Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
Zobacz podgląd pliku o nazwie 14234 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
Opowiastki familijne
Beata Andrzej czuk
Opowiastki familijne
?
>?% DOM Wl
DOM WTDAWNTCZt
AEL
Redakcja
Tomasz Balon-Mroczka
Agata Pindel-Witek
Katarzyna Lupa Anna Zając
Okładka i rysunki Monika Malinowska _____ Opracowanie komfuthkSwe <f-\ Andrzej Witek [L "S^\
— w
??.??-????
ISBN 83-89431-36-?
© 2004 Dom Wydawniczy „Rafael" ul. Grzegórzecka 69 31-559 Kraków 73 tel./fax: (0*12) 411 14 52 e-mail:
[email protected] www.rafael.pl
Druk: Drukarnia Kolejowa Kraków Sp. z.o.o., tel. (0*12) 421 95 78
Tomik ten dedykuję Bartoszkowi Sucheckiemu z Witnicy.
Jagoda
/7 agoda przyszła do klasy III D po feriach \y zimowych. Pani wprowadziła dziewczynkę do klasy i przedstawiła dzieciom:
- To jest Jagoda - powiedziała. - Wasza nowa koleżanka. Mam nadzieję, że się nią zaopiekujecie i będziecie mili - potem wskazała wolne miejsce obok Agnieszki. - Możesz tutaj siedzieć, Jagódko.
Dzieci przyglądały się Jagodzie z zaciekawieniem. Wyglądała trochę inaczej niż wszyscy. Była przygarbiona i lewe ramię miała znacznie wyżej niż prawe. Jej palce u dłoni sprawiały wrażenie powyginanych i sztywnych, ale zręcznie trzymała w nich długopis.
- Ale ci się koleżanka trafiła! - powiedziała na przerwie Sylwia. - Jakaś taka koślawa!
- Nie wszyscy muszą być prości
- Agnieszka wzruszyła ramionami. - Mam nadzieję, że będzie fajna.
Okazało się, że Jagoda była nadzwyczaj sympatyczna. Dużo się śmiała, na przerwach mówiła nieustannie, a po lekcjach z wielką cierpliwością tłumaczyła Agnieszce czym się różni czasownik w czasie przyszłym prostym od czasownika w czasie przyszłym złożonym.
- Będę gotować obiad - wyjaśniała. - To forma złożona, ponieważ składa się z dwóch wyrazów; będę piekła ciasto, będę śpiewała, będę się uczyła, będę czytała - podawała przykłady, jeden za drugim. Aby była forma prosta musisz to ująć w jednym słowie
- uśmiechnęła się.
- Nic z tego nie rozumiem - Agnieszka pokręciła ze smutkiem głową. - Tego się nie da ująć w jednym słowie. - Pójdę już lepiej do domu.
- Właśnie użyłaś formy prostej! - wykrzyknęła Jagoda.
- Jak to? - zdziwiła się Agnieszka.
- Powiedziałaś p ó j d ę do domu! Mogłaś powiedzieć przecież: Zaraz będę iść do domu!
— 8 —
J
e-ot
7~~
3
- Rozumiem! - ucieszyła się Agnieszka. - W końcu zrozumiałam. To wcale nie takie trudne! Dzięki - zwróciła się do koleżanki.
- Poczekaj - powiedziała Jagoda, widząc, że Agnieszka zakłada kurtkę. - Idę w twoją stronę, więc chyba możemy pójść razem?
- Jasne - odparła Agnieszka.
Dziewczynki szły powoli, wdychając powietrze, które mimo trwającej wciąż zimy było coraz cieplejsze i całkiem łagodne. Machały workami na kapcie i wciąż powtarzały zadane przez Panią ćwiczenie.
- Będę śpiewać - powiedziała Jagoda.
- Zaśpiewam - odpowiadała Agnieszka.
- Będę czytać.
- Przeczytam.
- Będę się kąpać.
- Wykąpię się.
- Będę się z tobą przyjaźnić - powiedziała Jagoda, spoglądając dyskretnie na Agnieszkę.
- Zaprzyjaźnię się z tobą - rzekła dziewczynka. - Naprawdę się z tobą zaprzyjaźnię -dodała. - Jesteś fajna i lubię cię.
- I nie zdradzisz żadnych moich tajemnic?
- Nigdy nie zdradzę! - powiedziała poważnie Agnieszka.
— 10 —
Dziewczynki pożegnały się i Agnieszka obserwowała, jak Jagoda oddala się w kierunku skrzyżowania. Chodziła także inaczej, niż wszystkie dzieci. Wyglądało to tak, jakby szła bokiem, ciągnąc za sobą prawą nogę. Zwracała na siebie uwagę przechodniów, którzy przyglądali jej się ukradkiem.
* * *
Jagoda i Agnieszka spędzały ze sobą dużo czasu. Bawiły się raz w jednym, raz w drugim domu. Mamusia Agnieszki polubiła Jagodę.
- To bardzo mądra dziewczynka - opowiadała tatusiowi. - Pięknie śpiewa. Jest bardzo utalentowana.
- Nigdy w życiu nie słyszałam, żeby Jagoda śpiewała - wtrąciła się Agnieszka. - Skąd wiesz, jak ona śpiewa?
- Słyszałam i widziałam na kasecie wideo, gdy byłam u jej mamusi w sprawie zebrania klasowego.
Agnieszka poczuła się urażona. Bez przerwy myślała o tym, że są przyjaciółkami, więc powinna jej powiedzieć. Obiecały sobie, że nie wygadają nikomu swoich sekretów.
— 11 —
- Czyżby Jagoda nie miała do mnie zaufania? - myślała Agnieszka. - Dlaczego mi nic nie powiedziała? Ja powierzyłam jej wszystkie swoje tajemnice. A ona o sobie nie powiedziała prawie nic. Nawet nie wiem, dlaczego jest taka krzywa i odróżnia się od innych dzieci.
- O czym myślisz? - zapytała mamusia.
- O niczym! - odburknęła Agnieszka i odeszła nadąsana do swojego pokoju.
* * *
Na drugi dzień w szkole Agnieszka nie odezwała się do Jagody, ani słowem. Dopiero na długiej przerwie powiedziała:
- Mówiłaś, że jesteś moją przyjaciółką!
- Bo jestem - odpowiedziała Jagoda.
- Gdybyś była naprawdę moją przyjaciółką, to powiedziałabyś mi już dawno, dlaczego wyglądasz tak dziwnie i o tym, że ładnie śpiewasz.
- Skąd o tym wiesz? - zmieszała się Jagoda.
- Moja mama opowiadała tatusiowi, że masz bardzo dużo dyplomów za występy na różnych festiwalach dla dzieci. Dowiedziała się od twojej mamy.
— 12 —
- Wszystko ci wyjaśnię po lekcjach
- rzekła Jagoda. - Miałam swoje powody, żeby ci o tym nie mówić. Chciałam to zrobić, ale później - dodała.
Rozległ się dzwonek na lekcje. Jagoda ze smutną miną skierowała swoje kroki w stronę klasy. Biegnący Adaś potrącił ją w przejściu i krzyknął:
- Ty, koślawa! Czego przejście tarasujesz?!
Dziewczynka zaczerwieniła się, a jej niebieskie oczy napełniły się łzami. Rozpoczęła się lekcja i nagle wydarzyło się coś bardzo dziwnego. Jagoda spadła z krzesła na podłogę i dostała dziwnych drgawek. Pani poprosiła wszystkie dzieci o opuszczenie klasy. Po kwadransie wyszła i powiedziała:
- Nic takiego się nie stało. Wasza koleżanka może od czasu do czasu mieć takie drgawki. Powinnam was uprzedzić - dodała
- ale Jagoda prosiła, aby tego na razie nie robić. Jest już wszystko dobrze.
Potem do klasy przyszła jeszcze pani pedagog i tłumaczyła dzieciom, co w takiej sytuacji należy zrobić. Właściwie to mówiła, że mają nic nie robić, tylko poczekać, aż drgawki miną.
— 14 —
- Czasem ktoś z was ma czkawkę, albo komuś leci krew z nosa - powiedziała. - Po jakimś czasie krew przestaje lecieć, czkawka mija i wszystko jest jak dawniej. Tak samo jest z waszą koleżanką.
Gdy pani pedagog wyszła, w klasie rozległa się wrzawa.
- Akurat! - krzyczał Adaś. - To wcale nie jest normalne!
- Nikt w tej klasie nie jest taki koślawy!
- wtórował mu Jacek.
- Jagoda nie powinna chodzić do naszej szkoły! - wołała mała Kasia.
- A takie drgawki to mogą być zaraźliwe! - dorzucił Krzysiek. - Potem wszyscy będziemy krzywi! Ja tam wolę trzymać się od niej z daleka! I niech mnie nie dotyka!
- Może Agnieszka już się zaraziła - powiedział Grześ.
- Ja bym na twoim miejscu poszła do lekarza - zwróciła się do Agnieszki Monika.
- I więcej bym z nią nie usiadła w tej samej ławce.
Dzieci przekrzykiwały się jedno przez drugie. Niektóre mówiły, że można się tym zarazić. Inne, że nie można. Nagle do uszu dzieci dobiegł trzask zamykanych drzwi.
— 15 —
- To była Jagoda - powiedziała cicho Ewa, siedząca najbliżej drzwi. - Ona wszystko słyszała.
W klasie zapanowała cisza. Agnieszka wybiegła z sali, potem przez długi korytarz i zdyszana zatrzymała się na boisku szkolnym.
- Jagoda! - krzyknęła. - Jagoda! Poczekaj! Dziewczynka nawet się nie obejrzała za
siebie. Szła szybciej niż zwykle, ciągnąc za sobą prawą nogę. Jej buzia tonęła we łzach, w serduszko wkradł się potworny smutek i czuła się tak bardzo samotna, jakby była jedyna na calutkim świecie. Agnieszka wróciła do klasy.
* * *
Mamusia słuchała z wielkim zainteresowaniem opowieści Agnieszki o tym co wydarzyło się w szkole.
- Dzieci bardzo skrzywdziły Jagodę - powiedziała po chwili. - Nie wolno oceniać nikogo po wyglądzie, po tym jak chodzi, jak się porusza i po tym co mu się przytrafia, ale po tym, jaki jest.
- Dla mnie Jagoda była zawsze bardzo miła i dobra - powiedziała Agnieszka.
— 16 —
- Szkoda tylko, że nie powiedziała mi nigdy wszystkiego o sobie.
- A po co miała ci o tym mówić? - zapytała nagle mamusia?
- Jak to po co?! - oburzyła się dziewczynka. - Przecież jesteśmy przyjaciółkami.
- No właśnie - rzekła mama. - A dlaczego się z Jagódką przyjaźnisz? Dlatego, że jest trochę inna?
- Nie - odparła Agnieszka. - Dlatego, że ją lubię.
- I właśnie o to chodziło Jagodzie!
- mama mówiła bardzo stanowczo. - Nie chciała aby ktokolwiek przyjaźnił się z nią z litości. To jest normalna, fajna dziewczynka i chce aby dzieci lubiły ją za to, jaka jest.
- To co ja mam teraz zrobić? - zmartwiła się Agnieszka.
- To co robiłaś do tej pory - odparła mama. - Przyjaźnić się z Jagodą nadal, za to jaka jest dla ciebie!
- Ale najpierw musicie sobie pewne sprawy powyjaśniać - dorzucił tatuś i ukrył twarz w gazecie. Agnieszka wiedziała o tym.
— 17 —
* * *
Kilka dni później stanęła przed drzwiami mieszkania przyjaciółki. Mamusia Jagody, bardzo się na jej widok ucieszyła.
- Wejdź, proszę - powiedziała. Agnieszka zobaczyła koleżankę siedzącą
na tapczanie i czytającą książkę.
- Przyszłam cię przeprosić - rzekła. - Chcę siedzieć z tobą w jednej ławce i chcę, abyśmy się nadal przyjaźniły - dodała.
- Nie boisz się, że się zarazisz? - zapytała Jagódka.
- Nie - roześmiała się dziewczynka.
- Chodź - Jagoda kiwnęła ręką. - Usiądź, wytłumaczę ci, dlaczego nie powiedziałam całej prawdy.
- Nie musisz - Agnieszka objęła ramieniem koleżankę. - Mamusia mi to wyjaśniła. Powiedziała też, że w przyjaźni każdy ma prawo do własnych sekretów i że od niego zależy o czym chce powiedzieć, a o czym nie. Dziewczynki przytuliły się mocno do siebie i poczuły, jak bardzo są sobie bliskie. Jagódka znów nie była samotna.
- Wrócisz do szkoły?-zapytała Agnieszka.
— 18 —
- Tak - odparła Jagoda. - Ale nie jutro! Jutro mam występ, na który cię zapraszam - to mówiąc, Jagódka podała koleżance zaproszenie z pięknie wypisanym imieniem i nazwiskiem Agnieszki. - Tylko nie mów o tym nikomu w klasie - uśmiechnęła się. - Niech mnie najpierw polubią za to jaka jestem, a nie za to, że ładnie śpiewam!
Agnieszka roześmiała się.
- Przecież obiecałam, że nie zdradzę żadnego twojego sekretu, ale ten też się pewnie prędzej, czy później wyda.
Dziewczynki rozpoczęły wojnę na poduszki.
- Nie wyda się! - wołała Jagoda.
- A właśnie, że się wyda!
- Nie wyda!
- Wyda!
Było bardzo wesoło!
* * *
Agnieszka siedziała w dużej sali wraz z mamusią i tatusiem. Była odświętnie ubrana. Patrzyła na scenę, udekorowaną dużą ilością białych kwiatów. Bardzo się denerwowała! Nie miała pojęcia, że Jagódka jest taka dzielna
— 19 —
i odważna. Śpiewać przed taką ilością osób, na ogromnych rozmiarów scenie i jeszcze te reflektory świecące pewnie prosto w oczy. Gdy jednak zobaczyła Jagódkę powoli wychodzącą na scenę i ciągnącą swoją prawą nogę za resztą ciała, poczuła dumę. Jej przyjaciółka wyglądała olśniewająco i nikomu na sali nie przeszkadzało, że jedno ramię ma wyżej od drugiego. Ukłoniła się nisko i dookoła rozległy się brawa i okrzyki:
- Ja-go-da! Ja-go-da! Ja-go-da!
- Tutaj ją wszyscy znają i bardzo podziwiają za jej talent - szepnęła mamusia do Agnieszki, a dziewczynka poczuła jeszcze większą dumę, że może przyjaźnić się z tak wyjątkową dziewczynką.
Brawa ucichły, Jagoda wzięła mikrofon do ręki, odszukała wzrokiem Agnieszkę, ciepło się do niej uśmiechnęła i powiedziała:
- Tę piosenkę dedykuję mojej najlepszej przyjaciółce i koleżance ze szkolnej ławki - Agnieszce!
Światła lekko przygasły, a salę wypełniły delikatne dźwięki muzyki. W harmonii z melodią popłynęły słowa i splotły się w aksamitną całość.
— 20 —
-n
„Ona lubiła mnie za to, że kocham zimę i lato! Nieważne talenty i ułomności, ani wszelkie słabości! Taką, jaką jestem mnie lubiła i dlatego moje serce zdobyła". Agnieszce spłynęła po policzku łza. Była to malutka łezka szczęścia.
Koniec
— 22 —
Mamusiu, nie złość się!
? ? bum ze zwierzętami. Była spokojna. Wprawdzie mamusia miała zaraz wrócić z wywiadówki, ale Natalka solidnie przykładała się do odrabiania lekqi i nie miała żadnych obaw. Nawet cieszyła się, ponieważ Pani obiecała dzieciom, że porozmawia z rodzicami na temat szkolnej wycieczki. Gdy dziewczynka usłyszała zgrzyt klucza w zamku, zerwała się na równe nogi i pobiegła do przedpokoju.
- Cześć, mamusiu! - zawołała.
- Dzień dobry, Natalio - odpowiedziała mama z poważną miną.
Zdjęła płaszcz i buty, a potem przygotowała sobie herbatę.
- Zrobić ci kakao? - zapytała.
- Nie - odparła dziewczynka.
— 23 —
Mamusia ze szklanką w ręku usiadła na łóżku Natalki.
- Wasza Pani bardzo chwaliła Kamila i Agnieszkę - powiedziała z lekkim wyrzutem. - Wymieniała też Agatę, Kingę i Adasia
- mamusia wzięła łyk herbaty. - Mówiła, że są bardzo aktywni na lekcjach, że na każde pytanie znają odpowiedź i bez przerwy się zgłaszają.
- Bo to prawda! - wykrzyknęła Natalka.
- Wiesz jaki Kamil jest mądry? - raczej stwierdziła niż zapytała dziewczynka. - Mówię ci, on wszystko wie - dodała z zachwytem.
- Chciałabym na takim zebraniu usłyszeć, że moja córeczka też jest taka mądra
- powiedziała smutno mama.
- Mamusiu - dziewczynce żal ścisnął malutkie serduszko. - Ale ja tak bardzo się staram - wydukała. - Odrabiam wszystkie lekcje, biorę udział w konkursach...
- Wiem, wiem... - przerwała mama.
- Ale w ostatnim konkursie nie dostałaś nawet wyróżnienia. Powinnaś się bardziej postarać -powiedziała mama tonem nieznoszącym sprzeciwu.
— 24 —
Dziewczynce łzy zaczęły napływać do oczu, ale ze wszystkich sił starała się powstrzymać płacz.
- A o wycieczce Pani mówiła? - zapytała nieśmiało.
- Natalia! - mama zdenerwowała się nagle. - Jak możesz pytać o wycieczkę?! Jeśli nie będziesz się bardziej starała... - zamyśliła się. - To nie pojedziesz na żadna wycieczkę! - wyrzuciła z siebie szybko te słowa, po czym wstała z łóżka i wciąż trzymając szklankę w ręku, wyszła z pokoju.
Natalii łzy zaczęły spływać po policzkach. Nakryła główkę niebieskim kocykiem w żółtą kratkę i płakała cichutko.
- Dlaczego mamusia się tak na mnie złości? - myślała. - Czy mnie jeszcze kocha? Przecież uczę się codziennie, staram się tak bardzo! Dlaczego mamusia mnie nie pochwali?
Natalia zatęskniła za tatusiem. Tatuś chwalił ją zawsze i dziewczynka czuła się wtedy taka szczęśliwa. Przypomniała sobie, jak stawał koło biurka, przy którym odrabiała lek-q'e, wpatrywał się w zapisany koślawymi jeszcze literkami zeszyt i mówił:
— 26 —
- Jestem z ciebie dumny. Tak ciężko pracujesz i bardzo się starasz.
I wcale tatusiowi nie przeszkadzało, że literka „b" miała brzuszek w drugą stronę, a wyraz rzeka był napisany przez „ż" a nie „rz". Śmiał się wtedy i serdecznie zwracał uwagę:
- Kochanie musisz to poprawić - pokazywał swoim dużym palcem błędy w zeszycie. -1 to także!
Natalia wstydziła się czasami, ale tatuś puszczał do niej zawadiacko oko i w tajemnicy szeptał:
- Jestem już dorosły, ale też czasami zdarza mi się źle napisać wyraz.
- To znaczy tatusiu, że ty też robisz błędy? - dopytywała Natalka.
- Ciiiiii - tatuś przykładał palec do ust. - Nikomu nie mów, ale popełniam błędy.
- I co? - zaciekawiła się Natalka. - Co się wtedy dzieje?
- Nic - śmiał się tatuś. - Zanim oddam komuś swoją pracę do przeczytania, biorę słownik i sprawdzam, czy wszystko dobrze napisałem. Jeśli znajdę błąd, to poprawiam go.
I tatuś kupił taki słownik dla Natalii. Był bardziej kolorowy niż ten dla dorosłych i miał
— 27 —
więcej obrazków. Dziewczynka, myśląc o tym, zapragnęła, aby tatuś był teraz z nią, żeby wziął ją na kolana, pogłaskał po głowie i pochwalił za to, że odrabia wszystkie prace domowe. Niestety miała się spotkać z tatusiem dopiero za dwa miesiące. Musiał wyjechać bardzo daleko do pracy. Na szczęście obiecał Natalii, że to już ostami taki daleki wyjazd, i że gdy tylko wróci spędzą dużo czasu razem.
* * *
Przez kolejne dni Natalia starała się bardziej niż zwykle. W szkole zgłaszała się do odpowiedzi, ale niestety nie zawsze potrafiła dobrze odpowiedzieć na pytanie.
- Natalio, nie musisz się zgłaszać, jeśli czegoś nie wiesz - powiedziała łagodnie Pani.
- Posłuchaj, co mówią inne dzieci. Słuchając, też się uczysz - podeszła i pogładziła dziewczynkę po włosach. - Może kiedyś zdarzy się tak, że Kamil nie będzie czegoś wiedział - spojrzała na Kamila. -1 wtedy mu wyjaśnisz.
- Już tak było - wesoło zawołał Kamil.
- Natalia na przerwie tłumaczyła mi, jak wyrabia się glinę, a potem lepi z niej różne rzeczy. Mówiła też, że te rzeczy wypala się
— 28
w specjalnym piecu. Nigdy wcześniej nikt mi o tym nie mówił.
- No widzisz, Natalio - powiedziała Pani.
- Kamil już się czegoś od ciebie nauczył.
Natalka przypomniała sobie tą rozmowę, ale nie przypuszczała, że opowiadając, mogła czegoś nauczyć Kamila. A jednak! Dziewczynka pomyślała, że szkoda, że mamusia nie słyszała tego, co powiedziała Pani i Kamil. Tylko czy mama byłaby zadowolona? Natalka chodziła na ceramikę do Domu Kultury od dwóch lat, ale mamusia zawsze uważała, że to strata czasu, i że można by ten czas poświecić na naukę czegoś bardziej pożytecznego. Nie protestowała jednak, gdyż tatuś mówił, że Natalia robi przepiękne rzeczy.
- Ma talent w rękach - często powtarzał.
- Powinna go rozwijać.
Natalia cieszyła się, że tatuś stawał w jej obronie. Uwielbiała wygniatać z gliny różne kształty. Lubiła patrzeć, jak z kawałka masy powstają przeróżne zwierzaki, rośliny, naczynia. W swoją pracę wkładała myśli i nawet swoją miłość do tatusia i mamusi. Było jej przykro, gdy z dumą stawiała przed mamą gliniany dzbanek, a mamusia, mówiąc „dziękuję",
— 29 —
wkładała go później na dno szafy. Przecież ten dzbanek mówił: „Kocham cię, mamo". To tak, jakby mamusia słowa małej dziewczynki również włożyła na dno szafy. Och, jak bardzo było Natalii smutno, w takich chwilach.
* * *
- Natalia - zawołała mama z kuchni.
- Na jutro miałaś nauczyć się wiersza na pamięć! Przyjdź do mnie z książką. Pomogę ci.
Natalia niechętnie wykonała polecenie mamusi. Mama ostatnio była wciąż zdenerwowana, a to oznaczało, że będzie się złościć, jeśli wiersz trudno będzie wchodził do głowy.
- Mam małe marzenia i nic do stracenia Chcę by się spełniały
i życie umilały...
Mamusia spojrzała na Natalkę.
- Postaraj się powtórzyć, córeczko - powiedziała.
- Mam małe marzenia i nic do spełnienia
Chcę by, by... - dukała dziewczynka.
- Źle! Źle, źle! - krzyknęła mamusia.
- I nic do stracenia! Nie myślisz, Natalko, o tym, co mówisz! Jeszcze raz!
— 30 —
- Mam małe marzenia
i nic do... do... s... s... s... - Natalia miała ten wyraz na końcu języka. Już miała wrażenie, że sobie przypomni za chwileczkę, za króciutką chwileczkę - S... s... s...
- Stracenia! Stracenia! Stracenia!
- krzyknęła mamusia. - Jak można nie zapamiętać prostego wyrazu?! Powtórz go pięć razy!
- Stracenia, stracenia, stracenia - Na-talka liczyła na paluszkach. - Stracenia, stracenia.
- No to teraz powtórz - powiedziała mama. - Powtórz początek wiersza.
Natalia tak bardzo bała się, że znów zapomni, że słyszała głośne bicie własnego serduszka: bum, bum, bum! Wzięła głęboki oddech i zaczęła mówić.
- Mam małe marzenia i nic do spełnienia.
- Stop! Stop! - mamusia aż poczerwieniała ze złości. - To po to kazałam ci powtarzać pięć razy jeden wyraz, żebyś znów go pomyliła?! Natalia! - krzyknęła mamusia.
- Jeśli nie potrafisz się nauczyć dwóch linijek
wiersza, to naprawdę nie mam pojęcia co z tobą zrobić! Wszystkie dzieci potrafią!
- krzyczała mamusia coraz głośniej. - Tylko nie ty! Wszystkie dzieci mogą dobrze się uczyć, tylko nie ty! Wszystkie dzieci mogą zapamiętać tyle rzeczy, tylko nie ty! Nic nie potrafisz! Nic nie umiesz!
Natalia skuliła się w sobie i rączkami zatkała uszy. Płacz dławił ją w gardle, a potem łzy zaczęły tryskać niby strumień wody. Małe ciałko trzęsło się z żalu!
- „Jestem głupia - myślała dziewczynka.
- Nawet wiersza nie potrafię się nauczyć na pamięć! Jestem taka głupia! Mamusia mnie nie kocha! Kochałaby mnie, gdybym była mądra, tak jak Kamil albo Agata".
- Nie mam zamiaru się denerwować
- powiedziała mamusia, zaciskając zęby.
- Naucz się tego wiersza sama. Wychodzę do sklepu - dodała. - Jak wrócę, to cię przepytam - mamusia wzięła torbę na zakupy i zaczęła zakładać buty. -1 przestań w końcu beczeć! To jedno bardzo dobrze potrafisz!
- to mówiąc, mamusia skierowała się w stronę drzwi.
— 33 —
Natalia pędziła po schodach z buzią mokrą od płaczu. Nie wiedziała dokąd biegnie. Było jej wszystko jedno. Byle jak najdalej od domu, byle jak najdalej od gniewu mamusi. Nagle dziewczynka zauważyła uchylone drzwi do piwnicy. Zeszła pośpiesznie schodami w dół, a potem prosto długim korytarzem. Była zmęczona od płaczu i tak bardzo nieszczęśliwa. „Dlaczego mamusia tak się złości? Dlaczego mamusia mnie nie rozumie? - myślała. - Przecież tak bardzo się staram". Dziewczynka przykucnęła obok drewnianych drzwiczek. Główkę oparła o szczebelki. Rozmyślała o tym, ze trudno nauczyć się wiersza, gdy patrzy się na zagniewaną twarz mamy, gdy w środku czuć tylko strach przed mamusi niezadowoleniem. Pogrążona w swoich małych smuteczkach, dziewczynka zasnęła. Nie wiedziała, ile czasu upłynęło od pory wyjścia z domu, nie miała pojęcia co zrobi. Obudziły ją kroki i głos. Brzmiał łagodnie, ale dziewczynka była pewna, że gdy mamusia ją znajdzie, rozzłości się na dobre. Nie dość przecież, że nie nauczyła się wiersza, to jeszcze wyszła bez pozwolenia z domu i teraz mamusia musi jej szukać!
— 34 —
- Natalia! Natalia! Córeczko!
Kroki były coraz bliżej. Natalia skuliła się jeszcze bardziej, ale wiedziała, że za chwilkę, za moment... mamusia ją odnajdzie. Kroki zdawały się być tuż koło niej!
- Mamusiu, nie złość się! - krzyknęła Natalia. - Mamusiu, nie złość się! Tak bardzo cię proszę! - i wybuchła szczerym płaczem.
Nagle poczuła, jak ramiona mamy przytulają jej malutkie, drżące ciałko. Jak przygarniają ją do siebie. Na włosach poczuła moc pocałunków, a potem mamusia dotknęła jej policzka swoim, także mokrym od łez.
- Natalio - szepnęła mamusia. - Przepraszam cię, córeczko, za wszystko, co powiedziałam. Wcale tak nie myślę. Wydawało mi się, że jak powiem, że inne dzieci lepiej się uczą, to cię zmobilizuje - westchnęła.
- Co to znaczy „zmobilizuje"? - zapytała cichutko Natalia.
- To znaczy, że też będziesz chciała być najlepsza, albo nawet mądrzejsza niż Kamil, czy Agatka. Myślałam, że dzięki temu będziesz dumna, że jesteś najlepszą uczennicą, a to sprawi, że poczujesz się szczęśliwa - dodała mamusia. - Och, jaka jestem głupia!
— 35 —
- Nie jesteś głupia, mamusiu - szepnęła dziewczynka.
- Jestem! - powiedziała smutno mama.
- Żeby być szczęśliwym nie trzeba być najlepszym! Tak bardzo się starasz, Natalko, i ja to doceniam, ale wciąż wymagałam od ciebie więcej i więcej - ogromna łza spłynęła po policzku mamusi. - Tak bardzo chciałam, abyś była szczęśliwa...
- Teraz jestem szczęśliwa - przerwała dziewczynka. - Bo wiem, jak bardzo mnie kochasz.
- Kocham cię najbardziej na całym świecie - powiedziała mamusia.
- Ja też cię kocham - odparła Natalka.
- I wiem, że robiłaś tak dla mojego dobra
- dodała, przypominając sobie, że mamusia często używała tych słów.
- To nieprawda, kochanie! Wydawało mi się tylko, że robię tak dla twojego dobra. To się już więcej nie powtórzy - obiecała mamusia.
Siedziały jeszcze jakiś czas obie wtulone w siebie, a łzy smutku powoli zaczęły przemieniać się w łzy radości. Było im dobrze razem na zimnej piwnicznej podłodze. Czuły się sobie nawzajem potrzebne i tak bardzo bliskie.
— 36 —
~~ J<La c^v*Ł-**-> C-n
I; *V*jf
t><*r~e/'
V
?*.??~) OUi
e_C-wfi_-
* * *
- Mamusiu! - Natalia stanęła przed nową szklaną półką, zawieszoną w najbardziej widocznym miejscu na ścianie w pokoju rodziców. Nie mogła wprost uwierzyć w to, co zobaczyła. - Mamusiu! - zawołała.
- Poprosiłam Pana Kazia, aby przymocował tą półkę - uśmiechnęła się mama stając w drzwiach. - Gdy wróci tatuś, bardzo się ucieszy. Już dawno mówił, że trzeba tak zrobić i miał rację. Czyż to nie piękne? - mamusia przechyliła głowę i wpatrywała się w przeróżne cudeńka zrobione z gliny przez Natalię.
- Naprawdę tak uważasz? - zapytała z niedowierzaniem dziewczynka.
- Gdy je lepisz, jesteś szczęśliwa. Czyż nie tak? - mamusia spojrzała teraz z czułością na Natalię.
- Tak - odparła dziewczynka.
- A wiec mam dzbanuszki szczęścia - powiedziała mama. - Czy może być coś piękniejszego? - dodała i przytuliła dziewczynkę mocno do siebie.
Koniec
— 38 —
Pyskata Renata
IQ /amusia była zła. Zmywała naczynia ? li nerwowo odstawiała je na suszarkę.
- Wstyd mi za ciebie - powiedziała. - To już trzeci raz w tym miesiącu muszę iść do szkoły. Przecież prosiłam cię, abyś więcej tego nie robiła.
- To nie moja wina! Tłumaczyłam Pani, że nie mogłam zrobić tej pracy, bo byłam na urodzinach, ale Pani się uparła, że powinnam ją zrobić wcześniej.
- I miała rację - mamusia nie dawała się przekonać.
- Wcale nie miała racji! Wcześniej nie mogłam tego zrobić, bo musiałam kupić prezent!
- A jeszcze wcześniej? - dopytywała mamusia.
- Jeszcze wcześniej, to w ogóle nie wiedziałam, że pójdę na urodziny!
— 39 —
- Myślę, że zapomniałaś o tej pracy
- mamusia miała poważną minę.
- Nieprawda! Nie zapomniałam! Nigdy mi nie wierzysz!
- Renatko - zniecierpliwiła się. - To nawet nie chodzi o ten rysunek. Po prostu jeśli go nie zrobiłaś, to trzeba było przeprosić, a nie kłócić się. To wszystko.
- Za co miałam przepraszać? - Renia była oburzona. - Za to, że pani wpisała mi uwagę do dziennika?
- Nie miałaś pracy, więc Pani napisała prawdę.
- Powinna mnie usprawiedliwić!
- Renatko, masz niewyparzoną buzię!
- mamusia podniosła głos.
- Jaką buzię?
- Niewyparzoną - powtórzyła mamusia. -Nie potrafisz rozmawiać! O wszystko się kłócisz!
- Wcale się nie kłócę! - powiedziała Renata. - Walczę o swoje racje!
- Walczysz na słowa! - odparła mama.
- Tylko nie wiem po co?
- Nieprawda! Ale skoro tak uważasz, to w tej walce jestem najlepsza!
- O, w to nie wątpię - rzekła mama. - Jednak jeśli zaraz się nie uspokoisz, to będę musiała dać ci karę!
— 40 —
- Za co? Za to, że wygram każdą walkę na słowa? - zapytała Renia, której spodobało
} się to określenie.
Mamusia tylko pokiwała głową, więc Renia skierowała się w stronę swojego pokoju. Bo musicie wiedzieć, że Renia zawsze musiała mieć ostatnie słowo.
* * *
- Idziesz do Joli na urodziny? - zapytała Ula podczas przerwy.
- Nie - Renata poczuła ukłucie w serduszku. Prawdę powiedziawszy, nie wiedziała nawet, że Jola ma urodziny. Dotąd wszystkie dzieci zapraszały ją do siebie.
- Nie zaprosiła cię - domyśliła się Ula.
- Nawet, gdyby mnie zaprosiła i tak bym nie poszła! - rozzłościła się Renata. - Jola jest głupia i będą straszliwe nudy. Nie zaprosiła mnie, bo wiedziała, że i tak nie przyjdę! Nie zależy mi!
- Pewnie cię nie lubi - ciągnęła Ula.
- Nic mnie to nie obchodzi! Ja jej też nie lubię!
- A ja idę do Joli na urodziny - rzekła Ula. - W tamtym roku było bardzo fajnie.
- To idź sobie! - żachnęła się Renata.
— 41 —
- Zazdrościsz? - Ula nie unikała nigdy kłótni z Renatką i dlatego dziewczynki więcej czasu były na siebie obrażone, niż się do siebie odzywały.
- Chyba na głowę upadłaś! - wykrzyknęła Renata.
Ula wstała od stolika i podeszła do drzwi.
- I tak wiem, że zazdrościsz - powiedziała i szybko je zamknęła.
Renia zerwała się z miejsca i pędem ruszyła za koleżanką.
- Niczego ci nie zazdroszczę! - krzyknęła w jej kierunku i także zamknęła drzwi. Gdy Ula zawróciła i zajrzała do sklepiku, aby coś jeszcze dodać, zobaczyła siedzącą Renie, która zatykała rękami uszy i mamrotała pod nosem.
- Możesz sobie gadać, co chcesz i tak nic nie słyszę! Nic nie słyszę, nic nie słyszę, nic nie słyszę, ble, ble, ble, ble...
Ula czekała, aż Renia odsłoni uszy, ale Renia ani myślała to zrobić, więc dziewczynka zrezygnowana i obrażona odeszła.
* * *
Mamusia po rozmowie z nauczycielką oznajmiła, że jeśli Renia nadal będzie pyskowała i niegrzecznie odzywała się do dorosłych, będzie musiała ją ukarać.
— 42 —
- Nie będziesz oglądała telewizji tak długo, jak długo nie będzie widocznych postępów. Dostajesz ode mnie ostatnią szansę.
Tatuś wprawdzie uważał, że Renia już teraz powinna mieć karę, ale dziewczynka wytłumaczyła tatusiowi, że byłoby to bardzo niesprawiedliwe.
- Każdemu trzeba dać szansę - powiedziała.
- To prawda - rzekł tatuś.
- Szkoda, że nie powiedziałaś tatusiowi, że tych szans na poprawę już kilka dostałaś i żadnej nie wykorzystałaś - zwróciła się do Reni mamusia, gdy tatuś wyszedł na balkon pooddychać świeżym powietrzem.
- Bo ja nie uważam, żebym w ogóle robiła coś źle! - oznajmiła Rena tka i widząc mamusi zagniewane spojrzenie, natychmiast dodała:
- Ale skoro uważacie, że nie powinnam pyskować, to będę się starała tego nie robić.
Mamusia odetchnęła z ulgą i Renia odeszła, słuchając uważnie, czy mamusia jeszcze czegoś nie powie, aby ewentualnie natychmiast odpowiedzieć.
* * *
Renia rzeczywiście starała się nie pyskować do pani nauczycielki. Wyglądało to tak,
f /
że jeśli z czymś się nie zgadzała, to mruczała do siebie pod nosem.
- To nieprawda! Wcale tak nie jest! Wieś jest okropna. Pani nie ma racji! Miasto jest fajne, bo jest dużo sklepów i można iść do kina!
Pani przerwała opowieść o urokach polskiej wsi i zapytała:
- Czy mogłabyś powiedzieć, Reniu, głośno to, co przez cały czas mówisz pod nosem?
- Nie mogę, proszę Pani - odpowiedziała dziewczynka.
- A dlaczego? - zaciekawiła się Pani.
- Obiecałam mamusi, że nie będę pyskować - rzekła szczerze.
- Nie zachęcam Cię do pyskowania, tylko do powiedzenia tego, co mruczysz do siebie.
- Wieś jest głupia - powiedziała odważnie Renia. W końcu Pani nakłoniła ją do odpowiedzi.
- Nie możesz tak mówić - odparła Pani. - Są dzieci, które kochają wieś, i którym bardzo się podoba.
- Przecież sama mi Pani kazała powiedzieć, co mówię pod nosem - żachnęła się Renatka. - Gdyby mi się wieś podobała, to powiedziałabym to głośno, od razu.
I wtedy odezwała się Jola. Ta Jola, która nie zaprosiła Reni na swoje urodziny, która
— 46 —
mieszkała właśnie na wsi, i która nigdy nie kłóciła się z Renią. Po prostu nie odpowiadała na jej słowne zaczepki, co Renie bardzo denerwowało, ale pomyślała, że Jola jest słaba w walce na słowa i była nawet dumna, że jest od niej lepsza.
- Masz prawo nie lubić wsi - powiedziała, patrząc Reni prosto w oczy. - Masz prawo myśleć inaczej i o tym powiedzieć.
- To o co chodzi? - zapytała Renia.
- O to w jaki sposób to mówisz! - wyjaśniła Jola. - Możesz powiedzieć, że nie lubisz wsi albo że wieś jest głupia. Jest jednak różnica; mówiąc to drugie robisz mi przykrość.
- To prawda - odparła Pani. - Możemy wyrażać własne zdanie kulturalnie i grzecznie, ale przy tym musimy szanować odmienne zdanie innych osób.
- Co to znaczy? - zapytały dzieci.
- Każdy z nas ma prawo myśleć inaczej i nie możemy nikomu tego zabraniać. Nie wolno zmuszać nikogo, żeby myślał i robił tak, jak my chcemy!
Renia trochę się zawstydziła. No bo czy ona kiedykolwiek szanowała zdanie innych osób? Chyba nie. Jeśli ktoś myślał inaczej, zawsze go wyśmiewała i kpiła, albo się z nim kłóciła. No, ale w kłótniach była chociaż najlepsza! Wszystkich zawsze przegadała! Zawsze wygrywała! To
— 47 —
było przyjemne mieć ostanie zdanie! Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk dzwonka na przerwę.
- Chciałam ci wręczyć zaproszenie na moje urodziny - powiedziała Jola, stając koło ławki Reni. - Bardzo cię przepraszam, że dostajesz ostatnia, ale właśnie na twoje zaproszenie mój młodszy brat rozlał kakao i musieliśmy wydrukować jeszcze jedno.
Renia osłupiała. Teraz to naprawdę zrobiło jej się głupio.
- Wiesz - powiedziała cicho - a ja myślałam, że nie chcesz mnie zaprosić, bo ja zawsze wygrywam we wszystkich kłótniach.
Jola serdecznie się roześmiała:
- Ze mną nigdy nie wygrasz! - powiedziała.
- Jak to? - zdziwiła się Renata.
- Ze mną nigdy nie wygrasz, bo ja z tobą nie walczę - potem obróciła się na pięcie i odchodząc zawołała: - Szkoda mi czasu na walkę! Wolę go wykorzystać na przyjaźń.
* * *
Długo Renatka myślała nad słowami Joli. Koleżanka miała rację. ?? czasu pochłonęło wymyślanie Reni różnych odpowiedzi, żeby tylko
— 48 —
T0U
«, <-w<
b-r
<xX,
»x~)
•f"*A_lv,
jej racje były na wierzchu, jak to mówiła zawsze mamusia. I po co? Czy nie lepiej się zaprzyjaźniać, tak jak uważała Jola? Postanowiła zmienić swoje postępowanie. Zastanawiała się nad tym, wkładając ulubioną bluzeczkę w kolorze cytryny i granatową dżinsową spódniczkę. Gotowa do wyjścia sprawdziła, czy ma prezent ładnie zapakowany i poprosiła tatusia o podwiezienie.
Przed domem Joli, gdy wysiadła z samochodu stała już Ula. Widząc koleżankę zawołała:
- Ale masz odblaskową bluzkę! Nawet po ciemku będzie cię widać! - roześmiała się.
- Możesz stać na przejściu dla pieszych i zatrzymywać samochody! - dodała.
Renia już chciała coś złośliwie odpowiedzieć koleżance, ale w ostatniej chwili ugryzła się w język, przypominając sobie o postanowieniu.
- Widzę, że cię zamurowało - rzekła Ula.
- To dziś ja wygrałam!
- Nie wygrałaś - powiedziała pogodnie Re-natka. - Nie mogłaś wygrać, bo ja z tobą nie walczyłam - dodała i pociągnęła zaskoczoną koleżankę za rękę. - Chodź, Jola już pewnie na nas czeka.
Koniec
— 50 —
Nikt mnie nie lubi!
lanka wstała z krzesła i zaczęła chodzić po klasie. Nikt nie był zdziwiony, ponieważ Blanka często się tak zachowywała. Dzieci czekały co będzie dalej. Dziewczynka podeszła do tablicy, wzięła kredę i zaczęła pisać brzydkie wyrazy. Klasa zamarła i wpatrywała się w twarz Pani.
- Siadaj, Blanko, na miejsce - powiedziała Pani łagodnym, ale stanowczym głosem.
- Nie - odparła.
- Siadaj - powtórzyła Pani i podeszła do dziewczynki, próbując wziąć od niej kredę.
- Nie usiądę, a ty jesteś głupia! - krzyknęła Blanka. -1 nic mi nie możesz zrobić!
Pani wyszła z sali, zostawiając otwarte drzwi i po chwili wróciła w towarzystwie pani pedagog. Zawsze w ten sam sposób kończyły
— 51 —
się wyczyny Blanki. Z Blanką były problemy, odkąd przyszła do tej klasy. Nigdy nikogo nie słuchała. Wszystko robiła po swojemu, używała brzydkich wyrazów i potrafiła bardzo niegrzecznie powiedzieć do nauczyciela. Na ogół po rozmowie z panią pedagog przyjeżdżała mamusia Blanki i zabierała dziewczynkę do domu.
* * *
Kolejne dni nie różniły się specjalnie od siebie. Blanka zniszczyła Bogusi pióro, Ewie zabrała i podeptała czapkę, a Kamilowi pomazała książkę i dzienniczek. Podczas ostatniej lekcji zaczęła przesuwać ławkę w ten sposób, że siedząca przed nią Kinga, była już zupełnie ściśnięta. Blanka jednak nie przestawała. Pani bardzo się zdenerwowała:
- Przestań natychmiast! - krzyknęła. - Zrobisz Kindze krzywdę.
Blanka patrząc Pani prosto w oczy, pchała ławkę coraz bardziej. Kinga rozpłakała się, a Pani podbiegła i złapała Blankę za rączkę.
- Zostaw mnie! Słyszysz?! Nie masz prawa mnie dotykać! - krzyczała Blanka i wyrzuciła z siebie mnóstwo brzydkich słów. I znów
— 52 —
u;
- el b Ce.
eC/v—
??—fi, Y~0 "Ł. #-\>0
~? -o c'^ <*pe <¦ i «/o^
musiała przyjść pani pedagog i zabrać dziewczynkę do siebie.
Któregoś dnia Pani oznajmiła dzieciom, że jeśli ich koleżanka nie zmieni swojego zachowania, to będzie musiała chodzić do innej szkoły. Zdecydować o tym mieli ostatecznie rodzice na zebraniu.
- Blanko - zwróciła się Pani do dziewczynki - ty wiesz o tym, dlatego mówię także dzieciom. Do zebrania zostały jeszcze dwa tygodnie, a więc masz szansę nam wszystkim udowodnić, że potrafisz zachowywać się grzecznie.
- Nic nie będę udowadniać - burknęła dziewczynka.
- My wszyscy bardzo chcemy, abyś została z nami - wyjaśniła Pani. - Zależy to jednak wyłącznie od ciebie.
- Wcale ode mnie nie zależy - wycedziła Blanka przez zęby.
- Mylisz się - Pani była bardzo opanowana. - Wystarczy, że zmienisz postępowanie. Jeśli tego jednak nie zrobisz, będzie znaczyło, że wcale ci nie zależy, aby być w tej klasie.
Pani podeszła do biurka i wzięła sprawdziany przygotowane dla dzieci.
i
— 54 —
- Rozdam wam je teraz i proszę, abyście rozwiązały - zaczęła chodzić od ławki do ławki i każdemu dziecku wręczała karteczkę. Blanka wzięła swoją, przeczytała uważnie polecenia i zaczęła drzeć na małe kawałeczki, potem wstała, podeszła do kosza i wrzuciła tam strzępki papieru.
- Nie będę tego pisać - powiedziała. Na tym jednak nie koniec, bo gdy dzieci
zabrały się do pracy, dziewczynka zaczęła chodzić po klasie i bardzo przeszkadzać. Kubie zabrała kartkę i także ją podarła, Izie pogniotła, a Kindze pomazała flamastrem.
- Nie chcesz wykorzystać swojej szansy - powiedziała smutno Pani.
- Nie chcę! - krzyknęła. - Nikt mnie tu nie lubi! - i wybiegła z klasy.
Zrobiło się okropne zamieszanie, ponieważ Blanka ubrała się w szatni, okłamała panią woźną, że nauczycielka pozwoliła jej iść do domu i wyszła ze szkoły. Większość nauczycieli i rodziców zaczęła szukać Blanki. Ślad jednak po niej zaginął.
* * *
Kinga, leżąc w łóżku, dużo myślała o koleżance. Nie rozumiała jej zachowania. Tatuś Kingi
— 55 —
często powtarzał, że Blanka musi być bardzo mądra. Wiadomo było, że jeździła na różne szachowe rozgrywki i zajmowała wysokie miejsca, a miała przecież dopiero 10 lat.
- Żeby wygrywać w szachy, trzeba mieć bystry umysł - mówił tatuś. - Należy umieć myśleć abstrakcyjnie, a jednocześnie przewidzieć ruch przeciwnika, jego plany.
- Co to znaczy myśleć abstrakcyjnie? - dopytywała Kinga.
- To oznacza, że trzeba umieć oderwać się od rzeczywistości w swoim myśleniu.
Kinga pomyślała, że Blanka na pewno potrafi odrywać się od rzeczywistości, ponieważ inaczej nie robiłaby tych wszystkich dziwnych rzeczy. Z drugiej strony wiedziała, że koleżanka bez trudu potrafi rozwiązać każde matematyczne zadanie i nawet jej trochę zazdrościła. Dla niej każdy sprawdzian związany był z nauką i ćwiczeniami w domu. Blanka wszystko umiała! Więc dlaczego rwała na strzępki kartki i nie rozwiązywała zadań domowych?
* * *
Na drugi dzień w szkole Kinga dowiedziała się od Izy, że Blanki wciąż nie ma!
— 56 —
i
P o r^s> v- <-> %AJ> i^-ŚK. I «-7 f «» "^~ ? ? .
- Ponoć szuka jej policja!
- Nieprawda - powiedział Kuba. - Moja mama mówiła, że już ją znaleziono.
- A moja, że wsiadła do autobusu i chciała jechać w świat, ale pan kierowca ją złapał i odprowadził do domu.
Tak więc każde dziecko znało inną wersję. Na szczęście do klasy weszła Pani i wszystkim wyjaśniła.
- Blanka jest już bezpieczna. Zostanie jednak w domu, dopóki wasi rodzice nie zdecydują, czy może chodzić z wami do jednej klasy. Jeśli nie wyrażą takiej zgody, będzie chodziła do innej szkoły.
- Czy tam będzie jej źle? - zapytała Kinga.
- Nie - odparła Pani. - Są szkoły dla dzieci, które zachowują się w taki sposób, jak wasza koleżanka. To są dobre szkoły i pracują tam przeszkolone osoby, które wiedzą, jak rozmawiać z dziećmi sprawiającymi kłopoty.
W klasie zapanowała cisza. Dzieciom nie podobały się zachowania Blanki, ale wiedziały, że czasami była miła.
- Chciałabym, żeby ona się zmieniła i została z nami - szepnęła Kinga do Izy.
- Chyba nie zdąży - odparła koleżanka.
- Pani przełożyła termin zebrania - dodała.
- Będzie już jutro.
Kinga bardzo się zasmuciła. Pytała wprawdzie w domu rodziców, czy uważają, że Blanka powinna odejść, czy zostać, ale mamusia wciąż odpowiadała to samo:
- To jest bardzo trudna sprawa. Jeszcze nie podjęliśmy decyzji.
- Musimy pomóc Blance, a z drugiej strony chronić resztę klasy - rzekł tato.
- Dkczegochronić?-zapytaładziewczynka.
- Ponieważ rodzice skarżą się, że często ciężko pracują, aby zarobić na pióra, długopisy, czy tornistry, a Blanka to wszystko niszczy.
- Zniszczyła nawet kurtkę Agatce - wtrąciła mama. - Pocięła nożyczkami.
- No to będziecie za tym, żeby odeszła
- powiedziała Kinga, przypominając sobie, że jej też dziewczynka zniszczyła nowe buty, chlapiąc je farbą olejną, którą zostawił pan malarz w szatni.
* * *
Zebranie miało odbyć się popołudniu, a rano cała klasa jechała na konkurs recytatorski do zaprzyjaźnionej szkoły.
— 59 —
- Szkoda, że Blanki nie będzie - powiedziała nagle Iza, siedząc na ławeczce i czekając na rozpoczęcie konkursu.
- W tamtym roku wygrała - potwierdziła Kinga.
- To prawda. Blanka nie tylko w szachy potrafi dobrze grać - dodał Kuba.
Dzieci nagle spostrzegły, że Pani bez przerwy wpatruje się w jeden punkt. Kinga podążyła oczami za jej wzrokiem. Na wielkiej korkowej tablicy wisiały przyczepione różne karteczki. Z miejsca Kingi nie było widać napisów i gdy dziewczynka wstała, aby zapytać co tak przykuło uwagę Pani, było już za późno. Nauczycielka zerwała się nagle i mówiąc w przelocie:
- Zostańcie tutaj i poczekajcie na mnie. Muszę pilnie zadzwonić - popędziła schodami w dół.
Wróciła po krótkiej chwili i zawołała dzieci do siebie, a potem szeptem coś im powiedziała. Zdziwiły się, ale niektóre też ucieszyły.
- To co? - zapytała Pani. - Spróbujemy?
- Spróbujemy - krzyknęły dzieci i postanowiły nie zdradzić tajemnicy przed Blanką, która właśnie teraz pokazała się na schodach.
— 60 —
Jak się później okazało, to Pani właśnie po nią dzwoniła.
- Blanko, pamiętasz ten wiersz, który mówiłaś w klasie? Ten o chmurce?
- Tak - odparła dziewczynka.
- Musisz nam pomóc. Potrzebna jest jeszcze jedna osoba do recytacji.
- Ale przecież Pani powiedziała, że za moje zachowanie nie będę miała prawa udziału w konkursie - zdziwiła się Blanka.
- Zmieniłam zdanie. Mamy tylko dwie osoby, reszta klasy będzie kibicować, a co roku wystawialiśmy trzy.
- Ale ja nie mam stroju! - wydukała Blanka.
- Kinga ma obcisłą błękitną bluzeczkę. Niebieskie getry pożyczyłam od pani z kółka teatralnego i białe wstążeczki. Jesteś zdolna. Taki strój z pewnością ci wystarczy - powiedziała Pani.
Blanka stała blada, jak ściana i nie bardzo wiedziała co ma zrobić; czy się zbuntować i pokazać wszystkim, że nie będzie robiła tak, jak chcą, czy też zgodzić się. W końcu lubiła recytować wiersze. Dzieci podeszły do niej bardzo blisko. Kinga złapała ją za rękę, Iza objęła ramieniem, Pani pogłaskała po głowie.
— 61 —
- Pomóż nam - rzekła.
- No, dobra - zgodziła się Blanka. Konkurs rozpoczął się punktualnie.
Wszystkie dzieci, które brały w nim udział, bardzo ładnie się zaprezentowały, ale Blanka nie miała sobie równych. Pani miała rację, że nawet w najskromniejszym stroju olśni wszystkich. Dziewczynka deklamowała całą sobą, każdym ruchem, oddechem, spojrzeniem. Błękitny strój był tylko dodatkiem do całości, a białe wstążki powiewały delikatnie akurat wtedy, gdy dziewczynka kończyła wiersz słowami o tym, jak obłoczek zaprzyjaźnił się z wiatrem, który od tej pory delikatnym podmuchem towarzyszył mu podczas podróży po niebie. Rozległy się brawa, którym nie było końca. Blanka zajęła pierwsze miejsce. Po konkursie, dzieci podziękowały jej i towarzyszyły w drodze do szkoły. Dziewczynki obdarzyły ją serdecznością i czułością, a chłopcy chwalili:
- Dobrze się spisałaś, Blanko!
- Tak trzymaj!
- Pokonałaś ich wszystkich!
- Byłaś bezkonkurencyjna! - powiedział Kamil.
— 62 —
C>C**-^U~a, byf<* lo^rJx^> t^Kol
lo_ *-
^?»-«^ w ft^vC ?.
t-o C i. ? ?.,
' t^- C U
- Jaka? - nie zrozumiał Kuba.
- Najlepsza! - wyjaśnił Kamil.
Blanka była bardzo zaskoczona zachowaniem dzieci. Do tej pory zawsze jej unikały. Nie chciały się z nią bawić. W ogóle nie chciały mieć z nią nic wspólnego. A raptem zaczęły być tak miłe, aż głupio było źle się zachowywać.
* * *
Mamusia po powrocie z zebrania powiedziała, że Pani przedstawiła rodzicom pewien plan i dlatego chcą poczekać z podjęciem decyzji. Kinga domyśliła się, co to za plan.
Następny tydzień w szkole upłynął na okazywaniu serdeczności Blance. Oczywiście zdarzało się, że dziewczynka nie wytrzymywała i aż ją korciło, żeby narozrabiać, ale wtedy dzieci mówiły o swoich uczuciach.
- Jest mi bardzo smutno, że nazwałaś mnie kretynką - powiedziała Kinga.
- Chciało mi się płakać, jak zniszczyłaś mój zeszyt - dodała Iza.
- Było mi naprawdę przykro, gdy powiedziałaś, że jestem gruby - rzekł Kuba.
— 64 —
- Czułem się gorszy od wszystkich, gdy na lekcji WF krzyczałaś za mną „fajtłapa" i wyśmiewałaś się ze mnie.
Mówiąc Blance, co czują, dzieci jednocześnie obdarzały ją przyjaźnią. Podczas kolejnego tygodnia, Blanka zmieniła się nie do poznania. Zaczęła grzecznie rozmawiać i przestała przeszkadzać w prowadzeniu lekq'i, a nawet pomogła Kindze rozwiązać zadanie z matematyki.
- Co sprawiło, że zaszła taka zmiana w Twoim zachowaniu? - zapytała pewnego razu Pani.
Blanka zaczerwieniła się.
- Bo dostałam tyle dobra za nic - powiedziała nieśmiało. -1 teraz chciałabym sobie na to dobro zasłużyć - dodała.
Pani ucieszyła się ogromnie. Jak się zapewne domyślacie Blanka została w tej samej szkole i w tej samej klasie. Nie sprawiała już później większych kłopotów. Kindze jednak pewna rzecz nie dawała spokoju. Podeszła na przerwie do Pani i zapytała:
- Co Pani wtedy wyczytała na tych kartkach, które wisiały na korkowej tablicy?
- Kiedy, moje dziecko?
— 65 —
- Wtedy przed konkursem recytatorskim, zanim nam Pani powiedziała, żebyśmy się postarali być dla Blanki jak najmilsi.
Musicie bowiem wiedzieć, że na tym właśnie polegał plan Pani. Poprosiła wszystkie dzieci, aby starały się być dla koleżanki miłe, ciepłe, serdeczne i przyjazne, bez względu na to, jak ona będzie się zachowywała. To był trudny plan. Pani uśmiechnęła się:
- Bardzo ważną rzecz - odparła. - Przeczytałam, że najwięcej miłości potrzebują dzieci, które najmniej na nią zasługują.
- Co to znaczy?
- To oznacza, że zło zawsze możemy starać się pokonać dobrem!
- Czy Blanka była zła?
- Nie - powiedziała Pani. - Miała tylko złe zachowania. I to zło właśnie pokonaliśmy dobrem.
Kinga postanowiła zapamiętać słowa Pani. Zapisała sobie je na karteczce i zawiesiła nad swoim łóżkiem.
Koniec
— 66 —
O Dziewczynce, której nie wolno się było brudzić!
/J gatka bardzo zazdrościła Ani wspania-J/ Z- łych zabawek. Najbardziej jednak zazdrościła jej ubrań. Ania była posiadaczką niezliczonych ilości sukienek na różne okazje, bucików, bluzeczek, spódniczek, spodni w najmodniejszych fasonach... Zresztą, chyba łatwiej byłoby wymienić te rzeczy, których Ania nie miała, niż te, które były jej własnością. Jej imię również brzmiało niezwykle elegancko: „Anna Maria". Wprawdzie dzieci mówiły do niej po prostu: Ania lub Anka, co nie zmieniało faktu, iż większość z nich