15368
Szczegóły |
Tytuł |
15368 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
15368 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 15368 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
15368 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Lovecraft H.P.
Ex Oblivione
Gdy mój czas na ziemskim padole dobiegał końca, zaś drobnostki, jakich w życiu
pełno,
poczęły doprowadzać mnie do szaleństwa niczym krople wody, którym kaci pozwalali
kapać
na jedno miejsce ciała ofiary, pokochałem oświecającą samotnię snu. W swych
snach
znalazłem choć trochę piękna, którego bezskutecznie szukałem w miłości,
wędrowałem też
przez stare ogrody i zaczarowane lasy.
Pewnego razu, gdy wiał słaby i pełen zapachów wiatr usłyszałem zew południa i
pożeglowałem powoli w nieskończoną podróż pod dziwnymi gwiazdami.
Pewnego razu, gdy padał słaby deszcz, szybowałem w barce w dół nie znającego
promieni
słońca strumienia głęboko pod ziemią, aż dotarłem do innego świata purpurowego
zmroku,
tęczowych altanek i nigdy nie więdnących róż.
Jeszcze innym razem przechodziłem przez złocistą dolinę, prowadzącą do mrocznych
lasków
i ruin, kończącą się zaś ogromnym murem, zielonym od pnączy, z pojedynczą bramą
z brązu.
Wielokrotnie przechodziłem przez tę dolinę, za każdym razem dłużej zatrzymując
się w
widmowym półmroku, gdzie gigantyczne drzewa groteskowo wiły się i skręcały, zaś
szara
ziemia rozciągała się pomiędzy pniami, czasami odsłaniając porośnięte mchem
kamienie
pogrzebanych świątyń. Zawsze zaś obiektem moich fantazji był potężny, porośnięty
pnączami
mur z pojedynczą bramą z brązu.
Po pewnym czasie, gdy dni po przebudzeniu zaczęły stawać się coraz trudniejsze
do
zniesienia ze względu na swoją szarość i monotonię, często otępiale i spokojnie
szybowałem
przez dolinę i cieniste gaje, rozmyślając w jaki sposób mógłbym wśród nich
zamieszkać na
wieczność, abym nie musiał spędzać czasu w szarym świecie pozbawionym ciekawych
rzeczy i nowych barw. Gdy zaś patrzyłem na małą bramę w murze, czułem, że za nią
leżała
wymarzona kraina, której po wejściu już nigdy nie mógłbym opuścić.
Tak więc każdej nocy, gdy śniłem, próbowałem znaleźć zasuwkę, na którą zamknięta
była
brama w starym murze, choć ta była bardzo dobrze ukryta. Powtarzałem sobie także,
że
kraina za bramą nie była jedynie bardziej trwała, ale także milsza mi i bardziej
świetlista.
Pewnej nocy w istniejącym jedynie w snach mieście Zakarion znalazłem pożółkły
pergamin
wypełniony myślami mędrców ze snów, którzy od niepamiętnych czasów żyli w tym
mieście,
byli zaś zbyt mądrzy, aby kiedykolwiek narodzić się w świecie przebudzenia. Na
tymże
pergaminie napisali wiele rzeczy o świecie snów, zaś wśród nich była wiedza o
złocistej
dolinie i świętym gaju ze świątyniami, i wysokim murze, przez który przechodziła
mała
brama z brązu. Gdy tylko ujrzałem tę wiedzę, wiedziałem, że dotyczyła one miejsc,
które
nawiedziłem, tak więc długo wczytywałem się w pożółkły papirus.
Niektórzy z mędrców pisali gorliwie o cudach znajdujących się za
nieprzekraczalnym murem,
inni zaś pisali o grozie i zawiedzeniu. Nie wiedziałem, którym wierzyć, jednakże
coraz
bardziej chciałem wkroczyć na zawsze w nieznaną krainę; gdyż wątpliwość i
tajemnica są
największymi z pokus, zaś żadna nowa groza nie może być bardziej straszliwa od
tortury
codzienności. Tak więc gdy dowiedziałem się o narkotyku, który otworzyłby przede
mną
bramę i pozwolił mi przejść, postanowiłem wziąć go gdy ponownie się obudzę.
Poprzedniej nocy połknąłem narkotyk i w śnie wpłynąłem do złocistej doliny i
cienistych
gajów; zaś gdy tym razem podszedłem do starego muru, ujrzałem, że mała brama z
brązu była
otwarta na oścież. Zza bramy bił blask, w dziwny sposób oświetlający poskręcane
drzewa i
szczątki zakopanych świątyń, ja zaś w radosnym uniesieniu podleciałem bliżej,
spodziewając
się cudów krainy, z której mógłbym nigdy nie powrócić.
Jednakże gdy brama zbliżyła się, a moc narkotyku i snu przepchnęły mnie przez
nią,
wiedziałem, że wszystkie widoki i wspaniałości dobiegły końca; gdyż w tejże
nowej krainie
nie było ani ziemi, ani morza, jedynie biała pustka bezludnej i bezkresnej
przestrzeni. Tak
więc, bardziej szczęśliwy niż kiedykolwiek mogłem się tego spodziewać, ponownie
zniknąłem w rodzinnej nieskończoności zapomnienia, z której demon imieniem Życie
wezwał
mnie na jedną krótką i pustą godzinę.