierzęta do obłędu i staramy się robić co w naszej mocy, żeby im pomóc. Ja mam szczególny sentyment do małp, zwłaszcza odkąd widziałam film Goryle we mgle, o kobiecie, która bada w dżungli życie goryli i jej ulubieniec zostaje zabity przez myśliwych. Płakałam potem przez trzy dni. Ten film przekonał mnie, że małpy są o wiele mądrzejsze i bardziej godne szacunku niż ludzie. Wy-kleiłam sobie wtedy cały pokój zdjęciami goryli. 7 W każdym razie cała historia zaczęła się - jak wiele innych - od telefonu. A właściwie od dwóch telefonów. Rozmawiałam właśnie z moją przyjaciółką Elizą o planach Klubu Ratowników Zwierząt na lato, kiedy usłyszałam w słuchawce króciutki sygnał, mówiący, że ktoś inny usiłuje się dodzwonić. - Poczekaj chwilę - poprosiłam. - Mam drugi telefon. Nacisnęłam przycisk w aparacie. - Halo? - powiedziałam, wachlując się kolorowym magazynem. Był jeden z tych upalnych, czerwcowych dni, gorących jak w środku lata. - Cześć, Lisa, tu Tom. - Tom to mój kuzyn. Jest w college^, studiuje filozofię czy coś takiego. - Cześć, Tom - zaczęłam. - Posłuchaj, rozmawiam właśnie... - Lisa, mam wielki problem - nie dał mi dojść do słowa. - Muszę znaleźć kogoś, kto przez tydzień zaopiekuje się szympansem. To pilne. Myślałem, że może twoi rodzice kogoś znają... Zaopiekować się szympansem! W życiu nie słyszałam nic równie ekscytującego! - Poczekaj, poczekaj chwileczkę, Tom - przerwałam. - Rozmawiam z kimś na drugiej linii... - O, przepraszam... - Zaraz do ciebie wrócę - obiecałam. Znów nacisnęłam guzik. - Eliza! Zgadnij, co ci powiem? 8 - No co? - Zadzwonił mój kuzyn Tom. Wiesz, ten, który jest w college^. Musi znaleźć kogoś, kto przez tydzień zaopiekowałby się szympansem! - O rany! - Zaczekaj, połączę się z nim znowu. Nacisnęłam guzik. - Tom? Jesteś tam? - A gdzie miałbym być? - No to opowiedz mi o tym szympansie. - Próbowałam zachować spokój, ale przychodziło mi to z trudem. Wiedziałam, że nigdy w życiu niczego nie pragnęłam tak gorąco, jak podjąć się tej opieki. - Niewiele o nim wiem. Brał udział w jakimś ważnym eksperymencie. Pracowała z nim moja przyjaciółka, Jane. Jest studentką psychologii. Teraz, kiedy eksperyment się skończył, miała zająć się nim w tym tygodniu, zanim przygotują mu odpowiednie pomieszczenie w zoo. Ale problem w tym, że Jane miała wczoraj wypadek samochodowy. - Ojejku! Nic się jej nie stało? - Złamała obie nogi i rękę. Zadzwoniła do mnie ledwo żywa ze szpitala, prosząc o wzięcie tego zwierzaka. Mam go dopiero od wczoraj, a już zdążył doprowadzić do ruiny mój pokój w akademiku. Nie mogę się uczyć i jestem pewien, że zaraz mnie wywalą, jak tylko ktoś się dowie, że trzymam 9 tu szympansa. Potrzebuję pomocy, i to szybko. Dzwoniłem już do wszystkich ludzi, których znam, a nawet do tych, których nie znam. Podjęłam decyzję. Serce biło mi jak oszalałe. - Poczekaj jeszcze chwilę. Przełączyłam się na Elizę. - Eliza, zgadnij, co postanowiłam. - Boję się cokolwiek zgadywać - powiedziała. - Wezmę tego szympansa. Eliza wydała głośny okrzyk. - Nie wierzę! - zawołała z zachwytem, lecz zaraz oprzytomniała. - Ale co na to twoi rodzice? - Będę musiała ich ubłagać. Na pewno w końcu wyrażą zgodę. Przecież to dla mnie wymarzona okazja! Życiowa szansa! - To życiowa szansa dla całego naszego Klubu! - Poczekaj, muszę wrócić do Toma. - Nacisnęłam przełącznik. - Tom - powiedziałam - zdecydowałam się. Wezmę tego szympansa. Zapadła chwila ciszy. - Lisa - odezwał się w końcu - to absurd. Jesteś jeszcze dzieckiem. - Mam już jedenaście lat. I wiem sporo o zwierzętach -zaprotestowałam. -Jestem członkiem Klubu Ratowników Zwierząt. Ratujemy zwierzęta z rozmaitych opresji. Urato- 10 wałyśmy już cztery psy, kota, małego szopa i całe schronisko dla zwierząt. - Chętnie pozbyłbym się go choćby natychmiast, ale to nie takie proste. Co powiedzą twoi rodzice? - Załatwię to z nimi. Możesz mi wierzyć. - Sam nie wiem... - Zaraz do nich zadzwonię. I dam ci znać. - No, dobrze - powiedział niepewnie. - To na razie - pożegnałam się szybko, zanim zdążył zmienić zdanie. Przełączyłam się na Elizę. -Jestem taka podniecona! - zawołałam. - Będę miała szympansa! - Posłuchaj - powiedziała Eliza - myślałam nad tym wszystkim, kiedy czekałam, aż się odezwiesz. Nie jestem pewna, czy nasz Klub da sobie z tym radę. To może się jednak okazać zbyt trudne. Widziałam ją w myślach, poprawiającą palcem na nosie swoje grube okulary, jak zawsze, kiedy coś ją gnębiło. Jej kędzierzawe włosy też robiły się bardziej nastroszone, kiedy Eliza czymś się martwiła. A martwiła się wiecznie i wszystkim. - Sama dam sobie z tym radę - powiedziałam. - Zadzwonię teraz do rodziców, a potem do ciebie. Po chwili rozmawiałam już z pielęgniarką w klinice moich rodziców. Ponieważ jesteśmy z pochodzenia Chińczy- 11 kami, rodzice stosują zarówno chińskie, jak i zachodnie metody leczenia - od akupunktury po penicylinę. - Witaj, Mei-Ling - powiedziałam. - Czy mogę mówić z którymś z rodziców? - Mama ma właśnie chwilę przerwy. Może będzie mogła zamienić z tobą parę słów. Świetnie się składa, pomyślałam. Mamę zwykle łatwiej było namówić na rzeczy, o których ojciec nawet nie chciał słyszeć. Podeszła do telefonu. - Cześć, skarbie. Czy coś się stało? - Nie, nic się nie stało. Tylko że... muszę cię o coś zapytać. - Opowiedziałam jej o telefonie Toma. - On już sam nie wie, co robić. Potrzebuje czyjejś pomocy, i to jak najszybciej. Jestem pewna, że dałabym sobie radę. To przecież tylko na tydzień. Wezmę szympansa do swojego pokoju. Nawet nie będziecie wiedzieć, że jest w domu. - I dodałam coś, co zawsze skutkowało najlepiej: - Mamo, to będzie eksperyment naukowy. Pomyśl, ile się dzięki temu nauczę! - Moi rodzice byli fanatykami zdobywania wiedzy, zwłaszcza w dziedzinie nauk przyrodniczych. Pozwalali mi na wszystko, łącznie z hodowlą czerwonych mrówek w pokoju, pod warunkiem że wzbogacę swoją wiedzę. - Sama nie wiem... - zaczęła. - To wielka odpowiedzialność. 12 - Mamo, proszę... - jęknęłam błagalnym tonem. -Jestem pewna, że matka Elizy mi pomoże. - Matka Elizy jest weterynarzem. - Muszę porozmawiać o tym z twoim ojcem. Nie mogę wziąć szympansa do domu bez konsultacji z nim. Zadzwonię do ciebie za pół godziny. - Dobrze - powiedziałam zrezygnowana. Skoro musiałam czekać, postanowiłam wykorzystać jakoś ten czas. Podeszłam do półki z książkami i wyjęłam odpowiedni tom encyklopedii. Znalazłam hasło „Szympans" i usiadłam na kanapie, pogryzając jabłko. Szympans - bezogonowa małpa człekokształtna, patrz: antro-poid. Zwierzęta żywe, silne, ruchliwe... Podobnie jak ludzie, mają przeciwstawny kciuk i płaskie paznokcie... Inteligentne, podatne na tresurę... Potrafią przyswoić sobie różne formy porozumiewania... Aktywne w ciągu dnia, w nocy śpią w gnieździe zbudowanym na drzewie... Ich główne pożywienie stanowią rośliny, owoce, ziarno, a także termity, mrówki i mięso... Dorosłe samce osiągają ponad półtora metra wzrostu i ciężar w granicach osiemdziesięciu kilogramów... Dobry Boże! Ponad półtora metra wzrostu i osiemdziesiąt kilogramów! Myślałam, że to małe, przytulne stworzonka, nie większe od dwuletniego dziecka. Co będzie, jeśli się okaże, że ten szympans jest wyższy ode mnie i trzy razy cięższy? A co, jeśli nie jest nauczony czystości? Odłożyłam encyklopedię i pobiegłam do kuchni, chwy- 13 tając po drodze notes telefoniczny. Na stronie z nazwiskiem „Ho" odnalazłam szybko Toma i wykręciłam jego numer. - Tom? - powiedziałam, jak tylko podniósł słuchawkę. - Jaki on jest duży? Czy ktoś go nauczył higieny? Czy jest strasznie wielki? Tom roześmiał się. - To Lisa, tak? - Och, przepraszam, tak, to ja. Trochę się przestraszyłam po tym, co przeczytałam w encyklopedii. - Dobrze, już ci wszystko mówię. Nazywa się Gumbo. Ma bardzo przyjazne usposobienie. Umie korzystać z toalety; chwyta człowieka za koszulę i ciągnie w kierunku łazienki, kiedy chce tam pójść. Nie jest zbyt duży, nie sięga mi nawet do pasa. Ma chyba około dwóch lat. Jest bardzo miły, nie można tylko ani na chwilę spuścić go z oka. - No, tak... - podsumowałam. - To już coś. - Co powiedzieli twoi rodzice? Nie zgodzili się, prawda? - Mama musi porozmawiać z ojcem. Zaraz do mnie zadzwoni. - Okay. Daj mi znać, jak będziesz coś wiedzieć. Musiałam wykonać jeszcze jeden telefon. Tym razem wyszukałam w notesie numer do pracy mamy Elizy. Tamtejsza sekretarka dobrze mnie zna, bo czasem przychodzę z Elizą pomóc przy karmieniu zwierząt i czyszczeniu klatek. 14 - Cześć, Lisa - powitała mnie. - Już cię łączę z doktor Spain. Mama Elizy jest naprawdę fajna. Opisałam jej swój problem i spytałam, czy może mi pomóc. Usłyszałam, jak bierze głęboki oddech. - Nie wiesz, w co się pakujesz - powiedziała w końcu. - To tylko na tydzień - wyjaśniłam. - Szkoła już się skończyła i nie mam nic do roboty, więc mogę zająć się tym szympansem. Poświęcę mu cały swój czas. Poradzę sobie, wiem, że sobie poradzę. - Cóż, jeśli twoi rodzice się zgodzą, w co wątpię, postaram się, w miarę możliwości, ci pomóc. Ale nie jestem ekspertem w tej dziedzinie. Nie robiłam specjalizacji z życia małp. Chyba jednak znam kogoś, kto sporo o nich wie, tylko muszę sobie przypomnieć, kto to taki. Podskoczyłam z radości. - Dziękuję, dziękuję, dziękuję! - wrzasnęłam. - Na pewno wszystko będzie dobrze. - Daj 'mi znać, jak się to skończy. Podziękowałam jej jeszcze raz, pożegnałam się i odłożyłam słuchawkę, czując się nieco podniesiona na duchu. W tym momencie usłyszałam, jak ktoś cicho schodzi po schodach. Była to moja babcia, drobna, mała pani z siwym, ciasnym koczkiem na czubku głowy. Zawsze nosi czarny sweter, zapięty po samą szyję, nawet w lecie. Czasem ludzie 15 nie biorą jej na serio, bo jest niziutka. Ale kiedy wpadnie w złość, lepiej trzymać się od niej z daleka. -Jak się masz, Nainai - powiedziałam po chińsku. Babcia nie mówi po angielsku. - Ucięłaś sobie drzemkę? - Tak, a teraz mam ochotę na filiżankę herbaty. Zrobić ci też? - Nie, dzięki. - Zastanawiałam się, czy powiedzieć jej o szympansie, ale uznałam, że lepiej nie. Coś mi mówiło, że może nie być tym oczarowana. Kiedy nastawiała wodę, zadzwonił telefon. To była mama. - Rozmawiałam z ojcem - powiedziała. - Nie jesteśmy szczególnie zachwyceni tym pomysłem. Serce we mnie zamarło. - Ale postanowiliśmy rozpatrzyć tę możliwość - ciągnęła mama. - Mam jednak parę pytań. Serce znów zaczęło mi bić. - Pytaj - powiedziałam dzielnie. - Musimy wiedzieć, jakie to zwierzę jest duże, co je, czy umie dbać o czystość i czy mama Elizy naprawdę ci pomoże w razie jakichś trudności. Odetchnęłam z ulgą. - Tak się składa, że znam odpowiedzi na te wszystkie pytania. - Powiedziałam jej o mojej rozmowie z Tomem, o haśle w encyklopedii i o obietnicy doktor Spain, 16 - Cóż, muszę przyznać, że bardzo mi się podoba twoje odpowiedzialne podejście do sprawy. Rzeczywiście starałaś się dowiedzieć jak najwięcej. - Hm - powiedziałam skromnie. - No, dobrze. Sądzę, że powinniśmy pozwolić ci na ten eksperyment. Ale masz trzymać tego zwierzaka w swoim pokoju. I pilnować, żeby nie przeszkadzał babci. Jeśli wynikną jakieś kłopoty, Tom będzie musiał wziąć go z powrotem i wymyślić inne wyjście. - Hurra! - wrzasnęłam. - Jesteś najlepszą matką na świecie! - Tylko pamiętaj, żeby nie zaczął chodzić nam po głowach. Jego obecność ma stanowić twój problem i tylko twój. -Jasne! Obiecuję! - krzyknęłam głośno. - Przysięgam na wszystko! - Muszę wracać do pacjentów. Zadzwoń teraz do Toma i powiedz mu, żeby przywiózł tego szympansa jutro rano. Po odłożeniu słuchawki skakałam do góry z radości przez dobre pięć minut. Nie mogłam uwierzyć, że ten cud naprawdę nastąpi. Potem usadowiłam babcię w fotelu i próbowałam jakoś delikatnie przygotować ją na to, kto zamieszka w naszym domu. 2 Nazajutrz o ósmej rano, a była to sobota, zadzwonił dzwonek u drzwi. Nie spałam już od świtu, więc zbiegłam po schodach i wyjrzałam przez okienko w drzwiach. Na progu stał Tom - a wraz z nim Gumbo. Tom trzymał go na biodrze jak małego dzieciaka. Gumbo był najpiękniejszym stworzeniem, jakie w życiu widziałam. Już na pierwszy rzut oka było jasne, że jest bardzo młody, bo na to wskazywał choćby jego strój. Miał na sobie biało-niebieski dres i czerwoną koszulkę. Kiedy otworzyłam z rozmachem drzwi, przestraszony szarpnął się do tyłu i wtulił nos w kołnierzyk Toma, kwiląc cichutko. Nie mogłam oderwać od niego oczu. Nigdy dotąd nie widziałam z bliska małpy i nie bardzo wiedziałam, czego się spodziewać. W każdym razie nie było to ludzkie dziecko, pies ani kot. Jak naprawdę należy się nim opiekować? Zaczynałam się nieco denerwować. Gumbo też był zdenerwowany i coraz ciaśniej przywie- 18 rał do Toma. Wiedziałam z doświadczenia, że kiedy małe dzieci czują lęk przed obcymi, najlepiej nie zwracać na nie uwagi i dać im spokój, dopóki nie oswoją się z sytuacją i nie spróbują same nawiązać kontaktu. Uznałam, że na razie najrozsądniej będzie przyjąć podobną taktykę wobec Gum-ba, toteż nie robiąc wokół niego zbytniego hałasu, zwróciłam się bezpośrednio do Toma. - Wcześnie przyjechałeś — powiedziałam. Miał do nas z Bostonu co najmniej dwie godziny drogi, więc nie spodziewaliśmy się go przed dziesiątą. Moi rodzice jeszcze spali. - Gumbo wcześnie wstaje - odparł Tom znużonym tonem. — Pomyślałem, że mogę równie dobrze od razu go spakować i tu przywieźć. — Podał mi małą walizkę. — Tu są jego ubrania - powiedział. Trochę się zdziwiłam, że Gumbo nosi ubrania. - W jakim eksperymencie on właściwie uczestniczył? -spytałam. - Nie mam pojęcia. Jane była w takim stanie, że niewiele się mogłem od niej dowiedzieć. Postawiłam walizkę przy schodach. -Jak minęła podróż? - spytałam. - On najwyraźniej już jeździł samochodem. Przynajmniej takie sprawia wrażenie. Ale musiałem go przypiąć pasem na tylnym siedzeniu, bo kiedy spróbowałem posa- 19 dzić go z przodu, naciskał wszystkie przyciski i przekręcał gałki. Na szczęście, później zajął się tym. - Podał mi siatkę wyładowaną książeczkami dla dzieci i pluszowymi zwierzątkami. - Fajne zabawki - powiedziałam, udając, że je dokładnie oglądam. - Ja też mam dla niego parę rzeczy do zabawy. - Prawdę mówiąc, nic nie miałam, bo nie wiedziałam jeszcze, jaki on będzie. Ale zaczynałam to szybko odkrywać. Miał niezwykle wyrazistą mordkę i głębokie, inteligentne oczy. Pobiegłam do kuchni i porwałam zestaw czerwonych, plastykowych kubeczków wchodzących jeden w drugi. Małe dzieci, które do nas przychodziły, zawsze lubiły się nimi bawić. Tom wszedł do domu i usiadł na kanapie, wciąż nie wypuszczając szympansa z objęć. Przycupnęłam obok i podsunęłam Gumbowi kubki. Odwrócił nieśmiało wzrok i wykrzywił wargi w czymś w rodzaju uśmiechu. - Masz - powiedziałam zachęcająco. — Możesz się nimi pobawić. Nie bój się. Bardzo ostrożnie wyciągnął owłosioną łapkę i dotknął kubków jednym palcem. Najwyraźniej go zaciekawiły. Patrzyłam na jego rękę. Nie mogłam uwierzyć, że wygląda zupełnie jak ręka człowieka. Teraz wyraźnie było widać, co znaczy pojęcie „przeciwstawny kciuk": Gumbo mógł pochwycić coś pomiędzy kciukiem a innym palcem, jak czło- 20 wiek. Zrozumiałam, jak trudno by nam było żyć bez przeciwstawnego kciuka. Ponownie podałam mu kubki. - To są kubki - powiedziałam. - Można się świetnie nimi bawić. Tym razem Gumbo się zdecydował. Sięgnął po nie i wyrwał mi kubki z ręki. Położył je przed sobą na kanapie i rozdzielił, ustawiając rzędem. Potem złożył je z powrotem, mozolnie wkładając jeden w drugi, aż do siebie pasowały. Z niewiadomych powodów robił przy tym w powietrzu dziwne ruchy ręką. - Doskonale ci idzie, Gumbo! - pochwaliłam go. - Zorientowałeś się, jak je złożyć! - Zaklaskałam w dłonie, a on powtórzył mój gest, wydając ciche okrzyki triumfu. Czułam, że już go kocham. - Obawiam się, że moja wiedza na temat jego pielęgnowania jest niewielka - stwierdził Tom - ale powiem ci, co wiem. Może jeść praktycznie to samo co człowiek. Je dość często. Jeśli chciałabyś wyjść z nim na spacer, włóż mu szelki ze smyczą, które znajdziesz w walizce. Nie umiem ci powiedzieć, gdzie masz go położyć spać... Przez te dwie noce, które spędził ze mną, spaliśmy razem na moim łóżku, ale nie było to zbyt wygodne dla żadnego z nas. - Coś wymyślę - obiecałam. Tom wstał. 21 - Muszę już iść. Mam zajęcia o jedenastej. Trochę się przestraszyłam. - Nie zaczekasz nawet, aż... - zaczęłam. - Nie. Muszę pędzić. Pozdrów ode mnie rodziców. -Uścisnął łapę Gumbowi. - Cześć, kolego - powiedział. - Miło było cię poznać. O ile można to w ten sposób określić. W oczach Gumba błysnęło zaniepokojenie. Zeskoczył z kanapy i pokuśtykał za Tomem do drzwi, podpierając się rękami i wydając płaczliwe odgłosy. - Przykro mi, Gumbo, ale nie mogę cię wziąć. Zostaniesz tu przez tydzień z Lisa. Ona jest bardzo miła, sam zobaczysz. - Tom otworzył drzwi, a tymczasem Gumbo uczepił się jego nogi z wyrazem paniki na twarzy. - Masz tobie! — jęknął Tom. - I co ja mam teraz zrobić? Przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Pobiegłam do kuchni i chwyciłam banana z miski na stole. - Popatrz, Gumbo - powiedziałam zachęcająco. - Popatrz tylko, co mam. To banan dla ciebie. Gumbo wykazał pewne zainteresowanie. Przestał się tak kurczowo trzymać nogi Toma. - Chodź tu do mnie, to ci go dam. Zobacz, jaki dobry. - Zaczęłam zdejmować skórkę. Podziałało. Gumbo puścił Toma i ruszył w moim kierunku. Podniosłam go i pozwoliłam mu obrać owoc do końca. Przyjemnie było trzymać go w ramionach. Miał gęste, 22 zdumiewająco miękkie futerko, był solidnie zbudowany, ale niezbyt ciężki, i pachniał czymś dziwnym, przypominającym piżmo. Całkiem miły zapach. Gumbo ugryzł banana, a Tom ostrożnie uchylił drzwi. - No to cześć - powiedział do mnie cicho. - I dzięki. -Już miał wyjść, kiedy coś mu się przypomniało. - Aaa... byłbym zapomniał. Tu są jego dokumenty. I parę telefonów dla ciebie. Do zoo, żeby wiedzieli, skąd go odebrać. I do Jane w szpitalu. Ale staraj się jej nie niepokoić. Musi mieć spokój, żeby dojść do siebie. - Jasne - powiedziałam. Tom zamknął za sobą drzwi i zostałam sam na sam z Gumbem. - No więc - zapytałam - co chciałbyś robić? Szympans patrzył na drzwi, w których zniknął Tom, i kwilił. - Mam pewien pomysł - powiedziałam. - Chodźmy poczytać sobie książkę. Co ty na to? Gumbo nie spuszczał oczu z drzwi. Zaniosłam go na kanapę i posadziłam przy sobie. Wyjęłam książki z siatki przywiezionej przez Toma. - Popatrz tylko! — zawołałam z przesadnym entuzjazmem. - Mamy tu historyjkę o ubieraniu się. Spójrz, Gumbo, mały miś wkłada na siebie koszulkę. Widzisz? - Pokazałam mu obrazek. - Ty masz taką samą. 23 Gumbo nie mógł się powstrzymać od zajrzenia do książki. Wskoczył mi na kolana i zaczął przyglądać się obrazkowi. - Miś ma śliczną, czerwoną koszulkę, zupełnie jak ty -powtórzyłam. Gumbo pociągnął się radośnie za koszulę, po czym wskazał na tę na obrazku. A potem podniósł rękę, dłonią do góry, i machnął nią przed sobą. Znów pociągnął za swoją koszulę i powtórzył machnięcie. Już po raz drugi widziałam, jak robi dziwne ruchy ręką i zastanawiałam się, co to może znaczyć. Musiałam się jeszcze wiele nauczyć o szympansach i ich niezwykłych zwyczajach. Przewróciłam stronę. - O, spójrz na to! - zawołałam w zachwycie. - Włożył na siebie spodnie! - Pokazałam mu palcem. - Ty też masz na sobie spodnie od dresu, prawda? Gumbo zrobił ruch, jakby wciągał spodnie. To było naprawdę coś. Trzeba przyznać, że bystry był z niego osobnik. Usłyszałam ciche kroki na schodach. Nadszedł moment prawdy: wstała moja babcia. Postanowiłam zachować całkowity spokój. Nie ruszyłam się z miejsca, nadal pokazując obrazki Gumbowi. Może nie będzie tak źle. Babcia zatrzymała się u dołu schodów. - Ratunku! - wrzasnęła. - Małpa! W domu jest małpa! Gumbo wzdrygnął się, zerwał z moich kolan, jednym susem znalazł się na drugim końcu kanapy, pochwycił się 24 zasłon na oknie i wspiął na samą górę, głośno piszcząc. Teraz już oboje piszczeli, Gumbo i babcia. - To nic takiego, Nainai, to tylko mały szympans. Mówiłam ci o nim, pamiętasz? Widzisz, przestraszyłaś go. - To zwierzę! Dzikie zwierzę! - krzyczała do wtóru pisków Gumba. Harmider, jaki razem tworzyli, był nie do opisania. Na próżno starałam się skłonić Gumba, żeby zszedł na dół. W tym momencie na schodach pokazała się mama. - Co się tu dzieje? - spytała, przecierając oczy. Wtem dostrzegła Gumba. - O mój Boże - powiedziała. -Już tu jest! - Wszystko będzie dobrze - zapewniłam ją, starając się przekrzyczeć hałas. - Nie sprawiał żadnego kłopotu, dopóki Nainai nie zaczęła na niego krzyczeć. Jeśli tylko zapanuje cisza i spokój, na pewno sobie z nim poradzę. Mama otoczyła babcię ramieniem. - Chodźmy na górę i udawajmy, że to był tylko sen -powiedziała po chińsku. - A tymczasem Lisa doprowadzi wszystko do porządku i zamknie szympansa w swoim pokoju. - Rzuciła mi groźne spojrzenie. - Prawda? - Tak, przysięgam - obiecałam. - Przecież dopiero co tu przyjechał, na miłość boską! Jeśli tylko spróbujecie się z nim zaprzyjaźnić, na pewno go polubicie. Jest bardzo miły. - Może później - powiedziała mama. - Teraz biorę bab- 25 cię na górę i kiedy zejdziemy na śniadanie, on ma być w twoim pokoju, zrozumiano? - Oczywiście. Mama wzięła babcię pod rękę, pomagając jej wejść po schodach. Babcia przestała krzyczeć i tylko mruczała pod nosem coś na temat „tej wstrętnej małpy". - Przepraszam za tę niespodziankę, Nainai - zawołałam za nią. Kiedy nastrój histerii minął, Gumbo trochę się uspokoił, ale nadal trzymał się kurczowo firanki. Po raz pierwszy zwróciłam uwagę na jego stopy. Wyglądały jak ręce człowieka, przypominając je nawet bardziej niż jego dłonie. Trzymał się nimi zasłony. - Możesz już zejść, Gumbo - powiedziałam łagodnie. - Nic ci nie grozi. Już po wszystkim. Nie ruszał się, patrząc na mnie nieufnie. Pobiegłam znów do kuchni i tym razem przyniosłam cztery nadziewane ciastka. - Popatrz - starałam się go skusić. - Ciasteczka. Dostaniesz je, jak tylko zejdziesz. Oczy mu zabłysły, ale się nie ruszył. Ugryzłam kawałeczek. - Mniam, mniam... - zamlaskałam. - Ale pycha. Na wierzchu czekolada, a w środku mleczne nadzienie. Widzisz? 26 Wyciągnął rękę, ale nie mógł mnie dosięgnąć. Cofnęłam się jeszcze trochę, żeby musiał zejść na dół. - Bardzo dobre - kontynuowałam, biorąc następny kęs. Nerwowo zerkając w stronę schodów, Gumbo w końcu zdecydował się zejść. Zsunął się po zasłonie i sięgnął do mojej ręki po ciastka. - Zaraz, zaraz... - powstrzymałam go. - Trzeba zachować pewne maniery. - Siadłam na kanapie, a on usiadł koło mnie. - A teraz, Gumbo, czy masz ochotę na ciasteczko? - Podałam mu jedno, a on delikatnie wziął je z mojej ręki. - Bardzo dobrze! - pochwaliłam go. - Grzeczny chłopiec. Teraz pokażę ci, w jaki sposób należy je jeść. Patrz uważnie. - Rozdzieliłam ciastko i zlizałam białe nadzienie. - Tak najlepiej smakują. Zrób to samo. - Gumbo zaczął podnosić ciastko do ust. - Nie, najpierw je rozdziel. - Gumbo wpatrywał się intensywnie w przysmak i w końcu powtórzył mój ruch, rozdzielając zlepione herbatniki na dwie połowy. - Brawo! - zawołałam. - Doskonale! Teraz wyliż środek. Zrobił to z wielkim smakiem, cmokając i mlaszcząc. Później połknął resztę ciastka. -Jesteś taki mądry! - Klasnęłam w ręce. Gumbo zaczął podskakiwać na kanapie, pochrząkując z zadowoleniem. - No, dobrze. - Wstałam wreszcie. - Musimy iść na górę do mojego pokoju. Tam będziesz spędzać większość 27 czasu, okay? - Patrzył na mnie pytająco. - No, chodź -powiedziałam, wyciągając do niego ręce. Nadal nie spuszczał ze mnie wzroku. Przyklęknęłam obok niego. - Chcesz wsiąść mi na barana? - spytałam, wyciągając tym razem ręce za siebie. Gumbo wskoczył mi na plecy, chwytając mnie za szyję. Chyba robił to nie pierwszy raz. Wzięłam walizkę oraz siatkę z zabawkami i książkami i wdrapałam się z nim na drugie piętro. Na szczęście mieliśmy całe piętro dla siebie - był tu tylko mój pokój i moja łazienka. Miałam nadzieję, że dzięki temu uda mi się nie dopuścić, aby Gumbo wchodził w drogę innym domownikom. Usiadłam na łóżku, dysząc i sapiąc, i zdjęłam go z pleców. Wytarłam czoło. - Do licha, Gumbo - westchnęłam. - Nie można powiedzieć, że nie jest gorąco i że ty nie jesteś ciężki. Ale on już się zabrał za badanie otoczenia. Wziął do ręki wszystko, co leżało na moim nocnym stoliku - pióro, pamiętnik, książkę o ratownikach, latarkę - i obejrzał dokładnie, jedno po drugim. Niektóre z tych przedmiotów brał do ust. Wstrzymałam oddech, bojąc się, żeby czegoś nie zjadł. Później zeskoczył z łóżka i podreptał do mojej komody. Dolna szuflada była otwarta. Wyjął stamtąd dół mojego bikini, obejrzał z wielkim zainteresowaniem i włożył sobie na głowę. 28 - To nie jest kapelusz, Gumbo - roześmiałam się, odbierając mu figi. Schyliłam się, żeby schować je do szuflady, a kiedy się wyprostowałam, poczułam, że Gumbo ciągnie mnie za koszulę. - O co chodzi, Gumbo? - spytałam. Nadal mnie ciągnął. - Czego byś chciał, mały? - Byłam zdumiona. W końcu zdałam sobie sprawę, że ciągnie mnie w kierunku drzwi. Przypomniałam sobie, co Tom mówił o łazience. Czyżby o to chodziło? Postanowiłam dać mu się pociągnąć, dokąd chce, i zobaczyć, co z tego wyniknie. Jak się domyśliłam, skierował się w stronę łazienki. Musiał ją dostrzec, kiedy weszliśmy po schodach. Stanął przy klozecie, a ja tuż obok. I zaraz zrozumiałam, na czym polega jego problem. - Nie możesz sobie poradzić z dresem, tak? - spytałam, przyklękając i rozwiązując tasiemki. Po spuszczeniu spodni Gumbo dokładnie wiedział, co należy robić. Wiedział nawet, do czego służy papier toaletowy. Później zeskoczył z sedesu, spuścił wodę i czekał, żebym włożyła mu dres. - Dobry chłopiec, mądry chłopiec! - zapiałam z radości. - Widzę, że doskonale damy sobie radę! - Gumbo za- 29 rzucił mi ramiona na szyję i wesoło pocwałowałam z nim do pokoju. Zadzwonił telefon umieszczony przy łóżku. To była Abby. - Lisa! - krzyknęła. - Czy to prawda? Podobno masz w domu szympansa? -Jest tu ze mną w pokoju - pochwaliłam się. - Abby, on jest taki słodki, że można skonać! Ale wymaga ciągłej opieki. Będziecie musiały mi pomóc. - Oczywiście, że ci pomożemy. Możesz go przyprowadzić z sobą jutro do Elizy, na nasze spotkanie Klubu Ratowników Zwierząt? Całkiem zapomniałam o tym spotkaniu. - Oczywiście! - zapewniłam ją. - Doskonały pomysł! - Muszę już pędzić na trening. Chciałam się tylko przekonać, czy to prawda. - Abby trenuje gimnastykę. Codziennie musi ćwiczyć przez wiele godzin. - No, to na razie - powiedziałam. - Zobaczymy się jutro. Usłyszałam pukanie do drzwi. Byli to moi rodzice. - Wejdźcie i przywitajcie się z Gumbem - zaprosiłam ich. Gumbo siedział na łóżku i kreślił kredkami kolorowe zygzaki na papierze z bloku rysunkowego. Podniósł głowę, patrząc na rodziców, niepewnie stojących na progu. - Widzicie? - zachęciłam ich. -Jest bardzo miły. Przypomina małe dziecko. 30 - Chcę, żebyś wiedziała, Liso - odezwał się mój ojciec - że nie byłem przekonany do tego pomysłu. Twoja matka musiała mnie mocno namawiać, żebym się zgodził. Nie pozwolę jednak, żeby ten zwierzak zakłócał spokój babci czy przewracał nasz dom do góry nogami. - Naturalnie, tato. Doskonale to rozumiem - zapewniłam go gorąco. - Będę bardzo uważać. Ale czy mógłbyś coś dla mnie zrobić? - Co takiego? - Może mógłbyś przyprowadzić tu Nainai, żeby go sobie spokojnie obejrzała. Jestem pewna, że nie będzie się go bała, jeśli się ją wcześniej przygotuje. Popatrz, jaki on jest śliczny. Na tacie uroda Gumba zdawała się nie robić większego wrażenia, ale zgodził się przyprowadzić babcię. Zszedł po nią, a mama usiadła na łóżku, obok mojego szympansa (ale nie za blisko). Wyszczerzył do niej zęby w szerokim uśmiechu. - Dzięki, że namówiłaś tatę - szepnęłam do niej. - Ładny obrazek, Gumbo — pochwaliła go mama. Po chwili pojawił się ojciec, wiodąc za sobą babcię. Tym razem przyjęła całą rzecz nieco spokojniej. Wśliznęła się do pokoju, nie spuszczając oczu z Gumba. On patrzył na nią trochę podejrzliwie. - Czy on jest mądry? - spytała mnie. 31 - Bardzo mądry - zapewniłam. - Mądrzejszy od psa? - O wiele mądrzejszy. - Ale nie taki mądry jak człowiek. - Prawie. Prawie tak mądry jak małe dziecko. - Nie gryzie, prawda? - Nie sądzę - powiedziałam. Gumbo zwieńczył swoje dzieło złotym esem-floresem, po czym zeskoczył z łóżka i pokazał obrazek babci. Widziałam, że choć stara się zachować surową minę, kąciki jej ust uniosły się w lekkim uśmiechu. Teraz już byłam pewna, że wszystko się ułoży. tknntoo spotyka Malucha Шйщтш і Archlego Resztę dnia spędziłam w swoim pokoju, starając się zapewnić mojemu podopiecznemu jakąś rozrywkę. Nawet podczas obiadu nie bardzo mogłam zostawić go samego, toteż rodzice pozwolili mi wziąć go do stołu. Jego maniery były całkiem niezłe, jeśli nie brać pod uwagę głośnego mlaskania. Ale przynajmniej nie ściągał nic ze stołu. Wiedział nawet, do czego służy łyżka i widelec. Najbardziej smakowały mu winogrona i brokuły, choć nie pogardził też spaghetti. - Przykro mi, przyjacielu - powiedziałam. — Nie mamy dla ciebie termitów. Będziesz musiał zadowolić się tuńczykiem. Babcia nadal odnosiła się do niego nieufnie, ale zauważyłam, że co chwilę podsuwa mu winogrono. Wieczorem poprosiłam tatę, żeby pomógł mi rozwiesić w pokoju hamak. Dostałam go, kiedy miałam sześć lat, i oznajmiłam, że będę w nim spać do końca życia. Wytrwałam przy tym pomyśle tylko jakieś trzy tygodnie, ale wciąż 33 miałam hamak w swoim posiadaniu. Uznałam, że to będzie najlepsze legowisko dla Gumba, skoro na wolności sypia w gniazdach zbudowanych na drzewach. Gumbo uważnie obserwował ojca, jak ten wkręcał haki we framugi drzwi i okna, a potem sprawdzał ich wytrzymałość. - W porządku, Gumbo, wskakuj — powiedział w końcu, rozpościerając hamak. Gumbo wskoczył do środka z piskiem radości i wygodnie się ułożył. Był jakby stworzony do hamaka, a hamak jakby stworzony dla niego. - No to załatwione - powiedział tato. Rozhuśtałam hamak leciutko, a Gumbo zaczął wydawać pełne ukontentowania pomruki. - Chyba chce już spać - stwierdził ojciec, pocałował mnie w czoło i cicho wyszedł z pokoju. Pomogłam Gumbowi się rozebrać, zapaliłam lampkę nocną i zaśpiewałam mu kołysankę, od czasu do czasu łagodnie go kołysząc. Widziałam, że zaczynają mu opadać powieki. Nagle przypomniałam sobie, że pośród zabawek w siatce jest szmaciana lalka-przytulanka. Może lubi z nią spać. Poszukałam jej i podałam mu, a on wyciągnął po nią obie ręce. Później zarzucił mi je na szyję i przytulił do mnie twarz. Położył się, przyciskając do siebie lalkę, zamknął oczy i od razu zasnął. Nigdy w życiu nie czułam się szczęśliwsza. 34 Nazajutrz z głębokiego snu obudziło mnie delikatne poklepywanie w nos. Z wysiłkiem otworzyłam oczy i spojrzałam na zegarek. Piąta trzydzieści. - Och, Gumbo - jęknęłam, próbując odsunąć jego rękę. - Nie mógłbyś jeszcze pospać? Palec szympansa poklepał mnie nieco natarczywiej. - No, dobrze. - Usiadłam. - Wstajemy. - Przetarłam oczy. - Ale musimy zachowywać się cicho. Zaciągnął mnie do łazienki i tak zaczął się nasz kolejny dzień. Ubrałam go i zaniosłam na dół na śniadanie. - Czy lubisz owsiankę? - spytałam. - A może wolisz coś na zimno? Żałowałam, że nie umie mówić. To by znacznie ułatwiło sprawę. Nasypałam mu w końcu do miski płatków kukurydzianych, nalałam mleka i dodałam rodzynków. Kiedy postawiłam to przed nim, znów zrobił dziwne ruchy ręką, a potem wyjął wszystkie rodzynki i ułożył na brzegu stołu. Dopiero wtedy je zjadł. - No cóż, przynajmniej widzę, że lubisz rodzynki. Spojrzałam na zegar. Była szósta trzydzieści. Co zrobimy ze sobą przez resztę dnia? Pomyślałam, że dla zapewnienia spokoju domownikom najlepiej będzie wyprowadzić Gumba na spacer. Znalazłam w jego walizeczce szelki i smycz, 35 ciesząc się, że nie tak łatwo będzie mu uciec, a kiedy mu je wkładałam, Gumbo aż piszczał z radości. W końcu wyprowadziłam go z domu, starając się zachowywać jak najciszej. Zamykając za sobą drzwi, zdałam sobie sprawę, że jeszcze nigdy nie byłam na dworze tak wcześnie rano. Świat o tej porze był pełen świeżości i uroku. Od oceanu, odległego zaledwie o parę przecznic, dochodził orzeźwiający, silny zapach morskiej bryzy. - Posłuchaj, Gumbo, jesteś w Dormouth, w Massachusetts - objaśniłam go. - Przejdziemy się teraz i zobaczysz nową okolicę. Zbliżyliśmy się do domu Molly. - io jest dom Molly - kontynuowałam. - Molly, podobnie jak-ja, jest członkiem Klubu Ratowników Zwierząt. Ona, Abby i Eliza pomogą mi zająć się tobą, rozumiesz? szliśmy dalej, a ja cieszyłam się w duchu, że o tej porze nie ma jeszcze ludzi na ulicach. Nie wiedziałam nawet, czy wolno mi ot, tak sobie, spacerować po mieście z szympansem. A co, jeśli wzbudziłabym panikę? A co, jeśliby mnie aresztowali? - To dom Elizy - powiedziałam po paru krokach. -Jest moją najlepszą przyjaciółką. Tu odbędzie się nasze wspólne spotkanie. Gumbo świetnie się bawił. Spacer wyraźnie mu się po- 36 dobał, stawał nawet co chwilę, żeby powąchać kwiaty. Zawinęłam sobie smycz wokół nadgarstka, ale i tak trzymałam go za dużą, włochatą łapę, żeby mu było raźniej. Zatrzymaliśmy się na placu zabaw za szkołą, co okazało się świetnym pomysłem. Gumbo z zapałem rzucił się na rozmaite przyrządy gimnastyczne, ciągnąc mnie za sobą na smyczy. Musiałam uważać, żeby się w coś nie zaplątać. Tymczasem on skoczył błyskawicznie na najwyższy drążek i zaczął się na nim energicznie huśtać, pohukując i popiskując. Patrząc na niego, dopiero teraz w pełni zrozumiałam, że to jednak szympans, a nie małe dziecko. Kiedy wróciliśmy do domu, została nam już tylko godzina do zebrania Klubu Ratowników Zwierząt. Wdrapaliśmy się na górę (tym razem odmówiłam wnoszenia go na rękach), poszliśmy do łazienki, a potem malowaliśmy razem obrazki. Później pożegnałam się z rodziną i wyruszyliśmy do Elizy. Nie mogłam się doczekać, żeby się tam z nim pokazać. O tej porze ulice były już zaludnione, toteż wzbudzaliśmy z Gumbem żywe zainteresowanie. Ale nikt się go nie bał, może dlatego, że był ze mną i szedł uwiązany na smyczy. Wszyscy uśmiechali się życzliwie albo nawet zatrzymywali, żeby o niego wypytać. Spodobał się zwłaszcza siostrom Stiller, Gertrudzie i Hortensji. Mają chyba koło dziewięćdziesiątki i są ostre jak brzytwa. 37 - Popatrz - powiedziała Gertruda - wygląda zupełnie jak ten chłopak, którego kiedyś miałaś, jak mu było? Ernie? - Wypisz, wymaluj Ernie! - zawtórowała jej Hortensja i poszły dalej, pokładając się ze śmiechu. Punktualnie o dziesiątej zadzwoniliśmy do drzwi dużego, starego domu Elizy. (A właściwie to Gumbo zadzwonił. Po prostu szalał, żeby nacisnąć ten guzik). Eliza otworzyła drzwi i zapiszczała. Gumbo wtulił się w moją szyję, podobnie jak przedtem szukał schronienia u Toma. Zaniosłam go do salonu. Abby i Molly już tam były, nie posiadając się z ciekawości i podniecenia. Uznałam, że muszę od razu stawić czoło sytuacji. - Tylko nie krzyczcie i nie piszczcie - zarządziłam. — W przeciwnym razie on się przestraszy i wskoczy na firanki. Siedźcie spokojnie, dopóki trochę się nie oswoi z nowym miejscem, okay? - Okay - odpowiedziały zgodnie. - Jest taki cudny, że można zwariować! - szepnęła do mnie Abby. Abby Goodman jest, obok mnie, najbardziej wylewna z naszej czwórki. A poza tym trenuje gimnastykę, jeździ konno i czasem występuje jako modelka, lecz mimo to jest całkiem fantastyczna. Z entuzjazmem podejmuje każde wyzwanie i nie martwi się z góry, że coś się może nie udać. Kiedy już przestałam jej zazdrościć, bardzo ją polubiłam. 38 Molly Penrose, czwarta członkini naszego Klubu, patrząc na Gumba, miała minę jakby mniej tęgą. Kiedy usiadłam z nim na sofie, przeniosła się na fotel po drugiej stronie pokoju. Molly jest naprawdę w porządku, kiedy się ją bliżej pozna, ale zanim to nastąpi, może wydawać się nieco męcząca. Jest bardzo skrupulatna i lubi, żeby wszystko było zapięte na ostatni guzik. Pamięta o każdym drobiazgu i każdym szczególe. Ma anielskie serce, ale chyba niezbyt lubi niespodzianki. A jeśli się nie lubi niespodzianek, to nagłe pojawienie się szympansa może być nieco deprymujące. - Czy on jest przyjacielsko nastawiony do ludzi? - spytała Molly. Jak na zawołanie Gumbo zarzucił mi owłosione ręce na szyję i wycisnął głośnego całusa na moim policzku. - Bardzo przyjacielsko - powiedziałam. - Mamy towarzystwo - odezwała się Eliza. Do pokoju wkroczyły trzy psy należące do rodziny Spain. Eliza chyba najbardziej z nas wszystkich kocha zwierzęta i zawsze zbiera po ulicach rozmaite zabiedzone kundle, z których trzy przylgnęły do niej na stałe. Jeden - potężny, rudy i wesoły - zwie się Olbrzym; drugi - niepozorny, czarny kundelek, który umie śpiewać, zwie się Maluch; a średni, brązowy i kudłaty, wielki psotnik, wabi się Archie. Wszystkie trzy na widok Gumba natychmiast podeszły, żeby obejrzeć z bliska dziwnego przybysza. 39 Trudno było powiedzieć, kto jest bardziej zdenerwowany: Gumbo czy psy. Gumbo wyszczerzył zęby w grymasie, który już rozpoznawałam jako wyraz zaniepokojenia lub strachu. Postanowiłam szybko zadziałać. - Popatrz, Gumbo, to są psy - powiedziałam. - Bardzo miłe. - Kazałam całej trójce siadać i pogłaskałam Olbrzyma po głowie. Wiedziałam, że jest najstateczniejszy. - A teraz spróbuj go sam pogłaskać. Podsunęłam Olbrzymowi rękę Gumba pod nos, żeby mógł ją powąchać, a potem położyłam mu ją na łbie. - Zrób to lekko i delikatnie - podkreśliłam. Gumbo pogłaskał Olbrzyma, który z niechęcią skulił uszy, ale jakoś to zniósł. -Jesteś dobrym psem - pochwaliłam go. - Dziękuję ci. Gumbo już wiedział: lubi psy. Podskakując z podniecenia, zaczął głaskać teraz Malucha tak entuzjastycznie, że musiałam go powstrzymywać, przypominając, że miał to robić delikatnie. Kiedy wziął się za Archiego, ten wysunął mu sie spod ręki i umknął na środek pokoju, zachęcając do zabawy. Gumba nie trzeba było długo namawiać. Zeskoczył z sofy i ruszył w pogoń za Archiem, który pomknął do jadalni, ujadając radośnie. - O mój Boże - jęknęła Eliza. - Zaraz go złapię - zapewniłam ją. Gumbo i Archie, porywając za sobą pozostałą dwójkę, 40 rozpoczęli szalony bieg wokół domu, poprzez kuchnię, jadalnię i salon, w górę i w dół po schodach i znów do kuchni. Gumbo pokrzykiwał wesoło do wtóru szczekania psów, a ja i Eliza pędziłyśmy za nimi, usiłując opanować sytuację. Tymczasem Abby stanęła nieruchomo na środku salonu i rozłożyła ręce. - Mam go - powiedziała. I rzeczywiście, kiedy Gumbo wtargnął jak burza do pokoju, wpadł prosto w jej ramiona. - Teraz trochę odpoczniemy - zarządziła, sadzając go na sofie, podczas gdy Eliza uspokajała psy. - Całe szczęście, że moi rodzice są dziś rano w pracy -zauważyła. - A więc, moje panie - powiedziałam, chwytając oddech - to właśnie jest Gumbo. -Jak się masz, Gumbo - powitała go oficjalnie Abby, ściskając mu rękę. Teraz, kiedy zrobiło się trochę ciszej, usłyszałam starszego brata Ełizy, Pete'a, grającego na górze na perkusji. Pete należy do zespołu Wrzaskliwa Banda. Ma trzynaście lat i jest najfajniejszym chłopakiem, jakiego znam. Eliza uważa, że mam źle w głowie, ale to dlatego, że jest jego siostrą. Cały problem w tym, że on mnie w ogóle nie zauważa i pewno nawet nie wie, jak mam na imię. Gumbo też usłyszał perkusję. Zadarł głowę, patrząc, 41 skąd napływają dźwięki. Potem zsunął się z sofy i ruszył w kierunku schodów. - Niech idzie - zdecydowała Eliza. - Sprawi Pete'owi niezłą niespodziankę. - Myślisz? - Podąża zdecydowanie za dźwiękiem perkusji. Popatrz tylko. Czekałyśmy w napięciu, co będzie. Gumbo zniknął u szczytu schodów i po chwili dudnienie umilkło. A potem rozległo się znowu. - Chodźmy - zarządziła Eliza. Skoczyłyśmy wszystkie na równe nogi i popędziłyśmy na górę, do pokoju Pete'a. Na jego stołku siedział Gumbo, grając na perkusji. Najbardziej podobały mu się talerze, bo wciąż do nich wracał, ale i bęben go pociągał. Najwyraźniej doskonale się bawił. Pete stał obok, śmiejąc się i potrząsając głową. - Ten szympans jest zupełnie niezwykły - powiedział. -Potrafi grać na perkusji! Czyj on jest? - Mój - powiedziałam skromnie. - W pewnym sensie. Pete spojrzał na mnie z zainteresowaniem. Poczułam, że robi mi się ciepło gdzieś w okolicach żołądka. - Niezły jest - powiedział Pete. - Mam go tylko na tydzień - wyjaśniłam. - Nazywa się Gumbo. 42 Tymczasem mój pupil z całej siły uderzył w talerz. - Spróbuj tego, Gumbo - powiedział Pete. Pokazał mu, jak używać pedału przy bębnie. Gumbo wyciągnął niepewnie nogę i nacisnął pedał. Rozległ się głośny dźwięk. Gumbo wrzasnął radośnie i raz i drugi zadudnił. Był tak podniecony, że zeskoczył ze stołka i okręcił się parę razy w kółko, potem znów usiadł i zaczął walić w bęben, nie zapominając przy tym o talerzach. - Nieźle - powiedział Pete z aprobatą. -Jak tak dalej pójdzie, załatwię ci gościnne występy w moim zespole. - No, dobra - przerwała Eliza, patrząc na zegarek. -Jest już prawie jedenasta. Może lepiej zacznijmy nasze spotka- - nie, bo inaczej nigdy się ono nie odbędzie. Weźmy już Gum-ba na dół. - Możecie go tu na razie zostawić - powiedział Pete, odgarniając włosy z czoła ruchem, który zawsze przyprawiał mnie o szybsze bicie serca. - Przypadł mi do gustu. Pouczę go grać na perkusji i wyślę na dół, kiedy mu się znudzi. Eliza spojrzała na mnie pytająco. - Dobrze - zgodziłam się. - Nie możesz tylko ani na chwilę spuszczać go z oka. - Nie bój bidy - uspokoił mnie Pete. Zeszłyśmy do salonu odbyć nasze zebranie. Eliza trzymała na kolanach Cudowną Czerwoną Skarpetę, co oznaczało, że w tym miesiącu ona jest prezesem naszego Klubu. 43 Cudowna Czerwona Skarpeta jest pamiątką po naszej pierwszej przygodzie i co miesiąc przechodzi do innej z nas. A w razie pilnej potrzeby nagłego zwołania zebrania należy ją wywiesić za okno. - Ogłaszam zebranie Klubu Ratowników Zwierząt za otwarte - obwieściła Eliza. - Która godzina? - spytała Molly. - Ale dokładnie. Molly protokołowała wszystko, co się działo na naszych spotkaniach. - Dziesiąta pięćdziesiąt - odpowiedziała Eliza, sprawdzając na zegarku. - Choć to nie ma większego znaczenia. - Ma znaczenie - powiedziała Molly, zapisując skrupulatnie w notesie. - Proponuję, aby pierwszym punktem programu było sprawozdanie skarbnika - ciągnęła Eliza. -Abby, ty jesteś skarbnikiem w tym miesiącu, prawda? - Tak — przyznała Abby. Ona i ja zmieniałyśmy się na stanowisku skarbnika, co było o tyle śmieszne, że najwyższa suma, jaką miałyśmy kiedykolwiek w kasie, wynosiła jeden dolar i pięćdziesiąt osiem centów. Abby zerknęła do wymiętego, poplamionego zeszytu, który z miesiąca na miesiąc sobie przekazywałyśmy. - Niech no sprawdzę... Zarobiłyśmy osiemdziesiąt cztery dolary i dwadzieścia pięć centów, sprzedając pierniczki i karmelki na rzecz schroniska dla zwierząt. Wpłaciłyśmy 44 osiemdziesiąt cztery dolary i dwadzieścia pięć centów na schronisko dla zwierząt. To daje nam bilans końcowy równy... zeru. Eliza przygryzła koniec ołówka. — Wobec tego, jak sądzę, nie ma co poświęcać zbyt wiele czasu naszym sprawom finansowym - skonstatowała. -Może uda nam się zdobyć jakieś pieniądze w przyszłym miesiącu. — Dobrze, przejdźmy do następnego punktu - zaproponowała Abby. Molly z zapałem protokołowała. — Okay - zgodziła się Eliza. - Czy mamy jakieś zaległe sprawy z tego miesiąca? — Nic, czego byśmy już nie omawiały - wtrąciłam. — Był problem tego nietoperza, którego znalazłyśmy z Abby na jej strychu, ale udało się nam wykurzyć go przez okno. — I był też teń zbłąkany pies, którego znalazłam - przypomniała nam Eliza. - Dobrze, że znalazł się właściciel po tym, jak rozkleiłyśmy z Molly ogłoszenia po całym mieście. — Bogu dzięki — powiedziałam. - Nie wiem, jak zdołałabyś upchnąć u siebie jeszcze jednego psa. — Z moich protokołów wynika - zabrała głos Molly -że ostatnie przekazanie Skarpety odbyło się dwudziestego czwartego maja. Ponieważ dzisiaj mamy dwudziesty szósty czerwca, powinna ją otrzymać następna osoba. — Czyja teraz kolej? - spytała Eliza. 45 - Lisy - odpowiedziała skrupulatna Molly. Eliza ws