14394
Szczegóły |
Tytuł |
14394 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
14394 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14394 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
14394 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Edith Nesbit: Pięcioro dzieci i "Coś".
oryginał angielskiego: "Five Children and It'
^'^St .
PRINTED IN POLANO
InstytutWydawniczy "Nasza Księgarnia",Warszawa 1967.
Wydanie) II
Natelaa 28000+277 egz.
Ark.
wyd.
10,7.
Ark.
drufc.
14,3.
Papier druk.
mM.61X86, 70 g tSkorwin).
Oddano doprodukcji w lipcu 1986 r.
podpisano Idow grudniu 1W6r.
Druk ukończonow styczniu 1967 r.
Łódzka Drukarnia l DzŁódź, ul.
Rewolucji 1905 r.
nr 45.
żarn.
nr 3M/A/6G.
M-20
ROZDZIAŁ I
: PIĘKNIJAK DZIEŃ
Dom leżał otrzy mile od stacji.
Ale nie upłynęło pięćminut, gdy dzieci zaczęły się wychylać przez zakurzoneokienka wynajętej karety i rozglądać na wszystkie strony,pytając: "Czy to już?
" A za każdym razem, kiedy mijanojakieśdomostwo, conie zdarzało się zbyt często, dzieciwołałychórem:"Ach, czy tot o?
"Ale to nie było t o,póki nie zajechali na sam szczyt wzgórza, mijając skaływapienne i stary kamieniołom.
Stamtąd dopierozobaczylibiały domek w zielonym ogrodzie i przylegający do domusad imama powiedziała: "No, nareszcie!
" '
Jaki biały jest ten domek powiedziałRobert.
I popatrzcie tylko na różepowiedziała Antea.
Ina śliwki dodałaJaneczka.
Bardzo przyzwoicie wygląda przyznał Cyryl.
Chcie na śpacięl zawołał najmłodszy.
I karetazatrzymała się wydając ostatnie skrzypienie kółpopiasku.
Każdy chciał być jak najprędzejna ziemi.
Zaczęło sięwięcwysiadanie połączone z deptaniem sobie po nogachi wielkim zamieszaniem.
Nikomu jednak to nie przeszkadzało.
Tylko mamie jakoś dziwnie się nie śpieszyło.
I nawet kiedy jużwyszła zkarety, bardzo powoli i nie przeskakując stopnia, zajęła się najpierw wnoszeniemdo domuwalizek i płaceniem stangretowi, zamiast popędzić od razudookoła ogrodu i sadu poprzez dzikie zarośla tarniny, gło-"
gu, ostów i wrzosów, ciągnące się tuż za złamaną furtkąi wyschłą sadzawką przy domu.
Dzieciomwszystko się -podobało, choć w gruncie rzeczy dom wcale nie był piękny, lBył to sobie bardzo zwyczajny domek i mama była zdania, ^że jest nawet dość niewygodny, zwłaszcza że nie było ( .
w nim ani porządnych półek, ani choćbyjednej solidnejj szafy.
Ojciec mówił, że i dach, iobmurowanie przeraziły- fc-rby każdego budowniczego,któryby na to spojrzał.
Ale domek znajdowałsię naprawdziwej wsi, nie miałnawet sąsiedztwa, a że dzieci już od dwóch lat nie wyjeżdżałyz Londynu, choćby na jednodniową wycieczkę nadmorze, więc Biały Dworek wydawał sięim jakimś Zaczarowanym Pałacem zbudowanym pośrodku Ziemskiego Raju.
Bo Londynjest niczym więzienie dla dzieci, zwłaszczatych, które nie mają bogatych krewnych,mieszkającychw domkuz ogródkiem.
,
Oczywiście, są tam iteatry, i sklepy, i mnóstwo innych \rzeczy.
Ale jeśli rodzicenie mają pieniędzy,tonie można lpójść ani do teatru, ani kupować sobie żadnych różnościpo sklepach.
A wLondynie nie ma nic z tych wszystkich.
miłych rzeczy, którymi można się bawić bez szkody dlanich idlasiebie to znaczy takich rzeczy, jak drzewai piasek, zagajniki, rzeczułki i stawy.
I wszystko w Londyniema wygląd nieprzyjemny proste linie i prosteulicezamiasttego, żeby wszystkobyło niezwykłe iurozmaicone, jak to siędzieje na wsi.
Każde drzewo, jak wiecie, jestinne i z pewnością musieliście już słyszeć, żetrudno znaleźć dwa jednakowe źdźbłatrawy.
A na ulicach,gdzie trawa nie rośnie,wszystko jest podobne dosiebie.
Dlatego właśnie w miastach jest tyle dzieci tak strasznieniegrzecznych.
Żadne z nich niewie, czego im właściwiebrakuje.
A ichrodzice, wujkowie i ciotki, krewni, wycho^'.
^^^^^.
ig.aas^
wawcy i nauczyciele takżenie wiedzą.
Ale jawiem.
I wywiecie.
Dzieci na wsi też są czasami niegrzeczne, ale to zupełnie z innych powodów
Zanim udało się schwycić całąpiątkę i skłonić ją doumycia się przedpodwieczorkiem, dzieci zbadały dokładnie ogród i sad, i wszystko naokoło i wiedziały już z całąpewnością, że w Białym Domku będzie im bardzo dobrze.
.Pomyślałyto sobie już od pierwszej chwili.
Ale gdy zobaczyły,że ztyłu za domemrośnie mnóstwo jaśminu, pokrytego całą masą białych kwiatów pachnących jak flakonnajdroższych perfum, które się dostajenaurodziny, kiedyobejrzały trawnik zielonyi gładki, zupełnie inny niż pożółkłatrawa w ogródkach londyńskich, kiedy się przekonały, że za domem jest stajnia ze stryszkiem, gdzie byłojeszcze trochę zeszłorocznego siana były już prawiepewne, że niczego im nie zabraknie do szczęścia.
A kiedyRobert znalazł połamaną huśtawkę izleciał z niej, inabiłsobiena czole guza wielkości jajka, a Cyryl przygniótłpalec w drzwiczkachjakiegoś kojca, który był jakby stworzony dla królików rozwiały się resztki wszelkichwątpliwości, żebędzie tu świetnie.
Najlepsze zaś było to,że nigdzie nie widniały żadnenapisy, że tego nie wolno czy tamtędy niewolno.
W Londynie na wszystkimprawie napisane jest:"Nie dotykać".
A choć napisu zwykle nie widać, niewiele to pomaga, bowiadomo, że jesta -jeśli się tego nie wie, tonam tobardzo prędko i dosłuchu powiedzą.
Biały Domek znajdował się na szczycie wzgórza; -z tyłubył lasek, z jednej strony stary kamieniołom, a z drugiejzłoża wapienne.
U stóp wzgórza ciągnęła sięrównina, na którejwidać było dziwacznebiałe budynki,gdziewypalano wapno, duży, czerwony browar i rozmaite dom-,
':^^;,!
ki. Kiedy wysokie kominy dymiły o zachodzie słońca,dolina wyglądała jakby otulona złocistą mgiełką.
Suszarniechmielui wapniarnie iskrzyły się wtedy i błyszczały takmocno, że wszystko to razem wyglądało jak zaczarowanemiasto z "Tysiąca i Jednej Nocy".
Zaczęłam wam opisywać to miejsce i myślę, że potrafiłabym długo tak opowiadać i stworzyć z tego bardzociekawą opowieść o bardzo zwyczajnych rzeczach, jakietam się z dziećmi działy takich rzeczach, jakie dziejąsię z wami wszystkimi i uwierzylibyście na słowowszystkiemu, co mówię.
A kiedybym napisała,że dziecibyłynieznośne,tak jak wy czasem, różne wasze ciociemogłybynapisaćołówkiem na marginesie:,,Jakie toprawdziwe!
" albo "Zupełnie jak w życiu!
"A wy byścieto zobaczyli i z pewnością byłoby wam przykro.
Więczamiast tego opowiem wam tylko o naprawdę niezwykłych rzeczach,jakie się zdarzyły, a wy będziecie moglispokojnie zostawiać książkę, bożadna ciocia i żaden wujek nie napisze chyba na marginesie: "Jakie to prawdziwe!
"
Dorośli bardzo rzadko wierzą w rzeczynaprawdę niezwykłe, chyba że im się przedstawi to,conazywają dowodem.
Ale dzieci wierzą prawie wszystkiemu i dorośli dobrzeo tym wiedzą.
Dlatego też mówiąwam, żeziemia jest okrągła jak pomarańcza, choć każdy widzi, że jest płaska jaknaleśnik.
I mówią, żeziemia obraca się dookoła słońca, kiedykażdy może przekonaćsię co dzień, że słońce wstaje rankiem, a wieczorem kładzie się spać, jakprzystałona grzeczne słońce.
Aziemia także wie, jak ma się zachować, i leżyspokojniei cichutko jak myszka.
Mimo towiem zcałąpewnością, że wierzycie we wszystkie teopowieścio ziemii słońcu.
Ale w takimrazie na pewno się nie zdziwicie, jeśli
6
; ?
Ach, nie plećciegłupstw!
powiedziała Antea.
To wcale nieszczur, bo jest dużo większy.
I wcale niewąż, bo ma nóżki.
Sama widziałam.
I matakże futerko!
Nie, nie nie łopatką!
Możesz go skaleczyć!
Spróbuj gowyciągnąć rękami.
'
Tak, żeby mnie pogryzł!
Tegojeszcze brakuje!
rzekł Cyrylchwytając łopatkę.
Nie, nie!
wołała Antea.
Wiewiórciu, daj spokój.
Może mi nieuwierzysz, ale to cośsię odezwało.
Naprawdęsię odezwało!
A co powiedziało?
Powiedziało: "Dajcie mi spokój!
"
Ale Cyryl stuknął siętylko w czoło patrząc wymowniena siostrę i razem z Robertem kopaliłopatkami, gdytymczasemAntea siedziała na skraju tunelu, podskakującz przejęcia i niepokoju.
Chłopcy kopali uważnie i terazwszyscy jużwiedzieli, że na dnieaustralijskiego tunelucoś rzeczywiście się rusza.
Nagle Antea krzyknęła:
Ja też sięnie boję!
Dajciemi kopać!
Po czymuklękła i zaczęła wygarniać piasek, jak to robią psy, kiedynagle sobie przypomną, gdzie zakopanajest kość.
Ach, czuję już sierść!
zawołała na wpół śmiejącsię, a na wpół płaczącz wielkiego wzruszenia.
Dotknęłamjego sierści!
powtórzyła wygarniając piasek,gdynaglew tunelu odezwał się ostry, choć zachrypnięty głosik, Wszyscy odskoczyli na bok, a sercapodeszły im ażpod same gardła.
Dajcie mi spokój!
powiedziało "coś".
Teraz jużwszyscy usłyszeli głosik i popatrywaliw zdumieniu nasiebie.
11.
Ale my chcemy ciebie zobaczyć mężnie odpowiedział Robert.
Bardzobym sobie życzyła, żebyśnam siępokazał rzekła Antea, także nabierając odwagi.
A odezwał się głosik jeżeli takie jest twojeżyczenie poczym piasek zaczął się ruszać i rozsypywaćna bok, a z tunelu wyłoniło się "coś", brązowe, włochate,okrągłe.
Otrzepało z siebie piasek i usiadłoziewając i trącrękoma kąciki oczu.
Musiałem chyba zasnąć powiedziało przeciągając się jak kot.
Dzieci kołem otoczyły tunel patrzącna znalezioneprzezsiebie dziwaczne stworzenie.
A warto było je widzieć.
Oczka miało osadzone na długich rożkach, jak oczka śli12
ssm
wam powiem,że zanim Antea, Cyryl i cała reszta dzieciarni spędziła tydzień na wsi, znalazła tam duszka Piaskoludka.
Tak przynajmniej dzieci go nazwały, bosam kazałtak siebie nazywać.
A przecież musiał chybanajlepiej wiedzieć, choć wcale niebył podobny do tych-różnych duszków, które albo widzieliście,albo mogliście o nich słyszećlub czytać.
Zdarzyło się to w kamieniołomie.
Ojciec musiał naglewyjechać w jakichś sprawach,a mamapojechała w odwiedziny do babci, która niezbytdobrze się czuła.
Oboje bardzo się śpieszyli wyjeżdżając, a gdy wyjechali, naglezrobiło się wdomu okropnie pusto i cicho.
Dzieci chodziłyzpokoju do pokoju, patrzyły nakawałki papierów i sznurków porozrzucanych na podłodze przy pakowaniu i jeszczenie uprzątniętych, ale niemogły znaleźć sobie żadnego zajęcia.
Wreszcie Cyryl powiedział:
Wiecie co?
Weźmy łopatki i chodźmy kopać w kamieniołomie.
Możemy udawać, że jesteśmy nad morzem.
Tatuś powiedział rzekła Antea że kiedyś byłotu morzei że w.
kamieniołomie sąmuszle,które mają wieletysięcylat.
Więc poszli.
Oczywiście byli już przedtemna krawędzikamieniołomu izaglądali do środka.
Ale jak dotąd, nieschodzili nadół, gdyż bali się, że ojciec zabroni im tam siębawić.
Z tego samego powodu nie schodzilido wapienników.
A w kamieniołomie nicwłaściwie nie grozi, jeżeli się niepróbuje zsuwać po pochyłości ścian,a tylko pójdzie się bezpieczną drogą okólną, którą przejechać może nawet i wózek.
Każde z dzieci wzięło swoją łopatkę i każde po koleiniosło Baranka.
Tak nazywały bowiem najmłodszego braciszkadlatego, że kiedy pierwszy razsię odezwał, powiedział: "Mee!
", Anteę zaś nazywały "Panterą", co w pier.
wszej chwili wydać się może bez sensu.
Ale jak spróbujecie wymówić tokilka razy, przekonacie się, że to brzmitroszkę podobnie do jej imienia.
Kamieniołom wyglądałjak ogromna i szeroka jama.
Brzegi miał porosłe trawą i jakimiś suchymi, polnymikwiatkami, czerwonego i żółtego koloru.
Z daleka jamarobiła wrażenie miednicy dla olbrzyma.
Wśrodku tej miednicy sterczały kopce żwiru, a po bokach znajdowały sięotwory, którymi żwir wybierano.
Jeszczewyżej stromezbocza ścian poprzebijane były mnóstwem małych otwór -ków:były to drzwiczki frontowe maleńkich domków maleńkich skalnych Jaskółek.
Dzieci wybudowały oczywiście zamek.
Ale budowaniezamku nie jestwłaściwie zabawne, jeżeli z góry wiadomo,że przypływ morza nie napędzi fali,nie zapełni fosy aninie zmyje mostu zwodzonego, ani wreszcie co jest najprzyjemniejsze nie zamoczy wszystkich co najmniejpo pas.
Cyryl chciał wykopać jaskinię, żeby można się było bawić w przemytników.
Ale reszta dzieci bała się, że w tejJaskini mogą zostaćzakopane żywcem.
W końcu więc zaIrali się wszyscyrazem do kopaniatunelu prowadzącegood zamku aż do Australii.
Bo trzeba wam wiedzieć, że tedzieci wierzyły, że światjest okrągły i że z jegodrugiejstrony mali australijscy chłopcy idziewczynki chodzą naprawdę do górynogami jakmuchy po.
suficie igłowy imwiszą w powietrzu.
Dzieci zaczęły lcopać ikopały, kopały, aż ręceichbyłygorącei czerwone, icałkowicie pokryte piaskiem, a twarzemokre i błyszczące.
Baranek skosztował piasku, ale kiedyprzekonał się, że nie jest to, jak myślał, cukier ślazowy,zaczął strasznie płakać, aż w końcu się zmęczył i teraz
:^
spał jałc suseł pośrodku nie dokończonego zamku.
Pozwoliłoto jego braciszkomi siostrzyczkom wziąć się na dobredo pracy.
Toteż tunel, którego drugi wylot miał byćwAustralii,wkrótce stał się tak głęboki, że Janeczka, nazywana w domutakże "Kizią", zaczęła prosić, żeby dalispokój.
Przypuśćmy, że dno tunelu nagle by wypadło -mpowiedziała to fiknęlibyśmy kozła na drugą stronę ifl(-dzy małych Australijczyków, ą piasek zasypałby im wszystkimoczy.
To prawda przyznał Robert a wtedy znienawidziliby nas izaczęliby w nas rzucaćkamieniami, i niechcieliby nam pokazać ani kangurów, ani oposów, anirajskich ptaków, ani ptaków "emu" i w ogólenic.
Cyryl i Antea wiedzieli, żeAustralianie jest znowu takbardzo blisko, ale zgodzili się nie używać łopatek, a tylkowygarniaćpiasek rękami.
Byłotobardzołatwe, bo piasekna dnie tunelu był drobny, miękki i suchy, zupełnie jakpiasek morski.
I były w nim nawetmałe muszelki.
Na pewnomusiało tu kiedyś być prawdziwe morze odezwałasię Janeczka takie mokre, błyszczące morzepełne ryb, węgorzy, korali i syren.
I okrętów, i zatopionych skarbów hiszpańskich rzekł Cyryl.
Chciałbymbardzo znaleźćzłotego dukataczy cośw tym rodzaju.
A w jaki sposóbmorze stąd odeszło?
spytałRobert.
Nikt go nie wyniósł wiaderkiem, głuptasiepowiedział starszy brat.
Ojciecmówi, że ziemi pod spodem było zbyt za gorąco, jak się robi czasami każdemu znas tóSc8"Więc wyciągnęła ręce, a morze musiało się zsunąć,zup^Sle jak kołdra, i ręce zostałyna wierzchu, i wyschły
^'
na suchy ląd.
Przestańcie kopać i poszukajmy teraz muszelek.
O, w tej jamce musibyć ich dużo!
Widzę nawet, żecoś tamsterczy, jakbyułamany kawałek kotwicy.
Ach, jak
w tymaustralijskim tunelu jest gorąco!
Reszta dzieci poparła tenpomysł, jedna tylkoAnteakopała dalej.
Zawsze lubiła skończyć to, co zaczęła.
I teraztakże myślała, że to byłby po prostu wstyd porzucić tunel
nie dokopawszy się aż do samej Australii.
Jamka przyniosła rozczarowanie, bo nie było w niejwcale muszelek, a kawałek kotwicy okazał się po prostu ułamaną rękojeścią kilofa.
Wyprawa badawcza powróciławięcz niczym.
Dzieci doszły downiosku, że piasek tutajwywołuje większe pragnienie niż piasek nadmorzem,i ktośzaproponował, żeby wracać do domu po lemoniadę.
WtemAntea zaczęła głośnonawoływać resztę rodzeństwa:
Cyryl!
Chodź tutaj!
Chodźcie tu wszyscy, ale prędko!
To żyje!
Żyje i ucieknie!
Chodźcie prędko!
Wszyscy popędzili w jej stronę.
To na pewno szczurrzekł Robert iwcale się
niedziwię.
Ojciec mówi, że szczurygnieżdżąsię w opuszczonych miejscach.
A to miejscemusi być bardzo opuszczone, jeżeli morze odeszło stąd już tysiące lat temu.
Amoże to wąż?
szepnęła Janeczka zdrżeniem
wgłosie.
Zobaczymyrzekł Cyryl wskakując, do tunelu.
Ja się nie bojęwężów.
Mogę nawet powiedzieć, że je lubię.
Jeżeli to wąż, to go oswoję ion będzie za mną chodził,gdzie tylko pójdę, a w nocy będzie spał owinięty dokoła
mojej szyi.
Nie,nie będzie spałz tobą!
zawołał Robert stanowczo; miał wspólny pokój z Cyrylem.
Chyba zetoszczur, a wtedy go sobie możesz trzymać w łóżku.
X0
\'\
'!'
^
mąka, i mogło je wysuwać iwciągać zupełniejak lunety;
uszkamiało podobne do uszu nietoperza, a pękaty tułówbył w kształcie pająka,tylkopokrytygęstym a miękkimfuterkiem;nóżki irączki miało .
też "futerkowe", adłonie
i stopy całkiem jak u małpy.
-'-/
Co to za stwór?
'zapytała Janka.
Czy mamy
go zabrać do domu?
"Coś" wycelowało nanią swoje lunetowe oczka i powiedziało:
Czy ona zawsze mówi takie bzdury, czy tylko wtedy,
jak ma to paskudztwona głowie?
Stworekpopatrzył
zpogardą na kapelusz Janeczki.
Ona wcale nie chciała mówić bzdurrzekła uprzejmie Antea nikt z nasnie chce, choć może d się takwydaje!
Tylko niebój się, na pewno nie zrobimy ci
krzywdy.
, Krzywdy?
Mnie?
Ja miałbym się bać?
dziwił
jsię stworek.
Słowo daję, mówisz zupełnie, jakbym ja
był nikim!
' Całą sierśćmiał nastroszoną jak kot, kiedy ma walczyć
zpsem.
No, widzisz rzekła jeszcze grzeczniej Antea
może, jakbyśpowiedział nam, kim jesteś,potrafilibyśmymówić do ciebie tak, żebyś się niepogniewał.
Bo dotądwszystko, cośmy mówili, zaraz cię złościło.
Więc kto tyjesteś?
Tylko się znów nie gniewaj!
Bo i-ny naprawdę nie
wiemy.
Nie wiecie?
zdziwił się stworek.
To doptero!
Wiedziałem, że świat się zmienił, ale żebyaż tak?
Czy wyrzeczywiście nie potraficie rozpoznaćPsammetycha, kiedy
go spotkacie?
Sąmetyk?
To coś jakby po grecku.
13
'.,
Nie jakby, ale całkiem po grecku rozgniewałsię stworek.
A w zwyczajnym językuto znaczy duszekPiaskoludek.
Czyżby nikt z was nie wiedział,jak duszekPiasŁoludek wygląda?
Zdawał się takobrażony, że Janeczkaodparła z pośpiechem:
Ależ naturalnie, terazjużwiem.
To bardzo łatwowiedzieć, kiedy się patrzynaciebie.
Patrzyciesię na mnie jużod bardzo dawną rzekiz niezadowoleniem stworek i zaczął z powrotem zakopywać się w piasek.
Ach, .
zostań, zostań!
Powiedz nam cośjeszcze!
zawołałRobert.
- Nie wiedziałem, że jesteś piaskowymduszkiem, ale jak tylko cię zobaczyłem, wiedziałem odrazu, że jesteśnajdziwniejszym stworzeniem, jakie w życiuspotkałem.
Potychsłowach duszek Piaskoludek wydawał się jakbytrochę mniej obrażony.
Owszem, owszem, mogę Warn coś powiedzieć rzekł jeżeli będziecie zachowywać się przyzwoicie) Alenie mam zamiaru prowadzić z wami jakichś grzecznościowych rozmówek.
Jeżeli chcecie spytać mnie o coś, a zrobicie tow sposób uprzejmy, to może wam odpowiem,a może i nie.
Więc proszę, zaczynajcie.
Oczywiście nikomu nie przychodziłodogłowy żadnesensowne pytanie.
Wreszcie odezwałsię Robert:
Jak długo już tutajmieszkasz?
Ach, od niepamiętnych czasów.
Wieletysięcy lat odparł duszek.
'
Opowiedz namo tym.
Bardzo cię prosimy.
Wszystko to jest w książkach.
;
Ale w książkach nie ma o tobie!
zawołała Ja
neczka.
Opowiedznam o sobie, i te jak najwięcej!
Nicprzecież o tobie niewiemy, choć jesteś taki miły i nadzwyczajny.
Duszek uśmiechnął się gładząc swojedługie,szczurowate wąsiki.
- Opowiedz, opowiedz!
^wołały dzieci chórem.
Aż dziwbierze,jak prędko można się przyzwyczaić nawetdo najbardziej nieprawdopodobnych rzeczy.
JeszcZepięć minuttemu dzieci nie miały pojęcia,że na świścieistnieje coś takiego jak duszek Piaskoludek.
Nie wiedziały.
o nim ani trochę więcej niż wy.
A teraz rozmawiały z nim,jak gdyby znały go całeżycie.
14
15
^'^^:-.
^^.^.
,.
Duszek zsunął swoje lunetowe oczka i powiedział:
Jak mocno słońce świeci, zupełniejak za dawnychczasów.
A skąd teraz bierzecie swoje porcje megaterium?
Porcjeczego?
. spytały wszystkie dzieci naraz.
Nie bardzoto grzecznie mówić "czego", ale trudno zawszepamiętać o grzeczności, zwłaszcza w chwili wielkiego zaciekawienia czy zdziwienia.
A czy jest teraz dosyć pterodaktyli?
ciągnąłduszek.
Dzieci nie umiałyna to nic odpowiedzieć.
Więc co ostatecznie jeciena śniadanie?
zawołałzniecierpliwiony duszek.
I kto wam to daje?
Dostajemypłaski owsiane i jajecznicę na boczku,i chleb, i mleko,i różne inne rzeczy.
Śniadanie daje namzawsze mamusia.
Ą co.
to są pterodaki i mega-coś-tam,.
,o,)rtórych mówiłeś?
I kto to jena śniadanie?
Jak to?
Za moich czasów każdy jadł na śniadaniepterodaktyla.
Pterodaktyle były trochę podobne do ptaków, a trochę dokrokodyli i zdaje mi się, najsmaczniejszebyły przysmażane.
Bo trzeba wam wiedzieć, że za tamtychczasówpełno było piaskowychduszków;więc każdegoranka każdy wybiegał jak najwcześniej z domu, łapałduszka, a jak tylko go złapał, to zaraz duszek spełniałjedno jego życzenie.
Ludzie wczesnym rankiemposyłalidzieci pad morze,jeszcze przed śniadaniem, żeby duszkispełniły życzenia na ten dzień.
I zwykle najstarszemuz dzieci kazano życzyć sobie megaterium gotowego jużdo"Bgiaazenia.
Megaterium było duże jak słoń, więc było naunia-cale mnóstwomięsa.
A jak ktośchciał mieć rybę, toprosił o ichtiozaura, który miał dwadzieścia, a czasemi czterdzieści stóp długości, więc rozumiecie, że było cojeść.
Aza drób służyłyplezjozaury, z którychteż można
16
;było wykroić smaczne kąski.
A inne dzieci wyrażały, inneżyczenia.
Ale kiedy w domu miało być przyjęcie, to prawiezawsze proszonoo megaterium albo o ichtiozaura, któregopłetwy uważano za wielki specjał, a z ogona robiono zupę.
W takim razie musiały zostawać całe furyzimnegomięsa na zapas rzekła Antea, która miała zamiar zostaćpierwszorzędnągospodynią, jak tylkodorośnie.
O, nie rzekł duszek nie podobnego.
O zachodzie słońca wszystko, co zostawało, zmieniałosięw kamień.
Podobno jeszcze i teraz można tu w okolicyznaleźćskamieniałe kości megaterium i innych stworzeń.
Takprzynajmniejsłyszałem.
A od kogo słyszałeś?
spytał Cyryl.
Ale duszekskrzywił się i zaczął grzebać w piasku, przebierającz ogromną szybkością swymi włochatymi rączkami;
Ach, zostań!
wykrzyknęły dzieci iopowiedznam jeszczecoś o tych czasach, kiedy na śniadanie jedzoinomegaterium!
Czy świat wtedy wyglądał jak teraz?
Duszek przestał kopać.
Ani trochę odparł.
Tugdzie mieszkałem, był^ tylko piasek, węgielrósł na drzewach, a ślimaki były takwielkie jak taca.
Można jeznaleźć i teraz, ale jużskamlić- niałe.
My, piaskowe duszki, mieszkaliśmy nad brzegiemmorzą, a dzieci przychodziły niosąc łopatkiz krzemieniai wiaderka z krzemienia i budowały zamki, żebyśmy mieligdzie,mieszkać.
Takbyło tysiące lat temu, ale słyszałem,że dzieci i teraz budują zamki z piasku.
Bo bardzo, jesttrudno wyzbyć się swoich przyzwyczajeń.
A dlaczegoprzestaliście mieszkaćw tych zamkach?
spytał Robert.
bardzo smutna historia odparł posępnie Piaskoludek Przestaliśtny dlatego, że dzieci budowały
17.
fosy przy zamkach i wstrętna woda morska napływała dofos.
A Piaskoludki, jaktylko sięzamoczą, od razu sięprzeziębiają i zwykle umierają od tego.
Więc było ó^z 'mniej i mniej duszków.
I kiedy dzieci spotykały któregNfeto zawszeżyczyły sobie megaterium i wszyscystrasznieaŁsię najadali na zapas, bo mogły całe tygodnie upłynąć, ;zanim nadarzyła się okazja, żeby wypowiedzieć nowe ży- lczenic.
Aczy tyzamoczyłeś się także?
zapytał Robert.
Piaskoludka przeszedł dreszcz.
'
Tylko raz odrzekł zamoczyłem sobie koniuszek dwunastegowłoska w moimlewym wąsiku jeszczeteraz czuję to miejsce,kiedy jest wilgoć w powietrzu.
Tylko raz mi się toprzydarzyło, ale dla mnie itego razubyło aż nadto.
I jak tylkosłońce wysuszyło mój biednyiwąsik, poszedłem nadrugi koniec plaży i tamgłęboko 'w ciepłym i suchym piasku wykopałem sobiedomek, sw którym stale odtąd mieszkałem.
Apóźniej morze stąd,:
odeszło, ale więcej wam nic nie opowiem, bo mam juzjdosyć, f
Tylko jednozawołały dzieciodpowiedz nanttna jedno tylko pytanie: czy iteraz możesz jeszcze spełniaćżyczenia?
Oczywiście rzekł Piaskoludek czyżnie spełniłem waszego życzenia dopiero przed chwilą?
Ktoś z waspowiedział: "Życzę sobie, żebyś się nam pokazał", no i pokazałem się.
Ach,Piaskoludku, czy możemy wypowiedzieć jeszczejedno życzenie?
Dobrze, ale prędko.
Mam już was dosyć.
Z pewnością prawie każdy z was nieraz sięzastanawiał,co by zrobił, mogąc wypowiedzieć trzy życzenia, które
',.,.
28, ,.
-....
-.
miałyby sięspełnić.
I nieraz musieliście myśleć zpogardąo staruszku i jegożonie z bajki o kiełbasie, uważając,że gdyby wam taka okazja się nadarzyła, to bez wahaniapotrafilibyście wymyślić trzy naprawdę pożyteczne życzenia.
Wkażdym razie dzieciz naszego opowiadania często mówiły o tymmiędzysobą.
Ale teraz, kiedy okazjanadarzyła się istotnie, na nic nieumiały się zdecydować.
Prędzej naglił duszek już rozgniewany.
Ale nikomu z dzieci nic nie przychodziło do głowy.
Jednej tylkoAntei przypomniało się jej własne i Janeczki życzenie,Októrym nigdy nawet nie wspomniały chłopcom, wiedząc,że takie rzeczy ich nie obchodzą.
Antea była przekonana,że i teraz życzenie chłopcom się nie spodoba, ale itakiebyło lepszeniż żadne.
Chciałabymwypowiedziała w wielkim pośpiechu żebyśmy byli wszyscy piękni jak dzień.
Dzieci spojrzały po sobie,ale nie widać było,żeby którekolwiek z nich stało się nagle choć trochę ładniejsze niżprzedtem.
Piaskoludek wysunął swe oczka osadzonenadługich szypułkach, wstrzymał oddech izacząłsię nadymać,aż stał siędwa razy bardziej pękaty i włochatyniżpoprzednio.
Nagle wypuścił gwałtownie powietrze i westchnąłgłęboko.
Zdajemi się, że nie dam rady - rzekł tonem usprawiedliwienia.
Musiałem wyjśćz wprawy.
Dzieci były okropnie rozczarowane.
Może nie wszyscy znacie tę bajkę, w którejwróżka obiecała pewnym staruszkom spełnić ichtrzy życzenia.
Zamiast wymyślićcoś naprawdę niezwykłego, staruszka życzyła sobie kiełbasy;mąż widząc, zeżona traci taką okazję, zakrzyknął w złości:.
Niech cita kiełbasa przyrośnie do nosa!
" I oczywiście trzeba było zmarnować i trzecie życzenie,żebyuwolnić nos żony odkiełbasy.
," ! .
, ".' 19 , ,,
:^^^^^^^^^^^^ '^.
,-." :.
:;^-.
Ach, spróbuj jeszcze raz!
prosiły.
Prawdę mówiąc objaśnił duszek zachowywałem sobie trochę siły na zapas, żeby spełnić życzenia pozostałych.
Ale jeżeli wystarczy wam jednożyczenie dziennie dla was wszystkich, to myślę,że zdołam je spełnić.
Czy zgadzacie się na to?
Tak, tak, zgadzamy się!
zawołałyJaneczka i Antea.
Chłopcy skinęli głowami.
W gruncie rzeczy żadenz nich nie wierzył, by duszekpotrafił spełnićżyczenie.
Dziewczynki zawsze są bardziej skłonne do uwierzeniaw rozmaite rzeczy niż chłopcy.
Duszek wysunął oczka jeszcze dalej niżprzedtem i zaczął się nadymać.
Nadymał się inadymał.
Mam nadzieję rzekła Antea że sobie nie zrobikrzywdy.
I że nie pęknie dodał z niepokojemRobert.
Wszyscy odetchnęli z ulgą, gdy duszek, który stał siętak pękaty, że ledwie się mieścił w swej jamce, nagle wypuścił oddech i odzyskał właściwe rozmiary.
W porządku rzekłdysząc ciężko jutrojuż pójdziełatwiej.
Czy to bardzo bolało?
spytała Antea.
Nie, moja droga, tylko mój chory wąsik trochę midokuczył odparł duszek.
Alejesteś miłymi myślącymdzieckiem.
Do widzenia!
Zaczął nagle grzebać gwałtownie w piasku rękami i nogami ipo chwili znikł.
Dzieci popatrzyły na siebie i wtedykażde z nich spostrzegło, że znajduje się w towarzystwietrojga nieznanych dzieci niebywale wprostpięknych.
Stali tak dłuższą chwilę w całkowitym milczeniu.
Każdemu przychodziło namyśl, że siostry i bracia musieli,sobie gdzieś pójść,a zamiast nich zjawiły się niepostrzeże-i
20 t
nie te obce dzieci, wtedy gdycała uwaga wszystkich skupiona była na nadymaniu się duszka.
Pierwsza przemówiłaAntea.
Przepraszam cię bardzo zwróciłasię z wielkąuprzejmością do Janeczki, która teraz miała ogromne, błękitne oczy i burzę włosówo miedzianym odcieniu przepraszam cię bardzo, ale czy nie spotkałaś gdzieś tutajdwóch małych chłopców i jednej dziewczynki?
Właśnie o to samo chciałam ciebie zapytać rzekłaJaneczka.
Słysząc toCyryl zawołał:
Ależ to ty!
Poznajętę dziurę w twoim fartuszku!
Ty jesteś Janeczka,prawda?
Aty jesteś Pantera; poznaję
21.
tę brudną chusteczkę, którą masz ód czasu, jak skaleczyłaś się w palec.
Patrzcieno, życzeniesię spełniło!
A czyja jestem także taki piękny jak wy?
Jeśli ty jesteś Cyryl, towolałamcię takim, jakimbyłeś przedtem odparła stanowczo Antea.
Wyglądasz jak aniołekz obrazka i takie masz złote włosy; z pewnością umrzesz młodo.
A jeśli tamtento Robert, to przypomina zupełnie włoskiegokataryniarza.
Ma włosy czarnejak smoła.
A wy obydwie wyglądacie jakpocztówki zpowinszowaniem odparł Robert ze złością.
Tak, tak, głupiepocztówki.
'A Janeczkama zamiast włosów pęczek marchewki na głowie.
W rzeczywistości włosy Janeczki miały słynny wenecHodcień, tak podziwiany przez wszystkich artystów.
Wszystko jedno rzekłaAntea nie ma co dogadywać sobie nawzajem.
Zabierajmy Baranka i chodźmyna obiad.
Zobaczycie, jak w domu będą się nami zachwycać.
Mały właśniesię obudził, kiedy dziecipodeszły doniego i stwierdziły z ulgą, że on przynajmniej nie był piękny jak dzień, ale taki jak zawsze.
Myślę, że jestpewnie zamały, żeby mieć własneżyczenia powiedziała Janeczka.
Następnym razembędziemy musieli specjalnie go wymienić.
Antea pobiegła naprzód i wyciągnęła do małego ramiona.
Chodź do Pantery, Barasiu powiedziała.
Mały spojrzał na nią niechętnie i wpakował sobie do
ust paluszek .
umorusany piaskiem.
A przecież Antea była
jego najulubieńszą siostrzyczką.
No chodź!
powtórzyła.
Ić sobie!
powiedział mały.
Chodź do Kizi zawołała Janeczka.
Cię Pantei odparł płaczliwie Baranek i usteczkamu zadrżały.
No chodź, łobuzie zawołał Robert chodź, Jobejt weźmie cię na bajana!
Uuuu, chłopak be!
ryknął Baranek wybuchającgwałtownym płaczem.
Teraz dzieci zrozumiały, co zaszło:
mały wcale ich nie poznawał!
Rodzeństwopopatrzyło na siebie z rozpaczą; a jeszczenajgorsze było to, że w takiej okropnej chwiliwzrok ichspotykał tylko prześliczneoczy jakichś zupełnie obcychdzieci zamiast wesołych, zwyczajnych, ale przyjaznychi dobrze sobie znanych, zawsze roześmianych oczu braciszków i siostrzyczek.
Ależ to głupia historia rzekł Cyryl, którypróbował podnieśćBaranka, aleBaranek wyrwał mu się, drapiącgo niczym kot i rycząc jak bawół.
Musimyjakośsię z nim zaznajomić, żeby go uspokoić.
Nie mogę przecieżnieść go do domu, jeśli będzie przez całą drogę takwrzeszczał.
To śmieszne, że trzebasięzaprzyjaźniać znaszymwłasnymBarankiem.
Tozupełny idiotyzm!
Ale tak właśnie musieli postąpić!
Zabrało im to przeszłogodzinę czasu, azawarcie znajomości z Barankiem byłoutrudnione iprzez to, że mały był głodny jak wilk i spragnionyjak piasek pustyni.
Wreszciepo długich staraniach zgodziłsię, aby dobcyzanieśli go do domu.
Dźwigali go kolejno, ale i to byłepołączone z ogromnym wysiłkiem, bo mały, sztywny jakdrut,odsuwałsię od nowych znajomych iw ten sposóbpodwajał swój ciężar.
23
,'';.
No, chwała Bogu, jesteśmy już w domu!
zawołała Janeczka mijając żelazną furtkę i chwiejnym krokiempodchodząc do drzwi domu.
Stała tamMarta, ich niania,i osłaniając oczy dłonią patrzyła z niepokojem na zbliżające się dzieci.
Nareszcie!
powiedziała Janeczka.
Marto, weźBaranka!
Marta wyrwała małego z rąk Janeczki.
No, Bogu dzięki, żeten się przynajmniejznalazł'.
wykrzyknęła.
A gdzie jest reszta?
I cościewy zajedni?
My to my, oczywiście rzekł Robert.
Coza my?
A jak sięnazywacie?
zapytała pogardliwieMarta,
Mówię ci, że to my, tylko jesteśmy piękni jakdzień poparł brata Cyryl.
Ja jestem Cyryl, a oni tocała reszta i straszniejesteśmygłodni.
Puść nas do domuinie bądź głupia.
Mariawzruszyła tylko ramionami na bezczelność Cyryla i usiłowała zamknąć mu drzwi przed nosem.
Ja wiem, że wyglądamy inaczejwtrąciłaAntea ale ja jestem Anteai jesteśmy wszyscy straszniezmęczeni, a już dawno powinniśmy być po obiedzie.
Toidźciena obiad do swojego domu, tam skądżeścieprzyszli.
A jeżeli to nasze dzieci namówiływas do tej zabawy, to możecie im powiedzieć ode mnie, że zdrowo zato oberwą; żeby potem nie miałypretensji.
Tomówiąc zatrzasnęła drzwi.
Cyryl zaczął gwałtownienaciskać dzwonek, ale bez skutku.
Wreszcie z okna sypialni wychyliła się głowakucharki.
'
Jeżeli zaraz się stąd nie zabierzecie,,!
to raz-dwa,pójdęi zawołampolicję.
Po czym okno się zatrzasnęło.
;.
24
ik
Wszystko nanic!
jęknęłaAntea.
Doprawdy,chodźmy stąd, nim wsadzą nas do więzienia.
Chłopcy orzekli, że Antea mówi od rzeczy,bo nikogow Anglii nie zamykają w więzieniu za to tylko, że jestpięknyjak dzień; mimoto wyszli za dziewczynkami nadrogę.
Myślę rzekła Janeczka że po zachodzie słońcabędziemy z powrotem sobą.
Czy ja wiem?
odparł Cyryl ze smutkiem.
Możetak, a może nie.
Wiele rzeczy zmieniło się całkiem odczasów megaterium.
Ach!
wykrzyknęłanagle Antea może po zachodziesłońca zamienimy się wkamienie, tak jak megaterium, inicjuż z nas nie zostanie na jutro.
Wybuchnęła płaczem, a zawtórowałajej Janeczka.
Nawet chłopcy pobledli.
Nikt nie miałodwagi powiedziećani słówka.
Popołudnie minęło wstrasznym nastroju.
W pobliżu nie byłożadnego domu, gdzie dzieci mogłybywyprosić choćby kromkęchleba czy szklankę wody.
A dowsi bałysię iść, bo widziały Martę idącą tam z koszykiem,a we wsi mieszkał tutejszy policjant.
Pocieszały się tylkomyślą, że sąpięknejak dzień.
Ale jest to bardzo słabapociecha, kiedy jest się głodnym jak wilki spragnionymjak gąbka.
Dzieci próbowały trzy razy skłonićktórąśze służącychw Białym Domku,żeby ich wpuściła do domu i wysłuchała ich opowieści.
Na próżno.
Potem Robert spróbowałpójść sam w nadziei, że uda musię wejść przez jednozokien z tyłudomu i później otworzyć drzwi pozostałym.
Ale okna byłyza wysoko.
W dodatku w jednym z nichukazała się Martai wylała Robertowi na głowę dzbanekpełen wody, mówiąc:
25.
Wynoś się stąd, wstręciuchu!
Ach, ty czarna małpo!
Skończyło się na tym, że usiedli rzędem pod krzakiemprzydrożnym, z nogami zwieszonymi do rowu, czekającna zachód słońca i wciąż próbując zgadnąć, co też będzie,gdy słońce zajdzie: czy znowu staną się sobą, czy też zamienią się w kamienie.
A choć zachowali swoje dawnegłosy, twarze mieli najzupełniej obcei tak promienniepiękne, że aż nieprzyjemnie było patrzeć.
Toteż unikalipatrzeniana siebie i każde znich czuło się okropnie samotne.
Nie myślę, że się zamienimy w kamienie rzekłRobert przerywając długą i przykrą ciszę boduszekpowiedział, żejutrospełni nowe nasze życzenie.
A przecieżniemógłby tego zrobić, gdybyśmy jutro byli już kamieniami.
Prawda?
Prawda odparły dzieci.
Ale wcale nie czuły siępocieszone.
Na nowo zapadło milczenie, jeszcze dłuższei jeszczebardziej przykre.
Nagle przerwałje Cyryl:
Nie chcę was straszyć, dziewczynki, ale zdaje misię, że zemną już się zaczęło.
Nogi mamcałkiem zdrętwiałe.
Na pewno zamieniam się w kamień.
A to samo zachwilębędziei z wami.
To nic nie znaczy odparłuprzejmie Robert może to tylkoty jeden zamienisz się w kamień, a ż namiwszystko będzie w porządku.
Będziemy wtedy opiekowaćsię twoim posągiem i zdobić go kwiatami.
Okazało się jednak, że nogi Cyrylazdrętwiały,bo siedział na nich za długo.
Gdy jewyciągnął spod siebie, aaczęły odżywać, czemu towarzyszyło okropne uczucie swędzenia i kłucia.
A wtedy wszyscyrzucili się na niego.
W
t
Żeby tak nas nastraszyć całkiem bez powodu!
mówiła zoburzeniem Antea.
Milczenie, jakie teraz zapadło, byłonajdłuższei najbardziej przykre.
Wreszcie odezwała sięJaneczka:
Jeśli się to wszystko jakoś dobrze skończy, topoprosimy Piaskoludka, żeby przy spełnianiu nowych życzeń niktw domu nie zauważył żadnych zmian.
Odpowiedziałojej głuche mruknięcie.
Dzieci czuły siętak okropnie, że nie mogły się zdobyć nawet na dobrepostanowienie.
W końcujednakgłód, strach, złość na siebie samych,a także zmęczenie cztery bardzo nieprzyjemne rzeczy sprowadziły jedną przynajmniej rzecz bardzo przyjemną,a mianowicie sen.
Dzieci posnęły siedząc rzędem nad ro.
wem z zamkniętymi prześlicznymi oczyma l otwartymiprześlicznymi ustami.
Pierwsza zbudziła się Antea.
Słońcezaszło i zapadał zmierzch.
Antea uszczypnęła się mocno, aby sprawdzić, co się z niądzieje.
Gdy zaś okazało się,że czuje uszczypnięcie, doszłado wniosku, że w takim razie nie jest kamieniem.
Wtedyzaczęła szczypać resztęrodzeństwa.
Oni też nie robili wrażenia skamieniałych.
Zbudźcie się!
zawołała Antea nieomal płaczącz radości.
Wszystko dobrze, nikt znas nie jest kamieniem.
Ach!
Słuchaj,Cyryl, jaki zciebie teraz przyjemnybrzydal!
Z powrotem masz swoje piegii nastroszone włosy, i małe oczka!
Awy tak samo!
dodałapatrząc -nainnych i nie chcąc, żeby resztarodzeństwa zazdrościła Cyrylowi brzydoty.
Po powrocie do domu dostałystraszną burę odMarty,która opowiedziała im oobcych dzieciach.
27
'.
Bardzo ładne dzieci, trzeba im przyznać, ale jakie
bezczelne!
Wiem odparłRobert; wiedział bowiem z doświadczenia, jak beznadziejna jest wszelka próba wytłumaczenia
czegokolwiek Marcie.
A gdzieżeście wy się, na miłość boską, podziewali
przez cały tenczas, nicponie!
Siedzieliśmy przy drodze.
, Macie!
Aczemuście nie wrócili na obiad?
Nie mogliśmy właśnie przez nich odparła
Antea.
Przez kogo?
Właśnie przez te dzieci piękne jak dzień.
Musieliśmy tam siedziećz nimi aż do zachodu słońca.
Bo nie mogliśmy przecieżwracać, póki się nie wynieśli.
Nie maszpojęcia, jak strasznie byliśmy na nich wściekli!
Ach, Marto, daj nam coś na kolację, jesteśmy okropnie głodni!
A pewnie!
rzekła Marta ze złością.
Głodni!
Po całym dniu takim jak dziś!
No, alemyślę, że będzieto dla was nauczka, żeby się nie zadawać z jakimiś obcymidziećmi.
Na pewno miały koklusz i dlatego tu przyjechały.
I pamiętajcie, jeżeli spotkacie ich jeszcze raz, to już żadnych rozmów!
Ani słóweczka, tylkoprosto do domui powiedzcie mnie, aja już sobie dam radę z tą ich całą pięknością!
Na pewno ci powiemy, jeśliichkiedy jeszcze spotkamy odparła Antea.
A Robertwpatrując się z utęsknieniem w zimne mięso,które przyniosła natacy kucharka,dodałż głęboką szczerością w głosie:
Ale będziemy się bardzopilnować, żeby ich już'nigdy nie spotkać.
' .:
I nigdy już ich nie spotkali.
roOZDZIAŁ H
ZŁOTE DUKATY
Anteazbudziła się rankiem z jakiegoś bardzo przykregosnu, w którym wulewny deszcz spacerowała bez parasol-.
ki po ogrodzie zoologicznym.
Zwierzęta czuły się wprostokropnie z powodu tego deszczui wszystkie pomrukiwałybardzo posępnymi głosami.
Ale po przebudzeniuAnteadalej słyszała posępne pomruki i deszcz padał dalej.
ToJaneczka, która miała katar, stękałai chrapała przezsen.
A deszcz spływał kroplami na twarz Anteiz mokregoręcznika, którytrzymał nad nią i ostrożnie wyżymał Robert.
W ten sposób, wyjaśnił, chciał jązbudzić.
Daj mi spokój!
zawołała z gniewem Antea.
I Robert dał spokój, gdyż właściwie nie był złym bratem, choćz niezwykłą pomysłowością umiał płatać figle, urządzaćzasadzki, budzić różnymi dziwnymi sposobami śpiące rodzeństwo i w ogóle był specjalistą od tych wszystkich małych wyczynów, które tak uszczęśliwiają domowników.
Miałam bardzo dziwnysen zaczęła Antea.
Ja teżwpadła jej w słowoJanka budząc się nagle.
Śniło mi się, że w starym kamieniołomieznaleźliśmy piaskowegoduszka, który powiedział, że nazywa sięSametyk i że możemy codzienniewypowiedzieć jakieś życzenie i.
Ależ to właśnie mnie się przyśniło rzekł Robert; Właśnie chciałem wam to opowiedzieć i że po29.
^''""'
wiedzieliśmy duszkowi nasze pierwsze życzenie.
Właściwie nie my wszyscy, ale wam się wyrwało takie idiotyczne życzenie, żebyśmy byli piękni jak dzień; No i byliśmy,
i to było po prostu straszne l
Ale czy kilkorgu ludziom może przyśnićsię to samo?
spytała Antea siadającna łóżku.
Bo i mnie towszystko się śniło.
I jeszczeprzyśnił misię ogród zoologiczny ideszcz.
ABaranek w tym śnie wcale nasnie poznał, a kucharkai Marta zamknęły nam drzwi przed no.
sem, bo byliśmytacy piękni, że one nas też nie poznały,
i że.
Zkorytarza rozległ się głosnajstarszego brata:
Chodź, chodź, Robert,bo znowu się spóźnisz na śniadanie, chyba że chcesz się wymigać od kąpieli,jak w zeszły
wtorek.
Chodź tu na chwilę, Cyryl!
zawołałw odpowiedzi
Robert.
Wcale się nie wymigiwałem, tylkowykąpałem
się po śniadaniu.
Cyryl,na wpół ubrany, ukazałsię we drzwiach.
Słuchaj, Cyryl rzekła Antea namwszystkimśnił się taki dziwnysen.
Śniło się nam,że znaleźliśmy
duszkaPiaskoludka.
Antea zamilkła na widok wzgardliwego spojrzeniaCyryla.
Sen?
zapytał.
Ależ to była prawda, wy osły.
Możecie mi wierzyć, że to wszystko zdarzyło się naprawdę.
Dlategowłaśnie chcęwcześniej wyjśćz domu.
Możemytam pójść zaraz po śniadaniui wypowiedzieć nowe życzenie.
Tylko przedtem musimysiędobrze zastanowić, jakieto mabyć życzenie, i nikomu nie wolno onic prosić, dopóki wszyscy inni najpierw się nie zgodzą.
Tylkobez żadnych niebywałych piękności tymrazem.
Mię ma tak dobrzet
ł- -[
Pozostała trójka ubierała sięz ustami szeroko otwartymi zwielkiego zdumienia.
Jeżeli sen o piaskowym duszkubył rzeczywistością, to rzeczywistość poranka mycie,ubieranie się i śniadanie zdawała się dziewczynkombardzo podobna do snu.
Janka sądziła, że Cyryl taa.
całkowitą rację.
Antea niebyła tego tak pewna aż do chwili,gdy dziecizobaczyły Martę i wysłuchały całego mnóstwawyrzutów na temat ichokropnego zachowania się poprzedniego dnia.
Wtedyi Antea nabrała pewności.
Bo niektórymludziom mówiła - śnią się tylko takie rzeczy, które sąwsenniku; więc, na przykład, węże czyostrygi albo ślub,który oznacza pogrzeb.
A węże oznaczają fałszywą przyjaciółkę, a ostrygimałe dzieci.
Małe dzieci, powiadasz?
rzekł Cyryl.
Jeślimowa o małych dzieciach, to może wiesz, gdzie jest Baranek?
Marta wybiera się do Rochester do swoich krewnychichce go zabrać ze sobą.
Mamusia jej pozwoliła odparłaJanka.
I teraz Marta wkładamu jego najlepsze ubranko.
Poproszęo masło.
Ciekawe, że też Marta ma ochotę zabierać go z sobą rzekłRobert ze zdziwieniem.
Gosposielubią zabierać ze sobą małe dzieci,kiedyidądo krewnych odparł Cyryl.
Dużo razy już to.
zauważyłem i zawsze lubią ubierać jew najlepszeubranka.
Myślę powiedziałaJanka że udają, żeto ich.
własnedzieci.
I że one same ciągnęłamarząco, przyczyni dobrała sobie marmolady nie są służącymi,tylko.
, żonanrijakichś udzielnych książąt, a dzieci są malymi ksią' żątkami czy księżniczkami.
Myślę, że Martabędzie opo
31
. ' - .
,;,..
wiadać swej krewnej takie właśnie rzeczy i będzie tymzachwycona.
E, chyba nie będzie tak bardzo zachwyconadźwigając na ręku nasze książątko aż do Rochester wtrąciłRobert chyba że ma całkiem inne usposobienie niż ja.
Toprawda!
wykrzyknął Cyryl, w zupełności zgadzając się z bratem.
Taszczyć Baranka do Rochester towątpliwa przyjemność.
Marta jedzie wozem pocztowym odparła Janka.
Możemy ich odprowadzić, a wtedy za jednym zamachemi im zrobimy przyjemność, ibędziemy wiedzieli, że pozbyliśmy się i Marty, i Baranka na cały dzień.
Tak teżzrobili.
Marta włożyła swoją odświętną suknię koloru mocnejpurpury w dwóch odcieniach.
Suknia była tak obcisła, żeMarta ledwo mogła oddychać.
Na głowie miałaniebieskikapeluszz białą wstążką i różowymikwiatami.
Żółty koronkowy kołnierzyk z zieloną kokardą okalał jej szyję.
Baranek miał na sobie równieżswoje najlepsze ubrankoz kremowego jedwabiu i taki sam kapelusik.
Wyglądali więc szalenie elegancko,kiedy wóz pocztowy,który miałich zabrać,zatrzymałsię na skrzyżowaniudróg.
W chwilępotembiała buda i czerwone koła wozunikły coraz bardziej w tumanach wapiennego pyłu.
Ateraz jazda do Same tyka!
zawołał Cyryl'i całaczwórka ruszyła w drogę.
Po drodzezastanawiali się, jakie tym razem mają wy-Jpowiedzieć życzenie.
Ale chociaż bardzo im było spieszno, Tniepróbowali nawet zsuwać się wzdłuż ścian kamieniołomu, ale jak poprzednio poszli spokojnie bezpieczną, okólnądrogą.
W 'miejscu gdzie duszek znikł wczoraj w piasku,ułożyli mały krąg z kamieni, toteż teraz z łatwością je
-.32
odnaleźli.
Słońce mocno świeciło igrzało, niebo było bezchmurki ibardzo niebieskie, a piasektak gorący, że ledwo można byio go dotknąć.
Ale przypuśćmy, że towszystko tylko si% nam śniło rzekł Robert w chwili, gdy chłopcy wyciągaliłopatkiz iasku, gdzie je poprzednioschowali, i zabieraj.
siędokopania.
A przypuśćmy, że ty jednak masz trochę oleju w głowie odparł Cyryl jedno i drugie jest tak samo prawdopodobne!
Przypuśćmy, że ty potrafisz odzywać się przyzwoicie odgryzł się Robert.
Przypuśćmy rzekłaJaneczka ze śmiechem żeteraz my będziemy kopaćna zmianę.
Bo zdaje się, że wam,chłopcom, robi się jakby trochę za gorąco.
Przypuśćmy, że nie będziesz tuwtykać swego głupiego nosa odparł Robert, któremu istotnie było terazbardzo gorąco.
Już nie będziemy wtrąciła pośpiesznie Antea.
Robert,kochanie,nie bądź taki zły jak chrzan!
nie powiemy już anisłówka i ty będziesz mówił do Piaskoludkai wypowiesz mu naszeżyczenie.
Z pewnościązrobisz toznacznie lepiej odnas.
Przypuśćmy, że przestaniesz się wygłupiać rzekłRobert, ale już bez złości.
Uwaga!
Teraz wszyscy będziemy rozgrzebywać piasekrękami!
Rozgrzebali piasek rękami i tak jak wczoraj wyłonił sięnajpierw,pająkowaty tułowik pokryty brunatną sierścią,potem długie łapki i nóżki, nietoperze uszka i ślimaczeoczka, a wreszcie ukazał się cały duszek.
Wszyscy odetchnęli z ulgą i zadowoleniem, bo teraznie ^ulegało jużwątpliwości, żeto niebył sen.
3 pięcioro dzieci i,,coś" o o.
Duszek usiadł i otrząsnął piasek ze swego futerka.
Jak miewa się dzisiaj twój lewywąsik?
spytałagrzecznie Antea.
Nie najlepiej rzekł duszek noc miałem dosyćniespokojną.
Aledziękuję cibardzoza pamięć.
A jak z życzeniami zagadnął Robert czy kujesz, że nie będziesz miał z tym trudności?
Bo chcielibyśmy bardzo cię prosić ojednododatkowe życzenie.
Bardzomaleńkie zresztądodał ugodowo.
Humf!
mruknął duszek.
(Jeżeli będziecie to czytaćgłośno, to wymawiajcie, proszę was, "humf"dokładnie,jak jest napisane, bo tak właśnie wymawiał to duszek).
Humf!
Czy wiecie, że póki nie usłyszałem, jak sobie przygadujecie tuż nad moją głową, i w dodatku tak głośno,byłem pewien, żeście mi się tylko śnili.
Miewam czasemtakie dziwaczne sny.
Doprawdy?
szybko wtrąciła Janeczka chcąc uniknąćdalszej rozmowy o przygadywaniu.
Chciałabymbardzododała bardzo grzecznie żebyśnam opowiedział ck o swoich snach.
Muszą to być strasznieciekawesny.
Czy to jest wasze życzenie na dzisiaj?
zapytałPiaskoludek i ziewnął.
Cyryl mruknął coś o tym, że "z dziewczynkami wiecznieto samo",a reszta dzieci trwaław milczeniu.
Gdyby ktośz nichodpowiedział "tak", przepadłyby oczywiście wszystkie przygotowane nadzisiaj życzenia.
A znowu powiedzieć"nie" byłoby bardzo niegrzecznie.
Dzieciom zaś- nakazywano, by.
były grzeczne, a poza tymsame z siebie nauczyłysię troszkęgrzeczności, co wcale nie jest przecież tym samym.
Milczały więc i odetchnęły z ulgą dopiero, kiedyduszek powiedział:
34
I jeżeliopowiemwam swoje sny, to nie będę miał dosyć siły, żeby spełnić drugie życzenie.
Nawet jeśli tymżyczeniembędzie trochę rozumu czy grzeczności, czy miłe
usposobienie.
' Wcale nie chcemy, żebyś się wysilał na dawanie namt a^ ich rzeczy, bo z tym potrafimy sami sobieporadzić odparł skwapliwie Cyryl.
A reszta dzieci popatrywała tylko nasiebie, jakby w poczuciu winy, i pragnęła,by Piaskoludek przestał jużwreszciemówić o miłym usposobieniu.
Zdwojga złego woleliby, żeby ich zbeształ- solidnie, a potemjuż dał spokój.
No dobrze rzekł duszekwysuwając'.
sweślimaczeoczka tak nagle, że jedno z nichomal nie trafiło w okrągłejak spodek oko Roberta.
Zacznijmy oatego maleńkiego życzenia.
Chcielibyśmy, żeby w domu nikt nie zauważył tego,
co nam dajesz.
Co jesteś łaskaw namdawaćpodpowiedziałaszeptem Antea.
%,
Co jesteśłaskaw nam dawać po