14976

Szczegóły
Tytuł 14976
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

14976 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 14976 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

14976 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Pol Jeszcze raz Morrigan � Morrigan to Pani Szale�stwa, kt�re czyni niepokonanym, c� zrobisz przeciw tym, kt�rych dotkn�a? � Tylko dawno zmarli s� niepokonani. � Morrigan porywa m��w za sob�, wiedzie ich na zatracenie, c� zrobisz, gdy i ciebie porwie? � Zrobi�, co m�owi przystoi. Kto czyni inaczej, nie jest m�em, k�dziel dla niego a zabawki dziecinne. � Morrigan to kobieta, c� uczynisz, gdy j� spotkasz? � Po c� wysy�a� m�czyzn� przeciw kobiecie? Pie�� o Baronie Hubercie, fragm. Ostatni jesienny dzie� mija� pi�knie nad wszelkie spodziewanie. Ptak�w ju� od dawna nie by�o, drzewa sta�y go�e jak �wi�tynny wierzyciel, wyrudzia�a trawa le�a�a pokotem, a s�o�ce odparowywa�o srebrzysty poranny szron. �wieci�o bardzo ostro, co tym mocniej si� czu�o, �e sz�y z zachodu szare chmury, ca�kiem jak przed burz�. S�owem, pogoda by�a w sam raz, �eby wyj�� z cha�upy i nacieszy� si� s�o�cem na zapas, za� dla tych, kt�rzy do domu mieli daleko, raczej nieszczeg�lna. Mo�e w�a�nie dlatego dwaj w�drowcy szli szybkim marszem, postukuj�c od czasu do czasu podkutymi patynkami na butach. Z daleka widzia�o si� w nich �o�nierzy. Mniejszy i starszy, z czarnymi jak smo�a w�sami i strzeleckim kapalinem wci�ni�tym na kaptur, nosi� sk�rzan� kamizelk� podbit� metalowymi p�ytkami, kt�ra ostatnio robi�a karier� pod nazw� p�aty. Wygl�da�o na to, �e j� jako� zdoby�, bo takie zbroje nosili rycerze na kolczug�, a nie kusznicy na przeszywanic�. Przez rami� przewiesi� tobo�ek i kusz� troskliwie owini�t� w sukienny pokrowiec. Do kompletu mia� jeszcze d�ugi rycerski miecz zamiast zwyk�ego u strzelc�w korda. Wy�szy, jasnow�osy dr�gal, perorowa� zawzi�cie i wymachiwa� innym krzykiem mody wojennej � kr�tk� halabard� o ma�ym �ele�cu. Sw�j he�m nosi� na plecach, obok zrolowanego grubego p�aszcza i du�ej sk�rzanej torby. Nie zdj�� r�kawic nabijanych �elaznymi p�ytkami � mo�e z zimna, a mo�e dlatego �e i tak nie mia�by ich gdzie schowa�. W miar� jak si� zbli�ali, dawa�o si� rozpozna� s�owa. � ...taka jak matka gotuje, to ci na pewno b�dzie smakowa�. � Akurat. Jeszcze mi twoja matka garnek na �eb wyleje, a tobie miot�� przy�o�y, �e na zim� darmozjada prowadzisz. � Czarniawy najwyra�niej by� urodzonym sceptykiem. � No to chyba u was tak robi�! Tu si� go�ci go�ci, czym chata bogata... � ... i co lubi tata. � Czarniawy wpad� w s�owo. Jasny podchwyci�, zabaw�: � I co w garnkach mata. Leo, ty b�d� spokojny. Uciesz� si�. W zimie nie ma co robi�, to i dobrze pogada� z kim� nowym przy piwie. A biedy u nas nie ma, zw�aszcza z tym, co nios�. � Akurat te srebra, co tam chowasz, dobrze si� nadaj� do pogryzania w g�odne zimowe wieczory. � Od razu wida�, �e� tu nigdy nie by�. Tutaj g��d jest tylko po przej�ciu kr�lewskiego wojska... A i to tylko do �niw. � No w�a�nie. A my dwaj jeste�my przecie� kr�lewskie wojsko, mo�e nie? Przejdziemy i zobaczysz, zaraz g��d nast�pi. A �e oni te� o tym wiedz�, to mnie i ciebie razem pogoni� zawczasu. � Czarniawy, nazwany lwim imieniem, za�mia� si� chrapliwie. � Te, Micha�... Ja chyba b�d� mia� dla twoich staruszk�w go�ci�ca. � Daj�e spok�j, nie trzeba. � Micha� podrapa� si� blach� r�kawicy po z�amanym kiedy� nosie. � Trzeba czy nie, jak mam u ich przez zim� darmo kasz� je�� i piwo wypija�, to jaki� drobiazg dam. Tak na dobr� pami�tk�. A co do tego piwa... to wiesz co? Wezm� si� i odlej�, �eby mu zrobi� miejsce. � �wi�te s�owa! Najpierw obowi�zek, potem przyjemno��. Lej szybko, a ja p�jd�. Co mam patrze�, czy ci prosto leci... � A biegnij! Zaraz ci� dogoni�. Tam przy g�azie to rozstaje, czy zakr�t? � Zakr�t tylko. Stamt�d ju� wie� wida�. Leo po�o�y� tobo�ki i zacz�� rozwi�zywa� kaftan. Micha� machn�� r�k� i poszed�. Jego kumpel korzysta� z ka�dej okazji, odk�d w czasie wyprawy musieli spa� na bagnach. Cosik tam sobie przezi�bi�. Przejdzie mu, jak si� wyle�y w ciep�ym. A p�ki co, mr�z by� jak si� patrzy. A raczej mrozik. Mrozy to dopiero b�d�. I to by� mo�e ju� za par� dni. Micha� prawie bieg�. Wielki g�az na szczycie pag�rka od dawna oznacza� granic� jego okolicy. Mi�o by�o przerwa� s�u�b� na troszk�. By� w domu ostatnio dwa lata temu. Ciekawe, co tam braciak robi. Pewnie go b�d� w zim� �eni�. Pewnie z c�rk� Ciepa�a, starego �obuza. Przezwisko dosta� dawno temu, od maczugi, kt�r� nader sprawnie wywija� sporach s�siedzkich. A teraz ju� nikt nawet nie pami�ta�, jak naprawd� ma na imi�. No mo�e jego baba... a mo�e i ona nie. Pole ma tu� obok ojcowego, dziewucha dobra do roboty... I do niczego wi�cej. Jak i ma�y. Prawd� m�wi�c, ju� dawno temu swatali Micha�a z Ciepa�ow� c�rk�, ale powolutku, bo jeszcze lat nie mia�a. A Micha� nie by� z tych, co na miejscu usiedz�. Naj�� si� do wojska z ojcowym �elazem, �wiata naogl�da�, dziewek te�... i to takich, �e jakby Ciepa� po nich na swoj� c�r� spojrza�, to by jej chleba da� z �a�o�ci jak psu. A teraz do domu... do domu... A� go nios�o, �eby �o�d rodzicom da� i to, co si� opr�cz �o�du trafi�o. Dobre jest takie �ycie. Na wiosn� znowu si� zaci�gnie, tam gdzie Leo m�wi�. Bitw� da si� prze�y�, zreszt� bitwy rzadko si� zdarzaj�. Zn�w troszk� dziewek obejrzy, czy im co nowego pod sp�dnicami nie uros�o... Zatrzyma� si� jak wryty. Wzgl�dem dziewek, to w�a�nie zobaczy� tak� jedn�, ca�kiem foremn�, przy g�azie. U�miecha�a si�... i troszk� zadar�a bardzo znoszon� sukienk�... W taki zi�b jej si� zachcia�o? Co ona tu robi p�go�a? Szuka... ch�opa? Micha� podszed� bli�ej. Jeszcze bli�ej. Co� tu nie tak. Chyba by�a tu obca... No i jeszcze nigdy nie widzia�, �eby kt�ra� tak obcemu i bez s�owa da�a... Nagle pod�apa� jej spojrzenie za swoje plecy. Zanim jeszcze pomy�la�, uderzy� w ty� drzewcem, odwr�ci� si� i z obrotu poprawi� �elazem. Spojrza� w wyba�uszone oczy cz�owieka, kt�ry w�a�nie zdycha� mu na sztychu halabardy. Wyrwa� bro� z rany i poczu� przeszywaj�cy b�l w plecach. To ta dziewka z wrzaskiem uderzy�a go no�em. Trzepn�� j� pancern� r�kawic�, odrzuci� w ty�. Poderwa�a si� i zacz�a ucieka�. Micha� upad� na kolano, mign�y mu jej go�e nogi, �wiat zawirowa� w oczach. Ostatnie, co us�ysza�, to by� w�ciek�y ryk: � Co jest, kurrr... Leo wy�oni� si� zza g�azu o chwil� za p�no. Skoczy�, ale nie mia� �adnych szans, by z�apa� uciekaj�c�. Jej pomagier nie �y�, halabarda wywlok�a z niego chyba wszystko, co tam mia� w �rodku. A Micha�... te� ju� nie �y�. S�oneczne �wiat�o nagle si� zmieni�o, dmuchn�� przenikliwy wiatr. A z szarych k��biastych chmur sypn�o �niegiem � na wiosk� w dolinie o kilka strza��w z �uku, na obcego trupa, na Lea z kusz� bez sensu zawini�t� w pokrowiec i na martwego Micha�a, kt�ry wyszed� ca�o z parszywej bitwy i cholernego obl�enia, ale nie doszed� do domu. * * * Bieg�a przera�ona, jak zaj�c, nie my�l�c, �e zostawi�a Guya, �e gubi szmaty, kt�rymi usi�owa�a bez skutku zast�pi� dawno zgubione buty, nie czu�a wiatru ani �niegu, kt�ry obficie uderza� j� w plecy. Gdyby jakakolwiek my�l mia�a czas zatrzyma� si� jej w g�owie, by�aby to my�l o �miertelnym ciosie, kt�ry ju�-ju� j� dosi�gnie... Ale nie cios j� dogoni�, a przedwczesny zmierzch. I zamie�, kt�rej wszyscy oczekiwali dopiero za par� dni. Brn�a przera�ona przez chaszcze i zadymk�, wiatr nabiera� si�y. Nie czu�a nic opr�cz panicznego strachu. Zima po�pieszy�a si� tego roku. To ju� nie by� wiatr, a szalony wicher, szarpi�cy ubraniem i przenikaj�cy do ko�ci. Oblepia� j� lodowaty �nieg, mimo to ani przez chwil� nie pomy�la�a, �e zamarznie gdzie� w polu. Za bardzo si� ba�a. Gdzie� blisko zaszczeka� pot�ny pies. Zobaczy�a niewyra�ny w �nie�ycy zarys domu, a raczej obronnej siedziby wymurowanej w kwadrat. Nie my�l�c w�a�ciwie, co robi, wdrapa�a si� po nier�wnej �cianie, wpad�a w jak�� dziur� pod dachem. Dom mia� wi�cej dziur, ale pod grub� strzech� by�o ciep�o. Pad�a na siano jak og�uszona. Z wolna dociera�o do niej, �e jest ca�kiem mokra. Nagle przerazi�a j� my�l, �e odmrozi�a nogi. Dygocz�c, zwlok�a z siebie mokre szmaty i rzuci�a pod majacz�cy w mroku komin. To przez ten komin by�o tu ciep�o. Sama strzecha tak nie grzeje, Sk�d tu komin? Co to za dom? Potem zakopa�a si� w sianie i zasn�a, zanim dopad� j� strach i wiernie towarzysz�cy g��d. * * * � Arturze, co by�o, to by�o... Nie b�d�cie tacy. M�czyzna, do kt�rego skierowane by�y te s�owa, trzyma� mocno ogromnego psa za kolczast� obro��. Wspiera� si� na solidnym oszczepie my�liwskim i nie wygl�da� na kogo�, kto zamierza ust�pi� w jakiejkolwiek sprawie. Stary �ylasty ch�op o imieniu Burchard zacz�� znowu, pozostali czekali z ty�u w �wie�ym �niegu po kolana. Nie pali�o im si� do gadania. � Micha�a �e�cie znali. Pom�cie. Ten nazwany Arturem znacz�co ruszy� obro�� psa. � Wy mi przesz�o�ci nie przypominajcie, Burchard, bo puszcz� Burka. I trzymajcie si� z daleka od mojej ziemi, lepiej niech was nie ogl�dam. Poszli st�d, ale szybko. Nikt nie zareagowa� na obel�ywy ton. Gospodarze zawr�cili i poszli sobie. Zosta� tylko obcy ogorza�y w�sacz zawini�ty w gruby p�aszcz, kt�ry mia� kusz�. I he�m. I miecz. �o�nierz o imieniu Leo. W�ciek�y Leo. Patrzyli na siebie przez chwil�. Mierzyli si� wzrokiem, wreszcie kusznik si� odezwa�. � Nie wiem, co oni wam winni, ale nie obchodzi mnie to, ja nie st�d. Psem mnie nie straszcie, bo si� nie boj�. Tyle wam tylko powiem: jak spotkacie obc� dziewk�, tak� obdart�, to j� ubijcie, suk�. Albo nakarmcie ni� psa, jak tam chcecie. Ona cz�owieka pod domem zar�n�a, ostatniego syna starych ludzi. Nie musicie z nami jej szuka�, nie musicie pomaga�. Byle�cie ubili to bandyckie nasienie, jak si� trafi. Odwr�ci� si� i poszed� w �lad za reszt�. * * * Obudzi�y j� jakie� g�osy blisko i jaskrawe �wiat�o wpadaj�ce nie wiadomo kt�r�dy. �nieg. Tak �wieci�o w ojcowej stodole, kiedy spad� pierwszy �nieg. Ostro�nie przyci�gn�a do siebie ubranie. Wysch�o. Wci�gn�a je na siebie i zn�w zapad�a w sen. By�a wyczerpana. �nili jej si� �o�nierze, kt�rzy zrabowali byd�o i zbo�e we wsi, a potem ci inni, kt�rzy ich gonili i zabili so�tysa. I ogie�, kt�ry poch�on�� dom. Ojciec, le��cy na progu, tam gdzie zatrzyma� go be�t z kuszy. Czyj� krzyk. I ohydna twarz �o�nierza ze �mierdz�cym oddechem, kt�ry ci�gn�� j� za sob�. Tylko g��d nie musia�, si� �ni�, by� prawdziwy. I zapach w�dzonki. Ockn�a si� i zobaczy�a w drugim ko�cu stryszku kilka ciemnych kszta�t�w na sznurach. By�y to... najpi�kniejsze szynki, jakie kiedykolwiek widzia�a. Zakopa�a si� z jedn� g��boko w sianie i postanowi�a doczeka� do nocy, a potem uciec dalej. Za dnia chyba by�oby to niebezpieczne. W og�le dopiero teraz dotar�o do niej, co zrobi�a, I zacz�a si� ba�. Najad�a si� �apczywie s�onawego mi�sa i zasn�a twardo, zanim na dobre wr�ci� ten paniczny strach. Spa�a jak kamie� kilkana�cie godzin. * * * Artur pomy�la�, �e powinien si� rozejrze�. Niekoniecznie w poszukiwaniu dziewki, co ubi�a Jakubowego syna. Swoj� �cie�k�, musia� to by� kawa� baby, bo Micha� zawsze by� du�y. Ot tak si� rozejrzy � na wszelki wypadek. Dziewki same nie �a�� po obcej Okolicy. Spu�ci� psy na podw�rzu, zabra� jednego Burka, kord, oszczep i poszed�. Dopiero wieczorem zadymka przygna�a go z powrotem. * * * Przeszukali okolic�, ale bez skutku. Nie bardzo by�o si� gdzie chowa�, ale te� �nieg r�wn� warstw� zakry� wszystkie �lady. Leo... Leo by� wkurzony. W�a�ciwie to nie mia� dobrego s�owa na to, co si� z nim dzia�o. Wczoraj w tej �nie�ycy ledwie dowl�k� martwego Micha�a do wsi. Do pierwszej chaty z brzegu. Zrobi� si� rejwach. Kobity zacz�y zawodzi�. Matka Micha�a, krzepka, zniszczona �yciem baba, wpad�a do izby, spojrza�a na syna i zacz�a wy� jak zwierz�. Gospodarze przekrzykiwali harmider, wreszcie Leo wyci�gn�� ich na dw�r. W zamie� i �nieg. Kto� wzi�� pochodnie, kto� bro�, ale nie wyszli za op�otki, bo zwyczajnie nic nie by�o wida� na wyci�gni�cie r�ki. Pochodnie wiatr zdmuchn��. Jakub, suchy i du�y ojciec Micha�a, wr�ci� zabra� syna do swojej cha�upy. Na Lea nikt nie zwraca� uwagi. Ugo�ci� go w ko�cu Burchard � miejscowy niby-so�tys, o ile mo�na m�wi� o so�tysie w gromadzie licz�cej co� z tuzin dym�w. Przegnali w ko�cu lamentuj�ce �ony i c�rki do chaty Jakuba, i siedli w ciasnej izbie. Kusznik si� przedstawi�, jak grzeczno�� nakazuje. Uradzili z gospodarzami, �e p�jd� szuka� morderczyni, kiedy tylko zawieja ucichnie. Rano poszli od g�azu tropi�. Leo, Burchard i kilku innych brn�li po kolana w �niegu, kt�rego jakby na z�o�� nasypa�o. Jakby to, co spadnie pierwszego dnia zimy, mia�o wystarczy� do wiosny. Chmury i narastaj�cy wiatr zapowiada�y nast�pn� �nie�yc�. Doszli a� do domu tego ca�ego Artura... a on, kurwi syn, zamiast wzi�� psy, co mu jak nied�wiedzie wyros�y, precz ich przegna�. Leo nie rozumia�, czemu. A jeszcze wi�cej nie m�g� si� nadziwi�, �e zamiast Arturowi da� w �eb i obej�cie przeszuka�, gospodarze grzecznie odeszli, jakby ich nic nie obchodzi�o. Nie tak by z Micha�em zrobili... Tyle �e Micha� le�y na desce grobowej i czeka na sw�j ca�un. To nie tak mia�o by�. Tak si�, kurwa, do domu nie wraca. Nie z takiego piek�a, jakie z Micha�em przeszli. Narobili alarmu a� w nast�pnej wsi. Tamci te� zaczn� szuka�, to pewne. Potem wr�cili, bp nadchodzi� zmrok i nast�pna zadymka. W �niegu �le si� idzie, a przede wszystkim fatalnie szuka. * * * � To, wiecie, taka g�upia sprawa... � Burchard poci�gn�� piwa, �eby da� rozm�wcy czas na popadniecie w niezdrow� ciekawo��. Siedzieli w izbie Burcharda. Baby posz�y pomaga� Jakubowej przed pogrzebem syna i jeszcze nie wr�ci�y, dzieciarnia spa�a za piecem. Teraz, p�nym wieczorem, przy stole zosta� tylko Leo i gospodarz. Gadali troch�. Dzie� by� m�cz�cy, ale nie chcia�o im si� jeszcze spa�. Jakub zamkn�� si� w swoim alkierzu i upi� do nieprzytomno�ci. Latem jego m�odszego syna drzewo przygniot�o, wdowa po nim zmar�a, rodz�c Jakubowi martwego wnuka. Na Micha�a liczy� jak na grzech�w odpuszczenie. No i si� doliczy�. Kusznik pomy�la�, �e oni wszyscy tutaj jako� dziwnie si� razem trzymaj� � Jakub nie m�g�, to si� Burchard o jego go�cia troszczy, go�cin� i piwem cz�stuje. Rzadkie to. Burchard lubi� pogada�. Nie pytlowa� jak stara, m�wi� jako� tak z namys�em i powoli, ale ju� opowiedzia� sporo. A teraz zacz�� wyja�nia�, czemu ten Artur okaza� si� takim �cierwem. � Artur jest st�d, ale jego rodzina zawsze siedzia�a z boku. Po prawdzie zadzierali nosa, stary lubi� si� chwali�, �e on ze szlachty... � Dom ma spory, ale na zamek nie wygl�da... � Leo przytakn��. � E... Zamek... Jeszcze wtedy z�odzieje nie kradli, jak on szlachcicem by�. Jak my tu z dziada pradziada jeste�my, tak oni z dziada pradziada zb�jowali. To akurat by�o ca�kiem po szlachecku i rycersku, o czym Leo wiedzia� doskonale jako Stary �o�nierz. � Ale nie mo�na powiedzie�, zb�jowali porz�dnie. Tylko obcych ruszali i nie na tutejszym go�ci�cu. Pos�dzenia na nasz� gromad� nigdy nie by�o. A i jak si� co lepszego trafi�o � zawsze godnie podejmowali ca�� wie�. To jeszcze jego dziadek umia� si� zachowa�, pami�tam, chocia� dzieckiem by�em. Jak kiedy� obrobili kupc�w, ca�a wie� dwa dni brio�skie wino pi�a... I takie ma�e s�odkie to... no... jak im tam... jad�em... s�odsze ni� mi�d... Nie wiecie, Leo, jak si� nazywaj� takie ma�e, s�odkie? � Burchard rozmarzy� si� na wspomnienie dawnych wy�erek. Leo w zasadzie nigdzie si� nie �pieszy�, my�la� nawet o przezimowaniu tutaj. Gospodarze okazali si� go�cinni. Tym niemniej ciekawi�o go to, co widzia� po po�udniu, a nie, kiedy czym si� najad� stary Burchard. � Ale mieli�cie m�wi� o Arturze... � No przecie ja tylko o nim ca�y czas... � Burchard mia� na czole wypisan� pogard� dla niecierpliwo�ci m�okos�w, nawet tych tylko co po czterdziestce. � Tyle tego, �e ojciec Artura gdziesik na wojn� poszed� i mu si� we �bie do reszty przewr�ci�o. Zacz�� opowiada�, �e on szlachcic i rycerz. Dom rozbudowa�... Sta� go by�o bo z zabijania mia� kup� grosza. Ale, psi syn, naszych ludzi do budowy nie wo�a�, ze �wiata sobie majstr�w przywi�z�, �e to niby lepsi i z kamienia stawiaj�. Granic� oznaczy� i gada�, �e to jego, a nam wara. W polu nie robi�, pacho�k�w mia� od tego i tylko z kijem sta� nad nimi. Syna na takiego samego g�upka chowa�. No to i si� doigra�. Po�arli si�, jak to stary z m�odym i g�upim. Artur z domu na wojn� poszed�. Wr�ci� za par� lat... z pacho�kami, konno, z wozem i z bab�. Tak� ma��. Czort wie, sk�d j� przywi�z�. Te� nie by�a z naszych. � Burchard wyra�nie nie lubi� obcych, Leo chwilami si� zastanawia�, czym sobie zaskarbi� u starego �yczliwo�� � Na imi� mia�a... * * * � Est Muirregon�na, ut Don in e nom suis gehr... S�owa modlitwy w obcym-nie-obcym j�zyku �wi�tyni znowu dzwoni�y mu w uszach. Jak zawsze, kiedy wypi�. Nie pi� cz�sto, ale je�li nie mia� roboty, to w samotne wieczory czasem napada� go z�y nastr�j. Muirre gon�na, Muirre, kt�ra odesz�a. Dla m�odej dziewczyny imi� stare � i przynosz�ce pecha, od przekl�tnicy poga�skiej, za s�abej, �eby zosta� na �wiecie i za s�abej, �eby broni� tych, kt�rzy oddali si� pod jej opiek�. Artur poci�gn�� solidnie prosto z dzbana. Burek warcza�. Trzeba b�dzie zobaczy�, na co. Mo�e zw�szy� jakiego� zb��kanego w�drowca. A mo�e proroctwo... Niemal si� roze�mia�. Niemal, bo do dzi� nie wiedzia�, czy nie powinien p�aka� nad swoj� g�upot�. Ledwie mnich sko�czy� modlitw�, Artur poszed� wykopa� spod progu ma�y, ale ciesz�cy oko kocio�ek z denarkami, kt�ry ojciec ukry� na trudne �yciowe chwile. Zabra� troch� rzeczy, siad� na konia i pogna� szuka�... Wiatru w polu szuka�, ot co. A dok�adniej czarownicy. Ale nie takiej wiejskiej baby, co pryszcze wywabia i kozom mleko odbiera. Poszed� po wielk� magi�. Wreszcie znalaz�. Wyja�ni�a mu prawdziwa czarownica, �e poza krain� �ywych droga jest tylko przez �mier�. I �e ta droga prowadzi w jedn� stron� � poprzez zapomnienie i nico��. Jak umrze, to nie odnajdzie swojej Muirre, bo zapomni o wszystkim. Szuka� mo�e tylko w�r�d �ywych. Kr�ci�o mu si� w g�owie od jej gadania wcale nie gorzej, ni� teraz od kolejnego garnca piwa. Da� jej ca�e pieni�dze, jakie dowi�z�. Za to, �eby Muirre wr�ci�a, cho�by na chwil�. Odprawi�a swoje obrz�dy. �mierdzia�o, dymi�o, wirowa�o we �bie. Powiedzia�a, �e Muirre przyjdzie nieoczekiwana. Da�a malutki kawa�ek drewna � taki niby-amulet. Nie chcia�a pieni�dzy, ale i tak jej je zostawi�. Nie chcia�a te� podzi�kowa� i w�a�ciwie go przegna�a. Ale Artur uwierzy� jej i czeka�. Jak g�upi. * * * � A wiecie, �e jak popatrzy�em na jego mord�, to wiedzia�em, �e o bab� idzie. � Leo g�adzi� palcami przyjemnie ciep�� powierzchni� glinianego kufla. A� tu by�o s�ycha�, jak wiatr gwi�d�e na polu. � To co z ni�? Z kim� ze wsi odesz�a? � Eeee... nie. � Burchard nagle zrobi� si� milcz�cy. � Przecie �e�cie mu jej nie ubili... � Leo poci�gn�� z kufla i urwa� w p� �yka. Spojrza� na twarz rozm�wcy, dziwnie zarumienion�. � Nie ubili�cie jej?... Prawda? Stary mia� bardzo niewyra�n� min�. * * * �ykn�� piwa. Zda�oby si� co� zje��. Muirre gon�na... Muirre gon�na...To prawie jak piosenka. Bardzo weso�a piosenka... Si�gn�� do miski, ale znalaz� tylko ko��. Na psa urok, znaczy, po�ytek... Burek si� ucieszy. Artur znowu poci�gn�� z dzbana. Przypomnia� sobie, jak zostawi� dwa psy w domu i poszed� polowa� z trzecim. Wr�ci� za dwa dni i znalaz� na dziedzi�cu nadgryzionego cz�owieka. Po resztkach trudno by�o si� dowiedzie�, co za jeden. Chyba obcy, bo tutejsi bali si� mu na oczy pokaza�, a poza tym, nikt go nie szuka�. A jego psy znali i bali si� ich jeszcze bardziej. Troch� ju� wirowa�o mu w g�owie, omal nie spad� z �awy, kiedy przypomnia� sobie, �e Burek ci�gle tam warczy. Zabawne. Pies warczy, a ogie� grzeje. Trzeba uwa�a�, �eby z tego kominka, co go ojciec wedle hrabiowskiego wymy�li�, iskry na dom nie posz�y. Jakby si� to spali�o... ale by by�o �miechu... Strasznie chcia�o mu si� co� zje��, potrzebowa� wytrze�wie�. Nie upi� si� do nieprzytomno�ci i w�a�nie osi�gn�� ten moment, kiedy zawroty g�owy przestaj� by� przyjemne, a �wiat nabiera barw dziwnie sm�tnych. Cisn�� w ogie� amulet � ma�y kawa�ek drewna. Do diab�a z czarami. Nic nie daj� i w�a�ciwie nie warto czeka�, a� si� wype�ni� wr�by jakiej� baby. Babia rzecz proroctwa g�osi� i w nie wierzy�. A jego rzecz... Jego rzeczy ju� nie ma. Nie ma nic do roboty na �wiecie. A mi�so jak na z�o�� na g�rze, a chleba nie upiek�. Zapomnia�. Trzeba wej�� po drabinie po pijaku. St�kn�� i wsta�. Nikt, niestety, nie przyniesie... Diabli sobie z niego zakpili. W tej okolicy ch�opy rosn� jak d�by, a baby jak dzwony. No to on dla odmiany zakocha� si� w drobince. Muirre... ju� nie ma Muirre i nie b�dzie. Piwo jest. I szynki na strychu niedawno w�dzone, po pierwszych przymrozkach. Poszed� ostro�nie na g�r�. Na o�lep si�gn�� po mi�so, ale trafi� na pusty hak. � Cie, zaraza... Hep... Nie ma? � Zdziwi� si� ma�o sensownie. Nie by�o. W og�le w tym domu nie ma nic na miejscu... odk�d nie ma Muirre. Na jej miejscu. I sam Artur czu�, �e jest tu nie na swoim miejscu. Dawno poszed�by w pierony, ale nie by�o dok�d. Si�gn�� po dalszy kawa� w�dzonki, nie z�apa�, w ko�cu wzi�� kie�bas�, kt�ra sama wpad�a w r�ce. A potem zbarania� tak, �e a� upu�ci� kie�bas�. Bo na sianie le�a�a Muirre. � Jestem pijany i �pi�... Znowu �pi�... � czkn��. � No dobrze � wymamrota�. � Chod�, male�ka, co masz na strychu le�e�. Muirre, wstawaj! Z�a� na d�. Muirre... Obudzi�a si� i a� rzuci�a w ty�. Ot, nastraszy� bidul�. Zawsze by�a taka strachliwa. Wtedy, kiedy j� zabili, te� si� ba�a... Odp�dzi� zaraz t� my�l � nie chcia� ani trze�wie�, ani si� budzi�. Usiad� na deskach, skrzypn�y pod wielkim ci�kim ch�opem. � Jeste� w domu, malutka. Nie b�j si�. Z�a� do izby. Wyci�gn�� r�k�. Nie uciek�a bardziej do ty�u, bo ju� nie mia�a gdzie. Dotkn�� jej twarzy i potarganych w�os�w. By�a prawdziwa, bo inaczej, co by to by� za sen. � No, Muirre, z�a� na d�, przecie� ci� gwa�tem nie b�d� wl�k� � zaraz po�a�owa� tych s��w, bo przypomnia� sobie, jak wlekli j� przez wie�, zanim ubili mi�dzy domami. � Chcesz tu zosta�? To ja te� zostan�. Czeka�em na ciebie... Tyle czasu na ciebie czeka�em... Nie p�jd� sam na d�. Muirre gon�na... Muirre trett�na... Muirre gon�na... � Mrucza� po cichutku. Muirre odesz�a, Muirre przysz�a... we �nie... Wszystko si� mo�e zdarzy� w pijackim �nie... Wiatr wy� w kominie jak pot�piona dusza na �alniku. � My�my jej nie ruszyli. Ale wiecie, Leo, jak to jest... Poszed� stary na zb�j i kto� go rozpozna�. Akurat to wtedy by�o, jak ju� Micha� z domu we �wiat poszed�. Przysz�a kupa nad ranem, zacz�li ich tam reza�. � Burchard urwa� kawa� chleba, obyczajnie poda� kusznikowi. � Pacho�k�w wyr�n�li, starego powiesili we wrotach i wzi�li si� za baby. Ta Muirre ucieka�a... Do wsi, do wr�t t�uk�a... � Gospodarz czego� si� w�ciek�. � Jakby by�a z naszych, a stary si� po ludzku zachowywa�, przecie by my poszli z obron�, nawet jak kto� racj� do nich mia�. Ale jeszcze dwa dni wcze�niej �wi�to Wiank�w by�o i si� z nami spo�em nie bawili, �e to niby szlachta z ch�opami nie b�dzie. No to jak my dla nich niedobrzy do zabawy, to i do pomocy pewnie te�. Nie �pieszyli my sprawdza�, czy od chamstwa ratunek przyjm�. Leo milcza�. Nie zna� i nie rozumia� ch�op�w, wychowa� si�... hmm... wyszlifowa� swoim ty�kiem b�otniste ulice Mannsbergu. �o�nierzy nikt chamami nie nazywa�, a w mie�cie nie takie wyzwiska uchodzi�y p�azem. Dziwne. Tyle lat na �wiecie �yje, a ch�opi to dla niego jakby obcy gatunek. � Nikt wr�t nie otworzy�, a tamci do nas nic nie mieli. No i tyle tego. Nie ma co m�wi�. � A ten... Artur, gdzie by� wtedy? � Zanim Leo zapyta�, wysiorba� piwo do ko�ca. � On jak raz z polowania wraca�. Wrzasku narobi�, na g�rce nad wsi� bi� si� z nimi. Za nogi go powiesili na gruszce Ma�kowej nad wsi�. Szkoda �e nie za �eb, parszywe nasienie. A potem poszli za t� jego... � Znaczy, widzia�, jak mu bab� sprawiaj�? Teraz Burchard g�o�no siorbn�� piwem. � O kurwa... � Leo nawet nie zauwa�y� zgorszonego spojrzenia gospodarza. Ch�opi nie kl�li. �o�nierze, owszem tak. A pow�d by�. * * * Dygota�a, kiedy dotkn�� jej twarzy, dygota�a, kiedy si� odezwa�. G�os mia� gruby, basowy, a r�ce szorstkie, z po�amanymi paznokciami, twarde i... ciep�e. Siad� tu� obok, nie wiedzia�a, co robi�. Nie mia�a �adnej broni, zreszt�... nie zachowywa� si� gwa�townie. A jakby chcia� to... mia�a z�e do�wiadczenia z opieraniem si� m�czyznom. Lepiej by�o ulec ni� zosta� obit�. Zwalisty, nieogolony drab. Bez s�owa przygarn�� j� do siebie i tak trzyma�, nawet nie zauwa�y�, �e si� wyrywa. Pot�nie �mierdzia� piwem. Ale tylko piwem i niczym wi�cej, mo�na by�o to prze�y�. Po prostu przygarn�� j� jak lalk� i tak trwa�. * * * Leo nie dola� sobie piwa. �al mu si� zrobi�o tego ca�ego Artura. I jego �ony te�. Sam �onaty nie by�... a raczej kiedy� bywa�... po wielekro� i na kr�tko... Po prawdzie tyle razy, �e trudno by�o to nazwa� ma��e�stwami. Chyba nie mia� do tego talentu. A mo�e ob�z wojenny nie pomaga w zak�adaniu rodziny. Nieraz widzia�, jak pyskate babska robi� swoim �lubnym piek�o. Po gruntownym przemy�leniu sprawy, troch� im zazdro�ci�, bo skoro �aden z tego powodu nie zostawia� rodziny, to co� w tym musia�o by�. A ten Artur... Nic dziwnego, �e go krew zalewa�a na widok ch�op�w. I �e schodzili mu z drogi. Jakby tak ich zacz�� siec mieczem, to, wedle Leowego rozumu, by�by w prawie. A co tam my�le� na darmo. Szkoda baby, szkoda ch�opa. I Micha�a szkoda. Ka�dego szkoda, co g�upi� i z��, niepotrzebn� �mierci� zmar�. �ycia nie starczy, �eby ich wszystkich op�aka�. Przy najbli�szej okazji da na modlitw� za nich jakiemu� mnichowi. A teraz czas by ju� spa�. * * * Nie wiedzia�a, kiedy zasn��. Musia�a szybko i ostro�nie ucieka�. Wszystko by�o nie tak... Spodziewa�aby si� wszystkiego, a najpr�dzej... Lepiej nie my�le� o tym, czego si� spodziewa�a. Ale takie powitanie przez kogo�, komu si� wkrad�a do domu i okrad�a... Tu co� jest nie tak z g�ow�. Wy�lizgn�a si� cichutko, bezszelestnie zesz�a na d�. Przemkn�a jak cie� obok kominka w stron� drzwi. � Nie otwieraj, tam jest z�y pies. Siedzia� na drabinie. � Nie mo�esz tak odej��. Zamarzniesz. Poczekaj. Chyba nie pr�bowa�by jej przeszkodzi�, ale to, co j� naprawd� powstrzyma�o, to g�uche warczenie wyra�nie s�yszalne przez pot�ne drzwi. Bo�e, to chyba jaki� potw�r, a nie pies. M�czyzna zeszed� z drabiny i stan�� na �rodku �wietlicy. � Na dworze jest �nieg. Boso i w tych szmatach nigdzie nie dojdziesz. Zawstydzi�a si�. Pierwszy raz od dawna. Odk�d palili jej wie� i odk�d... nikt nie patrzy�, jak jest ubrana. No, mo�e Guy, chocia� nie dlatego, �eby si� o ni� troszczy�. Ale Guya ju� nie by�o i dobrze mu tak. To nie by� dobry cz�owiek. A sukienka... Jak kto� w jednej podartej sukience chodzi od wiosny, �pi po krzakach, na ziemi i w b�ocie, jak j� deszcz moczy i popi� z ogniska oblepia, to jaka ma by�? Cud, �e sama z niej nie spad�a. � Chod� tu. � Pos�ucha�a. Co mia�a robi� � i tak za drzwi nie wyjdzie. Pies warcza� ca�y czas. A raczej bulgota� jak wielki kocio� kaszy. Wola�a si� nie zbli�a� do drzwi. Wr�ci�a na �rodek izby. � Siadaj. � Podsun�� jej zydel. Siad�a. Nie wiedzia�a, co innego zrobi�. Przez ca�e �ycie ka�dy spotkany pokazywa� jej, �e babska rzecz s�ucha�. To s�ucha�a machinalnie i na wszelki wypadek, najwy�ej potem robi�a po swojemu. Ba�a si� wyra�nie opiera� i ba�a si� tego warczenia za drzwiami. Obr�ci�a g�ow�, zobaczy�a, �e m�czyzna grzebie w jakim� na wp� rozbitym kufrze. Chcia�a wsta�, kiedy zobaczy�a w jego r�ce ko�ciany grzebie�. Przytrzyma� j� i zacz�� czesa�. � Auuu... � Sied�, przecie� ci� nie zjem. � Mocowa� si� z jej w�osami, po chwili da� spok�j. Znowu znikn�� w p�mrocznej g��bi wielkiej sali. Wr�ci� z drewnian� bali�. � Nic z tego nie b�dzie, po prostu trza ci� wyk�pa�. Nie powiedzia�a nic, widzia�a, �e zwariowa�. A troch� j� to zaintrygowa�o. Zwraca� si� do niej, jakby j� zna� i wyczekiwa�. I... p�ki co, nie zachowywa� gro�nie. Musia�a tylko si� pilnowa�, �eby czego� z�ego nie zrobi�. Czeka�a, kiedy nape�nia� bali� wod� z wielkiej kadzi obok kominka, i wla� do niej cebrzyk ukropu z kocio�ka wisz�cego nad paleniskiem. Zawstydzi�a si� nagle, kiedy kaza� si� jej rozebra� i wyk�pa�. Zamiast si� odwr�ci�, usiad� pod �cian� na zydelku i patrzy�. Uporczywie i bez s�owa. Nagle j� rozz�o�ci� tym patrzeniem, wi�c zsun�a sukienk�, zrzuci�a wytargan� i brudn� koszul� i wlaz�a do wody. Patrzy� ca�y czas jak zakl�ty. Po raz pierwszy od niepami�tnych czas�w mia�a gor�c� wod� do k�pieli i w pewnym momencie zapomnia�a o nim. Siedzenie w ciep�ej wodzie by�o mi�e. Rozleniwia�o. Odpycha�o strach � te paskudne kleszcze, kt�re �ciska�y j� za wn�trzno�ci od tak dawna, �e a� si� zdziwi�a, �e to mo�e ust�pi�. Co� jej si� sta�o. Najpierw zwyczajnie zacz�a si� my�, trze� szorstkim prze�cierad�em, kt�rym wy�o�y� jej bali�. Nagle wyda�o jej si�, �e mo�e zmy� z siebie ca�y stary brud. Miesi�ce poniewierki... tych �o�nierzy... kompani� Guya... b�oto... g��d... Tar�a zawzi�cie chude ramiona. �ciera�a Guya, kt�ry zaraz jak j� w spalonej wsi znalaz�, to zgwa�ci�, a chocia� kamratom zapowiedzia�, �eby nie tykali jego w�asno�ci, to jednak j� wypo�ycza� za byle grosz, a jak si� trafi�a okazja, to i nie tylko im. Ka�demu. Ka�dego chcia�a zetrze�. Tak�e i tych �o�nierzy, kt�rzy zdybali ca�� kompani� akurat wtedy, kiedy j� Guy poci�gn�� w krzaki. I krew Kozyra, kt�rego �ci�� rycerz tak akuratnie, �e a� j� w zaro�lach ochlapa�o. Guy le�a� na niej bez portek i d�awi� jej krzyk, kiedy r�n�li jego ludzi, i kiedy zabierali niedobitk�w w sznurach na s�d. Sk�ra j� piek�a od tego tarcia, nie zauwa�y�a, �e woda stygnie ani �e gospodarz domu patrzy. W pewnej chwili wsta�, dola� gor�cej wody i usiad� znowu. Nie widzia�a tego. W�a�nie zmywa�a sw�j strach z tej chwili, gdy Guy wymy�li�, �e zaczaj� si� pod g�azem na jakiego� ch�opa. I b�l, kiedy j� pobi�, dlatego �e si� ba�a. Guy ju� jej nieraz pokaza�, �e przed niczym si� nie cofnie i nikt si� przed nim nie obroni. Chcia�aby zmy� z siebie wszelkie wspomnienie tego zbira. I szale�cz� rozpacz, kiedy zobaczy�a, �e Guy napada tego wielkiego �o�nierza, a ten zabija go tak od niechcenia i �atwo. I panik�, kiedy w jednym przeb�ysku u�wiadomi�a sobie, �e ten straszny cz�owiek r�wnie �atwo z ni� sko�czy. Nie �a�owa�a Guya. Je�li czego� �a�owa�a, to tego, �e nie przer�n�a mu gard�a we �nie. Ale ba�a si� � spa� czujnie. Albo �e nie poprosi�a tych �o�nierzy o pomoc, cho�by z ni� robili, co chcieli. Ale ani Guy, ani ona nie widzieli, �e �o�nierzy jest dw�ch. Co dw�ch �o�nierzy, to nie ca�a banda parchatych bydlak�w, zawszonych z�odziei. A teraz nikt by jej nie �ciga�. Nagle dotar�o do niej, �e jest teraz morderczyni�, kt�rej szuka pewnie ca�a okolica � i wtedy opar�a twarz o kolana, obj�a je r�kami i zacz�a p�aka�. Cicho, a potem coraz g�o�niej. Nie widzia�a, gdy ten cz�owiek stan�� mi�dzy ni� a �wiat�em z kominka z wielkim bia�awym r�cznikiem. Po prostu owin�� j� w p��tno. Troch� szorstkie, tr�ci�o d�ugim le�eniem w kufrze. Potem podni�s� jak pi�rko. Zanim zdo�a�a si� wystraszy�, przeni�s� j� na rozpadaj�ce si� ��ko w k�cie izby. Zaczyna si�, pomy�la�a. Ale si� nie zacz�o. Poda� jej grzebie�. Zawstydzi�a si� nagle. Po raz drugi odk�d tamten �o�dak j�... przypomnia�a sobie, �e mo�na si� normalnie zawstydzi� czesania przy m�czy�nie i tego, �e siedzi w�a�ciwie go�a. Obraca�a w r�kach grzebie� i usi�owa�a zrozumie�, co si� dzieje. A on znowu siad� na sto�ku i patrzy�. Teraz troch� inaczej. Nagle wsta� i znikn�� w ciemnej cz�ci izby. Czym� tam szura�. No to skorzysta�a z okazji i uczesa�a mokre w�osy po raz pierwszy od wiosny. I otuli�a tym r�cznikiem, bo nagle poczu�a si� s�aba i zmarzni�ta. Zapad�a w dziwaczne odr�twienie, kt�re na pewno nie by�o b�ogostanem. Po chwili u�wiadomi�a sobie, �e on siedzi obok i trzyma r�k� przy jej twarzy. Kiedy si� poruszy�a, wsta� i zn�w znikn�� w p�mroku. Zawin�a si� jeszcze cia�niej i poci�gn�a w swoj� stron� gruby sztywny koc, kt�ry najwyra�niej s�u�y� tu za po�ciel. Min�o troch� czasu zanim si� obudzi�a. Wtedy on znowu zabra� r�k� z jej w�os�w i odszed� w g��b izby. Chyba co jaki� czas mamrota� to swoje Muirre gon�na... Muirre gon�na... Ciekawe, co to takiego, brzmi jak modlitwa. Rozejrza�a si� po pomieszczeniu. By�o obszerne, zniszczone i zaniedbane, prawie bez sprz�t�w. I nie da si� ukry�, brudne. St� majacz�cy obok kominka wygl�da�, jakby go por�bano i naprawiono do�� nieudolnie. Ci�ki zydel �wieci� jedn� now� nog� na miejscu starej. A niedaleko od ��ka by�a bro�. Miecz, ci�ki oszczep, kusza. Gruby pas z d�ugim pugina�em i solidnym ch�opskim kordem. Jakie� torby, jedna chyba z be�tami. Zapinane buty za kolana rzucone byle jak. I co�, czego nie umia�a rozpozna� w niepewnych b�yskach kominka. � W�� to na siebie. � Nie s�ysza�a jak podszed�. Pod�oga by�a tu z desek, inaczej ni� w ch�opskich chatach. Po�o�y� nar�cze rzeczy na ��ku i znowu usiad� na sto�ku. Spojrza�a. Da� jej ubrania, troch� wymi�te od le�enia w kufrze. Gruba, mi�kka koszula, sp�dnica do w�o�enia na ni�, niebieska suknia spodnia, gruba suknia wierzchnia. Sukienne po�czochy, mi�sisty i ciep�y kaptur z jaskrawym podszyciem. P�aszcz z futrem od spodu. P�aszcz jej si� bardzo spodoba�. Jak dla szlachcianki. Nigdy takiego nie mia�a. Nikt w jej wsi takiego nie mia�. W komplecie by� nawet pasek z sakiewk� i buty. Wszystko chyba nowe albo ma�o u�ywane. Zacz�a si� ubiera�. W razie czego�, lepiej ucieka� w ubraniach ni� w r�czniku, zw�aszcza przez �nieg. Rzeczy by�y dobrego gatunku, chyba do�� drogie. I idealnie na ni� pasowa�y. Niby szmaty zawsze pasuj�, ale w tych czu�a si�, jakby szyto je specjalnie dla niej. Ta d�ugo��, co trzeba i w og�le. Nawet w takim kolorze, w jakim kiedy� sukni� od ojca dosta�a na Zimowe �wi�to. Dziwne. Dziwny dom. Dziwny cz�owiek. Sk�d m�g� j� zna�? Bo chyba j� zna�. Wiatr wy� w kominie. * * * Leo spa� niespokojnie. To ten wiatr. Wydawa�o si�, �e zaraz porwie ma�� chat�. Gdzie� tam obok s�ycha� by�o chrapanie Burcharda i zipanie przez nos jego baby. Drobiazg w ko�ysce dzi�ki, Bogu nie chrapa�, a starsze dzieciaki spa�y na stryszku w sianie. Tym sposobem Leo wys�ucha� chrapi�cego duetu, a nie ch�ru. Dobre i to. Przypomnia� mu si� ch�r w Clarenne, kt�ry tamtejszy starosta ufundowa� przy miejskiej �wi�tyni. Leo raz tylko go s�ysza�, w og�le tylko raz w �yciu s�ysza� ch�r. Czu� si� wtedy jak w niebie. Nagle niemal parskn�� �miechem, bo stary zachrapa� dono�nie i kusznik wyobrazi� sobie ch�r chrapi�cych Burchard�w i pozipuj�cych przez nos bab. W p� �miechu zasn�� jak g�az. * * * Krz�ta� si� po ciemnej izbie, szuka� czego� jeszcze. Nagle znowu siad� na �awie. Patrzy� na ni�. Usiad�a na zydelku, tak �eby w razie potrzeby m�c skoczy� do drzwi. Ale chyba nie b�dzie potrzeby. Zauwa�y� t� ostro�no��. � Nie wychod� do ps�w, s� niebezpieczne. Kiedy� zabi�y cz�owieka. � Ja te�. Niedawno. � Chcia�a zobaczy�, jakie zrobi wra�enie, niech ju� si� stanie, co si� ma sta�. Wra�enia nie wywar�a �adnego. � Wiem. S�ysza�em. Muirre. � Ostatnie s�owo powiedzia� jakby do siebie, jakby po prostu chcia� us�ysze� jego brzmienie. � Nie obchodzi mnie to. � A co ci� obchodzi? Czego ty ode mnie chcesz? Nie odpowiedzia�. Znowu o czym� my�la�. Patrzy�, jakby j� do czego� por�wnywa�. � Czego ty ode mnie chcesz? Nie odpowiedzia� od razu. Przeszed� do kominka, dorzuci� kolejne grube polano do ognia. Powt�rzy�a pytanie. � Mo�e... �eby� wsta�a i przesz�a po izbie w tym ubraniu. Pos�ucha�a. Podesz�a do niego. � Tak dobrze? Znowu dotkn�� jej twarzy. Nikt tego nigdy nie robi�, zaczyna�o jej si� podoba�. Poczu�a, �e co� mu musi da�... za wszystko. Za to, �e by� pierwszym dobrym cz�owiekiem, jakiego spotka�a. Ale nie mia�a nic poza sob�. Da�a mu siebie. Po raz pierwszy w �yciu da�a, zamiast zosta� wzi�ta si��. Kominek pali� si� coraz mniejszym p�omieniem. * * * � Sporo wypi�em. Ja... czasem mam sny. Od wypadku. �ni mi si�, �e wstaj�, wychodz� i tak dalej. �e wszystko jest w porz�dku. A kiedy ju� jestem pewien, �e to prawda, to si� budz�. Nie wiem, czy teraz si� obudz�, czy nie. � Nie �pisz. � Gdyby� wiedzia�a, ile razy s�ysza�em we �nie takie zapewnienia... �pi� czy nie, zachowam si� tak, jakbym si� mia� nie obudzi�. Pog�aska� j� po ramieniu, podci�gn�� zwini�ty kubrak pod g�owy. Przykry� j� futrzanym p�aszczem. Kominek grza�, ale przez to w plecy by�o zimno. � Doczekamy do nocy, p�jdziemy, �eby nas nikt nie spotka�. Mam konia, przez noc dojedziemy do�� daleko, potem ju� jako� p�jdzie. � Co ty m�wisz? � Nie mo�esz tu zosta�, a ja te� ju� nie chc�. To z�e miejsce. Odjedziemy razem. Mam konia. Ju� sobie wszystko przemy�la�. Nauczy� si� rozwagi. Nie to, co dawniej. Polecia� z wrzaskiem i oszczepem ratowa�, zobaczyli go na wzg�rzu i tam w kilku konno dopadli. Ju� wtedy zrozumia�, �e gdyby uderzy� po cichu, mo�e by si� co� uda�o. A jak go wieszali, zobaczyli, �e Muirre chy�kiem przemkn�a do wsi. I tylko przez niego, przez to, �e si� na g�rce z nimi star�. Bo ze wsi nie wida� domu ojca, a z domu nie wida� wsi. G�rka i drzewa zas�aniaj�. Te drzewa, na kt�rych chcieli go na przestrog� zawiesi�. A z drzew by�o wida� ca�� wie�. Calutk�. I wszystko, co si� w niej dzieje. Zapami�ta� ten widok chyba na ca�e �ycie. Nauczy� si� rozwagi. Szkoda �e nauka to taka droga rzecz. �ycia ludzkiego nie starczy na powtarzanie lekcji. Zanuci�. � Muirre gon�na... Muirre trett�na... Muirre gon�na... � Co m�wisz? To modlitwa? � Je�li co� jeszcze j� mog�o w tym domu zdziwi�, to to, �e nie zada� jej �adnych pyta�, jakby zna� ju� wszystkie odpowiedzi. � Musimy przeczeka� dzie�, bo si� kto� mo�e napatoczy�. A potem w drog�. Razem � u�miechn�� si�. � Muirre gon�na... Na dworze �wita�o. Gdzie� z daleka dobieg�o ledwie s�yszalne szczekanie psa. Odpowiedzia�y Burki, og�aszaj�c p�n� zimow� pobudk�. Ale oboje jeszcze si� nigdzie nie spieszyli. * * * Mimo wiatru ca�a wie� wysz�a po�egna� Micha�a. Ale nawet z dzieciakami nie by�a to du�a wie�. Par� chat w kupie, kilka troch� dalej. Przenie�li go w ca�unie i na marach, z pochodniami, z p�aczem wszystkich kobiet i zawzi�tym milczeniem m�czyzn. Wszystko by�o tak, jak by� powinno, jakby g�upi� �mier� m�g� wynagrodzi� przyzwoity pogrzeb. Jakub ni�s� Znak Pa�ski wzi�ty z kapliczki. S�siadki podtrzymywa�y Jakubow�. Nie by�a to poza � po dwudniowym p�aczu, po szoku ledwie sta�a na nogach. Chwilami Leo my�la�, �e i j� zaraz pochowaj�. Potem Ciepa� kopa� gr�b na ma�ym �alniku pod lasem, a wszyscy obecni stawali przed Jakubem i Znakiem, wyg�aszaj�c rytualne pochwa�y dla jego syna. Leo nagle pomy�la�, �e chcia�by, aby te wyg�aszane na jego pogrzebie brzmia�y r�wnie szczerze. * * * Jako� tak potem zebrali si� w Jakubowej izbie, rozgrza� si� i pogada�. Ot, stypa. Siedli bez rozstawiania, ale wedle szacunku. Leo jako przyjaciel zmar�ego, honorowo mi�dzy Jakubem a Burchardem. Nikt nic nie m�wi�, poci�gali piwo w milczeniu. By�o �le. Leo czu�, �e co� trzeba powiedzie�, ale nikt z nich si� pierwszy nie odezwie. A wypada nieboszczyka pochwali� ostatni raz, bo po co innego by�aby stypa? � Wy�cie byli na wojnie kiedy�? � A po co? � Burchard m�g� Jakuba spyta�, kt�ry s�u�y� dawno temu, ale Jakub nie mia� teraz ochoty do gadania. Siedzia� za sto�em jak burzowa chmura. � A tak sobie pytam. W obl�eniu Micha� ze mn� razem na wie�y sta�. Takiej na ko�ach, drewnianej. My�my to nazywali hulaj-murki, bo jak si� uda�o podci�gn�� j� do mur�w, zaczyna�a si� lepsza zabawa. Tak to tylko pilnowa�, �eby z mur�w na �eb kamienie nie lecia�y, ale jak si� fos� w jednym miejscu przysypie, hulaj-murek dostawi i na mury wedrze, to z mur�w obro�cy lec�... na �eb na szyj�. � No i co, nie przeszkadzaj� wam? Czekaj�, a� podstawicie? Leo si� troch� u�miechn��. � Ja w�a�nie o tym. Uderzyli�my na dw�ch hulajmurkach, my z chor�gwi mannsberskiej na jednym, Kr�lewskie Psy na drugim... � Kto? � Kr�lewska piechota, taka specjalna. Kto� ich pieskami kr�la nazwa�, ale jak zesz�ej wojny rozbili baron�w, to si� wszyscy z tej nazwy przestali �mia�, a sam kr�l da� im czarn� chor�giew ze srebrnym psem gryz�cym smoka i koron� kr�lewsk�. Ich na zim� nie rozpuszczaj� do dom�w, ale tam si� dosta� na s�u�b� trudno. � Leo pr�bowa�, ale dopiero teraz mia� szans�. My�la�, �e razem z Micha�em si� uda... � No to na hulaj-murkach byli�my razem, oni na jednym, my na drugim. Im si� powiod�o, a nam przed sam� fos� z�amali wie�� wp�. Ichni dow�dca, kozi syn zasrany, kamieniami nic uradzi� nie m�g�, to w�asn� machin� ca�� wystrzeli�. Daleko nie lecia�a, ale trafi�a w �rodeczek. My z g�rnego pomostu spadli�my razem. Kto mia� pecha, to na ziemi� i kark skr�ci�. Ja z Micha�em wpad�em do wody. Micha� mnie za nogi wywl�k�, bo bym si� utopi�. A potem, wiecie, co zrobi�? Wr�ci� do fosy po nast�pnych. Tam z g�ry strzelaj� z kusz, z �uk�w, kamieniami pior�, ukrop lej� i smo�� wrz�c� � a ten wraca. Ci, co byli na dole wie�y, kt�rych belki nie pogniot�y, to jak je�e wygl�dali. W pi�ciu wojnach by�em, a nie wiedzia�em, �e si� tyle strza� w cz�owieku mie�ci. Z dwustu ch�opa na wie�y prze�yli�my w trzech: Micha� i ci, kt�rych wyci�gn��, zanim ich wyt�ukli z mur�w. Druga wie�a zdoby�a mury. A do nas... przychodzili rze� ogl�da�, bo si� im we g�owach nie mie�ci�a. Sam diuk Berg przyje�d�a� popatrze� po szturmie, srebrny kielich Micha�owi da� za odwag�. Diuk m�wi�, �e bogactwo kr�la, to tacy ludzie � Leo zwr�ci� si� teraz do Jakuba. � Ten kielich, co w szarym woreczku. Dla was ni�s�. Dla matki te pier�cienie srebrne. No to m�wi�, �e nas trzech zosta�o �ywych. Dzi�ki niemu. A waszemu synowi tam nic si� nie sta�o, nos mu w k��tni miesi�c p�niej z�amali. Takie szcz�cie mia�. � Takie szcz�cie, �e go prawie na progu domu przyb��da ubi�a kozikiem � powiedzia� milcz�cy dot�d Ciepa�. Lubi� Jakuba i jego syn�w. Jaka� baba zacz�a znowu p�aka�. Pewnie Jakubowa... Leo zacisn�� pi��. � Dlatego ja t� suk� znajd�. B�d� szuka�, a� znajd�. Cho�bym j� mia� z grobu wykopa�. * * * Zjedli reszt� szynki, kt�r� �ci�gn�a ze strychu, potem kie�bas�. Nie mogli zabiera� wiele, a zostawia� �al. Artur nagle wsta�. � Psiama�, nie ma drewna. Musz� troch� nar�ba�. � Nie warto. � Warto. Tak pr�dko to my nie wejdziemy do ciep�ej izby, ani nie zjemy ciep�ego. Trzeba teraz na zapas, ca�y dzie� przed nami. W�o�y� kaftan, przyrzuci� si� opo�cz�. � Ubierz si�, musz� ci� psom pokaza�, niech si� przyzwyczajaj�. Ale z sieni nie wychod�, �eby ci� kto� nie zobaczy�. A w razie czego le� na strych i w siano. Wsun�� siekier� za pas i wyszed�, ostro�nie przytrzymuj�c drzwi. Warczenie znowu da�o si� s�ysze�. Bez drzwi brzmia�o... po prostu strasznie. Artur przytrzyma� psa za obro�� i uspokoi�. � Spok�j, Burek, no ju�, ju�, dobry piesek. Nigdy nie widzia�a a� takiego pieska. M�g� wa�y� i ze dwa cetnary. G�ra czarnego futra i dwucalowe z�by. Psisko przesta�o warcze�, wywali�o r�owy j�zor, wielki jak podeszwa buta. Psi u�miech mo�e by i uspokaja�, gdyby by� mniejszy... chocia�by o p� stopy. Zaraz te� do Sieni zajrza�y dwa nast�pne pieski. R�wnej urody. Artur te tak�e uspokoi�. Mia�a nadziej�, �e skutecznie. Stara�a si� nie dr�e�, kiedy j� po kolei obw�cha�y. � Jak je nazwa�e�? � To Burek i to Burek. Tamten te� Burek. Niby jak inaczej nazwa� psa? Nie chcia� ich pilnowa� bez przerwy, wi�c zamkn�� wszystkie w ciep�ej stajni obok konia. Jego zwierzaki lubi�y si� nawzajem. Potem przygotowa� sobie drewno i r�ba�, a� wi�ry pryska�y. Czu�o si� od niego si��. Patrzenie, jak pracuje sprawi�o jej przyjemno��. Strasznie dawno nie spotka�a m�czyzny, kt�ry zajmowa� si� prac�. Wr�ci�a po p�aszcz i kaptur, by�o przenikliwie zimno. Przycupn�a na progu i patrzy�a. * * * � Powiem wam co�. � A? � By�a zawieja. My�my w niej daleko nie uszli, to i ona nie mog�a. W ca�ej okolicy wiedz�, �e jak si� trafi obca, to ta, co zabi�a Micha�a. Jakby j� kto� z�apa�, zaraz by kto� z wie�ci� przylecia�. � Ano, racja. � Burchard co� dzisiaj wolno my�la�, za to s�ucha� z uwag�. � Ona tu gdzie� jest. Albo zamarz�a w polu, albo si� gdzie� przytai�a. Jak zamarz�a, to j� wrony znajd� i lisy. � Albo psy. � Albo psy. Macie psy do polowania? � Takich dobrych, to nie. Mika mia�, ale jak si� suki goni�y, to mu Burek Arturowy zagryz�. � A mo�e ten Artur psa po�yczy? Nie wam. Mnie. � Jeszcze zanim Leo sko�czy�, sam uzna�, �e to g�upi pomys�. � Eeeee... Te jego psy to nie do polowania. Mika m�wi�, �e widzia� kiedy� Artura w lesie, a jak wedle jego domu wraca�, to co� si� tam strasznie dar�o. A potem cisza. Musia� w�drowiec zostawione Burki o go�cin� poprosi�. � Burchard u�miechn�� si� pod w�sem na ludzk� g�upot�. Wida� w jego mniemaniu wszyscy na �wiecie powinni wiedzie�, �e Artur ma z�e psy, a jak kto� mimo to tam wlaz�, to sam sobie winien. Leo pomy�la�, �e staremu przyda�oby si� raz w �yciu wystawi� nos poza swoj� okolic�. Zobaczy�, �e �wiat jest du�y i nic nie wie o Arturowych psach. � Jakby�cie tam zajrzeli, przysz�oby si� wam z nimi o �ycie bi�. Nie m�wi�, Leo, �e by was akurat zjad�y, tylko z zabitym psem �le si� tropi. � Ciepa� do�o�y� swoje. � Ja my�l�, �e mo�e by� jakikolwiek pies, nawet niedobry. Nie b�dziemy szukali �lad�w, bo ju� wczoraj zawia�o, ale najwy�ej trupa w polu. Do tego ka�dy pies si� nada. � Leo uczepi� si� tej my�li. � Tacy�cie pewni, �e zamarz�a? � Jak nie zamarz�a, to gdzie� tu si� schowa�a. Przecie� nie u Jakuba w komorze? Skrzypn�y drzwi. Buchn�o zimno, rozpraszaj�c troch� zaduch niewietrzonej chaty. Wlaz� Mika my�liwy, otrzepa� �nieg w sieni i zawiesi� p�aszcz na ko�ku obok pieca. Mieszka� w lesie, do�� daleko, pewnie dlatego sp�ni� si� na pogrzeb. � Co tam s�ycha�? � Burchard powita� go�cia. � Mr�z � odezwa� si� Mika. � Jutro si� wichura sko�czy. � Wiecie, co te� Leo m�wi? �e ta suka si� gdzie� schowa�a albo na mrozie zdech�a. � No to jutro b�dzie pogoda, �eby poszuka�. Sk�d zaczniemy? � Mika rozciera� zzi�bni�te r�ce. � Mo�na w lesie � Leo nagle wpad� na pomys�. � Albo... Nikt nie szuka� u Artura. � Akurat was Artur wpu�ci � Mika powiedzia� to powoli � I jego psy. � Jak pu�ci psy, to nie znajdzie takiego szpunta, �eby je pozatyka�. Kusza robi du�e dziury. � Leo powiedzia� to i za � b�bni� palcami o st�. Wtedy odezwa� si� Jakub. Po raz pierwszy �o�nierz us�ysza� jego g�os. � Jak on j� ukry�, w�asnymi r�kami udusz� �cierwo. A z niej pasy b�d� dar�. Kusznik przypomnia� sobie Micha�a wrzeszcz�cego i wyci�gaj�cego rannych z resztek zwalonej wie�y obl�niczej. Odezwa� si� tym samym g�osem. � Ja wam na to kleszczy po�ycz�. Burchard popatrzy� po nich: � Czas ju� sko�czy� z tym wszystkim. Ze wszystkim � powt�rzy�. Leo jako wytrawny kusznik nie by� nerwowy, ale lubi� dzia�a� energicznie. � A mo�e by�my teraz w kilku do Artura zajrzeli? To niedaleko... Obr�cimy raz-dwa. * * * Kiedy wnosi� drwa i uk�ada� starannie obok kominka, poczu�a si� tak pewnie, �e odwa�y�a si� zapyta�: � Jaki wypadek mia�e�? � �on�. Musia�a mie� g�upi wyraz twarzy. Westchn�� ci�ko i powiedzia�: � Zabili moj� �on� par� lat temu, na oczach ca�ej wsi. � Zb�jcy? � zdziwi�a si�. Wykrzywi� si� w czym�; co pewnie mia�o by� u�mieszkiem. � W tej okolicy od niepami�tnych czas�w jedyni zb�jcy to m�j ojciec, dziadek, pradziadek... Ja pierwszy by�em uczciwym �o�nierzem, pikinierem w Batalii Kr�lewskich Ps�w. Wyrodzi�em si�... Usiad� ci�ko obok kominka. � Ojciec spartaczy� robot�, napadni�ci kupcy si� zrzucili i przys�ali nam kompani� najemnych strzelc�w. I tyle. Dosta�em po �bie, powiesili mnie za nogi na drzewie, �ebym d�u�ej zdycha�. Jako� nie zdech�em, przez par� lat przysz�o mi �a�owa�. Dotar�o do niej, �e musi zapyta� o co�, co nagle wyda�o si� jej ogromnie wa�ne. O tajemnic�, dooko�a kt�rej kr��y�a przez ostatni� noc. � A ona? � Jej nikt we wsi nie chcia� schowa�. A �o�nierze przyszli zabi� wszystkich w tym domu. Ale nie wszystkich od razu. Mia� teraz tak� twarz, �e ledwie wyszepta�a kolejne pytanie. � Jaka by�a? � Jeste� taka jak ona. Moja Muirre... Zapatrzy� si� w tamten kufer. Zrozumia�a. I jakby w ni� piorun strzeli�. To by� kufer z wypraw� jego �ony, ubra� j� w jej rzeczy i przez ca�y czas m�wi� do niej. Do tamtej! Bo zobaczy� podobn� twarz i podobn�... A ona ju� my�la�a, �e komu� na niej zale�y! � My�lisz pewnie, �e ci j� zast�pi�? Podnios�a si� ze sto�ka. Nie zwraca� na ni� zbytnio uwagi, zatopiony w swoich my�lach. � Nie. Nikt jej nie zast�pi.