Steel Danielle - Lustrzane odbicie
Szczegóły |
Tytuł |
Steel Danielle - Lustrzane odbicie |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Steel Danielle - Lustrzane odbicie PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie Steel Danielle - Lustrzane odbicie PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Steel Danielle - Lustrzane odbicie - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Strona 1
Danielle Steel
Lustrzane Odbicie
(Mirror im Image)
Przełożył Michał Przeczek
Strona 2
Ludziom, których kochamy, Marzeniom, które snujemy, Lu-
dziom, którymi stajemy się W kochających dłoniach, jeśli starcza
nam śmiałości. Odwadze, mądrości, Pogoni za marzeniami I tym,
którzy pomagają nam przejść przez most, Poza granicę strachu,
od nadziei do miłości. Utraconym miłościom wielkim I małym, po
których płaczemy, Dobrym czasom, które zdobywamy Tak ogrom-
nym trudem. Dla moich córek – Beatrix, Samanthy, Victorii, Va-
nessy i Zary; niech wasze marzenia spełnią się Szybko i bez wysił-
ku, niech wasze wybory będą trafne. Dla moich synów – Maxa –
oby był obdarowany i dzielny, Mądry, taktowny i zawsze kochany
– I Nicka, który był śmiały, życzliwy I którego tak kochaliśmy.
Niech wasze sny ziszczą się pewnego dnia, A przy odrobinie szczę-
ścia – także i moje. Cieszcie się wielką miłością tych, których ko-
chacie
Kocham was całym sercem.
Mama
Strona 3
Rozdział pierwszy
Dochodzące zza okien Henderson Manor głosy ptaków były
przytłumione przez ciężkie, brokatowe zasłony. Olivia Henderson
odgarnęła pasmo długich, ciemnych włosów i powróciła do sta-
rannego przeglądania ojcowskiej porcelany. Był ciepły, letni
dzień. Siostra gdzieś się wyniosła jak zawsze; ojciec, Edward
Henderson, spodziewał się wizyty swych prawników. Adwokaci
odwiedzali go dość często w tym wygodnym gnieździe rodzinnym
w Croton-on-Hudson, położonym o niespełna trzy godziny jazdy
samochodem od Nowego Jorku. Edward Henderson kierował z
tego miejsca swymi inwestycjami, a także nadzorował stalownie,
które wciąż nosiły jego imię, chociaż już nimi bezpośrednio nie
zarządzał. Z interesów wycofał się wcześnie, dwa lata temu, w ty-
siąc dziewięćset jedenastym roku; zatrzymał wszystkie udziały,
ale w pełni zaufał swym prawnikom i ludziom, którzy w jego
imieniu kierowali przedsiębiorstwami. Nie miał synów, nie przej-
mował się więc już interesami tak jak dawniej. Córki nigdy nie
poprowadzą stalowni. Miał zaledwie sześćdziesiąt pięć lat, ale w
ostatnich czasach jego zdrowie zaczynało szwankować; wolał ob-
serwować świat ze spokojnego zacisza Croton-on-Hudson. Poza
tym wiejskie życie było zdrowe dla córek. Może nie było szcze-
gólnie podniecające, ale nigdy się nie nudzili, no i mieli przyjaciół
wśród rodów zamieszkujących posiadłości położone wzdłuż Hud-
sonu.
Niedaleko znajdowała się rezydencja Van Cortlandów, w
starym majątku Lyndhurst zaś mieszkali Shepardowie. Ojcem He-
leny Shepard był Jay Gould, który zmarł przed dwudziestu laty i
Strona 4
pozostawił wspaniałą posiadłość córce. Wraz z mężem, Finleyem
Shepardem, prowadziła ją znakomicie, organizując częste przyję-
cia dla okolicznej młodzieży. W Tarrytown Rockefellerowie
ukończyli tego roku budowę Kykuit, którego wspaniałe ogrody i
pełen przepychu dom rywalizowały z położoną tuż na północ po-
siadłością Edwarda Hendersona.
Henderson Manor był piękny; ludzie przyjeżdżali z daleka,
aby go zobaczyć. Zerkając przez bramę na pełen uroku ogród, led-
wie mogli dostrzec dom ukryty za wysokimi drzewami i łagodny-
mi zakosami drogi wiodącej do majestatycznego podjazdu. Budy-
nek wznosił się na wysokim urwisku na brzegu Hudsonu. Edward
lubił przesiadywać godzinami w swoim gabinecie, patrzeć, jak to-
czy się świat, wspominać miniony czas, starych przyjaciół, dni, w
których jego życie płynęło znacznie szybszym nurtem. Przejęcie
po ojcu zakładów w latach siedemdziesiątych ubiegłego wieku...
sterowanie zmianami w przemyśle w końcu stulecia... Był wów-
czas tak zajęty! W młodości ożenił się, ale żona i mały synek
zmarli na dyfteryt. Później przez wiele lat był samotny – do mo-
mentu pojawienia się Elizabeth. O takiej kobiecie mógł marzyć
każdy mężczyzna! Była jak połyskliwy promień światła, jak ko-
meta na letnim niebie, taka efemeryczna, zachwycająca – i tak
szybko go opuściła. Pobrali się w rok po pierwszym spotkaniu;
ona miała lat dziewiętnaście, on niewiele przekroczył czterdziest-
kę. Odeszła mając dwadzieścia jeden lat ku rozpaczy Edwarda
zmarła w połogu. Po jej śmierci pracował ciężej niż kiedykolwiek,
aż do zatracenia. Córki pozostawił pod opieką gospodyń i pielę-
gniarek, ale wreszcie zdał sobie sprawę, że jest za nie odpowie-
dzialny. Wtedy zaczął wznosić Henderson Manor. Chciałby
dziewczynki żyły w zdrowych warunkach, poza miastem; w tysiąc
dziewięćset trzecim roku Nowy Jork nie był odpowiednim miej-
Strona 5
scem dla dzieci. Kiedy się przeprowadzali, miały po dziesięć lat –
teraz skończyły dwadzieścia. Zachował dom w mieście i tam pra-
cował, ale odwiedzał córki tak często, jak mógł. Początkowo jedy-
nie w weekendy, ale później, kiedy pokochał to miejsce, zaczął
więcej czasu spędzać nad Hudsonem niż w Nowym Jorku, Pitts-
burghu czy Europie. Jego serce było w Croton, z dziewczynkami.
W miarę jak rosły, jego własne życie zaczęło stopniowo zwalniać
tempo. Uwielbiał przebywać z nimi i nigdy ich teraz nie opusz-
czał. Przez ostatnie dwa lata nie ruszył się dosłownie nigdzie.
Trzy czy cztery lata wcześniej zaczęło mu szwankować zdrowie.
Miał problemy z sercem, ale tylko wtedy, gdy zbyt ciężko praco-
wał, denerwował czymś albo wpadał we wściekłość, a obecnie
zdarzało się to rzadko. W Croton, z córkami, był szczęśliwy.
Upłynęło dwadzieścia lat, odkąd zmarła ich matka w piękny
wiosenny dzień, który wydał mu się najgorszą zdradą ze strony
Boga. Czekał na zewnątrz, tak niesłychanie dumny i podniecony.
Wszystkiego by się spodziewał, tylko nie tego, że jeszcze raz do-
czeka takiej chwili jak przed dwunastu laty z okładem! Teraz miał
czterdzieści pięć lat i utrata Elizabeth o mało go nie zabiła. Nie
był w stanie wyobrazić sobie dalszego życia bez niej. Zmarła w
ich nowojorskim domu i początkowo wyczuwał tam jej obecność.
Po jakimś czasie jednak zaczął nienawidzić pustki tego miejsca.
Przez długie miesiące podróżował, jednak unikanie domu ozna-
czało rozłąkę z dwiema córeczkami, które pozostawiła mu Eliza-
beth. Równocześnie nie mógł się zdobyć na sprzedanie domu, któ-
ry wzniósł jego ojciec i w którym sam wyrósł. Był do szpiku kości
tradycjonalistą i czuł się zobowiązany zachować tę posiadłość dla
własnych dzieci. W ostateczności zamknął dom i przez ostatnie
dwa lata ani razu się w nim nie pojawił. Teraz, kiedy na stałe za-
Strona 6
mieszkał w Croton, nie tęsknił ani za domem, ani za Nowym Jor-
kiem i towarzystwem, które tam pozostawił.
Przy dobiegających zza okna odgłosach lata O1ivia cierpli-
wie i niezmordowanie sprawdzała kolejne sztuki porcelany. Na
dużych arkuszach papieru nienagannym pismem zapisywała ko-
nieczne naprawy i uzupełnienia w kolekcji. Od czasu do czasu
wysyłała kogoś ze służby do domu w mieście, aby coś przywieźć,
ale na ogół budynek w Nowym Jorku pozostawał zamknięty, a
one z siostrą nigdy tam nie jeździły. Wiadomo, ojcu by się to nie
spodobało. Tata miał kiepskie zdrowie; Olivia, podobnie jak on,
lubiła to spokojne życiem w Croton-on-Hudson. W Nowym Jorku
spędzała bardzo niewiele czasu od lat dziecinnych, wyjąwszy
krótki okres dwa lata temu, kiedy ojciec zabrał ją wraz z siostrą do
miasta, aby wprowadzić je w świat i przedstawić znajomym.
Uznała tę wizytę za interesującą, ale też bardzo wyczerpująca.
Nieustanne przyjęcia, wyprawy do teatru, ciągłe oczekiwania ze
strony otoczenia... Miała wrażenie, że bez przerwy znajduje się na
scenie, a uwaga, jaką ją obdarzano, męczyła ją. Za to Victoria roz-
kwitała w tej atmosferze; po przyjeździe na Boże Narodzenie do
Croton pogrążyła się w głębokiej melancholii. Olivia zaś z ulgą
wróciła do domu, książek, koni i spokojnych spacerów po wyso-
kim, urwistym brzegu, które niekiedy prowadziły ją do pobliskich
farm. Uwielbiała jeździć tędy na koniu, słuchać odgłosów wiosny,
obserwować, jak z wolna uchodzi zima, podziwiać wspaniałe bar-
wy październikowych liści. Bardzo lubiła zajmować się domem
ojca i robiła to od wczesnej młodości – z pomocą Alberty Peabo-
dy, która wychowała obie panny. Nazywały ją Bertie i traktowały
prawie jak matkę. Bertie miała słaby wzrok, ale żywy umysł i po-
trafiła rozróżnić siostry nawet w ciemności czy z zamkniętymi
oczyma.
Strona 7
W tej chwili pojawiła się, by sprawdzić, co się dzieje, i zapy-
tać, jak daleko posunęła się praca. Brak cierpliwości i kiepskie
oczy już nie pozwalały jej zajmować się tego rodzaju subtelnymi
sprawami, była więc wdzięczna, że Olivia ją wyręcza. Ta ostatnia
skrupulatnie sprawdzała stan haftów, kryształów, bielizny. Miała
oko na wszystko i bardzo lubiła takie zajęcia w przeciwieństwie
do Victorii, która gardziła wszelkimi pracami domowymi. Victo-
ria różniła się od siostry pod każdym możliwym względem.
– No i co, wytłukli nam wszystko, czy będziemy jednak w
stanie podać świąteczny obiad? – uśmiechnęła się Bertie, wnosząc
szklankę zimnej jak lód lemoniady i talerzyk imbirowych ciaste-
czek prosto z pieca. Alberta Peabody spędziła dwadzieścia lat
opiekując się dziewczynkami, o których stopniowo zaczęła my-
śleć jak o własnych dzieciach. Od urodzenia były jej, nie opuściła
ich nawet na jeden dzień, odkąd zmarła ich matka, a kiedy po raz
pierwszy spojrzała w oczy Olivii, zrozumiała, jak bardzo ją kocha.
Była niską, krągłą kobietą o siwych włosach, zebranych z
tyłu głowy w niewielki koczek. Na jej obszernym łonie Olivia
jako dziecko chętnie kładła głowę. Pocieszała dziewczynki, kiedy
tego potrzebowały, a w pobliżu nie było ojca, co w ich dzieciń-
stwie zdarzało się często. Ojciec długi czas w milczeniu przetra-
wiał żal za ich matką i trzymał się z daleka. Ostatnio zaczął jednak
odnosić się do córek cieplej i znacznie złagodniał, odkąd jego
zdrowie się pogorszyło. Miał słabe serce, co przypisywał bole-
snym przeżyciom po śmierci dwóch młodych żon oraz napięciom
związanym z prowadzeniem interesów. Był znacznie szczęśliwszy
mogąc kierować swoimi sprawami stąd, gdzie wszystkie problemy
dochodziły do niego niejako przefiltrowane przez doradców praw-
nych.
Strona 8
– Potrzebne są nam talerze do zupy, Bertie – zameldowała z
powagą Olivia, ponownie odgarniając lok, najzupełniej nieświa-
doma swej uderzającej urody. Miała kremowobiałą skórę, wielkie,
ciemnoniebieskie oczy i gęste, błyszczące, kruczoczarne włosy. –
A także talerze do ryb. W przyszłym tygodniu zamówię je u Tiffa-
ny’ego. Musisz powiedzieć dziewczętom w kuchni, żeby były
ostrożniejsze. – Bertie skinęła głową i uśmiechnęła się do dziew-
czyny. Olivia mogłaby już być mężatką i przeglądać własną zasta-
wę, a tymczasem ciągle jest tutaj i jakby nigdy nic dba o dom,
ojca i wszystkich jego pracowników. Nigdzie jej nie ciągnie, na-
wet o tym nie myśli. Czuje się szczęśliwa w Henderson Manor, w
przeciwieństwie do Victorii, która wciąż opowiada o rozmaitych
miejscach na świecie, a już co najmniej w Europie. Marszczy
brwi, ilekroć pomyśli o niewykorzystanym domu w Nowym Jorku
i rozrywkach, jakim mogłaby się tam oddawać.
Olivia popatrzyła na Bertie z dziecinnym uśmiechem. Miała
na sobie bladoniebieską, jedwabną suknię niemal do kostek i robi-
ła wrażenie owiniętej skrawkiem letniego nieba. Skopiowała tę su-
kienkę z jakiegoś magazynu i dała do uszycia miejscowej krawco-
wej. Był to model Poireta i na Olivii prezentował się wspaniale.
Zawsze sama wybierała i projektowała swoje stroje. Victoria nie
dbała o takie rzeczy. Pozwalała, aby siostra dokonywała za nią
wyboru, ponieważ, jak podkreślała, Olivia jest starsza.
– Te ciasteczka są dziś znakomite. Będą bardzo smakowały
tacie – Olivia zamówiła wypiek specjalnie dla ojca i jego główne-
go doradcy prawnego, Johna Watsona. – Powinnam przygotować
im tacę, czy już o to zadbałaś?
Strona 9
Dwie kobiety wymieniły uśmiechy. Rozumiały się doskona-
le po latach dzielenia się obowiązkami i odpowiedzialnością. W
ciągu kilku ostatnich lat Olivia stopniowo zmieniła się z dziecka
w dziewczynę, a potem w młodą kobietę, sprawującą rządy w
domu ojca. Miała oko na wszystko, co działo się dookoła i Bertie
dobrze o tym wiedziała. Uznawała to i na ogół nie sprzeciwiała się
Olivii, nawet jeśli dziewczyna wychodziła na ulewny deszcz albo
popełniała jakieś dziecinne głupstwo, do czego niekiedy miała
skłonność nawet jako dwudziestolatka. Ostatnio Bertie widziała w
tym nie tyle powód do zmartwienia, ile przejaw młodzieńczej
świeżości. Olivia jest taka poważna i odpowiedzialna – dobrze jej
zrobi, jeśli czasem zapomni o swoich obowiązkach.
– Przygotowałam ci tacę, ale powiedziałam kucharce, że
sama zechcesz zamówić ciasteczka w ostatniej chwili – odrzekła.
– Dziękuję – Olivia zeszła zręcznie z drabiny i pocałowała
starą kobietę w policzek, obejmując ją długimi, kształtnymi ra-
mionami. Położyła głowę na ramieniu Bertie jak małe dziecko,
jeszcze raz pocałowała ją z uczuciem i wybiegła do kuchni, by za-
jąć się poczęstunkiem dla taty i jego adwokata.
Zamówiła dzbanek lemoniady, duży talerz ciasteczek i małe
kanapki z rzeżuchą i ogórkiem, ozdobione cieniutkimi jak papier
plasterkami pomidora z własnego ogrodu. Mieli też do dyspozycji
sherry i mocniejsze alkohole, jeśli przyjdzie im ochota. Olivia
wzrastała u boku ojca i nie przeżywała wstrząsu na myśl o męż-
czyznach popijających whisky czy palących cygara. Prawdę mó-
wiąc, lubiła ich zapach, podobnie jak jej siostra.
Zaaprobowała serwetki i srebrną tacę przygotowaną przez
Bertie, po czym opuściła kuchnię i poszła do ojca do biblioteki.
Strona 10
Brokatowe zasłony w kolorze głębokiej czerwiem, z dużymi
frędzlami, były zaciągnięte, aby zachować chłód w pomieszcze-
niu. Olivia instynktownie poprawiła je, spoglądając przez ramię
na ojca.
– Jak się dzisiaj czujesz, tato? Strasznie gorąco, prawda?
– Lubię taką pogodę – odrzekł i uśmiechnął się do córki,
dumny z jej wyjątkowych talentów gospodarskich. Często powta-
rzał, że gdyby nie Olivia, nie dałby sobie rady z prowadzeniem
domu, a już na pewno nie robiłby tego tak sprawnie. Żartował na-
wet, że obawia się, iż jeden z Rockefellerów może poślubić ją,
aby poprowadziła dom w Kykuit. Ostatnio pojechał obejrzeć tę
posiadłość. Dom wzniesiony przez Johna D. Rockefellera rzeczy-
wiście robił duże wrażenie. Miał wszystkie możliwe nowoczesne
wygody, włącznie z telefonami, centralnym ogrzewaniem i gene-
ratorem w powozowni. Ojciec droczył się z O1ivią mówiąc, że w
porównaniu z tamtym miejscem ich dom prezentuje się jak cha-
łupka jakichś nieudaczników, co naturalnie nie odpowiadało
prawdzie, chociaż Kykuit rzeczywiście było najwspanialszą rezy-
dencją w okolicy.
Upał to dobra rzecz na moje stare kości – powiedział z zado-
woleniem, zapalając cygaro w oczekiwaniu na przybycie prawni-
ka. – A gdzie twoja siostra? – zapytał mimochodem. O1ivię za-
wsze można było znaleźć gdzieś w domu – robiła spisy, notatki
dla służby, sprawdzała, czy coś nie wymaga naprawy lub przygo-
towywała kwiaty na biurko ojca. Wyśledzenie Victorii było zada-
niem znacznie bardziej skomplikowanym.
Strona 11
– Myślę, że poszła pograć w tenisa u Astorów odparła ogól-
nikowo Olivia. Nie wiedziała, gdzie siostra przebywa naprawdę,
miała tylko niejasne przypuszczenia.
– To dla niej typowe – odparł ojciec, uśmiechając się smut-
no. – Wydaje mi się, że Astorowie wyjechali chyba na lato do Ma-
ine.
Tak robili w większości ich sąsiedzi. Dawniej Hendersono-
wie również wyjeżdżali latem do Maine albo do Newport w stanie
Rhode Island. Obecnie jednak Edward Henderson nie lubił opusz-
czać Croton nawet podczas największych upałów.
– Przepraszam, ojcze – Olivia zarumieniła się, zakłopotana,
że skłamała, chcąc osłonić siostrę. – Myślałam, że może już wró-
cili z Bal Harbor.
– Nie wątpię, że tak myślałaś – uśmiechnął się rozbawiony.
– Ale jeden Bóg wie, gdzie twoja siostra przebywa i jakie figle jej
w głowie.
Oboje naturalnie zdawali sobie sprawę, że wyczyny Victorii
są właściwie nieszkodliwe. Była indywidualistką, osobą samo-
dzielną, pełną energii i determinacji. Była niezależna jak jej nieży-
jąca matka; Edward Henderson podejrzewał również, że jego
młodsza córka jest nieco ekscentryczna. Dopóki jednak nie posu-
wała się zbyt daleko, mógł to tolerować. Najgorsze czego mogła
się dopuścić to upadek z drzewa, narażenie się na udar słoneczny
podczas zbyt długiego marszu do przyjaciół czy zbyt daleka wy-
prawa łodzią w dół rzeki. Tutejsze rozrywki były bardzo niewin-
ne. Victoria nie miała w okolicy żadnych romansów, nie gonili za
nią młodzi mężczyźni, chociaż wyraźnie interesowało się nią kilku
Strona 12
młodych Rockefellerów i Van Cortlandów. Wszyscy jednak za-
chowywali się jak należy i nawet ojciec zdawał sobie sprawę, że
Victoria jest raczej intelektualistką niż romantyczką.
– Zaraz jej poszukam powiedziała cicho Olivia. Przestali się
jednak zajmować tą kwestią, bo właśnie z kuchni przyniesiono
tacę. Olivia wskazała służącemu, gdzie ma ją postawić.
– Będzie potrzebna jeszcze jedna szklanka, moja droga
zwrócił jej uwagę ojciec, zapalając cygaro i podziękował chłopcu,
którego imienia nigdy nie był w stanie zapamiętać.
Olivia znała wszystkich ludzi, których zatrudniali ich nazwi-
ska, dzieje, rodziców, rodzeństwo i dzieci. Wiedziała o ich sła-
bych i mocnych stronach, o psotach, jakich się niekiedy dopusz-
czali. Była prawdziwą panią na Henderson Manor, i to może na-
wet w większym stopniu niż byłaby jej matka, gdyby żyła. Z ja-
kiegoś powodu Olivia podejrzewała, że matka znacznie bardziej
przypominała Victorię niż ją.
– Czy John przywiezie kogoś ze sobą? zapytała zdziwiona.
Adwokat ojca zazwyczaj przyjeżdżał sam, o ile nie było jakichś
problemów z fabryką, ale tym razem o niczym takim nie słyszała.
Ojciec zwykle dzielił się z córkami tego rodzaju wiadomościami.
Cały majątek będzie któregoś dnia należał do nich, chociaż jest
więcej niż prawdopodobne, że dziewczęta sprzedadzą zakłady.
No, chyba że wyjdą za mąż za ludzi zdolnych nimi kierować, co
Edward uważał jednak za mniej prawdopodobne.
Ojciec westchnął.
– Niestety, moja droga, John przywiezie kogoś. Obawiam
się, że zbyt długo przebywam na tym świecie. Przeżyłem dwie
Strona 13
żony, syna, w ubiegłym roku zmarł mój lekarz, większość przyja-
ciół odeszła w ciągu ostatniej dekady, a teraz John Watson infor-
muje mnie, że zamierza przejść na emeryturę. Ma przywieźć ze
sobą człowieka, który niedawno zaczął pracować w jego firmie i o
którym ma bardzo dobre mniemanie.
– Ale John nie jest taki stary – Olivia wyglądała na zasko-
czoną i prawie równie zatroskaną jak ojciec. – Zresztą i ty nie je-
steś stary, więc przestań mówić w ten sposób.
Zdawała sobie sprawę, że ojciec zaczął odczuwać swoje lata,
kiedy poczuł się gorzej, a zwłaszcza po odsunięciu się od intere-
sów.
– Jestem starcem. Nie masz pojęcia, jak to jest, kiedy wszy-
scy wokół ciebie zaczynają znikać – powiedział zasępiony, myśląc
o nowym prawniku, którego wolałby nie oglądać tego popołudnia.
– Nikt nigdzie nie odchodzi. John też nie, jestem pewna –
odrzekła pocieszająco, nalała sherry do niedużego kieliszka i po-
dała go ojcu wraz z talerzem świeżych imbirowych ciasteczek.
Wziął jedno i spojrzał na córkę z wielkim zadowoleniem.
– Może rzeczywiście nie odejdzie, kiedy skosztuje tych cia-
steczek. Muszę przyznać, Olivio, że potrafisz sprawić, iż ludzie w
kuchni czynią cuda.
– Dziękuję – pochyliła się i pocałowała go w policzek. Oj-
ciec patrzył na nią z radością jak zawsze, gdy ją widział. Mimo
upalnego dnia wyglądała wyjątkowo rześko i świeżo. Wzięła
ciastko i usiadła obok, by poczekać razem z ojcem na Johna Wal-
sona.
Strona 14
– A więc kim jest ten nowy adwokat? – zapytała ciekawie.
Wiedziała, że Watson jest o tylko rok lub dwa młodszy niż jej oj-
ciec, ale wydawał się jej zbyt młody, by przechodzić na emerytu-
rę, zwłaszcza że tak młodzieńczo wyglądał. Może jednak robi mą-
drze, wprowadzając zawczasu w ich sprawy nowego człowieka. –
Czy poznałeś go już?
– Jeszcze nie. To będzie pierwsze spotkanie. John twierdzi,
że jest znakomity w tym, co robi, to znaczy głównie w sprawach
biznesu. Załatwiał też jakieś transakcje nieruchomościowe dla
Astorów. Przyszedł do kancelarii Johna z doskonałej firmy i ma
świetne referencje.
– Dlaczego zmienił pracę? – spytała zaintrygowana. Lubiła
rozmawiać z ojcem o interesach. Victoria też to lubiła, ale jej opi-
nie były znacznie bardziej pochopne od czasu do czasu zdarzało
się im omawiać we trójkę jakieś problemy ze sfery polityki czy
biznesu. Edward Henderson uwielbiał dyskutować o trudnych
sprawach z córkami – być może dlatego, że nie miał syna.
Zgodnie z tym, co mówi John, ten człowiek, Dawson, prze-
żył w ubiegłym roku straszny cios. Prawdę mówiąc, zrobiło mi się
go żal i chyba dlatego zgodziłem się, żeby John go tu
sprowadził... Sam rozumiem tego rodzaju przeżycia aż za dobrze
uśmiechnął się niewesoło do córki. – W zeszłym roku jego żona
zginęła na „Titanicu”. Była córką lorda Arnsborough i zdaje się,
że jechała w odwiedziny do siostry. Cholerna szkoda, że wracała
akurat „Titanikiem”. Ich syn też o mało co nie utonął – podobno
zabrano go do jednej z ostatnich łodzi ratunkowych. Szalupa była
już przeładowana, więc matka wsadziła na swoje miejsce inne
dziecko i zapowiedziała, że zabierze się następną łodzią. Ale tej
Strona 15
kolejnej już nie było. O ile wiem, Dawson opuścił firmę, w której
był zatrudniony, zabrał chłopca i spędził rok w Europie. To się
zdarzyło zaledwie szesnaście miesięcy temu, a u Watsona pracuje
dopiero od maja czy czerwca. Biedny człowiek. John twierdzi, że
jest bardzo dobry, ale przygnębiony. Wyjdzie z tego, wszyscy wy-
chodzą. Będzie musiał, dla dobra chłopca.
Aż za dobrze przypominało mu to chwile po stracie Eliza-
beth. Chociaż był to skutek komplikacji przy porodzie, a nie gi-
gantycznej katastrofy w rodzaju „Titanica”, tragedia była taka
sama i wiedział, co wówczas człowiek czuje. Zatopił się na chwilę
w rozmyślaniach; Olivia też w milczeniu przeżywała zasłyszaną
historię. Oboje byli zaskoczeni, kiedy niespodziewanie w
drzwiach stanął John Watson.
– Jak się tu dostałeś niezapowiedziany? Czyżbyś wszedł
przez okno? – zaśmiał się Edward do starego przyjaciela, wstając
na powitanie i idąc mu naprzeciw. Wyglądał przy tym na całkiem
zdrowego. Ostatnimi czasy, dzięki nieprzerwanej opiece Olivii,
był w dobrej formie mimo narzekania, że się fatalnie starzeje.
– Nikt nie zwrócił na mnie najmniejszej uwagi – roześmiał
się John Watson. Wysoki, z grzywą siwych włosów, był podobny
do ojca Olivii, także człowieka słusznego wzrostu, o arystokra-
tycznym wyglądzie, który niegdyś miał takie same lśniące, czarne
włosy jak obie córki. Oczy też mieli identyczne, niebieskie; u
Edwarda nabrały one blasku podczas ożywionej pogawędki z Joh-
nem. Obaj panowie znali się od czasów szkolnych, Edward był
najbliższym kolegą nieco starszego brata Johna. Zmarł on przed
laty, Edward i John zaś zaprzyjaźnili się całe wieki temu. Współ-
Strona 16
pracowali również przy wszystkich problemach prawnych Hen-
dersonów.
– Widząc, że niemal natychmiast pogrążyli się w rozmowie,
Olivia jeszcze raz rzuciła okiem na tacę, aby sprawdzić, czy
wszystko w porządku, i zamierzała wyjść. Odwróciła się i, zasko-
czona, o mało nie wpadła w ramiona Charlesa Dawsona. Dziwne
było zobaczyć go tutaj chwilę po tym, jak rozmawiała o nim z oj-
cem; fakt, że wiedziała o nim tak wiele, nie znając go wcześniej,
wprawiał ją w zakłopotanie. Spojrzała na niego. Wydawał się bar-
dzo przystojny, ale nieco surowy. Pomyślała, że nigdy nie widzia-
ła smutniejszych oczu niż jego; koloru morskiej wody, były ni-
czym dwie ciemnozielone sadzawki. Kiedy ojciec przedstawiał
ich sobie, Charles Dawson zdobył się jednak na lekki uśmiech.
Podczas rozmowy dostrzegła w nim coś więcej niż tylko tragedię.
W jego oczach była wielka łagodność i delikatność, które budziły
chęć, by wyciągnąć rękę i pocieszyć go.
– Witam panią – powiedział grzecznie, podając jej rękę i
chłonąc ją oczyma, cal po calu. Nie przyglądał się jej natrętnie,
choć z pewnością miał świadomość, jak bardzo jest piękna –
przede wszystkim był nią zaciekawiony.
– Czy mogę zaproponować panu lemoniadę? – zapytała Oli-
via, próbując ukryć nagłe zawstydzenie za obowiązkowością do-
brej gospodyni. – A może woli pan sherry? Obawiam się, że oj-
ciec woli sherry, nawet przy takim upale jak dzisiejszy.
– Lemoniada będzie doskonała – uśmiechnął się jeszcze raz,
a dwaj starsi panowie wrócili do przerwanej rozmowy.
Strona 17
Johnowi Watsonowi również podała szklankę lemoniady.
Wszyscy trzej z przyjemnością poczęstowali się imbirowymi cia-
steczkami, po czym Olivia spełniwszy swoje obowiązki, opuściła
pokój, zamykając za sobą drzwi. Czuła, że prześladuje ją spojrze-
nie Charlesa Dawsona – może dlatego, że ojciec wcześniej opo-
wiedział jej całą historię? Zastanawiała się, ile lat ma jego synek i
jak Charles radzi sobie bez żony. A może w jego życiu pojawił się
już ktoś inny? Usiłowała odpędzić krążące wokół niego myśli. To
przecież śmieszne martwić się o jednego z adwokatów ojca, a na-
wet niewłaściwe – beształa się w duchu. Pospiesznie skręciła w
stronę kuchni i o mało nie zderzyła się z młodszym szoferem. Był
to szesnastoletni chłopak, który od dawna pracował w stajniach,
ale o samochodach wiedział znacznie więcej niż o koniach. Ponie-
waż ojciec pasjonował się nowoczesnymi maszynami i kupił jeden
z pierwszych samochodów, kiedy jeszcze mieszkali w Nowym
Jorku, chłopiec stajenny Petrie przeżył błyskawiczną przemianę.
– O co chodzi, Petrie? Czy coś się stało? – zapytała rzeczo-
wym tonem.
Chłopak robił wrażenie wzburzonego.
– Muszę zobaczyć się z pani ojcem, panienko – powiedział,
najwyraźniej bliski łez. Olivia postanowiła odciągnąć go od bi-
blioteki, zanim przerwie toczącą się tam konferencję.
– Obawiam się, że nie możesz tego zrobić. Jest zajęty. Może
ja mogę ci w czymś pomóc? – powiedziała łagodnie, ale stanow-
czo.
Petrie zawahał się, a potem rozejrzał dookoła, jakby się bał,
że ktoś może go usłyszeć.
Strona 18
– Chodzi o forda – mówił w wyraźnym przestrachem. –
Ukradli go. Oczy chłopca były pełne łez. Wiedział, co się z nim
stanie, kiedy wiadomość się rozejdzie: straci najlepszą pracę, jaka
mogła mu się trafić. Nie rozumiał, jak do tego doszło.
– Ukradli? – Olivia była równie zaskoczona jak Petrie. – Jak
to? W jaki sposób kłoś mógł wejść na nasz teren i zabrać wóz, nie
zwracając niczyjej uwagi?
– Nie wiem, panienko. Widziałem go jeszcze dziś rano, kie-
dy go myłem. Był taki czysty i lśniący jak wtedy, kiedy pani oj-
ciec go kupił. Zostawiłem na chwilę Otwarte drzwi do garażu,
żeby go przewietrzyć, tam jest tak gorąco, wie pani, kiedy świeci
słońce, a po pół godzinie już go tam nie było. Po prostu zniknął –
Oczy chłopca ponownie napełniły się łzami.
Olivia delikatnie położyła mu rękę na ramieniu. W tej opo-
wieści było coś zastanawiającego.
– Która to mogła być godzina, Petrie? Pamiętasz? – spytała
spokojnie. Opanowanie to rzecz niecodzienna u dwudziestoletniej
dziewczyny, ale Olivia przywykła do rozwiązywania drobnych
konfliktów. Ta sprawa była jednak szczególna.
– Było wpół do dwunastej, panienko. Pamiętam dokładnie.
Ostatni raz Olivia widziała siostrę o jedenastej. Ford, którego
zniknięciem Petrie tak się przejął, został kupiony przez ojca rok
temu z przeznaczeniem na wyprawy do miasta, potrzeby persone-
lu oraz do wszelkich spraw, które powinny być załatwione w in-
nym wozie niż cadillac tourer, którym jeździł Edward, kiedy
opuszczał Henderson Manor.
Strona 19
– Wiesz, Petrie – powiedziała cicho Olivia wydaje mi się, że
powinieneś zostawić tę sprawę w spokoju. Bardzo możliwe, że
ktoś z personelu pożyczył samochód i nie powiedział ci o tym.
Może to ogrodnik – prosiłam go, aby poszukał dla mnie krzewów
różanych u Shepardów. Może zapomniał ci o tym powiedzieć.
Nagle nabrała przeświadczenia, że samochodu nikt nie
ukradł i postanowiła chłopaka powstrzymać. Gdyby powiedział o
całej sprawie ojcu, wezwano by policję, co byłoby wielce kłopotli-
we. Nie mogła do tego dopuścić.
– Ale Kittering nie umie prowadzić, panienko. Nie zabrałby
forda, żeby szukać dla pani róż. Wziąłby konia albo wsiadł na ro-
wer, ale nie do forda, panienko.
– No cóż, może ktoś inny nim pojechał. W każdym razie są-
dzę, że nie powinniśmy jeszcze wspominać o tym ojcu. Poza tym
on jest teraz zajęty. Poczekajmy do kolacji, zgoda? Zobaczymy,
może ktoś przyprowadzi samochód z powrotem. Jestem pewna, że
tak się stanie. A może chciałbyś napić się lemoniady i zjeść kilka
ciasteczek? – prowadziła go powoli w kierunku kuchni. – Chłopak
z wolna uspokajał się, chociaż wciąż jeszcze był zdenerwowany i
przerażony perspektywą utraty zajęcia, jeżeli chlebodawca dowie
się, że dopuścił do kradzieży samochodu prosto z garażu. Jednak
Olivia nie przestawała go pocieszać; nalała mu lemoniady i podała
talerz Z ciasteczkami, którym nie sposób było się oprzeć. Kuchar-
ka obserwowała tę scenę.
Dziewczyna obiecała Petriemu, że skontaktuje się z nim póź-
niej i wymogła na nim przyrzeczenie, że na razie nie szepnie ojcu
ani słowa, po czym na znak kucharki szybko opuściła kuchnię.
Chciała uniknąć spotkania z Bertie, która właśnie wracała z ogro-
Strona 20
du. Olivia otworzyła prowadzące do niego długie drzwi we fran-
cuskim stylu i westchnęła, poczuwszy uderzenie obezwładniające-
go skwaru nowojorskiego lata. Właśnie dlatego ludzie wyjeżdżali
do Newport i Maine. Tutejsze lato było tak nieznośne, że uciekał
każdy, kto mógł sobie na to pozwolić. Ale jesienią znowu będzie
cudownie. Tak samo wiosną, kiedy wreszcie nadchodzi kres nie-
skończenie długiej zimy – idylla. Jednak zimy są trudne do wy-
trzymania, a lata jeszcze bardziej. Większość mieszkańców wyjeż-
dżała zimą do miasta, a latem nad morze, chociaż jej ojciec już
tego nie robił. Mieszkali w Croton-on-Hudson przez okrągły rok.
Żeby tak po południu znaleźć czas i trochę popływać! Olivia
w roztargnieniu szła ulubionymi ścieżkami na zaplecze domu,
gdzie znajdował się piękny, niewidoczny od frontu ogród. Bardzo
lubiła jeździć po nim konno. W ogrodzeniu była furtka prowadzą-
ca do posiadłości sąsiada, po którego polach również chętnie kłu-
sowała. Nikomu to nie przeszkadzało. Ludzie mieszkający wśród
tutejszych wzgórz żyli jak jedna szczęśliwa rodzina, byli dobrymi
przyjaciółmi.
Mimo upału odbyła tego popołudnia długi spacer. Zapo-
mniała o aferze z samochodem, ale – co dziwne – jej myśli krąży-
ły wokół Charlesa Dawsona i opowieści, którą usłyszała od ojca.
Jakie to okropne stracić żonę w tak dramatyczny i tragiczny spo-
sób... Musiał być śmiertelnie przerażony, kiedy się o tym dowie-
dział; Olivia była w stanie to sobie wyobrazić. Usiadła na pniu
drzewa rozmyślając o Dawsonie, gdy nagle usłyszała w oddali od-
głos silnika. Przez chwilę siedziała bez ruchu, nasłuchując, i
wkrótce zobaczyła, jak zaginiony ford przeciska się przez wąską
drewnianą bramę na tyłach posiadłości. Usłyszała nagły zgrzyt –
to samochód otarł się bokiem o deski, nie zwalniając nawet na