15485
Szczegóły |
Tytuł |
15485 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15485 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15485 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15485 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
TERESA MEDEIROS
Pami�t
nik
Prze�o�y�a Lidia Rafa
Prolog
Londyn, 1780
Krzyk kobiety przerwa� cisz� nocy.
Nikt na ulicy nie zwr�ci� uwagi na rozpaczliwe wo�anie. Rozklekotane wozy toczy�y
si� po wyboistej drodze, sprzedawcy zachwalali swoje towary, prostytutki pr�bowa�y zwabi�
klient�w. Ch�opiec przykucn�� obok le��cej na zwini�tej ko�drze matki i podsun�� jej do ust
rdzewiej�cy czerpak.
- Napij si�, mamo - powiedzia� zach�caj�co.
Z trudem prze�kn�a male�ki �yczek. Ch�opiec niespokojnie zerkn�� na jej stercz�cy
brzuch. Wypuk�o�� zupe�nie nie pasowa�a do zwiotcza�ej sk�ry, pod kt�r� wyra�nie wida�
by�o �ebra.
Jest ju� za stara na dziecko, pomy�la� z niepokojem. Miesi�c temu sko�czy�a
dwadzie�cia osiem lat. Nagle kobieta zacz�a wi� si� z b�lu. Z�apa�a syna za r�k� i wpi�a
paznokcie w kostki. Wypu�ci� czerpak. Zacisn�� z�by i z ca�ej si�y chwyci� jej d�onie. Za
stara. Za chuda. Zbyt biedna.
Jej u�cisk s�ab�. Zm�czona krzykiem i przeszywaj�cym b�lem, popad�a w
zamroczenie. Zamilk�a. Cisza przerazi�a ch�opca jeszcze bardziej ni� j�ki cierpi�cej matki.
Czu�, �e straci�a ostatni� nadziej�. Ju� mia� ni� potrz�sn��, gdy kto� gwa�townie otworzy�
drzwi za jego plecami.
Do �rodka wtargn�� marynarz w zniszczonym ubraniu.
- Molly! - hukn��, roztaczaj�c wok� siebie intensywny zapach ginu. - Gdzie jeste�,
moja �licznotko?
Ch�opak poderwa� si� na r�wne nogi.
- Wyno� si� st�d! Jakim prawem tak si� tu rz�dzisz! Nie jeste� u siebie!
Zdziwi�y go w�asne s�owa. M�czyzna m�g� by� przecie� ojcem dziecka, pomy�la�.
Po chwili z gorycz� u�wiadomi� sobie, �e r�wnie dobrze ci��a matki mog�a by� dzie�em
tuzina innych marynarzy.
M�czyzna popatrzy� na niego bezmy�lnie. Na szcz�cie jego ot�pienie by�o
skutkiem nadu�ycia ginu, a nie butnej postawy ch�opaka.
- Bezczelny g�wniarzu! Przez dziesi�� miesi�cy by�em na morzu, nawet buziaka nie
mia� kto da�. - Odepchn�� ch�opca na bok. - Nie b�d� zazdrosny, ch�opcze. Mi�dzy nogami
Molly jest do�� miejsca dla nas obu!
Ch�opak zatrz�s� si� z gniewu. Bez namys�u chwyci� za n�, kt�ry matka zawczasu
przygotowa�a, by przeci�� p�powin�. W uszach mu szumia�o. W tym momencie s�ysza�
lubie�ne j�ki tych wszystkich m�czyzn, z kt�rymi chodzi�a do ��ka, by zarobi� na kawa�ek
chleba.
- Wyno� si�, zanim poder�n� ci gard�o - powiedzia� cicho.
Marynarz opu�ci� pi��. Widz�c gro�ne b�yski w oczach ch�opaka, nagle
wytrze�wia�. Niejeden raz zagl�da� �mierci w oczy. Od dwudziestu lat p�ywa� w Marynarce
Kr�lewskiej, stoczy� zbyt wiele bitew z piratami, by nie rozpozna�, �e dzieciak m�wi
powa�nie. W powietrzu poczu� zapach swojej krwi.
Nim zd��y� si� wycofa�, w ciemnym k�cie rozleg� si� rozdzieraj�cy, nieomal
zwierz�cy krzyk. Ch�opak odwr�ci� si� i upad� na kolana tu� przy starej ko�drze.
Zaciekawiony marynarz zerkn�� mu przez rami�. Dostrzeg� zapadni�te policzki, wy-
trzeszczone oczy i ogromny brzuch.
Poczu� nag�y skurcz �o��dka. Marynarze zwykle ch�tnie rozsiewaj� nasienie, ale
kiedy pojawiaj� si� owoce, uciekaj� na morze. Zas�oni� d�oni� usta i pospiesznie wyszed� z
cha�upy.
Instynkt podpowiada� mu, �e za chwil� b�dzie �wiadkiem nie tylko narodzin, ale i
�mierci.
- Dziecko... to ju�... - szepn�a przez zaci�ni�te usta Molly.
Ch�opiec zapomnia� o intruzie. Pospiesznie sprawdzi�, czy przygotowa� wszystko, o
co prosi�a matka. Miska z wod�, czyste szmatki, kawa�ek starego sznurka. Przera�ony,
prze�kn�� �lin� i zdj�� kap�, kt�r� by�a przykryta.
Wbi�a pi�ty w zwini�ty w nogach koc, odchyli�a g�ow� w ty� i wypi�a brzuch. W
milczeniu zagryz�a doln� warg�, a� pojawi�y si� na niej �lady krwi. Nie odezwa�a si�, dop�ki
na r�kach syna nie znalaz�o si� czerwone, pomarszczone dzieci�tko. Dopiero wtedy z jej
gard�a wyrwa�o si� westchnienie ulgi.
Cho� pos�usznie wykonywa� wszystkie polecenia matki, nie by� w stanie spojrze� na
noworodka, kt�ry sprawi� jej tyle cierpienia. Przeczuwaj�c b�l, jaki zada i jemu, ju� go
nienawidzi�. Owin�� niemowl� w stare prze�cierad�o i po�o�y� w ramionach matki.
Kiedy zobaczy�a twarz dziecka, jej usta drgn�y w ledwo zauwa�alnym u�miechu.
Widz�c to, ch�opiec zrozumia�, dlaczego jego ojciec uleg� przed laty jej urokowi.
Odwr�ci� si�, pr�buj�c unikn�� jej spojrzenia, ale zatrzyma�a go. Z�apa�a za r�kaw,
przyci�gn�a do siebie i popatrzy�a przenikliwie w oczy.
- Dobry z ciebie ch�opiec, synku. Taki jak ojciec. Zawsze o tym pami�taj.
Zamkn�� oczy. Skoro ojciec by� taki dobry, to dlaczego ich zostawi� i uciek� na
morze? Dlaczego wybra� s�one odm�ty, porzucaj�c wiern� i kochaj�c� �on�, kt�ra do dzi�
czeka na jego powr�t?
Us�ysza� ci�kie westchnienie. Podni�s� g�ow� i spojrza� na jej beznami�tn� twarz.
�al i gorycz �ciska�y mu gard�o. Pochyli� si� nad ni� i poca�owa� w ch�odne czo�o.
- Dobranoc, mamu� - szepn��, delikatnie zamykaj�c jej oczy.
Dziecko zacz�o kwili� w jej bezw�adnych ramionach. Przez chwil� patrzy� na nie z
niesmakiem, po czym wzi�� na r�ce.
Wiedzia�, �e mama by sobie tego �yczy�a. Dziecko. Nie potrafi� inaczej o nim
my�le�. Przytuli� je do piersi i ugi�y si� pod nim kolana, gdy u�wiadomi� sobie, jaka
odpowiedzialno�� na nim spoczywa.
B�dzie musia� znale�� dla niego jak�� mamk�. Z tym nie powinno by� problemu,
wszak narodziny s� dzi� r�wnie cz�ste, jak �mier�. Jego wzrok spocz�� na twarzy noworodka.
Chyba powinien go umy�. Dziecko by�o brudne, ale czy urodzi� si� tu kiedy kto czysty?
Niebawem i ten dzieciak b�dzie czarny od sadzy, jak reszta mieszka�c�w tej okolicy.
Pog�adzi� palcem policzek male�stwa. Jakim cudem z brzucha chudej i g�odnej matki
mog�o wyj�� co� tak pulchnego? Niemowl� spojrza�o na niego, ich oczy spotka�y si�.
Ciekawo�� przezwyci�y�a niech�� i ch�opiec rozchyli� szmatk�.
U�miechn�� si�, rozbawiony doskona�o�ci� budowy miniaturowego cz�owieczka.
- No, ch�opcze, wszystko masz na swoim miejscu.
Ch�opcze. Ch�opczyk. Braciszek.
Jego braciszek. Nagle poczu�, �e pragnie zaopiekowa� si� tym bezbronnym
male�stwem. Biedactwo, ma�a sierota. W oczach ch�opca stan�y �zy. Otar� je r�kawem. On
przynajmniej mia� ojca, kt�ry da� mu nazwisko. Ten ma�y nie ma nikogo poza nim.
Z ulicy dobiega� g�o�ny �miech pijak�w. Ch�opiec czu�, �e ani chwili d�u�ej nie
wytrzyma w jednym pomieszczeniu z martwym cia�em, kt�re kiedy� by�o jego matk�.
Przytuli� dziecko do piersi, wsta� z kolan i nie zwa�aj�c na to, �e zapad�a ju� noc, wyszed� na
ulic�.
Nikt nie zwr�ci� na niego najmniejszej uwagi, kiedy bieg� brukowan� uliczk�,
szukaj�c miejsca, w kt�rym m�g�by zmy� z siebie zapach �mierci. Maszty statk�w
cumuj�cych w porcie zdawa�y si� wzywa� go niczym latarnia morska zagubionych �eglarzy.
Kl�cz�c na mokrym pok�adzie zastanawia� si�, czym morze przyci�gn�o jego ojca.
Czy �piewem syren? A mo�e pie�ni� �agodnie uderzaj�cych o burt� fal?
Wiedzia�, co ma robi�. Musi zabra� ma�ego braciszka jak najdalej od tego miejsca.
Zamieszkaj� tam, gdzie zapachu morza nie m�ci od�r brudnej rzeki.
Odkry� szmat� i jeszcze raz spojrza� na twarzyczk� male�stwa, kt�re B�g odda� mu pod
opiek�.
- Zabior� ci� st�d - szepn��. - Przysi�gam, znajd� miejsce, gdzie obaj b�dziemy mogli
swobodnie oddycha�.
Malutka pi�stka u�miechni�tego noworodka trafi�a go prosto w nos. Ch�opiec odrzuci�
g�ow� w ty� i roze�mia� si�, na moment zapominaj�c o z�ych przeczuciach.
Cz��
pierwsza
1
Kana� La Manche, 1802
Powiadaj�, �e to duch kapitana Kidda m�ci si� na zdrajcach.
Lucy Snow podnios�a g�ow� znad ksi��ki. Krwawe opowie�ci �eglarzy okaza�y si�
ciekawsze od lektury, w kt�r� na drog� zaopatrzy� j� ojciec: Lord Haweli, geniusz
wsp�czesnego �eglarstwa, wydana skromnym nak�adem autora. Zapadaj�cy zmierzch i tak
uniemo�liwia� czytanie.
Brodaty m�czyzna, nie�wiadomy jej badawczego wzroku, opar� si� o burt�. Pok�ad
HMS �Tiberiusa" skrzypia� jednostajnie. Pasjonuj�ca historia wci�gn�a grup� marynarzy i
m�odziutkiego stewarda.
- Nikt go nigdy nie widzia�, a tych, co widzieli, nie ma ju� mi�dzy �ywymi. Pono�
jednym spojrzeniem zmiata cz�eka z pok�adu, niczym piorun kulisty. Tak, tak... kapitan Doom
to bezwzgl�dny bandyta.
Lucy prychn�a szyderczo. Kapitan Doom, mityczny pirat, zaczyna� przypomina�
bohatera gotyckich horror�w, jakimi zaczytywa�a si� Sylvie, c�rka lorda Howella.
Jeden z marynarzy by� podobnego zdania co ona. Lucy zmarszczy�a nos, kiedy
wyplu� prze�ut� tabak� na �wie�o wyszorowany pok�ad fregaty.
- Nie wydziwiaj. S�ysza�em t� histori�, to� to pijackie gadanie. Na tych wodach od
siedemdziesi�ciu pi�ciu lat nikt nie widzia� �adnych pirat�w -powiedzia�, przekrzywiaj�c
zawadiacko czapk�. - Dzi� nie ma ju� takiego bezprawia jak za czas�w kapitana Kidda. A ten
�otr od razu by wpad� w �apy Stra�y Kana�owej. Lucy nie przytakn�a tylko dlatego, �e ojciec
zawsze jej powtarza�, i� nie nale�y wtr�ca� si� do prywatnych rozm�w. Wojna z Francj�
zako�czy�a si� niepewnym rozejmem. Cho� znad rosn�cego w pot�g� imperium Napoleona
wia� spokojny wiatr, marynarka kr�lewska by�a coraz bardziej zdesperowana. Legendarny
kapitan Doom musia�by by� albo ryzykantem, albo szale�cem, by wystawia� si� na cel
marynarzom, kt�rzy a� si� palili do wojenki.
- No, chyba �e on naprawd� jest duchem - szepn�� z przej�ciem steward. - Taki to nie
ma nic do stracenia. Absolutnie.
Mimo �e nie wierzy�a w tak� mo�liwo��. Lucy zadr�a�a. Otuli�a si� szalem. Lucinda,
ludzie morza s� przes�dni, ale ty masz przecie� sw�j rozum, us�ysza�a w duszy s�owa
admira�a. Po raz pierwszy jego surowy g�os nie sprawi� jej przykro�ci, tylko podni�s� na
duchu.
Marynarz w zniszczonej kurtce wyj�� z kieszeni fajk� z wielorybiej ko�ci. Kiedy j�
zapala�, na jego wysmaganej wiatrem twarzy igra�y cienie rzucane przez p�on�c� zapa�k�.
- Widzia�em go - powiedzia� ch�odno. Wszyscy, ��cznie z Lucy, spojrzeli na niego z
zainteresowaniem. - Z bocianiego gniazda. By� wiecz�r, spokojny, tak jak dzi�. Wko�o nic,
tylko morze i niebo. Nagle, ni st�d, ni zow�d, na horyzoncie pojawi� si� ten szkuner, jakby go
piek�o wyrzuci�o ze swoich czelu�ci.
Lucy otworzy�a szeroko oczy.
- W tym momencie odebra�o mi mow�. Nie mog�em ruszy� nawet ma�ym palcem.
Widok zmrozi� mi krew w �y�ach. Zanim zd��y�em otworzy� g�b� i ostrzec za�og�, statek
znikn�� tak nagle, jak si� pojawi�. Morze go zabra�o, a nie zerwa�a si� przy tym nawet jedna
fala. W �yciu czego� takiego nie widzia�em. - Marynarz otrz�sn�� si� nerwowo. - I mam
nadziej� ju� nie zobaczy�.
Cisz� m�ci�o jedynie miarowe skrzypienie maszt�w i �opot �agli na wietrze.
Zas�uchani w niesamowit� opowie��, nie zauwa�yli, �e zapad� zmrok. Znad czarnej wody,
niczym mityczny potw�r, pe�z�a g�sta mg�a. Lucy dostrzeg�a, �e jeden z marynarzy, zerkn��
przez rami�, po czym niepewnie nakre�li� na piersi znak krzy�a. Wszyscy m�czy�ni w jednej
chwili zacz�li m�wi�, jak gdyby w ten spos�b pr�bowali zag�uszy� z�e przeczucia.
- Podobno na cia�ach ofiar zostawia sw�j znak. To diabe�.
- Ludzie powiadaj�, �e nie znosi j�ku ofiar. Pono� dziewce, co to nie przestawa�a
krzycze�, zaszy� usta dratw�.
- S�ysza�em, �e jednym uderzeniem tasaka przepo�owi� dwumetrowego ch�opa.
M�ody marynarz, kt�ry jeszcze niedawno w�tpi� w istnienie legendarnego kapitana,
u�miechn�� si� z drwin�.
- Id� o zak�ad, �e to nic w por�wnaniu z tym, co robi z kobietami. M�j znajomek
przysi�g�, �e kapitan Doom w ci�gu jednej nocy zgwa�ci� dziesi�� dziewic.
- Eee tam - parskn�� w�a�ciciel fajki. - Mnie te� si� trafi�o co� takiego, kiedy
przybili�my do portu po siedmiu miesi�cach na morzu.
M�ody m�czyzna szturchn�� go w bok.
- Tak, ale te twoje pewnie od dawna nie by�y dziewicami, co?
Marynarze wybuchli �miechem. Lucy z oci�ganiem uzna�a, �e lepiej b�dzie, je�li
wyjdzie z ukrycia i przypomni im o swojej obecno�ci, nim dowie si� ca�ej prawdy o
romantycznej naturze wilk�w morskich. Podnios�a si� ze zwoju lin, na kt�rych siedzia�a, i
podesz�a do grupy. Na jej widok m�czy�ni zamarli w bezruchu, jak gdyby ujrzeli samego
admira�a, sir Luciena Snowa.
Lucy nie by�a zaskoczona. Odk�d podros�a na tyle, by samodzielnie wdrapa� si� na
trap, zd��y�a przywykn�� do takich reakcji. Wszak ojciec zawsze by� najbardziej
uwielbianym admira�em w marynarce Jego Kr�lewskiej Mo�ci.
U�miechn�a si� �yczliwie.
- Dobry wiecz�r, panowie. Mam nadziej�, �e nie przeszkodzi�am w pasjonuj�cej
dyskusji o zaletach piractwa. Prosz� sobie nie przerywa� - zwr�ci�a si� do m�odego
marynarza, kt�ry mimo silnej opalenizny zaczerwieni� si� po czubki uszu. - Sir, zdaje si�, �e
zamierza� si� pan podzieli� domys�ami na temat podboj�w mi�osnych kapitana Dooma.
Jeden z m�czyzn chrz�kn�� znacz�co. Marynarz zdj�� czapk� i zacz�� j� gnie�� w
d�oniach.
- P-p-panno Snow... - wyj�ka�. - Nie wiedzia�em, �e panienka jest w pobli�u. Nasza
rozmowa nie bardzo nadaje si� dla uszu damy.
- A zatem zdaje si�, �e trzeba b�dzie pana powiesi� za burt�.
Ch�opak nerwowo prze�kn�� �lin�. Lucy westchn�a. Nie wiedzie� czemu prawie
wszyscy mieli problem z rozpoznaniem jej �art�w. Wiedzia�a, �e wi�kszo�� znajomych
uwa�a j� za osob� ca�kowicie pozbawion� poczucia humoru. Nikt nie dostrzega�, �e los
pob�ogos�awi� j� wyj�tkowym poczuciem absurdu. Marynarz w zniszczonej kurtce zrobi� krok
w jej kierunku, jak gdyby obawia� si�, �e Lucy lada moment zdejmie z szyi delikatny szal i
zrobi z niego p�tl�.
- Panienka pozwoli, �e odprowadz� panienk� do kajuty. Takiej damie nic przystoi
kr�ci� si� po zmierzchu po pok�adzie.
To powiedziawszy, poda� jej rami�. Lucy wyczu�a w jego s�owach nut� wy�szo�ci.
- Nie, dzi�kuj� - odpar�a ch�odno. - Zaryzykuj� spotkanie z kapitanem Doomem.
Podnios�a dumnie g�ow� i oddali�a si�, ignoruj�c ich szepty. Zamiast uda� si� do
kajuty, z wrodzonej przekory skierowa�a si� w stron� rufy.
Przez chwil� waha�a si�, patrz�c na tom wspomnie� lorda Howella, ale w ko�cu
rzuci�a je do spienionego morza. Oprawiona w sk�r� ksi�ga natychmiast zaton�a.
- Wybacz, Sylvie - szepn�a do nieobecnej przyjaci�ki.
Lord Howell nigdy nie by� bliskim przyjacielem ojca. Zdaje si�, �e admira� poleci�
jej lektur� tylko ze wzgl�du na pochlebny, o ile nie przesadzony, opis jego w�asnych
bohaterskich wyczyn�w podczas ameryka�sko-angielskiej rebelii.
Zastanawia�a si�, jak ojciec znosi �eglug� drog� �r�dl�dow�. Odk�d sze�� lat temu
rana nogi zmusi�a go do przej�cia w stan spoczynku, admira� nie przepu�ci� �adnej okazji, by
wr�ci� na pok�ad, cho�by nawet mia�a to by� wycieczka turystyczna z letniej rezydencji w
Kornwalii do skromnej posiad�o�ci w Chelsea nad brzegiem Tamizy.
Otuli�a si� szalem. Kapry�ni londy�czycy bojkotowali wszystko, co pochodzi�o z
Francji, z wyj�tkiem mody. Okaza�o si�, �e cienka sp�dnica i lekki p�aszczyk nie chroni�
przed podmuchami wiatru od Morza P�nocnego. Lucy wola�a jednak ch��d ni� duszn� i
ciasn� kajut�, w kt�rej o jej losie decydowali wsp�pasa�erowie. Je�li zostanie na pok�adzie
wystarczaj�co d�ugo, by� mo�e na wp� g�ucha matka kapitana uda si� na spoczynek i tym
samym zaoszcz�dzi jej swojego towarzystwa przy stole podczas kolacji.
Lucy lubi�a wieczorne spacery po pok�adzie, jednak tym razem nie znalaz�a tam
upragnionego spokoju. Rytmiczne pokrzykiwania z maszynowni, kt�re zazwyczaj koi�y
nerwy, dzi� wydawa�y si� niewyra�ne, dziwnie odleg�e.
Zmarszczy�a brwi i obliza�a s�one usta. Przy pogodzie takiej jak tego wieczoru
zwykle dok�adnie s�ycha� wszelkie odg�osy, tymczasem noc by�a zadziwiaj�co cicha, jak
gdyby morze powstrzymywa�o oddech. Lucy wyt�a�a wzrok, jednak we mgle wida� by�o
jedynie, jak wschodz�cy ksi�yc flirtuje z chmurami.
Przez cienki mu�lin sukienki czu�a ch��d nocy. Nie mog�a przesta� my�le� o
niesamowitych opowie�ciach o kapitanie Doomie. W taki wiecz�r nie trzeba mie� zbyt
wybuja�ej wyobra�ni, by na horyzoncie ujrze� statek piracki. Lucy gotowa by�a przysi�c, �e
s�yszy pie�� zemsty zdradzonych �eglarzy i dudni�cy odg�os dzwonu, kt�ry przypiecz�tuje jej
los.
Wstrz�sn�� ni� dreszcz. Wyobrazi�a sobie, co powiedzia�by admira�, gdyby przy�apa�
j� na rozmowach z za�og�.
Ju� mia�a wraca� do swojej kajuty, gdy k�tem oka dostrzeg�a co� dziwnego. Nagle
zza zas�ony ciemno�ci wy�oni� si� statek widmo.
Przez moment serce Lucy bi�o jak oszala�e, by po chwili prawie si� zatrzyma�.
Czu�a, �e pod�oga usuwa jej si� spod n�g. Chwyci�a si� burty. Szal zsun�� si� z jej szyi i
upad� na deski pok�adu.
Ksi�yc, kt�ry w tym momencie wy�oni� si� zza chmur, o�wietli� przecinaj�cy tafl�
wody szkuner. Maszty spowite by�y mg��, olinowanie przypomina�o olbrzymi� sie� paj�cz�,
wiatr wydyma� czarne �agle. Statek p�yn�� zupe�nie bezszelestnie, nie pali�a si� �adna latarnia,
na pok�adzie nie by�o �ladu �ycia.
Lucy zamar�a ze strachu. Cho� silny wiatr rozwiewa� jej w�osy i porusza� �agle
statku widma, ogarn�o j� przedziwne wra�enie, �e znajduje si� w zupe�nej pr�ni. Nie by�a w
stanie zebra� my�li. Nie mog�a oddycha�. Ani krzycze�.
I wtedy zobaczy�a bander�, powiewaj�c� na najwy�szym maszcie - na czarnym tle
bia�a d�o� zaci�ni�ta na krwawi�cym sercu. Skrzy�owa�a r�ce na piersi, jak gdyby chcia�a
upewni� si�, �e to nie jest jej serce. Je�li jest jedynym �wiadkiem tego niesamowitego
zjawiska, ponura wiadomo�� z pewno�ci� przeznaczona jest dla niej.
Statek widmo zbli�a� si� z pora�aj�cym dostoje�stwem. Lucy przypomnia�a sobie
s�owa marynarza. Zacisn�a powieki, przekonana, �e gdy je otworzy, widmo zniknie.
Nieokre�lona t�sknota �cisn�a jej gard�o. Cho� w spokojnym, pouk�adanym �yciu, jakie
wiod�a, nie by�o miejsca na takie fantazje, nieziemsko pi�kny widok poruszy� jej dusz�.
Wystrza� z armaty przerwa� cisz� nocy. Lucy ze zdziwieniem otworzy�a oczy. Oto
statek widmo najzwyczajniej w �wiecie wys�a� w ich stron� sygna� wzywaj�cy do poddania
si�.
2
B�ysk towarzysz�cy wystrza�owi na sekund� o�wietli� dzi�b, na kt�rym Lucy
dostrzeg�a nazw� statku: �Retribution".
Na pok�adzie �Tiberiusa" zawrza�o. Rozpocz�a si� nerwowa bieganina. Za�oga w
panice na zmian� to wo�a�a na alarm, to domaga�a si�, by podda� statek. Lucy by�a tak
zaskoczona, �e nie mog�a si� poruszy�. Nagle na ramieniu poczu�a czyj�� d�o�. M�ody
marynarz, kt�ry jeszcze niedawno w�tpi� w istnienie kapitana Dooma, odci�gn�� j� od burty
ze �mia�o�ci�, na jak� w innych okoliczno�ciach nigdy by sobie nie pozwoli�.
- Lepiej niech si� panienka schowa w kajucie. Tu za chwil� b�dzie gor�co. - Ch�opak
by� blady jak �ciana.
Lucy pos�usznie posz�a w kierunku zej�ci�wki. Schodz�c w�skim korytarzem pod
pok�ad, w duchu dzi�kowa�a Bogu, �e nie mia�a na sobie ci�kiej sukni z roz�o�ystymi
halkami.
Ledwie zatrzasn�a za sob� drzwi kajuty, statkiem wstrz�sn�� wystrza� armatni. Lucy
upad�a na kolana i zas�oni�a uszy, pr�buj�c powstrzyma� si� od krzyku. Kiedy�, jako dziecko,
biegaj�c po ogrodzie, zapl�ta�a si� w olbrzymi� paj�cz� sie�. Wpad�a w histeri�. Ma�ymi
r�czkami zdejmowa�a z twarzy lepkie niteczki i krzycza�a jak op�tana. Czu�a, �e teraz zn�w
ogarniaj� ta sama bezsilno�� i strach. Nie mog�a tego znie��. Odebrano jej kontrol� nad
w�asnym losem. Czu�a si� jak zwierz� z�apane w pu�apk�.
Podczas gdy admira� spokojnie patrzy�, jak c�rka, wystraszona, smarka w r�kaw
p�aszczyka, s�u��cy cierpliwie wypl�tywa� z jej w�os�w paj�czyn�. Nigdy nie zapomni tego,
co ojciec wtedy powiedzia�: �Ma�y g�uptas. Histeryzuje tak jak jej matka. Od razu wida�, �e
to Francuzka".
Lucy opu�ci�a zaci�ni�te d�onie. Wyprostowa�a si�. Ona, Lucinda Snow, c�rka
admira�a, sir Luciena Snowa, nie pozwoli, by jaki� �mieszny duch wp�dza� j� w histeri�.
Nag�y przyp�yw zdrowego rozs�dku nakaza� jej zajrze� do walizy w poszukiwaniu
czego�, co mog�oby pos�u�y� jako bro�. Okaza�o si�, �e jedynie no�yk z ko�ci s�oniowej do
otwierania list�w nadaje si� do takiego celu. Zdj�a buty, by nie zdradzi� jej stukot obcas�w, i
wsun�a no�yk za po�czoch�. Wzi�a do r�ki ma�� latarenk� i ukry�a si� za waliz�.
Na korytarzu s�ycha� by�o m�skie g�osy rzucaj�ce najgorsze pogr�ki. Pok�ad a�
dudni� od tupotu ci�kich but�w. Lucy zacisn�a dzwoni�ce z�by. Uchwyt latarenki wrzyna�
jej si� w d�o�. Czu�a, �e w ten spos�b si� nie uratuje. Od dziecka wiedzia�a, �e po�ar na statku
to najwi�ksze z mo�liwych niebezpiecze�stw. Umrze straszliw� �mierci�, ale wcze�niej rzuci
latarenk� w napastnika.
Drzwi do kajuty otwar�y si� z �oskotem i do �rodka wtoczy�a si� olbrzymia,
bezkszta�tna posta�. Zdawa�o si�, �e lada moment Lucy b�dzie musia�a zrealizowa� sw�j
makabryczny plan, jednak w ostatniej chwili zdmuchn�a p�omie� i zamkn�a oczy, naiwnie
licz�c, �e opryszek jej nie zauwa�y.
Jej nadzieja przysn�a niczym ba�ka mydlana, gdy nagle kto� zakneblowa� jej usta, a
na g�ow� zarzuci� wilgotny worek.
Niech to wszyscy diabli porw�!
Kapitan Doom rzuca� przekle�stwa straszliwsze ni� wystrza�y armatnie. Deski
skrzypia�y miarowo, gdy w�ciek�y przemierza� pok�ad. Cho� statek ko�ysa� si� na falach,
kapitan ani razu nie straci� r�wnowagi, ani razu si� nie potkn��. Gdyby jego wrogowie ujrzeli
go w tym momencie, umarliby ze strachu, przekonani, �e zaraz zacznie miota� piorunami.
- Jak mog�e� sprowadzi� na pok�ad kobiet�? � Zr�cznie uchyli� si� przed ko�ysz�cym
si� �aglem. - Wiesz, �e Tam i Pudge s� przes�dni. Je�li si� o tym dowiedz�, gotowi skoczy� w
morze.
Olbrzym o ciemnej od s�o�ca i wiatru sk�rze zdawa� si� nie przejmowa� jego furi�.
Tylko kto�, kto dobrze zna� kapitana, m�g� wyczu� nut� sarkazmu w jego melodyjnym,
niskim g�osie.
- Sir, czy mam przynie�� bat, �eby mnie pan wych�osta�?
- Nic dra�nij mnie - warkn�� kapitan. - Powinienem by� pozwoli�, by ci� powiesili,
wtedy w San Domingo.
Doom pochyli� g�ow� dok�adnie w momencie, gdy tu� nad nim przesun�a si� lina
fokmasztu. Id�cy tu� za nim marynarz przykucn��.
Kapitan drapa� si� po brodzie.
- Do cholery, chyba sp�dzi�e� na morzu zbyt du�o czasu! Nie zauwa�y�e�, �e to
kobieta?
- Kr�ci�a si� jak szczur. W dotyku by�a delikatna. My�la�em, �e admira� tak zmi�k�,
odk�d przeszed� w stan spoczynku. Jak zgnita brzoskwinia.
- Chyba tobie g�owa gnije.
- Na drzwiach kajuty by�o wszak dok�adnie to nazwisko, o kt�rym pan m�wi�, sir:
L-U-C, kropka, S-N-O-W.
Doom mia� ochot� skl�� go za to, �e umie czyta�. Pokiwa� g�ow� z dezaprobat� i
ruszy� w kierunku �adowni.
- Je�li to kto� wa�ny, zaraz b�dziemy mie� na karku ca�� Stra� Kana�ow�. Nie
mog�e� jej zapyta�, jak si� nazywa?
- Pan wybaczy, sir, ale Kevin zaj�� nasz� kajut�. A poza tym to pan pono� lubi si�
zn�ca� nad niewinnymi dziewicami.
Doom rzuci� mu ponure spojrzenie. Zatrzymali si� przed zaryglowanymi od
zewn�trz drzwiami.
- Pewnie zaniem�wi�a ze strachu. Angielskiej dziewicy wystarczy, �e ci� raz
zobaczy, by zacz�y j� prze�ladowa� koszmary.
Towarzysz wyszczerzy� w u�miechu z�by. Jego �ysina po�yskiwa�a niczym lustro.
Przez u�amek sekundy kapitan dostrzeg� w niej nawet w�asne odbicie. Cho� nie by�o
cz�owieka, kt�rego Doom ch�tniej widzia�by u swego boku w czasie bitwy, teraz mia� ochot�
udusi� go go�ymi r�kami.
Doom przyg�adzi� palcami zmierzwione w�osy i zdawa�oby si�, przypadkowym
gestem poprawi� koszul�.
- B�dzie j� pan przes�uchiwa� czy uwodzi�? - zapyta� z przek�sem marynarz.
- Jeszcze nie wiem. Mo�e jedno i drugie, a mo�e zrobi� co� ca�kiem innego. -Na
twarzy kapitana nie by�o �ladu rozbawienia. Ponury grymas jego ust zastanowi�by nawet tych
najbardziej w�tpi�cych w jego legend�. - Zrobi� wszystko, co b�dzie trzeba, by si�
dowiedzie�, dlaczego szlachetny admira� Snow ukrywa� w swojej kajucie kobiet�.
Doom odsun�� prowizoryczn� zasuw�, przekr�ci� w zamku klucz i wszed� do
swojego gabinetu.
To jeszcze dziecko, pomy�la� ze zgroz�. Jego towarzysz uprowadzi� ma��
dziewczynk�.
Okaza�o si� jednak, �e si� myli�. To nie wzrost, ale obra�ona mina i zachowanie
porwanej sprawia�y, �e wygl�da�a na nie wi�cej ni� dwana�cie lat. Siedzia�a sztywno na
krze�le, udaj�c, �e nie przeszkadza jej fakt, i� ma zwi�zane r�ce i nogi.
Ba� si�, by dziewczyna nie wpad�a w histeri�. Cho� by�a blada, na jej policzkach nie
by�o �ladu �ez. Nie widzia� jej oczu, bo zas�oniono je jedwabn� przepask�. Wyd�a usta, jak
gdyby nudzi�a j� ta sytuacja. Od razu zauwa�y�, �e usilnie stara si� ignorowa� jego obecno��.
Bawi�o go to, ale i troch� irytowa�o.
Dok�adnie si� jej przyjrza�. Jego towarzysz wida� nie skorzysta� z okazji, bo jedynie
jej proste blond w�osy, opadaj�ce na plecy, by�y w nie�adzie.
Doom skrzywi� si� z niesmakiem. Niepokoi� go jej idiotyczny str�j. Czy�by ch�opcy
wyci�gn�li j� prosto z koi? Przecie� w ci�gu tych sze�ciu lat moda nie mog�a zmieni� si� a�
tak drastycznie. Kiedy� dok�adnie zna� ka�d� koronk�, haftk� i guziczek damskiej toalety.
Tymczasem suknia tej kobiety bezwstydnie pozbawiona by�a tych przeszk�d.
Cienka, niczym gaza sp�dnica przylega�a do jej rozchylonych n�g, przezroczysta halka z
pewno�ci� mia�a prowokowa� m�czyzn, a nie zas�ania� widoki. Drobne stopy ukryte by�y w
b��kitnych jedwabnych po�czochach. Pod stanikiem sukienki pr�y�y si� zgrabne piersi, tym
wyra�niej zarysowane, �e dziewczynie zwi�zano z ty�u r�ce. Wzrok Dooma zatrzyma� si� w
tym miejscu na d�u�ej. Myli� si� jego towarzysz, twierdz�c, �e jest mi�kka jak gnij�ca
brzoskwinia. Ona by�a �wie�� brzoskwini�. Dojrza�� i soczyst�.
Jego cia�o gwa�townie zareagowa�o na ten widok. Mo�e ona i przypomina dziecko,
ale on zdecydowanie czu� si� m�czyzn�. Zaalarmowany niespodziewanym kierunkiem, w
jakim pod��y�y jego my�li, podszed� do barku w nadziei, �e znajdzie tam ukojenie dla
rozbudzonej nami�tno�ci. Nala� sobie brandy.
Wytar� d�oni� usta, z trudem powstrzymuj�c si� przed ukaraniem jej za w�asn�
s�abo��, jednak bezsilno�� dziewczyny sprawi�a, �e opanowa� z�o��.
Odstawi� szklank�. Zadanie wymaga�o, by przybra� poz� pozbawionego uczu� i
skrupu��w �ajdaka. W twardym sercu kapitana Dooma nie by�o miejsca na wsp�czucie i
nami�tno��. Szczeg�lnie gdy w gr� wchodzi�a dziwka Luciena Snowa.
Sta� tu� przed ni�. R�ce trzyma� z�o�one z ty�u, stopy w rozkroku. Milcza�. Z lekkim
rozbawieniem zauwa�y�, �e si� zarumieni�a. Przysi�g�by, �e powodem nie by� strach, lecz
gniew.
Kiedy m�czyzna przekroczy� pr�g kajuty, Lucy wiedzia�a, �e b�d� k�opoty. Od razu
domy�li�a si�, �e to nie on j� pojma�. Tamten mia� delikatne d�onie i mi�y g�os, by� uprzejmy,
jak gdyby chcia� przeprosi�, �e j� wystraszy�.
Ten, kt�ry teraz przed ni� sta�, nie zamierza� przeprasza�. Wok� tego m�czyzny
g�stnia�o powietrze. Lucy czu�a, �e kapitan Doom to nie �aden duch, tylko prawdziwy
cz�owiek z krwi i ko�ci.
Poniewa� ograniczono jej mo�liwo�� obserwowania, Lucy wyostrzy�y si� pozosta�e
zmys�y. Dok�adnie s�ysza�a ka�dy jego oddech, jej nozdrza bezb��dnie zidentyfikowa�y niezwyk��
mieszanin� aromat�w - s�l, brandy i naturalny ostry zapach m�czyzny. Pachnia� jak drapie�nik.
Wiedzia�a, �e przegra, gdy pozwoli, by wyczu� jej strach.
W pierwszym odruchu wpad�a w panik�. Na szcz�cie teraz zamiast przera�enia,
przepe�nia� j� gniew. By�a oburzona, bo zwi�zano j� niczym g� na Bo�e Narodzenie. Z pocz�tku,
kiedy wszed� do kajuty, postanowi�a milcze�, by nie zdradzi� jej dr��cy g�os. Teraz powodowa� ni�
zwyczajny up�r. Nie przerwie tej niezno�nej ciszy.
Plecy proste, Lucindo, us�ysza�a w duszy s�owa admira�a. Stopy razem, sied� jak ma�a
dama.
Niestety, to nie by�o mo�liwe. Jej stopy przywi�zano do n�g krzes�a. By�a zupe�nie
bezsilna, nie mog�a si� poruszy�. Zawstydzi�a si�, przypomniawszy sobie upomnienie ojca.
Czu�a na twarzy spojrzenie obcego m�czyzny, ale nie odwr�ci�a g�owy. Zaci�ni�te
szcz�ki zaczyna�y j� ju� bole�. Wyobra�a�a go sobie, jak stoi w rozkroku, na wprost niej.
- Nazwisko.
Lucy poderwa�a si�, jak gdyby j� uderzy�. On nie zapyta� ojej nazwisko, on po prostu ��da�
odpowiedzi. Gdyby r�wnie w�adczym tonem za��da� od niej duszy, nie potrafi�aby mu odm�wi�.
- Lucinda Snow - odpar�a ch�odno. - Przyjaciele nazywaj� mnie Lucy, ale ze wzgl�du na
okoliczno�ci, my�l�, �e pan powinien zwraca� si� do mnie panno Snow.
Przez kilka chwili milcza�, jednak wida� by�o, �e ta informacja zrobi�a na nim wra�enie.
W miejscu t�umionej agresji pojawi�o si� dzikie zadowolenie. Lucy obawia�a si�, �e ta
zmiana mo�e przynie�� jeszcze gorsze skutki.
- Panna Snow? - odezwa� si� w ko�cu. - Czy mam rozumie�, �e nie ma �adnego pana
Snowa, kt�ry umiera�by z niepokoju po pani znikni�ciu?
G�os mia� by� ostry, a jednocze�nie �agodny. Przesz�y j� dreszcze, cho�
podejrzewa�a, �e jego surowo�� by�a jedynie mask�. Modli�a si�, by nic dostrzeg� jej reakcji.
- Admira�, sir Snow, to m�j ojciec. Zapewniam pana, �e kiedy dowie si�, �e
zosta�am porwana przez pirat�w, nie b�dzie umiera� z niepokoju, tylko natychmiast podejmie
odpowiednie dzia�ania.
- Ach tak, godny przeciwnik. - Zaniepokoi�o j� jego zadowolenie.
Zacz�� wok� niej kr��y�. Jego miarowe kroki dra�ni�y j� jeszcze bardziej ni� to, �e
nie potrafi�a zlokalizowa�, w kt�rym miejscu stoi. Na pewno si� jej przygl�da�, zastanawiaj�c
si�, jak zaatakowa�.
Strach sprawi�, �e straci�a zimn� krew.
- S�ysza�am o pa�skich tch�rzliwych praktykach, kapitanie. Wiem, �e pa�skimi
ulubionymi przeciwnikami s� niewinne dzieci, kt�re si� boj� duch�w, oraz bezbronne
kobiety.
Za jej plecami zaskrzypia�a deska. Lucy zn�w si� wystraszy�a. Gdyby jej teraz
dotkn��, z pewno�ci� wybuchn�aby p�aczem. Pochyli� si� nad ni�. Us�ysza�a jego ironiczny
szept.
- A pani, panno Snow? Jest pani niewinna czy bezbronna? A mo�e jedno i drugie? -
Nie odpowiedzia�a na prowokacj�, wi�c zacz�� znowu kr��y� po kajucie. - Zazwyczaj osoby
porwane przez pirat�w krzycz� i p�acz�. Dlaczego pani tego nie robi?
Lucy nie przyzna�a si�, �e boi si�, by nie ozdobi� jej twarzy czaszk� i
skrzy�owanymi piszczelami.
- Gdyby krzyk m�g� mi w czym� pom�c, pewnie nadal mia�abym zakneblowane
usta. Z ko�ysania statku wnosz�, �e rozwijamy pe�n� pr�dko��, by umkn�� po�cigowi. A co
do �ez, to uwa�am, �e s� nieskuteczne.
- Och, to niezwyk�e. - Nie by�a pewna, czy z niej kpi, czy rzeczywi�cie j� podziwia.
- Inteligencja i logika, na dodatek w tak uroczym opakowaniu. Prosz� powiedzie�, czy tatu�
zawsze pozwala pani samotnie podr�owa�? M�ode damy zwykle p�ywaj� po morzach pod
opiek� przyzwoitki. Czy�by szanowny papa nie dba� o pani reputacj�?
Lucy omal nie wykrzykn�a, �e ojciec dba wy��cznie o jej reputacj�, ale w ostatniej
chwili si� pohamowa�a. Wyjawianie bolesnej prawdy obcemu cz�owiekowi to jak sypanie soli
na �wie�e rany.
- Towarzyszy�a mi matka kapitana. - No i na wiele si� to nie zda�o, doda�a w
my�lach Lucy. Niedo��na staruszka pewnie przespa�a w najlepsze ca�y napad. - Kapitan
�Tiberiusa" jest serdecznym przyjacielem mojego ojca. Zna mnie od dziecka. Mo�e mi pan
wierzy�: gdyby kto� z jego za�ogi zniewa�y� mnie cho�by niew�a�ciwym spojrzeniem,
zosta�by wych�ostany.
- Zapewne dla pani rozrywki.
Lucy skrzywi�a si� na tak� uwag�.
- W przeciwie�stwie do pana, ja nie znajduj� przyjemno�ci w torturowaniu
niewinnych os�b - odpar�a s�odko.
- Rozumiem, panno Snow. Zdaje si�, �e nie jest pani tak bezbronna, jak s�dzi�em.
Gdybym mia� jeszcze tak� pewno�� co do pani niewinno�ci...
Niedopowiedziana gro�ba zawis�a nad g�ow� Lucy. W ostatniej chwili powstrzyma�a
si� od komentarza. Z trudem hamowa�a si� przed wyg�oszeniem cierpkich uwag, cisn�cych
si� jej na usta. Nigdy mu tego nie zapomni. Nie do��, �e jest panem jej �ycia, to jeszcze �mie
w�tpi� w jej cnot�.
Zacz�� kr��y�, a jego g�os zdawa� si� oplata� j� niczym niewidzialna paj�czyna.
- Mo�e zechce mi pani wyt�umaczy�, czemu� to tatu� odm�wi� sobie przyjemno�ci
towarzyszenia pani podczas podr�y.
- Ojciec rozchorowa� si� przed wyjazdem z Kornwalii. Grypa �o��dka. Uzna�, �e nie
powinnam z jego powodu przerywa� rejsu. Sam obawia� si�, �e podr� morska jedynie
pogorszy jego stan.
- C� za przewiduj�cy cz�owiek. Ten rejs m�g� okaza� si� dla niego �miertelny. A
co spowodowa�o t� niestrawno��? Zbyt du�o herbaty? Zepsuty �led�?
Lucy pokr�ci�a g�ow�.
- Niestety, nie wiem. Podczas �niadania ojciec jak zwykle czyta� �Timesa". Nagle
zblad�, przeprosi� wszystkich i wyszed�. P�niej poinformowa�, �e postanowi� jecha�
powozem. Doom przesta� kr��y�. Zatrzyma� si� za jej plecami.
- I wys�a� pani� na swoje miejsce. Biedna, ma�a Lucy.
Nie by�a pewna, co bardziej j� dra�ni - jego ponure wsp�czucie czy fakt, i� jej imi�
pojawi�o si� na jego diabelskich ustach.
- Je�li zamierza mnie pan zamordowa�, prosz� bardzo - wyrzuci�a z siebie. - Dopiero
potem mo�e pan wyg�asza� panegiryki na moj� cz��.
Krzes�o a� si� zatrz�s�o, gdy po�o�y� r�ce na oparciu. Lucy zamar�a, wyobraziwszy
sobie, jak zaciskaj� si� na jej go�ej szyi.
- A wi�c to tak mnie nazywaj�, panno Snow? Morderca? Ze strachu zamkn�a oczy
pod przepask�.
- Mi�dzy innymi.
- A poza tym?
- Duch - wyszepta�a.
Pochyli� si� nad ni� od ty�u i dotkn�� policzkiem jej twarzy. Poczu�a k�uj�cy zarost
m�czyzny i jego zapach.
- A ty co powiesz, Lucy? Jestem duchem czy prawdziwym cz�owiekiem?
Jego dotyk by� a� nazbyt rzeczywisty. Natr�tna m�sko�� poruszy�a jej zmys�y. Nikt
wcze�niej nie dotyka� jej tak intymnie. Smythe by� dumny z tego, �e potrafi zachowa�
rezerw�, admira� za� nigdy nie pochwala� okazywania uczu�.
Lucy waha�a si� o u�amek sekundy za d�ugo, co zepsu�o efekt.
- Nie znajduj� w panu nic z ducha.
- Za to nie w�tpi�, �e dostrzega pani cia�o.
Jego ciep�a d�o� wsun�a si� pod jej w�osy. Dotkn�� jej karku tak �agodnie, jak gdyby
pr�bowa� odp�dzi� jej strach i pokona� resztki oporu. Lucy zadr�a�a, zaskoczona jego
delikatno�ci� i odwag�. Na szyi czu�a gor�cy, pachn�cy brandy oddech.
- Opowiedz mi co� o �otrostwach kapitana Dooma - zach�ca�.
Lucy robi�a wszystko, by opanowa� zdenerwowanie. Wzi�a g��boki wdech,
pr�buj�c si� uspokoi�.
- Powiadaj�, �e jednym spojrzeniem potrafi pan unieruchomi� wroga.
- Pochlebia mi to. W rzeczywisto�ci stosuj� bardziej konwencjonalne metody. - Jego
palec w�drowa� tu� nad jej uchem. -M�w dalej, Lucy.
Szczero�� wzi�a w niej g�r� nad rozs�dkiem.
- Podobno w ci�gu jednej nocy zgwa�ci� pan dziesi�� dziewic - powiedzia�a ku
w�asnemu zaskoczeniu.
Spodziewa�a si�, �e wybuchnie �miechem, tymczasem on uj�� jej podbr�dek i
odchyli� jej g�ow� do ty�u.
G�os mia� spokojny i jednocze�nie uroczysty, a mo�e tylko kpi�.
- Ach, zatem jedna chuda dziewica, taka jak ty, zaostrzy tylko m�j apetyt.
- S�ysza�am te�, �e nie znosi pan j�ku ofiar - wyrzuci�a z siebie szokuj�c� prawd�. -
Pono� tym, kt�rzy si� panu sprzeciwiaj�, zaszywa pan usta dratw�.
Czu�a na ustach jego oddech.
- W twoim przypadku by�aby to nieod�a�owana strata, zw�aszcza �e znam
przyjemniejsze sposoby, by je uciszy�.
Doom st�pa� po grz�skim gruncie. Wiedzia� o tym ju� w chwili, gdy zanurzy� palce w
jedwabi�cie mi�kkich w�osach dziewczyny, gdy poczu� �wie�y, cytrynowy zapach jej sk�ry.
Zacisn�� d�onie na oparciu krzes�a, by powstrzyma� si� przed dotykaniem jej, ale jego r�ce
nagle przesta�y by� pos�uszne woli. Czu�, jak ogarnia go po��danie, wdycha� jej zapach, a
ka�dy oddech wprawia� go w jeszcze wi�ksze szale�stwo. Najbardziej na jego zmys�y
dzia�a�y jej pe�ne usta, �agodnie kontrastuj�ce z drobn� budow� i subtelnymi rysami twarzy.
To trwa�o zbyt d�ugo. Z�o�y� sw� nami�tno�� na o�tarzu zemsty, wyrzek� si�
wszystkich emocji, kt�re mog�yby przeszkodzi� mu w realizacji okrutnego planu. Jak na
ironi�, pierwsze zwyci�stwo, miast zaspokoi� pragnienie zemsty, wyzwoli�o t�umione
po��danie.
Kiedy dziewczyna zdradzi�a swoj� to�samo��, nie m�g� uwierzy� w swoje szcz�cie.
Pocz�tkowa euforia wkr�tce ust�pi�a miejsca podejrzliwo�ci. Co za zbieg okoliczno�ci, �e
akurat ona trafi�a w jego r�ce. To zbyt pi�kne, by by�o prawdziwe. Czy�by wpad� we w�asne
sid�a? Przecie� tak dok�adnie zbada� przesz�o�� Snowa, a nie wiedzia� nic o �onie ani dziecku.
Czy dziewczyna by�a prawdziw� c�rk� Luciena Snowa, a mo�e kto� pos�u�y� si� ni� jako
przyn�t�? Snow chce, by wyszed� z ukrycia, a j� potraktowa� jak koz�a ofiarnego. Jest tylko
jeden spos�b, by si� przekona�.
Jego kciuk pie�ci� aksamitny p�atek jej ucha. Sk�r� mia�a mi�kk�, jak u owieczki.
Ciekawe, czy dziewczyna jest r�wnie podatna na dotyk w innych miejscach. Zastanawia� si�,
czy nie zrobi� tego, o czym m�wi� legendy. Mia� przecie� reputacj� bezwzgl�dnego
deprawatora niewinnych panienek. Mahoniowe �o�e kusi�o. Stan�� przed dylematem, z jakim
mierzy� si� ka�dy m�czyzna, kt�remu cho� raz zdarzy�o si�, by pi�kna kobieta zdana by�a na
jego �ask�.
Nie skrzywdzi jej, przysi�ga� sobie. B�dzie delikatny, przekona j�. Nie zostawi na jej
apetycznym ciele siniak�w ani �adnych �lad�w. Tylko wspomnienia o kochanku duchu, kt�ry
posiad� j� pod os�on� nocy, a o �wicie znikn��.
- Prosz� - szepn�a b�agalnie, jak gdyby czyta�a w jego my�lach.
- C� za maniery - mrukn��, zadowolony, �e nie widzi jej oczu. Obawia� si�, �e �zy
mog�yby zniweczy� jego niegodziwe zamiary. - Powiedz mi, Lucy, o co tak pi�knie prosisz?
O �ycie? -Przesun�� palcami po jej w�osach. - A mo�e o dusz�?
- O pa�sk� dusz�, sir. - Jej cichy szept ca�kowicie go zaskoczy�. - To ona b�dzie w
niebezpiecze�stwie, je�li pope�ni pan ci�ki grzech.
Roze�mia� si� gorzko, zwalniaj�c u�cisk.
- Zapomnia�a�, Lucy, �e ju� jestem martwy? -zapyta�, g�adz�c jej czo�o. -
Przesta�em si� martwi� o spok�j sumienia i duszy.
- Dusza jest nie�miertelna, kapitanie. Podejrzewam, �e pa�ska nie jest a� tak czarna,
jak mi pan wmawia. Ale do czasu.
Wzrok Dooma zatrzyma� si� na jej ustach. Mi�kkie, zdradzieckie.
Umiera� na wspomnienie czas�w, kiedy nie szuka� zemsty, tylko sprawiedliwo�ci.
Wtedy dostrzega� jeszcze r�nic�. Je�li posi�dzie dziewczyn� wbrew jej woli, nie b�dzie
lepszy od bezimiennego ojca, kt�ry zdoby� mi�o�� matki, a potem uciek� w morze,
zostawiaj�c brzemienn� kobiet� na pastw� losu, odbieraj�c jej ca�� rado�� �ycia. To przez
niego matka zmar�a podczas porodu.
- Wzrusza mnie ta troska o moj� dusz�, panno Snow - powiedzia� �ami�cym si�
g�osem, - Gdybym mia� ochot� na kazania, porwa�bym ksi�dza. Zamiast zwi�zywa� ci oczy,
trzeba by�o ci� zakneblowa�.
Doom podejrzewa�, �e jej oczy mog�yby okaza� si� r�wnie niebezpieczne, co usta.
Rozchyli�a je pod dotykiem jego palc�w. Zna� si�� swojego dotyku. Dziewczyna by�a uleg�a
niczym ma�a kotka. Ciekawe, jak zachowa�aby si�, gdyby pozwoli� sobie na co� wi�cej, jak
by si� pod nim porusza�a, jakie wydawa�aby odg�osy?
Zakl�� pod nosem. Potrafi odm�wi� sobie jej rozkosznego cia�a, ale b�dzie przekl�ty,
je�li nie zakosztuje jej zmys�owych ust. Pochyli� si� nad ni� i delikatnie j� poca�owa�. Poczu�,
jak rozpala si� w nim ogie�. Jego j�zyk w�drowa� po jej mi�kkich wargach, sposobi�c j� do
�agodnej inwazji.
W tym momencie rozleg�o si� walenie w drzwi.
- Kapitanie, od p�nocy zbli�a si� uzbrojony okr�t. - Spokojny g�os towarzysza
�wiadczy� o tym, �e wiadomo�� jest wyj�tkowo pilna. - Stra� Kana�owa, sir. Okr�t flagowy
�Argonauta".
3
Doom wyprostowa� si�. Spojrza� na usta dziewczyny, ci�gle jeszcze rozchylone i
wilgotne od jego poca�unku. Szczerze �a�owa�, �e nic zd��y� si� przekona�, czy cho� w
po�owie by�a tak dobr� dziwk�, jak aktork�.
Przeklina� si� za to, �e nie posmakowa� soczystego owocu. T tak dal Lucienowi
Snowowi wystarczaj�co du�o czasu, by dogoni� ich okr�tem Stra�y Kana�owej. Przez u�amek
sekundy Doom waha� si�, by� gotowy ulec ��dzy i ostatnim spazmem rozkoszy wynagrodzi�
sobie k�opoty, jednak patrz�c na jej dr��ce usta, nie m�g� przesta� zastanawia� si� nad
jednym pytaniem.
A je�li si� myli?
A je�li �Retribution" przypadkowo wp�yn�� na kurs �Argonauty", a dziewczyna nie
jest �adn� przyn�t�?
A je�li jest niewinna?
Tak czy inaczej, nie m�g� sobie teraz pozwoli�, by zaspokaja� w�asne zachcianki,
podczas gdy jego ludzie szykowali si� do otwartej potyczki z uzbrojon� po z�by za�og� okr�tu
Marynarki Kr�lewskiej. �Tiberius", statek pasa�erski, by� �atwym �upem. Za�oga podda�a si�
bez walki. Tym razem jednak nie p�jdzie tak g�adko. �Argonauta" nie da si� zwie��
pogr�kom.
- Zrzuci� �agle, zmniejszy� pr�dko�� - rozkaza�.
Towarzysz Dooma nigdy dot�d nie sprzeciwi� si� jego rozkazom. Tym razem za drzwiami
przez chwil� panowa�a cisza, jak gdyby marynarz si� waha�.
- Tak jest, sir - odpar� niepewnie, po czym si� oddali�.
Doom wyj�� z kieszeni n� i ukl�k� przed dziewczyn�, by
przeci�� wi�zy.
Lucy wzdrygn�a si�, gdy zimna stal dotkn�a rozgrzanej sk�ry. Jej usta ci�gle dr�a�y po
gwa�townym spotkaniu z jego ustami.
Kapitan pos�ugiwa� si� no�em z prawdziw� wpraw�. Jego muskularne ramiona ociera�y si�
o wn�trze jej ud, kiedy kuca� miedzy jej kolanami. Na kostce poczu�a ciep�e palce. Trzyma� jej
nog�, rozcinaj�c sznur.
Szybko rozmasowa� jej zaczerwienione nadgarstki.
- Wygl�da na to, �e b�dziemy mie� nieproszonych go�ci. Czy to pani przyjaciele?
- Nie, ale jestem przekonana, �e to pa�scy wrogowie -odpar�a, pr�buj�c uspokoi�
oddech.
- Jak wszyscy- stwierdzi� z nutk� rezygnacji w g�osie. Poruszy� tym Lucy bardziej,
ni� chcia�a.
Szarpn�� j�, by wsta�a. Niestety, zesztywnia�e nogi odm�wi�y pos�usze�stwa. Lucy omal
nie upadla. W ostatniej chwili niezdarnie opar�a si� na jego piersi, zmuszaj�c go, by z�apa� j� w
pasie. Zastygli w tej pozycji, jak zawieszeni w czasie. Usta przy ustach, ich oddechy miesza�y si�,
ich cia�a by�y niebezpiecznie blisko. Lucy zdawa�o si�, �e ca�y �wiat dr�y w posadach.
Wiedziona nieodpartym impulsem, delikatnie dotkn�a d�oni� jego twarzy. Westchn��
niespokojnie, ale jej nie powstrzymywa�. Jej palce b��dzi�y po jego brodzie.
Rozdzieli�o ich nag�e szarpni�cie okr�tu.
Doom pierwszy odzyska� �wiadomo��. Z�apa� j� za r�k�, tym razem mocniej, i poci�gn��
ku drzwiom kajuty.
Lucy nie mia�a wyj�cia. Posz�a za nim bez sprzeciwu. W po�piechu przemierzyli �adowni�.
Za ka�dym obrotem i zakr�tem bole�nie obija�a si� o �ciany.
Zaskoczona, krzykn�a, gdy chwyci� j� w pasie.
- Pochyl g�ow� - rzuci�, podnosz�c j� w g�r� i wypychaj�c przez w�skie wej�cie.
Us�ucha�a. Nie wiedzia�a nawet, �e dzi�ki niemu nie rozbi�a sobie g�owy. Kiedy
wydosta�a si� z ciep�ej maszynowni na pok�ad, nie mog�a opanowa� dr�enia. Silny wiatr
wiej�cy na pok�adzie sprawi�, �e cienka sukienka przylgn�a jej do cia�a. Po chwili obok niej
pojawi� si� Doom. Bez namys�u przytuli�a si� do niego, szukaj�c schronienia przed zimnem.
Tym razem cieszy�a si�, �e nie by� duchem.
Jej cia�em wstrz�sn�y jeszcze silniejsze dreszcze, gdy obj�� j� swym ciep�ym
ramieniem.
- G�upia dziewczyno - szepn��, wtulaj�c twarz w jej w�osy. - Skoro jeste� taka m�dra,
nie powinna� da� si� porwa� w nocnej koszuli.
Lucy otworzy�a usta, by zapyta�, co mia� na my�li, nazywaj�c jej modn� sukienk�
nocn� koszul�, ale nie zd��y�a. Doom z�apa� j� za r�k� i ju� ci�gn�� w inn� cz�� okr�tu.
Ogarn�o j� dziwne uniesienie. Czu�a, �e mog�aby i�� za nim na koniec �wiata, stawi� czo�o
ka�demu niebezpiecze�stwu.
Czy�by na tym w�a�nie polega�a grzeszna s�abo�� ludzkiego cia�a, kt�r�
odziedziczy�a po matce, a przed kt�r� ostrzega� j� admira�? A mo�e to zwyczajne,
prymitywne podniecenie, jakie ogarnia marynarzy przed bitw�?
Nastawi�a uszu, ciekawa, jak za�oga �Retribution" przygotowuje si� do potyczki. Na
pok�adzie panowa�a cisza. S�ycha� by�o jedynie wycie wiatru i stukot but�w Dooma.
- A za�oga?! - krzykn�a, pr�buj�c przekrzycze� wiatr. -Gdzie s� wszyscy? Nic nie
s�ysz�.
- Obawiam si�, �e trafi�a� na rejs z za�og� duch�w.
- To nawet pasuje do demonicznego kapitana.
Doom zatrzyma� si� tak nagle, �e Lucy wpad�a mu na plecy. Z�apa� j� za obie r�ce i
zaci�gn�� w miejsce, gdzie wiatr nie wia� tak porywi�cie. Kiedy si� zatrzymali, opar� j� o co�
twardego. Ze zdziwieniem poczu�a, �e si� �mieje.
Wzi�� jej twarz w d�onie. Nawet nie wyobra�a�a sobie, �e mo�e by� tak delikatny.
- Ach, s�odka Lucy, b�dzie mi ciebie brakowa�o.
Z oddali dobieg�o ich st�umione wo�anie. Doom szarpn�� j�, daj�c znak, by
przykucn�a. Sam zamar� w bezruchu.
- Zosta�. Nie ruszaj si�. B�d� cicho - rozkaza�. - Ani kroku.
I ju� go nie by�o. Lucy zosta�a sama, na mokrych deskach pok�adu.
Najwyra�niej przywyk� do tego, �e spe�niano jego rozkazy. Jego delikatno��
pomieszana z surowo�ci� przyprawi�a j� o zawr�t g�owy. Mia� tak w�adczy ton, �e Lucy przez
kilka minut tkwi�a w bezruchu, ws�uchuj�c si� w niespokojne bicie w�asnego serca. Dopiero
po chwili dotar�o do niej to, co powiedzia�.
�B�dzie mi ciebie brakowa�o".
R�wnocze�nie us�ysza�a w duszy g�os rozs�dku, dziwnie przypominaj�cy szept
admira�a. �Lucy, porwali ci� okrutni piraci. Dok�d si� wybierasz?"
Do Kornwalii? Do Chelsea? Do nieba?
I co z tego, �e pachnia� tak upojnie? Co z tego, �e kiedy si� �mia�, jego g�os brzmia�
tak koj�co? Ten m�czyzna zamierza� j� zamordowa�, a ona kuli�a si� tu �lepa i nieprzytomna
ze strachu, jak ma�a myszka, czekaj�ca na powr�t �ar�ocznego kocura.
Zdenerwowa�a si�, u�wiadomiwszy sobie w�asn� g�upot�. Dopiero teraz odwa�y�a
si� zerwa� przepask�. Morskie powietrze podra�ni�o oczy. Przez chwil� widzia�a tylko
ciemno��. Wytar�a �zy i zamruga�a. Rozejrza�a si� wok� siebie i stwierdzi�a, �e Doom ukry�
j� w cieniu, pod g�rnym pomostem.
Tu� obok niej, przy prawej burcie, sta� m�czyzna, kurczowo trzymaj�c si� relingu.
Pod obcis�� jasn� koszul� wyra�nie rysowa�y si� pi�knie umi�nione plecy. Nogawki
czarnych spodni w�o�y� do cholewek wysokich, sk�rzanych but�w. Na jego widok serce Lucy
zabi�o mocniej. Wystraszy�a si�, �e j� us�yszy.
Ukryty za �aglem, obserwowa� zbli�aj�cego si� �Argonaut�". Okr�t p�yn�� tu� za
nimi. Za�oga prawdopodobnie by�a przekonana, �e ma przed sob� jeszcze jeden statek widmo.
Cho� w �Retribution" mierzy�y pot�ne dzia�a okr�tu admiralskiego, Doom sta� spokojnie.
Zdawa�o si�, �e si� nie boi.
Lucy wiedzia�a, jak si� ratowa�. Wyj�a z po�czochy n� do otwierania list�w. Z
ca�ej si�y zacisn�a palce na trzonku, by bro� nie wy�lizn�a si� jej ze spoconej d�oni.
Ten cz�owiek to morderca, przypomnia�a sobie. Z�odziej. Bezlitosny, ��dny krwi
bandyta. Niewiele brakowa�o, by j� znies�awi� i udowodni�, �e jest r�wnie s�aba i bezwolna
jak jej matka Francuzka. Ten okr�t pojawi� si� w sam� por�. Doom odwr�ci� si� od relingu.
Przez chmury przebi�y si� pierwsze promienie ksi�yca.
Lucy zagryz�a wargi. Czu�a, �e gdy ujrzy jego twarz, nie zdob�dzie si� na realizacj�
swojego planu. Na szcz�cie ksi�yc zn�w schowa� si� za chmur�. Ciemno�� mog�a by� jej
zbawieniem, a jego zgub�. Doom znikn�� jej z oczu, sta� si� bezosobowym cieniem, kt�ry
zaraz wpadnie w jej pu�apk�.
Chwyci�a no�yk obiema r�kami i pchn�a go prosto w serce.
Czuj�c, �e nie zniesie tego widoku, zamkn�a oczy i w ostatniej chwili skierowa�a
n� w jego rami�.
Doom zach�ysn�� si� powietrzem. Oddycha� przez zaci�ni�te z�by. Lucy pu�ci�a n�.
Kiedy w ko�cu odwa�y�a si� na niego spojrze�, jedyne, co dostrzeg�a, to jego stalowe oczy.
- Ty wredna ma�a dziwko! Pchn�a� mnie no�em! - powiedzia� z niedowierzaniem.
Wyj�� z ramienia stercz�cy no�yk i bez namys�u zacisn�� r�ce na jej gardle. Popchn��
j� w ty�, po czym przygwo�dzi� kolanem do masztu. Pod palcami czu� jej szale�czy puls.
Pochyli� si� nad ni�, s�ysza�a jego urywany oddech, czu�a, �e p�onie ��dz� zemsty.
Myli�a si�. Ten cz�owiek nie zamierza� pos�a� jej do nieba. Osobi�cie odprowadzi j�
do piekie�. W r�ce trzyma� zakrwawione ostrze, w kt�rym odbija�y si� nie�mia�e promienie
ksi�yca.
�Podobno na cia�ach ofiar zostawia sw�j znak. To diabe�".
Cho� umiera�a ze strachu, �e wbije ostrze w jej policzek, odwr�ci�a g�ow�.
Doom szarpn�� j� za w�osy na karku i spojrza� jej prosto w oczy.
- Powinienem ci�... - wychrypia�.
Bez ostrze�enia wpi� si� w jej wargi. Jego j�zyk wdar� si� do jej ust w poca�unku tak
mrocznym, �e ugi�y si� pod ni� nogi. Pocz�tkowo broni�a si�, j