1455

Szczegóły
Tytuł 1455
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1455 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1455 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1455 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Autor: Nancy Etchemendy Tytul: �wi�tynia nad rzek� (The River Temple) Z "NF" 7/92 Przyjacielu, okaza�e� mi �yczliwo��, cho� jestem tu obcy, ja, schorowany podr�ny przybywaj�cy z miejsca, kt�rego nazwa niewiele m�wi ludziom z tych stron. Cho� znam ci� zaledwie od godziny, wierz�, �e dobry z ciebie cz�owiek i mocny, jakim i ja sam niegdy� by�em. Je�eli przez czas jaki� zdo�asz znie�� m�j widok, usi�d� i pos�uchaj. Oby moje s�owa by�a jak ziarno, co na przyjazn� padnie gleb�, bo Podr� Ksi�gi nie mo�e zako�czy� si� tutaj. Powiadaj�, �e matka moja straci�a wiele dzieci, zanim urodzi�a moje siostry, Arain i Mer�. Jak�e cudowne musia�y si� jej wyda�, bo przecie� jedno zdrowe dziecko to ju� skarb, a dwa naraz to prawdziwy cud. Moje siostry wysz�y z �ona razem, podobne do siebie jak dwa �d�b�a z�otej pszenicy, co z jednego wykie�kowa�y ziarna. Od dnia narodzin w�osy ich by�y bia�e i l�ni�ce, oczy fioletowe jak mg�y rzeczne o zmierzchu, a sk�ra niby ko�� s�oniowa bez skazy. W mie�cie Handred powiadano, �e sam Feder je zes�a�, a ich pi�kno�� daje �wiadectwo pot�dze boga. Moje siostry mia�y zaledwie osiem lat, ja za� by�em dwuletnim dzieckiem, kiedy rodzic�w naszych zamordowali naje�d�cy z Nupasku. Sami pochowali�my matk� i ojca, czyni�c ofiar� ca�opaln� z ich w�os�w, by Feder u�miechn�� si� do miasta Handred i obdarowa� nasze kobiety wieloma dzie�mi. Nie nale�eli�my do szlachetnie urodzonych, mog�o si� wi�c zdarzy�, �e reszt� dzieci�stwa sp�dziliby�my w�r�d ulicznych �obuz�w. Sta�oby si� tak, gdyby nie pobo�ni ludzie z miasta. Pobo�ni spogl�dali �askawym okiem na Arain i Mer�, bo ich pi�kno�� by�a oznak� bo�ej �aski, a i na mnie patrzyli �askawie, poniewa� by�em ich bratem. Nigdy nie brak�o nam po�ywienia czy ciep�ego schroniska. Pewnego wiosennego wieczoru przysz�a do nas wysoka, blada kobieta ze �wi�tyni. D�ugo rozmawia�a z Arain i Mer�. Powiedzia�y mi p�niej, �e na imi� ma Jana i �e jest Najwy�szym Pu�kownikiem S�u�by. S�ysza�em ju� przedtem o Najwy�szym Pu�kowniku. Wiedzia�em, jaka jest wa�na. I nieskalan� m�dro�ci� dziecka wyczu�em, �e jej wizyta wniesie wielkie zmiany w nasze �ycie. Rzeczywi�cie, wnios�a. W nied�ugi czas potem Arain i Mera wst�pi�y do Wielkiej Szko�y i widywa�em je teraz o wiele rzadziej. Wtedy dopiero zacz��em zdawa� sobie spraw�, jak r�nimy si� od siebie. Ja by�em zwyczajny. Przynale�a�em do gromady ulicznych dzieciak�w i by�em przez nie akceptowany tak, jak nigdy moje siostry. I wiedzia�em, �e Najwy�szy Pu�kownik nie przysz�aby po mnie. Zamiast tego zjawi� si� stary Mathias garncarz. Widz�c, �e jestem o wiele za m�ody, �eby biega� samopas, wzi�� mnie na ucznia. Mam wobec Mathiasa ogromny d�ug. Gdyby nie on, nigdy bym pewnie nie pozna� tej wielkiej rado�ci, jak� mo�e da� cz�owiekowi odpowiednio dobrane szkliwo na delikatnej glince, tej satysfakcji z wytoczenia pi�knej formy na dobrze znanym kole, przyjemnego ciep�a warsztatu, ogrzanego piecem do wypalania gliny. Lecz dawno ju� min�� czas, kiedy mo�na by�o posp�aca� d�ugi, a moje �ale pozosta�y we mnie jak wyszczerbione skorupy. Przyjacielu, okaza�e� mi �yczliwo��, cho� jestem tu obcy. Imi� moje Kirth, a urodzi�em si� na p�nocy, w mie�cie Handred, nad pot�n� rzek� Umbya. W dole rzeki, o dziesi�� mil od miasta, stoi ogromna budowla, �wi�tynia Handredu. Na Federa, wolej nigdy by jej nie zbudowano, bo sta�a si� przyczyn� wielkiego smutku. Ten oto n�dzny tobo�ek, ten przekl�ty artefakt ze �wi�tyni, jest powodem, dla kt�rego podj��em swoj� podr�. Jest to ksi�ga pomniejszego b�stwa Makny, kt�ry znany by� staro�ytnym jako McKenna. Poprzysi�g�em, �e oddam j� w r�ce Najwy�szego Pu�kownika Pardoxu, ziemi le��cej nieco na po�udnie st�d, a zwanej Uth, je�eli kto� jeszcze pozosta� przy �yciu w tym nieszcz�snym miejscu. Lecz nie uda�o mi si�. Jestem cz�owiekiem, kt�ry ujrza� grzechy bog�w i g�upot� ludzi, jestem w rozpaczy i boj� si� umrze�. Chocia� by�em ich bratem i chocia� je uwielbia�em, Arain i Mer� ��czy�a wi�, kt�rej nie dane mi by�o dost�pi�. By�y nieomal jedn� osob�. Potrafi�y rozmawia� ze sob� oczyma. Ka�da z nich mog�a doko�czy� na wp� wyra�on� my�l drugiej. Nie tylko wygl�da�y podobnie; my�li ich bieg�y t� sam� drog�, po krainach, kt�re reszcie z nas wydawa�y si� bezdro�ne. Mimo to wszyscy troje nale�eli�my do siebie jak do nikogo innego, bo w �y�ach naszych p�yn�a jedna krew. Moje serce zaczyna�o bi� szybciej, kiedy w po�udnie spotykali�my si� na ulicy i wymieniali�my serdeczne s�owa powitania, a inni spogl�dali na nas, pe�ni podziwu. Nocami Arain i Mera wykrada�y si� cz�sto ze szko�y i przez ciemne ulice bieg�y do drzwi warsztatu Mathiasa, gdzie ja i drugi jego ucze�, Taud, pilnowali�my przez ca�� noc ognia, �pi�c na siennikach przy starym piecu do wypalania gliny. Arain przynosi�a s�odkie ciasteczka, wykradane ze szkolnej kuchni, Mera za� przynosi�a wino. Wci�� jeszcze pami�tam te czasy radosnych zabaw w weso�ym towarzystwie, ciep�y blask p�omieni na palenisku i m�odzie�cze twarze Arain i Mery. Taud i ja byli�my ��dni wiedzy. Moje siostry czasem przynosi�y ze sob� ksi��ki i w ten spos�b nauczyli�my si� czyta�. Ksi��ki pobudza�y nasz� ciekawo�� i sprawi�y, �e zacz�li�my zastanawia� si� nad sprawami, kt�re zdawa�y si� nam dziwne; tajemniczymi i zagadkowymi sprawami �wi�tyni, bog�w i Handred. M�wienie o nich poci�ga�o mnie, ale i przera�a�o, poniewa� czu�em mgli�cie, �e je�li kto� nas us�yszy, zostaniemy ukarani. Mo�e ba�em si� zemsty Makny. A powinienem by� raczej obawia� si� Radny. Siostry moje urodzi�y si� w dobrym zdrowiu i wielk� znajdowa�y rado�� we wszystkim, co cielesne. Uwielbia�y dobre jedzenie i cudowne zamroczenie od nadmiaru wina; celowa�y w sportach, polowaniu, grach wojennych i �wiczeniach na wytrzyma�o��. Wyda�o mi si� wi�c zupe�nie naturalne, �e, wr�ciwszy wcze�niej pewnego wieczoru z glinianki, zasta�em je wyci�gni�te przy ogniu z Taudem, kt�ry by� o kilka lat starszy ode mnie. Dorasta�em w�a�nie i czu�em ju� pop�dy, kt�re przyprawia�y mnie o wielkie pomieszanie, zazdro�ci�em wi�c Taudowi. Lecz �e nie przystoi bratu m�wi� o takich pragnieniach, usuwa�em si� na bok, �eby im rzecz u�atwi�. Pewnej nocy siostry moje przyby�y do drzwi warsztatu z ksi��kami i winem. Od jakiego� ju� czasu rozpoczyna�em nasze wieczory wyj�ciem po drewno na opa�. Zwleka�em zwykle, r�bi�c znacznie wi�cej drewna ni� by�o potrzeba, by mia�y czas sam na sam z Taudem. Lecz tej nocy by�o bardzo zimno, a ja nie wzi��em okrycia, sko�czy�em wi�c pr�dzej ni� zwykle. Otwieraj�c drzwi zaskoczy�em ich. Moje siostry sta�y przy ogniu, twarzami zwr�cone ku sobie, Mera na wp� rozebrana, Arain za� tylko obuta. Taud sta� w k�cie przy swoim sienniku, nagi do pasa i zarumieniony. - Chc� go jeszcze raz - powiedzia�a Arain cichym i przera�aj�cym g�osem. - To niesprawiedliwie. Tobie da� nasienie dwa razy. - Uspok�j si�, Arain - powiedzia�a Mera mi�kko, spogl�daj�c w moim kierunku. - Kirth ju� wr�ci�. To bez znaczenia. Ale Arain dalej sta�a z r�kami wspartymi o boki i cia�em napi�tym jak ci�ciwa �uku. Widzia�em, �e z trudem powstrzymuje si�, by nie uderzy� Mery. - Ale ja chc�... chc�... - krzykn�a Arain g�osem tak pe�nym b�lu, �e zdawa� si� nie nale�e� do niej. - Ale ty chcesz dziecka, Arain? Ty i ja jeste�my bezp�odne - odrzek�a cicho Mera. Nie s�dz�, �eby gniew Arain skierowany by� przeciw Merze; raczej przeciw temu, o czym m�wi�a Mera. Arain za�lepi�a nami�tno��, kt�rej nigdy nie zrozumiem do ko�ca. Podnios�a r�k�, lecz Mera przytrzyma�a j� za przegub. By�y godnymi siebie przeciwniczkami. - Tak! Chc� dziecka. Jak mo�esz m�wi�, �e to bez znaczenia? Jak mog� �y� ze �wiadomo�ci�, �e �aden m�czyzna nie mo�e da� mi dziecka? - Po czym gniew j� opu�ci�, a gdy opad�a kolanami na klepisko pod�ogi, po jej policzkach p�yn�y �zy. �ka�a cicho, a Mera obejmowa�a j� d�ugo, g�aszcz�c pi�kne, bia�e w�osy. Jej policzki tak�e b�yszcza�y od �ez. By�em zbyt m�ody, by wiele zrozumie� z tego, co ujrza�em. Wiedzia�em, �e �ywe i zdrowe niemowl�ta s� skarbem i b�ogos�awie�stwem od bog�w. Lecz nie rozumia�em �alu Arain. A poniewa� tak wiele z naszych kobiet by�o bezp�odnych, nie wiedzia�em r�wnie�, �e bezp�odno�� jest nienaturalna, co czyni�o rzecz ca�� jeszcze bardziej przera�aj�c�. Przyjacielu, opowiem ci o tej obcej i dalekiej ziemi, gdzie sta�em si� m�czyzn�. Lud m�j zamieszkiwa� nad brzegami Umbyi od przesz�o tysi�ca lat. Mieszkali�my tam, zanim jeszcze zacz�a si� Wojna Czterech Miast, w kt�rej Makna wzi�� nasz� stron� i, wstrz�sn�wszy g�rami, spowodowa�, �e rzeka zmieni�a sw�j bieg, p�yn�c bli�ej jego �wi�tyni. Od tego czasu rzeka powy�ej �wi�tyni by�a szeroka i b��kitna, a jej rozlewiska bujne i urodzajne. Lecz poni�ej �wi�tyni rzeka ta nosi nazw� Dred. U zlewu Dredu i Seneku sta�y niegdy� trzy pot�ne miasta. Dawno ju� obr�ci�y si� w ruin�, jako �e przodkowie nasi, kt�rzy �yli w nich przedtem, zbiegli w g�r� Seneku, do Nupasku. Gdy� od czasu Wojny Czterech Miast Dred sta� si� rzek� trucizny, a jego brzegi i rozlewiska - pustyni�. Nic nie jest w stanie przetrwa� tam d�u�ej. Nadszed� taki dzie�, kiedy kopi�c w gliniance, kt�r� przetrz�sali�my w poszukiwaniu odpowiedniej gliny, podnios�em wzrok i ujrza�em, �e stoi nade mn� Mera. Wtedy w�a�nie po raz pierwszy zobaczy�em jedn� z moich si�str bez drugiej. - Kirth, mo�esz p�j�� ze mn� na chwil�? Musimy si� przej�� - powiedzia�a. Kiedy spojrza�em na ni�, strach odar� mnie z si�. Glinianka le�y kilka mil za miastem, a Mera nie mia�a na sobie kapelusza; nic nie chroni�o jej przed po�udniowym s�o�cem. W�osy jej potargane by�y od wiatru; pewnie nawet bieg�a. Jej twarz i r�ce spiek�y si� na ognisty r�, a blade oczy nabieg�y krwi�. Wsta�em dr��c z obawy. Jaki� obcy i wrogi wyda� mi si� wtedy �wiat. - Gdzie jest Arain? - spyta�em. Mera skrzywi�a si� lekko, jakby j� co� zabola�o. - Arain odchodzi. Pomy�la�am, �e chcia�by� si� z ni� po�egna�. - Odchodzi? - Dzisiaj przyby�a Jana. Arain wst�puje do �wi�tyni. - Mera wzi�a mnie za r�k�. - Nie powinni�my si� oci�ga�, bo mo�emy nie zd��y�. Zacz�li�my wspina� si� po jednej z drewnianych drabin, kt�re sta�y wzd�u� kraw�dzi wykopu. Mera sz�a przodem, po omacku wyszukuj�c kolejne szczeble i cz�sto si� ze�lizguj�c. Tak d�ugo przebywa�a na otwartym s�o�cu, �e niemal o�lep�a. - Co si� sta�o z twoim kapeluszem? - zapyta�em. - Gdzie� go zgubi�am - odrzek�a. W�tpi�em w prawdziwo�� jej s��w. Pewien by�em, �e zapomnia�a go w�o�y�. W sercu uczu�em �miertelny ch��d, g��boki jak zimowe �niegi. Mera tak�e go czu�a; czu�a go tak mocno, �e odwr�ci� jej my�l od przyzwyczajenia, kt�remu by�a pos�uszna przez ca�e swoje �ycie - od kapelusza, niezb�dnego do przetrwania dla kogo� o tak bezbarwnej sk�rze. Nasza siostra Arain zostanie wyniesiona. Ludzie w Handred b�d� k�ania� si� jej nisko na ulicach. Ale kiedy ju� ich minie, b�d� szepta� przes�oniwszy usta d�oni�. Gdy� s�u�ba Federowi zawsze przynosi�a przedwczesn� �mier�. Arain nie wolno i�� do �wi�tyni. Samo s�o�ce wykrzycza�o to ze spokojnego, b��kitnego nieba. - Dlaczego tam idzie? I na jak d�ugo? - zapyta�em, kiedy doszli�my do szczytu. Ruszyli�my drog�, a Mera wspiera�a si� na moim ramieniu. - To zaszczyt, Kirth. Arain ��dna jest wiedzy, ��dna sekret�w �wi�tyni. I to w�a�nie obieca�a jej Jana. - Ale... to nie w porz�dku. Nie powinny�cie si� rozdziela�. - Uchwyci�em si� tej my�li jak ton�ce stworzenie od�amanej ga��zi. - Nie jeste�my jedn� osob�. Chcemy czego innego - powiedzia�a Mera, lecz g�os jej dr�a� i nie patrzy�a na mnie. - Ale ona umrze! - wykrzykn��em. - Uspok�j si�, Kirth. Dlaczego m�wisz takie rzeczy? - szepn�a. Lecz mimo �e mnie upomina�a, r�ka na moim ramieniu zacisn�a si� mocniej. - Boj� si� - odpar�em. - Tak. Ja chyba te� - rzek�a Mera. Przyjacielu m�j, cho� Handred by� dziwnym miejscem, na sw�j spos�b nie r�nili�my si� zbytnio od innych lud�w. Zim�, kiedy wia� ostry wiatr, zbierali�my si� wok� ognia tak jak maj� to w zwyczaju inni. Przy ogniu opowiadano wiele ba�ni. M�wiono, �e �wi�tynia w Handred by�a dzie�em r�k Makny. Powiadano, �e wzni�s� j� u mglistych pocz�tk�w �wiata, przed Wielk� Susz�, jako pomnik dla Jedynego Boga Federa, a tak�e jako wi�zienie dla swego �miertelnego wroga, Radny. �wi�tyni tej nie m�g�by wznie�� �aden �miertelnik. �ciany jej z�o�one zosta�y z wielkich p�yt g�adkiego kamienia, kt�re pochodz� z nieznanych nam kamienio�om�w. A pod jej wierzchni� konstrukcj� wykopano podziemia o niepoj�tym wprost ogromie. Zanim odnale�li�my Ksi�g�, wierzy�em w te ba�nie tak jak wszyscy inni. Lecz tak naprawd� �wi�tyni nie zbudowano na wi�zienie. Wielu spraw tego �wiata nie pojmuj�, ale wiem, co to znaczy s�u�y�. Czasem my�l� sobie, �e Wielki Makna by� w rzeczywisto�ci s�ug� Radny, �e zbudowa� �wi�tyni�, poniewa� za��da� tego Radna. Mera chorowa�a wiele tygodni po tym, jak Arain odesz�a do �wi�tyni. Pozwolili mi si� z ni� widywa� tylko dlatego, �e cz�sto mnie wzywa�a. Stary Mathias okaza� mi du�o zrozumienia, kiedy pozostawia�em nie doko�czon� prac�. Twarz Mery i wierzchy jej d�oni by�y okrutnie poparzone i pokryte b�blami. Przez d�ugi czas obawiano si�, �e straci wzrok. Chwyci�a j� pot�na gor�czka i nie mog�a je��. Lecz o wiele gorsza choroba gnie�dzi�a si� w jej sercu, cho� nie wspomnia�a o niej ani s�owem. Nie wzywa�a Arain, dop�ki nie opad�y jej majaki. Wtedy, nieprzytomna, wci�� wykrzykiwa�a imi� swej siostry. Ba�em si�, �e umrze. Cierpia�em widz�c, jak trac� najbli�sze mi istoty. Tak wi�c po jakim� czasie zebra�em si� na odwag� i poszed�em do �wi�tyni Handredu, �eby odszuka� Arain. Z powodu letniego gor�ca szed�em bardzo d�ugo. Mimo �e droga wiod�a wzd�u� zielonych brzeg�w Umbyi, by�em zm�czony i mokry od potu, kiedy stan��em w ko�cu przed ciemnymi, drewnianymi wrotami �wi�tyni. Nigdy wcze�niej nie by�em tutaj i nie mia�em poj�cia, w jaki spos�b mog� dosta� si� do �rodka. By�o to przera�aj�ce miejsce, martwe miejsce, niesamowite i obce. Nie ros�y tu drzewa ani trawa; tylko naga ziemia i czarne ska�y, po�r�d kt�rych wznosi�y si� pos�pne, pozbawione okien budowle, jak pradawne, szare potwory. Nie mog�em znale�� ko�atki ani �a�cucha od dzwonka, a moje pi�ci dawa�y odg�os cichy jak �my t�uk�ce si� o grube drewno wr�t. Lecz by�em m�ody i nie sprawi�o mi wielkiego k�opotu wspi�cie si� na ceglany mur i opuszczenie do �rodka, na rozleg�y dziedziniec. Dok�adnie naprzeciw mnie sta� g�adki, szary budynek, o p�askim dachu i strzelistych drzwiach z zielonej, porowatej miedzi. Na drzwiach wyryty by� jaki� napis, lecz nie potrafi�em go odczyta�. Nie rozumia�em sensu tych znak�w, cho� wydawa�y mi si� dzwnie znajome. Znajdowa�y si� tu d�u�ej ni� �mia�bym zgadywa�. By� mo�e wyci�� je sam Makna. I znowu nie znalaz�em ko�atki, lecz tym razem zupe�nie nie wiedzia�em, co mam teraz robi�. Dziedziniec by� pusty. Niespodziewanie zza plec�w dobieg� mnie czyj� g�os. - Czego chcesz, ch�opcze? Zaskoczony obejrza�em si� i ujrza�em wymizerowanego, bladego m�czyzn�. Mia� rzadkie i potargane w�osy, a jego ciemne oczy pokrywa�a mleczna b�ona jak ochronna powieka u jastrz�bia. Omal nie krzykn��em z przestrachu. - Musz� zobaczy� si� z Arain - odpar�em, kiedy wzi��em si� w gar��. - Jeste� jej bratem, co? - powiedzia� obcy. - Sk�d wiesz? - �atwo si� domy�li�, ch�opcze. Troch� mi o sobie opowiada�a. I o tobie te�. Kirth, prawda? - U�miechn�� si� szeroko. W jego krwawi�cych i opuchni�tych dzi�s�ach tkwi�y odbarwione z�by jak nagrobki. By� tak odra�aj�cy, �e nagle opanowa� mnie nieuzasadniony l�k o Arain. - Co jej zrobi�e�? Chc� j� zobaczy�! - krzykn��em. - Taki sam jak ona, prawda? - wymamrota� spluwaj�c w kurz czerwonaw� �lin�. - Ty si� nic nie martw. Przyprowadz� ci j�. - Pod��y� schodami w g�r�, pchn�� drzwi i znikn�� za nimi, mamrocz�c nieprzerwanie. Nigdy jeszcze minuty nie bieg�y mi tak wolno jak wtedy, gdy sta�em w letnim s�o�cu i czeka�em, a� drzwi do �wi�tyni Handredu na powr�t si� otworz�. Gdybym nie by� cz�owiekiem, a zwierz�ciem, bez w�tpienia, pos�uszny instynktom, opu�ci�bym to miejsce od razu, tak jak to zrobi�y ptaki. A tak trz�s�em si� tylko i si�� zmusza�em do pozostania. Na koniec drzwi otwar�y si� i z ciemno�ci wysz�a Arain. Odziana by�a w d�ug�, czarn� sutann� S�u�by, na kt�rej tle jej twarz, w�osy i r�ce �wieci�y jak ksi�yc. - Kirth, po co tu przyszed�e�? - zapyta�a od razu. Otwar�em usta, by co� powiedzie�, lecz nie potrafi�em znale�� s��w. Ulga, �e widz� j� ca�� i zdrow� w tym okropnym miejscu, uczyni�a ze mnie kompletnego g�upca, sta�em wi�c oniemia�y, usi�uj�c wydoby� z siebie jaki� d�wi�k. - Sta�o si� co�, Kirth? Dr�ysz ca�y - powiedzia�a Arain i zwinnie zbieg�a po schodach, by ogarn�� mnie ramionami w znanym ge�cie, w kt�rym zawsze odnajdowa�em ogromn� pociech�. Przytuli�em policzek do szorstkiej, ciep�ej materii jej sutanny, moje uszy wype�ni�o mocne i pewne bicie jej serca i znowu poczu�em odwag�. - Kim jest ten cz�owiek? - zapyta�em. - Przestraszy� ci�? To tylko biedny Geoff, szaleniec. Nie chcia� ci zrobi� nic z�ego. Ale powiedz, po co przyszed�e�. - Mera... Mera ci� wzywa. Z pocz�tku Arain nie odpowiedzia�a. Spojrza�a tylko w ziemi�, a ja nie mog�em dojrze� jej twarzy. Kiedy przem�wi�a, s�owa jej pop�yn�y wolno. - Mera wie, �e nie mog� przyj��. To... to nie w porz�dku, �e przyczynia nam smutku. - Ale� ona jest chora. Nie wie nawet, �e wymawia twoje imi�. Nie przys�a�a mnie. Przyszed�em, bo sam chcia�em. Poczu�em, jak pod czarn� tunik� jej serce zaczyna bi� szybciej. Jak�e okropne musia�y by� dla niej moje s�owa; Arain i Mera zawsze dzieli�y ka�d� przyjemno�� i ka�dy b�l. Ju� samo to, �e potrzeba by�o pos�a�ca w sprawie takiej wagi, by�o okrutnym dowodem na to, jak bardzo si� od siebie oddali�y. - Zachorowa�a od s�o�ca. Kiedy przysz�a po mnie... �ebym si� z tob� po�egna�. Zapomnia�a kapelusza. O�lep�a i czasem mnie nie rozpoznaje. Boj� si� - m�wi�em dalej. Kiedy s�ucha�a, niewielkie bruzdki na jej twarzy stawa�y si� coraz g��bsze. Chwyci�a mnie za ramiona i spojrza�a w oczy b�agalnie. - Kirth, musisz zrobi� tak, jak ci powiem. Nowicjuszkom nie wolno opuszcza� terenu �wi�tyni. Zatrzymaj� mnie, je�li tylko dowiedz� si�, �e chc� wyj��. Ale je�eli poczekam do nocy, mog� przemkn�� si� w cieniu i nikt nie b�dzie wiedzia�. Musimy spotka� si� gdzie� po zmroku. - Ale gdzie? A co, je�li ci� z�api�? - Jana nie jest �yczliw� kobiet�. Gdybym by�a kt�r�� z innych nowicjuszek, zes�ano by mnie w podziemia bez kom�y. Ale ja jestem silniejsza ni� Jana, a moje dobro interesuje wielu. Nie boj� si� jej. Nawet w tej chwili jej s�owa nape�niaj� mnie mi�o�ci� i podziwem. Wiedzia�a dobrze, czym ryzykuje dla Mery. I ja wiedzia�em. Cia�a tych, kt�rych zes�ano w podziemia bez ochrony, przywi�zywano cz�sto do pala i obwo�ono po Handred. Ci nieszcz�nicy, kt�rzy stan�� musieli przed Radn� bez kom�y, ukazywali si� nam sztywni i powykr�cani jakby spazmem niezno�nego przera�enia, wysmarowani w�asnymi ekskrementami. Nie by�o �mierci bardziej przera�aj�cej. - Musisz szybko st�d odej�� i zrobi� to, co ci ka�� - powiedzia�a Arain. - Id� z powrotem w kierunku Handred. Kiedy nad rzek� zn�w ujrzysz wysokie drzewa i trawy, zatrzymaj si�, wyk�p i upierz swoje rzeczy. - Dlaczego? - Obiecaj, �e tak zrobisz. Potem ukryj si� w wierzbach przy drodze i czekaj na mnie. Przyjd�. Daj� ci na to moje s�owo. Teraz biegnij. Biegnij tak szybko, jak potrafisz. Strach przed �wi�tyni� i rado�� z wydostania si� spod jej w�adzy sprawi�y, �e nogi moje sta�y si� zwinne i szybkie. Czu�em si� szcz�liwy, uciekaj�c z gor�cymi podmuchami wiatru na twarzy. Kiedy tylko dotar�em do miejsca, gdzie brzegi Umbyi stawa�y si� zielone i ci�kie od wierzb, rozebra�em si� i p�ywa�em w zimnej wodzie, potem przep�uka�em swoje postrz�pione ubranie i porozk�ada�em je na p�askich ska�ach, by wysch�o, rozpami�tuj�c przy tym owe dziwne polecenia. D�ugo po zmroku, kiedy do �piewu pot�nej rzeki do��czy�y �aby i �wierszcze, od strony �wi�tyni nadesz�a Arain. Tej nocy, gdy szli�my drog� do Handred, zada�em jej wiele pyta�. Nie dba�em o kamienie pod stopami ani o d�ug� drog�. Tylko o odpowiedzi Arain, kt�re wiod�y mnie jedynie do kolejnych pyta�. Zapyta�em j�, dlaczego kaza�a mi obmy� si� w rzece. - Ziemia wok� �wi�tyni jest zatruta tak jak Dred - odpar�a. - Uwa�a si�, �e t� trucizn� mo�na zmy�. - Czy ty te� obmy�a� si� w rzece dzi� w nocy? - spyta�em. - Cz�sto myj� si� w miejscu, gdzie Zimny Potok sp�ywa ze wzg�rz. Nie martw si�, braciszku. Ale ja si� martwi�em. Je�li �wi�tynia jest tak plugawym i zatrutym miejscem, jakim si� wydaje, pyta�em j�, to dlaczego wst�pi�a do S�u�by? Jaki zaszczyt wart by� tak straszliwej ceny? - Przy blasku wieczonego ognia m�wili�my o pewnych zagadkach. Dla dobra nas wszystkich chc� znale�� odpowiedzi. - G�os jej przycich� i szli�my dalej przy �wietle gwiazd. - Zagadka Makny i �wi�tyni? - zapyta�em. - Zagadki na temat pocz�tku rzeczy. Na temat obecnego stanu rzeczy. Mera i ja wierzymy, �e �wiat nie jest taki, jak zamierzy� Feder. Co� z�ego dzieje si� na naszej ziemi. Czu�em wielkie pomieszanie. - Dlaczego my�lisz, �e dzieje si� co� z�ego? - Przypominasz sobie mo�e histori� o tym, jak dawno temu, kiedy Mera i ja by�y�my ma�e, pods�uchiwali�my pijanego podr�nego w gospodzie. Przyby� z jakiej� odleg�ej krainy. Nigdy przedtem nie by� w Handred. Zada� pytanie. Czy pami�tasz jakie? U�miecha�a si�, kiedy to m�wi�a. �wiat�o gwiazd zrobi�o co� z jej oczyma, odmieni�o je z bladej lawendy w tward� platyn�. Stwardnia�y i och�od�y, a ja zadr�a�em, kolejny ju� raz tego dnia. Co pomy�la�by obcy o mojej siostrze? Czy stwierdzi�by, �e jest pi�kna, czy tak�e by zadr�a�? - Zapyta� czym�e to obrazili bog�w ludzie z Handred - odrzek�em jak kto�, kto recytuje wyuczon� lekcj�. M�wi�c dalej Arain spogl�da�a w d�, na drog�. - Tak. Powiedzia�, �e nigdy jeszcze nie widzia� miejsca, gdzie panowa�oby tyle chor�b. Nigdy nie s�ysza� o �adnym innym miejscu, gdzie rzeka p�yn�aby trucizn� jak Dred. Nigdy nie widzia� miasta, w kt�rym by�oby tak ma�o dzieci. A kiedy wypatrzy� w k�cie mnie i Mer�, powiedzia�, �e nigdy jeszcze nie widzia� tylu potwor�w. - Ale� nigdy mi o tym nie m�wi�a�! - wykrzykn��em, cho� w �rodku przytai�em wielk� pustk� poczucia winy. Pokry�em j� oburzeniem. - Jak m�g� powiedzie� co� takiego? Jeste�cie pi�kne! By�y�cie podarkiem od Federa! Arain za�mia�a si� bez rado�ci. - Mo�e dla ciebie i innych bywalc�w gospody. Pobili nieszcz�snego cz�owieka i wyrzucili go na ulic�. Niemniej s�owa jego nios�y w sobie prawd�. - Ale ty i Mera nie jeste�cie potworami! - R�nimy si� od innych. W ten spos�b rzeczywi�cie jeste�my potworami. Za bardzo jeste� przyzwyczajony do naszego wygl�du, Kirth. A poza tym obcy mia� racj�. Kobiety w Handred rodz� stworzenia, kt�rych nie spos�b prawie nazwa� istotami ludzkimi. Zbyt wiele takich stworze�. Ka�dy podr�ny to zauwa�a. - Ale jakie to ma znaczenie? - Zastanawiam si�. Chcemy wiedzie�, jakie to ma znaczenie. Chcemy wiedzie�, co zatru�o rzek�. Chcemy wiedzie�, co zabi�o tamte trzy miasta, co jest ukryte pod nasz� �wi�tyni�, czego w�a�ciwie Makna kaza� nam strzec po wsze czasy. Wierzymy, �e odpowied� na jedno najwa�niejsze pytanie rozja�ni nam i wszystkie inne. Chcemy wiedzie�, czym jest Radna, Kirth. Tylko tajemna wiedza w S�u�bie Federa mo�e dostarczy� nam odpowiedzi. Jedna z nas musia�a i��. Rzecz nie by�a tak prosta, jak j� przedstawi�a Mera. Nie by�y dwiema osobami, kt�re pragn� czego innego. Nigdy nie mia�em si� dowiedzie�, w jaki spos�b zadecydowa�y: ci�gn�c s�omki, czy wr�c z li�cia, czy mo�e w jakiej� grze wojennej, w kt�rej ka�da z nich walczy�a o �ycie drugiej. Kto tu odr�ni zwyci�zc� od pokonanego? Potem zdawa�o mi si�, �e wielkie ko�o �wiata za�ama�o si� w �rodku. Gwiazdy nad moj� g�ow� ta�czy�y w chaosie, cho� b�aga�em je o porz�dek, i zn�w przesun�o si� nade mn� mroczne przeczucie. W uszach dzwoni�o mi od krwi bij�cej z rozgor�czkowanego serca, bo teraz ju� wiedzia�em, tak jak moje siostry, �e je�eli nie nast�pi jaki� cud, Arain umrze podczas poszukiwa�. �adna z istot ludzkich nie mia�a do�� si�y, by si�gn�� w g��b sekret�w Radny i nie postrada� przy tym �ycia. Wiedzia�y o tym nawet ma�e dzieci z Handred. P�niej, kiedy siedzieli�my ju� przy blasku �wiecy u ��ka Mery, patrzy�em, jak Arain tuli j� do siebie, a jedwabiste w�osy mieszaj� si� z jedwabistymi w�osami, blada sk�ra przytula do bladej sk�ry, jak gdyby te dwie kobiety by�y jedn�. I przysz�o mi do g�owy, �e je�li kt�ra� z moich si�str umrze, druga p�jdzie niebawem w jej �lady. Wyobraziwszy sobie pustk� �wiata bez nich, zwar�em si� w sobie. Poprzysi�g�em, �e umr� wraz z nimi, je�eliby sprawy mia�y zaj�� a� tak daleko. Przyjacielu m�j, nawet Wielki Feder nie przewidzia� Suszy i upadku cywilizacji staro�ytnych. Makna uczyni� wszystko, by zachowano stra� przy �wi�tyni, lecz nast�pcy staro�ytnych byli dzikusami w krainie g�odu. Nawet moc bog�w ma swoje granice. Makna napisa�, �e Radna jest najwi�ksz� si��, jak� kiedykolwiek zna� �wiat, dla kt�rej nie ma przeszk�d, kt�rej najl�ejszy szept na r�wni zabija ludzi, zwierz�ta i ro�linno��, kt�rej dotkni�cia przenosi wiatr i deszcz, a od kt�rej nie ma ucieczki. Po tym, jak Arain siedzia�a przy niej owej nocy, Mera szybko przysz�a do siebie. Wkr�tce te� wyst�pi�a o przyznanie jej wy�szej rangi i zosta�a oficerem armii Handredu. Stary wr�g, s�o�ce, mog�o uniemo�liwi� jej sukcesy w tym zawodzie. Lecz zaprojektowa�em dla niej i zrobi�em z kolorowego szk�a przyrz�d do ochrony oczu. Oboje sporz�dzili�my te� w tajemnicy ma��, mieszaj�c ze sob� bia�� glink� i t�uszcz z we�ny owczej. Tym w�a�nie smarowa�a twarz i r�ce, by chroni� je przed wra�ym �wiat�em dnia. Tak wprawny by� z niej wojownik i przedstawia�a sob� na polu bitwy obraz tak przera�aj�cy, �e z wielk� szybko�ci� zalicza�a kolejne stopnie, a� wkr�tce zosta�a genera�em armii Handredu. Tak bardzo kochali j� �o�nierze i tak �wietnie walczyli u jej boku, �e w kr�tkim czasie Nupaskanie zmuszeni zostali do powrotu na swoje w�asne ziemie. Mera nigdy nie zapomnia�a, �e to Nupaskanie uczynili z niej sierot�. Arain d��y�a do swego celu w spos�b mniej g�o�ny, lecz z r�wnym powodzeniem. Mia�a racj�, kiedy m�wi�a o Janie. Jana nie by�a nigdy w stanie ukara� jej nale�ycie za przer�ne wybryki, a Arain zyska�a przyjaci� w�r�d innych cz�onk�w S�u�by. Kiedy Jana zmar�a na d�ug�, powoln� chorob�, kt�ra w ko�cu zawsze zabiera�a Najwy�szych Pu�kownik�w, Arain zosta�a Najwy�szym Pu�kownikiem S�u�by Federowi. By�o to w sze�� lat po wst�pieniu do �wi�tyni. W nied�ugi czas po tym opu�ci�em warsztat Mathiasa i otworzy�em sw�j w�asny. Mathias zaszczepi� mi tak wielkie umi�owanie dla tego rzemios�a, tak dobrze wyuczy� mnie magii gliny i ognia, �e wkr�tce zosta�em najlepiej prosperuj�cym garncarzem w Handred. Bogaci, pobo�ni i ci o wielkich nazwiskach sk�adali u mnie specjalne zam�wienia na pi�kne wyroby. Wkr�tce niekt�re glinki i glazury zacz�to zwa� od mojego imienia, gdy� tylko ja zna�em ich sekret. Do�� pr�dko przyj��em w�asnych uczni�w. Kiedy tylko uda�o nam si� znale�� kilka wolnych godzin, moje siostry i ja zbierali�my si� wok� ognia, tak jak zwykli�my czyni� dawniej, by czerpa� rado�� z wina, dobrego jedzenia i swobodnych rozm�w. Cz�sto spotykali�my si� w o�wietlonej blaskiem p�omieni komnacie w ogromnej kwaterze Mery lub te� w moim warsztacie, tak jak niegdy� w starym. Lecz teraz ju� tylko Mera uwodzi�a czeladnik�w. Arain wychodzi�a wtedy ze mn� po drewno na opa�. Raz zapyta�em j� o pow�d, gdy� ta i kilka innych zmian przyprawia�y mnie o niepok�j. Podczas gdy ja uk�ada�em na jej r�kach stos por�banego drewna, ona odpowiedzia�a: - Ju� nie mam na to ochoty. - Zastanawiam si�, czy z tob� wszystko w porz�dku - powiedzia�em. Jej sk�ra zawsze by�a bardzo bia�a, lecz teraz znikn�y i rumie�ce na policzkach, a oczy zasz�y mg��, podobnie jak oczy starego psa. �atwo si� m�czy�a, cz�sto te� k�ad�a si� i zasypia�a, podczas gdy ja i Mera ci�gle jeszcze rozmawiali�my i �miali�my si�. - Czuj� si� do�� dobrze - odrzek�a. - Czy nadal k�piesz si� cz�sto w wodzie z Ch�odnego Potoku? - spyta�em. U�miechn�a si� tylko i powiedzia�a: - Nic si� nie martw, braciszku. Kt�rego� popo�udnia, kiedy Arain i ja przybyli�my do kwatery Mery, ob�adowani serem, s�odkim winem i chlebem, znale�li�my j� siedz�c� samotnie w kuchni przed dogasaj�cym ogniem. Nigdzie nie wida� by�o jej zwyk�ej �wity pos�ugaczy i ulubionych oficer�w. Mera zapad�a si� w twarde krzes�o, buty mia�a zdj�te, po�y koszuli wyci�gni�te na wierzch, w r�ce pust� butelk� po winie; puchar le�a� obok na pod�odze. Nie powita�a nas, kiedy sk�adali�my na ziemi nasze pakunki. By�a p�na jesie� i pok�j wych��d� tak, �e nasze oddechy bia�ymi pi�ropuszami zawisa�y w powietrzu. Mera zdawa�a si� tego nie zauwa�a�. Od razu wzi��em si� do rozpalania ognia. Z bia�ej ma�ci na twarzy Mery mo�na by�o wyczyta� ca�� histori�. Nosi�a �lady zapylonej drogi, potu i �ez. Lecz nie s�yszeli�my, by owego dnia mia�y miejsce jakie� napady czy walki, nie dostrzegali�my te�, by odnios�a jakie� rany. - Przynie�li�cie jeszcze wina - powiedzia�a. - Otworzymy butelk�? - G�os jej brzmia� trze�wo. Kto� obcy z trudem domy�li�by si�, �e jest ju� bardzo pijana. Arain otworzy�a jedn� z butelek. Po chwili trzaska� ju� ogie� i wszyscy troje trzymali�my nape�nione puchary. Potem Arain zapyta�a: - Co si� sta�o, Mero? Mera za�mia�a si� g�o�no. Szorstki, gorzki ton jej g�osu przywi�d� mi na my�l padlino�erne ptaki i przestraszy�em si�. - Miesi�c temu pos�a�am mego przyjaciela, Halda, na czele niewielkiego patrolu w d� rzeki Dred. To by�o bardzo samolubne z mojej strony. Nie powinnam by�a tego robi�. Ale on m�wi�, �e chce p�j��. - Zn�w si� za�mia�a �miechem, kt�ry balansuje na kraw�dzi p�aczu, i doda�a: - Oni zawsze chc� i��. Poci�gn�a wielki �yk wina. - Kr��y�a plotka, �e Nupaskanie odkryli spos�b, �eby uchroni� si� przed trucizn�. Podejrzewa�am, �e banda naje�d�c�w obozuje nad Dredem poni�ej �wi�tyni i �e planuj� napa�� na ni� z zaskoczenia. Pochyli�a si� w prz�d, zaciskaj�c r�ce na por�czach krzes�a. - Hald wr�ci� dzi� z raportem. Siedzia�am przy nim, kiedy umiera�, trzy godziny temu. Pojecha� a� do Trzech Miast i z powrotem w poszukiwaniu Nupaskan, kt�rzy istnieli tylko w mojej wyobra�ni. Z pocz�tku Arain i ja nie odezwali�my si�. Nawet starcy przy ogniu nie opowiadali jeszcze o nikim, kto wyruszy�by do Trzech Miast i powr�ci� �ywy. - Przykro mi - powiedzia�a Arain. - Ale przecie� musia� wiedzie�, co si� stanie - rzek�em. - Dlaczego pojecha� o tyle dalej ni� musia�? Mera u�miechn�a si� gorzko. - My�la�, �e znalaz� spos�b, �eby ochroni� siebie i swoich ludzi. Taki jego tajny wynalazek. Rodzaj ubioru. Jak kom�a Arain. Powinien by� pos�ucha� mojej rady i porozmawia� najpierw z tob�. Ale Arain potrz�sn�a g�ow�. - Jeste� zbyt surowa dla siebie. Je�eli chcia� podj�� to ryzyko, dlaczego ktokolwiek mia�by go zatrzymywa�? Poza tym potrzebujemy wiedzy o miastach. Powiedz mi, czy znalaz� co�? - Oczy Arain b�ysn�y po��dliwie w czerwonym blasku p�omieni, a m�j strach rozrasta� si� na kszta�t ognia. Cichy g�os w �rodku zapyta�, kim mo�e by� ta kobieta pozbawiona uczu�. Z pewno�ci� nie t�, kt�ra ryzykowa�a �yciem, �eby przyby� do �o�a chorej siostry. Mera patrzy�a na ni� w milczeniu bardziej g��bokim i przeszywaj�cym ni� jakiekolwiek s�owa. Potem powiedzia�a wolno: - Nie znalaz� nic. Arain odwr�ci�a si� i, nie podnosz�c wzroku, powiedzia�a: - Spr�buj wybaczy� mi moj� zach�anno��. Po��dam tej wiedzy dla dobra nas wszystkich. To silniejsze ode mnie. Odpowied� jest ju� tak blisko. Mera nie odpowiedzia�a, a s�owa Arain pop�yn�y dalej niczym wezbrana deszczem fala powodzi. - Hald by� silny i mocny mia� charakter. Nikt nie m�g�by go powstrzyma�. C� mog�am mu powiedzie�? Najwy�ej to, �e kom�a Makny nie dzia�a. A jakie to mog�o mie� dla niego znaczenie, je�eli mia� inn�, kt�r� wymy�li� sobie sam? Gdyby Mera nie by�a tak pijana, pewien jestem, �e nie wyrzek�aby s��w, jakie wtedy pad�y. - Mog�y�my powiedzie� mu o Ksi�dze Makny, Arain. Nie musia� umrze�. Od tej chwili, wbrew w�asnej woli, sta�em si� powiernikiem przera�aj�cych sekret�w. Gdybym tylko m�g� zetrze� je z w�asnej pami�ci tak, jak �cieram skazy z nowo utoczonego dzbana. Ale umys� ludzki nie do�� przypomina glin�. M�wiono, �e maj�c na sobie kom�� Makny, mo�na by�o powa�y� si� na spotkanie z trucizn� Radny bezkarnie. Wiedzia�em, �e czasem Arain schodzi w podziemia, �eby wype�ni� �wi�te i tajemne obowi�zki Najwy�szego Pu�kownika, a czasem, by zado��uczyni� swej ��dzy wiedzy. W tych wilgotnych korytarzach pomi�dzy ni� a �mierci� znajdowa�a si� tylko kom�a Makny. Ale Radna by� mocny, a kom�a bardzo stara. Teraz potwierdza�y si� moje najgorsze obawy. Arain umiera. Ale co z t� Ksi�g�, o kt�rej m�wi�a Mera? Je�eli mog�aby uratowa� Halda, to czy nie mog�a uratowa� i Arain? - Ksi�ga Makny? Co to jest? - Moje s�owa wbi�y si� g��boko w cisz�, jaka zapad�a w komnacie. Arain sta�a przy ogniu, opu�ciwszy g�ow� i zamkn�wszy oczy, jakby chcia�a w ten spos�b ukry� jak�� cz�� �wiata. - Za ma�o jeszcze wiemy o Ksi�dze, by o niej m�wi�. Lecz Mera, grubia�ska od nadmiaru alkoholu, warkn�a: - Mylisz si�, siostro. Mylisz si�. - Prosz� ci�, Mero. Niczego jeszcze nie jeste�my pewne. Mera podnios�a si� z krzes�a i chwiejnie stan�a obok. - Nie jestem bogini�, Arain. Jestem kobiet� na czele armii �miertelnik�w, kt�rzy krwawi� i umieraj�. Nasi wrogowie pi�ciokrotnie przewy�szaj� nas liczb�. B�dziesz czeka�, a� Nupaskanie zetr� �wi�tyni� z powierzchni ziemi, chc�c wyrwa� nam jak�� nie istniej�c� wiedz�? B�dziesz czeka�, a� wypuszcz� na nasze ziemie Radn� i wszyscy ludzie znad rzeki umr� i zgnij�? - Dlaczeg� Nupaskanie mieliby obawia� si� opowie�ci z jakiej� starej ksi�gi, wyjawionych im przez najwy�sz� kap�ank� ze �wi�tynie wroga? To nie takie proste, jak s�dzisz, Mero. Wino ci� og�upi�o - powiedzia�a ostro Arain. W pomieszaniu przys�uchiwa�em si� tej wymianie gniewnych s��w. Jak�� straszliw� prawd� zawiera�a Ksi�ga Makny? Wtedy nie potrafi�em jeszcze odgadn��. Czymkolwiek by by� ten sekret, moje siostry sta�y teraz nieruchomo po przeciwnych jego stronach, rozdzielone przez w�asne my�li jak nigdy dot�d. W swym pijackim gniewie Mera jeszcze raz zacz�a dr�czy� Arain. - To wstyd, nieprawda�, Pu�kowniku, po tym wszystkim, co rzuci�a� na szal�. Wstyd przekona� si�, �e Makna by� jedynie wasalem, a staro�ytni ras� g�upc�w! �adna strza�a nie mog�a zrani� Arain g��biej ni� gorzkie s�owa Mery. Widzia�em, jak pi�ci jej zaciskaj� si�, a �y�y na karku nabrzmiewaj�, ten jeden raz ow�adn�a ni� pasja. Mera tak�e musia�a to widzie�, lecz by�a zbyt pijana, �eby si� obroni�. Arain uderzy�a j� z ca�ej si�y w szcz�k�, ciosem od spodu, od kt�rego g�owa Mery odskoczy�a w ty�, a sama Mera pad�a na kamienn� �cian� i leg�a nieruchomo na pod�odze. Arain wspar�a si� o st�. R�ce je dr�a�y. Twarz by�a bia�a jak wapno. Oddycha�a szybko, urywanie i rozkaszla�a si�, zataczaj�c przy tym z b�lu. Potem, nie odezwawszy si� ani s�owem i potykaj�c si�, opu�ci�a komnat�. Us�ysza�em t�tent kopyt konia galopuj�cego w kierunku �wi�tyni. Mera, kiedy ockn�a si� nast�pnego dnia rano, nie pami�ta�a co si� wydarzy�o. Ja natomiast pe�en by�em mieszanych uczu� w stosunku do Arain. Rozumia�em jej gniew, wierzy�em nawet, �e by� uzasadniony. Jednak kiedy spojrza�em na Mer�, na jej purpurow� szcz�k�, spuchni�ty j�zyk i policzek, poczu�em gniew. Kiedy jednak zda�em Merze spraw� z przebiegu nocnych wydarze�, powiedzia�a, �e powinienem zapomnie� o z�o�ci, bo je�eli kiedykolwiek potrzeba nam by�o jedno�ci, to w�a�nie teraz. Gdy� to, co m�wi�a nam o Nupaskanach, by�o prawd�. Wyszkolili sobie armi� o wiele liczniejsz� ni� nasza i planowali zniszczenie �wi�tyni Handredu. - Poniewa� kocham Arain, p�jd� na kompromis - rzek�a Mera. - Zataj� sekret Ksi�gi przed wszystkimi opr�cz ciebie, Kirth. A potem, g�osem st�umionym i niewyra�nym z powodu poniesionych obra�e�, odkry�a przede mn� opowie�� o Ksi�dze Makny. Arain znalaz�a j� w jednym z pomniejszych zabudowa� przy�wi�tynnych, mi�dzy strasz�cymi tam kad�ubami prastarych maszyn. Drzwi do tego budynku opiecz�towa� Makna, kiedy zmieniono ju� bieg rzeki; gdyby nie �mia�o�� Arain, mog�o tak zosta� na zawsze. Nie jest to zwyk�a ksi��ka z papieru, gdy� inaczej ze staro�ci rozpad�aby si� w proch. Zrobiono j� z jakiego� zdumiewaj�cego metalu, kt�ry nie rdzewieje, wykutego misternie w cienkie p�achty i grawerowanego nieznanym nam rylcem. Widniej� na nich dziwne s�owa, pisane w j�zyku staro�ytnych. Lecz dziwniejsza jeszcze jest historia, kt�r� opowiadaj�, spl�tana i pe�na imion, kt�re nic ju� dla nas nie znacz�. Moje siostry nie sko�czy�y jeszcze pracy nad rozszyfrowywaniem Ksi�gi. Przek�ad by� bardzo �mudn, niekt�re ze stron zniszczone, a niekt�rych w og�le brakowa�o. Lecz kilka spraw mo�na ju� by�o zrozumie�. Mera mia�a racj�, gdyby Hald wiedzia� o Ksi�dze i jej przekazie, �atwiej by�oby odwie�� go od p�j�cia w d� Dredu. Owego ranka, kiedy ju� mia�em j� opu�ci�, Mera wzi�a mnie za r�k� i powiedzia�a: - To s� mroczne my�li, Kirth, lecz ja nie potrafi� lekcewa�y� ich tak, jak Arain. Je�eli Handred nie b�dzie w stanie powstrzyma� Nupaskan Radna zostanie wypuszczony na �wiat�o dzienne; i ja i Arain umrzemy w pierwszej kolejno�ci b�d� z r�ki Nupaskan, b�d� z r�ki Radny. Je�eli kiedykolwiek nas kocha�e�, obiecaj mi co�. - Co takiego? - zapyta�em. - �e nie pozwolisz, �eby sekret Ksi�gi umar� wraz z nami. Pomy�la�em o przysi�dze, jak� dawno temu z�o�y�em przed samym sob�, kiedy dowiedzia�em si� o niebezpiecznej drodze, jak� obra�y moje siostry. Poprzysi�g�em, �e je�eli umr�, p�jd� w ich �lady. Z�o�y�em t� przysi�g� w dobrej wierze, cho� mog�o by� w tym i troch� egoizmu, i nie potrafi�em jeszcze si� zmusi�, by j� z�ama�. Odm�wi�em zatem pro�bie mojej siostry. By�o to z mojej strony g�upie i okrutne. Przyjacielu m�j, Wielki Makna rzek�, �e Radna stworzony zosta� przez staro�ytnych w Czasach Obfito�ci, przed Wielk� Susz�. Dobrze znali groz� tej, kt�r� tworzyli; wiedzieli, �e nigdy nie b�dzie mo�na jej zniszczy�. Feder rozkaza�, by wybudowano �wi�tynie. Rozkaza�, by Radn� podzielono na mniejsze cz�ci i uwi�ziono w kawa�kach szk�a, wlano do �wi�tych naczy� i pogrzebano g��boko, w litej skale. Lecz kiedy nasta�a Susza, Feder odszed�, pozostawiaj�c jedynie swego s�ug�, Makn�. Makna pom�g� nam zapami�ta�, �e po wsze czasy strzec musimy �wi�tyni tak, by Radna nigdy nie m�g� nas skrzywdzi�. Pisa� Makna w j�zyku nie�miertelnych: "Bo�e, miej w opiece nasze dzieci, je�eli urz�dzenia w Hanford i Dorzeczu Paradox kiedykolwiek zaczn� niszcze�, bo, na ka�d� ludzk� miar�, ten materia� do ko�ca pozostanie zab�jczy. A w tym czasie mog� ju� nawet nie pami�ta�, co to jest". W ci�gu miesi�cy, jakie nast�pi�y potem, rzadko widywa�em Arain i Mer�. Arain zaj�ta by�a t�umaczeniem Ksi�gi. Pracowa�a nad ni� jak op�tana, odk�adaj�c prac� tylko wtedy, gdy sprawy �wi�tyni wymaga�y jej uwagi albo te� kiedy czu�a si� tak �le, �e mog�a tylko spa�. W tym czasie Mera i ja odwiedzali�my j� dwukrotnie w jej pos�pnej siedzibie w �wi�tyni. Nie zabawili�my d�ugo, gdy� Arain z ogromn� niech�ci� porzuca�a prac�. Raz, niespodziewanie dla nas, wsta�a i posz�a z nami do miedzianych drzwi �wi�tyni, a potem na dziedziniec. Tam, w �wietle s�o�ca, dostrzeg�em, jak bardzo zmieni�a si� Arain. Bez trudu mo�na ju� by�o odr�ni� od siebie moje siostry. Pi�kna twarz Arain by�a zniszczona i pe�na zmarszczek, oczy jej niemal ca�kiem zm�tnia�y. Sz�a jak stara, zm�czona �yciem kobieta. Na dziedzi�cu wyprostowa�a si� i zapyta�a, czy uczyni� jej zaszczyt, projektuj�c dla niej pogrzebow� urn�. Wtedy Mera odwr�ci�a si� i pochyli�a g�ow�, �eby ukry� przed nami �zy. Mera tak�e pracowicie sp�dzi�a te kilka miesi�cy. Na ziemiach le��cych wzd�u� starego koryta Umbyi powtarza�y si� napady. S�yszeli�my, �e u Nupaskan doszed� do w�adzy nowy i wojowniczy przyw�dca, kt�ry wskrzesi� dawn� pie�� zemsty i kt�ry wykrzykiwa�, �e Handred musi zosta� ukarane za zniszczenie prawowitej w�asno�ci Nupaskan - ziem nad brzegami Dredu. Mia�o miejsce wiele potyczek, w kt�rych armia Handredu przegrywa�a. A potem, przy ko�cu lata, szpiedzy Mery przynie�li wiadomo��, �e Nupaskanie zgromadzili wszystkie si�y na drugim brzegu Umbyi, przygotowuj�c si� do ataku na �wi�tyni�. Nie wiem, co po tym zasz�o mi�dzy moimi siostrami. By� mo�e Mera pr�bowa�a opowiedzie� Nupaskanom o Ksi�dze; wiedzia�em, �e taki mia�a plan i �e zamierza�a go wykona� nawet gdyby musia�a przeciwstawi� si� woli Arain. Lecz ostatecznie racj� mia�a chyba Arain, bo Nupaskanie uderzyli. W ci�gu nast�pnych dni mi�dzy armi� a miastem kursowali w obie strony pos�a�cy, a w tym czasie mieszka�cy robili, co mogli, by przygotowa� si� do obl�enia, zbieraj�c wszystko z p�l, wzmacniaj�c wielki mur, kt�ry otacza� miasto, produkuj�c strza�y i w��cznie i przygotowuj�c wielkie kadzie z wrz�c� oliw�, kt�re mia�y by� zrzucane na napastnik�w. Z pocz�tku pos�a�cy przybywali pe�ni rado�ci; Mera zmusi�a Nupaskan do odwrotu. Radowali�my si� wi�c. Potem, drugiego dnia, pos�aniec wr�ci� okrwawiony i bez tchu. Ponie�li�my kl�sk�. Tej nocy siedzia�em na murach, spogl�daj�c na po�udniowy wsch�d, gdzie b�yska�y pochodnie wojsk, a nad nimi zawis� g��bok� czerwieni� ksi�yc. I my�la�em o moich siostrach, �a�uj�c, �e pozosta�em pomi�dzy tymi, kt�rym przysz�o broni� miasta. Na trzeci dzie� przyby� pos�aniec z oczyma pe�nymi zgrozy. - Nupaskanie s� ju� w �wi�tyni! - wykrzykn��. Na to serce zamar�o mi w piersi, pobieg�em na szczyt mur�w, spodziewaj�c si�, �e ujrz� ob�oki kurzu wzniecone na drodze przez nadci�gaj�c� armi� Nupaskan. Lecz zobaczy�em tylko, jak opada kurz wzniecony w czasie bitwy. W oddali galopowa� samotny je�dziec, p�dz�c w stron� miasta. Nad nasz� ziemi� rozpostar�a si� z�owieszcza cisza. Po godzinie bramy miasta rozwar�y si� i je�dziec wpad� do Handred. Jego ko� by� na wp� oszala�y, pysk plami�y mu piana i krew. Cho� je�dziec nie odni�s� �adnych ran, by� ju� niemal martwy, do siod�a przywi�zano go wielk� ilo�ci� liny; by� mo�e zreszt� zrobi� to w�asnor�cznie. Kark konia oblepiony by� krwawymi wymiocinami. Cz�owiek ten wi� si� i j�cza�, kiedy zdejmowali�my go z siod�a. Do jego piersi przywi�zany by� tobo�ek, na kt�rym wypisano moje imi�. To by�a Ksi�ga. Na kawa�ku usmarowanej krwi� tkaniny nagryzmolono wiadomo�� od Mery. "Bracie nasz, s�owa te pisze przyjaciel. Arain nie �yje. Otwarto podziemia. W imi� Federa, zabierz Ksi�g� do Paradoxu. Ostrze� ich przed Radn�. Czy teraz ju� mo�esz to obieca�?" Jak�e �a�owa�em, �e nie obieca�em jej tego wcze�niej. Jak� pociech� mog�oby to by� dla niej w ci�gu ostatnich godzin. Tej krzywdy nie mog�em ju� naprawi�, cho� zrobi�em, jak prosi�a, cho� uciek�em, s�pom pozostawiaj�c moje siostry i kraj, w kt�rym si� urodzi�em. Nie zda�o si� to na nic, gdy� teraz odchodz�, by si� z nimi po��czy�. Nie do�� pr�dko bieg�em. Wok� przes�ania owini�to dwa pasma b�yszcz�cych, bia�ych w�os�w, podobnych do siebie jak promienie s�o�ca. Za�ka�em. Czu�em tak wielk� gorycz, �e przekl��em Federa. Nie uczyni�em ofiary z w�os�w moich si�str, bo w Handred nigdy wi�cej nie mia�o by� dzieci. S�dny dzie� opisz� ci, przyjacielu. Widz� go wci�� w swej pami�ci, jak gdybym sta� w�a�nie nad brzegami Umbyi. Nie fruwa tam �aden ptak, nawet s�p, cho� powietrze ci�kie jest od zapachu �mierci. Zwierz�ta, kt�re �y�y w�r�d traw, ucich�y. Drzewa stoj� przy rzece, wzd�u� dr�g, na podw�rkach, gdzie �miali�my si� przy wt�rze muzyki fontann. Lecz li�cie ich uwi�d�y, wysch�y na ga��ziach. Szeleszcz� nieprzyjemnie na wietrze. W moim warsztacie stoj� dzbany, kt�re nie poznaj� ju� �aru pieca, glina w koszach stwardnia�a. M�czy�ni le�� martwi przy p�ugach, kobiety przy dzieciach. Moje siostry le�� w s�o�cu, nie pochowane. Nigdy ju� nie zasi�dziemy, radzi, przy ogniu. W wielkim kr�gu, miesi�c drogi z jednego ko�ca do drugiego, nic nie pozosta�o przy �yciu. �ycie zosta�o po�arte przez mroczn� istot� Radn�, zmor� bog�w, zgub� staro�ytnych. Ale teraz to ju� nie ma znaczenia. Widzia�em tw�j kraj, przyjacielu. Twoi ludzie s� wysocy i silni. Przed ka�dymi drzwiami bawi� si� dzieci, starcy wygrzewaj� si� w s�o�cu. A teraz powiadam ci, sp�jrz na mnie i zobacz, co mo�e si� z wami sta�. Spojrzyj na t� pokurczon� posta�, n�dzn� i blad�, cuchn�c� od ran, �miertelnie s�ab�, boj�c� si� stan�� przed obliczem bog�w. We� Ksi�g�, przyjacielu. Nie mam nic lepszego, czym m�g�bym odp�aci� ci za twoj� dobro�. Zatrzymaj j�. Nie zagub jej. I zapami�taj moj� opowie��. Mo�e kt�rego� poranka zapytasz o drog� do Paradoxu. Taki zi�b dzisiaj. Prze�o�y�a Kinga Dobrowolska NANCY ETCHEMENDY Po raz pierwszy prezentowali�my jej proz� na �amach "Fantastyki" w 1989 r. drukuj�c wstrz�saj�ce opowiadanie "Obiad w Chez Etienne". "�wi�tynia na wzg�rzu" jest r�wnie� utworem katastroficznym, zawieraj�cym silny �adunek emocjonalny. Jest to tak�e ciekawy przyk�ad coraz cz�ciej stosowanego przez tw�rc�w SF po��czenia fantasy i science fiction. D.M.