Sławomir Kmiecik Chichot [z] polityką Nowy dowcip polityczny almapress Oficyna Wydawnicza Alma-Press, Warszawa Redakcja: Jacek Zysk Projekt okładki: Marta i Łukasz Dziubalscy Redakcja techniczna: Maria Mierzejewska Korekta: Elżbieta Wygoda Copyright (c) by Oficyna Wydawnicza "Alma-Press" Warszawa 1998 Copyright (c) by Sławomir Kmiecik Żaden z fragmentów tej publikacji nie może być reprodukowany w żaden sposób, ani żadnej formie - graficznej, elektronicznej lub mechanicznej, włącznie z reprodukcją fotograficzną, nagraniem, przepisywaniem na maszynie, przekazywaniem lub kopiowaniem elektronicznym, bez uprzedniej zgody wyrażonej na piśmie przez wydawcę. ISBN 83-7020-259-4 *** Motto: Polityka jest sprawą zbyt poważną, aby pozostawić ją w rękach polityków. CHARLES DE GAULLE. Humor polega na tym, że śmiejemy się mimo wszystko. OTTO JULIUS BIERBAUM. Wstęp. Nic nas tak nie bawiło w poprzednim ustroju jak dowcipy polityczne. Opowiadano je w czasach PRL wszędzie i przy każdej okazji. Także w latach pięćdziesiątych, kiedy śmiech był aktem odwagi, gdyż - zgodnie z ówczesnym orzecznictwem sądowym - za kawały tego rodzaju można było trafić na kilka lat do więzienia. Powstał nawet żart na ten temat: - Co to jest kawał pięć? osiem? - Pięć lat za słuchanie, osiem za opowiadanie. Zbigniew Raszewski w swoim "Wstępie do teorii kawału" ocenił, że w latach sześćdziesiątych w Polsce co roku mogło wchodzić do obiegu nawet 1000 dowcipów politycznych. Była to prawdziwa rzeka humoru! Dziś śmiało można stwierdzić, że w PRL kolejne pokolenia "uczyły się" polityki na kawałach o Bolesławie Bierucie, Władysławie Gomułce, Edwardzie Gierku czy Wojciechu Jaruzelskim. Bo dowcip polityczny był wówczas czymś więcej niż jedną z wielu odmian humoru. Powtarzany od ucha do ucha, w warunkach cenzury stanowił - obok literatury "drugiego obiegu" -jedyną formę krytyki władzy i swobodnego wyrażania poglądów. Był wręcz orężem społeczeństwa przeciwko totalitarnej władzy - w myśl znanego powiedzenia Alberto Moravii, że dowcip jest bronią bezbronnych. To wszystko skończyło się po upadku komunizmu i nastaniu demokracji. Satyra polityczna mocno podupadła. Niemal zupełnie przestaliśmy dowcipkować na temat polityków. W swoim czasie powstało wprawdzie sporo dowcipów na temat Lecha Wałęsy, ale po tym chwilowym ożywieniu znowu obserwujemy uwiąd dowcipu politycznego. Tymczasem zabawnych sytuacji w polskiej polityce nadal nie brakuje, podobnie jak groteskowych zachowań i wypowiedzi przedstawicieli życia publicznego. Dlaczego więc kawał polityczny prawie zaginął, a ten, który powstaje, nie jest najwyższych lotów? Z pytaniami w tej kwestii zwróciłem się do bodaj najbardziej zainteresowanych, czyli do kilkudziesięciu znanych polskich polityków. W wywiadach - przeprowadzonych w latach 1996-1998 - nie pytałem ich tylko o przyczyny zmierzchu satyry politycznej. Interesowałem się ich poczuciem humoru. Dociekałem, jaką rolę śmiech odgrywa w ich życiu prywatnym oraz w uprawianiu polityki. Starałem się - z różnym skutkiem - zdjąć z polityków maskę powagi, z którą na co dzień występują przed kamerami telewizyjnymi. Dobór osób nie był dziełem przypadku: rozmawiałem z byłymi i obecnymi liderami najważniejszych partii i ugrupowań, bacząc na to, aby jednocześnie były to postaci, które - z różnych względów - mogą mieć wiele do powiedzenia na temat śmiechu w polityce. Wywiady uzupełniłem informacjami biograficznymi oraz - bez czego ta książka byłaby wręcz nie do pomyślenia - dowcipami na temat moich rozmówców lub ich środowisk politycznych, gdy tylko - co wcale nie było łatwe - udało mi się takie zasłyszeć lub wyszperać. W tym miejscu musi nastąpić istotne zastrzeżenie: nie wszystkie z przytoczonych kawałów można uznać za twórczość humorystyczną na przyzwoitym poziomie. Przeciwnie, niektóre z nich wręcz ocierają się o granicę dobrego smaku, a niejeden dowcip - trzeba to jasno powiedzieć - nie jest nawet zabawny. Niestety, takie kawały polityczne pojawiają się obecnie w obiegu, takie są też drukowane w rozmaitych broszurach. Można nad tym ubolewać, ale trudno obrażać się na rzeczywistość. Mimo wszystko jednak chciałbym, aby ta książka mogła choć trochę bawić, a jednocześnie pobudzać do zastanowienia, i to nie tylko nad stanem polskiej satyry. Także nad kondycją naszej klasy politycznej. Jest bowiem chyba ziarno prawdy w spara- Wstęp g frazowanej przeze mnie maksymie: Pokaż mi swój śmiech, a powiem ci kim jesteś. Tadeusz Nowak stwierdził kiedyś - chyba nie bez racji: Polityka, jak to polityka, pawiem się przed tobą puszy, a wróblem ulatuje z garści. Ciekaw jestem, czy podobne odczucia będziesz miał, Czytelniku, zapoznając się z wypowiedziami partyjnych liderów? W każdym razie mam nadzieję, że dzięki tej książce - zerkając na bohaterów życia publicznego w nieco inny sposób niż zwykle, właśnie przez pryzmat dowcipu - polityka wyda Ci się mniej ponura, niż to widać z ekranu telewizora... Sławomir Kmiecik P.S. Wywiady autoryzowano tylko w przypadku zastrzeżenia tego przez rozmówców. Leszek Balcerowicz, czyli stragan na balcerowiaku Dopiero za drugim razem udało mi się namówić Leszka Balcerowicza na rozmowę o dowcipie politycznym. Przy pierwszym podejściu wprawdzie ze sporym zainteresowaniem zerknął na spis kawałów na swój temat, który mu przedstawiłem, ale w końcu wytłumaczył się brakiem czasu. Zamiast mówić o dowcipach, wolał w tym samym czasie - co zresztą wcale mnie nie zdziwiło - udzielić wywiadu przedstawicielce Reutera, pytającej go o historyczne skutki planu Marshalla. Za drugim razem, w toku kampanii wyborczej jesienią 1997 roku, był już rozluźniony i chętny do rozmowy bodaj na każdy temat. Czy dlatego, że na wyborczy użytek miał sprawiać wrażenie polityka stale uśmiechniętego, swobodnego, pogodnego i ciepłego - wbrew swemu stereotypowemu wizerunkowi? W każdym razie po zakończeniu konferencji prasowej w Poznaniu bez sprzeciwu, a nawet z ochotą, przystał na rozmowę o kawałach politycznych. * - Czy odczuwał pan psychiczny dyskomfort z tego powodu, że na początku lat dziewięćdziesiątych w kawałach politycznych był pan przedstawiany jako sprawca ludzkich nieszczęść: bezrobocia, spadku dochodów, głodowych emerytur? 12 CHICHOT (Z) POLITYKA - Były różne dowcipy. A to, że człowiek staje się przedmiotem takiej popularnej legendy, nie jest w sumie złe. Część kawałów była przecież podszyta swojego rodzaju respektem: oto facet robi różne rzeczy, ale my wiemy, iż jego praca jest podobna do działania lekarza. Jak zaś wiadomo, lekarz wykonuje trudne zabiegi i nie zawsze się go lubi, ale jeśli tylko pacjent rozumie, co lekarz robi, akceptuje jego terapię. - Utkwił panu w pamięci jakiś dowcip z czasów, gdy był pan (po raz pierwszy) wicepremierem? - Przyznam, że miałem inne zadania niż kolekcjonowanie dowcipów o samym sobie. Musiałem w tamtym czasie prowadzić tę "lekarską" terapię, bo polska gospodarka była ciężko chora. Teraz widać co by było, gdybyśmy jej nie leczyli. Mielibyśmy Białoruś lub Bułgarię. Jak się nie leczy, to stan pacjenta się pogarsza. Ale chcę zauważyć, że nie tylko dowcipy krążyły na mój temat. Ciekawym zjawiskiem społecznym było to, że na początku lat dziewięćdziesiątych w wielu miastach powstały targi, bazary, centra handlowe. Zauważyłem, że zupełnie niezależnie od siebie ludzie zaczęli je nazywać "placami Balcerowicza", "balcerowia-kami". Byłem na takich placach w Rzeszowie, Piotrkowie, Gliwicach i w wielu innych miejscach. To mi sprawia satysfakcję! - A czy dowcipy, w których był pan negatywnym bohaterem, irytowały pana? - Nie, to mnie nie irytowało. Przede wszystkim dlatego, że miałem inne rzeczy do zrobienia. Nie miałem czasu, żeby specjalnie zajmować się kawałami na mój temat. Jest rzeczą zrozumiałą, że jeśli ktoś zmaga się z trudnym zadaniem, to pobudza to wyobraźnię ludzi. W żadnej mierze nie irytowałem się jednak z powodu dowcipów. Bardzo mi się podobały niektóre piosenki. Na przykład w kabarecie Olgi Lipińskiej, bo były w nich dowcipne podteksty. Leszek Balcerowicz, czyli stragan na balcerowiaku 13 - Podziela pan opinię, że dowcip jest narzędziem walki politycznej? Wielu polityków uważa, że kawały tworzone są w specjalnych sztabach, w tym tylko celu, aby kogoś ośmieszyć i poniżyć. - Być może. My nie mamy specjalnej komórki do tych spraw. Myślę, że większość dowcipów powstawała spontanicznie, kiedy były jedynym wentylem bezpieczeństwa. Za czasów dyktatury, socjalizmu, wiele było dowcipów, wśród których zdarzały się wręcz znakomite, bardzo cięte. Potem one zanikły, bo ustrój się zmienił i powstały inne wentyle bezpieczeństwa. Przede wszystkim zaistniała wolna prasa. Teraz na jej łamach możemy czytać doskonałe niekiedy dowcipy. Na przykład Michała Ogórka na pierwszej stronie "Gazety Wyborczej". Uważam, że trafia w sedno. Jego niedawne sformułowanie, że chcąc się przyczynić do realizacji celów AWS, nie należy głosować na to ugrupowanie, jest trafieniem w dziesiątkę (śmiech). - Co pana najbardziej śmieszy w polskiej polityce? - Słowo "śmieszy" nie jest najwłaściwsze. Raczej niepokoi mnie i irytuje fakt, że w warunkach, kiedy nie możemy sobie pozwolić na głupstwa, uwaga opinii publicznej jest przykuwana przez sprawy sensacyjne, lecz trzeciorzędne. To jest rzeczywiście niepokojące. Miejmy nadzieję, że środki masowego przekazu, mając świadomość swojej roli, a nawet - powiedziałbym - obowiązków w demokracji, przesuną swoją uwagę ku rzeczom zasadniczym. I że tym politykom, którzy grają na wrzawie, powiedzą - dosyć! Bo w gruncie rzeczy jest to uniemożliwianie czy utrudnianie ludziom dobrego wyboru. Dobry wybór zawsze jest oparty na ocenie rzeczy najważniejszych. A takimi rzeczami jest program - jego jakość oraz to, kto ów program firmuje. - Czy w uprawianiu polityki możliwa jest tylko rzeczowa argumentacja, jaką - zdaje się - pan preferuje, czy jest też miejsce dla dowcipu, poczucia humoru? 14 CHICHOT (Z) POLITYKA - Pan milcząco zakłada, że jeżeli argumentuję rzeczowo, to nie mam poczucia humoru. Ulega pan stereotypom. - Taki jest pana wizerunek w społeczeństwie. Uchodzi pan za osobę bardzo poważną. - Stereotypy to są takie okulary, które utrudniają oglądanie rzeczywistości. Powiedziałbym, że czasami są po prostu intelektualną łatwizną. Ktoś coś powiedział, utarło się coś na podstawie przypadkowych skojarzeń, a później wszyscy to klepią. Nie chcę przez to powiedzieć, że nie staram się być rzeczowym. Uważam, że trzeba trudne rzeczy jasno pokazywać. To można zrobić - czasami przy pomocy porównań. Na przykład zaniechania ostatnich lat można porównać do prac w polu: rządząca koalicja SLD-PSL zbierała plony, ale nie siała. Jednocześnie wiem, że nowoczesna polityka wymaga kontaktów z ludźmi, które zresztą lubię. Cały czas jeżdżę po Polsce, wychodzę do ludzi, rozmawiam z nimi. Poczucie humoru się tutaj przydaje, również pewne ciepło. Na koniec naszej rozmowy powiem trochę żartobliwie: nie głosujcie na ponurych! Poznań, 25 sierpnia 1997 * Leszek Balcerowicz - wicepremier-minister finansów, przewodniczący Unii Wolności, poseł UW * Data urodzenia: 19 stycznia 1947 * Miejsce urodzenia: Lipno * Znak Zodiaku: Koziorożec * Zawód: ekonomista * Wykształcenie: wyższe, Wydział Handlu Zagranicznego SGPiS w Warszawie i St. John's University w Nowym Jorku, prof. dr hab. nauk ekonomicznych * Kariera polityczna: do grudnia 1981 roku w PZPR, potem bezpartyjny, członek warszawskiego Komitetu Obywatelskie- Leszek Balcerowicz, czyli stragan na balcerowiaku 15 go "Solidarność", wicepremier i minister finansów oraz przewodniczący Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów w rządach Tadeusza Mazowieckiego i Jana Krzysztofa Bieleckiego, od lutego 1995 w Unii Wolności, od kwietnia 1995 roku przewodniczący UW. * Z ostatnich miesięcy... - wybrany do Sejmu III kadencji z listy UW w Katowicach, zebrał 91 311 głosów - najwięcej w okręgu. W rządzie Jerzego Buzka został wicepremie-rem-ministrem finansów i przewodniczącym Komitetu Ekonomicznego Rady Ministrów. Wybrane dowcipy o Leszku Balcerowiczu Kawały na temat Leszka Balcerowicza powstawały w dużej liczbie na początku lat dziewięćdziesiątych, gdy pełniąc po raz pierwszy funkcję wicepremiera i ministra finansów, wdrażał reformę gospodarczą, zwaną "planem Balcerowicza". Społecznym kosztem tych niezbędnych zmian w polskiej gospodarce był spadek dochodów znacznej części społeczeństwa, zwłaszcza emerytów, rencistów i robotników niewykwalifikowanych, bezrobocie, wzrost cen, inflacja, liczne bankructwa. Leszek Balcerowicz konsekwentnie wprowadzając w Polsce system wolnorynkowy, był oskarżany o "niszczenie" polskiej gospodarki i zupełny brak wrażliwości społecznej. Ten motyw przewijał się także w dowcipach. Oto przykłady: * - Kto w Polsce jest najbardziej ujmującym człowiekiem? - Balcerowicz, bo każdemu ujął co najmniej połowę dochodów. 16 CHICHOT (Z) POLITYKA "---"--^--^--------- Nauczycielka do Jasia: - Podaj jakieś zdanie w trybie oznajmującym. - Balcerowicz ciągnie reformę. - Doskonale. A jaki byłby tryb rozkazujący? - Prrrr! * - Reforma Balcerowicza jest gorsza od loterii. - ??? - W loterii jest przynajmniej jakaś szansa. * - Balcerowicz powiedział, że najpierw będzie gorzej, ale potem - lepiej. - Ale jest coraz gorzej... - Czyli plan Balcerowicza działa! * - Balcerowicz obiecywał, że reforma będzie krótka i bez-bolesna niczym uderzenie rękawiczką. - I co, nie dotrzymał słowa ? - Dotrzymał, ale zapomniał wyjąć rękę z rękawiczki. * Dziennikarz do Balcerowicza: - Ludzie mówią, że dla pana człowiek nic nie znaczy. Troszczy się pan tylko o budżet. - Niech mówią! Budżet na tym nie ucierpi. * Cud na pustyni polegał na tym, że Jezus pięcioma bochenkami chleba nakarmił pięć tysięcy ludzi. - A na czym polega cud reformy Balcerowicza? - Pięć tysięcy z trudem wystarcza na kupienie jednego bochenka chleba. * - Jaki kierunek gospodarczy reprezentuje Balcerowicz? - Monateraz. Leszek Balcerowicz, czyli stragan na balcerowiaku 17 - Chyba monetaryzm... - Me, monateraz. Bo po reformie każdy ledwo ?? na teraz. * - Jak po 50 latach wdrażania reformy Balcerowicza nasze dzieci będą wyjaśniać w kwestionariuszach swoje pochodzenie? - Dziad z dziada pradziada. - Najsmutniejszy bal w III RP? - Balcerowicz. * Kowalski przynosi do domu żywego królika i namawia żonę, żeby go przyrządziła w śmietanie z pieczarkami. - Nie stać nas na takie frykasy - odpowiada żona. - No to zrób go chociaż ze słoniną. - Na słoninę też nie mamy pieniędzy. Zdenerwowany Kowalski wyrzuca królika przez okno. A ten otrzepuje się z kurzu i krzyczy: - Niech żyje Balcerowicz! - Na czym polega cud reformy Balcerowicza ? - Kupujemy rzeczy, na które nas nie stać - za pieniądze, których nie mamy. * - Jak będzie wyglądał nowy banknot o nominale miliona złotych? - Z jednej strony Balcerowicz z bananami, a na drugiej - my z torbami. * Wygłodniały emeryt żuje trawę na trawniku przed Ministerstwem Finansów. - Niech jpLui,gójdzie do parku, tam trawa jest świeższa - proponuje Balcerowicz. 18 CHICHOT (Z) POLITYKA Do nieba trafia coraz więcej dusz emerytów z Polski. Wszystkie są mocno opięte paskami. - To efekt tego, że Balcerowicz kazał nam zaciskać pasa - tłumaczą dusze świętemu Piotrowi. * Staruszka przechodząc koło Balcerowicza zgięła się w pół. - Nie musi mi się pani tak głęboko kłaniać - mówi wicepremier. - Nie kłaniam się. Akurat zemdliło mnie z głodu. * - Najpopularniejsza kanapka po wdrożeniu reformy Balcerowicza? - Bułęsa z Balceronem. * - Efekt reformy Balcerowicza? - Dawniej, żeby zrobić mielone, dodaawało się do mięsa trochę bułki. Teraz do bułki dodaje się trochę mięsa. * Do wróżki przyszedł emeryt, który chciał wiedzieć, jak będzie mu się żyło po wdrożeniu reformy Balcerowicza. - Przez najbliższe dziesięć lat będziesz chodził głodny. - A potem? - Potem już się przyzwyczaisz. ¦¦ * - Co to jest jaszczurka? - To krokodyl, który przeżył pierwszy rok reformy Balcerowicza. * - Dlaczego po reformie Balcerowicza w teatrach zlikwidowano oświetlenie. - Bo wszystkie miejsca świecą pustkami. * - Co wynika z faktu, że Balcerowicz obejmując urząd podniósł ceny energii i to samo zrobił odchodząc z urzędu? - Jesteśmy państwem środka. * Leszek Balcerowicz, czyli stragan na balcerowiaku ]9 - Czym Balcerowicz dobija wigilijnego karpia? - Popiwkiem. * - Czy Balcerowicz idzie z reformą dobrą drogą? - Tak, tylko nie wiadomo, czy w dobrym kierunku. * - Co to jest: nie je, nie pije, a rośnie? - Cena po reformie Balcerowicza. * - Dlaczego Polska nie zakwalifikowała się do mistrzostw świata w piłce nożnej? - Bo do kadry nie powołali Balcerowicza. - Ale przecież to nie piłkarz. - Za to potrafi dokopać jak nikt inny. * Po reformie Balcerowicza: - Dostałem dziś emeryturę i chyba zaszaleję. - Co zrobisz? - Włączę światło na pół godziny. * - Czy Balcerowicz już umarł? - Nie, dlaczego? - Słyszałem jak jeden facet mówił o nim dobrze. * - Czemu Balcerowicz musiał odejść? - Bo kazał zamknąć wytwórnię polskich banknotów za niepłacenie popiwku. * - Dlaczego Balcerowicz, po wdrożeniu w Polsce reformy gospodarczej, doradza teraz rządowi Ukrainy? - To jest zemsta za 45 lat sowieckiej okupacji Polski. * - Balcerowicz powinien być bramkarzem polskiej reprezentacji piłkarzy. - Dlaczego? - Bo wyszedł obronną ręką, choć wszyscy strzelali do jednej bramki. 20 CHICHOT (Z) POLITYKA Czesław Bielecki, czyli po drugiej stronie własnej skóry Z Czesławem Bieleckim rozmawiałem podczas regionalnego zjazdu Ruchu Stu w Poznaniu. Był bez wątpienia gwiazdą tego spotkania. Lokalni działacze otaczali go wianuszkiem, cmokając z zachwytu nad efektownymi wypowiedziami i anegdotami swego lidera. Nawet dziennikarka jednej z poznańskich rozgłośni radiowych w czasie nagrywania wywiadu głośno podziwiała inteligencję prezesa Ruchu Stu. Czesław Bielecki istotnie należy do polityków błyskotliwych. Kiedy jednak zaproponowałem mu rozmowę na temat dowcipu politycznego, lekko się żachnął. Przyznał szczerze, że propozycje w rodzaju: "A teraz opowiadamy dowcipy" zawsze go usztywniają, gdyż obawia się, że nie powie nic zabawnego. Na moje pytania odpowiadał jednak z ochotą i uśmiechem. * - Czy w tym sezonie słyszał pan jakiś udany dowcip polityczny? - Nie, ale myślę, że to jest bardzo zdrowy przejaw, gdyż w Polsce zaczyna się opowiadać dowcipy polityczne, kiedy jest beznadziejnie. To rodzaj powszedniej, najtańszej terapii psychicznej. Kiedy dzieje się dobrze, ludzie są bardzo serio - tak było w czasie pierwszej "Solidarności" oraz w latach 1989-1990. A zatem, gdy ludzie zaczynają opowiadać dowcipy, jest to znak, że realizuje się nasza negatywna Czesław Bielecki, czyli po drugiej stronie własnej skóry 21 cecha narodowa, rodzaj takiej powierzchownej nieodpowiedzialności. - Czego przykładem był PRL? - Historia PRL jest tego dobrym przykładem. Wówczas bez przerwy opowiadano dowcipy. To była nieustanna terapia - aż po uniwersalny, moim zdaniem, najlepszy dowcip PRL-owski, o tym jak pesymista spotyka optymistę. Ów pesymista mówi, że jest tak źle, że gorzej już być nie może, a na to optymista odpowiada: Może, może... To się ciągnęło przez całe lata. Było na przykład słynne pytanie do Radia Erewan: Czy jest wyjście z sytuacji bez wyjścia. I na to radio odpowiadało: Problematyką polską nie zajmujemy się w naszych audycjach. - Wniosek płynie z tego następujący: im więcej dowcipów politycznych, tym gorzej dzieje się w państwie. I odwrotnie... - Tak, właśnie tak. Myślę też, że teraz nie opowiadamy sobie dowcipów, lecz zastanawiamy się serio, jak coś pożytecznego skonstruować. Poczucie humoru, autoironię pozostawiamy sobie po to tylko, żeby lepiej się porozumiewać między różnymi "zwierzętami politycznymi", jakie zasiadają przy jednym stole. To jest zdrowy objaw, tak powinno być. - Czy poczucie humoru jest potrzebne w uprawianiu polityki? - Ono jest potrzebne dla zdrowej polityki. Ludzie nie lubią - i mają w tym rację - omdlewającej troski o Polskę, ociekania tą troską, nie cierpią wrażenia, że ktoś wyszedł z deszczu frazesów patriotycznych. Wyborcy oczekują od nas tego, że będziemy pogodni, że będziemy się troszczyć o dobro publiczne, i że w związku z tą troską potrafimy się porozumiewać między sobą. Ludzie oczekują, że będziemy krytyczni wobec siebie. Ironia, autoironia - to jest część krytycznego widzenia świata. 22 CHICHOT (Z) POLITYKA - Zgadza się pan z opinią, że polską klasę polityczną w większości tworzą ponuracy? - Tak, oczywiście. Ja nawet mówię, że należy przyjmować do naszego grona w Ruchu Stu ludzi pełnosprawnych umysłowo, a poza tym obdarzonych poczuciem humoru. Ponuracy, ambicjonerzy, nie mający wobec siebie dystansu, wykończą się, a przy okazji również swoje otoczenie. - Jak pan ocenia własne poczucie humoru? - Bardzo trudno być sędzią we własnej sprawie. Mogę tylko powiedzieć o okolicznościach skrajnych. Otóż siedząc w więzieniu kilkanaście miesięcy i głodując, parę razy naprawdę serdecznie popłakałem się ze śmiechu. Jedną z bardziej komicznych sytuacji jakie przeżyłem, była ta, kiedy generał Kiszczak, przy zupełnym braku instynktu samozachowawczego, oskarżył mnie publicznie w PRL-owskim Sejmie, że jestem agentem obcych mocarstw. Wszedłem wtedy do celi i współwięźniowi-agentowi, który miał mnie śledzić i donosić, powiedziałem, że generał się wpieprzył, że takiej rzeczy nigdy mu nie daruję. Następnego dnia na przesłuchaniu przedstawiono mi, odsłuchane starannie z taśmy, wszystkie moje wyzwiska pod adresem Kiszczaka. Oczywiście, była to próba sprowokowania mnie, ponieważ ja - będąc skądinąd człowiekiem elokwentnym - od lat nigdy i nigdzie nie zeznawałem. Dlatego wszystkich - a w szczególności moich przeciwników i konkurentów politycznych, którzy konkurowaliby nie o dobro, lecz wyłącznie o własne ambicje - przestrzegam, że ja mogę w milczeniu siedzieć godzinami. Godzinami! A jak uznam, że trzeba coś powiedzieć, to powiem. I to mocno. - Wróćmy jednak do meritum tej rozmowy, czyli dowcipu... - Nie powiedzieliśmy jeszcze nic dowcipnego, ale uprzedzałem pana, że hasło "Uwaga, dowcip" paraliżuje mnie. Czesław Bielecki, czyli po drugiej stronie własnej skóry 23 - Wcale nie oczekiwałem, że będzie pan tutaj sypał dowcipami. Interesuje mnie co innego: czy potrafi pan zakpić z siebie samego? - Oj, myślę, że tak. Jest bardzo piękna książka Janusza Korczaka "Kiedy znów będę mały", w której cały czas występuje zamiana ról. Dziecko wyobraża sobie, że jest nauczycielem, a nauczyciel, że jest dzieckiem. Na podobnej zasadzie bawiłem się z moim najmłodszym synem, Beniaminem. Ja bardzo lubię udawać. Jedną z rzeczy, która bardzo mnie bawiła, było poczucie zupełnej anonimowości. Teraz jest mi o to trudno, ale kiedyś przepadałem za anonimowością i dlatego tak lubiłem konspirować. Sprawiało mi satysfakcję, że w PRL, jeszcze przed "Solidarnością" - publikując jako Maciej Poleski - mogłem wdawać się w dyskusje z polemistami moich tekstów, choć oni tego nie wiedzieli. A byli to - dodam - moi przyjaciele i znajomi. Michnik, siedząc ze mną w jednej celi w 1983 roku, nie wiedział kto jest kim. Trzymałem go w napięciu przez wiele dni, mówiłem: słuchaj, wiem, ale nie powiem, nie mogę. On przysięgał, że nikomu nie wyjawi tajemnicy. Wreszcie na spacerniaku powiedziałem mu, że Poleski to ja. Nogi się pod nim ugięły. Kręcił głową z niedowierzaniem: To ty, Sławek? Były bardzo śmieszne sytuacje, kiedy mogłem sam ze sobą polemizować, mogłem w kolportażu rozmawiać o moich tekstach, brać stronę moich adwersarzy albo przekonywać ludzi, że niesłusznie mają pretensje do Poleskiego. Bardzo lubię tego typu zabawy. Uważam, że one są bardzo odświeżające intelektualnie. Dobrze czasem poczuć się po drugiej stronie własnej skóry. - W oficjalnej polityce jest pan od niedawna. Czy w tym czasie słyszał pan o sobie jakiś dowcip? - Niestety, nie. Może to znaczy, że jestem zbyt ponury? Nie wiem... A może ludzie po prostu biorą mnie serio? Może ja sam wystarczająco się śmieję i żartuję? - Jakiego typu kawały lubi pan najbardziej? 24 CHICHOT (Z) POLITYKA - Lubię dowcip krótki, dobrze spuentowany. Może być nawet pieprzny, ale nie ordynarny. Wolę, kiedy zawiera się w dowcipie jakaś finezja czy subtelność. Bardzo lubię kawały polityczne. Uwielbiałem czytać chwycone na Zachodzie zbiorki polskich dowcipów politycznych, które tam chodziły. Ukazał się taki tomik w Skandynawii, paryska "Kultura" również publikowała humor krajowy. Sam też puściłem w obieg parę dowcipów, ale nie będę się reklamował. - Może jednak przytoczy pan któryś z nich? - Nie przychodzi mi teraz nic na myśl... - Jaki jest mechanizm powstawania dowcipu? To nagłe olśnienie czy ciężka praca twórcza? - Zależy dla kogo. Bycie humorystą czy satyrykiem jest jedną z najbardziej ponurych historii. Robiłem kiedyś rysunki do paru numerów "Szpilek". Najmniej śmieszne było to, że te rysunki, przy których najbardziej się śmiali, zwracali mi, zaś z niesłychanie nobliwą akceptacją przyjmowali te, które nie wzbudzały ich uśmiechu. Zdarzają się sytuacje, które prowokują dowcip: jakieś spięcia czy konflikty. Jeśli twórczo traktuje się własne życie, to ono nie składa się z sążnistej nudy, w której następują jakieś gejzery dowcipu opowiadanego przy wódce czy winie. Życie w ogóle, jako całość, jako pewna konstrukcja, ma w sobie pewien ładunek humoru. - Czy dowcip może być narzędziem walki politycznej? - Tak, zawsze jest. Na przykład pomaga się dystansować. Przypominam sobie czas, kiedy miałem 20 lat i po raz pierwszy wylądowałem w milicyjnej komendzie. Zatrzymali mnie, ponieważ w marcu 1968 roku próbowałem koordynować akcję uniwersytetu i politechniki. Zostałem wprowadzony do pustego pokoju z białymi ścianami. Powiedziałem wtedy do dwóch towarzyszących mi ubeków: Patrzcie panowie, dwóch ludzi w cywilu, białe ściany, pusty pokój i niewinny człowiek - sytuacja jak u Kajki. A na to Czesław Bielecki, czyli po drugiej stronie własnej skóry 25 jeden z nich: Jakiej kawki? (śmiech). To są po prostu sytuacje nie do wyjęcia (śmiech)... - Niektórzy moi rozmówcy twierdzą, że w PRL-ows-kim MSW istniała specjalna komórka, która kolportowała dowcipy polityczne... - Kolportowano je w ramach walk frakcyjnych, zdarzało się, że o kimś coś opowiadano. Ale to jest tak, jakby pan powiedział, że śmiejemy się z Oleksego ze względu na jego walkę frakcyjną z Sierakowską. My się zaś śmiejemy, ponieważ jest rzeczą śmieszną, że - jak mówią - można nieświadomie i do połowy zajść w ciążę z KGB. Tymczasem wiadomo, że jest to niemożliwe, zwłaszcza z KGB. - Dlaczego sprawa Oleksego nie zaowocowała serią dobrych dowcipów, choć tworzywem była doskonałym? - Bo to jest przerażająco ponure. Myślę, że w sprawie Philby'ego też nie było dowcipów. Jeżeli ktoś jest marszałkiem Sejmu w wolnej Polsce i nie rozumie, że czym innym były polowania za PRL, a czym innym rozmowa w wolnej Polsce z tym całym Ałganowem i "mienianie się" na kawior, to jest to - jak mówi piękne rosyjskie przysłowie - "??? tigra jebat' - i śmieszno i straszno". - Opowiada pan dowcipy polityczne w gronie przyjaciół? - Czasem opowiadamy dowcipy. Ale ja uważam, że rzeczywistość w Polsce jest tak przebogata, że to wystarcza. W polemice wolę załatwiać sprawy lekko, ale stanowczo, niż wyżywać się w dowcipie politycznym, a jednocześnie prowadzić jakiś ponury, seminaryjny typ dialogu politycznego. - Nie korci pana, żeby czasem w poważnych debatach rzucić nagle dowcipem - w celu rozładowania sytuacji? - Nie, nie. Myślę, że jestem wystarczająco inteligentny, żeby nie posługiwać się efekciarstwem. Lubię, kiedy wystąpienie publiczne ma swoją strukturę, jasną i prostą, 26 CHICHOT (Z) POLITYKA arystotelesowską najczęściej: początek, środek i koniec. Natomiast to, że każda z części - jak w filmowych perturbacjach - musi mieć swoją logikę i swoją puentę -jest oczywiste. Ale ta rozmowa będzie bardzo niedowcipna, jeśli będziemy ją przeciągać... - Ostatnie pytanie: kogo w polskiej polityce uważa pan za osobę najbardziej dowcipną, a kto jest najdogodniejszym podmiotem ośmieszania? - Podmiot? Jest ich pod dostatkiem, ale nazwisk nie wymienię. A kogo uważam za człowieka dowcipnego? Niech pan mi da do wyboru jakąś paletę postaci. Pan z nimi rozmawia. - Prawdę mówiąc, liderzy niemal wszystkich partii twierdzą że mają świetne poczucie humoru. - I to jest najlepszy kawał, który padł w tej rozmowie. Poznań, 23 listopada 1996 * Czesław Bielecki - prezes Ruchu Stu, poseł Akcji Wyborczej Solidarność * Data urodzenia: 3 maja 1948 * Miejsce urodzenia: Warszawa * Znak Zodiaku: Byk * Zawód: architekt * Wykształcenie: wyższe, Wydział Architektury Politechniki Warszawskiej Kariera polityczna: działacz antykomunistycznego podziemia, członek konspiracyjnej grupy "Polska Walcząca" (1970-1979), członek Polskiego Porozumienia Niepodległościowego (1979-1980), doradca premiera Jana Olszewskiego (1992), założyciel Ruchu Stu (kwiecień 1995), prezes partii Ruch Stu (od października 1995) * Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 r. Czesław Bielecki, czyli po drugiej stronie własnej skóry 27 wybrany do Sejmu ? kadencji z listy AWS w Warszawie, zebrał 23 489 głosów. Członek prezydium Klubu Parlamentarnego AWS. Przewodniczący sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. Dowcipy Nie znalazłem żadnych kawałów opowiadających o Czesławie Bieleckim. W obozie "Solidarności" uchodzi on za jednego z głównych zwolenników liberalnych reform. Na ich temat powstało zaś sporo kawałów. Oto kilka przykładów: * - Czy w Polsce uda się wdrożyć program profesora Sachsa? - Tak, pod warunkiem, że co drugi Polak wyjedzie na saksy. * - Michalina Wisłocka pisze nową książkę. - O czym? - Jak położyć przedsiębiorstwo i wydmuchać ludzi. * - Polskie społeczeństwo jest bezwstydne. - Dlaczego? - Reformy padły, a ludzie patrzą bezwstydnie, co się pod nimi kryło. * W zakładzie odzieżowym złodzieje wynoszą do ciężarówek zawartość przepełnionego magazynu. Szef straży przemysłowej pyta dyrektora co robić. - Jechać za nimi. Wskażą nam rynki zbytu. 28 CHICHOT (Z) POLITYKA Ryszard Bugaj, czyli ekonomia pierwszoklasisty Słysząc, że rozmowa ma dotyczyć humoru politycznego, Ryszard Bugaj bardzo się zdziwił. Przyjął mnie jednak chętnie w swoim gabinecie w Sejmie (kiedy był jeszcze liderem Unii Pracy, a jego partia miała swoich przedstawicieli w parlamencie). Zastrzegł przy tym od razu, że nie uważa się za osobę kompetentną w dziedzinie satyry. - Jakie ma pan poczucie humoru? - Myślę, że średnie - i selektywne. Mam poczucie humoru w życiu publicznym, natomiast zdaje się, że powinienem wierzyć moim najbliższym, którzy twierdzą, że w życiu rodzinnym jest ono ograniczone. - Ja słyszałem odwrotne opinie: że w działalności publicznej zachowuje pan stale powagę, a na gruncie prywatnym potrafi pan rzucić dowcipem... - To nie są sprzeczne rzeczy. W życiu publicznym staram się - choć nie wiem, czy mi się to udaje - zachować poczucie humoru, kiedy ono jest ostrzem we mnie wymierzone. Natomiast nie próbuję wprowadzać atmosfery zbyt luźnej. Uważam, że polityka wymaga pewnej uwagi. Dobry dowcip powinien się w niej znaleźć, ale o taki dowcip jest bardzo trudno. - Czy miarą popularności polityka może być liczba dowcipów opowiadanych na jego temat? Ryszard Bugaj, czyli ekonomia pierwszoklasisty 29 - Tak, ale może to być miara popularności w pozytywnym i negatywnym sensie tego słowa. Szczerze mówiąc, chyba częściej mamy do czynienia z tym drugim wariantem. Nieraz dotyczy to nawet polityków, którzy mają dobre opinie, a mimo to krążą na ich temat złośliwe dowcipy czy anegdotki. - Byłby pan zadowolony, gdyby wiedział pan, że ludzie w tramwajach opowiadają o panu dowcipy? - Myśl?, że raczej tak. Nie mam skłonności do obrażania się w takich przypadkach. Karykatury czy złośliwe fotomontaże - w jakich celuje tygodnik "Wprost" - nie są dla mnie powodem do zmartwień. - A gdyby to były kawały dosadne, ordynarne? Też nie miałby pan nic przeciw nim? - Oczywiście, jest jakaś granica... - O nią właśnie chcę zapytać. Gdzie przebiega granica pomiędzy żartem politycznym a zniesławieniem? - Tę granicę systematycznie przekracza tygodnik "Nie". Spotkałem się z tym również we własnym przypadku. To nagminne zachowanie tej gazety. _ Wróćmy jednak do tradycyjnych kawałów politycznych. Słyszał pan jakiś dowcip na swój temat? - Tak, ale nie były to rzeczy, które zapadły mi w pamięć. Natomiast pamiętam rysunki satyryczne. Wspominałem już tygodnik "Wprost". Ukazał się w nim kiedyś fotomontaż przedstawiający mnie z Aleksandrem Małachowskim. Rozmawialiśmy o tym, co zrobić, żeby było więcej pieniędzy. Puenta była następująca: oto socjaliści, którzy chcą dokonać cudownego rozmnożenia. Było to dowcipnie zrobione, podobało mi się, choć w przesadny sposób pokazywało nasz sposób widzenia spraw. Niedawno dostałem karykaturę z prasy białostockiej. Pod moją podobizną był podpis: "Socjalizm tak, SLD nie". Oczywiście, to też nie jest zgodne z prawdą, ale także wydobywa pewien element realny i wyostrza go. Przyjąłem to z sympatią. 30 CHICHOT (Z) POLITYKA - Opowiem panu dowcip, który znalazłem w poznańskim tygodniku regionalnym związanym z UPR. Postawiono tam pytanie: "Kto jest najgenialniejszym polskim ekonomistą?" Odpowiedź brzmiała: "Ryszard Bugaj, bo w wieku 7 lat wiedział tyle samo o ekonomii, co obecnie". Podoba się panu ten dowcip? - Muszę powiedzieć, że jest to żart bez fantazji (u-śmiech). W szczególności, gdy weźmie się pod uwagę fakt, że takie pytania stawia UPR. Przyznam bowiem, że w środowisku tej partii nie widzę kogoś, kto wie coś o gospodarce. Oni powtarzają w kółko prosty schemacik, że nie trzeba płacić podatków. To właściwie wszystko, co mają do powiedzenia. Nie bez znaczenia jest kwestia, czy tego typu dowcipy tworzą ludzie, którzy mają do tego mandat. Jeżeli mają taki mandat, trzeba im wiele wybaczyć. - Co jest takim upoważniającym mandatem? - Kompetencja, inteligencja, błyskotliwość. Myślę także, że tym mandatem jest pewna bezinteresowność. - Byłby pan skłonny odwzajemnić się politykom UPR równie złośliwym dowcipem? - Ja bym powiedział, że UPR jest jak... komunizm, tylko dokładnie odwrócony. Wszystko co jest kliszą absurdu też musi być absurdalne. To kompletnie nie kontaktuje się z rzeczywistością, nie ma z nią związku. Podobnie jak komunizm we wczesnej fazie, który nie był pomysłem na to, żeby coś zmienić, czy nawet najgłębiej zreformować, lecz jedynie wszystko zburzyć i wyrównać, a potem zacząć od początku. Ten rodzaj myślenia jest groźny, gdy poważnie dyskutuje się o polityce. - Czy dowcip może mieć zastosowanie w walce politycznej? - Tak, oczywiście. W szczególności w systemach totalitarnych, gdzie nie ma sytuacji normalnej i dowcip jest pewną formą politycznej obrony. Ale i teraz pojawiają się dowcipy, Ryszard Bugaj, czyli ekonomia pierwszoklasisty które pomagają w rywalizacji politycznej. Nie jestem kolekcjonerem kawałów i nie mam do nich dużego dostępu, ale przytoczę jeden z ostatnich. Oto w Warszawie spotyka się Rosenkranc z Blumsztajnem i pierwszy mówi do drugiego: Ty wiesz, wpisałem się do SdRP. A tamten na to: Dlaczego ty wstąpiłeś do tej partii po sezonie? (śmiech) - To jeden z niewielu dowcipów komentujących bieżącą sytuację na scenie politycznej. Dlaczego kiedyś było tak wiele kawałów politycznych, a dziś jest ich tak mało? - Z dowcipem jest tak jak z kabaratem. Rozkwitają wtedy, gdy istnieje jakieś ważne tabu, gdy nie można czegoś powiedzieć wprost, kiedy potrzebna jest aluzja, omówienie, podtekst. Natomiast jeśli wszystko można wyrazić bezpośrednio, to ludzie tak czynią. Przestrzeń dla dowcipu jest wówczas trochę zmniejszona, co jednak nie znaczy, że jej w ogóle nie ma. - Słowem, dowcip rozwija się, gdy istnieją sfery tabu. A czy są sprawy i postaci, z których w żadnych okolicznościach nie należy sobie kpić? - Na pewno coś takiego istnieje... - Kogo ma pan na myśli? Prezydenta? - Nieeee. Myślę, że jest to papież. Choć przyznam, że słyszałem anegdotę o polskim papieżu. Otóż Jan Paweł II znalazł się w niebie. Wszystko bardzo mu się tam podobało, z wyjątkiem kuchni. Po dłuższych wahaniach postanowił zapytać Pana Boga, dlaczego jedzenie jest kiepskie. Na to Pan Bóg odpowiedział: A czy to dla nas dwóch opłaca się gotować? To oczywiście przyjazny dowcip. Nie słyszałem natomiast żadnego, który byłby agresywny wobec papieża. Takie rzeczy wypisuje wprawdzie Urban, ale to się nie mieści w kategorii dowcipu, lecz raczej brutalnego ujadania. - A jak podobały się panu kawały o Lechu Wałęsie? Unia Pracy nie szczędziła mu krytycznych uwag... 32 CHICHOT (Z) POLITYKA - Niektóre z tych dowcipów mnie się nie podobały, szczególnie te, które godziły w jego status społeczny, czy wydobywały jego braki w wykształceniu. Inna rzecz, że Wałęsa dawał bardzo dużo pretekstów do tworzenia dowcipów. Tym bardziej że jego język też bywał brutalny wobec innych. - Czy dziś mamy do czynienia z upadkiem dowcipu politycznego? - Gdy obserwuję byt i sytuację naszych satyryków, to myślę, że oni teraz trochę cieniej przędą - przynajmniej niektórzy. Myślę, że wielką klasę zachował Marcin Wolski. Natomiast w wielu innych wypadkach bieżące dowcipy polityczne są trochę ciężkawe, robione na siłę. - Czy oznacza to, że w Polsce nie nadejdą już dobre czasy dla satyryków politycznych? - Zobaczymy. Przypuszczam, że satyrycy odżyją po tych wyborach (w roku 1997), choć - ogólnie rzecz biorąc - swobodna artykulacja utrudnia trochę życie satyrykom. W sferze dowcipu istnieje jednak klasyka, która pozostaje aktualna na długo, żeby nie powiedzieć - na zawsze. Nawet jeśli jest to dowcip polityczny. - Warszawa, 5 grudnia 1996 * Ryszard Bugaj - były przewodniczący Unii Pracy * Data urodzenia: 22 lutego 1944 * Miejsce urodzenia: Gawłów, województwo skierniewickie * Znak Zodiaku: Ryby * Zawód: ekonomista * Wykształcenie: wyższe, Wydział Ekonomii Uniwersytetu Warszawskiego, Wydział Ekonomiki Produkcji SGPiS w Warszawie, dr ekonomii * Kariera polityczna: współpracownik KOR (od 1976), członek Ryszard Bugaj, czyli ekonomia pierwszoklasisty 33 Zarządu Regionu Mazowsze NSZZ "Solidarność" (1980-1981), doradca Komisji Krajowej "S" i Lecha Wałęsy, uczestnik obrad "okrągłego stołu", poseł w latach 1989-1997, współzałożyciel Solidarności Pracy i jej lider (1990-1992), współzałożyciel Unii Pracy (czerwiec 1992), przewodniczący UP od stycznia 1993 roku. * Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 nie zdobył mandatu, gdyż Unia Pracy - zdobywając 4,74 procent głosów - nie wprowadziła swych przedstawicieli do Sejmu. Kandydował z listy UP w Warszawie, zebrał 31 162 głosy, znacznie mniej niż w roku 1993 (86 708). W dniu 9 października 1997 roku zawiesił pełnienie funkcji przewodniczącego UP - przyjmując na siebie część odpowiedzialności za porażkę partii w wyborach. Na kongresie UP w lutym 1998 roku nie zabiegał ponownie o funkcję szefa partii, nie był nawet delegatem na kongres. Zajął się publicystyką polityczną i pracą naukową. Dowcipy Jeden z nielicznych kawałów o Ryszardzie Bugaju, cytowany zresztą w powyższym wywiadzie, odnalazłem w 1997 roku w poznańskim tygodniku "Wielkopolanin". Pismo to jest związane z konserwatywno-liberalną Unią Polityki Realnej, dla której lewicowe poglądy Ryszarda Bugaja brzmią jak herezja. Ów kawał jest jednak przeróbką dowcipu, który opowiadano już o Edwardzie Gierku i innych politykach z okresu PRL. - Skąd wiadomo, że Bugaj jest cudownym dzieckiem? - Bo już w pierwszej klasie szkoły podstawowej wiedział o ekonomii tyle samo, co obecnie. 34 CHICHOT (Z) POLITYKA Było też kilka innych dowcipów o Unii Pracy i jej liderze. * - Prasa podała sensacyjną informację na temat Bugaja. - Co się stało? - Wyszło na jaw, że Bugaj to wnuk Kargulów, który zmienił nazwisko w obawie przed zemstą Pawlaków. - Do kogo odnosi się wyborcze hasło Unii Pracy - "Zasługujesz na więcej"? - Na pewno nie do Unii Pracy, która nie zasługuje nawet na to, co ma. * - Co znaczy skrót UP? - Ujma Pracy. Zbigniew Bujak, czyli kochanek pani Anieli Kiedy w Sejmie pierwszy raz poprosiłem Zbigniewa Bujaka o rozmowę na temat dowcipu politycznego, odmówił dość zdecydowanie, tłumacząc, że w tej mierze nie ma nic do powiedzenia. Druga okazja nadarzyła się w toku kampanii wyborczej, gdy Zbigniew Bujak przyjechał do Poznania na konferencję prasową. Nie ukrywał, że odbywa spotkania w całej Polsce, aby poprawić notowania Unii Pracy, które - jak wynikało z sondaży - nie były najlepsze. Przyciśnięty przeze mnie do muru, po konferencji z ociąganiem zgodził się w końcu na rozmowę. Okupiłem to jednak dość długim oczekiwaniem, gdyż najpierw udzielił dwóch wywiadów na tematy "poważniejsze" niż satyra polityczna. * - Lubi pan dowcipy, które ludzie opowiadają o panu? - Nie było ich aż tak wiele, a te, które słyszałem, nie uważam za szczególnie udane. - Nie podobał się panu ani jeden? - Opowiem panu najlepszą, moim zdaniem, anegdotę na mój temat. Był w Warszawie doskonały satyryk, Janusz Szpotański. I była też pani Aniela Steinsbergowa, która słynęła z tego, że nie bardzo było wiadomo, ile ma naprawdę lat. Jedni mówili, że 120, inni, że 90. Ona sama raz twierdziła, że 85, a innym razem, że 83. Któregoś dnia 36 CHICHOT (Z) POLITYKA przyszedł do niej pan Szpotański, trochę napity, i mówi: - Anielu, czego ja się dowiedziałem na mieście! Podobno byłaś ostatnią kochanką Traugutta? Pani Aniela wcale się nie oburzyła. Uśmiechnęła się tylko i tak się odzywa: - No, jednak jesteś mity! Szpotański zdziwiony pyta: - Dlaczego mity? A na to Aniela: - Mogłeś przecież powiedzieć, że Kościuszki. Od tego czasu minęło parę lat, jest konspiracja, Szpotański znowu przychodzi do pani Anieli i woła od progu: - Anielu, czego ja się dowiaduję. Podobno byłaś nie tylko ostatnią kochanką Traugutta, ale także pierwszą kochanką Bujaka! (śmiech) - To jest, muszę przyznać, najwspanialsza anegdota jaka powstała na mój temat. Dlatego, że świętej pamięci pani Aniela Steinsbergowa była postacią wspaniałą, niezwykłą. Ona do jednej ze swoich koleżanek mawiała: - Nie ma już w Warszawie takich kochanek jak my, co ? Janusza Szpotańskiego, który jest autorem tej anegdoty, uważam za króla satyryków minionego czasu. - Dlaczego powstało tak niewiele dowcipów o Zbigniewie Bujaku? - Jacek Fedorowicz powiedział kiedyś, że moja gęba nie poddaje się karykaturze. Nie mam dobrych karykatur. Może dlatego nie było też dobrych kawałów na mój temat. - Padł pan kiedyś ofiarą wykorzystania dowcipu przeciwko panu? Mam na myśli działania Służby Bezpieczeństwa w czasach, gdy był pan w podziemiu... - Nie obserwowałem tego. Były klasyczne próby ośmieszania mnie, zwykle w jakichś ulotkach. Poczytywałem to sobie nawet za pewnego rodzaju zaszczyt. Była na przykład ulotka, w której mówiono, że jestem Białorusinem. Kiedy mnie czasem pytano, czy naprawdę jestem Białorusinem, odpowiadałem, że oczywiście tak! Bo cóż można było z tym zrobić? Moje nazwisko pochodzi gdzieś z gór, z pogórza. A Białorusin? Czemu nie? Zbigniew Bujak, czyli kochanek pani Anieli 37 - Znam kawały, które były panu przychylne. Przełożona w zakonie wzywa na "dywanik" siostry Marię i Magdalenę i mówi z wyrzutem: - Wszystko jestem w stanie ścierpieć: nawet to, że dzwonią do was mężczyźni, i że spóźniacie się na modlitwę. Ale nie wytrzymam, jeśli jeszcze raz siostra Maria powie do siostry Magdaleny: - Zbyszku, podaj cukier! - No tak! (śmiech). Były podejrzenia, że w stanie wojennym ukrywałem się w klasztorach. Oczywiście, nie! Nie wykorzystywałem Kościoła do ukrywania się, do ratowania swojej osoby. Właśnie po to, aby nie było niepotrzebnych związków między Kościołem a polityczną konspiracją. Chociaż, oczywiście, w pierwszych godzinach stanu wojennego skorzystałem z pomocy jednego z klasztorów w Gdańsku. Natomiast był inny dowcip, dość ciekawy. Mianowicie przybiega siostra zakonna do matki przełożonej i mówi zaniepokojona: - Matko przełożona, w klasztorze jest mężczyzna. Przełożona zastrzygła uszami i pyta: - A skąd się siostra o tym dowiedziała? Na to zakonnica odpowiada: - W ubikacji była podniesiona deska sedesowa. (śmiech). - Czy w PRL-owskim aparacie bezpieczeństwa istniała specjalna komórka, która trudniła się wymyślaniem kawałów politycznych - w celu ośmieszania przeciwników? - Z tego co słyszałem, to w samym ?? PZPR namiętnie zajmowano się tworzeniem różnego typu dowcipów. Ale czy także w Służbie Bezpieczeństwa - nie wiem. - W ??, pana zdaniem, tworzono dowcipy w jakimś celu politycznym, czy tylko dla zabawy? - Pewnie dla samej zabawy. Natomiast w służbach specjalnych nie tyle fabrykowano dowcipy, ile raczej -w pewnym sensie - poważne zarzuty. Przynajmniej próbowano to robić. Na przykład była śmieszna sytuacja z Adamem Michnikiem. On pojechał do Paryża i tam doprowa- 38 CHICHOT (Z) POLITYKA dzono do tego, że w paryskiej prasie, w komunistycznej gazecie, napisano, że Michnik strasznie się puszcza, i że już "przeleciał" 120 pań - od prostych kobiet po hrabianki. Adam strasznie się tym zdenerwował i mówi: - Co za skandal, to robota bezpieki! Dopiero francuscy koledzy go uspokoili: - Adaś, teraz dopiero zaczyna się dla ciebie prawdziwe życie w Paryżu. Po takim artykule będziesz miał Paryż u swoich stóp. I tak było. To w Paryżu nie mogło mu zaszkodzić. - Dziś nie ma już esbeckich kawałów politycznych, ale brak też tych prawdziwych, spontanicznych. Dlaczego? - Sytuacja jest poważna. Ale tak naprawdę, to nie wiem. Nie umiem odpowiedzieć. Poznań, 23 sierpnia 1997 * Zbigniew Bujak - polityk Unii Wolności, były wiceprzewodniczący Unii Pracy * Data urodzenia: 29 listopada 1954 * Miejsce urodzenia: Łopuszno, województwo warszawskie * Znak Zodiaku: Strzelec * Zawód: elektromechanik * Wykształcenie: średnie, Technikum Elektroenergetyczne w Żyrardowie (wieczorowe) * Kariera polityczna: działacz podziemnej opozycji antykomunistycznej, współzałożyciel i członek władz krajowych NSZZ "Solidarność", przewodniczący Zarządu Regionu Mazowsze NSZZ "S", członek Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie (1988-1990), organizator Ruchu Obywatelskiego - Akcja Demokratyczna (1990), założyciel i lider partii Ruch Demokratyczno-Społeczny (1991), współzałożyciel Unii Pracy (1992) i jej wiceprzewodniczący (od stycznia 1993 roku), poseł w latach 1991-1997. Zbigniew Bujak, czyli kochanek pani Anieli 39 * Z ostatnich miesięcy... w wyborach 21 września 1997 roku kandydował z listy Unii Pracy w Katowicach, zdobywając 11 975 głosów. Nie wszedł do Sejmu, gdyż UP nie przekroczyła 5-procentowego progu wyborczego. Pod koniec lutego 1998 roku - obawiając się nadmiernego zbliżenia Unii Pracy do SLD opuścił macierzystą partię, przechodząc do Unii Wolności. Na kongresie tej partii (1 marca 1998) został wybrany do Rady Krajowej UW. Dowcipy Niewiele powstało kawałów na temat Zbigniewa Bujaka. Najbardziej znany, przytoczony zresztą w powyższym wywiadzie, pochodzi jeszcze z lat PRL. Nawiązuje do działalności Zbigniewa Bujaka w antykomunistycznym podziemiu, kiedy to, w stanie wojennym, musiał ukrywać się przed Służbą Bezpieczeństwa: * W klasztorze siostra przełożona daje reprymendę dwóm innym siostrom, Marii i Magdalenie: - Toleruję to, że siostry palą papierosy i spóźniają się na modlitwę. Godzę się z tym, że przychodzą do sióstr jacyś mężczyźni. Ale - doprawdy - nie wytrzymam, jeśli siostra Maria jeszcze raz, przy stole w obecności innych zakonnic, powie do siostry Magdaleny: - Zbyszku, podaj cukier... 40 CHICHOT (Z) POLITYKA Władysław Frasyniuk, czyli Żyd, a na dodatek Ukrainiec Rozmowę z Władysławem Frasyniukiem odbyłem w dość nietypowych warunkach - "łapiąc" go znienacka w pobliżu Sejmu, pod gołym niebem, bardzo późnym wieczorem. Mimo tych okoliczności, bez wahań przystał na wywiad, traktując zaproponowany temat rozmowy - dowcip polityczny - jak każde inne zagadnienie, z którym musi się zmierzyć polityk. * - Jakie miejsce zajmował dowcip polityczny w czasach, kiedy był pan w antykomunistycznym podziemiu? - Miał bardzo duże znaczenie. Powiedziałbym nawet, że im cięższe były czasy, tym dowcip okazywał się cenniejszy. Niejednokrotnie poczucie humoru, umiejętność rozładowania napięcia przy pomocy dowcipu, sprawiało, że człowiek nie obrywał, choć mógł oberwać, wnerwiając wcześniej więziennych naczelników. Drobna sprawa: za każdym razem wszyscy na mnie ryczeli, za to, że nie melduję. Wtedy pytałem, czy nie daj Boże wrona zrobiła mi coś na pagony. Na pytanie, czy znam regulamin, odpowiadałem ze spokojem, że gdybym znał regulamin, byłbym pewnie naczelnikiem tego więzienia. To denerwowało naczelnika, ale rozładowywało tych, którzy mieli ewentualnie bić. - W jakich okolicznościach rodzą się dowcipy? Władysław Frasyniuk, czyli Żyd, a na dodatek Ukrainiec 41 - Gdy w polityce dzieją się ważne rzeczy, kreują się także dowcipy. Mam wrażenie, że po powodzi powraca wiele kawałów z lat siedemdziesiątych. Sam słyszałem, jak ktoś zabawnie skojarzył słynną akcję "Tysiąc szkół na tysiąclecie" z akcją "Tysiąc domów dla powodzian". Ubolewano też dowcipnie, że we władzach nie ma już Jaruzelskiego i Kiszczaka, bo w stanie wojennym nie zabrakło im wojska, zaś ich następcom już pierwszego dnia powodzi brakowało żołnierzy. W opowiadanych po powodzi dowcipach podkreśla się, że wszystko, co mówi premier Cimoszewicz jako żywo przypomina to, co wygadywano przed laty na spotkaniach partyjnych. Oto towarzysz sekretarz przyjeżdża do małej gminy z obietnicą: - Słuchajcie ludzie, most wam zbudujemy! Na to wszyscy patrzą po sobie ze zdumieniem, a ktoś nieśmiało, gniotąc czapkę, zwraca uwagę, że w gminie nie ma rzeki. A sekretarz wali pięścią w stół i krzyczy: - Rzekę, k... też zbudujemy! To jest adekwatne do sytuacji, jaka zaistniała u nas po powodzi. - Czy wykorzystywaliście w podziemiu dowcip jako narzędzie walki z komunistami? - O, tak. Jakość polskich kabaretów była wtedy znacznie wyższa niż teraz. Obecnie trudno odnaleźć się satyrykom, gdyż powielają schematy nie pasujące do dzisiejszej sytuacji. Przypomnę historię "Pomarańczowej Alternatywy", która w sposób doskonały potrafiła ośmieszać ustrój. Wychodząc na ulicę, "pomarańczowi" nieśli portrety "Le-nin-riebionok", czerwone gwiazdy i flagi, makietę pancernika "Potiomkin". To było coś nieprawdopodobnie dowcipnego, żywego, a jednocześnie miało jednoznaczną wymowę polityczną. A co najważniejsze, trudno było za to zrobić kolegium. Kara za coś takiego byłaby bowiem dowcipem do kwadratu. Szkoda, że nie ma dziś takiego ruchu. Być może nawet najbardziej demokratyczna władza powinna być pod ostrą kontrolą satyryków. Szczególną 42 CHICHOT (Z) POLITYKA pozycję zajmował Lech Wałęsa, który nie tylko był wdzięcznym źródłem skeczy czy dowcipów, ale sam produkował zabawne powiedzenia. Niejedno z nich przejdzie do historii polskiego języka politycznego. - Dziś dowcip polityczny niemal nie funkcjonuje. Czy poza serią "powodziową" słyszał pan jakieś udane kawały na temat bieżącej polityki? - To prawda, że są okresy nasilania się dowcipu i jego zmierzchu. W nowej Polsce wysyp kawałów, zwłaszcza tych, które opowiada się w męskim towarzystwie albo w bardzo zaprzyjaźnionym gronie osób, nastąpił w okresie rządów ZChN. Niezwykle zabawny był na przykład cały katalog zakazanych pozycji w stosunkach seksualnych. Albo kawał o strasznym śnie wicepremiera Goryszewskiego. - Nie znam tego kawału... - Otóż do wicepremiera Goryszewskiego przychodzi syn i oznajmia, że się żeni. Goryszewski dziwi się: - Jak to, chodzisz dopiero do pierwszej klasy! Z czego będziesz żył- Na to włącza się mama: - Synku, ale z kim się żenisz? - Jak to z kim? - odpowiada syn. - Z Szymkiem z klasy II cl Goryszewski aż spurpurowiał: - Co, z Szymkiem? Przecież to Żyd.... To było dość adekwatne do tamtej sytuacji. A teraz? Było parę dowcipów przy okazji kulminacji protestów lekarzy. Oto jeden z lekarzy rzuca się na bardzo atrakcyjną pielęgniarkę, wciągają do swego gabinetu, kładzie na kozetkę, zaczyna igraszki miłosne. Pielęgniarka pyta: - Bardzo przepraszam -pan jest chirurgiem czy anastezjologiem? Ten odpowiada: - Chirurgiem! Na to pielęgniarka rzuca ze zniecierpliwieniem: - To rób pan, a nie usypiaj! Tak to powiem, omijając brzydkie słowa... (śmiech) - Trudno uznać to za dowcip polityczny. Dlaczego brakuje humoru tego rodzaju? - Bo brakuje dziś satyryków, którzy potrafiliby śmiać się z obecnej rzeczywistości. Mam wrażenie, że wciąż jeszcze Władysław Frasyniuk, czyli Żyd, a na dodatek Ukrainiec 43 naśmiewamy się z poprzedniej epoki, a przecież nowa też generuje komiczne sytuacje. Patrzę z podziwem tylko na dwie postaci i instytucje w świecie satyry. Pierwszą jest Jacek Fedorowicz, który fantastycznie odnajduje się w nowej rzeczywistości, jego "Dziennik Telewizyjny" jest bardzo dobry. Drugą instytucją jest kabaret "Elita", wcale nie z tego względu, że - tak jak ja - pochodzi z Wrocławia. To był kabaret, który także w stanie wojennym, w mediach publicznych, potrafił uprawiać subtelną satyrę polityczną. Odnalazł się także w nowej rzeczywistości. - Czy słyszał pan jakiś dowcip o sobie? - Opowiadam czasami historię, która wcale nie jest dowcipem. Mieliśmy kiedyś biuro ROAD przy ulicy Włodkowica. To mała uliczka, która dawniej była wewnętrzną ulicą getta żydowskiego. Jeszcze w latach sześćdziesiątych widywałem tam ortodoksyjnych Żydów. Otóż wydzwaniał do nas nieustannie jakiś pan i pytał, dlaczego mamy siedzibę akurat przy ulicy Włodkowica. Sekretarka odpowiadała, że nie wie. - Niech się pani zastanowi - zachęcał. Aż któregoś razu nie wytrzymał i powiedział: - Bo wie pani, ten Frasyniuk, nie dość, że Żyd i Ukrainiec, to w dodatku unita... To było tuż po tym, jak ROAD przekształcił się w Unię Demokratyczną. Uważam, że to bardzo ładna anegdotka, mimo że facet mówił to z absolutną wściekłością i nienawiścią w głosie. Podobała mi się także sytuacja z bardzo ciężkiego więzienia w Barczewie, gdzie siedziała elita ówczesnego czasu, resztki, które nie załapały się na amnestię, potencjalni przywódcy. Była tam między innymi grupa KPN, Słowik, Kropiwnicki, Bednarz, Pałuka, Kosmowski, czyli nazwiska polityczne znane w tamtych czasach. Stosowano wobec nas ostre represje, doprowadzono do tego, że Szeremietiew miał tak silną nerwicę serca, iż parokrotnie omdlewał. Doszło tam do protestu, w którym poparli nas złodzieje, więc stłukli ich i wywieźli. Zostaliśmy sami na tym oddziale. "Tanda", czyli więzienne ZOMO, 44 CHICHOT (Z) POLITYKA wpadało pod cele, a kapitan ochrony dawał dyspozycje: - Ostrożnie, intelektualista! Chory, intelektualista! A kiedy byli pod moją celą, zawsze padał okrzyk: - Miody, zdrowy i robotnik! Wchodzili zawsze z pełnym impetem. Bardzo mi się to podobało. - Czy politykom jest potrzebne poczucie humoru? - Absolutnie tak! W dzisiejszej polityce też nie brakuje sytuacji trudnych i stresujących. Dowcip się przydaje, bo rozładowuje sytuację. A jednocześnie niejako przybliża polityka do ludzi, którzy obserwują życie publiczne. Spotkanie polityka w sytuacji zwyczajnej dla przeciętnych ludzi jest sytuacją nadzwyczajną. Miałem taką zabawną sytuację, kiedy wyszedłem na spacer z psem, w podkoszulku i krótkich gatkach. Jakiś człowiek podszedł do mnie i powiedział: - Jezu, ale pan jest fajny facet. Nigdy nie spodziewałem się, Że zobaczę pana w podkoszulku. A kiedy w czasie powodzi układałem wały, ktoś wyraził zadowolenie, że nareszcie widzi mnie normalnego. A byłem wtedy brudny od stóp do głów, w gumiakach... Ludzie mają dość ideologii, sierioz-nego gadania. Chcieliby zobaczyć w politykach lekkość, bezpośredniość, po prostu samych siebie. - Czy potrafi pan wymienić swoje słabości, które innym mogą się wydać dobrym pretekstem do żartów? - Mam wrażenie, że jestem obiektem żartów, a także poważnych trosk moich kolegów partyjnych. Ludzie uważają, że jestem "czarnym charakterem", ale w sensie pozytywnym. Widzą we mnie ten typ postaci, która często występuje w filmach: niby zły, a jednak szlachetny. Należę do ludzi, którzy mówią wprost to, co mają na sercu. Niestety, nie jest to polityczne zachowanie. Często padam ofiarą żartów także dlatego, że mówię szybko, zjadam końcówki. To moja wada: niejednokrotnie szybciej mówię niż myślę. Wynika to z przyzwyczajenia do myślenia konspiracyjnego, na skróty. Czasem wydaje mi się, że wszyscy mamy tę samą Władysław Frasyniuk, czyli Żyd, a na dodatek Ukrainiec 45 przeszłość. A po co używać niepotrzebnych zdań, skoro można powiedzieć skrótem i każdy to zrozumie? Otóż przekonuję się, że nie każdy. Z tego biorą się moje lapsusy słowne, które inni przetwarzają na żarty. Ale mnie to nie oburza. Dowcip jest potrzebny. Polityk, który przez 24 godziny na dobę myśli wyłącznie o tym, jaki ruch wykonać, nie odniesie sukcesu. Buduje on bowiem logiczne konstrukcje, które nijak nie pasują do rzeczywistości. A polityk musi zgrzeszyć, musi się przynajmniej otrzeć o normalność. Warszawa, 31 lipca 1997 * Władysław Frasyniuk - poseł Unii Wolności * Data urodzenia: 25 listopada 1954 * Miejsce urodzenia: Wrocław * Znak Zodiaku: Strzelec * Zawód: kierowca-mechanik * Wykształcenie: średnie, technikum samochodowe * Kariera polityczna: działacz podziemnej opozycji antykomunistycznej, współzałożyciel i członek władz krajowych NSZZ "Solidarność", przewodniczący Regionu Dolny Śląsk NSZZ "S" (do października 1990), członek Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie, uczestnik obrad "okrągłego stołu", współzałożyciel Ruchu Obywatelskiego - Akcja Demokratyczna, przewodniczący ROAD (po ustąpieniu Zbigniewa Bujaka), współzałożyciel i wiceprzewodniczący Unii Demokratycznej (od maja 1991), członek prezydium Rady Krajowej Unii Wolności (od kwietnia 1994), poseł od roku 1991. * Z ostatnich miesięcy... w wyborach 21 września 1997 roku kandydował do Sejmu jako lider listy Unii Wolności we Wrocławiu. Zdobył mandat, zbierając 37 750 głosów. Jest wiceprzewodniczącym sejmowej Komisji Regulaminowej i Spraw Poselskich. 46 CHICHOT (Z) POLITYKA Dowcipy Nie udało mi się znaleźć dowcipów na temat Władysława Frasyniuka. W gronie polityków postsolidarnościowych uchodzi on za jednego z głównych przeciwników surowego zakazu aborcji, za którym opowiada się prawica. Na temat aborcji powstało sporo kawałów. Oto przykłady: * - Kto to jest pedał? - To facet, który ma ustawę antyaborcyjną w dupie. * - Ustawa antyaborcyjna okazuje się zupełnie zbędna. - Dlaczego? - Rząd i tak nie jest w stanie zapłodnić społeczeństwa żadną pozytywną mysią, bo ma poronione pomysły. * W czasie debaty nad ustawą antyaborcyjną próbowano ustalić, kiedy zaczyna się życie. Katolik orzekł, że w chwili poczęcia, a Zyd, że w momencie narodzin. Spór rozstrzygnął rabin: - Zycie zaczyna się, gdy dzieci się wyprowadzają, a pies zdycha. * Co zrobił parlament po nowelizacji ustawy antyaborcyjnej? - Zlikwidował piąte przykazanie z przyczyn ekonomicznych. Jerzy Gwiżdż, czyli gwiżdż na pryszcz Zanim rozpocząłem pytać Jerzego Gwiżdżą o kwestie związane z dowcipem, przeprowadziłem z nim odrębny wywiad dla "Głosu Wielkopolskiego" na temat bieżących wydarzeń politycznych. Po tym wstępnym "maglowaniu" ze sporą ulgą przeszedł na grunt satyry politycznej. Rozluźnił się, uśmiechnął, ożywił. Był tylko jeden mankament - mówił bardzo cicho, a dyktafon miałem w sporym oddaleniu. Z trudem udało mi się odtworzyć zapis rozmowy. * - Byłby pan zadowolony, gdyby usłyszał pan na ulicy dowcip na swój temat? - Ja jednej rzeczy nie mogę ścierpieć (śmiech). Tego, że moje dzieci -jak się denerwują, że godzinę siedzę w łazience - pytają: Co tato, znowu gwiżdż na pryszcz ? Jest telewizyjna reklama płynu przeciwko trądzikowi z hasłem: "Gwiżdż na pryszcz!". Przyznam, że to jedyna reklama, która mnie drażni. Pół biedy, gdy słyszę to tylko w telewizji. Ale kiedy dzieci dowcipkują, że nie powinienem ciągle wyciskać pryszczy, wtedy się irytuję. Wyciskanie pryszczy jest takie niemęskie, a ja jestem chłop, a nie jakiś wygniatacz krost. I nie chciałbym także wygniatać pryszczy politycznych. Na Boga! - Mówimy o grze słów z telewizyjnej reklamy. A może słyszał pan jakiś dowcip związany z pana działalnością polityczną? 48 CHICHOT (Z) POLITYKA - W czasie kampanii prezydenckiej w 1995 roku usłyszałem dowcipne powiedzenie " Gwiżdż na prezydenta ". To oczywiście nie było sympatyczne dla Lecha Wałęsy. Ten, kto to mówił, rzecz jasna, nie promował mojej kandydatury, tylko użył formy rozkazującej czasownika "gwizdać". Zdarzają się takie rzeczy, czasem nawet nieprzyzwoite. Mam je powtarzać? Niezbyt dobrze opowiadać dowcipy o sobie, bo jak się to robi, to ludzie myślą, że ktoś chce uchodzić za wielką postać. Ale powiem szczerze: nigdy nie gniewam się o to, że ktoś sobie ze mnie żartuje. Niech sobie dowcipkują! - W takim razie przytoczę dowcip na pana temat, który opowiedział mi dawny pana współpracownik, a obecnie oponent... - Kto? - Andrzej Gąsienica-Makowski... - Aaa, tak.... - Kiedy poprosiłem, aby opowiedział kawał o swoim adwersarzu, zadał mi zagadkę: Co jest szczytem aborcji? Odpowiedź brzmiała: Usunąć Gwiżdżą z BBWR. Podoba się panu ten dowcip? - Ja w ogóle nie wiem, czy to jest dowcip. To raczej coś w stylu pełzającej gąsienicy. Gdyby on powiedział "wyskrobać Gwiżdżą", to bym rozumiał, ale usunąć? Jakoś łagodnie i mało dowcipnie to zabrzmiało. Nie traktuję tego w kategoriach złośliwego żartu, lecz zachcianki. - Co to znaczy metoda "pełzającej gąsienicy"? Rewanżuje się pan dowcipem? - Tak się mówi, kiedy ktoś chce coś zrobić, ale tylko pełza, pełza, pełza... To nie był rewanż złośliwy, nie ja to wymyśliłem. - Jak pan ocenia swoje poczucie humoru? - Sądzę, że mam niezłe poczucie humoru. A przede wszystkim nie jestem człowiekiem, który uprawia politykę siermiężną. To znaczy, że nie płaczę, gdy - na przykład Jerzy Gwiżdż, czyli gwiżdż na pryszcz. 49 - wbrew mnie uchwalają zgodę na aborcję. W takiej chwili mówię sobie: - To już szczyt wszystkiego, żeby pozwalać im na morderstwa. We mnie coś takiego wyzwala dodatkową energię, mobilizuje do działania. Uważam, że jedną z najgorszych rzeczy na prawicy są ciągnące się w nieskończoność narady. Z tych narad, gdzie czasami rzuca się także jakieś dowcipne uwagi, zazwyczaj wszyscy wychodzą obrażeni, pokłóceni. Niektórzy ludzie mają po prostu delikatną psychikę, przez co bardzo źle się czują, gdy ktoś sobie z nich zażartuje. To jest straszne. Uważam, że gdybyśmy się częściej uśmiechali a rzadziej smucili, nasze działanie byłoby lepsze, efektywniejsze i skuteczniejsze. - Może w polityce w ogóle nie ma miejsca na dowcip? - Nic podobnego! Polityka to idealna dziedzina życia, wokół której mogą powstawać zaskakujące czasem dowcipy. Pod Nowym Sączem jest wieś Męcina. Mieszka tam człowiek o nazwisku Józef Oleksy, który hoduje kury, sprzedaje jaja. On wpadł na świetny pomysł. Na wytłocz-kach, w które pakuje się jajka, umieścił napis "Świeże jaja - Józef Oleksy". Szły mu jak woda, bo każdy chciał mieć taką wytłoczkę. Z polityki można się śmiać na różne sposoby. - Czy to prawda, że wyjątkowe poczucie humoru ma Lech Wałęsa? Pan, będąc szefem jego sztabu wyborczego, poznał go chyba od tej strony. - Och, ma ogromne poczucie humoru! To człowiek, który potrafi w jednej chwili - zwłaszcza gdy jest bardzo ciężka sytuacja, wręcz ekstremalna - dokonać takiej wolty, że wszyscy śmieją się do rozpuku. - Niech pan opowie choć o jednym z takich zdarzeń? - Byliśmy kiedyś w gminie Korzenna. Przewodniczący tamtejszej Rady Gminnej wręczył panu prezydentowi akt nadania honorowego obywatelstwa gminy. Lech Wałęsa otworzył ten dokument, zobaczył podpis "Julian Paciorek" 50 CHICHOT (Z) POLITYKA i powiedział: - Oj, powieszę to sobie nad łóżkiem. Nigdy nie zapomnę się pomodlić. U Lecha Wałęsy tego typu dowcipne uwagi rodzą się natychmiast i zawsze są na przyzwoitym poziomie, to nie są chwyty poniżej pasa. Prezydent Wałęsa ma istotną cechę - nigdy nie naigrawa się z ludzi, z ich potknięć, nawet konkurentów. Nie jest prawdą, że on lekceważy czy depecze ludzi. - Czy Lech Wałęsa potrafi się śmiać z siebie samego? - Tak, oczywiście. Ja nawet podejrzewam, że wiele dowcipów Wałęsa sam stworzył. On ma naprawdę duże poczucie humoru. - Ukazywało się na rynku wiele broszur i książeczek z serii "100 dowcipów o Wałęsie". Czy prezydent je kolekcjonował? - Nie wiem, czy kolekcjonował. Ale wiem, że sam powtarzał kawały na swój temat. To jest bardzo sympatyczne. Uważam, że człowiek, który jest mały, nie potrafi się śmiać z siebie. Ten, który sobą coś reprezentuje, potrafi zakpić także z siebie. - Czy nie budziły sprzeciwu prezydenta dosadne kawały, których bohaterem, zamiast Bieruta, Gomułki czy milicjantów, stawał się on sam? Podam przykład. Pytanie: - Dlaczego prezydent przed zaśnięciem stawia obok łóżka dwie szklanki: z wodą i pustą? Odpowiedź: - Bo raz mu się chce pić, a raz nie... - Dowcip jak dowcip. Na pewno Wałęsa by się nie obraził. A poza tym, liczba dowcipów opowiadanych o danym polityku świadczy o jego popularności. W Niemczech opowiada się kawały o Kohlu, w Ameryce kiedyś o Reaganie, a dziś o Clintonie. To świadczy o popularności tych polityków. Gdy ktoś jest bezbarwny, nie budzi żadnych emocji. - Czy z tego względu jest tak mało dowcipów o Aleksandrze Kwaśniewskim? Jerzy Gwiżdż, czyli gwiżdż na pryszcz 51 - Rzeczywiście prawie ich nie ma, a te, które się pojawiają, są raczej głupawe. - Dlaczego teraz brakuje kawałów politycznych, a było ich tak wiele w PRL? - W tamtych latach humor miał zupełnie inny charakter. Teraz dowcipy, zgodnie ze swoją rolą, mają jedynie bawić, natomiast w kawałach z lat PRL była zawarta cała prawda o systemie i jego ludziach. One nie tylko bawiły - także demaskowały, wyzwalały emocje. Co ciekawe, tamte dowcipy długo się pamiętało, całymi latami, a te dzisiejsze bardzo szybko wylatują z pamięci. - Myśli pan, że w związku z tym w Polsce będzie coraz... _^ - ...weselej! - Weselej? Tak pan uważa? - Weselej w tym sensie, że dowcip istniał będzie tylko po to, aby bawić. A tak przecież powinno być. Poznań, 3 grudnia 1996 * Jerzy GwidŻ - lider ruchu Solidarni w Wyborach, poseł Akcji Wyborczej Solidarność, członek prezydium Klubu Parlamentarnego AWS * Data urodzenia: 10 sierpnia 1954 * Miejsce urodzenia: Nowy Sącz * Znak Zodiaku: Lew * Zawód: prawnik * Wykształcenie: wyższe, Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie * Kariera polityczna: członek Stronnictwa Demokratycznego, a następnie Porozumienia Centrum, prezydent Nowego Sącza (1990-1994), współzałożyciel Bezpartyjnego Bloku Wspierania Reform (1993), poseł i wiceprzewodniczący Klubu 52 CHICHOT (Z) POLITYKA Poselskiego BBWR, przewodniczący BBWR (1994-1996), członek Rady ds. Samorządu przy Prezydencie RP, szef sztabu wyborczego Lecha Wałęsy (1995), nie uznał wykluczenia z BBWR, współzałożyciel i lider ruchu BBWR-Solidarni w Wyborach, uczestnik Akcji Wyborczej Solidarność. * Z ostatnich miesięcy... w wyborach 21 września 1997 roku kandydował do Sejmu z listy Akcji Wyborczej Solidarność w Warszawie. Zebrał 13.823 głosy, co nie dało mu mandatu. Miejsce w Sejmie uzyskał z listy krajowej AWS. Wszedł do prezydium Klubu Parlamentarnego AWS. Został przewodniczącym sejmowej Komisji Odpowiedzialności Konstytucyjnej. Dowcipy Nie natknąłem się na klasyczne kawały o Jerzym Gwiż-dżu. Bodaj jedyny, cytowany zresztą w powyższym wywiadzie, to dowcip-zagadka rozpowszechniany w BBWR po tym, jak - po ostrych bojach - pozbawiono Jerzego Gwiżdżą funkcji przewodniczącego BBWR: * - Szczyt aborcji? - Usunąć Gwiżdżą z BBWR. Aleksander Hall, czyli ambiwalentne uczucia do żaby Miałem obawy, czy Aleksander Hall - znany z dość poważnego usposobienia - zgodzi się na rozmowę o "niepoważnych" kawałach politycznych. Dmuchając na zimne, zastosowałem więc rodzaj fortelu. Kiedy zawitał do Poznania, jeszcze w czasie konferencji prasowej uprzedziłem gospodarza spotkania, poznańskiego polityka Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, Piotra Buczkowskiego, że chcę przeprowadzić wywiad z szefem Rady Politycznej SKL. Zgodę uzyskałem "od ręki". I dopiero zadając pierwsze pytanie, ujawniłem, że rozmowa nie ma dotyczyć bieżących kwestii politycznych. Aleksander Hall nie był chyba uszczęśliwiony takim obrotem sprawy, ale dzielnie znosił moje kolejne pytania. * - Czy przeciwko panu użyto kiedykolwiek dowcipu jako broni politycznej? - Nie, nie czuję się poszkodowany. - Ze spokojem odnosi się pan do żartów, dowcipów czy karykatur, których jest pan bohaterem? - Muszę powiedzieć, że raczej to mi pochlebiało. Ukazywały się moje karykatury i nie miałem nic przeciwko temu. Karykaturyzuje się raczej tych ludzi, których się zauważa. A przecież lepiej być zauważanym niż niezauwazanym. Jest, oczywiście, kwestia dobrego smaku, dobrego tonu. Ale nie spotkałem się z jakimś dowcipem czy innym działaniem 54 CHICHOT (Z) POLITYKA satyrycznym, które uważałbym za złe w tonie lub takie, które dotknęłoby mnie osobiście. - A to, co publikuje tygodnik "Nie"? Czy w pana ocenie mieści się to jeszcze w kategoriach dobrego smaku? - Przyznam, że nie czytałem tygodnika "Nie". Z tym pismem nie miałem do czynienia. - Czy dowcip może być skuteczną formą walki politycznej? - Oczywiście, że tak. Ktoś, kto jest człowiekiem dowcipnym, umie posługiwać się żartem, błyszczy humorem, zyskuje w ten sposób sympatię i może zdobywać zwolenników, umacniać swoją pozycję - w społeczeństwie, a nie w polityce gabinetowej. A z drugiej strony bywa tak, że złośliwy, lecz trafny dowcip potrafi nieźle ugodzić i zaszkodzić konkurentowi. - Istnieje stereotyp, że "luzackie" podejście do polityki mają środowiska lewicowe, liberalne, natomiast konserwatyści, do których pan się zalicza, niejako ze swojej natury prowadzą politykę stateczną, wyważoną pozbawioną humoru. Czy zgadza się pan z takim wizerunkiem konserwatysty? - Myślę, że nie ma tutaj reguł. Stateczność czy zrównoważenie nie musi oznaczać nudy lub braku poczucia humoru. Nie sądzę, aby mogła to być kwestia sympatii albo antypatii politycznych, czy też przynależności do prawicy lub lewicy. Poczucie humoru to cecha indywidualnych osób. Znam polityków prawicy z dużym poczuciem humoru. - Może pan wymienić najweselszych? - Bardzo specyficzne poczucie humoru, lekko sarkastyczne, prezentuje na przykład Wiesław Chrzanowski. Duże poczucie humoru ma także Stefan Niesiołowski. - Wspomniał pan, że po to, aby błysnąć żartem, trzeba mieć odpowiednie predyspozycje. Jak pan siebie ocenia w tej mierze? Aleksander Hall, czyli ambiwalentne uczucia do żaby 55 - Nie mam tej umiejętności. Patrzę na siebie obiektywnie i wiem, że brakuje mi jej. Uważam się natomiast za człowieka, który ma poczucie humoru, na pewno nie jestem człowiekiem nadętym i zapatrzonym w siebie. - Czasem, gdy patrzy się na pana w telewizji, sądząc po pana wyrazie twarzy, można mieć wrażenie, że polityka to rzecz niezmiernie smutna... - Aż tak źle? (śmiech) - Tak to odbieram. Uśmiech rzadko gości na pana twarzy... - No to zmartwił mnie pan. - Czy w związku z tym pomyśli pan nad zmianą wizerunku? - Boja wiem? Nie sądzę, abym mógł radykalnie zmienić swój wizerunek. - Słyszał pan w ostatnim czasie jakiś udany dowcip polityczny? - Na pewno tak, tylko te dowcipy wlatują i wylatują. Ja ich nie kolekcjonuję. Nie mogę sobie w tej chwili przypomnieć żadnego. - Gdybym zapytał pana o kawały z okresu PRL, na pewno byłoby panu łatwiej przywołać w pamięci jakiś dowcip. Dlaczego w tamtym okresie było ich tak wiele. Generalnie ocenia się, że po prostu ubyło absurdów w polskim życiu publicznym. Ale przecież w obecnej polityce nie brakuje zabawnych zdarzeń, które mogłyby być przetworzone na język dowcipu... - I są w jakimś stopniu. Pewnie ma pan rację, że tych dowcipów jest mniej, ale myślę, że nadal powstają. Pamiętajmy jeszcze o jednym - w PRL dowcip stanowił życie zastępcze. W czasie kiedy oficjalnie w polityce nie można było nic robić, pozostawały żarty. Natomiast w tej chwili tyle się dzieje, tyle można, że rola dowcipu, politycznego zwłaszcza, zmieniła się, zmalała. 56 CHICHOT (Z) POLITYKA - Mimo że trudno panu przypomnieć sobie na poczekaniu jakiś współczesny kawał polityczny, chciałbym się dowiedzieć, jak pan ocenia obecną satyrę polityczną? - Wysoko oceniam dowcipy rysunkowe Henryka Sawki w tygodniku "Wprost". Myślę, że one dobrze oddają klimat polityczny. Ale, z całą pewnością, jest to w Polsce sztuka znacznie mniej zaawansowana, i z mniejszą tradycją niż w ustabilizowanych, długotrwałych demokracjach. - Lubi pan zwierzątko, które miało pana wyobrażać w satyrycznym programie "Polskie ZOO"? - Nie raziło mnie. - Co to był za stworek? - Była to chyba jakaś żaba. Nie budziła ona mojej specjalnej sympatii, ale absolutnie nie była też antypatyczna. - Pytałem o to samo Tadeusza Mazowieckiego. Przyznał, że długo musiał się przyzwyczajać do wizerunku żółwia, jaki do niego przylgnął. Pan nie miał podobnych kłopotów? - Żółw jest bardziej charakterystyczny niż żaba. Bardzo mi się podobał Mazowiecki jako żółw, choć też nie miałem pierwszego skojarzenia w tym kierunku. Doskonały był Kuroń jako hipopotam. - Czy istnieją postaci iub sprawy, z których nie należy kpić - ani w typowych kawałach, ani w kabarecie? - Na pewno nie należy kpić z ewidentnych ludzkich, nie zawinionych przez tych ludzi, tragedii czy ułomności. Byłoby nietaktem kpić z kogoś, kto jest na przykład niewidomy, ma jakąś wadę fizyczną. Tego nie należy robić! - Kto w polskiej polityce daje najwięcej pretekstów do tego, aby stroić sobie z niego żarty? - Jest kilka takich osób, zresztą bardzo różnych. Spróbuję parę postaci wymienić: Jan Olszewski, Tadeusz Mazowiecki, Jacek Kuroń. - A po stronie obozu postkomunistycznego? Aleksander Hall, czyli ambiwalentne uczucia do żaby 57 - Waldemar Pawlak. - Nie ma pan wrażenia, że polska polityka jest nudna? - Nie, polska polityka nie jest nudna. Natomiast trochę nudny okazał się parlament drugiej kadencji - poprzez swoją jednostronność polityczną. Zresztą, co tu dużo mówić, w olbrzymiej mierze zawinioną przez samą prawicę, która w 1993 roku nie zdołała się zjednoczyć. Następny parlament, pod tym względem, będzie na pewno znacznie ciekawszy. - Jak odnosi się pan do kawałów, które w dosadny sposób wyszydzają polityków. Mam na myśli choćby serię dowcipów o Lechu Wałęsie, które powielały schemat stosowany w odniesieniu do Bieruta, Gomułki, Gierka? - Przyznam, że tych kawałów nie pamiętam. W ogóle nie mam zdolności do zapamiętywania kawałów. Naprawdę! - Czy poza dowcipem politycznym lubi pan inny rodzaj humoru? Na przykład obyczajowy, choćby bardzo modne kawały o blondynkach? - One są strasznie głupawe. Wolę dowcip bardziej subtelny, zmuszający do myślenia. Nie lubię kawałów topornych, wykładających kawę na ławę. Ten typ poczucia humoru, który reprezentowali Laskowik, Smoleń czy nawet Pietrzak, nie odpowiada mi. - Czy w sferze humoru jest miejsce na autoironię? - No, musi być! - A gdybym poprosił pana o próbę przedstawienia siebie z przymrużeniem oka, to co by pan powiedział? - No cóż. Trudno tak siebie autoironicznie ocenić... (chwila zastanowienia). Zrezygnuję z tego. Poznań, 16 kwietnia 1997 58 CHICHOT (Z) POLITYKA * Aleksander Hall - jeden z liderów Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, poseł Akcji Wyborczej Solidarność, wiceprzewodniczący Klubu Parlamentarnego AWS * Data urodzenia: 20 maja 1953 * Miejsce urodzenia: Gdańsk * Znak Zodiaku: Byk * Zawód: historyk * Wykształcenie: wyższe, Wydział Historii Uniwersytetu Gdańskiego * Kariera polityczna: działacz Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela (od 1977), lider Ruchu Młodej Polski (od 1979), współzałożyciel Komitetu Więzionych za Przekonania, członek władz regionalnych NSZZ "Solidarność" w Gdańsku (1981), członek Społecznej Rady Prymasowskiej, wiceprezes Klubu Myśli Politycznej "Dziekania" (1988-1989), członek Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie, uczestnik obrad "okrągłego stołu", minister-członek Rady Ministrów do spraw kontaktów z partiami i ruchami społecznymi w rządzie Tadeusza Makowieckiego, członek Unii Demokratycznej, lider Forum Prawicy Demokratycznej, przewodniczący Partii Konserwatywnej (od 1992), członek władz krajowych Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, szef Rady Politycznej SKL (od 1996), poseł w latach 1991-1993. * Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 roku kandydował (fo Sejmu z listy AWS w Gdańsku. Uzyskał mandat, zdobywając 7 254 głosy. Wybrany został na wiceprzewodniczącego Klubu Parlamentarnego AWS. Dowcipy Mimo usilnych poszukiwań, nie znalazłem ani jednego kawału o Aleksandrze Hallu. Piotr Ikonowicz, czyli sztywniacy w krawatach Propozycję rozmowy na temat dowcipu politycznego Piotr Ikonowicz przyjął bez zaskoczenia. Lubi udzielać się w mediach, sam pracował jako dziennikarz, więc bodaj każdy temat do dyskusji podejmuje z równym zaangażowaniem. Rozmawialiśmy w przerwie obrad Sejmu. * - Kiedy umarł dowcip polityczny w Polsce? - Dowcip umiera, kiedy już nie ma z czego się śmiać, albo kiedy musimy się śmiać z samych siebie. Dlaczego dowcip dawniej tak rozkwitał? Bo była głupia, komunistyczna władza i mądre społeczeństwo, które robiło sobie z niej jaja. Natomiast w tej chwili mamy głupią, niekomunistyczną władzę i jest dużo trudniej z niej się śmiać, ponieważ sami ją sobie wybieramy. Kiedyś śmialiśmy się z milicjantów, a dziś nie mamy na to ochoty, bo jest takie zagrożenie bezpieczeństwa, że modlimy się, aby policjanci byli na każdym rogu. Zmieniły się realia, żyje się ciężej, jest niższy poziom bezpieczeństwa socjalnego. Ludziom odechciało się śmiechu. W Polsce naprawdę będzie dobrze, kiedy ten wzrost gospodarczy, o którym tyle się słyszy, stanie się odczuwalny przez ludzi. I wtedy zaczniemy się znowu śmiać i tworzyć dowcipy polityczne, z których zawsze słynęliśmy. 60 CHICHOT (Z) POLITYKA - A może nastąpiła ucieczka w dowcip obyczajo-wo-erotyczny? Wspomnę choćby serię o blondynkach... Być może to jest reakcja na zmęczenie polityką? - Tak, aczkolwiek jestem przeciwnikiem dowcipów wyłącznie o blondynkach. Z dużą radością usłyszałem w jakiejś reklamie dowcip o blondynach. - Czy opowiada pan dowcipy polityczne? - Jak tylko jakiś usłyszę, staram się go powielać. - Kiedy słyszał pan ostatni? - No, już jakiś czas temu. Może opowiem kawał z serii o Polakach, który jest bardzo charakterystyczny. Usłyszałem go w Stanach Zjednoczonych. Nie wiem, czy pan pamięta - były kawały o tym, ile osób potrzeba do wkręcenia żarówki, powtarzały się w tych żartach różne konfiguracje. Ostatni dowcip z tej serii jest o Polakach. Odpowiedź brzmi: do wkręcenia żarówki nie potrzeba ani jednego Polaka, zrobi to za nich niewidzialna ręka rynku... - Jak pan reaguje na "polish jokes", w których często pokazywane są nasze niedostatki intelektualne? - Myślę, że powinniśmy na to reagować spokojnie. Oczywiście, niektóre dowcipy o Polakach są niesmaczne i ksenofobiczne. Te, które nas dobrze charakteryzują, bo mamy przecież szereg przywar, należy przyjmowć z uśmiechem. A tym, które są sposobem jednej mniejszości narodowej w Stanach Zjednoczonych na poniżanie innej mniejszości, trzeba dawać godny odpór. Ale też nie należy nadmiernie się nimi przejmować, bo takie dowcipy, które starają się poniżyć inny naród, opowiadają ludzie z kompleksami. - Czy politykom potrzebne jest poczucie humoru? - Nie wyobrażam sobie możliwości uprawiania polityki bez poczucia humoru. To praca, w której jest bardzo dużo napięcia i często dowcip opowiedziany w czasie obrad przez marszałka lub któregoś z posłów, pozwala wytchnąć Piotr Ikonowicz, czyli sztywniacy w krawatach 61 systemowi nerwowemu. Przyjaźnię się z dużą grupą osób, które mają zupełnie inne poglądy polityczne niż ja, tylko dlatego, że uwielbiam je za poczucie humoru. - Dlaczego jednak polscy politycy sprawiają wrażenie bardzo posępnych? - To sprawia chyba brak poczucia komfortu, jaki daje poukładany świat. Polski świat społeczny i gospodarczy, a więc także polityczny, jeszcze się układa, jeszcze się tworzy. Żadna pozycja w naszym społeczeństwie, a zwłaszcza pozycja polityka, nie jest pewna. A poza tym polska polityka jest bardzo brutalna, właśnie dlatego, że jeszcze się przepychamy do miejsc w wyścigu. To jest ten moment, kiedy wszyscy naraz próbują ruszyć i wpadają na siebie. Kiedy będzie już wiadomo, kto biega szybko, a kto wolniej, kto jest z przodu, a kto z tyłu, kto na górze, a kto na dole - wtedy będzie łatwiej. Nawet jeśli jest się trochę niżej, ale już na stałe, jest się bowiem spokojniejszym. To jest właśnie ten komfort. - Pan nie unika bezpośrednich, personalnych ocen. Kogo zatem uznaje pan za najbardziej wesołego w polskiej polityce, a kogo za wyjątowego smutasa? - Takim rozdokazywanym marszałkiem okazał się Józef Zych, choć nie zawsze wtrącał żarty pierwszej próby. Ponurzy są na ogół posłowie Unii Wolności, z wyłączeniem Jacka Kuronia. Tutaj w Sejmie nawet z prawicą jesteśmy "na ty", bo siedzi się razem do późnych godzin nocnych. A Unia Wolności to jest klub panów, z którymi jest się zawsze "na pan". Oni nawet między sobą mówią "na pan", są tacy bardzo dystyngowani. To kulturowy wyróżnik tego klubu, nie wiem na czym to polega. - Czy istnieją różnice w poczuciu humoru pomiędzy lewicą, do której pan należy, a prawicą? - Myślę, że jest rodzaj prawicy, który ze swojej istoty jest bardzo konserwatywny, a jednocześnie niepewny sie- 62 CHICHOT (Z) POLITYKA bie. To są ludzie, którzy starają się reprezentować bardzo konserwatywne wartości małych miasteczek, środowisk wiejskich. Dla mnie ten konserwatyzm jest synonimem zacofania, zabobonu, tego co się nazywa ciemnogrodem. Ci ludzie na ogół są ponurzy, bo to jest częścią ich pomysłu na życie. Oni tworzą zhierarchizowany świat, na czele którego stoi Bóg, kościół, honor, ojczyzna. Ten świat tak naprawdę jest ponury, pretensjonalny, napuszony. - Nie dostrzega pan podobnych objawów na lewicy? - Oczywiście, jest lewica bardzo państwowotwórcza, są na lewicy ludzie, którzy sami siebie prowadzą pod rękę. Ale jeżeli idziemy kulturowo w stronę lewicy, najbardziej lewicowym politykiem jest Jacek Kuroń. On ma taki bezpośredni sposób bycia, że jak do niego podchodzi facet spod budki z piwem, to on rozmawia z nim jak z człowiekiem. Kuroń jest szczerym demokratą, wie, że niezależnie od poziomu i statusu społecznego wszyscy jesteśmy ludźmi o takich samych prawach. To jest bardzo cenne w Jacku Kuroniu. W środowisku lewicowym, zwłaszcza w młodszym pokoleniu, jest coraz więcej osób rozumiejących już luz, który reprezentuje sobą lewica europejska, europejscy socjaliści, socjaldemokraci. Ale to dopiero do nas dociera. Na razie jesteśmy jeszcze sztywniakami w krawatach. - Co pana najbardziej śmieszy w polskiej polityce? Innymi słowy, co najbardziej nadawałoby się do przetworzenia na klasyczny dowcip polityczny? - Nasze wyobrażenia o świecie i Europie. Nie wiem, czy pan zauważył, że wtedy, kiedy mówimy o kilku czy kilkunastu najbogatszych krajach świata, zaczynamy od stwierdzenia na całym świecie. Tak naprawdę na całym świecie jest dokładnie odwrotnie: bieda, bezrobocie, nędza, epidemie, wojny. Trzeba sobie wreszcie uświadomić, że to co próbujemy zrobić w Polsce, to nie jest to, co istnieje na całym świecie. Usiłujemy raczej uciec przed tym, co dotyka większość ludzkości. Piotr Ikonowicz, czyli sztywniacy w krawatach 63 - Nie szkoda panu tych czasów, kiedy od każdego znajomego można było usłyszeć nowy, świetny kawał polityczny - o sekretarzu PZPR czy przyjaźni z ZSRR? - W tym sensie mi szkoda, że lubiłem się śmiać. Ale to chyba jedyny powód, dla którego mogłoby mi być szkoda tamtych lat. - Przeżyjemy jeszcze renesans dowcipu politycznego? - Myślę, że tak. Ale wie pan, kiedy to nastąpi? Gdy do głosu dojdą ludzie, dla których stan wojenny jest zamierzchłym wspomnieniem z wczesnego dzieciństwa. - Chciałby pan słyszeć dowcipy o sobie, czy też wolałby pan, aby ich w ogóle nie było? - Gdybym umiał, sam bym je wymyślał! Warszawa, 18 czerwca 1997 * Piotr Ikonowicz - przewodniczący Polskiej Partii Socjalistycznej, poseł Sojuszu Lewicy Demokratycznej * Data urodzenia: 14 maja 1956 * Miejsce urodzenia: Pruszków * Znak Zodiaku: Byk * Zawód: prawnik, dziennikarz, tłumacz * Wykształcenie: wyższe, Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, Podyplomowe Studium Instytutu Geografii i Krajów Rozwijających się UW * Kariera polityczna: pracownik Biura Informacyjnego NSZZ "Solidarność" Regionu Mazowsze (1980-1981), działacz Grupy Politycznej "Robotnik", redaktor pism socjalistycznych, członek-założyciel Polskiej Partii Socjalistycznej (od 1987), przewodniczący Rady Naczelnej PPS (1987-1993), po podziale partii na dwa odłamy przewodniczący jednego z nich, a po zjednoczeniu partii - przewodniczący PPS (od 1996). 64 CHICHOT (Z) POLITYKA * Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 roku kandydował do Sejmu z listy SLD w Warszawie Zdobył mandat uzyskując 32 913 głosów. Na XXXV Kongresie PPS 19.04.1998 roku, został przewodniczącym partii. Zastąpił na tym stanowisku Jana Mulaka, którego delegaci wybrali na honorowego przewodniczącego PPS. Dowcipy Nie znalazłem ani jednego kawału o Piotrze Ikonowiczu. Czasami dowcipnie określa się go jako "ostatniego nieprzyjaciela Pana Boga w Polsce". Istotnie, wiceprzewodniczący PPS nie kryje swoich antyklerykalnych poglądów. Powstało bardzo wiele dowcipów, które są niejako humorystycznym odzwierciedleniem zapatrywań Piotra Ikonowicza. Oto przykłady: * Do tramwaju wchodzi zakonnica i zwraca się do pasażerów: - Medaliki do kontroli, proszę! Na to jakiś mężczyzna wyciąga z kieszni duży krzyż i mówi: - Ja mam miesięczny! * - Jaka choroba rozprzestrzenia się w Polsce w związku ze wzrostem roli Kościoła? - Kleroza. * - Co oznacza skrót RP? - Regencja Papieska. * Nowym ministrem pracy ma być prymas Glemp. Będzie uczył Polaków pracować za "Bóg zapiać". Piotr Ikonowicz, czyli sz.tywniacy w krawatach 65 * - Na co przyjdzie kolej po zaciskaniu pasa i pasach bezpieczeństwa ? - Na pas cnoty. * - Z Watykanu przyszło zalecenie, żeby Polacy jeździli wyłącznie Fiatami 126p. - Dlaczego? - Bo "maluch " to jedyny samochód, w którym nie można zgrzeszyć. * - Dlaczego Polska Polakom zbrzydła? - Za dużo święconej wody, za mało zwykłego mydła. * Rok 1940. Pukanie do drzwi: - Kto tam? - Gestapo! Rok 1945. Pukanie do drzwi: - Kto tam? -NKWD! Rok 1981. Pukanie do drzwi: - Kto tam? - ZOMO! Rok 1990. Pukanie do drzwi. - Kto tam? - Policja! Rok 1992. Pukanie do drzwi. - Kto tam? - Dzielnicowy! Przyniosłem państwu karteczki do spowiedzi... * Władze kościełne zaleciły zmienić patriotyczny wierszyk dla dzieci. Nowa wersja brzmi: - Kto ty jesteś? - Ja się modlę. Jaki znak twój? - Krzyżyk w godle. - Jak ? czujesz? - Tak jak cielę. - Jaki cel twój? - Msza w niedzielę. - Czy pracujesz? - Nie ma pracy. - Czy coś dajesz? - Tak, do tacy... 66 CHICHOT (Z) POLITYKA * Nauczycielka do Jasia: - Dlaczego napisałeś, że odległość geograficzna to rzecz względna? - Bo tata mówi, że droga do władzy w Polsce wiodła przez Moskwę, a teraz przez Częstochowę. * Do komisariatu połicji wpada zdyszany mężczyzna i od progu krzyczy: - Okradli mi sklep! - A był wyświęcony? - Nie. - No to nie ma przestępstwa? - A co jest? - Kara Boska. * W komisariatach policji ustawiono konfesjonały. Policja wprowadza nową metodę przesłuchań. * - Co robi ksiądz po stwierdzeniu, że okradziono plebanię? - Komunikuje policjantów. * Na Jasnej Górze ślubują policjanci. Nagle jeden do drugiego mówi: - Czy my się przypadkiem nie znamy? - Tak, przypominam sobie. To było przed kościołem pod wezwaniem św. Stanisława Kostki. Pan robił zdjęcia, a ja nagrywałem. * - Na czym polega największe ustępstwo państwa na Piotr Ikonowicz, czyli sztywniacy w krawatach 67 rzecz Kościoła? - Przedłużenie Wielkiego Postu do 365 dni w roku. - Wadze III RP omawiają problemy kraju i dochodzą do wniosku, że wszystko leży: oświata, ochrona zdrowia, kultura. - A co z pornografią - zainteresował się ktoś. - O, ten problem to akurat stoi. * W Polsce pojawił się na rynku nowy typ telewizora. Z wmontowanym klęcznikiem. - Jaka jest różnica pomiędzy nomenklaturą postkomunistyczną a postsolidarnościową? - Stara nomenklatura mówi "Dzień dobry" i "Dziękuję", a nowa używa słów: "Niech będzie pochwalony" i "Bóg zapłać". * Nowa winieta "Trybuny" - organu postkomunistycznej SdRP: Proletariusze wszystkich krajów, na miłość, boską, łączcie się!" * - Co to są Mazury? - To region Polski, który charakteryzuje się tym, że pomiędzy kościołami znajduje się więcej jezior niż gdzie indziej. Podpisano porozumienie pomiędzy rządem RP i Kościołem. Precyzuje ono podział obowiązków państwowych: * Księża mają odprawiać nabożeństwa. * Urzędnicy skarbowi - zbierać na tacę. * Posłowie i senatorowie - wygłaszać kazania z ambon. * Prokuratorzy będą zaś słuchać spowiedzi. 68 CHICHOT (Z) POLITYKA Matura. Z sali egzaminacyjnej wychodzi zasmucona dziewczyna: - Oblałam z historii Episkopatu i z życiorysu Wałęsy. - Jak się nazywa obecny ustrój Polski? - Postkomunizm: przez sześć dni post, a w niedzielę komunia. * - Kiedyś Polska była jak rzodkiewka: z wierzchu czerwona a w środku biała. A jaka jest teraz? - Jak rzepa. Z wierzchu czarna - w środku biała. * Oficer Wojska Polskiego pierwszy raz idzie na mszę. - Czy wygłosi pan mowę? - pyta ksiądz. - Raczej nie, szanowna pani... * - Dlaczego na każdej mszy widać oficerów Wojska Polskiego ? - Sztab Generalny uznał, że w Matce Boskiej jedyna obrona. * - Kiedyś śpiewano "Żeby Polska była Polską". A teraz? - Żeby polish byl catolish! * Rozmowa dziecka z rodziny wierzącej z dzieckiem z rodziny niewierzącej: - A my modlimy się przed każdym posiłkiem! - A my nie, bo mama dobrze gotuje! * - Oby na msze... lepiej żyło. * - Na czym polega lekcja wychowania seksualnego w polskiej szkole? Piotr Ikonowicz, czyli sztywniacy w krawatach 69 - Siostry zakonne prowadzą dzieci na wycieczkę do zoo i klasa przypadkowo ogląda kopulujące małpy. * - Dlaczego księża potępiają miłość od tyłu ? - Bo to za blisko krzyża. * - Dlaczego księża potępiają miłość oralną? - Bo połknąć to kanibalizm, a wypluć to aborcja. * - W czasie suszy (1992) dwaj Anglicy przebywający w Polsce wymieniają uwagi: - Co za kraj! Znowu komuś objawiła się Madonna... - Tak, łatwiej tu o cud niż o deszcz. * Milicjant u spowiedzi: - Nie wierzyłem w Wałęsę... * - Grupa posłów domaga się usunięcia z Biblii tych fragmentów, gdzie jest mowa o jawnogrzesznicy. - Dlaczego? - Bo to obraża ich uczucia religijne. * - Co to jest procesja? - To nawrócony pochód pierwszomajowy. * - Nowych województw będzie 36 albo 14. - Dlaczego? - Bo w Polsce jest 36 diecezji i 14 archidiecezji. 70 CHICHOT (Z) POLITYKA Jerzy Jaskiernia, czyli wąsy pana Wałęsy Kiedy Jerzy Jaskiernia dowiedział się, że chcę z nim rozmawiać o kawałach politycznych, zaczął się śmiać. Rozbawił go sam temat wywiadu. Najpierw jednak musiałem swoje odczekać, bo miał umówione spotkanie z Aleksandrem Bentkowskim z PSL. Potem rozmawialiśmy "na raty" - trochę w jego biurze (był wówczas przewodniczącym sejmowej Komisji Ustawodawczej), a trochę w kuluarach Sejmu. Rozgadał się tak bardzo, że o mały włos nie spóźniłby się na jakieś ważne posiedzenie. - Jaki pan słyszał najlepszy dowcip o sobie? - (śmiech) O sobie? Problem polega na tym, że z reguły dowcipy nie docierają do człowieka, który jest ich bohaterem. Kawały opowiada się raczej pod nieobecność zainteresowanych. Musiałbym się zastanowić... - Pomogę panu. W czasie gdy był pan ministrem sprawiedliwości, opowiadano taki kawał-zagadkę: Pytanie: Czy minister Jaskiernia trzyma się litery prawa? Odpowiedź: Tak, nawet trzech liter: SLD. - (śmiech) Muszę powiedzieć, że jest to sympatyczne. Nie znam wszystkich dowcipów na swój temat, więc trudno mi je porównać, ale przeciwko temu, który pan opowiedział, nie zgłaszam pretensji. Politycy, ze względu na charakter pełnionej funkcji, muszą być na tyle dowcipni, aby tolero- Jerzy Jaskiernia, czyli wąsy Wałęsy 71 wać kawały na swój temat. Dowcip jest elementem życia politycznego. W wielu krajach, jak choćby w Stanach Zjednoczonych, jest on czymś nieodzownym w życiu publicznym. - Zna pan amerykańskie realia, gdyż w latach osiemdziesiątych pracował pan w polskiej ambasadzie w Waszyngtonie. Czy Amerykanie opowiadają kawały o prezydentach i ministrach, tak jak u nas w PRL opowiadano je o sekretarzach PZPR? - Nie spotkałem się z tendencją do opowiadania w codziennym życiu dowcipów o politykach. Być może nie wyczuwałem tego. Natomiast zauważyłem, że bardzo popularny jest dowcip w formie rysunku satyrycznego, czy programów telewizyjnych w stylu "Polskiego zoo". - Jaki pan woli typ dowcipu: polityczny czy może obyczajowy, abstrakcyjny, oparty na grze słów? - Bawią mnie kawały różnego typu, ale bardzo lubię dowcipy polityczne. Kiedyś była nawet teoria, że jak zanika dowcip polityczny, to powstaje niebezpieczna sytuacja w społeczeństwie. Bo dowcip jest czymś rozładowującym. Jeśli ludzie opowiadają dowcipy, to znaczy, że albo odreagowują frustrację, niemożność artykułowania wprost pewnych kwestii, albo po prostu wykazują zdrowy stan wesołości. Brak dowcipu może być sygnałem zasępienia czy zatroskania. - Z tego wniosek, że Polacy żyją w stanie wyjątkowego zatroskania, bo dowcipów politycznych prawie w ogóle nie ma... - Dowcip jest, ale w szczątkowej postaci. To wynika z prostego faktu: dowcip miał większe znaczenie, gdy istniała cenzura. Te kabarety, aluzje, przemycanie słów, puszczanie oka do słuchacza - to wszystko miało wówczas inny sens. W sytuacji gdy nie ma cenzury, gdy każdego polityka można otwarcie krytykować, kiedy życie polityczne jest otwarte, pełne polemik, ataków, sprostowań, podjaz- 72 CHICHOT (Z) POLITYKA dów - rola dowcipu politycznego się zmieniła. Nie stanowi on już sposobu na odreagowanie rzeczywistości, nie jest niczym nadzwyczajnym. Opowiadanie dowcipów politycznych nie jest dziś aktem odwagi, a w przeszłości nawet słysząc najdrobniejszą aluzję ludzie otwierali usta ze zdumienia, podziwu czy podniecenia. Proszę zwrócić uwagę, jak trudno dzisiaj zrobić dobry kabaret polityczny. Samo życie dostarcza bardzo wielu sytuacji niezwykle śmiesznych. Zanikają nawet klasyczne pisma satyryczne jak np. "Karuzela", która opierała się na dowcipie sytuacyjnym. Jest za to pismo "Nie", które łączy w sobie charakter pisma satyrycznego z jednak poważną obserwacją polityczną. Można więc powiedzieć, że zmieniają się oczekiwania opinii publicznej. - Pan funkcjonował w kręgu władzy już w okresie PRL. Jak pan wtedy reagował na dowcipy polityczne, w których funkcjonariusze komunistyczni byli przedstawiani jako uosobienie skrajnej głupoty i wszelkiego zła? - Nigdy nie raziły mnie dowcipy, także wówczas. Podział władza - społeczeństwo jest często bardzo sztuczny, jedynie teoretykowi z zewnątrz wydaje się, że można przeprowadzić taką dychotomię. Ja stwierdzałem zanikanie dowcipu politycznego. Jak sobie przypominam, najwięcej kawałów było w okresie Gomułki, zaś w czasach Gierka nastąpił moment, kiedy tych dowcipów było już znacznie mniej. Liczba dowcipów politycznych jest zależna od postaci. Łatwiej było dowcipkować o Gomułce niż o Gierku. Za to więcej pojawiało się kawałów o sytuacji w kraju, jak choćby w stanie wojennym, a zwłaszcza w jego pierwszej fazie. Nigdy natomiast te dowcipy mnie nie denerwowały, bez względu na to, czy uczestniczyłem w życiu publicznym, czy nie. - Podobno duża część kawałów powstawała w kręgach PRL-owskiej elity władzy.... Jerzy Jaskiernia, czyli wąsy Wałęsy 73 - Wielokrotnie słyszałem tę teorię, swojego czasu była ona dość powszechna, ale nigdy nie miałem informacji, które mogłyby ją potwierdzić. Patrząc z boku widzę, że jest wielu ludzi, którzy mają olbrzymią skłonność do tworzenia dowcipów, więc chyba nie trzeba szukać wielkich teorii czy hipotez. Po prostu są osoby obdarzone talentem dowcipkarskim. Natomiast były rozpuszczane pogłoski. Przed wizytą papieża w 1979 roku upowszechniono plotkę, że zmarł Jaroszewicz. Była ona tak uporczywie powtarzana, że w mediach pokazano zdjęcie przedstawiające wizytę Gierka w domu Jaroszewicza. Kontekst był szczególny: trudna sytuacja gospodarcza, zima stulecia, niezadowolenie społeczne, wizyta papieża. Przypuszczam, że tego rodzaju pogłoskami ktoś musiał sterować, bo raczej nie wypłynęło to spontanicznie. - Spotkałem się z opinią, że najwierniejszymi słuchaczami kawałów politycznych, zwłaszcza tych ostrych, byli ludzie władzy. Nie dopuszczali oni publicznej krytyki, ale w zaciszu swych gabinetów rechotali słysząc dowcipy na swój temat. To prawda? - Ludzie często nie biorą pod uwagę faktu, że politycy będący przy władzy mają poczucie humoru. Jest zaś rzeczą niezwykle atrakcyjną usłyszeć dowcip na swój temat. Do mnie dochodziły kawały na temat PRON, kiedy byłem w jego władzach. - Poznał pan definicję PRON: nowe PRON-cie w starym Froncie? - Tak, słyszałem ten dowcip. Nie zaliczyłbym go do najlepszych, ale nawet takie mnie nie denerwowały. Były zresztą bardziej udane. Pamiętam, że w "Piwnicy pod Baranami" Piotr Skrzynecki podawał stan PRON-u na Wiśle: w Krakowie siedmiu - ubyło dwóch... To było dowcipne. - Dobrze pan ocenia swoje poczucie humoru? - Mam bardzo duże poczucie humoru. Lubię opowiadać dowcipy, ale boleję nad tym, że nie udało mi się zbyt wielu 74 CHICHOT (Z) POLITYKA wymyślić. Wymyśliłem raptem dwa łub trzy, i choć wydawało mi się, że są bardzo dobre, ich zasięg nie był zbyt duży. - Jakie to były kawały? - Nie chcę ich powtarzać. Nie udało mi się wymyślić kawału genialnego, a takie czasami się zdarzają: krótkie, zaskakujące i niezwykle zabawne. - Politycy PSL twierdzą, że kawały na ich temat wychodziły właśnie z kręgu SLD... - Nie sądzę. Nie mam potwierdzenia, że odbywało się coś takiego. Owszem, opowiadamy sobie różne dowcipy, także na temat sojusznika, ale produkcji dowcipów nie prowadzimy. - Ma pan ulubiony kawał? - O, tak! Najbardziej lubię opowiadać dowcipy za granicą, bo jest to miarą znajomości języka obcego, a poza tym, ciekawi mnie zawsze, jak zostanie odebrany polski kawał w obcym środowisku. Moim ulubionym kawałem, który chętnie powtarzam, jest historia o tym, jak papież po raz pierwszy leci do Polski. Jest rok 1979, rzecz dzieje się w samolocie linii "Alkalia". Stewardesa mówi w pewnej chwili: - Wasza Świątobliwość, właśnie przelatujemy nad granicą czechosłowacko-polską. Może jakiś koniaczek z tej okazji? A papież pyta: - Na jakiej jesteśmy wyskości? Kiedy dowiaduje się, że na pułapie jedenastu tysięcy metrów - odmawia, mówiąc: - Za blisko Szefa! Ten skromy, sympatyczny kawał dobrze wypada za granicą, bo jest uniwersalny. Ale raz spotkała mnie niespodzianka - w Mołdawii, gdzie byłem z delegacją Rady Europy. Podczas przyjęcia, w sympatycznej atmosferze, we wspaniałych piwnicach win pod Kiszyniowem, opowiedziałem ten dowcip ówczesnemu przewodniczącemu tamtejszego parlamentu, a dziś prezydentowi Mołdawii, panu Petru Lucinschiemu. On zaś w ogóle nie zareagował! Byłem zdziwiony, bo kawał był przecież wielokrotnie wypróbowany z dobrym skutkiem. Kiedy zdezorientowany spytałem go, czy dowcip nie zrobił na Jerzy Jaskiernia, czyli wąsy Wałęsy 75 nim wrażenia, odpowiedział, że... zna go w lepszej wersji. Mianowicie: papież leci po raz pierwszy do Polski i na wysokości ośmiu tysięcy metrów chętnie wypija lampkę wina zaproponowaną przez stewardesę. Dopiero na wysokości jedenastu tysięcy metrów odmawia, tłumacząc, że jest za blisko Szefa. Uśmialiśmy się obaj. Może rzeczywiście w zmodyfikowanej formie ten kawał jest zabawniejszy. - W kabarecie, w programie "Dziennik Telewizyjny" Jacka Fedorowicza, nawet w dowcipach - bywa wykorzystywane pana uderzające podobieństwo do Lecha Wałęsy. Niemal identyczna twarz, bardzo podobne wąsy, postura... Aż prosi się o dowcipy. Jak pan to odbiera? - Powiem panu, kiedy to podobieństwo zostało stwierdzone po raz pierwszy. Stało się to we wrześniu 1980 roku, w Sejmie. Wówczas Rada Państwa powołała komisję do spraw przygotowania projektu ustawy o związkach zawodowych. Komisja składała się w części z osób wywodzących się z "Solidarności", w części z przedstawicieli rządu, innych związków zawodowych, byli też profesorowie, a mnie zgłosił ruch młodzieżowy. Wówczas jednak nie byłem jeszcze przewodniczącym Zarządu Głównego ZSMP, występowałem w komisji jako prawnik, adiunkt z Wydziału Prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego. Przyszedłem na pierwsze posiedzenie komisji, usiadłem za stołem - i od razu wyczułem, że wokół mojej osoby powstało pewne napięcie. Kilku profesorów patrzyło na mnie z dystansem. Sprawa się wyjaśniła, gdy pojawił się przewodniczący komisji, profesor Sylwester Zawadzki, i odczytał komunikat, że pan Lech Wałęsa nie przybędzie na salę obrad, jeśli nie zostaną dopuszczeni jego doradcy. Wtedy profesorowie ze zdziwieniem stwierdzili, że na przeciwko nich nie siedzi Wałęsa, lecz Jaskiernia. A ja uświadomiłem sobie, że coś musi w tym być, że naprawdę istnieje między nami podobieństwo. 76 CHICHOT (Z) POLITYKA - A przecież w tamtych latach nie byliście tak podobni do siebie jak obecnie... - To było prawie osiemnaście lat temu, kiedy Wałęsa nie był jeszcze tak znany. Jednak ja, ze swoimi wąsami, sprawiałem wrażenie klasycznego działacza związkowego. - Czy przewodniczący "Solidarności" miał wtedy świadomość, że ludzie was mylą? - Poznałem dość szybko pana Wałęsę, bo spędziliśmy w tej komisji prawie półtora roku. Ponownie spotkaliśmy się, kiedy pracowałem w ambasadzie w Waszyngtonie, a Lech Wałęsa był tam z wizytą. Podszedł do mnie, przypomniał, że zasiadaliśmy w jednej komisji. Byłem zdziwiony, że to pamięta. Tymczasem on powiedział: - Niektórzy twierdzą, że jesteśmy podobni jak bracia. Z tego powodu było zresztą więcej pomyłek, zwłaszcza w skali międzynarodowej. W czasie kiedy pan prezydent Wałęsa wizytował Waszyngton, ja oprowadzałem inną delegację. Przybiegła wtedy wielka grupa dzieci, które były święcie przekonane, że stoi przed nimi Wałęsa. Z kolei w czasie mojego pobytu w Ottawie zdarzyła się zupełnie niewiarygodna historia. W weekend pojechałem nad jezioro i oto nagle grupa osób z Tajlandii przebiegła ponad 200 metrów sądząc, że spotka się z Wałęsą. Już nie wspominam o nieporozumieniach w Radzie Europy. Pani Lalumiere, była sekretarz generalny, kilka razy sama przychodziła, żeby mnie przywitać, bo myślała, że bez zapowiedzi przyjechał pan Wałęsa. - Nie jest dla pana przeszkodą podobieństwo do najbardziej znanej postaci z drugiej strony politycznej barykady? - Jeszcze w czasach, kiedy byłem w ZSMP, część weteranów ruchu młodzieżowego namawiała mnie, abym zgolił wąsy, bo jestem za bardzo podobny do Wałęsy. Odpowiadałem, że nie mogę tego zrobić, bo wąsy podobają Jerzy Jaskiernia, czyli wąsy Wałęsy 77 się mojej żonie, a poza tym polityk nie może zmieniać identyfikacji. Dzięki tym wąsom wiele osób mnie kojarzy. - Kojarzy? Z tego co pan mówi wynika, że raczej myli. Nie jest chyba dobrze występować "w skórze" politycznego wroga? - Najgorsza sytuacja była w czasie posiedzenia Zgromadzenia Parlamentarnego OBWE w Warszawie. Delegaci zostali zaproszeni do Pałacu Prezydenckiego. Niektórym pewnie nałożyły się nazwiska Wałęsa-Kwaśniewski. Niejako z przyzwyczajenia spodziewali się zobaczyć Wałęsę. Nagle patrzą: jest! A to Jaskiernia... Była kiedyś delegacja z Uzbekistanu czy Kirgizji. Na mój widok krzyknęli: - O, gospodin Wałęsa! Nasz bohater! Witamy, cieszymy się! Chodźcie, zrobimy zdjęcia! Tłumaczyłem im, że to pomyłka, ale nie słuchali. Koniecznie chcieli się ze mną fotografować. Przekonałem się, że szalenie trudno wytłumaczyć ludziom, że człowiek nie jest Wałęsą. Warszawa, 31 lipca 1997 * Jerzy Jaskiernia - poseł Sojuszu Lewicy Demokratycznej * Data urodzenia: 21 marca 1950 * Miejsce urodzenia: Kudowa Zdrój * Znak Zodiaku: Baran * Zawód: prawnik * Wykształcenie: wyższe, Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Jagiellońskiego, doktor prawa * Kariera polityczna: członek Związku Młodzieży Socjalistycznej (1966-1976), członek ZSMP (1976-1984), przewodniczący Zarządu Głównego ZSMP (1981-1984), Członek PZPR (1970-1990), sekretarz generalny Rady Krajowej PRON (1984-87), doradca ministra w MSZ (1987-1988), radca 78 CHICHOT (Z) POLITYKA Ambasady Polskiej w Waszyngtonie (1988-1990), członek SdRP (od 1990), członek prezydium Rady Naczelnej SdRP (od 1993), minister sprawiedliwości i prokurator generalny w rządzie Józefa Oleksego (1995-1996). Poseł na Sejm w latach 1985-1989 i od roku 1991. * Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 roku kandydował z listy SLD w Tarnobrzegu. Zdobył mandat, zbierając 23 761 głosów. Jest wiceprzewodniczącym Klubu Parlamentarnego SLD. Pełni funkcję wiceprzewodniczącego sejmowej Komisji Integracji Europejskiej. Dowcipy Nie ma zbyt wielu kawałów o Jerzym Jaskierni. Jeden z nielicznych, cytowany zresztą w powyższym wywiadzie, powstał, gdy Jerzy Jaskiernia był ministrem sprawiedliwo-ści-prokuratorem generalnym. Miał wówczas "urzędowy" wpływ na bieg sprawy związanej z podaniem przez Aleksandra Kwaśniewskiego nieprawdziwej informacji, iż jest magistrem - i do tego nawiązuje ów kawał: -# - Czy minister Jerzy Jaskiernia trzyma się litery prawa? - Nawet trzech liter: SLD. * Znacznie więcej kawałów powstało na temat byłych działaczy PZPR. Jerzy Jaskiernia uchodzi za jednego z głównych przedstawicieli tego środowiska. Oto przykładowe dowcipy: - W jaki sposób polscy komuniści rozliczyli się ze swoją przeszłością? Jerzy Jaskiernia, czyli wąsy Wałęsy 79 - Odrzucili Marksa, zostawili sobie kapitał. * Wałęsa trafił do nieba. Tam kazali mu być elektrykiem. - Nie ma dla mnie lepszej posady? - dopytuje się prezydent. - Ciesz się, synu, że będziesz pracował w swoim zawodzie. - A co robi Mazowiecki? - Zamiata podłogi. - Kim jest w takim razie Kuroń? - Pomocnikiem kucharza. - A Chrzanowski? - Naprawia buty. - Jak to możliwe? - dziwi się Wałęsa. - Ano możliwe, bo personalnym jest Jaruzelski. * - Czym się różnią komuniści z PRL od postkomunistów z III RP? - Ci pierwsi wydawali opozycjonistów w ręce bezpieki, a ci drudzy wydają pamiętniki na ten temat. * - Kto to jest postkomunista ? - Ten kto stracił nadzieję, że kiedykolwiek zostanie kapitalistą. * - Gierek ma dostać nagrodę literacką za "Przerwaną dekadę". - Co? Chyba w dziedzinie science-fiction. * - Największa sekta w Polsce? - Była PZPR. 80 CHICHOT (Z) POLITYKA Jarosław Kaczyński, czyli po co mi rzeźnia? Poproszony o wywiad na temat dowcipu politycznego, Jarosław Kaczyński najpierw wyraził wątpliwość, czy ma cokolwiek do powiedzenia w tej kwestii. Potem jednak wciągnął się w rozmowę-tak jakby dotyczyła ona gry i taktyki politycznej, czyli spraw, które - jak można przypuszczać - upodobał sobie lider Porozumienia Centrum. - Przypomina pan sobie dobry dowcip na swój temat? - Och, Boże kochany... Nie wiem, czy to były dobre dowcipy, czy złe. Niewątpliwie opowiadano kawały o mnie samym, ale te, które do mnie dochodziły, zwykle dotyczyły moich współpracowników. Przykład: - Jak się nazywają usta Kaczyńskiego w Sejmie? - Dzióbek. Tak się nazywał - przypomnę - szef naszego klubu parlamentarnego. Albo podobny żart: - Jak wygląda godło PC? - Kaczor na Siwku z Dzióbkiem. - To tylko niewinna gra słów wykorzystująca brzmienie nazwisk działaczy Porozumienia Centrum. W swoim czasie krążyła jednak po Polsce cała seria kawałów, w których był pan, często wraz z bratem, przedstawiany w nie najlepszym świetle. Kto, pana zdaniem, wymyślał te kawały? - Nie wiem, o co konkretnie pyta pan w tej chwili. Z całą pewnością ja i mój brat - on na szczęście w trochę mniejszej Jarosław Kaczyński, czyli po co mi rzeźnia? 81 mierze - byliśmy przedmiotem niesłychanie gwałtownego i trwającego bardzo długo ataku. Jak wiadomo, byliśmy pierwszymi, którzy sformułowali diagnozę społeczną - dziś jest ona dość powszechnie przyjmowana, nie tylko przez prawicę, lecz po części także przez Unię Pracy - o przewadze nomenklatury w gospodarce i o konieczności zmiany tej sytuacji. To było wtedy niezwykle gwałtownie atakowane i przez zainteresowanych, na przykład przez "NIE", jak i przez tych, którzy w gruncie rzeczy nie powinni tego bronić. Chodzi na przykład o środowisko dzisiejszej Unii Wolności czy w ogóle znaczną część obozu solidarnościowego, a później także Wałęsę i ludzi wokół niego skupionych. Doszły do tego konflikty związane z sytuacją wewnątrz obozu solidarnościowego. Myśmy zakwestionowali pewną hierarchię, pewien układ gwarantujący ludziom wtedy najpotężniejszym bardzo dobrą sytuację. Potem nastąpiło jeszcze starcie z Wałęsą. Krótko mówiąc, było mnóstwo powodów, żeby nas atakować. - Także dowcipami? - Nie pamiętam, czy również dowcipami. Przypominam sobie przede wszystkim, że gdziekolwiek pojechałem, natychmiast zarzucano mi, że niby mówię wiele o moralności, naprawie, przebudowie, a tak naprawdę to mam bank, fabrykę czy masarnię. Nie wiedzieć czemu - akurat masarnię. Ja bardzo lubię zwierzęta i w związku z tym mógłbym mieć wszystko na świecie, tylko nie rzeźnię. Oskarżano nas po prostu, że jesteśmy ludźmi, którzy - mówiąc językiem delikatnym - skorzystali z polityki, żeby zdobyć wielki majątek. A mówiąc mniej delikatnie - którzy nakradli. To był główny, choć nie jedyny kierunek ataku. - Były także dowcipy uderzające w podobną nutę. Krążył na przykład wierszyk nawiązujący do kukiełek z "Polskiego zoo": Dwa chomiki - modelowy przykład kliki. Albo pytano: -Po co Wałęsa zwiedzał więzienie przy Rakowieckiej? Odpowiedź brzmiała: - Żeby zobaczyć 82 CHICHOT (Z) POLITYKA miejsce, w którym Kaczyńscy spędzą najbliższe lata swojego tycia. Do delikatniejszych należała zagadka: - Co jest sennym koszmarem Wałęsy? - Trzeci Kaczyński... - Aaa, to jest dowcip z początków tej całej rozgrywki. Chodziło wtedy o najstraszniejszy koszmar Geremka, a nie Wałęsy. Kawał ten pochodzi jeszcze z 1989 roku, kiedy prowadziliśmy operację utworzenia rządu Mazowieckiego. Nie szło to wtedy po myśli Geremka. Kawał wymyślił bodajże mąż Barbary Malak. - Zgadza się pan z opinią, że dowcipy są przede wszystkim fabrykowane w sztabach politycznych, po to, aby ośmieszyć rywali? - Z całą pewnością tak się dzieje. Akcję przeciwko mnie, łącznie ze sprawą spółki Telegraf, na pewno montowano w sztabach. Pamiętam, że miesiąc przed rozpoczęciem tej operacji pewien mój stary kolega jeszcze z lat szkolnych, później, po roku 1968, emigrant (on potem wrócił do Polski i jest w tej chwili bodajże najdroższym, a dla niektórych najlepszym warszawskim prawnikiem) powiedział mi: Słuchaj, mają zamiar zaatakować cię za jakąś spółkę Telegraf. Co to jest?" Ja byłem wtedy głęboko przekonany, że to w ogóle niemożliwe - wyśmiałem go. Okazało się, że miał rację. "Kurier Polski", popołudniówka wówczas popularna, opublikował na pierwszej stronie wielki tekst "Ośmiornica PC". Miało z niego wynikać, ile to Porozumienie Centrum ma rozmaitych spółek. Tymczasem niektóre z nich w ogóle nie istniały, a jeśli były, to myśmy nie mieli z nimi absolutnie nic wspólnego. Inna spółka, Cargo-Modlin, była czystym bytem prawnym, ale nie miała żadnych związków z PC. Telegraf istniał rzeczywiście, chociaż nie była to wcale nasza spółka. Oczywiście, we wszystkich tych atakach nie chodziło o dowcip. Skoro jednak przegraliśmy wybory w 1991 roku, a liczyliśmy na więcej niż niespełna 9 procent głosów - to przecież sprawa Telegrafu odegrała Jarosław Kaczyński, czyli po co mi rzeźnia? 83 w tym ogromną rolę. W nas wtedy uderzyły dwie rzeczy: właśnie Telegraf i - kwestia zupełnie innej natury - powołanie Wyborczej Akcji Katolickiej. Gdyby nie te dwie sprawy, na pewno mielibyśmy więcej głosów. - Wracając jednak do dowcipu politycznego... - No właśnie, pan pyta o dowcipy. Tego rodzaju kampanie na pewno były prowadzone, ale - powtarzam - kawałów na swój temat zbyt dużo nie słyszałem. - Nie kolekcjonuje ich pan? - Nie kolekcjonuję. Swego czasu zbierałem anonimy z przekleństwami i pogróżkami pod moim adresem. Potem machnąłem na nie ręką. Gdzieś tam jeszcze są w naszych archiwach. Teraz dostaję je bardzo rzadko, ale był czas, kiedy przychodziły masami. - Co sprawia, że o jednych politykach opowiada się dowcipy, a o innych - w ogóle, chociaż ich pozycja na scenie politycznej jest znaczna? - Polityk albo musi być bardzo znany, czyli powinien być kimś takim jak Wałęsa lub Mazowiecki w swoim czasie, albo też musi być kontrowersyjny, jak to się mówi. Sądzę, że o kimś takim, jak marszałek Sejmu II kadencji, Józef Zych - choć jest osobą znaną i szanowaną, dowcipów się nie opowiada (śmiech). - Jak pan ocenia, poczucie humoru polskiej klasy politycznej? - Na ogół jest ciężkawe. Ja nie oceniam specjalnie wysoko polskiej klasy politycznej. Jest w tej grupie wiele osób niesłychanie poważnych, które ze względu na niezmiernie rozbudowaną miłość własną mają kłopoty z tego typu kontaktem. Wszelkiego rodzaju dowcipy sytuacyjne są dla nich mało zrozumiałe, ale jeśli nawet są czytelne, to oni mają wewnętrzny opór przed reagowaniem śmiechem. Choć, oczywiście, jest też wielu polityków bardzo dowcipnych. 84 CHICHOT (Z) POLITYKA - Pan lubi się śmiać? - Lubię się śmiać, choć wiem, że to jest sprzeczne z moim publicznym obrazem... - No właśnie... - Wielu ludzi, także polityków, którzy mnie znają bliżej, mówi o mnie, że ja nawet rzecz bardzo poważną jestem gotów za żart sprzedać. Jest to nieporównanie bliższe prawdy niż opowieści o ponuractwie. Może mam taki wyraz twarzy, ale tak naprawdę jestem człowiekiem, który -jak na polityka - śmieje się o wiele za dużo. - Ma pan czasem pokusę, żeby w polemikach politycznych poczęstować kogoś dowcipem, ośmieszyć? - Mam, ale próbuję się powstrzymywać. - Sądzi pan, że dowcip może być narzędziem walki politycznej? - Oczywiście, że może nim być. Jeżeli ktoś ma tego rodzaju talent, potrafi to skutecznie wykorzystać. Nie twierdzę, że sam posiadam taki dar, ale czasem zdarza mi się coś wymyślić. Wiem jednak, że to później zostawia wielkie ślady. Ponieważ nie jestem zwolennikiem robienia sobie bez powodu wrogów, bo mam ich dostatecznie wielu z innych przyczyn, staram się unikać tej broni, choć nie zawsze się to udaje. Czasem się z kogoś śmieję. - Czy w latach PRL, kiedy był pan w antykomunistycznej opozycji, spędzał pan czas na słuchaniu i opowiadaniu kawałów politycznych? - Było ich wtedy zatrzęsienie. Bardzo mnie śmieszyły, słuchałem ich od dzieciństwa. Opowiadałem również. To w ogóle była cecha tamtego czasu, reakcja na brak wolności. Przejaw bardzo prywatnej walki z systemem, zresztą ściganej przy pomocy represji karnej do roku 1956. - Ponoć nawet dłużej... - Według mojego rozeznania, po 1956 roku "szeptanki" Jarosław Kaczyński, czyli po co mi rzeźnia? 85 nie były ścigane. Być może gdzieś na prowincji, ale na pewno nie w Warszawie. - Pytam o to wszystkich moich rozmówców: dlaczego dowcip polityczny w Polsce zamiera? - Sądzę, że jest to przede wszystkim reakcja na wolność. A poza tym, trzeba pamiętać, iż kawały polityczne powstawały w PRL również dlatego, że były instrumentem walki politycznej. Zainicjowano na przykład kampanię przeciwko Ochabowi, w latach 1967-68. Pytano: -Dlaczego Warszawa jest taka rozkopana? Bo szukają matury Ochaba. Albo: Pokazują Ochabowi drzewo hebanowe, a on na to: - Eee, cheba stare! I tak dalej, i tak dalej. Było tego całe mnóstwo, choć Ochab - skądinąd - dawał powody do tworzenia żartów. - Ten dowcip o poszukiwaniu matury w rozkopanej Warszawie został odświeżony. Tym razem chodziło o magisterium Aleksandra Kwaśniewskiego. Dlaczego stosuje się takie kalki? Czy dzisiejsze życie polityczne dostarcza kawalarzom zbyt mało inspiracji? - Funkcja społeczna dowcipu się zmieniła. Teraz dowcip jest tylko po to, żeby się śmiać. Ktoś musi chcieć go wymyślić. Kiedyś - po pierwsze - używano dowcipu w walce politycznej wewnątrz partii komunistycznej i sądzę, że MSW było w tej mierze głównym wytwórcą. A po drugie - do 1976 roku żył klasyk dowcipu politycznego i twórca ogromnej ilości kawałów tego rodzaju - Antoni Słonimski. Pamiętam jeden z ostatnich: Breżniew spotyka Gierka na Placu Defilad. Gierek chodzi na czworakach i zbiera kamienie. Breżniew pyta: co robisz? A ten nic - dalej zbiera kamienie. Wtedy Breżniew wyciąga jakąś kartkę i klnie pod nosem: Cholera, program Gierka pomyliłem zprogramem "Łunochoda" (śmiech). Otóż teraz po prostu nie ma takiego człowieka jak Słonimski. A poza tym, proszę pamiętać, że komunistyczna rzeczywistość była sama z siebie śmieszna. Ona wręcz przerastała kabaret. Była więc bardzo łatwa do wyśmiania. Z czasów dzieciństwa, 86 CHICHOT (Z) POLITYKA z 1960 roku, kiedy miałem 11 lat, pamiętam dobrze kawały o Chruszczowie przebywającym z wizytą w Stanach Zjednoczonych. Istniała cała seria dowcipów: wspomnę ten o łysym gangsterze, który wystrzelał całą delegację radziecką. Albo inny: o wynikach wyścigu samochodowego Chruszczow - Eisenhower, które radziecki przywódca skomentował: "Ja byłem drugi, a Eisenhower przedostatni. Przypominam sobie także cykl kawałów wyśmiewających rosyjski nacjonalizm i megalomanię. Krążyło na przykład pytanie: - Kto wymyślił gacie? - Rosyjski uczony Gołodupow. - Te kawały śmieszą do dzisiaj? Może słyszał pan ostatnio jakiś nowy, równie zabawny? - Z tym jest kłopot i dlatego obawiałem się trochę rozmowy z panem. Chodzą czasem jakieś nowe dowcipy, ale - uczciwie mówiąc - nie potrafię panu niczego takiego powiedzieć. Po prostu nie pamiętam, choć coś tam słyszałem w związku z magisterskimi kłopotami Kwaśniewskiego i sprawą Oleksego. To przeszło jednak mimo uszu. - Tęskni pan do chwil, kiedy w całej Polsce opowiadano dykteryjki w rodzaju "Nie matura lecz bliźnięta zrobią z ciebie prezydenta"? - Z jednej strony były to czasy pod pewnymi względami miłe, ale z drugiej strony - tak zatrute kampanią przeciwko mnie, że do tego nie tęsknię. Zresztą trzeba realnie patrzeć na świat - tamten czas już nigdy nie wróci. Poznań, 11 lutego 1997 * Jarosław Kaczyński - założyciel i były prezes Porozumienia Centrum-AWS, poseł niezależny wybrany z listy ROP Jarosław Kaczyński, czyli po co mi rzeźnia? 87 * Data urodzenia: 18 czerwca 1949 * Miejsce urodzenia: Warszawa * Znak Zodiaku: Bliźnięta * Zawód: prawnik * Wykształcenie: wyższe, Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, doktor prawa * Kariera polityczna: współpracownik KOR (od 1976), doradca NSZZ "Solidarność" (1980), członek Komitetu Helsińskiego w Polsce (od 1982), współpracownik Tymczasowego Komitetu Wykonawczego NSZZ "S" (od 1983), kierownik Biura Społeczno-Politycznego TKW "S" (1986), sekretarz Krajowej Komisji Wykonawczej NSZZ "S" (od 1989), członek Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie (od 1988), uczestnik obrad "okrągłego stołu", senator OKP (1989-1991), inicjator koalicji OKP-ZSL-SD i powstania rządu Tadeusza Mazowieckiego, współtwórca i prezes Porozumienia Centrum (od 1990), szef Kancelarii Prezydenta RP (1990-1991), poseł w latach 1991-1993. * Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 roku kandydował z listy ROP w Warszawie, choć jego partia wchodzi w skład AWS. Odmówił kandydowania z listy AWS w Warszawie po konflikcie z częścią działaczy. Drugie miejsce na warszawskiej liście ROP przyznał mu osobiście lider ROP, Jan Olszewski. Zdobył mandat, uzyskując 8 107 głosów. Nie wszedł ani do klubu AWS, ani ROP - ma status posła niezależnego. W dniu 3 listopada 1997 roku przestał kierować Porozumieniem Centrum-AWS. Złożył dymisję na ręce zarządu partii, gdy nie udało mu się przekonać posłów do twardej postawy wobec rządu Jerzego Buzka. Jego zastrzeżenia budził udział w rządzie Hanny Suchockiej, którą obwinia o to, że jako premier godziła się na inwigilację prawicy, w tym PC i jego osobiście, przez tajne służby UOP. Na zjeździe PC-AWS w styczniu 1998 roku - zgodnie z zapowiedziami - nie ubiegał się ponownie o funkcję prezesa partii, którą założył. Kierownictwo objęli dwaj jego wpółpracownicy opowiadający 88 CHICHOT (Z) POLITYKA się za pozostaniem Porozumienia Centrum w AWS: Krzysztof Tchorzewski i Antoni Tokarczuk. Wybrane dowcipy o Jarosławie Kaczyńskim Jarosław Kaczyński był bohaterem kawałów w czasie, gdy odnosił największe sukcesy polityczne, w latach 1990-1992, kiedy "wypromował" na prezydenta Lecha Wałęsę oraz doprowadził do utworzenia rządu Jana Olszewskiego. Z reguły występował w dowcipach w parze ze swoim bratem-bliźniakiem, Lechem Kaczyńskim. Falę żartów wywołało już samo pojawienie się w świecie polityki braci-bliźniaków - wcześniej znanych z głównych ról w filmie dla dzieci "O dwóch takich, co ukradli księżyc". Z czasem Kaczyńscy (zwłaszcza Jarosław) zyskali miano radykałów, dekomunizatorów i "oszołomów". W kawałach zaczęto ich przedstawiać jako postaci negatywne, swoiste "czarne charaktery" polskiej polityki. Podkreślano zwłaszcza konflikt braci Kaczyńskich z Lechem Wałęsą. * Z księgi przysłów polskich: Nie matura, lecz bliźnięta zrobią z ciebie prezydenta. * - Jaka jest różnica pomiędzy Piłsudskim i Wałęsą? - Piłsudski wjechał do Belwederu na Kasztance, a Wałęsa na Kaczyńskich, * W parku zbiegowisko: ludzie podziwiają bliźnięta leżące w wózku. Jarosław Kaczyński, czyli po co mi rzeźnia? 89 - O, jakie podobne do prezydenta, zwłaszcza ten jeden. - Który? - Ten z wąsami. * - Lubisz Wałęsę? - Nie. - A Bieleckiego? - Też nie. - No a Kaczyńskich? - O, tych to nie lubię podwójnie. * - Co słychać w polityce ? - Plusk, plusk - dwóch Kaczyńskich, jeden Tusk. * Dwa chomiki: modelowy przykład kliki. * - Widziałem braci Kaczyńskich razem. - Naprawdę? Chyba znów ze wszystkimi się pokłócili. * Pijany facet wchodzi do knajpy i ze zdumieniem spogląda na siedzących przy stoliku braci Kaczyńskich. - Nie przewidziało się panu. Jesteśmy bliźnikami - tłumaczy jeden z nich. - To dlaczego widzę was czterech, * Wałęsa wypił zbyt dużo. Wchodzi do łazienki i staje jak wryty: w lustrze widzi dwa swoje odbicia. Zmartwiony biegnie do żony, a ona macha lekceważąco ręką: - To na pewno znowu jakiś głupi kawał Kaczyńskich. 90 CHICHOT (Z) POLITYKA * - Spod jakiego znaku Zodiaku jest Lech Kaczyński. - Spod znaku Bliźniąt. - Dobrze. A jego brat, Jarosław? * - Rozesłano listy gończe za Kaczyńskimi. - Dlaczego? - Poszukują dwóch takich, co ukradli księżyc. * Bracia Kaczyńscy w nocy dobijają się do bramy zoo: - Chcemy dostać się do środka - tłumaczą dozorcy. - Jako zwiedzający czy atrakcja dla turystów? * - Co jest największym dylematem Kaczyńskich? - Centrum nieporozumień w Porozumieniu Centrum. * Badacze literatury ustalili ponad wszelką wątpliwość, że tytuł dzieła Jana Christiana Andersena miał brzmieć: "Brzydkie Kaczory". * Bush: - Mam 20 ochroniarzy. FBI twierdzi, że jeden z nich chce mnie zabić. Sęk w tym, że nie wiem który. Mitterand: -Mam 20 kochanek. Lekarz ma obawy, że jedna z nich jest nosicielką wirusa HIV. Niestety, nie wiem która. Kohl: Mam 20 doradców. Podobno jeden mnie oszukuje. Problem polega na tym, że nie wiem który. Wałęsa: Mam dwóch Kaczyńskich. Bóg jeden wie, któremu o co chodzi. Jarosław Kaczyński, czyli po co mi rzeźnia? 91 * - Dlaczego prezydent Wałęsa odwiedził areszt na ulicy Rakowieckiej w Warszawie? - Chciał zobaczyć, gdzie spędzą najbliższe lata bracia Kaczyńscy. * Dziennikarz pyta Wałęsę: - Jaki znak Zodiaku jest najgorszy? - Bliźnięta. * - Najstraszniejszy koszmar senny Wałęsy? - Trzeci Kaczyński. * - Co mówią Kaczyńscy po wyborze Lecha Kaczyńskiego na szefa NIK? - Teraz NIK-t nam nie podskoczy! * - Jaki pożytek będzie z tego, że Lech Kaczyński został szefem NIK? - Wreszcie wyjaśni się afera z tymi, co ukradli księżyc. 92 CHICHOT (Z) POLITYKA Janusz Korwin-Mikke', czyli rząd rżnie głupa Podczas rozmowy Janusz Korwin-Mikke - choć ma opinię człowieka raczej pogodnego - był w wyjątkowo kiepskim humorze. Dlaczego? Odpowiedzią jest data: 30 kwietnia. To był ostatni dzień składania zeznań podatkowych, tymczasem - jak wiadomo - lider Unii Polityki Realnej jest zaciekłym wrogiem nadmiernych obciążeń fiskalnych. Chyba nic go tak nie irytuje jak pazerność fiskusa. Odpowiadając na moje pytania, wypełniał jednocześnie swój PIT - nie szczędząc przy tym cierpkich uwag pod adresem systemu podatkowego obowiązującego w Polsce. Formularz, niemal w ostatniej chwili, wysłał pocztą z dworca PKP w Poznaniu. * - Słyszał pan kiedykolwiek dowcip o sobie? - Tak, ale zwykle były to przeróbki z innych dowcipów. - Może pan jakiś przytoczyć... - Spotykam się z panią Labudową i ona - wysłuchawszy moich horrendalnych poglądów - krzyczy, że gdyby była moją żoną, podałaby mi zatrutą kawę. Na to ja odpowiadam: - Gdybym był pani mężem, na pewno bym tę kawę wypił... - Ma pan coś przeciwko temu, że ludzie sobie z pana dworują? - Mnie to nie przeszkadza. - Jak pan ocenia poziom polskiego dowcipu politycznego? Janusz Korwin-Mikke, czyli rząd rżnie głupa 93 - Są to z reguły bardzo stare dowcipy. Żarty o panu Wałęsie były przeróbkami z twórczości o Bierucie albo o kimś takim. - Dlaczego odgrzewa się stare dowcipy? Czy współcześni politycy nie dostarczają wdzięcznych tematów do anegdot? - Nie o to chodzi. Po prostu przez ostatnie cztery tysiące lat wymyślono tyle dowcipów, choćby na tematy łóżkowe, że naprawdę trudno o nowe. Nie wiem, czy pan zna stary dowcip o celnikach. Oto do kupca przybiega jego prokurent z wiadomością, że w spichrzu zagrzewa się zboże. - Trzeba je przeszuflować - zadecydował kupiec. Kiedy jednak dowiedział się, że będzie go to kosztować 10 talarów, zmienił decyzję. Napisał do urzędu celnego donos: - Niniejszym donoszę, Że obywatel taki a taki pod stertą zboża przechowuje towary z przemytu... Otóż ten dowcip pochodzi z Mezopotamii, powstał jeszcze przed Chrystusem. - Czyli dobry dowcip jednak się nie starzeje... - Różnie z tym bywa. Dowcipy z czasów stanu wojennego były z reguły odgrzewanymi żartami na temat Gestapo, często zresztą absurdalnymi. Niektóre, oczywiście, były nawet dobre, ale w latach wojny jednak bardziej śmieszyły, bo ucisk był większy. - Zgadza się pan z opinią, że dowcip polityczny w Polsce umiera? - Tak, umiera od roku 1968, to znaczy odkąd wyrzuciło się z Polski Żydów. Oni masowo produkowali dowcipy. Teraz tworzy ich jeszcze trochę odpowiedni departament MSW trudniący się produkcją kawałów o aktualnym przeciwniku politycznym. Są to jednak z reguły przerabiane żarty, bo w MSW mają zestaw dowcipów. - To taki jest mechanizm powstawania kawałów? - No nie. Mechanizm jest normalny: ktoś dowcip wymyśla, zwykle w kręgach artystycznych, a potem żart roznosi się po ludziach. Teraz jest gorzej, bo dowcip jest drukowany, 94 CHICHOT (Z) POLITYKA opowiadany w telewizji. Dwa razy opowie się kawał, a potem trafia on do mediów i już jest spalony. W związku z tym jestem wrogiem wolności słowa, bo ona zabija dowcip. - A wspomniane przez pana dowcipy podrzucane przez władzę? Czy pełnią funkcję "wentyla bezpieczeństwa"? - Nie wiem, czy wentyla. To jest raczej środek służący ośmieszaniu przeciwników. - Czy duża liczba dowcipów politycznych krążących po kraju świadczy o panującej w nim wolności obywatelskiej? - Odwrotnie. Im mniej wolności, tym więcej dowcipów. Wtedy agresja ludzi wyładowuje się w dowcipie. Słowem, im większy tyran, tym więcej dowcipów. - Tyle tylko, że za opowiadanie kawałów ośmieszających władzę ludową można było trafić do więzienia... - Owszem. Jeden z moich powinowatych dostał sześć tygodni aresztu i robót przymusowych za żart o papierosach "SPORT". W tym dowcipie skrót SPORT oznaczał: Stalin Powiedział Odebrać Robotnikom Tłuszcz. Czytany wspak skrót TROPS układał się w zdanie: Towarzysze Robotnicy Odpowiedzieli Powiesić Stalina. Takich dowcipów było wiele, zdarzały się też trochę subtelniejsze. Oto Stalin, chcąc poznać opinie ludzi o sobie, przebrał się, zgolił wąsy, chodził po mieście, aż zaszedł do stołówki zakładowej. - Co wy, towarzyszu, myślicie o Stalinie? - zapytał robotnika jedzącego zupę. Ten parę razy rozejrzał się bojaźliwie po sali i ściszonym głosem odparł: - Osobiście, to ja was, towarzyszu Stalin, nawet lubię. - Czy miarą popularności polityka jest liczba opowiadanych o nim dowcipów? - Trudno powiedzieć. Przyjmując to kryterium, trzeba by uznać, że Stalin był w Polsce popularnym politykiem, a to nie jest prawdą. - Kto w dzisiejszej Polsce zasłużył na miano głównego bohatera dowcipów? Janusz Korwin-Mikke, czyli rząd rżnie głupa 95 - Rekordy bił pan Wałęsa, dopóki się nie znudził. Ale słusznie zauważył Rafał Ziemkiewicz, że władze państwowe, nie tylko polskie, popełniają tyle głupstw, iż jest to o wiele zabawniejsze od wymyślonych dowcipów. Czy przed wojną byłoby do pomyślenia, żeby Churchill, chcąc udzielić Polsce gwarancji bezpieczeństwa, pytał o zgodę Niemcy? Rozległby się śmiech. A dzisiaj wysoki urzędnik NATO mówi, że - owszem - przyjmiemy Polskę do NATO, ale najpierw spytamy o zdanie Rosję. To jest humorystyczne, ale nikt się nie śmieje, wszyscy zaczynają rozważać to poważnie. - A czy pan w działalności politycznej ucieka się czasem do dowcipu? - O tak, bardzo często. - No właśnie, przeciwnicy zarzucają panu, że robi pan z polityki kabaret, że stroi pan sobie żarty w sytuacjach najmniej odpowiednich... - Tutaj się mylą. Jeżeli używam dowcipu, to tylko jako ilustracji. A to wcale nie znaczy, że stroję sobie żarty. W Sejmie zdarzył mi się rekord zupełnej głupoty. Mówiłem wtedy o tym, że prawa powinny być stabilne, i że nie wolno zmieniać reguł gry w czasie jej trwania. Użyłem przykładu, że jak się gra w brydża, to nie można najpierw rozdać kart, a potem robić głosowania, czy piki są starsze od kierów, czy odwrotnie. Na to zabrał głos poseł z PSL czy z "Solidarności" i powiedział: - Przecież wiadomo, że piki są starsze od kierów, my umiemy grać... (śmiech) - Czy dowcipem było też słynne pańskie wystąpienie w Sejmie, w którym oznajmił pan, że "rząd rżnie głupa"? - To nie był dowcip, lecz wierne opisanie sytuacji. Jeżeli rządy ówczesnej Unii Demokratycznej zapewniały, że budują kapitalizm, a budowały socjalizm - to było to przecież rżnięcie głupa. Przykładem rżnięcia głupa jest kapitalny dowcip ministra sprawiedliwości, profesora Leszka Kubickiego, który powiedział, że chce znieść karę śmierci, a jednocześnie 96 CHICHOT (Z) POLITYKA zaostrzyć kary za najcięższe przestępstwa. Jest to wyjątkowo dobry dowcip, szkoda, że został odnotowany jako poważna wypowiedź polityka, a nie trafił do kategorii żartów. - Czy - uczestnicząc w bieżącym życiu politycznym - sądzi pan, że idą dobre czasy dla polskich satyryków, autorów dowcipów? - Niektórzy umieją nadal opowiadać dowcipy, na przykład pan Kryszak. Warunkiem istnienia dobrego dowcipu są dwie rzeczy: twórca musi mieć swobodę, w tym sensie, że nie powinien być tendencyjny. Jednocześnie jednak musi czuć pewne zagrożenia, być pod naciskiem. Kiedy wszystko wolno, ludzie zaczynają pleść duby smalone. Gdy śmieją się ze wszystkiego, ten śmiech traci ostrość. Przytoczę pewną opowiastkę z Czeczenii. Miejscowy kalif w XV wieku dowiedział się, że ludzie śpiewają o nim wredne piosenki. Wezwał więc wszystkich poetów, żeby ustalić, który z nich puszcza w lud te ośmieszające go utwory. Najpierw kazał im odśpiewać panegiryk na swoją cześć. Tych, którzy odmówili, zmusił do śpiewu na cześć cesarza. Najbardziej opornych wysłał na stos. I nagle, w płomieniach, jeden z nich zaczął śpiewać pieśń ostro wyszydzającą kalifa. Na to ten krzyknął: - Odwiążcie go od stupa, nie chcę stracić jedynego poety w tym kraju... Otóż historyjka ta pokazuje, że władza musi mieć wentyl bezpieczeństwa tego typu, choćby dla własnej higieny. Natomiast nie może to być powszechne, bo byłoby źle, gdyby każdy mógł naigrawać się z cesarza. Wyśmiać da się wszystko, najmądrzejszą rzecz, choćby teorię względności. - Czy są dowcipy polityczne, których nie powinniśmy opowiadać? - Czasem również dowcipy polityczne są obsceniczne i nie należy ich opowiadać przy kobietach. A są i takie, których nawet przy mężczyznach nie wypada powtarzać. - Trudno chyba ustalić, gdzie kończy się żart a zaczyna zniesławienie... - Istotnie, nie jest to łatwe. Janusz Korwin-Mikke, czyli rząd rżnie glupa 97 - Czy pan opowiada dowcipy polityczne? _ Tak, bardzo dużo. W kręgach towarzyskich, w dyskusjach. _ Zna pan dowcip, który można by uznać za hit tego sezonu politycznego? - Politycznego? Raczej nie, ja specjalizuję się w dowcipach apolitycznych, których znam dużo, by nie powiedzieć - bardzo dużo. Kawały polityczne są mniej śmieszne, bo się natrząsają z osoby, a nie z przywary, a to narusza podstawową regułę dowcipu. Rzadko zdarza się kawał polityczny, z którego bym się głęboko śmiał. _ A ma pan poczucie humoru? _ Przynajmniej zawsze je miałem. Z wiekiem moje znakomite poczucie humoru osłabło. Niestety, spoważniałem na starość. Wprawdzie to poczucie gdzieś we mnie pozostało, ale nie demonstruję go tak często, jak niegdyś. Poznań, 30 kwietnia 1996 JanUSZ Korwin-????? - założyciel i były prezes Unii Polityki Realnej * Data urodzenia: 27 października 1942 * Miejsce urodzenia: Warszawa * Znak Zodiaku: Skorpion * Zawód: filozof, matematyk, publicysta * Wykształcenie: wyższe, Wydział Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego * Kariera polityczna: organizator seminarium "Prawica-konser-watyzm-liberalizm", na którym powstaje zarys programu liberalnego dla Polski (1979-1981), założyciel podziemnej Oficyny Liberałów, doradca NSZZ "Solidarność" Rzemieślników Indywidualnych (1989-1981), współzałożyciel i lider Ruchu Polityki Realnej (1987), który w roku 1988 zmienia nazwę na Unia Polityki Realnej, prezes UPR (do 1997), przegrywa wybory do 98 CHICHOT (Z) POLITYKA Senatu (1989), członek Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie (od 1990), wysunięty przez UPR na kandydata na prezydenta RP, nie zebrał wymaganej liczby podpisów (1990), poseł UPR (1991-1993), kandydat UPR na prezydenta w roku 1995 (zdobywa 2,4 procent głosów, zajmując 8 miejsce wśród 13 pretendentów), twórca koalicji wyborczej Unia Prawicy Rzeczypospolitej (1997). * Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 roku kandydował z listy Unii Prawicy Rzeczypospolitej w Poznaniu, ale nie zdobył mandatu, gdyż koalicja ta, gromadząc w skali kraju 2,03 procent głosów, nie przekroczyła progu wyborczego. Zebrał w okręgu poznańskim 15 364 głosy, mniej niż w roku 1993 (23 624). Trzy tygodnie po wyborach, zgodnie z wcześniejszą deklaracją, zrezygnował z funkcji prezesa UPR - po 10 latach kierowania tą partią. Zastąpił go Stanisław Michalkiewicz -jeden z najbliższych współpracowników, poprzedni wiceprezes UPR. Wybrane dowcipy o Januszu Korwin-Mikke Janusz Korwin-Mikke jest barwną postacią polskiej polityki, ale dowcipów na jego temat nie ma zbyt wiele. Kilka weszło do obiegu, gdy lider UPR zasiadał w Sejmie I kadencji, w latach 1991-1993. Nawiązywały głównie do charakterystycznego sposobu mówienia oraz barwnych, czasem emocjonalnych wypowiedzi Janusza Korwin-Mikke. Niektóre dowcipy na jego temat, o pozytywnym zabarwieniu, kolportowali - a najpewniej także wymyślali - członkowie i sympatycy UPR. * - Czy uważasz, że ten Korwin-Mikke jest zjadliwy? - Tak, w połowie. Janusz Korwin-Mikke, czyli rząd rżnie głupa 99 - ??? - Zjada tylko co drugie słowo? * - Dlaczego Korwin-Mikke chodzi po Sejmie niezadowolony? - Bo lubi grać w brydża, a musi w durnia. * - Ambasada Grecka w Warszawie obraziła się na Kor-wina-Mikke. - Dlaczego? - Bo powiedział, że polski rząd udaje Greka. * - Co to jest przyspieszenie po polsku? - Wystąpienie sejmowe Korwina-Mikke bezpośrednio po Mazowieckim. * - Czy UPR jest przeciwnikiem aborcji? - Tak, gdyż uważa, że większość socjalistów już się urodziła. * Korwin-Mikke dyskutuje z Barbarą Labudą. Kiedy ta wysłuchała jego horrendalnych poglądów, stwierdziła: - Gdyby pan był moim mężem, podałabym panu zatrutą kawę. - Gdybym był pani mężem, na pewno bym tę kawę wypił - odparł Korwin-Mikke. * - Dlaczego portret Korwina-Mikke w siedzibie UPR wisi między wizerunkami Wałęsy i Kwaśniewskiego? - Chrystus też wisiał między łajdakami. 100 CHICHOT (Z) POLITYKA Marian Krzaklewski, czyli wódz poprawia krawat Ze zdziwieniem, a nawet nutką nieufności przyjął Marian Krzaklewski propozycję rozmowy na temat kawałów politycznych. Jako lider rosnącej w siłę Akcji Wyborczej Solidarność był wówczas mocno atakowany w lewicowych mediach. Najwidoczniej obawiał się, że rozmowa o satyrze może być kolejną próbą "dokopania" mu. Kiedy jednak przekonał się, że nie takie są moje intencje, z ochotą zaczął wspominać swoje doświadczenia z humorem w polityce. Jego (i mój) zapał ostudził Janusz Palubicki, wówczas przewodniczący NSZZ "Solidarność" w Poznaniu, a dziś minister-koordynator służb specjalnych, który - pełniąc obowiązki gospodarza - przerwał rozmowę tłumacząc to napiętym harmonogramem lidera AWS. Ostatnie zdania Marian Krzaklewski dopowiadał na schodach, wychodząc z budynku Wydziału Historii Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, gdzie odbyliśmy zapisaną poniżej rozmowę. - Czy świat polskiej polityki, z pana perspektywy, bywa zabawny? - Rzeczywiście, bywa. Przy czym skażony jest pewnymi uprzedzeniami historycznymi. Trudno mówić o wesołości, gdy nie rozliczone są zbrodnie, gdy złodzieje są w gronie czołowych kapitalistów. W tej sytuacji trudno się śmiać, w grę wchodzi raczej krytyka i rozpacz. Ale jak to będzie - Marian Krzaklewski, czyli wódz poprawia krawat 101 się pomału wygaszało, jak zaczniemy zmieniać przepisy prawa w tej kwestii, to na pewno będzie więcej wesołości. Myślę, że w naszym życiu potrzeba więcej humoru. - Czy w pana działalności publicznej zdarzają się takie momenty, że reaguje pan śmiechem? - Ależ oczywiście! Bardzo często! Ja w ogóle z natury jestem bardzo wesoły i bardzo często się uśmiecham, co nawet niektórych denerwuje. Zauważyłem, że uśmiechu boją się moi przeciwnicy. Ujawnia się to choćby w doborze zdjęć. Jeżeli na 100 zdjęciach, które zostały zrobione w czasie spotkania, jestem uśmiechnięty na 95, to te 95 fotografii wrzucają do kosza albo do archiwum i dają 5 takich, na których mam jakiś grymas czy groźną minę. Boją się mojego szczerego uśmiechu, który - jak sądzę - mam od urodzenia. - Nooo... nie jest tajemnicą, że wiele pań skupia uwagę na pana uśmiechu... - Tak? Ja naprawdę jestem z natury bardzo wesoły i staram się być pogodny. To się uzewnętrznia śmiechem, żartem. - Potrafi pan sam z siebie zakpić, spojrzeć na siebie z autoironią? - Tak, myślę, że tak. Kolekcjonuję rysunki satyryczne, które ukazują moje wady czy nawet przedstawiają mnie w krzywym zwierciadle. Zbieram je i często śmieję się sam z siebie. Kiedy wręczano mi tytuł "Człowieka Małopolski", dostałem swój satyryczny portret. Uśmiałem się do rozpuku, razem z żoną. Postanowiliśmy, że wywiesimy ten obraz w domu, w jakimś ważnym miejscu. Moja żona jest bardzo wesoła, a jednocześnie bardzo krytyczna w stosunku do mnie. Krytyczna z uśmiechem, ale ostro. Żona kolekcjonuje rysunki, które uwypuklają moje wady. Czasami stwierdza, że o którejś z nich nie wiedziała wcześniej. Zwykle jest to już wada stwierdzona przez dziennikarzy 102 CHICHOT (Z) POLITYKA albo po prostu tylko dosztukowana. Ale dobrze mieć w bazie danych kolekcję swoich wad! - Jak pan reaguje na dowcipy, w których jest pan przyrównywany do Duce? - No właśnie! Nie wiem, czy to jest dowcip, czy zamierzona kampania, rodzaj szczucia. Myślę, że raczej nie triożna tego traktować w kategoriach dowcipu. Nie powtarza się stale tych samych kawałów, bo ten kto je opowiada, jest nudny i przed wszystkimi się kompromituje. Urban czy czasami "Gazeta Wyborcza" powtarzają ciągle ten motyw, przez co stają się nudni. "Rzeczpospolita" z kolei, z którą nie mam specjalnie na pieńku, cały czas zamieszcza to samo Zdjęcie. Oto orzeł wyrasta nad moją głową, a ja stoję 2 zadartym podbródkiem. Poprawiałem wtedy krawat i rzeczywiście podniosłem podbródek. Ale przecież nie dlatego, że władczo spoglądałem na otoczenie! Żeby poprawić krawat, czyli mocniej zaścisnąć go przy szyi, trzeba zrobić taki ruch głową, inaczej nie można. I akurat w takim momencie fotoreporter nacisnął migawkę. Robią mi tysiące zdjęć, ale Publikują wciąż to samo. To tak, jakby ktoś stale opowiadał ten sam kawał. - Jaka jest proweniencja dowcipów politycznych? Czy ma pan podejrzenia, że kawały powstają na propagandowe zamówienie, po to aby można było nimi pognębić przeciwników? - Niestety, u nas jest zbyt dużo dowcipu preparowanego. Czym to się objawia? Gdyby było więcej satyry naturalnej, to nie powtarzałyby się w niej te same schematy. A ponieważ w moim przypadku stale się powtarzają, wiem, że jest to działanie zaplanowane. Tak jest w przypadku Urbana. To co on pisze, nie ma rozweselać. To jest już element walki Politycznej, czyli nadużycie satyry. Nie wiem, czy pracują nad tym jakieś sztaby. Może po prostu upolityczniona redakcja zleca autorowi taką sprawę. Wiele krytycznych Marian Krzaklewski, czyli wódz. poprawia krawat 103 rysunków na mój temat tworzy pan Sawka, czasem są one bardzo złośliwe, ale muszę przyznać, że odbieram je lepiej. Nie operują tym samym schematem, raz mnie bardziej dokładają, innym razem komuś innemu - na moim tle. Pamiętam serię trzech rysunków nawiązujących do tego, że bokser Andrzej Gołota załatwił przeciwnika w wiadomy sposób. Na pierwszym rysunku Gołota przywala komuś w szczękę z okrzykiem "Za Lecha!". Na drugim bije w tułów, wołając: "Za Kwacha!". A na trzecim uderza poniżej pasa, dodając, że to "Za Mariana!". I jak to rozumieć? Czy należy sądzić, że to jest rewanż, że ja biję poniżej pasa, czy odwrotnie: że robią to moi adwersarze i trzeba ich szybko unieszkodliwić ciosem poniżej pasa, bo już za bardzo grożą naszej polskiej rzeczywistości... (śmiech) Poznań, 15 kwietnia 1997 * Marian Krzaklewski - przewodniczący Rady Krajowej Akcji Wyborczej Solidarność, przewodniczący Klubu Parlamentarnego AWS, przewodniczący Komisji Krajowej NSZZ "Solidarność", przewodniczący partii Ruch Społeczny AWS * Data urodzenia: 23 sierpnia 1950 * Miejsce urodzenia: Rzeszów * Znak Zodiaku: Panna * Zawód: informatyk, działacz związkowy * Wykształcenie: wyższe, Wydział Informatyki Politechniki Śląskiej, doktor inżynier informatyk * Kariera polityczna: członek NSZZ "Solidarność" od 1980 roku, organizator i wiceprzewodniczący komisji zakładowej NSZZ "S" w Polskiej Akademii Nauk (1980-1981), współzałożyciel Krajowej Komisji Porozumiewawczej PAN 104 CHICHOT (Z) POLITYKA i wiceprzewodniczący KPP PAN na Górnym Śląsku, członek Ogólnopolskiej Komisji Nauki NSZZ "S", współpracownik podziemnych struktur NSZZ "S" (od 1982), szef kolportażu i poligrafii Regionalnego Komitetu Wykonawczego Regionu Śląsko-Dąbrowskiego NSZZ "S" (od 1986), członek Krajowego Komitetu Wykonawczego i wiceprzewodniczący RKW "S" na Górnym Śląsku (od 1989), członek prezydium Komisji Krajowej NSZZ "S", odpowiedzialny za współpracę z sekcjami branżowymi (od 1990), przewodniczący Komisji Krajowej NSZZ "S" (od 1991), twórca i przewodniczący Rady Krajowej AWS (od 1996), prezes Stowarzyszenia "Solidarni ze Stocznią Gdańską" (od 1996). * Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 roku kandydował do Sejmu z listy AWS w Katowicach. Zdobył mandat, uzyskując 73 317 głosów - trzeci wynik w okręgu. Wybrany niemal jednogłośnie (8 głosów wstrzymujących się) na przewodniczącego Klubu Parlamentarnego AWS. Został także szefem nowej partii chadeckiej Ruch Społeczny AWS, którą Sąd Wojewódzki w Warszawie zarejestrował 8 grudnia 1997 roku. Wybrane dowcipy o Marianie Krzaklewskim Kawały na temat lidera AWS w większej liczbie mogą dopiero powstać, gdyż - po udanym zjednoczeniu prawicy, wygraniu przez AWS wyborów w 1997 roku i stworzeniu większościowej koalicji wyborczej z Unią Wolności, Marian Krzaklewski stał się jednym z głównych polskich polityków. Wiele wskazuje też na to, że ma szansę być kandydatem prawicy na prezydenta w wyborach w roku 2000. W ślad za tym mogą pojawić się dowcipy, tym Marian Krzaklewski, czyli wódz poprawia krawat 105 bardziej że lider AWS ma zarówno gorących zwolenników, jak i nieprzejednanych wrogów. Na razie klasycznych kawałów o Marianie Krzaklewskim nie ma zbyt wiele, choć często jest on krytykowany i "podszczypywany" w prasie lewicowej. Nieliczne dowcipy nawiązują zwykle do działań "Solidarności", a ostatnio częściej do "hegemonicznej" roli Mariana Krzaklewskiego w AWS. Przykłady: * Następnego dnia po wyborach, w których wygrał SLD, Krzaklewski dzwoni do Glempa: - Czy można z prymasem? - A w jakiej sprawie? - Chciałbym ustalić harmonogram strajków i mediacji od połowy listopada. * - Czy w AWS decyzje zapadają w sposób demokratyczny? - Jak najbardziej! Podejmowane są kolegialnie z udziałem pięciu osób: lidera AWS, przewodniczącego "Solidarności", szefa partii RS AWS, przewodniczącego Klubu Parlamentarnego AWS oraz... Mariana Krzaklewskiego. * Czy Krzaklewski jest już Bogiem ? - Jeszcze nie, ale już w trójcy jedynym. * - Podobno Krzaklewski jest jednak zwolennikiem aborcji? - Tak, gdy widzi Urbana! * - Dlaczego Krzaklewski nie został premierem? 106 CHICHOT (Z) POLITYKA - Bo Marian się nie zgodził. * Krzaklewski zwierza się koledze: - Spotkałem się z papieżem. Opowiadam mu o swoich pomysłach politycznych, a on do mnie wciąż jedno: nie cudzołóż, nie cudzołóż- Co to mogło znaczyć? - A co miał papież powiedzieć? Nie pieprz? * Pytanie do Krzaklewskiego: - Czy pan jest już Duce ? - Jeszcze nie. Dopiero się uczę. * - Kiedy nastąpi kres ery Wałęsy? - Gdy Krzaklewski przyjdzie ze stoczniowcami na ulicę Polanki w Gdańsku i przeskoczy płot. * - Dlaczego Krzaklewski zaproponował, żeby członkowie "Solidarności" złożyli się na zaległy podatek Wałęsy? - Bo też spodziewa się propozycji z Warner Brothers. Więcej kawałów dotyczy "Solidarności" i AWS, którymi kieruje Marian Krzaklewski. Z reguły mówią one o niespełnieniu nadziei, jakie były pokładane w NSZZ "S" oraz powtarzaniu przez ekipę solidarnościową błędów byłej PZPR. Oto przykłady: * - Co ludzie krzyczą po zwycięstwie wyborczym AWS? - AW SOS! * Marian Krzaklewski, czyli wódz. poprawia krawat 107 - Jaka jest różnica pomiędzy rządami komuny a "Solidarności"? - Komuniści siadali za kwadratowymi stołami prezydialnymi i nas kantowali, a ci z "Solidarności" usiedli za okrągłym stołem i nas kołują. * Komisja Zakładowa "Sołidarności" przesłuchiwała czterech kandydatów na dyrektora firmy. Wszystkim zadano jedno pytanie: ile jest 2x2? * Pierwszy powiedział, że 4. * Drugi stwierdził, że 5. * Trzeci uznał, że 3. * Czwarty zapytał: "A ile ma być?". I został dyrektorem. * - Tato, co znaczą litery NSZZ przed nazwą "Solidarność" ? - Nareszcie Sami Zostaniemy Złodziejami. * - Czym się różnią słowa "komuch" i "solidaruch"? - Jedynie rdzeniem. * - Dlaczego tęsknisz za PRL-em? - Bo wtedy nawet "Solidarność" była lepsza. * - Bajka o etosie (Solidarności): - E, to się musiało tak skończyć! * Kandydat na posła z "Solidarności" składa obietnice na spotkaniu przedwyborczym: 108 CHICHOT (Z) POLITYKA - Uwolnię was od bolszewizmu, komunizmu, postko-tnunizmu... - A ma pan coś na reumatyzm? - pada pytanie z sali. * - Mój dziadek jest jak "Solidarność". - Dlaczego? - Bo obiecywał, że dostanę rower, a kupił mi wrotki. * Dziewczyna do chłopaka, który ją szarmancko podrywa: - Czy ty czasem nie jesteś z "Solidarności"? - Niby dlaczego? - Bo tak pięknie obiecujesz. * Rybak złowił złotą rybkę. - Jesteś ze złota? - upewnia się na wszelki wypadek. - Nie, z "Solidarności". - To ty nie spełniasz życzeń? - Nie, ja tylko obiecuję. * Więcej seksu i wolności, ale bez "Solidarności". Janusz Lewandowski, czyli syn dostaje willę Gdańscy liberałowie, do których zalicza się Janusz Lewandowski, lubią kontakty z mediami. Propozycję rozmowy na temat dowcipu politycznego były minister przekształceń własnościowych przyjął z ochotą. Miałem nawet wrażenie, że - dla odmiany - woli wręcz rozmawiać o kawałach niż o meandrach prywatyzacji i prawdziwych lub wydumanych aferach, o które zwykle pytają go dziennikarze. * - Co pana śmieszy w polskiej polityce? - Najśmieszniejsze są pozy. W Polsce występuje takie zjawisko jak "thatcherysta". Mam tutaj na myśli rozmaitych konserwatystów, pozujących na Margaret Thatcher, którzy nagle lądują w AW "S", czyli w ugrupowaniu - co do poglądów - kompletnie im przeciwnym. W KPN widziałem coś z Robespierre'a. Zresztą, o ile wiem, ich nieformalną filozofią było dokończenie rewolucji w Polsce i stanięcie na czele zagniewanego ludu. Tyle że kończy się to wewnętrznymi walkami w KPN. Z kolei Cimoszewicz w Sejmie stał się nagle orędownikiem praworządności i demokracji. Jak to sformułował - gdyby nawet miał zostać tym ostatnim, nadal będzie walczył o praworządność i demokrację. To mnie już nie tyle śmieszy, co skręca. Bo jednak członek PZPR do końca, czyli do 1990 roku, nie ma prawa pozować ?? CHICHOT (Z) POLITYKA na zagorzałego czy nieustępliwego obrońcę praworządności i demokracji. Ten test odwagi i obrony był wcześniej, kiedy właśnie PZPR narzucała ludziom ustrój nieprawo-rządności i braku demokracji. Pozowanie dobrze wychodzi wielu dawnym komunistom. Oni w sposób niezwykle naturalny przekształcili się w partię burżuazyjną. To już nie jest śmieszne. - To może woli pan zwykłe kawały polityczne? -z nich przynajmniej można się pośmiać. - Dowcip polityczny? Fajna rzecz. Tylko że się zużył. Złotym okresem dla kawałów politycznych był socjalizm, ale to minęło. Natomiast nie lubię nagłych zamian ról, jak w przypadku Pietrzaka, który był znakomitym satyrykiem epoki PRL, i nagle stał się kandydatem na prezydenta - niepokojąco przypominającym w sposobie mówienia Leppera. Sądzę, że w tej chwili politycy sami stwarzają pole do śmiesznych obserwacji, i mniej nawet trzeba dowcipów. Satyra rozwijała się doskonale w PRL. Teraz nie widzę dobrych dowcipów politycznych. - Z czego to wynika? Większość moich rozmówców uważa, że pożywką dla kawalarzy były PRL-owskie absurdy... - Cały ten system, całe ówczesne życie, w swoim rytuale komunistycznym, zbudowane było na absurdzie. Samo więc podstawiało się pod satyrę, samo pisało jej scenariusz. W tej chwili w naszym życiu politycznym jest coś z powagi. Jest to na pewno epoka przełomowa, która odłoży się w pamięci następnych pokoleń jako ważny okres historyczny. Natomiast sam w sobie okres ten nie ma nic wzniosłego, jest dziwny. - Wspomniał pan, że politycy dają dziś preteksty do żartów, że nie brakuje sytuacji zabawnych, groteskowych. Dlaczego więc nie znajduje to przełożenia na język dowcipu? Janusz Lewandowski, czyli syn dostaje willę ? / - Stępiło się jego ostrze. Było coś takiego w atmosferze lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych czy osiemdziesiątych, co mobilizowało twórców kawałów. Dowcip polityczny był poniekąd wyrazem bezsilności narodu. W tej chwili zamiast dowcipkować, można coś zrobić. To już inna epoka. Wtedy ośmieszenie było jedynym sposobem powrotu do normalności, jedynym wentylem higieny psychicznej. Wyśmiać system - tylko to można było uczynić, bo w całym Układzie Warszawskim nie istniała inna możliwość. - Pan jednak w tamtych latach działał w opozycji antykomunistycznej, która znajdowała inne środki walki z systemem niż kawały. Dowcipy też opowiadaliście? - Oczywiście, bo to ładowało akumulatory. Było elementem zdrowia psychicznego stłamszonego społeczeństwa. Ludzie chętnie uciekali się do dowcipu, satyry, piosenki, teatru studenckiego, a więc do takich form życia, które przywracały normalność, stawiały sprawy na nogach poprzez ośmieszanie PRL-owskich absurdów. - System się zmienił - i co? Znormalnieliśmy? Przestało być śmiesznie? - Skoro pan domaga się kawałów z nowej epoki, mogę opowiedzieć parę paradoksów ze swojego życiorysu, które zahaczają o dowcip. Kierowałem ministerstwem, które było w Polsce zupełnie nowe, powołane od podstaw. Jako intruz wrzucony w starą polską administrację, potrzebowało budynku. Jedynym gmachem jaki znaleziono w Warszawie była siedziba dawnej cenzury przy ulicy Mysiej. W ten sposób główny prywatyzator Polski siadł przy biurku głównego cenzora PRL. To jest o tyle paradoksalne, że jednym z ostatnich "osiągnięć" cenzury był zapis na słowo "prywatyzacja". Na tym polega śmieszność naszych dziejów. Drugim przykładem, który często przywołuję, jest przemieszczenie giełdy do budynku ?? PZPR. To samo w sobie jest ironią historii. Oto nagle gmach będący siedliskiem komu- 112 CHICHOT (Z) POLITYKA nistów i symbolem władzy komunistycznej zamieniliśmy w centrum usług finansowo-bankowych. Ten paradoks, wyglądający na polityczny rewanż, jest jednak łatwo wy-tłumaczalny: trzeba było po prostu znaleźć odpowiednie pomieszczenie dla giełdy. - Skupił się pan na procesach historycznych, instytucjach i gmachach, a nie na ludziach. Nie opowiada pan kawałów o postaciach polskiej polityki? - Jesteśmy wzajemnie dość szyderczy wobec siebie. To pewnie rzecz brzydka, ale nieunikniona. Tak to bywa - za plecami śmiejemy się z siebie. - Może pan przywołać któryś z udanych dowcipów? - Nie bardzo, bo jestem dziś za bardzo zużyty. Czułem, że jeśli tej rozmowy nie skonkretyzuję jakimś dowcipem, to będzie ona do kitu. Ale naprawdę, nie jestem dzisiaj w formie. - Na pociechę powiem, że niewielu polityków, z którymi dotąd rozmawiałem, potrafiło na poczekaniu rzucić jakimś nowym kawałem politycznym. Nie jest pan wyjątkiem. - No cóż, jest to inna epoka. Udany kabaret polityczny robi w telewizji Fedorowicz, wykorzystując wszystkie swoje umiejętności. To jeden z nielicznych przykładów na to, że można nadal śmiać się z polskiej polityki. - Słyszał pan kiedykolwiek dowcipy lub anegdoty na swój temat? - Nie, ja raczej słyszałem mnóstwo doniesień. Mój nieżyjący już ojciec nasłuchiwał i znosił do domu rozmaite plotki z miasta. Epoką, kiedy wieszano psy na liberałach, był głównie rok 1992, czas rządów Olszewskiego. On był bardzo niezadowolony, bo już wcześniej, w roku 1991, miał być premierem, a nagle wyskoczył Jan Krzysztof Bielecki. Powstała dość ponura atmosfera wokół liberałów. Rosły legendy o naszych bajecznych majątkach. Ojciec przynosił z miasta informacje o domach, jakie fundowałem na za- Janusz Lewandowski, czyli syn dostaje willę 113 chodnim wybrzeżu swojemu synowi, tylko że ja nie mam syna. Były jeszcze inne sprawy, o których nawet nie powinienem wspominać, bo zahaczają o delikatną strunę. Ojciec wrócił kiedyś do domu wzburzony, bo usłyszał w mieście, że jestem synem żydowskiego rabina. Tymczasem ja wywodzę się z rodziny endeckiej, bardzo zakotwiczonej na Lubelszczyźnie... Słowem, mniej chodziło o dowcipy na mój temat - były to sterty doniesień. Rodziny Balcerowicza, Bieleckiego doświadczały tego samego. Hanna Suchocka, skromnie żyjąca pani, jest bezustannym obiektem fantastycznych zupełnie opowieści. Stereotypy raz rozdmuchane żyją swoim życiem. One nie lubią zbliżać się do rzeczywistości, są odporne na fakty. - Powtarzające się wnioski o odwołanie pana ze stanowiska czy nawet postawienie przed trybunałem, z czasem przybrały formę groteski. Bawiło to pana czy irytowało? - Na pewno byłbym kandydatem do "księgi Guinnessa" pod względem liczby niedoszłych odwołań, głównie prowokowanych przez KPN w latach 1992-1993. - Próbował pan to liczyć? - W ciągu paru miesięcy były przynajmniej trzy takie wnioski. To na pewno otarło się o rekord Guinnessa. Później zbliżył się do tego wyniku Kaczmarek, który miał porachunki głównie ze swoimi współkoalicjantami z PSL. - Jak pan ocenia własne poczucie humoru? Pytam dlatego, że na co dzień wyraz pana twarzy jest poważny, by nie powiedzieć - smutny. Tymczasem słyszałem, że w gronie towarzyskim lubi pan pożartować... - Ja jestem liberałem, a poważny liberał jest w ogóle niemożliwy. Zwłaszcza liberał gdański musi i żartować, i grać w piłkę. Natomiast ja wykonywałem bardzo poważną robotę i do tego dostrajałem minę. Zajęcie było poważne, więc krotochwilne mówienie o tym, co dotyczyło losów 114 CHICHOT (Z) POLITYKA tysięcy ludzi, byłoby nie na miejscu. Tak bym to wytłumaczył. Nieformalnie natomiast nie nazwałbym siebie poważnym człowiekiem. Gatunek liberała uniemożliwia pompatyczność, zbyt sieriozną pozę. - Kongres Liberalno-Demokratyczny istotnie miał opinię partii "wesołków i luzaków" kopiących piłk w przerwach między uprawianiem wielkiej polityki. Tymczasem Unia Demokratyczna, z którą się połączyliście, uchodziła za środowisko "nobliwych profesorów". Nie miał pan wrażenia, że po zjednoczeniu wyzbyliście się poczucia humoru? - Był taki stereotyp, że oto my, liberałowie, jesteśmy wesołymi chłopcami grającymi w futbol, zaś UD - profesorskim areopagiem. Oczywiście, każdy stereotyp ma w sobie cząstkę prawdy. Powoli odkrywaliśmy jednak w Unii Wolności osoby o podobnym do nas zacięciu. Żałuję, że jednego z nich - Andrzeja Machowskiego z Poznania - nie ma już w tym gronie, bo - moim zdaniem - poszedł w drogę donikąd. Zaraz po połączeniu KLD i UD niewątpliwie nastąpiło zderzenie dwóch światów - co do generacji i rodowodów. Niemniej, po pewnym czasie Unia Wolności stała się najbardziej zdyscyplinowanym wewnętrznie ugrupowaniem w Polsce. - Patrząc w przyszłość, jak pan sądzi - idą dobre czasy dla dowcipu politycznego, czy raczej złe? - Ten nowy parlament może być strasznie głośny, żywy i swarliwy. Rozgardiasz polityczny służy zaś dowcipowi. Poznań, 10 kwietnia 1997 * Janusz Lewandowski - poseł Unii Wolności * Data urodzenia: 13 czerwca 1951 * Miejsce urodzenia: Lublin Janusz Lewandowski, czyli syn dostaje willę 775 * Znak Zodiaku: Bliźnięta * Zawód: ekonomista * Wykształcenie: wyższe, Wydział Transportu i Gospodarki Morskiej Uniwerytetu Gdańskiego, doktor nauk ekonomicznych * Kariera polityczna: działacz NSZZ "Solidarność" (od 1980), doradca ekonomiczny "S", współzałożyciel Instytutu Badań nad Gospodarką i Prawami Własności w Gdańsku, współtwórca (wraz z Janem Szomburgiem) koncepcji powszechnej prywatyzacji (1988), współzałożyciel Kongresu Liberalno-Demokratycznego, prezes zarządu KLD (1990-1991), członek Rady Politycznej KLD (1991-1992), wiceprzewodniczący Zarządu Krajowego KLD (1992-1993), minister przekształceń własnościowych w rządzie Jana Krzysztofa Bieleckiego (1991) i Hanny Suchockiej (1992-1993), poseł na Sejm (1991-1993), członek prezydium Rady Krajowej Unii Wolności (od kongresu zjednoczeniowego UD i KLD - 1994) * Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 roku kandydował do Sejmu z listy Unii Wolności w Gdańsku. Zebrał w okręgu 14 506 głosów, co nie dało mu mandatu. Do Sejmu wszedł jednak z listy krajowej UW. Jest wiceprzewodniczącym sejmowej Komisji Skarbu Państwa, Uwłaszczenia i Prywatyzacji. Dowcipy Prawie w ogóle nie ma dowcipów na temat Janusza Lewandowskiego. Jednak w czasach kiedy był ministrem przekształceń własnościowych, powstało trochę kawałów dotyczących prywatyzacji. Siłą rzeczy, pojawiała się w nich postać ministra przekształceń własnościowych, a właśnie z tą funkcją w pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych 116 CHICHOT (Z) POLITYKA Janusz Lewandowski był jednoznacznie kojarzony. Oto przykłady: Fenomen polskiej prywatyzacji: sklepy, hurtownie, firmy, banki - wszystko jest prywatne. Tylko kryzys państwowy. - Dlaczego w Polsce nie udają się zmiany własnościowe? - Bo miała być prywatyzacja, a jest prywata. * - Syn kończy szkołę i nie wiem, gdzie go posłać do pracy. - Zrób go złodziejem albo poślij do Ministerstwa Prywatyzacji. Im się teraz najlepiej powodzi. * - Dlaczego stare przedsiębiorstwa upadają, a nie rodzą się nowe. - Bo trwa prezerwatyzacja. * - Czym się różni Rewiński od Lewandowskiego ? - Tylko jednym "P". Rewiński przejechał się na Polskiej Partii Przyjaciół Piwa (PPPP), a Lewandowski na Powszechnym Programie Prywatyzacji (PPP). * - Skutki wprowadzenia Programu Powszecnej Prywatyzacji? - Przyjdzie Potem Posiedzieć. Pośrednio do Janusza Lewandowskiego, przedstawiciela "gdańskich liberałów", odnoszą się także kawały o szcze- Janusz Lewandowski, czyli syn dostaje willą jiy gólnej pozycji Gdańska w polskiej polityce. Oto niektóre z nich: * Ogłoszenie z prasy w roku 1990: - Wysoka nagroda dla tego, kto znajdzie dowody na to, Że pochodzę z Gdańska. Ogłoszenie z roku 1993: - Wysoka nagroda dla tego, kto wykaże, że nigdy nie miałem nic wspólnego z Gdańskiem. - Dlaczego pociąg z Warszawy do Gdańska zamiast "Neptun" nazywa się teraz "Zegarmistrz"? - Bo wszyscy jeżdżą nim po wskazówki. - Jakie są najmodniejsze wąsy w tym sezonie? - W stylu sarmacko-gdańskim. - 1980: ZPC im. 22 Lipca, d. E. Wedel - 1997: Dyskoteka, d. Stocznia Gdańska 118 CHICHOT (Z) POLITYKA Antoni Macierewicz, czyli spór o KOR-niki Wśród wielu polityków Antoni Macierewicz, zagorzały zwolennik lustracji, budzi wręcz lęk. Mało kto posądza go o skłonność do żartów. Tymczasem, również ku mojemu zdziwieniu, były minister spraw wewnętrznych niemal klasnął w ręce, gdy zaproponowałem rozmowę na temat satyry politycznej. Z chęcią odpowiadał na pytania, cały czas lekko się uśmiechając. * - Śmiał się pan kiedykolwiek z dowcipu na temat własnej osoby? - O tak, niestety często... - Proszę opowiedzieć jeden z takich dowcipów, który pana rozbawił. - Trudno mi teraz przypomnieć sobie coś, tak na chybcika. Pamiętam wrażenie dosyć częste, ale będę miał kłopot z przywołaniem w pamięci konkretnej sytuacji czy puenty. Na pewno było kilka takich sytuacji w czasie opracowywania z panem Kurskim "Umowy z Polską", wiosną 1996 roku. O, mam... Znakomity dowcip sprzed dwóch lat, nie wiem czyj, jakiegoś faceta z prasy białostockiej. Chodzi o żart rysunkowy, dość trudny do opowiedzenia. To fotomontaż z mojego spotkania w Białymstoku. Jest przedstawiony stół, ja stoję pochylony nad stołem - podpis: Jedna teczka. Następne ujęcie, jestem trochę odsunięty od Antoni Macierewicz, czyli spór o KOR-niki ?? stołu, na stole leży już kilka teczek - podpis: Kilka teczek. Potem mam ręce podniesione, twarz wzniesioną do góry, uśmiech zadowolenia - i podpis: Tysiąc teczek. W opowieści jest to gorsze niż w obrazie, ale wydało mi się bardzo śmieszne. Powiesiłem sobie to w biurze. Bywało dużo dowcipów na mój temat w okresie zakładania KOR. Ale wtedy one były trochę wymęczone, bo to robili pracownicy służby bezpieczeństwa bez żadnego poczucia humoru. - Na czym polegały te żarty? - Chyba nie rozumieliśmy z żoną, o co tak naprawdę im chodziło. Na mojej klatce schodowej rozrzucano ulotki, w których ostrzegano: Szanowni mieszkańcy, uważajcie! Na XI piętrze zamieszkał znany zboczeniec, który w windzie straszy dziewczynki. Ten człowiek musiał się wyprowadzić z poprzedniego mieszkania. Pilnujcie swoich dzieci. Powiem szczerze, że do końca serio tego nie traktowałem, ale też nie byłem wcale tym zachwycony i nie śmiałem się w tamtym czasie. My rzeczywiście w 1976 roku wprowadziliśmy się do nowego mieszkania, właśnie wtedy urodziła się nam córka. To nie było śmieszne, choć dzisiaj, z perspektywy czasu, być może dałoby się spojrzeć na to inaczej. Nie był to jednak spontaniczny dowcip. Ludziom z bezpieki dawano po prostu zadanie: macie zrobić akcję nękającą. - Przypomina pan sobie inne "dowcipy" bezpieki? - Tego było wiele. Inna ulotka dotyczyła KOR-ników. Mam ją nawet w domu. Tekst mówił o tym, że trwa spór Piotra Naimskiego z Antonim Macierewiczem o genezę nazwy KOR. Naimski jako biolog wskazuje, że pochodzi ona od korników, a Macierewicz - historyk zajmujący się Ameryką Południową - twierdzi, że od Inków. Było to dość abstrakcyjne i nie prowadziło do żadnej konkluzji. - Podobno w swoim czasie w MSW istniał nawet specjalny wydział, który trudnił się wymyślaniem i roz- 120 CHICHOT (Z) POLITYKA powszechnianiem kawałów dyskredytujących opozycję. Pan powinien wiedzieć coś na ten temat... - Nie było specjalnej komórki, która by się zajmowała dowcipami. Była natomiast komórka zajmująca się dezinformacją, a w ramach tego także wykorzystywano poczucie humoru - oczywiście, tylko na tyle, na ile oni je mieli. Nie chodzi zresztą jedynie o dowcipy: były także upowszechniane kłamstwa, oszczerstwa, aranżowano sytuacje mające udowodnić jakieś negatywne cechy. - Dlaczego polski dowcip polityczny zamiera? Mimo tylu afer, kompromitacji polityków, utarczek i konfliktów - kawałów jest mniej niż przed laty. Nawet słynna sprawa Oleksego - temat "samograj" - nie przyniosła wyraźnego ożywienia w politycznym dowcipie... - Ten punkt widzenia jest zapewne wynikiem pana przepracowania albo koncentracji na ponurych pismach, które wychodzą w dawnych spółkach komunistycznych. One rzeczywiście nie są śmieszne, te brzydactwa i obsceny, które urządza pan Urban. Gdyby pan przeczyta! "Głos" i zobaczył wspaniały rysunek pana Juliusza Żebrowskiego pod tytułem Rudy do budy, na temat pana Wiesława Kaczmarka, to od razu by się pan roześmiał. - Z tym, że chodzi mi o dowcip słowny, a nie rysunkowy... - Jak pan powie w tramwaju Rudy do budy, to każdy będzie wiedział o co chodzi. Naprawdę, słowo daję! - Pan mi zarzuca, że czytuję niewłaściwe pisma, ale przecież nie o to chodzi. Nie tylko ja obserwuję powolne przygasanie dowcipu politycznego. W Poznaniu odbył się konkurs opowiadaczy kawałów. Obyczajowych było na pęczki, a w kategorii dowcipu politycznego trafił się tylko jeden. Czy to o czymś nie świadczy? - A jaki to był kawał? Antoni Macierewicz, czyli spór o KOR-niki 121 - Opowiem go: Pytają prezydenta Kwaśniewskiego, dlaczego ożenił się ze swoją żoną, a on odpowiada: - Och, to pomyłka. Byłem przekonany, że to Shazza... - (śmiech) - Rozbawił pana ten kawał? - Tak, uważam, że to jest śmieszne. - Nie uważa pan, że peerelowskie kawały o sekretarzach PZPR były zabawniejsze? Że teraz kondycja dowcipu politycznego jest znacznie słabsza? - Może i jest tak, jak pan mówi. Wówczas z racji blokady politycznej nie można było użyć dosłowności, no a dosłowność - która dziś jest możliwa - niszczy dowcip. On przecież korzysta z niuansu, z niedopowiedzenia, z obejścia dosłowności. W tym sensie pan ma rację. Teraz mamy innego typu dowcip. Jest żart rysunkowy, który bardzo się rozwinął. - Może w peerelowskiej rzyczywistości było po prostu więcej absurdów i to stanowiło naturalną pożywkę dla humorystów? - Więcej sytuacji absurdalnych? O, nie! Czy widział pan bardziej absurdalną sytuację niż taką, w której wychodzi facet i mówi: Prowadzę politykę czystych rąk, a jednocześnie niszczy własne akta esbeckie. No co pan? Albo wychodzi facet i mówi, że dokonuje prywatyzacji, a naprawdę kradnie. Zapewniam pana, że socjalizm był o wiele bardziej związany z rzeczywistością niż to, co dzieje się obecnie. - Czy dowcip może być dobrym narzędziem do pognębienia przeciwnika politycznego? - Dobry dowcip pełni nie tylko funkcję narzędzia walki politycznej, lecz także pewnej puenty, skrótu, syntetyzowania sytuacji, sprawia, że długa analiza socjologiczna staje się łatwo dostępna, utrwala się w świadomości społecznej przez jakiś skrót intelektualny. A więc dowcip nie jest tylko walką przeciw czemuś lub komuś, lecz także ułatwieniem 122 CHICHOT (Z) POLITYKA percepcji pewnych spraw i sytuacji. Uważam dowcip polityczny za niezbędną część życia politycznego. Pozytywną część. - Były też inne funkcje dowcipu politycznego. W PRL stanowił czasem oficjalny wentyl bezpieczeństwa... - Powiem więcej. Jest rzeczą charakterystyczną, że ludzie, zespoły, środowiska, które były trenowane w dowcipie antypolskim, antynarodowym, antyniepodległościowym, ludzie którzy wypisywali te wszystkie bzdury typu Mikołajczyk - sługus imperializmu, Tito - pies łańcuchowy imperializmu - otóż ci sami ludzie tworzyli potem STS. I tam nadal używali podobnego dowcipu, tyle że bardziej akceptowanego, bo politycznie opozycyjnego - do zwalczania polskich tradycji niepodległościowych czy narodowych. Pan Urban z tego właśnie środowiska się wywodzi. Tak samo pani Lipińska. Trzeba mieć tego świadomość. - Czy dowcip może naruszać czyjąś cześć, godność, dobra osobiste? - Dowcip - nie! Za to może być taki tekst, który w intencji lub formie - według autora - jest zabawny, a który narusza cześć osobistą czy dobra osobiste. - Czy pan lubi opowiadać dowcipy, zwłaszcza te polityczne? - Tak... A na pewno - słuchać. Z dowcipami jest tak, że trzeba umieć je opowiadać. Ja nie zawsze to potrafię, bo to jest specyficzna umiejętność. Znam osoby, które wspaniale opowiadają kawały - polityczne i nie tylko. Sam rzadziej startuję w tej konkurencji. - Kogo uznaje pan za najlepszego humorystę w swoim kręgu towarzyskim? - Znakomite poczucie humoru i szczególną umiejętność wyciągnięcia puenty ma Jacek Kurski. Zwłaszcza w sferze ruchowej, wizualnej. A w sferze intelektualnej nikt tego lepiej nie ujmuje niż Jan Olszewski. Antoni Macierewicz, czyli spór o KOR-niki 123 - A kto w polskiej polityce daje najwięcej pretekstów do ośmieszania go? - Tak naprawdę, zarówno pod względem fizycznym, jak i intelektualnym, bardzo łatwo ośmieszyć Urbana. Myślę, że on jest tak bardzo agresywny, gdyż boi się ośmieszenia. Dlatego buduje wokół siebie fortecę, która ma uniemożliwić zaatakowanie go przy pomocy dowcipu, a nie pryncypialnie. - Woli pan słuchać kawałów o przeciwnikach politycznych - o lewicy, komunistach - czy raczej o ludziach ze swojego środowiska? - To nie ma dla mnie znaczenia. Bawią mnie jedne i drugie. Poznań, 11 października 1996 * Antoni Macierewicz - poseł wybrany z listy Ruchu Odbudowy Polski, przewodniczący Ruchu Katolic-ko-Narodowego * Data urodzenia: 3 sierpnia 1948 * Miejsce urodzenia: Warszawa * Znak Zodiaku: Lew * Zawód: historyk, publicysta, wydawca * Wykształcenie: wyższe, Wydział Historii Uniwersytetu Warszawskiego * Kariera polityczna: współorganizator akcji pomocy dla prześladowanych robotników w Radomiu i współzałożyciel Komitetu Obrony Robotników (1976), członek NSZZ "S" (od 1980), organizator Ośrodka Badań Społecznych NSZZ "S" Regionu Mazowsze, sekretarz naukowy OBS (1981), działacz antykomunistycznego podziemia, członek Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie (od 1990), członek Doradczego Komitetu Prezydenta (1991), minister spraw wewnętrznych 124 CHICHOT (Z) POLITYKA w rządzie Jana Olszewskiego (1991-1992), wiceprzewodniczący Zarządu Głównego ZChN (od 1989), wykluczony z ZChN za sposób realizacji uchwały lustracyjnej Sejmu (1992), poseł na Sejm (1991-1993), założyciel i lider RChN "Akcja Polska" (1992-1993), po połączeniu z Ruchem dla Rzeczypospolitej - wiceprzewodniczący RdR (1993), po powstaniu ROP (1995) - wiceprzewodniczący tej partii. * Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 roku kandydował do Sejmu z listy ROP w województwie warszawskim. Zdobył mandat, uzyskując 15 221 głosów. Za samowolne zmiany kolejności miejsc kandydatów ROP na listach wyborczych, głosami działaczy skupionych wokół Jana Olszewskiego, wykluczony z ROP. Nie uznał tej decyzji i z gronem swoich zwolenników na konkurencyjnym posiedzeniu władz ROP doprowadził do odwołania zarządu partii. Następnie zwołał zjazd "swojego" ROP, na którym został wybrany na przewodniczącego. W efekcie istniały dwie partie posługujące się nazwą ROP. Ostatecznie jednak Antoni Macierewicz w maju 1998 roku założył nową partię o nazwie Rucj Kattolicko-Narodowy. Na kongresie założycielskim RKN zgłosił akces do AWS. Wybrane dowcipy o Antonim Macierewiczu Kawały o Antonim Macierewiczu opowiadano w 1992 roku, kiedy był ministrem spraw wewnętrznych w rządzie Jana Olszewskiego. Zasłynął wówczas z próby przeprowadzenia lustracji, czyli ujawnienia tajnych współpracowników PRL-owskich służb specjalnych, zajmujących ważne stanowiska państwowe. Poddano go wówczas ostrej krytyce za sposób przeprowadzenia lustracji. Dowcipy o Antonim Macierewiczu są echem tych krytycznych głosów. Antoni Macierewicz, czyli spór o KOR-niki J25 * Obrady Sejmu po lustracji Macierewicza. Marszałek izby mówi: - Dziękują panu posłowi-agentowi TW-37. Teraz głos zabierze pan poseł-agent TW-16. Przygotuje się pan po- seł-agent TW-31. * - Jaki był prawdziwy cel wizyty prezydenta Busha w Polsce? - Chciał sprawdzić, czy znajduje się na liście tajnych agentów SB sporządzonej przez Macierewicza. - A dlaczego wyjeżdżał taki załamany? - Bo okazało się, że jest na tej liście. * - Jasiu, co byś chciał dostać na urodziny? - Małego lustratora. * - Dlaczego kupiłaś Jasiowi do szkoły osiem teczek i ani jednej książki? - Jak będzie miał teczkę na każdego belfra, to książki nie będą mu potrzebne. * - Macierewicz na konferencji w sprawie teczek wyznał, że w młodości był skoczkiem na głowę. - A, to wiele wyjaśnia... * - Co to jest MSW? - Macierewicz Struga Wariata. * 126 CHICHOT (Z) POLITYKA - Jaki przydomek zyskał Olszewski po rozpętaniu afery teczkowej? - Janko Ryzykant. * - Skutek lustracji Macierewicza? - Dobranocka tylko z Lolkiem. * - Dlaczego nie produkuje się już filmów rysunkowych "Bolek i Lolek"? - Bo okazało się, że Bolek był tajnym agentem SB. * - Kiedy doczekamy się "Polskiego zoo" w wersji rysunkowej? - Gdy UOP złapie Bolka. * Drzycimski informuje Wałęsę, że z MSW przywieźli jakieś teczki. - Przynieś je do mojego gabinetu. I zapałki! - zarządza Wałęsa. - Może być zapalniczka? - pyta Drzycimski. - To on nie wyjechał? * - Dlaczego Wałęsa chodzi zasmucony? - Nie może odnaleźć Lolka, który ukrył się po tym, jak ujawniono teczki. * - Co się mieści w teczkach Macierewicza? - To co się w głowie nie mieści. * Antoni Macierewicz, czyli spór o KOR-niki 127 Macierewicz wychodząc z kościoła słyszy donośny głos dolatujący z krzyża: - Macierewicz, masz szczęście! - Dlaczego, Panie Jezu? - Masz szczęście, że mam nogi przybite, bo jak bym cię kopnął za ten cyrk z teczkami... * Macierewicz przekazuje Milczanowskiemu tajne archiwa MSW. Teczki leżą posegregowane w kolejności alfabetycznej. Na końcu widać akta bez żadnego oznaczenia. - Co to jest? - pyta Milczanowski. - To na wypadek, gdyby pojawiła się nowa litera w alfabecie. * - Dzięki Macierewiczowi nowej treści nabrało przysłowie: "Puścić kogoś z torbami". - Jakiej? - Teraz będziemy mówić: "Puścić kogoś z teczkami". - Czym się skończy lustracja ? - Par-lamentem! 128 CHICHOT (Z) POLITYKA Andrzej Gąsienica-Makowski, czyli szczyt aborcji Do rozmowy z Andrzejem Gąsienica-Makowskim doszło trochę przypadkowo, bo właściwie nie miałem jej w planach. Któregoś dnia zadzwonił do mnie jednak Andrzej Bartek Mirecki, przewodniczący BBWR w Poznaniu, z pytaniem, czy mam ochotę na przeprowadzenie wywiadu z Andrzejem Gąsienica-Makowskim. Górale słyną ze świetnego poczucia humoru, więc zaproponowałem rozmowę na temat dowcipów politycznych. Odzew był taki jak się spodziewałem - bardzo przychylny. Polityk z Podhala obiecał nawet, że przyśle mi z Sejmu parę dowcipów, których nie mógł sobie przypomnieć podczas naszej rozmowy. Niestety, najwidoczniej zapomniał o tym zobowiązaniu, bo kawały do mnie nigdy nie dotarły. * - Czy ma pan wrażenie, że współczesny dowcip polityczny powoli odchodzi w niebyt? - Dziś trudno odróżnić, co jest dowcipem, a co prawdą. W świecie polityki pojawiają się rozmaite insynuacje i pomówienia. To jest balansowanie na granicy prawdy i fałszu. Dowcip jest odreagowaniem stresów. Problem w tym, że stresów mamy dużo, a dowcipów - niewiele. Choć zdarzają się wyjątki. Kiedy "odkryłem" sprawę zaległej waloryzacji emerytur i rent za czwarty kwartał 1995 roku (słowo "odkryłem" celowo biorę w cudzysłów, bo o tym, że nie Andrzej Gąsienica-Makowski, czyli szczyt aborcji 729 było waloryzacji powiedzieli mi emeryci) - zapytałem ministra Millera, czy to prawda. Odpowiedział tylko tyle: - Trafiony, zatopiony. - Dlaczego jednak rzadziej niż kiedyś śmiejemy się z polityków? - W czasie reformowania kraju jesteśmy zagonieni, zamyśleni, nie potrafimy reagować śmiechem. Każdy jest zajęty sobą, swoim życiem. Nie ma czasu na humor. Za bardzo chcemy być poważni. A szkoda, bo śmiech pomaga w życiu. - Czy we wszystkich okolicznościach? Jak pan odbierał dosadne, czasem wręcz poniżające dowcipy o prezydencie Lechu Wałęsie, będąc jego oddanym zwolennikiem? - Najgorsze były chyba "przekręty" słowne. Patrzyłem na to jednak z przymrużeniem oka. A z drugiej strony przekonywałem, że to jest tożsamość tego człowieka, że prezydent - poprzez swój specyficzny język - jest oryginalny, jest po prostu sobą. Nie używał pięknych słów, żeby się komuś przypodobać. Zamiast "poszedłem" mówił po swojemu "poszłem". Nie starał się być inny niż był naprawdę. To było niesłychanie ważne. - Może pan przypomnieć jakieś śmieszne powiedzonko Wałęsy? - Och, tego było tak dużo. Pamiętam, kiedyś powiedział, że będzie zapylał rząd na wiosnę, tak jak się zapyla jabłonie. Traf chciał jednak, że tamten rząd się nie zapylił, bo zostało przegłosowane wotum nieufności dla gabinetu Hanny Suchockiej. - Mówi pan, że śmiech leczy frustracje? Czy można zatem śmiać się ze wszystkiego, czy też istnieją tematy tabu? - Nie powinniśmy śmiać się ze wszystkiego. Są pewne nieprzemijające wartości, z których drwić nie wypada. Myślę, że nie należy naruszać autorytetu Ojca Świętego czy 130 CHICHOT (Z) POLITYKA wartości życia ludzkiego. Nie wypada też śmiać się z sytuacji Polski jako państwa, jako naszej ojczyzny. Zwłaszcza należy chronić symbole narodowe, godło, hymn. Potrzebujemy jakichś niepodważalnych odniesień. - To może opowie pan jakiś aktualny dowcip nie naruszający tych wartości? - Trudno przypomnieć sobie coś na poczekaniu. O, może ten o Waldemarze Pawlaku. Pytają go, jaka będzie pogoda, a on odpowiada: - Wczoraj padał deszcz- - Może zna pan też jakiś dowcip o sobie? - O sobie? Nie pamiętam. Może były jakieś żarty, ale raczej w moim środowisku koleżeńskim. - W Sejmie II kadencji ma pan jednak opinię jednego z najbardziej zabawnych postów... - Często mylą mnie z innym posłem z mojego terenu, z Podhala - z panem Tadeuszem Gąsienicą-Łuszczkiem. On ma takie samo nazwisko jak ja - Gąsienica - a przydomek - Łuszczek. On wjechał do Sejmu trochę na moim nazwisku, a trochę na przydomku kojarzącym się z panem Józefem Łuszczkiem, byłym mistrzem świata w biegach narciarskich. Czasami, gdy chce zabłysnąć, powtarza w Sejmie śpiewki góralskie. To niekiedy pasuje, a innym razem nie. - Ma pan na myśli słynne już "granie na pipce"? - Tak, poseł Łuszczek zacytował kiedyś w czasie obrad Sejmu śpiewkę: Kiej byś była moja, kupiłbym ci skrzypce, ale żeś nie moja, zagraj se na pipce. On to trochę przekręcił, bo w oryginale jest: Kiej byś była moja, kupiłbym ci skrzypce, ale żeś nie moja, niech ci kupi kto chce. Oczywiście, użyte przez niego słowo "pipka" znaczy "piszczałka", a nie co innego... Przypomnienie tej śpiewki miało rozładować atmosferę, kiedy Unia Wolności chciała odwołać ze stanowiska wicepremiera Kołodkę. Poseł Łuszczek, jak myślę, sugerował, że gdyby to chodziło o ministra Unii Wolności, partia ta nie domagałaby się jego dymisji. Andrzej Gąsienica-Makowski, czyli szczyt aborcji J3] - Przeszkadza panu ta zbieżność nazwisk i mylne kojarzenie osób? - Czasami rzeczywiście dochodzi do nieporozumień, również w kwesti naszych poglądów. Ja mówię, że poseł Łuszczek balansuje od Tejkowskiego do Kwaśniewskiego, że miota się między ścianami. Do Sejmu dostał się z listy KPN. Kiedyś jechaliśmy razem i raptem, w jednej z miejscowości, on mówi: - Wiesz co, tutaj dobrze wypadłem, dostałem prawie 400 głosów, chyba mnie tu znają. A to ja w poprzedniej kadencji załatwiałem tam budowę szkoły podstawowej. Ale co miałem mu powiedzieć? Starszy człowiek, nie chciałem odbierać mu tej satysfakcji. - O panu też mówią, że jest pan zabawny... - Nawet w najtrudniejszych momentach, które się zdarzają w Sejmie, mam uśmiech na twarzy, nie mogę zachować powagi do końca. Niektórzy sądzą pewnie, że ja się śmieję z tego, co mówię. A to wynika z czegoś innego. Kiedyś rozmawiałem z kobietą, która przeżyła ponad 90 lat. Zapytałem ją, co trzeba robić, by dożyć takiego wieku. Ona odpowiedziała, że na wszystkie swoje działania trzeba patrzeć w perspektywie 100 lat, tak sobie je rozłożyć, jakby miało się żyć 100 lat. Wiem, że ten spokój pomaga żyć. - Czyli mówi pan z uśmiechem o poważnych sprawach, a to jest źle interpretowane... A czy używa pan w wystąpieniach publicznych dowcipu zamierzonego? - Raczej nie, częściej stosuję przenośnie, aluzje. Jak słyszę o wrażliwym kapitalizmie, to mówię, że pewnie chodzi o kapitalizm wrażliwy na swoich. - Czy dowcipem można pognębić rywala politycznego? - W pewnym sensie tak, bo jeśli ktoś nie potrafi się bronić, to można go łatwo ośmieszyć. Przykładem są utarczki posła Pęka z posłem Borowskim. Bogdan Pęk mówi poważnie, a Marek Borowski stara się go ośmieszyć. 132 CHICHOT (Z) POLITYKA - Może pan powiedzieć jakiś dowcip o swoim rywalu politycznym? Pewnie będzie dotyczył lewicy... - Opowiem żart akurat nie o lewicy. Z tym, że nie ja go wymyśliłem, to nie jest mój dowcip, usłyszałem go od kogoś. Kiedy mieliśmy problemy w Klubie Parlamentarnym BBWR, padło pytanie, co jest szczytem aborcji. Odpowiedź? - Szczytem aborcji jest usunąć Jerzego Gwiżdżą z BBWR. - O kim najczęściej opowiada się kawały w Sejmie? - W czołówce są na pewno politycy z SLD. Po wyborach prezydenckich funkcjonował dowcip o Aleksandrze Kwaśniewskim nawiązujący do jego kampanii. Dowcipkuje się także z PSL-owców. Trafia się również delikatny kawał żydowski. - A o BBWR nie ma dowcipów? - Gdybym wiedział, że pan będzie pytał o dowcipy, przypomniałbym sobie kilka. Obiecuję, że spiszę je i prześlę panu. Poznań, 4 czerwca 1996 * Andrzej Gąsienica-Makowski - polityk BBWR, Narodowo-Chrześcijańsko-Demokratycznego Bloku dla Polski * Data urodzenia: 15 lutego 1952 * Miejsce urodzenia: Zakopane * Znak Zodiaku: Wodnik * Zawód: inżynier mechanik, nauczyciel * Wykształcenie: wyższe, Wydział Mechaniczny Politechniki Krakowskiej * Kariera polityczna: działacz Związku Podhalan (od 1972), prezes oddziału ZP w Zakopanem (od 1987), wiceprezes Zarządu Krajowego ZP (od 1990), członek NSZZ "Solidar- Andrzej Gąsienica-Makowski, czyli szczyt aborcji 133 ność" (od 1980), członek Bezpartyjnego Bloku Wspierania Reform (od 1993), poseł BBWR w latach 1993-1997, przewodniczący Klubu Poselskiego BBWR, współzałożyciel i wiceprzewodniczący NChD Bloku dla Polski. * Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 roku kandydował do Sejmu z listy Bloku dla Polski w Nowym Sączu. Zebrał głosów 12 918 - był to szósty wynik w okręgu. Mandatu jednak nie zdobył, ponieważ jego ugrupowanie, gromadząc w skali kraju zaledwie 1,36 procent głosów, nie przekroczyło 5-procentowego progu wyborczego. Dowcipy Nie było bodaj ani jednego kawału o Andrzeju Gąsieni-cy-Makowskim, ale w 1993 roku pojawiło się kilka dowcipów na temat BBWR. Wyśmiewano w nich lansowaną przez to ugrupowanie ideę "300 milionów dla każdego" oraz powiązania BBWR z Lechem Wałęsą. Oto przykłady: - Co o macza skrót BBWR? * Optymista: - Byleby Wałęsa Rządził. * Pesymista: Bolek Będziesz Wiał Rowerem. * - Dlaczego BBWR każdemu Polakowi obiecywał po 300 milionów złotych. ~ Liczył, że pobije osiągnięcie Wałęsy, który w wyborach prezydenckich za obietnicę 100 milionów zebrał 70 procent głosów. 134 CHICHOT (Z) POLITYKA Kowalski do sąsiada: - Postanowiłem, będę glosował na BBWR. - Dlaczego? - Przynajmniej umrę jako milioner. - Co oznacza skrót BBWR według Wałęsy? - Będziem Bić Wszystkich Razem. - A jak skrót BBWR rozszyfrowują przeciwnicy? - Bracie Bolku Więcej Rozumu. Tadeusz Mazowiecki, czyli jak oswoić żółwia Kiedy umawiałem się na wywiad z Tadeuszem Mazowieckim, jego współpracownikom nie sprecyzowałem, czego ma dotyczyć rozmowa. Były premier był więc najwyraźniej zaskoczony, gdy zacząłem pytać o kawały i rolę humoru w uprawianiu polityki. Do dziś mam wrażenie, że zmęczyłem go tą rozmową. Zwłaszcza zaś pytaniami o "sprawę żółwia"... * - Podobają się panu dowcipy, które opowiada o panu ulica? - Przyznam, że ich nie kolekcjonuję. Najczęściej słyszę tego rodzaju kawały w taksówkach. Jedne są lepsze, inne gorsze. Wiem, że wielu ludzi bawią, ale nie chcę ich oceniać. Uważam natomiast, że dowcipy to rodzaj higieny politycznej - i dlatego nie mam nic przeciwko nim. Kawały są nieodłączną częścią życia politycznego. - A czy irytują pana popularne dowcipy odnoszące się do pana cech charakteru i sposobu bycia? Jest pan w nich przedstawiany jako osoba powściągliwa, powolna, żeby nie powiedzieć - niemrawa. - Te dowcipy, rzeczywiście, czasem mnie irytowały. Istnieje pewna granica, po przekroczeniu której dowcip przestaje być zabawny. Bywa nawet, że staje się okrutny. Choć, oczywiście, politycy muszą być przygotowani na to, że nie będą oszczędzani w dowcipach. 136 CHICHOT (Z) POLITYKA - Do pana przylgnęła etykietka "żółwia". Taki wizerunek zyskał pan w satyrycznym programie telewizyjnym "Polskie zoo". Jest też cała seria "żółwich" kawałów o panu. - No cóż. Kiedy pojawił się ten "żółw", nie byłem nim szczególnie zachwycony. Z czasem jednak nauczyłem się żyć "z żółwiem", oswoiłem go, wręcz się z nim zaprzyjaźniłem. Od sympatyków dostałem nawet w prezencie trzy żywe żółwie, a ponadto wielokrotnie otrzymywałem obrazki i maskotki przedstawiające to skądinąd sympatyczne zwierzę. Udało mi się zatem oswoić żółwia, choć przyznam, że trwało to dość długo. - Czy spotkał się pan z dowcipami na pana temat, które były rozpowszechniane przez politycznych przeciwników - wyłącznie w celu ośmieszenia? Podobno takie źródło ma kawał mówiący o tym, że Sejm uchwalił specjalny podatek: na "Biovital" dla pana... - Na pewno były podejmowane takie próby. W polityce stosuje się przecież tyle różnych metod i zabiegów - po to tylko, aby zdyskredytować rywala czy oponenta. Niewątpliwie dowcipy też bywają wykorzystywane do takich celów. - Jak pan sądzi, czy w twórczości satyrycznej powinny istnieć tematy tabu? - Nie wiem, czy należy mówić o tematach tabu. Na pewno jednak są pewne sfery życia, które nie powinny być przedmiotem kpin. Mam na myśli, na przykład, religię, czyjeś głębokie uczucia albo ułomności. Odnosząc się do tych kwestii, dowcip może wyrządzić dużą szkodę. Dlatego trzeba mieć umiejętność oceny, co nadaje się do wykpienia, a co nie. - Czy jednak da się wytyczyć granicę pomiędzy tym, co dozwolone w dowcipie, a tym, co przestaje być zabawne? - Istotnie, tej granicy nie da się precyzyjnie wytyczyć. Myślę, że twórcy dowcipów powinni po prostu kierować się Tadeusz Mazowiecki, czyli jak oswoić żółwia 137 dobrym smakiem. Przy spełnieniu tego kryterium, a więc zachowując ogólnie przyjęte poczucie dobrego smaku, każdy dowcip może być zabawny. - Przytoczę kawał-zagadkę, który odwołuje się do pana fizjonomii, wyrazu twarzy. Pytanie: dlaczego Tadeusz Mazowiecki - jako specjalny obserwator ONZ - pojechał z misją do Bośni? Odpowiedź: Bo w ONZ uznali, że to jedyny polityk o wyglądzie misjonarza. Czy akceptuje pan ten rodzaj humoru? - {słaby uśmiech) To jest prosta gra słów: misja i misjonarz. Nie jestem pewien, czy to jest bardzo zabawne. - Znam inny dowcip, o wspomnianych już żółwiach. Oto poproszono pana o przypilnowanie żółwi w terrarium. Zwierzęta jednak uciekły. Wraca ich właściciel i mówi z wyrzutem: - Panie Tadeuszu, jak pan mógł do tego dopuścić? A pan odpowiada: - Ach, to był moment... Śmieszne? - Tak, ten dowcip jest lepszy... {śmiech) - Czy pan lubi się śmiać? W przekazach publicznych, w telewizji i prasie, sprawia pan wrażenie osoby bardzo poważnej, wręcz smutnej... - Nie uważam, że uprawianie polityki powinno polegać na rozdawaniu uśmiechów. Śmiech musi być naturalny, musi wynikać z atmosfery danej chwili. Nie jestem zwolennikiem "przyklejonego" uśmiechu, którym czasem posługują się politycy. - Ale przecież potrafi pan zażartować, spojrzeć na siebie z dystansem. Kiedy w 1989 roku zasłabł pan w Sejmie, w czasie wygłaszania expose, dowcipkował pan, że pana samopoczucie odzwierciedla stan polskiej gospodarki... - Ten żart był wynikiem ogromnego napięcia. Zaistniał spontanicznie i w żadnej mierze nie był wystudiowany. Po prostu oddawał atmosferę tamtej chwili. 138 CHICHOT (Z) POLITYKA - Ogólnie jednak - tak mi się wydaje - mamy coraz mniej okazji do śmiechu. Dlaczego dowcip polityczny w PRL był w rozkwicie, a obecnie zamiera? - To pan jest dowcipologiem i pewnie lepiej niż ja potrafi pan wytłumaczyć to zjawisko. Nigdy nie studiowałem tego zagadnienia, trudno mi więc dzielić się refleksjami na ten temat. - A zgadza się pan z opinią, że w latach PRL dowcip polityczny był czymś w rodzaju wentyla bezpieczeństwa? - Dowcip pozwalał odreagowywać nastroje frustracji i zwątpienia. Można więc przyjąć, że pełnił funkcję swoistego wentyla bezpieczeństwa. Powtórzę jeszcze to, co powiedziałem na wstępie: dowcip to szczególny rodzaj higieny politycznej. Oczyszcza atmosferę, pozwala nabrać dystansu do polityki. W latach PRL zawsze z niepokojem obserwowałem, jak zanikały kawały. Bo tak naprawdę dowcip polityczny jest potrzebny. Właśnie ze względów higienicznych. Poznań, 17 lutego 1997 * Tadeusz Mazowiecki - poseł Unii Wolności, były premier RP * Data urodzenia: 18 kwietnia 1927 * Miejsce urodzenia: Płock * Znak Zodiaku: Baran * Zawód: prawnik, publicysta * Wykształcenie: wyższe, studiował na Wydziale Prawa Uniwersytetu Warszawskiego * Kariera polityczna: członek Stowarzyszenia PAX - usunięty za bunt przeciwko przewodniczącemu PAX Bolesławowi Piaseckiemu (1955), współzałożyciel Klubu Inteligencji Katolickiej w Warszawie (1956), poseł na Sejm z ramienia Koła Tadeusz Mazowiecki, czyli jak oswoić żółwia 139 "Znak" (1961-1972), mąż zaufania głodujących członków i sympatyków KOR (1977), członek Rady Naukowej nielegalnego Towarzystwa Kursów Naukowych (1978), przewodniczący komisji ekspertów Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego w sierpniu 1980 roku, negocjator porozumienia z rządem w sprawie pluralizmu związkowego, doradca NSZZ "Solidarność" (od 1980), współpracownik i doradca Lecha Wałęsy, członek Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie (od 1988), uczestnik obrad "okrągłego stołu", pierwszy po wojnie niekomunistyczny premier polskiego rządu (1989-1990), kandydat na prezydenta RP (1990 - uzyskując 18,08 procent głosów zajął trzecie miejsce współzałożyciel i pierwszy przewodniczący Unii Demokratycznej, a po zjednoczeniu z KLD - Unii Wolności (1990-1995), członek prezydium Rady Krajowej UW (1994-1995). * Z ostatnich miesięcy... - w 1997 roku zapowiedział, że nie będzie kandydował do parlamentu, ale - po namowach partyjnych przyjaciół - w wyborach 21 września kandydował do Sejmu z listy Unii Wolności w Krakowie. Zdobył mandat, uzyskując 43 654 głosy. Wchodzi w skład prezydium Klubu Parlamentarnego UW. Jest przewodniczącym sejmowej Komisji Integracji Europejskiej. Zasiada w Radzie Krajowej UW. Wybrane dowcipy o Tadeuszu Mazowieckim Wiele kawałów o Tadeuszu Mazowieckim powstało w czasie, gdy był premierem. Nawiązywano w nich najczęściej do jego powściągliwości czy raczej powolności. Motywem kawałów było także sejmowe expose pierwszego po wojnie niekomunistycznego premiera w roku 1989, w czasie którego Tadeusz Mazowiecki zasłabł i musiał na pewien 140 CHICHOT (Z) POLITYKA czas przerwać wystąpienie. W dowcipach wykorzystywano także hasło "Siła spokoju", z którym premier w roku 1990 wystąpił w wyborach prezydenckich. * - Dlaczego premier Mazowiecki wygląda tak kiepsko? - Odzwierciedla stan polskiej gospodarki. * - Sejm uchwalił nowy podatek - po 1000 złotych od każdego. - Na co? - Na "Biovital" dla Mazowieckiego. * Dziennikarze do Mazowieckiego: - Panie premierze, Wałęsa powiedział, że nie chce być prezydentem, ale musi. Na to Mazowiecki: - A ja odwrotnie: muszę, ale nie chcę. * - Co zrobił Mazowiecki zaraz po objęciu urzędu premiera ? - Wprowadził nowy gatunek wódki - "Mazowiecką". * Mazowieckiego zatrudniono do pilnowania żółwi w zoo. Przychodzi kierownik terrarium i dowiaduje się, że żółwie uciekły. - Panie Tadeuszu, jak pan mógł do tego dopuścić? - pyta rozzłoszczony. - Ależ proszę pana, to był moment... - tłumaczy Mazowiecki. * - Awantura w Sejmie. Moczulski wrzeszczy na Mazowieckiego, że rząd rujnuje Polskę. Tadeusz Mazowiecki, czyli jak oswoić żółwia 14] - Co na to Mazowiecki? - Już otworzył usta... - Dlaczego Mazowiecki wygląda dzisiaj na jeszcze bardziej zmarnowanego niż zwykle? - Wczoraj przed zaśnięciem przeczytał przemówienie, które dzisiaj ma wygłosić. * Dziennikarz pyta Mazowieckiego: - Panie premierze, co pan bardziej lubi: sefa czy święta Bożego Narodzenia? - Zasadniczo wolę seks, ale Boże Narodzenie jest częściej... * Podpity i zdenerwowany facet wchodzi do sklepu monopolowego: - Poproszę siłę spokoju! - żąda. Na to ekspedientka bez wahania podała mu wódkę "Mazowiecką". * - Co jest dowodem na to, że w polskim społeczeństwie drzemią jeszcze ogromne rezerwy? - To z jaką rezerwą potraktowali w wyborach Mazowieckiego. * - Dlaczego Mazowiecki - jako specjalny obserwator ONZ - pojechał z misją do Bośni? - Bo w ONZ uznali, że to jedyny dyplomata o wyglądzie misjonarza. 142 CHICHOT (Z) POLITYKA Leszek Miller, czyli dziewczę na grzybach Leszek Miller, w czasie gdy starałem się o rozmowę z nim, był wpływowym ministrem spraw wewnętrznych i administracji. Z reguły wywiady trzeba było załatwiać za pośrednictwem jego rzecznika. Miałem jednak dziwne przeczucie, że w przypadku rozmowy o dowcipie politycznym tę procedurę da się ominąć. Nie myliłem się - Leszek Miller, wyraźnie zdradzając rozbawienie, zgodził się na rozmowę w trakcie oficjalnej wizyty w Poznaniu, choć nie było to na rękę jego współpracownikom, przypominającym, że program napięty, a czas nagli. Minister uznał jednak zapewne, że taka rozmowa to zupełnie niezła metoda autopromocji... * - Pan ma opinię dowcipnisia, takiego wesołka w polskiej polityce... - Być może, albowiem od czasu do czasu mówię coś zabawnego. Bardzo nie lubię polityków, którzy obnoszą się z zaciętymi twarzami, ze złowrogim błyskiem w oku. W tym się zawsze kryje jakaś agresja - ja się staram nie być takim politykiem. - Z czego wynika brak poczucia humoru u większości polskich polityków? - Na pewno nie dotyczy to wszystkich, ale - rzeczywiście - są tacy, którzy rzadko się uśmiechają. To tym częściej występuje, im dany polityk ma większe poczucie misji Leszek Miller, czyli dziewczę na grzybach 143 krzewienia jedynie słusznej ideologii. Taki polityk, który chce uzdrawiać świat, zawsze rozgląda się podejrzanie dookoła i szuka jakiegoś przeciwnika czy wroga. A jak poszukuje wroga, to się zazwyczaj nie uśmiecha. - Pan lubi dowcipkować używając skojarzeń erotycznych. Charakteryzując rzecznika rządu Aleksandrę Jakubowską powiedział pan, że ma mężne serce w kształtnej piersi. Mówiąc o odejściu Waldemara Pawlaka z urzędu premiera stwierdził pan, że prawdziwego mężczyznę poznaje się po tym, jak kończy, a nie jak zaczyna. Czy pańscy koledzy z SdRP dobrze odbierają te żarty? - Część moich kolegów uważa, że posuwam się za daleko, i że niebezpiecznie balansuję na krawędzi, którą łatwo przekroczyć. Ale też wielu innym kolegom podoba się to. - Jak pan sam ocenia swoje poczucie humoru? - Myślę, że mam jeszcze wiele do zrobienia w tej mierze. Znam bardziej dowcipnych kolegów. Trzeba się dalej kształcić. - Czy jakiś dowcip polityczny szczerze pana rozbawił? - Słyszałem pewien dowcip o sobie - w czasie kiedy byłem jeszcze ministrem pracy i polityki socjalnej. To dość gorzki żart. Mianowicie, wychodzę ze swojego biura i na chodniku spostrzegam żebraka. Waham się, zastanawiam, ale w końcu wyjmuję banknot, milion starych złotych, i wrzucam go do kapelusza. Żebrak patrzy na to z niedowierzaniem, ogląda banknot pod światło, zastanawia się. Wreszcie oddaje mi pieniądze i mówi: - Przepraszam pana, ale od swoich nie biorę. - Lubi pan, gdy ludzie opowiadają o panu dowcipy? - Mnie to nie przeszkadza. Mogłoby przeszkadzać, gdyby to były żarty niesmaczne, ale do tej pory nie słyszałem nic takiego. 144 CHICHOT (Z) POLITYKA - A jak reaguje pan na hasła w rodzaju "Mil-ler-killer" lub "SLD-KGB" - wznoszone w czasie anty-komunistycznych demonstracji lub happeningów? - To mnie akurat bawi. Jest to przecież humor nonsensu. Jeśli się komuś podoba - proszę bardzo. - Jak pan - generalnie - ocenia poziom polskiego dowcipu politycznego, zwłaszcza tak zwanych kawałów? - Odnoszę wrażenie, że w czasach cenzury ten dowcip był intelektualnie bardziej wyrafinowany, elegancki, pozostawiający wiele niedomówień, nie stawiający kropki nad "i". Obecnie ten rodzaj dowcipu zniknął. Jest coraz bardziej płaski, czasami brutalny. Nie chcę, oczywiście, z tego powodu nawoływać do wprowadzenia jakiejś nowej cenzury, ale być może w sytuacji, gdy człowiek nie może powiedzieć otwarcie tego, co chciałby powiedzieć, musi wymyślać formuły bardzo pociągające - ze względu na ich delikatność i niedomówienia. - Żyjemy w nader ciekawych czasach. Czy tylko brak cenzury sprawia, że dowcipów politycznych jest mało, a te nieliczne są często w złym guście? - Nie wiem. Może kiedyś ludzie mieli więcej czasu na wymyślanie dowcipów. Dla mnie niedościgłym wzorcem jest ten typ humoru, który prezentowano w "Kabarecie starszych panów". Typ dowcipu lekkiego, aksamitnego, czasem bardzo ostrego, ale zawsze otoczonego mgiełką delikatności. - Była cała seria dowcipów o dygnitarzach PRL? Potem odgrzewano te kawały, wstawiając w miejsce byłych sekretarzy ?? PZPR postać Lecha Wałęsy. Czy przeróbki śmieszyły pana w tym samym stopniu co oryginały? - Nie, oczywiście, że nie. One były już znane, miały tylko innego bohatera. Sama myśl i cała ich ornamentyka - były bardzo podobne. Takie praktyki stosowano zresztą dość często. Kiedy w Ameryce pojawił się cykl dowcipów o Polakach, po Leszek Miller, czyli dziewczę na grzybach 145 jakimś czasie można było usłyszeć te same dowcipy w Polsce, tylko już nie o Polakach, lecz o milicjantach. Często robi się takie zamiany, ale one nie wychodzą dowcipom na dobre. - Czy pan opowiada dowcipy polityczne? - Tak, gdy pojawia się coś nowego, to bardzo chętnie. - Przypomina pan sobie jakiś hit sezonu? - Niestety, nie. W ogóle rzadko pojawiają się dowcipy polityczne. Ale skoro zaczął pan naszą rozmowę od przypomnienia skojarzeń balansujących na granicy erotyzmu, to może opowiem panu dowcip, który mi się spodobał. Otóż w mrocznym lesie spaceruje sobie dziewczę i zbiera grzyby. Spotyka gajowego. Ten z lekkim przerażeniem pyta: - Czy pani się nie boi spacerować samotnie? Tutaj jest tak niebezpiecznie... Ktoś może panią napaść! Na to dziewczyna pyta: - Czego mam się bać? Na grzybach się znam, a kochać się lubię, (śmiech) Poznań, 16 października 1996 * Leszek ??1??? - przewodniczący Socjaldemokracji RP, poseł SLD, przewodniczący Klubu Parlamentarnego SLD * Data urodzenia: 3 lipca 1946 * Miejsce urodzenia: Żyrardów, województwo skierniewickie * Znak Zodiaku: Rak * Zawód: politolog * Wykształcenie: wyższe, Wyższa Szkoła Nauk Społecznych przy ?? PZPR w Warszawie * Kariera polityczna: członek PZPR (od 1969), wiceprzewodniczący Zarządu Miejskiego ZMS w Żyrardowie (1970-1972), sekretarz KZ PZPR w Zakładach Przemysłu Lniarskiego w Żyrardowie (1973-1974), inspektor i starszy inspektor w kilku wydziałach ?? PZPR (1977-1986), I sekretarz KW PZPR w Skierniewicach (1986-1989), członek ?? PZPR i sekretarz 146 CHICHOT (Z) POUTYKA ?? PZPR (od 1988), członek Biura Politycznego ?? PZPR (od 1989), przewodniczący Komisji ?? ds. Młodzieży, Stowarzyszeń i Organizacji Społecznych, uczestnik obrad "okrągłego stołu", po rozwiązaniu PZPR - sekretarz generalny SdRP (1990-1993), wiceprzewodniczący SdRP (od 1993), poseł na Sejm od 1991 roku, minister pracy i polityki socjalnej w rządzie Waldemara Pawlaka i Józefa Oleksego (1993-1995), minister-szef URM w rządzie Włodzimierza Cimoszewicza, a potem minister spraw wewnętrznych i administracji (1996-1997). * Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 roku kandydował do Sejmu z listy SLD w Łodzi. Uzyskał mandat, gromadząc 124 651 głosów (drugi wynik w kraju - po Macieju Płażyńskim z AWS, który w Gdańsku zebrał 124 683 głosy). Został wybrany na przewodniczącego Klubu Parlamentarnego SLD. Następnie, na kongresie SdRP (6-7 grudnia 1997), choć do końca zapowiadał, że nie zamierza kandydować, wygrał także wybory na przewodniczącego SdRP. Zastąpił na tym stanowisku Józefa Oleksego. Dowcipy Rzeczą dość dziwną jest niemal zupełny brak kawałów opowiadających o Leszku Millerze, choć w ciągu kilku minionych lat, zwłaszcza zaś w okresie, gdy rządziła koalicja SLD-PSL, polityk ten był jedną z pierwszoplanowych postaci na scenie politycznej. Po tym, jak objął stanowisko szefa Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji, nazywanego czasem "superresortem", zyskał nawet miano "Kancelarza". Obecnie, jako niekwestionowany lider postkomunistycznej opozycji, także zalicza się do polityków najbardziej wpływowych, a mimo to prawie nie Leszek Miller, czyli dziewczę na grzybach J47 występuje jako bohater kawałów. Jest to tym bardziej dziwne, że Leszek Miller zdaje się mieć niezłe poczucie humoru. Niejednokrotnie w polemikach ucieka się do żartów, a nawet prób ośmieszania swych adwersarzy. Prawie w ogóle nie ma dowcipów o liderze postkomunistów. Oto przykłady nielicznych: Miller próbuje przekonać sołtysów do idei powiatów. Chłopi zgodzili się na to, pod warunkiem, że zostaną przywrócone powiatowe komitety partii. Miller na to: - W porządku, nawet sekretarze będą ci sami. * Do Millera dzwoni prezydent Litwy Brazauskas i stwierdza z pretensją: - Niby uznajecie niepodległość Litwy, a u was taki jeden napisał: "Litwo, ojczyzno moja"... - Ale on już nie żyje! - tłumaczy Miller. - I za to cię lubię, Leszek! - odpowiada Brazauskas. - Na towarzysza zawsze można liczyć... Natomiast powstało sporo kawałów na temat SdRP i SLD, czyli formacji, którymi kieruje Leszek Miller. W pojedynczych wypadkach przewija się w nich postać Leszka Millera, na przykład w kontekście pożyczki SdRP od KPZR, zwanej sprawą "moskiewskich pieniędzy". Przykłady: * Ogłoszenie drobne: "Wzruszam do łez opowieściami, jak było za komuny. Były lektor KW PZPR". 148 CHICHOT (Z) POLITYKA Ogłoszenie drobne: "Spółka byłych pracowników ?? poleca trwały beton". * Cimoszewicz do Millera: - Skazali cię na pięć lat więzienia za "moskiewskie pieniądze ". - Co ty powiesz? Taki jestem załatany, że nawet nie mam chwili, żeby poczytać gazety. * - Po co prezydentowi ta Gwardia Narodowa? - Do obrony przeciwko muszkieterom z SLD. * - SLD będąc w opozycji ma seksualne obsesje. - Dlaczego? - Nawet na budżet patrzą jak na kobietę - widzą tylko dziurę. * - Kim stanie się SLD, jeśli rządy solidarnościowe będą działać jak spółki z ograniczoną odpowiedzialnością? - Ich likwidatorem. * - Dlaczego zwycięstwu SLD towarzyszył niesamowity łoskot? - To przeszło ludzkie pojęcie. * - O czym świadczy sukces SLD? - O tym, że Polska nie jest jak rzodkiewka - z wierzchu czerwona w środku biała. Teraz jest na odwót. Leszek Miller, czyli dziewczę na grzybach 149 Kanclerz Kohl rozprawia z prezydentem Mitterrandem, jak mogło dojść do zwycięstwa postkomunistów w Polsce. - Jako Francuz i mężczyzna mam doświadczenie w tych sprawach: krótkie rozstania potęgują miłość - wyjaśnia prezydent Francji. * - Co było przyczyną zwycięstwa SLD? - Jedzenie tłuszczu w nadmiarze. - Jak to? - Naród nabawił się sklerozy. * - Jaruzelski będzie miał proces! - Teraz, kiedy komuna wróciła? - Ma być pociągnięty do odpowiedzialności za to, że zwolnił z internowania działaczy "Solidarności". * - Po zwycięstwie SLD nawet Urban przebaczył komunistom. - Co przebaczył? - Zniesienie stanu wojennego. - Po tych wyborach dojdzie wreszcie do zgody pomiędzy rządem i prezydentem. - Jak to? Przecież władzę przejęli postkomuniści. - Właśnie dlatego. Do tej pory prezydent hamował ministrów, żeby nie robili głupstw, a teraz chętnie im pomoże. 150 CHICHOT (Z) POLITYKA - Polska przed wyborami w 1993 roku? - Katechizacja komuny. - Polska po tych wyborach: - Komunizacja katechezy. * - Po wyborach wygranych przez SLD Jaruzelski jest załamany. - Niemożliwe! Powinien się raczej cieszyć. - Martwi się, bo już miał kończyć swój pamiętnik, a tu jeszcze trzeba dopisać kilka rozdziałów. * - Co to jest: czerwone i dziurawe jak sito? - Pamięć komunistów z SLD. * - Kto pomógł zdobyć SLD poparcie wyborcze wśrć emerytów? - "Niewidzialna renta". * Komentarz po przejęciu całej władzy przez postkomunistów: Kwaśniewski twój prezydent, Cimoszewicz twój premier, kurwa twoja mać. - Co oznacza skrót: SdRP? - Stalin Dał Resztki Pozostały. * - Jak długo w Polsce będzie obowiązywał post? - Tak długo, jak u władzy będą postkomuniści. * Leszek Miller, czyli dziewczę na grzybach 151 - Co oznacza litera "d'" w nazwie SdRP? - Że innych postkomuniści mają w dupie. - Dlaczego musiały być zdjęte z murów plakaty z napisem "SLD=KGB"? - Bo obraziło się KGB. * - W SLD co drugi to tapicer. - Dlaczego? - Bo chodzi im tylko o stołki i fotele. * - Jak Sierakowska i Labuda protestują przeciwko ustawie antyaborcyjnej? - "Wiosna wasza, dupa nasza". - Dlaczego za rządów SLD znowu nastały srogie zimy? - Żeby można było wrócić do hasła: "Zima wasza, wiosna nasza". * - Czym są obietnice SLD w sprawie finansowania oświaty? - Słowami rzucanymi na Wiatr. (Aluzja do nazwiska ministra edukacji narodowej Jerzego Wiatra) * W styczniu telewizja wyemitowała ostatni odcinek programu "Godzina szczerości". Co zafunduje teraz TVP opanowana przez postkomunistów? - Rok hipokryzji. 152 CHICHOT (Z) POLITYKA - Co jest uniwersalną wartością SdRP? - Universal. (Aluzja do dużej firmy giełdowej, która uchodzi za powiązaną z SdRP) * - Hasło wyborcze SLD: "Dobre dziś - lepsze jutro... było wczoraj". * - Co to jest jajko? - To konfetti dla postkomunistów. (Aluzja do przypadków obrzucania jajami czołowych polityków SLD) * Postkomunistyczna triada: - Jaruzelski - Olał - Oleksy - Olin - Kwaśniewski - Olek * - SLD splagiatował swoje hasło wyborcze. - Od kogo ? - Od PZPR. * - Metoda rządzenia SLD? - Centralizm (esel)demokratyczny. * Na tajnej naradzie obradują politycy i ministrowie z SLD. - Co zrobić, aby było lepiej? - pyta Kwaśniewski Cimoszewicza. - Co zrobić, żeby było lepiej? - Cimoszewicz pyta Belkę. - Musi być mniej pieniędzy - odpowiada Belka. Leszek Miller, czyli dziewczę na grzybach 153 - Ale to będzie bolało - przestrzega Zieliński. - To wezwać anestezjologów - rozkazuje Cimoszewicz. - Ale oni strajkują - wyjaśnia Zochowski. - Czego chcą? - pyta Cimoszewicz. - Więcej pieniędzy! * - SLD broni krzyży. - Niemożliwe! - Krzyży zasługi dla swoich towarzyszy... * - Co jest symbolem SdRP? - Ładny kwiatek! (Aluzja do symbolu czerwonej róży) * - SLD zapowiedział, że jak będzie nowa konstytucja, to zgodzi się na konkordat. - I co? - Konstytucja jest, ale SLD zgubił pióro. * - Premier Buzek pojechałna wakacje zimowe do Zakopanego. Rano przed swoim domkiem odkrył nasikany na śniegu napis "Buzek-łobuzek". Funkcjonariusze UOP wszczęli śledztwo w tej sprawie, lecz pojawiły się kłopoty. Mocz był Millera, ale charakter pisma - Sierakowskiej. 154 CHICHOT (Z) POLITYKA _____________--________________________________ Leszek Moczulski, czyli Koniak Pędzony Nocą Z propozycją rozmowy na temat humoru w polityce zwróciłem się do Leszka Moczulskiego w okresie, kiedy nie miał szczególnych powodów do śmiechu. Jego oddany współpracownik, Adam Słomka, wymówił mu posłuszeństwo, a wraz z nim spora grupa członków KPN. Leszek Moczulski stracił status jedynego i niekwestionowanego lidera partii, którą przed laty sam założył. Utrata wpływów politycznych sprawiła też, że rzadziej niż dawniej interesowali się nim dziennikarze. Kiedy więc zaproponowałem wywiad dotyczący satyry, lider KPN zgodził się bez wahania. Odniosłem wprawdzie wrażenie, że znacznie większą przyjemność sprawiłaby mu rozmowa na temat wielkiej polityki, ale i tak na każde pytanie odpowiadał potoczyście, wtrącając wiele dygresji... * - Dlaczego w wystąpieniach publicznych tak rzadko się pan uśmiecha? - Dlatego, że patrząc na Polskę chce się bardziej płakać niż śmiać. Myślę zresztą, że w podobnej sytuacji jest w Polsce wiele milionów ludzi. - Podobno jednak w kontaktach towarzyskich nie stroni pan od dowcipu? Jak zatem ocenia pan swoje poczucie humoru? - Mogę tylko powiedzieć, że o własnym poczuciu humoru z powagą rozprawiają ci, którzy go nie mają. Dlatego ja mogę się wstrzymać. Leszek Moczulski, czyli Koniak Pędzony Nocą 155 - A jakie poczucie humoru ma polska klasa polityczna? - O, niestety - bardzo słabe. Przede wszystkim wielu nie łapie dowcipu aluzyjnego. Kiedyś w jakiejś dyskusji publicznej użyłem słów: oceniając wysokie walory umysłowe pana Igrek... - sądząc, że ten dowcip jest oczywisty i powszechnie zrozumiały. Tymczasem po tym wszystkim on podszedł do mnie wzruszony i powiedział: Stary, ja ci bardzo dziękuję, że ty mnie doceniłeś, bo na ogół uważają mnie za idiotę... (śmiech). Wtedy ja odrzekłem: Przez grzeczność nie zaprzeczę. Na co Igrek dodał: No proszę, i jeszcze taka kultura"... Cóż, podejrzewam, że on nie miał poczucia humoru. - Czy dowcip może być skutecznym narzędziem walki politycznej? - Jest nim, oczywiście. Jedną z głównych broni politycznych jest ośmieszanie przeciwnika. My w Konfederacji Polski Niepodległej mamy z tym nieprzerwanie do czynienia. Kiedyś istniała nawet specjalna placówka w MSW, której celem było zwalczanie KPN. Działała ona w ramach osobistych kompetencji wiceministra spraw wewnętrznych, Zbyszka Pudysza. Mówię "Zbyszka", ponieważ poznałem go, gdy miałem 21 lat - obaj zresztą byliśmy w podobnym wieku. On był moim oficerem śledczym, w głębokich latach pięćdziesiątych. Śmieję się, że facet zrobił karierę - od podporucznika do generała i wiceministra - tylko dzięki mnie. Wracając jednak do sprawy wydziału MSW do zwalczania KPN - otóż w jego ramach funkcjonowała specjalna placówka, która rozpuszczała dowcipy o Konfederacji. - Może pan przypomnieć któryś z nich? - Była ich masa, niektóre naprawdę śmieszne. Pojawiło się na przykład pytanie: Co to jest KPN?. Odpowiedź brzmiała: Koniak Pędzony Nocą. Okoliczności powstania i kolportowania tego dowcipu poznałem dzięki rozmowom z oficerami śledczymi, z którymi przecież często miałem kontakt, gdy siedziałem w więzieniu. Czasami nawet cie- 156 CHICHOT (Z) POLITYKA szyłem się, że ci ludzie przychodzą na rozmowy, bo to przerywało więzienną nudę. Oni przyznali się, że na początku lat osiemdziesiątych została wydrukowana, w nakładzie 100 000 egzemplarzy, ulotka z tym dowcipem o "Koniaku Pędzonym Nocą". Któryś z ich szefów wziął jednak tę ulotkę do ręki i powiedział: Towarzysze, koniak? Dlaczego koniak? Przecież to jest dobra wódka. Nie może być koniak. Podwładni poprosili go, aby wymyślił inną wersję. I on po namyśle zaproponował: KPN-Koniec Polski Niepodległej, po czym kazał wydrukować 20.000 plakatów z tym hasłem. Cała Polska została pokryta afiszami z hasłem "Koniec Polski Niepodległej", ale z daleka było widać tylko skrót "KPN". To zdarzyło się dwa dni przed stanem wojennym i miało zupełnie niespodziewaną wymowę. Ja w tym czasie siedziałem na Rakowieckiej. Parę dni po ogłoszeniu stanu wojennego przyszedł do mnie oficer i żalił się, że trudno wygrać z opozycją, gdy się ma takich szefów w MSW. - Znam podobny dowcip, z tym że przychylny wobec KPN. Członek ?? PZPR, Albin Siwak, kazał aresztować obsługę stacji CPN, bo był przekonany, że w tym skrócie "C" czyta się jak "K", podobnie jak w papierosach "Caro"... - Ze skrótem KPN było wiele zabawnych historii. Prawdą jest, że na polecenie bodaj ówczesnego premiera, Edwarda Babiucha, Kampinoski Park Narodowy - oznaczony na całym obszarze tabliczkami ze skrótem KPN - po powstaniu naszej partii zyskał nagle oznaczenia Kamp.PN. Wszystkie tabliczki zostały natychmiast zmienione - zmarnowano na to sporo pieniędzy, które mogły być przeznaczone na jakiś istotniejszy cel. Babiuch nie wiedział, że Karkonoski Park Narodowy to też KPN. Na szczęście dla tego parku, przestał być premierem i nie zmieniono skrótu na Kark.PN. - U pana w biurze pojawiła się wywieszka informująca, że do KPN nie będą przyjmowani ci, którym Leszek Moczulski, czyli Koniak Pędzony Nocą ]5y słomka wychodzi z butów. To oczywista aluzja do Adama Słomki, który toczył z panem spór o przywództwo w KPN... - Z tym było trochę inaczej. Po prostu w jakiejś gazecie pojawił się tytuł "Słomka wychodzi z butów", czy coś podobnego. Ktoś wyciął to i powiesił w naszej siedzibie w Sejmie. Ale według mnie, to raczej taki sobie dowcip. - Potwierdza on jednak pana słowa, że w polityce dowcip bywa wykorzystywany do ośmieszania przeciwnika. - Skoro już o tym mowa, chcę przypomnieć, że mieliśmy przeciwko nam także udatne działania zmierzające do ośmieszenia. Udatne, bo wielu ludzi w to uwierzyło. Pytano na przykład, na czym polega program KPN? I sugerowano, że zamyka się on w zawołaniu: Z szabelką na Moskwę. My oczywiście nigdy nie nawoływaliśmy do żadnej wyprawy na Moskwę. Wręcz odwrotnie - chcieliśmy, żeby z Moskwy nie było wyprawy na Warszawę. Natomiast to zostało bardzo mocno spopularyzowane. Ze swoistego rodzaju dowcipem mamy do czynienia nadal. W jakimś wywiadzie telewizyjnym pewna pani, chcąc być zapewne dowcipna, zadała mi lekko sarkastyczne pytanie: Pan to już chyba nie pierwszy raz kandyduje na prezydenta. Na co ja jej odrzekłem: Co za pamięć... W pani wieku? (śmiech). Ona miała taką minę, że pewnie się obraziła. Ale co innego miałem jej powiedzieć? - Zaskakuje mnie fakt, że dowcipem posługiwał się pan także w konspiracji. Marian Piłka wspomina, że kiedy w latach siedemdziesiątych jechał na akcję do Przemyśla, osobie, która miała z nim nawiązać kontakt, posłał pan telegram: "Piłka dotrze w dniu rozgrywek". Bawił się pan z SB? - Tak, to była swoista zabawa z SB. W dodatku osoba, do której miał trafić ten telegram, była związana ze sportem. Nie pamiętam już, czy z piłką nożną, czy z ping-pongiem, ale na 158 CHICHOT (Z) POLITYKA pewno z czymś takim. Z tym, że ja w żaden sposób nie chciałbym sobie rościć praw autorskich do tego pomysłu. Posługiwałem się tego rodzaju żargonowym przekazywaniem informacji, lecz znałem to z literatury przedmiotu. Nawiązywałem do praktyki przesyłania ukrytych informacji, co można robić także w sposób dowcipny, obowiązującej jako zasada łącznościowa w wojsku II Rzeczypospolitej. Chodzi o tak zwane depesze żargonowe, przekazywane bez żadnego szyfru. Przykładowo: decyzja Naczelnego Wodza zezwalająca generałowi Kutrzebie rozpocząć bitwę nad Bzurą i wskazująca kierunek operacji, brzmiała: Panie generale, proszę jechać na obiad do Wierzbickiego. "Wierzbicki" to była znana restauracja w Radomiu, gdzie oni czasami się spotykali. Nie było żadnych wątpliwości o co chodzi, natomiast biedni szyfranci niemieccy, którzy tę informację przejęli, okazali się zupełnie bezradni. Tak samo rzecz się miała się z moim telegramem: "Piłka dotrze w dniu rozgrywek", przy czym w tym wypadku zrobiliśmy rzecz chwilami niedopuszczalną, gdyż ujawnione zostało nazwisko. Tamci tego jednak nie załapali. - W PRL dowcip polityczny był w rozkwicie. Dlaczego teraz, mimo wielu afer i dziwacznych zdarzeń w polityce, nie ma tak subtelnych i zabawnych kawałów politycznych? - Nie wiem, czy nie ma. Przypuszczam, że ten dowcip nadal jest. Oczywiście, wiele dowcipów umiera, ale niektóre przeżywają, niektóre wracają. Andrzej Olechowski, będąc ministrem spraw zagranicznych, przyszedł radosny na posiedzenie komisji sejmowej i powiedział, że właśnie dowiedział się o moim dowcipnym sformułowaniu, które bardzo wiele tłumaczy. Chodziło o różnicę pomiędzy Rosjanami i Polakami. Ja powtarzałem zawsze, że Rosjanie pojedynczo są wspaniali, ale razem tworzą coś przerażającego. A Polacy odwrotnie: we wspólnocie są wspaniali, lecz Leszek Moczulski, czyli Koniak Pędzony Nocą 159 w pojedynkę - straszni. Jest to jakiś dowcip, prawda? Rzecz w tym, że powtarzałem to sformułowanie przez wiele lat, ale nigdzie nie zostało ono zapisane. Byłem zaskoczony, że ten dowcip wciąż krąży i jest trafnie ze mną wiązany. - Z uporem wracam jednak do tezy, że polski dowcip polityczny umiera. Na palcach rąk można na przykład policzyć udane kawały o prezydencie Kwaśniewskim. - Nie jest to oczywiście regułą, ale powiedziałbym, że więcej jest dowcipów o osobach, które mają poczucie humoru, a mniej o tych, które go nie mają. Nie przypominam sobie na przykład żadnego dowcipu o Jakubie Bermanie. To nie był wprawdzie czas, kiedy dowcipy polityczne były bezpieczne, ale jednak istniały. Pamiętam, że w trudnym okresie, w 1952 roku, odbywały się tak zwane wybory. Na stalinowskiej liście towarzysz Berman miał eksponowane miejsce, a obok niego byli inni dygnitarze: Ochab, Albrecht. Po Warszawie krążyły wówczas, przepisywane w wielu egzemplarzach, wierszyki na temat każdego kandydata: Mniej Ochabów, więcej schabów albo Niechta, głosujemy na Albrechta. Dowcipy były o każdym, poza jednym - poza Bermanem. Nie dlatego, że Berman wydawał się bardziej groźny - oni wszyscy byli groźni w równej mierze. Złapanie kogoś na kolportowaniu tych wierszyków kończyło się więzieniem. - Nawet za rymowankę "Niechta, głosujemy na Albrechta"? - Do więzienia można było trafić za zupełnie mimowolny dowcip. Drukarz-linotypista, który bezwiednie powtórzył błąd w prognozie pogody, przepisując zdanie Silne wiatry z kierowników wschodu, trafił za kratki na dwa lata. Ponieważ zrobił to około roku 1954, kiblował aż do roku 1956. Gdyby w 1956 roku nie nastąpiły zmiany polityczne, 160 CHICHOT (Z) POLITYKA trwałoby to dłużej. On dwa lata był w śledztwie, bo przez cały czas próbowano go zmusić do wyjaśnień, kto mu kazał zastąpić słowo "kierunków" na "kierowników". Na nic zdały się tłumaczenia, że linotypista nie wnika w treść przepisywanego tekstu. - Opowiada pan dykteryjki i anegdoty z przeszłości. Czy równie chętnie, na przykład w swoim kręgu towarzyskim, sięga pan po zwykłe kawały dotyczące bieżących zdarzeń? - Robię to rzadko, tylko wówczas, gdy usłyszę dowcip, który uważam za znakomity. Obracam się jednak w środowisku rodzinnym i koleżeńskim, w którym niemal bez przerwy opowiadamy sobie rozmaite dowcipy, czy może coś na pograniczu dowcipu i aluzji. Zdarza się, że z żoną posługujemy się tylko dowcipnymi aluzjami, czasem złośliwymi, a mimo to świetnie się rozumiemy, także w sprawach zupełnie praktycznych. To nas bawi, lubimy to. Nie jest to jednak powtarzanie zwykłych dowcipów. - Słyszał pan dowcip o sobie? - O tak, wielekroć. Niektóre z nich były bardzo dobre. W tej chwili usiłuję bezskutecznie jakiś sobie przypomnieć... - Czy sądzi pan, że im więcej krąży dowcipów o danym polityku, tym większa jest jego popularność? - W jakiejś mierze na pewno tak. Jest więcej dowcipów o Jacku Kuroniu niż o Leszku Balcerowiczu. Podobnie - więcej o prezydencie Kwaśniewskim niż o premierze Cimoszewiczu. Prawdę mówiąc, jak się popatrzy na Cimoszewicza czy Balcerowicza, to właściwie żaden finezyjny dowcip nie przychodzi do głowy. - Czy - pana zdaniem - najbliższe miesiące i lata przyniosą dobry klimat dla dowcipu politycznego? - To zależy od wielu rzeczy. Środki masowego przekazu mają tutaj dużo do zrobienia. Poziom dowcipu bardzo by się Leszek Moczulski, czyli Koniak Pędzony Nocą 161 poprawił, gdyby każdy dziennikarz zrozumiał, że należy puentować teksty. Czasem wystarczy jedno słowo, by rzecz stała się pełna finezyjnego dowcipu. Anegdoty rodzą się spontanicznie, ale gdy nad nimi popracować, robią się znacznie lepsze. - Czy takim wystudiowanym żartem było rozszyfrowanie przez pana w Sejmie skrótu PZPR jako Płatni Zdrajcy Pachołki Rosji? Miał pan wtedy w zamyśle cel humorystyczny? - Miałem w zamyśle cel polityczny, a nie humorystyczny. Sprawa była prosta: groziło nam, że wniosek o uznanie stanu wojennego za złamanie prawa nie przejdzie, nie będzie miał większości. Poprzedniego dnia ogromna większość Sejmu zgodnie bowiem odrzuciła projekt ustawy KPN o restytucji niepodległości. Mogło powtórzyć się to samo, zwłaszcza że na sali nie było wielu posłów, na których mogliśmy liczyć. Kiedy stwierdziłem, że sytuacja jest niedobra, zabrałem głos. Zmierzałem do tego, aby towarzysze z SLD opuścili salę, co miałoby wpływ na wynik głosowania. Mówiąc, raz po raz patrzyłem w oczy Aleksandrowi Kwaśniewskiemu, żeby wywnioskować, czy już wystarczy, czy jeszcze nie. W miarę tego co mówiłem, Kwaśniewski miał spojrzenie coraz bardziej błędne, ale widać było, że jeszcze nad sobą panuje. Eskalując, powiedziałem wreszcie, jak ten skrót można rozszyfrować. Wtedy zobaczyłem, że sprawa jest wygrana - posłowie SLD opuścili salę obrad. I myśmy wygrali głosowanie. Niestety, drugi raz ten numer z SLD mi nie wyszedł. Ale mam jeszcze coś przygotowane w zapasie... - Proszę o uchylenie rąbka tajemnicy. To mogłoby być puentą - jedną z tych, o które tak pan zabiega. - Jak pan zauważy, że ugrupowanie, które ma w Sejmie większość, w decydującym momencie nagle zrezygnuje 162 CHICHOT (Z) POLITYKA z większości, nie oddając głosu, nawet jęku, to będzie znaczyło, że w Polsce zwycięża poczucie humoru. Warszawa, 5 grudnia 1996 * Leszek Moczulski - przewodniczący Konfederacji Polski Niepodległej * Data urodzenia: 7 czerwca 1930 * Miejsce urodzenia: Warszawa * Znak Zodiaku: Bliźnięta * Zawód: prawnik, historyk, politolog, publicysta * Wykształcenie: wyższe, studia prawnicze, historyczne i politologiczne w Uniwersytecie Warszawskim i w Akademii Nauk Politycznych w Warszawie * Kariera polityczna: działacz konspiracyjnego ruchu niepodległościowego i antykomunistycznego (1955-1989), szef Akcji Historycznej mającej odkłamywać najnowszą historię Polski, współzałożyciel i rzecznik Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela (od 1977), współzałożyciel i wieloletni przewodniczący Konfederacji Polski Niepodległej (od 1979), kandydat na prezydenta RP w roku 1990 (2,5 procent głosów - ostatnie 6 miejsce), kandydat na prezydenta RP w roku 1995 (wycofuje się jednak przed pierwszą turą), od marca 1996 roku, po rozłamie w KPN, przywódca jednej z jej frakcji, poseł KPN w latach 1991-1997, honorowy przewodniczący Klubu Parlamentarnego KPN. * Z ostatnich miesięcy... - nie kandydował do parlamentu w wyborach 21 września 1997 roku. Początkowo jego partia była uczestnikiem AWS, a on sam miał kandydować do Sejmu z listy AWS w Krakowie. Parę tygodni przed wyborami KPN opuściła AWS, a Leszek Moczulski stworzył ugrupowanie wyborcze o nazwie Porozumienie Prawicy Polskiej, które zarejestrowało listy w 19 okręgach. Ostatecznie jednak wycofało się z wyborów. Leszek Moczulski, czyli Koniak Pędzony Nocą 163 Wybrane dowcipy o Leszku Moczulskim Nieliczne dowcipy, jakie opowiadano w ostatnich latach o Leszku Moczulskim, dotyczyły bardziej KPN niż lidera partii. Pewne ożywienie nastąpiło w okresie, kiedy w KPN doszło do rozłamu, a przywódcą frakcji przeciwnej Leszkowi Moczulskiemu został przedstawiciel młodego pokolenia w KPN, Adam Słomka. W dowcipach wykorzystywano, w różnych kontekstach, nazwisko oponenta Leszka Moczulskiego. * - Jaka partia najbardziej zrobiła w konia wyborców? - KPN, bo przekonał ludzi, że 2 x 2 W 41. (Numer listy wyborczej KPN w roku 1991) * - KPN zmienia nazwę na KPF. - Co to znaczy? - Krzykacze-Pieniacze-Fanatycy. * - Dlaczego ten Moczulski mówi jak idiota ? - Żeby jego zwolennicy mogli go zrozumieć. * - Jaki jest twój zięć? - pytają Moczulskiego. - Dobry, ale ma jedną wadę. - Jaką? - Nie umie grać w karty. - To nie jest wada! - Jest, bo nie umie, ale gra... (Aluzja do zięcia Leszka Moczulskiego, Krzysztofa Króla - też polityka KPN) 164 CHICHOT {Z) POLITYKA - Kogo Moczulski nie chce widzieć w KPN? - Tych, którym Słomka z butów wychodzi. - Dlaczego Moczulski pije drinki tylko bezpośrednio ze szklanki? - Bo nienawidzi Słomki. * - Dlaczego Moczulski tak źle wygląda? - Mówią, że został wydmuchany przez Słomkę. - Jakich mieliśmy marszałków Sejmu? - Jeden lubił pokozaczyć (Kozakiewicz), drugi pochrza-nić (Chrzanowski). Strach pomyśleć, że następnym mógłby być Moczulski. Józef Oleksy, czyli włos ci z głowy nie spadnie Nie trafiłem na dobry dzień Józefa Oleksego. Rozmowę z nim "okupiłem" dwugodzinnym oczekiwaniem, aż lider SdRP zje obiad. Mimo posiłku, po całej serii spotkań i konferencji, jakie odbył w Poznaniu, wyglądał na zmęczonego. Nie tryskał humorem, choć uchodzi w swoim kręgu za osobę dowcipną. Pogląd ten podważyła jednak Danuta Waniek, która w jednym z wywiadów dla "Życia" stwierdziła, że Józef Oleksy ma świetne poczucie humoru, dopóki żarty nie dotyczą jego osoby. W rozmowie ze mną ówczesny lider SdRP zaprezentował wręcz odwrotną opinię... * - Jak pan ocenia swoje poczucie humoru? - Uważam, że mam ogromne poczucie humoru, ale proszę mnie nie pytać o to, co bym przytoczył na dowiedzenie tej tezy. - Czy bawią pana dowcipy polityczne? - Zabawność dowcipu zależy od tego, jaki on jest. Tu nie ma generalnej reguły. - Jak pan reaguje na dowcipy dotyczące swojej osoby? - Bardzo życzliwie, ponieważ umiem i z siebie zakpić. - Proszę w takim razie opowiedzieć jakiś kawał na swój temat... - Nie, nie. Tak nagle nic mi nie przychodzi do głowy. 166 CHICHOT (Z) POLITYKA - Czy dowcip może naruszać osobiste dobra tej osoby, która jest w nim wyśmiewana? - To zależy od intencji, w jakiej opowiada się dowcip. Jeżeli jest ona wyłącznie zabawowa, to żart może być dalece frywolny. Natomiast jeśli kawał opowiadany jest w celu ubliżenia, ośmieszenia czy wywołania reakcji nieprzyjaznej, to taka intencja decyduje o niestosowności dowcipu. - Przytoczę jeden z dowcipów o panu. Ciekaw jestem, czy uzna go pan za dopuszczalny, czy może nazbyt frywolny... Otóż po oskarżeniu pana o szpiegostwo rozmawiał pan na ten temat z prezydentem Aleksandrem Kwaśniewskim. Ten, widząc zatroskanie w pana oczach, odrzekł: - Nie martw się Józek, włos ci z głowy nie spadnie... - To nie ma nic wspólnego ze szpiegostwem... (uśmiech) To bardzo lekki dowcip, o co tu można się obrażać? Ja sam - mówiąc w przemówieniach o czymś horrendalnym - często ironizuję: Włos się jeży na głowie, jak kto ma... - Czy zatem w dowcipie istnieje sfera tabu? - Myślę, że taką sferą są czyjeś widoczne ułomności. Gdyby dowcip miał w takiej sytuacji szydzić, wtedy nie będzie zabawny. - A czy kawały można wykorzystać jako narzędzie walki politycznej? - Można, zwłaszcza jeśli dowcip jest puszczany w szeptanej propagandzie. Czasem może on być straszną bronią, naprawdę groźnym narzędziem. Przede wszystkim wówczas, gdy ośmiesza osobę, a nie czyni tego życzliwie, tak jak w kawale zabawowym. Dowcipem można skuteczniej zniweczyć czyjś autorytet lub osłabić renomę niż atakiem wprost. - Można chyba jednak odwrócić sytuację i za pomocą dowcipu podbudowywać autorytet, zdobywać popularność... - Oczywiście, tak też może być. Lekki dowcip sprawia, że o kimś się mówi. Jeśli nie jest to specjalnie drażniące, wtedy taki żart przysparza popularności. Józef Oleksy, czyli włos ci z. głowy nie spadnie /<57 - Istnieje także teoria, że dowcip polityczny oczyszcza atmosferę, że jest lekiem na społeczne frustracje, swoistym wentylem bezpieczeństwa... - Naturalnie, że nim jest. W towarzystwie, w którym opowiada się dowcipy, jest znacznie lżejsza atmosfera niż w gronie sztywnym, nadętym. To dowód, że dowcip działa. Nie są to zresztą nowości. Truizmem jest przypominanie, że śmiech działa kojąco, nawet uzdrawiająco. - Jak pan ocenia poziom współczesnego dowcipu politycznego w Polsce? - Nie ma go. Nie znajduję dobrych dowcipów politycznych. - Co jest tego powodem? - Przyczyną jest zmęczenie. Poza tym, wiele rzeczy spośród tych, które w PRL śmieszyły, dziś już nie istnieje, inne urosły zaś do rangi czegoś nowego bądź ważnego. To, co kiedyś nazywało się łapówką, dziś jest prowizją. To co dawniej było określane mianem bezczelnego cwaniactwa, teraz nazywane jest ekonomiczną zaradnością. Ta ewolucja pojęć pokazuje, że dziś wiele rzeczy nie da się wyszydzić. Ludzie są obecnie bardziej zajęci przedsiębiorczością, krzątaniną, rywalizacją, konkurencją. Dziś pieniądz odgrywa inną rolę. - Czy z tego wynika, że dowcip polityczny będzie w Polsce systematycznie zamierał? - Nie, myślę, że on będzie miał raczej różne fazy: wzloty i upadki. Będzie to uzależnione od tego, jak ukształtuje się samopoczucie społeczne. Dowcip, ironia, śmiech - to są elementy kondycji społecznej. Widać nie jest z nią najlepiej, skoro dowcip zanika. - Kto, pana zdaniem, jest najlepszym humorystą w świecie polskiej polityki? - Tego powszechnie się nie wie, ale najlepszym znawcą dowcipu, absolutnie bezkonkurencyjnym, jest minister (były 168 CHICHOT (Z) POLITYKA - przyp. S.K.) Stanisław Żelichowski, a także - w dużej mierze - ambasador Polski w Moskwie, Andrzej Załucki. Dla mnie ogromnie smacznym twórcą i opowiadaczem dowcipów jest także poseł Ryszard Ulicki. To są postaci nie do pokonania. - Wymienił pan osoby z lewicy, z własnego grona politycznego. Dla odmiany, dowcipkować woli pan pewnie z przeciwników? - Podział polityczny nie ma tu znaczenia. W dowcipie najważniejsze jest to, jak głęboko jest on finezyjny. Czym on mnie rajcuje - jeśli tak można powiedzieć. To decyduje. Bohaterowie i postacie są naprawdę kwestią drugorzędną. - Kiedy trafiają się takie chwile, że poważni, czasem wręcz nadęci politycy rozluźniają się i zaczynają między sobą opowiadać kawały? - Właśnie zdarza się to za rzadko i dlatego politycy w polskim wydaniu stanowią dość ponurą klasę. Poznań, 5 października 1996 * Józef Oleksy - były przewodniczący Socjaldemokracji RP, poseł SLD * Data urodzenia: 22 czerwca 1946 * Miejsce urodzenia: Nowy Sącz * Znak Zodiaku: Rak * Zawód: ekonomista * Wykształcenie: wyższe, Wydział Handlu Zagranicznego SGPiS w Warszawie, doktor ekonomii * Kariera polityczna: członek PZPR (1969-1990), członek prezydium Zarządu Głównego Socjalistycznego Zrzeszenia Studentów Polskich (przez 2 kadencje), sekretarz Komitetu Uczelnianego PZPR w SGPiS w Warszawie, zatrudniony w Wydziale Pracy Ideowo-Wychowawczej ?? PZPR (od 1977), sekretarz POP oraz sekretarz KZ PZPR w ?? PZPR. kierownik Biura Józef Oleksy, czyli włos ci z. głowy nie spadnie /59 Centralnej Komisji Rewizyjnej PZPR (1981-1990), sekretarz KW PZPR w Białej Podlaskiej (1987-1989), uczestnik obrad "okrągłego stołu" (1989), minister do spraw współpracy ze związkami zawodowymi w rządzie Mieczysława Rakowskiego (1989), członek SdRP (od 1990), wiceprzewodniczący SdRP (1993-1996), marszałek Sejmu (1993-1995), prezes Rady Ministrów (1995-1996), podaje się do dymisji na skutek wszczęcia przez prokuraturę Warszawskiego Okręgu Wojskowego śledztwa w sprawie domniemanego szpiegostwa, (umorzenie śledztwa- kwiecień 1996), poseł na Sejm (od 1989), przewodniczący SdRP (od 1996). * Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 roku kandydował do Sejmu z listy SLD w Siedlcach. Zdobył mandat, uzyskując 27 259 głosów. Na kongresie SdRP, który odbył się 6-7 grudnia 1997 roku, zrezygnował z ubiegania się o stanowisko przewodniczącego SdRP, choć do ostatniej chwili zapewniał, że ma zamiar kandydować. Wybrane dowcipy o Józefie Oleksym Kawały o Józefie Oleksym zaczęły się pojawiać, gdy - po wyborach w 1993 roku - został marszałkiem Sejmu, a następnie premierem. Wówczas nawiązywano w nich głównie do jego charakterystycznej łysiny. Po tym jak minister Andrzej Milczanowski oskarżył go o szpiegostwo na rzecz rosyjskiego KGB (w grudniu 1995 roku), a potem prokuratura wojskowa umorzyła tę sprawę, nowe dowcipy o Józefie Oleksym odnosiły się niemal wyłącznie do "afery szpiegowskiej". * - Co najlepiej wyszło Oleksemu? - Włosy. 170 CHICHOT (Z) POLITYKA - Dlaczego premierem został łysy Oleksy? - Żeby ludzie myśleli, że teraz wszystko pójdzie gładko. * - Dlaczego SLD wysunął na premiera łysego jak kolano Oleksego? - Sądzono, że ludzie nabiorą się na jego ogładę i nie zauważą kantów. * - Dlaczego Oleksy nie chodzi do kina? - Bo ciężko oglądać film, kiedy obraz tak bardzo się odbija i w sali ciągle się błyska. * Spotkały się dwie pchły. Jedna ma rękę na temblaku. - Co, ślizgawka? - pyta ta zdrowa. - Nie, łysina Oleksego - odpowiada ranna pchła. * - Czym Oleksy jest dla dinozaura? - Dezodorantem w kulce. * - Czy można pisać w gazetach, że Oleksy jest łysy? - Nie. Nałeży pisać, że jest owłosiony inaczej. * Oleksy bardzo zmartwiony zarzutami o szpiegostwo poszedł do Kwaśniewskiego prosić o wsparcie. - Nie bój się, Józek - zapewnił prezydent. - Dopóki ja jestem prezydentem, włos ci z głowy nie spadnie. * Józef Oleksy, czyli włos ci z. głowy nie spadnie jy] Po ujawnieniu afery szpiegowskiej Oleksy zaszył się w suwalskiej wsi bez dróg i prądu. Został jednak zdemaskowany. Niepiśmienna chłopka rozpoznała w nim premiera Cyrankiewicza, który niewiele się postarzał od czasów jej młodości. * Kowalska odkrywa pierzynę i z przerażeniem krzyczy do męża: - Ratunku, szpieg! - Gdzie? Jaki szpieg? - pyta mąż. - Tu, pod pierzyną. Łysy, okrągły... Mąż Kowalskiej zagląda pod pierzynę i macha ręką: - Głupiaś, znowu ci wątrobę wywaliło... * - Jak się nazywa nowy pies Milczanowskiego? - Olinek. - Dlaczego Oleksy chodzi tak sztywno wyprostowany i nie kołysze się na boki? - Żeby mu nie wypadła legitymacja KGB. * - Jak dzieli się lewica w Polsce? - Na prawdziwą i biesiadującą z KGB. Po umorzeniu sprawy Oleksego prezydent Kwaśniewski wystąpił do papieża z wnioskiem o kanonizację byłego premiera. Nie ma jeszcze bowiem świętego Oleksego. - Jaki jest wynik sprawy Oleksego po umorzeniu dochodzenia? 172 CHICHOT (Z) POLITYKA - Polska - Oleksy -0:1. Do przerwy. * Lekarz do pacjenta: - Jest pan zdrów jak ryba. Dożyje pan nawet wyjaśnienia sprawy Oleksego. * - Jaki pseudonim ma rzeczniczka Oleksego, Aleksandra Jakubowska? - Oleksis. * - Dlaczego Cimoszewicz stwierdził, że ustawa lustracyjna szkodzi państwu? - Bo szkodzi! Państwu Cimoszewiczom, państwu Ole- ksym... # Oleksy powiedział, że w wyborach w 1997 roku skończy się Wersal. Chodzą słuchy, że zacznie się Carskie Sioło. * - Kiedy SdRP będzie partią łudzi prawych i uczciwych? - Gdy Oleksy zostanie hippisem, * - Jak to się stało, że Oleksy - mimo oskarżeń o szpiegostwo - został liderem SdRP? - Bo wiedział z kim i po co biesiaduje. * - Dlaczego płaczesz? - pyta ojciec syna po jego powrocie ze szkoły. - Bo dostałem jedynkę z religii! - Za co? Józef Oleksy, czyli włos ci z. głowy nie spadnie 173 - Ksiądz zapytał, kto pomagał Jezusowi nieść krzyż na Golgotę, a ja powiedziałem, że Szymon Oleksy. - I miał rację, że postawił ci jedynkę. Nie Szymon, tylko Józef. - Kto w Polsce nie pije, ten jest szpiclem. - A Oleksy jest abstynentem! - Kto tak twierdzi? - Milczanowski. * Kwaśniewskiego postawiono przed Panem Bogiem. Ten skierował go do czyśćca. Kwaśniewski zobaczył tam Oleksego przechadzającego się pod rękę z Brigitte Bardot. Kwaśniewski żali się: - Panie Boże, jak ty nas nierówno traktujesz! - Olek - odpowiedział Pan Bóg. - To nie jest nagroda dla Oleksego. To kara dla Bardot. * Nowy stopień w prokuraturze po sprawie Oleksego? - Pułkownik wywiadu prasowego. (Aluzja do płk. Sławomira Gorzkiewicza, który podjął decyzję o umorzeniu tzw. sprawy Oleksego) * - Jaka jest różnica między Jamesem Bondem a Ołeksym? - Bond był szpiegiem, a Oleksy jest... łysy. 174 CHICHOT (Z) POLITYKA Janusz Onyszkiewicz, czyli piłsudczyk na rowerze Janusz Onyszkiewicz ze zdziwieniem przyjął propozycję rozmowy na temat satyry politycznej. Nie był całkiem pewien, czy okaże się rozmówcą kompetentnym w tej materii, ale bez oporów zgodził się na wywiad. Nie krył zadowolenia, kiedy stwierdziłem, że - wedle mojego rozeznania - uchodzi za jedną z najbardziej wesołych i pogodnych osób wśród polityków Unii Wolności. * - Czy pan lubi się śmiać? - O, tak! Myślę, że jestem dosyć optymistycznie nastawiony do życia. Na szczęście, śmiech w naszej rodzinie jest częstym gościem. - Czy uprawianie polityki - w przypadku osób obdarzonych poczuciem humoru - jest łatwiejsze? A może lepiej wychodzi to osobom statecznym, poważnym, powściągliwym? - Jeśli ktoś chce naprawdę funkcjonować w polityce, w systemie demokratycznym, to w zasadzie poczucie humoru jest mu niezbędnie potrzebne. Każdy polityk musi mieć bowiem dystans w stosunku do siebie, a bez poczucia humoru o to bardzo trudno. Odwrócę sytuację - jak ktoś nie ma poczucia humoru, to takiego dystansu w stosunku do siebie mieć nie będzie. Wobec tego nie dziwota, że na ogół postacie charyzmatyczne, wielcy przywódcy, którzy działali w sytuac- Janusz Onyszkiewicz, czyli piłsudczyk na rowerze 175 jach nie bardzo demokratycznych, raczej poczuciem humoru nie grzeszyli. Jeżeli polityk nie potrafi pośmiać się z samego siebie, jest to sytuacja niedobra. - Kto jest wzorem polityka-żartownisia? - Powołam się na przykład Churchilla. Podobno ulubioną anegdotą, którą opowiadał sam o sobie, była taka oto historyjka. Churchill miał jechać do BBC, żeby wygłosić kolejne przemówienie. To były czasy, kiedy telewizja jeszcze nie funkcjonowała, w związku z czym twarze polityków nie były powszechnie znane. Churchill wsiadł to taksówki i kazał zawieźć się do BBC. Wysiadając, poprosił taksówkarza, aby na niego zaczekał, gdyż ma zamiar wrócić za pół godziny. Na to taksówkarz - który go nie poznał - odpowiedział, że nie może czekać, ponieważ chce w domu wysłuchać radiowego przemówienia Churchilla. Wtedy uradowany Churchill wręczył kierowcy duży napiwek. A taksówkarz stwierdził: - Pan jest bardzo fajny gość. Do diabla z Churchillem! Nie pojadę do domu, zaczekam na pana. (śmiech) - Nie ma pan zatem wrażenia, że w Polsce brakuje takiego Churchilla, i że nasze życie polityczne jest nudne, wręcz posępne? - Czasami politycy robią rzeczy śmieszne w sposób całkowicie niezamierzony. Nie będę jednak cytował rozmaitych gaf, których byłem świadkiem przy okazji wielu debat, a które powodowały wręcz huragany śmiechu na sali. - Kto zasłużył sobie na miano polityka-humorysty, a kto ma opinię smutasa? - Nie chcę rozdzielać etykietek tego rodzaju. Natomiast, oczywiście, są w naszej polityce tacy ludzie. - Czy dowcip jest instrumentem walki politycznej? - Ależ oczywiście! Dowcip jest niesłychanie ważnym instrumentem tej walki. I to nie tylko dowcip, przy pomocy którego obezwładnia się przeciwnika, lecz także ten rodzaj dowcipu, który umożliwia obalenie ataku pod swoim ad- 176 CHICHOT (Z) POLITYKA resem. Na przykład Ronald Reagan był atakowany, gdy starał się o ponowny wybór na prezydenta USA. Zarzucano mu, że jest już stary i nie nadaje się do pełnienia tej odpowiedzialnej funkcji. W czasie takiej dyskusji Reagan nawiązał dowcipnie do wydarzeń z okresu bardzo odległego, do manifestu politycznego z czasów Lincolna - bardzo zakorzenionego w tradycji Stanów Zjednoczonych. Z pełną powagą powiedział: - Co ? Ja tam przecież byłem, doskonale to pamiętam! To wywołało huragan śmiechu, a Reagan tym samym doprowadził do absurdu zarzuty, że jest zbyt stary. I one się skończyły! - Czy pan kiedykolwiek padł ofiarą wykorzystania żartu w walce politycznej? - Nie, chyba nie byłem wdzięcznym obiektem do tego rodzaju żartów. Ale może dlatego, że nikt specjalnie zębów sobie na mnie nie ostrzył. - Pojawiały się natomiast anegdoty związane z pana podróżami do Sejmu na rowerze albo z pokrewieństwem pana żony z marszałkiem Piłsudskim... - Pamiętam, że kiedy wchodziłem do Ministerstwa Obrony, pojawił się rysunek, na którym było przedstawionych dwóch bardzo poważnych, wyższych oficerów. Ich twarze miały pokazywać, że to są oficerowie zakorzenieni w dawnym układzie. Jeden do drugiego mówił: - Do tej pory tupaliśmy pod melodię " Oki", a teraz chyba trzeba będzie tupać pod melodię "Pierwszejbrygady". To są, oczywiście, dowcipy sympatyczne. Ze zjadliwym kawałem pod moim adresem nie spotkałem się dotychczas. A to, że jeżdżę na rowerze? Być może niektórzy traktują to jako nieszkodliwe dziwactwo. Myślę jednak, iż przekonają się, że to rzecz bardzo wygodna. - Odwróćmy sytuację: czy pan czasami posługiwał się dowcipem w celu zakpienia z rywala politycznego? - O, tak! Nie unikam dopuszczalnej ironii czy wypowiedzi brzmiących dowcipnie. Ale jeżeli mówię już coś takiego, Janusz Onyszkiewicz, czyli piłsudczyk na rowerze 177 nie jest to dowcip ad personam, który bierze na kieł osobiste przywary czy niedostatki. Chodzi raczej o działanie na niwie politycznej. Pamiętam z prasy dowcip polityczny, który uważam za jeden z najcelniejszych w ostatnich czasach. Oto siedzi dwóch ludzi w średnim wieku, nie do końca ogolonych. I jeden mówi do drugiego: - Za komuny to i "Solidarność" była lepsza! (śmiech) - Mnie też się ten żart podoba. Ogólnie jednak zauważam, że dowcipów politycznych jest dziś mało, a te, które się pojawiają nie są zbyt wysokich lotów. Czy słyszał pan udany kawał z bieżącego życia politycznego? - Istotnie, dobrych dowcipów politycznych jest dziś szalenie mało. On jednak zamarł już wcześniej. - Kiedy nastąpił ten uwiąd? Gdzie jest czasowa cezura? - Pojawiło się trochę dowcipów jeszcze w czasach stanu wojennego. Częściowo były one przeróbkami kawałów, które krążyły w Polsce jeszcze w czasach okupacji hitlerowskiej. Niekiedy okazywały się adaptacją mało udaną w realiach stanu wojennego. Ale przynajmniej coś się działo. Po roku 1989 dowcip zaczął zanikać, ludzie pod tym względem stracili trochę słuch. Dawniej szukaliśmy aluzji. Dziś, jeśli nie powie się czegoś wprost, to raczej nie trafia. - Dlaczego dawniej powstawało tak wiele kawałów politycznych, a dziś nie ma ich kto wymyślać? - W czasach komunistycznych było ich znacznie więcej, bo większe było też zapotrzebowanie. Takie dowcipy pozwalały nam wytworzyć pewien dystans do tego, co działo się w Polsce. Były szczególnym środkiem porozumiewania się między ludźmi, oswajały rzeczywistość. Dowcipy okazywały się wręcz oazą wolności, można było w nich powiedzieć coś, czego w inny sposób nie wolno było wyrażać. Bardzo boleję nad tym, że nie ma dziś nowych dowcipów politycznych. Polacy z nich słynęli. W tej chwili, jeżeli słyszy 178 CHICHOT (Z) POLITYKA się jakieś kawały polityczne, są to zwykle przeróbki starych żartów, adaptacje do nowej sytuacji. - Kawały o Lechu Wałęsie były zwykle kalkami historyjek o Gomułce czy kimś takim... - Tak, pojawiały się nawet książeczki ze zbiorami takich "odświeżanych" dowcipów o prezydencie. Lech Wałęsa mógłby być obiektem dobrych i oryginalnych dowcipów, ale się nim nie stał. - Może nie ma teraz genialnego twórcy, który potrafiłby wyłapywać paradoksy życia publicznego i umiejętnie przetwarzać je na język dowcipu? - Jest teoria, że w Polsce dowcipy skończyły się wraz ze śmiercią Antoniego Słonimskiego. Jeżeli tak, to widocznie istnieje życie pozagrobowe, bo jeszcze parę lat po jego odejściu pojawiały się nowe kawały, było ich nawet sporo. Ale istotnie, coś się stało. Nasza kultura, poprzez brak dowcipów, uległa istotnemu zubożeniu. W Polsce w tej chwili zapanowała dosłowność. Ona czasem idzie wręcz za daleko, bo język dyskusji politycznej staje się brutalny. Ale może trzeba by powiedzieć, chwała Bogu? Kawałów brakuje, ale za to nie ma cenzury! - Czy śmiech już na dobre przestanie towarzyszyć polskiej polityce? - Mam nadzieję, że dowcip do polskiej polityki wróci. W sytuacji ogromnych napięć, gdy rozbuchane są emocje, miejsca na dowcip nie ma. Pamiętam zdarzenie z lat osiemdziesiątych, kiedy w Warszawie szykowaliśmy się do demonstracji pierwszomajowej, po mszy w kościele na Żoliborzu, w którym wcześniej sprawował swoją posługę ksiądz Jerzy Popiełuszko. Atmosfera była szalenie napięta, mieliśmy zaraz ruszyć, już tam stało ZOMO z pałami. Przemawiał jeszcze Seweryn Jaworski. Kończąc swoje wystąpienie, bardzo patetyczne, zapowiedział następnego mówcę, którym miałem być ja. W emocjach powiedział: - Teraz zabierze Janusz Onyszkiewicz, czyli pilsudczyk na rowerze 179 głos mój przyjaciel, Janusz Onyszkiewicz, pradziadek dzieci nmrszałka Piłsudskiego. Otóż nikt się wtedy nie roześmiał. Atmosfera była taka, że ta pomyłka nie została odebrana jako coś zabawnego. Oznacza to, że w wielkich emocjach o dowcipie trudno mówić. Mam nadzieję, że ta atmosfera będzie w Polsce siadać i w konsekwencji dowcip polityczny wróci. Poznań, 17 kwietnia 1997 * JanuSZ Onyszkiewicz - minister obrony narodowej, poseł Unii Wolności * Data urodzenia: 18 grudnia 1937 * Miejsce urodzenia: Lwów * Znak Zodiaku: Strzelec * Zawód: matematyk * Wykształcenie: wyższe, Wydział Matematyki Uniwersytetu Warszawskiego, doktor nauk matematycznych (teoria modeli i teoria mnogości) * Kariera polityczna: członek NSZZ "Solidarność" (od 1980), organizator pomocy dla strajkujących, członek prezydium Zarządu Regionu Mazowsze NSZZ "S", kieruje sekcją informacji i środków przekazu, następnie członek prezydium i rzecznik prasowy Komisji Krajowej NSZZ "S" (1980-1981), rzecznik prasowy Tymczasowej Komisji Koordynacyjnej zdelegalizowanej NSZZ "S", uczestnik obrad "okrągłego stołu" (1989), wiceminister obrony narodowej - wraz z Bronisławem Komorowskim, powołanym na taki sam urząd, pierwszy cywil w kierownictwie MON (1990-1992), sekretarz stanu w MON (1992), minister obrony narodowej w rządzie Hanny Suchockiej (1992-1993), członek Unii Wolności i Rady Krajowej UW (od 1996), poseł na Sejm (od 1989). * Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 roku kandydował do Sejmu z listy Unii Wolności w Przemyślu. Zebrał 180 CHICHOT (Z) POLITYKA 8679 głosów, co jednak nie wystarczyło do uzyskania mandatu w okręgu. Do Sejmu wszedł z listy krajowej UW. Był jednym z negocjatorów w rozmowach na temat stworzenia koalicji rządowej AWS-UW. W rządzie Jerzego Buzka - z ramienia UW - otrzymał funkcję ministra obrony narodowej. Dowcipy Nie trafiłem na dowcipy o Januszu Onyszkiewiczu. Trafiają się natomiast kawały o jego partii - Unii Wolności. Oto przykłady: - Po pierwsze - gospodarka! Po siódme - nie kradnij! (Aluzja do hasła wyborczego "unitów" z 1993 roku) * - Co omacza skrót UW? - Unia Ważniaków. * - Dlaczego Unia Wolności w swoim logo zmieniła kolor słoneczka: z czerwonego na żółty? - Bo jak różowi chcą się oddalić od czerwonego i zbliżyć do czarnego - najwidoczniej robią się żółci. Jan Parys, czyli próżność do pewnych granic Proponując Janowi Parysowi rozmowę na temt dowcipu politycznego, wyczułem z jego strony pewną dozę nieufności. Lody szybko jednak zostały przełamane. Charakterystyczne było tylko to, że lider RTR ani razu się nie uśmiechnął, choć nie odniosłem wrażenia, że to efekt wrodzonego ponuractwa. Jan Parys wykazuje raczej specyficzne, sarkastyczne poczucie humoru. W latach PRL dał tego dowód, przyklejając na swoim samochodzie nalepkę z napisem Lepiej być martwym niż czerwonym. - Czy ludzie opowiadają o panu dowcipy? - Były jakieś historyjki o tym co zrobiłem lub powiedziałem, ale miały raczej charakter opowieści i anegdot, a nie klasycznych dowcipów politycznych. - O czym opowiadano? - Powiem szczerze - nie pamiętam, bo nie kolekcjonuję opowieści o sobie. To byłoby już zbyt dużą próżnością. Ja siebie lubię, ale z ograniczeniem. - Czy pana w ogóle śmieszą dowcipy polityczne? - Tak, bardzo. Lubię je, śledzę, czytam. Tak samo zresztą jak karykatury polityczne. - Zgadza się pan z opinią, że dowcip może być świetnym narzędziem walki politycznej? - Oczywiście, że tak. Często dowcip dociera do ludzi 1"2 CHICHOT (Z) POLITYKA dużo lepiej niż jakieś szumne deklaracje. Mogę tu przytoczyć pewną historyjkę związaną z wyborami prezydenckimi w Rosji, którą w maju 1996 roku na konferencji w Pradze opowiedziałem doradcy Jelcyna. Jak wiadomo, w Polsce była kiedyś koncepcja wasz prezydent, nasz premier. Powiedziałem temu politykowi, że można by taki pomysł zrealizować w Rosji, jednak z pewną modyfikacją. Mianowicie: - Wasz prezydent, nasz premier - powiedział szef KGB do szefa GRU. - Skoro już mowa o służbach specjalnych. Podobno w polskim MSW byli - i ponoć są nadal - specjaliści, którzy tworzą dowcipy ośmieszające aktualnych wrogów politycznych... Wie pan coś na ten temat? - Nie do mnie to pytanie, bo nie miałem wglądu w to, co robiło MSW. O ile wiem, wojsko się tym nie zajmowało. - W latach PRL było mnóstwo dowcipów o partyjnych dygnitarzach. Prawica, do której pan się zalicza, często podkreśla, że mają oni spadkobierców w prostej linii. Dlaczego jednak słychać tak mało dowcipów o Oleksym, Millerze, Szmajdzińskim? - To jest proste. Tamten system był pełen absurdów, z których część udało się nam wykreślić z życia, a więc powodów do takich kpin jest mniej. Po drugie, jednak kadra, która wtedy rządziła, była słabo przygotowana. Przypomnę, że część ówczesnych polityków nawet nie potrafiła czytać. Mieli kłopoty z odczytaniem sążnistych przemówień napisanych przez jakichś sekretarzy. Dzisiejsza kadra komunistyczna jest wykształcona głównie przez Amerykanów, na amerykańskich stypendiach. Oni są bardziej obyci w świecie. -- Czy w dowcipie politycznym istnieje sfera tabu? *- Zdaje się, że w Anglii nie należy się śmiać i krytykować królowej. U nas nie ma czegoś takiego. Jest w końcu ustrój demokratyczny. Sądzę, że politycy powinni się godzić z tym, że opowiada się o nich jakieś historyjki. W ogóle powinni mieć poczucie humoru. Nie mogą się obrażać i dochodzić swoich Jan Parys, czyli próżność do pewnych granic 183 praw w sądzie, jeżeli to jest zwyczajny dowcip, a nie świadoma akcja dezinformacyjna. - Czy pan w wystąpieniach publicznych posiłkuje się dowcipem? - Tak, ponieważ mam w tej mierze pewien trening. Jako wykładowca uniwersytecki dobrze wiem, że słuchacze zasypiają po kilkunastu minutach. Jeśli się ich nie ożywi dowcipem i nie przyciągnie uwagi, to w ogóle zapominają, o co chodzi. - Mógłby pan ad hoc rzucić jakiś dowcip dotyczący obecnej klasy politycznej? - Kiedy zapytano mnie, co zrobił pan Kwaśniewski w czasie wizyty w Moskwie, ja odpowiedziałem, że byłoby najlepiej, gdyby on tam nic nie robił. Bo gdyby coś zrobił, to by znaczyło, że nas załatwił... - Polityków polskiej prawicy posądza się jednak o brak poczucia humoru. Czy jest w tym ziarno prawdy? - Tutaj może mieć wpływ czynnik demograficzny. Jeżeli wybierzemy na reprezentantów prawicy w mediach ludzi starych i zgorzkniałych, to niewątpliwie ten stereotyp będzie się pogłębiał. Jeśli jednak w imieniu prawicy będą występować ludzie młodzi, sympatyczni i uśmiechnięci - to stereotyp się zmieni. - Kto w pana środowisku politycznym lubi sobie dowcipkować? - Myślę, że panowie Jacek Kurski i Adam Glapiński są bardzo fajni i dowcipni - miło się z nimi rozmawia. - Czy dowcip polityczny może być ujściem dla społecznych frustracji? - Na pewno tak. Był nim zwłaszcza w okresie Peerelu. Ludzie musieli się jakoś pocieszać w najtrudniejszych momentach historii tamtego systemu. - Jak pan ocenia obecny poziom dowcipu politycznego w Polsce? 184 CHICHOT (Z) POLITYKA - Słaby jest, słaby, niestety. Brakuje nam humoru pana Pietrzaka, który był najlepszym recenzentem tego, co działo się kiedyś. Poznań, 5 czerwca 1996 * Jan Parys - przewodniczący Ruchu Trzeciej Rzeczypospolitej, były wiceprzewodniczący Ruchu Odbudowy Polski * Data urodzenia: 23 grudnia 1950 * Miejsce urodzenia: Warszawa * Znak Zodiaku: Koziorożec * Zawód: socjolog * Wykształcenie: wyższe, Wydział Nauk Społecznych Uniwersytetu Warszawskiego, doktor socjologii (specjalista w zakresie problemów Trzeciego Świata) * Kariera polityczna: sekretarz Instytutu Spraw Międzynarodowych w Bemie (od 1986), organizator międzynarodowych konferencji na temat bezpieczeństwa narodowego (1988-1989), wiceprzewodniczący Klubu Atlantyckiego w Warszawie (od 1991), minister-kierownik Centralnego Urzędu Planowania, (1990-1991), członek kolegium Biura Bezpieczeństwa Narodowego, Rady Przemysłu Obronnego, Komisji ds. Reformy Sił Zbrojnych oraz zespołu monitorującego wydarzenia w ZSRR (od 1991), negocjator w sprawie ekonomicznych aspektów wycofania z Polski wojsk Armii Radzieckiej, minister obrony w rządzie Jana Olszewskiego (1991-1992), lider Ruchu Trzeciej Rzeczypospolitej - powstałego z Komitetów Obrony Parysa na II Krajowym Zjeździe KOP (1992), wiceprzewodniczący ROP (1996-1997). * Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 roku kandydował z listy ROP w Łodzi, choć jego partia - RTR - krótko przed wyborami opuściła ROP, przenosząc się do AWS. Nie zdobył mandatu - zebrał 15.467 głosów. Po wyborach Jan Parys, czyli próżność do pewnych granic 185 - opowiedział się - wbrew politykom blisko związanym z Janem Olszewskim - za wstąpieniem ROP do AWS. Opuścił ROP w styczniu 1998 roku nie zgadzając się na opozycyjną postawę posłów ROP wobec rządu Jerzego Buzka. Zapowiedział, że będzie działał w AWS. Został wiceprzewodniczącym Fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie. Dowcipy Nie znalazłem kawałów opowiadających o Janie Parysie, poza - przytoczonym poniżej -jednym wyjątkiem, dotyczącym okresu, kiedy był on ministrem obrony narodowej w gabinecie Jana Olszewskiego. Jan Parys musiał odejść z rządu w rezultacie sporów o kompetencje w dziedzinie kontroli nad wojskiem, a także o zakres i sposób oceny odpowiedzialności komunistów i agentów bezpieki. Kawał tłumaczy to na swój sposób. * - Dlaczego Parys nie nadaje się na ministra obrony? - Bo za dużo nadaje. W prasie pojawiały się czasami humorystyczne wypowiedzi na temat lidera RTR, zwykle nawiązujące do jego "mitycznego" nazwiska oraz beretu, który w swoim czasie z upodobaniem nosił na głowie. Znacznie więcej było dowcipów, głównie w 1992 roku, na temat Jana Olszewskiego oraz jego ekipy, w skład której wchodził Jan Parys. Oto przykłady: - Widać wreszcie w Polsce poprawę. - Niby dlaczego? 186 CHICHOT (Z) POLITYKA - Przypomnij sobie chudzinę Mazowieckiego, drobniutkiego Bieleckiego - i porównaj ich z tym Olszewskim... - Dlaczego nikt nie pomógł temu posłowi, który - zabierając głos po wystąpieniu premiera Olszewskiego w sprawie programu rządu - spadł z mównicy na głowę? - Bo wszyscy byli przekonani, że to kolejny punkt programu. * Premier Olszewski wygłasza swoje expose, a w tym czasie któryś z posłów potknął się i stoczył się po schodach głową w dół. - Dlaczego nikt nie zareagował? - Wszyscy uznali, że to kolejny, który upadł na głowę. * - Dlaczego sołtys Wąchocka przez kilka miesięcy ukrywał się w lasach? - Bał się, że Jan Olszewski może go wziąć do swego rządu. * - Co było największym sukcesem rządu Olszewskiego? - To, że w ogóle powstał. * - Dlaczego Olszewski został premierem? - Bo jeszcze nigdy nie był za granicą. * - Księdzu nie wolno dawać kobiety, rabinowi mięsa. A Olszewskiemu? - Rządu! t - Jaka jest różnica między pudrem a rządem Olszewskiego ? Jan Parys, czyli próżność do pewnych granic J87 - Puder jest do twarzy, a rząd jest do d... * - Dlaczego upadł gabinet Olszewskiego? - Bo to miał być rząd osobistości, a był rządem osobliwości. * Premier Olszewski wygłasza przemówienie na głównym placu w Warszawie: - Rodacy, mam dla was dwie wiadomości: dobrą i złą. Którą chcecie usłyszeć najpierw? Ktoś z tłumu krzyczy, Że tę złą. - Będzie więcej bezrobotnych, wzrosną ceny, zwiększy się inflacja. - A ta dobra informacja? - Orzeł otrzyma nową koronę. * - Jaki jest skutek "przyspieszenia" ogłoszonego przez ekipę Olszewskiego? - Wszyscy w przyspieszonym tempie schodzimy na dziady. * - Dlaczego francuska prasa nie napisała ani słowa o wizycie premiera Olszewskiego we Francji? - Nikt nie potrafił przetłumaczyć milczenia rzecznika Gugulskiego. * - Co się stało z ekipą Olszewskiego? - Puścili ich z teczkami. * - Rząd Olszewskiego był jak pół litra wódki. _ ??? CHICHOT (Z) POLITYKA - Każdy mógł go obalić. * - Kto w Polsce jest najzagorzalszym przeciwnikiem przerywania ? - Edward Gierk, bo mu przerwano dekadę i Jan Olszewski, któremu przerwano premierę. - Jaki jest stosunek literatury współczesnej do polityki? - Przerywany. Gierek: "Przerwana dekada". "Przerywam milczenie: Jaroszewicz" i Olszewski: "Przerwana premiera ". - Czym Olszewski różni się od swego poprzednika, Bieleckiego? - Bielecki często uśmiechał się do kamery, a Olszewski - płakał. * - Dlaczego ludzie omijają na ulicy Olszewskiego? - Żeby, zgodnie z obietnicą, nie spojrzał im prosto w oczy. Longin Pastusiak, czyli co pan NATO W ferworze rozmowy na temat satyry politycznej Login Pastusiak zapomniał niemal, że ma w Sejmie umówione spotkanie z delegacją z Danii czy Norwegii. Ktoś ze współpracowników ciągnął go wręcz za rękaw, gdy pozostało ledwie pięć minut do terminu spotkania. Na odchodne profesor Pastusiak zdążył jeszcze wyrazić ubolewanie, że - interesując się humorem w polityce - pytałem go głównie o realia polskie, a nie amerykańskie, które opisał w swej dwutomowej książce. Koniecznie chciał, abyśmy wrócili do rozmowy... * - Napisał pan książkę "Anegdoty prezydenckie", która opowiada o poczuciu humoru przywódców Stanów Zjednoczonych. Czy poziom dowcipu politycznego w Ameryce jest wyższy niż w Polsce? - Amerykanie nie słyną specjalnie z poczucia humoru politycznego. Potrafią się śmiać, ale akurat kawał polityczny nie jest czymś, co mogłoby wyróżniać mieszkańców Stanów Zjednoczonych. Choć oczywiście, humor polityczny jest obecny w tamtejszym życiu publicznym, w amerykańskiej kulturze politycznej. Dowcip bywa na przykład zręcznie wykorzystywany przez prezydentów. Moja dwutomowa książka "Anegdoty prezydenckie" miała właśnie na celu pokazanie roli humoru w kampaniach wyborczych. Odwołując się 190 CHICHOT (Z) POLITYKA do wzorów amerykańskich, generalnie powiedziałbym, że w Polsce mamy zbyt wiele agresji osobistej, za dużo osobistych ataków i ciosów poniżej pasa, a za mało finezji i w ogóle humoru politycznego. Tymczasem potrafi on być wspaniałą i skuteczną bronią, jeśli tylko polityk wie, jak się humorem posługiwać. - Czy przy zadawaniu ciosów poniżej pasa, o których pan wspomniał, może być wykorzystany dowcip polityczny? - Nie powinien być stosowany w takich celach. Gdy byłem młody i głupi, uprawiałem boks. Wiem, jak się zadaje ciosy poniżej pasa, ale w swych kampaniach wyborczych nigdy nie uciekam się do takiej taktyki, nie próbuję ośmieszać. Czasami, oczywiście, odpowiem dowcipnie na jakiś zarzut, ale nigdy tak, aby poniżyć oponenta politycznego. U nas natomiast funkcjonuje pojęcie wroga, a nie oponenta. Już w samej tej różnicy znaczeniowej tkwi tendencja do agresji. - Czy padł pan ofiarą takiego agresywnego humoru? - Tak, można powiedzieć, że padłem. Kiedy premier Pawlak desygnował mnie na ministra obrony narodowej, jeden z pracowników prezydenta Wałęsy, nie zgadzającego się na moją kandydaturę, publicznie oświadczył: Jak to jest, Że Pastusiak, który krytykował kiedyś NATO, teraz będzie nas wprowadzał do NATO?. Było to niby chwytliwe hasło. Odpowiedziałem, przyjmując ten zarzut bardzo poważnie, że - owszem - krytykowałem NATO, ale wśród moich 600 publikacji naukowych może tylko dwie lub trzy poświęciłem Sojuszowi Atlantyckiemu - i to w kontekście doktryny zmasowanego odwetu, która przewidywała, że w wypadku wybuchu konfliktu między Wschodem a Zachodem w Europie, NATO uruchomi broń nuklearną, tworząc na linii Wisły "rów atomowy", aby uniemożliwić armiom radzieckim marsz na Europę Zachodnią. I dodałem, że jeśli ktoś uważa, Longin Pastusiak, czyli co pan NATO jcj że wspaniałą rzeczą był pomysł, aby Polska stała się pierwszym cmentarzyskiem nuklearnym, a Polacy zamienili się w pył radioaktywny, to niech ma odwagę to powiedzieć. Argumentowałem przy tym, że obecny sekretarz generalny NATO, Javier Solana, jeszcze w 1985 roku stał na czele ruchu przeciwko bazom amerykańskim w Hiszpanii i był przeciwny wprowadzeniu Hiszpanii do NATO, a dziś jest sekretarzem generalnym Paktu, i to z poręki Stanów Zjednoczonych. Bo świat się zmienia! Polityk, który nie widzi zmieniającego się świata, zasługuje na miano dogmatyka. Taka była moja poważna odpowiedź na lekko ironiczne zarzuty. - Świat się zmienia i jednocześnie zmianom podlega sfera dowcipu politycznego. Dlaczego kawałów politycznych, w porównaniu z okresem PRL, jest tak mało? - W okresie PRL humor polityczny był formą walki. A teraz - z czym walczyć? Z demokracją? Nie za bardzo. Teraz trzeba pracować, koncentrować się na pragmatycznym podejściu do rzeczywistości, często bardzo twardej. Kto nie potrafi się dostosować do nowej rzeczywistości, nie ma powodów do śmiechu. W PRL mniej się zarabiało, ale lżej się pracowało. Było więcej czasu na wymyślanie dowcipów. Słyszałem, że ponoć nawet w Urzędzie Bezpieczeństwa była specjalna sekcja do wymyślania kawałów, do walki z przeciwnikami, także wewnątrz samej PZPR. - Był pan członkiem PZPR w tamtych latach. Jak pan odbierał ówczesne dowcipy polityczne, które dość bezceremonialnie traktowały ówczesne elity. Irytowały pana te kawały? - Niektóre może irytowały, bo nie wszystkie były tak dowcipne, jak to mogło z pozoru wyglądać. Ale ja jestem człowiekiem z poczuciem humoru. Byłem niedawno w Gdańsku na otwarciu wystawy znakomitego miejscowego 192 CHICHOT (Z) POLITYKA artysty, pana Kołodzieja, który przedstawiał karykatury, w tym także moje. Redaktorzy dopadli mniei pytali, co o tym sądzę. Odpowiedziałem im, że uśmiałem się patrząc na swoją karykaturę. - Co przedstawiała? - Zostałem przedstawiony jako symbol SdRP. Ponieważ moja partia jest zadłużona, na rysunku siedzę w foteliku z ręką wyciągniętą do ludzi i zbieram datki. Wolałbym, jako poseł ziemi gdańskiej, kojarzyć się z czymś innym, bo wniosłem wiele projektów inwestycyjnych i wywalczyłem wiele spraw dla regionu, ale nie obrażam się, bo mam poczucie humoru. Polityk, który się obraża, to marny polityk. Trzeba z każdym prowadzić rozmowy, z każdym negocjować - i nie wolno za sobą palić mostów. - Opowiada pan dowcipy w wolnych chwilach? Na przykład w przerwie obrad Sejmu? - Mam parę dowcipów, którymi operuję, ale moi znakomici koledzy robią to lepiej. Wspomnę choćby o pośle SLD z Gdańska, Franciszku Potulskim, który opowiada zabawne dowcipy o blondynkach. Ja tych kawałów nie opowiadam. Wolę polityczne. - Słyszał pan ostatnio dobry dowcip polityczny? - Ostatnimi czasy naprawdę nie słyszałem nic takiego, co by mi utkwiło w pamięci. Mój umysł wypuszcza to wszystko, co jest płytkie i przejściowe. Ostatni dowcip, jaki pamiętam, dotyczył prezydenta Wałęsy. - A kawały nowsze, związane na przykład z magisterium prezydenta Kwaśniewskiego, nie dotarły do pana? - Były kawały na ten temat. Przypominam sobie: honorowy magister i tak dalej. - Kawały o Lechu Wałęsie podobały się panu? - One odwoływały się do pewnych charakterystycznych cech prezydenta Wałęsy. Kiedyś oznajmił na przykład, że pracuje na tysiąc procent - w przeciwieństwie do wielu Longin Pastusiak, czyli co pan NATO /93 innych Polaków. Pamiętam anegdotkę, która nawiązywała do tej wypowiedzi. Oto zmęczony prezydent przychodzi do opery ze swoją małżonką. Na scenie tańczyła jego utalentowana córka, która kończyła szkołę baletową. W pewnym momencie ciężko pracujący prezydent zasnął. Kiedy się obudził, zwraca się z pytaniem do żony: - Danusiu, czy wszyscy zauważyli, że zasnąłem? A ona odpowiada: - Tak, tak! Zobacz, na scenie wszyscy tańczą na paluszkach. - Jak na tym tle wygląda humor polityczny w Stanach Zjednoczonych? - W historii Stanów Zjednoczonych byli prezydenci-po-nuracy, którzy się niczym nie wyróżniali. Ale byli także prezydenci dowcipni i zabawni. Do najdowcipniejszych należeli: Abraham Lincoln, Franklin Delano Roosevelt, John Kennedy, Ronald Reagan. Każdy z nich odznaczał się innym poczuciem humoru. Dowcip Lincolna był jędrny, irlandzki, natomiast humor Kennedy'ego bardziej intelektualny, wyrafinowany, wielkomiejski. - Kto w polskiej klasie politycznej zalicza się, pana zdaniem, do największych humorystów? - W SLD rej wodzi Ryszard Ulicki, który jest osobą bardzo dowcipną. Odpowiada mi prezentowany przez niego humor sytuacyjny. - Czy polska polityka dostarcza wielu pretekstów do dowcipkowania? - Mnie najbardziej nie śmieszy, lecz przeraża to, iż nie mamy polityków z prawdziwego zdarzenia. Dla mnie polityka to świadoma działalność skierowana ku określonemu celowi. Od polityka oczekuje się dobrej znajomości sytuacji dnia dzisiejszego oraz wskazywania problemów, które wymagają rozwiązania. A społeczeństwo ocenia skuteczność działania polityków w zależności od tego, jak potrafią oni rozwiązywać te najważniejsze problemy. Wychodząc z takiej 194 CHICHOT (Z) POLITYKA definicji polityki, możemy sobie zadać pytanie, czy w ogóle mamy w Polsce polityków? To pytanie może zabrzmieć prowokacyjnie, ale ja na nie odpowiem. Owszem, mamy polityków, ale najwięcej jest p.o., czyli pełniących obowiązki polityków. Jedni stroją się w togę prokuratorską, bo oskarżają kogoś, inni w togę sędziowską, bo ferują wyroki wobec innych osób, jeszcze inni przyjmują pozę historyka, gdyż odwracają uwagę społeczeństwa ku przeszłości, nie mając już czasu zająć się współczesnością. To jest nieszczęście polskiej kultury politycznej. - Nie intryguje pana fakt, że w takiej sytuacji, jaką pan przed chwilą nakreślił, powstaje tak niewiele kawałów politycznych? - Kiedy pracowałem w Instytucie Spraw Międzynarodowych, popularność dowcipów politycznych była bardzo duża. Jeśli po przyjściu do pracy mój asystent nie opowiedział mi nowego kawału, skłonny byłem uważać, że w Polsce dzieje się coś niedobrego. Dziś prawie każdy dzień mija bez dowcipów. Taka kolej rzeczy. - Cieszyłby się pan, gdyby na ulicy ironicznie dowcipkowano na pana temat? - Nie miałbym nic przeciwko temu. Polityk to trochę jak aktorka w Hollywood. Nieważne czy mówią o niej dobrze czy źle - byleby tylko mówili. Ja w pewnym sensie podzielam ten pogląd i dlatego nie dementuję rozmaitych doniesień. Ostatnio w prasie gdańskiej pojawiła się informacja, że stoczyłem walkę sparringową z mistrzem świata w boksie, Dariuszem Michalczewskim. Komentarz był następujący: Obaj wyszli żywi. Oczywiście, nigdy w życiu nie spotkałem pana Michalczewskiego, jest natomiast prawdą, że przed laty uprawiałem boks, a także to, że byłem w Hamburgu, gdzie ten bokser mieszka. Na tej podstawie ktoś dowcipnie skojarzył, że stoczyłem z nim walkę. Oczywiście, nie dementowałem tej żartobliwej informacji. Niech Longin Pastusiak, czyli co pan NATO jgs sobie gadają! Gdyby mnie pytano, powiedziałbym tylko, że ta wiadomość powinna się ukazać 1 kwietnia. - Czy przewiduje pan, że humor polityczny jeszcze pojawi się w Polsce w pełnej krasie? - Gdy ustabilizuje się sytuacja, humor polityczny na pewno wróci. Polacy mają przecież poczucie humoru. Wprawdzie nasz wieszcz, Cyprian Kamil Norwid, powiedział, że jesteśmy narodem kłótliwym i nie potrafimy się różnić pięknie, ale ja myślę, że Polacy nie są pozbawieni skłonności do śmiechu. Kiedy społeczeństwo "dotrze" się w nowym systemie gospodarki rynkowej, a każdy zwiększy swoje poczucie stabilizacji, wtedy humor zyska na wartości. Powrócimy wtedy do wielkich "żniw" w sferze dowcipu politycznego. Warszawa, 21 maja 1997 * Longin Pastusiak- poseł Sojuszu Lewicy Demokratycznej * Data urodzenia: 22 sierpnia 1935 * Miejsce urodzenia: Łódź * Znak Zodiaku: Lew * Zawód: politolog, historyk, naukowiec * Wykształcenie: wyższe, Wydział Dziennkarstwa Uniwersytetu Warszawskiego, Wydział Stosunków Międzynarodowych Uni-versity of Virginia, studia doktoranckie w American University w Waszyngtonie, prof. dr hab. nauk historycznych * Kariera polityczna: poseł SLD I kadencji (1991-1993), wiceprzewodniczący Klubu Parlamentarnego SLD, poseł SLD II kadencji (1993-1997), wiceprzewodniczący KP SLD, przewodniczący Stałej Delegacji Sejmu i Senatu RP do Zgromadzenia Parlamentarnego NATO. Od 1988 roku członek Komitetu Wykonawczego Międzynarodowego Towarzystwa Nauk Politycznych (IPSA), a od roku 1991 - wiceprezydent. 196 CHICHOT (Z) POLITYKA * Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 roku kandydował do Sejmu z listy SLD w Gdańsku. Zdobył mandat, uzyskując 71 222 głosy. Jest wiceprzewodniczącym sejmowej Komisji Spraw Zagranicznych. Dowcipy Nie natrafiłem na dowcipy opowiadające o Longinie Pastusiaku. Waldemar Pawlak, czyli uważać na każde słowo Nie było łatwo umówić się z Waldemarem Pawlakiem na rozmowę o dowcipie politycznym. Temat najwyraźniej mu "nie leżał". Przy pierwszym podejściu ówczesny prezes PSL tłumaczył się brakiem czasu, ale - wręczając mi wizytówkę - przyrzekł, że innym razem zgodzi się na wywiad. Na tę obietnicę powołałem się za drugim razem. Mimo pewnych oporów, zgodził się odpowiedzieć na kilka pytań. Cierpliwość Waldemara Pawlaka wyczerpała się dopiero wówczas, gdy poprosiłem go o opowiedzenie jakiegoś dowcipu, choć na wstępie - ku jego zadowoleniu - zapewniłem, iż nie jest moją intencją "przepytywanie" go ze znajomości kawałów. * - Na spotkaniu ze studentami w Poznaniu opowiadał pan zabawne dowcipy. Na przykład o tym, że dawniej był Marks i Engels, a teraz - Mars i Snickers. Ogólnie jednak ma pan opinię osoby raczej poważnej, żeby nie powiedzieć - ponurej. Jak jest naprawdę? - Mam dość poważny problem, bo nie zawsze mogę sobie pozwolić na taką swobodę wypowiedzi, o jakiej pan wspomniał. Czasami, gdy powie się coś zbyt swobodnie, można - krótko mówiąc - dostać po uszach. A z drugiej strony, często dobra anegdota zaoszczędza wiele zbędnego gadania. W krótkim, humorystycznym ujęciu da się zawrzeć wiele aktualnych treści. Pan przypomniał mój dowcip o polskich 198 CHICHOT (Z) POLITYKA paradoksach. Czasami jednak naprawdę można odnieść wrażenie, że tyle się mówi o wielkich reformach, natomiast ich skutki dla ludzi bywają często takie, że oglądają tylko inne obrazki w telewizji, a żyje im się równie ciężko lub nawet ciężej. Pamiętam starą fraszkę Sztaudyngera: Słowa wykwintne, słowa piękne bledną wobec prostego, które trafia w sedno. To, jak myślę, dotyczy w pewnej mierze również anegdoty, różnego rodzaju żartów, które mogą bardzo szybko i celnie opisywać sytuację. - W początkach lat dziewięćdziesiątych, będąc politykiem opozycyjnym, posługiwał się pan humorem znacznie częściej niż po objęciu władzy. Dowcipkował pan na przykład z trybuny sejmowej, że premier Bielecki zachowuje się tak, jakby w biegu wysiadł z ciężarówki w poszukiwaniu mercedesa... - Tak, przypominam sobie, wykorzystałem analogię odnoszącą się do ciężarówki. Ten żart był wielopiętrowy, bo jak wiadomo, pan premier Bielecki miał doświadczenie w kierowaniu ciężarówką. Warto jednak zwrócić uwagę, że w zależności od roli, jaką każdy z nas pełni w danym okresie, trzeba czasami uważać na słowa. Kiedy byłem premierem, musiałem uważać na nie szczególnie. To było trochę tak jak filmie, kiedy policjanci instruują zatrzymanego: Uważaj, bo wszystko co od tej chwili powiesz, może być wykorzystane przeciwko tobie. Odnoszą wrażenie, że często miałem takie sytuacje z dziennikarzami. Patrzę na doświadczenia innych, bardziej gadatliwych polityków. Niedawno niefortunną wypowiedź, ze szczerego serca chyba płynącą, miał premier Cimoszewicz, który stwierdził, że jak ktoś się nie ubezpieczył przed powodzią, to powinien wchodzić wysoko na drzewo, a nie myśleć o pomocy czy wsparciu państwa. To pokazuje, że słowem trzeba się posługiwać ostrożnie. Mogę powiedzieć, że premierowi Cimoszewiczowi i tak uszło to na sucho... Waldemar Pawlak, czyli uważać na każde słowo 199 (uśmiech) Dziennikarze wykazali daleko idący strach przed szczypaniem pana premiera Cimoszewicza. Ale to już odrębna para kaloszy. - Czy w swoim środowisku spotkał się pan z zarzutami, że zbyt mało się pan śmieje? - Nie, nie. Powtórzę jeszcze raz: w zależności od pełnionej roli, raz można sobie pozwolić na swobodę, a innym razem trzeba uważać na każde słowo. - Czy czuł się pan dotknięty dowcipami, które opowiadano o panu? - Niektóre są dość dokuczliwe i uszczypliwe, ale taki jest los polityka. Trzeba się liczyć z tym, że czasami będą do nas strzelać zatrutymi strzałami. Przed tym należy się bronić. - Bronić się - w jaki sposób? - Czasami wystarczy zasada zwierciadła. Można tylko odwrócić pewne rzeczy, przekręcić na lewą stronę. Skoro pojawiają się żarty w jedną stronę, warto aby znalazła się dla nich przeciwwaga. - Kto układał dowcipy o panu? Niektóre były dosadne. Pytano na przykład, czym różni się premier Pawlak od papieru toaletowego. I odpowiadano, że papier się rozwija... - To jest stary dowcip. Jeżeli dobrze pamiętam, jeszcze z okresu Albina Siwaka. Niektóre kawały są po prostu małpowaniem starych, już dawno wy leniały eh pomysłów. Naprawdę oryginalnych nie słyszałem. - W jednym z dowcipów pytano, dlaczego Aleksander Kwaśniewski nie wszedł do rządu, którym pan kierował. Odpowiedź brzmiała: Pawlak postawił warunek nie do spełnienia - Kwaśniewski miał zmienić nazwisko na Kargul... - Nie słyszałem tego żartu. Myślałem, że powie pan coś lepszego. - Nie podoba się panu ten kawał? - Jest taki sobie, umiarkowany. 200 CHICHOT (Z) POLITYKA - Czy dowcip to narzędzie walki politycznej? - Tak, niewątpliwie. Jest niejednokrotnie stosowany, zwłaszcza w propagandzie szeptanej, z którą często mamy do czynienia. Oficjalnie nikogo się nie zaczepia, ale w tej "szeptance" pojawiają się zatrute strzały, czyli opowieści ledwie tylko prawdopodobne. A wiadomo, że plotka, im bardziej tajemnicza i niesamowita, tym szybciej się rozchodzi. W walkach politycznych nie wszyscy stosują uczciwe reguły gry. - Z czego wynika fakt, że w PRL było tak wiele kawałów politycznych, a obecnie - wliczając nawet te, które opowiadano o panu - jest ich tak niewiele? - Za starych czasów ludzie ciężko pracowali nad wymyślaniem dobrych dowcipów. To było dobrze zaplanowane przedsięwzięcie. Jak pan zapewne wie, dowcipy też były cenzurowane, podlegały reglamentacji. - Kawałów opowiadanych od ucha do ucha cenzura raczej się nie imała... - Odpowiadając serio, muszę podkreślić, że ostatnie lata są niewątpliwie czasem trudnym dla większości z nas. Każdy pracuje na dwóch, trzech etatach i jeszcze dorabia gdzieś na pół etatu. Czasu na swobodę i rozrywkę mamy znacznie mniej niż dawniej. - Przyjdą jeszcze czasy, że dowcipów politycznych pojawi się więcej? - Być może. Trudno cokolwiek prognozować. Warszawa, 30 lipca 1997 * Waldemar Pawlak - były prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego, poseł PSL * Data urodzenia: 5 września 1959 * Miejsce urodzenia: Model, województwo płockie * Znak Zodiaku: Panna Waldemar Pawlak, czyli uważać na każde słowo 201 * Zawód: inżynier mechanik * Wykształcenie: wyższe, Wydział Samochodów i Maszyn Roboczych Politechniki Warszawskiej * Kariera polityczna: członek Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego (od 1985), następnie Polskiego Stronnictwa Ludowego (od 1990), prezes PSL (1991-1997), poseł na Sejm (od 1989), prezes Zarządu Głównego Ochotniczych Straży Pożarnych (od 1992), desygnowany przez prezydenta Lecha Wałęsę na premiera (1992) - nie zdołał utworzyć rządu, ponownie został premierem i pełnił ten urząd w latach 1993-1995, kandydat na prezydenta RP (1995 - uzyskał 4,31 procent głosów, zajmując 5 miejsce wśród 13 kandydatów). * Z ostatnich miesięcy... w wyborach 21 września 1997 roku kandydował do Sejmu z listy PSL w Płocku. Zdobył mandat, gromadząc 24 702 głosy. Rada Naczelna PSL 11 października 1997 roku, obwiniając go za słaby wynik wyborczy PSL (7,31 procent głosów w skali kraju - o ponad połowę mniej niż w roku 1993) odwołała go z funkcji prezesa PSL - po siedmiu latach kierowania stronnictwem. Zastąpił go na tym stanowisku Jarosław Kalinowski. Wybrane dowcipy o Waldemarze Pawlaku Kawały na temat Waldemara Pawlaka pojawiały się dość często w okresach, gdy - dwukrotnie - był premierem. W żartach głównym motywem była jego małomówność i kostyczność. Wykorzystywano także w dowcipach nazwisko premiera, kojarzące się z bohaterem filmowej, komediowej trylogii o Pawlakach i Kargulach, obecność w rządzie Waldemara Pawlaka byłej miss, Ewy Wachowicz, a także chłopskie pochodzenie premiera i preferowanie chłopskiego lobby. 202 CHICHOT (Z) POLITYKA * Po nieudanej misji utworzenia rządu premier Waldemar Pawlak odpowiada na pytania dziennikarza. - Jakie propozycje składał pan potencjalnym koalicjantom? - "Kochaj albo rzuć". - Jak może pan skomentować fiasko swych rozmów? - "Nie ma mocnych". - Zechce pan ocenić rząd, który udało się sformować Hannie Suchockiej? - "Sami swoi". * Dziennikarz pyta Kwaśniewskiego: - Dlaczego nie wszedł pan do rządu Pawiaka? - Byłem zdecydowany, ale Pawlak postawił mi warunek nie do spełnienia: miałem zmienić nazwisko na Kargul. * - Dlaczego Unia Pracy nie weszła do rządu Pawlaka? - Bo w ostatniej chwili wydało się, że Bugaj to wnuk Kargula, który zmienił nazwisko w obawie przed zemstą Pawlaków. * Pawlak został premierem. Wałęsa podejmuje go w Belwederze śniadaniem. Prezydent dziwi się, że Pawlak smaruje kromkę. - Z masełkiem radziłbym ostrożnie - mówi Wałęsa. - A co, nieświeże? - Świeże, ale na tym maśle przejechali się pana poprzednicy... * - Czy Pawlak nadaje się do swej roli? Waldemar Pawlak, czyli uważać na każde słowo 203 - Pawlak wyłącznie nadaje się do roli. * - Czym Pawlak różni się od papieru toaletowego? - Papier się rozwija. * - Pawlak, jako specjalista od maszyn, stawia na eksport. - Co będziemy eksportować. - Brony. * - Czego obawiają się byłe ekipy rządowe po objęciu przez Pawiaka urzędu premiera? - Że na szefa NIK powoła Leppera. * - W jaki sposób Pawlak zamanifestował swoje szczególne przywiązanie do ziemi? - Część stanowisk w swoim rządzie obsadził wykopaliskami z minionej epoki. * - Dlaczego nikt z ekipy Pawlaka nie został szefem MSZ? - Istniała groźba, że rozpocznie spory o miedzę z sąsiadami. * - Co łączy Pawiaka z niemym kinem? - Gadatliwość. * - Słyszeliście, kumie? Pawlak gadał w telewizji! - Tak? O czym? 204 CHICHOT (Z) POLITYKA - A, tego to on nie powiedział. * - Który z polskich polityków przypomina swój portret pamięciowy? - Pawlak. - Kto jest jedynym do zaakceptowania członkiem ekipy Pawlaka? - Ewa Wachowicz. * - Na co liczył Pawlak powołując Ewę Wachowicz na swą asystentkę prasową? - Że dziennikarze też zaniemówią. Z wrażenia. * - Dlaczego posłowie ubolewają że premierem - zamiast Pawlaka - nie została Ewa Wachowicz? - Bo wtedy mieliby przyjemność z obalenia premiera. * - Jak zareagowała żona Pawlaka na powołanie Ewy Wachowicz na stanowisko asystentki jej męża? - Oznajmiła, że rozgląda się za odpowiednim kandydatem na stanowisko asystenta do spraw kontaktów z premierem. * Pawlak przychodzi do lekarza: - Panie doktorze, ilekroć układam przemówienia lub referaty, nie mogę potem zasnąć. - A próbował pan kiedykolwiek je czytać? * Waldemar Pawlak, czyli uważać na każde słowo 205 - Pawlak wygaduje z trybuny takie bzdury, a nikt nie gwiżdże. Dlaczego? - Trudno jednocześnie ziewać i gwizdać. * Po przegranych przez Pawlaka wyborach prezydenckich jego współpracownicy mają pretensje: - Przegrałeś, bo nie chciałeś słuchać zwyczajnych łudzi. Spodobało ci się w Warszawie i stałeś się głuchy na potrzeby prostych rolników. Z okien swego gabinetu nie dowiesz się co słychać na wsi. Pawlak głęboko przeżył krytykę. Chwilę myślał, po czym wsiadł do taksówki i mówi: - Na ulicę Rolną, proszę! * - Co to jest największa melina III RP? - Ochotnicza Straż Pożarna. (Kawał nawiązuje do decyzji rządu Waldemara Pawlaka w sprawie przyznania wiejskim remizom strażackim prawa do sprzedaży alkoholu) - Jak Michael Jackson wyglądał w Warszawie w mundurze sowieckiego generała? - Nie gorzej niż Pawlak w mundurze strażaka, (jest prezesem OSP) * - Kiedy Japończycy przestali się interesować Pawlakiem ? - Gdy okazało się, że to nie jest robot najnowszej generacji. * 206 CHICHOT (Z) POLITYKA - Dlaczego Pawlak po każdym spotkaniu z SLD ma takie duże i nieruchome oczy? - Zachodzi podejrzenie, że jest tam wykorzystywany seksualnie. * Pawlak pojechał na spotkanie z przodującym rolnikiem - członkiem PSL. Gospodarz chwali się: - Z jednego hektara zbieram 55 kwintali pszenicy! Pawlak przytakuje głową ze zrozumieniem po czym pyta: -Aż pozostałych hektarów? * - Rybna zakąska a la Pawlak? - Bez głowy, bez oleju i bez ikry. * - Z czego był dumny PSL? - Że ma premiera Pawlaka, który wyszedł ze wsi. - A co irytowało opozycję? - Że nie wyszła z niego wieś. * Pawlak jeździ po wsiach i chwali się swoją polityką rolną. W jednej z miejscowości zauważył plac, na którym stało kilkadziesiąt maszyn rolniczych, ciągników, kombajnów. - Jak panu udało się zgromadzić tyle sprzętu? Widzę, że za moich rządów dobrze się panu powodzi- - mówi Pawlak. - Nie narzekam. Ale to zasługa żony. Jak wróciliśmy z Ameryki uparła się, żebyśmy otworzyli lombard. Bogdan Pąk, czyli pękanie ze śmiechu Trafiłem na doskonały humor Bogdana Pęka. W dniu, w którym poprosiłem go o rozmowę prezydent Aleksander Kwaśniewski, wbrew oczekiwaniom SLD, podpisał akurat ustawę lustracyjną. Trzeba zaś przypomnieć, że komisją zajmującą się przygotowaniem tego aktu prawnego kierował właśnie Bogdan Pęk, zyskując miano "lustratora", a nawet "inkwizytora". Dziennikarze w Sejmie na wyścigi prosili go o komentarz do decyzji prezydenta. Każdemu z nich Bogdan Pęk z uciechą przytaczał cytat z Biblii, jaki zapisał sobie na skrawku papieru. Nie omieszkał także powołać się na ten fragment w rozmowie ze mną... * - Kiedy pan ostatnio opowiedział dowcip polityczny? - Przede wszystkim od czasu do czasu słucham takich dowcipów. Obiektywnie rzecz biorąc, poziom kawałów politycznych za demokracji jest słabszy niż był w okresie PRL. Jakby weny twórczej zabrakło. Poza tym te dowcipy są bardziej jednostronne, a ich opowiadanie nie niesie już ze sobą atmosfery zagrożenia jak przed laty. Dziś kawały o władzy spowszedniały. Dobrych jest naprawdę niewiele. - Z czego to wynika? - Myślę, że najzdolniejsi satyrycy czy anonimowi twórcy kawałów dawniej mieli znacznie większą motywację do ich wymyślania. Dzisiaj życie idzie szybciej do przodu. Z jednej 208 CHICHOT (Z) POLITYKA strony są kłopoty codziennej egzystencji, a z drugiej strony - trzeba się zajmować sprawami rynku, ekonomii kapitalistycznej, gonić za pieniądzem, rozwojem intelektualnym, dobrami doczesnymi. Ci najzdolniejsi przeszli do innych dziedzin. - Podobno lubi się pan śmiać. Nie szkoda panu tego czasu, kiedy dowcip polityczny był w rozkwicie? - Pewnie, że szkoda. Jak w telewizji oglądam "Dziennik Telewizyjny" Jacka Fedorowicza, to ogromnie żałuję, że ten zdolny satyryk zajął się montowaniem na siłę takich niby zabawnych kawałków. Gdzież te czasy, gdy w radiu nadawano znakomity cykl "Cyrk w budowie"? Gdzież czasy, gdy "Kolega Kierownik", z całym swoim zespołem, tworzył wspaniałe skecze. Gdzież czasy, w których "Elita" błyszczała. Dzisiaj panowie Rewiński czy inni nie mają tej pozycji. Opowiada się głupie kawały o blondynkach, które powtarza młodzież. Czegoś tu brakuje. Myślę, że to może sprawa okresu przejściowego, i że w niedługim czasie pojawi się nowe pokolenie satyryków. - Sporadycznie pojawiają się żarty polityczne. Jest nawet kawał-zagadka o panu. Pytanie: jak Pęk zaistniał w polityce. Odpowiedź: z cicha Pęk(ł). - Mnie się bardzo podobało, kiedy przed Sejmem była duża demonstracja i robotnicy skandowali: Chcemy Pęka, bo nie pęka! To nie jest może kawał, raczej bardzo prosto podane przekonanie, że coś w parlamencie robiłem i nie bałem się. Bo to jest jednak kwestia nie tylko przygotowania, także odwagi cywilnej. Nie bardzo są powody do śmiania się ze mnie. Skoro udało mi się doprowadzić do końca ustawę lustracyjną, co wydawało się niemożliwe, to powody do śmiechu w elitach skończyły się. Próbowano ze mnie szydzić w takich sprawach jak Bank Śląski czy inne przekształcenia własnościowe.... - Celował w tym Marek Borowski z SLD. - Tak, ale w każdym demokratycznym państwie pan Marek Borowski byłby skończony politycznie po popełnieniu Bogdan Pęk, czyli pękanie ze śmiechu 209 takiego błędu, jaki zdarzył mu się w przypadku Banku Śląskiego. U nas jeszcze nie ma w pełni normalnego państwa. Ale uchwalenie ustawy lustracyjnej prowadzi nas w odpowiednim kierunku. - Jest seria kawałów o PSL, w tym najbardziej znana zagadka: jak wybrać najgłupszego ludowca? Odpowiedź: przez losowanie. Gdzie powstają te dowcipy? - Nie chcę jednoznacznie przesądzać. Ale kto takie dowcipy może wymyślać albo zlecać za pieniądze ich opracowanie różnym bezrobotnym satyrykom? Pewnie kręgi liberal-no-ponadnarodowe, które głęboko nie zgadzają się z kluczowymi tezami PSL o konieczności obrony narodowych interesów czy zachowaniu umiaru w braniu wzorców ze świata zewnętrznego. - Pan sugeruje, że kawały polityczne satyrycy wymyślają na zlecenie. Ma pan podstawy, aby tak sądzić? - Myślę, że tak się dzieje. Dowiedziałem się od dziennikarzy w parlamencie, ale nazwisk nie zdradzę za żadne pieniądze, że -- gdy były sprawy przekształceniowe, związane z Narodowymi Funduszami Inwestycyjnymi i z walką o rozliczenie skandalicznych prywatyzacji - obowiązywały stawki po kilkaset dolarów za napisanie z lekka ośmieszającego artykułu o byłym przewodniczącym Komisji Przekształceń Własnościowych, pośle Pęku. Ktoś musiał tym sterować. Zresztą często było tak, że mówiło się z trybuny sejmowej, popierając to dowodami, o miliardowych czy nawet bilionowych sprawach, mocno sprzecznych z prawem - a nikt z kilkudziesięciu dziennikarzy siedzących na galerii nie podejmował tematu. Była wokół tego jakby zmowa milczenia. W innych z kolei, drobniejszych sprawach w ciągu jednego dnia podnosił się jednolity ton we wszystkich liczących się gazetach. Nie jestem zwolennikiem teorii spiskowej, niemniej jednak myślę, że ktoś próbuje to koordynować. - Czy polskim politykom brakuje poczucia humoru? 210 CHICHOT (Z) POLITYKA - Im więcej poczucia humoru i uśmiechu, tym lepiej. Zwłaszcza niesłychanie wrażliwa jest na to telewizja. Gdyby Waldemar Pawlak był bardziej zręczny w mimice twarzy, gdyby miał więcej otwartości i uśmiechu przed kamerami, byłby znacznie lepiej odbierany. Niektórzy, choć wewnątrz są puści, mają dźwięk donośny jak przysłowiowy dzwon, i są dobrze odbierani, natomiast Waldemar Pawlak, który ma ogromną wiedzę, zwłaszcza ekonomiczną, nie ma tego przyrodzonego daru błyszczenia w mediach. Tymczasem w życiu politycznym, które składa się przede wszystkim z ciągłego stresu, każde odprężenie, uśmiech, dobry dowcip - okazują się bardzo potrzebne. - Pan się zajmował lustracją. Może trzeba by przeprowadzić lustrację "dowcipologiczną" i przyjmować do Sejmu wyłącznie ludzi z poczuciem humoru? - (śmiech) No, można zaproponować to jako jeden z elementów wyznaczających zachowania wyborcze. Moim marzeniem jest - to już nie kawał - aby do parlamentu wybierano najuczciwszych. - Wrócę jeszcze do lustracji "dowcipologicznej". Czy przeszedłby ją poseł Andrzej Urbańczyk z SLD, który nazwał pana Naczelnym Inkwizytorem Rzeczypospolitej? - Poseł Urbańczyk był poważnie rozgoryczony, bo pan prezydent Kwaśniewski wyciął SLD niezły dowcip podpisując ustawę lustracyjną, mimo tak potężnych nacisków ze strony premiera, ministra do spraw służb specjalnych i tak dalej. Myślę więc, że dowcip o inkwizytorze w ustach posła Urbańczyka jest dowcipem gorzkim. Ta ustawa nie ma nic wspólnego z inkwizycją. Gdyby miała, zostałaby natychmiast przez prezydenta zawetowana, a Trybunał Konstytucyjny by ją odrzucił. Tym politykom SLD, którzy ostro krytykowali definicję współpracy jako niedoskonałą, polecam cytat z Bibli. Psalm 101, wiersz 5: Kto w sekrecie donosi na sąsiada, tego zniszczę. Pysznych oczu Bogdan Pęk, czyli pękanie ze śmiechu 211 i nadętego serca nie znoszę - mówi Pan. To definicja stworzona dwa tysiące lat temu, gdy o lustracji nikt nie myślał. A pasuje do dzisiejszych czasów jak ulał. - Może zna pan jakiś kawał, który jak ulał pasuje do bieżącej sytuacji politycznej? - Słyszałem niedawno dobry dowcip, syn mi opowiadał. Wyleciał mi jednak z głowy. W tym potwornym natłoku informacji z setek telefonów, rozmów, dokumentów, z jakimi ma się do czynienia każdego dnia, człowiek wyrabia sobie taki mechanizm, że jednym uchem coś wpuszcza, a drugim wypuszcza, a zapamiętuje informacje naprawdę ważne. Pamiętam tylko, że uśmiałem się serdecznie. Rzecz dotyczyła tytułu magistra... (śmiech) - Kto jest w Polsce dowcipniejszy - prawica czy lewica? - To jest cecha charakterologiczna ludzi, każdego człowieka z osobna, bez względu na formację polityczną, w jakiej uczestniczy. - A swoje poczucie humoru, w życiu publicznym, a nie prywatnym, jak pan ocenia? - Dopisuje mi. Swojego czasu w Telewizji "Polsat" opowiedziałem dowcip o czerwonych kapturkach i zielonych wilkach, niejako pijąc do naszego koalicjanta. Spotkałem się z dobrymi ocenami. Uważam jednak, że najlepsze dowcipy tworzy życie. Czasami, jak powiadają w gwarze, można "pęc" ze śmiechu, gdy słyszy się wypowiedzi niektórych bardzo mądrych ludzi, mających o sobie wysokie mniemanie. Bywa, że najprostszy człowiek, z minimalnym wykształceniem, potrafi błyskotliwie, w krótkich słowach ująć sedno problemu, co nie zawsze udaje się profesorom. Nie ma więc na to reguły. - Czy panu - nomen omen - zdarza się "pękać ze śmiechu"? - Mam pewną przewagę nad większością ludzi, którzy nie zajmują się polityką, bowiem zdaję sobie sprawę, iż decyzje 212 CHICHOT (Z) POLITYKA parlamentu mają naprawdę realny wpływ na życie Polaków. Bywa więc, że uśmiejemy się zdrowo przy niektórych wypowiedziach z trybuny sejmowej czy przy jakiejś kotłowaninie, ale częściej towarzyszy mi świadomość, że bardziej powinno nam być do płaczu niż do śmiechu. Zwłaszcza kiedy ludzie mieniący się poważnymi politykami opowiadają kompletne bzdury albo sieją taką demagogię, na którą już nikt się nie nabierze. Warszawa, 18 czerwca 1997 * Bogdan Pęk - poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego, były wiceprezes PSL * Data urodzenia: 8 kwietnia 1953 * Miejsce urodzenia: Kraków * Znak Zodiaku: Baran * Zawód: rolnik-zootechnik * Wykształcenie: wyższe, Wydział Zootechniki Akademii Rolniczej w Krakowie * Kariera polityczna: prezes Polskiego Stronnictwa Ludowego w Krakowie, członek Rady Naczelnej PSL, jeden z trzech wiceprezesów PSL (od 1996) poseł PSL w latach 1993-1997, przewodniczący komisji sejmowej, która przygotowała ustawę lustracyjną, wiceprzewodniczący sejmowej Komisji Przekształceń Własnościowych * Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 roku kandydował z listy PSL w Krakowie. Zebrał 7610 głosów (w 1993 roku - 8188), ale nie wystarczyło to do zdobycia mandatu w okręgu. Do Sejmu wszedł z listy krajowej PSL. Po wyborach utracił stanowisko wiceprezesa PSL. Jest wiceprzewodniczącym sejmowej Komisji Skarbu Państwa, Uwłaszczenia i Prywatyzacji. Bogdan Pęk, czyli pękanie z.e śmiechu 213 Dowcipy Nie natrafiłem na klasyczne kawały na temat Bogdana Pęka, natomiast w prasie pojawiały się czasem humorystyczne skojarzenia z charakterystycznym nazwiskiem posła PSL, w rodzaju "Z cicha Pęk(ł)". 214 CHICHOT (Z) POLITYKA Janusz Piechociński, czyli łobuz stawia dom Janusz Piechociński uchodzi za najbardziej "medialnego" polityka wśród ludowców, nie stroniącego nigdy od dziennikarzy. Opinię tę potwierdził, gdy - przy okazji zbierania informacji do artykułu w gazecie - zaproponowałem mu rozmowę na temat satyry politycznej. Nie tylko zgodził się bez wahania, ale dał mi też, co rzadko czynią politycy, numer telefonu domowego, abym łatwiej mógł go "namierzyć". Ostatecznie spotkaliśmy się w Sejmie. Aby zaś rozmowa toczyła się w odpowiednich warunkach, pod nieobecność Waldemara Pawlaka, ówczesnego prezesa PSL, Janusz Piechociński zaprowadził mnie do jego gabinetu, gdzie przeprowadziłem wywiad. * - Czy polscy politycy mają poczucie humoru? - Nie wszyscy, bo to się rozkłada tak jak w całej społecznej zbiorowości. Jest wielu takich, którzy zachowując się zupełnie poważnie, dostarczają zabawnych sytuacji. Niektórzy zaś, próbując żartować, mają marsowe miny. Ale generalnie rzecz biorąc, myślę, że znaczna część polityków ma niezłe poczucie humoru. Natomiast stosunkowo niewielka grupa potrafi śmiać się z siebie, ale to jest przypadłością nie tylko polityków. - Jak na tym tle ocenia pan własne poczucie humoru? - Tak się składa, że ja od najmłodszych lat w towarzystwie często wyolbrzymiałem własne słabości, po to tylko, Janusz Piechociński, czyli łobuz stawia dom 215 żeby ośmielić, rozerwać, nawiązać dialog, pokazać, że można także się śmiać. Oczywiście, są chwile, kiedy naprawdę nie chce się ani robić dowcipów, ani ich opowiadać, ale czasami dobry żart rozładowuje emocje i jest lepszy niż najbardziej racjonalne podejście. - Czy w PSL często opowiadacie sobie dowcipy, żartujecie ze swych rywali lub sprzymierzeńców? - Dzieje się to na okrągło. Mistrzem w opowiadaniu dowcipów jest Stanisław Żelichowski, który podczas posiedzeń Rady Ministrów wielokrotnie ratował sytuację jakąś zabawną uwagą. On jest chodzącą skarbnicą dowcipów i autorem zabawnych skeczy. Kiedyś na trwającym bardzo długo posiedzeniu Rady Ministrów minister zdrowia Jacek Żochowski zaczął lekko przysypiać. Wtedy ministrowie w czasie obrad mogli mieć jeszcze przy sobie telefony komórkowe. Żelichowski schylił się i zadzwonił do Żochow-skiego, mówiąc szeptem: Ty, łobuzie, nie śpij, bo cię okradną. Minister zdrowia z przerażeniem rozglądał się po całej sali, po czym na następnym posiedzeniu zdradzał Żelichowskiemu - a było to jeszcze za prezydentury Lecha Wałęsy - że w sali obrad Rady Ministrów są ukryte kamery UOP. - Czy dowcip bywa przydatny w grze politycznej? - Powiedzmy sobie szczerze, że nawet produkuje się, odświeża i przerabia dowcipy do rozgrywki politycznej. Sięga się do kawałów jeszcze z okresu przedwojennego, do dowcipu żydowskiego i każdego innego. Dostosowuje się te kawały do obecnej sytuacji, próbuje nadawać im koloryt, zamieniając nazwiska czy imiona. - Zna pan przypadek podrzucenia takiego spreparowanego dowcipu w celu ośmieszenia politycznego rywala? - Och, oczywiście. Weźmy stare, sprawdzone dowcipy, które rozpuszczali liderzy SLD o Waldemarze Pawlaku, szczególnie kiedy był premierem. 216 CHICHOT (Z) POLITYKA - Może pan przytoczyć jeden z nich. - A to proszę przejrzeć prasę z tamtego okresu. Było tego dużo. - Już to zrobiłem. Pojawiło się na przykład pytanie: Czym różni się Waldemar Pawlak od papieru toaletowego? Odpowiedź brzmiała: Papier toaletowy się rozwija... - A, tak. To znana sprawa. Były też inne dowcipy. Pytano na przykład, jak przebiegają rozmowy pomiędzy Kwaśniewskim i Pawlakiem albo dlaczego Pawlak wziął Ewę Wachowicz na rzeczniczkę. Nie mówiąc już o starych, sprawdzonych dowcipach pod hasłem: jak wybrać najgłupszego posła w jakimś klubie parlamentarnym?, w których odpowiedź brzmiała, że przez losowanie. - Dowcipu o rozmowach Kwaśniewskiego z Pawlakiem nie słyszałem. Niech go pan opowie. - No, może przy innej okazji... - Wspomniał pan, że politycy SLD podrzucają kawały o ludowcach. Odwzajemni się pan teraz, opowiadając mi jakiś dowcip o lewicy? - Problem polega na tym, że mam kłopoty z zapamiętywaniem kawałów. - Dlaczego panuje opinia, że członkowie PSL nie mają poczucia humoru? - To wynika z tego, że niektórzy tak właśnie chcieliby to widzieć. Czy jesteśmy posępni? Nie, o czym świadczy fakt, że w Klubie Parlamentarnym PSL istnieje bogate życie wewnętrzne, także na płaszczyźnie towarzysko-przyjaciels-kiej. Jest to jedyny klub, który organizuje zbiorowe imieniny. To taki zwyczaj, że solenizanci obchodzący imieniny w tym samym okresie, grupują się i na swój koszt zapraszają nie tylko klub PSL, lecz także przyjaciół z innych ugrupowań. Otwarty wstęp na te imprezy mają także dziennikarze. Jedynie na imprezy PSL przychodzą ludzie z BBWR, wice- Janusz Piechociński, czyli łobuz stawia dom 217 marszałek Senatu z "Solidarności", kilku młodych posłów Unii Wolności czy ludzie lewicy. Jest to jedyna formuła spotkań, w której wymykamy się prostym, politycznym podziałom. Wtedy jest luz, ludzie przy lampce wina i talerzyku z jakimiś potrawami śmieją się, dowcipkują, są zupełnie na luzie. To na tych imprezach wicepremier Grzegorz Kołodko tańczy, Waldemar Pawlak śpiewa, zaś poseł PSL z Nowego Sącza zaprasza kapelę góralską, dzięki której widzimy autentyczny folklor w wykonaniu mocnych, chłopskich, męskich głosów. - Woli pan dowcip rubaszny, biesiadny, czy może ten, który karmi się aluzjami, grą słów? - Każda forma jest dobra, jeśli jest trafiona w czasie i adekwatna do sytuacji. Kiedy zaś na siłę próbuje się dopasować dowcip do danej chwili, wygląda to nie najlepiej. - Często opowiada pan dowcipy polityczne? - Nie mam pamięci do dowcipów. Kiedyś w wojsku, będąc na szkoleniu po studiach, prowadziłem zeszyt, w którym zapisywałem dowcipy wojskowe. Robiłem to, żeby zabić czas podczas zajęć. Zebrałem prawie tysiąc dowcipów. Najzabawniej było, kiedy jeden z prowadzących wykłady dorwał ten mój zeszyt i zaczął głośno odczytywać, czym zajęty jest słuchacz Piechociński. - Takich zeszytów, broszur i książeczek jest teraz w sprzedaży zatrzęsienie. Są w nich kawały wojskowe, obyczajowe, małżeńskie, natomiast politycznych pojawia się niewiele. A jeśli już, to zwykle są to przeróbki ze starych dowcipów PRL-owskich. Dlaczego polityczny dowcip umiera? - Myślę, że w ogóle zamiera satyra. Okazało się, że życie potrafi być chwilami bardziej komiczne niż wymyślone przez satyryków skecze czy gagi. A druga sprawa, z której nie zdajemy sobie sprawy, to tempo życia. Doraźne kłopoty powodują, że jesteśmy przytłumieni, zgaszeni, ciągle nie 218 CHICHOT (Z) POLITYKA nadążamy z czasem, mamy czas dla siebie wtedy, gdy trzeba iść na ostatnią drogę. Dopiero wówczas uświadamiamy sobie, ile rzeczy komuś nie powiedzieliśmy, z iloma sprawami nie zdążyliśmy. Przekonujemy się, że w tym ganianiu za rozwiązywaniem problemów dnia doczesnego gubi się gdzieś nasza istota człowieczeństwa, giną i rozmywają się uczucia przyjaźni, koleżeńskości, zanika instynkt stadny. Ludzie zamykają się w sobie, koncentrują się na swoich problemach. Tłumaczymy to brakiem czasu, ale także tym nowym, które w Polsce zaszło w sferze mentalności społecznej, i wymusza na nas zupełnie inne podejście do życia. - Byłby pan zadowolony, gdyby ludzie opowiadali o panu dowcipy? A może zdarzają się takie sytuacje? - Najlepszym dowcipem była sytuacja w poprzedniej kadencji, kiedy - wracając ze spotkania wyborczego w Magdalence - zabrałem jakiegoś pana, mieszkańca mojej gminy, Lesznowola pod Warszawą. W pewnym momencie rozmowa zeszła na politykę. Mój pasażer zapytał: A znasz pan tego naszego posła, Piechocińskiego?. Odpowiedziałem, że znam go, bo pojawia się trochę w telewizji i w gazetach. A on na to: Panie, to jest dopiero łobuz - używam tutaj najdelikatniejszego określenia, bo on mnie nazwał znacznie ordynarniej - ledwo został posłem i patrz pan, jaki dom buduje. Akurat przejeżdżaliśmy koło świeżo wznoszonego budynku, który potem okazał się jednym z największych podwarszawskich moteli. On wtedy zaczął wykrzykiwać, jak to politycy kradną, a wśród nich ten młody Piechociński, któremu tak dobrze z oczu patrzyło. Gdyby sprawa na tym się skończyła, nie byłoby to śmieszne. Ale kiedy ten człowiek wysiadał z samochodu, powiedziałem do niego: To ja jestem ten łobuz Piechociński, powiedz pan jeszcze raz, w którym miejscu jest ten mój dom. Jak on zobaczył w świetle moją twarz, zatkało go zupełnie. Tłumaczył, że ludzie tak o mnie mówią. Janusz Piechociński, czyli łobuz, stawia dom 219 Ta historia okazała się bardzo dobrą bronią na moją żonę, która ciągle narzekała, że bez reszty pochłonęła mnie polityka i przez to zapomniałem o rodzinie. Któregoś dnia zawiozłem ją na tamten plac budowy i powiedziałem, że ciężko pracując, postawiłem taki dom. Żona zrobiła się blada z wrażenia i nie wiedziała, czy zwariowałem, czy nie. Opowiadam to, aby pokazać, że wszelkie wyobrażenia o ludziach publicznych mogą być wykorzystane przeciwko nim. - Czy są sprawy i postaci, z których nie należy się śmiać? - Generalnie nie dowcipkuje się w sposób złośliwy ze zmarłych albo tych, którzy są trapieni jakąś przypadłością. - A jeśli chodzi o świat polityki? - Tutaj właściwie nie ma sfer tabu. Bo co tu dużo ukrywać, pojawia się wiele pikantnych szczegółów o życiu seksualnym, o zdolnościach i ułomnościach w tej materii. W I kadencji Sejmu opowiadano sobie legendy, w postaci docinków, o braku czy też nadmiarze potencji u niektórych liderów ZChN albo - z drugiej strony - na temat religijności ludzi lewicy. Krążą pogłoski o skłonnościach mniejszości seksualanych. Jest to typowe, normalne dla wielu środowisk. - Jak pan postrzega poczucie humoru Waldemara Pawlaka, które stało się już przedmiotem dowcipkowania. On w wystąpieniach publicznych zachowuje kamienną twarz, ale prywatnie ponoć lubi się pośmiać... - Potrafi być dowcipny, zwłaszcza gdy chce dociąć swojemu oponentowi w klubie parlamentarnym lub Radzie Naczelnej PSL. W tych dowcipach potrafi być wyjątkowo celny czy wręcz złośliwy, jak chcieliby to widzieć niektórzy. Waldek w życiu prywatnym jest zupełnie odmienny od swego publicznego wizerunku, w którym faktycznie jest bardzo szorstki, nieprzystępny, zamyślony. - Czy poczucie humoru pomaga w uprawianiu polityki? - Oczywiście, to proste. Gdzieś po dwóch latach zasiadania w Sejmie, kiedy ma się za sobą około 400 spotkań 220 CHICHOT (Z) POLITYKA z wyborcami, parlamentarzysta jest już nie tylko psychologiem, lecz także psychiatrą. Patrząc na człowieka, zanim ten otworzy gębusię, poseł już wie, co mówca powie i jak dołoży przedstawicielowi władzy, czyli parlamentarzyście. Czasami, żeby zejść z linii ciosu albo żeby zręcznie się odciąć lub uciąć dyskusję, trzeba korzystać z riposty w postaci dowcipu, zabawnej opowiastki, kawału czy przypowieści, nie tylko biblijnej. Ta umiejętność bardzo przydaje się w kontaktach z większymi zbiorowościami. - Sądzi pan, że dla dowcipu politycznego idą dobre czasy czy raczej złe? - Zawsze będzie tak, jak było. Satyrycy mogą jednak tracić pożywkę, bo politycy zaczynają się wypalać jako obiekty, z których można robić balona. Bo ile w końcu można? A poza tym, co da się jeszcze powiedzieć, żeby tym facetom spuścić spodenki, skoro i tak ich widać w całej okazałości. Koń jaki jest, każdy widzi. Będzie za to narastało znaczenie dowcipu życiowego, sytuacyjnego. Znowu wrócimy do kawałów o Jasiu, który z beretem idzie po kartofle. Gdy zaś chodzi o dowcip w ramach gry politycznej czy nawet walki politycznej, to on będzie istniał ciągle. Takim dowcipem jest bardzo zręczne pytanie się polityków lewicowych, czy Marian Krzaklewski ma być prezydentem, czy premierem. Kontynuowanie tego przez dłuższy czas jest najlepszą metodą skończenia kandydata na prezydenta czy premiera, bez względu na to, jak on się nazywa. Trzeba pamiętać, że śmieszność jest największą bronią. Jeśli ktoś w debacie politycznej potrafi zręcznie wykorzystać tę broń, to tak daje w pięty przeciwnikowi, że ten długo nie może wyjść z kąta. - A zatem posiadanie poczucia humoru powinno być wręcz powinnością polityków. - To jest wielka umiejętność. Większość polskich polityków tej broni nie doceniała, a w tej chwili widzę, szczegól- Janusz Piechociński, czyli łobuz stawia dom 221 nie przed kampaniami, że uczą się, doceniają humor, przygotowują dowcipy. Mówi się wręcz o tym, że kilku ludzi pracuje na jednego czy drugiego ministra, aby ten mógł prezentować chwytliwe w odbiorze społecznym riposty. A my myślimy potem, że polityk jest tak genialny, że stuka palcami i ma gotowy dowcip. Myślę jednak, że pokazuje to, iż normalniejemy. Polityka przestaje być jedynie grą w znaczeniu manipulacji. Profesjonalizm polityczny musi się wyrażać także w tej sferze zachowań, w której mieści się dobry dowcip. Warszawa, 5 grudnia 1996 * JanuSZ Piechociński - polityk Polskiego Stronnictwa Ludowego, rzecznik prasowy PSL * Data urodzenia: 15 marca 1960 * Miejsce urodzenia: Studzianki Pancerne, województwo radomskie * Znak Zodiaku: Ryby * Zawód: ekonomista * Wykształcenie: wyższe, Wydział Handlu Wewnętrznego Szkoły Głównej Handlowej (SGPiS) w Warszawie, kierunek ekonomika obrotu towarowego i usług * Kariera polityczna: członek Związku Młodzieży Wiejskiej (od 1985), sekretarz ZMW (1988-1981), następnie przewodniczący Krajowej Rady Akademickiego ZMW "Wici", uczestnik obrad "okrągłego stołu" (1989), skarbnik PSL "Odrodzenie" (1990), członek władz krajowych PSL (od 1990), poseł PSL w latach 1991-1993, członek prezydium Parlamentarnego Klubu PSL, poseł PSL w latach 1993-1997 i jednocześnie wiceprzewodniczący KP PSL. * Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 roku kandydował do Sejmu z listy PSL w województwie 222 CHICHOT (Z) POLITYKA warszawskim. Nie zdobył mandatu - zebrał 5086 głosów (w roku 1993 - 9949). Nie wszedł do władz krajowych PSL, ale powierzono mu funkcję rzecznika prasowego stronnictwa. Dowcipy Nie udało mi się odszukać kawałów, których bohaterem byłby Janusz Piechociński. Jan Pietrzak, czyli satyryk w skórze polityka Z Janem Pietrzakiem rozmawiałem w dość niecodziennych okolicznościach - na stadionie w Wieruszowie, w województwie kaliskim, podczas Prawyborów'97. Występował tam na scenie, ale nie w tradycyjnej roli satyryka i aktora, lecz kandydata do Sejmu z ramienia Unii Prawicy Rzeczypospolitej. Po prezentacji zamierzeń UPR, której nadał postać estradowego "show", Jan Pietrzak sprawiał wrażenie zadowolonego z siebie. Bez oporów zgodził się na rozmowę o dowcipie. Nie zirytowały go nawet moje sugestie, że satyra polityczna w Polsce zamiera, choć w innych wypowiedziach dla prasy ostro polemizował z takim poglądem. * - Czy pan - będąc jednym z najlepszych znawców dowcipu politycznego - podziela przekonanie, że ten rodzaj humoru jest obecnie w Polsce w stanie uwiądu? - Nic podobnego! Wręcz przeciwnie, istnieją bardzo nam potrzebne i żywo odbierane dowcipy polityczne. Natomiast są one kierowane w stronę rządzących ugrupowań lewicowych, które - mając w swoich rękach gazety i telewizję - tworzą wrażenie, że nie ma kabaretu, nie ma dowcipu. Niestety, to jest sytuacja załgana. Tak naprawdę dowcipów jest dużo, bardzo dobrze się przebijają w kabarecie, na występach grup kabaretowych jest świetna publiczność, która wspaniale się bawi. 224 CHICHOT (Z) POLITYKA - Moje obserwacje są zupełnie odmienne. W porównaniu z okresem PRL, kiedy dowcipy polityczn opowiadano niemal na każdym kroku, teraz kawał polityczny właściwie nie istnieje... - Nie wiem, może pan z tego wyrósł? (śmiech). Uważam, że Polacy są bardzo dowcipnym narodem i świetnie sobie dają radę. Choćby cała fala dowcipów powodziowych świadczy o tym, że każdą sytuację dramatyczną można odreagować dowcipnie. Zupełnie nie zgadzam się z pana opinią! Uważam, że jest bardzo wiele dowcipów. Proszę przyjść na mój występ, to się pan przekona. - Nie ma pan obecnie kłopotów z szukaniem natchnienia dla swej twórczości satyrycznej? - Wręcz przeciwnie, mój kłopot polega na tym, że nie mogę tego wszystkiego przerobić. Jest po prostu natłok tematów. Oby tylko zdrowia starczyło na tę głupotę, którą można w Polsce wyszydzić. Głównym motorem czy inspiracją dla żartów jest, w gruncie rzeczy, stan umysłów i wzajemne relacje władza - społeczeństwo. Ja powtarzam Prawica sypie kurom ziarna, a lewica kradnie jajka. Ten żart, jak pan pewnie zauważył, jest dobrze odbierany. Różni mówcy wyrażają to samo w sposób zasadniczy, ale jednocześnie nienawistny, agresywny. Problem polega na tym, żeby o sprawach nawet dramatycznych i poważnych mówić z pewnym przymrużeniem oka. Żart jest potrzebny po to, aby odreagować stresy. Nie można wszystkich problemów formułować z żyłą na szyi. Tematów do żartów jest naprawdę mnóstwo, nasze życie publiczne bywa niezwykle zabawne. - Pod tym względem w III RP nie jest gorzej niż w PRL? - Przeciwnie, jest dużo lepiej! - Pan mówi o dowcipie politycznym jako o sposobie na odreagowywanie rzeczywistości. Czy żart to także narzędzie walki politycznej? Jan Pietrzak, czyli polityk w skórze satyryka 225 - Może być tak traktowany. To zależy od tego, jak się żartuje. Jeśli robi się to w sposób swobodny, zabawny, z uśmiechem - mamy do czynienia tylko z rozładowaniem problemu, a walka polityczna jest tylko gdzieś w podtekście. Są jednak ludzie, którzy uważają, że można żartować z nienawiścią. Otóż żarty nienawistne są czymś obrzydliwym. Mam na myśli całą grupę "urbanoidów" i tym podobnych. To ludzie, którzy wychodzą właściwie z epoki kamienia łupanego. Są tępi i agresywni. Prawdziwy żart lubi zaś lekkość i nie znosi nienawiści. - Pan z życia artystycznego dość niespodziewanie przeszedł do świata polityki, kandydując na prezydenta, a potem do parlamentu. Tkwi pan zatem w środowisku, z którego kpił pan przez całe lata. Czy często ma pan pokusę, aby w wystąpieniach publicznych i polemikach wykorzystywać swój talent prześmiewcy. - Niezbyt często. Jak są wybory, to biorę w nich udział, bo pasjonuję się polityką. W tych wyborach parlamentarnych zaaklimatyzowałem się w UPR. Lubię ludzi inteligentnych i właśnie dowcipnych, a tacy są w UPR. Udział w polityce daje mi wnioski do mojej pracy, bo jedno z drugim się przenika. Uczestnicząc w wyborczej akcji, niejako od środka obserwuję życie polityczne. To się bardzo przydaje! - Jak pan ocenia polską klasę polityczną pod względem jej poczucia humoru? - Oceniam na trzy z minusem (śmiech). Jest bardzo niewielu ludzi, którzy potrafią się uśmiechnąć i mówić o poważnych problemach w sposób miły, rozumny, sensowny, bez agresywnego, zapalczywego załgania. Bo ludzie, którzy muszą, kłamać robią się od razu agresywni. - Z czego to się bierze? - Z ułomności naszych elit politycznych. One są przecież zupełnie przypadkowe. Dopóki ludzie nie będą dochodzić do stanowisk politycznych przez cykl procedur, przez lata całe, 226 CHICHOT (Z) POLITYKA będziemy mieli kompletnie przypadkowych polityków, którzy nie dość, że nie znają się na żartach, to jeszcze każdą wypowiedź na swój temat traktują jako napaść i obrażają się. W polskiej polityce na szczytach jest wielu ludzi, którzy w innych krajach nie zostaliby wybrani nawet na szczeblu gminnym. U nas rządzą Polską. - Kiedy polityka była dla pana śmieszniejsza - dawniej, gdy patrzył pan na nią z dystansu, czy obecnie, gdy sam pan w niej uczestniczy? - Uczestnictwo w kampaniach wyborczych daje mi trochę nowych impulsów. To lepsze niż oglądanie polityki przez szybkę telewizora. - Co pana - tak naprawdę - najbardziej śmieszy? - Spotkania z ludźmi, rozmowy, pytania. To wszystko, co ludzie mają w głowach, o co im chodzi, czego się domagają, co chcą usłyszeć. To jest interesujące. To jest ta tkanka społeczna, której się nie pozna przez telewizor. To prawda o Polsce - w takiej miejscowości jak Wieruszów czy w dziesiątkach, setkach innych miejscowości. Widzi się autentyczne problemy prawdziwych ludzi. Różne warstwy, sfery i klasy społeczeństwa. To bardzo potrzebne człowiekowi, który ma odwagę wypowiadać się w sprawach publicznych. - Jak pan reaguje na częste ostatnio zarzuty, że przeszedł pan "smugę cienia" i ze świetnego artysty stał się pan mniej świetnym politykiem? - Niczego nie przeszedłem, żadnej smugi cienia! Nie zrobiłem nic w sposób inny niż człowiek w moim wieku. Natomiast rosłem, chowałem się, wyrastałem w czasach Peerelu, kiedy polityki w normalnym znaczeniu nie można było uprawiać. Wszystko było załgane, bo rządziła jedynie słuszna partia i dyrektywy polityczne płynęły z Moskwy. Wtedy, oczywiście, uczciwego życia politycznego nie mogło być. Starałem się uprawiać politykę w swoim małym ogród- Jan Pietrzak, czyli polityk w skórze satyryka 227 ku, w kabarecie. Ale wreszcie stała się wolna Polska. Przez parę pierwszych lat nie zabierałem się do polityki - w sensie uczestnictwa - bo myślałem, że mamy tak wspaniałych ludzi, że nam tę Polskę wyprowadzą na równą drogę. Okazało się, że nie! - Pana udział w polityce to zatem wyraz rozczarowania? - Tak, to wynik rozczarowania. Uważam, że elity, które rządziły Polską przez ostatnie osiem lat, skompromitowały się wielokrotnie. Te osiem lat to w większości czas stracony. Przykro mi o tym mówić, ponieważ łączyłem z tymi ludźmi wiele nadziei, bardzo im pomagałem w kampaniach. Niestety, okazało się, że to jakaś zbieranina przypadkowych ludzi załatwiających swoje sprawy, a nie sprawy Polski. I dlatego sam zabrałem się za politykę. Mam taki polityczny temperament. - Kiedy nastanie w Polsce taki czas, że na politykę będzie można patrzeć z pogodnym uśmiechem, a nie z zażenowaniem? - Marzę o takich czasach, o jakich mówił przed wojną poeta Leopold Staff. Pytano go, dlaczego nie pisze wierszy politycznych, tylko liryczne utwory o słoneczku, chmurkach i ptaszkach. Odpowiedział: Od spraw politycznych to ja mam Piłsudskiego. Otóż ja uważam, że dobrze byłoby żyć w kraju, w którym sprawami publicznymi zajmowaliby się ludzie uczciwi i rzetelni. Wtedy my, ludzie różnych zawodów, moglibyśmy poświęcić się swoim sprawom. Wieruszów, 6 września 1997 * Jan Pietrzak - aktor, satyryk, artysta kabaretowy * Data urodzenia: 26 kwietnia 1937 * Miejsce urodzenia: Warszawa * Znak Zodiaku: Byk 228 CHICHOT (Z) POLITYKA * Zawód: satyryk, artysta kabaretowy, oficer radiolokacji, socjolog kultury. * Wykształcenie: wyższe, absolwent Oficerskiej Szkoły Radiolokacji w Jeleniej Górze oraz Wyższej Szkoły Nauk Społecznych przy ?? PZPR * Kariera polityczna: założyciel słynnego kabaretu "Pod Egidą", żywo komentującego życie polityczne Polski. W roku 1980 napisał pieśń "Żeby Polska była Polską", która stała się nieformalnym hymnem "Solidarności". W wyborach w roku 1989 wspierał kampanię kandydatów Komitetu Obywatelskiego "Solidarność". W 1995 roku - ku ogólnemu zaskoczeniu - wkroczył bezpośrednio do świata polityki, kandydując w wyborach prezydenckich. Zebrał 1,12 procent głosów (poparło go 201 033 wyborców), co dało mu 10 miejsce wśród 13 kandydatów. * Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 roku kandydował do Sejmu z listy Unii Prawicy Rzeczypospolitej w okręgu warszawskim. Nie zdobył mandatu - wynik UPRz w skali kraju: 2,03 procent głosów - poniżej progu wyborczego. Wybrane dowcipy o Janie Pietrzaku Kawały na temat Jana Pietrzaka to pewien paradoks, gdyż to on uchodzi za mistrza satyry politycznej i w kabarecie sam opowiada mnóstwo dowcipów o politykach. Nieliczne dowcipy na temat tego znanego satyryka pojawiły się w obiegu w 1995 roku, kiedy kandydował na prezydenta RP. Inne wykorzystywały fakt, że Jan Pietrzak jest (był?) ulubionym satyrykiem Lecha Wałęsy. Prezydent bywał na występach kabaretu "Pod Egidą" i zaśmiewał się z żartów na swój temat. Jan Pietrzak, czyli polityk w skórze satyryka 229 * - Czy w Polsce będzie lepiej, gdy Pietrzak zostanie prezydentem? - Lepiej nie, ale na pewno śmieszniej. * Wiadomo już, dlaczego Wałęsa codziennie chodzi do kaplicy mieszczącej się w piwnicy Belwederu. Wczoraj odkryto sekretne przejście z kaplicy do kabaretu Jana Pietrzaka. * Wałęsa do Pietrzaka: - Bawią mnie dowcipy, które pan opowiada. - Pańskie też mnie bawiły - odpowiada Pietrzak. 230 CHICHOT (Z) POLITYKA Mmian Piłka, czyli piłka w dniu rozgrywek Nikomu spośród liderów partyjnych, z którymi rozmawiałem na temat satyry politycznej, temat ten nie sprawił tak dużej uciechy jak Marianowi Piłce. Śmiał się w czasie rozmowy, dowcipkował, opowiadał kawały, także o ZChN i swoich kolegach partyjnych. Rozgadał się tak bardzo, że współpracownicy musieli ciągnąć go za rękaw, bo zbliżał się czas kolejnego spotkania w trakcie jego wizyty w Poznaniu. Ostatnie dowcipy dopowiadał mi na schodach i w drzwiach samochodu. Byłem zaskoczony, bo w mediach Marian Piłka nie sprawia wrażenia osoby obdarzonej szczególnym poczuciem humoru... * - Słyszał pan jakiś dobry dowcip polityczny? - Tak, słyszałem, ale niecenzuralny - i w związku z tym nie opowiem go panu (śmiech). - Może jednak... - To dowcip o konkurencyjnej partii politycznej, dlatego wolałbym się nie wypowiadać. - Nalegam... - ...(Przy wyłączonym magnetofonie Marian Piłka opowiedział zabawny dowcip o pewnym polityku, który - mając do wyboru seks i Święta Bożego Narodzenia - stwierdził, że zasadniczo woli seks, ale... święta są częściej). - Odczuwa pan obecnie brak udanych kawałów politycznych? Marian Pitka, czyli piłka w dniu rozgrywek 231 - Rzeczywiście, jest bardzo mało dowcipów tego typu. Sądzę, że jest to związane z faktem, że w okresie komunistycznym dowcip pełnił określoną funkcję społeczną, czy raczej psychologiczną. Absurd socjalizmu, w którym żyliśmy, powodował, że społeczeństwo musiało mieć mechanizmy samoobrony psychicznej, żeby w tym absurdzie nie zwariować. Taką funkcję pełnił właśnie dowcip polityczny. Obnażał socjalistyczne nonsensy i pozwalał dystansować się od tamtej rzeczywistości. - Czy dowcip w PRL stanowił jednocześnie narzędzie oporu przeciwko systemowi? - Myślę, że nie był on sposobem na przeciwstawienie się systemowi, natomiast niewątpliwie okazywał się elementem potrzebnym do utrzymania zdrowia psychicznego w tamtej absurdalnej rzeczywistości. - Kiedy w Polsce skończyła się epoka dobrego dowcipu politycznego? W roku 1989? - Sądzę, że ona kończyła się w ciągu paru minionych lat - i być może ten proces jeszcze nie dobiegł do końca. Żyjemy teraz w okresie epigonizmu dowcipu politycznego. Uważam jednak, że po odzyskaniu niepodległości, w sytuacji gdy zaczynamy normalnieć jako społeczeństwo, zarówno w swoich strukturach, jak i zachowaniach - dowcip o charakterze politycznym będzie miał coraz mniejsze znaczenie. Rozwinie się raczej dowcip obyczajowy. - Dlaczego panuje opinia, że prawicowi politycy nie mają poczucia humoru? - To wynika z fałszywego przedstawiania prawicy jako środowiska ludzi kostycznych, bez poczucia humoru, nie znających życia. Ja - podobnie jak wielu moich kolegów - uważam, że każdy lubi korzystać z uroków życia, czyli także się bawić. - Pan lubi opowiadać dowcipy polityczne? 232 CHICHOT (Z) POLITYKA - Dawniej opowiadałem je bardzo często. Teraz znacznie rzadziej, ale to spowodowane jest posuchą na dobre dowcipy. W okresie socjalizmu było o wiele więcej wyrafinowanych kawałów. Ale zapewniam, że potrafię opowiadać dowcipy także o ZChN. - Zamieniani się w słuch... - Zetchaenowiec idzie przez pustynię i spotyka lwa, który gotuje się do skoku, żeby go pożreć. Wtedy zetchaenowiec zaczyna się modlić: - Panie Boże, spuść na to dzikie bydlę jakieś chrześcijańskie uczucia. Na to lew odzywa się ludzkim głosem: - Panie Boże, pobłogosław te daty, które z woli Twojej spożywać będziemy... (śmiech). To nie jedyny dowcip o ZChN, jaki słyszałem... - W takim razie proszę o następny. - Marek Jurek, Jan Łopuszański i Stefan Niesiołowski poszli na Sąd Ostateczny. Niesiołowski pytany o grzechy wspomniał o kartach, wódeczce i kobitkach - dostał pół roku czyśćca. Łopuszański wyznał, że był pyszny, butny i żądny władzy - otrzymał rok czyśćca. W końcu wchodzi Marek Jurek. Długo to trwa, aż w pewnym momencie wyskakuje Święty Piotr i krzyczy: - Wszyscy Święci, ratujcie! Marek Jurek chce ekskomunikować Pana Boga (śmiech). - Zgodzi się pan z opinią, że po odejściu w niebyt PZPR, "dyżurną" partią do obśmiewania stało się ZChN? - Myślę, że istniało dążenie do wyśmiania czy wyszydzenia nas. To wiązało się z tym, że w sposób zdecydowany broniliśmy pewnych wartości. Teraz te wartości zaczynają się przebijać. Taka sprawa jak konieczność obrony życia nie narodzonych, obecnie jest kwestionowana jedynie przez naszych ideowych przeciwników z lewicy, natomiast poza nimi jest szeroko akceptowana. - Czy sądzi pan, że dowcipy na temat ZChN zaszkodziły partii? Marian Pitka, czyli piłka w dniu rozgrywek 233 - Wprost przeciwnie. Były to dowcipy zabawne, sam je często opowiadałem. Nigdy nie uważałem, że należy je w jakikolwiek sposób zwalczać. - Czy można opowiedzieć każdy dowcip, czy też istnieją w tym względzie jakieś ograniczenia moralne, sfery tabu? - Nie powinno być dowcipów, które uwłaczają ludziom. Nie znaczy to, że z poszczególnych polityków nie należy się śmiać. Myślę po prostu, że godność każdego polityka, nawet jeśli jest moim ideowym i politycznym przeciwnikiem - trzeba uszanować. Bić należy w jego przywary, a nie w te elementy, które uwłaczają jego godności. - Słyszałem wiele dowcipów na temat religii, księży, nawet papieża. Czy one mają rację bytu? - Zdarzają się dowcipy, które wcale nie są dowcipne i mogą być śmieszne jedynie dla ludzi o bardzo dziwnym poczuciu humoru. Niektóre żarty nie są dowcipem, lecz obrazą pewnych wartości. Natomiast kawały na temat kleru są opowiadane wśród samych księży czy ludzi związanych z Kościołem. One mogą być śmieszne i nikogo nie obrażają. - Czy opowiada pan pieprzne, bardzo dosadne dowcipy obyczajowe? - Nie zawsze potrafię się przed tym ustrzec. - Z kogo - wśród polskich polityków - najłatwiej stroić sobie żarty? Kto daje ku temu powody? - To jest dość trudne pytanie, ponieważ osobiście uważam, że współczesna klasa polityczna w Polsce jest bezbarwna, a do dowcipów nadają się osoby, które są wyraziste. Trudno znaleźć takich ludzi. - Czy z tego względu jest tak mało kawałów o prezydencie Kwaśniewskim? - Myślę, że tak. Dla mnie prezydent Kwaśniewski, jeśli chodzi o osobowość, jest postacią zupełnie nijaką, bez żadnej 234 CHICHOT (Z) POLITYKA wyrazistości, jest taką gąbką, która mówi to, co dane audytorium chce usłyszeć. - Zna pan kawał o sobie? - Może nie kawał, ale anegdotkę. Opowiadano o mnie szereg anegdot, które w znacznej mierze są prawdziwe. Podam jeden przykład: w 1977 roku robiliśmy akcję zbierania podpisów pod apelem o ratyfikację Paktów Praw Człowieka. W Przemyślu był tylko jeden członek Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela (ROPCiO). Trzeba było tam wysłać kogoś, kto zorganizowałby tę publiczną akcję. W związku z tym Leszek Moczulski zaproponował mi, abym pojechał do Przemyśla. Osoba, z którą miałem tam współpracować, nie wiedziała, kto ma przyjechać. Moczulski wysłał więc telegram, w którym napisał: Piłka przybędzie w dniu rozgrywek. Innym razem - wiele lat później - leciałem do Bukaresztu na tamtejsze wybory jako obserwator z ramienia Sejmu. To był piątek, w samolocie LOT-u podawano dania mięsne. Poprosiłem o danie postne, wyjaśniając, że przestrzegam postu. Stewardesa długo tłumaczyła, że - niestety - dań bezmięsnych nie ma. Na to ja stwierdziłem, że będę musiał interweniować, żeby w piątki serwowano także potrawy postne. No ale potem -jak mówią - zażądałem dwóch posiłków, wychodząc z założenia, że skoro mam zgrzeszyć, to przynajmniej powininem się najeść (śmiech). - Czy - pana zdaniem - prezydent Lech Wałęsa był barwną postacią w dowcipie politycznym. - Myślę, że tak, chociaż czasami pojawiały się dowcipy na temat Wałęsy, które były nie na miejscu. - Może pan dać przykład? - Nie, ponieważ nie lubię ich upowszechniać. - Kto jest najlepszym opowiadaczem dowcipów w gronie towarzyskim, w którym pan się obraca? - Myślę, że Marek Jurek - wbrew pewnemu wizerunkowi, jaki został wykreowany w mediach. Marian Piłka, czyli pitka w dniu rozgrywek 235 - Zna pan dowcip polityczny, który można uznać za hit ostatnich lat czy miesięcy? - Od dawna nie słyszałem dobrego dowcipu politycznego. Mogę natomiast opowiedzieć panu pewien dowcip rzymski. Cesarz Neron polecił zorganizować dla swych gości igrzyska, w których miały wystąpić lwy i chrześcijanie. Następnie zapytał głównego cyrkowego, jak udała się zabawa. Ten odpowiedział: - Lwy zagryzione, chrześcijanie opatrują drobne zadrapania. Na to wzburzony Neron rzekł: - Mówiłem ci, głupcze, że to mają być chrześcijanie, a nie zetchaenowcy (śmiech). Poznań, 28 sierpnia 1996 * Marian Piłka - prezes Zjednoczenia Chrześcijań-sko-Narodowego, wiceprzewodniczący Akcji Wyborczej Solidarność, poseł AWS, wiceprzewodniczący Klubu Parlamentarnego AWS * Data urodzenia: 16 maja 1954 * Miejsce urodzenia: Trąbki, województwo siedleckie * Znak Zodiaku: Byk * Zawód: historyk * Wykształcenie: absolwent Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego * Kariera polityczna: uczestnik podziemia antykomunistycznego w okresie PRL, działacz Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, Komitetu Samoobrony Chłopskiej, Ruchu Młodej Polski, członek NSZZ "Solidarność" (od 1980), pracownik Regionu Mazowsze NSZZ "S" (1981-1983), redaktor Wydawnictwa Archidiecezji Warszawskiej (1984-1989), poseł na Sejm w latach 1991-1993, członek Zarządu Głównego Zjednoczenia Chrześcijańsko-Narodowego (od 1989), prezes ZG ZChN (od lutego 1996). 236 CHICHOT (Z) POLITYKA * Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 roku kandydował do Sejmu z listy AWS w Siedlcach. Zdobył mandat, gromadząc 15 274 głosy. Został wybrany na wiceprzewodniczącego Klubu Parlamentarnego AWS. Dowcipy Nie znalazłem kawałów opowiadających o Marianie Piłce. Powstało natomiast wiele dowcipów poświęconych jego partii - Zjednoczeniu Chrześcijańsko-Narodowemu, w których głównym motywem był klerykalizm działaczy ZCHN oraz ich postępowanie sprzeczne, wedle satyryków, z wartościami chrześcijańskimi. Oto przykłady: - Jak nazywa się Polska pod rządami ZChN i Wałęsy? - Klechistan. * - Wyborcza Akcja Katolicka sukces w wyborach zawdzięcza koalicji. - Jakiej? - Kościelnej ambony z mównicą sejmową. * - ZChN będzie wydawał ogólnopolski dziennik " Trybuna Chrześcijan". - Jakie ma być motto tej gazety? - " Chrześcijanie wszystkich krajów, łączcie się!" * - Jaki jest wzór chemiczny wody? Marian Piłka, czyli piłka w dniu rozgrywek 237 .-----------------------------^-^---^-^------- - H20. - A jaki jest wzór chemiczny wody święconej? - H20 + ZChN. * - Jak marszałek Chrzanowski z ZChN zaczyna obrady Sejmu ? - Modlitwą: Panie Boże, zrób z tym wszystkim porządek, bo ja już nie mam zdrowia. * - Jakie godło narodowe będzie miała Polska, gdy ZChN obejmie niepodzielne rządy? - Orzeł na klęczkach ze świętą aureolą nad głową. - ZChN znalazł wreszcie sposób na rozwiązanie polskich kłopotów. - Jaki? - Orzeł otrzyma świętą aureolę a Wałęsa koronę. - Jaki podatek będą płacić księża według projektu ZChN? - Co łaska. - Wyborcze hasło ZChN? - Sursum konkordat! - Dlaczego tych z ZChN ciągle boli głowa? - Bo ich uciska aureola świętości. * Igrzyska w starożytnym Rzymie. Na arenę wybiegają głodne lwy. Cezar daje rozkaz, aby wypuścić chrześcijan. Po 238 CHICHOT (Z) POLITYKA chwili nad areną wzbija się tuman kurzu, słychać jęki i ryki. Kiedy kurz opada, oczom tysięcy widzów ukazują się rozszarpane ciała lwów. Obok stoją w triumfalnych pozach ich pogromcy. Cezar jest wściekły: - Mówiłem, żeby wypuścić chrześcijan, a nie tych z ZChN. * Poseł Niesiołowski idzie przez pustynię. Spotyka się tam oko w oko z wygłodniałym lwem. Niesiołowski podniósł oczy do niebios i westchnął: - Boże, natchnij to bydlę wartościami chrześcijańskimi! Na te słowa lew przyklęka, też wznosi oczy do góry i mówi: - Panie, pobłogosław te dary, które za chwilę będę spożywać... * - Panie pośle Jerzy... - Nazywam się Jurek! - Och, nie śmiałbym się tak spoufalać... * - Co ten ZChN wyprawia! Ale pisanki! - Chyba: ale jaja! - Coś ty! Oni nawet jaja robią święcone. Jan Mana Rokita, czyli diabeł ludowy Jan Maria Rokita lubi kontakty z mediami, jest dobrym mówcą, udziela wielu wywiadów. Propozycja rozmowy na temat dowcipu politycznego zaskoczyła go jednak, tym bardziej że zagadnąłem go w nieoczekiwanym momencie - w przerwie konferencji Instytutu Spraw Publicznych na temat nowego województwa. W pierwszej chwili wyraził nawet wątpliwość, czy w kwestii kawału politycznego ma coś ciekawego do powiedzenia. Gdy jednak zadałem pierwsze pytania, zapomniał o swych obiekcjach. * - Jak pan reaguje na dowcipy, w których - w nawiązaniu do nazwiska - jest pan przedstawiany jako postać diaboliczna? - Szczerze mówiąc, na jakiś dobry dowcip dotyczący własnej osoby w ostatnich latach nie trafiłem. A w każdym razie nie przypominam sobie nic takiego. Trafiam raczej na życzliwe lub nieżyczliwe, częściej jednak te pierwsze, zestawienia mojego nazwiska z owym słynnym diabłem wiejskim. Przyzwyczaiłem się do nich, zwłaszcza od kiedy zbadałem sprawę naukowo i ustaliłem, że chłopski diabeł Rokita był diabłem życzliwym ludziom. Jeśli robił jakieś psoty, to w słusznej sprawie. Gdzieś tam chłopa ściągnął z drabiny, gdy szedł do cudzej baby albo też - kiedy ktoś szedł okraść parafię - uniemożliwiał mu to sprytną sztuczką. 240 CHICHOT (Z) POLITYKA W legendach polskich jest to diabeł poczciwy. Ta rola mi całkiem odpowiada, jest sympatyczna. To się jednak luźno wiąże z problemem dowcipu. - Nie słyszał pan żadnego "swojego" kawału, który nie nawiązuje do postaci diabła Rokity? - Istnieją dwa wielkie dowcipy na mój temat, oczywiście "wielkie" w cudzysłowie, które ludzie opowiadają ze śmiertelną powagą, zupełnie bez poczucia humoru. Ludzie, którzy darzą mnie sympatią, czytałem to już wiele razy, ukuli bardziej legendę niż dowcip o mojej nadzwyczajnej zupełnie, genialnej inteligencji. Natomiast ludzie mi nieprzychylni stworzyli równie nieprawdziwą legendę o mojej jakiejś straszliwej bucie i arogancji. Nawet kiedyś, będąc ministrem, byłem za tę butę i arogancję odwoływany z funkcji. To dwie legendy, a nie dowcipy, ale traktuję je jako coś bardzo zabawnego. - Skoro o panu opowiada się zabawne historie, czy lubi pan odwzajemniać się tym samym? Czy korci pana, aby swego adwersarza ośmieszyć, potraktować żartem? - Żartem to może tak. Natomiast ośmieszanie jest w polityce z reguły rzeczą złą. W demokratycznej polityce trzeba z ludźmi szukać kooperacji, a człowiek, którego pan ośmieszy już nigdy nie zechce ż panem współpracować. Taka jest ludzka natura - ludzie na śmiech, a zwłaszcza na żarty dotyczące własnej osoby są bardzo wrażliwi, czasem przesadnie. A mam wrażenie, że spośród wszystkich ludzi najbardziej wrażliwi są na to politycy. Jeśli więc dowcip miałby uniemożliwić współpracę polityczną, tam gdzie jest ona potrzebna, to byłby to żart niewart przysłowiowego tynfa. Trzeba być w tej materii bardzo ostrożnym, przynajmniej, gdy idzie o ośmieszanie. Natomiast jakaś zabawna puenta na trybunie sejmowej jest rzeczą zawsze dobrze widzianą. Podnosi ona walory mówcy i - że tak powiem - poprawia słuchalność. Jan Maria Rokita, czyli diabeł ludowy 241 - Często ucieka się pan do takich zabawnych puent - dla poprawy odbioru swych wypowiedzi? - Wiele razy to robiłem, ale przypomnienie sobie tych sytuacji teraz, ad hoc, wymagałoby trochę zastanowienia. - Posługiwanie się inteligentnym, błyskotliwym żartem to dość rzadka cecha wśród polskich polityków. Z czego wynika brak poczucia humoru, czy wręcz ponuractwo naszych elit politycznych? - Myślę, że pierwszą przyczyną jest to, iż politycy się żartu boją. Po drugie - tak się stało w wyborach w roku 1993 - przywódcy partyjni w ogromnej większości preferowali na listach wyborczych ludzi ponurych i bez poczucia humoru. Jeżeli pan porówna pod tym względem Sejm pierwszej i drugiej kadencji, zauważy pan gigantyczną różnicę na niekorzyść Sejmu drugiej kadencji. Takich dowcipnisiów jak Janusz Korwin-Mikke czy Stefan Niesiołowski, z punktu widzenia atrakcyjności teatralnej, w Sejmie lat 1993-1997 bardzo brakowało. - Ale chyba kryterium posiadania poczucia humoru nie było brane pod uwagę przy układaniu list wyborczych w 1993 roku... - Właśnie! I dlatego pan ma pretensję, że politycy są smutni, (śmiech) - Dawno już nie słyszałem udanego kawału politycznego. Dlaczego ten rodzaj dowcipu zamiera? - Rządzący są generalnie mniej śmieszni niż byli w czasach komunistycznych. Komuniści, zwłaszcza w swojej fazie schyłkowej, okazali się formacją wręcz groteskową. Dowolne, wybrane przypadkowo przemówienie dowolnego przywódcy komunistycznego nadawało się do parafrazowania w kabarecie, co w zupełnie genialny sposób czynił świętej pamięci Piotr Skrzynecki w Piwnicy pod Baranami. Śpiewał na przykład ze swymi artystami, w stanie wojennym, dekret o stanie wojennym, a sala się po prostu pokładała ze śmiechu. , Jan ?"^ "f^fir^--- ^^r-rSStaST* pełni tom ^baytriakaWatóW o blondyni ?^1 "tyczny w czasach komunistyc: -wVVcip P°Utytczeństwa, ile zastępczą fo ''lej PubUCZW^ic tysiące innych spos #-???? T^Snl wprost, brutalna ,*77V a nawet wyr ^.^ w W "awnto* h mćw,c * n, Lo m°ina -° n ih ? poczuciem humor. "'takim 8??8???"??? d0 parlamentu pier 'MUSZę Sl2iiei powodów do intel w ^rym ^Jej P^ Korwn.M?. iabawy dostarczał J eniem wyg tóóry z ^ąpowagą rn^^ .L ^?? " a /to co tnówi Janusz Kor^ Zwłaszcza, ze w logicznie SPf ' InCs wypowiadany spojt pohtyczny nonsens ?? zabawny teligentme jest zeczyw ^ kładów, w gruncie rzeczy, ? pod tym względem jesem *** bardzo zabawną, w dobrego ub.ęł dziećtozżyczliwosct^boakura - był Lech Wałęsa jako VJ%* prostodusznością, nieporadność^ rych można stę było śmiać w spos^z Jeśli z kogoś śmiano się w beju , 242 CHICHOT (Z) POLITYKA Dyktatura zawsze jest bardziej podatna na żart, dowcip czy ośmieszenie niż demokracja. Dyktatorzy bardzo często są groteskowi, zwłaszcza tacy dyktatorzy, którzy już dawno utracili jakiekolwiek ideologie, wiary i poglądy, a żyją wyłącznie techniką władzy, i to techniką władzy zamordystycznej. Komuniści w Polsce, w ostatniej swojej fazie, dokładnie tacy byli. Poza tym, że szkodzili temu krajowi bardzo aktywnie, byli strasznie, naprawdę strasznie śmieszni. - Z drugiej jednak strony w bieżącym życiu politycznym też nie brakuje śmiesznych, czasem groteskowych sytuacji - wspomnę magisterium Aleksandra Kwaśniewskiego czy sprawę szpiegowską Józefa Oleksego - a nie znalazło to odzwierciedlenia w dowcipach. - Te dwie sytuacje, które pan wymienił, były akurat mało śmieszne. Prezydent państwa, który kłamie, w warunkach demokratycznych budzi raczej złość niż śmiech. Jego zwolennicy z całą powagą próbują go bronić, a przeciwnicy bynajmniej nie ośmieszają, tylko raczej wyrażają swoją wściekłość i dość fundamentalną dezaprobatę. Bardziej są skłonni w takich warunkach przywoływać jakieś argumenty moralizatorskie niż odwoływać się do dowcipu. A moralizatorstwo już na pewno nie jest śmieszne, bywa raczej ponure. To samo dotyczy chyba tego drugiego przypadku. Casus sprawy Oleksego, gdy się na to patrzy z perspektywy czasu, był być może trochę operetkowy, ale sam fakt biesiadowania premiera niepodległego państwa z obcym agentem też bynajmniej nie jest szczególnie zabawny. Chyba jednak polityka jest dziś zdecydowanie mniej operetkowa niż w tamtych czasach. Gdyby było inaczej, byłyby dowcipy polityczne. Polacy są narodem, który generalnie śmiać się lubi, co widać było w czasach komunistycznych. Czyli wina jest nie po stronie Polaków, którzy się nie śmieją, lecz po prostu znacznie mniej zabawna jest demokratyczna polityka. - Spotkałem się z opinią że w latach PRL dowcip polityczny był wentylem bezpieczeństwa, rodzajem higie- Jan Maria Rokita, czyli diabeł ludowy 243 ny psychicznej, a obecnie funkcję tę pełni dowcip obyczajowy, jak choćby seria kawałów o blondynkach. Co pan o tym sądzi? - Dowcip polityczny w czasach komunistycznych był nie tyle wentylem bezpieczeństwa, ile zastępczą formą niedopuszczalnej publicznie krytyki władzy. W momencie kiedy dopuszczalne okazały się tysiące innych sposobów krytyki władzy, a nawet wyrażana wprost, brutalna i napastliwa krytyka stała się modna i dobrze widziana w demokratycznych warunkach, dowcip polityczny stracił na znaczeniu. Skoro można o rządzących mówić źle na serio, ludzie przestają mówić o nich z poczuciem humoru. - Gdyby miał pan ułożyć ranking polityków najzabawniejszych i najbardziej ponurych, to kogo by pan umieścił w takim spisie? - Muszę sięgnąć do parlamentu pierwszej kadencji, w którym najwięcej powodów do intelektualnej wręcz zabawy dostarczał Janusz Korwin-Mikke. To jest polityk, który z taką powagą i namaszczeniem wygłasza nie mające żadnego związku z rzeczywistością tezy, że ludzie - z natury rzeczy - albo reagują wzruszeniem ramion albo się bawią. Zwłaszcza, że to co mówi Janusz Korwin-Mikke jest na dodatek dobrze powiedziane, logicznie wewnętrznie "posprzątane", wypowiedziane z pewną swadą. Ewidentny polityczny nonsens wypowiadany spójnie, logicznie, inteligentnie jest rzeczywiście zabawny. Ale takich przykładów, w gruncie rzeczy, mamy niewiele. Dla mnie, choć pod tym względem jestem raczej odosobniony, postacią bardzo zabawną, w dobrym tego znaczeniu, i chcę powiedzieć to z życzliwością, bo akurat lubię bardzo tego polityka - był Lech Wałęsa jako prezydent. Wielokrotnie swoją prostodusznością, nieporadnością stwarzał sytuacje, w których można się było śmiać w sposób zupełnie dobroduszny. Jeśli z kogoś śmiano się w Sejmie, to z Lecha Wałęsy. 244 CHICHOT (Z) POLITYKA - Podobały się panu "wałęsowskie" dowcipy? Często były prostymi przeróbkami kawałów o Bierucie czy Gomułce lub o milicjantach... - Tak się stało, że w kręgu klasy politycznej do codziennego języka w dyskusjach wewnętrznych, oczywiście nie w publicznych, weszło sformułowanie o dodatnich i ujemnych plusach. Częściej w rozmowach komisyjnych w parlamencie było słychać świadomie wypowiadane dywagacje na temat parambuty konstytucyjnej niż na temat preambuły. To się przyjęło, wszyscy to traktują z przymrużeniem oka, z dobrodusznością. To jest śmiech dobry - ani nie jest on szkodliwy dla państwa, ani nie dezawuujący Wałęsę. - Czy poczucie humoru jest niezbędne w uprawianiu polityki? - Powiedziałem panu już, że może być ono niebezpieczne. Przesadna skłonność do ośmieszania innych jest w polityce wadą, a nie cnotą. To nie ulega najmniejszej wątpliwości. Ludzie ośmieszający innych mają potem trudności w osiąganiu jakichkolwiek sukcesów politycznych. To jest ryzykowna właściwość, trzeba to robić z pewną dozą taktu i inteligencji. Zwłaszcza grubo szyte dowcipy są w polityce fatalne, nie należy ich stosować. Oczywiście, jest sporo polityków, którzy by się kwalifikowali do takich grubo szytych dowcipów. - A czy są postaci lub sprawy, z których żadną miarą nie należy dowcipkować? - Są niewątpliwie. Na przykład żartowanie z czyichś uczuć religijnych kończy się katastrofą w życiu publicznym. To jest ewidentne, nawet jeśli jakieś zachowania religijne komuś wydają się najbardziej śmieszne. W moim przekonaniu tego robić nie wolno! I- Czy mieści się w tej kategorii popularny dowcip żydowski? - Nie, nie. Tutaj być może jest próba tworzenia tabu pod hasłem zakazu antysemityzmu, ale - zwłaszcza w starszym Jan Maria Rokita, czyli diabeł ludowy 245 pokoleniu Polaków - dowcipy żydowskie były i są rozpowszechnione i dalibóg, ktoś kto miesza je z antysemityzmem, zupełnie zwariował. Myślę, że jednego z drugim nie należy łączyć. Moja świętej pamięci matka, która miała niesłychanie pozytywne nastawienie do Żydów, jako że żyła w przedwojennej Polsce i jej najbliższe przyjaciółki szkolne były Żydówkami właśnie, w Przemyślu, uwielbiała opowiadać dowcipy żydowskie, a nie było w tym ani krzty antysemityzmu. W tej sferze jest próba wprowadzenia sztucznego tabu, któremu absolutnie nie należy się poddawać. Ale to nie znaczy, że tabu nie istnieje. Ono jest, lecz im jest węższe, tym lepiej. - Jak pan ocenia swoje własne poczucie humoru? - O sobie jest bardzo trudno mówić. Laureatka Nagrody Nobla Wisława Szymborska napisała, że tyle wiemy o sobie, na ile nas sprawdzono. Nie mnie oceniać własne cnoty czy przywary. Z poczuciem humoru jest różnie, bo człowiek bywa zależny od własnych nastrojów, stanów wewnętrznych, stanów emocjonalnych. Czasem ma ochotę zrobić z czegoś dowcip, a czasem jest mu po prostu śmiertelnie ponuro i nie jest podatny nawet na dowcipy innych. Myślę, że jestem pod tym względem normalny. - Czy liczba dowcipów opowiadanych o danym polityku jest miarą jego popularności? - Niewątpliwie tak. Anegdota dla polityka działającego w warunkach demokracji, czyli skazanego na to, aby ciągle pozyskiwać poparcie, zdobywać głosy, jest rzeczą dobrą. Anegdota niewątpliwie podnosi popularność, powoduje, że człowiek ze swoją twarzą, nazwiskiem i właściwościami silniej zapisuje się w pamięci współobywateli. A więc wzrasta szansa, że przypomną sobie o nim przy okazji głosowania w takich czy innych wyborach. Pamiętam ze wspomnień historycznych autentyczne zdarzenie dotyczące brytyjskiego premiera Churchilla. Kiedyś włożył melonik 246 CHICHOT (Z) POLITYKA zbyt mały jak na jego wielką głowę. Nazajutrz ska-rykaturowała to prasa londyńska, a następnego dnia Churchill świadomie pojawił się w jeszcze mniejszym meloniku. To pokazuje pewien mechanizm: oto anegdota, która nie kompromituje, a jest zabawna, podnosi atrakcyjność polityka w demokracji. Sądzę nawet, że w Polsce dzisiejszej, co może jest też elementem tego ponurego politycznego klimatu, politycy w gruncie rzeczy nie doceniają roli anegdoty ich dotyczącej. Uważam, że sprawny polityk - choć sam tego nigdy nie robiłem - powinien od czasu do czasu prowokować publiczne anegdoty na swój temat. To bardzo sensowny element wszelakich kampanii wyborczych czy działania na rzecz własnej reputacji. - Może więc na koniec naszej rozmowy sprowokuje pan jakąś anegdotę na swój temat? - Takie rzeczy, zwłaszcza w okresie kampanii wyborczej, wymagają gruntownego przemyślenia. Zanim się anegdotę na własny temat rozpuści, trzeba ją bardzo dokładnie przemyśleć. Więc niech pan pozwoli, że na razie się powstrzymam. Natomiast jeśli pan chce wymyślić i opublikować jakąś anegdotę na mój temat, to nie mam nic przeciwko temu! Warszawa, 17 czerwca 1997 * Jan Maria Rokita - jeden z liderów stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, poseł Akcji Wyborczej Solidarność * Data urodzenia: 18 czerwca 1959 * Miejsce urodzenia: Kraków * Znak Zodiaku: Bliźnięta * Zawód: prawnik, filozof, historyk Kościoła * Wykształcenie: wyższe, absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego i Papieskiej Akademii Teologicznej Jan Maria Rokita, czyli diabeł ludowy 247 * Kariera polityczna: przewodniczący Niezależnego Zrzeszenia Studentów na Uniwersytecie Jagiellońskim (1980-1981), współzałożyciel pacyfistycznego ruchu "Wolność i Pokój" (1985-1989), członek Komitetu Obywatelskiego przy Lechu Wałęsie, współprzewodniczący Międzynarodowej Konferencji Praw Człowieka w Krakowie (1988), uczestnik obrad "okrągłego stołu", poseł na Sejm (od 1989), współorganizator Ruchu Obywatelskiego Akcja Demokratyczna (1990), jeden z liderów Unii Demokratycznej (od 1991), minister-szef URM w rządzie Hanny Suchockiej (1992-1993), członek prezydium Rady Krajowej Unii Wolności (1994-1999), w styczniu 1997 występuje z UW, wstępuje do Stronnictwa Konserwatywno-Ludowego, członek Zarządu Krajowego SKL. * Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 roku kandydował do Sejmu z listy AWS w Krakowie. Zdobył mandat, gromadząc 60 049 głosów. Jest przewodniczącym sejmowej Komisji Administracji i Spraw Wewnętrznych. Dowcipy Poza nielicznymi żartami w mediach, w których eksploatowane jest "diaboliczne" nazwisko tego znanego polityka, właściwie nie spotyka się kawałów na temat Jana Marii Rokity. Jeden z nielicznych także nawiązuje do bajkowej postaci diabła Rokity: * - Dlaczego Suchocka, choć taka pobożna, na szefa URM wyznaczyła Rokitę? - Bo jeszcze się nie zdarzyło, żeby w polskim rządzie nie było jakiegoś diabła. 248 CHICHOT (Z) POLITYKA Adam Słomka, czyli słomka wychodzi z butów Miałem wrażenie, że Adamowi Słomce propozycja rozmowy na temat dowcipu politycznego spadła wręcz z nieba. Sprawiał wrażenie trochę zmęczonego, czy może znudzonego, bieżącą pracą Sejmu. Z uciechą opowiadał o roli humoru w polityce, zwłaszcza w kontekście swej rywalizacji o przywództwo w KPN. * - Jak się panu podobają dowcipy na pana temat? - Dobre są. Były w jakiejś gazecie dowcipy, że Moczulski nie będzie rozmawiał z tymi, którym z butów Słomka wychodzi. Takie kawały to bardzo dobra metoda odprężania się, odpoczywania od poważnych spraw. - Wyczuwam w pana głosie ironię. - Nieee... Uważam, że wszystkie dowcipy polityczne są dobre, ponieważ tworzą pewien dystans wobec poważnych spraw. Nie można przez cały czas ze śmiertelną powagą traktować polityki. W ogóle czegoś, czym się żyje na co dzień. - Czy zauważył pan, że od kiedy mocniej zaistniał pan na scenie politycznej, pojawiło się więcej dowcipów i dykteryjek na pana temat? - Raczej nie. Utrzymuje się to na stałym poziomie. Co jakiś czas pojawia się po prostu zapotrzebowanie na nowe dowcipy. I nie ma z tym problemu, bo istnieje wiele Adam Słomka, czyli słomka wychodzi z butów 249 skojarzeń z nazwiskami. W naszym klubie (? kadencji Sejmu -przyp. S.K.) mamy Kozę, Wilka, Barana, Słomkę. W czasie naszego kongresu, w końcu 1996 roku, ktoś stwierdził, że tańczył Wilk z Kozą, obok był Czajka i Baran, a wszystko odbywało się na Słomce w "Stodole", czyli... w klubie studenckim o tej nazwie, w którym obradowaliśmy. - Jaki typ dowcipu politycznego pan najbardziej lubi? Rubaszny, czy może bardziej wysublimowany? - Każdy bez wyjątku. Pamiętam zdarzenia, które dzisiaj są anegdotą, ale nie były nią kilkanaście lat temu, kiedy działy się naprawdę. Na przykład likwidowano napisy ze skróconą nazwą Kampinoski Park Narodowy, czyli KPN. W stanie wojennym uważano, że ten skrót stanowi zagrożenie dla władzy ludowej. Dziś to śmieszy, ale wówczas był to poważny problem dyrekcji parku. Niedawno z kolei doszło do próby zarejestrowania skrótu KPN przez ludzi związanych z Leszkiem Moczulskim, przy czym Kampinoski Park Narodowy złożył protest w Urzędzie Patentowym. - KPN lubi chyba dowcipy. Wydaliście w podziemiu broszurę z kawałami politycznymi... - Przygotowaliśmy dwie takie broszurki. Pierwszą na początku stanu wojennego, a drugą przed upadkiem systemu, około roku 1988. - Z jakim spotkały się zainteresowaniem? - Nakład nie był duży, jakieś 5-10 tysięcy egzemplarzy. W dzisiejszych realiach nie byłby on imponujący, ale w warunkach konspiracji - wydawał się całkiem pokaźny. To się rozeszło jak ciepłe bułeczki. Były recenzje tej książeczki, były przedruki. Broszura z dowcipami stanowiła nowość. Nie było w niej bowiem martyrologii, jak w większości podziemnych wydawnictw. Z luzem podeszliśmy do ówczesnej polityki. - Dlaczego w PRL aż kipiało od dowcipów politycznych, a obecnie obserwujemy ich uwiąd? 250 CHICHOT (Z) POLITYKA - Powód jest bardzo prosty. W okresie PRL opowiadanie dowcipów było dla wielu ludzi formą bardzo przyzwoitego działania. Istniało poczucie, że skoro nie działa się w opozycji, bo jest to ryzykowne, to chociaż należy dowcipkować, śmiać się z systemu. A ponieważ okazywało się to bezkarne, gdyż gdzieś od lat sześćdziesiątych nie było już procesów za wypowiedzi czy dowcipy, ludzie czuli się swobodnie opowiadając rozmaite dykteryjki. W tym wyładowywali swoją potrzebę opozycyjności, która - nawiasem mówiąc - u większości nie była ani za bardzo umotywowana, ani do końca uświadomiona. Natomiast w oficjalnej prasie cenzura co najwyżej przepuszczała jakieś aluzje. One tworzyły rzeczywistość dosyć surrealistyczną, chwilami dowcipną w tym tragikomicznym systemie. Wtedy było takie społeczne zapotrzebowanie. Dzisiaj, kiedy można pleść różne głupstwa, czasami nie wiadomo, co jest śmieszne, a co jest smutne. Rzeczywistość bywa chwilami niezwykle śmieszna, ale można ją opisywać prawdziwie, w sposób pełny. Dlatego trudno powiedzieć, czym w niepodległym państwie jest to, co w PRL byłoby dowcipem lub aluzją. - W ostatnich latach było jednak wiele - nie do końca wyjaśnionych - afer i skandali politycznych, a nie zaowocowało to serią udanych dowcipów. Dlaczego? - Myślę, że może być jeszcze jeden powód. Część elit politycznych czy inteligenckich, w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych wyżywała swoją aktywność w wymyślaniu dowcipów. Obecnie duża część tych elit sprawuje jakąś władzę, uczestniczy w niej, jest na wysokich stanowiskach różnego rodzaju, nie tylko w aparacie państwowym. Ci ludzie -jako elita - w tej chwili nie są zainteresowani upowszechnianiem politycznych dowcipów, które - przynajmniej w ich oczach - dyskredytują elitę polityczną. Jeśli więc kawały powstają, to raczej ludowo. Jest więc różnica zarówno w zapotrzebowaniu na dowcipy, jak i w tym, kto je tworzy. Adam Słomka, czyli słomka wychodzi z. butów 251 - Czy dyskredytujący kawał może być pomocny w walce politycznej? - Dowcip na pewno może spowodować obniżenie autorytetu polityka. "Polskie zoo" było taką klasyczną próbą działania politycznego. Człowiek, który to organizował i pisał teksty, był związany z Kancelarią Prezydenta. To, co się ukazywało co tydzień na ekranie, było potem analizowane przez sztaby polityczne i przez tysiące ludzi, mniej lub bardziej zorientowanych, jako element gry politycznej. To było dokładnie wymierzone w konkretnych ludzi, chodziło o lansowanie jednych i ośmieszanie drugich. Słowem, było to narzędzie działania politycznego. Podobnie "Kabarecik" Olgi Lipińskiej i szereg innych rzeczy. - Ale przecież politykom bardzo zależało, aby ich kukiełka pojawiła się w "Polskim zoo". - Kukiełka tak. Tylko niektórzy bardzo chcieli, żeby głos nie był skrzeczący i żeby to nie wyglądało jak czupiradło. - Czy o popularności polityka świadczy liczba opowiadanych o nim dowcipów? - To zależy. Są ludzie, których się imają dowcipy. Choćby Jacek Kuroń ze swoim termosem i zupkami. Są też ludzie bardzo poważni i stateczni, którzy nie wywołują dużej liczby dowcipów. Kawały są teraz ludowe, a nie inteligenckie. Jak nie ma prostych, ludowych skojarzeń związanych z danym człowiekiem, to tych dowcipów brakuje. Gdyby wymyślaniem dowcipów zajmowała się teraz inteligencja, byłoby jak w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych. - Mówi pan, że jedni są podatni na dowcipy, a inni nie. Czy z tej przyczyny było mnóstwo dowcipów o Lechu Wałęsie, a nie ma ich o Aleksandrze Kwaśniewskim? - Tak, właśnie. To jest zupełnie naturalne. Tak samo rzecz wygląda z Geremkiem i Kuroniem. - Podobały się panu dowcipy o Lechu Wałęsie? 252 CHICHOT (Z) POLITYKA - Były bardzo dobre. I co ciekawe, oddawały rzeczywistość, tak jak w czasach PRL. - Zna pan jakiś dowcip, który można by nazwać przebojem w Sejmie II kadencji? - Hit sezonu w Sejmie? Były jakieś dowcipy, ale tak naprędce trudno mi je sobie przypomnieć... Myślę, że tak naprawdę nie ma przeboju, przynajmniej dla mnie. Ja bardzo lubię dowcipy. Byłem kiedyś instruktorem harcerskim i zajmowałem się propagowaniem teatrzyków i przygotowywaniem skeczy. Muszę powiedzieć, że gdzieś od roku 1992 obserwuję zanik dowcipu politycznego na wysokim poziomie, który potrafiłby utrwalić się w pamięci. - Zycie polityka - w powszechnym odbiorze - jest raczej nudne. Ma pan czas i ochotę na opowiadanie dowcipów w gronie swych politycznych przyjaciół? - Opowiadamy sobie dowcipy, nawet na sali obrad. Powstają sytuacje, które samoistnie rodzą dowcipy. Często bywa, że ktoś się myli, a w ślad za tym idą żarty, dowcipne komentarze. Przypomnę choćby przypadek Hanny Suchockiej w czasie głosowania nad liberalizacją ustawy antyaborcyjnej. Głosowała przeciw, a z wydruku wynikało, że poparła nowelizację. Potem mówiła, że najwidoczniej interweniował diabeł. Takie sytuacje zdarzają się w Sejmie bardzo często. - Czy polscy politycy potrafią śmiać się z siebie samych? - Mniej więcej jedna czwarta posłów ma duże poczucie humoru i zachowuje dystans do siebie. - Pozostałe trzy czwarte to ponuracy? - Niestety, większość klasy politycznej wciąż jeszcze nie ma tego dystansu. Oni nie łapią, że można zupełnie spokojnie reagować śmiechem na sytuacje stresowe. - Korci pana czasami, żeby w poważnej debacie posłużyć się dowcipem? - Tak, oczywiście. Trzeba używać jakichś paraboli, porównań, takich politycznych "gadżetów". Adam Słomka, czyli słomka wychodzi z butów 253 - Rzucanie dowcipami jest - w pana przypadku - działaniem zamierzonym czy też olśnienie przychodzi nagle? - Czasami przychodzi niespodziewanie. Są politycy, którzy wymyślają żarty na siłę. Ja do nich nie należę. Uważam, że powinno to być naturalne. Tworzenie dowcipów na siłę jest sztucznością, którą z reguły widać, chyba że ktoś jest świetnym aktorem. Mało jest jednak dobrych aktorów w świecie polityki. - Podobno całe sztaby pracują nad tym, aby ich pryncypał mógł zabłysnąć w telewizji anegdotą, celną ripostą, dobrym dowcipem... - Jest jeden, znany mi sztab polityczny, który wymyśla różne koncepcje, ale nie sądzę, aby tworzył także dowcipy. Natomiast znam polityków, którzy wymyślają na siłę kawały i uważają, że nie można pójść na jakiś występ publiczny bez przygotowanych wcześniej śmiesznych wypowiedzi. Nie wydaje mi się jednak, aby uprawianie polityki polegało na siedzeniu godzinami w jakimś sztabie i głowieniu się, jak rozśmieszyć widzów. Dowcip musi być naturalny. - Kto w świecie polskiej polityki dostarcza najwięcej powodów do drwin? - Niestety, trzeba powiedzieć, że wszyscy równo. Nie jest tak, że ktoś jest bardziej predestynowany do żartów, a ktoś mniej. Każdy jest przecież tylko człowiekiem, zaś zabawne historie zdarzają się w każdym ugrupowaniu. I w SLD są ludzie przekomiczni, różni autorzy zabawnych tekstów piosenek, którzy czasami próbują się zachowywać poważnie, ale wygląda to groteskowo. W PSL też nie brak przezabawnych ludzi. Są w każdym ugrupowaniu. - Kiedy przegląda pan broszurę z PRL-owskimi dowcipami politycznymi - wydaną przez KPN w podziemiu - nie żal panu, że pożegnaliśmy się z błyskotliwym, inteligentnym dowcipem? 254 CHICHOT (Z) POLITYKA - To zamarło w Sejmie I kadencji, choć wówczas i tak było ciekawsze życie polityczne niż w Sejmie II kadencji. Był UPR, wiele śmiesznyukładów. Żal mi tego, ale myślę, że dowcip polityczny jeszcze się odrodzi w Sejmie ?? kadencji. Kiedy jest pluralistyczny parlament, a w nim więcej ludzi potrafiących zachować dystans wobec siebie, zaś mniej tych, którzy mają coś za uszami i nie potrafią się śmiać - to wówczas podnosi się poziom dowcipu politycznego. Jestem o tym przekonany. Warszawa, 6 grudnia 1996 * Adam Słomka - przewodniczący KPN-Obóz Patriotyczny, wiceprzewodniczący Akcji Wyborczej Solidarność, poseł AWS * Data urodzenia: 23 listopada 1964 * Miejsce urodzenia: Cieszyn, województwo bielskie * Znak Zodiaku: Strzelec * Zawód: dziennikarz * Wykształcenie: średnie ogólnokształcące * Kariera polityczna: działacz Konfederacji Polski Niepodległej (od 1981), członek władz centralnych KPN, szef Obszaru Śląskiego KPN (do 1991), radny Rady Miasta Katowice (1990-1994), poseł KPN I kadencji (1991-1993), wiceprzewodniczący Klubu Parlamentarnego KPN, przewodniczący sejmowej Komisji Kultury i Środków Przekazu (do sierpnia 1992), poseł KPN II kadencji (1993-1997), wiceprzewodniczący KP KPN, inicjator powołania KPN-Obóz Patriotyczny - w opozycji do lidera KPN Leszka Moczulskiego, jeden z czterech wiceprzewodniczących AWS. * Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 kandydował do Sejmu z listy AWS w Katowicach. Zdobył mandat, gromadząc 6 749 głosów. Pełni funkcję wiceprzewodniczącego sejmowej Komisji Integracji Europejskiej. Adam Słomka, czyli słomka wychodzi z butów 255 Dowcipy Adam Słomka zaistniał w kawałach po konflikcie, w jaki wszedł z liderem Konfederacji Polski Niepodległej, Leszkiem Moczulskim. W nielicznych dowcipach głównym motywem - z wykorzystaniem charakterystycznego nazwiska - był fakt, że Adam Słomka wypowiedział posłuszeństwo długoletniemu przewodniczącemu KPN i zdołał pociągnąć za sobą sporą grupę działaczy, z którymi stworzył partię KPN-Obóz Patriotyczny. To sprawiło, że dawni sprzymierzeńcy znaleźli się w ostrym konflikcie. Echo sporu odnajdujemy w kawałach: * - W jaki sposób Moczulski został wydmuchany z KPN? - Przez Słomkę. * - Kogo Moczulski nie chce widzieć w KPN? ~ Tych, którym Słomka z butów wychodzi. * - Dlaczego Moczulski pije napoje tylko ze szklanek? ~ Bo nienawidzi pić przez Słomkę. * - Co oznacza pomysł lustracji majątkowej? - Że wiele osób zostanie wydmuchanych przez Słomkę. 256 CHICHOT (Z) POLITYKA Franciszek Stefaniuk, czyli papier toaletowy i vice versa Gdybym chciał rozmawiać o meandrach polityki PSL, Franciszek Stefaniuk zapewne tłumaczyłby się brakiem czasu, bo sprawiał wrażenie bardzo zabieganego. Kiedy jednak usłyszał, że ma to być wywiad w sprawie kawałów politycznych, jego oblicze rozjaśniło się w jednej chwili. Na koniec rozmowy podarował mi nawet tomik swoich wierszy pod tytułem "Rytm ziemi - rytm serca", który - w pewnej mierze - jest odzwierciedleniem poczucia humoru obecnego wicemarszałka Sejmu. Znalazłem tam między innymi fraszkę pod tytułem "Kiełbasa wyborcza": "Ze wszystkich stron gminna wieść dla nas niesie, że przed wyborami się chłopu podniesie. Gdy do wyborów chłop pójdzie gromadnie, to po wyborach znów chłopu opadnie"... * - Czy poczucie humoru jest potrzebne w uprawianiu polityki? - Człowiek bez poczucia humoru to osoba, której czegoś brakuje. Nie da się funkcjonować w polityce bez poczucia humoru. Muszę tylko zastrzec, że ten dar nie polega na opowiadaniu niewybrednych kawałów, jak czasem błędnie się sądzi. Poczucie humoru to umiejętność wnoszenia odrobiny radości w każdym środowisku. Często podczas debat politycznych sytuacja staje się tak "dymna", że tylko żart może rozładować atmosferę. Jednym słowem - z humorem łatwiej żyć. Franciszek Stefaniuk, czyli papier toaletowy i vice versa 257 - Ponoć jest pan jednym z najweselszych polityków w PSL? - Uczciwie powiem, że poczucie humoru pomaga mi w życiu. Mam zresztą pewną tezę: człowiek, który się śmieje, jest daleki od zła. Skoro mam zdolności i możliwości rozweselania ludzi, dlaczego nie miałbym ich wprowadzać w dobry nastrój? Wiemy, że na rozładowanie stresów najlepszy jest śmiech. Jeżeli można sobie pozwolić na takie lekarstwo wobec własnej osoby i na zaaplikowanie takiego leku innym, dlaczego miałbym tego nie czynić? - Lubi pan opowiadać kawały polityczne? - Opowiadam takie, jakie znam. Wystrzegam się natomiast dowcipów, które brutalizują język. Staram się, aby mieściły się w granicach cenzury. - Słyszał pan ostatnio taki cenzuralny i zabawny zarazem dowcip polityczny? Nie ma ich przecież zbyt wiele... - No tak. To dziwna sytuacja, że w dawnym systemie było bardzo dużo kawałów politycznych. Obecnie wszyscy starają się być tacy serio. Czy to dobrze, czy źle? Jeśli kawał rozśmiesza, a nie krzywdzi, jest potrzebny. - Co się więc stało, że dowcip zanika? - Niech pan zwróci uwagę, jak my ganiamy. Nawet wywiadu udzielam panu w biegu. Nie ma czasu na uśmiech czy dowcip. Humor nie polega jednak wyłącznie na opowiadaniu dowcipów. Nawet "dzień dobry" można powiedzieć w taki sposób, że ktoś się uśmiechnie. - A może po prostu w polskim życiu publicznym mniej jest absurdów i dlatego kawalarze nie mają odpowiedniej pożywki? - Absurdalne zdarzenia obecnie rozgrywają się przy podniesionej kurtynie. Dawniej wszystko działo się za opuszczonej kurtyną. Ludzie opowiadali dowcipy, czasem wyolbrzymiali niektóre sprawy. Bywało tak, że ktoś opowiadał kawał, a inny brał to za informację. 258 CHICHOT (Z) POLITYKA - Jak pan reaguje na dowcipy opowiadane o politykach PSL? - Z wielką dozą radości. Choć czasem dowcip nie jest wcale dowcipem. Jeżeli ktoś próbuje pokazywać polityka jako człowieka niedorozwiniętego czy człowieka gorszej kategorii, wtedy przestaje to być śmieszne... - Jest taki kawał-zagadka: czym różni się papier toaletowy od prezesa PSL? Odpowiedź brzmi: papier się rozwija. Czy ten kawał przekracza dopuszczalną granicę. - Nie wiem, kto wymyślił ten dowcip, ale ja chcę do niego dodać: I vice versa! - Czy dowcipy polityczne tworzone są na zamówienie? Na pewno słyszał pan kawał-zagadkę: jak wybrać najgłupszego posła PSL? Odpowiedź: przez losowanie! Spotkałem się z sugestiami PSL-owców, że takie kawały powstają z inspiracji waszych rywali. - Ktoś tam próbował nam podrzucić taką rzecz. Powiem tak: w wielu innych klubach widzę rozgarniętych posłów, bardzo mocno rozgarniętych. Jak kupa śmieci! - Często odwzajemnia się pan takimi ripostami? - Szczerze mówiąc, ze mną nie próbują dowcipkować, bo wiedzą, że mam ostry język. Natomiast nie bywam napastliwy. - Znany jest pan z tego, że pisuje pan wiersze. Czy również o treści humorystycznej? - Zaczynałem od humorystycznych, ale przeszedłem na poważne. Im więcej człowiek ma obowiązków, tym staje się bardziej poważny. - Może pan zacytować jakąś z własnych fraszek, w której jest i dowcip, i polityka? - Kiedy byłem posłem X kadencji, napisałem taki wierszyk: "Minionej epoki model wiodący, to człowiek wierzący, lecz nie praktykujący. Dziś lepszy model na fali dryfuje, gdy ktoś niewierzący, a praktykuje". Franciszek Stefaniuk, czyli papier toaletowy i vice - Kto, pana zdaniem, jest największym wesołkiem w świecie polskiej polityki? - U nas nie brakuje ludzi, którzy mają poczucie humoru. Nie będę jednak oceniał innych. Powiem natomiast, że osobiście nie znoszę bufonady, wywyższania się. Przez pierwsze miesiące rozpoczynającej się kadencji jest zwykle najwięcej zabawy. Widać wtedy posłów, którzy po dwie godziny stoją przed lustrem i patrzą, jak wygląda prawdziwy poseł, nadymają się, pokazują legitymację każdemu, kto tylko się nawinie. A potem życie da takiemu posłowi w kość i szybko zapomni, że jest wielki. Przypomni sobie natomiast, że jest potrzebny. Mam takie obserwacje po trzech kadencjach spędzonych w Sejmie. Bycie posłem to naprawdę ciężka praca. Bez poczucia humoru trudno byłoby wytrzymać. - Jak jest naprawdę z poczuciem humoru Waldemara Pawlaka. Ma opinię człowieka, który nigdy się nie uśmiecha... - Jest człowiekiem, który bardzo skupia się na problemach i wtedy nie ma czasu na inne rzeczy. Znam go jednak osobiście. Bardzo lubi ludzi wesołych, dowcipnych. Serdecznie się śmieje z dobrych dowcipów. Potrafi ubawić się do łez. - Co pana śmieszy w polskiej polityce - poza nadętymi posłami? - Łatwiej powiedzieć, co mnie zasmuca: brak prawdy lub przekazywanie ludziom półprawd. To co mówię, nie pasuje pewnie do pana oczekiwań, ale powiem szczerze - człowiek, który ma poczucie humoru, nie jest na co dzień tylko humorystą. Jest z reguły bardzo wrażliwy, bardziej przeżywa emocjonalnie wzloty i upadki. - Aby rozmowy o dowcipie nie kończyć w tak minorowym nastroju, proponuję, aby opowiedział pan jakiś udany dowcip... - Nie chcę nikogo urazić, więc opowiem dowcip niewinny. Pędzi gazda do sąsiada z krzykiem: - Gazdo, pożyczcie ze dwa wiadra wody! Sąsiad pyta: - A co, studnia wam wyschła? 260 CHICHOT (Z) POLITYKA - Nie, ale teściowa wpadła do studni i tyle (gest pokazujący, że chodzi o parę centymetrów) jeszcze nad wodę wystaje. (śmiech) - A może opowie pan jakiś dowcip polityczny? - O politykach nie będę mówił, bo jeszcze ktoś się obrazi... Warszawa, 21 maja 1997 * Franciszek Stefaniuk - wicemarszałek Sejmu, poseł Polskiego Stronnictwa Ludowego, były wiceprezes PSL * Data urodzenia: 4 czerwca 1944 * Miejsce urodzenia: Drelów, województwo bialskopodlaskie * Znak Zodiaku: Bliźnięta * Zawód: rolnik, technik-ekonomista * Wykształcenie: średnie, absolwent Technikum Ekonomicznego w Międzyrzecu Podlaskim * Kariera polityczna: członek Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego (1963-1990), prezes Komitetu Gminnego ZSL w Drelowie (1982-1989), prezes Zarządu Wojewódzkiego Polskiego Stronnictwa Ludowego w Białej Podlaskiej (od 1990), wiceprezes Naczelnego Komitetu Wykonawczego PSL (do 1997). * Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 kandydował do Sejmu z listy PSL w Białej Podlaskiej. Zdobył mandat, gromadząc 9 779 głosów. Po wyborach utracił funkcję wiceprezesa PSL. Został wybrany na stanowisko jednego z czterech wicemarszałków Sejmu III kadencji. Dowcipy Nie udało mi się znaleźć kawałów opowiadających o Franciszku Stefaniuku. Jest natomiast trochę dowcipów na temat Franciszek Stefaniuk, czyli papier toaletowy i vice versa 261 stronnictwa, w którym działa wicemarszałek Sejmu. Oto przykłady: - Z jakiego powodu po wyborach zrobiło się tak fioleto-wo-biało w ławach poselskich? - Posłowie PSL przyszli w swoich "śliwkowych" garniturach i białych skarpetkach. * - Dlaczego o niektórych posłach PSL mówią ośmiornica? - Bo gdyby miał osiem rąk, to by głosował wszystkimi. (Aluzja do przypadku podwójnego głosowania stwierdzonego w Sejmie I kadencji) * - Dlaczego tak szybko drożeje mięso? - Jak chłopi dorwali się do władzy, to i inwentarz zaczął się bardziej cenić. * - Z jakim biurem turystycznym marszałek Struzik lubi najbardziej jeździć za granicę? - Z "Orbisem"? - Nie, z Senatem RP. (Aluzja do częstych podróży zagranicznych Adama Struzika w czasie gdy był marszałkiem Senatu) * - Dlaczego Struzik pojechał do Zimbabwe, choć miał też zaproszenie do Niemiec? - Bo w Zimbabwe jeszcze nie był... * Z oficjalnej podróży do Afryki wrócił poseł PSL. Kolega z partii pyta go: - l co tam ciekawego widziałeś? 262 CHICHOT (Z) POLITYKA - Zebrę widziałem - chwali się poseł. - A co to takiego? - To taki koń, tylko w paski. - I co jeszcze widziałeś? - Żyrafę. - A to co za cudo? - To też koń, tylko z długą szyją. - No i co jeszcze widziałeś. - Węża. - A ten wąż, to co to takiego? - Koń jak wygląda, wiesz? No to wąż nijak do konia niepodobny. * - Dlaczego telewizja ma zakaz filmowania butów PSL-owców? - Żeby nie było widać wystającej z nich słomy. * - Jak wybrać trzech najgłupszych posłów PSL? - Drogą losowania. * - Z czego najbardziej cieszą się PSL-owcy? - Że ludzie już nie pamiętają okropnych, przedwojennych kawałów o ludowcach. * - PSL jest jak arbuz, - Dlaczego? - Z wierzchu zielone, w środku czerwone. * Przychodzi baba do lekarza w koszulce z napisem PSL. Franciszek Stefaniuk, czyli papier toaletowy i vice versa 263 - Panie doktorze, na co jestem chora ? - Na stołek w nowym Sejmie. * Pytają PSL-owca kto wygra wybory. - Nasz przyszły koalicjant - odpowiada ludowiec. - A kto nim będzie? - A skąd ja mam to wiedzieć?! * - Dlaczego PSL-owcy są przeciwni aborcji? - Bo mają kłopot z płodami. * - Najtańsze biuro podróży? - Struzik-Senat-Travel. (Aluzja do podróży służbowych marszałka Senatu Adama Struzika) ?^- ? Z F ff S ?. ar n na & ^. n ~ r5 ? ? ¦? ? - *¦ ? o? n. (c)¦" ^ ?? ? O 9 * 5 ^ JJ _ "jp nj ? =< CL 3 ET CJ N ,ft ?S#af| ero o o o- 1-? CK •• " ? 5 *• S S 35 •* 4 85 3 8 5-? ? S n O ri ""* ? ? N O , 65 L ? ST i- 8 N <___ obie kio. 1 ? ? 7- a 1 H i-.. H & S- 3 (S' <3 Cl T3 L! ^ u> o S' *?' karyk; EJ n pełzaj stało, 264 CHICHOT (Z) POLITYKA Michał Strąk, czyli sztuka pełzania Od kiedy Michał Strąk przestał pełnić funkcję szefa Urzędu Rady Ministrów, z większą niż kiedyś ochotą udziela dziennikarzom wywiadów. Do tej rozmowy wręcz sam mnie zachęcił, gdy przypadkiem usłyszał w sejmowym korytarzu, że przygotowuję cykl wywiadów na temat satyry politycznej. Był to bodaj jedyny wypadek, kiedy w ogóle nie musiałem zabiegać o rozmowę... * - Podobają się panu dowcipy o PSL? - Zacznijmy może od tego, jak mi się podobają dowcipy o mnie. Bardzo mi się podobają. Kilku się dorobiłem! - To niech pan opowie któryś z nich! - Jest taki wierszyk, który ponoć napisał pan Jeremi Przybora. Wydrukowała to kiedyś "Polityka": "Strąk, jęk, Pęk, brzęk". Ale to było w czasach, kiedy byłem groźny. - To znaczy w czasie, gdy był pan szefem URM? - Tak. Teraz już groźny nie jestem. Jest na przykład dowcip o tym, jak zając i żółw jadą do Warszawy. Rozmawiają w pociągu i okazuje się, że obaj jadą do Strąka. Tłumaczą sobie nawzajem, jak dostać się do URM-u. Żółw tłumaczy: - Do ??, potem w prawo, będzie plac Trzech Krzyży, później po schodach na górę, do gabinetu. Kiedy wyszli z pociągu, zając podążył drogą wyznaczoną przez żółwia, zachodzi, a tam pod drzwiami czeka już żółw. Zając Michał Strąk, czyli sztuka pełzania 265 pyta więc: - Jak to się stało, że już jesteś? A żółw na to: _ Bo do Strąka idzie się pełzając. Trochę takich dowcipów było. Jeśli ktoś jest postacią wyrazistą, to staje się interesującym obiektem dla karykatury, dla dobrych zdjęć, no i dla dowcipów, oczywiście, jeżeli jest osobą, którą identyfikuje dostatecznie duża liczba osób w kraju. - Siebie uznaje pan za taką wyrazistą postać? - Myślę, że nią byłem. Teraz chyba już nie jestem. Nie ma o mnie obecnie dowcipów. Wyszedłem z pierwszej grupy polityków. - A zna pan kawał o tym, jak wybrać trzech najgłupszych posłów PSL? - Nie znam! - Odpowiedź brzmi: "Przez losowanie"! - Tego typu dowcipów nie szanuję, bo one nie mają na celu być śmiesznymi, lecz ich zadaniem jest wyłącznie zdyskredytowanie kogoś. Tego typu dowcip jest już elementem walki politycznej. - Kawał jest narzędziem takiej walki? - Może być i bywa nim. Mój stosunek do kawału, który pan przytoczył jest niechętny. Nie popieram takiej satyry. To jest - mniej więcej - operacja tego samego rzędu, co rzucanie jajami, choć mniej dotkliwa dla garnituru. - Gdzie powstają kawały budzące pana sprzeciw? W jakich kręgach? - Autorów trzeba by szukać w tych środowiskach i salonach, które strasznie cierpią z powodu siły i pozycji PSL. Kawały powstają w różnych okolicznościach, czasem bardzo śmiesznych. Ja na przykład jestem autorem dowcipu na temat różnicy pomiędzy Pawlakiem i Kwaśniewskim. Tańczyłem kiedyś upojne tango z żoną mojego asystenta na jakimś balu. To było w szczytowym okresie walki między tymi politykami. I partnerka w tańcu zapytała mnie, czym się różni Pawlak od Kwaśniewskiego. Nie bardzo wiedzia- 266 CHICHOT (Z) POLITYKA łem, jak odpowiedzieć. W końcu mówię tak: - Kwaśniewski to jest sprinter, ma szybki start, refleks, błyskotliwość, a Pawlak to długodystansowiec, ze skłonnością do maratonu, a jego główną zaletą jest wytrzymałość. Na co pani Ania stwierdziła: - No wie pan, Anastazja P. napisała o Kwaśniewskim to samo... W ten właśnie sposób powstaje dowcip. To są zwykle zdarzenia o charakterze, w dużym stopniu, sytuacyjnym, jeżeli - oczywiście - kawały nie mają być intencjonalnie złośliwe. W tym co powiedziałem o obu wybitnych polskich politykach żadnej złośliwości nie było. Próbowałem jedynie syntetycznie scharakteryzować ich sylwetki. Zresztą później okazało się, że Kwaśniewski rzeczywiście był sprinterem. Z kolei Pawlak jest długodystansowcem, bo jednorazowo potrafi przejechać na rowerze 80 kilometrów. Można by snuć rozważania, jak rodzaj uprawianej dyscypliny sportu wpływa na osobowość. - Podobały się panu dowcipy o Waldemarze Pawlaku? Albo te, które w swoim czasie opowiadano o Lechu Wałęsie? - Było w nich za mało błyskotliwości, a za dużo złośliwości. Nie interesują mnie kawały tego typu. W zamian mogę panu opowiedzieć jeszcze jeden dowcip o sobie. Otóż na przedstawieniu "Mazepy" siedzi para. W pewnej chwili pan mówi do pani: - Szkoda, że nie ma Strąka, bo by Wojewodę wyrzucił! (śmiech) - Jak pan ocenia obecny poziom dowcipu politycznego? - Nie oceniałem tego nigdy. Znam łudzi, którzy w tej konkurencji są znakomici. Pan minister Stanisław Żelichowski jest na przykład klasykiem dowcipu, potrafi na każdą okazję sypać dowcipami. Zawsze są to aktualne kawały, odnoszące się do danej sytuacji. Ale ogólnej oceny dowcipu nie mam, nie porafię się do tego odnieść. Jest zasada: dobry dowcip łatwo zapamiętać, a kiepski po prostu przepływa. Michał Strąk, czyli sztuka pełzania 267 - Dlaczego obecnie jest tak mało kawałów politycznych, a w okresie PRL było ich mnóstwo? - W okresie PRL stały naprzeciw siebie dwie klarowne strony, odmienne zarówno pod względem politycznym, jak i kulturowym. Gdyby rozpatrywać to na gruncie socjologii kultury, można by powiedzieć, że zmiana ustrojowa w ogóle doprowadziła do zaniku wybitnej twórczości. Ta nowa rzeczywistość jest za słabo ustrukturalizowana. Ona nie ma zdecydowanych pozytywnych i negatywnych bohaterów, tak jak w latach PRL, i w związku z tym nie daje się łatwo opisywać. W latach sześćdziesiątych, kiedy jeszcze byłem studentem, słynny był utwór satyryczny Janusza Szpotańskie-go "Cisi i gęgacze", ośmieszający ówczesne władze. Mógł on jednak powstać tylko w warunkach bardzo ustrukturalizowa-nego establishmentu politycznego, w którym każde nazwisko było nosicielem jakiejś wartości. O tym dawało się pisać. Oficjalna literatura musiała to traktować w sposób bardzo hagiograficzny, natomiast literatura podziemna, czyli drugi obieg lat sześćdziesiątych, mogła sobie na establishmencie używać do woli. Upadek PRL, z punktu widzenia socjologii kultury, jest pewną stratą, ponieważ znikły atrakcyjne tematy do prześmiewania. Niech pan zauważy, co się stało z panem Janem Pietrzakiem, który z wesołka-barda przekształcił się w karykaturę polityka. To co on zrobił ze sobą w kampanii prezydenckiej w ogóle nie było dowcipne. Gdyby rozegrał to w kategoriach kawału politycznego, być może zebrałby trochę głosów, ale ponieważ swoją kandydaturę potraktował z całą powagą, zupełnie przestał bawić. - Będąc z zawodu socjologiem kultury, zjawisko zaniku dowcipu politycznego zinterpretował pan - czemu trudno się dziwić - w ujęciu socjologicznym. Inni politycy twierdzą, że przesądziła praktyka codziennego życia Polaków. Mówią tak: w PRL było więcej absurdów, zaś ludzie mieli więcej czasu. Dziś życie znormalniało, 268 CHICHOT (Z) POLITYKA natomiast każdy jest skoncentrowany na zarabianiu, wyścigu z czasem. - Ja spojrzałbym na to z innej strony. Poziom dochodów, jaki osiąga statystyczny Polak, prowadzi do uwiądu życia towarzyskiego. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych ludzie stali w kolejkach po wędlinę, żeby zorganizować imieniny. Uroczystości rodzinno-to-warzyskie sprzyjały wymyślaniu i kolportowaniu dowcipów. Dziś tego już nie ma, a przynajmniej nie w takiej skali. Zanika także kabaret, który swój szczytowy okres miał w latach PRL. Teraz przeszliśmy na widowiska masowe, czyli zadziałał mechanizm rynkowy. Dowcip tymczasem związany jest z tak zwanym pierwszym układem kultury, to znaczy z tym, co jest bezpośrednim kontaktem ludzi. Kawał rodzi się w tym kręgu. Najlepszym wytworom kultury bezpośrednich kontaktów międzyludzkich nadawano potem szerszy zasięg oddziaływania w kabarecie, czego dziś już nie obserwujemy. Tak więc można powiedzieć, że w Polsce wiele zmieniło się na lepsze, ale w niektórych dziedzinach cofnęliśmy się. - Z czego w dzisiejszej Polsce można i należy się śmiać? - W nowym Sejmie podaż dowcipu na pewno wzrośnie. Niech pan zauważy, że trzy kolejne rządy koalicji SLD-PSL w II kadencji parlamentu były coraz gorsze od strony widowiskowej. Rząd Waldemara Pawlaka, w którym ja zasiadałem, na pewno był najbardziej widowiskowy. Gabinet Józefa Oleksego już mniej, a rząd Włodzimierza Cimoszewicza zupełnie stracił na widowiskowości. - Co pan ma na myśli mówiąc o "widowiskowości" rządu? - Chodzi o to, że łamaliśmy pewne schematy, wchodziliśmy z nową polityką. To że ja byłem obiektem dowcipów, Michał Strąk, czyli sztuka pełzania 269 wiązało się z konkretną akcją polityczną, którą wykonywałem. Poza tym zaistniał pewien szok, bo nagle, nie wiadomo skąd, wyskoczył Strąk z sugestią, że jest najważniejszym ministrem. Był szok personalny, na który teraz nie ma miejsca, bo do wszystkich już się przyzwyczailiśmy. Leszek Miller przestał kogokolwiek szokować. To, że mianował 49 dyrektorów generalnych w urzędach wojewódzkich, straciło już posmak zdarzenia, które mogłoby stać się kanwą dla kawałów. W parlamencie III kadencji na pewno dowcip polityczny znów się pojawi, bo będzie znowu wiele niespodzianek i zaskoczeń. - Z kogo lub czego nie należy się śmiać? - Wszystko zależy od tego, jaki charakter ma dowcip. Ja na przykład bardzo lubię grać w ping-ponga, a przy tym mam taką przywarę, że podczas gry wypinam język. W czasie turnieju zorganizowanego przez panią Anetę Kręglicką, kiedy namiętnie grałem w ping-ponga, zrobiono mi jedno z najlepszych zdjęć, właśnie w momencie, gdy wywalam język. Ukazało się ono potem w niedzielnym wydaniu "Życia Warszawy". Innym razem, w czasie ślubowania u prezydenta Wałęsy, zgubiłem akt powołania. Uchwycił to fotoreporter, któremu gratulowałem później doskonałego refleksu. Tego typu żarty uważam za coś znakomitego. Natomiast gdyby dowcip polegał na montowaniu zdarzenia, którego nie było, mielibyśmy do czynienia z niedopuszczalną manipulacją. Myślę więc, że każda osoba może być obiektem dowcipu, ale zadaniem kawału nie powinno być zdyskredytowanie tej osoby. - Jest pan entuzjastą ping-ponga. Grywał pan może z prezydentem Lechem Wałęsą, który też uwielbia tenis stołowy? - Nie miałem okazji. Grałem natomiast z mistrzem Leszkiem Kucharskim. Mój sukces polegał na tym, że piłka 270 CHICHOT (Z) POLITYKA ponad 20 razy przeszła nad siatką w obie strony. Potem dopiero uświadomiłem sobie, że zawodnik tej miary co Kucharski potrafi dostosować się do każdego rywala. - Pytając o ping-ponga z Lechem Wałęsą miałem co innego na myśli. To mianowicie, czy politycy wykorzystują towarzyskie spotkania do opowiadania kawałów. - Zdecydowanie tak! Z moich obserwacji wynika, że im bardziej poważne posiedzenie, tym w większej cenie jest osoba, która potrafi dowcipem rozminować sytuację. - Kto, poza Stanisławem Żelichowskim, którego już pan wspomniał, zalicza się do pierwszej ligi polity-ków-kawalarzy? - Myślę, że Leszek Miller ma takie umiejętności. Z tym, że on to wykorzystuje w telewizji, co wygląda trochę na socjotechnikę. Nie jest to naganne, ale ludzie raczej widzą, że on gra. Jeżeli miałbym mu radzić, nie zalecałbym stosowania tej socjotechniki. Pani Barbara Blida bywa autorką dowcipów sytuacyjnych. Mimo że jest kobietą, potrafi rzucić mięsem, ponieważ była dyrektorem przedsiębiorstwa budowlanego, gdzie takie rzeczy nie należą do rzadkości. Kiedyś w związku z aferą, nazywaną dziś potocznie "obiadem drawskim", Waldemar Pawlak odpowiadał w Sejmie na pytania w tej sprawie. Siedzieliśmy w ławach rządowych i nagle pani Blida mówi do nas: - A ja bym tych wszystkich generałów... I tu padło słowo dosadne, którego nie powtórzę bez zgody pani Blidy, (śmiech) - To jednak wspomnienia sprzed paru lat. Czy możemy spuentować tę rozmowę jakimś bieżącym kawałem politycznym? - Niestety, nie przypominam sobie nic świeżego. - Czy zatem potwierdza to moją tezę, że dowcip polityczny zamiera? - To może potwierdzać pańską tezę, jeżeli przyjmiemy, że znaleźliśmy się w takiej fazie. Natomiast ja przewiduję, że w ? Michał Strąk, czyli sztuka pełzania 271 kadencji parlamentu jeszcze się pośmiejemy. Musi się tylko zrobić ruch. Warszawa, 20 maja 1997 * Michał Strąk - polityk PSL, członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji * Data urodzenia: 14 listopada 1944 * Miejsce urodzenia: Korytnica, województwo siedleckie * Znak Zodiaku: Skorpion * Zawód: polonista, socjolog kultury, politolog, dziennikarz * Wykształcenie: wyższe, Wydział Filologii Polskiej Uniwersytetu Warszawskiego, doktor nauk politycznych * Kariera polityczna: członek ZSL (od 1971), a następnie PSL (od 1990), dyrektor gabinetu ministra stanu w Kancelarii Prezydenta Wojciecha Jaruzelskiego (od grudnia 1989) i prezydenta Lecha Wałęsy (do maja 1991), doradca przewodniczącego Klubu Parlamentarnego PSL, Waldemara Pawlaka (od grudnia 1991), członek Rady Naczelnej PSL (od 1992), zastępca sekretarza NKW PSL, poseł PSL w latach 1993-1997, szef Urzędu Rady Ministrów w rządzie Waldemara Pawlaka (1993-1995), członek Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji (od 1995), członek Rady Służby Cywilnej (od 1996). * Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 roku kandydował do Sejmu z listy PSL w Siedlcach. Zebrał 4 858 głosów, co nie dało mu mandatu poselskiego. Pozostaje członkiem Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji. Dowcipy Michał Strąk w wywiadzie opowiedział kawały na swój temat, ale innych w obiegu nie znalazłem, poza tym jednym: 272 CHICHOT (Z) POLITYKA * - Waldemar Pawlak zmienia nazwę programu "Polskie zoo ". Ma się nazywać " Polski warzywniak". W roli głównej obsadził Strąka. Powstało także trochę kawałów na temat koalicji SLD-PSL, której jednym z głównych gwarantów, w okresie gdy pełnił funkcję szefa URM, był Michał Strąk. Oto niektóre z dowcipów: * - Co powstanie z koalicji SLD-PSL? - Czerwonolistna koniczynka. * - Co przypomina koalicyjny rząd SLD-PSL pod kierownictwem Pawlaka? - Arbuz. - ??? - Z wierzchu zielony, w środku czerwony. * - W PRL symbolem władzy był sierp i młot. A teraz? - Młot z cepem. Adam Strzembosz, czyli posada u Bieruta Miałem obawy, że Adam Strzembosz, piastując nobliwy ze swej natury urząd I prezesa Sądu Najwyższego, nie zechce rozmawiać o niepoważnych kawałach politycznych. Tymczasem chętnie podjął ten temat. Ba, w trakcie rozmowy z dużym rozbawieniem przypominał sobie dowcipy polityczne, jakie opowiadano w PRL w latach pięćdziesiątych... * - Czy opowiadanie ostrych dowcipów politycznych - z prawnego punktu widzenia - grozi odpowiedzialnością karną? - Teraz oczywiście nie, ale w PRL takich spraw były tysiące. Wtedy opowiadano nawet żart na ten temat: Ile kosztuje dobry kawał? Taki przeciętny - rok. Lepszy - dwa lata. A najlepszy - pięć lat. Taka była cena opowiadania dowcipów politycznych. Oczywiście, nie wyglądało to tak jak w Związku Radzieckim, gdzie sytuację ilustrował inny dowcip: Ktoś pokazuje łagier pełen skazańców i mówi: - Patrzcie, tu siedzą dowcipnisie! Takich rozmiarów w Polsce to nie przyjęło, ale też zdarzały się sytuacje dramatyczne. W czasie aplikacji, w 1956 roku, uczestniczyłem w sprawie rehabilitacyjnej. Ktoś dostał dwa lata więzienia - i odsiedział ten wyrok - za to, że napisał śmieszny artykulik Kury strajkują. Ogłosił to na "błyskawicy", czyli 274 CHICHOT (Z) POLITYKA specjalnej tablicy, na której w zakładach - wywieszano różne komunikaty. Żarcik był zupełnie niewinny: kury strajkują, bo czegoś im brakuje, ale autora kosztował dwa lata więzienia... Rozpowszechnianie takich dykteryjek kwalifikowano jako czynności przygotowawcze do obalenia ustroju. W takich wypadkach, może pan to sprawdzić, kwalifikacja prawna była bardzo surowa. Poza tym bardzo często opowiadanie dowcipów traktowano jako rozpowszechnianie nieprawdziwych wiadomości, za co też ludzi konsekwentnie ścigano. W "małym kodeksie karnym" był odpowiedni artykuł 22, który potem przeszedł do artykułu 271 kodeksu karnego z 1969 roku, przewidujący kary za upowszechnienie fałszywych wiadomości. Człowiek opowiadał kawał, przypisując w nim komuś jakieś cechy czy wypowiedzi - i dowiadywał się, że jest to bezprawne sianie kłamstw. - Kary więzienia za dowcipy przewidywał tylko "mały kodeks karny" w początkach PRL, czy też stan taki utrzymywał się dłużej? - Trudno mi powiedzieć jednoznacznie. Myślę, że rozpowszechnianie różnych dowcipów było karane także po 1969 roku. Zresztą wyrażanie poglądów było też kwalifikowane jako rozpowszechnianie faktów, co było nadużyciem prawa. Ale wtedy takie naciąganie przepisów nie nastręczało specjalnych trudności. I. ludzie odsiadywali wyroki. - Dziś wręcz nie chce się wierzyć, że tysiące osób więziono za opowiadanie niewinnych kawałów politycznych... - Ależ tak było naprawdę! Ludzie szli do więzienia i tam "kiblowali" swoje: rok, dwa czy ile tam. - Podobno peerelowskie służby przygotowywały dowcipy polityczne po to, aby wykorzystywać je w walce politycznej... Adam Strzembosz, czyli posada u Bieruta 275 - Oczywiście, takie dowcipy miały zastosowanie nawet w rozgrywkach wewnętrznych. Był taki kawał o Ochabie W czasie zwiedzania Wilanowa, czy innego pałacu, Ochab zatrzymuje się i pyta: - Co to jest? - To są meble hebanowe. - Cheba nowe? Nie, cheba stare! Otóż ten żart opowiadano kilka miesięcy przed utrąceniem Ochaba. Myślę, że dowcip wymyślono, aby przygotować grunt do usunięcia tego człowieka. Poza tym cały szereg pomówień drukowano w rozmaitych pismach, które były produkowane w MSW, a nie w opozycji. Widziałem pięknie przygotowaną ulotkę na świetnym papierze, według której pan Wiesław Chrzanowski i Jan Olszewski byli głównymi mafiosami związanymi z masonerią - im podlegał Geremek i inni masoni niższej rangi. To było przygotowane w MSW - po analizie tego tekstu nie było co do tego wątpliwości. - Istniała cała seria mało wybrednych dowcipów o Lechu Wałęsie, jeszcze w czasie, gdy był przewodniczącym "Solidarności", a nie prezydentem RP. Czy to też był "produkt" służby bezpieczeństwa? - Bardzo możliwe, mnie trudno to powiedzieć. Kiedy kandydowałem na prezydenta, rozpowszechniano opowieść, że pracowałem w dziale ułaskawień kancelarii prezydenta Bieruta. Dlaczego to było interesujące? Bierut przestał być prezydentem w 1952 roku. Ja wtedy miałem niecałe 22 lata i studiowałem na Uniwersytecie Jagiellońskim. Moim zdaniem, ta informacja została przygotowana w specjalnym celu, bo stwierdzenie, że pracowałem przy ułaskawieniach tak konkretyzowało ten zarzut, że czyniło go niezwykle prawdopodobnym. Nie przypuszczam, żeby ktoś mógł to sobie, ot tak, wymyślić. - Czy łatwo wytyczyć granicę pomiędzy dowcipem a zniesławieniem? - Tu powinien decydować rozsądek sędziego. Tam gdzie w dowcipie zawarta jest pewna krytyka, ocenia się to na 276 CHICHOT (Z) POLITYKA zasadach ogólnych. To znaczy, jeżeli opowiadający kawał nie czyni tego w taki sposób, aby kogoś poniżyć w opinii publicznej czy uniemożliwić mu wykonywanie zawodu - nie ma powodu, by z tego robić sprawę. Ale gdyby ktoś - powiedzmy - rozpowiadał, że dana osoba była agentem STASI, i twierdził, że to jest dowcip, wtedy nie można by tego tak potraktować. - A jak należy kwalifikować dowcipy odwołujące się do czyichś ułomności? Czy one mogą być podstawą do wytoczenia procesu? - Dowcip też powinien mieć granice. Jeżeli żart jest niezwykle bolesny, na przykład gdy ktoś wyśmiewa się z garbusa, to trudno uznać to za dowcip. To jest po prostu okrutne. Tak samo delikatne są sprawy intymne, rodzinne. Natomiast trzeba mieć dystans do samego siebie. Każdy polityk musi się liczyć z tym, że będą karykatury, dowcipy, że będzie się wyolbrzymiać pewne jego ułomności. Polityk musi przyjąć to za dobrą monetę. Pewnie niejeden nawet tego chce, bo lepiej żeby ludzie mówili o nim źle, niż nie mówili wcale. - Słyszał pan dowcipy o sobie? - Widziałem jakieś karykatury, próby zniesławiające podejmował pan Urban, ale dla mnie nie jest to partner, z którym mógłbym dyskutować. Takich dowcipów, które by mnie rozśmieszyły - nie spotkałem. - Czy w ogóle bawią pana dowcipy polityczne? - Bawią mnie, jeżeli są dobre. Teraz jest chyba pewna atrofia tych dowcipów. W czasie okupacji, czy nawet w okresie stalinizmu, krążyło ich o wiele więcej niż obecnie. - Gdzie leży przyczyna zamierania dowcipu politycznego? - Trudno powiedzieć. Nie dysponuję możliwością analizy tej sytuacji. Może w warunkach terroru dowcip lepiej się Adam Strzembosz, czyli posada u Bieruta 277 rozpowszechnia, ma jakiś szczególny walor, ośmiesza i jednocześnie rtałaeowuje_riapię'cie? Gdy ludzie bardzo się boją, śmiećhpomniejsza zagrożenie, zwłaszcza gdy dotyczy tego, ktoj zagraża. - Czy słyszał pan ostatnio kawał polityczny? - Rzecz w tym, że nie słyszałem. Może nawet dotarł do mnie jakiś, ale nie utkwił mi w pamięci. Może to wynikać zarówno ze sklerozy, jak i z faktu, że tych dowcipów jest po prostu mało. Szczecin, 29 czerwca 1996 * Adam Strzembosz - I prezes Sądu Najwyższego * Data urodzenia: 11 września 1930 * Miejsce urodzenia: Warszawa * Znak Zodiaku: Panna * Zawód: prawnik * Wykształcenie: wyższe, absolwent wydziałów prawa Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie i Uniwersytetu Warszawskiego, prof. nadzw. dr hab. nauk prawnych, specjalista w dziedzinie prawa karnego i kryminologii * Kariera polityczna: bezpartyjny, w latach 1980-1981 przewodniczący Komisji Zakładowej NSZZ "Solidarność" w Ministerstwie Sprawiedliwości, członek Zarządu Regionu Mazowsze NSZZ "S", współprzewodniczący Krajowej Komisji Rewizyjnej, członek prezydium Krajowej Komisji Koordynacyjnej Pracowników Wymiaru Sprawiedliwości NSZZ "S", przewodniczący Komisji Prawa i Wymiaru Sprawiedliwości w Komitecie Obywatelskim przy Lechu Wałęsie (od 1988), uczestnik obrad "okrągłego stołu" (1989), podsekretarz stanu w Ministerstwie Sprawiedliwości, I zastępca ministra sprawiedliwości (1989-1990), 1 prezes Sądu Najwyższego (od 1990), przewodniczący Trybunału Stanu, kandydat na prezydenta 278 CHICHOT (Z) POLITYKA w roku 1995 - zrezygnował z udział w wyborach przed zarejestrowaniem swej kandydatury w Państwowej Komisji Wyborczej. * Z ostatnich miesięcy... - bez zmian. Dowcipy Ponieważ Adam Strzembosz, jako I prezes Sądu Najwyższego, nie bierze udziału w bieżącej polityce, w obiegu nie ma kawałów na jego temat. Hanna Suchocka, czyli jedyny facet w rządzie Propozycja rozmowy na temat dowcipu politycznego, wbrew moim oczekiwaniom, wprawiła Hannę Suchocką w dobry nastrój. Na pytania w tej kwestii odpowiadała z większą ochotą i swobodą niż na te, które tego samego dnia zadawałem jej w imieniu "Głosu Wielkopolskiego", interesując się bieżącą polityką, zwłaszcza zaś ewentualnymi sojuszami powyborczymi Unii Wolności. * - Ile zna pani kawałów na swój temat? - Mam bardzo słabą pamięć do dowcipów - szybko je zapominam. Prawdę mówiąc, nie jestem nawet pewna, czy w ogóle słyszałam jakiś kawał o sobie. Może w ogóle ich nie było? - Były, były! Mam ich zebranych prawie 20. - Tak? Naprawdę? Niemożliwe! Ja ich nie znam. - Większość pochodzi z czasu, gdy była pani premierem. - No tak, to zrozumiałe. - Nie docierały wówczas do pani? - Być może docierały, ale w nawale pracy umykały mi z pamięci. Muszę się przyznać, że nie tylko nie mam pamięci do dowcipów, lecz także nie potrafię ich opowiadać. 280 CHICHOT (Z) POLITYKA - Jak by się pani czuła, gdyby w kinie czy w pociągu, ktoś - nie rozpoznawszy pani - opowiadał dowcipy o Suchockiej? - To byłoby miłe. Dowcip jest rzeczą sympatyczną. Nie znoszę natomiast inwektyw. Kto je zresztą lubi? Niestety, częściej docierają do mnie inwektywy i próby szkalowania, często niesmaczne. Dowcip jest zupełnie czymś innym. - Gdy została pani premierem, w dowcipach stawiano pytanie: Jak się nazywa jedyny prawdziwy mężczyzna w polskim rządzie? Odpowiedź brzmiała - Hanna Su- cka. Podoba się pani ten kawał? Aha! (śmiech) No cóż, nie ma w nim nic złego. Były kie anegdoty, teraz sobie przypominam. Kiedy objęłam urząd premiera w lipcu, była straszna susza, wysychały uprawy, płonęły lasy. I wtedy w Warszawie na murach pojawiły się napisy: Zamienić Suchocką na Moczulskiego (śmiech). - Pytano także: kto jest jedyną osobą nie obrzezaną w polskim rządzie? I oczywiście odpowiadano, że pani. Czy ten kawał też wydaje się pani zabawny? - To już jest dowcip na pograniczu dobrego smaku. - Czy pani zdaniem istnieje w dowcipie sfera tabu? Albo czy są postaci, z których nie należy się naśmiewać? - Uważam, że nie, choć nie biorę tutaj pod uwagę dowcipów wulgarnych, niesmacznych, ordynarnych. One mnie nie śmieszą - to jest kategoria poza nawiasem. Natomiast istnieje wiele dowcipów, czasem nawet złośliwych, które są pozbawione wulgarności, a przez to nie budzą sprzeciwu. Żadna osoba pełniąca funkcję publiczną nie może być wyłączona z dowcipu. Absolutnie! - Jak pani ocenia poziom polskiego dowcipu politycznego? - Ostatnio słyszę bardzo mało tych dowcipów. Może to się bierze stąd, że jest ich mniej? A może ja rzadziej uczestniczę Hanna Suchocka, czyli jedyny facet w rządzie 281 w życiu towarzyskim? Całkiem zresztą możliwe, że codzienne życie przerasta dowcip. Często bawią mnie sytuacje, które tak naprawdę wcale nie są dowcipami, choć mogłyby nimi być. Tak się dzieje niejednokrotnie w Sejmie, w kuluarach. - W czym upatruje pani przyczyny zamierania dowcipu politycznego? Sama pani podkreśla, że absurdów i komicznych sytuacji w życiu publicznym III RP nie brakuje. Tymczasem kawałów politycznych jest znacznie mniej niż w latach PRL... - Nie uważa pan, że w czasach PRL dowcip był swoistą formą przetrwania społeczeństwa pozbawionego wolności prasy? W kawałach uwidaczniała się reakcja na cenzurę, brak swobody wypowiedzi. Dowcipy polityczne miały wówczas szczególną "atmosferkę". Ludzie opowiadający je czuli, że znajdują się w wolnym świecie, że istnieje coś poza oficjalną propagandą. W kawałach postaci opisywane w cenzurowanej prasie były strącane z postumentu. W wolnym świecie dbają o to media, a nie opowiadacze kawałów. Prasa pisze o życiu prywatnym polityków, o ich wadach czy potknięciach - i tym samym dowcip w jakimś sensie przestaje być elementem wolności. - Czy dowcip jest potrzebny w uprawianiu polityki, i w ogóle w życiu publicznym? - Jest bardzo potrzebny. Znacznie lepiej pracuje się z ludźmi, którzy mają poczucie humoru. Istnieje tylko jeden warunek - dowcip nie powinien przekraczać granicy dobrego smaku, a to dla wielu osób jest dość trudne. - Jak pani ocenia poczucie humoru polskich polityków, ludzi z którymi przyszło pani pracować? - Różnie to wygląda. Poczucie humoru jest bardzo indywidualną sprawą. Czasem mam wrażenie, że niektórzy są za bardzo przewrażliwieni na swoim własnym punkcie. Znam osoby, które chętnie dowcipkują, opowiadają kawały, żartują z innych, ale nie pozwolą tknąć siebie. A miarą 282 CHICHOT (Z) POLITYKA poczucia humoru jest to, czy człowiek potrafi się śmiać z siebie samego. Z tym nasi politycy miewają kłopoty. - Jak na tym tle widzi pani swoją osobę? - Trudno mi oceniać samą siebie. Mogę jednak powiedzieć, że zawsze kiedy znajdowałam w gazecie swojkaryka-turę, bawiło mnie to. - Czy kobieta w polskiej polityce - "zjawisko" w sumie dość rzadkie - jest narażona na dowcipkowanie bardziej niż mężczyźni? - Być może pisze się o kobietach częściej i więcej. Przypuszczam jednak, że dowcipów o paniach uprawiających politykę nie ma w Polsce więcej niż w innych krajach. r-/ Poznań, 3 kwietnia 1997 * Hanna Suchocka - minister sprawiedliwości, poseł Unii Wolności, była premier RP * Data urodzenia: 3 kwietnia 1946 * Miejsce urodzenia: Pleszew, województwo kaliskie * Znak Zodiaku: Baran * Zawód: prawnik * Wykształcenie: wyższe, Wydział Prawa Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, dr nauk prawnych * Kariera polityczna: członkini Stronnictwa Demokratycznego (1969-1984, wykluczona za przeciwstawienie się dekretowi o stanie wojennym i ordynacji wyborczej utrzymującej monopol list PZPR), posłanka na Sejm VIII kadencji (1980-1984) oraz kolejno I, II i III kadencji, członkini NSZZ "Solidarność" (od 1980), członkini Unii Demokratycznej (od 1991), wiceprzewodnicząca Zgromadzenia Parlamentarnego Rady Europy (1992), przewodnicząca polskiej delegacji do ZP RE, pierwsza w historii Polski kobieta-premier (1992-1993), członkini Prezy- Hanna Suchocka, czyli jedyny facet w rządzie 283 dium Rady Krajowej Unii Wolności (od 1994), przewodnicząca Rady Samorządowej UW (od 1997). * Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 roku kandydowała do Sejmu z listy Unii Wolności w Poznaniu. Zdobyła mandat, gromadząc 62 806 głosów (w 1993 roku - 108 872). W rządzie Jerzego Buzka - z ramienia UW - otrzymała funkcję ministra sprawiedliwości. Wybrane dowcipy o Hannie Suchockiej Opinia publiczna poznała bliżej Hannę Suchocką, gdy - jako pierwsza kobieta w dziejach Polski - w 1992 roku została premierem. Dowcipy, które wówczas zaczęły powstawać, wskazywały na tę wyjątkową pozycję Hanny Suchockiej w polskiej polityce. Siłą rzeczy pojawił się też w kawałach motyw podobieństwa do premier Wielkiej Brytanii, Margaret Thatcher. * - Co było ostatnio największym wydarzeniem w Polsce ? - To, że kobieta została premierem. - Kiedy można by mówić o większej sensacji? - Gdyby premier został kobietą. * - Po co mężczyźni wybrali na premiera kobietę? - Żeby zrobiła porządki. * - Jak nazywa się jedyny prawdziwy mężczyzna w rządzie? - Hanna Suchocka. 284 CHICHOT (Z) POLITYKA * Żona Wałęsy jest bardzo zazdrosna o inne kobiety. - Do kogo dzwonisz - pyta zirytowana. - Do Suchockiej. - A, to dzwoń - uspokaja się pani Danuta. * Wałęsa na boku do Suchockiej: - Z panią tego walca mógłbym tańczyć do rana... - / myśli pan, że wtedgjjgby się pan nauczył? - W siedzibie rządu ma powstać gabinet odnowy biologicznej i sauna. - Niemożliwe. Suchocka nie dopuści do takich zbytków, kiedy budżet jest tak napięty. - Dopuści! Masażyści będą bardzo przystojni... * - Dlaczego w Polsce nigdy nie będzie dobrze? - Bo premier jest bez jaj. - Czy premier Suchocka jest podobna do Margaret Thatcher? - Tak, ale za mało. - Co za mało? - Polska jest za mało podobna do Angłii. * - Dlaczego nastała susza? - Bo rządzi Suchocka. Hanna Suchocka, czyli jedyny facet w rządzie 285 - Czy jest jakieś wyjście? - Trzeba zamienić Suchocką na Moczulskiego. * - Jedyna osoba nie obrzezana w polskim rządzie? - Suchocka. * - Dlaczego rząd Suchockiej chce się przenieść do Poznania ? - Żeby huśtawka władzy była w równowadze: prezydent w Gdańsku, Sejm i Senat w Warszawie, a rząd w Poznaniu. * - Dlaczego Suchocka nie chodzi w garniturach? - To zgubny wpływ Kuronia. * - Dlaczego rząd Suchockiej nazwano rządem zgody narodowej? - Bo wszyscy zgadzają się, że gdzie diabeł nie może, tam babę pośle. * - W produkcji jakich towarów zwiększył koniunkturę rząd Suchockiej? - Perfum, garsonek i szminek. * - Rząd Suchockiej jest jak dzieci. - Dlaczego? - Bo jak dzieciom zaczyna się źle powodzić, to zaraz wyciągają pieniądze od starych emerytów. 286 CHICHOT (Z) POLITYKA Na konferencji prasowej Suchocka zapewnia, że jej rząd ma bardzo dobre stosunki ze Stanami Zjednoczonymi, Niemcami, Watykanem... - Szkoda, że nie ma tak dobrych stosunków z Polakami - komentuje ktoś z boku. * - Związkowcy "Solidarności" u premier Suchockiej: - Pani premier, prosimy wybaczyć, ale znowu wzrosty ceny i... - ...wybaczam wami - Czy Suchocka może zostać królową? - Nie, bo w Poznaniu nie ma Zamku Królewskiego. - A w Warszawie? - W Warszawie jest Wałęsa... T> Lech Wałęsa, czyli niech się martwią nauczyciele - Zaskoczę pana! - tymi słowami zacząłem wyjaśniać Lechowi Wałęsie temat wywiadu, o który go poprosiłem. - Niczym mnie pan nie zaskoczy! - odpowiedział były prezydent RP z właściwą sobie pewnością. Istotnie, propozycję rozmowy o kawałach politycznych przyjął bez żadnych emocji. Gdy zaś Marek Gumowski, krajowy prezes partii Lecha Wałęsy - Chrześcijańskiej Demokracji III RP - sprecyzował, że chodzi o materiał do książki na temat humoru w polskiej polityce, Lech Wałęsa stwierdził z przekorą: - Współczuję panu! * - W czasie gdy pełnił pan urząd prezydenta RP, opowiadano o panu dziesiątki, może nawet setki kawałów. Teraz zdecydowanie mniej. Odczuwa pan z tego powodu ulgę czy raczej żal? - Ani wtedy, ani dzisiaj nie miałem czasu na przyjrzenie się tym problemom. Są ludzie, którzy się w to bawią. I bardzo fajnie - niech się bawią dalej! - Docierały do pana kawały, których był pan bohaterem? - I tak, i nie. Dlatego, że jednak najbliższe otoczenie, w czasie gdy człowiek ma trochę większej władzy, stara się podawać tylko to, co może cieszyć, a nie to, co może smucić. Niedobrze, bo ja lubię i jedno, i drugie. 288 CHICHOT (Z) POLITYKA - O panu mówi się, że ma pan bardzo dobre poczucie humoru. Jest nawet kawał na ten temat: "Pytanie: - Dlaczego prezydent Wałęsa schodzi codziennie do kaplicy? Odpowiedź: - Bo okazało się, że jest z niej sekretne przejście do kabaretu Jana Pietrzaka"... - (śmiech) Nieźle, nieźle. Tylko że to był chyba jednak sarkastyczny żart. Wielu uważało... Sam nie wiem, o co im szło. W dniacfi decyzji, wielkich spraw, chodziło mi o to, żeby się nie zapędzić, nie zagalopować. Chciałem mieć czas chociaż na pół godziny spokoju, refleksji, żeby się wyłączyć, pomyśleć cKsobie, oJMędach. Nie ma innego miejsca niż kościół, gdzie można by zatrzymać się na parę minut. Ja od tego "zatrzymania" zaczynałem dzień. To było bardzo przemyślane, potrzebne, higieniczne, oczyszczało myśli. Gdy będę pełnił trudne obowiązki, zawsze będę to robił. - Czy poza tymi chwilami wytchnienia i refleksji politykowi na wysokim stanowisku potrzebne jest poczucie humoru? - Oczywiście tak, ale nie należy mylić miejsc. Jest czas śmiechu i płaczu. Jest czas refleksji i pracy. Ja staram się mieć w życiu wszystko co najważniejsze, a więc i pracę, i odpoczynek, i humor też. - Pan powiedział kiedyś, z wyraźnym zamiarem wykpienia: "zapraszam Lecha Kaczyńskiego z żoną i Jarosława Kaczyńskiego z mężem". Śmiech bywa więc także elementem walki politycznej. W tym wypadku - zamierzonym? - (śmiech) Nie wiem, czy to były dowcipy, czy celowe lapsusy. Coś w tym jest. Może nawet było to niegrzeczne. No, ale dlaczego nie powiedzieć, jeśli to śmieszy? Kogoś może jednak bardzo irytować. Może nie chodziło mi wtedy o taki ciężar gatunkowy. - Niejeden dowcip o Lechu Wałęsie też miał spory ciężar gatunkowy. Ukazywały się tomiki pod hasłem: Lech Wałęsa, czyli niech się martwią nauczyciele 289 "100 kawałów o Wałęsie. Nie chcem, ale muszem". Irytowały pana te żarty? - Byłem kształtowany gdzieś tam przy warsztacie pracy, w jakimś tam regionie Polski. Niech moi nauczyciele, którzy za to odpowiadają, mają teraz wątpliwości - nie ja. Myślę, że zawsze byłem zdolnym uczniem. - Dlaczego prawie w ogóle nie opowiada się dowcipów o panu następcy - Aleksandrze Kwaśniewskim? - To właśnie zastanawiające. Słabe jednostki, bezbarwne nie wymagają komentarzy. - O panu nie opowiadano wyłącznie kawałów uszczypliwych. Była cała seria dowcipów, w których był pan bohaterem pozytywnym. Tymczasem na temat Aleksandra Kwaśniewskiego cisza. Czy nie budzi on żadnych emocji - ani złych, ani dobrych? - Musi pan zauważyć, że bohaterem pozytywnym byłem wówczas, gdy istniało takie zapotrzebowanie. Brakowało odważnych, bo było ciężko, ryzykownie. Wtedy chętnych nie było. A kiedy jest już podział łupów, wtedy bohaterów, odważnych, pojawia się więcej. Trzeba o tym pamiętać. - Krążyła po Polsce cała seria kawałów na pana temat, które były kalkami tego, co przed laty opowiadano o takich postaciach, jak Bierut, Gomułka czy Gierek. W sumie nie były to dowcipy zbyt śmieszne... - Bo na łatwiznę niektórzy idą. Chcieli prostych przeróbek i je robili. Ale dobrze, że wywoływałem różne emocje. Gorzej, gdy nic się nie mówi o polityku. - Sądzi pan, że przeróbki kawałów, czasem bardzo dosadne, były upowszechniane celowo, w ramach walki politycznej? - Miałem wrogów, mam i będę ich miał. Obok mnie nie przechodzi się obojętnie, tak jak ja nie przechodzę obojętnie obok pewnych spraw. To cieszy, a nie martwi. Tylko nieciekawe jednostki nie są obrabiane. ^ ? ? JC^'1 ? Lech Wałęsa, * tech Wał( polskiej, przewodni! * pata urodzenia: 2 * Miejsce urodzeń wojeWództwo włocl * Znak Zodiaku: W * Zawód: elektryk * Wykształcenie: a (kierunek: mechani; * Kariera polityczna: z przywódców strajl komitetu strajkoweg zakładowego Kom: Podpisał z komisją które zakończyły f Międzyzakładowego rość", a następnie Ki Laureat pokojowej > zdelegalizowanej w Radę "S" (1986), pr; czej"S"(odl987).: obrad "okrągłego si w tych rozmowacl legalizacja "S" (198' w Stoczni Gdańskiej Koalicji Pokoju (19 piastujący funkcji pa Zjednoczonych (19g NSZZ"S"naIIzje; prezydenckie, rezyg RP(19901995).W pnegral w drugiej ti datem SLD. 290 CHICHOT (Z) POLITYKA - Powtórzę jednak pytanie: czy ostre dowcipy o Wałęsie były umyślnie kolportowane, sterowane, manipulowane? - Nie wchodziłem w to. Można by się zastanawiać. Niech ktoś napisze doktorat na temat manipulacji. A inny niech napisze, że to nie była manipulacja. I będzie ruch w interesie. - Nie wybiera się pan na polityczną emeryturę. Czy w związku z tym należy zakładać, że pojawi się jeszcze humor związany z Lechem Wałęsą? - Oooo, jeszcze więcej będzie! Dopiero teraz zacznie się rzeczywiście walka. Będę pracował usilnie. Jestem w sytuacji dość wygodnej, bo nie zależy mi na stanowiskach. Natomiast na pracy mi zależy. Na tym, by Polska się reformowała i była porządnie rządzona - też mi zależy. A więc dla wielu będę bardzo niewygodnym partnerem czy przeciwnikiem nawet. - Zapamiętał pan którykolwiek ze "swoich" dowcipów? - Nie, nie. Ja jestem ustawiony inaczej. Nie miałem czasu o tym myśleć. Nie miałem i nadal nie mam pamięci do kawałów, i do nowych języków. - Ale w wolnych chwilach lubi pan opowiadać kawały? - Opowiadać nie, bo jak panu powiedziałem, nie mam do nich pamięci. Ale lubię się śmiać, lubię się dopatrywać, czy w żarcie jest tylko łatwizna i przeróbka, czy nowa myśl. I zastanawiam się, na ile ta myśl jest trafna. - Mając wybór, woli pan dowcip polityczny czy raczej obyczajowy? - Lubię taki dowcip, z którego mogę się śmiać. Nie wszędzie wszystko pasuje. Są miejsca, w których można żartować cieniutko, a w innych da się grubiej. Trzeba na to zważać. Poznań, 5 kwietnia 1998 Lech Wałęsa, czyli niech się martwią nauczyciele 291 * Lech Wałęsa - były prezydent Rzeczypospolitej Polskiej, przewodniczący Chrześcijańskiej Demokracji III RP * Data urodzenia: 29 września 1943 * Miejsce urodzenia: Popowo koło Dobrzynia nad Wisłą, województwo włocławskie * Znak Zodiaku: Waga * Zawód: elektryk * Wykształcenie: absolwent Zasadniczej Szkoły Zawodowej (kierunek: mechanizacja rolnictwa) w Lipnie * Kariera polityczna: działacz opozycji antykomunistycznej, jeden z przywódców strajku w Stoczni Gdańskiej (1970), organizator komitetu strajkowego w Stoczni Gdańskiej i przywódca Międzyzakładowego Komitetu Strajkowego na Wybrzeżu (1980). Podpisał z komisją rządową słynne "porozumienia gdańskie", które zakończyły falę strajków roku 1980. Przewodniczący Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego NSZZ "Solidarność", a następnie Krajowej Komisji Porozumiewawczej związku. Laureat pokojowej Nagrody Nobla (1983). Jako przewodniczący zdelegalizowanej w stanie wojennym "S" powołał tymczasową Radę "S" (1986), przewodniczący Krajowej Komisji Wykonawczej "S" (od 1987). Jeden z głównych inicjatorów i uczestników obrad "okrągłego stołu" - przewodniczący delegacji opozycji w tych rozmowach (1989), po których nastąpiła ponowna legalizacja "S" (1989). Przewodniczący Komisji Zakładowej "S" w Stoczni Gdańskiej, honorowy przewodniczący Ogólnopolskiej Koalicji Pokoju (1989). Jako trzeci w historii cudzoziemiec nie piastujący funkcji państwowych przemawiał w Kongresie Stanów Zjednoczonych (1989). Ponownie wybrany na przewodniczącego NSZZ "S" na II zjeździe związku. W 1990 roku wygrał wybory prezydenckie, rezygnując ze wszystkich funkcji w "S". Prezydent RP (1990-1995). W następnych wyborach prezydenckich (1995) przegrał w drugiej turze z Aleksandrem Kwaśniewskim -kandydatem SLD. 292 CHICHOT (Z) POLITYKA * Z ostatnich miesięcy... - Honorowy przewodniczący środkowoeuropejskiego Forum Demokratycznego CEFODEM (od kwietnia 1997). Przewodniczący partii Chrześcijańska Demokracja III RP, zarejestrowanej w sądzie 2 grudnia 1997 roku. Wybrane dowcipy o Lechu Wałęsie Pod względem liczby dowcipów, jakie powstały na jego temat, Lech Wałęsa jest wśród polityków III RP poza wszelką konkurencją. Pierwsze żarty o nim powstały jeszcze w latach PRL i miały wyłącznie pozytywne zabarwienie. Lech Wałęsa był wówczas w kawałach "antytezą" ośmieszanych dygnitarzy komunistycznych. Z czasem, w okresie swej prezydentury (1990-1995), Lech Wałęsa zafizął tracić społeczne poparcie, co uwidoczniło się także w dowcipach. W końcu zaś doszło to tego, że pierwszy po wojnie prezydent wybrany w wolnych wyborach powszechnych stał się bodaj głównym negatywnym bohaterem satyry politycznej w pierwszej polowie lat dziewięćdziesiątych. Wiele kawałów miało jednak stary rodowód - były to zwykle przeróbki tych, jakie w PRL opowiadano o Bolesławie Bierucie, Władysławie Gomułce czy Edwardzie Gierku lub o milicjantach. Znaczna część żartów na temat prezydenta miała jednak walor oryginalności. Przez jakiś czas wydawało się nawet, że "dzięki" Lechowi Wałęsie polski dowcip polityczny, po załamaniu związanym z upadkiem PRL i nastaniem demokracji, na dobre odżyje. Tak się jednak nie stało. Po porażce wyborczej w 1995 roku i usunięciu się byłego prezydenta w cień, zabrakło też nowych dowcipów na jego temat. Pozostał jednak pokaźny Lech Wałęsa, czyli niech się martwią nauczyciele zbiór z poprzedniego okresu. Ze względu na dużą ich liczbę, poniżej przedstawiam tylko niektóre kawały, najbardziej charakterystyczne. I. Wałęsa - pozytywny bohater w PRL - Czy Wałęsa słusznie otrzymał Nagrodę Nobla ? - Tak, ponieważ Noblowi świat zawdzięcza wynalezienie dynamitu, a Wałęsie rozbicie mitu. * - Co robią obecnie Wałęsa i Pyka? - Wałęsa chodzi po stoczni i pyka, a Pyka wałęsa się po Warszawie. * - Czym różni się rząd od Wałęsy? - Rząd wałęsa się po Warszawie, a Wałęsa rządzi w Gdańsku. * Nauczycielka pyta dzieci: - Kto rządzi Polską? - Wałęsa - wyrywa się Jasiu. - Oszalałeś, chłopcze? - Proszę pani, to kujon. On zawsze uczy się kilka lekcji do przodu - tłumaczy kolega. * - Wałęsa zgodził się na rozwiązanie Związku... - " Solidarności" ? - Nie, Radzieckiego. * 294 CHICHOT (Z) POLITYKA * Robotnicy ze stoczni są zaniepokojeni, bo Wałęsa nie przyszedł rano do pracy. - Pojechał do Moskwy - wyjaśniają w Komisji Krajowej NSZZ "S". - A po co? - Będzie rozmawiał z Ruskimi, bo z polskim rządem dogadać się nie można. * Na ryby wybrali się chłop, robotnik i Wałęsa. Wspólnie złowili złotą rybkę. W zamian za to, że ją wypuść iii z powrotem do wody, mogli zgłosić po jednym życzeniu. Chłop poprosił o małą myszkę, która wyprowadzi ze spichlerza inne myszy. Robotnik poprosił o małego karalucha, który wyprowadzi inne karaluchy z kuchni. A Wałęsa powiedział: - Ja poproszę o takiego małego komunistę... * Jaruzelski prosi Wałęsę o rozwiązanie trzech bolączek: braku żywkości, niedostatku mieszkań i nadmiernej religijności Polakyw. Wałęsa zgodził się i już po miesiącu sklepy byty pełne-fywności, każdy miał własne mieszkanie, a w koś-ciowełrnie było żywej duszy. - Jak tego dokonałeś? - pyta generał. - To proste. Zamknąłem granicę wschodnią i zapełniły się sklepy. Otworzyłem granicę zachodnią i przestał istnieć problem mieszkaniowy. Natomiast w kościołach nakazałem odprawiać msze za zdrowie Breżniewa. * - Wałęsa zgodził się udać na banicję tylko pod jednym warunkiem: jeśli otrzyma na drogę teczkę ze skóry Jaruzelskiego z uszami Urbana. Lech Wałęsa, czyli niech się martwią nauczyciele 295 * - Co będzie, gdy Wałęsa dogada się z Jaruzelskim? - Spółka General Electric. * - Wałęsa usiłował popełnić samobójstwo, ale na szczęście nie doszło do tragedii. - Co się stało? - Nic, nie zastali go w domu... * Sytuacja polityczna w PRL: Za Wałęsą stoi "Solidarność", za "Solidarnością" stoi naród, za narodem stoi Kościół, za Kościołem stoi papież, za papieżem stoi Bóg, a za Bugiem stoją Rosjanie. * - Oddajcie Lecha - zabierzcie Wojciecha! II. Wałęsa - pozytywny bohater w III RP - Co by było, gdyby Wałęsa nie wygrał wyborów? - Większość narodu podałaby się do dymisji. * - Dlaczego Wałęsa podczas wizyty we Francji nie mógł zasnąć w Pałacu Elizejskim? - Bo łoże, na którym leżał, w niczym nie przypominało styropianu. * - Co prezydent Wałęsa nosi w rękawach ? - Asy na następną kampanię wyborczą. 2% CHICHOT (Z) POLITYKA Czesi i Rosjanie też mają swoich Wałęsów. W Czechach jest to Szwendaczek, a w Rosji Łazików. III. Język Wałęsy Mama do Jasia: - Synku, naucz się wreszcie gramatyki. Masz już trzy jedynki. - Nie warto, mamo. Jak Wałęsa zostanie prezydentem, cała ta gramatyka zostanie unieważniona. * - Kogo pierwszego internuje Wałęsa, gdy już zostanie prezydentem. - Docenta Miodka, tego od poprawnej polszczyzny. * - Będziemy płabip nowy podatek. - Na co? / - Na "Słownik poprawnej polszczyzny" dla Wałęsy. ^-"" * - Co jest największym osiągnięciem kancelarii prezydenckiej Wałęsy? - Zakup "Słownika poprawnej polszczyzny". * - Jakie są podobieństwa i różnice pomiędzy Bushem i Wałęsą? Podobieństwa: obaj fatalnie mówią po polsku. Różnice: Bush mówi po angielsku. * Kartka wisząca na drzwiach Belwederu: "Wyszłem na nieszpory ". Lech Wałęsa, czyli niech się. martwią nauczyciele 297 * Lekcja języka polskiego w roku 20JO. Nauczycielka pyta Jasia: - Kiem bet Lech Wałenza? - Zasłynoł w historii jako wielky reformator jenzyka polskiego! * Wywiad Wałęsy dla japońskiej telewizji: - Jak się pan czuje? - Jako tako. - Co pan sądzi o Sejmie? - Mamgo tamgo. - Jak ocenia pan ataki na pańską politykę. - Wisi mi to. * - Co je Wałęsa? - Wałęsa je prezydentem. * - Jaki jest dowód na to, że Wałęsa stworzył drugą Japonię? - Bo mówi: nie ????? Polskę walczyłem. * - Co powie Wałęsa na łożu śmierci? - Nie chcem, ale muszem. IV. Matka Boska w klapie Wałęsy - Dlaczego Wałęsa nosi w klapie obrazek Matki Boskiej? 298 CHICHOT {Z) POLITYKA - Bo już ksiądz na religii uczy, że Matka Boska jeździła na osiołku... * - Co Wałęsa robi przed położeniem się do łóżka ? - Przepina znaczek Matki Boskiej z klapy marynarki na piżamę. * - Kiedy w Polsce będzie lepiej? - Gdy ukaże się Matka Boska z Wałęsą w klapie. * - Najstraszniejszy koszmar senny Geremka? - Matka Boska z Wałęsą w klapie. * - Dlaczego po wyborach Wałęsa nie nosi już znaczka Matki Boskiej w klapie? - Bo klapa z Wałęsą. * - Co zrobił Wałęsa po przegranych wyborach? - Spojrzał na obrazek Matki Boskiej i powiedział: "No to klapa!". - A co odpowiedziała Matka Boska? - Klapa! I nareszcie mam cię z głowy... \ __Yylntelekt Wałęsy Radzieccy górnicy pytają Wałęsę, jak założyć wolne związki zawodowe w kopalni. - Nie mam pojęcia, ja pracowałem w stoczni. Lech Wałęsa, czyli niech się martwią nauczyciele 299 * Wachowski do Wałęsy: - Szefie, dostał szef w prezencie od Kohla wieczne pióro. - Wieczne? To świetnie, będzie dla wnuków. * - Dlaczego Wałęsa kładąc się spać, stawia na stoliku obok łóżka dwie szklanki: z wodą i pustą? - Bo czasem chce mu się pić w nocy, a czasem nie. * Państwo Wałęsowie poszli do zoo. Pani Danuta mówi do męża: - Patrz jaka dziwna gęś. - To nie gęś tylko pelikan. I z tego robi się atrament. * Wałęsa wchodzi do księgarni: - Czy jest coś Hemingwaya? - Jest "Stary człowiek i morze". - To ja poproszę "Morze", bo jestem z Gdańska. * Dziennikarka do Wałęsy: - Fama mówi, że używa pan słów, których znaczenia pan nie rozumie. - Niech pani powie temu Famie, że może mnie pocałować w dupę i vice versa. * Wałęsa przelatuje samolotem nad Niemcami. - Panie prezydencie, pod nami Baden-Baden - informuje stewardesa. 300 CHICHOT (Z) POLITYKA - Słyszę, nie musi pani dwa razy powtarzać. * - Dlaczego Wałęsa trafił do " Księgi Guinnessa " ? - Bo żaden prezydent przed nim nie nagadał tyle głupstw. * - Czym się różni prezydent Ghany od prezydenta Polski? * - Prezydent Ghany jest czarny, a nasz tylko ciemny. * Wałęsa wybrał się z żoną do Teatru Wiełkiego na "Jezioro Łabędzie". Był zmęczony, więc zdrzemnął się w czasie spektaklu. - Ale masz poważanie - ucieszyła się pani Danka, gdy prezydent się ocknął. - Przez cały czas tancerki chodziły na paluszkach, żeby cię tylko nie obudzić. * Lech Wałęsa wybrał się zimą na ryby. Wyrąbał przerębel i czeka. - Panie prezydencie, tu nie ma ryb - informuje go jakiś facet. - A kim pan jest, że ma pan taką pewność? - Kierownikiem tego lodowiska. * Po miesiącu głowienia się nad problemami kraju Wałęsa przychodzi do lekarza z kawałkiem mózgu w ręce i mówi: - Panie doktorze, to mi się w pale nie mieści. * Lech Wałęsa, czyli niech się martwią nauczyciele 301 - Po powrocie z oficjalnej wizyty w Niemczech Wałęsa zamknął się w swoim gabinecie i nie wychodził przez dwa tygodnie. W końcu jednak wybiega uradowany i krzyczy: - Udało się! Na tej układance, którą podarował mi Kohl, jest napisane "do lat siedmiu", a ja ułożyłem ją w dwa tygodnie. * Jasiu ma wymienić trzech szefów państw w Europie, których nazwiska kończą się na "L": - Havel, Kohl, i ten, jak mu tam, głupot... * - Dlaczego w Belwederze musi być stale temperatura poniżej zera. - Żeby się bałwan nie roztopił. * - Dlaczego Wałęsie poszarzały wąsy? - Bo uciekł mu rozum, szare komórki osiadły na wąsach. VI. Wałęsa - negatywny bohater w III RP Wałęsa dopytuje się Świętego Mikołaja, co dostanie pod choinkę. - Dla takich jak ty mam tylko kuroniówkę. * Przychodzi baba do lekarza: - Panie doktorze, mam koszmary senne. Co noc śni mi się Wałęsa. - A modli się pani przed snem? 302 CHICHOT (Z) POLITYKA - Tak, długo! - To niech pani zmieni obrazek nad łóżkiem. * Na lekcji historii pani opowiada dzieciom legendę o Lechu, Czechu i Rusie. Tłumaczy, że Rus założył państwo rozległe i mocarne, a Czech kraj mały, lecz stabilny. - A co z Lechem? - dopytują się dzieci. - Jak się wałęsał, tak się Wałęsa. * Z księgi przysłów polskich: "Pasuje jak Wałęsa do karety". * Wałęsa do Clintona: - Bill, ilu masz przeciwników w amerykańskim społeczeństwie? - Jakieś 30-35 milionów. - No popatrz, to mniej więcej tyle samo co ja w Polsce. * - Poczta Polska wycofała znaczki z podobizną Wałęsy. - Dlaczego? - Ludzie pluli nie na tę stronę, co trzeba. * - Dlaczego Kowalska co niedziela leży krzyżem przed ołtarzem? - Prosi, żeby Bóg wrócił jej mowę. - A co się stało? - Dwa lata temu oddała głos na Wałęsę... * - Kto zrównał poziom życia Polaków z ziemią? Lech Wałęsa, czyli niech się martwią nauczyciele S03 - Wał SA. * Ulicą idzie Mazowiecki z siekierą wbitą w plecy. - Jesteś' po rozmowie z Wałęsą - pyta Michnik. - Tak, skąd wiesz? - Dlaczego pszczoły wybierają królową a nie prezydenta ? - Bo gdyby wybrały takiego prezydenta jak my, to miałyby gówno, a nie miód. * - Wałęsie nie uda się zrobić z Polski "drugiej Japonii". - Dlaczego? - Bo Japonia to Kraj kwitnącej Wiśni, a u nas ciągle kwitnie tylko lipa. * - Po czym poznać, że Wałęsie udało się zaprowadzić w Polsce "drugą Japonię"? - Bo stajemy się mistrzami miniaturyzacji: pensje są coraz mniejsze, emerytury coraz mniejsze i pracy też jest coraz mniej. * Do prezydenta Wałęsy podchodzi dziewczynka i prosi go o dwa autografy. - Po co ci aż dwa? - pyta Wałęsa. - Bo w szkole dwa pana autografy można wymienić na jeden Urbana. * .- Dlaczego w dowcipach opowiadających o tym, jak Wałęsa spotyka się z innymi przywódcami, polski prezydent ma zawsze rację, a z innych robi durniów? 304 CHICHOT (Z) POLITYKA ^^???????????????????^????-^(tm) - 5o fo jes? właśnie najśmieszniejsze. * Wafesa u?z"w" s/c, że ludzie narzekają na wzrost cen trunków, podczas gdy on cały czas pije darmowy napój. - A jaki to napój? - Szampan na bankietach. * Prezydent Wałęsa zachorował. Do jego pokoju wchodzi rzecznik Drzycimski i relacjonuje: - Lechu, udało się. Sejm życzy ci powrotu do zdrowia 215 głosami "za" i 212 "przeciw". Wstrzymało się siedmiu. * Policja aresztowała przed Belwederem robotnika. - Dlaczego? - Bo próbując wedrzeć się do siedziby prezydenta Wałęsy - krzyczał, że idzie do faceta, który jest mu winien 100 milionów złotych. * - Dlaczego Wałęsa wierci w swoim ogrodzie studnię głębinową? - Chyba chce mieć zdrową wodę. - Nie, drogę odwrotu... * - Co dowodzi, że ludzie nie lubili Wałęsy już od dzieciństwa? - Bo nikt nie chce teraz kupić jego kolebki. (Aluzja do sytuacji Stoczni Gdańskiej) Lech Wałęsa, czyli niech się martwią nauczyciele 305 - Wałęsa chce założyć dynastię. - Dlaczego? - Bo będzie miał pewnego następcę tronu. W innym wypadku nie znajdą odważnego, który chciałby przejąć po nim rządy. VII. Śmiech Wałęsy Poczucie humoru w III RP: prymas Glemp nie śmieje się z niczego, Urban śmieje się ze wszystkiego, a z Wałęsy śmieją się wszyscy. * - Wałęsa zostanie człowiekiem tysiąclecia. - Dlaczego? - Bo jeszcze przez tysiąc lat ludzie będą opowiadać o nim dowcipy. * Wałęsa do Urbana: - Doszły mnie słuchy, że w pańskich żartach na łamach "NIE" jestem przedstawiany jako zupełny idiota. - To nie żarty, piszemy o tym serio. - No to wasze szczęście, bo nie lubię głupich dowcipów. VIII. Wałęsa - apetyt na władzę - Czy w Polsce jest demokracja ? - Nie ma. Wałęsa nie chciał, a musiał zostać prezydentem. * 306 CHICHOT (Z) POLITYKA Przed wyborami prezydenckimi Lech Wałęsa powiedział: - Nie chcem, ale muszem być prezydentem Polski. I wygrał wybory. Niedługo potem w Nowym Jorku był wybierany nowy sekretarz generalny ONZ. Natychmiast pojawił się tam Wałęsa, który rozłożył bezradnie ręce i stwierdził: - Nie chcem, ale muszem... I znowu odniósł sukces. Po jakimś czasie w Watykanie odbywało się konklawe. Gdy w sali znalazł się Wałęsa, wśród kardynałów wybuchła panika. Jeden z nich zaczął prosić na klęczkach: - Lechu, błagam. Tyłko nie to! * Prezydent Wałęsa pojechał do Watykanu na spotkanie z papieżem. Audiencja bardzo się przedłużyła. Zaniepokojony Wachowski zagląda przez dziurkę od klucza i widzi papieża błagającego Wałęsę: - Panie prezydencie, proszę mi uwierzyć. Ja także jestem katolikiem. * Wałęsa do żony: - Jestem prezydentem, zwierzchnikiem sił zbrojnych, być może będę prymasem. Jak zechcę, mogę przejąć całą władzę w kraju. Na to żona: - Lechu, bój się Boga. Chcesz wyrzucić Glempa? * - Co byś powiedział Wałęsie, gdybyś go spotkał? - Prrrrr! - Co to miałoby znaczyć? - Żeby przyhamował i nie chciał być jednocześnie prezydentem, premierem i prymasem. Lech Wałęsa, czyli niech się martwią nauczyciele 307 * * Wałęsa 1990: Nie chcę, ale muszę. * Wałęsa 1995: Nie muszę, ale chcę * Wałęsa po wyborach: szkoda, że chciałem IX. Wałęsa - wykształcenie i kompetencje Nauczycielka karci ucznia: - Jak możesz palić papierosy? Jesteś jeszcze uczniem szkoły podstawowej! - Ale nasz prezydent też palił papierosy, jak chodził do podstawówki - usprawiedliwia się chłopiec. - Tak, ale miał wtedy osiemnaście lat! * - Czy w Polsce policjant może zostać prezydentem? - Może. - A czy prezydent może wstąpić do policji? - Nie, bo żeby zostać policjantem, trzeba mieć średnie wykształcenie. * Wałęsa tłumaczy grupie bezrobotnych, dlaczego w nowej Polsce nie ma pracy. Na pocieszenie dodaje: - Ja też w każdej chwili mogę przestać być prezydentem. - Wtedy ja pana chętnie zastąpię - wyrywa się jeden z bezrpbotnych. - Też mam zawodówkę. * - Za co wycofano szefa UOP w Gdańsku? - Za zdradę tajemnicy państwowej. Chodził i rozpowiadał, że Wałęsa nie skończył zawodówki. 308 CHICHOT (Z) POLITYKA * - Wałęsa będzie prezydentem tylko do końca sierpnia. - Dlaczego? - Od września idzie do technikum. * - Dlaczego Wałęsie zależało, żeby wybory odbyły się wiosną, a nie jesienią? - Bo od września miał iść do technikum. * - Czy myślisz, że Wałęsa ustąpi ze stanowiska ? - Coś ty! Teraz, gdy tylko rok został mu do matury? * - Co w swej czarnej teczce miał Tymiński? - Książki do technikum dla Wałęsy. * W Belwederze dzwoni telefon. - Kancelaria Prezydenta RP, słucham? - Mogę rozmawiać z Lechem? - A kto mówi? - Koleżanka ze studiów. - Dobra, dobra. Bez głupich żartów. * - Jaka jest różnica pomiędzy Szwejkiem a Wałęsą? - Szwejk był cwaniakiem, ale udawał idiotę. - A Wałęsa? - Wałęsa nie służył w austriackim wojsku... * Dziennikarz pyta Wałęsę o idealny system polityczny. Lech Wałęsa, czyli niech się martwią nauczyciele 309 - Powinna być lewa noga i prawa noga - odpowiada prezydent. - A gdzie widzi pan miejsce dla siebie? - Pomiędzy tymi nogami. * Z księgi przysłów polskich: " Czego się Leszek nie nauczył, tego Lech umieć nie musi". Nie wysłuchana modlitwa Wałęsy: "Boże, spraw abym nie wygadywał tyle bzdur..." - Jaka jest różnica pomiędzy Mazowieckim i Wałęsą? - Mazowiecki nie zna się na gospodarce i o tym nie wie. Wałęsa nie zna się i dobrze o tym wie. Córka do Wałęsy: - Tato, pani w szkole mówiła, że twoje publiczne wypowiedzi są niekompetentne i mało komunikatywne. - Tym się, dziecko, nie przejmuj. Nauczyciele to tępaki. Już w szkole nie mogłem się z nimi porozumieć. X. Wałęsa - megalomania Święty Piotr przyglądał się globusowi. - Co to za ogromna plama i mały punkt na niej? - zapytał anioła znającego ziemskie realia. - To Stany Zjednoczone i prezydent Bush. - A ta mniejsza plama i mniejszy punkt? - To Niemcy i kanclerz Kohl. - No a ta maleńka plamka i wielki punkt, który ją prawie przesłania? 310 CHICHOT (Z) POLITYKA - To Polska i prezydent Wałęsa. * - Jaki będzie banknot o nominale pięciu milionów złotych ? - Na jednej stronie Wałęsa w koronie, a na drugiej - orzeł z wąsami. * Pan Bóg ukazał się Wałęsie, aby objawić mu smutną wiadomość, że za trzy miesiące będzie koniec świata. Wałęsa zwołał najbliższych współpracowników i oznajmił: - Mam dla was dwie dobre wiadomości. Po pierwsze - ostatecznie potwierdziło się, że Bóg istnieje. Pod drugie - wiem już, że do końca świata będę prezydentem. * Glemp, Mazowiecki i Wałęsa poszli do nieba. Glemp usiadł po prawicy Boga, Mazowiecki po lewej stronie, natomiast Wałęsa spojrzał na Boga i mówi: - A moje miejsce jest zajęte. * Do Belwederu za wszelką cenę usiłuje się dostać jakaś nawiedzona kobieta. Ochroniarze przepędzają ją, ale ona próbuje wchodzić drzwiami i oknami. W końcu udaje się jej stanąć w progu gabinetu prezydenta. - Musi mnie pan wysłuchać - zwraca się do Wałęsy. - Jestem wysłanniczką Boga! - To świetnie - ożywia się prezydent. - Ja też- * Wałęsa staje przed bramą niebios, ale wrota są zamknięte. Stuka więc niecierpliwie, wali pięścią. Nagle słyszy głos świętego Piotra: Lech Wałęsa, czyli niech, się martwią nauczyciele 311 - Już zamknięte! Klucze zdałem portierowi. - To co - denerwuje się Wałęsa. - Mam tu tak stać do rana? * Dziennikarz do Wałęsy: - Panie prezydencie, zdaje pan sobie sprawę, że społeczna dezaprobata wobec pana jest już tak duża, iż grozi rewoltą. Co pan zrobi, gdy ludzie ruszą na Belweder? - Jak to co? Poprowadzę ich! * Wałęsa wchodzi do kawiarni i zamawia ambrozję. - Ale co to jest? - dopytuje się kelner. - Jak to, co? Napój bogów - zżyma się Wałęsa. - Och, przepraszam! Nie poznałem pana, panie prezydencie. * Wachowski do Wałęsy: - Lechu, gdzie chciałbyś spocząć po śmierci? Na Powązkach? - Nieee. - Na Wawelu? - Nieee. - W Ziemi Świętej u grobu Chrystusa? - A ile by to kosztowało? - Co najmniej 10 milionów dolarów. - Co? Tyle forsy za trzy dni? * Najstarsza córka Wałęsy przychodzi do domu i oznajmia, że jest w ciąży. Pani Danuta załamuje ręce: - Mój, Boże! A kto jest ojcem? 312 CHICHOT (Z) POLITYKA - Nieistotne - włącza się Wałęsa. - Ważne, że wiadomo, kim jest dziadek. * Wałęsa dokonał przeglądu stanowisk w armii i znalazł nową posadę dla admirała Kołodziejczyka. Ma być dowódcą floty czarnomorskiej. * W czasie wizyty ministra Skubiszewskiego w małym państwie afrykańskim tubylcza ludność krzyczała entuzjastycznie: "Boniek", "Boniek". Po interwencji szefa polskiej dyplomacji zaczęli skandować: "Wałęsa, Wałęsa". Przed odjazdem Skubiszewskiego do Polski afrykański władca powiedział: - I niech pan pozdrowi jego ekscelencję Lecha Wałęsę, choć - szczerze mówiąc - i tak wolę Zbyszka Bonka. * W polskiej armii będzie przeprowadzona reforma stopni wojskowych. Pozostaną tylko szeregowcy i starsi szeregowcy, bo zwierzchnikiem sił zbrojnych został kapral. * - Po co zorganizowano manewry wojskowe? - Żeby Wałęsa mógł się pokazać w nowym mundurze polowym. * - Jak można podsumować historię Polski? - Zaczęła się od Lecha i kończy się na Lechu. * Lech Walasa, czyli niech się martwią nauczyciele 313 XII. Wałęsa - elektryk Wałęsa wygrał wybory prezydenckie. Wszyscy wokół mówią o nim prezydent-elekt. Irytuje to Wałęsę: - Słuchajcie, nie musicie mi ciągle przypominać, że jestem prostym elektrykiem. * - PRL była państwem robotników. A czym jest III RP? - Państwem elektryka. - Kogo w pierwszej kolejności Wałęsa usunął z Belwederu? - Elektryka. t - Co to jest komunizm? - Wedle słów Lenina, komunizm to władza radziecka plus elektryfikacja. - Czym w takim razie jest polski kapitalizm? - To obecna władza plus elektryk. * - Bóg powiedział: "Niech się stanie światłość". I co z tego wynikło? - W Belwederze pojawił się elektryk. * Puk, puk! - Kto tam? - Elektryk. -Ale pan prezydent dowcipny! 314 CHICHOT (Z) POLITYKA Na Zamku Królewskim w Warszawie odbywa się spotkanie dyplomatyczne na najwyższym szczeblu. Jest prezydent, premier, ministrowie, ambasadorowie. Nagle gaśnie światło. W ogólnym rozgardiaszu rozlega się głos z korytarza: - Czy jest na sali jakiś elektryk? * Wałęsa był w podróży zagranicznej. Po powrocie dowiedział się, że w Belwederze doszło do jakichś spięć. - Że też musiałem być w tym czasie we Francji - martwi się Wałęsa spoglądając na swój śrubokręt. * Rodzice namawiają Jasia, żeby po podstawówce zdawał do liceum, ale on uparł się, że pójdzie do zawodówki i wybierze specjalność: elektryk. - Być może zostanę prezydentem, a w razie czego zawsze mogę być elektrykiem - wyjaśnił. * Wałęsa obchodzi urodziny. W Belwederze konsternacja, bo cukiernik zamiast 40 świeczek, ustawił na torcie jedną żarówkę. - Miały być świeczki, a jest żarówka - irytują się współpracownicy prezydenta. - Tak, ale 40-watowa. * - Co zrobił Wałęsa po wygraniu wyborów? - Swoim śrubokrętem dokręcił śrubę, żeby Polacy szybciej zobaczyli światłość wiekuistą. * Lech Wałęsa, czyli niech się martwią nauczyciele 315 Plakat wyborczy Wałęsy wisi na słupie energetycznym. Sąsiad do sąsiada: - Oto właściwy człowiek na właściwym miejscu. * - Kto zastąpi elektryka w Pałacu Prezydenckim? - Krawiec - żeby to wszystko połatać. * Po przegranych wyborach prezydenckich telefonują do Wałęsy: - Jest pan wzywany do Pałacu Prezydenckiego. - A co? Jednak zostałem prezydentem? - Nie, korki wysiadły. * Po wyborach na płocie przy Pałacu Prezydenckim pojawiło się ogłoszenie: "Bezrobotny elektryk poszukuje uczciwej pracy. Informacja wewnątrz. L. W." XIII. Para: Wałęsa - Jaruzelski - Jak będzie wyglądał nowy banknot o nominale miliona złotych? - Na pierwszej stronie będzie Leszek z wąsami, a na drugiej Wojtek z torbami. * Po objęciu prezydentury przez Wałęsę co noc dzwonił anonimowy informator ostrzegając, że w Belwederze jest podłożona bomba. Wreszcie Wałęsa nie wytrzymał i zadzwonił do Jaruzelskiego: - Panie, niech pan skończy z tymi głupimi żartami, bo każę panu wyłączyć telefon. 316 CHICHOT (Z) POLITYKA * Zastępując Jaruzelskiego na stanowisku prezydenta RP, Wałęsa zawiązał spółkę z ustępującym generałem. - Jaką? - General Electric. * - W środku nocy Wałęsa budzi się zlany zimnym potem: - Koszmar. Śniło mi się, że spowiadałem Jaruzelskiego. XIV. Wałęsa i żona Danuta - Dlaczego Wałęsa nie przeniósł swej kancelarii prezydenckiej do Gdańska? - Bo musiałby podzielić się władzą z Danka. * Psychoanalityk do Wałęsy: - Panie prezydencie, dlaczego chodzi pan taki smutny? - Od dwóch tygodni nie rozmawiam z Danka. - Aaaa, rozumiem. Ciche dni? - Nie. Tylko ona mówi. * - Dlaczego Wałęsa jest jednocześnie prezydentem i zwierzchnikiem sił zbrojnych? - Bo trudno wyżyć z jednej pensji, a na dodatek zabiera mu ją Danka. * Dziennikarz pyta Pierwszą Damę Rzeczypospolitej: - Pani Danuto, gdzie się pani ubiera? - Na ogół w łazience. Lech Wałęsa, czyli niech się martwią nauczyciele 317 * Państwo Wałęsowie przeprowadzają się do Belwederu: - Lechu, zapakować cały nasz księgozbiór? - pyta żona. - Nie, weź tylko książkę kucharską. Telefoniczna nie będzie mi potrzebna. * Wałęsa wpada do pokoju z przerażeniem w oczach: - Danka, tragedia! Spłonęła nasza biblioteka. - Nie przesadzaj, Lechu. Te trzy kolorowanki... - uspokaja żona. - No tak, ale dwie miałem jeszcze nie dokończone. * Prezydent Wałęsa w pierwszym dniu urzędowania oprowadza żonę po Belwederze. Pokazuje jej gabinety, bibliotekę, pokoje gościnne. - A gdzie łazienki? - pyta żona. - Jak chcesz zobaczyć Łazienki, to musisz się ubrać... * Dziennikarz do Wałęsy: - Bardzo pan ostatnio schudł... - Nie było wyjścia - Wachowski powiedział mi, że jest przysłowie: "Duży brzusio, mały kusio", a ja chciałbym mieć jeszcze trochę przyjemności z Danka. * Wieczorem w sypialni pani Danuta tuli się do męża i szepce: - Leszku, jesteś przepracowany. Może byś trochę odpoczął? Widzę, że sprawia ci to coraz mniej przyjemności. - Masz rację, dziś śpimy osobno - stwierdza Wałęsa. 318 CHICHOT (Z) POLITYKA - Ale ja nie to miałam na myśli, tylko twoją prezydenturę... * Państwo Wałęsowie uczęszczają, na kursy języków obcych. Po zajęciach pani Danuta szykuje kolację: - Żresz Żur? - pyta męża. - Jes? To dej. * Wałęsa poszedł z żoną na targ. Pani Danuta trąca męża i mówi: - Patrz, jakie włochate ziemniaki. - Głupiaś! To nie ziemniaki tylko kiwi i z tego robi się pastę do butów. * Wałęsa ogląda w telewizji program o Clintonie i jego rodzinie. W pewnej chwili zrywa się z fotela i krzyczy do żony: - Danka, słuchaj! Ten Hilary to jest baba... * Danuta Wałęsowa wchodzi do kuchni i widzi poprzestawiane szafki, porozrzucane sprzęty gospodarstwa domowego, otwartą spiżarnię, rozbite naczynia. Pyta zaskoczona: - Lechu, coś ty narobił? - Dałem słowo narodowi, że zajmę się wszystkim. * Danuta Wałęsowa z irytacją do męża: - Ludzie cię bezczelnie podsrywają! Lech Wałęsa, czyli niech się martwią nauczyciele 319 - Nie przejmuj się, już niedługo nie będą mieli czym - uspokaja ją mąż. * Prezydent Wałęsa rozmawia z kanclerzem Kohlem na temat poprawy stosunków polsko-niemieckich. Wysłuchawszy oczekiwań Kohla mówi: - To wszystko możemy wam dać. Na to Kohl tubalnym głosem: - Danke, Danke! - O, nie. Danki to wam nie dam - kręci głową Wałęsa. * Wałęsa poszedł z żoną do restauracji i pyta kelnera: - Co macie najdroższego w tej knajpie? - Kawior, panie prezydencie - słyszy odpowiedź. - Kawior? A co to takiego ? - To rybie jajeczka, panie prezydencie. - Jajeczka ? To w takim razie dla mnie poproszę dwa na miękko, a dla Danki jedno na twardo. * Wałęsa przychodzi do domu i woła od progu: - Danka, szykuj się, idziemy na "Wesele" Wyspiańskiego. Żona wybiega do sklepu i po kwadransie wraca z paczką. - Coś ty przyniosła? - irytuje się Wałęsa. - Jak to co ? Kupiłam prezent dla młodej pary. - Ty, głupia! Przecież " Wesele " Wyspiańskiego to spektakl teatralny. - Takiś mądry? - oburza się żona. - Już zapomniałeś jak taszczyłeś na plecach ponton, gdy szliśmy na "Jezioro Łabędzie". 320 CHICHOT (Z) POLITYKA Wałęsa wraca do domu kompletnie pijany. Żona wzdycha załamana: -O, Boże! A kiedy widzi, że zataczający się mąż nie może nawet trafić do łazienki, wznosi ręce do góry i powtarza: O, Boże! Na to Wałęsa stwierdza: - Danuśka, nie wygłupiaj się. W domu możesz mi mówić: Lechu. XV. Wałęsa - skok przez płot - Najbardziej znana w świecie polska dyscyplina sportu? - Skok przez płot. * Leszek Wałęsa w podstawówce ćwiczy biegi sprinterskie. Nauczyciel wychowania fizycznego studzi jego zapał: - Leszku, sprinterem to ty nigdy nie będziesz. Ale ćwicz skok wzwyż. To może ci się kiedyś przydać... * - Dlaczego Wałęsa tak mocno przytył? - Utuczyli go celowo, żeby już więcej nie mógł skakać przez płoty. * Żona Wałęsy dziwi się, dlaczego mąż ćwiczy codziennie przeskakiwanie płotu okalającego Belweder. - A jak będzie trzeba się ewakuować? - wyjaśnia Wałęsa. * Rodzina Wałęsów spaceruje w belwederskim ogrodzie. W pewnej chwili prezydent wdrapuje się na płot. - Lechu, co ty wyprawiasz - dziwi się żona. Lech Wałęsa, czyli niech się martwią nauczyciele 321 - Sprawdzam, co jest za ogrodzeniem, bo w czasie ostatniej demonstracji ktoś krzyczał "Wałęsa za płot". * - Co Wałęsa kazał zrobić w Belwederze zaraz po objęciu urzędu? - Podłączyć ogrodzenie do prądu. * Wachowski pyta Wałęsę: - Szefie, czy ty się czegoś boisz? - Tak, żeby społeczeństwo nie przeskoczyło przez płot. * Po śmierci Lech Wałęsa idzie do nieba. Ostrożnie puka we wrota niebieskie. A na to święty Piotr: - Lechu, po co pukasz. Nie lepiej od razu przez płot? XVI. Wałęsa i jego dzieci Rozmowa dwóch dziennikarzy: - Jaka szkoda, że Wałęsa nie został królem Polski. - Niby dlaczego ? - Wyobrażasz sobie, ile można by zarobić pisząc o tylu następcach tronu? * Syn Wałęsy narozrabiał w szkole. Zmartwiony informuje, że tata musi przyjść do szkoły. Na to Wałęsa: - Powiedz nauczycielce, żeby we wtorek o dwudziestej włączyła telewizor. Będę wygłaszał orędzie do narodu, to przy okazji powiem jej parę słów od siebie. 322 CHICHOT (Z) POLITYKA XVII. Wałęsa - hobby Do Kancelarii Prezydenta dzwoni telefon. Odbiera Wachowski: - Szef jest zajęty, rozwiązuje krzyżówki. - W dziedzinie polityki zagranicznej czy wewnętrznej? - Nie, z "Płomyczka". * - Dlaczego Wałęsa stworzył tyle rad prezydenckich w różnych dziedzinach? - Bo potrzebuje doradców do rozwiązywania krzyżówek. * - Dlaczego Wałęsa rozwiązał parlament? - Z rozpędu. Tego dnia udało mu się rozwiązać trzy krzyżówki. * - Ostatnio Wałęsa rozwiązał najtrudniejszą krzyżówkę: rozwiązał Sejm, który rozwiązał rząd, który z kolei rozwiązywał problemy, które utrudniały rozwiązanie kryzysu. * - Dlaczego w Polsce nie może być dobrze? - Bo Wałęsa ciągle rozwiązuje krzyżówki, a naród nie może związać końca z końcem. * Wałęsa siedział nad jeziorem z wędką. Nagle zauważył, że ktoś się topi i pośpieszył na ratunek. - Dziękuję za pomoc - wykrztusił niedoszły topielec. - Dobra, dobra, powiedz lepiej, czy tu są jakieś ryby. Lech Wałęsa, czyli niech się martwią nauczyciele 323 XVIII. Wałęsa - klerykał - Jaki jest największy dylemat kucharki Wałęsy? - Gdzie chować słoiki z przetworami, odkąd piwnica została przerobiona na kaplicę. * Wałęsa pojechał z wizytą do Rosji. Szef protokołu podchodzi do polskiego prezydenta i mówi: - Panie prezydencie, naprawdę nie musi się pan żegnać przed każdym posiłkiem. Mamy tu najlepszych kucharzy w całej Rosji. XIX. Wałęsa - ksiądz Cybula - Co to jest Belweder? - Poletko Cybuli. * - Dlaczego Wałęsa po spowiedzi zawsze płacze? - Każdy by płakał spędzając tyle czasu sam na sam z Cybula. 324 CHICHOT (Z) POLITYKA Danuta Waniek, czyli nie żartować z prezydenta Za pośrednictwem Danuty Waniek, która pełniła funkcję szefowej Kancelarii Prezydenta RP, próbowałem namówić na wywiad Aleksandra Kwaśniewskiego. Od razu dała mi do zrozumienia, że głowa państwa raczej nie znajdzie czasu na niepoważną rozmowę o kawałach. Sama chętnie udzieliła wywiadu, uważając jednak, aby nie zejść na tory dowcipkowania z prezydenta... * - Dlaczego w Polsce umiera dowcip polityczny? - Myślę, że to nie jest prawda. Kiedyś być może tych dowcipów było więcej, ponieważ one zastępowały w pewnym stopniu vox populi, czyli poprzez te dowcipy można było dowiedzieć się, co ludzie tak naprawdę myślą o politykach i ich działaniach. Dzisiaj już takiej potrzeby nie ma, żyjemy w atmosferze wolności wypowiedzi. Każdy tę wolność rozumie na swój sposób, poseł może mówić z trybuny sejmowej to, co mu się podoba, nie troszcząc się specjalnie, czy to przybiera postać dowcipu, czy nie. Czasem tak się zdarza, mieliśmy w Sejmie parę takich sytuacji. Oto nagle osobą bardzo dowcipną okazywał się marszałek Józef Zych, albo też inny poseł prowokował nas do śmiechu. Gdy zaś chodzi o liczbę dowcipów politycznych, zmniejszyła się ona, bo zmieniły się warunki polityczne. Ale to chyba nie jest źle. Danuta Waniek, czyli nie żartować z prezydenta 325 - Jak się pani podobają dowcipy o prezydencie Kwaśniewskim? - Nie znam takich. - Nie słyszała pani ani jednego kawału? - Nie, nie. - Ale przy okazji sprawy magisterium było ich trochę w obiegu... - Czy to było dowcipne? - Nie śmieszyły panią? - Nie, nie śmieszyły mnie. - O poprzedniku prezydenta Kwaśniewskiego, Lechu Wałęsie, musiała pani słyszeć jakiś dowcip, bo było ich wiele... - Tak, ale powiem szczerze, że nie pamiętałam ich długo. Śmiałam się krótko i wolałabym, żeby raczej nie wyśmiewano się z prezydentów Rzeczypospolitej. - A z kogo można się śmiać? - Ach, z różnych sytuacji. Ze spraw, które zdarzają się w sposób nieoczekiwany. Tak naprawdę śmiać się można ze wszystkiego, nie cenzurowałabym naszej skłonności do żartowania. - Czy pani padła kiedyś ofiarą żartu politycznego? - Niejeden raz. Na przykład fotograf jednego z tygodników złapał mnie na tym, że wychodziłam z księgarni sejmowej z torbami pełnymi czegoś. W rzeczywistości były to torby wypełnione książkami. Kupiłam ich wiele na prezenty gwiazdkowe, bo był to dzień poprzedzający Wigilię. Pod zdjęciem umieszczono zaś podpis: Żona stanu, (śmiech) - Czy sama jest pani skłonna do żartów, do dowcipkowania z innych polityków? - W drugiej kadencji mocno spoważniałam. W poprzedniej czasem to robiłam. - Jak ocenia pani polską klasę polityczną pod względem poczucia humoru? 326 CHICHOT (Z) POLITYKA - Myślę, że ona jest dzisiaj, niestety, zbyt zacietrzewiona, żeby mogła być dowcipna. Politycy zbyt poważnie traktują samych siebie. Aby umieć dowcipkować, trzeba mieć trochę dystansu do samego siebie. Tego nam chyba brakuje. - A jaki jest w Polsce poziom dowcipu politycznego? Przytoczę krótki kawał "magisterski" z kampanii prezydenckiej. Mówiono wówczas, że wykształcenie to nie piwo - nie musi być pełne... Dobry dowcip? - Eeee... (westchnienie) - Myśli pani, że to marny kawał? A może zbyt dosłowny? - Zbyt dosłowny to on może nie jest. Ale z dowcipami jest tak, że ja prawie natychmiast je zapominam... - Co panią najbardziej śmieszy w polskiej polityce? - Co mnie śmieszy? Niech się zastanowię... - Wbrew pozorom, to chyba trudne pytanie? - Nie, ono trudne nie jest. Tylko nigdy się nad tym nie zastanawiałam... - Proszę powiedzieć, czy - biorąc pod uwagę czujne oko prześmiewców - kobiecie jest trudniej funkcjonować w polityce? - Myślę, że jest trudniej. Sama zetknęłam się z takim podejściem do kobiety, że najpierw się na nią patrzy, potem dopiero się jej słucha. I jak się zgodzi wizja z fonią, wtedy kobieta odnosi jakiś tam sukces. A jeśli panom coś się nie podoba, są wtedy bardzo bezwględni. Nie chciałabym, aby byli wulgarni. Dobry żart, jak kiedyś mówiono, jest tynfa wart. - Czy w latach PRL chętnie słuchała pani kawałów o sekretarzach ?? PZPR i absurdach socjalizmu? Tęskni pani do tych "soczystych" dowcipów politycznych? - Nie, ponieważ -jak powiedziałam przed chwilą - tamten dowcip zastępował wolność opinii publicznej, wolność wygłaszania własnych poglądów, był substytutem. A więc Danuta Waniek, czyli nie żartować z. prezydent^ 327 jednak w tym dowcipie było coś smutnego. Myślę, że lepiej śmiać się mniej, ale za to mieć prawo korzystania z wolności. - Zastrzegała pani na wstępie naszej rozmowy, że byłoby lepiej, gdybyśmy nie naśmiewali się z prezydentów RP. Ale w swej książce o kampanii prezydenckiej już w tytule użyła pani przydomka "Kwach", który ma niewątpliwie charakter humorystyczny, mieści się w konwencji żartu... - Tak, to prawda. - Więc jednak poczucie humoru jest potrzebne politykom? - Jest bardzo potrzebne. Przede wszystkim poczucie humoru... (śmiech). Warszawa, 18 czerwca 1997 * Danuta Waniek - posłanka Sojuszu Lewicy Demokratycznej, była szefowa Kancelarii Prezydenta RP Aleksandra Kwaśniewskiego * Data urodzenia: 26 października 1946 * Miejsce urodzenia: Włocławek * Znak Zodiaku: Skorpion * Zawód: prawnik, politolog * Wykształcenie: wyższe, Wydział Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego, dr hab. nauk politologicznych (doktorat - Uniwersytet Warszawski, habilitacja - Akademia Nauk Społecznych przy ?? PZPR w Warszawie) * Kariera polityczna: członkini PZPR (od 1967), następnie SdRP (od 1990), posłanka SLD (od 1991), wiceprzewodnicząca Klubu Parlamentarnego SLD (1993-1996), podsekretarz stanu w Ministerstwie Obrony Narodowej (1994-1995), szefowa sztabu wyborczego Aleksandra Kwaśniewskiego 328 CHICHOT (Z) POLITYKA w wyborach prezydenckich (1995), szefowa Kancelarii Prezydenta RP (1995-1997) * Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 roku kandydowała do Sejmu z listy SLD w Warszawie. Zdobyła mandat, gromadząc 99 480 głosów. W związku z ustawowym zakazem łączenia mandatu poselskiego z funkcjami administracyjnymi, zrezygnowała z posady szefa Kancelarii Prezydenta RP. Dowcipy Kawałów na temat Danuty Waniek właściwie nie ma. Pojedyncze żarty pojawiły się jedynie w czasie, gdy była wiceministrem obrony narodowej. Nawiązywały do roli, jaką kobieta może pełnić w armii. Nie wszystkie były cenzuralne. Pojawiały się także przeróbki kawałów o blondynkach, w których - z racji koloru włosów - bohaterką była Danuta Waniek. Mimo sugestii byłej szefowej Kancelarii Prezydenta RP - aby nie żartować z głowy państwa, od czasu do czasu pojawiają się kawały na temat prezydenta. W większości nawiązują do postkomunistycznego rodowodu Aleksandra Kwaśniewskiego, jego tuszy oraz sprawy podania przez niego w kampanii wyborczej nieprawdziwej informacji, że uzyskał tytuł magistra na Uniwersytecie Gdańskim. Oto przykłady: * - Jakim cudem Kwaśniewskiemu udało się wygrać wybory? - Bo jego sztab wyborczy w ostatniej chwili zmienił hasło: z " Wybielmy przeszłość" na " Wybierzmy przyszłość". Danuta Waniek, czyli nie żartować z prezydenta 329 - Kwaśniewski lansował hasło " Wybierzmy przyszłość". Zapomniał dodać, że dla Sekuły. * - Największa gwiazda disco-polo? - Piękny Olo. * Nazajutrz po wyborach prezydenckich w Polsce Departament Stanu USA wysłał depeszę gratulacyjną do Kwaśniewskiego: " Gratulujemy zwycięstwa. STOP. Wizy STOP. Pomoc STOP." * - Dlaczego Kwaśniewski przytył zaraz po objęciu urzędu prezydenta? - Bo chce pokazać, że w Polsce od razu się poprawiło. * - Co się zmieniło w wyglądzie Kwaśniewskiego gdy został prezydentem? - Wyrósł. - Na wielkiego męża stanu? ¦¦¦-¦. - Nie, ze starego garnituru. * - Kwaśniewski przytył zaraz po objęciu urzędu prezydenta, gdyż podziela poglądy byłego prezydenta USA, Wilsona. - Jak to? - To Wilson powiedział, że "każdy polityk, który dochodzi do władzy, albo rośnie, albo pęcznieje". * - Czy Kwaśniewski jest prezydentem wszystkich Polaków? - Tak, wszystkich którzy należą do SdRP. 330 CHICHOT (Z) POLITYKA * Kwaśniewskiemu zarzucają, że za jego kadencji stosunki polsko-rosyjskie wyglądają tak jak w latach PRL. Na to prezydent: - Nie przesadzajcie, coś się jednak zmieniło. Minister Siemiątkowski pojechał do Moskwy, był na Łubiance i przecież wrócił cały i zdrowy. * - Dlaczego po długiej i mroźnej zimie w ogóle nie było wiosny? - Bo Kwaśniewski na wiosnę obiecywał mieszkania dla młodych. * - A to się nam udał prezydent Kwaśniewski - mówi Kowalski do sąsiada. - Tak udał się. Ostatnio do Ameryki, a wcześniej do Francji, Belgii, Szwajcarii... * Kowalski po wyborach prezydenckich: - Włączam telewizor - Kwaśniewski, włączam radio - Kwaśniewski, otwieram gazetę - Kwaśniewski. Kurwa, już się boję otworzyć lodówkę. * Prezydent Kwaśniewski i rzecznik Styrczula zwiedzali pałac sułtana w Stambule. Pokazano im urządzony z przepychem pokój eunuchów. Na to Kwaśniewski do Styrczuli: - Antoni, to coś dla ciebie. - Panie prezydencie, stać mnie na więcej - żachnął się rzecznik. Danuta Waniek, czyli nie żartować z prezydenta 331 * Kwaśniewski uczestniczy w programie " Sto pytań ". - Kiedy poznał pan obecną małżonkę i dlaczego pan się z nią ożenił - pyta dziennikarka. - Och, to było nieporozumienie. Ja byłem przekonany, że to Shazza. * - Jak się nazywa żona Kwaśniewskiego ? - Polisa Kwaśniewska. * - Jakie były największe sukcesy Kwaśniewskiego w pierwszym roku prezydentury? - Siedem złotych medali na igrzyskach olimpijskich w Atlancie i Nagroda Nobla dla Szymborskiej, a także to że po nocy przychodzi dzień. * - Najkrótszy kawał? - Mgr Kwaśniewski. * - Jaki tytuł nosi Kwaśniewski po wyborach? - MWP. - Co to znaczy - Magister Wszystkich Polaków. * - Co uchwalił Sąd Najwyższy w sprawie kłamstwa Kwaśniewskiego? - Że jedno z Dziesięciu Przykazań Boskich nie obowiązuje. 332 CHICHOT (Z) POLITYKA * - Dlaczego o sądowym werdykcie w sprawie kłamstwa Kwaśniewskiego mówiono, że to "śmierdząca sprawa"? - Bo orzekał S(w)ąd Najwyższy. * - Czym się różni dyplom Kwaśniewskiego od UFO? - Na świecie są ludzie, którzy widzieli UFO. * - Jak się nazywa droga dojazdowa do siedziby prezydenta Kwaśniewskiego ? - Magistrala. - A urząd prezydencji? - Magistrat. * - Skąd Kwaśniewski dowiedział się, że nie skończył studiów ? - Z gazet. * - U Kwaśniewskiego stwierdzili ostatecznie wyższe wykształcenie. Wyższe niż u Wałęsy. * - Co orzekł sąd badający sprawę wykształcenia Kwaśniewskiego ? - Wykształcenie nie piwo, nie musi być pełne. * - Jak w Polsce dzieli się wykształcenie? - Na podstawowe, zawodowe, średnie, wyższe i prezydenckie. Danuta Waniek, czyli nie żartować z prezydenta 333 * - Na cześć nowego lokatora Pałac Prezydencki zmienia nazwę. - Jak będzie się nazywał? - Pałac Magisterski. * Po zaprzysiężeniu Kwaśniewskiego Pałac Prezydencki otrzyma nową nazwę. - Jaką? - Magistrat. * - Co oznacza skrót SLD? - Sojusz Lewych Dyplomów. * - Po objęciu urzędu Kwaśniewski zamówił dla siebie pieczątkę z napisem "omc mgr". - A co to znaczy? - O mało co magister. * - Czy Kwaśniewski w związku ze swoim oszustwem w sprawie wykształcenia ma czyste sumienie? - Tak, bo nie używane. * - Spłonęło archiwum Uniwersytetu Gdańskiego. - Dlaczego? - Kwaśniewski ze świeczką szukał swej pracy magisterskiej. * 334 CHICHOT (Z) POLITYKA - Rozkopali całe śródmieście Warszawy - A co? Budują kolejny odcinek metra? - Nie, Kwaśniewski gdzieś zapodział swój dyplom. * Kwaśniewski wchodzi do męskiej sauny. Zebrani tam mężczyźni gwałtownie zasłaniają rękami swoje intymne okolice. - Co wy, przecież jestem tu bez żony - dziwi się prezydent. - Eeee, z panem to nigdy nic nie wiadomo... * Emeryt do emeryta: - Dlaczego głosowałeś na Kwaśniewskiego ? - Bo obiecywał mieszkania. Myślałem, że na starość otrzymam własny kąt i wreszcie będę mógł wyprowadzić się od teściowej. * - Czym się różni Kwaśniewski od Clintona? - Stosunkiem do bokserów... - Jak to? - Clinton ani razu nie zainteresował się Mikem Tysonem, choć go wsadzili do więzienia. A Kwaśniewski od Andrzeja Gołoty, poszukiwanego listem gończym, od razu wziął autograf. * - Czym było spotkanie Michaela Jacksona i Aleksandra Kwaśniewskiego ? - Spotkaniem najwybitniejszych specjalistów od zmieniania koloru skóry. Danuta Waniek, czyli nie żartować z prezydenta 335 - Czy Kwaśniewski jest głową państwa polskiego? - Tak, z tym, że trochę pustą. * - Dlaczego Kwaśniewski po objęciu urzędu prezydenta tak szybko upodobnił się do Wałęsy? - Bo ma tę samą kucharkę. * - Czym się różni Kwaśniewski od Piłsudskiego? - Piłsudski przeprowadził zamach majowy, a na Kwaśniewskiego przygotowali zamach jajowy. * - Kwaśniewski upodabnia się do Wałęsy - Jak to? - Jest za, a nawet przeciw ustawie lustracyjnej. Tak samo w sprawie konkordatu. W końcu jeden i drugi dokument podpisał objawiając swoje plusy dodatnie. * - Kwaśniewski zaprosił do Pałacu Namiestnikowskiego twórców kabaretu. Pokazuje im piękne wnętrza i mówi: - Już wkrótce każde młode małżeństwo będzie tak mieszkać! - Od wymyślania dowcipów to my jesteśmy! - odpowiada jeden z kabareciarzy. * Jelcyn dzwoni do Kwaśniewskiego: - Słuchaj, Havel przysłał mi zaproszenie na Dni Morza. Jesteś zaufanym towarzyszem. Co to może znaczyć - przecież oni nie mają morza? 336 CHICHOT (Z) POLITYKA Kwaśniewski dzwoni do Havla i dopytuje się: - Podobno zapraszasz Jelcyna na Dni Morza. Jak tak możesz? Przecież wy nie macie morza! - A jak on zaprasza mnie na Dni Kultury Rosyjskiej to jest w porządku? * - Dlaczego wszystkie pszczoły zleciały się na wiec przedwyborczy Kwaśniewskiego? - Bo poczuły lipę. * - Czy Kwaśniewski jest gruby? - Nie. Chudy inaczej. * Wałek czy Olek - jeden Matołek. * - Od czego Kwaśniewski tak przytył? - On tylko spuchł, bo go pszczoły pokąsały, gdy wkładał głowę do ula. - Nie wiedział, że nie wolno? - Koalicjant ze złości mu nie powiedział. * Rozmowa dwóch emerytek: - Słyszała pani? Kwaśniewski obiecał młodym mieszkania do roku 2000! - Od narodzin Chrystusa, czy od rozpoczęcia prezydentury? Józef Wiademy, czyli śmiech z wielką niewiadomą Rozmowa o dowcipie politycznym? Chyba nikt z moich rozmówców nie był tak zaskoczony jak Józef Wiademy. Szef OPZZ, jak łatwo można wywnioskować, jest zwolennikiem humoru rubasznego. Odpowiadając jednak na pytania o satyrę polityczną, wolał zachować pełną powagę. Raz tylko, po moich naleganiach, "wymsknął" mu się dość pikantny kawał... * - Czy polityk powinien cieszyć się, że ludzie opowiadają o nim dowcipy, czy raczej martwić się z tego powodu? - Uważam, że powinien być zadowolony, iż w ogóle ludzie o nim mówią. - Niezależnie od tego, co mówią? - Tak, niezależnie od tego. Politycy powinni przyjmować to normalnie. - O panu raczej kawałów się nie opowiada... - Może jestem za mało znany. Funkcję przewodniczącego OPZZ objąłem dopiero od 26 września 1996 roku. Ale już słyszę pewne głosy w parlamencie. I nawet "Nie" napisało już o Wiadernym, że zabiega o swoich. I dobrze robi, że dba o swoich! Jakoś przebijam się do prasy. Może nie w Warszawie, ale w województwach. - W terenie były jakieś anegdoty na pana temat? - Słyszałem jedną, ale nie chciałbym jej sprzedawać. 338 CHICHOT (Z) POLITYKA - Może jednak? - To było coś na temat tego, że OPZZ z Wiadernym jest mało widoczne w mediach, zaś Spychalską - kobietą - bardziej się interesowano. Mowa była o tym, że nie jestem politykiem z pierwszej linii. Ale to przecież prawda, bo do nich się nie zaliczam. Jest jednak opinia, że w SLD potrafię postawić na swoim i wygrać. Może to nie jest dowcip, ale... Coś tam w każdym razie opowiadano. - Nie ma pan poczucia zazdrości... - Już wiem, do czego pan zmierza... - Zmierzam do tego, że o pierwszym przewodniczącym OPZZ, Alfredzie Miodowiczu, opowiadano wiele kawałów. Nie były może przychylne, ale - w myśl pana zasady - ważne jest, że w ogóle ktoś się politykiem interesuje. Miodowicz był na pierwszych stronach gazet... - Gdybym był członkiem Biura Politycznego, też byłbym na pierwszych stronach. Inne czasy! W tej chwili w mediach przebija się polityk. Sprawy związkowe dziennikarzy mniej zajmują. Ja za politykę za bardzo się nie biorę, ale też od niej nie uciekam. Nie uniknę polityki. Ona zaczęła się już u progu kampanii do Sejmu. - Potrafi pan spojrzeć na siebie z ironią? Jakie swoje cechy charakteru lub działania uznałby pan za śmieszne, stwarzające okazję do dowcipkowania? - Nigdy się nad tym nie zastanawiałem. - Nie ma pan żadnych słabości? - Mam słabość do ludzi, dobrze się wśród nich czuję. - Dotyczy to także rywali politycznych? - Jeśli jest gra na argumenty, to dlaczego nie? Zawsze staram się rozmawiać, nie unikam rozmów. W sprawie podziału majątku piszę do "Solidarności", ale nie ma na to odpowiedzi. A potem w mediach pojawiają się informacje, że OPZZ robi w tej sprawie coś nie tak. Tymczasem ja wręcz dopominam się o rozmowy. Józef Wiaderny, czyli śmiech z wielką niewiadomą - Na zdjęciach w gazetach ma pan stale poważną minę, a w rozmowie ze mną ciągle się pan uśmiecha. Jakie ma pan naprawdę poczucie humoru. - Naprawdę duże! Zawsze podchodzę do sprawy z uśmiechem. Może na zdjęciach wychodzę inaczej, ale ludzie mnie postrzegają jako osobę wesołą. Uśmiecham się nawet wtedy, gdy jestem bardzo zdenerwowany, bo uważam, że tak jest lepiej. Zyskuję, jeśli podchodzę do sprawy optymistycznie, choć może tego uśmiechu nieraz nie widać w telewizji. Ale to Krzaklewski więcej narzeka na to, że go pokazują ze złej strony, z zadartą brodą do góry. - Lubi pan opowiadać dowcipy? - Lubię bardzo słuchać, ale nie umiem opowiadać. Ostatni jaki słyszałem, i potrafię odtworzyć, nie za bardzo nadaje się do powtórzenia. Ale nie jest o blondynkach! - Niech pan opowie! - No więc przychodzi starszy facet, po siedemdziesiątce, do lekarza i mówi, że chciałby sprzedać swoje nasienie. Na to lekarz: - Gdyby pan był młody, to może dałoby się to załatwić, ale ponieważ ma pan swoje lata, nie pomogę panu. Kiedy jednak staruszek zaczął nalegać i ubolewać, że nie ma za co żyć, lekarz się zgodził. -Tu ma pan słoiczek, niech pan przejdzie do pokoju obok i zrobi co trzeba. Minęło jednak piętnaście minut, a ten pan nie wraca. Lekarz nadsłuchuje, ale z pokoju dobiega tylko stękanie. Wreszcie wchodzi do pokoju i pyta: - Co się dzieje? Na to tamten odpowiada: - Próbuję prawą ręką, lewą ręką, obiema rękami, ale za cholerę nie mogę otworzyć tego słoika... (śmiech) - Kogo w swoim środowisku politycznym uważa pan za najlepszego humorystę? - Jest pan Oleksy, były premier, szef SdRP, który ma duże poczucie humoru. Także pan premier Cimoszewicz potrafi się śmiać. Do osób o dużym poczuciu humoru zaliczam również pana prezydenta Kwaśniewskiego. Nie mogę tego 340 CHICHOT (Z) POLITYKA natomiast powiedzieć - przykładowo - o koledze Szmajdzińs-kim, który jest zupełnie inny, ale może to ja go tak odbieram. - A na prawicy kogo by pan wyróżnił? - Na przykład Kuroń, choć to nie prawica. Mało znam tych ludzi. Nie mam z nimi kontaktu. Słyszałem, że pan Gwiżdż ma duże poczucie humoru. - Co pana najbardziej śmieszy w polskiej polityce? - Śmieszy mnie, gdy w kampanii wyborczej wszyscy mówią ludziom, co też będą dla nich robić w parlamencie, a później widzimy, jak to naprawdę wygląda. - No właśnie, działania polityków rozmijają się z oczekiwaniami wyborców. To powinno być dobrą pożywką dla satyryków, a tymczasem dowcipów politycznych prawie w ogóle nie ma. Potwierdza pan tę obserwację? - Rzeczywiście, jest coraz mniej typowych kawałów politycznych. Czy to dobrze? Raczej źle. Każdy polityk powinien dowiedzieć się coś o sobie. Z kawału mógłby się dowiedzieć. Dowcip jest może śmieszny, ale zawsze coś z niego wynika. - Co jest powodem tego, że dowcip polityczny zamarł? - Mamy kapitalizm, ludzie są zabiegani, gonią, dbają o swoje miejsca pracy. Społeczeństwo jest bardzo przybite, bo okres transformacji przedłuża się. Ludzie się zastanawiają: ile to lat może jeszcze potrwać? Zamykają się w domu, w czterech ścianach. Tylko niektórzy prowadzą życie wystawne. - Kiedy ostatnio słyszał pan kawał o polityku? - Oj, chyba dawno temu. Były dowcipy "magisterskie", wiadomo kogo dotyczące. Cała Polska je słyszła, ale przebrzmiały i dziś opowiadają je nieliczni. Po Warszawie chodził dowcip o tym, że Pałac Namiestnikowski będzie się nazywał Magisterium czy Magistrat. - Kawałów brakuje, bo ludzie są przygaszeni. Nic się w tej mierze nie zmieni? - Idziemy w dobrym kierunku. Czeka nas jednak integracja z Unią Europejską, a nie wszyscy w Polsce wiedzą, z jakimi Józef Wiaderny, czyli śmiech ? wielką niewiadomą 341 trudnościami się to wiąże. Górnictwo, hutnictwo - z takim przemysłem wkroczymy do UE, a na kolanach wchodzić przecież nie będziemy. Czeka nas zatem mniej śmiechu, a więcej niewiadomych. Poznań, 14 maja 1997 * Józef Wiaderny - przewodniczący Ogólnopolskiego Porozumienia Związków Zawodowych, poseł SLD * Data urodzenia: 8 marca 1943 * Miejsce urodzenia: Maleniec, województwo kieleckie * Znak Zodiaku: Ryby * Zawód: mechanik, działacz związkowy * Wykształcenie: średnie, absolwent Technikum Mechanicznego w Krakowie * Kariera polityczna: członek PZPR do 1990 roku, obecnie bezpartyjny, przewodniczący Rady Zakładowej Wydziału Wielkich Pieców Związku Zawodowego Hutników - w Hucie im. Lenina w Krakowie, sekretarz rady kombinatu, zatrudniony w OPZZ (od 1985), członek Rady OPZZ (od 1989), członek prezydium OPZZ (od 1990), dyrektor Biura Prezydialnego OPZZ (od 1991), wiceprzewodniczący OPZZ (od 1994), przewodniczący OPZZ (od 1996) - zastąpił na tym stanowisku Ewę Spychalską, która została ambasadorem RP na Białorusi * Z ostatnich miesięcy... - w wyborach 21 września 1997 roku kandydował z listy SLD w Kielcach. Zdobył mandat, gromadząc 15 130 głosów. Dowcipy Nie natrafiłem na kawały o Józefie Wiadernym. Nie było ich także o jego poprzedniczce na stanowisku szefa OPZZ, ¦??*2*? ,??, czelne J<* polityki Gospodarcze], BudK L^żeakuratzniąAcędysKu; ^^ila się na wywiad bez oporc ^C^eszą panią dowcipy P° ^^> przyznam, że nawet Vu ^\^pamjakiśbwaiosc ^ aiara. Ale wiem, że ^^?????, do rudej giowy-\^