14527

Szczegóły
Tytuł 14527
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

14527 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 14527 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

14527 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Stanisława Fleszarowa-Muskat:Kochankowie Róży Wiatrów. Jest to druga część całości:Milionerzy,Kochankowie Róży WiatrówStanisława Fleszarowa-Muskat:Kochankowie Róży Wiatrów. Copyright by Tadeusz Muskat ^530 Okładkę i strony tytułowe projektowałAndrzej Durowski Ilustrację na okładceDorota Gromczakiewic: Akc. ^[! [i Dwa zielone wzgórza biegną im naprzeciw. Kamienna Górai Oksywie. Coraz mniej morza jest międzystatkiem a brzegiem. Motorowiec"Tarnów" wraca do Gdyni z dalekowschodniego rejsuNa mostku padają polecenia, dzwoni telegraf. Pół naprzód! woła starszy oficer. Apotem: Pięć stopni wprawo! Jest, Pięć stopni w prawo powtarzasternik. Tak trzymać! Taktrzymać! Halo, maszyna! Pół godziny do pilota. W porządku! Pot godziny odpowiadają zmaszynowni. Mączka! mówi teraz starszy oficer, odetchnąwszy jak pozakończeniu przygotowańdo wielkiego święta. Poproście namostek kapitana. Mączka właśnie czekał, żeby to usłyszeć. Od dawna stoiw pogotowiu przydrzwiach i teraz zaledwie ma czas krzyknąć: Tak jest, chief Lecę po kapitana! i już dudnią jego butynaschodach, skaczepo dwastopnie, a wwąskim korytarzu mało conie przewraca stewarda z tacą. Ślepy jesteś? Nie widzisz, że niosę kawę dla starego? Nicsię nie stało. Ale mogło się stać, wiesz,jak kapitan lubi, kiedy jestchociaż jedna kropla na tacy. Wstał już? Wstał. Goli się. Wszyscy się golą, szalu chłopy dostają! Jakby tam wporciecała damska Gdynia -na nasczekała. Cała nie cała, ale trochę się babekzbierze. Każda poswego. Psiakrew! wzdycha Mączka. A człowiek wciąż bezprzydziału, Oto chyba nietrudno. Kiedy sięzdecydować nie mogę. Na lądzie każda mi siępodoba, tylko wyjdę w morze, a już mam wątpliwości. Zostaw teraz swojewątpliwościi otwórz drzwichwileczkę! Zapukam. Przyzwalającemruknięcie musi wystarczyć za zaproszenie. Mączka pręży się jak struna. Paniekapitanie,chief prosi na mostek. Pół godziny dopilota! Dobrze, zaraz idę odpowiada kapitan bez podniecenia. I pyta, gdy marynarz wciąż stoi w tejsamej pozie: Co jeszcze? Panie kapitanie wybucha Mączka Kamienna Góra! Z daleka już widać, że zielona! I co z tego? Proszę, panie kapitanie, jest kawa wtrąca steward. Jak to co z tego? zachłystuje się Mączka. Wiosnaw Gdyni! Kiedy wychodziliśmy w rejs, była jesień. A teraz zielono,pankapitan z mostku sam zobaczy. Myślałby ktoś, że szliśmy przez cały czas wśród lodówpółnocy. Mało napatrzyliście się na zielone brzegi, choćby naŚródziemnym. Ale co to za zieleń, paniekapitanie! Ładne to,niemożnapowiedzieć, ale jak w teatrze. Słowodaję, jak w teatrze! Jaki mundur pan kapitan dziśwłoży? pyta steward. Kapitan powoli odwraca ku niemu głowę. Jak tojaki? Nowy? No przecież że nowy! Izwracającsięznów doMączki: Powiedzcie chiefowi, że zaraz będę na mostku. Tak jest, panie kapitanie. Teraz Mączka wie, że rozmowa jest skończona i trzebawynieść się zkabiny. Kapitan będzie się ubierał na wejście do portu. Zresztą wszyscyrobią to samo. powrótz rejsu jest zawszeodświętną uroczystością dla tych, którzy wracają, i dla tych,którzy czekają na nich na lądzie. Tylko cieśla Wojtysiak mastrapionywygląd. Zaczepia Mączkę na korytarzu. Heniek, nie widziałeś gdzie Pirata? Cześć, panie cieśla! Widziałem, ale rano, zaraz po wachcie. Wtedy i jago widziałem, ale teraz mi gdzieś znikł. Ile razywchodzimy do Gdyni,zawszesięboję, że mi wskoczy w morzei popłynie. Niech się pan niemartwi. Piratmorski pies, nie utonie. Będzie na pana czekał na brzegu z kwiatamiw pysku. Wygadujesz macha ręką Wojtysiakwcale nie rozpogodzony. Po Piraciewszystkiego można się spodziewać- Ja zawszemówię, że unas na statkunajpierw liczy się kapitan,potemchief,potem kucharz Paproć i starszy mechanik, ale już po mechaniku tona pewno Pirat. Et, nie gadałbyś, tylko pomógł szukać. A patrzyliście w swojejkabinie? Czy pies to szpilka? Mógłbym go nie zauważyć? Ale może przyszedł, kiedy was już nie było. Przecieżścierwiak sam sobie drzwiotwiera. Niedługo to się nawigacjinauczy. Cieśla otwiera szeroko drzwi swojej kabiny. No więc patrzcie, gdzie on tu możebyć? A może śpi w mesie oficerskiej, tam najlepiej lubi. Patrzyłem i tam. Mączka wzdycha nagle i wchodzi do kabiny. Mówięwam, nietrzymajcie fotografii tej waszejcórki nadkoją. Bo co? pyta cieśla, wciąż myślami przy psie. Za ładna! Chłopcy kiedyś w morzu wścieklizny dostaną. Kto to widział pokusy takie na ścianie wieszać. Wojtysiak chmurzy sięi wyciągaMączkę zkabiny. Odczep mi się oddzieciaka, dobrze? mruczy niezadowolony. Ładny mi dzieciak! Przedstawilibyście pannę Frankę kolegom. Nie ma jej w domu. Uczy się. W internacie. Phi! Będziecie mieli uczoną córkę! Już wiem! On poszedł dodoktora! Kto? Pirat! Poszedł dodoktora po pigułkę. Przecież co dniaranodostaje. Ale nie przed lądem. Taki mądry toon już chyba nie jest, żeby wiedzieć, że muna lądzie reumatyzm nie zagraża. Zajrzyjmy do doktoraDoktor Danielewicz pakuje walizki, walczy z ich zawartościąi podnosi głowę dopiero wtedy, gdy Mączka krzyczy od progu: Dzień dobry,panie doktorze! Dzieńdobry! Jest już pilot? Jeszcze nie. Ale zaraz będzie. Niebyło tu Pirata? pyta cieśla. Danielewicz wznosi oczy do nieba. Był. Obudził mnie o świcie. Powinien go pan lepiejpilnować, panie Wojtysiak. Przepraszam. Pan doktor nie zmieści wszystkiego w tej walizce, możepomóc? ofiarowuje się Mączka. Dziękuję, też pan nic nie poradzi,Poprostu za dużonakupiłem, a to wdodatku zajmuje tyle miejsca. O rany! Same zabawki! Celnicy będą mieli naprawdę ładnązabawę, jak zaczną to panu wszystko rozkręcać. Ja też do niedawnatylko to woziłem: misie, lalki, wózki wtrąca cichoWojtysiak. Mączka parska śmiechem. Terazniedługo prawdziwywózek będziecie musieli przywieźć. Zamknij gębę. dobrze? No, no, panowie! uspokaja doktor. A co ja takiego powiedziałem? Pan doktor widział, jakącieśla ma córkę? Lollobrygida! A wydajcie ją przypadkiem zajakiegoś przybłędęz lądu! Będziecie mieli ze mną doczynienia! Chodźcie już, chodźcie, Mączka, gadacie Bóg wieco. Przepraszamy pana doktora. Kapitan jużna mostku? -- wotaza nimi doktor. Jeszcze nie, ale zaraz wychodzi. Wie panco, paniecieśla? mówi Mączka już nakorytarzu. On jest na pewnou Paprocia, ten wasz Pirat. Cieśla kręci głowąz niedowierzaniem. Przecież śniadaniejuż jadł. Ale idą do kuchni i rzeczywiście zastają tu Pirata, jak obgryzaogromną kość, a kucharz Paproć przyglądasię mu z rozczuleniem. A nie mówiłem? wołaMączka. Cześć, panie Paproć! Cieśla swego Pirata szuka po całym statku, a on u pana wtrząsaprzedniąkrzyżową. Cieślajest bardzo niezadowolony. I po co pan go tak przekarmia, panie Paproć? Po co? Żeby miał siływytrzymać pana wikt nalądzie. Ilerazy wychodzimy w morze, odkarmić psiaka nie mogę. Dostajekaszę, tak jak wszystkie psy rasowe. On jest taki rasowy, Jak ja jestem książę Walii. Najwyżej mama była zdobregodomu, ale popełniła z rozpaczymezalians. Pirat pomrukuje nadkością z rozkoszy,a Paproć klepie go pokarku. Lubi, gdy wszystkim zarówno ludziom,jak i psom smakuje to, co daje im do jedzenia. Żryj,Pirat, żryj, nic się nie przejmuj, kundel jesteś, ale terazarystokracja herbowa nie w modzie, a ja bym cię i tak na żadnegopinczerka z medalem nie zamienił. Chodź tu, Pirat! wołagroźnie Wojtysiak. Zostaw pan psa, panie cieśla,niech sobie kostkę obgryzie. Pan też, nie wymawiając, lubi podjeść. Ładnie by pan wyglądał,gdybym tak odmierzał panu kaloryjkii witaminki, a porządnegoschaboszczaka żałował. Chodź tu. Pirat! powtarza Wojtysiak. Oddaj to! Pirat unosi górną wargę i zaczyna z cicha warczeć. Na własnego panawarczysz? Boco to za pan, co żarcie odbiera? śmiejesiękucharz. Panie cieśla wtrąca Mączka źle pan do psa podchodzi, niepedagogicznie. Ja muzaraz dam taką pedagogię, że musięodechceNajpierwszukam go po całym statku, a potem. Spokój! Dobrze? przerywa Paproć. Spokój w kuchni! Odwracasię i ze swojej szafkiw ścianie wyjmuje sympatycznąbutelczynę. Po jednej miętówce, tylko szybko! Cyk' Bo jaksteward kapitana zobaczy, odrazu wszystko staremu wypaple. Jamunieraz mówię: Rożek, wysię nie wysilajcie w donoszeniu,szkoda waszejgęby i takwszystko na nic. Stary się niepotrzebniezdenerwuje,a mnie złego słowa nie powie. Bo kiedy wyście jeszczena kaku mówili papu, jajuż zestarym do Murmańska pływałem. To on mi teraz będzie jednego kielichażałował? No to jeszcze raz za zdrowie kapitana! rozochoca sięMączka. O, drugiego już nie! Paproć chowa butelkę. Każdykapitanowi dobrze życzy, ale on woli, żebyśmy jego zdrowie pili nalądzie. A poza tym, jakwracam do mamusi, muszę byćw porządku. W dodatku dziś! Dlaczegodziś? Bo mamusia ma urodziny. Przez całądrogę kapitanowiw głowę kładłem, że na urodziny muszęzdążyć do domu Kto to u nas obchodzi urodziny? krzywi się cieśla, wciążw złym humorze. Urodziny obchodzi się u Niemców. Byle jakich się nie obchodzi, ale jak pan skończy siedemdziesiąt lat,jakmoja matka. I jeszcze się synowej nie doczekała, wstyd, panieszefie' woła Mączka. Paproć śmieje się zawstydzony. Ona mi to samo mówi. JakBoga kocham, po każdym rejsiemi to samo mówi. No, widzi pan! Czuję, żedopiero ja pana ożenię. Czy panwie, że na całym statku tylko nas dwóch kawalerów? I pan cieśla Wojtysiak wdowiecczy rozwiedziony,w każdym raziedo wzięcia. Mnie to już dajcie spokój mruczyWojtysiak niepodnoszącoczu. Ot, właśniena tym rzecz polega! Dawno bym sięożenił, aleco zaczepię takiego, co już małżeńskiego szczęścia zaznał, to mikażdy skrzywioną gębę pokazuje. I jaktu się żenić? Co tam na drugich patrzeć? Niejeden w morzu się utopił,a pan pływa i się nie boi. Już jak japanu młodąpanią Paprociowąwyszukam,to pan przy niej nie tylko w noc świętojańską zakwitnie. Załoga pokładowa na miejsca manewrowe! odzywa sięnagległośnik. Załoga pokładowa na miejscamanewrowe! O rany! Mączka rzuca się do drzwi. Pilot będzie zaraznapokładzie! Chodźmy, panie cieśla. Kapitan jest już na mostku. Mała naprzód! Małanaprzód! powtarza starszy oficer. Stop, maszyna! Jest. Stop maszyna odpowiadają z maszynowni. 10 - Sztormtrap zlewej dla pilota! Dwa zielone wzgórzasą już tak blisko, że czuje się prawiezapach ich rozkwitłejzieleni. Kapitan zamyśla się,ileżto razywybiegały mu tak naprzeciw? Ciekawym, któryma dzisiaj służbę? Chciałbym, żebyReszko. Czy to niewszystko jedno? Lubię,jak nas Reszko wprowadza, wesoły człowiek,przyjemnie, kiedy się ma z nim do czynienia- Ile razy wychodzi ponas Reszko, wszystko idzie jak z płatka. Starszy oficeruśmiecha się nieznacznie. Rozumiałbym obawy pana kapitana, gdybyśmy wychodzili w morze, aleco się może zdarzyć na lądzie? Ho, mój drogi, jak popływasz tyle lat co ja, to przekonaszsię, że ląd dla marynarza jest zawsze niebezpieczniejszy niż morze. Tu się dopiero przeżywa najgorsze tajfunyi szkwały. Pan kapitan chyba nie myśli o. rodzinnych? O, i te się zdarzają,zdarzają się, zapewniam pana. W każdym razie widziałem już niejednego, co z ulgą właził z powrotem natrap. Kapitanpoważnieje- Aleteraz myślę o tej naszej łajbie,pansądzi, żeto się da tak szybkonaprawić? Bo ja nie jestem tegotaki pewny. Ostatecznie uszkodzenie niewielkie. W ciągu postoju powinnito zrobić. Inna kwestia, że statek stary i gdziego dotknąć,zdałoby się coś naprawić. "Tarnów", psiakrew! "Berdyczów" powinien się nazywać. Ale jestem pewien, że kiedy przyjdzie taka chwila, trudnobędziesię panu z nimrozstać. Boże drogii do starejżony się człowiek przyzwyczajai nie zamieniłby jejnainną, choć tyle się kręci młodych dopierocopowodowaniu. W każdym raziecieszę się,że pan idzie właśnieteraz na urlop. Kiedy indziej bym się wściekał z tegopowodu, aleterazprzynajmniej jeszcze przed urlopem zdejmie mipan tenremont z głowy. Musiałbym samsterczećna stoczni. Tylko zarazPO przeglądzie statku proszę do mnie zadzwonić. Ma się rozumieć, panie kapitanie. O,jestpan Reszko! Witam! Witam kochanego pana! Dopiero kiedy pan widzę, czuję, że naprawdęjestem w Gdyni. Pilot wie, że jest pierwszym przedstawicielem lądu i powinienodwzajemnić się serdecznością przy powitaniu. Dzień dobry! Czołem, panie kapitanie? Cześć, chieflJakzleciało? Pan kapitan świetnie wygląda! Z każdym rejsem starszy, z każdym rejsem, panie Reszko. Cosłychaćw Gdyni? Nie wiem,co słychać, alewidać wiosnę. Wiosna, paniekapitanie! Mała naprzód! Halo, maszyna! Pilotna pokładzie, czekać na manewry! Tak, dziękuję odpowiada mechanik Gruda zmaszynowni. Czekać na manewry. Nie wiesz,dokąd idziemy? Przypuszczam, że na Rotterdamskieodpowiada starszyoficer. Kucharz Paproćstoi przy burcie ze stewardemkapitana. Ma pancoś do oclenia, panie szefie? Paproć niejest chętny do zwierzeń. Co jatam mogęmieć? Drobiazgi. Walizki nie wartootwierać. U mnie to samo. Ciekawe, jak dziś przejdzie odprawa? Ba, każdy chciałby to wiedzieć. To zależy, kto wszedłprzed nami. Właśnie, za cudze grzechy człowiek cierpi. Może będą mieli dziś dobry humor. Ja bym imnie wiem codał narozweselenie. A mówił szef, że nic nie ma? Pewnie że nic. Ale nic anic toróżnica. Steward kiwa głową. Ale u kogo człowiek zrozumienie znajdzie? Maszyna stop! Jest. Maszynastop! I wychodzić na pokład, szybko dodaje prywatnie starszyoficer żony czekają! Moja tam nie czeka odpowiadaGruda przez tubę. Dlaczego? Nie znasz Walentyny? Onalekcjinie opuści, chyba żeby sięświatwalił. 12 No to wychodź na pokład, popatrzysz sobie na cudze,jedyna okazja. Na pokładzie jestjuż prawie cała załoga. Bo nabrzeżezbliżasię corazbardziej i już widać na nim wyraźnie kolorowy tłum. Jeszcze chwila, dwie,i wyłaniają się twarze, drogie twarze,nie widziane przez kilka miesięcy iszał ogarnia tych na statkui tych na lądzie. Powiewają chusteczki,kapelusze,krzyżują sięokrzyki. Zocha! Zocha! - wota steward, przechylony przez burtę. I chwyta Paprocia za ramię, Widzi pan Zochę? Gdzie? Nie widzę. Tyle tych babek! W niebieskim palcie, Zocha! Nie słyszy. A kapitanowąpanwidzi? lcórkę starego? I chłopaków? Cała rodzina przyjechała,stary się ucieszy. Zocha! Zocha! Gienek! dobiega głos z daleka. Masz przepustkę? Mam. Maciuś zdrowy? Zdrowy. Już sam siedzi. Ci na mostku nie myślą na razieo swoich rodzinach. Szpring pierwszy! Przygotować cumy i rzutki! Steward wciąż szarpie Paprocia. Słyszał pan? Już samsiedzi! Jakwyjeżdżałem, miałdwamiesiące! A teraz Już siedzi! Puść mipan rękę! Co mnie pan tarmosi? Siedzi to siedzi,wielkie rzeczy! Jakby panmiał takiego małego szkraba, toby pan wiedział,co toznaczy. Niespodziewanie Paproćsię rumieni. Ja? A dlaczego nie? Nie mógłbysię pan jeszcze ożenić? Co wyście sięwszyscy na mnie uwzięli z tymżenieniem? Na pokład wchodzą celnicy. Przygotować bagaże do kontroli celnej! Jakie tam bagaże? Od razu bagaże! wzrusza ramionamisteward. Kontrola celna nie omija nikogo, nawet tak wszechmocnej nastatku osoby kucharza. Co pan ma w tej walizce? 13. Przecież pan widzi, kożuszek chiński dla mamusi naurodziny. Ranne pantofle, szlafrok. Jakbypan miał matkę, coakurat dziś skończyła siedemdziesiąt lat, toby pan jej nic nieprzywiózł? Nie interesuje mnie dla kogo,tylkoco. Jakto nie interesuje pana dla kogo? A czyja nie mogęmamusi naurodziny zegarka przywieźć? Proszę przekazać szanownej mamusimoje najserdeczniejsze życzenia, alecło trzeba zapłacić. A co jest w tej walizce? Proszęotworzyć! U kapitana już po kontroli. Czy możnazamknąćwalizki? Takjest, panie kapitanie, dziękuję. Dziękuję. Kapitan otwiera drzwi nakorytarz i woła: Witold! Jacek! Znoście walizki do samochodu! Chłopcy zjawiająsięnatychmiast, jesti Agnieszka. Weź tedwie duże! Dobry jesteś, a co ty będzieszniósł? Agnieszka patrzyz niepokojem, jak przerzucają walizki. A gdzie są moje płyty? Nie bójsię, nicim się nie stanieuspokaja ją ojciec i bierzeją podbrodę. Jeszcze wyładniałaś,Agnieszko. Tatuś jest bardzo miły! Niechjej jeszcze i ojciec w głowie zawraca burczy Witoldznad walizy. I Jacek ma coś w tej sprawiedo powiedzenia. Właśnie! Telefon się wdomu urywa. Nieprawda. Nikt do mnie nie dzwoni. A przynajmniej nikttaki, z kim chciałabym rozmawiać. Ojciec wciąż trzymają podbrodę i przyglądasię jej z upodobaniem. To niedobrze, Agnieszko, niedobrze. A dlaczego mama nieweszła na statek? Czeka w wozie. Nie chciała siępchać. Dzisiaj na trapie tłok jak na Świętojańskiej, a mamaw szpilkach. Uważaj i ty, Agnieszkomówiojciec, bo właśnie schodząpo trapie. 14 Niech się tatuś nie boi, nie spadnę. Mama zdrowa? Jak to mama, wciąż się martwi. O co? Zawszesobie coś takiego znajdzie. A Maria biegnie właśnie im naprzeciw i rzuca się mężowinag^yję Michał! Och, Michał! Nareszcie! Tylko niech się mama za bardzo nie roztkliwia wtrącasię Jacekrzeczowo. Już się ciebie doczekaćnie mogłam. I ja, ija, kochanie. Poczekaj, niech zobaczę, jak wyglądasz. Ładnieją te mojekobiety! Daję słowo, obydwie coraz ładniejsze! Och,mój kochany! Tatuś się taki szarmanckizrobił śmieje się Agnieszka żemi to wygląda ażpodejrzane. Czy przypadkiem nie płynęła nastatku jakaś pasażerka? Uchowaj Boże- Przynajmniej mogliśmy się nie golić i nietrzebabyło krępować języka. Chłopcy znowu się kłócą. No, jak wstawiłeś tę walizkę? Bagażnik się nie zamknie. Zamknie się,jak dociśniesz. Moje płyty! woła Agnieszka. Tatusiu, oni mipogniotą moje płyty! Płyty sąw neseserze- Weźmiemy go do samochodu nakolana. Kto prowadzi? pyta Jacek. Witoldpiorunuje go wzrokiem Jak to kto? Ja! Dlaczego ty? Zawsze ty! Co podskakujesz? Masz prawo jazdy? Ale Agnieszka ma. Mogłabym pokazać ojcu, jakprowadzę. Żebyś nas rozbiła! Nikogo nie puszczam dokierownicy. To ja nie jadę. Noto nie jedź, wielka historia! Dzieci! Maria patrzy na nichbłagalnie. Nie popisującsięprzed ojcem! To dlaczego on mi niechce dać prowadzić? Ustąp mu, Agnieszko! Nie możesz mu raz ustąpić? 15. Mamusia zawsze staje po jego stronie. Moi drodzy przecinadyskusjękapitan naprawdęmacie dość czasu, żeby wykłócić się beze mnie. Witold, siadaj zakierownicą, Jacek koło ciebie, a moje obie panie ztyłu razem zemną. Jacek zatrzaskuje drzwiczki samochodu, Tatanas uregulował. Kapitan roziskrzonym wzrokiem spogląda na brzydką portową ulicę, jakby to byłyPola Elizejskie. No i mówcie teraz, co nowego? Mariamilczy przez chwilę zakłopotana. Co u nas może być nowego? Opowiadaj, cou ciebie? U mnie? No. wiesz! Morze, jak morze, o czym tu opowiadać? Jakby mnieojciec chociażrazwziął ze sobą, to ja już bymmiał o czym odzywa się Jacek. Agnieszka jest nastrojona złośliwie. Ty najpierw zdaj maturę. Zamknij się, czyja się czepiam twoich egzaminów? Jacek, jak ty mówisz do siostry? To dlaczego zaczyna? Ojciec sam widzi, ja zaczynam? Dzieciwzdycha matka i odwraca się do męża. Tylerazy de prosiłam, żebyś chociażjeden rejs, jeden rejs został nalądziei zajął się trochę nimi. Kapitan nie patrzy jej w oczy. Dobrze, kochanie,może. może następny. pogadamw PLO. Wciąż mito obiecujesz! Wciążmi toobiecujesz od. oddwudziestu lat. Kochanie. Ale ja już chwilami zupełnie sił nie mam. Co ty myślisz, całydom na mojej głowie. Może byś tak raz poszedł na wywiadówkę dogimnazjum albo przejrzałindeksy Witolda i Agnieszki. Mój możeojciec przeglądać odzywa się Witold odkierownicy proszę bardzo- Chyba nie można kończyć medycynywcześniej niż ja. No tak, ty jesteś w porządku. Agnieszka wzrusza ramionami. Czy mamusia musiod razu po przyjeździe. 16 Tym razem Jacek jest po stronie siostry. Mama przecież jakbytejswojej audycji nie nadała, tobychorabyła. Jak ty mówiszdo matki? Wcale nie do matki, tylko o matce, okim. o czym. siódmyprzypadek. Ojciec to słyszy raz na półroku. a my co dzień. A rivederci Roma"też sięsprzykrzy. No widzisz! Sam widzisz! szepcze Maria. Agnieszkapoklepuje ją po plecach. Och, mamusiu, doprawdy! Czy pamiętał ojciec o maszynce do golenia? wtrącaWitold. Kapitan odpowiada nie od razu. Tak, przywiozłemci. Remingtona? Remingtona. A co masz dla mnie? pyta Agnieszka. Zobaczysz. Niech jej ojciec nieprzywozi kiecek Jacek odwraca sięna siedzeniu bo ona uwodzi wnich swego profesora. Agnieszka ma ochotę go uderzyć. Miłcz! Agnieszko! Dlatego jest taka wściekła, że prawda! Kapitan ma tego dosyć. Jacek,proszę cię, przestań w ogóle się odzywać! W porządku, ja się nie narzucam. Mógłby się ojciec chociażtrochę zamną stęsknić. Maria jest purpurowa. Maszmałą próbkę tego, co ja przeżywamna co dzień. Kapitan próbuje żartować: Przynajmniej Cesia sprawujesię jako tako? Akurat, trafiłeś! Już jejnawet miałam wypowiedzieć. Boże drogi, co się stało? Zobaczysz sam,że trudno z nią wytrzymać. Zakochałasię. To chyba powód do radości. Jak dla kogo. Narzeczony razjest, raz go nie ma. Znika jakkamforaj-wtedyCesia szaleje. Czy ja mam nerwy, żeby znieść^am^Cesi i Agnieszki? 17. Moja mamo! No więc dobrze, twoje nie. Chcę wreszcie wiedzieć, co mi tatuś przywiózł nacieraznów Agnieszka, a w jej glosie brzmi już zniecierpliwienie. Znowu zaczynasz? parska Jacek. Dobrze wiesz, że pytam o płyty. Masz trzy longplaye z włoskimi piosenkami Prosiłam także o meksykańskie. Gdzie namojej linii można dostać meksykańskiepłyty,w Chinach? Mógł tatuś kupić w Antwerpii albo w Hamburgu. Nie miałemjuż pieniędzy. Akurat dla mnie nie miał tatuś pieniędzy! Jacek znów odwraca się kutylnemu siedzeniu. Wszystko ma wydawać na ciebie! A ciekawjestem, czyo mnie ojciec pamiętał? Uspokójcie się,dobrze! woła błagalnie Maria. Wstydmi za was! Nie zapytaliście nawet ojca, jaki miał rejs. Jacek patrzy na matkę zpolitowaniem. Skoro jest cały i żywy, to znaczy, że dobry. Za dobry to on nie był mówi kapitan powoli. Agnieszkasięuśmiecha. Tatuś przyzwyczajony. Kapitan ma przez chwilęochotę opowiedzieć im, jaki był tenrejs, ale zaraz rezygnuje ztego. Tak, oczywiściemruczy i dodaje pośpiesznie: Jednamamanie pyta,co jej przywiozłem. Bo wiem, że i tak zawsze o mnie pamiętasz odpowiadaMaria cicho. Mama nielubi się już ubierać. Co ty opowiadasz, Agnieszko kapitan jestnaprawdęzły. Która kobieta tego nie lubi? Mama Paprociowaprzymierza przywieziony przez syna szlafrok. Niejest zadowolona. A jaki miałem kupić? denerwuje się Paproć. Czerwony? W mamy wieku czerwony szlafrok? Przedewszystkim co toznaczy w mamy wieku? Myślisz, żeja mogęsię ubieraćjuż tylko na czarno? 18 Ależ. mamusiu,na czarno ubierają się zupełnie młodekobiety. No właśnie! Podlotka chcesz zmatki zrobić? Oj, i tak, i tak niedobrze! Schowam ten szlafrok do szafy i jak sięożenisz, będzieszmiał dla żony, jak znalazł. I mama też? Co, jateż? O tym żenieniu. Wciążmi wszyscy o tym mówią. No bo czas, najwyższyczas! Mamusia myśli, że mógłbym jeszcze? Co to znaczy jeszcze? Nobo już mi niedługo czterdzieści dziewięć latek stuknie. Latka nie dzięcioł, żeby ktoś słuchał, jakstukają, jesteśmężczyzną w sile wieku, na stanowisku. - Stanowisko to znowużadnenie jest, kucharz na statku. Twój świętej pamięci ojciecteż był kucharzem, a przedwojną na starostę bym go nie zamieniła, i domek mi wybudował,i miałam wszystko, o czym dusza zamarzy. A twojej by było źle? Naprawdęby mama chciała? A do kogo ja tumam usta otworzyć, kiedy ty jesteś w rejsie? Kapitanowązanudzam,bo w sąsiedztwie. Gdyby się tak trafiłajakaś poczciwa dziewczyna, stateczna, pobożna. Paproćzamyśla się. Ale wie mama, jak człowiektak po ludziach popatrzy,strach ogarnia. Strach ogarnia. Na statku zostali już tylko ci, którzy mają służbę. Jeszcze tylko Gruda czekał na taksówkęi cieśla Wojtysiakbłąka się po pokładziez Piratem. Zabiorę panataksówką wola Gruda. Moja Walentyna o drugiej kończy lekcję, muszę być punktualnie przed szkołąw Gdańsku. Dziękuję panu inżynierowi, alejatu jeszcze trochę pobędę. Nie mam się dokąd śpieszyć. Gruda przygląda mu się ze zdziwieniem. No, jak pan woli powiadawreszcie. Do widzenia. Jutro będzie panw maszynowni? Tak, jutro mam służbę. Daj łapę, Pirat! Do widzenia! 19. Taksówka pędzi przez całe Trójmiasto. Gruda nerwowospogląda nazegarek. Czasem zamyśla się, gdy jakaś ulica robi muniespodziankę nowym domem, którego nie było, gdy wyjeżdżałw rejs, ale zaraz znowu patrzy na zegarek i przynagla kierowcę dopośpiechu. Oczywiście przyjeżdża zawcześnie i musi długo czekać przedszkołą, zanim w bramie ukaże się chmara dzieci, a za nimiWalentyna,jego Walentyna biegnąca z radością ku niemu, choć jużnie powinna, nie powinna tego robić. Romek! Co za niespodzianka! Myślałam, że wejdzieciewieczorem. Gruda obejmuje ją ramieniem. Nie powinnaś takbiegać, musisz uważać na siebie! Pisałemci o tym w każdym liście. Walentyna śmiejesię pogodnie. Nic mi nie będzie. Wczoraj byłam u lekarza, wszystkow jak najlepszym porządku. Kiedy? Och, biedaku,będziesz w rejsie. Ty mnie żałujesz? Jak ly sama dasz sobie radę? Jakoś dam, czyjapierwsza? Którezwaszych marynarskichdzieci urodziło się przy ojcu? Żebyś tylko mieszkanie załatwił. Od jutra zaczynam chodzenie w tej sprawie. Poczekaj, widzę Krzysztofa Danielewicza, to syn waszegodoktora. Powiem mu, że ojciec wrócił. I Walentynastara się przekrzyczeć gwar dziecięcych głosów. Krzysztof! Krzysztof! Pani cię woła! krzycządzieci. Walentyna przykłada dłoń do ust, Krzysztof! Biegnij szybko do domu,tatuś przyjechał! A dziecipowtarzają: Krzysztof! Twój tatuś przyjechał? Na korytarzu w gmachu armatora ruch jak na Świętojańskiej. Można tu spotkać wielu kolegówi znajomych z innych statków,których nie widziało się odlat,ale Paproć i Mączka nie mają ochoty 20 na rozmowy towarzyskie. Wpatrują się w drzwi windy, w którychjednak wciążnie widać kapitana. Wyglądamy, panie szefie, co? -- wzdychaMączka. A niech to wszyscy diabli' Zawsze to przeczuwałem, alestary był taki zakochanyw tym swoim "Tarnowie",że słowa niemożna było powiedzieć. Iteraz co? Muszą dać nowy statek. Albo przeniosądo rezerwy. Tfu,panie szefie! Co pan w pogodny dzień takie rzeczywygaduje? Stary siedzi na górze i załatwia. Poczekajmy. Tu będziemy czekać, na korytarzu? Możemy skoczyć do "Bursztynowej", Przełkniemy coś,w gardle zaschło. Nerwy! Jak ja się tylko zdenerwuję, od razu muszę sięczegoś napić. Ja taksamo. Chodźmy! Od wczoraj miałem już złe przeczucie. Właściwie nie ja,tylko mamusia. Śniła sięjej kwoka z kurczętami. A jakmamusi sięśnikwoka z kurczętami koniec, zmartwienie murowane. No i masz! Szefw przesądy wierzy? Zobaczy pan, że wszystko jeszczena dobre się obróci. Stary ma w dyrekcji dobrą markę, co pan myśli zostawią go bez statku? Oddelegująna stocznię do doglądaniaremontu. A czego pan będzie doglądał? Właśnie. Też chciałbym wiedzieć. Ryby bym chyba łowiłw kanale. "Bursztynowa" nie jestlokalem najwytworniejszymw mieście, to znaczy usiłuje nim być po każdym remoncie. Ale mija kilkatygodni i wracają tu wszyscy starzy goście, wystraszeni chwilowoczystością ścian i świeżością mebli. Mączka popycha wahadłowedrzwi i od razu są w dymie,w gwarze, w dobrze znajomej woni, która jesttaka sama wewszystkich knajpach marynarskichna całej kuli ziemskiej. Zarazsię panuhumor poprawi, szefie. Jak ja wchodzę do"Bursztynowej", to żebymnie wiem jakie miał zmartwienie. O, jestFelunia! Pan widział gdziekolwiek na świeciew barze takąiziewczynę? Co?Niech pan sam powie! Nawet taczarna zKolombo mogłaby naszej Feluni buty czyścić. Albo ta z Hamburga, spodGood-bye, Matrosen", wysiada przy naszej Feli, daję słowo. 21. Paproć zatrzymuje się przed barem i potwierdza ze znawstwem. Owszem, kobieta na medal! No, widzi pan! Zaraz pano wszystkich zmartwieniachzapomni. Serwus, Felunia! Jak się masz! A, pan Heniek! rozpromienia się barmanka. Nareszcie! Dawno pana u nas nie było. Już myślałam, żepan o mniezapomniał. Ja o pani? zachłystuje się Mączka. Panno Felu, panimnie o taką zdradę podejrzewa? Trzeba byłoprzecież dać i innymknajpom trochę zarobić, niejedna "Bursztynowa" na świecie. Za towGdyni przychodzę dopani o suchympysku. Ani kropli nigdzie podrodze. I jeszcze kolegę przyprowadziłem. Bardzo miprzyjemnie. Tylko spojrzał na panią, od razu się zakochał. Fela śmieje sięz kokieteryjnym niedowierzaniem. Opartabiodrem okontuar, przechylona nieco do tyłu, pozwala mężczyznom patrzećna siebie Nie wierzy pani? Panie szefie,nie powiedział pan "kobietana medal"? Powiedziałem i nie cofam. Widzi pani. A panPaproć tonie byle kto,kucharz nanaszym statku. Potęga! Nie tam jakiś chudopachołek jak ja, conawetnie może kobiety zaprosić na porządny tapczan, ale człowiek, jak to się mówi, sy-tu-o-wa-ny. Domek wOrłowie, ogródek,opel kapitan jako taksówka lata. Paproćudaje niezadowolonego. Po co ty od razu o tym wszystkim? Żeby panna Fela wiedziała, z kim ma do czynienia. Ktostawia i płaci. Dla mnie toby nalała czystej. A panu szefowi to podaco innego. Dwie wiśniówkina rumie dysponuje Paproć. Chyba trzy poprawia Mączka. Oczywiścietrzy, jeśli panna Felicja pozwoli. Dlaczego ma niepozwolić? Musi interes popierać. Przecieżnie stoi w barze tylko dla ozdoby. Fela podnosiw górę obnażone ramię. Zdrowie panów! Ale Paproć protestuje. 22 Nie, nie,najpierw zdrowie pani! Ja was pogodzę. Przedewszystkim trzeba spełnić życzeniegości i wypić zdrowie naszej panny Feli, żeby zawsze królowaław "Bursztynowej", apotem. pięknym kobietom odmawiać niewypada i jeśli chcą wypić naszezdrowie. Jeszczeraz trzy wiśniówki! A więc za zdrowie panów i nową znajomość! Mączka bije się pięścią w potężne piersi. Odtądbędzie pani miałana"Tarnowie" dwóch wielbicieli. Co do wielbicieli to się zgadza, ale jeśli chodzi o "Tarnów". Paproć przypomina sobieo gnębiącym ich zmartwieniu. Właśnie, coś już dzisiaj słyszałam. Bo byli tu przedtemgoście i też rozmawiali o "Tarnowie". Słyszy szef? Tutaj już ktoś z naszych szukału panny Felipocieszenia. Barmanka pokazujepiękne zęby i klepie się po skórzanejtorbie, którą nosi pod maleńkimfartuszkiem. I znalazł! Zapewniam pana, że znalazł! Co do tego nie mamnajmniejszej wątpliwości. Niechpanijeszcze naleje! Łajbę nam na stocznię wzięli inie wiadomo, co z niąbędzie. I z nami! To przykre martwi się Felunia, ponieważ zawszewspółczuje wszystkim zmartwieniom swoich gości. Niech to wszyscy diabli! Fe, panie szefie, przy panience? Przepraszam, ale ile razy o tym pomyślę,najgorsze słowacisną mi sięna ustaFela znów sięga po butelkę. Zamiast się martwić,proszę wypić. Widzi szef,co to znaczy czułe kobiece serce! PannaFelunianie pozwolisię nam martwić. A mówiłem staremu, co to za statek, skoro nawet garnki nanimciekną, Nie wierzył. Ostarego niech panbędziespokojny, nie zostanie bez^tku. Już mi ktoś rano mówił, że ma dostać nowy dziesięciotysięcznik. Goście, co tu byli, mówilito samo. Słyszy szef? 23. Fela jeat poinformowana dokładnie. Nowy dziesięciotysięcznik po próbnym rejsie. Tylko kiopot z tym, że podobno jest już kapitan i część załogi. No masz! Jest już kapitan! I może kucharz także? Jak mojejmamusi śni się kwoka z kurczętami. no,co? Nie sprawdza się. Heniek? Nie ma zmartwienia? A ja jak tylko zobaczę we śnie,że butelek mi napółcebrakuje, od razu wiem, że będzie remanent. Aniech was! Dobraliście się w korcu maku! , On nie wierzy! Panno Feluniu kochana, niech no pani darączkę do pocałowania, przynajmniejpani po mojej stronie. Wszystko się sprawdza, a on nie wierzy. Co się sprawdza, że mamy na razie o jednego kapitana zadużo? Zostanie któryś w domciu. Ja tam bez swego starego nigdzie się nie ruszam. Żeby on się tylko bez nas nie ruszył. O tojestem spokojny. Cała dyrekcja PLO wie, żekapitanGralewicz bez Paprocia w morze nie wyjdzie. On się nierazprzekonał, co te młodziki potrafią nagotować. A w morzu kuchnianajważniejsza! Oczym człowiek ma myśleć w rejsie, jaknieo jedzeniu? Jaką ma rozrywkę? Te kilka książek? I trzy filmy,które zanimsię przejdzie Gibraltar, już się umie na pamięć? Jedynarozrywka to rozmyślanie, co Paproć poda naobiad. Albo nakolację. Mączka przechyla się przez kontuari trącaFelę w ramię. Nie ma to, panno Felu, jak pewnośćsiebie, prawda? Ale Fela wpatrujesię w kucharza poważnymi,zasłuchanymioczyma. Pan Paproć ma dużo racji. Od dobregokucharzawielezależy. Może poprawić wszystkim humor na statku i może gozepsuć. Paproć promienieje. Jak pani to od razu. jakpani to prześliczniepowiedziała! Rączka! Rączka do pocałowania! Szybkopana załatwiła, panie szefie! Rączki by pan jużtylko cmokał, oczyma przewracał. Jacyś goście stają oboki natarczywie dopominają się obsłużenia. Przepraszamna chwileczkę, muszę gościom nalać. 24 Ale wróci pani do nas, Felunia? Panno Felicjo! Wrócę! Zaraz wrócę! Mączkaobejmuje Paprociąprzez plecy. Wzięło szefa,co? Dziewczyna! Nie ma to jak Polki! Ja to natym odcinku jestem taki patriota, że się najładniejszej za granicąskołować nie dam. Owszem, jest czasemna co popatrzeć, alerozumie szef? Duszy nie ma! A w pannie Felicji tood razu coś tak bliskiego. Swoja dziewczyna! To się czuje z daleka! Jak ona to ślicznie powiedziała:od kucharza wiele zależy! A jak patrzyła na pana szefa! Szef widział takie oczy? I ząbki? I wszystko inne naswoim miejscu, żadnej lipy, od razuwidać. Anóżki' W kostce cienkie, a wyżej Jak butelkaod szampana. Już innego porównania niemogłeś wymyślić? A jakie inne może siętu nasunąć, kiedy stoję przed dwomarzędamibutelek? Feluniazresztą warta jest porównania tylkoz szampanem. Paproć zamyka oczy Nadzwyczajna kobieta! Ba! Ja bym szefowi coś powiedział, kuć żelazo, pókigorące! Na co szefma czekać? Nanastępną pięciolatkę? A tymczasem dziewczynę zdmuchnie ktoś sprzed nosa. Oczym ty mówisz? Mówięo tym. że jeśli szef pozwoli,żeby ktoś nie zbranżyFelunię poderwał, to nigdy tego szefowinie przebaczę i nieprzebłaga mnie szef nawet piersią indyka. Paproć chichocze cichutko, obracającw palcach kieliszek. Heniek, przestałbyś, doprawdy. Właśnieże nie przestanę. Jeszcze mnie szef za ojca chrzest^gopoprosi. Małe Paprociątko sobie szef wyobraża? Do FeluniPodobne, oczka czarne, włoski kręcone. No, Heniek! Co ty, Heniek! Czy ród Paprociówma wygasnąć? Niechżeszef się zastanowi. Bo na morzubędzie za późno. Wiesz, ja bym sięnawet i odważył Paproć poważnieje1 odwracaoczy, żeby niewidzieć, jak Fela opiera się biodrem 25. o kontuar ale. psiakrew, WCIĄŻ mi ten nasz cieśla przed oczymastoi. Wojtysiak? Przecież że Wojtysiak. Co ma cieśla do tego? A to,że wciąż onim myślę. Nie wyszło mucoś wżyciu, towidać. I pchać się tu dobrowolnie w taką historię? Powiedzsam. Heniek, no powiedz sam. Urzędniczka w schronisku dla nieletnich nie lubi widoczniezwierząt. Nawet niewinny wzrok Piratanie budzi wniejzaufania. Z psem? Zpsem wchodzićnie wolno. Nie mam go gdzie zostawić tłumaczy się Wojtysiak. -Leżeć,Pirat! Leżeć koło nogi! Pana dowódosobisty! -- Proszę! Urzędniczka otwiera dużą księgę i zapisuje: Wojtysiak Józef. widzenie z Franciszką Wojtysiak,córką. Wojtysiakobiecywał sobie, że zachowa spokój, ale nagleodzywa się w nim taki żal, że nie może pohamować słów: Proszę pani, to niemożliwe,ona tegonie zrobiła! Mojacórka? Przecież to jeszcze dziecko! My w to niewchodzimy. Donaszego schroniska nieletniekieruje sąd i niech się pan tam zwróci Człowiek prawie pot roku w morzu, dziecko samo, tylko zestarą ciotką. Urzędniczka zamyka księgę. Z tym to już do sądu, to do nas nie należy. Proszę poczekać. Wojtysiak przysiada nabrzegukrzesła i wsłuchuje się w odpływające w głąb korytarza kroki. Skrzypiąjakieś drzwi i nagleodzywasię głos, naktórego dźwięk Piratstawia uszy, zrywa się nanogił zaczyna kręcić ogonem. Leżeć, Pirat! Leżeć! upomina go groźnie cieśla, i gdy naprogu staje dziewczyna, mówi cicho, jakby sam siebieo coś prosił: Franka! Dziewczyna robi kilka krokówkuojcui zatrzymuje sięniepewnie. Wtedy cieśla krzyczy: Zrobiłaś to? Odpowiedz zaraz, zrobiłaś? 26 Nie! Firanka wybuchagwałtownym płaczem, wciskającobie pięści w oczy,Nie! Skąd siętam wzięłaś? W nocy w "Riwierze"? Milczenie. Słyszysz, o co cię pytam? Bożena przyszła pomnie wieczorem. Po co? Tak sobie. Ciotka ją wpuściła? Ciotkijużnie było- Ciotka chodzi nocować do swojej córki. Dlaczego mi o tym nie pisałaś? Ona musitamchodzić, bo tam jest teraz małe dziecko. I poszłaś z Bożeną do "Riwiery"? Prawie że niedosłyszalne: Tak. Ile razyci mówiłem, że masz się z niąnie zadawać? Bożena jest w porządku! Cieśla znów nie panuje nad sobą i krzyczy: Po cowyciągałacię z domu? Żeby potańczyć. Wojtysiak odwraca głowę i milczy przez długą chwilę Same dziewczyny w nocy do lokalu, wiesz, kto tak robi? Franka przestaje płakaći czerwienieje gwałtownie. Ale my nic złego, nic. Tylko że wdomu pusto i zimno. Ciotkanienapaliła. A ty sama nie mogłaśnapalić? Dziewczynaznówmilczy. Wojtysiak tłumi ciężkie westchnienie. I co tambyło wtej "Riwierze"? No, nic, tańczyłyśmy. I potem przyszło dwóch szwedzkich marynarzy i. I?Bardzo cicho: I jednemu zginął zegarek. Więc on od razu na mnie. Dlaczego na ciebie? Nie wiem, nic mu nie zrobiłam. Aleon od razu, że toja. Przecieżmogli cięzrewidować. I zrewidowali. Milicja- Bo zaraz przyszła milicja. Ale nicnie znaleźli. 27. To dlaczego cię zabrali? Dlaczego cię zabrali, skoro nic nieznaleźli? Bo.. bo myśmyraz wyszły z Bożeną. Musiałyśmy,a oni sięod razu do tego przyczepili. Franka! I znowu gwałtownypłacz i pięściprzy oczach, jednak jaku dziecka, jak u dziecka. Franka! Nie wzięłam! Niewzięłam! Jeszcze i tatuś na mnie! Przecież masz wdomu wszystko mówiWojtysiak cicho. Głupiego zegarka by ci się zachciewało. To samo im mówiłam! woła dziewczyna przez łzy. Po cobyś miała. Tosamo im mówiłam! I co teraz? Co teraz? Franka trochę się uspokaja. Teraztrzeba czekać na sąd. Dopiero w sądzie się wyjaśni. Stracisz rok w szkole. Tutaj nas uczą. Gdzie? Tutaj, w schronisku. Przychodzą nauczyciele. Wojtysiak patrzy na nią, na pochyloną jasną głowę, na mokrejeszcze od płaczu policzki. Jak ci tu jest? Dobrze. Tylko trzeba pracować. Widzisz, a wdomu nic nie chciałaś robić. Och, Franka,Franka' Tylerazy mówiłem, prosiłem. Dziewczyna znowu ma oczy pełne łez. To dlaczego zostawiłeś mnie samą? Przecież wiesz, jaką mam pracę. Chyba nie wyobrażaszsobie, że miałbymdla ciebie rzucić pracę? Frankapowtarza cicho: Nie wyobrażamsobie. I towłaśnie doprowadza Wojtysiaka do wściekłości. Przestań! Przestań! Nie mam zamiaru tego słuchać! A co jatakiego powiedziałam? Ty dobrze wiesz! Naumyślnie to po niej powtarzasz! Niczego nie powtarzam. 28 Matka szukała zawsze usprawiedliwienia na wszystkow tym, zs zostawiam ją samą. Nauczyłaś siętego odniej. To dlaczego ojciec mamę wypędził? Dlaczego musiaławyjechać? Nawet nie wiem, gdzie jest. Wojtysiak nie patrzy na córkę. Dobrze że nie wiesz, gdzie jest. Jakby mama była, toby się to nie stało. Stałoby się coś o wiele gorszego. I ani słowa! Ani słowao niej! Słyszałaś! Słyszałam. Człowieka przez tyle miesięcy nie ma w domu, wraca i otoco zastaje. Przecież ja nicnie zrobiłam! Nic! Wojtysiakmacha ręką. A diabli wiedzą! Kto by tam wam wierzył. I dodaje pochwili łagodniej:Przywitajsię z Piratem! Chodź tu,Pirat! Chodź, daj łapę! No, możeszmi śmiałopodać łapę, jak naprawdęnie wzięłam tego zegarka. Franka! Pirat łasi się do dziewczyny, obszczekując ją radośnie. Przynajmniej ty mi wierzysz,prawda? To straszne,kiedyczłowiekowi nikt nie wierzy. Nikt na całym świecie. Ty to rozumiesz, Pirat, co? Tybyśtego też nie mógł wytrzymać. Przestań! Franka nie zwraca na ojca uwagi i wciąż mówi do Pirata. Mam nadzieję, żemiałeś dobry rejs. Świetnie wyglądasz. Futro ci się błyszczy. Tęskniłeś trochę za mną? Pies szaleje wokół Franki, a Wojtysiak mówi cicho: Mnie nawet o to nie zapytałaś Bo tatuś takod razu na mnie spojrzał. Miałem sięucieszyć,tak? Czy tywiesz, co się działo ze^ną, kiedy otrzymałem na statku tę wiadomość? Wiem. Nawet się nikomu przyznać nie mogłem. Kolegom mówię,^ jesteś w internacie. Żeby tylko ciotka komunie wypaplała. Z ciotką też się rozliczę! Tak cię pilnowała, za to wszystko co miała ode mnie. Pchałemw nią jak wdziurawy worek! JużJ3 z nią porozmawiam! 29. Franka spuszcza oczy. Ona będzie na pewno gadać na mnie, niech. niech jej tatuśnie wierzy. zła na mnie, jak nie wiem co. O co zła? Owszystko' Ote tańce, o kolorowe pończochy, wciąż jej siętylko coś nie podobało. Okazuje się, że miałarację. Ale ja nie chcęjuż z nią być, jak stąd wyjdę. Tylko patrzyła, coz domuwynieść. Nie będziesz już z nią. Alesama być w domuteż niemożesz. Rozmawiałemjuż z Paprociową, matką naszego kucharza, kobieta sama,ucieszy się z towarzystwa. Powiedziałem jej. powiedziałem jej, że kiedy wyjdziesz z internatu. Nie domyślisię? Nie, skąd? Ona nawet wyobrazićsobie czegoś takiego bynie mogła. Franka znowu wybucha płaczem. Dlaczego mnie samą zostawiłeś? Jakbym nie była sama. Spytaj naszego kierownika, on cipowie, tu nie ma ani jednej takiej, co by miała ojca i matkę. Wojtysiak stoibezradny, a potem przygarnia jądo siebie. Cicho, Franka, cicho. A na Rajskiej wmieszkaniuDanielewiczów brzmią dźwiękifortepianu. To Krzysztofprzegrywa zadane ćwiczenia. Raz, dwa, trzy, cztery, raz,dwa, trzy, cztery liczyTeresa. Źle! Jeszcze raz! Ojej, mamusiu! wzdycha Krzysztof. Teresa jest nieubłagana. Proszę,jeszcze raz! Już nie mogę! Możesz,możesz,proszę! I znowu wszystko od początku. Wreszcie Krzysztofzrywa sięz taboretu. Więcej nie było zadane. Ale jeszcze tego dobrze nie umiesz, będziesz się wstydziłprzed panią. Wcale się nie będę wstydził, bo i tak najlepiej gram. 30 Teresamusisię roześmiać, choćbardzo chce zachować powag? Ładna historia! No! Niech mama pani zapyta. Zawsze mnie zaprzykładstawia. A mamusia wciąż niezadowolona. Ale tylkotrochę. Wiesz, z takiego małego, całkiem małeeoniezadowolenia, to się kiedyś zrobi duża, bardzo duża radość. Kiedy? Kiedy zupełnie dorośniesz i wszyscy będą się zachwycać,jak pięknie grasz na fortepianie. E, tojeszcze daleko. Sam widzisz. Będziesz musiał bardzo pilnie ćwiczyć A wie mamusia, naszapani będzie miałamałe. Nie mówisię "małe". A jak? Mówi się: "Będzie miała dziecko". Tak mówią w B, a u nas w A mówią: "małe". To i taknajedno wychodzi, nie? Oczywiście- Alemałe mają zwierzęta,a ludzie dzieci. My nie będziemy mieli? Nie. Teresaściąga brwi. I zajmij się lekcjami, dobrze? Już wszystko odrobiłem. Bo Zenek dostał teraz nowegobrata, wiesz? Tynie dostaniesz. Dlaczego? Już ci raz mówiłam. Tatusia teraz prawie nie ma w domu. A po codo tego tatuś? Oj, nie nudź mnie! Beztatusia nie można? A jak bym sobie dała radę sama z małym dzieckiem? Pani też jest sama. Pan od naszejpani jest razem ztatu^em na statku. Krzysztof, ile razy mam do ciebie mówić? Nie masz się^ym zająć? Tyle zabawek leży- Nawet wszystkich dobrze niebejrzałeś. Obejrzałem mruczyKrzysztof bez entuzjazmu. Jakbynl miał brata, tobym mu dał połowę zabawek. I tatuś miałby dla^go przywozić, nie tylko dla mnie. Adlaczego tobie nic nie Pfzywiózł? Teresa rumieni się gwałtownie. Mnie? Cóż mnie. miałby przywieźć? Bo stamtąd można przywozić tylko zabawki? - Tak, oczywiście. No topewnie, po co nam tyle zabawek? A dlaczego tatusiajeszcze nie ma? Kiedy jestw domu, to go też nie ma. Tatuśjest wGdyni. Ma jakieśkłopoty. Jakie? Nie zrozumiesz. Może być tak, że będziemusiał zostać nalądzie. W domu? Wdomu. To fajnie! Nopowiedz, żebyłoby fajnie. Tak. Ty się niecieszysz? Ależ tak, cieszę się, ale po pierwsze: to wcale nie jestpewne, a po drugie: tatuś by się martwił. Tatuś woli być na statku niżz nami? To jest jego praca. Jawolałem, kiedy tatuś pracował na stoczni, zawsze byłw domu. Musisz sięz tym pogodzić, że terazjest inaczej mówiTeresa surowo, bez cienia pieszczotliwości w głosie. U nasdużoludzipracuje namorzu. Dużo? Ale myśmy nikogo takiego nie znali. Cości siępomyliło. Przecież wiesz, że mamusia pracujew Gdynia-Radio, a to jest właśnie radio specjalnie dla marynarzy. Mamusia rozmawiaz nimi, kiedy płyną daleko stąd przez różnemorza i oceany. Nie opowiadałam ci? To ty ich znałaś, nie ja. Tyteż. I nagle cicho: Nie pamiętasz Marcina? Krzysztofodpowiada nie od razu Pamiętam. I zaraz dodaje nie patrząc na matkę: Toja może pójdę na podwórze. Deszcz pada. Już przestał. Wcale nie przestał i proszęcię. nie sprzeciwiaj misię pokażdym słowie. To co ja mam robić? - Nie wiem, co masz robić- Jeszcze nie widziałam takiegodziecka, które by się tak bezprzerwy nudziło jak ty. Krzysztof zbuntowany mamrocze pod nosem: Mamusia w ogóle niewidziała innego dziecka. Teresa musi podnieść glos: Krzysztof! Ja ci mówię, Krzysztof. W progu pokoju staje Danielewicz. Co siętu dzieje? Nawet nie słyszeliście, kiedy wszedłem. Tatuś! szepcze Krzysztof zawstydzony. Zwykła rozmówka z Krzysztofem wyjaśnia Teresa złażę i ona czuje się przyłapanaDanielewicz nie ma jednak zamiaru wdawać się w rodzinnądyskusję. Tylko teraz proszę- żeby był spokój, bomi łeb pęka. Zażyjproszek. Już zażyłem. Muszę się położyć. Obiadjadłeś? Musiałem przecież coś przegryźć na mieście. Cały dzień bezjedzenia. I wiesz już wreszcie coś konkretnego? Niezupełnie. Ostatecznej decyzji jeszcze nie ma. Ale teraz cipowiem coś najlepszego! Jeśli kapitan Gralewicz dostanie nawetten nowy dziesięciotysięcznik,to jeszcze wcale nie jest pewne, czyja nie zostanę na lądzie. Teresanie jestw stanie ukryć niepokoju. Dlaczego? Bo na dziesięciolysięcznikach nie przewiduje się terazlekarzy. Rejs krótszy, lepsze warunki,przeszkala się trzeciegooficera, żeby w razie czego mógł przyjśćz pomocą. Ale przecież pasażerowie są na pokładzie. To właśnie stary usiłujeim wytłumaczyć- Poza tym, jeśli toładzie naprawdę sprawajednego rejsu i po remoncie wrócimy na^Tarnów", po co przeprowadzać taką rewolucję w kadrach? kapitan, zdaje się, zrozumiał, że jeśli mnie teraznie przeforsuje,to nie będę czekał na niego i niezobaczy mnie na "Tarnowie". Powiedziałeś mu to? Ach, takich rzeczy się nie mówi. Ale on o tym wie. A przyJsgo nadciśnieniu. Myślisz, że. że uda się to załatwić? 32 Kochankowie 33. Na razie nic nie myślę, mam wszystkiego dosyć! Człcwiekwraca z takiegorejsu, chciałby odpocząć, jakoś się odpnżyć, a tu wyskakują tego rodzaju historie. Zostań, Krzysztof, ja tylko na brzegu. - Właściwie to dużąwinę za to wszystko ponosi nasz stary. Dlaczego? Bo mu wszyscywokoło mówili, że "Tarnów" długo nie"agnie, on zresztąsam na pewno dobrze o tym wiedział, aleakoś nie mógł się z nim rozstać, choć to naprawdę w porównaniu(ymi nowymi statkami grat nie z tej ziemi. Przyzwyczaił się Teresa bez zainteresowania prowadzi rozmowę. Jasne, że się przyzwyczaił. Ale dlatego dzisiejsza sytuacjazaskoczyła gow tak przykry sposób. Na tym nowym dziesięciotysięczniku jest już kapitan. Odbył na nimpróbny rejs i miał właśniepo raz pierwszy i