15013

Szczegóły
Tytuł 15013
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

15013 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 15013 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

15013 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jacek Andrzejczak Ostatnie dni do Mekki Kapitan zakl�� plugawie. Byli otoczeni. Regiment czarnych i dw�ch egzekutor�w. "A pi�ciu ich by�o" � tak pie�� zaczynali bardowie. Nie licz�c nigdy Falki. Willa by�a sporych rozmiar�w. Gotycka budowla pora�a�a sw� mityczn� przestrzeni�. Nale�a�a kiedy� do hrabiny von Nauli, lecz zmar�o si� biedaczce na pocz�tku tej parszywej wojny. Chocia� wszystkie s� takie, pomy�la� kapitan. Nie cierpi� tego. Spocona r�ka ze�lizgiwa�a mu si� z r�koje�ci, otar� ni� o pozdzierany bia�y mundur i mocniej zacisn�� d�o�. Siedzieli, gdy wszed� do g��wnego pokoju, patrzyli na niego b�agalnym wzrokiem. Ich zbawca. � Oni my�l�, �e prze�yj� t� wojn�! � krzykn�a szaro w�osa kobieta, wskazuj�c r�k� ca�� grup� � S�yszysz Farn?! To �mieszne. Sta�a blisko okna, by przygl�da� si� czaj�cym za drzewami. Jej popielate, spiczaste w�osy opada�y do szyi, s�abo widoczna blizna rozpoczynaj�ca si� obok jej wielkich, zielonych oczu, a ko�cz�ca niedaleko ust, przypomina�a mu o w�asnym ojcu... chocia� puszczyk, zapewne nigdy nie dowiedzia� si� o swym przypadkowo sp�odzonym synu.. Odwr�ci�a si� do nich i podesz�a do kapitana patrz�c mu w oczy. � I co teraz uczynisz, wielki przyw�dco? � spyta�a marszcz�c swe �agodne brwi. � �uk�w nie mamy � stwierdzi� ponuro smuk�y m�odzieniec o w�osach niczym krew wieprza. � I tak nic nam po nich � nie mamy strza� � odpar�a mu kobieta o cerze bliskiej koloru kredy, opieraj�c si� o jedn� z pi�knie szlifowanych mahoniowych szafek. � Tak, Quali � szczerze m�wi�c, nie mamy nic, co mog�oby nam cho� troch� u�atwi� powr�t do ojczyzny � powiedzia� sucho zwany Farnem. G�os, kt�ry wtedy us�yszeli, kt�ry rozsadzi� ich g�owy, znany by� wszystkim, kt�rzy zgin�li walcz�c z Nilfgaardem. Znali go r�wnie� oni. Wci�� �ywi. � Dobrze wiecie, �e nie b�dziemy si� po was fatygowali Farn. Macie dwa wyj�cia, albo patrze� jak was �ywcem palimy, albo wyj�� i zda� si� na �ask� s�du wojskowego. � Tveal � krzykn�� unosz�c g�ow� kapitan � ty pieprzony g�wnosukinjadzie � mo�esz mi wyliza� kling�. � Farn � nasz czas... ko�czy si� � wycedzi�a obcym g�osem, stoj�c przed wysokim brunetem. Dla nich, by�a wszystkim. By�a Falk�. � Egzekutorzy. � powiedzia� g�ucho Hajin, gdy spostrzeg� przez okno dwie ciemne postacie krocz�ce w ich stron�. � Decyduj, albo zaraz zginiemy � odezwa�a si� cicho Quali. � Jestem waszym wybawieniem, ale kto zetkn�� si� cho� raz ze mn�, umrze� musi, wiedzieli�cie o tym, a mimo to szli�cie rami� w rami� nie patrz�c si� za siebie, teraz obracacie g�ow�, a �mier� wita was z otwartymi ramionami. Wasza rzecz, �e gin�� chcecie. � Czas jest twoim wybawieniem Falko. Tylko twoim. Naszym... by� mo�e. � kapitan zwr�ci� si� do szarow�osej ze smutnym u�miechem i westchn�� ci�ko i cicho. Niedos�yszalnie. Wstali, czuj�c jak adrenalina rozsadza ich m�zgi i cia�a. Powietrze wrza�o od pustki ich wzburzonych dusz. Odwalili wszystkie barykady z okien i wybili je. Wychodzili jeden po drugim. Stali w d�ugim rz�dzie, za plecami maj�c budowl� z kamienia i ostatnich drzew z las�w Brokilonu, wygl�dali, jakby patrzyli si� przed siebie. Patrzyli na niespe�nion� g�sto�� sosen pn�cych si� niczym najwy�sza g�ra. Patrzyli na piasek u ich st�p, patrzyli jak wiatr wzbija go do g�ry i flirtuje w chaotycznym ta�cu. Patrzyli na siebie, swoje zm�czone �yciem cia�a, swoje zakurzone stroje, kt�re dwa dni temu pachnia�y jeszcze wod� ze strumienia i myd�em. Na swoje z�e twarze, za kt�re dostaliby teraz kilkaset floren�w. Twarze ludzi przegranych, ale zadowolonych z czynu, kt�ry zaraz pope�ni�. Nie, nie twarze � maski wycie�czenia. Na spotkanie wysz�o im dwu zakapturzonych elfickich egzekutor�w ubranych w bordowe narzuty z naszywami szytymi z�otymi ni�mi i przepasanych szalami, zdobionymi diamentem, a mieczami b�yszcz�cymi lodow� stal� i r�koje�ciami rze�bionymi na ich ko�ciste d�onie. Wygl�dali jak przeznaczenie. Byli przeznaczeniem. Quali, Falka, Seraphine i Farn � starli si� z przeznaczeniem. Falka zacz�a mroczny teatr. Piruetem wp�yn�a niczym w�� mi�dzy dwu egzekutor�w, kt�rzy natychmiast odskoczyli od szarow�osej diablicy unikaj�c jej ostrza. Jeden z nich sta� blisko Quali. Tak blisko, jak d�uga by�a klinga jego miecza. � Szybciej dziewczyno, szybciej � przypomnia�a sobie s�owa Falki � Jeste� wolna jak mucha w smole. Ci�cie z g�ry sparowa�a z trudem, za� piruet elfa w og�le wyprowadzi� j� z rytmu i musia�a wykona� p�obr�t by zas�oni� kling� swoje �opatki. My�la�a, �e zd��y. Wiedzia�a, �e zd��y. Zd��y�a. Ale impet ciosu elfiej postaci wybi� z jej delikatnych d�oni r�koje��. Popatrzy�a na Falk�, zamkn�a oczy i zajrza�a w g��b siebie, szukaj�c przeznaczenia. Us�ysza�a ci�ki brz�k stali, otworzy�a oczy. Farn w ostatnim momencie zatrzyma� ci�cie skierowane w jej g�ow� i zatoczy� obydwoma mieczami kr�g. Dziewczyna ukl�kn�a i przeturla�a si� na ty� elfa, gdzie spoczywa� jej �elazny brzeszczot. Podnios�a go i zaatakowa�a sztychem jego plecy. Nie mog�a chybi�. Chybi�a. A kopniak z obrotu powali� j� na ziemi�. B�yskawiczne ci�cia Egzekutora przera�a�y Farna. M�czy� si�. Po ka�dym sparowanym ciosie coraz bardziej si� m�czy�. Elf by� dla niego zdecydowanie zbyt szybki. To musia�o si� �le sko�czy�. Musia�o bo... Jego czas dobieg� ko�ca... Nie zd��y� zas�oni� septymy zmylony paskudnie nisk� fint� z sinistru. Dosta� w brzuch. Brocz�ca krew zala�a mu po�ow� munduru i, niegdy� �nie�nobia�e, spodnie. Zgi�� si� w p� i upad� na kolana. Spojrza� w oczy przeznaczeniu, kt�re odrzuci�o kaptur na kark. Zielone, pi�kne, okrutne. Rz�dne krwi i kochaj�ce taniec. Taniec dla swej bogini. Zrozumia�, �e jest jedynie nast�pn� ofiar� z�o�on� dla niej w podzi�ce. Dla Aelirenn, tej, kt�ra poderwa�a ich do walki. Jego koniec, jest pocz�tkiem jego �mierci. Jego pocz�tek, by� �mierci� jego matki. Umar� cicho, czo�em schylonym ku samej ziemi. Z�otow�osa Quali podnios�a si�, czuj�c wzbieraj�c� si� w niej furi�. Zdziwi� j� wrzask, kt�ry dobiega� z tak d�ugo skrywanej przed wszystkimi z�o�ci. Z dziko�ci� zaatakowa�a egzekutora patrz�c na jego twarz, pr�buj�c doszuka� si� jakichkolwiek emocji. Nie znalaz�a nic. Miecz Quali zawirowa�, spadaj�c na elfa niczym gilotyna. Lecz gilotyna nie wystarczy�a, by zabi� przeznaczenie. Krwawa posta� elfa odwr�ci�a si� nagle, niespodziewanie. Ale nie po to, by zada� cios. Quali odsun�a si� odruchowo. Odwr�cony do niej ty�em elf wykona� kilka niezwykle szybkich zastaw i ci�� � s�ysza�a tylko kr�tkie, ucinane krzyki stali. Potem dok�adnie przyjrza�a si� grymasowi jego twarzy wykrzywionej w bezg�o�nym krzyku. Elf zatoczy� si� i upad� twarz� w piach. Jego szyj� przecina�a wzd�u� gruba linia w kolorze jego szat. � Koniec przedstawienia � zawarcza�a Falka ko�cz�c taniec. Z jej prawego ramienia s�czy�a si� krew. � Farn... � powiedzia�a g�ucho Quali, patrz�c na przyw�dc� topi�cego si� w ma�ym jeziorze w�asnej krwi. � Nie �yje, widz�. Ale nie ma teraz czasu � m�wi�a zimnym g�osem � Idziemy. � Poczekaj. Za... zabanda�uj� ci rami� � Quali urwa�a kawa�ek swojej sukni i podesz�a do Falki. Biegli co tchu w p�ucach. Chc�c unikn�� przeznaczenia. Biegli przez las. Szary, ciemny, ponury jak deszczowy dzie�, pachn�cy wilgoci�, duszny. Strach omija� ich, do czasu, gdy znale�li pierwsze pale. Smr�d rozk�adaj�cych si� cia� powoli wdziera� si� w nozdrza, zostawiaj�c po sobie trwa�e �lady. Blahc, Davine, Flyrenn, Darsuin � przyjaciele z hanzy Garta. I napisy nilfgaardzkie na tabliczkach, tu� pod zakrwawionymi �onami. "Buntownik z g�wna", "Nordlindzka kurwa", "Odwa�niak" i Dars � z u�miechem rozszerzonym no�em � "�artowni�". Zakrwawione kikuty r�k i n�g zwisa�y bezwiednie w kierunku ziemi. Z ust Blahc`a dobiega� cichy i chrapliwy skrzek. A mo�e im si� zdawa�o. M�wiono wtedy, �e cztery postacie wida� przy palach by�o, cztery si� modli�y, a pi�te cia�em si� nie stawi�o. Duchem tylko nuci�o requiem smutne. Za tych co �mierci ponios�y okrutne. Popielatow�osa chcia�a wierzy�, �e pojutrze, gdy dotr� do jeziora, zginie tylko Quali. Nie wiedzia�a, jak bardzo si� myli�a. Dopadli ich na drodze, przy jednym z most�w. Byli wyczerpani, wycie�czeni, ale walczyli. Gdyby kto� zobaczy� w jaki spos�b, pomy�la�by o gasn�cej �wiecy. O ostatnich promykach, kt�rymi os�ania si� przed ciemno�ci�. Seraphine by� zlany potem. Ka�da cz�� jego cia�a b�aga�a o odpoczynek. Jego przeciwnik by� wolniejszy i s�abszy, ale by� wyspany, wypocz�ty i jego umys�u nie zaprz�ta�a tylko jedna my�l. Wyj�� z tego g�wna, nie brudz�c sobie but�w. A je�li ju�, to tylko podeszwy. Ci�cie z p�kola nie zaskoczy�o go, lecz z odbi� je z wyra�nym op�nieniem i ostatkiem si� chlasn�� m�odego �o�daka po kolczudze, m�odziak j�kn�� przeci�gle. Seraphine upad� na kolana, doczo�ga� si� do niego i dobi� sztychem w pier�. Potem pad� na twarz. I zasn��. Obudzi� go ch��d. By�o ca�kowicie ciemno. W ustach mia� mdl�cy posmak ziemi, a w g�owie szumia� krzyk nilfgaardczyka. � Falka? Quali? � wyszepta� g�o�niej. � Cii. � uspokoi�a go Quali przyk�adaj�c palec do jego suchych warg. � Falka stoi na stra�y. Potem jest Hajin. � poczu� dotyk jej lodowatych ust na czole, przytuli�a go do siebie � �pij � szepn�a mu do ucha � Musisz odpocz��... Wszyscy musimy. *** Karczma by�a jedn� z najgorszych jak� zna� w swym ca�ym zaszczanym �yciu. Nie to, �e piwo by�o jak mocz konia, a mi�so, jak g�wno z piaskiem. Nie. Kavalin po prostu nie cierpia�, gdy kto� prosi go o pomoc i wie, �e sprawa zalatuje trupami. Nie, nie to, �e nie lubi� pomaga� innym. Po prostu do "Dandiego" przychodzi� si� napi� i pogada�. Nie pomaga�. Wi�c dlaczego ta niebrzydka dziewczyna o siwych w�osach m�wi�a co� o medyku? Sk�d on teraz znajdzie medyka? Wygl�da�a na zwyk�� naci�gar�, ale jej oczy... W tych tajemniczych, zielonych oczach, pe�nych rozpaczliwego zdecydowania i desperacji, tkwi� b�l. A on zna� kogo�, kto mo�e go u�mierzy�. Od pi�ciu lat prowadzi� czarn� klinik�. Studia zacz�� w Oxenfurcie, ale po drugim roku wyrzucili go na zbity pysk � jego dziwne eksperymenty psu�y reputacj� uniwersytetu. Potem przez przypadek naprawi� jakiego� barona, kt�ry w akcie szczero�ci podarowa� mu kilka tysi�cy rubli Kovirskich i Kavalin wi�cej o nim nie us�ysza�. Pieni�dze przeznaczy� na swoje dziwne praktyki, pr�buj�c ��czy� metal z cia�em, straci� kilkudziesi�ciu pacjent�w, ale ich �mier� nie posz�a na marne. ��cz�c metal z cz�ciami cia�a, szalony medyk osi�gn�� mistrzostwo w odbudowywaniu ko�ci i leczeniu powa�nych oparze�. Tak przynajmniej mu si� zdawa�o. Mia�a przyjaci�. Siwa dziewczyna przyprowadzi�a ze sob� dw�ch m�czyzn i jedn� trupioblad� dziewczyn�. Ich niewyra�ne cienie odprowadza�y ich, gdy prowadzi� j� do swej kliniki. Nie wiedzia�, czemu zdecydowa� si� im pom�c. Mogli by� przecie� zab�jcami naj�tymi przez jego bogatych "koleg�w" z akademii nauk medycznych. Ale gdyby tak by�o � nie �y�by od kilku minut. Poza tym lubi� ryzyko, nawet je�li graniczy�o z g�upot� i naiwno�ci�. Polubi� je od czasu, gdy zacz�� eksperymenty na chorych. W�adza nad �yciem cz�owieka fascynowa�a go od dziecka, lecz dopiero teraz m�g� zi�ci� swoje marzenia, a �e wojna ci�gle trwa... pacjenci przybywaj� i przybywaj�. Ich rany nie by�y powa�ne � liczne przetarcia i zadrapania, g��wnie na d�oniach i nogach nie wy��czaj�c opuch�ych od odcisk�w st�p. Za to ich wygl�d wprawia� Kavalina w dziwny humor, poza tym � byli skrajnie wyko�czeni. Zu�y� prawie po�ow� �rodk�w dezynfekuj�cych i banda�y. Co dziwne, wydawa�o mu si�, �e ich rozumie i wie w jakiej znajduj� si� sytuacji. Mimo, �e nie odzywali si� do siebie przez ca�y czas, mi�dzy nimi spostrzeg� ca�� gam� mowy cia�a i r�k. Co prawda nie rozumia� tej mowy, lecz pe�ne rozpaczy gesty sprawi�y, �e poczu� si� obcy, �e tragedia ofiar wojny go nie dotyczy i nie jest jego spraw�. W umy�le pojawi� si�, nie wiadomo czemu, obraz matki. Potem nap�yn�y wspomnienia z dzieci�stwa, ojciec, siostra i kochanki ze studi�w, w ko�cu osoba, kt�ra zgin�a podczas ostatniego obl�enia Brokilonu � Saovie � driada � jego �ona. W ko�cu zasn�li. Patrzy� na ich pokaleczone cia�a, spaczone wojn� d�onie, r�ce, nogi. Naznaczone bliznami i poobwijane banda�ami g�owy. I �a�owa�, �e nie walczy� u ich boku. �a�owa�, �e ojciec wzbudzi� w nim wol� walki skalpelem, a nie mieczem. �e nie potrafi ujarzmi� �mierci � umie tylko j� odgania�. I ma tego do��. W �rodku du�ego pokoju, na okr�g�ym, d�bowym stole tli�a si� skromnie lampa, mieszka�c�w miasta zacz�� wita� mdl�cy �wit. Kavalin obudzi� si� le��c na dywanie, musia� spa�� z krzes�a. Powoli podni�s� si�, do jego uszu dobieg�o ciche szeleszczenie. Zamar�. Przez g�ow� przelecia�a mu tylko jedna my�l. Zakl��, bo jedyna bro�, kt�r� posiada�, le�a�a zakurzona na strychu. Nagle przypomnia� sobie o ostrzu, kt�re podarowa� mu jego dziadek � stary hazardzista � dosta� go na swoje dziewi�te urodziny. Kavalin trzyma� je zawsze w schowku pod pod�og�. W kuchni. Szelest sta� si� wyra�niejszy. Teraz, albo nigdy, pomy�la�, a szum adrenaliny przyt�pi� wszelkie zmys�y. Wypad� z du�ego pokoju przewracaj�c jedn� z postaci i cudem unikn�� pi�ci, kt�ra najpewniej rozwali�a by mu nos. Z ca�ych si� odepchn�� pot�nego agresora i rzuci� si� do kuchni chwytaj�c w locie jeden z kuchennych no�y, kt�ry przymocowany by� do bocznej �ciany. Kto� kl��, lecz nie wystarczaj�co g�o�no, by Kavalin m�g� rozr�ni� akcent. Doczo�ga� si� pod st� i nerwowo zacz�� grzeba� no�em mi�dzy deskami. Nagle co� zaskoczy�o i medyk podwa�y� no�em jedn� z desek. Nawet w ciemno�ciach schowka miecz wydawa� si� �arzy� bia�ym ogniem. Kavalin po�piesznie wyczo�ga� si� spod sto�u i wsta� trzymaj�c miecz obur�cz skierowany ostrzem ku drzwiom. Drzwi wype�ni�a pot�na posta�, ubrana na szaro, w sk�rzany, bardzo obcis�y, jednocz�ciowy str�j, zakrywaj�cy r�wnie� twarz. Kavalin przypomnia� sobie. Tajne s�u�by czarnych. Medyk zesztywnia�, po plecach sp�yn�a mu lodowata stru�ka potu. Patrzy� na sylwetk� postaci i chcia�o mu si� wymiotowa�, strach i md�o�ci zacisn�y na nim swe �elazne szczypce. � Cz... czego chcesz ode mnie? Mam ja ci tylko leki i ma�ci na b�l rzyci. � wyj�ka� udaj�c g�upiego, cho� zrozumia�, �e na nic si� to nie zda � oczy postaci sprawia�y wra�enie nie obecnych, b�yszcza�y si� niczym szklanki. Spr�bowa� inaczej. � Herbaty? A mo�e gorza�ki? Wielmo�nego pana musi okrutnie w g�bie suszy�. � zdziwi� si� w�asnymi s�owami i barw� za�amuj�cego si� coraz bardziej g�osu. � Gdzie oni s�? � odezwa� si� wreszcie grobowym tonem, zupe�nie jakby stwierdza� fakt. � Wsz...wsz...wszystko od tego zale�y, kto ma by�. � oznajmi� ton�cym w strachu g�osem. Pot�na posta� powoli zacz�a zmniejsza� odleg�o�� mi�dzy Kavalinem, a nim samym. Medyk niezr�cznie machn�� ostrzem z do�u na ukos i na odlew. Miecz nie by� ci�ki, wprost przeciwnie � d�uga i cienka r�koje�� sprawia�a, �e jednostronne ostrze ci�o powietrze za najdrobniejszym ruchem nadgarstka. I mimo tego, �e szermierz by� z niego �aden � wydawa�o mu si�, �e brzeszczot sam kieruje jego ruchami. To nie wystarczy�o. Zab�jca odczeka�, przekrzywiaj�c lekko g�ow�, a� Kavalin sko�czy wymachiwa� mieczem. Medyk nie zd��y� si� nawet zas�oni�, nie zauwa�y� nawet zamachu r�ki, a sekund� p�niej jego g�owa odskoczy�a na bok, medyk przylgn�� do �ciany osuwaj�c si� z niej zwolna na pod�og�. Posta� szybkim ruchem si�gn�a po sw�j d�ugi miecz i pchn�a oraj�c ma��owin� uszn� Kavalina. Medyk j�kn�� g�o�no i si�gn�� r�k� dotykaj�c delikatnie ucha. � Garvael � odezwa� si� chrypliwy g�os zza plec�w draba. Ten obr�ci� si�, zas�aniaj�c niesamowicie szybk� i szerok� zastaw�. Maska osoby zwanej Garvaelem drgn�a w kwa�nym u�miechu. Kavalin dojrza� mi�dzy nogami szaro odzianej postaci mocno wytarte, szerokie lniane spodnie. Pami�ta� kto je nosi�. Mia� zniszczon� cer� i dziwne, sko�ne oczy. � Hajin � sapn�� niezauwa�alnie zwany Garvaelem � czy� nie zgin�� rok temu, gdy ci� w faktorii Savioer z�apa�? � By�a pe�nia. B�aga� o �ycie, gdy zobaczy� co robi� z jego lud�mi. Garvael...- westchn�� sko�nooki i zmieni� ton na bardziej przyjazny, dziwnie b�agalny wr�cz � poniechaj Falki. Nie wiem ile ci obiecano, ale cena za jej g�ow� nigdy nie jest wystarczaj�co wysoka. Nie pokonasz jej, nawet na fisstechu. � To si� jeszcze oka�e. � zamrucza� pod nosem � wiedzie� ci, �e nie przyszed�em tylko po ni�. Quali musi wr�ci� do swego domu, do wujka barona. Seraphine musi zadynda� na sznurku. Farn � no c� � Farn nie �yje, a ty Hajin � na ciebie jeszcze nikt nie poluje. Przynajmniej na razie. � Poniechaj ich, powtarzam. Dam ci co�, czego potrzebujesz, czego bardzo chcesz � bez wzgl�du na cen�. Dam ci siebie. Tylko ty, ja i nasza stal. Wiem, �e to jest silniejsze od ciebie... � Pojutrze- wtr�ci� wolno Garvael, a w g�osie jego by�a nienawi��, ta najczystsza i najokropniejsza � na Placu Gubernatora, pod kamiennymi krogulcami. Po p�nocy. B�d� tam � powiedzia� i ruchem r�ki zdj�� sk�rzan� przes�on� z twarzy � albo id� do diab�a Hajin. Reszt� twoich towarzyszy i tak pochwyc�, cho�by skryli si� na kra�cu �wiata. Kavalin nie zdo�a� zobaczy� prawdziwego oblicza zab�jcy, ale widzia� twarz Hajina. Pe�n� goryczy i g�uchej pro�by. Pro�by o wybaczenie. Garvael znikn��. B�yskawicznie. Bezszelestnie, zostawiaj�c po sobie jedynie �al i cisz�. Czerwono w�osy pom�g� podnie�� si� Kavalinowi podaj�c mu prawic�. Kavalin by� zbyt og�uszony ciosem, by dojrze� na d�oni ods�oni�tej r�kawem szarej koszuli modliszk�. Znak Zerrikan, a nawet gdyby go spostrzeg� � nie zrozumia�by co oznacza. Zanim zd��y� powiedzie� cokolwiek, Hajin uprzedzi� go: � Nic nie widzia�e�. � powiedzia� z naciskiem � I nie s�ysza�e�. � Nie moja to rzecz. � potwierdzi� s�owa Zerrikana masuj�c szcz�k� i lekko dotykaj�c ucha. � Po �niadaniu, je�li raczysz nas raz jeszcze ugo�ci�, nigdy wi�cej nas nie spotkasz. � Rozumiem. � przytakn�� � A o posi�ek martwi� si� nie musicie. � zapewni� Kavalin. Czu� si� �le. Bardzo �le. Poranek by� ciep�y, przyjemny. Mimo p�nego lammas, s�o�ce nie piek�o sk�ry, a lekki wiatr orze�wia�. � Uuuaah � przeci�gn�a si� Falka podnosz�c si� z jednego z licznych, w piwnicy medyka, �nie�nobia�ych sto��w operacyjnych. Popatrzy�a na Seraphine`a. D�ugow�osy brunet le�a� zgarbiony bokiem na kocu roz�o�onym na pistacjowo-bia�ych kafelkach. Bia�a przepaska na �rodku jego uda by�a lekko zaczerwieniona, rana goi�a si�. M�wili na niego Bouldn creud � szary kruk. M�wili, �e �mier� by�a jego matk�. Na Quali � pi�kn� niczym elfka, z�otow�os� c�rk� zmar�ego barona Thyep aep Thanan`a � gdyby nie pionowo rozci�ta lewa brew wygl�da�aby jak �pi�ca kr�lewna w mocno obdartej z koronek sukni. Na siebie � Cirill� Fion� Elen Riannon. Jedyn� dziedziczk� tronu Cintry, kt�rej z reszt� ju� nie by�o � teraz by�o tylko wielkie cesarstwo, a� po sam Pontar i Liksel�. Dok�d zmierzamy, pomy�la�a, na kraniec �wiata? Je�li jakim� cudem przejedziemy przez Kovir to i tak czeka nas jeszcze Narok i g�ry Smocze, a potem... Co� si� ko�czy, co� si� zaczyna. Nie s�ysza�a wiele o Zerrikanii, ale wiedzia�a, �e kraina ta musi by� zupe�nie innym �wiatem. A oni potrzebowali innego �wiata, bo we w�asnym nikt ich ju� nie kocha�, a oni nie mieli tam nic, do czego mogliby wr�ci�. Zastanawia� j� Hajin. Nigdy nie widzia�a jak walczy, nie widzia�a jak si� denerwuje. Jak podnosi g�os. Faktem by�o, �e znali si� dopiero od dw�ch miesi�cy, ale od tego czasu wydarzy�o si� zbyt wiele, by nawet kto� tak opanowany, jak on, m�g� zachowa� spok�j. Pami�ta�a ich pierwsze spotkanie, kt�re nie nale�a�o do najprzyjemniejszych. Pami�ta�a te� modliszk� na jego d�oni � znak, kt�rego znaczenia nigdy nie chcia� ujawni�. Pami�ta�a... Przed nimi rozci�ga�a si� na ca�y wsch�d Dol Blathanna. ��ki tak bajecznie kolorowe, jakby kto� rozpyli� na nich wszystkie barwy �wiata. Powietrze tak czyste, �e a� dra�ni�ce ich zniszczone p�uca. A w oddali g�ry tak fantastycznie kszta�tne, jak obrazy malowane na p��tnie przez samego Lenartta da Vinnici`ego. Okre�lenie "pi�kna" by�oby obraz� dla natury, kt�ra stworzy�a Dolin� Kwiat�w. Przybyli tu, by zapomnie�. Wojna, przyjaciele, �wiat � nic nie by�o takie, jak przed dziesi�cioma laty. Nic, pr�cz Doliny Kwiat�w � wiecznie pi�knej, wiecznie dziewiczej. Patrz�c na ni�, marzyli, by lec na soczystych od kolor�w kwiatach, poczu� rze�ki wiatr we w�osach i na twarzy, �ni� sny tak ba�niowe, jak krajobraz, kt�ry ch�on�li teraz wzrokiem. Zsiedli z koni, chc�c poczu� cudown� mi�kko�� ziemi, po kt�rej st�pali. Zupe�nie jak �akome cukierk�w dzieci, chcieli nacieszy� si� ka�d� chwil� sp�dzon� w Dolinie Kwiat�w, chcieli mie� j� tylko dla siebie. Przez chwil� posta�, kt�r� ujrzeli, wydawa�a im si� zjaw�. Czarna sylwetka nie pasowa�a do obrazu namalowanego przez natur�. By�a obca. Zdawa�a si� ha�bi� �wi�t� ziemi� swoj� obecno�ci�. Zbli�a�a si�, powoli krocz�c w ich stron�. Falka zatrzyma�a si�. Jej �ysy towarzysz zrobi� to samo, si�gaj�c przy tym po �uk le��cy na siodle swego konia. S�o�ce odbija�o si� od matowo-czarnej konstrukcji broni. Podw�jnie zginany �uk zdawa� si� oddycha� raz wypr�aj�c, nast�pnie kurcz�c si� w r�kach w�a�ciciela. Towarzysz si�gn�� praw� r�k� za plecy, by wydoby� z bardzo p�askiego ko�czana strza��. Powoli naci�gn�� j� na ci�ciw�. �uk bezg�o�nie wygi�� si�. � Pani? � spyta� �ysy m�czyzna lekko przekrzywiaj�c �uk na ukos. � Nie. Czekamy Kall. � odpowiedzia�a spokojnie szaro-w�osa. Oboje obserwowali w�drowca. Teraz, gdy przybli�y� si� znacznie, wydawa� si� im bardzo stary. Szed� zgarbiony, podpieraj�c si� o swe ciemne ostrze. Wreszcie zatrzyma� si�. Si�gn�� r�k� i szybko zsun�� kaptur z g�owy, wlepiaj�c w Ciri swe emanuj�ce b��kitn� po�wiat� sko�ne oczy. Jego chuda i wyrazi�cie podkre�laj�ca zmarszczki twarz, brutalnie ujawnia�a jego wiek. Mimo tego, jego kr�tkich w�os�w zaczesanych do ty�u nie pokrywa�a siwizna. Chocia� i tak nie dojrzeliby jej w�r�d przygaszonej czerwieni, kt�ra wyra�nie po�yskiwa�a od s�o�ca. M�czyzna zwany Kallem j�kn�� sucho, groteskowo wykrzywiaj�c twarz i pozwoli�, by �uk, wraz z spuszczon� z ci�ciwy strza��, pad� na ziemi�. Zgarbi� si�, trzymaj�c za brzuch i run�� nieprzytomny na bok. Falka b�yskawicznie wyci�gn�a miecz zza plec�w doskakuj�c do czerwonow�osego w u�amku sekundy. Zamachn�a si� z g�ry celuj�c w krwist� czupryn�. Adrenalina uk�u�a j� w serce na jeden kr�tki moment. � St�j � krzykn��, a ostrze, kt�re mia�o podzieli� jego czaszk� na dwie cz�ci, zatrzyma�o si� milimetr od celu. � Podaj cho� jeden pow�d, dla kt�rego mia�by� dalej �y� � wydysza�a ze z�o�ci szarow�osa. � Poka�� ci. � Falka powoli opu�ci�a miecz. � Poka�� ci � powt�rzy�, a wszystko wok� niej si� zmieni�o. Zupe�nie jakby miejsce, w kt�rym by�a przed chwil�, przesta�o istnie�. A sen, kt�ry �ni�a, sta� si� koszmarem. Tak bardzo chcia�a teraz o�lepn��. Obudzi� si�. Niebo by�o zgni��, zielon� p�acht�. Ziemia � milionami zmasakrowanych cia�, powietrze wgryza�o si� w p�uca i wypala�o je od �rodka. Lewitowa�a zaledwie centymetry nad ziemi�. Nie chcia�a patrze� pod nogi. Wystarcza�a jej �wiadomo��, �e obraz, na kt�ry patrzy�a rozci�ga� si� na ca�y horyzont. Widzia�a� ju� co� takiego. Apokalipsa, jak mawiaj� magowie. � przem�wi� do niej swym zachryp�ym g�osem. Sta� tu� za ni�, szepta� jej do ucha � Ale to by� jeden ze �wiat�w, w kt�rym si� znalaz�a� uciekaj�c przed Dearg Ruadhri. Ten �wiat � rzek� staj�c przed ni� � Ciri, jest inny. Jest tw�j. To co widzisz, to przysz�o��. Szale�stwo cesarza Nilfgaardu b�dzie przyczyn� ko�ca �wiata, kt�rego zna�a�... � Nie zna�am go � przerwa�a gorzko � nie by�o mnie tu przez dziesi�� lat. Skoro znasz przysz�o��, musisz wiedzie� r�wnie� i to. � Tak, ale nie to jest teraz istotne. Tw�j ojciec znikn�� rok po twojej ucieczce z tego �wiata. Nawet my, Ignis`vroam, nie wiemy gdzie si� teraz znajduje. Dziesi�� lat Falko. W ci�gu nich wszystko si� zmieni�o. Nilfgaard, prowadzony przez nowego cesarza z�ama� traktat pokojowy i zaatakowa� ponownie. Ale atak ten mia� s�u�y� nie tylko ku zastraszeniu Nordling�w, jak pocz�tkowo uwa�a�a lo�a czarodziejek. Decyzje cesarza sta�y si� dla wszystkich niezrozumia�e. Nilfgaard grabi�, pali� i zabija�. Zupe�nie bez przyczyny. Cesarz oszala�. Nikt nie wie dla czego. A wy zwr�cili�cie si� do nas o pomoc. Po dziesi�tkach lat separacji, wreszcie chcecie prosi� nas o cokolwiek. To by�by wielki sojusz � Zerrikania i Nordlingowie przeciwko Cesarskim. Ale widzisz Ciri, Zerrikania dzieli si� na klany. Dok�adnie trzy. Problem polega na tym, �e wszystkie klany maj� bardzo sprzeczne zdania co do religii, kt�r� wyznaj�, nie wspominaj�c ju� o r�nicach kulturowych mi�dzy nami, a wami. Poza tym, wasz nordlindzki sojusz nie jest w stanie zaoferowa� nam niczego, pr�cz procent�w ziem, kt�rych dla was wywalczymy. � Aha. A ja mam zjednoczy� wszystkie klany, prze�ama� uprzedzenia rasowe i uratowa� �wiat? Jakie to wynios�e, jakie romantyczne. � Nie. � przerwa� stanowczo � Zabijesz cesarza, a ja zadbam o tw�j bezpieczny powr�t do Zerrikanii i przeczekanie tam burzy jak� wywo�asz na po�udniu. Cisza sta�a si� wieczno�ci�. Bezdenn� otch�ani� poch�aniaj�c� wszystko na swej drodze. � Co otrzymam w zamian? � Krew Nilfgaardczyk�w. � I my�lisz, �e to mi wystarczy? Wydaje ci si�, �e nie patrzy�am na ich krew? �e nie pi�am jej i czu�am, jak wypala mi serce, zabija bliskich? O nie, cz�owieku, krew nie wystarczy. � By� mo�e uda nam si� odbudowa� Kaer Morhen... � zacz�� cicho. � Co? � Odbudujemy Mordowni�, zatrudnimy nowych mag�w do pracy nad udoskonalaniem zi� i grzybk�w. Kto wie? Mo�e wied�mi�stwo zn�w stanie si� powa�an� profesj�? Ciri odwr�ci�a g�ow�. D�ugo wpatrywa�a si� w niewidoczny punkt na horyzoncie. Tak d�ugo, a� zn�w znalaz�a si� w krainie z bajek. Szok wywo�any nag�� zmian� miejsc, powali� j� na kolana dr���c skronie t�pym b�lem. Kall usiad� przy niej, obejmuj�c swym d�ugim ramieniem. Zn�w byli sami, tylko dla siebie. Wszystko sta�o si� zbyt odleg�e, by o tym my�le�. Zbyt pi�kne, by przesta� patrze�. Ale Falka wiedzia�a, �e w ko�cu zada jej pytanie, na kt�re b�dzie musia�a odpowiedzie�. � Pani, kim by� ten m�ody w�drowiec? Czy uczyni� ci krzywd�? � spyta�, gdy le�eli razem na mi�kkiej niczym puch trawie, wpatruj�c si� w gwiazdy. � Nikim. Pozwoli mi zi�ci� marzenia. � Marzenia? � spyta� nie rozumiej�c. � Cintra. Jutro wyruszamy na po�udnie. Mam tam kilka spraw do za�atwienia. � ziewn�a zakrywaj�c usta i mocniej przytuli�a si� do Kalla. � Pani, czy b�d� musia�... � Nie. � przerwa�a mu gwa�townie � Oby� nie musia� nigdy wi�cej zabija�. � Boj� si� o ciebie, Ciri. Czasem wydaje mi si�, �e jaka� cz�� ciebie ulecia�a razem z Geraltem i Yennefer. � Prosi�am ci�, by� nie wymawia� ich imion przy mnie. Nawet szeptem, rozumiesz? Jeszcze nie teraz Kall, nie dzi�. � powiedzia�a ostro. Pustka, kt�ra powoli j� zabija�a, pozwala�a wierzy� jej we w�asne s�owa. I tylko wiara w nie, podtrzymywa�a j� przy �yciu. *** Dotarli�my do Cintry, przypomnia�a sobie Falka. Tak, jak chcia� Hajin. Zrobili�my dok�adnie to, co chcia� by�my zrobili. I zabili�my tego cholernego cesarza. Zabili�my go gdy spa�, jak tch�rze. Quali wyci�a mu pi�kny u�miech swoim nilfgaardzkim sztyletem. A ja, by�am na tyle g�upia, by syci� si� zemst� nad moim prywatnym wrogiem. Nad moim ojcem, kt�ry nagle znikn��, kt�ry zabi� wszystko, co mnie otacza�o. Wtedy jeszcze nie wiedzia�am, �e to ja sama zabijam swoich bliskich. A teraz nie pozosta�o mi nic innego, tylko sko�czy� ze sob�, by �wiat u�mierci� si� bez mojej pomocy. Pomog�am zgin�� Kallowi. Pomog�am nilfgaardczykom spali� go w ko�ciele, kt�rego broni�. Tak jak i Farnowi � pomagaj�c egzekutorom zar�ba� go jak �wini�. Farn g�upcze! Do ko�ca my�la�e�, �e walczymy w dobrej sprawie. Teraz siedzimy w tej zasranej Temerii i uciekamy coraz dalej i dalej. Ale przed przeznaczeniem nie da si� uciec � dogoni nas wszystkich i zn�w zabije, oszcz�dzaj�c jedynie mnie. Znowu zostan� sama... Patrzyli na siebie z niedowierzaniem. Poobwijani banda�ami, wygl�dali jak mumie. Jak pokryte kurzem skruszone wiekiem pos�gi. Gdzie� na w�skich ulicach Dorian pia� kogut, wschodz�ce s�o�ce rzuca�o w�skie smugi przez niewielkie okna piwnicznej sali. B��dzili wzrokiem po miejscu, w kt�ry si� znajdowali � jakby nie wiedzieli gdzie s�. Ale wiedzieli. Lepiej ni� ktokolwiek. �niadanie by�o skromne, a rozmowy jakie prowadzili przy stole, pe�ne gniewu i �alu. � Mimo wszystko, m�g�bym si� wam przyda� � mrukn�� pod nosem Kavalin i ugryz� kawa�ek chleba popijaj�c go winem z kubka. � Oczywi�cie medyku. Tylko powiedz mi � czy umiesz patrze� z u�miechem na �mier�, czy mo�esz patrze� na nas? � Seraphine u�miechn�� si� kwa�no i g��boko przejecha� no�em po swoim j�zyku, a gdy krew nap�yn�a mu do ust, zamkn�� je i zacz�� pi�. � Chodzi�em po Brokilonie, tu� po jego obl�eniu. Widzia�em co zosta�o z wszystkich driad... z mojej... Saovie... � jej imi� uton�o w ciszy, a jego oczy � w pustce. � Dlatego uciek�am, � powiedzia�a blada dziewczyna � m�j wuj by� drugim z dostarczaj�cych wojsk na rze�ni� Brokilonu. Ten skurwysyn chcia� mnie wtedy tam zabra�, chcia� �ebym na to patrzy�a. Ale jest tutaj, w Dorian i zap�aci mi za wszystko. � Wystarczy! � oznajmi�a w�adczo Falka � Nie jeste�my tutaj �eby si� u�ala� nad w�asnym losem. Uciekamy przed chaosem w jaki zmienili�my Nilfgaard, zabijaj�c cesarza. Jeste�my praktycznie martwi, bo szukaj� nas wszyscy, kt�rzy widzieli cen� za nasze g�owy. Kapitu�a jest zbyt zaj�ta tworzeniem nowego miasta na Korath, wi�c jeszcze o nas nie wie. Medyk albo ginie teraz, albo idzie z nami i ginie p�niej. Niech wybiera. W tym momencie si� rozdzielamy � ka�dy idzie w swoj� stron� i ma przydzielone swoje funkcje. Quali � kradniesz, w tym jeste� przecie� najlepsza. Seraphine � masz tutaj przyjaci�, poszukaj ich i popytaj o bro�, jaki� bezpieczny nocleg. Hajin � ciebie nie szukaj�, zbierasz informacje, ale trzymaj si� od nas z daleka. Ja i Kavalin zostajemy tutaj. Spotykamy si� drugiej nocy od dzisiaj, w klasztorze Melitele. Je�li cho� przez u�amek sekundy poczujecie si� �ledzeni � urywamy spotkanie i zbieramy si� na trakcie do Wyzimy. Jakie� pytania? � Tt-to wy zabili�cie cesarza? � spyta� os�upia�y medyk � Hhh-a, t-to chyba ww-y jeste�cie ci dobrzy? � Nie dla Nilfgaardczyk�w. Widzisz � zacz�a Falka podchodz�c do medyka z niewidocznym u�mieszkiem � oni chc� nas skrzywdzi� i to bardzo, bardzo bole�nie. Ale teraz i tak nie masz wyj�cia. Teraz umierasz. � szepn�a szarow�osa i wbi�a Kavalinowi jeden z no�y le��cych na stole prosto w pier�, przebijaj�c p�uco. Zdziwiony m�czyzna kaszln�� krwi� i waln�� g�ow� o st�. � Powiedzia�a�, �e mo�e z nami zosta�. � powiedzia� bezbarwnym g�osem Hajin. � A ty powiedzia�e�, �e zapewnisz nam bezpieczny powr�t do Zerrikanii. I kto spe�ni� swoje przyrzeczenie? Twoje s�owo jest g�wno warte i zd��y�am si� o tym przekona�. Czasem chcia�abym ci�... � sykn�a i si�gn�a po r�koje��. � Brawo! � pi�kne przedstawienie � krzykn�� klaskaj�c i kaszl�c Seraphine � a teraz ko�czcie je i ruszajmy dupy, bo mamy ma�o czasu i du�o roboty. � Musz� si� umy�. Je�li mam cokolwiek ukra��, to musz� wzbudza� zaufanie, a nie �mierdzie� krwi� i lekami. � powiedzia�a bez ogr�dek Quali i u�miechn�a si� sztucznie do Falki. � Ja te�. � mrukn�� szorstko czarnow�osy � nikt mnie nie pozna, je�li b�d� udawa� mumi�. Miasto powoli budzi�o si� ze swego p�snu , w kt�rym trwa�o od kilku lat. Na ulicach pojawili si� pierwsi �ebracy, a �apczywe spojrzenia domokr��c�w zacz�y wyl�ga� niczym szczury w kana�ach i oblepia� postacie kupc�w zbieraj�cych si� na Lisim Targu. Dzieci z wrzaskiem zaczyna�y zabaw� w wojn�, mali ch�opcy biegali za sob� z drewnianymi mieczykami w d�oniach, a dziewczynki (gdy wr�ci�y z zakup�w, razem z matkami) nagradza�y zwyci�zc�w wiankami splecionymi z mlecz�w i trawy. Ich �wiat nie by� ska�ony wojn� doros�ych, krwi� niewinnych i zdrad�. Ich �wiat pozwala� im cieszy� si� w�asn� nie�wiadomo�ci� i korzysta� z chwili. A doro�li trwali w swym niepokoju, syc�c si� t�pym strachem o dzie� dzisiejszy. Shaden aep Shirrah, jak co dzie�, szed� w stron� Targu. Co chwila przyg�adza� sw�j b�yszcz�cy str�j i z podenerwowaniem spogl�da� na swoj� czteroosobow� obstaw�. Spieszy� si�. Cholerny baron, my�la� sobie t�gi jegomo�� przyspieszaj�c kroku, przesy�ki mu si� zachcia�o s�a�. I �eby jeszcze mnie osobi�cie kaza� to robi�! Ha! Bo ja oczywi�cie nic wa�niejszego do roboty nie mam, tylko si� za jego zawszonymi paczkami szwenda�! I jeszcze te lepkie spojrzenia nordling�w... kupca przeszy�y dreszcze. Gdyby nie moi ch�opcy, ju� dawno gryz�bym piach. Spieszy� si�. Dlatego skr�ci� w ulic� Bloomquista. Wiedzia�, �e to najciemniejsza ulica w mie�cie, ale za nic nie chcia� ryzykowa� k��tni z wys�annikiem barona. I wtedy si� zacz�o. Wtedy omal nie zla� si� w swoje poz�acane szaty. Nagle zosta� sam, zupe�nie sam po�r�d obdartych i wyg�odzonych postaci wyci�gaj�cych w jego stron� ko�ciste, �mierdz�ce d�onie. Ochroniarze znikli we wszechobecnym mroku, rozp�yn�li si� bezszelestnie w g�stwinie brudu i smrodu uliczki. A gdy ju� obdarli go z ubra� i zacz�li dobiera� si� do sk�ry, przysz�a ona. Wypowiedzia�a kilka s��w i �ebracy odsun�li si�. Podesz�a do niego ocieraj�c z krwi chust� bardzo d�ugi jadeitowy, nilfgaardzki n�. Nie widzia� dok�adnie jej twarzy, ale dziewczyna by�a ubrana w szerokie spodnie, a g�rn� cz�� jej cia�a opina�a zwiewna, bia�a koszula. Jej w�osy by�y... niczym z�oty popi�, zniszczony czasem. Shaden sta� w miejscu, a strach dygota� nim jak drewnian� kuk��. Zjawa nachyli�a si� i szepn�a u�miechni�ta. � Witaj wuju. Ciesz� si�, �e jeszcze �yjesz. Jej g�os. By� jak ma�e sople lodu, wbijaj�ce si� w jego serce. Zabi� go. Bo przemawia� do jego duszy. A ona wy�a. Wy�a, bo by�a pusta, tak jak jej w�a�ciciel. � Chyba nie my�la�e�, �e o tobie zapomn�... � szepta�a dalej � Masz przecie� co�, co nale�y do mnie. � Q-quali? � wybe�kota� rozdygotanym g�osem � Ty ma�a zdziro, powinienem by� ci� zabi� zaraz po �mierci twego ojca. � No c�... wszyscy pope�niamy jakie� b��dy. Ja sw�j zaraz naprawi�. � mrugn��, gdy co� b�ysn�o mu przed oczami, a gdy otworzy� je z powrotem, zobaczy� szpikulec oddalony o kilka milimetr�w od jego �renicy � Gdzie jest pier�cie�? � M-moja p-prawa r�ka � zaj�kn�� si� i uni�s� sw� dr��c� d�o�. Nawet w ciemno�ciach brylanty jarzy�y si� �ywym ogniem. Nawet w ciemno�ciach pozna�a pier�cie� swojej matki. Zebrani w okr�g bezdomni odwr�cili g�owy. Niekt�rzy rzygali, niekt�rzy kl�li. Shaden za� dar� si� jak zarzynana �winia. Wszak�e trudno jest cieszy� si�, gdy straci�o si� praw� d�o�. Budynek nie by� du�y. Nie. By� jak ka�dy ma�y sklepik z dzbanami, czy dywanami. Ale d�ugow�osy brunet wiedzia�, �e trzy podziemne pi�tra znajduj�ce si� pod nim s� wi�ksze od burdelu w dzielnicy Tevries, a to, co si� tam znajdowa�o mog�o spokojnie uzbroi� garnizon Wyzimskich lekkozbrojnych. Tabliczka nad drzwiami nosi�a napis: "Kwiaty Tweanka", za� same drzwi by�y d�bowe, a okuwa�a je czarna stal. Nacisn�� na klamk� i wszed� pomagaj�c sobie kopniakiem. Tyczkowaty m�czyzna przywita� go ch�odnym u�miechem. Gdyby nie oczy i nos, czarnow�osy wzi��by go za kolejny kwiat, nie r�ni�cy si� niczym innym od pozosta�ych. Jego blond w�osy by�y jak p�k r�y, a ubranie ca�kowicie ciemnozielone. Ro�lina. � Sephine? Cz�owieku to naprawd� ty? � wybuchn�� po chwili przygl�dania si� czarnow�osemu � Nie mog� uwierzy�... czy�by� przyszed� odda� mi d�ug? � Raczej zaci�gn�� kolejny, Tweank. Potrzebuj� broni. � Jasne cz�owieku. Jak oddasz mi d�ug, to dam ci spojrze� na moj� now� kolekcje no�y, prosto z Belheaven. Oddaj mi d�ug, to mo�e co� dla ciebie znajd�. Tylko oddaj mi monety cz�owieku, dobrze? � Tweank, cholera, nie wiesz, �e szukaj� mnie po ca�ym kraju? Jestem prawie trup, oddam ci floreny, jak b�d� je mia�! � Nie Sephine, ja sw�j d�ug sp�aci�em. Teraz ty to zr�b. � oznajmi� z kwa�nym u�miechem cz�owiek-kwiat. � Pieprz� ci� Tweank! � krzykn�� czarnow�osy i wyszed�. By�o po�udnie. Tch�rzliwe s�o�ce okry�o si� szarymi chmurami. Wiatr zaczyna� przypomina� o sobie swym delikatnym powiewem. Czarnow�osy skr�ci� w jedn� z ciemniejszych uliczek. Mija� pos�pne budynki, niegdy� nale��ce do wa�nych osobisto�ci tego miasta. Min�� spalon� kancelari� adwokack�, nie zauwa�aj�c nawet napisu "Codringer i Fenn" zamazanego przez czas i ogie�. Ale kto by ich pami�ta�... Jesienny deszcz przywita� ze smutnym u�miechem. By� zbyt zm�czony, by przejmowa� si� czymkolwiek. Szed� wi�c po�r�d uliczek Dorian i znu�onym wzrokiem patrzy� jak mokn�. A razem z nimi on sam i wszyscy inni, kt�rzy nie schronili si� przed kroplami lammas. Nie zauwa�y� go. Mo�e nawet nie chcia� patrze� na jego twarz... ale skr�ci� w �lepy zau�ek. Zrobi� to dla niego. Zrobi� to dla niej. I nie by�o wcale wielkiej walki na �mier� i �ycie... tylko czarne u�miechy i krew kapi�ca na wilgotny piach. Czarnow�osy skry� si� w cieniu, widzia� ciemne ostrze i topi�ce si� na nim bezsilne krople deszczu. Widzia� smolist� kling� i szar� r�kojmi�. Ale ten brzeszczot nie nale�a� do niego. Ciemno�� wyplu�a go prosto na jasnow�osego m�czyzn�. Czarny, podbity but po�ama� mu �ebra. Miecz wypad� z jego d�oni. Czarnow�osy kopn�� le��cego jeszcze raz, profilaktycznie, w twarz i podni�s� ostrze. Ch�opiec... To tylko ch�opak. Cholera. Ukl�kn�� przy nim. Dzieciak mia� z�amany nos i twarz wykrzywion� b�lem. Jego p�uca szuka�y oddechu. � No i co ma�y? Kto� ci� wrobi�. Powiedzia�, �e Sephine to cienki �o�dak... Powiedz mi dla kogo pracujesz to mo�e zostawi� ci� w spokoju. Gadaj! Krew bryzn�a czarnow�osemu na twarz. Jego r�ce gor�czkowo �ciera�y o�lepiaj�c� ma� z oczu... Wreszcie spojrza� na g�ow� jasnow�osego. Miazga. Misa wype�niona wod� i krwi�. Oczy pali�y go t�pym, promieniuj�cym ogniem. Wszystko co widzia� zasnute by�o kwa�n� mg��. Nawet czarna sylwetka m�czyzny, kt�ry sta� przed nim, wpatruj�c si� w zw�oki martwego ch�opca roz�arzonymi do czerwieni �lepiami. Jego odzienie zdawa�o si� ta�czy� z wiatrem. Jego w�osy by�y czerwone. Jak krew wieprza. � Hajin? Zabi�e� tego ch�opaka? � rzuci� niepewnie w stron� krwistow�osego. � Trzymasz w r�kach m�j miecz, cz�owieku. � odpowiedzia� sucho. � Hajin? � powt�rzy� i odsun�� si� gwa�townie � To ja � Seraphine! � Ju� nie. Czerwonow�osy doskoczy� do niego i trzasn�� go wierzchem swojej pi�ci w szcz�k�. Ciosem tak szybkim, �e umykaj�cym wzrokowi. G�owa Seraphina odskoczy�a do ty�u, a reszta cia�a grzmotn�a o �cian�. Czarnow�osy uchyli� si� przed nast�pnym ciosem i pocz�stowa� czerwonego kolankiem w brzuch. Zbyt s�abo. Nawet nie spostrzeg�, �e m�czyzna w czarnej p�achcie, przypominaj�cej sk�r� wykr�ci� mu nadgarstek odbieraj�c r�koje��. �e pierwszy �okciem rozwali� mu nos, a drugim oko. Ale Seraphine by� twardym Wyzimczykiem. Zawsze trzyma� go w r�kawie swej d�ugiej sk�rzni. Ostatni as. A raczej sztylet. Gono mia� problem. Chcia�o mu si� la�. Pi�� kufli miodu robi swoje � jego p�cherz rozsadza�a tajemnicza si�a. Musia� j� gdzie� wyzwoli�. Skr�ci� wi�c w ciemn�, �lep� alejk�. I natychmiast po�a�owa�. Dwa cienie szarpi�ce si� w ciszy. �ciany zachlapane krwi�, ale nie wiadomo czyj�. Jednak nie chcia�o mu si� la�. Nagle poczu� jak wielka, wszechmocna si�a wzbiera si� w jego trzewiach, a serce krzyczy: Spieprzaj Gono, spieprzaj st�d! Gono by� m�drym cz�owiekiem � pos�ucha� g�osu swego serca. Ale odwracaj�c g�ow�, zobaczy�, �e zosta� ju� tylko jeden cie�. G�owa drugiego potoczy�a si� w ciemny k�t. Jej jednak nie zauwa�y�. *** P�noc. I cisza. Posta�. Jak statuy gargulc�w, kt�re g�ruj� nad ni� trzykrotnie. Tak martwe, jak wynios�e i pot�ne. Czarne i niepoznawalne. Ca�e cztery k�ty ma�ego placu. Jedna �cie�ka, kt�ra do nich prowadzi. Ziemia starannie ubita, mimo, i� zapomniana od lat. Piach szary, jak pi�ra sowy, kt�ra ko�czy sw�j pokarm. Dwa grube, kwadratowe s�upy i godnie �pi�ce na nich monstra. Plac Gubernatora. I b�ysk d�ugiego ostrza odbitego od ksi�yca. Garvael oddycha� spokojnie, regulowa� oddech i adrenalin�. Wch�ania� ka�dy szmer. Czeka�. S�ysza�. Kroki. Jak krople wody. Kap... kap... Go�� przyszed�. Trzeba go przywita�. Na plac wkroczy� odziany w czarn� peleryn� m�czyzna. Kula� lekko. Jego w�osy b�yszcza�y czerwieni�. Jego str�j r�wnie�, lecz ciemniejszym odcieniem... by� mo�e krwi�. Jego praw� d�o� wype�nia�a ksi�ycowa r�koje��, za� lew� dwa owalne przedmioty. Rzuci� je pod nogi nilfgaardczyka, a one potoczy�y si� a� pod jego stopy. G�owy. � Biedna Quali i Seraphine. � zachrypia� czerwonow�osy � Strasznie trudno umierali. � wreszcie u�miechn�� si� smutno. � A� tak trudno, �e dziabn�li ci� w nog�. � odpowiedzia� odwzajemniaj�c u�miech, lecz tamten nie m�g� go zauwa�y�, twarz Garvaela schowana by�a za mask�. � Drobnostka. Moja noga, bynajmniej nie przeszkodzi mi w zabiciu ciebie. � Przekonamy si�. � uni�s� miecz ponad lewy bark kieruj�c ostrze w stron� Hajina, lew� r�k� opar� na g�owni, a ci�ar cia�a prze�o�y� na praw� stop� � Jeszcze tylko pytanie. Co zrobi�e�, ty zerrika�ska gnido, �eby podkusi� Ciri do zabicia cesarza? � Obieca�em jej krew takich kurwich syn�w jak ty. Powiedzia�em, �e odbuduj� Kaer Morhen. � Wsp�czuj�. Mam nadziej�, �e j� te� zabi�e�. Bo je�li mi si� nie uda, to czeka ci� bolesna �mier�. Z jej r�k. Hajin nie odpowiedzia�. Wyskoczy� na niego tn�c obustronnym, p�ytkim m�ynkiem. Nilgaardczyk odskoczy� do ty�u szukaj�c odkrytego miejsca na jego ciele. �ebra. Z pozycji Garvaela, ze sposobu w jaki trzyma� sw�j miecz, sztych by� nie do sparowania. Wyprowadzony b�yskawicznie, z dodatkow� szybko�ci� dzi�ki lewej d�oni dwoj�cej szybko�� pchni�cia � by� �miertelny, jak spojrzenie chimery. Ale zosta� odbity. Klingi z krzykiem ze�lizgn�y si� z siebie, by sekund� p�niej zn�w si� spotka�. Hajin odsun�� si� o krok i zawirowa� jak b�k. Garvael odbi� z trudem jego ci�cie i chlasn�� go czystym wysokim sinistrem w pier�. Ale czerwonow�osy by� ju� daleko. Skry� si� za prawym filarem. W skrawkach wszechobecnej ciemno�ci. Nilgaardczyk przylgn�� do �ciany pomnika. Miecz trzyma� blisko cia�a. Ostrze tu� przy twarzy. Czeka� na wysoki dexter. Smolista posta� wystrzeli�a zza �ciany piruetem i b�ysn�a k�em. Nisko. Bardzo nisko. Garvael nie spodziewa� si� tego. Chcia� dosta� cios na szyj�, albo brzuch. Ale nie w nogi. Nie w nogi. Obr�ci� kling� w rewersalnej paradzie. I w tym u�amku sekundy, w kt�rym srebrne ostrze szale�czo poszukiwa�o czarnego, modli� si� o d�wi�k gniewu stykaj�cych si� brzeszczot�w. Stal krzykn�a. Ale na kr�tko. Zbyt kr�tko. B�l w lewej piszczeli wytr�ci� go z r�wnowagi. Zawirowa� kr�tko na prawej stopie razem z czerwonow�osym i trzasn�� go z ca�ej si�y w rami�. Parada zadzwoni�a echem. A gdy przystan��, by odzyska� r�wnowag�, opieraj�c ci�ar na lewej stopie omal nie zemdla� z b�lu. Hajin musia� go ci�� samym ko�cem miecza. Lewa nogawka stroju mok�a od krwi. Ba� si� ruszy�. Ba� si�. Ale nie �mierci. Nie. Ju� raz umar�. Bonhart. Ciri. Zamek Stygga. Ale kto� da� mu drug� szans�. Nowe imi�. Pod warunkiem wiecznego incognito. Do �mierci. Do teraz. � Wiesz, Hajin � wydysza� z grymasem b�lu � Mi�o si� z tob� umiera. Dzieli�o ich dziesi�� krok�w. Ci�ar na prawej nodze. Klinga wodz�ca po powietrzu. Klinga hipnotyzuj�ca. Usypiaj�ca. Czarna. Zginiesz Nilfgaardczyku. Tak jak zgin�a Quali, Kall i reszta ca�ej tej niedosz�ej bandy. Zginiesz po raz drugi. Bonhart nie doko�czy� swego dzie�a. Spapra� to. Ja to naprawi�. Oddycha� spokojnie. Miarowo. Liczy� do czterech. Dzieli�o ich dziesi�� krok�w. Ci�ar na prawej nodze. Klinga ponad lewym barkiem. Ostrzem do przeciwnika. Lewa d�o� na g�owni. Zgin� po raz drugi. Przynajmniej pr�bowa�em uratowa�... Ciri? �yjesz jeszcze ma�a? Umar�em dla ciebie. Adrenalina rozsadza�a mu �y�y. Jego oddech by� g��boki. Jego my�li � p�ytkie. Widzia�a jak walcz�. Jak Hajin biegnie na tego drugiego wspomagaj�c si� krzykiem. Ale by� to krzyk zwierz�cia. Starego �owcy. S�ysza�a jak niesie go echo, jak ch�on� go gargulce. Zdawa�o jej si�, �e budz� si� ze snu. �e wrzask je wzburzy�. Widzia�a jak czerwonow�osy tnie fint� w szyj�. Z g�ry, ca�ym ostrzem. Widzia� jak obcy markuje sztych i g�adko przechodzi w uko�ne ci�cie. Z do�u, kr�tko. Pod �ebra. Brzytwy nie spotka�y si�. Nie tym razem. Ich ostrza wgryz�y si� w cia�a. I zabi�y. Tak po prostu. Znudzona krew chlapn�a obficie na filary. Zm�czone cia�a run�y na piach bez zb�dnych komentarzy. Czarny miecz upad� w ziemi�. Stalowy zosta� w ciele Zerrikanina. Szkoda, �e �aden cz�owiek tego nie widzia�. Szkoda, �e mrok zabi� jej ostatnie �zy. Nic ju� potem nie m�wili. Nie by�o wielkiej legendy o zab�jcach cesarza. Nie by�o nawet skromnej mogi�y. Tylko cia�a zasypane p�ytko pod piachem. I r�e. Bia�e jak ona. Ciri.