15196

Szczegóły
Tytuł 15196
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15196 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15196 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15196 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Paweł Leszczyński bÓG, aDAM i kOZA Akt I Scena I Miejsce akcji: zakład stolarski, narzędzia walają się po podłodze, deski, wióry, ziemia zajmują prawie całe wolne miejsce. Po prawej stronie sceny duży, nieheblowany stół, nad którym pochylony BÓG gmera w bryle gliny z grubsza uformowanej w kulę. Koncepcje na ADAMA są dwie – primo: hipis z długimi, przetłuszczonymi włosami ubrany w kolorowe fatałaszki. Zachowuje się, jakby cały czas był na kacu; secundo: parodia Adama Małysza. Trochę ostre, ale wszyscy wiedzą, o co chodzi. I od tego zależy wejście ADAMA – w pierwszym przypadku budzi się w rogu sceny, w drugim wchodzi i robi Małyszowy gest, uśmiecha się do publiczności, przybiera smutną minę i tak też kontynuuje. I jeszcze NARRATOR. Kim jest? U nas miała to być osoba siedząca na krzesełku tyłem do publiczności i ze scenariuszem w dłoni. Aby to wyglądało na coś w rodzaju próby, ale nie za bardzo. Obecność NARRATORA to jeszcze jeden plus – w momencie, gdy któryś z autorów zapomni czegoś, NARRATOR może podpowiedzieć i wszystko wyjdzie naturalnie. ADAM (ad hoc): O, Boże! NARRATOR: Adamowi zaczynała już doskwierać samotność. BÓG (nie przerywając pracy): No? NARRATOR: Bóg cięgle pracował nad tworzeniem Ziemi. ADAM: Bożee, co robisz? BÓG (łypie na ADAMA wrogo, ale wraca do pracy): Pracuję nad stworzeniem Ziemi... ADAM (i tak nie zwracając uwagi na BOGA, bierze jakiś przedmiot ze stołu i zaczyna go oglądać, potrząsać nim itp.): Och. To fajnie. BÓG (odbierając mu ów przedmiot i wtykając go do glinianej breji): Prawda? BÓG (z wielką pasją męcząc glinę): No, a teraz spadaj, bo mam akurat natchnienie. ADAM wciąż się przygląda, jak BÓG odrywa część masy i rzuca za stół. Zza niego wychodzi KOZA. Tutaj proponuję bardzo symboliczne przebranie. NARRATOR: Adam przez chwilę zabawiał się obserwacją, jak, za sprawą Słowa Pańskiego, z nicości na ziemi pojawiła się koza. Zwierzę ze zdenerwowania zaczęło dziamgać Adamowi sznurówki. ADAM: E, zwierzak, daj se spokój. Słyszysz? Zwierzak, wystarczy...! NARRATOR: Koza, niepomna pustki egzystencjalnej Adama, przerzuciła się z odgryzionej sznurówki na rosnącą nieopodal marchewkę (proponuję pęczek jakiejś włoszczyzny). ADAM (podbiegając do BOGA i ciągnąc go za rękaw): Ona zżera moją marchew! BÓG: Musi jeść! Musi się pożywiać, aby mogła być zdrowa i silna! ADAM: Ona zżera moją marchew! NARRATOR: Adaś widocznie nie starał się ukryć pochodzenia od małpy. ADAM patrzy się z urazem na NARRATORA BÓG: Masz! NARRATOR: I Bóg stworzył pietruszkę. BÓG (podając pęczek ADAMOWI): Tego nie zje. ADAM (wyrzucając go): Nie lubię pietruszki...! BÓG: Przecież nawet nie spróbowałeś! ADAM: Nie muszę próbować, żeby wiedzieć, że czegoś nie lubię. Pietruszka jest BE! KOZA: Beeee! ADAM: Jak i koza! BÓG: Adaaś, zerknij no proszę, czy nie zostawiłem Zakazanego Drzewa po drugiej stronie Raju... KOZA: Beeee! ADAM (odchodząc): Sama jesteś, kurde, beeee! BÓG (z rezygnacją): Ja i te moje Pomysły... Akt I Scena II ADAM: Nie ma. BÓG (cały czas pracując): Czego nie ma? NARRATOR: Bóg wciąż zajęty problemem motyli. Nie był do końca pewien, czy są one dobrym pomysłem, bo jak wieść gminna niosła, mogły wywoływać poważne burze, machając skrzydełkami po drugiej stronie globu. Z drugiej jednak strony miały takie ładne kolorowe skrzydła i były strasznie brzydkie, gdyby przyjrzeć się im z bliska. To ci heca! (tu BÓG uśmiecha się sadystycznie) ADAM: No nie ma. Poszedłem tam, a tego nie ma. BÓG: Czego nie ma?! ADAM: No drzewa. Prosiłeś żebym sprawdził, no i nie ma. BÓG Bzdury gadasz... NARRATOR: ...zaoponował Bóg, wciąż niepewny tematu rozmowy. Te motyle mogą też rozwijać się z takich małych poczwarek, które będą niszczyć plantacje. To było by na prawdę niebezpieczne. I zabawne... ADAM: Kurde flaki! Chciałeś, żebym zobaczył, czy nie zostawiłeś tam Zakazanego Drzewa i go tam, no, nie ma! BÓG: Aaaaa! KOZA: Beeee! ADAM: Cicho żeż ty! (Adam chce zamachnąć się na kozę, ta jednak pierwsza bodzie go w brzuch) To w końcu co z tym całym Drzewem? (pyta, gdy już udaje mu się nabrać w płuca powietrza) BÓG: Idź, zobacz jeszcze raz...! ADAM: Zobacz! Nie ma ‘zobacz’! Ja tutaj haruję, a Ty się obijasz i tworzysz jakieśtam kozy i pietruszkę! BÓG: Idź już! NARRATOR: I Bóg stworzył Piorun. Gdzieś w oddali Adam mignął przysmalonymi pośladkami. Zdenerwowany Pan stworzył drzewo poznania dobra i złego, aby Adaś się wreszcie od niego odczepił. Po namyśle z paskudnym uśmieszkiem dorzucił też motyle. Akt I Scena III BÓG wraz z ADAMEM wpatrują się w dziwną jasność na skraju sceny, w tle leci jakaś uduchowiona muzyka. BÓG: I jak? NARRATOR: – zapytał Bóg, pokazując ukończony Raj. Przed chwilą stworzył pierwszy deszcz i teraz złote promienie słońca z niebiańską gracją przebijały się przez szaro-białe chmury. Na niebie zakwitła tęcza. ADAM: No. Fajnie. BÓG (jest zatkany, stoi i otwartymi ustami i nie wie co powiedzieć): Fajnie?! ADAM: Fajnie. Gdyby jeszcze nie ta koza, byłoby super. KOZA: Beee! ADAM: Cicho będziesz! Mam już ciebie dość! KOZA: Beee! (protest kozy zostaje poparty kolejnym uderzeniem) BÓG: Sam jesteś super! Stworzyłem ci wspaniały Raj, a ty masz jeszcze jakieś obiekcje?! ADAM (zamyśla się i jeszcze raz ogląda malujący się przednim, wprost bajkowy krajobraz): Dobra, ujdzie w tłoku. Mogło być lepiej. Na przykład bez kozy (łypie bezczelnie w stronę zwierzęcia). No dobra, a teraz kobieta. BÓG: Co? ADAM: Kobieta. No wiesz... (kreśli w powietrzu nieokreślony kształt). Taka z tymi swoimi... no... BÓG: Kobiet ci się zachciewa! Przyznaj się, że o to chodziło ci od samego początku! ADAM: Ktoś musi przecież gotować. Ja nie potrafię, mam dwie lewe ręce (jedną z nich zaczyna dłubać w uchu). BÓG: Nie rób tego! To niewychowane! ADAM: Wychowania mu się zachciewa! Nikt nie zobaczy! BÓG (pełen konsternacji): Ech... To co z tą kobietą? ADAM: Mnie się pytasz? Sam powinieneś wiedzieć. To ty przecież zajmujesz się tworzeniem. Ja nie muszę wiedzieć, co będzie miała w środku. BÓG: No dobra. Dawaj nos. ADAM: Co?! BÓG: Nos. Nie przypuszczałeś chyba, że to będzie takie łatwe. ADAM: No nie, ale żeby od razu nos... Będzie mi jeszcze potrzebny! BÓG: No dobra, ucho. ADAM: Paznokieć! BÓG: Zęby! ADAM: Żebro! BÓG: No dobra. ADAM (o chwilowej pauzie): Że jak? BÓG: No, żebro, przecież sam zaproponowałeś. ADAM: Ale to nie było na poważnie. To tylko taki żart, ha ha... BÓG: Ściemniasz, Adaś. Dawaj żebro. ADAM (cofając się i łapiąc za klatkę piersiową): Bo co mi zrobisz?! BÓG: A co byś sobie życzył? ADAM: Kobietę! BÓG: Nie dostaniesz jej, jeśli nie dasz żebra! ADAM: No dobra! Zrozumiałem aluzję! Ale powiem ci jedno – jesteś chory! Jaki dobrze wychowany człowiek zabiera coś, co już raz pożyczył?! NARRATOR: Sami widzicie, że Adam wypił już swoją codzienną porcję soku z jarzębiny. ADAM: A ty bądź cicho! Wszyscy sprzysięgli się przeciwko mnie! NARRATOR: ...powiedział Adam, nie wiedząc jeszcze, że Bóg całkiem poważnie zastanawia się nad projektem o kryptonimie „wesz”. ADAM: Co z tobą?! Życie cię nie oszczędziło, co?! Za dużo słońca, hę?! NARRATOR: Na nieszczęście (hehe) Adam tak był zajęty rozmową, że nie zauważył, jak Bóg wynalazł samoobsługę i szybko acz boleśnie amputował mu żebro... ... ... ... BOŻE!!! BÓG (zamyślony): Co?! NARRATOR: Mówi się o tobie! BÓG: W wiadomościach?! NARRATOR: Nie! Masz zabrać żebro Adamowi! BÓG (wyjmując z zanadrza siekierę): Aaa, to w takim razie... ADAM (wręczając Bogu żebro): Masz! I tak nigdy mi się nie podobało! I załatw wreszcie tę kobietę! BÓG: Już, już... A ty, Adaś, uważaj na język, bo mogę się jeszcze rozmyślić! NARRATOR: I tak właśnie wszystko się zaczęło. Nastał dzień najpiękniejszy ze wszystkich, kiedy to do życia powołana została kobieta. Kobieta stanowiąca ostateczne dopełnienie, stawiająca świat w równowadze, niezrównana w swej wspaniałości i dobroci... EWA (stworzona, brzydka, wymachując korkociągiem): Samiec twój wróg! Samiec twój wróg! ADAM (dokładnie lustrując EWĘ): Co to ma być, jakiś bubel?! BÓG: Jaka zapłata, taki towar... EWA: Szowiniści! ADAM: No no, nie obrażajmy się. To że masz metkę ‘made in korea’, jeszcze niczego nie znaczy... EWA: Jak ty się do kobiety odzywasz, co?! Co ty w ogóle jeszcze tu robisz?! Już, won do garów! (wychodzi z Adamem) BÓG: Gdzie popełniłem błąd... KOZA: Beeee!!! BÓG: No tak, ale gdzie jeszcze??? Akt II Scena I Miejsce akcji: w głównym planie rozłożyste drzewo, pod nim diabeł obsługujący stragan jabłek. Co chwilę podnosi jakiś owoc i przeciera go szmatką. DIABEŁ: Aloha, ludziska! Co, się tak gapicie, diabła nie widzieliście?! Nie wszystkie diabły muszą być normalne! A wcale bo nie! Ho ho! Jestem księciem ciemności! Czyż to nie podniecające? Moje imię powtarzają sobie szeptem, drżąc przy tym ze strachu! „Diabeł – mówią – ten to musi znać się na rzeczy!”. Ho ho! To, co widzicie za mną, to drzewo. Nie żartuję! Tylko że to drzewo jest wyjątkowe! Nazwałem je Drzewem Poznania Dobrego i Złego, bo przecież jestem zły, no nie? Potrafię nawet skopać mrowisko, wyobrażacie sobie?! Jestem kwintesencją zła, całkowitym przeciwieństwem Bambiego! Przy mnie Gargamel to grzeczny chłopiec! NARRATOR: Diabeł już dawno zbuntował się przeciwko Discovery i postawił na dobranocki. DIABEŁ: No no, nie wszyscy muszą wiedzieć! KOZA (wchodząc na scenę): Beeee! DIABEŁ: Już mi stąd! Poszła koza! KOZA: Beeee! DIABEŁ: Won! Poznania ci się zachciało, co?! No to jedź do Poznania, haha! Oo! Pan Adam! Witam szanownego klienta, co tam słychać w szerokim świecie? ADAM: Ech, szkoda gadać... Poszła koza! Głupi zwierzak! (bodzenie) Upf! Już mi stąd, bo Diabeł mi świadkiem, że cię na kotlety przerobię! DIABEŁ: Oo, pan Adam, widzę, nie w humorze dzisiaj, co? Coś się stało? ADAM: To wszystko przez tą Ewę... Myśli, że jak ma o jedno żebro więcej, to już jest niewiadomo kim! DIABEŁ: Ach, te kobiety... Ale trzeba przyznać, że sam się w to wszystko wpakowałeś... Wiesz co? Nie przejmuj się! Akurat mam pod ręką coś, co cię uszczęśliwi – Owoc Poznania Dobra i Złego! Lepsze od soku z jarzębin! ADAM: A czy to nie jest, wiesz, szkodliwe? DIABEŁ: A gdzie tam! Dalej, spróbuj, pierwsza dawka gratis! ADAM: No to w takim razie... EWA: Łapy precz! Gdzie ty się pałętasz, co?! Ja umieram ze strachu o ciebie, a ty się z kolegami szlajasz, tak?! Oj, nie ładnie, nie ładnie... Dzisiaj pójdziemy spać bez kolacji! DIABEŁ: Przepraszam... Jeśli wolno mi coś zauważyć... EWA: Czego, ty męska imitacjo zła?! DIABEŁ: Może owocka, hę? To bardzo modne w tym sezonie, wszystkie niezależne kobiety marzą tylko o tym, żeby skosztować ten delikatesik. EWA: A czy to nie jest... no wiesz, szkodliwe? DIABEŁ: A gdzie tam! Wszyscy inni ludzie to jedzą i jakoś żyją. EWA: Ale przecież my jesteśmy jedynymi ludźmi w Raju! DIABEŁ: No właśnie, to tylko podkreśla logikę mojego stwierdzenia. No to jak, skusi się pani? Trzeba pamiętać, że nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. EWA: No, czy ja wiem... Nie jestem pewna... DIABEŁ: No dalej! Do każdego egzemplarzu dodajemy odżywkę do włosów gratis! EWA: A więc dobrze, spróbuję... Adam, zjedz jednego owoca! ADAM: Ale dlaczego ja?! EWA: Bo ja poczekam chwilę i zobaczę, co się stanie. No chyba, że chcesz o tym porozmawiać... (po fakcie) I jak? ADAM: Zdecydowanie lepsze od pietruszki... EWA: No to i ja spróbuję. Hm, całkiem niezłe... Powiedz mi tylko, dlaczego te owoce nazywają się Owocami Poznania Dobra i Złego? DIABEŁ: Bo teraz wiecie, że jestem zły i nie można mi ufać! EWA: O tym wiedziałam już od początku. Choć Adaś, kolacja czeka! ADAM: A co będzie na kolację? EWA: Koza! KOZA: Beee! Akt II Scena II BÓG: Cały czas wydaje mi się, że gdzieś popełniliśmy błąd... Może trzeba było nie stwarzać tych ludzi? DIABEŁ: No co ty, wtedy nie byłoby zabawy! BÓG: Co racja, to racja... Czasami się zastanawiam, co by się stało, gdybyśmy sami spróbowali tych owoców. DIABEŁ: Żartujesz?! Wtedy nie moglibyśmy być skrajnościami! Co to za zabawa, gdy nie możesz opowiedzieć się po żadnej ze stron? No, wystarczy tego filozofowania. Choć, koza, idziemy! KOZA: Beee! DIABEŁ: Wiesz, znam taką świetną kafejkę. Myślę, że przez długi czas będzie całkiem niezłym punktem obserwacyjnym... Akt II Scena III ADAM (ze sztućcami, serwetką itp.): A gdzie koza?! NARRATOR: Diabli wzięli. ADAM: Choć Ewa, spadamy. Bez kozy to już nie ten sam Raj. EWA: A czy kiedykolwiek tu wrócimy? ADAM: Nie musimy. Zabieramy go ze sobą. (obejmują się i wychodzą.) KONIEC