14806

Szczegóły
Tytuł 14806
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

14806 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 14806 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

14806 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Ellen Weiss, Mel Friedman Bella i wy�cigi Tytu� orygina�u: Nobody's Dog Ok�adka i ilustracje: Kasia Ko�odziej Przek�ad: Mira Weber Redaktor: Danuta Sadkowska (c) by Ellen Weiss and Mel Friedman (c) by Random House, Inc. (c) for the Polish edition by Siedmior�g, 2004 This translation is published by arrangement with Random House, Inc ISBN 83-7254-559-6 Wydawnictwo Siedmior�g ul. Krakowska 90, 50-427 Wroc�aw Ksi�garnia wysy�kowa Wydawnictwa Siedmior�g www.siedmiorog.pl Wroc�aw 2004 DRUKARNIA TRIADA 52-016 Wroc�aw, ul. Czechowicka 9, tel. (71) 342 76 85, fax (71) 342 76 96 I Po raz pierwszy zobaczy�am Bell�, kiedy w pewne �rodowe popo�udnie wybra�y�my si� wszystkie cztery: Eliza Spain, Lisa Ho, Abby Goodman i ja, Molly Penrose, cz�onkinie Klubu Ratownik�w Zwierz�t, na przed�wi�teczne zakupy do sklepu pana Slattery'ego. Lubi�y�my ten sklepik pe�en mi�ych drobiazg�w, takich jak kolorowe �wiece, gliniane dzbanuszki czy ozdobne pojemniczki z pachn�cym suszem. Chcia�am kupi� prezenty dla mamy i siostry, no i rozejrze� si� za czym� dla Elizy, Lisy i Molly. By� pocz�tek grudnia, na dworze panowa� zi�b, spot�gowany przez wiej�cy znad oceanu lodowaty wiatr. �nieg nie spad� jeszcze, lecz po��k�e trawy pokrywa�a ju� gruba warstwa szronu. Musia�y�my pozas�ania� szalikami nosy, �eby nam nie poodpada�y z zimna. - Wymy�li�a� ju� jaki� prezent dla mamy? - spyta�a Eliz� Abby, odgarniaj�c z twarzy pasmo w�os�w, targanych przez wiatr. Abby ma wspania�e w�osy o oryginalnym rudoblond 7 odcieniu, jakiego u nikogo innego nie widzia�am. W og�le jest bardzo �adna i z powodzeniem mog�aby wyst�powa� jako modelka, co zfesz4 czasem robi, je�li znajdzie woln� chwil� mi�dzy treningiem gimnastycznym a jazd� konn�. - Chyba kupi� jeJ kt�r�� z tych chustek z kolorowego batiku. Ma ju� czerwony... - Dziewczyny! - wtr�ci�a si� nagle Lisa. - ...kapelusz - ci�gn�a Eliza - wi�c mo�e... - Do was m�wi�! - krzykn�a znowu Lisa. To dok�adnie w jej stylu. Jest tak impulsywna, �e zawsze przerywa innym w p� s�owa, gdy sama chce co� powiedzie�. - Sp�jrzcie tam! Wyci�gn�a palec w kierunku du�ego pustego placu po prawej stronie ulicy. Straszy�y na nim k�py uschni�tych krzak�w, rozbite butelki i deski z wystaj�cymi gwo�dziami. W�a�nie w tej chwili przemkn�� przez plac jaki� cie�. - Co to by�o: sarna, jele�? - zastanawia�a si� Abby. - W�tpi� - odpar�am. - Teraz ju� ich tu nie ma. Kiedy�, szperaj�c po p�kach w bibliotece, znalaz�am ksi��k� o historii naszego Dormouth i wyczyta�am w niej, �e niegdy� w okolicach wybrze�a stanu Massachusetts mo�na by�o spotka� liczne stada p�owej zwierzyny, ale do dzi� nie zosta� tu po nich �aden �lad. 8 Zbli�y�y�my si� do placu niezwykle ostro�nie, by nie wystraszy� nieznanego stworzenia, czymkolwiek ono by�o. - Tam - wskaza�a Lisa na k�p� krzak�w. - Wydaje mi si�, �e to pies - powiedzia�a Eliza, czarnulka o kr�conych w�osach, kt�re postrz�pion� chmurk� otacza�y jej twarz. Eliza to specjalistka od zab��kanych ps�w. Jej mama jest weterynarzem, a ona sama szaleje za zwierz�tami. Tak naprawd� w�a�nie Elizie zawdzi�czamy powstanie Klubu Ratownik�w Zwierz�t. - Jeste� pewna? - spyta�a Abby. - Tak szybko si� porusza�... Eliza zbli�a�a si� do placu, daj�c nam znaki, by�my cichutko sz�y za ni�. - Chod� tu, male�ki - powiedzia�a mi�kko. Cmokn�a zach�caj�co, by o�mieli� zwierz�. - Z�api� go - zaproponowa�a Lisa i zacz�a biec w kierunku krzak�w. - Poczekaj - powstrzyma�a j� Eliza. - Wystraszysz psa na dobre. Sam musi do nas podej��. Czeka�y�my, wstrzymuj�c oddech. - Ju� dobrze, pieseczku, mo�esz wyj��. Nie b�j si� -przemawia�a ciep�ym g�osem Eliza. Pomale�ku z k�py krzak�w wychyn�� d�ugi, w�ski pysk, a potem ujrza�y�my ca�� sylwetk� zwierz�cia. 9 Eliza trafnie je rozpozna�a - to by� pies. Ma�ci� przypomina� sarn�, tylko jego sier�� mia�a nieco ja�niejszy odcie�. Ostro�nie wyszed� na �rodek placu, ale nie zbli�a� si� do nas. - O Bo�e - szepn�a Eliza. - To przecie� greyhound. Kucn�a i wyci�gn�a r�k�. - Chod� do mnie, skarbie, niech ci si� przyjrz�. Pies by� du�y, ale wygl�da� krucho i delikatnie. Mia� ma�e, za�amane do ty�u uszy, g��bok� klatk� piersiow� i d�ugie, cienkie �apy. By� bardzo chudy. Eliza pogrzeba�a w kieszeni, ale niczego nie znalaz�a. - Mo�e kt�ra� z was ma co� do jedzenia? - spyta�a szeptem. Mia�am paczk� serowo-orzechowych krakers�w. Si�gn�am po ni� i rozerwa�am celofanowe opakowanie. Krakersy by�y troch� pokruszone, ale mia�am nadziej�, �e psu nie zrobi to r�nicy. Wr�czy�am je Elizie. - No chod� - powiedzia�a do przyb��dy. - Na pewno jeste� g�odny. Zobacz, jakie to dobre ciasteczka. Pies zacz�� wyw�chiwa� dolatuj�cy ju� widocznie do niego apetyczny zapach. Ostro�nie ruszy� w kierunku Elizy, zr�cznie omijaj�c pot�uczone szk�o. - To suka! - zawo�a�a Eliza. - No chod�, male�ka. Greyhound podszed� do niej i delikatnie wyj�� krakersa z odzianej w r�kawiczk� d�oni. Mia� pi�kne, ciemne oczy, a na czole bia�e znami� w kszta�cie gwiazdki. 10 - Jaka ona �agodna - zauwa�y�a Eliza. - Sp�jrz, trz�sie si� - powiedzia�am. - Biedna sunia - u�ali�a si� moja przyjaci�ka. Wyci�gn�a r�k�, by suka mog�a j� pow�cha�. Potem wolnymi ruchami pog�aska�a zwierz� po br�zowej sier�ci. W odpowiedzi suka nie�mia�o zamerda�a ogonem. - Takie s�odkie stworzenie - rozczuli�a si� Abby. - Dlaczego wa��sa si� tu samotnie? Eliza sprawdzi�a, czy pies ma obro��. Nie mia�. - Nigdy przedtem jej tu nie widzia�am. Musia�a si� przyb��ka�. - Podnios�a psi� �ap� i obejrza�a j� uwa�nie. -Z ca�� pewno�ci� przyb��da - stwierdzi�a. - Ma zupe�nie pozdzierane opuszki. Musia�a do kogo� nale�e�, bo wcale si� nas nie boi. Suka przesta�a si� trz��� i merda�a ogonem. By�a wyra�nie zadowolona, �e j� g�aszczemy i przytulamy. - S�odka kruszyna - powt�rzy�a Abby. - Nie mo�emy jej tu zostawi�. Jeszcze wpadnie pod samoch�d. Eliza rozejrza�a si�, czy przypadkiem na horyzoncie nie pojawi� si� w�a�ciciel psa. Jednak�e po pustej ulicy frun�a jedynie papierowa torba. - Musimy j� zabra� ze sob� i odnale�� jej pana - zdecydowa�a w ko�cu. - Doskonale! - Lisa klasn�a w d�onie. - Poszukamy kawa�ka sznurka i zaprowadzimy j� do twego domu. 11 - Hola, hola - zaprotestowa�a Eliza. - Wiem, �e jestem psi� nia�k� i przygarniam wszystkie przyb��dy, ale jej wzi�� nie mog�. Tata kategorycznie zapowiedzia�, �e na razie wystarczy zab��kanych ps�w w naszym domu. Mamy ju� trzy. Archie jest ostatnim, na jakiego si� zgodzi�. Pokiwa�y�my ze zrozumieniem g�owami. Ostatni przyb��da, kt�remu dano na imi� Archie, okaza� si� niezwykle uci��liwym lokatorem. Mia� na swym koncie zniszczone meble, pogryzione buty, uwielbia� te� grzeba� w wiadrze i rozsypywa� �mieci. Pozosta�e psy Elizy, Olbrzym i Maluch, zachowywa�y si� przyzwoicie, Archie jednak by� gorszy ni� siedem nieszcz��, nawet dla kogo�, kto przepada za psami. Popatrzy�am na suk�. Wydawa�a si� taka s�odka i �agodna. - Mo�e ja... - zacz�am i szybko zamilk�am. - Lisa, dlaczego ty jej nie we�miesz? - spyta�a Eliza. - Nie mog� - j�kn�a. - Po aferze z Gumbem rodzina chybaby mnie zabi�a, gdybym przyprowadzi�a do domu jakie� zwierz�. W ka�dym razie niepr�dko pozwol� mi to zrobi�. Gumbo by� dwuletnim, znaj�cym j�zyk migowy szympansem, kt�ry kilka miesi�cy temu wprowadzi� kompletny chaos do domu pa�stwa Ho. Przechowanie go poza ogrodem zoologicznym, zanim trafi� do o�rodka dla ma�p, 12 okaza�o si� nie lada wyzwaniem dla Klubu Ratownik�w Zwierz�t. - S�uchajcie, mog�abym... - zacz�am znowu, ale Eliza ju� zwraca�a si� do Abby. -A ty? - Nie ma szans. Pami�tacie, co przesz�am, zanim tata pozwoli� mi zatrzyma� Pegaza? Abby i jej tata praktycznie stan�li na wojennej �cie�ce z powodu ma�ego konika, kt�rego nasza przyjaci�ka pokocha�a ponad wszystko na �wiecie i postanowi�a przygarn��. - No dobrze - rzek�a Eliza i zmarszczy�a brwi. - A jakie ty masz mo�liwo�ci, Molly? - spyta�a pe�nym zw�tpienia g�osem. Ogarn�a mnie irytacja. Dlaczego o mnie zawsze my�l� na ko�cu? Zapragn�am krzykn�� z ca�ych si�: S�uchajcie, ja te� kocham zwierz�ta! Wiedzia�am jednak, �e Eliza nie chcia�a mnie zrani�, wi�c odpar�am spokojnie: - Oczywi�cie, �e j� wezm�. - Naprawd�? - Lisa nie posiada�a si� ze zdumienia. Podobnie zreszt� jak Abby i Eliza. Znowu poczu�am przyp�yw irytacji. Czasami ogarnia�y mnie w�tpliwo�ci, czy nie jestem im potrzebna w Klubie tylko do prowadzenia notatek i zbierania materia��w. Oczywi�cie bardzo lubi� szpera� po bibliotekach. Lubi� jednak r�wnie� tuli� psy czy koty. - A co w tym dziwnego? - spyta�am z lekkim rozdra�- 13 nieniem. - Musimy tylko spyta� moj� mam�, czy zgodzi si� na psa w domu. Nachyli�am si�, by podrapa� greyhounda za uszami. Udawa�am, �e nic si� nie sta�o, cho� by�o mi troch� niemi�o. - No to wspaniale! - zawo�a�a Eliza. - Patrzcie, znalaz�am co�, czego mo�emy u�y� zamiast smyczy - powiedzia�a Abby, podnosz�c z ziemi d�ug�, czerwon� wst��k�. - Nie jest taka brudna. Nadaje si�? Obejrza�y�my j� i uzna�y�my, �e mo�e by�, skoro nie mamy nic innego. - No, malutka - szepn�a mi�kko Eliza, tul�c do siebie psa. Greyhound nieco zesztywnia�, lecz po chwili odpr�y� si� w ramionach Elizy. - Post�j przez chwil� spokojnie. Abby okr�ci�a wst��k� wok� szyi psa. - Nie za ciasno - pouczy�a j� Lisa. Abby spojrza�a na ni� koso. - Chcia�am ci tylko pom�c - t�umaczy�a si�. - Ca�kiem nie�le - powiedzia�am, gdy Eliza wr�czy�a mi zaimprowizowan� smycz. Mia�a oko�o p� metra d�ugo�ci, co wystarczy�o, by trzyma� psa. Wygl�da�o na to, �e p�tla na karku mu nie przeszkadza. - Ruszajmy. - Zakupy prze�o�ymy chyba na inny dzie� - westchn�a Abby, rzucaj�c t�skne spojrzenie na ulic�, przy kt�rej znajdowa� si� sklepik pana Slattery'ego. 14 Rozradowana suka drepta�a obok nas. Na szcz�cie nie ci�gn�a zbyt mocno swej prowizorycznej smyczy, gdy� wst��ka z pewno�ci� by p�k�a. Nim otworzy�am drzwi, pog�aska�am moj� podopieczn� po aksamitnym �ebku. - B�d� mi�a dla mamy - szepn�am jej do ucha i wesz�y-�my do domu. - Mamusiu, jeste�my! - oznajmi�am g�o�no. - Czemu tak wcze�nie? - odkrzykn�a mama z piwnicy, gdzie robi�a pranie. - Zdarzy�o si� co� niespodziewanego - powiedzia�am. - S�ucham? Co powiedzia�a�? - Przyjd� lepiej na g�r�! - zawo�a�am, podnosz�c nieco g�os. Us�ysza�am kroki mamy na schodach. Kiedy si� pojawi�a w holu, zauwa�y�a moje przyjaci�ki. - Witajcie, dziewcz�ta - pozdrowi�a je z lekkim zdziwieniem. - Nie spodziewa�am si� ca�ej czw�rki. Spojrzenie mamy pow�drowa�o w d�. - Na Boga! A co my tu mamy? Przest�pi�am z nogi na nog�. - No, tego... psa - odpar�am zmieszana. - Tyle to widz�. Podesz�a do suczki i da�a jej d�o� do pow�chania. Zwierz� wdzi�cznie pomerda�o ogonem. 15 - Dobry pies - powiedzia�a mama. Pog�aska�a suk� po g�owie. - Co tu porabiasz, ma�a? Greyhound wyci�gn�� si� u jej st�p. - Znalaz�y�my j�. Biega�a sama po tym pustym placu za rogiem - wyja�ni�am. - Do kogo nale�y? - spyta�a mama. - Nie wiadomo. Przyb��ka�a si� - odpar�a Eliza. - Mamusiu, czy mog�yby�my j� zatrzyma�, nim znajdzie si� w�a�ciciel? - zacz�am b�aga�. -Jest taka mi�a, spokojna, nie gryzie... - A je�li w�a�ciciel si� nie znajdzie, to co wtedy? O tym nie pomy�la�am. - Nie wiem - przyzna�am szczerze. - Klub Ratownik�w Zwierz�t pospieszy z pomoc�. Przyrzekamy - zadeklarowa�a Eliza. - Dobrze - odpar�a mama z westchnieniem. - B�dziemy si� martwi�, jak przyjdzie pora. My�l�, �e damy sobie rad�. Zacz�y�my podskakiwa� z rado�ci i �ciska� jedna drug�. Suka poliza�a mam� po r�ce. - Ale �eby nie by�o w�tpliwo�ci: ty za ni� odpowiadasz, Molly - g�os mamy przedar� si� przez wrzaw�. - Nie chc� wieczorem s�ysze�, �e zapomnia�a� wyprowadzi� psa na spacer. - Zajm� si� wszystkim, obiecuj� - powiedzia�am. Us�ysza�am tupot n�g na schodach. To moja ma�a siost- 16 rzyczka przybieg�a na d� ze swego pokoju. Bethany ma sze�� lat i jest bardzo rozgarni�tym dzieckiem. Czasami chyba a� za bardzo. - Pies! - wrzasn�a. - Greyhound! Czyj on jest? - Nie wiemy. Przyb��ka� si� - odpar�a Lisa. - Zostaje u nas - wyja�ni�am. Bethany z entuzjazmem rzuci�a si� w stron� greyhoun-da, krzycz�c z rado�ci, ale mama przytrzyma�a j� za rami�. - Zapami�taj, �e nim zaczniesz ob�ciskiwa� nieznanego psa, musisz mu najpierw da� d�o� do pow�chania - pouczy�a ma��. - Wiem - Bethany wyci�gn�a r�k�, kt�r� suka poliza�a delikatnie. - Po prostu o tym zapomnia�am. Ona wygl�da �agodnie, pewnie nie skrzywdzi�aby nawet muchy. Moja siostra powiedzia�a prawd�. Suka mia�a najsympatyczniejszy pysk, jaki kiedykolwiek widzia�am u zwierz�cia. Gdyby mo�na o psie powiedzie�, �e wygl�da uprzejmie, to okre�lenie bardzo by do niej pasowa�o. Kiedy patrzy�am jej w oczy, robi�o mi si� ciep�o na sercu. - Jeste� taka milutka - m�wi�a Bethany. - Mamusiu, naprawd� zostanie z nami? - Tylko do czasu, nim znajdziemy jej w�a�ciciela - odpar�a stanowczo mama. Poklepa�a psa. -Jest urocza, prawda? Nim znajdziemy jej w�a�ciciela... d�wi�cza�y mi w uszach s�owa mamy. Nagle zrozumia�am co�, co ukrywa�am g��- Vo *"* Sl V j&/ boko w pod�wiadomo�ci, odk�d zgodzi�am si� zaopiekowa� zab��kan� suk�. Chcia�am zatrzyma� j� na zawsze. � Powtarza�am sobie, �e jestem niem�dra. Przecie� grey-hound ma w�a�ciciela i moim obowi�zkiem jako cz�onka Klubu Ratownik�w Zwierz�t jest go odnale��. Bardzo si� stara�am wybi� sobie z g�owy pomys� zatrzymania suki w naszym domu. -Jak b�dziemy na ni� wo�a�? - spyta�a Abby - Musimy wymy�li� jakie� imi�, nawet je�li naprawd� nazywa si� inaczej. - Jest taka �adna - powiedzia�am. - Wobec tego nazwijmy j� Bella - zaproponowa�a moja siostra. - Po francusku belle znaczy pi�kna. Naprawd� nie mam poj�cia, sk�d ona wie takie rzeczy. - Wspania�y pomys�. "Bella" brzmi znakomicie - zawo�a�a Lisa. Przyzna�y�my jej racj�. - Bella z pewno�ci� jest g�odna i spragniona - zauwa�y�a moja mama. - Skoczcie do sklepu po psie jedzenie i porz�dn� smycz, a ja tymczasem dam jej misk� wody. 19 Po drodze obmy�li�y�my plan dzia�ania. Prawd� m�wi�c, zrobi�a to Eliza. Mia�a du�e do�wiadczenie z psimi przyb��dami i dok�adnie wiedzia�a, od czego nale�y zacz��. - Po pierwsze, zadzwonimy do schroniska dla zwierz�t i spytamy pani� Washington, czy kto� nie zg�osi� faktu zagini�cia greyhounda. - Tak jest - powiedzia�am. - Po drugie, rozwiesimy plakaty w naszej okolicy. - Doskonale. - Po trzecie, za dzie� lub dwa, je�li nikt si� nie zg�osi po zgub�, damy og�oszenia do prasy. - Czy mamy na to w kasie jakie� pieni�dze? - spyta�am. Lisa i Abby popatrzy�y jedna na drug�. Pe�ni�y funkcj� skarbniczek Klubu Ratownik�w Zwierz�t, ale do�� rzadko zagl�da�y do ksi��ki rachunkowej. - Nie jestem pewna - przyzna�a bezradnie Lisa. - Wydaje mi si�, �e mamy oko�o trzydziestu dolar�w -powiedzia�a Abby. Miesi�c temu postanowi�y�my gromadzi� sk�adki na pokrycie nag�ych wydatk�w. Kiedy potrzebowa�y�my wi�kszej sumy pieni�dzy, organizowa�y�my r�ne akcje, na przyk�ad sprzeda� w�asnych wypiek�w. - Trzydzie�ci dolar�w powinno wystarczy� - uzna�a Eliza. Kupi�y�my kilka puszek z psi� karm�, czerwon� smycz i obro��. Potem wr�ci�y�my do domu, by napisa� og�oszenia. 20 Mama sma�y�a w kuchni jajecznic�. Bella cierpliwie czeka�a, wyci�gni�ta u jej st�p, i uwa�nym spojrzeniem �ledzi�a ka�dy ruch mamy. Bethany siedzia�a na pod�odze obok Belli. - Ten pies by� naprawd� g�odny i �miertelnie spragniony - oznajmi�a mama. - Zd��y� po�kn�� ca�� misk� ry�u z kurczakiem i wypi� duszkiem ze dwa litry wody. - Na razie nie powinny�my jej wi�cej karmi�, bo mo�e si� rozchorowa� - powiedzia�a Eliza. Popatrzy�am z �alem na wystaj�ce �ebra Belli. - Szkoda, �e nie mo�emy pozwoli� jej zje�� wszystkiego, co w�a�nie kupi�y�my - stwierdzi�am. - Nie przejmuj si�. Zobaczysz, �e szybko przybierze na wadze - pocieszy�a mnie Eliza. Jako c�rka weterynarza wiedzia�a, co m�wi. Bella dosta�a jajecznic� i zacz�a j� pa�aszowa�, a my roz-siad�y�my si� wok� sto�u i roz�o�y�y�my na blacie papier i flamastry. - Proponuj� od razu wypisa� plik og�osze� - powiedzia�a Lisa. - Szukanie kserokopiarki zajmie nam za du�o czasu. - Moim zdaniem wystarczy, je�li ka�da z nas napisze po pi�� - stwierdzi�am. Zaj�y�my si� prac�. ZNALEZIONO, napisa�am u g�ry. Ni�ej, r�wnie� wielkimi literami, GREYHOUNDA JASNOBR�ZOWEJ MA�- 21 a Z BIA�YM ZNAMIENIEM W KSZTA�CIE GWIAZDKI NA CZOLE. U do�u poda�am swoje nazwisko i numer telefonu. W tym czasie Lisa naszkicowa�a pi�kny portret Belli. - Wspaniale ci to wysz�o. Szkoda, �e nie umiem rysowa� tak �adnie jak ty - powiedzia�am z nutk� zazdro�ci w g�osie. - Szkoda, �e ja nie umiem pisa�! - zawo�a�a Abby, demonstruj�c nam swoje dzie�o. U g�ry strony widnia�o czarno na bia�ym: ZNALE�ONO. - Ciekawa ortografia - zauwa�y�a z�o�liwie Eliza. Rzadko jej si� to zdarza�o. Abby rado�nie wyszczerzy�a z�by i si�gn�a po czysty kawa�ek papieru. Po mniej wi�cej p�godzinie sko�czy�y�my robot�. Gotowe plakaty czeka�y, by je porozwiesza�. Eliza zatelefonowa�a do pani Washington. Nikt nie zg�osi� zagini�cia greyhounda. - To niedobry znak - powiedzia�a Eliza. - Zazwyczaj w�a�ciciel poszukuj�cy psa dzwoni najpierw do schroniska. - Mo�e Bella mieszka�a daleko st�d - podsun�am. - Niewykluczone. - Je�li nikt nie zareaguje na og�oszenia, powinny�my zamie�ci� anons w naszym lokalnym "Kurierze" i by� mo�e r�wnie� w dziennikach bosto�skich - powiedzia�a Lisa. - To dobry pomys� - przyzna�a Abby. 22 - Na razie, nim zrobi si� ciemno, rozwie�my jednak plakaty - zaproponowa�am. - Mo�emy wzi�� ze sob� Bell�. Wyj�am z szuflady ta�m� klej�c� i pude�ko pluskiewek. Na�o�y�am Belli now� obro��, przypi�am do niej smycz i ruszy�y�my do miasta. Umie�ci�y�my plakaty, gdzie si� tylko da�o: w supermarkecie, na przystankach autobusowych, szybach wystawowych r�nych sklep�w. Jeden przyczepi�y�my na tablicy og�osze� w klubie m�odzie�owym i jeden na drzwiach lecznicy mamy Elizy. Posz�y�my nawet do miejscowej przychodni pediatrycznej, gdzie r�wnie� zostawi�y�my informacj� o zab��kanym psie. Mniej wi�cej po godzinie nie zosta� nam ju� �aden plakat. -Je�li w�a�ciciele Belli mieszkaj� w tych okolicach, z pewno�ci� odzyskaj� swego psa - powiedzia�a Eliza. Bella dr�a�a troch� z zimna, wi�c posz�y�my prosto do domu. Zbli�a�a si� pora kolacji. Moje przyjaci�ki z oci�ganiem po�egna�y si� z psem i wr�ci�y ka�da do siebie. Pierwszy wsp�lny wiecz�r z Bella min�� bezkonfliktowo. W przeciwie�stwie do ps�w Elizy nie �ebra�a o resztki jedzenia, co� jej tam jednak wsun�am do pyska. Zwin�a si� w k��bek pod sto�em i po�o�y�a �eb na moich stopach. Znowu opanowa�o mnie pragnienie, by zosta�a u nas na zawsze, ale stara�am si� pozby� tych my�li. Powtarza�am sobie, �e w�a�ciciel Belli martwi si� teraz jej losem, a ona t�skni za domem. 23 Moja mama by�a zdziwiona, �e cho� Bella sprawia wra�enie dobrze u�o�onej, nie zna podstawowych komend, jakie wydaje si� psom. Wraz z Bethany przez oko�o p� godziny uczy�am j�, co znaczy "le�e�" i "powsta�". Szybko zrozumia�a, o co chodzi, i ch�tnie wykonywa�a polecenia. Najdziwniejsze jednak, �e za nic na �wiecie nie chcia�a usi���. Mog�y�my powtarza�: "siad", a ona jakby w og�le nie s�ysza�a. Kiedy po wieczornym spacerze zabra�am si� do odrabiania pracy domowej, Bella po�o�y�a si� obok mych st�p. By�y�my razem, a� nadesz�a pora snu. Zach�ci�am Bell�, by wskoczy�a na ��ko i umo�ci�a si� w nogach, na starej, zniszczonej ko�drze, kt�r� mama przeznaczy�a specjalnie dla niej. Pocz�tkowo nie o�miela�a si� wej��, ale kiedy ju� si� znalaz�a na ��ku, przespa�a tam ca�� noc. Spodziewa�am si� raczej, �e b�dzie skaka� i wierci� si� nerwowo, bo znajdowa�a si� przecie� w obcym domu, a tymczasem ona zachowywa�a si� nadzwyczaj spokojnie. Nast�pnego ranka przed p�j�ciem do szko�y wyprowadzi�am Bell� na spacer, a potem si� z ni� po�egna�am. Wodzi�a za mn� t�sknym spojrzeniem, kiedy ruszy�am do drzwi. Przykro mi by�o, �e zostawiam j� sam� na p� dnia, ale nic nie mog�am na to poradzi�. Abby i Eliza ju� czeka�y na mnie w holu. Lisa wpad�a do szko�y zdyszana, podobnie jak ja. 24 - Czy kto� dzwoni� do ciebie w sprawie psa? - spyta�a Eliza z nadziej�. - Nie - odpar�am. - Psiako��! - zakl�a Eliza. -Je�li i dzi� po po�udniu nikt si� nie odezwie, powinny�my zrealizowa� nast�pny punkt programu i da� og�oszenia do gazet - przypomnia�a Lisa. - Zgoda - powiedzia�a Eliza. - Molly, zadzwoni� do ciebie o wp� do pi�tej. Je�li do tej godziny nikt si� nie zg�osi po Bell�, zajm� si� og�oszeniami. Od razu zatelefonuj� do dzia�u zlece� i mo�e zd��� zamie�ci� nasz anons w jutrzejszych dziennikach. Szkolny dzwonek oznajmi� pocz�tek lekcji. Z rado�ci� bra�am udzia� w zaj�ciach, bo w�a�nie przerabiali�my materia� dotycz�cy staro�ytnej Grecji. Naprawd� mnie to interesuje. Chyba jestem jedyn� uczennic�, kt�ra szczerze lubi szko��, bo po prostu bardzo lubi� si� uczy�. Wi�kszo�� koleg�w uwa�a mnie z tego powodu za wariatk�. Po lekcjach pogna�am do domu, by przes�ucha� automatyczn� sekretark�. Nie by�o �adnej wiadomo�ci od w�a�ciciela greyhounda. Bella wyra�nie ucieszy�a si� na m�j widok. Kr�ci�a si� w k�ko i merda�a ogonem. Wyprowadzi�am j� na kr�tki spacer, by na zbyt d�ugo nie oddala� si� od telefonu. Kto� m�g� si� w ko�cu odezwa�. Nic takiego nie nast�pi�o. Przekaza�am t� informacj� 25 Elizie, gdy zgodnie z umow� zadzwoni�a o wp� do pi�tej. W tej sytuacji postanowi�y�my zrealizowa� trzeci punkt planu i zamie�ci� og�oszenia w prasie. Uzna�y�my, �e zajmie si� tym Eliza. Zatelefonuje do gazety w Dormouth i do paru dziennik�w bosto�skich. Poda numer karty kredytowej swojej mamy, kt�rej z klubowych pieni�dzy zwr�cimy nale�no�� za rozmow�. - Masz ochot� wpa�� wieczorem do mnie? - spyta�a Eliza. - Mog�yby�my wsp�lnie poogl�da� telewizj�. - Wiesz, chyba lepiej zostan� w domu - odpar�am, -Bella by�a przez ca�y dzie� sama i teraz chcia�abym jej dotrzyma� towarzystwa. - W porz�dku. Zobaczymy si� jutro w szkole. Mo�e po ukazaniu si� og�osze� w gazetach kto� si� w ko�cu odezwie. - B�d� trzyma�a kciuki. Sp�dzi�y�my kolejny mi�y wiecz�r z Bella. Mama, Betha-ny i ja rozsiad�y�my si� w bawialni, ka�da ze swoj� ksi��k�. Mama jest bibliotekark� w szkole �redniej w Dormouth i odk�d pami�tam, zawsze tworzy�y�my rodzin� zagorza�ych czytelniczek. C� za cudowne uczucie: le�e� na sofie z Bella grzej�c� stopy i s�ucha� szelestu przewracanych kartek. Suka chyba zadomowi�a si� u nas nieco, gdy� nie by�a ju� taka a� do przesady pos�uszna. Odruchowo pie�ci�am j�, czytaj�c 26 ksi��k�. Potem od�o�y�am lektur� na bok i podrapa�am Bell� za uszami. Zadowolona przewr�ci�a si� na grzbiet i zach�ca�a, by klepa� j� po brzuchu. Bethany skr�ca�a si� ze �miechu na widok miny, jak� zrobi�o uszcz�liwione zwierz�. W nocy nas�uchiwa�am spokojnego oddechu Belli. Coraz bardziej przywi�zywa�am si� do my�li, �e ju� zawsze b�dzie blisko mnie. Mia�am cich� nadziej�, �e jej w�a�ciciele nie zadzwoni� do nas, mimo i� zdawa�am sobie spraw�, �e moja podopieczna na pewno strasznie t�skni za swoim prawdziwym domem. Wiedzia�am te�, �e gdzie� tam daleko jest kto�, kto j� kocha i usycha z t�sknoty za ni�. Nast�pnego ranka jeszcze trudniej ni� poprzednio przysz�o mi zostawi� Bell� sam� w domu. Sta�a przy drzwiach, gdy wychodzi�y�my do szko�y, i wygl�da�a tak �a�o�nie. Ogon i uszy zwisa�y jej sm�tnie. - Wr�c� natychmiast po lekcjach - przyrzek�am, tul�c si� do niej po raz ostatni. Bethany zafundowa�a jej nied�wiedzi u�cisk i g�o�ny cmok w czubek �ba. - Do widzenia, najpi�kniejsza z pi�knych - po�egna�a Bell�. W drodze do szko�y wst�pi�am do sklepu ze s�odyczami na ulicy Neptuna i kupi�am "Kurier" oraz kilka bosto�skich dziennik�w. Jeden z nich wr�czy�am siostrze i, id�c, przebiega�y�my wzrokiem drobne og�oszenia. 27 - Mam! - zawo�a�a Bethany. - W �rod� po po�udniu znaleziono suk� rasy greyhound z bia�ym znamieniem w kszta�cie gwiazdki na czole. Jest numer naszego telefonu. Molly, uwa�aj! - ostrzeg�a mnie, zerkaj�c znad p�achty dziennika. W ostatniej chwili odskoczy�am od skrzynki pocztowej, w kt�r� w�a�nie zamierza�am uderzy� g�ow�. - W "Kurierze" jest og�oszenie identycznej tre�ci - powiedzia�am. - Eliza �wietnie si� spisa�a - pochwali�a moj� przyjaci�k� Bethany. - Jak zwykle - doda�am. Po�egna�am siostr� przed wej�ciem do zer�wki i posz�am w kierunku mojej szko�y. Abby i Eliza ju� tam by�y, pochylone nad roz�o�onymi gazetami. Lisa, oczywi�cie, znowu si� sp�nia�a. Robi�a to codziennie. Spontanicznie rzuci�am si� ku Elizie i wy�ciska�am j� z ca�ych si�. - Zadzia�a�o! - zawo�a�am nieco zbyt g�o�no. - Prasa to pot�ga - skomentowa�a Eliza. - Ciekawe tylko, czy kto� odpowie na anons. Lisa wpad�a do szko�y jak burza wraz z ostatnim dzwonkiem. - Dziewczyny, poka�cie! - krzykn�a, wyrywaj�c gazet� z r�k Elizy. - Co s�dzicie o tym, by dzisiejsze popo�udnie sp�dzi� 28 u mnie w domu? - spyta�am. - Dobrze by by�o, gdyby�my wszystkie pozna�y w�a�ciciela Belli, o ile si� oczywi�cie odezwie. - Fantastycznie! - ucieszy�a si� Abby. Poniewa� by� pi�tek, nie musia�y�my odrabia� �adnych lekcji na nast�pny dzie�. B�dziemy mog�y si� rozsi��� doko�a i pogryza� precelki. Nawet gdyby nikt nie zadzwoni�, i tak mi�o sp�dzimy razem czas. Po ostatniej lekcji spotka�y�my si� w tym samym miejscu w holu i szybko ruszy�y�my do mojego domu. By�o zimno i para lecia�a nam z ust. Lisa przez ca�y czas opowiada�a o ch�opaku, kt�ry nazywa si� Andy Karloff i siedzi w �awce tu� przed ni�. Podkochuje si� w nim troch�. Prawdziwie gor�cym uczuciem darzy jednak starszego brata Elizy, Pete'a, kt�ry gra na b�bnach. Kiedy wk�ada�am klucz do zamka, us�ysza�am, �e w mieszkaniu dzwoni telefon. I oczywi�cie jak zwykle, gdy si� spieszy�am, klucz nie chcia� si� przekr�ci�. W ko�cu jako� uda�o mi si� otworzy� drzwi i pobieg�am do aparatu. Podnios�am s�uchawk�, w chwili gdy w��czy�a si� ju� automatyczna sekretarka. - Halo! - wrzasn�am, usi�uj�c przekrzycze� nagrany na ta�mie g�os mamy. - Prosz� chwil� zaczeka�, dobrze? Bella podbieg�a do mnie, wymachuj�c rado�nie ogonem. Kiedy zabrzmia� sygna� ko�cz�cy nagran� informacj�, 29 ponownie odezwa�am si� do s�uchawki. Odruchowo si�gn�am do wy��cznika sekretarki, by j� wyciszy�, gdy� w przeciwnym razie rozmow� by�oby s�ycha� w ca�ym domu. - Witam - odezwa� si� m�ski g�os. - My�l�, �e pies, o kt�rym mowa w og�oszeniu, nale�y do mnie. - Uda�o si�! - krzykn�a rozradowana Lisa i pokaza�a mi na migi, bym nie wy��cza�a sekretarki, bo ona i pozosta�e dziewczyny chc� s�ysze�, o czym rozmawiam. - Wspaniale - powiedzia�am s�abym g�osem. Serce we mnie zamar�o. Po�o�y�am d�o� na g�owie Belli. - A jak wygl�da pa�ski pies? - spyta�am. Eliza spojrza�a na mnie ze zdumieniem. Wzruszy�am ramionami. W ko�cu musz� mie� pewno��, �e osoba, kt�ra dzwoni, naprawd� jest w�a�cicielem Belli. S�ysza�am, �e niekt�rzy ludzie odpowiadaj� na og�oszenia o znalezionych przedmiotach czy zwierz�tach, by wy�udzi� cudz� w�asno��. -Jest taki, jak ten opisany w og�oszeniu. Mog� doda�, �e znami� na czole umieszczone jest niesymetrycznie, bli�ej lewej strony. Przykl�k�am i uj�am w d�onie �eb Belli. Uwa�nie przyjrza�am si� bia�ej gwiazdce. M�czyzna mia� racj�. - Pies ma r�wnie� blizn� na prawej przedniej �apie -doda�. To te� si� zgadza�o. Niemal dziesi�ciocentymetrowa szrama po wewn�trznej stronie �apy. Zrobi�o mi si� s�abo. 30 - Tak, to chyba pa�ski pies - powiedzia�am dr��cym g�osem. - Bardzo... si� ciesz�. Abby podnios�a w g�r� r�k� z dwoma palcami rozstawionymi na znak zwyci�stwa, a Eliza i Lisa wy�ciska�y si� nawzajem. Nie pozosta�o mi nic innego, jak udawa�, �e r�wnie� si� ciesz� z takiego zako�czenia sprawy. -Jestem ogromnie rad, �e znalaz�a� nasz� psin�. Nasz� malutk� Bert�. Dzieciaki oszalej� z rado�ci. Bert�? Kto wpad� na pomys�, by pi�kne, smuk�e stworzenie ochrzci� takim imieniem? Bella wygl�da�a jak zwiewna tancerka, a nie jaka� gruba Berta. Wszystkie cztery mia�y�my groz� w oczach. G�os w�a�ciciela Belli (przepraszam, Berty) brzmia� jednak sympatycznie, tak jako� mi�kko. -Jak to si� sta�o, �e suka si� zgubi�a? - zapyta�am. - Wybra�em si� z rodzin� na ma�e zimowe wakacje do Cape Cod. Mieszkamy w New Hampshire. Podjecha�em na stacj� benzynow� i opu�ci�em szyb� w samochodzie, by porozmawia� z facetem z obs�ugi. W tym momencie obok szos� przemkn�a karetka na sygnale. Berta wpad�a w panik�, wyskoczy�a przez okno i pogna�a przed siebie. Nie mogli�my jej dogoni�. Wiesz, jak szybko potrafi� biega� greyhoundy. - Tak. To musia�o by� dla pa�stwa straszne prze�ycie. - Masz racj�. 31 - Kiedy wobec tego mo�e pan przyjecha� i odebra� swoj� zgub�? - spyta�am. - Do soboty w��cznie nie mog� si� ruszy� z domu. Powiedzmy wi�c, �e zjawi� si� w niedziel� po po�udniu. Pasuje? - Jak najbardziej. - Poczu�am si� odrobink� lepiej. -Niech b�dzie niedziela. Zanotowa� m�j adres, powiedzia�, �e nazywa si� Jones, i poda� mi sw�j numer telefonu. Zwr�ci�am uwag�, �e numer kierunkowy jest taki, jak w stanie Massachusetts. Ciekawostka. - Powiedzia� pan, �e mieszka pan w New Hampshire -zwr�ci�am uwag�. Lisa wykona�a jaki� gest, kt�ry mia� sugerowa�, �e przesadzam. - Tylko Molly jest w stanie zauwa�y� taki szczeg� -szepn�a. Na chwil� zapad�a cisza. - Przebywamy teraz w Bostonie z wizyt� u przyjaci� -wyja�ni� pan Jones. - Ca�a moja rodzina. - To si� dobrze sk�ada - odpar�am. - Nie b�dzie pan musia� daleko jecha� po... Bert�. - Skrzywi�am si�, wymawiaj�c to imi�. Powiedzia�am do widzenia i zako�czy�am rozmow�. W ca�ym pokoju brz�cza� sygna� telefoniczny, co przypomnia�o mi o konieczno�ci wy��czenia sekretarki. 32 - No tak - powiedzia�am tonem, kt�ry w zamierzeniu 0iia� by� dziarski - chyba w�a�ciciel si� odnalaz�. - Cudownie! - zawo�a�a E�iza z entuzjazmem, kt�rego jako� nie umia�am z siebie wykrzesa�. - Nie do wiary, �e naprawd� nam si� uda�o - doda�a Abby. - Niecz�sto si� to zdarza - przyzna�a rozradowana Eliza. - Mia� taki mi�y g�os - wtr�ci�a Lisa. - Jego dzieciaki uciesz� si�, �e pies si� znalaz�. - Fajnie - mrukn�am. Pr�bowa�am si� cieszy� w imieniu dzieci pana Jonesa. Zdawa�am sobie spraw�, �e t�skni� za swoim wspania�ym psem. Moje przyjaci�ki mia�y racj�: kolejna akcja Klubu Ratownik�w Zwierz�t zako�czy�a si� sukcesem. Dlaczego wi�c czu�am si� tak kiepsko? ?? tu nb gra Tego wieczoru Bella dosta�a mn�stwo dodatkowych przysmak�w, poniewa� mia� to by� jej przedostatni dzie� w naszym domu. Po wyj�ciu moich przyjaci�ek mama przyrz�dzi�a na kolacj� kurczaka, a specjalnie dla Belli ugotowa�a w�tr�bk� i �o��dek. Dorzuci�a jej r�wnie� do miski troch� jajecznicy. Menu najwyra�niej przypad�o Belli do gustu, gdy� ca�e jedzenie znikn�o w ci�gu niespe�na trzydziestu sekund. Ten pies by� po prostu g�odny. Kto ci nadal takie brzydkie imi�, my�la�am, patrz�c na wdzi�czn� sylwetk� greyhounda. - Berta - zawo�a�am na pr�b�. Bella, to znaczy Berta, nawet nie unios�a g�owy. Sko�czy�a pa�aszowa� jajka i zanurzy�a pysk w misce z rozwodnion� �rut�. - Berta! - powt�rzy�am. Zignorowa�a mnie. - No dobrze, zapomnij o tym. Niewa�ne, jak si� naprawd� nazywasz. Dla mnie b�dziesz Bella i ju�. 34 Natychmiast podnios�a �eb i obdarzy�a mnie tym swoim s�odkim, jasnym spojrzeniem. By� mo�e tak�e i jej imi� Bella bardziej si� podoba�o. Po kolacji mama w��czy�a telewizor i wybra�a stacj� kt�ra nadawa�a dokumentalny fflm 0 ptakach. Bethany 'nigdy nie przepu�ci �adnego programu przyrodniczego, a ja r�wnie� jestem ich mi�o�niczk�. Ciekawi� mnie wszystkie szczeg�y z �ycia zwierz�t. W przerwie na reklam� proszk�w do prania zainteresowa�am si�, co robi Bella. W pokoju, gdzie stoi telewizor, nie ma wyk�adziny dywanowej, tylko male�ki dywanik pod stolikiem do kawy. Bella jako� wcisn�a si� pod stolik i le�a�a tak, by nawet kawa�kiem cia�a nie dotyka� zimnej pod�ogi. Chyba nie by�o jej najwygodniej. - Mamusiu, czy mog� jej pozwoli� wskoczy� na sof�? Jest taka chuda i ko�cista, �e z pewno�ci� lepiej by si� czu�a na czym� mi�kkim. - Wiesz - zacz�a mama t�sknym g�osem - kiedy by�am ma�a, o wiele m�odsza ni� ty teraz, mia�am psa. Te� suczk�, kt�ra zawsze spa�a ze mn� w ��ku. - Mia�a� psa? - spyta�am zaskoczona. - Dlaczego nigdy nam o tym nie opowiada�a�? - Cieszy�am si� ni� niezbyt d�ugo. To by�a seterka irlandzka. - Co si� z ni� sta�o? - chcia�a wiedzie� Bethany. 35 - Zdech�a - odpar�a mama. - Weterynarz nigdy nie umia� stwierdzi�, co jej dolega�o. Na chwil� zapatrzy�a si� w okno. - Zgoda - powiedzia�a w ko�cu. - Niech Bella k�adzie si� na sofie. Poklepa�am mi�kk� tapicerk� obok mnie i zawo�a�am suk�. Podesz�a, opar�a brod� o kraw�d� mebla i zastyg�a nieruchomo, przypatruj�c mi si� smutnymi oczami. Znowu poklepa�am siedzenie. Bella najwyra�niej nie rozumia�a, o co mi chodzi. - Wskakuj - ponagli�am j�. - Nie b�j si�. Z wahaniem po�o�y�a na sofie najpierw jedn� �ap�, potem drug�... Po chwili sta�a na niej w ca�ej swojej psiej okaza�o�ci. - Le�e� - poleci�am. Rozgl�daj�c si� nieufnie, jakby w ka�dej chwili spodziewa�a si� bat�w, zwin�a si� obok mnie i po�o�y�a mi �eb na kolanach. By�am w si�dmym niebie. Ten du�y w ko�cu pies wydawa� si� taki malutki, gdy le�a� zwini�ty w k��bek. Podrapa�am Bell� po karku i zacz�am si� bawi� jej jedwabistymi uszami. Czu�am, jak powoli si� odpr�a. W czasie kolejnej przerwy na reklam� zajrza�am do ucha, kt�re pie�ci�am d�oni�. Co� tam by�o, ale co? Obejrza�am ucho uwa�niej. Jaki� napis? 36 - Bethany, mog�aby� zapali� �wiat�o? - poprosi�am. Moja siostra w��czy�a lamp�. - Co tam znalaz�a�? Zajrza�am g��biej do psiego ucha. Bethany pochyli�a si� nade mn�, bo te� chcia�a popatrze�. - To jakie� numery! - zawo�a�a. Mia�a racj�. Na wewn�trznej �ciance ucha Belli widnia� numer 418F. Cyfry i litera mia�y bladoniebieski kolor. W drugim uchu zobaczy�y�my kolejne numery. - Czy one dadz� si� usun��? - spyta�a Bethany. Potar�am palcami p�atek ucha. Po�lini�am palec i znowu potar�am. Bella patrzy�a z zaciekawieniem, co ja wyrabiam. - Niestety - powiedzia�am w ko�cu. - Wykonano je atramentem czy czym� takim. R�wnie� mama zainteresowa�a si� moimi poczynaniami. - A niech to! - zwo�a�a po obejrzeniu psiego ucha. -Wygl�da to jak tatua�. Ogarn�a mnie groza. - Kto� mia�by tatuowa� uszy Belli? Przecie� to bardzo bolesne! Kiedy� ogl�da�am w telewizji pokaz wykonywania tatua�u. Delikwenta nak�uwano w wybranym miejscu chyba z tysi�c razy cienk� ig�� i wpuszczano pod sk�r� atrament. Sk�ra krwawi�a podczas tego zabiegu. Kt� �mia�by zrobi� tak� straszn� rzecz bezbronnemu psu? Czy�by pan Jones? 37 - Mamusiu, czy wiesz przypadkiem, po co kto� mia�by nara�a� psa na takie cierpienie? - spyta�am. - Taak - powiedzia�a mama, przeci�gaj�c g�oski. - Grey-houndy kojarz� mi si� z wy�cigami. Hoduje si� je po to, by bra�y w nich udzia�. Te numery mog� mie� z tym co� wsp�lnego. - Ach, tak. - Przypomnia�am sobie tor wy�cigowy w pobli�u drogi do Bostonu. Mija�y�my go, jad�c z Bethany na lekcje muzyki. - Chcesz powiedzie�, �e istnieje zwyczaj tatuowania ps�w wy�cigowych? Ale przecie� Bella jest psem domowym? Mama w zamy�leniu pokiwa�a g�ow�. - Pos�uchaj, kochanie. Proponuj�, by� poszuka�a czego� na ten temat w bibliotece. Niewiele wiem o greyhoundach, ale je�li poszperasz w ksi��kach, mo�e znajdziesz odpowied� na swoje pytania. Tak to jest, jak si� ma matk� bibliotekark�. Zawsze ci� zmusi, by� sama dotar�a do potrzebnej wiedzy. Szczerze m�wi�c, nie mam jednak nic przeciwko temu. Bardzo lubi� szuka� po ksi��kach tego, co mnie interesuje. - Natychmiast z samego rana id� do biblioteki - oznajmi�am. - Jutro jest zamkni�ta - przypomnia�a mi Bethany. -Ci�cia bud�etowe. Siostra mia�a racj�. Z powodu braku pieni�dzy a� do marca biblioteka by�a nieczynna we wtorki, czwartki i soboty. 38 Zmartwiona siedzia�am na sofie, wpatruj�c si� w numery wytatuowane w uszach Belli. - Kto m�g�by zrobi� jej co� takiego? - powt�rzy�am pytanie. - Kto�, komu zale�a�o, by w ka�dej chwili mo�na j� by�o rozpozna� - wyja�ni�a mama. Wygl�da�a tak, jakby i j� zmartwi� fakt okaleczenia Belli. - Ale przecie� wystarczy�oby przyczepi� jej znaczek identyfikacyjny - powiedzia�am. Siedzia�y�my w milczeniu, nie zwracaj�c uwagi na rozmow� o ptakach, kt�ra toczy�a si� w telewizji. Wiele istotnych pyta� nie dawa�o mi spokoju. Kto i po co wytatuowa� domowego psa? Dlaczego Bella nie reagowa�a na swoje prawdziwe imi�? Nie by�a przecie� ma�o rozgarni�ta. Poza tym wyda�o mi si� dziwne, �e pan Jones i jego rodzina zwlekaj� z odebraniem swojego rzekomo ukochanego psa. Je�li zatrzymali si� w Bostonie, mieli stamt�d naprawd� blisko do Dormouth. I czemu nie dzwonili do okolicznych schronisk, by si� dowiedzie�, czy kto� przypadkiem nie odprowadzi� zab��kanego greyhounda? No i jeszcze jedno: dlaczego Bella by�a a� tak wychudzona, �e zdo�a�a si� przecisn�� przez okno samochodu? Z ca�� pewno�ci� co� tu nie gra�o. Stopniowo w mej g�owie dojrzewa�a jedna my�l. - Nie oddam Belli panu Jonesowi - o�wiadczy�am. - 39 W ka�dym razie dop�ki nie sprawdz�, co oznaczaj� te numery. Mama wyra�nie si� zak�opota�a. - Kochanie, jestem pewna, �e wszystko jest w porz�dku - powiedzia�a. Ju� chcia�am z ni� polemizowa�, kiedy dostrzeg�am pe�en zrozumienia u�miech na jej twarzy. - Skoro jednak chcesz poprosi� pana Jonesa, by odebra� Bell� w poniedzia�ek wieczorem zamiast w niedziel�, nie mam nic przeciwko temu. - Dzi�ki, mamusiu - powiedzia�am. - Naprawd� chcia�abym si� dowiedzie�, co znacz� te numery, nim przeka�� Bell� w obce r�ce. - Co zamierzasz zrobi�? - spyta�a Bethany. - Jako� omotam pana Jonesa, dop�ki nie sprawdz�, czy wytatuowa� Belli uszy i w jakim celu. Wpad�am na pomys�. Wy��czy�am telewizor, podnios�am s�uchawk� i wystuka�am numer Elizy. Odebra� jej brat, kt�ry odezwa� si� kr�tkim: -Tak? - Witaj, Pete. M�wi Molly. Z hukiem od�o�y� s�uchawk� i przywo�a� swoj� siostr�. Opowiedzia�am Elizie, co odkry�am w uchu Belli. - Czy wiesz, co to mo�e znaczy�? - spyta�am. 40 - Nie mam poj�cia. Dziwna sprawa, prawda? - Liczy�am na pomoc twojej mamy. Czy jest gdzie� w pobli�u? - Niestety, wyjecha�a na Floryd� na zjazd weterynarzy. Wraca w poniedzia�ek w nocy. - To kiepsko - powiedzia�am. - Mo�e w schronisku b�d� wiedzieli, o co chodzi - podsun�a Eliza. - My�la�am i o tym - przyzna�am. - Ale w sobot� schroniska s� zamkni�te. Nie chc� odda� Belli panu Jonesowi, dop�ki nie wyja�ni� sprawy tatua�u w jej uszach. Wygl�da na to, �e wyryto jej pi�tno jak krowie. -Jestem pewna, �e znajdzie si� proste wyt�umaczenie ca�ej historii. Pan Jones przez telefon sprawia� naprawd� mi�e wra�enie. - By� mo�e masz racj�, ale wol� si� upewni�. Nie oddam Belli, dop�ki nie b�d� w stu procentach przekonana, �e wszystko jest w porz�dku. - Naprawd�? - Us�ysza�am w g�osie przyjaci�ki co� jakby niezadowolenie. - Pan Jones ma, zdaje si�, przyjecha� w niedziel�. - Zatelefonuj� do niego i powiem, �e musimy od�o�y� nasze spotkanie. - Molly, on jest w�a�cicielem Belli. Nie mo�esz mu zabroni� odebra� w�asnego psa. 41 - Oddam mu j� natychmiast, kiedy b�d� pewna, �e nic z�ego jej nie spotka - Czy� ty si� aby do Be�li, to znaczy Berty, zanadto nie przywi�za�a? Czu�am, �e poma�u ogarnia mnie furia. - Eliza! Zrozum w ko�cu, �e nie o to chodzi. Po prostu nie oddam pSa komu�, kto by� mo�e go dr�czy. Do poniedzia�ku postaram si� wyja�ni� wszelkie w�tpliwo�ci. Eliza westchn�a. - Dobrze, nie b�d� naciska�. Zrobisz, co uwa�asz za stosowne. Pami�taj jednak, �e musisz odda� psa jego prawowitemu w�a�cicielowi. Obie zako�czy�y�my rozmow� w pod�ych nastrojach. Jednak nie rozmy�li�am si�. By�am przekonana o w�asnej racji. Tylko ja mog�am uchroni� Bell� przed z�ym traktowaniem. Mia�am nadziej�, �e Eliza, za�o�ycielka Klubu Ratownik�w Zwierz�t, zrozumie mnie lepiej ni� ktokolwiek inny. Dlaczego nie przyj�a mego punktu widzenia? Telefon znowu si� odezwa� i rzuci�am si� do aparatu z nadziej�, �e to Eliza dzwoni z przeprosinami. Jednak�e po moim zach�caj�cym "halo" zapanowa�a cisza. - Kto m�\vi? - spyta�am. Po chwili us�ysza�am szorstki g�os, kt�ry wychrypia�: - Czy to ty znalaz�a� br�zowego greyhounda? - Tak - odpar�am. 42 - Zatrzymaj go u siebie! - S�ucham? - odezwa�am si�, oszo�omiona. - Zatrzymaj tego psa! Kr�tki sygna� i rozmowa zosta�a przerwana. ? W niedziel� rano wsta�am o �smej, gdy� chcia�am skontaktowa� si� telefonicznie z panem Jonesem, zanim wyruszy z Bostonu po swojego psa. Po tej dziwnej rozmowie w pi�tkowy wiecz�r by�am ju� pewna, �e podj�am s�uszn� decyzj�, postanawiaj�c zatrzyma� Bell� do czasu wyja�nienia wszystkich w�tpliwo�ci. Kim by� �w nieznajomy, kt�ry do mnie zadzwoni�, i dlaczego tak usilnie nalega�, bym nie oddawa�a znalezionego greyhounda? Przeczuwa�am, �e jest co� podejrzanego w ca�ej sprawie. Na rozmow� z panem Jonesem nie mia�am szczeg�lnej ochoty. Nie odezwa�am si� do niego w sobot�, bo obawia�am si� jego reakcji na propozycj� prze�o�enia naszego spotkania. Zastanawia�am si� nawet, czy nie poprosi� mamy, by zadzwoni�a w moim imieniu, ale po namy�le zrezygnowa�am z tego. Wiedzia�am, �e mamie by si� nie spodoba�o, i� pr�buj� si� ni� wyr�cza�. Postawi�a spraw� jasno: odpowiedzialno�� za psa spoczywa wy��cznie na mnie. Zawsze mnie uczy�a, bym sama za�atwia�a swoje najtrudniejsze sprawy. 44 Tak, musia�am stawi� czo�o wyzwaniu i osobi�cie zatelefonowa� do pana Jonesa. Min�o troch� czasu, nim zebra�am si� na odwag�. Przez ponad dwadzie�cia minut przemierza�am pok�j tam i z powrotem, zastanawiaj�c si�, co powiedzie�. W ko�cu wzi�am telefon i wystuka�am numer podany mi przez pana Jonesa. Telefon odebra� jaki� m�czyzna. - Dzie� dobry. Czy mog� prosi� pana Jonesa? - spyta�am. -Jonesa? - zdziwi� si�. Jego g�os brzmia� jako� znajomo. - Tu nie ma... - przerwa�. - Ach tak, oczywi�cie. Prosz� chwileczk� zaczeka�, zaraz go zawo�am. Kiedy czeka�am na swego rozm�wc�, s�ysza�am szczekaj�ce psy. Przyjaciel pana Jonesa mia� naprawd� liczny zwierzyniec. Po paru chwilach w�a�ciciel Belli podszed� do telefonu. - Dzie� dobry - powiedzia�am, nerwowo kr�c�c okularami. - M�wi Molly Penrose. Dzwoni� w sprawie Berty- - Ber... Och tak, o co chodzi? - Tak mi przykro, ale okaza�o si�, �e dzisiaj nie mo�e pan odebra� psa. Uff, pierwsze koty za p�oty. Przynajmniej do tej pory 45 m�wi�am szczer� prawd�. Na drugim ko�cu linii zapanowa�a cisza. - Ale przecie� um�wili�my si� na popo�udnie - odezwa� si� w ko�cu pan Jones. - Wiem i naprawd� jest mi strasznie przykro. Gdyby przyjecha� pan jutro... - To niemo�liwe. Chc� j� mie� u siebie ju� dzi�. Jego g�os nabra� nowych ton�w. Ju� nie brzmia� tak sympatycznie. Postanowi�am trwa� przy swoim, pami�taj�c, czemu s�u�y ta zw�oka. Nie mog�am dopu�ci�, by pan Jones zmusi� mnie do oddania mu Belli, zanim wyja�ni� spraw� tatua�u w jej uszach. Nie mia�am jednak wielkiej wprawy w przepychankach z doros�ymi. - No to w ko�cu w czym problem? - spyta�. - No wi�c... W�a�nie w tym. Musia�am sk�ama� osobie doros�ej. - Dzi� po po�udniu mam wizyt� u lekarza. Mama musi mnie zawie�� - wydusi�am z siebie. - W niedziel�? No i klops. Czy wspomina�am, �e marna ze mnie k�amczucha? - To... co� w rodzaju nag�ego wypadku - wyj�ka�am. - Mo�e wi�c zjawi� si� u was, kiedy wr�cisz? Naprawd� musz� odebra� psa. Ja... moje dzieciaki za nim t�skni�. 46 Ogarn�y mnie wyrzuty sumienia. A mo�e robi�am spraw� z niczego? Wyobrazi�am sobie, jak bym si� czu�a, gdyby jaka� dziewczynka odnalaz�a mojego psa i nie chcia�a mi go odda�. Niemniej jednak musia�am si� upewni�, �e Belli nic nie grozi. Wzi�am g��boki oddech. - Wiem - mrukn�am. - Naprawd� mi przykro. Ja... to znaczy my nie wiemy, ile czasu nam to zajmie. Mama zasugerowa�a, �ebym um�wi�a si� z panem na kt�ry� dzie� w przysz�ym tygodniu. Kiedy ju� si� wyja�ni, co z... moim zdrowiem. - Jest mi to bardzo nie na r�k� - warkn��. - No wi�c kiedy w ko�cu mam przyjecha�? - Czy m�g�by pan zadzwoni� za kilka dni, kiedy b�d� ju� co�.wi�cej wiedzia�a? Znowu uda�o mi si� powiedzie� prawd�. - Dobrze - odpar�, ale zabrzmia�o to raczej jak warkni�cie. - Wkr�tce si� do ciebie odezw�. Po�egnali�my si� i na tym rozmowa si� sko�czy�a. By�am mokra jak mysz. Pi�� minut p�niej odezwa� si� dzwonek u drzwi. Moj� pierwsz� my�l� by�o: pan Jones. Od razu popuka�am si� w czo�o. W tak kr�tkim czasie nawet helikopterem nie zdo�a�by dotrze� z Bostonu do Dormouth. Chyba popada�am w paranoj�. 47 Otworzy�am drzwi i stan�am twarz� w twarz z Eliz� i Lisa. - Hej - powita�a mnie Eliza. - W�a�nie sz�y�my do papierniczego, wi�c postanowi�y�my po drodze odwiedzi� ciebie i Bell�. - Wchod�cie - zaprosi�am przyjaci�ki do �rodka. Bella sta�a tu� obok mnie, merdaj�c d�ugim ogonem. - Komitet powitalny - za�artowa�a Lisa, drapi�c suk� za uszami. Posz�y�my na g�r�, a Bella wiernie nam towarzyszy�a. - Opowiadaj - poprosi�a Eliza, kiedy rozsiad�y�my si� na ��ku. - Zadzwoni�a� do pana Jonesa? - Tak - odpar�am. - No i co? - Powiedzia�am mu, �eby si� odezwa� za kilka dni. Chyba by� w�ciek�y. - Trudno mu si� dziwi� - zauwa�y�a Lisa, szybkim ruchem przerzucaj�c przez rami� sw�j d�ugi czarny warkocz. - Te� bym si� w�ciek�a, gdyby kto� nie chcia� mi odda� psa. - Ale chyba zgadzasz si� z tym, �e musimy rozszyfrowa�, co oznaczaj� te dziwne tatua�e, prawda? - zapyta�am nieco zjadliwym tonem. - Molly - zwr�ci�a si� do mnie z zak�opotaniem Eliza -nie jestem pewna, czy to dobry pomys�. Berta jest w ko�cu jego psem. Ma prawo j� odebra�. 48 - Oczywi�cie, �e ma. Pozwol� mu przyjecha�, jak tylko... - ...rozwi��� zagadk� tatua�y - doko�czy�a Lisa. - To takie typowe dla ciebie. Zawsze jakie� badania i poszukiwania! Jeste� uparta jak osio�. - A ty nie jeste�? - spyta�am. By�am ju� naprawd� z�a. -Ja wiem tylko tyle, �e kiedy znajd� zab��kane zwierz�, mam je odda� w�a�cicielowi - odparowa�a Lisa. - To jest podstawowym zadaniem Klubu Ratownik�w Zwierz�t. - Nawet je�li w�a�ciciel mo�e je skrzywdzi�? Na twarzy Elizy malowa�o si� cierpienie. Nie znosi�a, kiedy ludzie si� sprzeczali. - Ko�czcie, dziewczyny - poprosi�a, podnosz�c do g�ry r�ce w b�agalnym ge�cie. Nagle przypomnia�am sobie, �e nie opowiedzia�am im o tej dziwnej rozmowie telefonicznej, kt�r� odby�am w pi�tkowy wiecz�r. - No i co wy na to? - zako�czy�am po zdaniu relacji. -Najwyra�niej co� jest nie tak. Facet, kt�ry do mnie zadzwoni�, musi mie� jakie� informacje na temat pana Jonesa. Okaza�o si�, �e moim opowiadaniem rozbawi�am wy��cznie Lis�. - Da�a� si� nabra�, Molly? - spyta�a. - To by� g�upi telefoniczny �art. Pewnie jaki� nastolatek zauwa�y� nasze og�oszenie i zadzwoni�, chc�c ci� nastraszy�. - Szkoda, �e nie s�ysza�a� tonu, jakim ze mn� rozma- 49 wia�. Nie sprawia� wra�enia dowcipnisia - odpar�am z oburzeniem. - Skoro tak uwa�asz... - Dlaczego mi nie wierzycie?! - wrzasn�am. Chcia�o mi si� p�aka� ze z�o�ci. Eliza i Lisa sta�y jak og�uszone. Nigdy dot�d nie straci�am panowania nad sob�. - Przepraszam - wymamrota�am. - To wszystko z niepokoju o Bell�. - Mo�e mog�yby�my ci pom�c rozwi�za� zagadk� tatua�y? - zapyta�a ostro�nie Eliza. - Jasne. Eliza, twoja mama pewnie wie, o co w tym wszystkim chodzi. Czy mog�aby� j� o to jutro zapyta�? - Oczywi�cie. Wr�ci dopiero p�nym wieczorem i je�li do tego czasu b�d� na nogach, pogadam z ni�. Lisa podnios�a si�. - Idziemy. Musz� kupi� papier kre�larski, a potem siada� do lekcji. Mam napisa� rozprawk� o �yciu mr�wek. - Pisa�am to rok temu - powiedzia�a Eliza. - Nawet ca�kiem wdzi�czny temat. Kiedy ju� sobie posz�y, przysiad�am na chwil� na ��ku i zacz�am bezmy�lnie g�aska� psa. Czu�am si� �le. Uwaga Lisy zabola�a mnie. Obj�am r�kami kolana, ca�y czas rozwa�aj�c w my�lach ten sam temat. Czy naprawd� upar�am si� bezpodstawnie? 50 Mo�e nie warto by�o kruszy� kopii o te tatua�e? Mo�e powinnam by�a od razu odda� w�a�cicielowi jego zgub�? A mo�e to jednak dziewczyny nie mia�y racji? Kiedy szykowa�am si�, by p�j�� spa�, zadzwoni� telefon. Mama czyta�a Bethany na dobranoc rozdzia� z W�adcy pier�cieni Tolkiena, wi�c ja podnios�am s�uchawk�. - Halo - odezwa�am si�. - Pami�taj, co ci powiedzia�em. - Natychmiast rozpozna�am ten chropawy g�os. - Trzymaj psa z daleka od Jonesa! Us�ysza�am kr�tki sygna�. Nieznany rozm�wca si� wy��czy�. Powoli od�o�y�am s�uchawk�. To ju� naprawd� by�o dziwne. Kto tak uparcie ostrzega� mnie przed w�a�cicielem Belli? �le spa�am tej nocy. Rzuca�am si� po ca�ym ��ku, kot�uj�c po�ciel, g�ow� mia�am pe�n� natr�tnych my�li. Pr�bowa�am liczy� barany, ale to nic nie pomaga�o. Tatua�, dziwne ostrze�enie, z�o�� pana Jonesa, brzydkie imi�, na kt�re pies w og�le nie reagowa�... Kiedy w ko�cu zasn�am, �ni�o mi si�, �e jacy� ludzie goni� mnie z wrzaskiem. Obudzi�am si� spi�ta i wyko�czona. 52 Po drodze do szko�y spotka�am Lis� i Abby. Posz�y�my dalej razem, a moje przyjaci�ki w k�ko papla�y o ch�opaku, kt�ry ma na imi� Nicky. Abby twierdzi�a, �e jest sympatyczny i interesuj�cy, a Lisa uwa�a�a go za palanta. W ko�cu Abby zorientowa�a si�, �e ja przez ca�y czas milcz�. - Co si� dzieje? - spyta�a. - Nic takiego - odpar�am. - Naprawd�? Co� mi si� nie wydaje. M�w, o co chodzi. - Chyba jestem zm�czona. I martwi� si� o Bell�. - Och, Molly, nie zaczynaj znowu - powiedzia�a ze zniecierpliwieniem Lisa, ale natychmiast ugryz�a si� w j�zyk. -Id� po lekcjach do tej biblioteki i dowiedz si�, czego tam chcesz. Mo�e poczujesz si� lepiej. Wiedzia�am, �e stara si� by� mi�a, ale ja z niewiadomych powod�w poczu�am si� gorzej. Chcia�am, �eby moje trzy przyjaci�ki traktowa�y mnie serio, a nie tylko poprawia�y mi nastr�j. Nagle dozna�am ol�nienia. - Dziewczyny, to nie by� telefoniczny wyg�up! - zawo�a�am. - Rzeczywi�cie, Eliza wspomina�a o jakim� dziwnym telefonie do ciebie - powiedzia�a Abby. - Mia�am ci� o to zapyta�. - Tak, facet zadzwoni� i powiedzia�, �ebym za �adne skarby nie oddawa�a psa - odrzek�am z podnieceniem. 53 Lisa ju� otwiera�a usta, ale nie dopu�ci�am jej do g�osu. - Wiem, �e twoim zdaniem to by� tylko kawa�. Jednak�e nieznajomy zadzwoni� ponownie ubieg�ego wieczoru i powiedzia�, �ebym nie zwraca�a psa panu Jonesowi, rozumiecie? Obie patrzy�y na mnie t�po. - Wymieni� jego nazwisko! - Ach tak! - Abby nareszcie poj�a. - Masz racj�, �e to nie by� g�upi dowcip. Go�� musi wiedzie�, kim jest pan Jones. - I w zwi�zku z tym powinnam na serio potraktowa� jego ostrze�enie! - zako�czy�am triumfalnie. Mimo tak