14828
Szczegóły |
Tytuł |
14828 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
14828 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14828 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
14828 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Krystyna Berwi�ska
ACH, TA FATALNA TRZYNASTKA!
Siedmior�g
Fotografia na ok�adce Hanna Kucia
(c) Copyright by Krystyna Berwi�ska
ISBN 83-86685-70-0
Wydawnictwo Siedmior�g, Wroc�aw 1995 r.
???? V&.
Wzi�am g��boki wdech, przez chwil� przytrzyma�am powietrze, a potem jednym d�ugim dmuchem zgasi�am trzyna�cie �wieczek.
Spontaniczne oklaski, �miechy, ochy i achy, babcia pokroi�a urodzinowy tort, wujek Darek nape�ni� porzeczkowym winem kieliszki, a tata zacz�� tru� okoliczno�ciow� gadk�. Pomy�la�am sobie, �e w�a�ciwie nie dzieje si� nic nadzwyczajnego: ot, jeszcze jedna cyferka przeskoczy�a w liczniku i nic wi�cej. Bo, prawd� m�wi�c, dzieckiem przesta�am by� ju� dawno. Przed trzema laty. W czwartej klasie. Gdy� wtedy to w�a�nie rozwin�am si� fizycznie. I umys�owo. A tata m�wi: "Cieszymy si� wszyscy, �e oto nareszcie przestajesz by� maluchem i przepoczwarzasz si� w prawdziw� pannic�". Mowa - trawa. Jak tylko sko�czy�am lat dziesi��, to od razu spostrzeg�am, �e steruj� w inn� stron� ni� ch�opaki. Niestety, w ca�kiem inn�! A skoro ju� ten fakt spostrzeg�am, to wyci�gn�am konsekwencje: zacz�am zwraca� uwag� na ciuchy i uwa�a� si� za kobiet�.
Patrz�c teraz z odleg�ej perspektywy na siebie dziesi�cioletni�, widz�, jakie to by�o naiwne. Ale wtedy nie przeczuwa�am nawet, ile trzeba si� nam�czy�, zanim cz�owiek si� stanie cz�owiekiem. A c� dopiero kobiet�!
Tata mow� nad kieliszkiem trzyma wytrwale: "...bo oto wchodzisz, Joasiu, w trudny okres pe�en zasadzek, trw�g i niepokoj�w..." a ja dalej wspominam sobie siebie sprzed trzech lat: jak to w�wczas zacz�o si� wariowanie za muzyk�, kt�re zreszt� niezmiennie trwa do dzi� i b�dzie chyba trwa�o do ko�ca �ycia. Jak zacz�o u nas w klasie dzia�a� pogotowie ratunkowe i jak ka�dy jego cz�onek obstawia� inne fale; jak brz�cza�y telefony z kr�tkimi has�ami: "Na Harcerskiej!" "Ultrakr�tkie!" itd. I od razu by�o wiadomo, o co chodzi. Przez nasze sito nie przelecia�a w pustk� ani jedna
5
piosenka. Najbardziej ub�stwiali�my wtedy Skald�w. Przepadali�my za
"Kr�liczkiem".....bo nie o to chodzi, by z�owi� kr�liczka, ale by goni� go..."
Te s�owa "ale by goni� go" sta�y si� nawet na jaki� czas naszym �yciowym credo, czyli "kred� �yciow�".
W�wczas zacz�am tak�e po raz pierwszy analizowa� �ycie i ludzi. To znaczy rozk�ada� wszystko na czynniki pierwsze. I wszystko bra� pod m�zgowy mikroskop. Robi�am to g��wnie z �ys�, kt�r� uwa�am za wyj�tkowo wa�n� osob� w moim �yciu intelektualnym. Tak naprawd� to �ysa ma na imi� Zo�ka i nosi blond warkocze. Najd�u�sze i najgrubsze w ca�ej klasie. Wi�c dlatego przezwali�my j� �ysa. Logiczne? Dla starych - nie, a dla mnie - oczywi�cie tak. Zazdroszcz� jej tych warkoczy, bo ja mam czarne kud�y, a skoro ju� musz� by� kobiet�, to wola�abym by� blondynk�. "The gentlemen prefer blonds" - powiedzia� nawet m�j tata, kiedy si� zapisa� na kurs intensywnego angielskiego. Zazdroszcz� te� �ysej, �e jest szczup�a, bo ja jestem niestety za gruba. To znaczy mama twierdzi, �e nie, �e w sam raz, ale ja wiem swoje. I wiem, �e to, co wiem, to wiem od mamy lepiej. Bo t� moj� nadwag� na w�asnych nogach d�wigam.
Bardzo sobie przez te trzy lata ceni�am d�ugie spacery z �ys� i nie ko�cz�ce si� nigdy dyskusje. W�a�nie o �yciu i o ludziach. Sympozja owe odbywa�y si� najcz�ciej w Saszczaku czyli w Ogrodzie Saskim, bo tam mia�y�my obie blisko. Ja mieszkam na Sienkiewicza, �ysa na Mazowieckiej, a szko�a na �wi�tokrzyskiej (to znaczy oczywi�cie szko�a nie "mieszka" a tylko "mie�ci si�" przy �wi�tokrzyskiej, musz� tak przesadnie u�ci�la�, bo jakby �ciera ten tek�cik, nie daj Bo�e, dorwa�a, to zaraz szuka�aby pretekst�w do postawienia mi lufy), a poza tym w Saszczaku nikt nam nie m�g� przeszkadza�.
I tu musz� od razu, kategorycznie o�wiadczy�, �e fa�szem jest pod�ym, jakoby�my si� pod fontann� spotyka�y z kim� trzecim. Mama mo�e sobie gada�, co chce, a prawda jest jedna: spotyka�y�my si� tylko we dwie!
Chocia� musz� tu samokrytycznie si� przyzna�, �e wtedy zaczyna�o mi potwornie imponowa� starsze, m�skie towarzystwo. Mie� lat trzyna�cie - to by� szczyt marze�. �mieszne, �e teraz mam w�a�nie tyle - i nic!
Tata, podsumowuj�c, co� nadmienia na zako�czenie toastu, �e niby wkraczam w wiek pary i elektryczno�ci, ale �e daleko mi jeszcze do epoki atomu i lot�w kosmicznych, oraz wylicza skrupulatnie, czego to si� po mnie ca�a rodzina spodziewa (a wszystko sprowadza si�, oczywi�cie, do pi�tek na �wiadectwie) po czym, gdy niesko�czenie d�uga mowa wreszcie si�
6
ko�czy, wszyscy jak na komend� wychylaj� za me zdrowie porzeczkow� lemoniadk�, a mnie daj� "na spr�bowanie" p� kieliszka. I zacz�o si� wielkie �arcie.
Ju� blisko rok min�� od tamtego dnia, wkr�tce zn�w b�d� wakacje i moje czternaste urodziny. Opisa�am te "trzynaste" wczoraj w nocy, ukradkiem, udaj�c zmy�lnie przed mam�, �e niby tak d�ugo si� szykuj� do polaka, a dzi� po powrocie z budy odczytuj� sobie te stroniczki i zastanawiam si� w dusznej rozterce:
- Dlaczego zacz�a� od trzynastych urodzin?
- Bo od czego� musia�am zacz��. A urodziny to jest jaka� data. Konkretna. 30 sierpnia. I ta trzynastka. Jak si� wkr�tce okaza�o, rzeczywi�cie feralna. I koniec wakacji, a pocz�tek nowego roku szkolnego. Ma�o?
- Ale je�li piszesz po to, �eby si� zastanowi� nad tym, co si� sta�o, i dlaczego si� sta�o to, co si� sta�o, to powinna� wybra� jaki� fakt znamienny, wa�ny dla przysz�ych wydarze�, a nie zwyk�e, banalne urodziny. Co�, od czego si� to zacz�o.
- Co za t o?
- To, co doprowadzi�o do t a m t e g o.
- Niby do czego?
- No w�a�nie do t a m t e g o, nad czym si� masz zastanowi�. Zastan�w si�!
Wi�c si� zastanawiam. My�l� o Krzy�ku, o Robercie...
Od Roberta mam zacz��? Nie, to si� zacz�o chyba jeszcze wcze�niej. By� mo�e od tego, �e rozdzielili mnie z �ys�? Albo mo�e od pierwszych niesprawiedliwych podejrze� mojej mamy? Lub... kto wie? Mo�e od prze�ladowa� �ciery? Nie wiem. Nie wiem! A mo�e w og�le od dnia, w kt�rym si� urodzi�am? A mo�e jeszcze wcze�niej? Od dnia, kiedy si� moi rodzice poznali? A mo�e to si� zacz�o, kiedy mia�am cztery lata, bo wtedy... Eee! Przecie� nie mog� zaczyna� tej ca�ej historii od stworzenia �wiata ani od Adama i Ewy, bo nie jestem ani �adnym Proustem, ani nawet Prusem, tylko zwyk�� dziewczyn�. Wi�c skoro musz� ju� od czego� zacz��, to lepiej niech b�dzie tak, jak jest, niech si� zacznie od trzynastej rocznicy. I wcale si� nie zgadzam, �e ta data nie mia�a �adnego znaczenia. W�a�nie �e mia�a. Tak jak i te ca�e moje denne wakacje! A �e denne, to troch� w tym by�o tak�e mojej winy, ale tylko troch�. To "troch�" polega�o na tym, i� mi nie wystawiono na koniec roku b�yszcz�cego �wiadectwa. Fakt, �e na pocz�tku zesz�e-
7
go roku, tu� po poprzednich wakacjach, podpisa�am by�a (czas zaprzesz�y, plusquamperfectum) z ojcem nast�puj�cy cyrograf: "Umowa mi�dzy c�rk�, Joann� Korzyck�, a jej ojcem, ob. Stefanem Korzyckim. Ob. Stefan Korzyc-ki zobowi�zuje si� zabra� ze sob� w miesi�cach wakacyjnych c�rk�, ob. Joann� Korzyck�, do Moskwy i Leningradu samolotem. W zamian za to c�rka Joanna ma mie� na promocji do klasy VII same oceny bardzo dobre i jedn� ocen� dobr�. W przeciwnym wypadku traci szacunek ojca i nie odzyska go, dop�ki nie b�dzie mia�a samych pi�tek i jednej czw�rki na �wiadectwie. C�rka Joanna zobowi�zuje si� poza tym do przychodzenia przynajmniej raz w tygodniu do ojca na konsultacje naukowe w ci�gu ca�ego roku szkolnego". Potem nast�powa�y podpisy i daty. I wszystko by�o legalnie opiecz�towane.
Mog� si� zgodzi�, �e siedem pi�tek, sze�� czw�rek i jedna tr�jka (z matematyki), to nie pow�d, aby lecie� samolotem do Moskwy i Leningradu. Ale chyba to te� nie pow�d, �eby mi robi� w domu prywatny Szlisselburg (nie wiem, czy to si� tak pisze), w kt�rym zamkni�ty by� przez czterdzie�ci sze�� lat major Walerian �ukasi�ski (z historii czw�rka). A oni, czyli moi kochani rodzice, tak w�a�nie mnie urz�dzili. Wywie�li mnie do babci do Bia�obrzeg�w, gdzie by�am ju� ze sto razy. Przez pierwsze p� wakacji pilnowa�a mnie tam mama, a przez drugie p� - ojciec. Nie licz�c oczywi�cie stra�y miejscowej z�o�onej z jednej babci, trzech cio�, dw�ch wuj�w i kilkunastu kuzynek i kuzyn�w (z kt�rych jeden by� nawet prawdziwym stra�akiem, tyle �e ogniowym, i dlatego chyba z lekka si� do mnie podpala�). Wszyscy oni stosowali wobec mnie najgorsze �redniowieczne praktyki. Nie wolno mi si� by�o w og�le spotyka� z ch�opakami, z kt�rymi si� jeszcze w zesz�ym roku tak wspaniale bawi�am "jako dziecko". Mama nagle zacz�a uwa�a�, �e tylko ona jest dla mnie odpowiednim towarzystwem. Ale "moje jedyne odpowiednie towarzystwo" spa�o do dwunastej, a czasem i do drugiej po po�udniu, czyli do obiadu, co statystycznie dawa�o ka�dego rana pi�� godzin bitej nudy ze �mietan�. A dzie� przecie� sk�ada si� nie tylko z poranka. S� jeszcze popo�udnia i d�ugie wieczory, o bezsennych nocach nawet nie wspominaj�c.
C� wi�c robi�am? Wdycha�am �wie�e powietrze, jad�am jab�ka, leczy�am tr�dzik pospolity za pomoc� p�atk�w owsianych i stara�am si� trzyma� prosto. �adnych sport�w nie uprawia�am, nawet g�upiego badmintona, bo z ch�opakami gra� mi nie by�o wolno (odk�d mnie mama nakry�a, jak si� ca�kiem niewinnie na po�egnanie poca�owa�am ze Zbyszkiem), babcia
8
i mama gra� w badmintona nie umia�y, ciocie i wujkowie nie mieli na takie g�upstwa czasu, a kuzyni - z wyj�tkiem tego jednego ze stra�y - ochoty. Ale ci kuzyni stra�nicy nie byli jeszcze tacy najgorsi, bo czasem pod ich stra�� sz�am nad rzek�, gdzie udawa�o mi si� z rzadka z�owi� okonia (z regu�y niewymiarowego). A poza tym by�am dla wszystkich, a g��wnie dla babci, na posy�ki. Jak siedzia�am w ogr�dku, to �eby mi nie by�o za dobrze, babcia co pi�� minut wo�a�a mnie, a to do przemielenia mi�sa na kotlety, a to do zrywania szczypiorku, a to do zbierania malin, a to do r�nych innych czynno�ci, pr�cz chodzenia do sklepu, bo wtedy mog�abym z�apa� kontakt. W og�le za p�ot nie wolno mi by�o wychodzi�. Chyba �e w niedziel� ze wszystkimi na sum�.
Troch� za to czyta�am. Jakie� takie byle co, dop�ki nie dorwa�am si� do "Po�egnania z broni�". To by�a moja wielka rado��! Kocham Hemingwaya. Kocham Katherine. Chcia�abym prze�y� tak� mi�o��, jak� ona prze�y�a. P� dnia p�aka�am, kiedy Katherine umar�a.
Wojtek cz�sto chodzi� ko�o naszego p�otu, ale nie wolno mi si� by�o z nim kontaktowa�, poniewa� on zosta� uznany za nieodpowiednie dla mnie towarzystwo. Siedzia�am wi�c i ty�am, ty�am straszliwie, cho� dobrze wiedzia�am, �e ju� i tak jestem za t�usta.
Ale pewnego razu uda�o mi si� porozumie� listownie z Wojtkiem. Um�wili�my si� wtedy, �e czmychn� z domu o jedenastej, jak wszyscy ju� b�d� spa�. I rzeczywi�cie nikt si� nie kapn��, �e wysz�am.
Kiedy zobaczy�am Wojtka z bliska, zdziwi�am si�, �e jest taki du�y. Zacz�li�my wspomina� wszystkie siupy z minionych wakacji. Nareszcie mog�am wy�mia� si� i wyhasa� do syta. Potem Wojtek zapyta� mnie powa�nie, czy chc� z nim chodzi�. Zg�upia�am. Jak ja mog� z nim chodzi�, skoro siedz� tu jak pies na �a�cuchu, a potem wyjad� do Warszawy? Ale on obja�nia�, �e to si� tylko tak m�wi, a naprawd� to pyta, czybym si� nie zgodzi�a zosta� jego �on�. Zg�upia�am do reszty. Powiedzia�am, �e nie wiem, bo pewnie w og�le nie wyjd� za m��, poniewa� wszystkie ma��e�stwa s� nieszcz�liwe i tylko wiecznie k��c� si� ze sob�. Na to o�wiadczy�, �e je�eli si� nie zgodz�, to on si� rzuci pod poci�g. A poci�g w�a�nie nadje�d�a�. Nie wiem, czy �artowa�, czy m�wi� powa�nie, bo w tym momencie nakry� nas siedz�cych bogobojnie w krzakach wujek Darek, kt�ry wraca� z jakiej� towarzyskiej imprezy. Wujek zagrozi� Wojtkowi, �e jak Wojtek jeszcze raz si� do mnie zbli�y, to on mu ko�ci po�amie! A mnie zabra� do domu, a tak naprawd� to nie on mnie, a ja jego zabra�am.
9
By�a okropna awantura. Babcia, mama, ciocie, wujkowie i kuzyni, wszyscy odbyli nade mn� publiczny s�d i o�wiadczyli, �e stracili do mnie ca�e zaufanie. Jakby je kiedykolwiek mieli! Od tej pami�tnej nocy �a�cuch, na kt�rym mnie trzymali, jeszcze bardziej si� skr�ci� i odt�d ju� �azi�am po ogrodzie jak koza przywi�zana do palika.
Kiedy tata po powrocie z Leningradu wymieni� si� z mam�, by�o troch� lepiej, bo zrobili�my kilka wycieczek, ale potem zacz�� pada� deszcz i tata w starym szlafroku babci i z ksi��k� w r�ce nie schodzi� z kanapy. A czasem jak schodzi�, to tylko do sionki przegl�da� stare gazety albo na taras k��ci� si� z wujkami. A jak zg�asza�am pretensje, to mi tylko dogadywa�: "Trzeba si� by�o uczy�!" Bombowe wakacje! Po prostu sza�.
Cho� owszem, bombowe, bo w czasie tych dennych wakacji wybuch�y dwie bomby telewizyjne: pierwszy cz�owiek na Ksi�ycu (a w�a�ciwie pierwsi ludzie, bo by�o ich dw�ch) i Conchita Bautista.
To, �e dwaj ludzie w bardzo dziwnych kombinezonach chodz� sobie, a raczej skacz� jak kangury po Ksi�ycu, by�o wspania�e. Nie z tej ziemi! Ale jeszcze bardziej nie z tej ziemi wyda�o mi si� to, �e w tej samej sekundzie, gdy oni tam skacz�, ja tu, w Bia�obrzegach, na nich patrz�. Roz�o�ona wygodnie na kozetce! I nie tylko ja. I nie tylko wszyscy moi stra�nicy. Ca�y �wiat to ogl�da�! Z wyj�tkiem jedynie kitajc�w. Tak czy inaczej, l�dowanie na Ksi�ycu to naprawd� wielka rzecz i 20 lipca na pewno przejdzie do historii, i dzieciaki b�d� si� kiedy� musia�y tej daty uczy� na pami��. A ja - nie! Bo sama by�am naocznym �wiadkiem. Historii.
Druga bomba by�a hiszpa�ska. W�a�ciwie sex-bomba dla starszych pan�w. Conchita Bautista na Festiwalu Piosenki w Sopocie. Faktem jest, i� tata, kt�ry nie cierpi telewizji i ur�ga wszystkim, kt�rzy jej programy ogl�daj�, patrzy� jak sroka w gnat na wdzi�czne miotanie si� pon�tnej Conchity oraz s�ucha� w upojeniu jej �piewu. I z�ego s�owa nie da� powiedzie� na ni� ciociom, kt�re dosy� krytycznie ocenia�y hiszpa�ski temperament artystki.
Ale nawet Armstrong, Aldrin i na dok�adk� Bautista nie byli w stanie rozja�ni� na d�u�ej beznadziejnie pochmurnej wakacyjnej szarzyzny.
I ostatniego dnia tej udr�ki sko�czy�am trzyna�cie lat. By� to dla mnie mimo wszystko dzie� do�� wa�ny. Bo �udzi�am si�, �e od tego dnia co� si� zmieni, co� wyniknie z faktu, �e nareszcie zosta�am "oficjalnie", tak�e w oczach taty i mamy - zaliczona do m�odzie�y. Do prawdziwej m�odzie�y. Do tej m�odzie�y, o kt�rej si� tyle w ko�o m�wi i na kt�r� si� w k�ko tak idiotycznie narzeka. Tymczasem nic si� nie zmieni�o! Nic! Dlaczego? Jak to
10
mo�e by�? Tyle si� o czym� my�li, tak d�ugo si� na co� czeka, a potem - nic. Wielkie nic. Czyli guzik z p�telk�.
Wykorzystuj�c fakt, �e nie ma w domu mamy, naskroba�am w starym zeszycie powy�szy kawa�ek o wakacyjnej "przygodzie" i teraz sobie tak my�l�:
- To wszystko w�a�nie si� sta�o przez ten guzik... Przez to wielkie nic.
- Naprawd� my�lisz, �e dlatego? - my�l� sobie. I sama sobie po chwili odpowiadam:
- Aha...
- Niby �e sama wywo�a�a� t� lawin�? - pytam siebie. - Lawin�, co ci� o ma�o nie zmiot�a z powierzchni ziemi, na kt�r� raczy�a� zst�pi� trzyna�cie lat temu?
- Co� jakby tak...
- Ciekawe, co by Igor na to powiedzia�.
- Przecie� m�wi�, �eby nie wpada� w og�lniki. �eby szuka� konkret�w.
- Szukam. Przecie� - szukam! �ysa to jest konkret. I �e nas rozdzielili - to te� konkret! Nie mog�am si�, g�upia, doczeka� szko�y, a w szkole od razu na progu spotka� mnie taki cios!
Okaza�o si�, �e od nowego roku nie jeste�my ju� z �ys� w jednej klasie.
- My�lisz, �e wszystko potoczy�oby si� inaczej, gdyby� by�a razem z �ys�?
- My�l�.
- Jeste� tego pewna?
- Nie, nie jestem pewna... Ale wiem, �e to by�o bardzo wa�ne i �e okropnie mnie tym przeniesieniem skrzywdzili. To wiem na pewno. Wi�c mo�e by i nie dosz�o do tamtego, gdyby nas nie rozdzielili.
To naprawd� by� skandal. �ys� zostawili w VIIc, a mnie przenie�li do Vlla! Wprawdzie w "a" by� S�awek, kt�rego zna�am od wiek�w i kt�ry ogromnie si� ucieszy� ze spotkania ze mn�. Ale S�awek to nie to samo co �ysa!
Dlaczego mnie tak skrzywdzili? W "c" mia�am swoj� pak�. Sta�y�my wraz z �ys� na jej czele. Ale zasadniczo panowa�a demokracja. Nic si� nie robi�o bez zgody kolektywu.
Nasza paczka to by� czo�owy m�zg klasy. (Czy�bym by�a nieskromna?) A poza paczk� pozostawa�o tylko kilku kujon�w z nikim specjalnie nie zwi�zanych, pewna liczba os�b przeci�tnych, kt�rych nie zauwa�ali nawet nauczyciele, oraz paczka malkontent�w z Wandzi� Motyl na czele. Dzia�al-
11
no�� tych ostatnich polega�a na niezgadzaniu si� z tym, co "my" proponujemy, cho� nie proponowali w zamian nic. By�y to same g�si, kt�re na wszystko m�wi�y "nie", �eby tylko nie by�o tak, jak "my" chcemy. Jedynym ich zarzutem przeciw nam by�o to, �e si� rz�dzimy.
W "c" kultywowane by�y pieczo�owicie wspania�e zwyczaje; a wi�c: gremialne wycie, gdy wypuszczano nas o godzin� wcze�niej; solidarno�� zbiorowa przed nauczycielami i rodzicami, solidarno�� tak wielka, �e ka�dy wola�by dosta� luf� lub uj�� za debila ni� wyda� drugiego (dla "cia�a" byli�my w "c" niemi i g�usi, nikt nikogo nie widzia� i nikt nic nigdy nie s�ysza�). Dalej: walki klasowe, w kt�rych wszyscy bez wzgl�du na p�e� byli sobie r�wni (z wyj�tkiem Irenki Cha�upczak, kt�r� wykluczyli�my z bijatyk, poniewa� si�ga�a nam do pasa). Poza tym: niech�� do akademii (nie wypada�o si� dobrze wyra�a� nawet o akademiach na Dzie� Dziecka) oraz niech�� do bezsensownych i �le zorganizowanych prac spo�ecznych. Istnia� te� zwyczaj niedziwienia si� niczemu. Powiedzenie typu: "Co ty? Naprawd�? Tego si� nie spodziewa�am!" by�o w najgorszym stylu.
Ach! Zapomnia�am o bardzo wa�nym: o wielkiej solidarno�ci w �ci�ganiu i podpowiadaniu. Ze zdumieniem spostrzeg�am, �e w "a" tego zupe�nie nie ma! Ka�dy si� trz�sie nad w�asnymi stopniami i nikt nikomu nie pomaga!
W naszej klasie (tak pisze mi si� wci�� "naszej", a to przecie� nie jest ju� moja klasa), wi�c w by�ej naszej klasie prawie z ka�dej lekcji wysnuwali�my temat do dyskusji, wystarczy�o powiedzie� jedno zdanie i ju� klasa dzieli�a si� na "za" i "przeciw". Tworzy�y si� stronnictwa i opozycje, po lekcjach potrafili�my si� bi� o swoje pogl�dy. I to mi bardzo odpowiada�o. Wiedzia�am, �e moje zdanie si� liczy, �e jest wa�ne. Natomiast w "a" nic nikogo nie obchodzi, ka�dy m�wi "a niech ci b�dzie", i hula do domu. Wi�c czu�am, �e t�piej� w tej klasie. Dobrze chocia�, �e �ysa przychodzi�a do mnie czasem na przerw� i m�wi�a, �e u nich (czyli u nas!) na lekcji by�o tak a tak, ona powiedzia�a to, Go�ka tamto itd., a co ja powiedzia�abym na to? Wi�c wysila�am si�, my�la�am... i ujawnia�am moje wyobra�enie o danej rzeczy. Ale tylko na przerwach. Bo jedynie na przerwach spotka� si� mog�am z moj� star� pak�. Na przerwach. Ale �ycie nie sk�ada si� z samych przerw! �ycie, niestety, sk�ada si� tak�e i z �ycia. Dlaczego nas tak skrzywdzili? Zast�pczyni Dyra, zwana Ropuch�, m�j osobisty wr�g, o�wiadczy�a nam, gdy j� o to z �ys� wprost zapyta�y�my, �e nasza wychowawczyni Bu�a, prosi�a j�, aby nas rozdzielili, bo demoralizowa�y�my klas�. K�amstwo i niesprawiedliwo��! Potworne k�amstwo i niesprawiedliwo�� jeszcze po-
12
tworniejsza! A na dodatek wychowawczyni� Vlla jest �ciera. Teraz dopiero b�dzie mog�a si� na mnie m�ci�.
Chocia� - przyzna� to musz� - ta niesprawiedliwo�� mia�a tak�e i jedn� dobr� stron�. A przynajmniej wtedy tak my�la�am, �e ta druga strona medalu jest dobra: do Vlla chodzi� Krzysiek Makowski. Blady i dumny Krzy�!
Sp�yn�� mi nagle ten Krzysiek z d�ugopisu i od razu pomy�la�am sobie:
- Przecie� to od niego si� wszystko zacz�o.
Ale drugi z moich g�os�w wewn�trznych natychmiast protestuje:
- Nieprawda! Krzysiek z tym nie ma nic wsp�lnego!
- K�amiesz! - m�wi� mu. A ten g�os drugi znowu:
- O takich rzeczach w og�le m�wi� nie nale�y!
- Mog� nie m�wi�! Ale nie my�le� - nie mog�!
I rozmy�laj�c o Krzy�ku pisz� dalej (bo mama si� na szcz�cie zawieruszy�a na ca�e popo�udnie).
Jedn� z g��wnych os�b zas�uguj�cych na bezapelacyjne �ci�cie za wszystkie moje cierpienia jest �ciera. W�a�nie �ciera, bo w mojej dawnej klasie istnia� zwyczaj m�wienia per "pani" tylko o nauczycielkach powszechnie lubianych. A o nie lubianych m�wi�o si� po nazwisku, a najcz�ciej po przezwisku. St�d �ciera.
W og�le nasze "cia�o" poza Dyrem jest ca�kowicie �e�skie. I dopiero w liceum pojawiaj� si� m�skie egzemplarze. Wi�c my z �ys� dzieli�y�my to �e�skie "cia�o" na trzy cz�ci: na bia�e, przezroczyste i ��te. Bia�e to s� nauczycielki lubiane, te, do kt�rych m�wimy "pani". A wi�c jest pani od biologii, kt�r� lubi�am za to, �e si� do mnie nie wtr�ca�a, �e mog�am si� jej lekcji uczy� w�asnym systemem, dzi�ki czemu zawsze mia�am z biologii pi��. Druga to pani od radzieckiego, kt�ra mia�a ogromne poczucie humoru i traktowa�a nas jak m�odzie� (te� mia�am u niej pi��). Potem pani od fizyki, u kt�rej mia�am wprawdzie tylko czw�rk�, ale kt�r� uwielbia�y�my za to, �e zawsze panowa�a nad sytuacj�, �e otacza�a j� atmosfera rzeczowej powagi i �e chocia� by�a drobn� blondyneczk� i wygl�da�a niewiele powa�niej od nas, to potrafi�a z nas uczyni� potulne owieczki. Wreszcie pani od �piewu! Weso�a, m�oda (chocia� m�ode to one by�y prawie wszystkie, tylko �e wewn�trznie stare), mia�am u niej pi�tk�, uczy�a nas muzyki, a nie kaza�a przepisywa� nut, jak to czyni�y jej niewydarzone poprzedniczki. I na ko�cu pani od wf-u, kt�ra by�a bardzo wymagaj�ca, ale umia�a organizowa� r�ne
13
kapitalnie pyszne gry i zabawy, a nie tylko uprawia� og�upiaj�c� gimnastyk�. Mia�am u niej pi�tk�.
Do nauczycielek przezroczystych nale�a�y te, do kt�rych nie mia�y�my �adnego stosunku. Ani zi�bi�y, ani grza�y. Stawia�y tr�jki, czw�rki lub pi�tki, albo w og�le nie uczy�y w naszej klasie, tylko przychodzi�y czasem na zast�pstwo. Natomiast nauczycielki ��te to by�y te zdecydowanie znienawidzone. A zatem: matematyczka, czyli F�fel, znienawidzona za up�r i jakby osobist� niech�� do nas. Wychowawczyni, geograficzka, czyli Bu�a, za ob�ud� i donosicielstwo, bo z nami to by�a zawsze s�odziutka, a w pokoju nauczycielskim obgadywa�a nas i m�wi�a, jacy to my jeste�my podli i wykr�tni. Wiemy o tym na pewno, bo �ciera w swojej bezbrze�nej g�upocie powo�a�a si� kiedy� na jej s�d o nas. By�o to tym straszniejsze, �e Bu�� uprzednio nazywali�my Bu�eczk� i szczerze j� uwielbiali�my. Nast�pny ��tek to wspomniana ju� zast�pczyni Dyra, czyli kierowniczka, czyli che-miczka, czyli Ropucha, m�j prywatny zapiek�y wr�g. Przyczepia si� do mnie od samego pocz�tku: o skarpetki, bluzki, kapcie, fartuch, spodnie. Zawsze co� si� jej w moim wygl�dzie nie podoba. Ja nie mog� chodzi� do szko�y w d�insach i fartuchu, ale kiedy Anita przysz�a w czarnych, rozszerzanych spodniach i zielonej bluzce, to Ropucha nawet jej uwagi za to nie zwr�ci�a. A mnie czepia si� o byle co. Wi�c nienawidz� jej z ca�ego serca. A najbardziej za to, �e to ona w�a�nie rozdzieli�a mnie z �ys�.
Ale najwi�kszym moim wrogiem, super��tkiem, jest, jak si� �atwo mo�na domy�li� - �ciera, czyli pani �cierzewska, czyli moja obecna wychowawczyni, czyli pani od polskiego i od "obywatela". �ciera znienawidzona jest zbiorowo za sw� bezmy�lno��, g�upot�, �atwowierno��, brak inteligencji i niepanowanie nad sytuacj�. Gdy pisze co� na tablicy, a potem to �ciera, nieodmiennie idzie przez klas� szmerek: "Co ona tak �ciera i �ciera?" i chichoty narastaj� a� do wybuch�w �miechu, na co ona si� okropnie w�cieka i dopytuje gwa�townie, z czeg� si� tak �miejemy.
�ciera jest wysoka, chuderlawa, ma d�ugi spiczasty nos, na kt�rym nosi okropne okulary, jest zawsze niechlujnie uczesana i po�czochy na cienkich jak patyki nogach obsuwaj� jej si� w obwarzanki. Wiem, �e nie�adnie �mia� si� z takiego kalectwa i nie �mia�abym si�, gdyby ona nie przyczepi�a si� do mnie od pierwszej chwili i gdyby nie zatruwa�a mi �ycia. Ale ona zatruwa. Oto dow�d pierwszy z brzegu:
Kiedy�, gdy na przerwie bawili�my si� w w�a (uwielbiam by� na ko�cu, bo zdaje mi si� wtedy, �e odrywam si� od ziemi, �e lec�, fruwam) i gdy
14
nagle urwa�am si� od ogona... to wpad�am prosto na ni�. A chocia� powiedzia�am przepisowo "przepraszam", ona mimo to potrafi�a mi zada� takie oto pytanie:
- Korzycka! Po co ty w og�le chodzisz do szko�y? By�am zziajana, ale nie straci�am wrodzonego refleksu.
- Bo jest przymus nauczania. Rodzinny i og�lnopa�stwowy. Ludzie ju� nas otoczyli i krztusz� si� od �miechu.
- Bezczelna jak zawsze! Ale uczy� to ci si� nie chce! Co? Publiczno�� zawsze mnie niezdrowo podnieca. Wi�c zaczynam si�
zgrywa� na ca�ego:
- Chc�! Tylko zale�y, czego. Po co si� mam uczy� niepotrzebnych rzeczy, kiedy s� encyklopedie, komputery i m�zgi elektronowe?
A ona brnie, jakby nie wiedzia�a, �e musi przegra�:
- Przesta� si� tak m�drzy�!
- A poza tym wiadomo, �e kiedy my b�dziemy rz�dzi� �wiatem, �wiat b�dzie zupe�nie niepodobny do dzisiejszego.
- Ty masz si� uczy�, a nie m�wi� o rz�dzeniu �wiatem!
- A czy� ja si� nie ucz�? Prosz�! Teraz mamy biologi�. Wyku�am na blach� o d�d�ownicy. Jak pani nie wierzy, to mog� przynie�� podr�cznik.
I recytuj� jak z nut, bo pami�� mam �wietn�:
- "Uk�ad nerwowy d�d�ownicy sk�ada si� z szeregu skupie� kom�rek nerwowych, czyli zwoj�w nerwowych. Nad gardziel� d�d�ownicy le�y zw�j zwany nadgardzielowym, a pod gardziel� d�d�ownicy zw�j podgardzie-lowy. Oba te zwoje po��czone s� ze sob� obr�czk� oko�ogardzielow� d�d�ownicy"!
Upaja�am si� niezwykle starannym wymawianiem wszystkich "d�d�", co wzbudza�o dodatkowy entuzjazm moich s�uchaczy.
- Ciekawe, na co mi si� kiedy te gardziele przydadz�? I czy d�d�ownica mi pomo�e rz�dzi� �wiatem?
- Ty rozk�adasz prac� na lekcji! Za�miecasz klas�! Bezczelna! Zepsuta do szpiku ko�ci d�d�ownica!
Tak si� chyba przej�zyczy�a, ale ja zaraz z tego skorzysta�am, by powiedzie�:
- Och, przepraszam, d�d�ownice s� bez ko�ci!
Zacz�a mi wi�c na nowo ur�ga� od bezczelnych, bo na temat d�d�ownicy nie mia�a nic do powiedzenia.
I tak jest z ni� zawsze! A najgorsze, �e sta�o si� to wcale nie dlatego, i�
15
j� potr�ci�am! Bo r�wnie dobrze mog�am spokojnie spacerowa� po korytarzu, czyta� gazetk� szkoln� albo ogl�da� k�cik nowo�ci wydawniczych, albo wystaw� rysunk�w maluch�w czy nowe zdj�cia z �ycia szko�y, albo udawa�, �e nagle zainteresowa�y mnie portrety s�awnych ludzi na �cianie (czego, m�wi�c nawiasem, szanuj�cy si� cz�owiek z w�asnej woli nigdy nie robi) - a ona nie potrafi�aby przej�� ko�o mnie, �eby si� nie przyczepi�. I jeszcze uwa�a, �e ona, znaczy �ciera, zawsze ma racj�. A niby dlaczego? I czy to �le, �e nie chc� by� tresowan� ma�p�?
Musia�am schowa� ten zeszyt pod stert� ksi��ek i brulion�w, bo na klatce schodowej us�ysza�am kroki mamy. (Ju� mam takie ucho, �e jej kroki rozpoznaj� od samego parteru, a my mieszkamy na trzecim.) Mama, cho� jest szczup�a jak lilijka, zasuwa zawsze na piechot� pod g�r�, bo kto� jej kiedy� powiedzia�, �e marsz po schodach �wietnie spala kalorie. Wi�c zanim mama zd��y�a si� do mieszkania wtarabani�, ja roz�o�y�am na biurku ksi��k� do matmy, tablice logarytmiczne, cyrkle, ekierki i milimetrowy papier i udaj� wielkiego pracusia. A� do samego obiadu.
A po obiedzie, gdy tylko mama, przebrana w sza�ow� szmizjerk�, wyskoczy�a na wernisa�, ja natychmiast powracam do swojej pisaniny, bo mnie ju� gn�bi, �e ci�gle motam nitki, zamiast zacz�� wreszcie rozpl�tywa� �w k��bek, co si� spl�ta� w w�ze� tragiczny.
Ale jak go mam rozpl�tywa�, skoro do dzi� nie wiem, kim naprawd� jestem?
W�a�nie! Nie wiem, kim jestem, i to mnie strasznie gn�bi. A mam do wyboru nast�puj�ce kreacje: 1) c�reczka mamy, czyli kiciu�, czyli du�y dzieciak, 2) istota my�l�ca, 3) wariatu�cio.
Ad. 1. "C�reczka mamy"... Cz�sto my�l�, �e to mama jest wszystkiemu winna. Bo mama jest podejrzliwa i ta jej wrodzona wada mnie dobija. Cho� dawniej nie�le sobie z mam� radzi�am. Zawsze mnie wprawdzie traktowa�a jak zupe�ne dziecko, ale ju� si� z tym jako� pogodzi�am, �e dla mamy nigdy nie b�d� doros�a. Ale za to dawniej by�a bardzo weso�a, potrafi�a si� czasem zgrywa� tak kapitalnie jak �adna z moich kole�anek. Bardzo cz�sto bi�y�my si� (dla �artu oczywi�cie), gryz�y�my, ca�owa�y i baraszkowa�y niby ma�e psiaki. S�owem by�a fajna! Tylko �e u niej zawsze wszystko zale�a�o od humoru. Kiedy by�a z�a, robi�a si� prawie niepoczytalna. Potrafi�a mi wtedy wypomina� wszystkie moje grzechy sprzed roku albo nawet sprzed dw�ch lat. Zawsze, kiedy rodzice s� nie w sosie, to ich dzieci wydaj� im si�
16
wcielonymi szatanami. Wi�c przyrzek�am sobie, �e je�eli kiedy� b�d� mia�a dzieci, to b�d� w stosunku do nich obiektywna.
Mama zawsze, od ko�yski, musia�a dok�adnie wszystko o mnie wiedzie�. A mnie to z�o�ci. Co ze mnie za m�odzie�, je�li nie mam swoich problem�w, tylko o wszystkim wie mama? Wi�c na pytanie mamy: "Gdzie by�a�? Z kim?" odpowiada�am: "Nigdzie. Z nikim. Niewa�ne" itp. Mama jednak zawsze potrafi�a mnie wyko�owa�. Zaczyna�a si� ze mn� bawi�, roz�miesza�a mnie i niby to w �artach wtr�ca�a pytania, z kt�rych mog�a sobie u�o�y� ca�� histori�. To znaczy nie z pyta�, a z moich odpowiedzi: Mia�am zbyt s�aby charakter i za bardzo j� kocha�am, �eby si� oprze�.
Tak by�o dawniej, ale ostatnio, jak ch�opcy zacz�li si� ko�o mnie kr�ci�, sko�czy�y si� �arty, zacz�� si� koszmar: podejrzenia damsko-m�skie. A ja - b�d�my obiektywni - ja na punkcie podejrze� mam normalnego hopla. A w�a�ciwie nienormalnego, bo z przerzutk�. Je�eli naprawd� nie mog� czego� znie��, to niesprawiedliwo�ci i nies�usznych podejrze�. Tote� chocia� bardzo mam� kocham, czasem j� nienawidz�.
Przypomina mi si� takie zdarzonko, a raczej zd-e-rzonko, jedno z wielu w tym roku: Wracam sobie bogobojnie do domu, weso�a jak szczygie�ek, m�wi� "cze��", a ona zrywa si� od sekretery i jak dzika rzuca we mnie pytaniami:
- Sk�d wracasz? Dlaczego tak p�no? Z kim si� w��czysz? Odpowiadaj! Gdzie by�a�?
- Z �ys� - m�wi� i przecie� nie k�ami�.
- Zawsze z �ys�! Tak?! A gdzie?
- W Saskim - zeznaj� zgodnie z prawd�.
- �ysa w spodniach! - ironizuje mama i to zaczyna mnie wkurza�:
- Wyj�tkowo dzisiaj nosi�a sp�dnic�. A ona rzuca si� na mnie z krzykiem:
- Jak �miesz tak do mnie m�wi�! Gdzie by�a�? Z kim!?
- Nigdzie! Z nikim! Dlaczego mnie szpiegujesz?
- Tylko to masz w g�owie!
- Co?!
- Ty dobrze wiesz! Kto wie zreszt�, czy ju� nie jeste� w ci��y!
- Mamo! A bo to moja wina, �e ty masz tak robaczywe my�li? Zobaczysz! Zobaczysz! Naprawd� zaczn� k�ama�! I zrobi� co� okropnego! �eby si� zem�ci�!
Oto pfofjfca� ?? domowej sielanki. Za chwil� mamie z�o�� przechodzi
f\VA
N
-Acl
S^fatalna^)
\ -<? V *
17
V ?/
KraV^
i ka�e mi razem ze sob� �wiczy� jog�. Bo to podobno uspokaja. I zaraz potem ka�e mi siada� do pianina. A potem si� uczy� anglika. Uff!
Tata jest jeszcze gorszy: uparty, nier�wny i despotyczny, trudny i skomplikowany. Ma dziwne poczucie humoru, nie wiadomo, kiedy �artuje, a kiedy m�wi powa�nie. Jest nerwowy. Bardzo cz�sto zaczyna krzycze� na ca�y dom z b�ahego powodu. Lubi robi� mi na z�o��, bo prawie wszystko, co postanawia, jest odwrotno�ci� tego, co ja bym chcia�a. Zawsze post�puje inaczej, ni� si� tego spodziewam. Jego decyzje s� czasami niepoj�te. Zaskakuje mnie specjalnie po to, �eby mnie zaskoczy�, czyli uprawia sztuk� dla sztuki, i sprawia mu to przyjemno��. Mimo to lubi� go, a to u mnie najwy�sze uznanie. Tata ma czarne w�osy, czarne oczy, czarn� brod� i w�sy, ubiera si� tylko na czarno, a w lecie na bia�o. Jest stworzony na pana i w�adc�. Nie uznaje sprzeciwu. Zawsze musi postawi� na swoim. Kiedy czyta�am "Mitologi�" Parandowskiego, to tak sobie wyobrazi�am Zeusa. Taki dostojny i gromow�adny. Budzi wsz�dzie postrach i jest przekonany, �e zawsze ma racj�.
A jak przeczyta�am (nadobowi�zkowo) "Erosa na Olimpie" tego� Jana Parandowskiego, to tata zacz�� mi si� upodabnia� do ojca bog�w tak�e i od tej, ukrywanej w oficjalnych lekturach, strony: tak samo intensywnie jak Zeus interesuje si� p�ci� odmienn�! (Chocia� Zeus nie tylko odmienn�.)
Z jednej strony tata jest spokojnym, sprawiedliwym, rozwa�nym panem, z drugiej - demonem z�a i tajemniczo�ci.
Do taty cz�sto przychodzi�am si� uczy�, bo u niego by�y lepsze warunki do nauki ni� u mamy.
Tata lubi�, gdy si� u niego uczy�am, bo m�g� mnie wtedy tresowa�. Co chwil� pada�y pytania: "Jak ci leci?" "Co tak wolno?" "Co teraz robisz?" "Nie d�ub w nosie!" "Ucz si�!" "Nie patrz w okno!" "Ucz si�!" Cz�stotliwo��: dziewi�� ponagle� na dziesi�� minut. Kiedy� to obliczy�am z zegarkiem w r�ku. Jak tu si� uczy�? A nazywa�o si�, �e mi pomaga w nauce! Tata nie znosi� tak�e, gdy rozmawia�am przez telefon. Ledwie podnios�am s�uchawk�, ju� wo�a�: "Ko�cz te romanse!" I ci�gle wbija� mi szpile. Nawet minus przy pi�tce by� okazj� do ur�gania. Cz�sto moja nauka u niego ko�czy�a si� awantur�:
- Idiotka! Intelektualne zero! - piekli� si� tata.
- A ja wcale nie chc� by� intelektualn� pi�tk�! - pr�bowa�am mu si� odszczekiwa�.
18
- Nic z ciebie nie wyro�nie! - grzmia�. A ja:
- Pewnie! Ty by� chcia�, �ebym si� sk�ada�a z samego m�zgu! A ja nie chc�! Ja chc� by� normalnym cz�owiekiem!
- Przeci�tniakiem znaczy - ironizowa� tata.
- Niech ci b�dzie - m�wi�am tak, �eby go dobi�.
- Dno! Dno! Szambo! - krzycza�.
Wtedy si� obra�a�am i przysi�ga�am, �e nie przyjd� si� wi�cej do niego uczy�. Tak mnie peszy�, �e naprawd� czu�am si� do niczego. Dlaczego mnie tak bez przerwy egzaminowa�? Tresowa�! Czy ja nie mia�am prawa czego� nie wiedzie�? I dlaczego on ma o wszystkim decydowa�? Nawet kiedy mam i�� na spacer! A na spacer chodzi si� wed�ug niego tylko po to, �eby si� dotleni�. Ot, jakiego mam tat�!
Musz� jednak przyzna�, �e tata czasem mnie wychowywa�. Rozmawia� ze mn� o wszystkim i traktowa� powa�nie jak doros��. Gdy mi si� uda�o poci�gn�� go za j�zyk, to na ka�dy temat potrafi� co� ciekawego powiedzie�. Niestety ostatnio to si� te� urwa�o. Nie by�o czasu na rozmowy, bo ci�gle musia�am si� uczy�. Tata kaza� mi �y� w systemie planowania. A ja nienawidz� plan�w i w og�le wszelkiej stabilizacji.
My�l� sobie:
- Gdyby� cz�ciej rozmawia�a z tat�, to by si� to okropne nigdy nie sta�o!
- To czemu nie rozmawia�a�? - pytam. I odpowiadam zaraz:
- Czemu? Wiadomo! Tego si� nie da�o wpisa� jego systemem do planu zaj�� w rubryce: "Z tat� rozmowy o duszy"!
Wi�c jak si� dobrze zastanowi�, to dochodz� do wniosku, �e to on wszystkiemu jest winien. Upar� si�, �ebym by�a geniuszem! Ja nawet chcia�am z pocz�tku nim by�, ale nie mog�am, i to mnie w ko�cu z�ama�o.
�ycia �atwego to ja nie mia�am i nie mam.
W domu z mam� wprawdzie mamy dwa pokoje, ale mama musi mie� "salon", musi mie� gdzie "go�ci przyjmowa�". G��wnie tych piekielnych cotygodniowych bryd�yst�w, co tak zadymiaj� mieszkanie, �e przez dwa tygodnie potem nie mo�na go w �aden spos�b dowietrzy�. A ja na noc w tym "salonie" rozk�adam sobie rozk�aduszk�, gdy w drugim pokoju jest wszystko: sypialnia mamy, jadalnia, szafy z garderob� i co kto chce. Nawet jej pracownia! Mama teoretycznie ma pracowni� na mie�cie, ale albo jej si� nie chce tam je�dzi�, bo to daleko, albo rzeczywi�cie nie chce mnie, na
19
moj� zgub�, samej zostawia� - bo praktycznie maluje w tym pokoju. Dochodz� wi�c jeszcze sztalugi, farby, blejtramy, p��tna, poplamione fartuchy i ca�y tzw. "artystyczny nie�ad". Czasem mog� odrabia� lekcje na sekreterze w "salonie", czasem w tym drugim pokoju na stole, i tak, zale�nie od okoliczno�ci, w�druj� z ca�ym majdanem z pokoju do pokoju, albo nawet do kuchni, �eby mie� wzgl�dn� cisz� od go�ci, od nie ko�cz�cych si� rozm�w telefonicznych mamy, od wrzasku radia czy "tifa�u". Kiedy protestuj�, mama m�wi, �e jestem histeryczka i �e musz� si� przyzwyczaja�, bo dzisiaj jest wsz�dzie ha�as. W takim �wiecie �yjemy.
Czasem to chcia�am si� urodzi�, kiedy nie by�o jeszcze TV, radia a nawet samochod�w. Wyobra�am sobie, �e je�d�� konno po cichych w�skich uliczkach, zamiast neon�w �wieci ksi�yc, a pi�kny i smutny d�ugow�osy m�odzieniec stoi w oknie i gra na skrzypcach.
Lubi� te� czasem wej�� do pustego ko�cio�a i pomy�le� sobie w ciszy o niczym.
Teraz si� te� zamy�li�am; nad tym zeszytem si� zamy�li�am i od razu opad�y mnie w�tpliwo�ci:
- Czy aby na pewno opisujesz to, co najwa�niejsze? Przecie� z ca�ej tej historii nie da si� wyeliminowa� Krzysia Makowskiego.
- Pewnie, �e si� nie da. Cho� nie bardzo widz�, jaki zwi�zek ma Krzysio z tym, co si� p�niej sta�o.
- Nie b�d� g�si�. Zastan�w si�. I pomy�l: kiedy si� zacz�o to z Krzy�kiem? Na wycieczce?
- Na wycieczce. Nie da si� ukry�!
W czasie wakacji nie zd��yli nam wyremontowa� szko�y i dzi�ki temu zaraz po rozpocz�ciu roku wszystkie klasy si�dme i sz�ste pojecha�y na wycieczk�. Autokarem do Bia�owie�y. Cho� �ysa nie pojecha�a, bo mia�a katar, by�o bardzo fajnie. "Fajnie" to obrzydliwy germanizm czy anglicyzm, ale si� przyj�� i ani rusz nie mo�na si� bez niego obej��.
Poniewa� na przodzie autokaru nie by�o �adnej nauczycielki, wi�c gnojki z sz�stej zacz�y rzuca� si� cukierkami, w wyniku czego kierowca zaliczy� w baniak i nasze wychowawczynie musia�y zrobi� przesiedlenie. Po przesiedleniu siedzieli ze mn� S�awek i Tomek, m�j dawny kumpel z "c". �a�owa�am w duchu, �e Krzy� Makowski si� nie przesiad�; ale udawa�am, �e mi nic na tym nie zale�y. Opowiadali�my sobie ze S�awkiem i Tomkiem r�ne przygody i kawa�y, bo chcia�am, �eby Krzysiek nam zazdro�ci�, kiedy zanosili�my si� �miechem. Ale on nawet nie spojrza� w nasz� stron�.
20
Co jaki� czas autokar zatrzymywa� si� na szosie i chodzili�my wtedy do lasu.
Raz przed odjazdem z kolejnego postoju zobaczy�am, �e Wo�niak, S�awek i Tomek od��czyli si� od wszystkich i co� knuj�. Domy�li�am si� szybko, o co chodzi, podbieg�am do nich i spyta�am:
- Macie?
- Mowa!
Gdy po dobrej godzinie zarz�dzono nast�pny post�j, ja, S�awek, Tomek i kilku gnojk�w z Vlb szybko znikn�li�my w lesie. Chcia�am z pocz�tku, �eby Krzysiek poszed� z nami, ale czu�am, �e nie wypada mi go prosi�. By�am strasznie dumna, �e jestem jedyn� dziewczyn� w tym towarzystwie. Doszli�my do g�stszych krzaczk�w. Tomek wyj�� papierosy. Pocz�stowa�, jak przysta�o, najpierw mnie. Bardzo mi si� spodoba�o, �e ostatecznie jestem kobiet� i �e mnie pierwsz� trzeba pocz�stowa�. Nie umia�am pali�, ale tak manewrowa�am, �eby nikt tego nie zauwa�y�. Na szcz�cie rozleg�y si� trzy gwizdki, a wi�c znak, �e odje�d�amy. Pobiegli�my. Rozleg�y si� kolejne gwizdki, dodali�my gazu i za chwil� wskoczy�am do autokaru. Geo-graficzka czyli Bu�a pogrozi�a mi palcem, ale obesz�o si� bez uwag. A wtedy Magda Popi�ek, kt�ra wida� domy�li�a si�, w jakim celu znikn�li�my w krzakach, poda�a mi torebk� z mi�towymi cukierkami. I nic by w tym nie by�o nadzwyczajnego, gdyby nie to, �e wszyscy palacze rzucili si� na Magdzine mi�tusy. I Bu�a to skojarzy�a. Szybko wi�c schowa�am swojego cukierka i g�o�no powiedzia�am do Magdy:
- Dzi�kuj� ci, Magdziu, ale nie mog� patrze� na jedzenie.
I Bu�a pomy�la�a sobie pewnie, �e niesprawiedliwie mnie podejrzewa�a o konszachty z papierosiarzami.
Nast�pny przystanek by� dopiero w Bia�ymstoku. Zapchali nas do nieza-bytkowego ko�cio�a i do pa�acu Branickich. Potem by� obiad w brudnej restauracji, gdzie 17, s�ownie siedemna�cie (policzy�am) kelnerek rozgl�da�o si� po sali, a jedynie dwie obs�ugiwa�y wycieczk�. Po obiedzie znowu nas za�adowali do autokaru i pomkn�li�my do Bia�owie�y. W autokarze Tomek ci�gle wyczuwa� do mnie krzywo�ci. Wrzuca� mi rzodkiewki do kaloszy, �ci�ga� mi kurtk� i te de, �eby tylko odwr�ci� moj� uwag� od rozmowy ze S�awkiem. A Krzysiek siedzia� przy oknie i oboj�tnie lustrowa� pejza�.
W Bia�owie�y pokazali nam puszcz�. Zupe�nie tak� sam�, jak sobie wyobra�a�am. Czyli puszcza by�a jak puszcza, �ubry jak �ubry, rezerwat jak rezerwat i wszystko prawdziwe. Bawili�my si� �wietnie. Najwi�cej chodzi-
21
�am z Krzysiem Makowskim i ze S�awkiem. To znaczy ja tak manewrowa�am, �eby z Krzy�kiem, a S�awek nie odst�powa� nas ani na krok.
Znalaz�am wspania�� dziupl� i og�osi�am z min� ksi�niczki, �e to jest m�j letni pa�ac. Posiedzieli�my tam z kwadrans we troje, s�uchaj�c przedziwnych bzyka�, chrz�st�w i szelest�w, po czym powiedzia�am wytwornie:
- A teraz zje�d�ajcie!
- Wyganiasz nas ze swojej rezydencji? - spyta� S�awek pokornie.
- Ale� sk�d�e, mo�ci hrabio - zacz�am si� wyg�upia�. - Jak�eby moja marna pow�oka zewn�trzna �mia�a czyni� waszrnosciom takowe afronty?! �miem jeno zauwa�y�, �e mogliby�my raczy� skierowa� nasze szlachetne kroki w g��b tej przepastnej puszczy.
S�awek spojrza� na mnie zupe�nie powa�nie.
- Ka�de �yczenie ksi�nej pani jest dla mnie wojskowym rozkazem. A ja uda�am, �e tego nie dostrzegam, i wyci�gn�am r�k� w stron�
Krzy�ka u�miechaj�c si� zalotnie.
- Czy margrabia jest got�w?
Lecz Krzysiek nie wyczu� bluesa i powiedzia� po prostu:
- No to chod�my, jak mamy i��. Ruszyli�my.
- Panowie, dok�d idziemy?
Poczu�am lekkiego cykora, �e mo�emy zab��dzi� albo spotka� drapie�nego zwierza, gdy� podobno by�y tam wilki i dziki.
- Co, ju� si� zm�czy�a�? - �mia� si� S�awek.
- Dlaczego bym mia�a si� zm�czy�?
- Otyli zawsze szybko si� m�cz�. Rzuci�am si� za S�awkiem w pogo� krzycz�c:
- Zag�oba te� by� oty�y!
- Ale za to inteligentny - on mi na to. Wi�c ja jemu:
- Za co?!
- Za to, �e by� gruby.
- Oty�o�� i inteligencja to cechy ludzi wielkich. S�awek mi dalej przycina:
- Raczej obszernych.
- Chyba ja wiem lepiej.
- A wi�c nareszcie si� przyznajesz, �e jeste� gruba?! Ha, ha!
- Tak to zrozumia�e�, biedny? �al mi ciebie.
22
Pog�aska�am S�awka po w�osach, zerkaj�c przy tym na Krzysia. Ale on (czyli Krzy�) w og�le nie zauwa�y� mojej gry.
- Panowie, mamy mostek. Zagrajmy w misie-patysie - zaproponowa�am.
- W jakie patysie? - spyta� S�awek.
- Nie wiesz? Czy�by� nie czyta� "Puchatka"?
- Och, jak�ebym m�g� nie czyta�, a co to takiego?
- Macie patysie? Ja mam czarnego z listkiem.
- M�j jest br�zowy, s�katy.
- A ja nie mog� znale�� �adnego - marudzi� Krzysiek. Zdziwi�am si�, bo dooko�a le�a�o mn�stwo patyk�w.
- A wygl�dasz zupe�nie normalnie - przygwo�dzi�am go za niedo��stwo i wszyscy parskn�li�my �miechem.
- Panowie, zaczynamy, prosz� si� ustawi� na �rodku mostka, rzeka p�ynie.
- Ale rzeka! - wtr�ci� Krzy�, bo rzeczywi�cie by� to w�t�y strumyczek.
- Na moj� komend�, hop!
Wrzucili�my patyczki w g�rnym biegu wody i szybko przebiegli�my na drugi skraj mostka, �eby zobaczy�, w jakiej kolejno�ci wyp�yn� spod niego patyczki. Ale d�ugo nie by�o nic wida�. Wreszcie pojawi� si� jaki� wielki badyl.
- To m�j - spokojnie o�wiadczy� Krzy�.
- Nieprawda! On oszukuje, jego by� ma�y! - zaperzy� si� S�awek.
- Owszem, to jest patyk Krzy�ka - rozstrzygn�am k�amliwie.
- Ty zawsze stajesz po jego stronie! - S�awek spojrza� na mnie z wyrzutem.
- A co, nie wolno? - Udawa�am, �e nic nie rozumiem.
- Tobie wszystko wolno - powiedzia� cicho.
Niby si� nic nie sta�o, a jednak odechcia�o nam si� bawi� w patysie i ruszyli�my dalej. Zrobi�o si� nagle mroczno i gro�nie. I przez chwil� wydawa�o mi si�, �e naprawd� zab��dzili�my. Wtedy po raz pierwszy zrozumia�am, �e lubi� si� ba�. Ale to trwa�o kr�tko, bo oni zaraz harcerskimi sposobami odnale�li w�a�ciw� drog�. Wracali�my tedy �piewaj�c "Hej ho! Do domu by si� sz�o", "W�drowali szewcy przez zielony las! Rypcium pypcium", "Na zielonej ��ce, raz, dwa, trzy, pas�y si� zaj�ce, raz, dwa, trzy" i inne pie�ni. Ale S�awek by� jaki� ponury. A kiedy ju� dochodzili�my do
23
bazy, wyci�gn�� pasek od kurtki, zrobi� p�tl� i si� powiesi�. Jako podp�rka s�u�y� mu Tomek. Wszyscy bardzo si� �miali, Bu�a si� z�o�ci�a, ja spojrza�am na Krzysia, ale on mia� tak� min�, jakby w og�le nie rozumia�, o co chodzi.
W sumie by�a to wspania�a wycieczka.
Po paru dniach bud� wyremontowali do ko�ca i zacz�a si� normalna szkolna nuda.
W og�le od samego pocz�tku mi si� w tej "a" nie podoba�o. Dziewczyny by�y dziwne. Ca�owa�y si� na dzie� dobry, wyznawa�y sobie mi�o�� i by�y o siebie zazdrosne. U nas w "c" tego nie by�o.
Posadzili mnie z Reni� Szczygie�ek, t� sam�, kt�ra p�niej odegra�a tak wa�n� rol� w moich dramatycznych prze�yciach - ale z pocz�tku ��czy�a mnie z ni� tylko wsp�lna �awka i nic wi�cej, bo spostrzeg�am, �e jest strasznie g�upia i zupe�nie nie umie dyskutowa�.
Wi�c chodzi�am na przerwach z Magd� Popio�ek, �miertelnym w�wczas wrogiem Szczygie�ka. One si� nienawidzi�y przez Ba�k�, bo obie si� chcia�y z ni� przyja�ni�, a Ba�ka by�a dwulicowa. Zreszt� Renata te� by�a dwulicowa. Jak Ba�ka co� powiedzia�a i Magda si� z ni� nie zgadza�a, to Renata od razu stawa�a po stronie Ba�ki, nawet je�eli w og�le nie wiedzia�a, o co chodzi. Ja, poniewa� nie lubi�am Ba�ki, za to �e si� tak nachalnie przymila�a do S�awka, zawsze wynajdywa�am dodatnie strony w rozumowaniu Magdy. Natomiast p�aka� mi si� chcia�o nad g�upot� Reni, gdy widzia�am, jak by�a na pos�ugi u Ba�ki, bo jednak lubi�am j� i jej g�upi� mordk�, zw�aszcza kiedy pokazywa�a miny. Lubi�am Renie tak�e za to, �e by�a, jaka by�a, i nie udawa�a przesadnie doros�ej, jak to robi� inne dziewczyny. Wi�c postanowi�am j� wyleczy� z Ba�ki.
Pami�tam, �e nam�wi�am Renie, aby posz�a ze mn�, ze S�awkiem i z Magd� na Niebiesko-Czarnych w tajemnicy przed Barbar�. Ale co z tego, kiedy nast�pnego dnia Renia zaraz po szkole polecia�a z Ba�k� po pasek do zegarka i wszystko opowiedzia�a, co by�o na koncercie, a nic nie by�o. Wtedy za tak� dwulicowo�� postanowi�am, �e b�d� z ni� rozmawia� tylko tyle, co w szkole. Natomiast sama zacz�am si� przyja�ni� z Magd�. Ch�opakom Magda si� podoba�a, a Renie tolerowali tylko ze wzgl�du na mnie. Renia namawia�a mnie wr�cz, �ebym nie rozmawia�a z ch�opakami na przerwach. Jeszcze czego! �e ch�opcy mieli jej dosy�, to ja mia�am si� na nich obra�a�?! O, nie! Tym bardziej, �e ja zawsze wola�am ch�opc�w.
24
Dziewczyny s� straszne. Straszne! Z wyj�tkiem �ysej. Ale z �ys� nie by�o ju� jak dawniej, skoro nie by�y�my w jednej klasie.
Mama wr�ci�a p�nym wieczorem wesolutka i pachn�ca podejrzanie ("Na wernisa�u nie spos�b nie pi�, c�re�ko!"), rozebra�a si� szybko, wyk�pa�a i posz�a lulu spa�, m�wi�c: "Och, jak oni was w tej szkole morduj�, niegodziwcy!" A ja dalej niby odrabia�am matm�, a tak naprawd� kontynuowa�am spisywanie swoich dziej�w, przyrzekaj�c sobie jednak solennie, �e matm� odrabia� zaczn� jutro, w niedziel�, od samiu�kiego poranka.
Pisz� wi�c, pisz�, i czuj�, �e zamiast wydostawa� si� na prost� drog�, klucz� w k�eczko, jak tam wtedy w bia�owieskich ost�pach. Klucz�, byle tylko nie wspomina� o Krzy�ku.
- Ale co mam wspomina�? Wtedy, na pocz�tku roku, nic si� jeszcze specjalnego nie dzia�o.
- A d�ugopis?
- Co d�ugopis?
- Dwa razy po�yczy� przecie� od ciebie d�ugopis. S�awek by� zazdrosny!
- Rzeczywi�cie.
Ale m�wmy po kolei: Jakie� dwa albo trzy tygodnie po wycieczce S�awek mi si� nagle o�wiadczy�! Powiedzia�, �e ju� w przedszkolu postanowi�, �e b�d� jego �on�, bo mia�am takie �liczne czarne loczki i do�eczki w buzi. I �e teraz te� jestem �liczna i wcale a wcale nie za gruba, tylko tak mi dokucza�.
Nie wiedzia�am, co o tym my�le�. Zw�aszcza �e zaraz potem dosta�am list od Wojtka z Bia�obrzeg�w. Wojtek napisa�, �e mnie kocha i �e jak tylko b�dzie m�g�, to przyjedzie do Warszawy. Zupe�nie nie wiedzia�am, co robi�. I Wojtek, i S�awek... Ale ze S�awkiem nie chcia�am chodzi�, bo ba�am si�, �e Krzy� Makowski mo�e pomy�le�, �e jestem S�awkowa dziewczyn�, wi�c nawet mi na r�k� by� ten list od Wojtka i ta ca�a heca z Wo�niakiem, bo mog�am si� na S�awka obrazi� i go unika�. A z Wo�niakiem by�o tak:
Gra�y�my na boisku w r�k�, a Wo�niak powiedzia� do ch�opak�w: "Chod�cie, zobaczycie, jak graj� te nasze suki". Ka�ka s�ysza�a na w�asne uszy, jak tak powiedzia�. I nikt z ch�opc�w nie zaprotestowa�. Nawet Krzy�! Bardzo mu to mia�am za z�e.
Wszystkie dziewczyny by�y okropnie wzburzone:
- A to chamy! A to idioci! To potwarz! Bijemy ch�opak�w! Porzniemy ich na kawa�ki! Trzeba co� zrobi�!
25
Wi�c zaproponowa�am, �eby zar�wno do Wo�niaka, jak i do jego ziomk�w p�ci m�skiej si� nie odzywa�. W og�le si� z nimi nie porozumiewa�.
- Na migi te�? - pyta�y dziewczyny.
- Te� - odpar�am kategorycznie. - Jedyne dozwolone gesty to: pokazanie j�zyka, zygu-zygu, figus marynus, taki paj�k, pitu-pitu, gdzie babcia koszyk nosi i odwr�cenie si� ty�em. Tak b�dzie, p�ki nas Wo�niak publicznie nie przeprosi - doda�am.
- Ale oni nie b�d� wiedzieli, o co chodzi - zakwestionowa�a Magda.
- To zrobimy tak: wy�lemy delegatk�... Ty p�jdziesz, Elka. P�jdziesz do Zbyszka, on si� nie liczy, bo jest kalek�, dop�ki mu r�ki z gipsu nie wyjm�, i powiesz mu, o co w tym wszystkim chodzi. Oczywi�cie w sekrecie i �eby nikomu nie powtarza�.
Na pauzie podeszli do nas Skar�y�ski i Pilnik.
- B�dzie klas�wka... - zagajaj�, a my odwr�ci�y�my si� na pi�cie i �piewamy prowokacyjnie star� piosenk� Beatles�w "Yellow Submarine..." Dziewczyny wygl�daj�ce przez okno zacz�y nam bi� brawo.
Na nast�pnej przerwie p�e� m�ska zrobi�a wojenn� narad�. Chodzili potem za nami i pytali o r�ne rzeczy; na przyk�ad - czy b�dzie pada� deszcz, chocia� niebo by�o niebieskie jak farbka do bielizny. �adnych odpowiedzi. Strasznie mieli g�upie miny.
Na nast�pnej lekcji by�a akademia ku czci Rewolucji Pa�dziernikowej i w�a�nie Wo�niak mia� dosta� nagrod� za najlepsze wypracowanie o tym historycznym wydarzeniu. Kiedy wchodzi� na estrad�, powinno by� brawo. A tu cisza. Tylko ch�opcy niemrawo klaskali. By�a taka konsternacja i napi�cie, �e a� �ciera zapyta�a, co si� sta�o. I wtedy Wo�niak si� z�ama�. Przy ca�ej szkole, z podwy�szenia, frontalnie wyduka�:
- To moja wina. Chcia�em przeprosi� wszystkie kole�anki i odwo�a� to, co powiedzia�em.
Tego si� nikt nie spodziewa�. Wi�c sta�o si� tak, �e jedno zdanie Wo�niaka rozp�ta�o wojn�, a drugie j� zako�czy�o.
Ale ja skorzysta�am z tego i d�ugo si� jeszcze prywatnie na S�awka d�sa�am. Robi�am wszystko, byle tylko Krzysiek wiedzia�, �e z �adnym ch�opakiem nie chodz�. Ale czy on to w og�le zauwa�y�? Nie wiem... W�tpi�. �miem w�tpi�.
Nie mog� si� zdecydowa�, komu przypisa� win� g��wn� w mojej sprawie: mamie, tacie czy �cierze.
26
Okoliczno�ci� �agodz�c� win� mamy jest fakt, �e ona bardzo mnie kocha i ja j� te�. �e dzia�a spontanicznie i cz�sto nie wie, co robi. Tata te� mnie kocha, ale nie mo�na powiedzie�, �e nie wie, co robi. Wie. A� za dobrze. Nigdy nie zapomn�, jak mnie wtedy zrobi� w konia. Co do �ciery, to cz�sto przypomina mi si� mimo woli