15282

Szczegóły
Tytuł 15282
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15282 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15282 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15282 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

11 Ksi�ga parodii ^ ��� WYB�R DANUTA SYKUCKA WST�PEM POPRZEDZI� STANIS�AW ZIELI�SKI OPRACOWANIE GRAFICZNE I ILUSTRACJE ZOFIA PANASIUK WYDAWNICTWA ARTYSTYCZNE I FILMOWE WARSZAWA 1986 Redaktor techniczny Wac�awa Ko�odziejska ISBN 83-221-0145-7 � Copyright by Wydawnictwa Artystyczne i Filmowe, Warszawa 1986 � u � Kallipygos II Relacja Hezjoda potwierdza si� na og� w przekazach naocznych �wiadk�w. �wiadectwa te, jak zwykle, r�ni� si� w szczeg�ach. Parandowski podziela pogl�d, �e Afrodyta nie mia�a ani ojca, ani matki. ,,Pewnego bardzo pi�knego poranku wy�oni�a si� po prostu z piany morskiej, niedaleko Cypru. Widocznie jej oczekiwano, albowiem na brzegu powita�y j� Wdzi�ki, U�miechy, Igraszki, weso�e i mi�e b�stewka, kt�re odt�d pozosta�y w jej orszaku. Za ka�dym krokiem Afrodyty wyrasta�y pod jej stopami najcudniejsze kwiaty. S�u�ebnice wytar�y jej cia�o, nama�ci�y wonnymi olejkami, wykr�ci�y wilgotne w�osy i ubra�y". Afrodyta wkr�tce uda�a si� na Olimp. Bogowie wydali g�o�ny okrzyk zachwytu. Dalsze wydarzenia s� powszechnie znane. Dzi�ki cudownej przepasce na biodrach, Afrodyta rych�o zjedna�a serca bog�w. Rozproszy�a obawy i zazdro�� bogi�. Afrodyta zosta�a bogini� mi�o�ci, patronk� uciech przyjemnych. Przepask� o cudownych w�a�ciwo�ciach - wszyscy autorzy s� co do tego zgodni -otrzyma�a Afrodyta dopiero na Cyprze. Aglaja, jedna z trzech charyt, dziewczyn tak pi�knych, �e najlepiej czu�y si� nago, przybra�a boskie biodra czarodziejsk� mgie�k�. Inni autorzy jako miejsce narodzin Afrodyty wskazuj� pobli�e wyspy Kytery, po�o�onej daleko od Cypru. Wed�ug nich Afrodyta, po kr�tkiej chwili wytchnienia, w weso�ej kompanii delfin�w, wyruszy�a z Kytery na Olimp via Cypr. Cypr, czy Kytera znana tak�e jako Cythera, Cerigo i Kithira? Rozbie�no�� w przekazach, cho� od razu rzuca si� w oczy, nie narusza jednak kszta�tu sprawy i sprowadza si� do b�ahostki niewartej sporu. Wypada jednak liczy� si� z faktami. Wiadomo, �e Kytera przechodzi�a bardzo r�ne odmiany losu. W�adali wysp� Fenicjanie, Argiwowie, Spartanie, Ate�czycy, Rzymianie, Grecy z Bizancjum, Turcy, Wenecjanie, Francuzi, Anglicy i na powr�t Grecy. Mimo kalejdoskopowej zmienno�ci przetrwa�a trad-ycja,,�e Cerigo to wyspa po�wi�cona Afrodycie. Dlatego przebieg wypadk�w na Kyterze zas�uguje na baczniejsz� uwag� ni� rozg�oszone wydarzenia na Cyprze i Olimpie. Po odp�yni�ciu Afrodyty nast�pi�o drugie wynurzenie si� z morza. �wiadectwa mieszka�c�w wyspy nale�y przyj�� z ufno�ci�. Stwierdzaj� zgodnie, �e jeszcze by�o wida� r�ow� muszl� ptimykaj�c� po drobnej fali, �e jeszcze do zebranych na brzegu dolatywa�a weso�o�� orszaku. A� tu nagle morze zn�w pieni si� i parska! I nowa posta� kobieca wy�ania si� z wody! Wynurzenie si� drugiej postaci, mniej kolorowe i pieniste, odby�o si� bez ptasich �wiergot�w, us�u�nych Gracji i kwiat�w wyrastaj�cych z piasku za dotkni�ciem stopy. Lecz dokona�o si� przy r�wnie znakomitej pogodzie, pod s�o�cem w zenicie i przy zasoleniu wody bliskim czterdziestu promili. Wedle rybak�w, kobieta wysz�a na brzeg jak p�ywak utrudzony fal� i przeciwnym wiatrem. Otrz�sa�a si� ze s�onej wody, na ramionach pojawia�y si� pierwsze drobiny �nie�nobia�ej soli. Mocne stopy odciska�y si� g��bokim �ladem w wilgotnym piasku. 5 By�a krzepkiej, lecz przyjemnej dla oka urody, mile kud�ata i bez �adnej przepaski na biodrach. Rybacy znaj� si� na p�odach morza. Poj�li wnet, �e z woli bog�w ich �ycie, pracowite i do�� monotonne, wzbogaci si� rzeczowym urozmaiceniem. I rzeczywi�cie. Chuderlawe gaje oliwne rozros�y si� bujnie i przepi�knie. Licha winoro�l zacz�a rodzi� grona o niezwyk�ej s�odyczy i uroczym aromacie. Wichry i burze odesz�y ku innym wyspom. Ryby nape�nia�y sieci srebrzystym bogactwem. Mn�stwo innych zmian dokona�o si� na wyspie. Rodzynki kyterejskie do dzi� ciesz� si� uznaniem najwybredniejszej klienteli. W pierwszym odruchu podziwu rybacy okrzykn�li przyby�� jako Kallipygos. W pe�ni zas�ugiwa�a na takie w�a�nie miano. W wiekach p�niejszych przydomek Kallipygos z��czono mylnie z imieniem Afrodyty. Kiedy si� o tym m�wi dzisiejszym mieszka�com Kytery, odpowiadaj� ze �miechem: ,,Co za brednie! Kallipygos to nasza Weso�ooka!" Przypominaj� te� m�dro�� zrodzon� na g�rzystych wyspach, �e bogowie wi�cej zabieraj� ni� daj�. M�dro�ci ludowe starzej� si� wolno. Okrzykni�to j� Kallipygos, ale zaraz dano drugie imi�: Weso�ooka. Przyj�o si� i zosta�o przyj�te. Tak wi�c zalety cia�a, z pewno�ci� cenne, lecz bardziej powszednie, ust�pi�y przed zaletami wzroku, czyli umiej�tno�ci� pogodnego widzenia i dostrzegania tego, co dla innych niedostrzegalne. Przypisywano Weso�ookiej skryte znoszenia z bogami, lecz na ten temat by�oby trudno powiedzie� co� pewnego. Nie da si� r�wnie� ustali�, jak d�ugo Weso�ooka przebywa�a na wyspie i w jakich okoliczno�ciach j� opu�ci�a. Wszystko przemawia, �e wyjazd mia� charakter ceremonialny. �egnano W. bardzo uroczy�cie i z ow� serdeczno�ci� w�a�ciw� krzepkim wyspiarzom. W jaki� czas p�niej pojawi�y si� pog�oski, �e by�a to wymuszona ucieczka. Poderwana nag�ym przyp�ywem nami�tno�ci, mocno ju� dojrza�a kobieta zerwa�a si� z miejsca, podnios�a �agle i wyruszy�a w po�cig za now�, jakoby, przygod�. Dziwnym zbiegiem okoliczno�ci, plotki uw�aczaj�ce W. nadci�gn�y z p�nocy, z pogranicza Tesalii i Macedonii, a wi�c z bezpo�redniego s�siedztwa Olimpu. Czy�by Afrodyta uleg�a ziemskiej, 'kobiecej zawi�ci? Mo�e zaniepokoi� bogini� �w dar widzenia, z kt�rego zas�yn�a W. ? Nie brnijmy w plotki, zostawmy domys�y. Weso�ooka odp�yn�a na Paros. Wyspa nale�y do archipelagu Cyklad�w na Morzu Egejskim. Obecnie dogodne po��czenie lotnicze z Aten do Mikonos, dalej statkiem lub - mozolniej - statkiem z Pireusu na miejsce. Znamienne, �e w staro�ytno�ci Paros s�yn�a z przepi�knego bia�ego marmuru (wydobycie wznowiono w po�. XIX w.) oraz z odkrycia marmurowej �kroniki paryjskiej". Przypomnijmy fakty: Weso�ooka, podobnie jak Afrodyta, wy�oni�a si� z piany morskiej, ale wynurzenie si� W. mia�o charakter bardziej ziemski. Weso�ooka odp�yn�a z Kytery na P a r o s . Mieszka�cy Kytery �egnali W. bardzo uroczy�cie. W po�egnaniu uczestniczy� z pewno�ci� ch�r. na oiki Parodosw dramacie antycznym t�umaczy si� jako wst�pna pie�� ch�ru. Tajemniczy wyjazd W. sta� si�, to pewne, prawdziwym dramatem dla wielu mieszka�c�w Kytery. Weso�ooka tylko wybranym zezwoli�a na towarzyszenie w rejsie na Paros. Licznych cofn�a z pok�adu. Afrodyta mia�a emocjonalne powody, �eby przep�oszy� Weso�ooka z Kytery. Przydomek Kallipygos wyprowadzi� bogini� z r�wnowagi. Zapragn�a go dla siebie z ca�� bosk� i ziemsk� chciwo�ci�! Z Paros do tej pory nie ma bezpo�redniego po��czenia lotniczego! W �wietle tych ustale� nie ulega ju� �adnej w�tpliwo�ci, kto wynurzy� si� z morza -wkr�tce po wy�onieniu si� Afrodyty - w obecno�ci wiarogodnych �wiadk�w (rybacy oraz inni). Kogo nazwano najpierw Kallipygos (co na oku, to na j�zyku), a potem -trafniej - Weso�ooka. Potwierdzenia pisemne s� nader skromne. W pierwszym polskim przek�adzie dzie� Hezjoda (Jacek Przybylski, Krak�w, 1790) zastanawia brak wszelkiej wzmianki 0 Weso�ookiej i jej pojawieniu si� na Kyterze. Tak�e w cenionych opracowaniach Welckera (Elberfeld, 1865) czy Leutzepa (Amsterdam, 1844), Dindorfa (Lipsk), G�ttlinga (1878), Lehrsa (Pary�, 1840), Sch�mana (Berlin, 1869), Flacha (1878) 1 Paleya (Londyn, 1889) przemilcza si� ca�kowicie interesuj�cy nas problem. Co dziwniejsze, nie dostrzega Weso�ookiej ani Steitz (Die Werke und Tage des H�siodos, Lipsk, 1869), ani J.O. Delepierre w swej pracy La parodie chez les Grecs, chez les Romains, chez les modernes (1870). Czemu to przypisa�? Do naszych czas�w dotrwa�a tylko znikoma cz�� utwor�w Hezjoda. Jego �yciorys tonie nadal w domys�ach. Podobny los sta� si� udzia�em innych autor�w. Jak�e cz�sto na podstawie u�amka ko�ci usi�ujemy sobie wyobrazi� kszta�t nie istniej�cego od dawna zwierz�cia. I jak�e cz�sto jeste�my zmuszeni do korygowania wyobra�e� przyj�tych wcze�niej jako ca�kowicie pewne! Ale by�oby lekkomy�lno�ci�, granicz�c� z g�upot� i nieznajomo�ci� �wiata dawanie -wiary tylko tym faktom, kt�re znalaz�y potwierdzenie w pi�mie. Absurdalno�� zasady ujawnia si� w pe�ni, gdy uprzytomnimy sobie, �e bardzo wiele zdarze� przypada na okres ludzi niepi�miennych. I �e dajemy im wiar�. Z r�k� na sercu mo�na zatem stwierdzi�: Parodia, primo voto Kallipygos, secundo voto Weso�ooka, wy�oni�a si� z fal u brzeg�w Kytery. Mo�e bezwiednie, mo�e na zlecenie bog�w sparodiowa�a narodziny Afrodyty. Opar�a si� jednak pokusie prymitywnego przedrze�niania, by�a na to zbyt inteligentna i zbyt dobrze zbudowana. Weso�ooka sparodiowa�a mit - i jednocze�nie wesz�a na sta�e w literacki krwiobieg. Wok� niej zawsze t�um przymilaj�cych si� wielbicieli, przy niej mniej liczne grono wybranych ulubie�c�w. Bo nie jest Parodia postaci� z krzywego zwierciad�a o zniekszta�conej figurze i rysach. To posta� pe�na kobiecego wdzi�ku, pikantnie kapry�na jak prawdziwa bogini z pe�nym rodowodem. Watteau maluj�c �Odjazd na Cyter�" doskonale wiedzia�, do kogo wysy�a strojne towarzystwo. Nie fatygowa�yby si� podr� panie i nie trudziliby si� panowie, �eby z�o�y� wizyt� babsztylowi zdolnemu tylko do grymas�w. oraz Parodiowanie mitu wymaga umiej�tno�ci dostrzegania ukrytej istoty rzeczy rzetelnej roboty. Potrzebna tak�e odwaga, kt�rej lekkomy�lno�ci� si� nie zast�pi, a r�wnie� pokora, kt�r� wypada odr�nia� od s�u�alczo�ci. Mniemanie, �e blask orygina�u sp�ywa niejako automatycznie na dzie�o parodiuj�ce, prowadzi do przykrych rozczarowa�. Cudz� aureol� nikt sobie nie o�wietli� drogi. Weso�ooka pierwsza zorientowa�a si� w prawid�ach trudnej sztuki. Im bardziej spektakularny przedmiot parodii, tym o sukces trudniej. I na odwr�t: im po�ledniejszy, tym wi�ksze szans� powodzenia, lecz s�awa skromniejsza. Toczy si� zatem gra 0 warto�ci w�asne. Weso�ooka wynurzy�a si� przeciw Afrodycie, przeciw jej kszta�tom idealnym 1 boskim, lecz jednocze�nie pos�gowym i sterylnym. Wiadomo, �e Kleopatra pyszni�a si� fio�kami i �e te kwiatki w�a�nie nawet Cezarowi zakr�ci�y w nosie. Nad s�awnym aromatem Afrodyty niestrudzenie pracowa�y dwa tuziny s�u�ek. Wszystko z perfumerii Zeusa, nic w�asnego. Banalnie, s�odkowonnie, mi�o i lukrecjowato. Jak�e inaczej u Weso�ookiej! Znany i u nas rysownik Jean Effel pr�bowa� ca�� spraw� obr�ci� w �art. Wed�ug niego Pan B�g pracuj�c nad modelem kobiety stworzy� parodi� cz�owieka. By�aby to pierwsza parodia na �wiecie. Wprawdzie obi�o si� nam o uszy powiedzenie �kurka nie ptica, �enszczyna nie cze�owiek", ale zdanie powy�sze nie we wszystkich sferach znalaz�o uznanie. Trudz� si� leksykony i s�owniki wyraz�w obcych. Obja�niaj� parodi� tak i siak, wskazuj� jej krewnych i powinowatych. Bardziej jednak godne uwagi, �e ju� staro�ytni, w�r�d nich Arystofanes oraz inni, korzystali z dobrodziejstwa dobrych stosunk�w z Parodi�. Kpili z koleg�w po pi�rze, drwili z filozof�w i polityk�w, nie oszcz�dzali nawet bog�w. W demokracji ate�skiej parodia by�a jednym ze sposob�w wyra�ania opinii, umo�liwia�a przer�ne porachunki, a tak�e manifestowanie pogl�d�w. Z czasem parodia podda�a si� naporowi drobniejszych potrzeb. I potoczy�y si� jej losy w literaturze tak jak w �yciu. Wesz�o w mod� przedrze�nianie i to ju� nie bog�w, lecz nawet dyrektor�w i ministr�w. Na karb Parodii sk�adano wyuzdane grymasy i bezece�stwa. Sta�a si� w ko�cu bardzo �le widziana. Por�wnywano j� do d�umy u bram miasta lub przykrej dolegliwo�ci na progu alkowy. Na pla�y Kytery wyl�dowa�a Wielka Parodia, krzepka i pon�tna. Zrozumia�e wi�c, �e doczeka�a si� licznego potomstwa. Dlatego przypisuje si� jej zwi�zki z satyr�, karykatur�, trawestacj� i nawet z tandetnym �artem. M�wi�, �e od Wielkiej Parodii wywodzi si� parodia b�aze�ska, g�o�na �redniowiecznym �wi�tem B�azn�w oraz p�niejsza i bardziej pospolita parodia us�ugowa. Pokrewie�stwa i powinowactwa tak zagmatwa�y spraw�, �e dzi� coraz trudniej odr�ni� parodi� z rodowodem od lichej mistyfikacji literackiej. Parodie ma�e sa jednak bardzo ha�a�liwe i bardzo liczne. Parodie wielkie nale�� raczej do wyj�tk�w potwierdzaj�cych regu��. Rzecz pomy�lana jako parodia romans�w rycerskich rozros�a si� pod pi�rem Cervantesa w dzie�o autonomiczne o trwa�ych warto�ciach w�asnych. Cervantes, cho� jego pracy patronowa�a z pewno�ci� Weso�ooka, zmar� w biedzie. Nie doczeka� si� uznania koleg�w, nie dorobi� si� maj�tku. Zdarza�o si� jednak tak�e inaczej. Gdy Handel trz�s� �yciem muzycznym Londynu, a jego opery wprawia�y w zachwyt ca�� tamtejsz� arystokracj�, John Gay odwa�y� si� napisa� przeciw mistrzowi Oper� �ebracz�. Ryzyko by�o ogromne, ale op�acalne. Gay prze�y� g�osy oburzenia i zbi� t�g� fors�. Bywa zatem r�nie. Najtrudniej jednak o Wielk� Parodi� spod szcz�liwej gwiazdy. Rozstaj� si� z Weso�ooka, bo ju� wo�aj� z �odzi, czas nam odp�ywa� z Kytery, stateczek wyra�nie si� niecierpliwi. Fala si� wzmaga, wi�c �ykam aviomarin�. Z pewno�ci� ju� nikt nie wynurzy si� z morza. Opuszczam Kyter� z do�� sm�tn� pociech�: co my�la�em, nadal my�l�. Stanis�aw Zieli�ski r * t BOY Stanis�aw Jachowicz - Dwa kotki By�y dwa kotki: Jeden �adny, lecz z szafy wyjada� �akotki, Drugi brzydki, bury, Ale �owi� szczury. Kt�rego wolicie, powiedzcie� mi, dzieci? �Burego, burego!" ��adnego, �adnego!" Nie mog�y zgodzi� si� dzieci. �No, a ty, Celinko?" Rozs�dna Cesia z powa�n� mink� Tak rzecze, pomy�lawszy przez chwil� male�k�: �Oba s� potrzebne, nieprawda�, mate�ko?" Tak odpowie Cesia ma�a, A Mama j� u�ciska�a, M�wi�c: �Spokojnam, Cesiu, o twoje zam�cie, Sama b�dziesz szcz�liwa i drugim dasz szcz�cie..." Stanis�aw Jachowicz - Deszczyk �Mamo, rzek� Ja�, deszczyk rosi, Poplami kapelusz Zosi, Jak�e niepotrzebnie pada!" Tu matka dziecku wyk�ada: �Za to po deszczu, me dzieci�, Drzewko bujniej puszcza kwiecie, Co gdy przyjdzie czas jesieni, W soczysty owoc si� zmieni. Owoc za�, kiedy dojrzeje, Mama araczkiem zaleje, Doda cytrynki i wina, Par� kropel maraskina, Troszk� wody (nie za wiele) -I sprawi dzieciom wesele. Ka�de ze s�omk� zasi�dzie, 13 f iilf ii Dopiero� to rado�� b�dzie! Tak to deszczyk wszystko krzepi: Kwiatek, drzewko ro�nie lepiej, Bo B�g wszystkim m�drze w�ada". - �O, kiedy tak, to niech pada!" Stanis�aw Jachowicz - Do�ek Pyta�a Femcia Do�ka, na co rozum zda si�, Do�ek milcza�; gdy coraz bardziej naprzykrza si�, Tak powie: �Na to chyba tylko, moje dzieci�, Aby nie by� zmuszonym szuka� go w kobiecie". Dziwna przygoda rodziny Po�anieckich Noc karnawa�owa w zacnym polskim domu. Z przyleg�ego salonu dochodz� d�wi�ki walca, g�os wodzireja rycz�cy egzotyczne nazwy figur kotylionowych, szelest sukien faluj�cych w ta�cu itd. Siedzia�em, wp�drzemi�c, w wygodnym fotelu; wtem co� mign�o, zaszumia�o tu� ko�o mnie i jaka� zap�niona para przemkn�a jak wicher, wywracaj�c w p�dzie, o zgrozo, butelk� doskona�ego starego koniaku, kt�r� zachowa�em do swego prywatnego u�ytku. Szanowny nap�j pocz�� sp�ywa� powoli, oblewaj�c strumieniem wspania�� Prachtausgabe, le��c�, jak przysta�o, majestatycznie na stole polskiego domu. Spojrza�em: by�a to Rodzina Po�anieckich. Patrza�em z melancholi� na grube welinowe karty, ociekaj�ce z�otawym p�ynem, gdy nagle zda�o mi si�, i� s�ysz� najwyra�niej jakie� szmery, jak gdyby g�os�w wychodz�cych z kartek ksi��ki: - Panie Stachu! - Co, panno Maryniu? - Co� panu chcia�am powiedzie�... W jednej chwili tak mi si� strasznie w g�owie zakr�ci�o... - Dziwna rzecz, bo mnie tak�e... To pewno z gor�ca. - Panie Stachu... - Co, panno Maryniu... - Kiedy si� wstydz�... - Nie wierz�, �eby panna Marynia mog�a co� takiego pomy�le�, czego by si� musia�a wstydzi�... - Pan Stach taki dobry, �e tak o mnie my�li... ale ja jestem taka... Tak gdzie� g��boko, g��boko, to ja jestem bardzo zepsuta... - Moja dziecina droga... 14 I i H- - Panie Stachu... ja chcia�abym za m�� i��... - P�jdzie pani, panno Maryniu... - Ale ja chc� zaraz... - Moja z�ota panno Maryniu, i ja tak�e chcia�bym, tak chcia�bym, �eby pani zn�w wr�ci�a ze mn� do swego ukochanego Krzemienia... - E, g�upstwo Krzemie�... nudna dziura... to nie dlatego... Aj, strach, jak mi si� w g�owie kr�ci... Panie Stachu... - Co, panno Maryniu? - A bo czemu mnie pan Stach nigdy nie przytuli, nie popie�ci... - Moja droga panno Maryniu... moja, bardzo moja... moja g�owa najdro�sza... - Ale nie tak, panie Stachu, tak mocno, mocno, nie tak jak porz�dn� kobiet�, tak inaczej jako�... ja sama nie wiem jak... - Nie mo�na, panno Maryniu... s�u�ba bo�a... - A, prawda... s�u�ba bo�a... - Och, och, och... (szlochanie) - Maryniu, dziecko, co ci jest, dzie-dziecinko mo-moja? (Jako� mi si�, staremu, j�zyk pl�cze. I w g�owie mi si� czego� nagle kr�ci. Pewnie b�dzie burza.) - Och, och, och, panie profesorze, panie Waskowski, ja jestem taka nieszcz�liwa... (szlochanie) - C� to pannie Maryni jest? Niech�e si� przytuli do swego starego profesora. O tak, jeszcze bli�ej... - Och, och, och, panie profesorze, pan Stach mnie nie kocha... - Co te� Marynia za g�upstwa plecie? Stach Maryni nie kocha? On, najm�odszy z Ari�w?! - A nie kocha... - Co w tej g�owinie dzisiaj... Kto by nie kocha� mojej dzieciny z�otej? - A pan Stach nie kocha (och, och, och). Zreszt� za co by mnie kocha�... - Iii! grzech takie rzeczy m�wi�! Za co? Oj ty, ty, ty. Za co? A za te oczka �liczne, a za to pysio r�owe, a za ten karczek... a za te piersi�tka... za te bioderka... za te n�ki ma�e... a za te �ydeczki... ti, ti, ti... ty Aryjko ma�a, ty szelmutko jedna... a jak si� to stroi, jakie to koronki, jakie hafciki... jakie majteczki... Ty, ty, ty, kokotko ma�a... - Panie profesorze, co pan robi... zobaczy kto... tak mi si� strasznie w g�owie kr�ci... - B�dzie burza... - Panie Stachu! - Co, Litu�? 16 iWM \W\ - Tak mi jako� dziwnie w g��wce... - Chod�, kociaku, na kolana... - A b�dzie pan Stach pie�ci� kociaka?... - B�d�, Litu�. - Tak dobrze u pana Stacha! Tak przyjemnie! To podwi�zka. Panie Stachu, co pan robi... Nie mo�na... nie mo�na... panie Stachu... Panie Stachu! A jak ja powiem cioci Maryni, to co b�dzie?... Ha, ha, ha!... jak� pan Stach ma teraz niem�dr� min�! A nieprawda, bo nic nie powiem, bo pana Stacha kocham i panu Stachowi wszystko wolno... I mnie te� wszystko wolno, bo ja m�odo umr�. Tak mi si� w g�owie kr�ci, jak wtedy na imieninach, jak pi�am szampan... Panie Stachu, tak dziwnie... tak przyjemnie. .. pan taki strasznie kochany... co pan robi... Panie Stachuuuuu... Bukacki! S�uchaj no, co to jest?... co si� tu dzieje? Czy mnie si� kr�ci w g�owie, czy co, ale tu tak jako� dziwnie... - Nie przeszkadzaj im, P�awisiu, chod� na miasto... Pojedziemy... wiesz, staruszku... tam... - Nie, nogi mi si� czego� pl�cz�... - No, to zagrajmy w pikiet�. - Ale z rubikonem. - Z rubikonem, staruszku, z rubikonem. Szepty i szmery ucich�y. Widocznie Rodzina Po�anieckich, podeschn�wszy troch�, odzyska�a r�wnowag� duchow�, zachwian� na chwil� zetkni�ciem si� z kilkoma kroplami starego koniaku. Podnios�em si� z fotela i uczu�em, �e mnie samemu nogi si� cokolwiek pl�cz�... WIES�AW BRUDZI�SKI Anatol Potemkowski - �ycie rodzinne Przysiad� si� do nas w �Kokosie" typunio na du�ej bani. - Moja �ona mnie zdradza - rzek�. - Czy�by? - powiedzia� uprzejmie Bezpalczyk. - Ta�czy tam z jakim� �obuzem. 17 Na parkiecie spora blondynka przyk�ei�a si� do�� szczelnie do �ysego pana z w�sami model �tupamaros". - Moja �ona mnie zdradza - rzek� z uporem typunio. - Sk�d� to s�yszeli�my jakby - zauwa�y� poeta Koszon. Pa�stwo na parkiecie zacz�li si� ca�owa�. - To ju� przesada - westchn�� typunio. Wsta� i chwiejnym krokiem uda� si� w kierunku parkietu. - Znasz faceta? - spyta� poeta Koszon. - Znam - odpar� Bezpalczyk. - To jest pan Za�ci�ski. Pierwszy m�� tej pani, kt�ra ta�czy tam ze swym obecnym m�em. Pan Za�ci�ski dotar� ju� tymczasem do parkietu, odepchn�� �ysego i z�apa� blondynk� za przegub d�oni. - Lilka, idziemy do domu! Poci�gn�� j� do drzwi i razem wypadli z lokalu, przewracaj�c krzes�a. �ysy facet przygl�da� si� temu z zainteresowaniem. - Kiedy jest-na bani, pan Za�ci�ski - wyja�ni� Bezpalczyk - myl� mu si� �ony. Ko�o naszego stolika stan�a niedu�a brunetka z kieliszkiem w r�ku i opar�a nieco znu�ony biust na ramieniu Bezpalczyka. - Ty - powiedzia�a - co robisz z reszt� wieczoru? - B�d� w domu - odpar� Bezpalczyk. - Wpadn� do ciebie. Brunetka posz�a sobie dalej. - To jest obecna pani Za�ci�ska - wyja�ni� Bezpalczyk. - Powa�nie? - zdziwi�a si� baronowa. Wydaje si�, �e pan Za�ci�ski m�wi� jednak prawd�. RYSZARD MAREK GRO�SKI Stanis�aw Grochowiak - Zawstydzony Poezj� mo�na odnale�� w�r�d plwocin w skrzypie trumienki i w chrobocie szczurzym w ran ca�owaniu poz�otk� dobroci w zmazach p�nocnych w centifolii (r�y) Patrz magnoliami plebania zaros�a nie powo�anie zmienia si� lecz wiara 18 jeste� Poezjo w agrestach i w ostach widz� ci� nawet w piosence Cwynara Ludwik Jerzy Kern - M�j ranek Z ��eczka wyskoczy�em o �wicie (kwadrans na pierwsz�) lekko jak pasikonik. Jem �niadanko, gdy nagle - wrrrrrrrrrrrrrr! telefon zadzwoni�... �Przekr�j" przy aparacie. (A �Przekr�j" to znaczy m�j szef) - �Gdzie wiersz?" - pyta. I wida� o psach moich my�li, bo ci�gle m�wi: �psiakrew!" - Nie ma wiersza - powiadam. Pot zimny czo�o mi zrasza... - Nie ma, lecz zaraz b�dzie... On rzek�: �Dobra!" Ja - Nasha, Ogdena Nasha otwar�em i ten przek�adaniec wam �l�. Tylko jednego nie rozumiem: dlaczego pod moim oknem m�odzie� �piewa bez przerwy przebrzmia�y ju� zreszt� szlagier - Ogden Ogden, Ogden, trzymaj si�!? Antoni Marianowicz - Dubler Bohater filmu z konia spad� bole�nie nader... Wyr�czy� go w tym dubler. Naj�ty kaskader. Dubler �abk� przep�yn�� spieniony wodospad, Dubler siedzia� za k�kiem, gdy w�zek si� rozpad�. W historii te� przyk�ady masz dublerskich brawur -Wrog�w bi� Garibaldi. Fotel zaj�� Cavour. Ilekro� ryzykowna scena czy epizod, Dubler gra, by bohater wolny by� od zgryzot. 19 Chyba ka�dy powita t� my�l z wielk� ulg�, By dubler zast�powa� w graniu trudnych r�l go. Dubler na konferencji... Ty pomykasz w plener. On tyra. Za to z ciebie zabaw antreprener. Wieczny playboy - zapa�y w�r�d babek i bab nie� � W tym czasie dubler b�dzie ramole� i wapnie�. Instruujesz dublera: Przeciw szefom porycz! W razie czego na niego sp�ynie szef�w gorycz... We mnie samym podobn� nieraz ch�tka wzbiera: Ju� ja bym wam wygarn��! Gdybym mia� dublera. Marian Za�ucki - Buntownik Wczoraj Przyjaciel rzek� mi: �Marian! Rozpaskudzi�e� si� do gruntu. Plu� na wyst�py, Honoraria, C� jest satyryk wart Bez buntu!? Leniwie dzionki twoje biega. Nic ci� nie dra�ni, Nic nie boli... Czy panie lubi� Za�uckiego? -Od Tomska po Minneapolis!" W�ciek�y wyszed�em z tej rozmowy Czterdziestolatek Bananowy. Mam si� zbuntowa�? G�owa p�ka. 20 ,1 I ?S II .fllit! ffii tti- I 11 Na ��ku siadam noc� ciemn�. Zbudzi� si� we mnie Riazin Stie�ka, Lecz wkr�tce zasn��... Razem ze mn�. Zbuntowa� si�? Ba... Przeciw komu? M�odzie� odpada! Mam wy� w domu. Zjecha� film polski, �e nie porwa�?... Powiedz�: - Co� pan taki Zorba! Narazi� si� przyjacielowi? Okropno��... Ksi��ki mej nie wznowi. Cho� w piersi �agiew buntu p�onie -Pi�ci� bezsilnie wal� w stolik. ZBUNTUJ� SI�! Przeciwko �onie... Je�eli na to mi pozwoli. �WIATOPE�K KARPI�SKI Maria Pawlikowska - Lizbona Szkoda, �e nie ma na mapie Twojego g�adkiego cia�a, Bo wtedy nie do Lizbony, Lecz wiem, gdzie bym pojecha�a... 21 li lir Juliaii Tuwim - �mier� poety Na krzy�u mnie rozpina ka�dy dzie� drewniany I przybija gwo�dziami godzin, jak mr�z ostrych. Ale noc� si� wspinam czarnym cieniem na �ciany I rozp�dzam latarnie - niezam�ne siostry. A kiedy uciekaj� jednonogie dziwy Gdzie� pod knajp� podmiejsk�, by jasno odpocz��, Jestem sob� nie cieniem, i b��dz� szcz�liwy, Zanim ksi�yc �akomy lepko mnie obskoczy. Wtedy trzepot bolesny, czarnoskrzyd�a walka! I z�amany na murze musz� si� rozp�aszczy�. A� na flecie poranka zagra wiatr hulaszczy I rozfrun� si� lekko, podarty w kawa�ki. TADEUSZ �OPALEWSKI Z cyklu: Bajki na�ladowane Z KRASICKIEGO: DOSTOJNIK Nie poznaje znajomych, ma zanik pami�ci, A od wody sodowej w g�owie mu si� kr�ci, Nudzi go to czym inni serdecznie si� ciesz�, Autem ka�e si� wozi�, gdzie kr�l chadza� pieszo. ,,A c� to za dziwad�o?" - zadumany zapytasz. ,,Pst! nazwiska nie powiem. To pewien dygnitarz!" W STYLU JOWIALSKIEGO: CZ�OWIEK I MA�PA Znacie, wi�c pos�uchajcie. - Jestem tw� pramatk�! Rzek�a ma�pa do cz�eka, co sta� przed jej klatk�. - Kt� to widzia�? W zwierzy�cu trzyma� swoich przodk�w! Wypu�� mnie st�d natychmiast, niegodny wyrodku! - Masz racj� - odpar� cz�owiek. I z uszanowaniem Ma�p� w�r�d antenat�w powiesi� na �cianie. 22 SIMI^^^^^^^B I I J WED�UG JACHOWICZA: DOBRE SERCE Pani Emma na spacer sz�a z francuskim pieskiem. Wtem �ebraczka j� goni: - Chleba! G�odna jestem! - O, jaka� ty szcz�liwa - wzdycha pani Emma, Bo m�j �o�o od trzech dni apetytu nie ma! Kunegundko, R�ziu, Heniu, Nie gryma�cie przy jedzeniu! ANTONI MARIANOWICZ Jerzy Andrzejewski - Z dnia na dzie� �RODA �Nad brzegiem morza pogoda zmienia si� pr�dko, ale jeszcze zmienniejsza i bardziej kapry�na jest na morzu, poniewa� do waha� sytuacji meteorologicznej przy��cza si� ruch, zmienno�� naszego miejsca w przestrzeni". Ta kapitalna uwaga Tomasza Manna (Eseje, str. 337) kojarzy mi si� z w�dr�wk� Sokrata, kt�ry idzie w poniedzia�ek - nie wiem jeszcze, dok�d i po co - przez skwer Konstantynowski, zmieniaj�c przez sam fakt poruszania si� swe miejsce w przestrzeni, lecz r�wnie� i w czasie, poniewa� ka�dy jego krok nast�puje w chwil� po kroku poprzednim. Kiedy Sokrat zatrzymuje si� dla za�atwienia naturalnej potrzeby, tylko jego poruszanie si� w przestrzeni ulega wstrzymaniu, natomiast czas nie przestaje p�yn��. DIAGNOZY (7) W nocy z pi�tku na sobot� nie dawa�a mi spokoju jaka� szczeg�lnie uprzykrzona mucha. Powinienem by� zabi� j�, ale walka z much� wyda�a mi si� poni�ej mojej godno�ci. Rano obudzi�em si�, zjad�em jajko i wypi�em kaw�. Mucha kr��y�a w dalszym ci�gu. Kiedy po obiedzie wr�ci�em do domu, zasta�em much� - czy jednak t� sam�? Mo�e by�a to ju� ca�kiem nowa mucha, kt�r� - by odr�ni� j� od poprzedniczki -musia�bym wielokrotnie powi�kszy� po sfotografowaniu na czu�ej b�onie. (Dzi� ju� tylko b�ony bywaj� czu�e - to sformu�owanie wstawi� chyba do siedemnastego rozdzia�u mojej powie�ci o Kainie i Ablu, kt�r� napisz�, nie wiem jeszcze kiedy). Wracaj�c do much - musia�bym stwierdzi�, jakie posiadaj� oczy i czu�ki, jakie ryjki i ssawki, s�owem, czy r�ni� si� fizjonomiami. Niekt�rzy z moich s�awnych przyjaci� (mo�e wrog�w?) maj� taki w�a�nie stosunek do zwyk�ych ludzi: nie rozr�niaj� po prostu poszczeg�lnych osobnik�w, ich oczu, ryjk�w i ssawek. 24 Na kolacj� zjad�em n�ki i popi�em herbat�. �Milordzie, wrota zn�w nowego Na p� przeci�y od�wiernego!" ,,Od lat ju� ucz� was i ucz�: T� cz�� przyno�cie, gdzie s� klucze". Przed rokiem w po�udnie ze Zdzichem w ZOO. DRAMAT MR�WKOJADA Zaraz na prawo od pingwin�w mie�ci si� skromne pomieszczenie dla mr�wkoja-d�w. Jeden z nich - okaza�y samiec - siedzia� sennie na skraju ocembrowania, zag��biaj�c od czasu do czasu sw�j d�ugi j�zyk w ziemi. Prawdopodobnie poszukiwa� mr�wek, ale jak na z�o�� spora ich ilo�� pojawi�a si� w niedalekim pomieszczeniu dla tapir�w, mr�wkojady za� skazane by�y na spo�ywanie zwyk�ej karmy. Na szcz�cie przynie�li�my w pude�ku od zapa�ek kilka mr�wek, kt�re nasz mr�wkojad wch�on�� wraz z pude�kiem, po czym - wyra�nie rozbudzony - ruszy� w zaloty do drugiego mr�wkojada, zapewne samicy. �SMA TRZYDZIE�CI S�ucha�em menueta G-dur Paderewskiego w wykonaniu kompozytora. Pam, pam, tarara pam, pam, tarara pam, pam, tarara pam, pam... Niezmiernie wyrafinowane w swej pozornej prostocie. Brudne okno z perspektywy ��ka niewiele r�ni si� od czystego. Ale jak�e r�ni� si� ogl�dane przez nie �wiaty! Odpryski farby na suficie - ciekawy motyw rozwa�a� do sz�stego rozdzia�u mojej powie�ci, nie wiem jeszcze na jaki temat. MARIAN PIECHAL Julian Przybo� - Miejsce przy tobie Zn�w ufa�a� - i w�tpi�a� znowu, gdy pod konstrukcjami �elaza i szk�a s�a�y si� samoloty nabite moim �alem. Ten �al, to ja. Z ich �migie� wychwiana wojna produkuje krociowe gwiazdy 25 g�o�ne w zetkni�ciu z ziemi�, kt�rych upadek wyprzedza ich huk, a jeszcze g�o�niejsze eksplozjami nast�pstw w dziejach Trafiony mo�e by� ka�dy. W rozchwiejach przypad�a polana pod huki, gdym bieg� w ataku na Kra�nik. Przede mn� �elazne kruki �cinaj�ce oddal o po�ow� -ty, kt�ra jeszcze trwasz, cztery moje �ale rozja�nij! Podniesiony z martwych zostawi�em w ziemi moj� odd�o� i po - twarz. Gwiazda urwa�a mi g�ow�. Kazimierz Wierzy�ski - N�ki twoje ca�uj� N�ki twoje ca�uj�, usta po nich wodz�, Jak na szczud�ach na n�kach twych po �wiecie chodz�. Jak dwa �wiat�a twe n�ki wskro� mnie przenikaj�, N�ki twe mnie zabra�y, n�ki twe mnie maj�. Jak wyznania wstydliwe, jak szepty szalone, Powtarzam w ustach twoje n�ki niezliczone. Od paznokci na palcach a� do biodronoszy N�ki twoje ca�uj� i konam z rozkoszy. � � ANATOL POTEMKOWSKI Andrzej Ku�niewicz - Nie nazwany fragment prozy Zegar stacyjny w Fiizerkaml�s spieszy si� regularnie o trzy godziny i niespe�na dwadzie�cia sze�� minut na dob�, a wi�c dok�adny czas wskazuje dwa razy w tygodniu: siedem minut po p�nocy z czwartk�w na pi�tki i o dwunastej siedem w poniedzia�ki. Wtedy na peronie zbiera si� par� os�b, �eby nastawi� dok�adnie kieszonkowe zegarki. Teraz zegar wskazuje dziewi�t� dwadzie�cia dwie, a na stacj� w Fiizerkaml�s wje�d�a poci�g osobowy si�dma pi�tna�cie z �op, via Sataraljaujhely. Jest �sma dziesi��, gdyby to kogo� interesowa�o. O pi��setmetr�w st�d, ale w miejscu niewidocznym z peronu, bo zas�ania je pi�trowy dom, kt�ry m�ynarz Pokorny Ferenc wybudowa� by� przed dziewi�ciu laty, wydaj�c c�rk� Ilonk� za podoficera Hortobagy Geza z pierwszego dywizjonu sz�stego pu�ku c. k. kirasjer�w z�oczowskich, w miejscu gdzie Tiszalok Utca tu� przed skrzy�owaniem z Franz-Josef Utca skr�ca �agodnym �ukiem na p�noc, omijaj�c zajazd Zum Goldenem L�we, siedmioletni Kovacs Istvan podni�s� z rozpra�onego wczesnym s�o�cem rynsztoka cukierek oblepiony bia�ym py�em i trzyma� go na otwartej d�oni. W podobnych sytuacjach najpro�ciej zliza� py� j�zykiem, to nasuwa si� samo przez si�, ale by� mo�e istnieje jakie� inne wyj�cie? Kiedy Istvan rozwa�a t� spraw�, a poci�g, dodajmy to dla jasno�ci, jeszcze toczy si� po szynach, ale ju� tak wolno, �e Milena Millerowa zeskakuje ze stopnia na peron i pada w ramiona jednorocznego ochotnika Jurgena von Bishoff, nie czekaj�c a� te wszystkie tony �elaza znieruchomiej� ca�kowicie, zanim na znak zawiadowcy, starego pana Jacoby, maszynista Prohleda wykona wyuczony ruch d�wigni� i ko�a znowu zaczn� si� obraca�, w�a�nie wtedy w Gy�r kanonier Nyko�a Melnyk odstawia na st� mena�k� z kaw�, podan� mu przez krat�, a w Wiedniu przy Herrengasse 7 pu�kownik Ernest Freiher von und zu Hertenstein, zwany po prostu Erni przez pann� Trud� Buchholz, koryfejk� baletu nadwornej opery wiede�skiej, zamyka teczk�, kt�r� zd��y� by� dopiero otworzy�, i cofa si� o krok w ty�. Jest to czarna, bardzo cienka teczka z lakierowanej sk�ry, kupiona u Rosego na Kartnerstrasse i pu�kownik trzyma j� znowu pod pach�, poniewa� excelencja Potiorek powiedzia�: Nie. Powiedzia� dos�ownie: Nie, m�j drogi Hertenstein, dzi�kuj�, nie. Wi�c Erni trzyma teczk� pod pach� zaskoczony tym, co us�ysza�. B�dziemy go nazywali Erni, bo wchodzimy w �wiat jego rozwa�a�, a wi�c w kr�g najintymniejszych prze�y�, p�niej, ju� po wszystkim, wr�cimy do formy bardziej stosownej. Excelencja Potiorek jest cz�owiekiem rzadkiej uprzejmo�ci i nie by�oby nic dziwnego w tym: ,,Nie, Hertenstein, dzi�kuj�". Merytorycznie rzecz traktuj�c m�g� powiedzie� �Nie, Hertenstein" i tego si� Erni spodziewa�, je�eli w og�le my�la� o tej sprawie. Pozornie wi�c i forma, i tre�� nie powinny budzi� zdziwienia. A jednak s� ze sob� w jaskrawej sprzeczno�ci. Ii 28 Detektyw Altekeller, przebrany za zamiatacza ulic, pola� trotuar z polewaczki i po raz sz�sty tego ranka przyst�puje do zamiatania. Detektyw Flecke, przebrany za wie�niaczk�, przechodzi na drug� stron� Elisabethstrasse, �eby wypali� w ubikacji papierosa. Aktorka Burgtheatru, Katarzyna Schratt, pyta siedz�cego z ni� w kuchni siwego pana z bokobrodami ubranego w mundur pu�kownika: �Jeszcze kostk� cukru, Franzi?" a on odpowiada: �Nie, Kathi, dzi�kuj�, nie". Pu�kownik Ernest Freiher von und zu Hertenstein nie s�yszy tej.rozmowy, ale umia�by j� sobie wyobrazi� i gdyby j� sobie wyobrazi�, nie wzbudzi�aby w nim zdziwienia. W tym wszak�e wypadku? Excelencja Potiorek przegl�da materia�y nades�ane przez biuro szyfr�w, a Erni stoi 0 krok przed biurkiem, troch� na lewo od ka�amarza z or�em rozk�adaj�cym skrzyd�a do lotu. Powt�rzy� pytanie jeszcze raz? Erni jest tu zdany tylko na intuicj�. Mo�e excelencja Potiorek nie zrozumia� pytania, zatopiony w my�lach pa�stwowej wagi, ale mo�e tak mu si� powiedzia�o po prostu �Nie, dzi�kuj�" i lepiej do tematu nie wraca�? 1 kiedy Erni tak stoi przed ka�amarzem, troch� na lewo od or�a, z peronu w Fuzerkam-l�s odje�d�a poci�g, Milena Millerowa znika w drzwiach bufetu z jednorocznym ochotnikiem Jurgenem von Bishoff, Kovacs Istvan ma ju� jedn� stron� cukierka zlizan� do po�ysku, a piegowata Weronka Korowiej�wna, rozche�stana, ze s�om� we w�osach, chichocze coraz g�o�niej, cofaj�c si� w g��b stodo�y, bo j� ekonom pan Hrehorowicz z �uba�ska d�ga co chwila, niby dla �artu, twardym paluchem mi�dzy �ebra. I kiedy po d�ugich minutach excelencja Potiorek oddaje pu�kownikowi szyfr�wki, a pan Hrehorowicz ju� jest znowu przy m�ockarni, a Weronka g�adzi w oborze melancholijnie krowi zad, i kiedy excelencja m�wi �To wszystko, panie pu�kowniku von Hertenstein", wtedy Erni decyduje si� nagle, chocia� przez ca�y ten czas nie wiedzia� jak post�pi�, i zadaje excelencji to samo pytanie po raz drugi. Cicho trzaska zameczek, Erni ma znowu ten dokument w r�ku, ale tylko lekko wysuni�ty z lakierowanej teczki^ jeszcze nie wyj�ty na �wiat�o dzienne. Wystarczy otworzy� palce i znowu wleci do �rodka. Erni powtarza pytanie i stara si� m�wi� bardzo wyra�nie, �eby mie� to wreszcie za sob�: �Czy wasza excelencja zechce skorzysta� z prawa �aski i zamieni� kanonierowi Melnykowi kar� �mierci na dwadzie�cia pi�� lat twierdzy?" I tym razem excelencja Potiorek nie m�wi �Nie, Hertenstein, nie, dzi�kuj�". Excelencjapyta: �Co zdzia�a� ten zuch?", a Erni, zerkaj�c do dokumentu, odpowiada: �Kanonier Nyko�a Melnyk zar�ba� niejakiego Stojanka. Incydent zaszed� po �wi�cie pu�kowym". Excelencja Potiorek ujmuje or�a za skrzyd�o rozpostarte do lotu, unosi go i odstawia obok, ods�aniaj�c kryszta�owy ka�amarz. Potem macza pi�ro w atramencie, excelencja u�ywa atramentu zielonego koloru, i sk�ada na dokumencie bardzo szybki podpis drobnym, czytelnym pismem. �Dwadzie�cia pi�� lat to du�o", m�wi excelencja. �Bardzo du�o, excelencjo", m�wi Erni. Erni ma dwadzie�cia osiem lat. Excelencja Potiorek przekre�la �dwadzie�cia pi�� lat" i znowu bardzo szybko i czytelnie pisze u g�ry nad przekre�leniem �dziesi��". Erni chowa dokument do teczki, potem na chwil� przybiera postaw� zasadnicz� i z brz�kiem ostr�g idzie ku oddalonym drzwiom gabinetu. Jest to zupe�nie 29 przepisowe, ale jednocze�nie swobodne i czuje si� jaki� dystans mi�dzy dos�ownie branym regulaminem a tym, co robi Erni. Pu�kownik Ernest Freiher von und zu Hertenstein schodzi schodami w d�. U podjazdu czeka unnumerierter z sier�antem Schulze po cywilnemu na ko�le. Erni jest zadowolony. Dobrze si� sta�o, �e nie poprzesta� na pierwszej odpowiedzi. Dobrze? Dwudziestoletnia guwernantka panna Yvette Lorent m�wi z rezygnacj�: �Dobrze, panie radco dworu. Ju� sama zdejm� ten gorset. Prosz� mi nie targa� tasiemek..." Wieczorem tego dnia, przy kolacji, ju� znowu w Sataraljaujhely, panna Milena Millerowa zwierza si� starszej siostrze Zdence: ,,To by� mi�y dzie�, naprawd� bardzo mi�y!" Poniewa� jednak stracili�my pann� Milen� z oczu na wiele godzin, nie kwestionuj�c szczero�ci tej oceny, wypada uzna� j� za czysto subiektywn�. MAGDALENA SAMOZWANIEC Pawe� Hertz - Moje Warszawy Warszaw jest kilka, jest ta �r�dmiejska luksusowa, w kt�rej, samochodem m�wi�c, ja si� urodzi�em, i jest kilka innych... O, Czerniakowie, brzydki Czerniakowie z moich dziecinnych lat, z jak�� �z� rozczulenia dzisiaj ci� wspominam! Bona trzyma�a mnie za r�k�, a za nami truchcikiem bieg� przyjaciel mego ojca, Ludwik Solski, i wo�a�: - Niech pani uwa�a na to dziecko, bo z niego wyro�nie wielki aktor! Czy pani widzi, jakie on pozy przybiera? I rzeczywi�cie... aktorem wprawdzie nie zosta�em, ale to, co mnie m�wi�, utrzyma�o si� do dzisiejszego dnia. Taka oto by�a ta moja brzydsza Warszawa... A potem ze Staffem... nad brzegiem Wis�y od strony Czerniakowa. Wis�a, MOJA rzeka, kt�rej dla mnie najwi�kszym urokiem by�o to, �e JA si� nad ni� urodzi�em, wi�a si� niby stubarwna wst�ga u moich st�p. Ryby pluszcz�ce si� w niej jak kobiety w l�ni�cych trykotach podnosi�y g��wki i wzrokiem wskazywa�y na mnie. - ON NASZ - szemra�y - warszawiak... A Leopold Staff spogl�da� to na Wis��, to na mnie jak urzeczony i szepn��: - Wielko�� jest w tobie, ch�opcze, tylko pami�taj, aby� jej nie zaniedba�, bo wielko�� nie�wiadoma maleje, trzeba sobie jasno zda� spraw�, kim si� jest. Mo�e zreszt� m�wi� co innego, mo�e to, co m�wi� o wielko�ci, nie tyczy�o si� mnie, tylko owej czarodziejskiej rzeki, nad kt�r� stali�my pogr��eni po uszy - ale wiem, �e to mia� w�a�nie na my�li. - A potem z Antonim S�onimskim w �Ma�ej Ziemia�skiej"... Pami�tam, jakby to dzi� by�o. Gdy wszed�em, Antoni, z ustami zanurzonymi w kawie, spojrza� na mnie i rzek�: 30 L� '��� I - Witaj, m�ody przyjacielu! W tych s�owach by�o wszystko, by�a moja przysz�o��. Tymi s�owami jak gdyby on, starszy kolega, pasowa� mnie na rycerza literatury polskiej. - Czy napije si� pan z nami kawy? - doda� znacz�co i nie pomyli� si�. Zam�wi�em ,,p� czarnej", jak to si� w�wczas nazywa�o, i od tego czasu by�em sta�ym bywalcem stolika �Skamandryt�w". A nie byle jakie pi�ra ociera�y si� w�wczas o moje m�odzie�cze plecy. Taki to by� ten Czerniak�w z moich najwcze�niejszych lat, lat, w kt�rych my�li dojrzewa�y w mojej g�owie niby czere�nie na drzewie - bezapelacyjnie i samorzutnie czerwone... A potem, gdy wr�ci�em do moich Warszaw po wojnie, nieomal pierwsze kroki skierowa�em w stron� mojego Czerniakowa. Te pierwsze moje kroki po wojnie dudni� jeszcze dotychczas w uszach mieszka�c�w owej dzielnicy. Dudni� mocno i stanowczo jak d�wi�k zwyci�skiego puzonu. Wi�c nie gniewaj si�, o brzydki Czerniakowie, �e mo�e nie dostrzeg�em jeszcze wszystkich twoich urok�w, �e mo�e pomin��em co�, co stanowi twoj� najw�a�ciwsz� istot�. Niech ci wystarczy to, �e by�em twoim cz�stym go�ciem, �e moje stopy dotyka�y twojego bruku, a my�li jak go��bie czepia�y si� wystaj�cych gzyms�w, siada�y na balkonach i grucha�y na twoj� cze��, o brzydki, kochany Czerniakowie. Kazimiera I��akowicz - Dzieci�ce g��wki A je�eli to b�dzie c�reczka, To b�dzie mia�a blade jak mleko usteczka, Koraliki dam jej na szyj� I �eby dzieci�tkiem nie pachnia�a... umyj�. A je�li ch�opczyk bledziutki, To dam mu si� napi� w�dki Z kwiat�w i rosy, �eby m�g� �mia�o na n�kach biega� bosych. Je�li za� to b�dzie hermafrodytka, To b�dzie si� nazywa� Edytka Albo Marianek I b�dzie nosi� z �sta�o�ci m�skiej" na g�owie wianek. Kazimiera Illakowicz - Strachy O strachu, strachu, Chodzi co� po dachu, �Co�" ma d�ugie n�ki, 31 Na g��wce r�ki W nosie paluszki Nie pytajcie si�, dzieci, mamy, Dlaczego tak smutno gra gamy, Gra i p�acze, A do drzwi �co�" ko�acze. To pewnie male�ka Ludmi�a, Kt�r� mama zabi�a, nim si� narodzi�a. Biedny malutki �ebku, A mo�e by� si� by� urodzi� w czepku? Kazimiera I��akowicz - Dolores Dolores, jak si� uda, To ma bardzo szlachetne uda, Zawsze szuka jednego botka, A wtedy w�osy jej staj� ze z�o�ci do g�ry jak szczotka. Gdy zobaczy co� s�odkiego na stole, To si� rzuca i zjada, a� jej si� trz�s� wole. Nie b�dzie nigdy dobr� �on� dla Anzelma, Chyba �eby to by� stelmach, Z Piotrem tak�e nie powinna by� po s�owie, Boby dostawa�a od niego dwa razy dziennie po g�owie. Raczej powinna wyj�� za m�� za Barnab� dla zysku, Ale tylko wtedy, gdyby �lub m�g� im dawa� biskup. Na ustach grzechu ROZDZIA� VI - Czy mog� pani� prosi� do pierwszej czw�rki? - zapyta� hrabia Dolary, staj�c przed Ste�k� w pozie tanecznej. Lecz w tej samej chwili stan��, jak spod ziemi wycelowany, sam pan domu i zatrzymawszy ruchem poziomym r�k� hrabiego Ch�ap-skiego, kt�ry w�a�nie zbiera� si� zagarn�� ramieniem cienk� jak fryga kibi� Ste�ki, rzek� dobitnie: - Ale�, cher comte!... c� pocznie w takim razie pi�kna ksi�na Mary bez swego 32 I*. zwyk�ego cavaliere servanta. Zamiast j� bawi�, vous perdez le temp�, a mettre au monde des jeunes filles dans mon salon. Fi donc! - dorzuci� z niesmakiem. Hrabia Dolary wyprostowa� tu��w znacznie i sykn��: - Avec permission! Przede wszystkim powiniene� pan, hrabio, pami�ta� o swojej narzeczonej, baron�wnie Swidrypaj�o, kt�ra pietruszk� �uje mi�dzy panienkami. Per Bacco, hrabio - doda� nieco brutalnie - malowany� narzeczony. Cha! cha! cha! - Milcz! hrabio - za�wista�o mu nagle w uszach - je�eli nie chcesz, by mnie wzgl�dem ciebie unios�a moja b��kitna krew, bo wtedy widz� wszystko w krwawym tonie - i mog�oby si� to dla nas obu zako�czy�, ale w spos�b arcyniemi�y! M�wi�c to poderwa� oniemia�� Ste�k� z posadzki i zatoczy� z ni� w miejscu szata�skiego ho�ubca, przyciskaj�c j� mocno do piersi. - Pu�� pan! - szepn�o dziewcz�, blade jak martwica, przyciskaj�c si� mocniej do jego silnego ramienia m�czyzny. - Nie! Nie puszcz�, jedyna! - zamamrota� ciep�ym tonem Zenon. - Oto teraz zawiedziemy taniec szalony, ca�kiem nagiego pi�kna... Ogie� i lilia - doda� kusz�co. - Pan jeste� narzeczonym, hrabio! To si� nie godzi - odpar�a ju� �mielej Ste�ka. - Ty� moja! moja! Kr�lewno z polskiego dworku - zaszemra� pokornie, nie odpowiadaj�c na jej pytanie. Nie wiedzia�a, jak i kiedy znale�li si� w�r�d szalonego ta�ca w oran�erii, gdzie od przepysznych wschodnich palm, rododendron�w, pterodaktyl�w, cynegali i apokalip-tus�w trz�s�a si� dos�ownie ca�a oszklona sala. Ste�ka w ca�ym �yciu swym nie widzia�a takich kosztowno�ci flory. Tote�, ca�a jeszcze pod wra�eniem cudownego zak�tka, pad�a, zm�czona nieco upajaj�cym walcem Straussowskim, na por�cz kryszta�owego krzes�a w formie wazy greckiej, kt�re ozdabia�o to bukoliczne atrium. - Bosko tu, bosko! Hrabio - szepn�a, trz�s�c si� jak w febrze. Wtem nagle jaka� �elazna obr�cz, niby w�� boa, mieszkaniec p�nocnej Afryki spad� z daktylowej palmy, obj�� j� wko�o... By�o to rami� Zenona, kt�ry kl�cza� jak martwy u jej st�p, szepcz�c pok�ony i s�owa zachwytu. - O, jak�e cudn� jeste�, pragnienie ty moje! �a�uj�, �e nie jestem w tej chwili jakim� s�awnym Greuzem, malarzem rodzajowym, aby m�c odda� na papierze, �wi�tym dla tej sztuki olejem, obraz twego buziaka zmys�owego anio�a. M�wi�c to, przytuli� g�ow�, jak przestraszone dziecko, do wytwornych wi�zade� jej dwojga kolan. - Usta mi zasch�y, jedyna - prosi�, patrz�c jej w oczy z ufno�ci�... Ste�ka nie broni�a si�, przymkn�a z lekka powieki i nagle poczu�a, jak wielki �ar i ulga wp�yn�y jej do serca, a na ustach jej, niby dziki tygrys na piaszczystych pustyniach Sahary, usiad�y pal�ce si� wargi Zenona. - Kocham!... szalej�!... - mawia� z cicha w przerwach poca�unk�w. - Ty moja, moja na wieki. I oboje wsparci tak o siebie bytowali, jak zakochana para, jak kr�lewskie pa�stwo z d�ugiej bajki Andersena, wielkiego bajarza skandynawskiego. R�ne uczucia miota�y dusz� dziewcz�cia. - B�l, m�ka, rozkosz i nadzieja. - Tak, 33 dziwnym jej si� to zda�o, �e ona, niez�omna, zimna jak oko, niby kr�lewna, ona, kt�r� �aden �yj�cy m�czyzna do r�ki nie wzi��, teraz bez wahania, bez oporu odda�a usta swe dziewcz�ce jego straszliwym ca�unkom. - Tak! - ale to si� powt�rzy� wi�cej nie powinno. Jak�eby �mia�a stan�� p�niej, oko w oko, czo�o w czo�o przed matuchn� sw� ukochan�. Na sam� my�l o tym mo�na spiec raka. Wi�c pr�bowa�a oswobodzi� swych ust p�kowie z u�cisku Zenona, gdy nagle bujna, czarna w z�ote i krwawe �ab�dzie, lita kotara zatrz�s�a si� nerwowo, jak pi�kne m�ode dziewcz� ta�cz�ce taniec �wi�tego Wita, i na tle jej z�owr�ebnym zarysowa�a si� jasno, niby po�owica szatana, ciemna sylweta kobieca o straszliwej i zamrocznej urodzie. Ubrana by�a gustownie w szkar�atn� aksamitn� szat�, przybran� g�sto z�otym, greckim szychem, a tak szczelnie przylegaj�c� do jej nieco za pon�tnych kszta�t�w, �e czyni�a j� prawie nag�. Na szyi jej .szczeg�lnie bia�ej wisia� z�oty, ci�ki �a�cuch, wida�, �e wyrabiany w ku�ni jakiego� weneckiego snycerza. Do jego ko�ca przywieszone by�o male�kie z�ote lusterko, pilniczek do paznokci, puszek i brylantami wysadzana wyka�aczka. Za� w jej rasowych uszach widnia�y z�ote, rubinami i diamentami wysadzane podkowy, kt�re gas�y jednak�e przy dziwnym, astralnym niemal �wietle jej ogromnych, zielonkawych �renic. - Ahaaa! - zach�ysn�a si� bestialnym wy�miechem. - Ja widz�, hrabicz Zenon now� ofiar� porwa� w swe szpony. Ale strze� si�, owieczko z bia�ego dworku, by� si� nie sta�a tym, czym ja teraz jestem. - Zostaw to niewinne dziewcz�, Zenonie. Oto ja, hrabina Wampyr, jakie� mnie nazwa� w chwilach naszych upoje�, ja ci� zaklinam, wyrzu� j� i kochaj mnie, kochaj! ca�uj mnie, ach! ca�uj. - Ja kocham ci� i nienawidz�, pragn� i pot�piam. - M�wi�c to dzikim p�tonem, pad�a mu do n�g, wij�c si� wok� nich w jakich� rytmicznych podrygach i prysiudach zawrotnych, w kt�rych zna� by�o, �e pradziad jej by� atamanem kozackim i �e w niej p�ynie dzika, nieokie�znana krew stepowych dzieci. Z oczu jej zielonych jak Veronez, pada�y �zy jedna za drug�, ka�u��c si� na ziemi. - Precz! - zawy� cicho Zenon, depc�c j� obcasem. - Odejd� od mego szcz�cia... z oczu twych kapie w�owa curara spojrzenia. Wyno� si�! Precz, do budy! Uni�s� si� z krzes�a na ziemi�. - Ale Ste�ka niestety ju� tego s�ysze� nie mog�a, bowiem przy pierwszych s�owach hrabiny Iry zrobi�o jej si� ciemno i s�abo, a teraz ca�ym ci�arem pad�a zemdlona na marmurowe �ono posadzki, u st�p p�acz�cej palmy. Zenon schwyci� si� za g�ow�, jakby sam ju� cz�ciowo nieprzytomny, i jednym gestem znalaz� si� mi�dzy ta�cz�cymi, obgryzaj�c z �alu i zgryzoty swe wytworne palce, obute w kosztowne pier�cienie. - Panna Ste�ka zemdla�a! Ratuj w imi� Bo�e! - krzycza� Kotowicz, po czym przed�o�y� aran�erowi konieczno�� ratunkowego mazura w stron� cieplarni. Sam za� przez otwarty wirydarz wbieg� do ch�odnawej apoteozy pokoju nocy, gdzie jak w�ciek�y pies rzuci� si� g�ow� naprz�d w lustrzan� tafl� jeziora. 34 w ! ROZDZIA� VII Zemdla�a! - zaszmera� wiaterek i mi�o�nie uca�owa� blade r�e w ogrodzie. -Zemdla�a - za�wierka�o niefrasobliwie ptactwo. - Zemdla�a... - parskn�y hrabiowskie bu�anki. - Zemdla�a - u�miechali si� pow�tpiewaj�co na twarzy dworscy lokaje, a dziewcz�ta w pralni wzdycha�y znacz�co. - Zemdla�a!... - wyrzek�a matka zwi�d�ymi usty i nie doczekawszy ko�ca tej doskona�ej zabawy, zabra�a c�rk� do domu, gnaj�c co si� pe�n� par� dorodnych ogier�w. - Jednak m�oda natura zwyci�y�a. Stenia po d�ugiej niebytno�ci zn�w wr�ci�a do siebie, a wr�ciwszy wybuchn�a gor�cym �kaniem, w kt�rym wyp�aka�a do reszty, jak jej si� zdawa�o, ca�� swoj� �le zlokalizowan� mi�o�� do Zenona. I zn�w zacz�o si� �ycie domowe, miluchne, spokojne, jak z Wincentego Pola, uroczego ludowego pie�niarza. Ale Ste�ka wci�� jeszcze nosi�a w �onie m�zgu wytworn� podobizn� Zenona. S�ysza�a, �e zosta� wyratowany z owej niebezpiecznej nocnej ekspedycji w zdradliw� to� starego stawu przez poczciwego ogrodnika, kt�ry bawi� w pobli�u z wiern� suczk�, Danae, ale �e popad� po kolana w jakie� lataj�ce b�le staw�w, kt�re uruchomi�y go do wyjazdu z kraju za granic�. - Ach! p�j�� tam, gdzie pozna�a go po raz pierwszy, rzuci� si� hrabinie do kolan, wypyta� o szczeg�y jego choroby - marzy�a skrycie. I pewnego dnia sta�o si� z ni� co� dziwnego, zacz�a my�le� i wymy�li�a. Ot� tak! P�jdzie do hrabiny, a w zamian za okazan� uprzejmo�� zaniesie jej kosz drzewnych �akoci i dowie si� przy tym co� o zdrowiu jedynaka. Posz�a wi�c zbiera� owoc �wie�o wyl�g�y. Cudnie mieni�y si� funty jab�ek i z�ote tuzy gruszek, kt�re balansowa�y si� tu i sam w�r�d dziecinnej zieleni drzew. Stenia, jak miluchny dziadek ko�cielny, uzbrojona w workowaty kosturek, gasi�a jab�ka jedne po drugich, sprowadzaj�c je rych�o ze sn�w podniebnych do rzeczywisto�ci. Trz�s�a �liw� jak febra, chichocz�c, a per�y �miechu ciurkiem pada�y z jej ust na traw� pluszow�. Wreszcie sko�czy�a t� owocn� prac� i wzi�wszy na siebie kosz ci�arny, pobieg�a ra�no, przekomarzaj�c si� z w�asnym cieniem. Lecia�a drobnym krokiem, jak puszczona strza�a figlarnego Amora, pl�cz�c si� we w�asnej pi�kno�ci. - Do niego, het, het... - A �an marzyciel chyli� si� do jej z�otych pantofelk�w, szemrz�c jej do uszka tajemniczo: �Wszystkie nasze dzienne sprawy". - Ale ona stawia�a mu si� hardo i wzi�wszy si� pod boki odpowiada�a zr�cznymi krakowiakami: Posz�a Kasia w �yto, A pan jej si� pyto: Ej Kasiu, wie�niaczko, obdarz� ci� paczk�, A Kasia mu: huzia! Bo ci spuchnie buzia, hop! hop! Sz�a tak, gnana zapachem p�l, porykiwaniem pastuch�w na byd�o, sz�a jak madonna polna, ciesz�c si� z �ycia i szczypi�c po drodze je�yn� i buczyn�. 36 Dopad�a wreszcie drzwiczek prowadz�cych do pa�skiego ogrodu, gdzie strzela�a w niebo fontanna, jak ogon rasowego byka. Ros�y w tym dziwnym ogrodzie fio�ki, b�awatki i tamaryszki. Rasowy baobab wch�ania� w siebie lubie�ny zapach konwalii i jab�oni. Kurczowo �ci�ni�te ga��zki akacyj wypisywa�y jakie� arabskie awantury na tle rozigranego przestworu. Storczyki pe�ne demonicznych pieg�w zataja�y wstydliwe tajemnice bytu swoich zazdrosnych, zwyrodnia�ych �on. Serduszka �anetty skromnie wyci�ga�y j�zyczki r�owe Panu Stworzenia. T�oczy�y si� kolczastym u�ciskiem kaktusy i gym