14834
Szczegóły |
Tytuł |
14834 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
14834 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14834 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
14834 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Sławomir Kmiecik
Chichot [z] polityką
Nowy dowcip polityczny
almapress Oficyna Wydawnicza Alma-Press, Warszawa
Redakcja: Jacek Zysk
Projekt okładki: Marta i Łukasz Dziubalscy
Redakcja techniczna: Maria Mierzejewska
Korekta: Elżbieta Wygoda
Copyright (c) by Oficyna Wydawnicza "Alma-Press" Warszawa 1998
Copyright (c) by Sławomir Kmiecik
Żaden z fragmentów tej publikacji nie może być reprodukowany w żaden sposób, ani żadnej formie - graficznej, elektronicznej lub mechanicznej, włącznie z reprodukcją fotograficzną, nagraniem, przepisywaniem na maszynie, przekazywaniem lub kopiowaniem elektronicznym, bez uprzedniej zgody wyrażonej na piśmie przez wydawcę.
ISBN 83-7020-259-4
***
Motto:
Polityka jest sprawą zbyt poważną, aby pozostawić ją w rękach polityków.
CHARLES DE GAULLE.
Humor polega na tym, że śmiejemy się mimo wszystko.
OTTO JULIUS BIERBAUM.
Wstęp.
Nic nas tak nie bawiło w poprzednim ustroju jak dowcipy polityczne. Opowiadano je w czasach PRL wszędzie i przy każdej okazji. Także w latach pięćdziesiątych, kiedy śmiech był aktem odwagi, gdyż - zgodnie z ówczesnym orzecznictwem sądowym - za kawały tego rodzaju można było trafić na kilka lat do więzienia. Powstał nawet żart na ten temat: - Co to jest kawał pięć? osiem? - Pięć lat za słuchanie, osiem za opowiadanie. Zbigniew Raszewski w swoim "Wstępie do teorii kawału" ocenił, że w latach sześćdziesiątych w Polsce co roku mogło wchodzić do obiegu nawet 1000 dowcipów politycznych. Była to prawdziwa rzeka humoru!
Dziś śmiało można stwierdzić, że w PRL kolejne pokolenia "uczyły się" polityki na kawałach o Bolesławie Bierucie, Władysławie Gomułce, Edwardzie Gierku czy Wojciechu Jaruzelskim. Bo dowcip polityczny był wówczas czymś więcej niż jedną z wielu odmian humoru. Powtarzany od ucha do ucha, w warunkach cenzury stanowił - obok literatury "drugiego obiegu" -jedyną formę krytyki władzy i swobodnego wyrażania poglądów. Był wręcz orężem społeczeństwa przeciwko totalitarnej władzy - w myśl znanego powiedzenia Alberto Moravii, że dowcip jest bronią bezbronnych.
To wszystko skończyło się po upadku komunizmu i nastaniu demokracji. Satyra polityczna mocno podupadła. Niemal zupełnie przestaliśmy dowcipkować na temat polityków. W swoim czasie powstało wprawdzie sporo dowcipów na temat Lecha Wałęsy, ale po tym chwilowym ożywieniu znowu obserwujemy uwiąd dowcipu politycznego. Tymczasem zabawnych sytuacji w polskiej polityce nadal nie brakuje, podobnie jak groteskowych zachowań i wypowiedzi przedstawicieli życia publicznego. Dlaczego więc kawał polityczny prawie zaginął, a ten, który powstaje, nie jest najwyższych lotów?
Z pytaniami w tej kwestii zwróciłem się do bodaj najbardziej zainteresowanych, czyli do kilkudziesięciu znanych polskich polityków. W wywiadach - przeprowadzonych w latach 1996-1998 - nie pytałem ich tylko o przyczyny zmierzchu satyry politycznej. Interesowałem się ich poczuciem humoru. Dociekałem, jaką rolę śmiech odgrywa w ich życiu prywatnym oraz w uprawianiu polityki. Starałem się - z różnym skutkiem
- zdjąć z polityków maskę powagi, z którą na co dzień występują przed kamerami telewizyjnymi.
Dobór osób nie był dziełem przypadku: rozmawiałem z byłymi i obecnymi liderami najważniejszych partii i ugrupowań, bacząc na to, aby jednocześnie były to postaci, które - z różnych względów - mogą mieć wiele do powiedzenia na temat śmiechu w polityce. Wywiady uzupełniłem informacjami biograficznymi oraz - bez czego ta książka byłaby wręcz nie do pomyślenia
- dowcipami na temat moich rozmówców lub ich środowisk politycznych, gdy tylko - co wcale nie było łatwe - udało mi się takie zasłyszeć lub wyszperać. W tym miejscu musi nastąpić istotne zastrzeżenie: nie wszystkie z przytoczonych kawałów można uznać za twórczość humorystyczną na przyzwoitym poziomie. Przeciwnie, niektóre z nich wręcz ocierają się o granicę dobrego smaku, a niejeden dowcip - trzeba to jasno powiedzieć - nie jest nawet zabawny. Niestety, takie kawały polityczne pojawiają się obecnie w obiegu, takie są też drukowane w rozmaitych broszurach. Można nad tym ubolewać, ale trudno obrażać się na rzeczywistość.
Mimo wszystko jednak chciałbym, aby ta książka mogła choć trochę bawić, a jednocześnie pobudzać do zastanowienia, i to nie tylko nad stanem polskiej satyry. Także nad kondycją naszej klasy politycznej. Jest bowiem chyba ziarno prawdy w spara-
Wstęp g
frazowanej przeze mnie maksymie: Pokaż mi swój śmiech, a powiem ci kim jesteś. Tadeusz Nowak stwierdził kiedyś - chyba nie bez racji: Polityka, jak to polityka, pawiem się przed tobą puszy, a wróblem ulatuje z garści. Ciekaw jestem, czy podobne odczucia będziesz miał, Czytelniku, zapoznając się z wypowiedziami partyjnych liderów? W każdym razie mam nadzieję, że dzięki tej książce - zerkając na bohaterów życia publicznego w nieco inny sposób niż zwykle, właśnie przez pryzmat dowcipu - polityka wyda Ci się mniej ponura, niż to widać z ekranu telewizora...
Sławomir Kmiecik
P.S.
Wywiady autoryzowano tylko w przypadku zastrzeżenia tego
przez rozmówców.
Leszek Balcerowicz,
czyli stragan na balcerowiaku
Dopiero za drugim razem udało mi się namówić Leszka Balcerowicza na rozmowę o dowcipie politycznym. Przy pierwszym podejściu wprawdzie ze sporym zainteresowaniem zerknął na spis kawałów na swój temat, który mu przedstawiłem, ale w końcu wytłumaczył się brakiem czasu. Zamiast mówić o dowcipach, wolał w tym samym czasie - co zresztą wcale mnie nie zdziwiło - udzielić wywiadu przedstawicielce Reutera, pytającej go o historyczne skutki planu Marshalla.
Za drugim razem, w toku kampanii wyborczej jesienią 1997 roku, był już rozluźniony i chętny do rozmowy bodaj na każdy temat. Czy dlatego, że na wyborczy użytek miał sprawiać wrażenie polityka stale uśmiechniętego, swobodnego, pogodnego i ciepłego - wbrew swemu stereotypowemu wizerunkowi? W każdym razie po zakończeniu konferencji prasowej w Poznaniu bez sprzeciwu, a nawet z ochotą, przystał na rozmowę o kawałach politycznych.
*
- Czy odczuwał pan psychiczny dyskomfort z tego powodu, że na początku lat dziewięćdziesiątych w kawałach politycznych był pan przedstawiany jako sprawca ludzkich nieszczęść: bezrobocia, spadku dochodów, głodowych emerytur?
12
CHICHOT (Z) POLITYKA
- Były różne dowcipy. A to, że człowiek staje się przedmiotem takiej popularnej legendy, nie jest w sumie złe. Część kawałów była przecież podszyta swojego rodzaju respektem: oto facet robi różne rzeczy, ale my wiemy, iż jego praca jest podobna do działania lekarza. Jak zaś wiadomo, lekarz wykonuje trudne zabiegi i nie zawsze się go lubi, ale jeśli tylko pacjent rozumie, co lekarz robi, akceptuje jego terapię.
- Utkwił panu w pamięci jakiś dowcip z czasów, gdy był pan (po raz pierwszy) wicepremierem?
- Przyznam, że miałem inne zadania niż kolekcjonowanie dowcipów o samym sobie. Musiałem w tamtym czasie prowadzić tę "lekarską" terapię, bo polska gospodarka była ciężko chora. Teraz widać co by było, gdybyśmy jej nie leczyli. Mielibyśmy Białoruś lub Bułgarię. Jak się nie leczy, to stan pacjenta się pogarsza. Ale chcę zauważyć, że nie tylko dowcipy krążyły na mój temat. Ciekawym zjawiskiem społecznym było to, że na początku lat dziewięćdziesiątych w wielu miastach powstały targi, bazary, centra handlowe. Zauważyłem, że zupełnie niezależnie od siebie ludzie zaczęli je nazywać "placami Balcerowicza", "balcerowia-kami". Byłem na takich placach w Rzeszowie, Piotrkowie, Gliwicach i w wielu innych miejscach. To mi sprawia satysfakcję!
- A czy dowcipy, w których był pan negatywnym bohaterem, irytowały pana?
- Nie, to mnie nie irytowało. Przede wszystkim dlatego, że miałem inne rzeczy do zrobienia. Nie miałem czasu, żeby specjalnie zajmować się kawałami na mój temat. Jest rzeczą zrozumiałą, że jeśli ktoś zmaga się z trudnym zadaniem, to pobudza to wyobraźnię ludzi. W żadnej mierze nie irytowałem się jednak z powodu dowcipów. Bardzo mi się podobały niektóre piosenki. Na przykład w kabarecie Olgi Lipińskiej, bo były w nich dowcipne podteksty.
Leszek Balcerowicz, czyli stragan na balcerowiaku 13
- Podziela pan opinię, że dowcip jest narzędziem walki politycznej? Wielu polityków uważa, że kawały tworzone są w specjalnych sztabach, w tym tylko celu, aby kogoś ośmieszyć i poniżyć.
- Być może. My nie mamy specjalnej komórki do tych spraw. Myślę, że większość dowcipów powstawała spontanicznie, kiedy były jedynym wentylem bezpieczeństwa. Za czasów dyktatury, socjalizmu, wiele było dowcipów, wśród których zdarzały się wręcz znakomite, bardzo cięte. Potem one zanikły, bo ustrój się zmienił i powstały inne wentyle bezpieczeństwa. Przede wszystkim zaistniała wolna prasa. Teraz na jej łamach możemy czytać doskonałe niekiedy dowcipy. Na przykład Michała Ogórka na pierwszej stronie "Gazety Wyborczej". Uważam, że trafia w sedno. Jego niedawne sformułowanie, że chcąc się przyczynić do realizacji celów AWS, nie należy głosować na to ugrupowanie, jest trafieniem w dziesiątkę (śmiech).
- Co pana najbardziej śmieszy w polskiej polityce?
- Słowo "śmieszy" nie jest najwłaściwsze. Raczej niepokoi mnie i irytuje fakt, że w warunkach, kiedy nie możemy sobie pozwolić na głupstwa, uwaga opinii publicznej jest przykuwana przez sprawy sensacyjne, lecz trzeciorzędne. To jest rzeczywiście niepokojące. Miejmy nadzieję, że środki masowego przekazu, mając świadomość swojej roli, a nawet - powiedziałbym - obowiązków w demokracji, przesuną swoją uwagę ku rzeczom zasadniczym. I że tym politykom, którzy grają na wrzawie, powiedzą - dosyć! Bo w gruncie rzeczy jest to uniemożliwianie czy utrudnianie ludziom dobrego wyboru. Dobry wybór zawsze jest oparty na ocenie rzeczy najważniejszych. A takimi rzeczami jest program - jego jakość oraz to, kto ów program firmuje.
- Czy w uprawianiu polityki możliwa jest tylko rzeczowa argumentacja, jaką - zdaje się - pan preferuje, czy jest też miejsce dla dowcipu, poczucia humoru?
14
CHICHOT (Z) POLITYKA
- Pan milcząco zakłada, że jeżeli argumentuję rzeczowo, to nie mam poczucia humoru. Ulega pan stereotypom.
- Taki jest pana wizerunek w społeczeństwie. Uchodzi pan za osobę bardzo poważną.
- Stereotypy to są takie okulary, które utrudniają oglądanie rzeczywistości. Powiedziałbym, że czasami są po prostu intelektualną łatwizną. Ktoś coś powiedział, utarło się coś na podstawie przypadkowych skojarzeń, a później wszyscy to klepią. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie staram się być rzeczowym. Uważam, że trzeba trudne rzeczy jasno pokazywać. To można zrobić - czasami przy pomocy porównań. Na przykład zaniechania ostatnich lat można porównać do prac w polu: rządząca koalicja SLD-PSL zbierała plony, ale nie siała. Jednocześnie wiem, że nowoczesna polityka wymaga kontaktów z ludźmi, które zresztą lubię. Cały czas jeżdżę po Polsce, wychodzę do ludzi, rozmawiam z nimi. Poczucie humoru się tutaj przydaje, również pewne ciepło. Na koniec naszej rozmowy powiem trochę żartobliwie: nie głosujcie na ponurych!
Poznań, 25 sierpnia 1997
* Leszek Balcerowicz - wicepremier-minister finansów, przewodniczący Unii Wolności, poseł UW
* Data urodzenia: 19 stycznia 1947
* Miejsce urodzenia: Lipno
* Znak Zodiaku: Koziorożec
* Zawód: ekonomista
* Wykształcenie: wyższe, Wydział Handlu Zagranicznego SGPiS w Warszawie i St. John's University w Nowym Jorku, prof. dr hab. nauk ekonomicznych
* Kariera polityczna: do grudnia 1981 roku w PZPR, potem bezpartyjny, członek warszawskiego Komitetu Obywatelskie-
Leszek Balcerowicz, czyli stragan na balcerowiaku 15
go "Solidarność", wicepremier i minister finansów oraz przewodniczący Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów w rządach Tadeusza Mazowieckiego i Jana Krzysztofa Bieleckiego, od lutego 1995 w Unii Wolności, od kwietnia 1995 roku przewodniczący UW.
* Z ostatnich miesięcy... - wybrany do Sejmu III kadencji z listy UW w Katowicach, zebrał 91 311 głosów - najwięcej w okręgu. W rządzie Jerzego Buzka został wicepremie-rem-ministrem finansów i przewodniczącym Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów.
Wybrane dowcipy
o Leszku Balcerowiczu
Kawały na temat Leszka Balcerowicza powstawały w dużej liczbie na początku lat dziewięćdziesiątych, gdy pełniąc po raz pierwszy funkcję wicepremiera i ministra finansów, wdrażał reformę gospodarczą, zwaną "planem Balcerowicza". Społecznym kosztem tych niezbędnych zmian w polskiej gospodarce był spadek dochodów znacznej części społeczeństwa, zwłaszcza emerytów, rencistów i robotników niewykwalifikowanych, bezrobocie, wzrost cen, inflacja, liczne bankructwa. Leszek Balcerowicz konsekwentnie wprowadzając w Polsce system wolnorynkowy, był oskarżany o "niszczenie" polskiej gospodarki i zupełny brak wrażliwości społecznej. Ten motyw przewijał się także w dowcipach. Oto przykłady:
*
- Kto w Polsce jest najbardziej ujmującym człowiekiem?
- Balcerowicz, bo każdemu ujął co najmniej połowę dochodów.
16 CHICHOT (Z) POLITYKA
"---"--^--^---------
Nauczycielka do Jasia:
- Podaj jakieś zdanie w trybie oznajmującym.
- Balcerowicz ciągnie reformę.
- Doskonale. A jaki byłby tryb rozkazujący?
- Prrrr!
*
- Reforma Balcerowicza jest gorsza od loterii.
- ???
- W loterii jest przynajmniej jakaś szansa.
*
- Balcerowicz powiedział, że najpierw będzie gorzej, ale potem - lepiej.
- Ale jest coraz gorzej...
- Czyli plan Balcerowicza działa!
*
- Balcerowicz obiecywał, że reforma będzie krótka i bez-bolesna niczym uderzenie rękawiczką.
- I co, nie dotrzymał słowa ?
- Dotrzymał, ale zapomniał wyjąć rękę z rękawiczki.
*
Dziennikarz do Balcerowicza:
- Ludzie mówią, że dla pana człowiek nic nie znaczy. Troszczy się pan tylko o budżet.
- Niech mówią! Budżet na tym nie ucierpi.
*
Cud na pustyni polegał na tym, że Jezus pięcioma bochenkami chleba nakarmił pięć tysięcy ludzi.
- A na czym polega cud reformy Balcerowicza?
- Pięć tysięcy z trudem wystarcza na kupienie jednego bochenka chleba.
*
- Jaki kierunek gospodarczy reprezentuje Balcerowicz?
- Monateraz.
Leszek Balcerowicz, czyli stragan na balcerowiaku 17
- Chyba monetaryzm...
- Me, monateraz. Bo po reformie każdy ledwo ??
na teraz.
*
- Jak po 50 latach wdrażania reformy Balcerowicza nasze dzieci będą wyjaśniać w kwestionariuszach swoje pochodzenie?
- Dziad z dziada pradziada.
- Najsmutniejszy bal w III RP?
- Balcerowicz.
*
Kowalski przynosi do domu żywego królika i namawia żonę, żeby go przyrządziła w śmietanie z pieczarkami.
- Nie stać nas na takie frykasy - odpowiada żona.
- No to zrób go chociaż ze słoniną.
- Na słoninę też nie mamy pieniędzy. Zdenerwowany Kowalski wyrzuca królika przez okno.
A ten otrzepuje się z kurzu i krzyczy:
- Niech żyje Balcerowicz!
- Na czym polega cud reformy Balcerowicza ?
- Kupujemy rzeczy, na które nas nie stać - za pieniądze,
których nie mamy.
*
- Jak będzie wyglądał nowy banknot o nominale miliona złotych?
- Z jednej strony Balcerowicz z bananami, a na drugiej
- my z torbami.
*
Wygłodniały emeryt żuje trawę na trawniku przed Ministerstwem Finansów.
- Niech jpLui,gójdzie do parku, tam trawa jest świeższa
- proponuje Balcerowicz.
18 CHICHOT (Z) POLITYKA
Do nieba trafia coraz więcej dusz emerytów z Polski. Wszystkie są mocno opięte paskami.
- To efekt tego, że Balcerowicz kazał nam zaciskać pasa
- tłumaczą dusze świętemu Piotrowi.
*
Staruszka przechodząc koło Balcerowicza zgięła się w pół.
- Nie musi mi się pani tak głęboko kłaniać - mówi wicepremier.
- Nie kłaniam się. Akurat zemdliło mnie z głodu.
*
- Najpopularniejsza kanapka po wdrożeniu reformy Balcerowicza?
- Bułęsa z Balceronem.
*
- Efekt reformy Balcerowicza?
- Dawniej, żeby zrobić mielone, dodaawało się do mięsa
trochę bułki. Teraz do bułki dodaje się trochę mięsa.
*
Do wróżki przyszedł emeryt, który chciał wiedzieć, jak będzie mu się żyło po wdrożeniu reformy Balcerowicza.
- Przez najbliższe dziesięć lat będziesz chodził głodny.
- A potem?
- Potem już się przyzwyczaisz. ¦¦
*
- Co to jest jaszczurka?
- To krokodyl, który przeżył pierwszy rok reformy Balcerowicza.
*
- Dlaczego po reformie Balcerowicza w teatrach zlikwidowano oświetlenie.
- Bo wszystkie miejsca świecą pustkami.
*
- Co wynika z faktu, że Balcerowicz obejmując urząd podniósł ceny energii i to samo zrobił odchodząc z urzędu?
- Jesteśmy państwem środka.
*
Leszek Balcerowicz, czyli stragan na balcerowiaku ]9
- Czym Balcerowicz dobija wigilijnego karpia?
- Popiwkiem.
*
- Czy Balcerowicz idzie z reformą dobrą drogą?
- Tak, tylko nie wiadomo, czy w dobrym kierunku.
*
- Co to jest: nie je, nie pije, a rośnie?
- Cena po reformie Balcerowicza.
*
- Dlaczego Polska nie zakwalifikowała się do mistrzostw świata w piłce nożnej?
- Bo do kadry nie powołali Balcerowicza.
- Ale przecież to nie piłkarz.
- Za to potrafi dokopać jak nikt inny.
*
Po reformie Balcerowicza:
- Dostałem dziś emeryturę i chyba zaszaleję.
- Co zrobisz?
- Włączę światło na pół godziny.
*
- Czy Balcerowicz już umarł?
- Nie, dlaczego?
- Słyszałem jak jeden facet mówił o nim dobrze.
*
- Czemu Balcerowicz musiał odejść?
- Bo kazał zamknąć wytwórnię polskich banknotów za niepłacenie popiwku.
*
- Dlaczego Balcerowicz, po wdrożeniu w Polsce reformy gospodarczej, doradza teraz rządowi Ukrainy?
- To jest zemsta za 45 lat sowieckiej okupacji Polski.
*
- Balcerowicz powinien być bramkarzem polskiej reprezentacji piłkarzy.
- Dlaczego?
- Bo wyszedł obronną ręką, choć wszyscy strzelali do jednej bramki.
20 CHICHOT (Z) POLITYKA
Czesław Bielecki,
czyli po drugiej stronie własnej skóry
Z Czesławem Bieleckim rozmawiałem podczas regionalnego zjazdu Ruchu Stu w Poznaniu. Był bez wątpienia gwiazdą tego spotkania. Lokalni działacze otaczali go wianuszkiem, cmokając z zachwytu nad efektownymi wypowiedziami i anegdotami swego lidera. Nawet dziennikarka jednej z poznańskich rozgłośni radiowych w czasie nagrywania wywiadu głośno podziwiała inteligencję prezesa Ruchu Stu.
Czesław Bielecki istotnie należy do polityków błyskotliwych. Kiedy jednak zaproponowałem mu rozmowę na temat dowcipu politycznego, lekko się żachnął. Przyznał szczerze, że propozycje w rodzaju: "A teraz opowiadamy dowcipy" zawsze go usztywniają, gdyż obawia się, że nie powie nic zabawnego. Na moje pytania odpowiadał jednak z ochotą i uśmiechem.
*
- Czy w tym sezonie słyszał pan jakiś udany dowcip polityczny?
- Nie, ale myślę, że to jest bardzo zdrowy przejaw, gdyż w Polsce zaczyna się opowiadać dowcipy polityczne, kiedy jest beznadziejnie. To rodzaj powszedniej, najtańszej terapii psychicznej. Kiedy dzieje się dobrze, ludzie są bardzo serio - tak było w czasie pierwszej "Solidarności" oraz w latach 1989-1990. A zatem, gdy ludzie zaczynają opowiadać dowcipy, jest to znak, że realizuje się nasza negatywna
Czesław Bielecki, czyli po drugiej stronie własnej skóry 21
cecha narodowa, rodzaj takiej powierzchownej nieodpowiedzialności.
- Czego przykładem był PRL?
- Historia PRL jest tego dobrym przykładem. Wówczas bez przerwy opowiadano dowcipy. To była nieustanna terapia - aż po uniwersalny, moim zdaniem, najlepszy dowcip PRL-owski, o tym jak pesymista spotyka optymistę. Ów pesymista mówi, że jest tak źle, że gorzej już być nie może, a na to optymista odpowiada: Może, może... To się ciągnęło przez całe lata. Było na przykład słynne pytanie do Radia Erewan: Czy jest wyjście z sytuacji bez wyjścia. I na to radio odpowiadało: Problematyką polską nie zajmujemy się w naszych audycjach.
- Wniosek płynie z tego następujący: im więcej dowcipów politycznych, tym gorzej dzieje się w państwie. I odwrotnie...
- Tak, właśnie tak. Myślę też, że teraz nie opowiadamy sobie dowcipów, lecz zastanawiamy się serio, jak coś pożytecznego skonstruować. Poczucie humoru, autoironię pozostawiamy sobie po to tylko, żeby lepiej się porozumiewać między różnymi "zwierzętami politycznymi", jakie zasiadają przy jednym stole. To jest zdrowy objaw, tak powinno być.
- Czy poczucie humoru jest potrzebne w uprawianiu polityki?
- Ono jest potrzebne dla zdrowej polityki. Ludzie nie lubią - i mają w tym rację - omdlewającej troski o Polskę, ociekania tą troską, nie cierpią wrażenia, że ktoś wyszedł z deszczu frazesów patriotycznych. Wyborcy oczekują od nas tego, że będziemy pogodni, że będziemy się troszczyć o dobro publiczne, i że w związku z tą troską potrafimy się porozumiewać między sobą. Ludzie oczekują, że będziemy krytyczni wobec siebie. Ironia, autoironia - to jest część krytycznego widzenia świata.
22
CHICHOT (Z) POLITYKA
- Zgadza się pan z opinią, że polską klasę polityczną w większości tworzą ponuracy?
- Tak, oczywiście. Ja nawet mówię, że należy przyjmować do naszego grona w Ruchu Stu ludzi pełnosprawnych umysłowo, a poza tym obdarzonych poczuciem humoru. Ponuracy, ambicjonerzy, nie mający wobec siebie dystansu, wykończą się, a przy okazji również swoje otoczenie.
- Jak pan ocenia własne poczucie humoru?
- Bardzo trudno być sędzią we własnej sprawie. Mogę tylko powiedzieć o okolicznościach skrajnych. Otóż siedząc w więzieniu kilkanaście miesięcy i głodując, parę razy naprawdę serdecznie popłakałem się ze śmiechu. Jedną z bardziej komicznych sytuacji jakie przeżyłem, była ta, kiedy generał Kiszczak, przy zupełnym braku instynktu samozachowawczego, oskarżył mnie publicznie w PRL-owskim Sejmie, że jestem agentem obcych mocarstw. Wszedłem wtedy do celi i współwięźniowi-agentowi, który miał mnie śledzić i donosić, powiedziałem, że generał się wpieprzył, że takiej rzeczy nigdy mu nie daruję. Następnego dnia na przesłuchaniu przedstawiono mi, odsłuchane starannie z taśmy, wszystkie moje wyzwiska pod adresem Kiszczaka. Oczywiście, była to próba sprowokowania mnie, ponieważ ja - będąc skądinąd człowiekiem elokwentnym - od lat nigdy i nigdzie nie zeznawałem. Dlatego wszystkich - a w szczególności moich przeciwników i konkurentów politycznych, którzy konkurowaliby nie o dobro, lecz wyłącznie o własne ambicje - przestrzegam, że ja mogę w milczeniu siedzieć godzinami. Godzinami! A jak uznam, że trzeba coś powiedzieć, to powiem. I to mocno.
- Wróćmy jednak do meritum tej rozmowy, czyli dowcipu...
- Nie powiedzieliśmy jeszcze nic dowcipnego, ale uprzedzałem pana, że hasło "Uwaga, dowcip" paraliżuje mnie.
Czesław Bielecki, czyli po drugiej stronie własnej skóry 23
- Wcale nie oczekiwałem, że będzie pan tutaj sypał dowcipami. Interesuje mnie co innego: czy potrafi pan zakpić z siebie samego?
- Oj, myślę, że tak. Jest bardzo piękna książka Janusza Korczaka "Kiedy znów będę mały", w której cały czas występuje zamiana ról. Dziecko wyobraża sobie, że jest nauczycielem, a nauczyciel, że jest dzieckiem. Na podobnej zasadzie bawiłem się z moim najmłodszym synem, Beniaminem. Ja bardzo lubię udawać. Jedną z rzeczy, która bardzo mnie bawiła, było poczucie zupełnej anonimowości. Teraz jest mi o to trudno, ale kiedyś przepadałem za anonimowością i dlatego tak lubiłem konspirować. Sprawiało mi satysfakcję, że w PRL, jeszcze przed "Solidarnością" - publikując jako Maciej Poleski - mogłem wdawać się w dyskusje z polemistami moich tekstów, choć oni tego nie wiedzieli. A byli to - dodam - moi przyjaciele i znajomi. Michnik, siedząc ze mną w jednej celi w 1983 roku, nie wiedział kto jest kim. Trzymałem go w napięciu przez wiele dni, mówiłem: słuchaj, wiem, ale nie powiem, nie mogę. On przysięgał, że nikomu nie wyjawi tajemnicy. Wreszcie na spacerniaku powiedziałem mu, że Poleski to ja. Nogi się pod nim ugięły. Kręcił głową z niedowierzaniem: To ty, Sławek? Były bardzo śmieszne sytuacje, kiedy mogłem sam ze sobą polemizować, mogłem w kolportażu rozmawiać o moich tekstach, brać stronę moich adwersarzy albo przekonywać ludzi, że niesłusznie mają pretensje do Poleskiego. Bardzo lubię tego typu zabawy. Uważam, że one są bardzo odświeżające intelektualnie. Dobrze czasem poczuć się po drugiej stronie własnej skóry.
- W oficjalnej polityce jest pan od niedawna. Czy w tym czasie słyszał pan o sobie jakiś dowcip?
- Niestety, nie. Może to znaczy, że jestem zbyt ponury? Nie wiem... A może ludzie po prostu biorą mnie serio? Może ja sam wystarczająco się śmieję i żartuję?
- Jakiego typu kawały lubi pan najbardziej?
24 CHICHOT (Z) POLITYKA
- Lubię dowcip krótki, dobrze spuentowany. Może być nawet pieprzny, ale nie ordynarny. Wolę, kiedy zawiera się w dowcipie jakaś finezja czy subtelność. Bardzo lubię kawały polityczne. Uwielbiałem czytać chwycone na Zachodzie zbiorki polskich dowcipów politycznych, które tam chodziły. Ukazał się taki tomik w Skandynawii, paryska "Kultura" również publikowała humor krajowy. Sam też puściłem w obieg parę dowcipów, ale nie będę się reklamował.
- Może jednak przytoczy pan któryś z nich?
- Nie przychodzi mi teraz nic na myśl...
- Jaki jest mechanizm powstawania dowcipu? To nagłe olśnienie czy ciężka praca twórcza?
- Zależy dla kogo. Bycie humorystą czy satyrykiem jest jedną z najbardziej ponurych historii. Robiłem kiedyś rysunki do paru numerów "Szpilek". Najmniej śmieszne było to, że te rysunki, przy których najbardziej się śmiali, zwracali mi, zaś z niesłychanie nobliwą akceptacją przyjmowali te, które nie wzbudzały ich uśmiechu. Zdarzają się sytuacje, które prowokują dowcip: jakieś spięcia czy konflikty. Jeśli twórczo traktuje się własne życie, to ono nie składa się z sążnistej nudy, w której następują jakieś gejzery dowcipu opowiadanego przy wódce czy winie. Życie w ogóle, jako całość, jako pewna konstrukcja, ma w sobie pewien ładunek humoru.
- Czy dowcip może być narzędziem walki politycznej?
- Tak, zawsze jest. Na przykład pomaga się dystansować. Przypominam sobie czas, kiedy miałem 20 lat i po raz pierwszy wylądowałem w milicyjnej komendzie. Zatrzymali mnie, ponieważ w marcu 1968 roku próbowałem koordynować akcję uniwersytetu i politechniki. Zostałem wprowadzony do pustego pokoju z białymi ścianami. Powiedziałem wtedy do dwóch towarzyszących mi ubeków: Patrzcie panowie, dwóch ludzi w cywilu, białe ściany, pusty pokój i niewinny człowiek - sytuacja jak u Kajki. A na to
Czesław Bielecki, czyli po drugiej stronie własnej skóry 25
jeden z nich: Jakiej kawki? (śmiech). To są po prostu sytuacje nie do wyjęcia (śmiech)...
- Niektórzy moi rozmówcy twierdzą, że w PRL-ows-kim MSW istniała specjalna komórka, która kolportowała dowcipy polityczne...
- Kolportowano je w ramach walk frakcyjnych, zdarzało się, że o kimś coś opowiadano. Ale to jest tak, jakby pan powiedział, że śmiejemy się z Oleksego ze względu na jego walkę frakcyjną z Sierakowską. My się zaś śmiejemy, ponieważ jest rzeczą śmieszną, że - jak mówią - można nieświadomie i do połowy zajść w ciążę z KGB. Tymczasem wiadomo, że jest to niemożliwe, zwłaszcza z KGB.
- Dlaczego sprawa Oleksego nie zaowocowała serią dobrych dowcipów, choć tworzywem była doskonałym?
- Bo to jest przerażająco ponure. Myślę, że w sprawie Philby'ego też nie było dowcipów. Jeżeli ktoś jest marszałkiem Sejmu w wolnej Polsce i nie rozumie, że czym innym były polowania za PRL, a czym innym rozmowa w wolnej Polsce z tym całym Ałganowem i "mienianie się" na kawior, to jest to - jak mówi piękne rosyjskie przysłowie - "??? tigra jebat' - i śmieszno i straszno".
- Opowiada pan dowcipy polityczne w gronie przyjaciół?
- Czasem opowiadamy dowcipy. Ale ja uważam, że rzeczywistość w Polsce jest tak przebogata, że to wystarcza. W polemice wolę załatwiać sprawy lekko, ale stanowczo, niż wyżywać się w dowcipie politycznym, a jednocześnie prowadzić jakiś ponury, seminaryjny typ dialogu politycznego.
- Nie korci pana, żeby czasem w poważnych debatach rzucić nagle dowcipem - w celu rozładowania sytuacji?
- Nie, nie. Myślę, że jestem wystarczająco inteligentny, żeby nie posługiwać się efekciarstwem. Lubię, kiedy wystąpienie publiczne ma swoją strukturę, jasną i prostą,
26
CHICHOT (Z) POLITYKA
arystotelesowską najczęściej: początek, środek i koniec. Natomiast to, że każda z części - jak w filmowych perturbacjach - musi mieć swoją logikę i swoją puentę -jest oczywiste. Ale ta rozmowa będzie bardzo niedowcipna, jeśli będziemy ją przeciągać...
- Ostatnie pytanie: kogo w polskiej polityce uważa pan za osobę najbardziej dowcipną, a kto jest najdogodniejszym podmiotem ośmieszania?
- Podmiot? Jest ich pod dostatkiem, ale nazwisk nie wymienię. A kogo uważam za człowieka dowcipnego? Niech pan mi da do wyboru jakąś paletę postaci. Pan z nimi rozmawia.
- Prawdę mówiąc, liderzy niemal wszystkich partii twierdzą że mają świetne poczucie humoru.
- I to jest najlepszy kawał, który padł w tej rozmowie.
Poznań, 23 listopada 1996
* Czesław Bielecki - prezes Ruchu Stu, poseł Akcji Wyborczej Solidarność
* Data urodzenia: 3 maja 1948
* Miejsce urodzenia: Warszawa
* Znak Zodiaku: Byk
* Zawód: architekt
* Wykształcenie: wyższe, Wydział Architektury Politechniki Warszawskiej
Kariera polityczna: działacz antykomunistycznego podziemia, członek konspiracyjnej grupy "Polska Walcząca" (1970-1979), członek Polskiego Porozumienia Niepodległościowego (1979-1980), doradca premiera Jana Olszewskiego (1992), założyciel Ruchu Stu (kwiecień 1995), prezes partii Ruch Stu (od października 1995)
* Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 r.
Czesław Bielecki, czyli po drugiej stronie własnej skóry 27
wybrany do Sejmu ? kadencji z listy AWS w Warszawie, zebrał 23 489 głosów. Członek prezydium Klubu Parlamentarnego AWS. Przewodniczący sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych.
Dowcipy
Nie znalazłem żadnych kawałów opowiadających o Czesławie Bieleckim. W obozie "Solidarności" uchodzi on za jednego z głównych zwolenników liberalnych reform. Na ich temat powstało zaś sporo kawałów. Oto kilka przykładów:
*
- Czy w Polsce uda się wdrożyć program profesora Sachsa?
- Tak, pod warunkiem, że co drugi Polak wyjedzie
na saksy.
*
- Michalina Wisłocka pisze nową książkę.
- O czym?
- Jak położyć przedsiębiorstwo i wydmuchać ludzi.
*
- Polskie społeczeństwo jest bezwstydne.
- Dlaczego?
- Reformy padły, a ludzie patrzą bezwstydnie, co się pod
nimi kryło.
*
W zakładzie odzieżowym złodzieje wynoszą do ciężarówek zawartość przepełnionego magazynu. Szef straży przemysłowej pyta dyrektora co robić.
- Jechać za nimi. Wskażą nam rynki zbytu.
28 CHICHOT (Z) POLITYKA
Ryszard Bugaj,
czyli ekonomia pierwszoklasisty
Słysząc, że rozmowa ma dotyczyć humoru politycznego, Ryszard Bugaj bardzo się zdziwił. Przyjął mnie jednak chętnie w swoim gabinecie w Sejmie (kiedy był jeszcze liderem Unii Pracy, a jego partia miała swoich przedstawicieli w parlamencie). Zastrzegł przy tym od razu, że nie uważa się za osobę kompetentną w dziedzinie satyry.
- Jakie ma pan poczucie humoru?
- Myślę, że średnie - i selektywne. Mam poczucie humoru w życiu publicznym, natomiast zdaje się, że powinienem wierzyć moim najbliższym, którzy twierdzą, że w życiu rodzinnym jest ono ograniczone.
- Ja słyszałem odwrotne opinie: że w działalności publicznej zachowuje pan stale powagę, a na gruncie prywatnym potrafi pan rzucić dowcipem...
- To nie są sprzeczne rzeczy. W życiu publicznym staram się - choć nie wiem, czy mi się to udaje - zachować poczucie humoru, kiedy ono jest ostrzem we mnie wymierzone. Natomiast nie próbuję wprowadzać atmosfery zbyt luźnej. Uważam, że polityka wymaga pewnej uwagi. Dobry dowcip powinien się w niej znaleźć, ale o taki dowcip jest bardzo trudno.
- Czy miarą popularności polityka może być liczba dowcipów opowiadanych na jego temat?
Ryszard Bugaj, czyli ekonomia pierwszoklasisty 29
- Tak, ale może to być miara popularności w pozytywnym i negatywnym sensie tego słowa. Szczerze mówiąc, chyba częściej mamy do czynienia z tym drugim wariantem. Nieraz dotyczy to nawet polityków, którzy mają dobre opinie, a mimo to krążą na ich temat złośliwe dowcipy czy anegdotki.
- Byłby pan zadowolony, gdyby wiedział pan, że ludzie w tramwajach opowiadają o panu dowcipy?
- Myśl?, że raczej tak. Nie mam skłonności do obrażania się w takich przypadkach. Karykatury czy złośliwe fotomontaże - w jakich celuje tygodnik "Wprost" - nie są dla mnie powodem do zmartwień.
- A gdyby to były kawały dosadne, ordynarne? Też nie miałby pan nic przeciw nim?
- Oczywiście, jest jakaś granica...
- O nią właśnie chcę zapytać. Gdzie przebiega granica pomiędzy żartem politycznym a zniesławieniem?
- Tę granicę systematycznie przekracza tygodnik "Nie". Spotkałem się z tym również we własnym przypadku. To nagminne zachowanie tej gazety.
_ Wróćmy jednak do tradycyjnych kawałów politycznych. Słyszał pan jakiś dowcip na swój temat?
- Tak, ale nie były to rzeczy, które zapadły mi w pamięć. Natomiast pamiętam rysunki satyryczne. Wspominałem już tygodnik "Wprost". Ukazał się w nim kiedyś fotomontaż przedstawiający mnie z Aleksandrem Małachowskim. Rozmawialiśmy o tym, co zrobić, żeby było więcej pieniędzy. Puenta była następująca: oto socjaliści, którzy chcą dokonać cudownego rozmnożenia. Było to dowcipnie zrobione, podobało mi się, choć w przesadny sposób pokazywało nasz sposób widzenia spraw. Niedawno dostałem karykaturę z prasy białostockiej. Pod moją podobizną był podpis: "Socjalizm tak, SLD nie". Oczywiście, to też nie jest zgodne z prawdą, ale także wydobywa pewien element realny i wyostrza go. Przyjąłem to z sympatią.
30 CHICHOT (Z) POLITYKA
- Opowiem panu dowcip, który znalazłem w poznańskim tygodniku regionalnym związanym z UPR. Postawiono tam pytanie: "Kto jest najgenialniejszym polskim ekonomistą?" Odpowiedź brzmiała: "Ryszard Bugaj, bo w wieku 7 lat wiedział tyle samo o ekonomii, co obecnie". Podoba się panu ten dowcip?
- Muszę powiedzieć, że jest to żart bez fantazji (u-śmiech). W szczególności, gdy weźmie się pod uwagę fakt, że takie pytania stawia UPR. Przyznam bowiem, że w środowisku tej partii nie widzę kogoś, kto wie coś o gospodarce. Oni powtarzają w kółko prosty schemacik, że nie trzeba płacić podatków. To właściwie wszystko, co mają do powiedzenia. Nie bez znaczenia jest kwestia, czy tego typu dowcipy tworzą ludzie, którzy mają do tego mandat. Jeżeli mają taki mandat, trzeba im wiele wybaczyć.
- Co jest takim upoważniającym mandatem?
- Kompetencja, inteligencja, błyskotliwość. Myślę także, że tym mandatem jest pewna bezinteresowność.
- Byłby pan skłonny odwzajemnić się politykom UPR równie złośliwym dowcipem?
- Ja bym powiedział, że UPR jest jak... komunizm, tylko dokładnie odwrócony. Wszystko co jest kliszą absurdu też musi być absurdalne. To kompletnie nie kontaktuje się z rzeczywistością, nie ma z nią związku. Podobnie jak komunizm we wczesnej fazie, który nie był pomysłem na to, żeby coś zmienić, czy nawet najgłębiej zreformować, lecz jedynie wszystko zburzyć i wyrównać, a potem zacząć od początku. Ten rodzaj myślenia jest groźny, gdy poważnie dyskutuje się o polityce.
- Czy dowcip może mieć zastosowanie w walce politycznej?
- Tak, oczywiście. W szczególności w systemach totalitarnych, gdzie nie ma sytuacji normalnej i dowcip jest pewną formą politycznej obrony. Ale i teraz pojawiają się dowcipy,
Ryszard Bugaj, czyli ekonomia pierwszoklasisty
które pomagają w rywalizacji politycznej. Nie jestem kolekcjonerem kawałów i nie mam do nich dużego dostępu, ale przytoczę jeden z ostatnich. Oto w Warszawie spotyka się Rosenkranc z Blumsztajnem i pierwszy mówi do drugiego: Ty wiesz, wpisałem się do SdRP. A tamten na to: Dlaczego ty wstąpiłeś do tej partii po sezonie? (śmiech)
- To jeden z niewielu dowcipów komentujących bieżącą sytuację na scenie politycznej. Dlaczego kiedyś było tak wiele kawałów politycznych, a dziś jest ich tak mało?
- Z dowcipem jest tak jak z kabaratem. Rozkwitają wtedy, gdy istnieje jakieś ważne tabu, gdy nie można czegoś powiedzieć wprost, kiedy potrzebna jest aluzja, omówienie, podtekst. Natomiast jeśli wszystko można wyrazić bezpośrednio, to ludzie tak czynią. Przestrzeń dla dowcipu jest wówczas trochę zmniejszona, co jednak nie znaczy, że jej w ogóle nie ma.
- Słowem, dowcip rozwija się, gdy istnieją sfery tabu. A czy są sprawy i postaci, z których w żadnych okolicznościach nie należy sobie kpić?
- Na pewno coś takiego istnieje...
- Kogo ma pan na myśli? Prezydenta?
- Nieeee. Myślę, że jest to papież. Choć przyznam, że słyszałem anegdotę o polskim papieżu. Otóż Jan Paweł II znalazł się w niebie. Wszystko bardzo mu się tam podobało, z wyjątkiem kuchni. Po dłuższych wahaniach postanowił zapytać Pana Boga, dlaczego jedzenie jest kiepskie. Na to Pan Bóg odpowiedział: A czy to dla nas dwóch opłaca się gotować? To oczywiście przyjazny dowcip. Nie słyszałem natomiast żadnego, który byłby agresywny wobec papieża. Takie rzeczy wypisuje wprawdzie Urban, ale to się nie mieści w kategorii dowcipu, lecz raczej brutalnego ujadania.
- A jak podobały się panu kawały o Lechu Wałęsie? Unia Pracy nie szczędziła mu krytycznych uwag...
32 CHICHOT (Z) POLITYKA
- Niektóre z tych dowcipów mnie się nie podobały, szczególnie te, które godziły w jego status społeczny, czy wydobywały jego braki w wykształceniu. Inna rzecz, że Wałęsa dawał bardzo dużo pretekstów do tworzenia dowcipów. Tym bardziej że jego język też bywał brutalny wobec innych.
- Czy dziś mamy do czynienia z upadkiem dowcipu politycznego?
- Gdy obserwuję byt i sytuację naszych satyryków, to myślę, że oni teraz trochę cieniej przędą - przynajmniej niektórzy. Myślę, że wielką klasę zachował Marcin Wolski. Natomiast w wielu innych wypadkach bieżące dowcipy polityczne są trochę ciężkawe, robione na siłę.
- Czy oznacza to, że w Polsce nie nadejdą już dobre czasy dla satyryków politycznych?
- Zobaczymy. Przypuszczam, że satyrycy odżyją po tych wyborach (w roku 1997), choć - ogólnie rzecz biorąc - swobodna artykulacja utrudnia trochę życie satyrykom. W sferze dowcipu istnieje jednak klasyka, która pozostaje aktualna na długo, żeby nie powiedzieć - na zawsze. Nawet jeśli jest to dowcip polityczny.
- Warszawa, 5 grudnia 1996
* Ryszard Bugaj - były przewodniczący Unii Pracy
* Data urodzenia: 22 lutego 1944
* Miejsce urodzenia: Gawłów, województwo skierniewickie
* Znak Zodiaku: Ryby
* Zawód: ekonomista
* Wykształcenie: wyższe, Wydział Ekonomii Uniwersytetu Warszawskiego, Wydział Ekonomiki Produkcji SGPiS w Warszawie, dr ekonomii
* Kariera polityczna: współpracownik KOR (od 1976), członek
Ryszard Bugaj, czyli ekonomia pierwszoklasisty 33
Zarządu Regionu Mazowsze NSZZ "Solidarność" (1980-1981), doradca Komisji Krajowej "S" i Lecha Wałęsy, uczestnik obrad "okrągłego stołu", poseł w latach 1989-1997, współzałożyciel Solidarności Pracy i jej lider (1990-1992), współzałożyciel Unii Pracy (czerwiec 1992), przewodniczący UP od stycznia 1993 roku.
* Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 nie zdobył mandatu, gdyż Unia Pracy - zdobywając 4,74 procent głosów - nie wprowadziła swych przedstawicieli do Sejmu. Kandydował z listy UP w Warszawie, zebrał 31 162 głosy, znacznie mniej niż w roku 1993 (86 708). W dniu 9 października 1997 roku zawiesił pełnienie funkcji przewodniczącego UP - przyjmując na siebie część odpowiedzialności za porażkę partii w wyborach. Na kongresie UP w lutym 1998 roku nie zabiegał ponownie o funkcję szefa partii, nie był nawet delegatem na kongres. Zajął się publicystyką polityczną i pracą naukową.
Dowcipy
Jeden z nielicznych kawałów o Ryszardzie Bugaju, cytowany zresztą w powyższym wywiadzie, odnalazłem w 1997 roku w poznańskim tygodniku "Wielkopolanin". Pismo to jest związane z konserwatywno-liberalną Unią Polityki Realnej, dla której lewicowe poglądy Ryszarda Bugaja brzmią jak herezja. Ów kawał jest jednak przeróbką dowcipu, który opowiadano już o Edwardzie Gierku i innych politykach z okresu PRL.
- Skąd wiadomo, że Bugaj jest cudownym dzieckiem?
- Bo już w pierwszej klasie szkoły podstawowej wiedział o ekonomii tyle samo, co obecnie.
34 CHICHOT (Z) POLITYKA
Było też kilka innych dowcipów o Unii Pracy i jej liderze.
*
- Prasa podała sensacyjną informację na temat Bugaja.
- Co się stało?
- Wyszło na jaw, że Bugaj to wnuk Kargulów, który zmienił nazwisko w obawie przed zemstą Pawlaków.
- Do kogo odnosi się wyborcze hasło Unii Pracy - "Zasługujesz na więcej"?
- Na pewno nie do Unii Pracy, która nie zasługuje nawet na to, co ma.
*
- Co znaczy skrót UP?
- Ujma Pracy.
Zbigniew Bujak,
czyli kochanek pani Anieli
Kiedy w Sejmie pierwszy raz poprosiłem Zbigniewa Bujaka o rozmowę na temat dowcipu politycznego, odmówił dość zdecydowanie, tłumacząc, że w tej mierze nie ma nic do powiedzenia.
Druga okazja nadarzyła się w toku kampanii wyborczej, gdy Zbigniew Bujak przyjechał do Poznania na konferencję prasową. Nie ukrywał, że odbywa spotkania w całej Polsce, aby poprawić notowania Unii Pracy, które - jak wynikało z sondaży - nie były najlepsze.
Przyciśnięty przeze mnie do muru, po konferencji z ociąganiem zgodził się w końcu na rozmowę. Okupiłem to jednak dość długim oczekiwaniem, gdyż najpierw udzielił dwóch wywiadów na tematy "poważniejsze" niż satyra polityczna.
*
- Lubi pan dowcipy, które ludzie opowiadają o panu?
- Nie było ich aż tak wiele, a te, które słyszałem, nie uważam za szczególnie udane.
- Nie podobał się panu ani jeden?
- Opowiem panu najlepszą, moim zdaniem, anegdotę na mój temat. Był w Warszawie doskonały satyryk, Janusz Szpotański. I była też pani Aniela Steinsbergowa, która słynęła z tego, że nie bardzo było wiadomo, ile ma naprawdę lat. Jedni mówili, że 120, inni, że 90. Ona sama raz twierdziła, że 85, a innym razem, że 83. Któregoś dnia
36 CHICHOT (Z) POLITYKA
przyszedł do niej pan Szpotański, trochę napity, i mówi: - Anielu, czego ja się dowiedziałem na mieście! Podobno byłaś ostatnią kochanką Traugutta? Pani Aniela wcale się nie oburzyła. Uśmiechnęła się tylko i tak się odzywa: - No, jednak jesteś mity! Szpotański zdziwiony pyta: - Dlaczego mity? A na to Aniela: - Mogłeś przecież powiedzieć, że Kościuszki. Od tego czasu minęło parę lat, jest konspiracja, Szpotański znowu przychodzi do pani Anieli i woła od progu: - Anielu, czego ja się dowiaduję. Podobno byłaś nie tylko ostatnią kochanką Traugutta, ale także pierwszą kochanką Bujaka! (śmiech)
- To jest, muszę przyznać, najwspanialsza anegdota jaka powstała na mój temat. Dlatego, że świętej pamięci pani Aniela Steinsbergowa była postacią wspaniałą, niezwykłą. Ona do jednej ze swoich koleżanek mawiała: - Nie ma już w Warszawie takich kochanek jak my, co ?
Janusza Szpotańskiego, który jest autorem tej anegdoty, uważam za króla satyryków minionego czasu.
- Dlaczego powstało tak niewiele dowcipów o Zbigniewie Bujaku?
- Jacek Fedorowicz powiedział kiedyś, że moja gęba nie poddaje się karykaturze. Nie mam dobrych karykatur. Może dlatego nie było też dobrych kawałów na mój temat.
- Padł pan kiedyś ofiarą wykorzystania dowcipu przeciwko panu? Mam na myśli działania Służby Bezpieczeństwa w czasach, gdy był pan w podziemiu...
- Nie obserwowałem tego. Były klasyczne próby ośmieszania mnie, zwykle w jakichś ulotkach. Poczytywałem to sobie nawet za pewnego rodzaju zaszczyt. Była na przykład ulotka, w której mówiono, że jestem Białorusinem. Kiedy mnie czasem pytano, czy naprawdę jestem Białorusinem, odpowiadałem, że oczywiście tak! Bo cóż można było z tym zrobić? Moje nazwisko pochodzi gdzieś z gór, z pogórza. A Białorusin? Czemu nie?
Zbigniew Bujak, czyli kochanek pani Anieli 37
- Znam kawały, które były panu przychylne. Przełożona w zakonie wzywa na "dywanik" siostry Marię i Magdalenę i mówi z wyrzutem: - Wszystko jestem w stanie ścierpieć: nawet to, że dzwonią do was mężczyźni, i że spóźniacie się na modlitwę. Ale nie wytrzymam, jeśli jeszcze raz siostra Maria powie do siostry Magdaleny: - Zbyszku, podaj cukier!
- No tak! (śmiech). Były podejrzenia, że w stanie wojennym ukrywałem się w klasztorach. Oczywiście, nie! Nie wykorzystywałem Kościoła do ukrywania się, do ratowania swojej osoby. Właśnie po to, aby nie było niepotrzebnych związków między Kościołem a polityczną konspiracją. Chociaż, oczywiście, w pierwszych godzinach stanu wojennego skorzystałem z pomocy jednego z klasztorów w Gdańsku. Natomiast był inny dowcip, dość ciekawy. Mianowicie przybiega siostra zakonna do matki przełożonej i mówi zaniepokojona: - Matko przełożona, w klasztorze jest mężczyzna. Przełożona zastrzygła uszami i pyta: - A skąd się siostra o tym dowiedziała? Na to zakonnica odpowiada: - W ubikacji była podniesiona deska sedesowa. (śmiech).
- Czy w PRL-owskim aparacie bezpieczeństwa istniała specjalna komórka, która trudniła się wymyślaniem kawałów politycznych - w celu ośmieszania przeciwników?
- Z tego co słyszałem, to w samym ?? PZPR namiętnie zajmowano się tworzeniem różnego typu dowcipów. Ale czy także w Służbie Bezpieczeństwa - nie wiem.
- W ??, pana zdaniem, tworzono dowcipy w jakimś celu politycznym, czy tylko dla zabawy?
- Pewnie dla samej zabawy. Natomiast w służbach specjalnych nie tyle fabrykowano dowcipy, ile raczej -w pewnym sensie - poważne zarzuty. Przynajmniej próbowano to robić. Na przykład była śmieszna sytuacja z Adamem Michnikiem. On pojechał do Paryża i tam doprowa-
38
CHICHOT (Z) POLITYKA
dzono do tego, że w paryskiej prasie, w komunistycznej gazecie, napisano, że Michnik strasznie się puszcza, i że już "przeleciał" 120 pań - od prostych kobiet po hrabianki. Adam strasznie się tym zdenerwował i mówi: - Co za skandal, to robota bezpieki! Dopiero francuscy koledzy go uspokoili: - Adaś, teraz dopiero zaczyna się dla ciebie prawdziwe życie w Paryżu. Po takim artykule będziesz miał Paryż u swoich stóp. I tak było. To w Paryżu nie mogło mu zaszkodzić.
- Dziś nie ma już esbeckich kawałów politycznych, ale brak też tych prawdziwych, spontanicznych. Dlaczego?
- Sytuacja jest poważna. Ale tak naprawdę, to nie wiem. Nie umiem odpowiedzieć.
Poznań, 23 sierpnia 1997
* Zbigniew Bujak - polityk Unii Wolności, były wiceprzewodniczący Unii Pracy
* Data urodzenia: 29 listopada 1954
* Miejsce urodzenia: Łopuszno, województwo warszawskie
* Znak Zodiaku: Strzelec
* Zawód: elektromechanik
* Wykształcenie: średnie, Technikum Elektroenergetyczne w Żyrardowie (wieczorowe)
* Kariera polityczna: działacz podziemnej opozycji antykomunistycznej, współzałożyciel i członek władz krajowych NSZZ "Solidarność", przewodniczący Zarządu Regionu Mazowsze NSZZ "S", członek Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie (1988-1990), organizator Ruchu Obywatelskiego
- Akcja Demokratyczna (1990), założyciel i lider partii Ruch Demokratyczno-Społeczny (1991), współzałożyciel Unii Pracy (1992) i jej wiceprzewodniczący (od stycznia 1993 roku), poseł w latach 1991-1997.
Zbigniew Bujak, czyli kochanek pani Anieli 39
* Z ostatnich miesięcy... w wyborach 21 września 1997 roku kandydował z listy Unii Pracy w Katowicach, zdobywając 11 975 głosów. Nie wszedł do Sejmu, gdyż UP nie przekroczyła 5-procentowego progu wyborczego. Pod koniec lutego 1998 roku - obawiając się nadmiernego zbliżenia Unii Pracy do SLD opuścił macierzystą partię, przechodząc do Unii Wolności. Na kongresie tej partii (1 marca 1998) został wybrany do Rady Krajowej UW.
Dowcipy
Niewiele powstało kawałów na temat Zbigniewa Bujaka. Najbardziej znany, przytoczony zresztą w powyższym wywiadzie, pochodzi jeszcze z lat PRL. Nawiązuje do działalności