14800
Szczegóły |
Tytuł |
14800 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
14800 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14800 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
14800 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Robin Cook
Marker
Z angielskiego prze�o�y� Norbert Radomski
�wiat Ksi��ki
wydanie klubowe
Tytu� orygina�u MARKER
Redakcja B�a�ej Kemnitz
Korekta Olimpia Sieradzka
Licencyjne wydanie Bertelsmann Media Sp. z o.o. za zgod� Dom Wydawniczy REBIS Sp. z o.o.
Copyright � 2005 by Robin Cook Ali rights reserved
�wiat Ksi��ki Warszawa 2006
Bertelsmann Media Sp. z o.o.
ul. Roso�a 10 02-786 Warszawa
Druk i oprawa Finidr, S�owacja
ISBN 978-83-247-0487-3
ISBN 83-247-0487-6
Nr 5778
Dla Jean i Camerona
za wszystko, co dla mnie znacz�
Chcia�bym podzi�kowa� swojej uczelni - Wydzia�owi Lekarskiemu Uniwersytetu Columbia w Nowym Jorku. Studiowanie tam by�o dla mnie zaszczytem i przywilejem. Zar�wno moje �ycie zawodowe, jak i kariera pisarska opieraj� si� w znacznym stopniu na fundamencie wiedzy i do�wiadczenia, jakie zdoby�em w tej instytucji.
R. C.
Prolog
Drugiego lutego przed �witem padaj�ca nieprzerwanie zimna m�awka skrapia�a betonowe iglice Nowego Jorku, spowijaj�c je g�st�, sinor�ow� mg��. Je�li nie liczy� kilku st�umionych syren, miasto, kt�re nigdy nie zapada w sen, pogr��one by�o we wzgl�dnej martwocie. Jednak dok�adnie o trzeciej siedemna�cie po przeciwnych stronach Central Parku zasz�y dwa niemal r�wnoczesne, nie powi�zane ze sob�, ale zasadniczo podobne wydarzenia, kt�re �jak mia�o si� okaza� � by�y w tragiczny spos�b splecione. Jedno z nich rozegra�o si� na poziomie kom�rkowym, drugie na poziomie molekularnym. Cho� biologiczne skutki tych wydarze� by�y ca�kowicie odmienne, same wydarzenia zrz�dzeniem losu niespe�na dwa miesi�ce p�niej doprowadzi�y swych sprawc�w - obcych sobie ludzi - do brutalnego starcia.
Zdarzenie na poziomie kom�rkowym nast�pi�o w momencie intensywnej rozkoszy i polega�o na gwa�townym wstrzykni�ciu do pochwy nieco ponad dwustu pi��dziesi�ciu milion�w plemnik�w. Niczym gromada niecierpliwych marato�czyk�w, plemniki b�yskawicznie zmobilizowa�y si�, si�gn�y do swych zasob�w energii i rozpocz�y prawdziwie herkulesowy wy�cig ze �mierci�: wyczerpuj�cy i niebezpieczny bieg, kt�ry wygra� m�g� tylko jeden z nich, skazuj�c pozosta�e na kr�tki i fru-struj�co ja�owy �ywot.
Najpierw musia�y przedrze� si� przez czop �luzowy tarasuj�cy dost�p do obkurczonej jamy macicy. Mimo tej pot�nej zapory plemniki szybko zatriumfowa�y, cho� by�o to pyrrusowe zwyci�stwo. Dziesi�tki milion�w gamet z pierwszej fali zgin�y w akcie samopo�wi�cenia, by uwolni� zawarte w nich enzymy maj�ce otworzy� przej�cie dla innych.
Nast�pnym sprawdzianem dla tej hordy male�kich istot by�o przebycie olbrzymiej przestrzeni macicy, wyczyn por�wnywalny pod wzgl�dem dystansu i niebezpiecze�stw z wysi�kiem ma�ej rybki przemierzaj�cej wzd�u� Wielk� Raf� Koralow�. Ale nawet ta pozornie nieprzekraczalna przeszkoda zosta�a pokonana, gdy kilka tysi�cy krzepkich plemnik�w szcz�liwie zdo�a�o dotrze� do uj�� jajowod�w, pozostawiaj�c za sob� trupy setek milion�w pechowc�w.
Jednak nie by� to jeszcze koniec ich trud�w. W�r�d faluj�cych fa�d nab�onka szcz�liwcy, kt�rzy trafili do w�a�ciwego jajowodu, przyspieszyli bieg pod wp�ywem chemicznych bod�c�w p�ynu z p�kni�tego p�cherzyka Graafa. Gdzie� przed nimi, za dwunastoma centymetrami kr�tego, zdradliwego tunelu, znajdowa� si� ich �wi�ty Graal, �wie�o uwolniona kom�rka jajowa spowita ob�okiem chroni�cych j� os�on.
Nap�dzana coraz mocniej nieodpart� si�� chemotaksji, cz�� m�skich gamet dokona�a rzeczy pozornie niemo�liwej i otoczy�a sw�j cel. Pozosta�o ich ju� niespe�na sto, wyczerpanych d�ug� podr� i ucieczk� przed drapie�nymi makrofaga-mi, kt�re unicestwi�y wielu ich braci, a liczba ta mala�a wci�� w szybkim tempie. Niedobitki w ostatnim zrywie zwali�y si� na nieszcz�sn� haploidaln� kom�rk� jajow�.
Po zaledwie godzinie i dwudziestu pi�ciu minutach zwyci�ski plemnik ostatnim rozpaczliwym ruchem witki rzuci� si� na os�ony otaczaj�ce jajo. Gor�czkowo przedziera� si� przez warstw� kom�rek ziarnistych, by dotkn�� swym czapeczkowatym akrosomem grubej os�onki przejrzystej i doprowadzi� do fuzji. W tym momencie wy�cig dobieg� ko�ca. Ostatecznym, przed�miertnym czynem zwyci�skiego plemnika by�o wstrzykni�cie do wn�trza kom�rki jajowej materia�u j�drowego, wskutek czego powsta�o m�skie przedj�drze.
Pozosta�ych szesna�cie plemnik�w, kt�re dotar�y do kom�rki jajowej par� sekund po zwyci�zcy, przekona�o si�, �e nie s� w stanie przylgn�� do zmodyfikowanej os�onki przejrzystej. Ich zasoby energii by�y na wyczerpaniu i wkr�tce ich witki zamar�y. Nie by�o innego miejsca. Wszyscy przegrani zostali wychwyceni, wch�oni�ci i usuni�ci z organizmu przez �mierciono�ne makrofagi.
8
Tymczasem wewn�trz zap�odnionej kom�rki jajowej m�skie i �e�skie przedj�drza w�drowa�y ku sobie. Gdy ich otoczki uleg�y rozpadowi, zawarto�� obu po��czy�a si�, tworz�c wymagany dla ludzkiej kom�rki zestaw czterdziestu sze�ciu chromosom�w. Jajo przekszta�ci�o si� w zygot�. W ci�gu nast�pnej doby uleg�o podzia�owi w procesie zwanym bruzdkowaniem, pierwszym z sekwencji wydarze�, kt�ra po dwudziestu dniach mia�a doprowadzi� do powstania zarodka. Zacz�o si� �ycie.
Niemal r�wnoczesne zdarzenie na poziomie molekularnym r�wnie� wi�za�o si� ze wstrzykni�ciem. W tym przypadku do jednej z obwodowych �y� przedramienia wprowadzono przesz�o bilion cz�steczek zwyczajnej soli, zwanej chlorkiem potasu, rozpuszczonej w niewielkiej ilo�ci wody destylowanej. Efekt by� niemal natychmiastowy. Jony potasu przenikn�y na zasadzie biernej dyfuzji do wn�trza kom�rek wy�cie�aj�cych �y��, zaburzaj�c r�wnowag� elektrolityczn� niezb�dn� dla ich �ycia i funkcjonowania. Znajduj�ce si� mi�dzy kom�rkami delikatne zako�czenia nerwowe pospiesznie wys�a�y do m�zgu pilne sygna�y b�lu, ostrzegaj�c o nadci�gaj�cej katastrofie.
Par� sekund p�niej jony potasu dop�yn�y g��wnymi �y�ami do serca, sk�d ka�dy skurcz wyrzuca� je do rozga��zionego drzewa t�tnic. Cho� coraz bardziej rozcie�cza�y si� w osoczu, ich st�enie wci�� pozostawa�o zab�jcze. Szczeg�lnie zagro�one by�y wyspecjalizowane kom�rki odpowiedzialne za inicjowanie uderze� serca, kom�rki pnia m�zgu steruj�ce oddechem oraz przenosz�ce sygna�y neurony i wrzeciona mi�niowe. Ju� wkr�tce wszystkie one odczu�y niekorzystny wp�yw potasu. Cz�sto�� akcji serca spad�a gwa�townie, a jego skurcze os�ab�y. Oddech sta� si� p�ytki, a natlenienie krwi niewystarczaj�ce. Kilka chwil p�niej serce zatrzyma�o si�, zapocz�tkowuj�c proces obumierania kom�rek w ca�ym organizmie oraz �mier� kliniczn�. �ycie si� zako�czy�o. Ostatnim ciosem by�o wys�czenie si� potasu zawartego w umieraj�cych kom�rkach do nie funkcjonuj�cego ju� uk�adu kr��enia, co skutecznie zamaskowa�o wstrzykni�t� �mierteln� dawk�.
Rozdzia� 1
Odg�os kapania by� regularny jak metronom. Gdzie� na schodach po�arowych krople wody, zasilane nieustannym deszczem, rozpryskiwa�y si� o metalow� powierzchni�. W pogr��onym w ciszy mieszkaniu Jacka Stapletona d�wi�k ten wydawa� si� Laurie Montgomery g�o�ny niczym gong, i to do tego stopnia, �e krzywi�a si� w oczekiwaniu na ka�de kolejne pla�ni�cie. Przez d�ugie godziny jedyn� konkurencj� dla deszczu by�y w��czaj�ca si� i wy��czaj�ca spr�arka lod�wki, syczenie i stukot kaloryfera oraz, od czasu do czasu, odleg�a syrena lub klakson, odg�osy tak typowe dla Nowego Jorku, �e ludzie pod�wiadomie je ignorowali. Ale Laurie nie nale�a�a do tych szcz�ciarzy. Po trzech godzinach przewracania si� z boku na bok by�a przeczulona na ka�dy d�wi�k w swoim otoczeniu.
Obr�ci�a si� jeszcze raz i otworzy�a oczy. W anemicznym �wietle przes�czaj�cym si� przez skraj rolety mog�a dok�adniej przyjrze� si� pustemu i raczej ponuremu mieszkaniu Jacka. Powodem, dla kt�rego mieszkali w�a�nie tu, a nie u niej, by�a wielko�� jej sypialni. Pok�j by� tak male�ki, �e mie�ci�o si� tam tylko pojedyncze ��ko, wskutek czego wsp�lne sypianie nastr�cza�o pewien problem. Poza tym Jack nie chcia� si� oddala� od swego ukochanego osiedlowego boiska do koszyk�wki.
Laurie zerkn�a na radio z budzikiem. W miar� jak cyfry na wy�wietlaczu ros�y nieub�aganie, ogarnia� j� coraz wi�kszy gniew. Wiedzia�a z do�wiadczenia, �e przele�awszy bezsennie wi�ksz� cz�� nocy, w pracy b�dzie tego dnia do niczego. Zastanawia�a si�, jak na Boga, uda�o jej si� przebrn�� przez studia medyczne i sta�, kiedy to niewyspanie by�o na porz�dku dziennym. Co� m�wi�o jej jednak, �e jej z�o�� nie wynika jedy-
11
nie z k�opot�w z za�ni�ciem. Podejrzewa�a, �e tak naprawd� w�a�nie owa z�o�� nie daje jej zasn��.
By� �rodek nocy, kiedy Jack niechc�cy przypomnia� jej o zbli�aj�cych si� urodzinach, pytaj�c, czy chce uczci� je w jaki� szczeg�lny spos�b. Wiedzia�a, �e by�o to niewinne pytanie, zadane tu� po mi�osnych rozkoszach, niemniej zburzy�o ono jej wymy�lny mechanizm obronny polegaj�cy na �yciu z dnia na dzie�, by unikn�� rozmy�lania o przysz�o�ci. Cho� wydawa�o si� to niewiarygodne, ju� nied�ugo mia�a sko�czy� czterdzie�ci trzy lata. Gdzie� oko�o trzydziestego pi�tego roku �ycia zacz�a rozumie� frazes o tykaj�cym zegarze reprodukcyjnym - a teraz w��czy� si� jej alarm.
Westchn�a mimo woli. Przez ostatnie godziny duma�a samotnie nad towarzyskim bagnem, w jakim ugrz�z�a. Je�li chodzi�o o jej �ycie osobiste, ju� od szko�y �redniej sprawy nie uk�ada�y si� jak nale�y. Jack, s�dz�c po jego odpr�onej sylwetce i odg�osach b�ogiego snu, by� zadowolony ze stanu rzeczy, co w jej oczach jedynie pogarsza�o sytuacj�. Chcia�a rodziny. Zawsze, nawet jako szalona dwudziesto- i trzydziestolatka, by�a pewna, �e kt�rego� dnia j� za�o�y, a tymczasem w wieku niemal czterdziestu trzech lat mieszka�a w obskurnej norze w pod�ej dzielnicy Nowego Jorku z m�czyzn�, kt�ry nie potrafi� si� zdecydowa� co do ma��e�stwa i dzieci.
Znowu westchn�a. Do tej pory �wiadomie stara�a si� nie dra�ni� Jacka, ale obecnie nie obchodzi�o jej to. Postanowi�a, �e spr�buje porozmawia� z nim jeszcze raz, cho� wiedzia�a, �e jest to temat, kt�rego z rozmys�em unika. Ale tym razem zamierza�a by� twarda. Ostatecznie, dlaczego mia�a si� zgadza� na �a�osne �ycie w mieszkaniu stosownym raczej dla pary klepi�cych bied� student�w ni� dla dyplomowanych patolog�w s�dowych, jakimi oboje byli, i na zwi�zek, w kt�rym wszelkie wzmianki o ma��e�stwie i dzieciach by�y zakazane na mocy jednostronnej decyzji?
Jednak nie wszystko przedstawia�o si� w tak czarnych barwach. Je�li chodzi o �ycie zawodowe, sprawy nie mog�yby uk�ada� si� lepiej. Uwielbia�a prac� patologa w Biurze G��wnego Inspektora Zak�adu Medycyny S�dowej dla Miasta Nowy
12
Jork, gdzie by�a zatrudniona od trzynastu lat, i cieszy�a si�, �e mo�e dzieli� to do�wiadczenie z kim� takim jak Jack. Oboje wysoko cenili wyzwania intelektualne, jakie zapewnia�a patologia s�dowa; ka�dego dnia uczyli si� czego� nowego. Oboje te� podobnie zapatrywali si� na wiele spraw: jednakowo nie znosili miernoty i �ywili jednakow� odraz� do politycznych wymog�w zwi�zanych z przynale�no�ci� do biurokracji. Ale cho� tak znakomicie dogadywali si� na p�aszczy�nie zawodowej, Laurie nie rekompensowa�o to coraz silniejszego pragnienia posiadania rodziny.
Jack poruszy� si� nag�e. Obr�ci� si� na plecy, d�onie spl�t� na piersiach. Laurie spojrza�a na niego, pogr��onego we �nie. Jej zdaniem by� przystojnym m�czyzn�. Mia� kr�tko ostrzy�one, siwiej�ce jasnobr�zowe w�osy, krzaczaste brwi i wyraziste, ostre rysy twarzy, na kt�rej zwykle, nawet w czasie snu, malowa� si� cierpki u�miech. Uwa�a�a, �e jest agresywny, a jednak �yczliwy, �mia�y, a zarazem skromny, ambitny, ale wspania�omy�lny, a przy tym weso�y i skory do �art�w. Bystry umys� Jacka sprawia�, �e �ycie z nim nigdy nie by�o nudne, zw�aszcza w po��czeniu z jego szczeniackim upodobaniem do ryzyka. Z drugiej strony potrafi� by� niezno�nie uparty, szczeg�lnie w sprawie ma��e�stwa i dzieci.
Laurie pochyli�a si� nad Jackiem i przyjrza�a mu si� dok�adniej. Zdecydowanie u�miecha� si�, co jeszcze bardziej j� rozdra�ni�o. Poczu�a si� ura�ona, �e jest zadowolony ze stanu rzeczy. Cho� by�a pewna, �e go kocha, i wierzy�a, �e jest przez niego kochana, jego niech�� do pe�nego zaanga�owania si� w zwi�zek dos�ownie doprowadza�a j� do sza�u. Wyja�nia� jej, �e chodzi nie tyle o strach przed ma��e�stwem czy ojcostwem jako takim, ile raczej o obaw� przed b�lem, na jaki nara�a takie zaanga�owanie. Z pocz�tku Laurie by�a wyrozumia�a: Jack straci� �on� i dwie c�reczki w katastrofie lotniczej. Wiedzia�a, �e nosi� w sobie zar�wno �al, jak i poczucie winy, gdy� wypadek zdarzy� si� po wizycie, jak� z�o�y�y mu, gdy przekwalifiko-wywa� si� na patologa w innym mie�cie. Wiedzia�a te�, �e po tej tragedii zmaga� si� z g��bok� depresj� reaktywn�. Ale od tych wydarze� up�yn�o niemal trzyna�cie lat. Laurie uzna�a,
13
�e okaza�a do�� wra�liwo�ci dla jego potrzeb i nie naciska�a go, kiedy w ko�cu zacz�li chodzi� ze sob� na powa�nie. Teraz jednak, niemal cztery lata p�niej, czu�a, �e jej cierpliwo�� jest na wyczerpaniu. Ostatecznie ona te� mia�a potrzeby.
Cisz� przerwa�o nagle brz�czenie budzika. R�ka Jacka wystrzeli�a i pacn�a przycisk, po czym na powr�t wsun�a si� pod ko�dr�. Na pi�� minut w sypialni zn�w zapanowa� spok�j i oddech Jacka odzyska� sw�j powolny, g��boki, senny rytm. By�a to cz�� porannego rytua�u, kt�rej Laurie nigdy nie mia�a okazji ogl�da�, gdy� Jack niezmiennie wstawa� wcze�niej ni� ona. Laurie by�a nocnym markiem i uwielbia�a czyta� przed snem, przez co cz�sto siedzia�a po nocach d�u�ej, ni� powinna. Odk�d zamieszkali razem, nauczy�a si� przesypia� d�wi�k budzika, wiedz�c, �e Jack zareaguje.
Kiedy budzik odezwa� si� po raz drugi, Jack wy��czy� go na dobre, odrzuci� ko�dr�, usiad� i, odwr�cony ty�em do Laurie, opu�ci� stopy na pod�og�. Patrzy�a, jak si� przeci�ga i ziewa, przecieraj�c oczy. Wreszcie wsta� i nie zwa�aj�c na swoj� nago��, ruszy� na palcach do �azienki. Laurie, za�o�ywszy r�ce za g�ow�, odprowadzi�a go wzrokiem. Pomimo rozdra�nienia widok ten sprawi� jej przyjemno��. S�ysza�a, jak korzysta z toalety, po czym spuszcza wod�. Po chwili wr�ci�, znowu tr�c oczy, i obszed� ��ko, �eby j� obudzi�.
Wyci�gn�� r�k�, by jak zwykle potrz�sn�� jej ramieniem, i nagle drgn�� zaskoczony, spostrzeg�szy jej otwarte, utkwione w nim oczy i zaci�ni�te w grymasie gniewnej determinacji usta.
- Nie �pisz? - mrukn��, unosz�c pytaj�co brwi. Natychmiast zorientowa� si�, �e co� jest nie w porz�dku.
- Nie zmru�y�am oka od czasu naszych nocnych amor�w.
- Mi�o by�o, nie? - odpar� w nadziei, �e dowcip zdo�a za�agodzi� jej ewidentne rozdra�nienie.
- Jack, musimy porozmawia� - o�wiadczy�a stanowczo Laurie, siadaj�c na ��ku i przyciskaj�c ko�dr� do piersi. Wyzywaj�co spojrza�a mu w oczy.
- Chyba to w�a�nie robimy? - zauwa�y� Jack. Momentalnie domy�li� si�, do czego zmierza Laurie, i mimo woli w jego g�osie
14
pojawi� si� sarkastyczny ton. Cho� wiedzia�, �e przyniesie to efekt przeciwny do zamierzonego, nie m�g� si� powstrzyma�. Sarkazm by� mechanizmem obronnym, jaki wypracowa� sobie w ci�gu ostatnich dziesi�ciu lat.
Laurie otworzy�a usta, �eby odpowiedzie�, lecz Jack uni�s� d�o�.
- Przepraszam. Nie chcia�bym by� grubosk�rny, ale co� mi si� zdaje, �e wiem, dok�d prowadzi ta rozmowa, a to nie jest odpowiednia pora. Przykro mi, Laurie, ale za godzin� musimy by� w kostnicy, tymczasem �adne z nas nie umy�o si� jeszcze, nie ubra�o ani nie zjad�o �niadania.
- Jack, dla ciebie nigdy nie jest odpowiednia pora.
- C�, w takim razie ujmijmy to inaczej. To jest chyba najgorsza mo�liwa pora na jak�kolwiek powa�n�, budz�c� emocje dyskusj�. Jest wp� do si�dmej rano, poniedzia�ek po wspania�ym weekendzie i oboje musimy i�� do pracy. Je�li chcia�a� rozmawia�, w ci�gu ostatnich dw�ch dni mia�a� do�� okazji, �eby poruszy� ten temat, a z przyjemno�ci� bym go przedyskutowa�.
- Och, jasne! Sp�jrzmy prawdzie w oczy. Ty nigdy nie chcesz o tym rozmawia�. Jack, w czwartek sko�cz� czterdzie�ci trzy lata. Czterdzie�ci trzy! Nie mog� sobie pozwoli� na luksus cierpliwo�ci. Nie mog� czeka�, a� zdecydujesz, czego chcesz. Do tego czasu b�d� ju� po menopauzie.
Przez d�u�sz� chwil� Jack wpatrywa� si� w niebieskozielone oczy Laurie. By�o jasne, �e nie�atwo b�dzie j� udobrucha�.
- W porz�dku - powiedzia�, g�o�no wypuszczaj�c powietrze, jak gdyby dawa� za wygran�. Opu�ci� wzrok na swoje bose stopy. - Porozmawiamy o tym dzi� wieczorem, przy kolacji.
- Chc� porozmawia� teraz! - o�wiadczy�a z naciskiem Laurie. Wyci�gn�a r�k� i uj�a Jacka pod brod�, zmuszaj�c go, by zn�w spojrza� jej w oczy. - Kiedy ty spa�e�, ja le�a�am i rozmy�la�am o naszym zwi�zku. Odk�adanie tego na p�niej nie wchodzi w gr�.
- Laurie, id� teraz wzi�� prysznic. M�wi� ci, �e to nie jest w�a�ciwa pora.
- Kocham ci�, Jack - zawo�a�a Laurie, chwytaj�c go za
15
rami�. - Ale potrzebuj� czego� wi�cej. Chc� wyj�� za m�� i za�o�y� rodzin�. Chc� �y� w lepszym ni� to miejscu. - Pu�ci�a r�k� Jacka i omiot�a gestem pok�j, wskazuj�c �uszcz�c� si� farb�, go�� �ar�wk� pod sufitem, ��ko bez zag��wka, dwa nocne stoliki zrobione z postawionych dnem do g�ry skrzynek po winie oraz samotn� komod�. - To nie musi by� Tad� Mahal, ale to tutaj jest wprost �mieszne.
- Zawsze s�dzi�em, �e cztery gwiazdki ci� zadowalaj�.
- Daruj sobie ten sarkazm � warkn�a Laurie. � Odrobina luksusu nie zaszkodzi�aby, bior�c pod uwag�, jak ci�ko pracujemy. Ale nie w tym problem. Chodzi o nasz zwi�zek, kt�ry ciebie najwyra�niej zadowala, a mnie nie wystarcza. To sprawa zasadnicza.
- Id� wzi�� prysznic - powt�rzy� Jack. Laurie rzuci�a mu krzywy u�miech.
- �wietnie. Id� wzi�� prysznic.
Jack skin�� g�ow�. Otworzy� usta, jakby chcia� co� powiedzie�, jednak zmieni� zdanie. Odwr�ci� si� i znikn�� w �azience, nie zamykaj�c za sob� drzwi. Chwil� p�niej Laurie us�ysza�a szum wody z prysznica i chrobot zasuwanej zas�onki.
Wypu�ci�a powietrze z p�uc. Dr�a�a ze zm�czenia po��czonego z napi�ciem emocjonalnym, ale by�a dumna z siebie, �e nie uroni�a ani jednej �zy. Nie znosi�a p�aka� w trudnych sytuacjach. Jakim cudem uda�o jej si� unikn�� tego tym razem, nie mia�a poj�cia, ale by�a zadowolona. �zy nigdy nie pomaga�y, cz�sto za� stawia�y j� w niekorzystnym po�o�eniu.
W�o�ywszy szlafrok, Laurie posz�a do szafy po swoj� walizk�. Sprzeczka z Jackiem, prawd� m�wi�c, przynios�a jej ulg�. Reaguj�c dok�adnie tak, jak przewidywa�a, Jack usprawiedliwi� decyzj�, kt�r� podj�a jeszcze przed jego przebudzeniem. Otwieraj�c przydzielone sobie szuflady komody, wyj�a swoje rzeczy i zacz�a si� pakowa�. Ko�czy�a w�a�nie, gdy us�ysza�a, �e prysznic umilk�. Chwil� p�niej Jack pojawi� si� w drzwiach �azienki, energicznie wycieraj�c r�cznikiem g�ow�. Gdy spostrzeg� Laurie z walizk�, stan�� jak wryty.
- Co ty, do diab�a, robisz?
16
- Wydaje mi si�, �e jest zupe�nie jasne, co robi� - odpar�a Laurie.
D�u�sz� chwil� Jack bez s�owa przygl�da� si�, jak Montgo-mery kontynuuje pakowanie.
- Przesadzasz - powiedzia� w ko�cu. - Nie musisz si� wyprowadza�.
- My�l�, �e musz� � odpar�a Laurie, nie unosz�c wzroku.
- �wietnie! - o�wiadczy� po chwili z napi�ciem w g�osie. Cofn�� si� za drzwi, by wytrze� si� do ko�ca.
Gdy Jack opu�ci� �azienk�, Laurie wesz�a do �rodka, zabieraj�c ze sob� przeznaczone na ten dzie� ubranie. Demonstracyjnie zamkn�a drzwi, cho� normalnie zostawia�a je otwarte. Kiedy wysz�a ubrana, Jack by� ju� w kuchni. Do��czy�a do niego przy �niadaniu z�o�onym z p�atk�w zbo�owych i owoc�w. Oboje zbyt si� spieszyli, by siada� przy male�kim plastikowym stole. Zachowywali si� uprzejmie, a ich rozmowy ogranicza�y si� do s��w �przepraszam", kiedy ta�czyli wok� siebie, by dosta� si� do lod�wki. Kuchnia by�a tak w�ska, �e nie spos�b by�o si� w niej porusza�, nie dotykaj�c si� nawzajem.
O si�dmej byli gotowi do wyj�cia. Laurie wcisn�a kosmetyki do walizki i zamkn�a pokryw�. Wytaczaj�c walizk� do salonu, zobaczy�a, �e Jack �ci�ga z wieszaka na �cianie sw�j rower g�rski.
- Nie masz chyba zamiaru jecha� nim do pracy? - j�kn�a. Zanim zamieszkali razem, Jack doje�d�a� do pracy na rowerze, je�dzi� nim te� po mie�cie, za�atwiaj�c r�ne sprawy. Nieodmiennie przera�a�o to Laurie, kt�ra wci�� si� obawia�a, �e pewnego pi�knego dnia Jack trafi do kostnicy �nogami do przodu". Odk�d zacz�li doje�d�a� do pracy razem, Jack odstawi� rower, gdy� nie by�o mowy, �eby Laurie zgodzi�a si� korzysta� z tego �rodka lokomocji.
- No c�, wygl�da na to, �e kiedy wr�c� do swojego pa�acu, b�d� sam sobie panem.
- Rany boskie, przecie� pada!
- Tym ciekawsza b�dzie przeja�d�ka.
- Wiesz, Jack, postanowi�am by� dzisiaj szczera, wi�c chc�, �eby� wiedzia�, �e moim zdaniem to twoje szczeniackie ryzy-
17
rami�. - Ale potrzebuj� czego� wi�cej. Chc� wyj�� za m�� i za�o�y� rodzin�. Chc� �y� w lepszym ni� to miejscu. - Pu�ci�a r�k� Jacka i omiot�a gestem pok�j, wskazuj�c �uszcz�c� si� farb�, go�� �ar�wk� pod sufitem, ��ko bez zag��wka, dwa nocne stoliki zrobione z postawionych dnem do g�ry skrzynek po winie oraz samotn� komod�. - To nie musi by� Tad� Mahal, ale to tutaj jest wprost �mieszne.
- Zawsze s�dzi�em, �e cztery gwiazdki ci� zadowalaj�.
- Daruj sobie ten sarkazm - warkn�a Laurie. - Odrobina luksusu nie zaszkodzi�aby, bior�c pod uwag�, jak ci�ko pracujemy. Ale nie w tym problem. Chodzi o nasz zwi�zek, kt�ry ciebie najwyra�niej zadowala, a mnie nie wystarcza. To sprawa zasadnicza.
- Id� wzi�� prysznic � powt�rzy� Jack. Laurie rzuci�a mu krzywy u�miech.
- �wietnie. Id� wzi�� prysznic.
Jack skin�� g�ow�. Otworzy� usta, jakby chcia� co� powiedzie�, jednak zmieni� zdanie. Odwr�ci� si� i znikn�� w �azience, nie zamykaj�c za sob� drzwi. Chwil� p�niej Laurie us�ysza�a szum wody z prysznica i chrobot zasuwanej zas�onki.
Wypu�ci�a powietrze z p�uc. Dr�a�a ze zm�czenia po��czonego z napi�ciem emocjonalnym, ale by�a dumna z siebie, �e nie uroni�a ani jednej �zy. Nie znosi�a p�aka� w trudnych sytuacjach. Jakim cudem uda�o jej si� unikn�� tego tym razem, nie mia�a poj�cia, ale by�a zadowolona. �zy nigdy nie pomaga�y, cz�sto za� stawia�y j� w niekorzystnym po�o�eniu.
W�o�ywszy szlafrok, Laurie posz�a do szafy po swoj� walizk�. Sprzeczka z Jackiem, prawd� m�wi�c, przynios�a jej ulg�. Reaguj�c dok�adnie tak, jak przewidywa�a, Jack usprawiedliwi� decyzj�, kt�r� podj�a jeszcze przed jego przebudzeniem. Otwieraj�c przydzielone sobie szuflady komody, wyj�a swoje rzeczy i zacz�a si� pakowa�. Ko�czy�a w�a�nie, gdy us�ysza�a, �e prysznic umilk�. Chwil� p�niej Jack pojawi� si� w drzwiach �azienki, energicznie wycieraj�c r�cznikiem g�ow�. Gdy spostrzeg� Laurie z walizk�, stan�� jak wryty.
- Co ty, do diab�a, robisz?
16
- Wydaje mi si�, �e jest zupe�nie jasne, co robi� - odpar�a Laurie.
D�u�sz� chwil� Jack bez s�owa przygl�da� si�, jak Montgo-mery kontynuuje pakowanie.
- Przesadzasz - powiedzia� w ko�cu. - Nie musisz si� wyprowadza�.
- My�l�, �e musz� - odpar�a Laurie, nie unosz�c wzroku.
- �wietnie! - o�wiadczy� po chwili z napi�ciem w g�osie. Cofn�� si� za drzwi, by wytrze� si� do ko�ca.
Gdy Jack opu�ci� �azienk�, Laurie wesz�a do �rodka, zabieraj�c ze sob� przeznaczone na ten dzie� ubranie. Demonstracyjnie zamkn�a drzwi, cho� normalnie zostawia�a je otwarte. Kiedy wysz�a ubrana, Jack by� ju� w kuchni. Do��czy�a do niego przy �niadaniu z�o�onym z p�atk�w zbo�owych i owoc�w. Oboje zbyt si� spieszyli, by siada� przy male�kim plastikowym stole. Zachowywali si� uprzejmie, a ich rozmowy ogranicza�y si� do s��w �przepraszam", kiedy ta�czyli wok� siebie, by dosta� si� do lod�wki. Kuchnia by�a tak w�ska, �e nie spos�b by�o si� w niej porusza�, nie dotykaj�c si� nawzajem.
O si�dmej byli gotowi do wyj�cia. Laurie wcisn�a kosmetyki do walizki i zamkn�a pokryw�. Wytaczaj�c walizk� do salonu, zobaczy�a, �e Jack �ci�ga z wieszaka na �cianie sw�j rower g�rski.
- Nie masz chyba zamiaru jecha� nim do pracy? - j�kn�a. Zanim zamieszkali razem, Jack doje�d�a� do pracy na rowerze, je�dzi� nim te� po mie�cie, za�atwiaj�c r�ne sprawy. Nieodmiennie przera�a�o to Laurie, kt�ra wci�� si� obawia�a, �e pewnego pi�knego dnia Jack trafi do kostnicy �nogami do przodu". Odk�d zacz�li doje�d�a� do pracy razem, Jack odstawi� rower, gdy� nie by�o mowy, �eby Laurie zgodzi�a si� korzysta� z tego �rodka lokomocji.
- No c�, wygl�da na to, �e kiedy wr�c� do swojego pa�acu, b�d� sam sobie panem.
- Rany boskie, przecie� pada!
- Tym ciekawsza b�dzie przeja�d�ka.
- Wiesz, Jack, postanowi�am by� dzisiaj szczera, wi�c chc�, �eby� wiedzia�, �e moim zdaniem to twoje szczeniackie ryzy-
17
kanctwo jest nie tylko niestosowne, ale i egoistyczne, zupe�nie jakby� gwizda� sobie na moje uczucia.
- Co� takiego - odpar� Jack, u�miechaj�c si� kwa�no. - C�, pozw�l, �e co� ci powiem. Moja jazda na rowerze nie ma nic wsp�lnego z twoimi uczuciami. I m�wi�c szczerze, pomys�, �e ma, wydaje mi si� przejawem egoizmu.
Gdy wyszli na Sto Sz�st� Ulic�, Laurie ruszy�a na zach�d, �eby z�apa� taks�wk� na Columbus Avenue, Jack tymczasem popeda�owa� na wsch�d, w stron� Central Parku. �adne nie odwr�ci�o si�, by pomacha� drugiemu na po�egnanie.
Rozdzia� 2
Jack zapomnia� ju�, jak� rado�� dawa�a mu jazda ciemno-fioletowym rowerem g�rskim marki Cannondale, ale uczucie to powr�ci�o w mgnieniu oka, gdy wjechawszy do Central Parku w okolicach Sto Sz�stej Ulicy, zje�d�a� si�� rozp�du po stoku jednego ze wzg�rz. Poniewa� z wyj�tkiem nielicznych amator�w joggingu w parku nie by�o praktycznie nikogo, Jack rozlu�ni� si� i wkr�tce zar�wno miasto, jak i jego w�asne t�umione obawy znikn�y niby za dotkni�ciem czarodziejskiej r�d�ki w spowitym mg�� �r�dmiejskim lesie. S�ysz�c �wist wiatru, mia� wra�enie, jakby zaledwie wczoraj mkn�� w d� ze szczytu Dead Man's Hill w South Bend w Indianie na swym ukochanym, czerwono-z�otym terenowym schwinnie. Rower ten, wypatrzony w reklamie na tylnej ok�adce komiksu, by� prezentem na dziesi�te urodziny. Z czasem Jack uczyni� z niego symbol swego szcz�liwego i beztroskiego dzieci�stwa i uprosi� matk�, �eby nie wyrzuca�a go, tak wi�c schwinn po dzi� dzie� obrasta� kurzem w gara�u jego rodzinnego domu.
Deszcz wci�� pada�, nie do�� mocno jednak, by zgasi� entuzjazm Jacka, mimo �e s�ysza�, jak krople b�bni� o kask. Najwi�kszy problem sprawia�o mu patrzenie przez zaparowane szk�a aerodynamicznych okular�w przeciws�onecznych. By nie da� si� zmoczy�, w�o�y� nieprzemakalne kolarskie ponczo, zaopatrzone w pomys�owe haczyki na kciuki. Gdy siedzia� pochylony, z d�o�mi zaci�ni�tymi na kierownicy, ponczo tworzy�o co� w rodzaju namiotu. Stara� si� omija� ka�u�e, a kiedy by�o to niemo�liwe, zdejmowa� nogi z peda��w, by przejecha� przez nie z rozp�du.
W po�udniowo-wschodnim naro�niku Central Parku Jack wyjecha� na ulice �r�dmie�cia zakorkowane ju� przez poranny szczyt. Swego czasu uwielbia� si� �ciga� z samochodami, ale
19
by�o to, kiedy by�, jak sam to okre�la�, nieco bardziej szalony. By� te� wtedy w zdecydowanie lepszej formie. Poniewa� przez ostatnich kilka lat nie je�dzi� zbyt wiele, nie mia� ju� takiej kondycji jak dawniej. Regularna gra w koszyk�wk� ratowa�a sytuacj�, ale koszyk�wka nie dawa�a okazji do tak d�ugotrwa�ego wysi�ku, jakiego wymaga�a jazda na rowerze. Nie zwolni� jednak i kiedy dotar� na podjazd prowadz�cy do rampy Zak�adu Medycyny S�dowej przy Trzydziestej Ulicy, czu�, �e mi�nie ud daj� mu si� we znaki. Gdy zsiad� z roweru, sta� przez chwil� oparty o kierownic�, czekaj�c, a� uk�ad kr��enia zaspokoi zapotrzebowanie obola�ych mi�ni na tlen.
Kiedy b�l ust�pi� nieco, Jack zarzuci� sobie rower na rami� i wszed� po schodach na ramp�. Nogi wci�� mia� jak z waty, ale umiera� z ciekawo�ci, co si� dzieje w kostnicy. Przeje�d�aj�c przed g��wnym wej�ciem, zauwa�y�, �e przed gmachem stoi kilka telewizyjnych woz�w transmisyjnych z w��czonymi generatorami i wystawionymi antenami satelitarnymi. Dostrzeg� tak�e t�um k��bi�cy si� w holu, tu� za drzwiami wej�ciowymi. Co� wisia�o w powietrzu.
Mijaj�c str��wk�, pomacha� przez okno Robertowi Harpe-rowi. Umundurowany stra�nik zerwa� si� z krzes�a i wystawi� g�ow� przez otwarte drzwi.
- Wraca pan do dawnych zwyczaj�w, doktorze Staple-ton? - zawo�a�. - Wieki min�y, odk�d ostatni raz widzia�em ten pa�ski rower.
Jack pomacha� mu przez rami�, taszcz�c sw�j wehiku� w czelu�cie piwnicy. Min�� ma�� sal� autopsyjn�, u�ywan� do badania zw�ok w stanie rozk�adu, i skr�ci� w lewo tu� przed usytuowanym centralnie blokiem kom�r ch�odniczych, w kt�rych przechowywano cia�a przed autopsj�. Zrobi� miejsce na rower w�r�d sosnowych trumien przeznaczonych dla niezidentyfikowanych i niechcianych zmar�ych, po czym, schowawszy peleryn� i kask w swojej szafce w szatni, skierowa� si� ku schodom. Min�� Mike'a Passano, pracuj�cego na nocn� zmian� technika, kt�ry ko�czy� w�a�nie jak�� papierkow� robot� w biurze kostnicy. Pomacha� mu, ale Mik�, poch�oni�ty prac�, nie zauwa�y� go.
20
Wychodz�c na g��wny korytarz parteru, Jack zn�w dostrzeg� zat�oczony hol wej�ciowy. Nawet tu, w g��bi budynku, s�ysza� dobiegaj�cy stamt�d szmer o�ywionych rozm�w. Co� musia�o si� wydarzy�. By� zaintrygowany. Jedn� z najatrakcyjniejszych stron zawodu patologa s�dowego by�o to, �e nigdy nie wiedzia�, co przyniesie mu nast�pny dzie�. Chodzenie do pracy by�o inspiruj�ce, wr�cz ekscytuj�ce, czego z pewno�ci� nie m�g�by powiedzie� o swoim wcze�niejszym �yciu okulisty, kiedy to ka�dy dzie� by� spokojny i kompletnie pozbawiony niespodzianek.
Kariera okulistyczna Jacka zako�czy�a si� gwa�townie w roku 1990, gdy jego gabinet zosta� wch�oni�ty przez agresywnie rozwijaj�cy si� koncern medyczny AmeriCare. Propozycja AmeriCare, by Jack podj�� prac� u nich, by�a kolejnym policzkiem. Do�wiadczenie to bole�nie u�wiadomi�o mu, �e tradycyjna, p�atna opieka medyczna, oparta na bliskim kontakcie lekarza z pacjentem i kieruj�ca si� wy��cznie potrzebami tego ostatniego, gwa�townie zanika. To objawienie zaowocowa�o decyzj� o zmianie specjalizacji na patologi� s�dow�. Post�pi� tak w nadziei, �e dzi�ki temu uniknie kontaktu ze zorganizowan� s�u�b� zdrowia, kt�ra, jak uwa�a�, zas�ugiwa�a raczej na nazw� �zorganizowanego zaniedbywania". Jak na ironi� AmeriCare, niczym z�y duch, pojawi� si� zn�w w jego �yciu mimo wysi�k�w, jakie czyni�, by zdystansowa� si� od tej instytucji. Dzi�ki niskiej cenie sk�adek koncern wygra� niedawno przetarg na �wiadczenie us�ug medycznych dla pracownik�w s�u�b miejskich. Jack i jego koledzy musieli odt�d zwraca� si� ze swymi problemami zdrowotnymi w�a�nie do AmeriCare.
Chc�c unikn�� t�umu dziennikarzy, Jack ruszy� okr�n� drog� do sali, w kt�rej rozpoczyna� si� dzie� roboczy w kostnicy. Na zasadzie rotacji jeden ze starszych sta�em patolog�w przychodzi� do pracy wcze�niej, �eby przejrze� przypadki z nocy, ustali�, kt�re z nich wymagaj� autopsji, oraz rozdzieli� je pomi�dzy lekarzy. Jack r�wnie� mia� zwyczaj przychodzi� bardzo wcze�nie, nawet je�li akurat nie na niego przypada�o ustalanie grafiku autopsji, dzi�ki czemu m�g� poszpera� w teczkach i postara� si�, by najbardziej ambitne przypadki
21
dosta�y si� w�a�nie jemu. Nie m�g� zrozumie�, dlaczego inni lekarze nie robi� tak samo, dop�ki nie u�wiadomi� sobie, �e wi�kszo�� jego koleg�w woli miga� si� od pracy. Ciekawo�� Jacka nieodmiennie powodowa�a, �e otrzymywa� najwi�cej spraw. Ale nie przeszkadza�o mu to; praca by�a dla niego narkotykiem pozwalaj�cym utrzyma� w karbach demony. Kiedy Laurie praktycznie wprowadzi�a si� do niego, przekona� j�, �eby przychodzi�a do pracy r�wnie wcze�nie jak on, co by�o nie lada wyczynem, zwa�ywszy na to, jak trudno by�o jej wsta� rano. My�l o Laurie sprawi�a, �e Jack si� u�miechn��. Zacz�� si� te� zastanawia�, czy ju� przyjecha�a.
Nagle stan�� jak wryty. A� do tej chwili �wiadomie stara� si� nie pami�ta� o porannej sprzeczce. Wspomnienia dni prze�ytych z Laurie, a tak�e straszliwych wydarze� z przesz�o�ci zala�y go jak fala. Z irytacj� zastanawia� si�, dlaczego koniecznie musia�a zako�czy� cudowny weekend tak do�uj�cym akcentem, tym bardziej �e mi�dzy nimi uk�ada�o si� tak dobrze. Og�lnie rzecz bior�c, czu� si� niemal szcz�liwy, co by�o niezwyk�ym stanem ducha, je�li wzi�� pod uwag�, �e w swoich oczach nie zas�ugiwa� nawet na �ycie, a co dopiero na szcz�cie.
Ow�adn�� nim gniew. Nie �yczy� sobie, by przypominano mu
0 jego tl�cym si� �alu i poczuciu winy za �mier� �ony i c�rek, co zdarza�o si� przy ka�dej wzmiance o ma��e�stwie i dzieciach. Perspektywa zaanga�owania emocjonalnego, a tak�e ryzyka cierpie�, jakie ono ze sob� nios�o, szczeg�lnie gdyby za�o�y� now� rodzin�, by�a przera�aj�ca.
- We� si� w gar��! - mrukn�� do siebie pod nosem. Zamkn�� oczy i mocno potar� twarz d�o�mi. Za jego frustracj�
1 z�o�ci� na Laurie czai�a si� melancholia, niemile przypominaj�c mu o stoczonej niegdy� walce z depresj�. S�k w tym, �e naprawd� mu na niej zale�a�o. Wszystko uk�ada�o si� �wietnie, z wyj�tkiem dra�liwej kwestii dzieci.
- Jack, dobrze si� czujesz? - zapyta� kobiecy g�os. Stapleton zerkn�� przez palce. Janice Jaeger, drobna,
pracuj�ca na nocn� zmian� wywiadowczym s�dowa, patrzy�a na niego, wk�adaj�c p�aszcz w drodze do wyj�cia. Wygl�da�a
22
na wyczerpan�. Jej legendarne si�ce pod oczami sprawia�y, �e Jack zastanawia� si�, czy w og�le sypia.
- Wszystko w porz�dku - odpar�. Oderwa� d�onie od twarzy i z za�enowaniem wzruszy� ramionami. - Dlaczego pytasz?
- Nie przypominam sobie, �ebym kiedykolwiek widzia�a ci� stoj�cego bez ruchu, a ju� na pewno nie na �rodku korytarza.
Jack pr�bowa� wymy�li� jak�� dowcipn� odpowied�, ale nic nie przychodzi�o mu do g�owy. Zamiast tego zmieni� temat, niezr�cznie pytaj�c, czy noc min�a ciekawie.
- Mieli�my tu istny m�yn! - odpar�a Janice. - W�a�ciwie lekarz wyjazdowy, a nawet doktor Fontworth, odczuli to bardziej ni� ja. Doktor Bingham i doktor Washington ju� przyszli i robi� sekcj�, a Fontworth im asystuje.
- Bez �art�w! - wykrzykn�� Jack. - Co to za przypadek?
Harold Bingham by� szefem, a Calvin Washington jego zast�pc�. �aden z nich nie mia� w zwyczaju pojawia� si� w pracy przed �sm� i rzadko zdarza�o si�, by wykonywali autopsj� o tak wczesnej porze. Sprawa musia�a mie� aspekty polityczne, co t�umaczy�o obecno�� dziennikarzy. Fontworth by� jednym z koleg�w Jacka i mia� dy�ur w ten weekend. Patolodzy s�dowi nie pracowali w nocy, chyba �e pojawi� si� problem. Jako �lekarze wyjazdowi", obs�uguj�cy rutynowe przypadki wymagaj�ce obecno�ci lekarza, zatrudniani byli rezydenci patologii.
- To rana postrza�owa, ale w spraw� zamieszana jest policja, dlatego Fontworth musia� si� tym zaj��. Z tego, co wiem, policja otoczy�a podejrzanego u jego dziewczyny. Przy pr�bie aresztowania wywi�za�a si� strzelanina. Podejrzewa si� nieuzasadnione u�ycie si�y. Pewnie by to pana zainteresowa�o.
Jack skrzywi� si� w duchu. Rany postrza�owe bywa�y trudne do interpretacji, gdy by�o ich wiele. Cho� George Fontworth pracowa� w Zak�adzie Medycyny S�dowej osiem lat d�u�ej ni� on, Jack uwa�a� go za niezbyt sumiennego.
- My�l�, �e odpuszcz� to sobie, skoro szef si� tym zajmuje - stwierdzi�. - Co jeszcze si� dzia�o? Co� godnego uwagi?
- Sama normalka, z wyj�tkiem jednego przypadku z Manhattan General. M�ody cz�owiek, �wie�o po zabiegu. W sobot�
23
dozna� otwartego z�amania ko�ci, kiedy upad�, je�d��c na rolkach w Central Parku, a wczoraj rano go operowano.
Jack zn�w si� skrzywi�. Przy rozdra�nieniu, kt�re zawdzi�cza� Laurie, sama nazwa Manhattan General Hospital wywo�a�a u niego reakcj� alergiczn�. Niegdy� uznany o�rodek akademicki by� teraz sztandarow� plac�wk� AmeriCare, odk�d zosta� obrany za cel i przej�ty przez tego zasobnego giganta s�u�by zdrowia. Jack wiedzia�, �e og�lny poziom �wiadczonych tam us�ug medycznych jest przyzwoity, tak �e gdyby niefortunnie spad� z roweru i trafi� na ich oddzia� urazowy - gdzie najprawdopodobniej by go zabrano, bior�c pod uwag� niedawno podpisany kontrakt z miastem - mia�by dobr� opiek�. Mimo wszystko jednak by� to szpital zarz�dzany przez AmeriCare, a on �ywi� do tej firmy instynktown� nienawi��.
- Co w tym takiego szczeg�lnego? - zapyta�, pr�buj�c ukry� wzburzenie. Przybrawszy sarkastyczny ton, doda�: - Postawiono b��dn� diagnoz� czy wchodzi� w gr� jaki� ohydny szwindel?
- Ani to, ani to! - Janice westchn�a. - Chodzi po prostu o wra�enie, jakie wywar� na mnie ten przypadek. Wyda�o mi si� to jakie� takie... smutne.
- Smutne? - powt�rzy� Jack. By� zaskoczony. Janice pracowa�a jako wywiadowca s�dowy od ponad dwudziestu lat i widzia�a �mier� we wszystkich jej nies�awnych odmianach. - Je�li twierdzisz, �e to smutne, to musia�o by� naprawd� smutne. Mog� prosi� o par� szczeg��w?
- Ch�opak nie sko�czy� jeszcze trzydziestu lat i nigdy nie chorowa�, a konkretnie, nie mia� �adnych k�opot�w z sercem. Jak mi powiedziano, wcisn�� przycisk alarmowy, ale kiedy piel�gniarki, jak twierdz�, przysz�y do niego pi�� czy dziesi�� minut p�niej, ju� nie �y�. Wi�c to musia�o by� serce.
- Nie pr�bowali go reanimowa�?
- Och, oczywi�cie, �e pr�bowali, ale bez powodzenia. Nie uzyskali ani jednego impulsu na EKG.
- Co ci� tak zasmuci�o? Wiek tego cz�owieka?
- Wiek to jedno, ale to jeszcze nie wszystko. W�a�ciwie nie wiem, czemu tak si� tym przej�am. Mo�e chodzi o to,
24
�e piel�gniarki nie zareagowa�y dostatecznie szybko i mam wra�enie, �e biedny facet wiedzia�, �e dzieje si� co� z�ego, ale nie doczeka� si� pomocy. Taki koszmar m�g�by si� przytrafi� ka�demu z nas. Albo mo�e to z powodu rodzic�w tego pacjenta, kt�rzy s� bardzo sympatyczni. Przyjechali do szpitala a� z Westchester, a potem przyszli tutaj, �eby by� blisko zw�ok. S� kompletnie za�amani. Syn by� dla nich ca�ym �yciem. Przypuszczam, �e jeszcze tu s�.
- Gdzie? Mam nadziej�, �e nie utkn�li w tym t�umie reporter�w?
- Kiedy widzia�am ich ostatni raz, byli w sali identyfikacyjnej i nalegali na kolejn� identyfikacj�, chocia� to�samo�� zosta�a ju� ustalona. Lekarz objazdowy z uprzejmo�ci kaza� Mikefowi zrobi� jeszcze jedn� seri� polaroid�w, ale w�a�nie wtedy wezwano mnie z powrotem do General do nast�pnego przypadku. Gdy wr�ci�am, Mik� wspomnia�, �e nadal siedz� rozbici w sali identyfikacji zw�ok, �ciskaj�c w r�kach zdj�cia. Jakby wci�� mieli nadziej�, �e ca�a sprawa jest pomy�k�, upieraj� si�, �e chc� zobaczy� zw�oki.
Jack poczu�, jak przyspiesza mu puls. Wiedzia� a� nazbyt dobrze, jakim wstrz�sem jest utrata dziecka.
- Ale to chyba nie ten przypadek tak poruszy� dziennikarzy?
- Na Boga, nie. Takie sprawy nigdy nie docieraj� do wiadomo�ci publicznej. Mi�dzy innymi dlatego jest to takie smutne. Zmarnowane �ycie.
- Co ich tu �ci�gn�o? Ofiara strzelaniny?
- Pocz�tkowo tak. Bingham zapowiedzia�, �e wyda o�wiadczenie po autopsji. Lekarz wyjazdowy powiedzia� mi, �e latynoska spo�eczno�� Harlemu jest oburzona tym zdarzeniem. Podobno policja odda�a oko�o pi��dziesi�ciu strza��w. Przypomina si� sprawa Diallo z po�udniowego Bronksu sprzed paru lat. Ale prawd� m�wi�c, my�l�, �e w tej chwili reporter�w interesuje przede wszystkim przypadek Sary Cromwell, kt�r� przywieziono, kiedy ju� tu byli.
- Sara Cromwell, redakcyjna psycholog z �Daily News"?
- Tak, mistrzyni porad, umiej�ca powiedzie� ka�demu, jak
25
wprowadzi� �ycie na w�a�ciwe tory. Wyst�powa�a te� w telewizji, wiesz. Bi�a popularno�ci� wi�kszo�� talk-show, z Oprah w��cznie. By�a cholernie s�awna.
- To by� wypadek? Sk�d to zamieszanie?
- �aden wypadek. Wszystko wskazuje na to, �e zosta�a brutalnie zamordowana w swoim mieszkaniu przy Park Ave-nue. Nie znam szczeg��w, ale wed�ug doktora Fontwortha, kt�ry musia� si� zaj�� tak�e t� spraw�, to by�a krwawa jatka. M�wi� ci, on i lekarz wyjazdowy byli w terenie przez ca�� noc. Po Cromwell mieli�my podw�jne samob�jstwo w jednej z willi przy Osiemdziesi�tej Czwartej Ulicy, potem zab�jstwo w klubie nocnym. P�niej lekarz wyjazdowy musia� wyruszy� po potr�conego przechodnia na Park Avenue i dw�ch narkoman�w.
- Co z tym podw�jnym samob�jstwem? M�odzi czy starzy?
- W �rednim wieku. Tlenek w�gla. Uruchomili swego escalade przy zamkni�tych drzwiach gara�u, z dwoma w�ami od odkurzacza poprowadzonymi od rur wydechowych do kabiny.
- Hmmm - mrukn�� Jack. - Zostawili jakie� listy?
- Hej, to nie fair - poskar�y�a si� Janice. - Wypytujesz mnie o sprawy, kt�rymi si� nie zajmowa�am. Ale z tego, co wiem, by� tylko jeden list, napisany przez kobiet�.
- To ciekawe - stwierdzi� Jack. - C�, powinienem chyba zej�� do kostnicy. Wygl�da na to, �e czeka nas pracowity dzie�. A ty lepiej id� do domu i prze�pij si� troch�.
By� zadowolony. Zapowied� interesuj�cego dnia sprawi�a, �e irytacja zwi�zana z porann� scysj� odesz�a na dalszy plan. Je�li Laurie chce wr�ci� na par� dni do siebie, on nie ma nic przeciwko temu! Po prostu przeczeka to, bo nie zamierza da� si� szanta�owa� emocjonalnie.
Min�� szybko dzia� dochodzeniowy, przemkn�� przez zape�nione rz�dami szaf na akta pomieszczenie biurowe i wszed� do znajduj�cego si� tu� za nim dzia�u ��czno�ci. U�miechn�� si� do telefonistek z dziennej zmiany, ale nie doczeka� si� �adnej reakcji. By�y zaabsorbowane przygotowaniami do pracy. Mijaj�c klitk� detektyw�w policyjnych, pomacha� do sier�anta
26
Murphy'ego, ale Murphy rozmawia� przez telefon i r�wnie� nie zareagowa�. Te� mi powitanie, pomy�la� Jack.
W pokoju lekarskim spotka� si� z identycznym traktowaniem. By�y tam trzy osoby, lecz �adna nie zwr�ci�a na niego uwagi. Dwie siedzia�y ukryte za porannymi gazetami, podczas gdy doktor Riva Mehta, kole�anka Laurie z pokoju, przegl�da�a poka�ny stos potencjalnych przypadk�w, uk�adaj�c dzienny plan autopsji. Jack nala� sobie kubek kawy ze wsp�lnego dzbanka, po czym odchyli� skraj gazety Vinniego Amendoli. Vinnie by� jednym z technik�w medycznych i cz�stym partnerem Jacka w sali autopsyjnej. Dzi�ki temu, �e zjawia� si� w pracy z samego rana, Jack m�g� przyst�powa� do autopsji du�o wcze�niej ni� inni.
- Jak to si� sta�o, �e nie jeste� na kanale z Binghamem i Washingtonem? - zapyta� Jack.
- Nie mam poj�cia - odpar� Vinnie, wyrywaj�c mu gazet�. - Wygl�da na to, �e zadzwonili do Sala. Kiedy przyszed�em, byli ju� na dole.
- Jack! Jak si� masz?
Trzecia osoba ukaza�a si� zza gazety, ale akcent zdradzi� j� ju� wcze�niej. By� to detektyw porucznik Lou Soldano z wydzia�u zab�jstw. Jack pozna� go przed laty, kr�tko po tym, jak rozpocz�� prac� w Biurze G��wnego Inspektora Zak�adu Medycyny S�dowej. Przekonany o ogromnych zas�ugach patologii s�dowej dla swojej bran�y, Lou by� u nich cz�stym go�ciem. By� tak�e jego przyjacielem.
Przysadzisty detektyw podni�s� si� ci�ko z winylowego fotela klubowego, mn�c gazet� w muskularnej d�oni. W wiekowym trenczu, z poluzowanym krawatem i rozpi�tym ostatnim guzikiem koszuli wygl�da� jak niechlujny bohater jakiego� starego filmu noir. Jego szerok� twarz zdobi�a dwudniowa na pierwszy rzut oka szczecina, cho� Jack z do�wiadczenia wiedzia�, �e ma zaledwie dzie�.
Przywitali si� zamaszyst�, zmodyfikowan� pi�tk�, gestem, kt�ry Jack pod�apa� na swoim osiedlowym boisku do koszyk�wki i kt�rego dla �artu nauczy� Lou. Obaj czuli si� przez to bardziej na czasie.
27
- Co ci� wyci�gn�o z ��ka o tak wczesnej porze? - zapyta� Stapleton.
- Wyci�gn�o? Jeszcze si� nie k�ad�em - prychn�� Lou. - To by�a fatalna noc. M�j kapitan gryzie si� tym domniemanym przypadkiem brutalno�ci policji, bo nasz wydzia� b�dzie mia� powa�ne problemy, je�li wersja funkcjonariuszy si� nie potwierdzi. Licz� na to, �e jako pierwszy poznam szczeg�y, ale czarno to widz�, skoro Bingham robi ten przypadek. Przypuszczam, �e b�dzie si� z tym pieprzy� przez wi�ksz� cz�� dnia.
- A co z Sar� Cromwell? Tym te� si� interesujesz?
- Tak! Jasne! Jakbym mia� jaki� wyb�r! Widzia�e� ten t�um dziennikarzy w holu?
- Trudno by�oby ich nie zauwa�y� - odpar� Jack.
- Niestety byli tu ju� w zwi�zku ze strzelanin�. Mo�emy by� pewni, �e w prasie i w telewizji b�dzie mn�stwo szumu wok� tej ko�cistej psycholog, pewnie wi�cej, ni�by przyci�gn�a, gdyby reporterzy nie kr�cili si� tu ju� wcze�niej. A kiedy morderstwo zostaje nag�o�nione w mediach, wiem, �e czeka mnie mn�stwo nacisk�w z g�ry, �ebym wskaza� podejrzanego. W zwi�zku z czym b�d� tak dobry i zajmij si� tym przypadkiem.
- M�wisz powa�nie?
- Oczywi�cie, �e m�wi� powa�nie. Jeste� szybki i dok�adny, a tego w�a�nie mi potrzeba. Poza tym nie przeszkadza ci, �e si� przygl�dam, czego nie mog� powiedzie� o wszystkich twoich kolegach. Ale je�li nie masz ochoty, mo�e uda mi si� nam�wi� Laurie, chocia� znaj�c jej upodobanie do ran postrza�owych, przypuszczam, �e b�dzie wola�a raczej zaj�� si� ofiar� strzelaniny.
- Zainteresowa� j� te� jeden z przypadk�w z Manhattan General - wtr�ci�a Riva. Jej aksamitny g�os z brytyjskim akcentem ostro kontrastowa� z nowojorsk� nosow� wymow� Lou. - Wzi�a ju� teczk� i powiedzia�a, �e chce zrobi� go w pierwszej kolejno�ci.
- Widzia�e� dzisiaj Laurie? - zapyta� Jack detektywa. Obaj wysoko cenili Montgomery. Jack wiedzia�, �e Lou nawet chodzi� kiedy� kr�tko z Laurie, ale nic z tego nie wysz�o. Jak sam Lou
28
przyznawa�, problemem by� jego brak og�ady towarzyskiej. Na szcz�cie detektyw sta� si� gor�cym or�downikiem zwi�zku Jacka i Laurie.
- Tak, jakie� pi�tna�cie albo dwadzie�cia minut temu.
- Rozmawia�e� z ni�?
- Oczywi�cie. Co to za pytanie?
- Zachowywa�a si� normalnie? Co m�wi�a?
- Hej! Co to za przes�uchanie? Nie pami�tam, co m�wi�a. Chyba �Cze��, Lou, jak leci?" albo co� w tym sensie. A je�li chodzi o jej stan psychiczny, sprawia�a wra�enie normalnej, nawet o�ywionej. - Zerkn�� na Riv�. - Jak pani s�dzi, doktor Mehta?
Riva skin�a g�ow�.
- Powiedzia�abym, �e wygl�da�a dobrze, mo�e tylko by�a nieco podekscytowana ca�ym tym zamieszaniem. Najwyra�niej rozmawia�a z Janice o przypadku z Manhattan General. To dlatego chcia�a si� nim zaj��.
- M�wi�a co� o mnie? - zapyta� Jack detektywa, nachylaj�c si� w jego stron� i zni�aj�c g�os.
- Co si� z tob� dzisiaj dzieje? - zdziwi� si� Lou. - Mi�dzy wami wszystko w porz�dku?
- Och, zdarzaj� si� drobne wyboje na drodze - odpar� wymijaj�co Jack. Zwa�ywszy na okoliczno�ci, wiadomo��, �e Laurie by�a �o�ywiona", wyda�a mu si� ciosem poni�ej pasa. � Mo�e przydzieli�aby� mi t� Cromwell? - zawo�a� do Rivy.
- Prosz� bardzo - odpar�a. - Calvin zostawi� notatk�, �e ma to by� zrobione migiem. - Wyj�a teczk� ze stosu �do autopsji" i po�o�y�a j� na rogu biurka.
Jack chwyci� j� i otworzy�. Wewn�trz znajdowa�y si� robocza karta przypadku, cz�ciowo wype�niony akt zgonu, zestaw danych medycznych i prawnych, dwa arkusze na notatki z przebiegu autopsji, telefoniczne zawiadomienie o �mierci otrzymane przez dzia� ��czno�ci, wype�niona karta identyfikacyjna, raport dochodzeniowy podyktowany przez Fontwortha, karta sprawozdania z autopsji, wynik bada� na obecno�� przeciwcia� HIV oraz notatka, �e cia�o zosta�o prze�wietlone i sfotografowane po przybyciu do kostnicy. Jack wyci�gn��
29
raport Fontwortha i zacz�� czyta�. Lou zrobi� to samo, zagl�daj�c mu przez rami�.
- By�e� tam? - Jack zapyta� detektywa.
- Nie, siedzia�em jeszcze w Harlemie, kiedy zg�oszono ten przypadek. Z pocz�tku zaj�li si� tym ch�opcy z komisariatu, ale kiedy rozpoznali ofiar�, wezwali mojego koleg�, detektywa porucznika Harveya Lawsona. Rozmawia�em i z nim, i z nimi. Wszyscy twierdz�, �e to by�a makabra. Ca�a kuchnia zbryz-gana krwi�.
- Co o tym s�dz�?
- Zwa�ywszy na to, �e by�a p�naga, a domniemane narz�dzie zbrodni stercza�o jej z uda tu� poni�ej intymnych cz�ci cia�a, uznali, �e to napa�� na tle seksualnym.
- Intymne cz�ci cia�a! Co za pow�ci�gliwo��!
- Oni u�yli troch� innych s��w. To by� przek�ad.
- Doceniam tw�j takt. Czy wspominali o krwi na drzwiach lod�wki?
- M�wili, �e krew by�a wsz�dzie.
- Czy wspominali o krwi w lod�wce, a konkretnie na tr�jk�tnym kawa�ku sera, jak to opisuje raport Fontwortha? - Jack d�gn�� kartk� palcem. By� pod wra�eniem. Cho� dot�d mia� Fontwortha za niezbyt starannego, ten raport by� bardzo dok�adny.
- Jak powiedzia�em, twierdzili, �e krew by�a wsz�dzie.
- Ale w zamkni�tej lod�wce? To troch� dziwne.
- Mo�e by�a otwarta, kiedy j� zaatakowano?
- I kiedy j� mordowano, troskliwie schowa�a ser do �rodka? To ju� wi�cej ni� dziwne. Czy wspomnieli o �ladach st�p we krwi, opr�cz tych, kt�re nale�a�y do ofiary?
- Nie, nie wspomnieli.
- Raport Fontwortha m�wi wyra�nie, �e takich nie by�o, chocia� sporo by�o �lad�w st�p ofiary. To jeszcze dziwniejsze.
Lou roz�o�y� r�ce i wzruszy� ramionami.
- Wi�c co o tym my�lisz?
- My�l�, �e w tym przypadku autopsja odpowie na wiele pyta�, tak wi�c do dzie�a! - Podszed� do Vinniego i klepn��
30
od spodu w jego gazet�, sprawiaj�c, �e technik podskoczy�. -Chod�my, Vinnie - powiedzia� rado�nie. - Robota czeka.
Amendola mrukn�� co� pod nosem, ale wsta� i przeci�gn�� si�.
W drzwiach dzia�u ��czno�ci Jack zawaha� si�. Obejrza� si� na Riv�.
� Je�li nie masz nic przeciwko temu, chcia�bym si� te� zaj�� tym podw�jnym samob�jstwem - zawo�a�.
- Wpisz� tam twoje nazwisko - obieca�a Riva.
Rozdzia� 3
- Mo�e zrobimy tak - podsun�a Laurie. - Jak tylko sko�cz�, zadzwoni� i powiem pa�stwu, co znalaz�am. Wiem, �e to nie zwr�ci pa�stwu syna, ale by� mo�e wiedza o tym, co si� sta�o, przyniesie ulg�, zw�aszcza gdyby uda�o nam si� wyci�gn�� z tej tragedii jak�� nauk�, �eby uchroni� innych przed podobnym losem. Gdyby z jakiego� powodu autopsja niczego nie wykaza�a, zadzwoni�, kiedy tylko zrobi� badania mikroskopowe, i wtedy udziel� pa�stwu ostatecznej odpowiedzi.
Laurie zdawa�a sobie spraw�, �e wykracza to poza zwyk�y tryb post�powania i �e udzielanie wst�pnych informacji osobom postronnym z pomini�ciem pani Donnatello z biura prasowego zdenerwowa�oby Binghama i Calvina, przywi�zuj�cych niezwyk�� wag� do przepis�w. Uzna�a jednak, �e przypadek McGillin�w uzasadnia to odst�pstwo od regu�. Ju� po kr�tkiej rozmowie z nimi wiedzia�a, �e Sean McGillin senior jest emerytowanym lekarzem, kt�ry swego czasu prowadzi� ciesz�c� si� powodzeniem praktyk� internistyczn� w hrabstwie Westchester. On i jego �ona Judith, kt�ra by�a piel�gniark� w jego gabinecie, okazali si� nie tylko jej kolegami po fachu, ale tak�e przemi�ymi lud�mi. McGillinowie roztaczali wok� siebie aur� nieposzlakowanej uczciwo�ci i �yczliwo�ci, kt�ra sprawi�a, �e Laurie z miejsca poczu�a do nich sympati�; sprawi�a te�, �e trudno jej by�o nie podziela� ich b�lu.
� Obiecuj�, �e b�d� informowa� pa�stwa na bie��co � ci�gn�a Laurie, licz�c na to, �e jej zapewnienia pozwol� McGil-linom wr�ci� do