1454
Szczegóły |
Tytuł |
1454 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1454 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1454 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1454 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Autor: Mike Resnick
Tytul: Ja i m�j cie�
(Me and My Shadow)
Z "NF" 10/92
To wszystko zacz�o si�, kiedy...
Nie. Skre�l to.
Nie wiem, kiedy to si� zacz�o. Prawdopodobnie nigdy si�
nie dowiem.
Ale po raz drugi to si� zacz�o, kiedy strzeli� ga�nik
jakiej� ci�ar�wki, a ja pad�em na chodnik z szybko�ci� i
wpraw� sportowca, co mnie diabelnie zaskoczy�o, jako �e
by�em �amag� od urodzenia - czy te� od ponownych narodzin,
zale�nie jak na to spojrzysz.
Wsta�em, otrzepa�em si� i spojrza�em woko�o. Jaki� tuzin
przechodni�w (cho� czu�em, jakby ich by�a setka) gapi� si�
na mnie i wiedzia�em, co my�li ka�dy z nich: Czy ten facet
jest jakim� �wirem, czy mo�e to Wytarty? A je�li to Wytarty,
to czy wcze�niej go spotka�em. Czy jestem mu co� w i n i e n?
Oczywi�cie, nawet je�li mnie wcze�niej znali, teraz nie
byli w stanie mnie rozpozna�. Wiem co� o tym. Sam sp�dzi�em
prawie trzy lata pr�buj�c odkry�, kim by�em, zanim zosta�em
Wytarty - ale pr�cz tego, co zrobili z moim m�zgiem, dali
mi now� twarz i starli odciski palc�w. Jestem nowym
cz�owiekiem: mam dwa lata, jedena�cie miesi�cy i
siedemna�cie dni. Jestem (fanfary i tr�bki, prosz�!)
***William Jordan***. Nazwisko takie sobie, przyznaj�, ale
to jedyne, kt�re ostatnio posiadam.
Kiedy� mia�em inne nazwisko. Powiedzieli mi, �ebym si�
tym nie przejmowa�, �e wszystkie moje wspomnienia zosta�y
skasowane, �e nie b�d� m�g� wydoby� z pami�ci najmniejszego
faktu, cho�bym si� stara� nie wiem jak, cho�bym nawet dosta�
ma�y Pentotal od jakiego� hipnotyzera. I po kilku tygodniach
musia�em im przyzna� racj� - co nie znaczy, �e przesta�em
pr�bowa�.
Wytarci n i g d y nie przestaj�.
Mo�e lekarze i technicy z Instytutu maj� racj�. Mo�e to
dla mnie lepiej, �e nie wiem. Mo�e �wiadomo�� tego, co
zrobi�em, doprowadzi�aby moje Nowe Poprawione Ja do
samob�jstwa. Ale co� ci powiem: cokolwiek zrobi�em,
cokolwiek zrobi� k a � d y z nas (o tak, m�wi� do innych
Wytartych, sp�dzamy mn�stwo czasu kr�c�c si� przy archiwach
i Biurach Os�b Zaginionych, i nie tak trudno nas znale��),
by�oby �atwiej �y� ze wspomnieniami ni� z niepewno�ci�.
Na przyk�ad:
- �ycz� pani mi�ego dnia. �adn� mamy pogod�. Przepraszam,
�e o�miel� si� zapyta�: czy przypadkiem nie zgwa�ci�em pani
c�reczki cztery lata temu? A mo�e zrobi�em z pani syn�w
pederast�w? Rozszarpa�em pani m�a od krocza po szyj�? Och,
tak sobie pytam; po prostu by�em ciekaw.
Zaczynasz chwyta� problem?
Oczywi�cie, m�wi� nam, �e jeste�my wyj�tkowi, �adni
tam pospolici przest�pcy czy oszo�omy; t a k i c h
pe�ne s� wi�zienia.
Ach, uciechy w Instytucie! To do�wiadczenie samo w sobie.
- Zadbamy o twoj� indywidualno�� - m�wi�, usuwaj�c
bole�nie moje wspomnienia. (Zabawne: b�l pozostaje d�ugo po
znikni�ciu wspomnie�).
- Spo�ecze�stwo potrzebuje ludzi z twoj� energi� i
ambicj� - u�miechaj� si�, aplikuj�c mojemu wstrz�sanemu
drgawkami cia�u miliony szok�w elektrycznych.
- Mia�e� do�� si�y, �eby przeciwstawi� si� systemowi -
podkre�laj� i rozrywaj� moj� twarz na strz�py, by da� mi
now�.
- Z twoj� energi� bez dw�ch zda� zajdziesz daleko, teraz,
kiedy na tym wspania�ym libido zaszczepili�my now� osobowo��
i nowe sumienie - schlebiaj� mi, zastanawiaj�c si�, czy
wyszkoli� mnie na dozorc� psiarni, czy no�e na akwizytora
encyklopedii. (Wybieraj� kompromis i przemieniaj� mnie w
ksi�gowego).
- Szcz�ciarz z ciebie, masz nowe nazwisko, twarz i
wspomnienia, pi��set dolar�w w kieszeni i ci�gle jeszcze swoj�
energi� i ambicj� - m�wi�, instaluj�c bole�nie ostatni blok
pami�ci.
- A teraz id� i za�atw ich na amen.
- M�wi�c w przeno�ni - dodaj� po�piesznie.
- Aha, jeszcze jedno - wypychaj� mnie za drzwi Instytutu.
- Jeste�my strasznie zaj�ci, Williamie Jordanie, wi�c nie
wracaj tu, chyba �e zajdzie konieczno��. KONIECZNO��.
- Ale dok�d mam p�j��? - spyta�em. - Co mam robi�?
- Co� wymy�lisz - zapewniaj� mnie. - W ko�cu mia�e� do��
sprytu i si�y, �eby przeciwstawi� si� naszemu systemowi
spo�ecznemu. Ch�opcze, zazdro�cimy ci! A teraz sp�ywaj;
czeka na nas robota - a mo�e ci si� wydaje, �e jeste�
jedynym antyspo�ecznym mizantropem z mani� wielko�ci, jaki
kiedykolwiek zosta� Wytarty?
Najzabawniejsze, �e mieli racj�: wi�kszo�� Wytartych
�wietnie sobie radzi. Mo�e brzmi to dziwnie, ale my
n a p r a w d � mamy wi�cej energii ni� zwykli �miertelnicy
tacy faceci, co to tylko chce lawirowa� pomi�dzy
wierzycielami, a� przejd� na emerytur� i b�d� mogli
spokojnie odcina� kupony. Tak, tak, jeste�my grupk�
charakterniak�w - tyle tylko, �e �aden z nas nie wie,
dlaczego zosta� Wytarty.
To fakt - ja sam nie mia�em �adnego sygna�u, dop�ki nie
strzeli� ten ga�nik. (Widzisz? Za�o�� si�, �e my�la�e�
"ca�kiem ju� o tym zapomnia�". Nie ma si�y, przyjacielu.
Wytarci nic nie zapominaj� - to znaczy, od momentu
opuszczenia Instytutu. Natomiast znaczn� cz�� swego czasu
po�wi�caj� na to, by p r z y p o m n i e �. Na pr�no).
Wprawdzie moja pami�� zosta�a do cna wyczyszczona, ale
instynkty nadal dzia�a�y normalnie, no i powiedzia�y mi
rzecz nast�puj�c�: by�em troch� bardziej przyzwyczajony do
tego, �e strzela si� do mnie na ulicy ni� zwyk�y
�miertelnik. To na pewno niewiele na pocz�tek, ale
przynajmniej wynika�o z tego, �e natura mojego grzechu mia�a
wi�cej wsp�lnego z przemoc� fizyczn� ni�, powiedzmy, z
wyrafinowanymi machinacjami bogaczy z Wall Street.
Wi�c poszed�em do biblioteki publicznej, wynaj��em
kwadrans przy ko�c�wce Centralnego Komputera i zabra�em si�
do wystukiwania pyta�.
WYMIE� WSZYSTKICH PRZEST�PC�W MIERZ�CYCH METR
OSIEMDZIESI�T SZE��, KT�RZY ZOSTALI UJ�CI I SKAZANI W NOWYM
JORKU POMI�DZY A.D. 2008 I 2010.
***TAJNE.
Spodziewa�em si� tego. Ta informacja by�a tajna ostatnich
pi��dziesi�t razy, kiedy o ni� pyta�em.
WYMIE� WSZYSTKIE MORDERSTWA POPE�NIONE PRZY U�YCIU
PISTOLETU W NOWYM JORKU POMI�DZY A.D. 2008 I 2010.
Na ekranie ukaza�a si� lista, szesna�cie nazwisk na
sekund�.
STOP.
Komputer przerwa� wy�wietlanie, a ja spr�bowa�em mniej
obszernego pytania.
NIE PODAJ�C ICH TO�SAMO�CI, POWIEDZ, ILU PRZEST�PC�W
ZOSTA�O SKAZANYCH ZA WIELOKROTNE MORDERSTWO Z U�YCIEM
PISTOLETU W NOWYM JORKU POMI�DZY A.D. 2008 I 2010.
***TAJNE. Po czym klikn�� i doda�: ALE TO BY� DOBRY
STRZA�.
DZI�KUJ�. CZY JAKI� WYTARTY ODKRY� KIEDYKOLWIEK SWOJ�
TO�SAMO�� ALBO POW�D, DLA KT�REGO ZOSTA� WYTARTY?
JAK DOT�D NIE.
CZY Z TEGO WYNIKA, �E TO JEST MO�LIWE?
ODPOWIED� NEGATYWNA.
WI�C TO NIEMO�LIWE?
ODPOWIED� NEGATYWNA.
CO TO MA DO LICHA ZNACZY�?
�E NIC Z TEGO NIE MA WYNIKA�.
Spojrza�em na sw�j zegarek. Zosta�o pi�� minut.
JESTEM WYTARTYM - zacz��em.
KTO BY POMY�LA�.
Tylko tego brakowa�o - ironia ze strony komputera. One s�
ostatnio za cwane.
NIEDAWNO ZAREAGOWA�EM INSTYNKTOWNIE NA D�WI�K BARDZO
PODOBNY DO WYSTRZA�U PISTOLETU, CHO� �WIADOMIE NIE MIA�EM KU
TEMU POWOD�W. CZY Z TEGO WYNIKA, �E BRO� PALNA ODGRYWA�A
ISTOTN� ROL� W MOIM �YCIU, ZANIM ZOSTA�EM WYTARTY?
***TAJNE.
TAJNE, NIE - ODPOWIED� NEGATYWNA?
W�A�NIE.
Wsta�em, cho� pozostawa�y mi jeszcze trzy minuty do
dyspozycji.
Moim nast�pnym przystankiem by�a ksi�garnia Doubleday na
Pi�tej Ulicy. Poszed�em prosto do dzia�u kronik
kryminalnych, ale prawie natychmiast zrezygnowa�em, widz�c
sam rozmiar kronik dla Manhattanu za jeden dzie�.
Zadzwoni�em do pracy, �e jestem chory, a potem znalaz�em
w ksi��ce wideofonicznej numer pewnej strzelnicy. Um�wi�em
si�, pojecha�em chodnikiem Midtown do wej�cia, wypo�yczy�em
pistolet i zszed�em po schodach do d�wi�koszczelnej galerii
strzelniczej.
Zaj�o mi par� minut, zanim si� po�apa�em, jak �adowa�
amunicj�, nie rokowa�o to najlepiej. Zwa�y�em w r�ce
pistolet - najpierw w lewej, potem w prawej - z nadziej�, �e
przyniesie to jakie� znajome uczucie. Nic z tego. Czu�em si�
niezr�cznie i g�upio, i przez nast�pnych par� minut nie
poczu�em si� lepiej. Wycelowa�em starannie w figur�
zawieszon� o jakie� pi�tna�cie metr�w przede mn� i fatalnie
spud�owa�em. Chwyci�em pistolet obur�cz i jeszcze raz
chybi�em. Spud�owa�em z prawej r�ki i z lewej. Spud�owa�em z
zamkni�tym prawym okiem i z lewym, spud�owa�em z otwartymi
obydwoma oczami.
Dobrze, je�li tylko m�j instynkt dzia�a� na moj� korzy��,
to dam instynktowi szans�. Rzuci�em si� na pod�og�,
przetoczy�em dwukrotnie i szybko wypali�em - no i
zestrzeli�em lamp� pod sufitem.
To by by�o na tyle, je�li chodzi o instynkt,
pomy�la�em. Najwyra�niej cz�owiek, kt�rym by�em,
czu� si� swojsko kiedy uskakiwa� przed strza�ami, a nie gdy
strzela�.
Opu�ci�em strzelnic�, z�apa�em paru przyjaci� -
Wytartych - i spyta�em ich, czy kiedykolwiek do�wiadczyli
czego� podobnego do mojego ma�ego rozb�ysku deja vu. Jeden z
nich uzna� to za zabawne - mo�e uczynili go niegro�nym, ale
normalny to on chyba nie by� - a pewna kole�anka przyzna�a
si� do fal wzburzenia nachodz�cych j�, kiedy tylko s�yszy
pewien marsz Johna Philipa Sousy, co nie by�o odpowiedzi�,
jakiej poszukiwa�em.
Wpad�em na lunch do lokalnej jad�odajni, sp�dzi�em
nast�pny bezowocny kwadrans w bibliotece z zaprzyja�nionym
komputerem, a potem wr�ci�em do mojego bli�niaka z ciemnego
piaskowca. Podczas jazdy chodnikiem do domu toczy�em
boksersk� walk� z cieniem, odskakiwa�em od wyimaginowanych
przeciwnik�w i si�ga�em po nie istniej�cy rewolwer pod lew�
pach�, ale nie czu�em si� naturalnie, tylko wr�cz g�upio. Po
zej�ciu z chodnika i pokonaniu ostatniego odcinka drogi do
domu postanowi�em sprawdzi�, czy potrafi� otworzy� zamek bez
klucza, ale da�em sobie spok�j po dziesi�ciu minutach, w
sam� por�, bo przechodz�cy policjant patrzy� na mnie krzywo.
Nala�em solidnego drinka - mieszkania Wytartych r�ni�
si� rozk�adem, wystrojem i pod wieloma innymi wzgl�dami, ale
w ka�dym znajdziesz alkohol, jak r�wnie� ta�my z tanimi
�wiczeniami pami�ci i z "Who's Who w �wiecie Zorganizowanej
Przest�pczo�ci" - i pr�bowa�em, po raz kwadrylionowy,
wydoby� jaki� obraz z mojej przesz�o�ci. Wojenna rze�,
krzyki i b�agania gwa�conych ofiar, j�ki masakrowanych
starc�w i dzieci, le��cych w ka�u�ach krwi w Central Parku,
wszystko to me��o si� w m�ynie mojego umys�u - i wszystko
wydawa�o si� kompletnie obce.
A wi�c nie umia�em strzela�, nie umia�em forsowa� zamk�w
i nic nie mog�em sobie przypomnie�. To z jednej strony.
Z drugiej by� jeden, odosobniony fakt: uskakiwa�em przed
kulami.
Ale gdzie� g��boko w bebechach (bo na pewno nie w m�zgu),
wiedzia�em, w i e d z i a � e m, �e cz�owiek, kt�rym kiedy�
by�em, wrzeszcza� mi bez s��w do ucha, �ebym pad�, zanim
m�j\jego\nasz cholerny, g�upi �eb zostanie roztrzaskany.
By�o to sprzeczne ze wszystkim, co powiedzieli mi w
Instytucie. Jakakolwiek komunikacja z moim dawnym ja mia�a
by� wykluczona. Nawet w sytuacji, kiedy powietrze b�d� ci��
kule.
Im d�u�ej o tym my�la�em, tym bardziej by�em przekonany,
�e to jest w�a�nie autentyczny nag�y przypadek uprawniaj�cy
do odwiedzenia Instytutu. Wi�c w�o�y�em marynark� i
wyszed�em. Nie mia�em szans na z�apanie taks�wki - jak
przestraszone kury, nowojorscy taks�wkarze chowaj� si� z
pierwszymi oznakami zmierzchu - wi�c ruszy�em pieszo ku
chodnikowi East River.
Przeszed�em mo�e dwie przecznice, kiedy spomi�dzy dom�w
wyskoczy� na mnie z�owrogi cz�owieczek z za�zawionymi
oczami, dziobami po ospie, haczykowatym nosem i paskudnie
wygl�daj�cym no�em w r�ce.
No c�, trzy lata bez ataku rabusia na Manhattanie, to
jak 200 lot�w nad Irakiem, Paragwajem, czy gdzie tam jeszcze
w tym miesi�cu zwariowali. Widzisz, �e nadesz�a twoja kolej
i przyjmujesz wszystko, co ma si� sta� ze stoickim spokojem.
Wi�c poda�em mu portfel, ale by� w nim tylko pojedynczy
drobny banknot i kilka kart kredytowych sterowanych
brzmieniem mojego g�osu. Tamten rzuci� nagle portfel na
ziemi� i wpad� w sza�, deklamuj�c wrzaskliwie, jak bardzo go
oszuka�em.
Zacz��em si� wycofywa�, co chyba rozw�cieczy�o go jeszcze
bardziej, bo z przekle�stwem pogna� ku mnie unosz�c n� nad
g�ow�, z wyra�nym zamiarem zatopienia go w mojej szyi lub
piersi.
Pami�tam, �e pomy�la�em: Ze wszystkich miejsc, w kt�rych
chcia�bym umrze�, Druga Aleja pomi�dzy 35 i 36 Ulic� jest
ostatnim. Pami�tam, �e mia�em wo�a� pomocy, ale by�em zbyt
przera�ony, �eby wydoby� z siebie jakikolwiek d�wi�k.
Pami�tam widok opadaj�cego no�a, jak w zwolnionym tempie.
Nast�pne, co dotar�o do mojej �wiadomo�ci to, �e tamten
le�y na plecach, ma obydwie r�ce z�amane, a z nosa tryska mu
krew jak z fontanny, ja za� kl�cz� obok niego i mam w�a�nie
wbi� czubek no�a w jego gard�o.
Zesztywnia�em, staraj�c si� odtworzy�, co si� sta�o,
kiedy z g��bi mnie jaki� g�os - wcale nie w�ciek�y, ani
krwio�erczy, ale �agodny i uwodzicielski - wychrypia�: -
Zr�b to, zr�b to.
- Nie zabijaj mnie! - zaj�cza� m�czyzna, wij�c si� pod
moimi r�kami. - Prosz�, nie zabijaj mnie!
- B�dziesz mia� frajd� - wyszepta� g�os. - Zobaczysz.
Pozosta�em jeszcze przez chwil� znieruchomia�y, a potem
rzuci�em n� i pobieg�em na p�noc, nie zwa�aj�c na sygna�y
uliczne i nie zwalniaj�c, a� wpad�em na autobus blokuj�cy
skrzy�owanie przy 42 Ulicy.
- G�upi! - szepn�� g�os. - Czy� nie ocali�em ci �ycia?
Zaufaj mi.
A mo�e to nie by� �aden g�os. Mo�e tylko wyobra�a�em
sobie, co by m�wi�, gdyby by�.
W ka�dym razie postanowi�em w og�le nie i�� do Instytutu.
Przeczuwa�em, �e je�li wpadn� tam bez tchu i brudny, ca�y
zbryzgany krwi� bandyty, oni po prostu w y t r � mnie po
raz drugi, zanim zd��� im powiedzie�, co si� sta�o.
Tote� wr�ci�em do domu, wzi��em szybki Suchy Prysznic,
znalaz�em w ksi��ce telefon dra Brozgolda i zadzwoni�em do
niego.
- S�ucham - odezwa� si� po dw�ch dzwonkach. Wygl�da�
dok�adnie tak, jak go zapami�ta�em: wysoki i truposzowaty, z
czarnymi w�sami i krzaczastymi brwiami, taki typ faceta,
kt�ry nawet w �wie�o odprasowanym ubraniu b�dzie wygl�da�
niechlujnie.
- Jestem Wytartym - powiedzia�em, przechodz�c od razu do
rzeczy. - Pan pracowa� nade mn�.
- Obawiam si�, �e mamy jak�� awari� na linii -
powiedzia�, zezuj�c na monitor. - Nie dociera do mnie
wizja.
- To dlatego, �e po�o�y�em r�cznik na mojej kamerze -
wyja�ni�em mu.
- Przypuszczam, �e zachodzi stan wy�szej konieczno�ci? -
spyta� oschle, unosz�c jedn� ze swych zmierzwionych brwi.
- I owszem, zachodzi - odpowiedzia�em.
- Dobra, panie X - mam nadziej�, �e nie b�dzie pan mia�
nic przeciwko takiemu zwracaniu si� do pana - w czym
problem?
- O ma�o nie zabi�em dzi� wieczorem cz�owieka.
- Naprawd�? - spyta�.
- Czy nie jest pan zaskoczony?
- Jeszcze nie - odrzek�, k�ad�c przed sob� d�onie i
�ci�gaj�c palce. - Musz� najpierw pozna� szczeg�y. Prowadzi�
pan samoch�d, napad� na bank, czy jak?
- Omal nie zabi�em cz�owieka go�ymi r�kami.
- C�, kimkolwiek pan jest, panie X, i kimkolwiek pan
b y � - powiedzia� doktor, g�adz�c z zadum� swe nastroszone
w�sy - my�l�, �e mog� pana zapewni�, i� o m a l n i e
mordowanie prawdopodobnie nie by�o pa�sk� specjalno�ci.
- Pan nie rozumie - powiedzia�em z uporem. - Zastosowa�em
karate lub kung-fu, a n i e z n a m karate ani kung-fu.
- Kto m�wi? - spyta� nagle doktor.
- Nieistotne - odpowiedzia�em. - Chcia�bym tylko
wiedzie�, co u diab�a si� ze mn� dzieje?
- Prosz� pos�ucha�, naprawd� nie mog� panu pom�c nie znaj�c
historii przypadku - powiedzia� doktor, staraj�c si�
st�umi� w g�osie nerwow� nut�, co mu si� niezupe�nie
uda�o.
- Ja nie mam historii - powiedzia�em. - Jestem jak nowo
narodzony - pami�ta pan przecie�.
- No to co stoi na przeszkodzie, �eby mi pan powiedzia�, kim
jest?
- Staram si� dowiedzie�, kim jestem! - powiedzia�em
niecierpliwie. - Jaki� g�osik powtarza� mi, �e zabijanie
ludzi to frajda.
- Je�li stawi si� pan w Instytucie z samego rana, zrobi�,
co b�d� m�g� - powiedzia� Brozgold nerwowo.
- Wiem, co mo�e mi pan zrobi�. To ju� raz si� sta�o. Chc�
wiedzie�, czy to nie zacz�o si� o d s t a w a �.
- Absolutnie nie! - powiedzia� stanowczo. - Kimkolwiek
pan jest, pa�ska pami�� zosta�a totalnie wykorzeniona. �aden
Wytarty nigdy nie osi�gn�� nawet cz�stkowego przypomnienia.
- Wi�c jak uda�o mi si� ci�ko poturbowa� zawodowego
bandyt�, kt�ry zaatakowa� mnie no�em?
- Cia�o ludzkie pod najwy�sz� presj� jest zdolne do
r�nych rzeczy.
- Nie m�wi� o wyskakiwaniu na trzy metry w powietrze albo
przebiegni�ciu czterdziestu metr�w w cztery sekundy, gdy
kogo� goni dzikie zwierz�! M�wi� o zrobieniu z przeciwnika
kaleki za pomoc� trzech precyzyjnych cios�w.
- Naprawd� nie jestem w stanie odpowiedzie� na to tak od
razu. Je�li wpadnie pan do Instytutu i zapyta o
mnie, ja...
- Tak? - zapyta�em. - Usunie pan ten ma�y skrawek,
kt�ry zosta� przeoczony za pierwszym razem?
- Je�li nie chce pan zdradzi� swojego nazwiska ani
przyj�� do Instytutu - powiedzia� - to czego ode mnie pan
chce?
- Chc� wiedzie�, co si� dzieje.
- Ju� m�wi�em - rzuci� oschle.
- I chc� wiedzie�, kim by�em.
- Nie mo�emy tego powiedzie� - odrzek�. Potem zamilk� i
u�miechn�� si� przymilnie do kamery. - Oczywi�cie, by� mo�e
w tym wypadku zrobiliby�my wyj�tek, zwa�ywszy natur�
problemu. Ale nie mo�emy tego uczyni�, dop�ki nie wiemy, kim
jest pan obecnie.
- Jakie mog� mie� gwarancje, �e nie zostan� znowu
Wytarty?
- Masz moje s�owo - powiedzia� z ojcowskim u�miechem.
- Ostatnim razem te� prawdopodobnie kto� dawa� mi s�owo.
- Ta rozmowa staje si� nudna, panie X. Nie mog� panu
pom�c, nie wiedz�c, kim pan jest. Wed�ug wszelkiego
prawdopodobie�stwa nic niezwyk�ego si� z panem nie dzia�o i
nie dzieje. A je�li rozwija pan now�, przest�pcz� osobowo��,
nie w�tpi�, �e i tak niezad�ugo si� spotkamy. Wi�c je�li nie
ma pan nic wi�cej do powiedzenia, to wola�bym ju� sko�czy�.
Czeka mnie praca. - Zamilk� i spojrza� ostro do kamery. - Co
n a p r a w d � pana niepokoi? Je�eli rzeczywi�cie jest to
niewielkie przypomnienie, to dlaczego mia�oby
ci to sprawia� przykro��? Czy� nie o tym zawsze marzyli
Wytarci?
- G�os - powiedzia�em.
- Jaki g�os? - naciska�.
- Nie wiem, czy mu wierzy�, czy nie.
- Ten, kt�ry ci m�wi, �eby zabija� ludzi?
- Sprawia wra�enie, �e w i e - powiedzia�em cicho. -
Brzmi sugestywnie.
- O Bo�e - szepn�� doktor i przerwa� po��czenie.
- Jeste� tu jeszcze? - spyta�em g�osu.
Odpowiedzi nie by�o, ale naprawd� jej nie oczekiwa�em.
Nie by�o w pobli�u nikogo do zabicia.
Nagle poczu�em si� uwi�ziony, jakby �ciany zacz�y si�
zaciska�, a powietrze stawa�o si� zbyt g�ste, by oddycha�,
wi�c znowu za�o�y�em marynark� i wyszed�em na spacer,
trzymaj�c si� z dala od Drugiej Alei.
Unika�em bardziej ruchliwych ulic, trzymaj�c si� dzielnic
mieszkalnych - w ka�dym razie na tyle mieszkalnych, na ile
to mo�liwe na Manhattanie - i par� godzin zesz�o mi na
w��cz�dze bez celu i pr�bach analizy moich prze�y�.
W dw�ch ci�ar�wkach strzeli� ga�nik, ale nie pad�em ani
razu. Min�� mnie olbrzymi, czarny m�czyzna z r�koje�ci�
no�a wystaj�c� nachalnie zza paska, rzucaj�c mi przeci�gle,
twarde spojrzenie, ale nie rozbroi�em go. Przejecha� obok
samoch�d policyjny, ale nie poczu�em pokusy ucieczki.
W zasadzie prawie przekona�em sam siebie, �e wprawdzie
doktor Brozgold nie by� zbyt mi�y, ale mia� absolutn� racj�:
moja wyobra�nia jest zbyt wybuja�a, kiedy nagle tandetnie
ubrana blond dziwka wysz�a na ulic� i pu�ci�a do mnie oko.
- Ta - wyszepta� g�os.
Moja trasa urwa�a si� nagle, znieruchomia�em strasznie
zmieszany.
- Zaufaj mi - wychrypia�.
Dziwka u�miechn�a si� do mnie jak w transie.
Odwzajemni�em u�miech i pozwoli�em jej zaprowadzi� si� na
g�r�, do sk�po umeblowanego pokoju.
- Cierpliwo�ci - ostrzeg� mnie g�os. - Nie za szybko.
Delektuj si�.
Ona zamkn�a drzwi na klucz.
A jak zacznie krzycze�? pomy�la�em. Jeste�my na trzecim
pi�trze. Jak si� st�d wydostan�?
- Odpr� si� - powiedzia� g�os, brzmia� �agodnie i
s�odko. - Wszystko po kolei. Wydostaniesz si�, nie ma
strachu. Zaopiekuj� si� tob�.
Teraz dziwka by�a naga. Znowu u�miechn�a si� do mnie,
wymrucza�a co� niewyra�nie, po czym podesz�a i zacz�a
odpina� mi koszul�.
Wbi�em kciuk w jej lewe oko, us�ysza�em trzask ko�ci,
kiedy wciska�em jej pi�� pod �ebra, s�ucha�em jej wrzasku,
kiedy kraw�d� mojej d�oni opad�a na jej kark.
A potem by�a tylko cisza.
- To by�o bajeczne! - j�kn�� g�os. - Po prostu bajeczne!
- Nagle ogarn�a go troskliwo��. - Czy tobie te� by�o
dobrze?
Poczeka�em chwil�, a� m�j oddech wr�ci do normy, a fala
podniecenia ust�pi albo chocia� troch� opadnie.
- Tak - powiedzia�em na g�os.- Tak, to by�o przyjemne.
- A nie m�wi�em? - powiedzia� g�os. - Mogli zmieni�
wspomnienia, ale dusz�. Ty i ja zawsze to lubili�my.
- Czy my po prostu zabijamy kobiety? - spyta�em
zaciekawiony.
- Nie pami�tam - przyzna� g�os.
- To sk�d wiedzia�e�, �e mam zabi� w�a�nie j�?
- Wiem, jak tylko je widz� - zapewni� mnie g�os.
Przemy�liwa�em nad tym, kiedy robi�em porz�dek w pokoju,
wyciera�em klamk� chusteczk�, staraj�c si� przypomnie�
sobie, czy dotyka�em jeszcze czego�.
- Oni usun�li twoje odciski palc�w - powiedzia� g�os. -
Nie warto zawraca� sobie g�owy.
- W ten spos�b nie zorientuj� si�, �e �cigaj� Wytartego -
powiedzia�em. Rzuci�em ostatnie badawcze spojrzenie na pok�j
i wyszed�em.
Wr�ci�em do domu, przykry�em r�cznikiem kamer� wideofonu
i po��czy�em si� z drem Brozgoldem.
- Znowu ty? - powiedzia�, kiedy stwierdzi� brak obrazu.
- Tak - odpowiedzia�em. - Przemy�la�em to, co pan
powiedzia� i przyjd� jutro rano.
- Do Instytutu? - upewni� si�, z wyrazem olbrzymiej ulgi.
- Owszem. Punkt dziewi�ta - odpowiedzia�em. - Je�eli pana
tam nie b�dzie, odchodz�.
- B�d� - obieca�.
Od�o�y�em wideofon, sprawdzi�em jego adres w ksi��ce i
wyszed�em.
- Sprytnie - powiedzia� g�os z podziwem, kiedy
pokonywa�em dwadzie�cia dwie przecznice w kierunku
mieszkania Brozgolda. - Nigdy bym na to nie wpad�.
- Prawdopodobnie dlatego ci� z�apali - szepn��em w zimne
powietrze nocy.
Dotarcie do mieszkania Brozgolda zaj�o mi prawie
godzin�. (Chodniki wy��czaj� dla oszcz�dno�ci o �smej).
By�em dziwnie przekonany, �e znajd� go w jednym z
czteropi�trowych, stuletnich budynk�w mieszkalnych; facet,
kt�ry ubiera� si� jak on i nie wiedzia�, do czego s�u�y
grzebie�, nie b�dzie marnowa� pieni�dzy na apartament w
wysoko�ciowcu, �eby zaimponowa� przyjacio�om. Odszuka�em
numer jego mieszkania, potem poszed�em od ty�u, wgramoli�em
si� po rachitycznych, drewnianych schodach na drugie pi�tro,
odliczy�em okna i kiedy natkn��em si� na kuchni� ze stosem
oko�o pi��dziesi�ciu ksi��ek na pod�odze i czterodniow� na
oko stert� nie zmytych naczy� w zlewie, wiedzia�em, �e to
tu. Nie by�em w stanie otworzy� zamka wytrychem lepiej
ni� mojego w�asnego, ale drzwi by�y drewniane, starego
typu, wi�c w ko�cu napar�em na nie ramieniem i wy�ama�em je.
- Kto tam - spyta� Brozgold, wychodz�c z sypialni w
pi�amie. Wygl�da� jeszcze bardziej niechlujnie ni� zwykle.
- Cze�� - powiedzia�em rozpromieniony, wpychaj�c go z
powrotem do sypialni. - Pami�tasz mnie?
Zamkn��em za sob� drzwi, �eby mie� pewno��, �e nikt nam
nie przeszkodzi. W pokoju panowa� st�ch�y zapach tytoniu,
albo to by�a st�chlizna ubra� w szafie. Meble - komoda,
biurko, podw�jne ��ko, para szafek nocnych i krzes�o -
musia�y sporo kosztowa�, ale nie zazna�y politury ani nawet
odkurzacza od dnia, kiedy je dostarczono.
Gapi� si� na mnie szeroko otwartymi oczami i rosn�cym
wyrazem rozpoznania.
- Ty jeste�... ojej... Jurgins?
Johnson? Nie mog� sobie w tej chwili przypomnie� nazwiska.
To ty do mnie dzwoni�e�?
- Ja - powiedzia�em, popychaj�c go na krzes�o . - A
nazywam si� William Jordan.
- Jordan. Jasne. - Wygl�da� na oszo�omionego, jakby si�
jeszcze ca�kiem nie obudzi�. - Co tu robisz, Jordan?
My�la�em, �e spotykamy si� w Instytucie jutro rano.
- Wiem, �e tak my�la�e� - odpowiedzia�em poufale. -
Chcia�em mie� pewno��, �e ca�a twoja obstawa b�dzie tam,
by�my mogli odby� prywatn� pogaw�dk� w�a�nie tu i teraz.
- A teraz ty mnie pos�uchaj, Jordan... - Doktor wsta�.
Posadzi�em go z powrotem mocnym pchni�ciem.
- W�a�nie po to tu przyszed�em - powiedzia�em. -
Najpierw chc� us�ysze�, jakie by�y powody mojego wytarcia.
- By�e� przest�pc� - powiedzia� zimno. - Przecie� wiesz.
- Jakie przest�pstwo pope�ni�em?
- Tego nie mog� ci powiedzie�! - wrzasn��, staraj�c si�
ukry� rosn�cy strach za zas�on� z�o�ci. - A teraz wyno� si�
st�d i...
- Ile os�b zabi�em go�ymi r�kami? - spyta�em pogodnie.
- Co?
- W�a�nie zabi�em kobiet� - powiedzia�em. - Sprawi�o mi
to przyjemno��. Prawdziw� f r a j d �. W tej chwili
zastanawiam si�, jak przyjemne by�oby zabicie lekarza.
- Jeste� szalony - warkn��.
- Niestety - odpowiedzia�em - posiadam
za�wiadczenia stwierdzaj�cego, �e stan Nowy Jork uznaje mnie
za ca�kowicie normalnego. - U�miechn��em si� szeroko. - Zgadnij,
kto to podpisa�.
- Odejd�!
- Jak tylko mi powiesz to, co chc� wiedzie�.
- Nie mog�!
- Jeste� wci�� ze mn�? - spyta�em bezg�o�nym szeptem.
- Jestem tu - powiedzia� g�os.
- Przejmij kontrol� we w�a�ciwym momencie, bo sobie
z�ami� r�k� - powiedzia�em mu.
- Jestem got�w na ka�de �yczenie - odrzek� g�os.
- Mo�e potrzebujesz dowod�w moich umiej�tno�ci i mojej
szczero�ci - powiedzia�em do Brozgolda, podchodz�c do
komody.
Unios�em d�o� wysoko ponad g�ow� i zacz��em j� opuszcza�
na lit�, drewnian� powierzchni�. Zadr�a�em tu� przed
uderzeniem, ale nie bola�o ani troch� - a po chwili blat i
dwie g�rne szuflady by�y roz�upane na dwoje.
- Dzi�ki - szepn��em.
- Zawsze do us�ug.
- To r�wnie dobrze mog�by� by� t y - powiedzia�em,
odwracaj�c si� do Brozgolda. - I naprawd�, je�li nie powiesz
mi tego, co chc� wiedzie�, to b � d z i e s z ty.
- I tak mnie zabijesz - powiedzia�, dr��c ze strachu, ale
kurczowo trzymaj�c si� swojej linii.
- Zabij� ci�, je�li mi n i e powiesz. Jak powiesz,
obiecuj�, �e nie zrobi� ci krzywdy.
- Ile jest warta obietnica mordercy? - spyta� z gorycz�.
- To ty wyposa�y�e� mnie w honor - zwr�ci�em uwag�. - Czy
zajmujesz si� produkowaniem k�amc�w?
- Nie, ale nie zajmuj� si� te� produkowaniem morderc�w.
- Chc� tylko wiedzie�, kim by�em i co zrobi�em. -
powt�rzy�em cierpliwie. - Nie mam zamiaru znowu tego robi�.
Potrzebuj� tylko jakich� fakt�w, �eby zdusi� w sobie ten
przekl�ty g�os.
- Dobrze, to mi si� podoba - powiedzia� g�os.
- Nie mog� - powt�rzy� Brozgold.
- Jasne, �e mo�esz - powiedzia�em, robi�c par� krok�w w
jego stron�.
- To ci nic nie da - powiedzia�, by� teraz na granicy
p�aczu. - Wszystko na tw�j temat, najdrobniejszy fakt,
zosta�o utajnione. Nie b�dziesz w stanie p�j�� �adnym tropem
na podstawie tego, co ja wiem.
- Mo�e nie b�dzie trzeba - powiedzia�em. - Ile os�b
zabi�em?
- Nie mog�.
Si�gn��em ku ma�emu biurku i machn��em r�k� w d�.
Rozpad�o si� na dwoje.
- Ile? - powt�rzy�em, wbijaj�c w niego wzrok.
- Siedemna�cie! - wrzasn�� i �zy pop�yn�y po jego
twarzy.
- Siedemna�cie? - powt�rzy�em z niedowierzaniem.
- Przynajmniej o tylu wiemy.
Nawet mnie samego zdziwi� ogrom tej kolekcji.
- Kim oni byli? M�czy�ni? Kobiety? - Nie odpowiedzia�,
wi�c zrobi�em ku niemu nast�pny krok i dorzuci�em gro�nie: -
Lekarze?
- Nie! - rzuci� po�piesznie. - Nie lekarze. Nigdy
lekarze!
- Wi�c kto?
- Ka�dy, za kogo zabicie ci zap�acono - wydusi� w ko�cu.
- By�em zawodowcem?
Przytakn��.
- Musia�em naprawd� lubi� t� prac�, skoro zabi�em
siedemna�cie os�b - powiedzia�em w zamy�leniu. - Jak mnie
z�apali?
- Twoja dziewczyna donios�a. Wiedzia�a, �e zosta�e�
wynaj�ty, �eby zabi� Carlo Castinerr�...
- Tego polityka?
- Tak. Wi�c policja wystawi�a go na wabia i nakry�a ci�.
Wlaz�e� prosto w ich pu�apk�.
Potrz�sn��em smutno g�ow�.
- Oto co si� otrzymuje w zamian za zaufanie. A t o -
doda�em, spuszczaj�c kant d�oni na jego kark i wydaj�c z
siebie st�kni�cie - dostajesz t y.
- To by�o nieetyczne - powiedzia� m�j g�osik. - Obieca�e�
nie robi� mu krzywdy, je�li ci powie to, co chcia�e�
wiedzie�.
- Ju� raz komu� zaufali�my i popatrz, gdzie to nas
zaprowadzi�o - odpowiedzia�em, chodz�c po sypialni i
wycieraj�c r�ne powierzchnie. - A co z t� dziwk�? Czy kto�
zawar� na ni� umow�?
- Nie pami�tam - powiedzia� g�os. - Po prostu mia�em
frajd�.
- A jak wra�enia z zabijania dra Brozgolda? - spyta�em.
- W porz�dku - powiedzia� g�os po chwili zastanowienia. -
Ca�kiem dobrze. Przyjemnie by�o.
- Mnie te� - przyzna�em.
- No to wracamy do biznesu?
- Nie - powiedzia�em. - Je�li nauczy�em si� czego� jako
ksi�gowy, to tego, �e wszystko ma w�a�ciwy sobie schemat.
Jak popadniemy w znany, stary schemat, to sko�czymy z
powrotem w Instytucie.
- To co b�dziemy robi�? - spyta� g�os.
- Och, b�dziemy nadal zabija� ludzi - zapewni�em go. -
Musz� przyzna�, �e to wci�ga. Ale ja zarabiam wi�cej ni�
wydaj�, a nie s�dz�, �eby dla ciebie pieni�dze mia�y
jakiekolwiek znaczenie.
- �adnego - powiedzia� g�os.
- Wi�c teraz b�dziemy sobie zabija� kogo przyjdzie nam
ochota na r�ne przyjemne sposoby - powiedzia�em. - Williama
Jordana uczyniono fanatykiem drobiazg�w, wi�c s�dz�, �e
b�dzie nas du�o trudniej z�apa� ni� wtedy, kiedy by�em tob�.
- Wyciera�em komod� najdok�adniej, jak umia�em.
- Oczywi�cie - doda�em, zabieraj�c si� do wycierania
biurka - uwa�am, �e mo�na by zacz�� od Carlo Castinerry, na
konto starych czas�w.
- Ju� si� ciesz� - powiedzia� g�os, staraj�c si� st�umi�
podniecenie.
- Liczy�em na to - powiedzia�em oschle. - Poza tym to
b�dzie wyr�wnanie ostatniego rachunku z naszego poprzedniego
�ycia. Nienawidz� nie wyr�wnanych rachunk�w. To chyba moja
dusza ksi�gowego.
Wi�c tak w�a�nie maj� si� teraz sprawy.
Ostatnie dwa dni sp�dzi�em w biurze, nadganiaj�c
zaleg�o�ci. Nocami rozpracowuj� dom Castinerry. Znam
wszystkie drzwi i okna, wiem jak wydosta� si� na ulic� przez
wyj�cie kuchenne, o kt�rej godzinie odchodzi s�u�ba, o
kt�rej gasn� �wiat�a.
I w pi�tek, punkt siedemnasta, wyjd� z biura i p�jd� na
obiad do szykownej francuskiej restauracji. Potem kopn� si�
do tego, co zosta�o z dystryktu teatralnego i z�api� ten
klasyczny kawa�ek Sondheima, kt�ry odgrzebali po latach.
A potem, z niewielk� pomoc� mojego cienia, wywi��� si� z
dawno zaleg�ej roboty na szacownym panu Castinerra.
Tylko tym razem za�atwi� to jak trzeba.
Og�lnie bior�c Wytarci to ludzie cholernie samotni. Nie
wyobra�asz sobie, jak mi�o znale�� hobby, kt�re mo�na
dzieli� z przyjacielem.
Prze�o�y� Jacek Suchocki