14385
Szczegóły |
Tytuł |
14385 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
14385 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14385 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
14385 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
STRAZNICY LARSHA
THE HALL OF THE DEAD
Robert E. Howard
L. Sprague de Camp
Maj�c powy�ej uszu miasta Z�odziei (z wzajemno�ci�) Conan pod��a na Zach�d do stolicy
Zamory � Shadizaru, zwanego Miastem �ajdak�w, gdzie ma nadzieje znale�� obfite �upy. Przez
jaki� czas istotnie uprawia swoj� profesja z wi�kszym powodzeniem ni� w Arenjunie, ale tamtejsze
pi�kno�ci szybko uwalniaj� go od nadmiaru pieni�dzy, w zamian wprowadzaj�c w arkana sztuki
mi�osnej. N�cony pog�oskami o skarbach ukrytych w pobliskich ruinach staro�ytnego miasta
Larshy udaje si� tam, �cigana przez oddzia� �o�nierzy wys�anych, by go pojma�.
W w�wozie zapad� mrok, chocia� wolno znikaj�ce za horyzontem s�o�ce znaczy�o jeszcze
niebo szkar�atem przechodz�cym w ��� i r�. Na tle tego pastelowego pasma bystre oko mog�o
dojrze� w oddali czarne kontury kopu� i wie� Shadizaru � Miasta �ajdak�w, stolicy Zamory
s�ynnej pi�kno�ci� swych ciemnow�osych kobiet i tajemniczymi wie�ami, zamieszka�ymi przez
olbrzymie paj�ki.
Z nadej�ciem zmroku na niebosk�onie pojawi�y si� pierwsze gwiazdy. Jakby w odpowiedzi na
ich nieme wo�anie, w oknach odleg�ego Shadizaru rozb�ys�y �wiat�a. Gwiazdy l�ni�y zimno i blado,
patrz�c z wysoka na o�wietlone mi�kkim �wiat�em ludzkie siedziby, kryj�ce bezmiar wyst�pku i
zbrodni.
Tylko cykanie nocnych owad�w zak��ca�o cisz� panuj�c� w w�wozie. Nagle naruszy� j�
miarowy odg�os krok�w. To zbli�a� si� oddzia� zamora�skiej gwardii � pi�ciu �o�nierzy w
zwyk�ych, stalowych he�mach i sk�rzanych kaftanach nabijanych mosi�nymi guzami,
prowadzonych przez oficera w polerowanym, spi�owym pancerzu i he�mie ozdobionym
grzebieniem z ko�skiego w�osia. Ich nogi w mosi�nych nagolennikach szele�ci�y w wysokiej,
bujnej trawie porastaj�cej dno w�wozu. Szli z chrz�stem, szcz�kaj�c i dzwoni�c or�em. Trzech
mia�o �uki, dwaj pozostali piki. U bok�w wisia�y im kr�tkie miecze, a na plecach przytroczyli sobie
okr�g�e puklerze. Oficer by� uzbrojony w d�ugi miecz i sztylet.
� Co zrobi� z Conanem, gdy go schwytamy? � mrukn�� jeden z �o�nierzy.
� Wy�l� go do Yezud i rzuc� na po�arcie bogu�paj�kowi, wi�cej ni� pewne � odpowiedzia�
drugi. � Pytanie tylko, czy zostaniemy przy �yciu, by podj�� nagrod�, kt�r� nam obiecali?
� Chyba si� go nie boisz? � spyta� trzeci.
� Ja? � sarkn�� drugi z rozm�wc�w. � Nie obawiam si� nikogo i niczego, nawet �mierci.
Pytanie tylko � jakiej �mierci? Ten z�odziej nie jest cywilizowanym cz�owiekiem, lecz dzikim
barbarzy�c�, a si�y ma za dziesi�ciu. Dlatego poszed�em do s�dziego i spisa�em testament�
� Dobrze wiedzie�, �e przynajmniej rodzina dostanie nagrod� � powiedzia� drugi. � Szkoda,
�e o tym nie pomy�la�em.
� Ee � mrukn�� pierwszy z rozm�wc�w. � Zawsze znajd� jaki� pretekst, aby pozbawi� nas
zap�aty, nawet je�li z�apiemy �obuza.
� Przecie� sam prefekt obieca� � wtr�ci� si� inny �o�nierz.
� Bogaci kupcy i magnaci, kt�rych grabi� Conan, ufundowali nagrod� za jego g�ow�.
Widzia�em te pieni�dze � worek z�ota tak ci�ki, �e jeden cz�owiek ledwie mo�e go unie��.
Nadali sprawie tyle rozg�osu, �e teraz nie o�miel� si� z�ama� obietnicy.
� Lecz je�li go nie schwytamy � m�wi� drugi �o�nierz � to zdaje si�, napomykali, �e
zap�acimy za to w�asnymi g�owami� � Podni�s� g�os.
� Kapitanie Nestor! Czy nie m�wili, �e�
� Przesta�cie mle� j�zorami! � uci�� oficer. � S�ycha� was a� w Arenjunie. Conan us�yszy
was na mil�. Koniec rozm�w! I spr�bujcie maszerowa� bez ha�asu!
Nestor by� m�czyzn� �redniego wzrostu, o szerokich barach. W blasku dnia mo�na by�o
zobaczy�, �e mia� szare oczy i jasnobr�zowe, przetykane siwizn� w�osy. By� Gunderem,
mieszka�cem najdalej na p�noc wysuni�tej prowincji Akwilonii, oddalonej o tysi�c pi��set mil na
zach�d. Zadanie, jakie mu wyznaczono sprowadzi� Conana �ywego lub martwego � wcale go nie
cieszy�o. Prefekt ostrzega�, �e je�li mu si� nie powiedzie, zostanie surowo ukarany � mo�e p�j��
nawet pod katowski top�r. Sam kr�l wyda� rozkaz pojmania przest�pcy, a kr�l Zamory szybko
rozprawia� si� ze s�ugami, kt�rzy go zawiedli. Informatorzy z przest�pczego podziemia donie�li, �e
wczesnym rankiem widziano Conana zd��aj�cego w kierunku w�wozu, tote� zwierzchnik Nestora
niezw�ocznie wys�a� go w po�cig na czele niewielkiego oddzia�u, jaki zdo�a� zebra� w koszarach.
Nestor nic darzy� zaufaniem id�cych za nim �o�nierzy. Uwa�a�, �e to stado baran�w ucieknie w
obliczu niebezpiecze�stwa i zostawi go sam na sam z barbarzy�c�. A chocia� Gunder by�
odwa�nym cz�owiekiem, nie �udzi� si� co do swoich szans w pojedynku z tym zawzi�tym, m�odym
dzikusem. Pancerz zapewni mu tylko niewielk� przewag�.
�una na zachodzie przygas�a, a� ciemno�ci pog��bi�y si�; �ciany w�wozu jakby si� zwar�y, sta�y
si� wy�sze i bardziej strome. �o�nierze za plecami Nestora zn�w zacz�li szepta�.
� Nie podoba mi si� to. Ta droga wiedzie do ruin Larshy. Przekl�tej Larshy, wok� kt�rej kr���
duchy staro�ytnych mieszka�c�w, zwodz�ce przechodni�w. M�wi� te�, �e w mie�cie znajduje si�
komnata�
� Cisza! � warkn�� Nestor odwracaj�c g�ow�. � Je�li�
W tej�e chwili potkn�� si� o rzemie� przeci�gni�ty wzd�u� �cie�ki i run�� jak d�ugi na ziemi�.
Rozleg� si� trzask �amanego drewna. Rzemie� zwiotcza�.
Z potwornym hukiem lawina kamieni i py�u stoczy�a si� z lewej �ciany w�wozu. Nestor
usi�owa� stan�� na nogi, lecz kamie� wielko�ci ludzkiej g�owy uderzy� go w napier�nik i obali� na
ziemi�. Inny g�az str�ci� mu he�m, mniejsze sypa�y si� jak grad na r�ce i nogi. Z ty�u rozleg� si�
ch�ralny ryk przera�enia i grzechot kamyk�w b�bni�cych o metal. Potem zapad�a cisza.
Nestor podni�s� si� chwiejnie. Wykaszla� py� z p�uc i spojrza� za siebie. Kilka krok�w dalej
rumowisko g�az�w tarasowa�o w�w�z na ca�ej szeroko�ci. Podszed� bli�ej. Ujrza� czyj�� r�k� i
nog� wystaj�c� spod kamieni. Zawo�a�, lecz nie otrzyma� odpowiedzi. Dotkn�� wystaj�cych
ko�czyn, ale nie znalaz� w nich �ladu �ycia. Lawina wyzwolona szarpni�ciem rzemienia dos�ownie
star�a z powierzchni ziemi jego niewielki oddzia�.
Nestor obmaca� si� ostro�nie, sprawdzaj�c, czy ko�ci ma ca�e. Okaza�o si�, �e cho� pancerz
mia� mocno pogi�ty i porysowany, nie poni�s� wi�kszego szwanku. P�on�c s�usznym gniewem,
podni�s� he�m, po czym ruszy� �ladem Cymeryjczyka. Nie m�g� na wiele liczy�, wracaj�c bez
Conana, lecz straciwszy ludzi i nie wykonawszy rozkazu by� pewien, �e oczekuje go powolna i
bolesna �mier�. Mia� tylko jedno wyj�cie: pojma� Cymeryjczyka lub zabi� go.
Z mieczem w d�oni, utykaj�c, szed� kr�tym w�wozem. Blada po�wiata na niebie m�wi�a o
zbli�aj�cej si� pe�ni. Nestor wyt�y� wzrok, spodziewaj�c si�, �e lada chwila barbarzy�ca
wyskoczy na� zza ska�. W�w�z stopniowo stawa� si� p�ytszy, a zbocza �agodniejsze. Na prawo i
lewo odchodzi�y liczne odga��zienia, dno sta�o si� kamieniste i nier�wne, zmuszaj�ce Nestora do
gramolenia si� przez g�azy i niskie poszycie. Wreszcie w�w�z sko�czy� si�. Wszed�szy na
niewysoki stok, Gunder znalaz� si� na rozleg�ym p�askowy�u otoczonym przez odleg�e �a�cuchy
g�r. Przed nim, o strza� z �uku wznosi�y si� mury Larshy. �wiat�o ksi�yca nadawa�o im kolor
ko�ci s�oniowej. Naprzeciw wylotu parowu znajdowa�a si� pot�na brama. Czas skruszy� z�bate
blanki mur�w, za kt�rymi widnia�y zapadaj�ce si� dachy i zrujnowane wie�e.
Nestor przystan��. M�wiono, �e Larsha to niezwykle stare miasto. Legenda g�osi�a, �e sta�o tu
od czas�w Kataklizmu, gdy przodkowie Zamoran Zhemrowie utworzyli pierwsz� wysepk�
cywilizacji na morzu szerz�cego si� barbarzy�stwa. W�r�d mieszka�c�w Shadizaru szerzy�y si�
wie�ci o �mierci, czaj�cej si� w ruinach miasta i Nestor wiedzia�, �e nikt z tych, kt�rzy na
przestrzeni wiek�w wyruszyli na poszukiwanie ukrytych tam skarb�w, nie wr�ci�. Nikt nie
wiedzia�, jaki los spotka� zuchwalc�w, poniewa� nie prze�y� nikt, kto m�g�by co� o tym
powiedzie�.
Dziesi�� lat temu kr�l Tiridates wys�a� do miasta zast�py swych najdzielniejszych �o�nierzy.
Wkroczyli tam w bia�y dzie�, podczas gdy kr�l ze sw� �wit� pozosta� przed bram�. Za murem
rozleg�y si� dzikie wrzaski i szcz�k or�a, p�niej zapad�a g�ucha cisza. Czekaj�cy na zewn�trz
dworacy umkn�li, a Tiridates si�� rzeczy wraz z nimi. Od tej pory nikt nie pr�bowa� narusza�
spokoju Larshy.
Chocia� Nestor, jak prawie ka�dy najemnik, pa�a� ch�ci� szybkiego wzbogacenia si�, nie
post�powa� pop�dliwie. Lata wojaczki w kr�lestwach mi�dzy Zamor� a krajem ojczystym
nauczy�y go rozwagi. Sta�, wa��c szans� i ryzyko, gdy ujrza� co�, co spowodowa�o, �e zesztywnia�
i mocniej �cisn�� miecz w d�oni. Zobaczy� przemykaj�c� pod murem posta�. Mimo �e posta� by�a
zbyt daleko, by przy blasku ksi�yca rozpozna� jej twarz, koci ch�d zdradza� to�samo��
m�czyzny. Conan!
Ogarni�ty nag�� w�ciek�o�ci� Nestor ruszy� naprz�d. Szed� �wawo, przytrzymuj�c pochw�
miecza, �eby nie obija�a si� o nogi. Lecz wyostrzony s�uch barbarzy�cy ostrzeg� go o blisko�ci
przeciwnika. Cymeryjczyk okr�ci� si� na pi�cie i wydobywany z pochwy miecz b�ysn�� w bladym
�wietle gwiazd. Widz�c przed sob� tylko jednego wroga, Conan znieruchomia�, szykuj�c si� do
walki.
Nestor podszed� bli�ej. Teraz m�g� lepiej przyjrze� si� �ciganemu. Barbarzy�ca mierzy� prawie
190 centymetr�w, wytarta tunika nie zakrywa�a grubych w�z��w mi�ni na jego ramionach. U
boku mia� zawieszon� sk�rzan� sakw�; pust�. W m�odej, okolonej czarn� grzyw� prosto
przyci�tych w�os�w twarzy b�yszcza�y niebieskie oczy.
Nie pad�o ani jedno s�owo. Nestor stan��, by chwyci� oddech i zdj�� p�aszcz, lecz nie zd��y�, bo
barbarzy�ca run�� na� jak burza.
W blasku ksi�yca zimno b�yska�y dwa ostrza, brz�k i �wist rozdar�y cisz� pustkowia. Nestor
by� bardziej do�wiadczonym szermierzem, ale m�ody Cymeryjczyk nadrabia� ten brak
osza�amiaj�c� szybko�ci� i si��. Jego atak mia� gwa�towno�� huraganu. Zr�cznie paruj�c ciosy.
Nestor musia� si� cofa� krok za krokiem. Zw�onymi oczyma obserwowa� przeciwnika, czekaj�c,
a� ten os�abnie i zwolni tempo. Daremnie. Cymeryjczyk zdawa� si� nie wiedzie�, co to zm�czenie.
Zamachowym ciosem znienacka Nestor przeci�� Conanowi tunik� na piersi, lecz ostrze nie
si�gn�o cia�a. Barbarzy�ca odpowiedzia� b�yskawicznym pchni�ciem, kt�re ze�lizn�o si� po
napier�niku Gundera, ryj�c g��bok� rys� w spi�u. Nestor cofn�� si� przed nast�pnym ciosem i noga
omskn�a mu si� na kamieniu. Conan zada� przeciwnikowi straszliwy cios w kark. Gdyby miecz
spad� tam, gdzie barbarzy�ca mierzy�, g�owa oficera potoczy�aby si� po kamieniach, jednak cios
dosi�gn�� go w chwili, gdy straci� r�wnowag�. Z przenikliwym brz�kiem ostrze trafi�o w
grzebieniasty he�m, przeci�o stal i rzuci�o Nestora na ziemi�.
Ci�ko dysz�c, Conan podszed� do powalonego i wzni�s� miecz do ciosu. Przeciwnik le�a� bez
ruchu, spod okapu jego he�mu s�czy� si� strumyk krwi. M�odzie�czo dufny w si�� swego ramienia
Conan by� przekonany, �e zabi� prze�ladowc�. Wsun�� miecz do pochwy, odwr�ci� si� i ruszy� w
stron� miasta.
Po chwili dotar� do bramy. Pot�ne wierzeje z grubych na stop� bali okutych spi�em by�y
dwukrotnie wy�sze ni� stoj�cy przed nimi cz�owiek. Cymeryjczyk zapar� si� nogami w ziemi� i z
ca�ej si�y pchn�� podwoje. Bez skutku. Si�gn�� po miecz i uderzy� r�koje�ci� w metal. Ostry
d�wi�k zdradzi�, �e drewno pod spodem spr�chnia�o, ale spi� by� zbyt gruby, aby zdo�a� go
przer�ba�, nie �ami�c przy tym cennej klingi. A zreszt� po co, skoro istnia�y znacznie prostsze
sposoby.
Kilkana�cie krok�w dalej mur skruszy� si� tak bardzo, �e w najni�szym punkcie wznosi� si�
najwy�ej na sze�� metr�w, za� le��ca tam sterta gruzu mia�a dwa metry wysoko�ci. Conan dotar�
do tego miejsca, cofn�� si� o kilka krok�w, by nabra� rozp�du, po czym wbieg� na kup� gruzu i
skoczy�. Chwyci� kraw�d� muru palcami, podci�gn�� si� i sapi�c wygramoli� si� na g�r�. Nie
zwracaj�c uwagi na zadrapania spojrza� na miasto.
U podn�a muru rozci�ga� si� pas nie zabudowanej przestrzeni, gdzie trawa toczy�a odwieczn�
wojn� z brukiem. Kamienne p�yty by�y pop�kane i powykrzywiane. W ka�d� szczelin� wdar�y si�
trawy, chwasty oraz kilka kar�owatych drzewek. Dalej le�a�y pozosta�o�ci jednej z ubo�szych
dzielnic. Dawne n�dzne lepianki rozpad�y si�, tworz�c sm�tne kopczyki py�u. Za nimi Conan
dostrzeg� bia�e, lepiej zachowane budowle z kamienia: �wi�tynie, pa�ace szlachty i domy
zamo�nych mieszczan. Nad wszystkim roztacza�a si� nieuchwytna aura z�a, tak cz�sto spotykana
w ruinach staro�ytnych miast.
Wyt�aj�c wzrok rozejrza� si� na boki. Nic. �adnego ruchu. Jedynym d�wi�kiem by�o l�kliwe
cykanie �wierszczy.
On tak�e s�ysza� opowie�ci o zgubie czekaj�cej wszystkich, kt�rzy o�miel� si� zapu�ci� w ruiny
Larshy. Chocia� sprawy nadprzyrodzone budzi�y w duszy barbarzy�cy g��boki, atawistyczny l�k,
pociesza� si� my�l�, �e gdy istoty nadprzyrodzone przybieraj� materialn� posta�, mo�na je zrani�
lub zabi� zimnym �elazem jak ka�dego �miertelnika. Cymeryjczyk nie przyszed� po to, by teraz z
obawy przed cz�owiekiem, zwierz�ciem czy demonem zrezygnowa� ze skarbu.
Zgodnie z powszechnym przekonaniem legendarny skarb Larshy znajdowa� si� gdzie� w pa�acu
kr�lewskim. �ciskaj�c miecz w lewej d�oni, barbarzy�ca opu�ci� si� po sp�kanym murze i ju� po
chwili ra�no pod��a� kr�tymi uliczkami w kierunku centrum miasta. Chocia� si� spieszy�, nie robi�
wi�cej ha�asu ni� cie�. Ze wszystkich stron rozci�ga�y si� ruiny. Tu i tam frontowe �ciany zawali�y
si� i le��ce na ulicach gruzy zmusza�y do szukania obej�� lub wdrapywania si� na sterty
potrzaskanych cegie� i marmuru. Niemal idealnie okr�g�y ksi�yc sta� ju� wysoko na niebie,
oblewaj�c wszystko niesamowitym, srebrzystym blaskiem. Z prawej strony Cymeryjczyk
spostrzeg� cz�ciowo zawalon� �wi�tyni�, z kt�rej pozosta� tylko portyk, podtrzymywany przez
cztery pot�ne, marmurowe kolumny. Wysoko w g�rze szczerzy� si� rz�d marmurowych
gargulc�w, wyobra�aj�cych dawnych bog�w � p�demony, p�bestie.
Conan pr�bowa� przypomnie� sobie strz�pki rozm�w zas�yszanych w winiarniach Maul,
wyja�niaj�cych okoliczno�ci opuszczenia Larshy przez mieszka�c�w. M�wiono co� o kl�twie
rzuconej przed wiekami przez rozgniewanego boga jako kara za wyst�pki tak straszne, �e zbrodnie
przest�pc�w Shadizaru zdawa�y si� przy nich cnotami.
Barbarzy�ca powoli zbli�a� si� do centrum, gdy nagle zauwa�y� dziwn� rzecz. Podeszwy jego
sanda��w zacz�y si� lepi� do potrzaskanego bruku, jakby pokrywa�a go rozgrzana smo�a. Przy
ka�dym kroku s�ysza� ciche cmokni�cie. Schyli� si� i dotkn�� chodnika. Ujrza� cienk� warstw�
bezbarwnej, lepkiej substancji, ju� prawie suchej.
Trzymaj�c d�o� na r�koje�ci miecza, Cymeryjczyk rozejrza� si� wok�. Nikogo nie dostrzeg� i
�aden d�wi�k nie dolecia� jego uszu. Wznowi� marsz. Jego sanda�y znowu zacz�y cicho cmoka�.
Conan zatrzyma� si� nagle i spojrza� za siebie. M�g�by przysi�c, �e w oddali rozlega�y si� podobne
d�wi�ki. Z pocz�tku my�la�, �e to echo jego w�asnych krok�w, ale teraz ju� prawie min��
zrujnowan� �wi�tyni� i w pobli�u nie by�o �adnych �cian.
Przeszed� jeszcze kilka krok�w i zn�w stan��. Tym razem us�ysza� co�� tylko �e teraz odg�os
ten nie ucich�, kiedy barbarzy�ca zamar� bez ruchu. Nawet przybra� na sile. Nastawiwszy ucho
Conan stwierdzi�, �e �r�d�o d�wi�ku znajduje si� gdzie� z przodu. Poniewa� na ulicy jak okiem
si�gn�� nie by�o nikogo, tajemniczy obiekt musia� znajdowa� si� na bocznej uliczce lub w jednym
z rozwalaj�cych si� dom�w.
Szmer zbli�a� si�, szybko przechodz�c w ohydny, bulgocz�cy syk. Mimo stalowych nerw�w
Conan w napi�ciu oczekiwa� na pojawienie si� przybysza.
W ko�cu zza pobliskiego rogu wy�oni�a si� ogromna, o�liz�a masa, szkaradnie l�ni�ca w �wietle
ksi�yca. Stw�r wytoczy� si� na ulic� i �wawo ruszy� ku barbarzy�cy, w ciszy zak��canej jedynie
odg�osem mlaskania, wywo�ywanym przez szczeg�lny spos�b poruszania si�. Z przodu mia� dwie
pary naro�li podobnych do rog�w: jedn� o d�ugo�ci przynajmniej trzech metr�w, a pod ni� drug�,
kr�tsz�. D�u�sze wyrostki wygina�y si� na wszystkie strony i Conan domy�li� si�, �e na ich
ko�cach znajduj� si� oczy. Stw�r ten by� �limakiem podobnym do zwyk�ego winniczka, kt�ry
znaczy �luzem szlak nocnych w�dr�wek w ogrodzie. Jednak ten �limak mia� pi�tnastometrowy
kad�ub wznosz�cy si� wy�ej ni� g�owa Cymeryjczykowi. Fala ohydnego smrodu poprzedza�a
potwora, poruszaj�cego si� szybciej ni� biegn�cy cz�owiek. Oniemia�y ze zdziwienia Conan stan��
jak wryty, spogl�daj�c na pe�zn�c� mas� gumowatego cielska. Nagle �limak wyda� d�wi�k
przypominaj�cy spluni�cie, tylko wielokrotnie g�o�niejszy. Otrz�sn�wszy si� ze zdumienia,
barbarzy�ca uskoczy� w bok. Strumie� cieczy przeci�� powietrze w miejscu, gdzie przed chwil�
sta�. Ma�a kropla spad�a mu na rami�, pal�c jak roz�arzony w�giel.
Conan odwr�ci� si� i pogna� z powrotem co si� w nogach. Zn�w musia� pokonywa� sterty
potrzaskanych kamieni. S�uch podpowiada� mu, �e potw�r jest tu�, tu�. Mo�e nawet ju� go
dopada�. Nie odwa�y� si� spojrze� przez rami�, bo wiedzia�, �e je�li si� potknie i upadnie,
prze�ladowca w mgnieniu oka b�dzie przy nim.
Ponownie us�ysza� dono�ne kaszlni�cie. Gwa�townie rzuci� si� w bok i zn�w struga cieczy
przelecia�a obok. Zrozumia�, �e nawet je�li �limak nie zdo�a go dopa�� zanim dotrze do mur�w
miasta, to w ko�cu trafi go kolejn� porcj� �r�cego p�ynu.
Skoczy� za r�g najbli�szego budynku, znikaj�c potworowi z oczu. Przebieg� w�sk�, kr�t�
uliczk� i skr�ci� za nast�pny r�g. Wiedzia�, �e na pewno zab��dzi w labiryncie ulic, lecz przede
wszystkim musia� wci�� zmienia� kierunek ucieczki, tak by nie dawa� �limakowi sposobno�ci do
ataku.
Mlaskanie i smr�d �wiadczy�y o tym, �e stw�r nadal go �ciga. Raz, przystan�wszy by nabra�
tchu, Conan obejrza� si� i zobaczy� szarawe cielsko wy�aniaj�ce si� zza rogu.
Ucieka� dalej i dalej, klucz�c tu i tam w labiryncie staro�ytnego miasta. Pomy�la�, �e je�li nawet
nie uda mu si� zgubi� prze�ladowcy, to mo�e zdo�a go zm�czy�. Cz�owiek jak wiedzia� � na
d�u�sz� met� jest wytrzymalszy od wi�kszo�ci zwierz�t. Jednak �limak zdawa� si� posiada�
niewyczerpany zapas si�.
W pewnej chwili jeden z mijanych budynk�w wyda� si� Conanowi dziwnie znajomy.
U�wiadomi� sobie, �e dotar� do zrujnowanej �wi�tyni, kt�r� widzia� wcze�niej, tu� przed tym,
zanim napotka� �limaka. Kr�tki rzut oka pozwoli� mu stwierdzi�, �e zr�czny wspinacz mo�e si�
wdrapa� na g�r�. Nie trac�c czasu, wszed� na stert� gruzu, a z niej na potrzaskany mur. Skacz�c z
kamienia na kamie�, dotar� szybko do ocala�ego frontu. Po chwili by� na g�rze, za rz�dem
marmurowych gargulc�w. Podszed� do nich, st�paj�c tak lekko, jak potrafi� w obawie, �e resztki
dachu run� pod jego ci�arem. Musia� te� omija� dziury w poszyciu.
Z do�u nadlecia�a fala smrodu i odg�osy mlaskania. Stw�r musia� zgubi� �lad ofiary i nie
wiedz�c, gdzie jej szuka�, zatrzyma� si� przed �wi�tyni�. Zachowuj�c ostro�no�� � bowiem by�
przekonany, �e potw�r mo�e go dostrzec nawet przy tak nik�ym �wietle � Conan zerkn�� zza
kamiennego pos�gu. W blasku ksi�yca ujrza� wielkie, szarawe cielsko. �limak ko�ysa� d�ugimi
czu�kami, wypatruj�c ofiary. Pod nimi kr�tsze wyrostki chwia�y si� tu� nad ziemi�, jakby w�sz�c.
Cymeryjczyk by� pewien, �e stw�r trafi w ko�cu na jego trop. Nie w�tpi�, �e �limak mo�e si�
wdrapa� na dach budynku r�wnie szybko jak on. Opar� si� r�kami o gargulca � koszmarnie
brzydki pos�g przedstawiaj�cy cz�owieka o skrzyd�ach nietoperza i g�owic gada � i pchn��. Pos�g
zako�ysa� si� z cichym chrupni�ciem.
Na ten d�wi�k rogi �limaka �mign�y w g�r�, w stron� ukrytego na dachu Conana. �limak
przegi�� �eb, zginaj�c cielsko w ostrym skr�cie, po czym zacz�� pi�� si� w g�r� po jednym z
ogromnych filar�w. Conan u�miechn�� si� z�owrogo.
� Miecz � pomy�la� � nie na wiele si� przyda w walce z takim stworzeniem.
Jak wszystkie ni�ej zorganizowane formy �ycia �limak m�g� znie�� rany, kt�re w jednej chwili
po�o�y�yby trupem ka�de stworzenie stoj�ce na wy�szym szczeblu rozwoju. Sun�� po kolumnie,
ko�ysz�c na boki �bem i dwiema parami czu�ek. Wszystko wskazywa�o na to, �e g�owa potwora
dosi�gnie skraju dachu, gdy wi�ksza cz�� jego cielska b�dzie jeszcze na ulicy.
Conan wiedzia�, co powinien zrobi�. Opar� si� o pos�g i pot�nym pchni�ciem rzuci� go na d�.
Zamiast �oskotu, jaki powinna spowodowa� masa marmuru uderzaj�ca o bruk, us�ysza� mokre
pacni�cie i g�uchy �omot, gdy przednia cz�� cia�a �limaka spad�a na ziemi�.
Teraz odwa�y� si� wyjrze� zza kraw�dzi dachu. Pocisk prawie ca�kowicie pogr��y� si� w
cielsku potwora. Ohydna, szarawa masa wi�a si� i skr�ca�a jak robak na haczyku. Ca�y fronton
�wi�tyni zatrz�s� si� od uderze� pot�nego ogona, gdzie� posypa�a si� lawina kamieni. Conan
obawia� si�, �e ca�y budynek mo�e si� nagle rozsypa�, grzebi�c go pod gruzami.
� Sam tego chcia�e�! � warkn�� pod adresem by�ego prze�ladowcy.
Ruszy� wzd�u� rz�du gargulc�w, a� znalaz� nast�pny pos�g, kt�ry da� si� poruszy� i sta�
dok�adnie nad skr�caj�cym si� �limakiem. Statua run�a w d�, powoduj�c nast�pne mokre
pacni�cie. Trzeci pocisk chybi� i roztrzaska� si� o bruk. Czwarty, mniejszy od poprzednich,
Cymeryjczyk uni�s� w r�kach, napinaj�c mi�nie niemal do granic wytrzyma�o�ci i cisn�� prosto w
niekszta�tny �eb.
Cia�em �limaka wstrz�sn�� dreszcz agonii, ale Conan na wszelki wypadek zepchn�� jeszcze dwa
pos�gi. Kiedy przeciwnik w ko�cu przesta� si� rusza�, barbarzy�ca zszed� na d�. Ostro�nie, z
gotowym do ciosu mieczem, podszed� do wielkiego, cuchn�cego cielska. Zebrawszy ca�� swoj�
odwag�, ci�� gumowaty kad�ub. Chlusn�a czarna ma� i po mokrej, szarej sk�rze przebieg�
gwa�towny dreszcz. Je�li nawet niekt�re cz�ci cia�a �limaka wci�� dawa�y oznaki �ycia, to stw�r
jako ca�o�� by� martwy.
Conan jeszcze raz podni�s� miecz do ciosu i� odwr�ci� si� b�yskawicznie na d�wi�k ludzkiego
g�osu.
� Tym razem dostan� ci�!
To Nestor, z g�ow� owini�t� zakrwawionym banda�em, zbli�a� si� do Cymeryjczyka z
obna�onym mieczem w d�oni.
� Na Mitr�! Co to takiego?
� To stra�nik Larshy � odpar� Conan po zamora�sku z barbarzy�skim akcentem. � �ciga�
mnie przez p� miasta, zanim uda�o mi si� go zabi�.
Nestor z niedowierzaniem spogl�da� na potworne cielsko, a barbarzy�ca ci�gn�� dalej.
� Co tu robisz? Ile razy mam ci� jeszcze zabija�?
� Zaraz si� o tym przekonasz � zgrzytn�� z�bami Nestor, szykuj�c si� do ataku.
� A gdzie twoi �o�nierze? � dopytywa� si� Conan.
� Le�� pod g�azami, nie�ywi � co i ciebie za chwil� czeka.
� S�uchaj, g�upcze � rzek� Cymeryjczyk. � Po co traci� czas na swary, skoro � je�li tylko
legendy m�wi� prawd� � jest tu wi�cej z�ota ni� obaj zdo�amy unie��? Dobrze w�adasz mieczem.
Czy nie mogliby�my razem poszuka� skarbu Larshy?
� Musz� wykona� rozkaz i pom�ci� moich ludzi! Bro� si�, barbarzy�ski psie!
� Na Kroma, skoro chcesz, mo�emy walczy�! � zagrzmia� Conan, podnosz�c miecz do ciosu
� ale pomy�l, cz�owieku! Je�eli wr�cisz do Shadizaru, to ukrzy�uj� ci� za strat� oddzia�u �
nawet je�li przyniesiesz im w prezencie moj� g�ow�, a w�tpi�, by ci si� to uda�o. Tymczasem,
je�eli chocia� dziesi�ta cz�� tego, co g�osz� legendy, jest prawd�, to tw�j udzia� by�by wi�kszy ni�
stuletni �o�d kapitana gwardii.
Nestor opu�ci� bro� i cofn�� si�. Przez chwil� sta� w milczeniu, rozwa�aj�c propozycj�. Conan
doda�:
� Co wi�cej, nigdy nie zrobisz prawdziwych �o�nierzy z tych tch�rzliwych Zamorian!
Gunder westchn�� i schowa� miecz do pochwy.
� Masz racj�, niech ci� diabli. A� do ko�ca tej awantury b�dziemy walczy� rami� w rami� i
r�wno dzieli� �upy, dobrze? � rzek�, wyci�gaj�c r�k�.
� Rzek�e�! � powiedzia� Cymeryjczyk, chowaj�c sw�j or� i �ciskaj�c podan� d�o�. �
Gdyby�my musieli ucieka� i rozdzielili si�, czekaj na mnie przy fontannie Minusa.
Pa�ac w�adc�w Larshy znajdowa� si� w centrum miasta, po�rodku rozleg�ego placu. By�a to
jedyna budowla, kt�ra opar�a si� niszcz�cemu dzia�aniu czasu. Sta�o si� tak z prostej przyczyny, �e
wykuto j� w litej skale, wznosz�cej si� niegdy� na p�askowy�u, na kt�rym wybudowano miasto.
Mury pa�acu wyko�czono tak pieczo�owicie, �e dopiero bli�sze ogl�dziny ujawnia�y pewien
niezwyk�y szczeg�: wy��obienia w czarnym bazalcie imitowa�y tylko szczeliny stykaj�cych si� ze
sob� blok�w kamienia.
Conan z Nestorem cicho podeszli do bramy pa�acu i zajrzeli do mrocznego wn�trza.
� B�dzie nam potrzebne �wiat�o � rzek� Nestor. � Nie chcia�bym natkn�� si� po ciemku na
drugiego takiego �limaka.
� Nie czuj� tu tego odoru � rzek� barbarzy�ca � lecz skarb mo�e mie� innych stra�nik�w.
Odwr�ci� si� i uci�� sosenk� wyrastaj�c� ze szczeliny w bruku. Ociosa� j� z ga��zi, a pie� poci��
na kr�tsze kawa�ki. Zgarn�� ga��zki na kupk�, za pomoc� krzemienia i stali roznieci� ma�e ognisko.
Rozszczepi� ko�ce polan i podpali� je. �ywiczne drewno zap�on�o jasnym ogniem. Poda� jedn�
pochodni� Nestorowi, po czym obaj wepchn�li sobie po kilka zapasowych szczap za pas. Dobyli
mieczy i ruszyli do pa�acu.
W �ukowato sklepionym korytarzu migotliwe, ��te p�omienie pochodni rzuca�y d�ugie cienie
na �ciany z polerowanego, czarnego kamienia. Wsz�dzie zalega�a kilkucalowa warstwa kurzu.
Stado nietoperzy zwisaj�cych z rze�bionego gzymsu odlecia�o w ciemno�� z �opotem i piskami
oburzenia. Dwaj awanturnicy przeszli wzd�u� rz�du odra�aj�cych pos�g�w, stoj�cych w niszach
korytarza. Po obu stronach zia�y czerni� puste, �ukowate drzwi. Teraz weszli do sali tronowej.
Tron, wykuty z tego samego czarnego bazaltu co ca�y pa�ac, sta� jeszcze, lecz inne krzes�a i �awy z
drewna rozpad�y si� w proch, zostawiaj�c na pod�odze kupki �wiek�w, metalowych oku� i
p�szlachetnych kamieni.
� Chyba od tysi�cy lat nie by�o tu nikogo � szepn�� Nestor.
Min�li kilka komnat, kt�re mog�y by� niegdy� prywatnymi apartamentami kr�la, lecz wobec
braku sprz�t�w nie mo�na by�o tego stwierdzi� na pewno. Wreszcie stan�li przed jakimi�
drzwiami. Conan podni�s� pochodni� i spojrza� uwa�nie.
W szerokiej, kamiennej framudze osadzono odrzwia z grubych bali g�sto nabijanych
mosi�nymi �wiekami, pokrytymi teraz cienk�, zielon� warstw� �niedzi. Conan d�gn�� mieczem.
Ostrze wesz�o w drewno jak w mas�o i posypa� si� deszcz ma�ych, �wiec�cych w blasku pochodni
kawa�k�w.
� Spr�chnia�e � mrukn�� Nestor, kopi�c w drzwi. Noga wesz�a w drewno r�wnie �atwo jak
miecz Cymeryjczyka. Mosi�ny �wiek z g�uchym szcz�kiem upad� na pod�og�.
Wzniecaj�c k��by py�u, rozbili spr�chnia�e bale i wetkn�li pochodnie w wybity otw�r. Blask
ognia powr�ci� zwielokrotniony tysi�cznymi refleksami przez sterty srebra, z�ota i klejnot�w.
Nestor wsadzi� do �rodka g�ow� i cofn�� j� tak gwa�townie, �e zderzy� si� z towarzyszem.
� Tam s� ludzie! � sykn��.
� Zobaczymy! � Conan wepchn�� g�ow� w otw�r i zerkn�� do komnaty. � To trupy!
Chod�my!
Zatrzymali si� u progu. Patrzyli tak d�ugo, a� pochodnie spali�y si� prawie do ko�ca i musieli
zapali� nowe. Pod �cianami komnaty siedzia�o siedmiu olbrzymich wojownik�w. Ka�dy z nich
mierzy� co najmniej dwa metry wzrostu. Siedzieli z g�owami odchylonymi na oparcia foteli i
szeroko otwartymi ustami. Mieli na sobie stroje z minionej epoki i spi�owe, zwie�czone pi�rami
he�my, a mosi�ne �uski ich kolczug pozielenia�y ze staro�ci. Zmierzwione brody si�ga�y im a� do
pasa, a sk�ra r�k i twarzy mia�a woskowo�br�zowy odcie�, jak to u mumii. Obok le�a�y na
posadzce lub sta�y oparte o �ciany piki i berdysze o spi�owych ostrzach.
Na �rodku komnaty wznosi� si� o�tarz z czarnego bazaltu. Przed nim sta�o kilka kufr�w, kt�rych
drewno dawno ju� spr�chnia�o, pozwalaj�c strumieniom z�ota i klejnot�w wyp�yn�� na posadzk�.
Conan podszed� do Jednego z nieruchomych wojownik�w i dotkn�� go ko�cem miecza.
Olbrzym le�a� bez ruchu.
� Musieli ich zmumifikowa� � mrukn�� Conan. � S�ysza�em, �e tak robi� ze swymi
zmar�ymi stygijscy kap�ani.
Nestor zerkn�� niespokojnie na siedmiu martwych olbrzym�w. Dr��ce p�omienie pochodni
zdawa�y si� gasn�� pod naporem ciemno�ci, czaj�cej si� pod niskimi �cianami i �ukowatym
sklepieniem komnaty.
Conan podszed� do o�tarza. Na jego p�askiej, wypolerowanej powierzchni dostrzeg� inkrustacj�
z cienkich pasm ko�ci s�oniowej, tworz�c� diagram z�o�ony z przenikaj�cych si� k� i tr�jk�t�w.
Ca�o�� tworzy�a siedmioramienn� gwiazd�. Przestrze� ograniczon� liniami zape�nia�y znaki
jakiego� pisma, zupe�nie nieznanego Cymeryjczykowi. Wprawdzie umia� czyta� po zamora�sku, a
nawet potrafi� co� w tym j�zyku napisa�, lizn�� te� troch� hyrka�skiego i koryntia�skiego, ale te
tajemnicze znaki nic mu nie m�wi�y.
W ka�dym razie znacznie bardziej interesowa�y go przedmioty le��ce na o�tarzu. Na ka�dym
ramieniu gwiazdy, b�yszcz�c w ��tym, migotliwym �wietle pochodni, le�a� wielki, zielony
kamie� wielko�ci kurzego jaja. Na �rodku diagramu sta� zielony pos��ek w�a z uniesionym �bem
i wyszczerzonymi k�ami, zapewne wy rze�biony z nefrytu.
Conan przysun�� pochodni� do siedmiu p�on�cych kamieni.
� Te b�d� moje � mrukn��. � Mo�esz wzi�� sobie reszt�
� Nie! � przerwa� mu Nestor. � Te klejnoty s� warte wi�cej ni� ca�a reszta. Ja je wezm�!
Zapad�a cisza pe�na napi�cia i obaj awanturnicy odruchowo si�gn�li po miecze. Przez chwil�
stali, patrz�c na siebie w milczeniu. W ko�cu Nestor rzek�:
� A wi�c podzielmy je tak, jak si� um�wili�my.
� Nie mo�na podzieli� siedmiu klejnot�w mi�dzy dw�ch ludzi � powiedzia� Cymeryjczyk.
� Rzu�my o nie monet�. Zwyci�zca zabierze tych siedem klejnot�w, a przegrany reszt�. Zgadzasz
si�?
Nestor skin�� g�ow� i Conan wybra� monet� z jednego ze stos�w pi�trz�cych si� w miejscach,
gdzie niegdy� sta�y drewniane kufry. Mimo �e uprawiaj�c sw� z�odziejsk� profesj�, nabra�
niema�ej wprawy w rozr�nianiu monet, ta by�a mu kompletnie nieznana. Na jednej jej stronie
widnia� jaki� wizerunek, ale Cymeryjczyk nie potrafi� powiedzie�, czy by� to cz�owiek, demon czy
sowa. Rewers pokrywa�y znaki podobne do tych na o�tarzu.
Conan pokaza� monet� Nestorowi, po czym podrzuci� j� w powietrze, z�apa� i z trzaskiem
po�o�y� na lewym przedramieniu. Nie ods�aniaj�c jej, przysun�� r�k� do Nestora.
� G�owy � rzek� Gunder.
Barbarzy�ca cofn�� d�o�. Nestor spojrza� i mrukn��:
� A niech to Ishtar! Wygra�e�. Potrzymaj przez chwil� moj� pochodni�.
Conan wzi�� od niego �uczywo, przygotowany do odparcia zdradzieckiego ataku, ale Nestor
tylko zdj�� z ramion p�aszcz i roz�o�ywszy go na zakurzonej posadzce pocz�� nagarnia� z�oto i
klejnoty ze stos�w le��cych przed o�tarzem.
� Nie bierz za du�o � poradzi� mu Conan. � Mo�e trzeba b�dzie ucieka�, a do Shadizaru
daleka droga.
� Poradz� sobie � rzek� Nestor. Zebra� w gar�� rogi p�aszcza, zarzuci� ten prowizoryczny
worek na plecy i wyci�gn�� r�k� po pochodni�. Conan poda� mu j� i podszed� do o�tarza. Jeden po
drugim pozbiera� wielkie, zielone kamienie i wrzuci� je do zawieszonej na plecach, sk�rzanej
sakwy. Kiedy ju� zebra� wszystkie, stan��, patrz�c na nefrytow� figurk� �mii.
� To te� jest sporo warte � rzek�.
Zabra� figurk� i wrzuci� j� do worka.
� Czemu nie we�miesz troch� z�ota i klejnot�w? � spyta� Gunderman. � Ja ju� wi�cej nie
zdo�am ud�wign��.
� Zabra�e� najlepsze rzeczy � odpar� Conan. � Poza tym, nie potrzeba mi wi�cej ni� mam.
Cz�owieku, za te kamienie mo�na kupi� kr�lestwo! No� w ka�dym razie ksi�stwo i tyle wina, ile
zdo�am wypi�, i tyle kobiet ile zdo�am�
Ciche skrzypienie sprawi�o, �e obaj rabusie odwr�cili si� i wytrzeszczyli oczy ze zdumienia.
Siedmiu martwych wojownik�w budzi�o si� ze snu.
Unie�li g�owy, zamkn�li usta i nabrali tchu w wychud�e piersi. Ich stawy skrzypia�y jak
zardzewia�e zawiasy, gdy wstaj�c z foteli podnosili swe piki i berdysze.
� Szybko! � krzykn�� Nestor ciskaj�c pochodni� w najbli�szego giganta i wyci�gaj�c miecz.
Pochodnia uderzy�a olbrzyma w pier�, upad�a na pod�og� i zgas�a. Conan, kt�ry nie ni�s� worka,
wydoby� miecz, nie wypuszczaj�c pochodni. Jej �wiat�o migota�o dr��co na pozielenia�ych
pancerzach staro�ytnych wojownik�w, otaczaj�cych par� rabusi�w. Cymeryjczyk uchyli� si� przed
ciosem berdysza i odbi� pchni�cie pik�. Za jego plecami Nestor zaj�� walk� wojownika, kt�ry
usi�owa� odci�� mu drog�. Gunder odparowa� cios i wymierzy� pot�ne, zamaszyste ci�cie w udo
wroga. Ostrze wbi�o si� p�ytko, jakby trafi�o na drewnian� belk�. Olbrzym zatoczy� si� i Nestor
zwar� si� z innym przeciwnikiem. Grot piki ze�lizn�� si� po jego pogi�tym pancerzu.
Gigantyczni stra�nicy skarbu poruszali si� wolno, inaczej obaj poszukiwacze przyg�d padliby
przy pierwszym starciu. Odskakuj�c, robi�c uniki i raz po raz odbijaj�c ciosy, Conan unika�
straszliwych uderze�, z kt�rych ka�de mog�o go bez czucia rozci�gn�� na pod�odze. Raz po raz
ostrze jego miecza wbija�o si� w suche jak drewno cia�a przeciwnik�w. Pradawni wojownicy tylko
chwiali si� pod uderzeniami, kt�re przeci�yby na p� ka�dego �miertelnika. Cymeryjczyk r�bn�� z
ca�ych si� i uda�o mu si� odci�� r�k� dzier��c� pik�. Uchyli� si� przed pchni�ciem wymierzonym
przez innego wroga i zada� niskie zamaszyste ci�cie w kostk� trzeciego przeciwnika. Cios si�gn��
celu i olbrzym run�� z �oskotem.
� Na zewn�trz! � rykn�� Cymeryjczyk, przeskakuj�c przez le��cego.
Wybiegli z Nestorem ze skarbca i pognali przez sale pa�acu. Przez chwil� Conan ba� si�, �e
zab��dz�, ale zaraz dostrzeg� w oddali s�abe �wiat�o. Przez g��wny portal wypadli na plac. Z ty�u
dobiega� tupot n�g biegn�cych stra�nik�w i szcz�k or�a. Niebo poszarza�o i gwiazdy zacz�y
przygasa� � nadchodzi� �wit.
� Do muru � wysapa� Nestor. � Chyba nas nie dogoni�. Przebiegli przez rozleg�y plac i
Conan obejrza� si�.
� Sp�jrz! � krzykn��.
Jeden z drugim giganci wynurzali si� z przej�cia. I jeden po drugim, napotkawszy �wiat�o
budz�cego si� dnia, padali na bruk i rozsypywali si� w proch. Zosta�y po nich tylko bez�adnie
porozrzucane na ziemi mosi�ne he�my zwie�czone pi�rami, �uskowate kolczugi i spi�owy or�.
� No, uda�o si� � odetchn�� Nestor. � Tylko czy zdo�amy wr�ci� do Shadizaru, unikaj�c
przy tym aresztowania? Zanim tam dojdziemy, b�dzie jasny dzie�.
Conan u�miechn�� si�.
� My, z�odzieje, mamy sw�j spos�b, aby dosta� si� do miasta. Przy p�nocno�wschodnim
naro�niku muru ro�nie k�pa drzew. Je�li rozchylisz krzaki, znajdziesz zas�oni�ty przez nie otw�r
kana�u � zdaje si�, �e to zwyk�y rynsztok. Kiedy� zamyka�a go �elazna krata, ale ju� dawno
przerdzewia�a. Ka�dy, poza grubasem, zdo�a si� tamt�dy przecisn��. Wyj�cie znajduje si� na
gruzowisku pozosta�ym po zburzonych domach.
� Dobrze � powiedzia� Nestor. � W razie� Przerwa� mu g�uchy �oskot. Ziemia zatrz�s�a si�
i zako�ysa�a. Gunder upad�, Conan zatoczy� si�.
� Uwa�aj! � wrzasn��.
Nestor z trudem podni�s� si� z ziemi. Barbarzy�ca chwyci� go za rami� i poci�gn�� z powrotem
na plac. W tej�e chwili �ciana pobliskiego budynku run�a z trzaskiem, zasypuj�c miejsce, gdzie
przed sekund� stali, lecz ten rumor zgina� w grzmi�cym huku trz�sienia ziemi.
� Uciekajmy! � krzykn�� Nestor.
Pobiegli zygzakiem ulic�, kieruj�c si� nisko wisz�cym na zachodzie ksi�ycem.
Naoko�o chwia�y si� �ciany dom�w, z og�uszaj�cym �oskotem wali�y si� i rozsypywa�y
marmurowe kolumny. Chmury py�u wzbi�y si� w powietrze, kurz d�awi� zbieg�w.
Conan zatrzyma� si� nagle i odskoczy� w ty�, unikaj�c zmia�d�enia przez fronton wal�cej si�
�wi�tyni. Kolejne wstrz�sy rozko�ysa�y ziemi�. Barbarzy�ca zatoczy� si�, trac�c r�wnowag�.
Wdrapa� si� na stert� �wie�ych i starych gruz�w, ale natychmiast musia� stamt�d ucieka�,
zagro�ony resztkami wal�cej si� kolumny. Kawa�ki kamieni i marmuru �mign�y w powietrzu.
Jeden rozci�� mu policzek, inny trafi� w �ydk�, wywo�uj�c litani� przekle�stw, pozbieranych przez
Conana we wszystkich krajach, jakie odwiedzi�.
W ko�cu dotar� do mur�w miejskich i stwierdzi�, �e z wysokiej �ciany pozosta� tylko niski wa�
potrzaskanych g�az�w.
Kaszl�c i dysz�c, Cymeryjczyk wgramoli� si� na resztki umocnie�. Spojrza� do ty�u. Nigdzie nie
dostrzeg� Nestora. Pomy�la�, �e musia�a go przywali� kt�ra� z rozsypuj�cych si� �cian. Nadstawi�
ucha, lecz nie dos�ysza� �adnego wo�ania o pomoc. G�uchy pomruk trz�s�cej si� ziemi i �oskot
wal�cych si� budynk�w ucich� wreszcie. Ostatnie promienie ksi�yca o�wietla�y olbrzymi�
chmur� py�u spowijaj�c� miasto. Nadlecia� poranny wietrzyk i z wolna rozwia� kurz.
Siedz�c na kupie pop�kanych g�az�w, Conan spogl�da� na Larsh�. Teraz gr�d wygl�da�
zupe�nie inaczej. Nie ocala� ani jeden budynek. Nawet lita bry�a bazaltowego pa�acu, gdzie znale�li
skarb, zamieni�a si� w stert� potrzaskanych kamieni. Cymeryjczyk porzuci� wszelk� my�l o
powrocie w celu wydobycia reszty skarbu. Armia ludzi nie wystarczy�aby, �eby odwali� te gruzy.
Larsha sta�a si� kup� kamieni. Nadchodzi� �wit, daremnie jednak szuka� by tutaj jakich� oznak
ruchu czy �lad�w �ycia. Tylko szmer osuwaj�cych si� tu i tam kamyk�w sporadycznie zak��ca�
cisz� tego morza ruin.
Conan pomaca� sakw�, upewniaj�c si�, �e nie postrada� �upu i zwr�ci� swe kroki na zach�d, w
kierunku Shadizaru. Wschodz�ce s�o�ce ciska�o mu w plecy pierwsze strza�y promieni.
Nast�pnej nocy Cymeryjczyk wszed� do swojej ulubionej tawerny w Maul � �U Abuletesa�. W
sali o niskim, zakopconym suficie �mierdzia�o potem i skwa�nia�ym winem. Przy zastawionych
sto�ach zasiedli z�odzieje i bandyci, pij�c, �piewaj�c, k��c�c si�, graj�c w ko�ci i wrzeszcz�c.
Uwa�ano tu, �e wiecz�r by� nudny, je�eli przynajmniej jednego klienta nie zad�gano w b�jce.
Na drugim ko�cu sali Conan dostrzeg� sw� obecn� wybrank�, pij�c� samotnie przy stoliku.
Ciemnow�osa, pulchna Semiramis by�a od niego o kilka lat starsza.
� Hej, Semiramis! � rykn��, przepychaj�c si� przez t�um go�ci. � Mam co� dla ciebie!
Abuletes! Dzban najlepszego kyria�skiego! Dzi� nie mog�em si� uskar�a� na brak szcz�cia.
Gdyby Cymeryjczyk by� starszy, rozwaga powstrzyma�aby go przed g�o�nym che�pieniem si�
zdobycz�, nie m�wi�c ju� o pokazywaniu jej. Jednak m�ody i nieostro�ny barbarzy�ca podszed� do
stolika Semiramis, chwyci� sk�rzan� sakw� i wysypa� na blat ca�� zawarto��. Siedem wielkich,
zielonych kamieni potoczy�o si� po mokrym od wina stole � by zaraz rozsypa� si� w drobny,
zielony py�, b�yszcz�cy w �wietle �wiec.
Conan upu�ci� sakw� i rozdziawi� usta, a najbli�ej siedz�cy go�cie wybuchn�li gromkim
�miechem.
� Krom i Mannanan! � wykrztusi� w ko�cu Cymeryjczyk. � Zdaje si�, �e tym razem
przechytrzy�em�
Jednak zaraz przypomnia� sobie o nefrytowej �mii nadal ukrytej w sakwie.
� No, mam jeszcze co�, co wystarczy, aby si� dobrze zabawi�.
Powodowana ciekawo�ci� Semiramis podnios�a sakw� i natychmiast wypu�ci�a j� z krzykiem.
� To�to jest �ywe! � zawo�a�a.
� Co u� � zacz�� barbarzy�ca, lecz przerwa� mu krzyk od drzwi.
� Tam jest! Bra� go!
Do tawerny wkroczy� opas�y urz�dnik, a za nim oddzia� nocnej stra�y uzbrojonej w halabardy.
Go�cie umilkli gwa�townie, spogl�daj�c po sobie pustym wzrokiem, jakby zupe�nie nie�wiadomi
rozgrywaj�cych si� przed nimi wydarze�. Urz�dnik przecisn�� si� do sto�u Cymeryjczyka. Ten
wyrwa� z pochwy miecz i opar� si� plecami o �cian�. W jego niebieskich oczach pojawi� si�
niebezpieczny b�ysk. W �wietle �wiec b�ysn�y bia�e z�by.
� Spr�bujcie mnie wzi��, psy! � warkn��. � Nie naruszy�em waszych g�upich praw!
K�tem ust mrukn�� do Semiramis:
� �ap sakw� i uciekaj! Je�li mnie z�api�, b�dzie twoja.
� Boj� si�! � j�kn�a dziewczyna.
� Ha! � za�mia� si� str� prawa. � Nic nie zrobi�e�, co? Nic pr�cz ograbienia po�owy
naszych najznamienitszych obywateli! Mamy dosy� dowod�w, �eby sto razy uci�� ci g�ow�!
Pozabija�e� �o�nierzy Nestora i nam�wi�e� go, aby ci towarzyszy� w wyprawie do Larshy!
Znale�li�my go dzi� rano, pijanego jak bela i przechwalaj�cego si� swoim sukcesem. Ten �otr
uszed� nam. Ale tobie si� to nie uda!
P�okr�g stra�nik�w otoczy� Conana, mierz�c w jego pier� grotami halabard. Sadownik
zauwa�y� le��c� na stole sakw�.
� Co to, tw�j ostatni �up? Zobaczymy�
Wepchn�� t�ust� �ap� do worka i gmera� w nim przez chwil�. Nagle wyba�uszy� oczy, otworzy�
usta i wrzasn�� przera�liwie. Gwa�townie wyrwa� r�k� z sakwy. Oplataj�cy jego przegub zielony
w��, �ywy i wij�cy si�, zatopi� mu z�by w ramieniu.
Rozleg�y si� okrzyki zdumienia i zgrozy. Jeden ze stra�nik�w odskoczy� w panice i run�� na
st�, t�uk�c dzbany i rozlewaj�c trunki. Inny podbieg�, chc�c z�apa� urz�dnika, kt�ry zachwia� si� i
upad� na pod�og�. Trzeci upu�ci� halabard�, po czym z histerycznym wrzaskiem rzuci� si� do
drzwi.
W�r�d go�ci wybuch�a panika. Kilku t�oczy�o si� w drzwiach, usi�uj�c jak najszybciej opu�ci�
gospod�. Inni zacz�li wymachiwa� no�ami. Jeden ze stra�nik�w szamota� si� na pod�odze ze
z�odziejem, kt�ry go zaatakowa�. Wywr�cone �wiece zgas�y, pogr��aj�c pomieszczenie w mroku
roz�wietlonym jedynie pe�gaj�cym p�omykiem stoj�cego na kontuarze kaganka.
Cymeryjczyk chwyci� Semiramis za rami�. Jednym szarpni�ciem postawi� j� na nogi. Ci�gn�c
j� za sob�, przedar� si� przez ci�b�, p�azuj�c na prawo i lewo swoim d�ugim mieczem.
W wydostawszy si� na ch�odne, nocne powietrze pobiegli ile si� w nogach, kilkakrotnie
zmieniaj�c kierunek ucieczki, aby zmyli� ewentualny po�cig. Wreszcie przystan�li. Trzeba by�o
odsapn��.
� W tym przekl�tym mie�cie zrobi�o si� dla mnie zbyt gor�co � rzek�. � Musz� odej��.
�egnaj, Semiramis.
� Nie chcesz sp�dzi� ze mn� ostatniej nocy?
� Nie w tym rzecz. Musz� z�apa� Nestora. Gdyby ten g�upiec nie trzaska� ozorem, prawo nie
wpad�oby na m�j trop. Zosta�em bez grosza przy duszy, a on ma tyle z�ota, �e ledwie mo�e unie��.
Mo�e nam�wi� go, �eby si� ze mn� podzieli�. Bo je�li nie�
Conan w zadumie dotkn�� r�koje�ci miecza.
� C� � westchn�a Semiramis � dop�ki �yj�, zawsze masz w Shadizarze dach nad g�ow�.
Poca�uj mnie na po�egnanie.
Conan przygarn�� j� do piersi, po czym znikn�� w mroku nocy jak cie�.
Przy Drodze Korynckiej, wiod�cej z Shadizaru na zach�d, o trzy strzelania z �uku od bram
miasta stoi fontanna Minusa. Legenda g�osi, �e Minus by� bogatym kupcem chorym na
nieuleczaln� chorob�. B�g objawi� mu si� we �nie i obieca�, �e wyzdrowieje, je�li postawi fontann�
przy zachodniej drodze do Shadizaru, tak by utrudzeni podr�ni mogli obmy� si� i ugasi�
pragnienie przed wej�ciem do miasta. Minus wybudowa� fontann�, lecz czy wyzdrowia�, legenda
nie wspomina ani s�owem.
P� godziny po rozstaniu z Semiramis, Conan dotar� do fontanny i znalaz� siedz�cego na jej
obrze�u Nestora.
� Jak ci posz�o z klejnotami? � spyta� Gunder. Conan opowiedzia� mu, co si� sta�o z jego
�upem.
� Teraz � rzek� � poniewa� przez tw�j d�ugi j�zyk musz� opu�ci� Shadizar bez grosza przy
duszy, chyba powiniene� podzieli� si� ze mn� swoj� cz�ci� zdobyczy.
Nestor u�miechn�� si� krzywo.
� Moj� cz�ci�? Bracie, oto po�owa tego co mi zosta�o� � rzek�, wyjmuj�c zza pasa dwie
sztuki z�ota i rzucaj�c jedn� Conanowi. � Jestem ci to winien za wyci�gni�cie mnie spod tej
wal�cej si� �ciany.
� Co z reszt�?
� Kiedy stra�nicy otoczyli mnie w szynku, uda�o mi si� wywr�ci� st� i obali� kilku.
Zgarn��em co l�ejsze do p�aszcza, zarzuci�em na plecy i wzi��em nogi za pas. Zwali�em jednego
stra�nika, kt�ry pr�bowa� mnie zatrzyma�, ale drugi uderzy� mnie w ty� g�owy. Ca�e z�oto i
klejnoty wysypa�y si� z rozci�tego tobo�ka na pod�og� i wszyscy � stra�nicy, s�downik i go�cie
� zacz�li je zbiera�. Pokaza� Cymeryjczykowi p�aszcz. Tkanina by�a przeci�ta na d�ugo�ci blisko
p�l metra.
� Pomy�la�em, �e gdy moj� g�ow� zatkn� na palu przy zachodniej bramie, �aden skarb mi nie
pomo�e, tote� uciek�em. Za miastem przeszuka�em w�ze�ek, ale znalaz�em tylko dwie monety,
zapl�tane w fa�dach p�aszcza. Ch�tnie dam ci jedn�.
Conan sta� przez chwil� ze zmarszczonymi brwiami. Nagle dziwny grymas wykrzywi� mu
wargi. Zabulgota�, odchyli� g�ow� do ty�u i rykn�� gromkim �miechem.
� Niez�a z nas para poszukiwaczy skarb�w! Na Kroma, ale zadrwili z nas bogowie! Co za
kawa�!
Nestor u�miechn�� si� kwa�no.
� Ciesz� si�, �e dostrzegasz zabawn� stron� tej historii. My�l� jednak, �e teraz w Shadizarze
nie b�dzie dla nas zbyt bezpiecznie.
� Dok�d zmierzasz? � spyta� Cymeryjczyk.
� Na wsch�d, zaci�gn�� si� do armii w Turanie. M�wi�, �e kr�l Yildiz szuka najemnik�w,
kt�rzy zrobiliby prawdziwe wojsko z tej jego ho�oty. Czemu nie p�jdziesz ze mn�? Jeste�
stworzony na �o�nierza.
Conan potrz�sn�� g�ow�.
� To nie dla mnie. Maszerowa� tam i z powrotem po placu �wicze� i s�ucha� wrzask�w
jakiego� t�paka: �Naprz�d!�. �Prezentuj bro�!�. Spr�buj� szcz�cia na zachodzie. S�ysza�em, �e
tam mo�na si� szybko wzbogaci�.
� Niechaj bogowie b�d� z tob�, barbarzy�co � rzek� Nestor. � Je�li zmienisz zdanie, to pytaj
o mnie w koszarach Aghrapuru. �egnaj!
� Zegnaj! � odpar� Cymeryjczyk.
Nie trac�c czasu, ruszy� na zach�d i niebawem znikn�� z oczu.