Opowiastki familijne Beata Andrzej czuk Opowiastki familijne ? >?% DOM Wl DOM WTDAWNTCZt AEL Redakcja Tomasz Balon-Mroczka Agata Pindel-Witek Katarzyna Lupa Anna Zając Okładka i rysunki Monika Malinowska _____ Opracowanie komfuthkSwe C-n I; *V*jf t><*r~e/' V ?*.??~) OUi e_C-wfi_- * * * - Mamusiu! - Natalia stanęła przed nową szklaną półką, zawieszoną w najbardziej widocznym miejscu na ścianie w pokoju rodziców. Nie mogła wprost uwierzyć w to, co zobaczyła. - Mamusiu! - zawołała. - Poprosiłam Pana Kazia, aby przymocował tą półkę - uśmiechnęła się mama stając w drzwiach. - Gdy wróci tatuś, bardzo się ucieszy. Już dawno mówił, że trzeba tak zrobić i miał rację. Czyż to nie piękne? - mamusia przechyliła głowę i wpatrywała się w przeróżne cudeńka zrobione z gliny przez Natalię. - Naprawdę tak uważasz? - zapytała z niedowierzaniem dziewczynka. - Gdy je lepisz, jesteś szczęśliwa. Czyż nie tak? - mamusia spojrzała teraz z czułością na Natalię. - Tak - odparła dziewczynka. - A wiec mam dzbanuszki szczęścia - powiedziała mama. - Czy może być coś piękniejszego? - dodała i przytuliła dziewczynkę mocno do siebie. Koniec — 38 — Pyskata Renata IQ /amusia była zła. Zmywała naczynia ? li nerwowo odstawiała je na suszarkę. - Wstyd mi za ciebie - powiedziała. - To już trzeci raz w tym miesiącu muszę iść do szkoły. Przecież prosiłam cię, abyś więcej tego nie robiła. - To nie moja wina! Tłumaczyłam Pani, że nie mogłam zrobić tej pracy, bo byłam na urodzinach, ale Pani się uparła, że powinnam ją zrobić wcześniej. - I miała rację - mamusia nie dawała się przekonać. - Wcale nie miała racji! Wcześniej nie mogłam tego zrobić, bo musiałam kupić prezent! - A jeszcze wcześniej? - dopytywała mamusia. - Jeszcze wcześniej, to w ogóle nie wiedziałam, że pójdę na urodziny! — 39 — - Myślę, że zapomniałaś o tej pracy - mamusia miała poważną minę. - Nieprawda! Nie zapomniałam! Nigdy mi nie wierzysz! - Renatko - zniecierpliwiła się. - To nawet nie chodzi o ten rysunek. Po prostu jeśli go nie zrobiłaś, to trzeba było przeprosić, a nie kłócić się. To wszystko. - Za co miałam przepraszać? - Renia była oburzona. - Za to, że pani wpisała mi uwagę do dziennika? - Nie miałaś pracy, więc Pani napisała prawdę. - Powinna mnie usprawiedliwić! - Renatko, masz niewyparzoną buzię! - mamusia podniosła głos. - Jaką buzię? - Niewyparzoną - powtórzyła mamusia. -Nie potrafisz rozmawiać! O wszystko się kłócisz! - Wcale się nie kłócę! - powiedziała Renata. - Walczę o swoje racje! - Walczysz na słowa! - odparła mama. - Tylko nie wiem po co? - Nieprawda! Ale skoro tak uważasz, to w tej walce jestem najlepsza! - O, w to nie wątpię - rzekła mama. - Jednak jeśli zaraz się nie uspokoisz, to będę musiała dać ci karę! — 40 — - Za co? Za to, że wygram każdą walkę na słowa? - zapytała Renia, której spodobało } się to określenie. Mamusia tylko pokiwała głową, więc Renia skierowała się w stronę swojego pokoju. Bo musicie wiedzieć, że Renia zawsze musiała mieć ostatnie słowo. * * * - Idziesz do Joli na urodziny? - zapytała Ula podczas przerwy. - Nie - Renata poczuła ukłucie w serduszku. Prawdę powiedziawszy, nie wiedziała nawet, że Jola ma urodziny. Dotąd wszystkie dzieci zapraszały ją do siebie. - Nie zaprosiła cię - domyśliła się Ula. - Nawet, gdyby mnie zaprosiła i tak bym nie poszła! - rozzłościła się Renata. - Jola jest głupia i będą straszliwe nudy. Nie zaprosiła mnie, bo wiedziała, że i tak nie przyjdę! Nie zależy mi! - Pewnie cię nie lubi - ciągnęła Ula. - Nic mnie to nie obchodzi! Ja jej też nie lubię! - A ja idę do Joli na urodziny - rzekła Ula. - W tamtym roku było bardzo fajnie. - To idź sobie! - żachnęła się Renata. — 41 — - Zazdrościsz? - Ula nie unikała nigdy kłótni z Renatką i dlatego dziewczynki więcej czasu były na siebie obrażone, niż się do siebie odzywały. - Chyba na głowę upadłaś! - wykrzyknęła Renata. Ula wstała od stolika i podeszła do drzwi. - I tak wiem, że zazdrościsz - powiedziała i szybko je zamknęła. Renia zerwała się z miejsca i pędem ruszyła za koleżanką. - Niczego ci nie zazdroszczę! - krzyknęła w jej kierunku i także zamknęła drzwi. Gdy Ula zawróciła i zajrzała do sklepiku, aby coś jeszcze dodać, zobaczyła siedzącą Renie, która zatykała rękami uszy i mamrotała pod nosem. - Możesz sobie gadać, co chcesz i tak nic nie słyszę! Nic nie słyszę, nic nie słyszę, nic nie słyszę, ble, ble, ble, ble... Ula czekała, aż Renia odsłoni uszy, ale Renia ani myślała to zrobić, więc dziewczynka zrezygnowana i obrażona odeszła. * * * Mamusia po rozmowie z nauczycielką oznajmiła, że jeśli Renia nadal będzie pyskowała i niegrzecznie odzywała się do dorosłych, będzie musiała ją ukarać. — 42 — - Nie będziesz oglądała telewizji tak długo, jak długo nie będzie widocznych postępów. Dostajesz ode mnie ostatnią szansę. Tatuś wprawdzie uważał, że Renia już teraz powinna mieć karę, ale dziewczynka wytłumaczyła tatusiowi, że byłoby to bardzo niesprawiedliwe. - Każdemu trzeba dać szansę - powiedziała. - To prawda - rzekł tatuś. - Szkoda, że nie powiedziałaś tatusiowi, że tych szans na poprawę już kilka dostałaś i żadnej nie wykorzystałaś - zwróciła się do Reni mamusia, gdy tatuś wyszedł na balkon pooddychać świeżym powietrzem. - Bo ja nie uważam, żebym w ogóle robiła coś źle! - oznajmiła Rena tka i widząc mamusi zagniewane spojrzenie, natychmiast dodała: - Ale skoro uważacie, że nie powinnam pyskować, to będę się starała tego nie robić. Mamusia odetchnęła z ulgą i Renia odeszła, słuchając uważnie, czy mamusia jeszcze czegoś nie powie, aby ewentualnie natychmiast odpowiedzieć. * * * Renia rzeczywiście starała się nie pyskować do pani nauczycielki. Wyglądało to tak, f / że jeśli z czymś się nie zgadzała, to mruczała do siebie pod nosem. - To nieprawda! Wcale tak nie jest! Wieś jest okropna. Pani nie ma racji! Miasto jest fajne, bo jest dużo sklepów i można iść do kina! Pani przerwała opowieść o urokach polskiej wsi i zapytała: - Czy mogłabyś powiedzieć, Reniu, głośno to, co przez cały czas mówisz pod nosem? - Nie mogę, proszę Pani - odpowiedziała dziewczynka. - A dlaczego? - zaciekawiła się Pani. - Obiecałam mamusi, że nie będę pyskować - rzekła szczerze. - Nie zachęcam Cię do pyskowania, tylko do powiedzenia tego, co mruczysz do siebie. - Wieś jest głupia - powiedziała odważnie Renia. W końcu Pani nakłoniła ją do odpowiedzi. - Nie możesz tak mówić - odparła Pani. - Są dzieci, które kochają wieś, i którym bardzo się podoba. - Przecież sama mi Pani kazała powiedzieć, co mówię pod nosem - żachnęła się Renatka. - Gdyby mi się wieś podobała, to powiedziałabym to głośno, od razu. I wtedy odezwała się Jola. Ta Jola, która nie zaprosiła Reni na swoje urodziny, która — 46 — mieszkała właśnie na wsi, i która nigdy nie kłóciła się z Renią. Po prostu nie odpowiadała na jej słowne zaczepki, co Renie bardzo denerwowało, ale pomyślała, że Jola jest słaba w walce na słowa i była nawet dumna, że jest od niej lepsza. - Masz prawo nie lubić wsi - powiedziała, patrząc Reni prosto w oczy. - Masz prawo myśleć inaczej i o tym powiedzieć. - To o co chodzi? - zapytała Renia. - O to w jaki sposób to mówisz! - wyjaśniła Jola. - Możesz powiedzieć, że nie lubisz wsi albo że wieś jest głupia. Jest jednak różnica; mówiąc to drugie robisz mi przykrość. - To prawda - odparła Pani. - Możemy wyrażać własne zdanie kulturalnie i grzecznie, ale przy tym musimy szanować odmienne zdanie innych osób. - Co to znaczy? - zapytały dzieci. - Każdy z nas ma prawo myśleć inaczej i nie możemy nikomu tego zabraniać. Nie wolno zmuszać nikogo, żeby myślał i robił tak, jak my chcemy! Renia trochę się zawstydziła. No bo czy ona kiedykolwiek szanowała zdanie innych osób? Chyba nie. Jeśli ktoś myślał inaczej, zawsze go wyśmiewała i kpiła, albo się z nim kłóciła. No, ale w kłótniach była chociaż najlepsza! Wszystkich zawsze przegadała! Zawsze wygrywała! To — 47 — było przyjemne mieć ostanie zdanie! Z zamyślenia wyrwał ją dźwięk dzwonka na przerwę. - Chciałam ci wręczyć zaproszenie na moje urodziny - powiedziała Jola, stając koło ławki Reni. - Bardzo cię przepraszam, że dostajesz ostatnia, ale właśnie na twoje zaproszenie mój młodszy brat rozlał kakao i musieliśmy wydrukować jeszcze jedno. Renia osłupiała. Teraz to naprawdę zrobiło jej się głupio. - Wiesz - powiedziała cicho - a ja myślałam, że nie chcesz mnie zaprosić, bo ja zawsze wygrywam we wszystkich kłótniach. Jola serdecznie się roześmiała: - Ze mną nigdy nie wygrasz! - powiedziała. - Jak to? - zdziwiła się Renata. - Ze mną nigdy nie wygrasz, bo ja z tobą nie walczę - potem obróciła się na pięcie i odchodząc zawołała: - Szkoda mi czasu na walkę! Wolę go wykorzystać na przyjaźń. * * * Długo Renatka myślała nad słowami Joli. Koleżanka miała rację. ?? czasu pochłonęło wymyślanie Reni różnych odpowiedzi, żeby tylko — 48 — T0U «, <-w< b-r 0 ~? -o c'^ <*pe <¦ i «/o^ musiała przyjść pani pedagog i zabrać dziewczynkę do siebie. Któregoś dnia Pani oznajmiła dzieciom, że jeśli ich koleżanka nie zmieni swojego zachowania, to będzie musiała chodzić do innej szkoły. Zdecydować o tym mieli ostatecznie rodzice na zebraniu. - Blanko - zwróciła się Pani do dziewczynki - ty wiesz o tym, dlatego mówię także dzieciom. Do zebrania zostały jeszcze dwa tygodnie, a więc masz szansę nam wszystkim udowodnić, że potrafisz zachowywać się grzecznie. - Nic nie będę udowadniać - burknęła dziewczynka. - My wszyscy bardzo chcemy, abyś została z nami - wyjaśniła Pani. - Zależy to jednak wyłącznie od ciebie. - Wcale ode mnie nie zależy - wycedziła Blanka przez zęby. - Mylisz się - Pani była bardzo opanowana. - Wystarczy, że zmienisz postępowanie. Jeśli tego jednak nie zrobisz, będzie znaczyło, że wcale ci nie zależy, aby być w tej klasie. Pani podeszła do biurka i wzięła sprawdziany przygotowane dla dzieci. i — 54 — - Rozdam wam je teraz i proszę, abyście rozwiązały - zaczęła chodzić od ławki do ławki i każdemu dziecku wręczała karteczkę. Blanka wzięła swoją, przeczytała uważnie polecenia i zaczęła drzeć na małe kawałeczki, potem wstała, podeszła do kosza i wrzuciła tam strzępki papieru. - Nie będę tego pisać - powiedziała. Na tym jednak nie koniec, bo gdy dzieci zabrały się do pracy, dziewczynka zaczęła chodzić po klasie i bardzo przeszkadzać. Kubie zabrała kartkę i także ją podarła, Izie pogniotła, a Kindze pomazała flamastrem. - Nie chcesz wykorzystać swojej szansy - powiedziała smutno Pani. - Nie chcę! - krzyknęła. - Nikt mnie tu nie lubi! - i wybiegła z klasy. Zrobiło się okropne zamieszanie, ponieważ Blanka ubrała się w szatni, okłamała panią woźną, że nauczycielka pozwoliła jej iść do domu i wyszła ze szkoły. Większość nauczycieli i rodziców zaczęła szukać Blanki. Ślad jednak po niej zaginął. * * * Kinga, leżąc w łóżku, dużo myślała o koleżance. Nie rozumiała jej zachowania. Tatuś Kingi — 55 — często powtarzał, że Blanka musi być bardzo mądra. Wiadomo było, że jeździła na różne szachowe rozgrywki i zajmowała wysokie miejsca, a miała przecież dopiero 10 lat. - Żeby wygrywać w szachy, trzeba mieć bystry umysł - mówił tatuś. - Należy umieć myśleć abstrakcyjnie, a jednocześnie przewidzieć ruch przeciwnika, jego plany. - Co to znaczy myśleć abstrakcyjnie? - dopytywała Kinga. - To oznacza, że trzeba umieć oderwać się od rzeczywistości w swoim myśleniu. Kinga pomyślała, że Blanka na pewno potrafi odrywać się od rzeczywistości, ponieważ inaczej nie robiłaby tych wszystkich dziwnych rzeczy. Z drugiej strony wiedziała, że koleżanka bez trudu potrafi rozwiązać każde matematyczne zadanie i nawet jej trochę zazdrościła. Dla niej każdy sprawdzian związany był z nauką i ćwiczeniami w domu. Blanka wszystko umiała! Więc dlaczego rwała na strzępki kartki i nie rozwiązywała zadań domowych? * * * Na drugi dzień w szkole Kinga dowiedziała się od Izy, że Blanki wciąż nie ma! — 56 — i P o r^s> v- <-> %AJ> i^-ŚK. I «-7 f «» "^~ ? ? . - Ponoć szuka jej policja! - Nieprawda - powiedział Kuba. - Moja mama mówiła, że już ją znaleziono. - A moja, że wsiadła do autobusu i chciała jechać w świat, ale pan kierowca ją złapał i odprowadził do domu. Tak więc każde dziecko znało inną wersję. Na szczęście do klasy weszła Pani i wszystkim wyjaśniła. - Blanka jest już bezpieczna. Zostanie jednak w domu, dopóki wasi rodzice nie zdecydują, czy może chodzić z wami do jednej klasy. Jeśli nie wyrażą takiej zgody, będzie chodziła do innej szkoły. - Czy tam będzie jej źle? - zapytała Kinga. - Nie - odparła Pani. - Są szkoły dla dzieci, które zachowują się w taki sposób, jak wasza koleżanka. To są dobre szkoły i pracują tam przeszkolone osoby, które wiedzą, jak rozmawiać z dziećmi sprawiającymi kłopoty. W klasie zapanowała cisza. Dzieciom nie podobały się zachowania Blanki, ale wiedziały, że czasami była miła. - Chciałabym, żeby ona się zmieniła i została z nami - szepnęła Kinga do Izy. - Chyba nie zdąży - odparła koleżanka. - Pani przełożyła termin zebrania - dodała. - Będzie już jutro. Kinga bardzo się zasmuciła. Pytała wprawdzie w domu rodziców, czy uważają, że Blanka powinna odejść, czy zostać, ale mamusia wciąż odpowiadała to samo: - To jest bardzo trudna sprawa. Jeszcze nie podjęliśmy decyzji. - Musimy pomóc Blance, a z drugiej strony chronić resztę klasy - rzekł tato. - Dkczegochronić?-zapytaładziewczynka. - Ponieważ rodzice skarżą się, że często ciężko pracują, aby zarobić na pióra, długopisy, czy tornistry, a Blanka to wszystko niszczy. - Zniszczyła nawet kurtkę Agatce - wtrąciła mama. - Pocięła nożyczkami. - No to będziecie za tym, żeby odeszła - powiedziała Kinga, przypominając sobie, że jej też dziewczynka zniszczyła nowe buty, chlapiąc je farbą olejną, którą zostawił pan malarz w szatni. * * * Zebranie miało odbyć się popołudniu, a rano cała klasa jechała na konkurs recytatorski do zaprzyjaźnionej szkoły. — 59 — - Szkoda, że Blanki nie będzie - powiedziała nagle Iza, siedząc na ławeczce i czekając na rozpoczęcie konkursu. - W tamtym roku wygrała - potwierdziła Kinga. - To prawda. Blanka nie tylko w szachy potrafi dobrze grać - dodał Kuba. Dzieci nagle spostrzegły, że Pani bez przerwy wpatruje się w jeden punkt. Kinga podążyła oczami za jej wzrokiem. Na wielkiej korkowej tablicy wisiały przyczepione różne karteczki. Z miejsca Kingi nie było widać napisów i gdy dziewczynka wstała, aby zapytać co tak przykuło uwagę Pani, było już za późno. Nauczycielka zerwała się nagle i mówiąc w przelocie: - Zostańcie tutaj i poczekajcie na mnie. Muszę pilnie zadzwonić - popędziła schodami w dół. Wróciła po krótkiej chwili i zawołała dzieci do siebie, a potem szeptem coś im powiedziała. Zdziwiły się, ale niektóre też ucieszyły. - To co? - zapytała Pani. - Spróbujemy? - Spróbujemy - krzyknęły dzieci i postanowiły nie zdradzić tajemnicy przed Blanką, która właśnie teraz pokazała się na schodach. — 60 — Jak się później okazało, to Pani właśnie po nią dzwoniła. - Blanko, pamiętasz ten wiersz, który mówiłaś w klasie? Ten o chmurce? - Tak - odparła dziewczynka. - Musisz nam pomóc. Potrzebna jest jeszcze jedna osoba do recytacji. - Ale przecież Pani powiedziała, że za moje zachowanie nie będę miała prawa udziału w konkursie - zdziwiła się Blanka. - Zmieniłam zdanie. Mamy tylko dwie osoby, reszta klasy będzie kibicować, a co roku wystawialiśmy trzy. - Ale ja nie mam stroju! - wydukała Blanka. - Kinga ma obcisłą błękitną bluzeczkę. Niebieskie getry pożyczyłam od pani z kółka teatralnego i białe wstążeczki. Jesteś zdolna. Taki strój z pewnością ci wystarczy - powiedziała Pani. Blanka stała blada, jak ściana i nie bardzo wiedziała co ma zrobić; czy się zbuntować i pokazać wszystkim, że nie będzie robiła tak, jak chcą, czy też zgodzić się. W końcu lubiła recytować wiersze. Dzieci podeszły do niej bardzo blisko. Kinga złapała ją za rękę, Iza objęła ramieniem, Pani pogłaskała po głowie. — 61 — - Pomóż nam - rzekła. - No, dobra - zgodziła się Blanka. Konkurs rozpoczął się punktualnie. Wszystkie dzieci, które brały w nim udział, bardzo ładnie się zaprezentowały, ale Blanka nie miała sobie równych. Pani miała rację, że nawet w najskromniejszym stroju olśni wszystkich. Dziewczynka deklamowała całą sobą, każdym ruchem, oddechem, spojrzeniem. Błękitny strój był tylko dodatkiem do całości, a białe wstążki powiewały delikatnie akurat wtedy, gdy dziewczynka kończyła wiersz słowami o tym, jak obłoczek zaprzyjaźnił się z wiatrem, który od tej pory delikatnym podmuchem towarzyszył mu podczas podróży po niebie. Rozległy się brawa, którym nie było końca. Blanka zajęła pierwsze miejsce. Po konkursie, dzieci podziękowały jej i towarzyszyły w drodze do szkoły. Dziewczynki obdarzyły ją serdecznością i czułością, a chłopcy chwalili: - Dobrze się spisałaś, Blanko! - Tak trzymaj! - Pokonałaś ich wszystkich! - Byłaś bezkonkurencyjna! - powiedział Kamil. — 62 — C>C**-^U~a, byf<* lo^rJx^> t^Kol lo_ *- ^?»-«^ w ft^vC ?. t-o C i. ? ?., ' t^- C U - Jaka? - nie zrozumiał Kuba. - Najlepsza! - wyjaśnił Kamil. Blanka była bardzo zaskoczona zachowaniem dzieci. Do tej pory zawsze jej unikały. Nie chciały się z nią bawić. W ogóle nie chciały mieć z nią nic wspólnego. A raptem zaczęły być tak miłe, aż głupio było źle się zachowywać. * * * Mamusia po powrocie z zebrania powiedziała, że Pani przedstawiła rodzicom pewien plan i dlatego chcą poczekać z podjęciem decyzji. Kinga domyśliła się, co to za plan. Następny tydzień w szkole upłynął na okazywaniu serdeczności Blance. Oczywiście zdarzało się, że dziewczynka nie wytrzymywała i aż ją korciło, żeby narozrabiać, ale wtedy dzieci mówiły o swoich uczuciach. - Jest mi bardzo smutno, że nazwałaś mnie kretynką - powiedziała Kinga. - Chciało mi się płakać, jak zniszczyłaś mój zeszyt - dodała Iza. - Było mi naprawdę przykro, gdy powiedziałaś, że jestem gruby - rzekł Kuba. — 64 — - Czułem się gorszy od wszystkich, gdy na lekcji WF krzyczałaś za mną „fajtłapa" i wyśmiewałaś się ze mnie. Mówiąc Blance, co czują, dzieci jednocześnie obdarzały ją przyjaźnią. Podczas kolejnego tygodnia, Blanka zmieniła się nie do poznania. Zaczęła grzecznie rozmawiać i przestała przeszkadzać w prowadzeniu lekq'i, a nawet pomogła Kindze rozwiązać zadanie z matematyki. - Co sprawiło, że zaszła taka zmiana w Twoim zachowaniu? - zapytała pewnego razu Pani. Blanka zaczerwieniła się. - Bo dostałam tyle dobra za nic - powiedziała nieśmiało. -1 teraz chciałabym sobie na to dobro zasłużyć - dodała. Pani ucieszyła się ogromnie. Jak się zapewne domyślacie Blanka została w tej samej szkole i w tej samej klasie. Nie sprawiała już później większych kłopotów. Kindze jednak pewna rzecz nie dawała spokoju. Podeszła na przerwie do Pani i zapytała: - Co Pani wtedy wyczytała na tych kartkach, które wisiały na korkowej tablicy? - Kiedy, moje dziecko? — 65 — - Wtedy przed konkursem recytatorskim, zanim nam Pani powiedziała, żebyśmy się postarali być dla Blanki jak najmilsi. Musicie bowiem wiedzieć, że na tym właśnie polegał plan Pani. Poprosiła wszystkie dzieci, aby starały się być dla koleżanki miłe, ciepłe, serdeczne i przyjazne, bez względu na to, jak ona będzie się zachowywała. To był trudny plan. Pani uśmiechnęła się: - Bardzo ważną rzecz - odparła. - Przeczytałam, że najwięcej miłości potrzebują dzieci, które najmniej na nią zasługują. - Co to znaczy? - To oznacza, że zło zawsze możemy starać się pokonać dobrem! - Czy Blanka była zła? - Nie - powiedziała Pani. - Miała tylko złe zachowania. I to zło właśnie pokonaliśmy dobrem. Kinga postanowiła zapamiętać słowa Pani. Zapisała sobie je na karteczce i zawiesiła nad swoim łóżkiem. Koniec — 66 — O Dziewczynce, której nie wolno się było brudzić! /J gatka bardzo zazdrościła Ani wspania-J/ Z- łych zabawek. Najbardziej jednak zazdrościła jej ubrań. Ania była posiadaczką niezliczonych ilości sukienek na różne okazje, bucików, bluzeczek, spódniczek, spodni w najmodniejszych fasonach... Zresztą, chyba łatwiej byłoby wymienić te rzeczy, których Ania nie miała, niż te, które były jej własnością. Jej imię również brzmiało niezwykle elegancko: „Anna Maria". Wprawdzie dzieci mówiły do niej po prostu: Ania lub Anka, co nie zmieniało faktu, iż większość z nich wiedziała o jej prawdziwym imieniu. Dziewczynka była nowa. Dołączyła do klasy drugiej. Agatka ją podziwiała i ponad wszystko pragnęła się z nią zaprzyjaźnić. Ania — 67 — nie miała nic przeciwko temu. Codziennie też razem wracały ze szkoły. - Wyjdziesz dziś na podwórko? - zapytała Agatka. - Nie wiem, czy mi mamusia pozwoli - odpowiedziała Ania. - Nigdy nie wychodzisz na podwórko - stwierdziła smutno Agatka. - Może przyjdziesz do mnie? - zaproponowała ochoczo dziewczynka. - Byłam u ciebie już wiele razy, a dzisiaj jest wyjątkowo ciepło na dworze. Mogłybyśmy się w coś pobawić. - Zapytam mamy-odpowiedziała Anna Maria. * * * Mamusia pozwoliła Ani wyjść na podwórko. Jednak dziewczynka siedziała przez cały czas na ławce i nie chciała się ruszyć. Ubrana była w różową bluzę z futerkiem, długą spódniczkę z miękkiego materiału i błyszczące buciki. Wyglądała uroczo. - Chodź pogramy w piłkę - poprosiła Agatka. - Przecież nie możemy ciągle siedzieć na ławce. Nudzi mi się. — 68 — - Może w takim razie pospacerujemy - odparła przyjaciółka. Dziewczynki wstały i wolnym krokiem przemierzały alejki, raz w jedną, to znów w drugą stronę. - Czy teraz już możemy w coś się pobawić? - zapytała coraz bardziej zła Agatka. - Jak zacznę się bawić, to mogę się wy-brudzić - rzekła Ania. - Mama będzie zła. - To idź do domu i przebierz się w inne ubrania - odparła dziewczynka. . - Żadnych ubrań nie wolno mi brudzić - Ania była zdziwiona propozycją koleżanki. - Mama uważa, że dziewczynka powinna być czysta i zawsze pięknie wyglądać. Agatka nic nie odpowiedziała na te słowa i troszkę nawet było jej wstyd, ponieważ w głębi duszy pragnęła, aby Ania poszła już sobie do domu. Niezręcznie jej było zostawić koleżankę samą i pójść się pobawić z innymi dziećmi. W tej chwili o niczym innym jednak nie marzyła, jak o prawdziwej zabawie. Chciała usiąść na trawie, wskoczyć do piaskownicy, zrobić babkę lub zbudować zamek, klęcząc na kolanach. Mamusia Ani chyba czytała w myślach Agatki, ponieważ chwile później zawołała dziewczynkę do domu. — 69 — * * * - Och, ty mój brudasie - zaśmiała się mama na widok Agatki. - Wrzuć rzeczy do kosza na brudne ubrania i wskakuj do wanny - dodała. Gdy Agatka była już wykąpana zapytała poważnie mamusię: - Czy to prawda, że dziewczynka musi być zawsze czysta i pięknie ubrana? - Dobrze by było - przytaknęła mama, znów się śmiejąc. - Ale to przecież niemożliwe. - Możliwe - odparła dziewczynka. - Ania taka jest. - I co zazdrościsz jej tego? - zapytała mama łagodnie. - Właśnie o to chodzi, że nie - dziewczynka zamyśliła się. - Zazdroszczę jej tylu pięknych ubrań i wspaniałych zabawek - powiedziała po chwili. - Tylko, że to jest bardzo nudne tak uważać, aby się nie wybrudzić. - Zgadzam się z tobą - rzekła mama. - Zabawa to nieodłączny element dzieciństwa. - Co to znaczy? - zapytała Agatka. - To znaczy, że bez zabawy nie ma prawdziwego dzieciństwa. To tak, jakby mieć — 70 — piękny pałac, a w środku same cudowne rzeczy i nie móc do niego wejść i dotknąć tego wszystkiego. Chciałabyś taki pałac? - Gdybym nie mogła tam wejść? Nie - powiedziała zdecydowanie Agatka. - Przecież nie mogłabym się nim cieszyć. - Właśnie o to chodzi - zgodziła się mama. - Zabawa jest potrzebna do szczęścia, daje radość i rozwija. - No i uczy - powiedział tatuś, stając w drzwiach. - Gdzie się nauczyłaś grać w badmintona? - Na podwórku. - A rzucać piłkę do kosza? - Na podwórku. - Bawić w chowanego? - Na podwórku. - A zabawa lalkami uczy cię jak być kiedyś dobrą mamą - uśmiechnęła się mamusia. - Trzeba jednak uważać, bo można nauczyć się złych rzeczy - rzekł poważnym tonem tatuś. - Mamusia mi wytłumaczyła, że jak dzieci brzydko mówią, biją się i kłócą, albo zabierają sobie zabawki, to mogę się wtedy nauczyć, jak nie być niegrzeczną. — 71 — - W jaki sposób? - zapytał tatuś. - Oj, tato, przecież to proste. Wystarczy, że nie będę robić tego co oni. - Rzeczywiście - powiedział tatuś. - Mamusia jest bardzo mądrą kobietą - dodał i objął mamę ramieniem. * * * Ania przyszła do szkoły w bardzo dobrym humorze. - Słuchaj - szepnęła koleżance na ucho. - Moja mama chce mnie dziś zabrać na ten nowy plac zabaw. No wiesz, ten co jest w parku. Poprosiłam ją, abyś mogła z nami iść. - I co? - zapytała Agatka. - Zgodziła się - powiedziała zadowolona Ania. - Tylko czy twoja mama się zgodzi? - dodała niepewnie. - Moja mama na pewno mi pozwoli - odparła Agatka. - W takim razie przyjdę po ciebie. Agatki mamusia rzeczywiście wyraziła zgodę. Około szesnastej do drzwi zadzwoniła Ania. - Gotowa jesteś? Agatka była gotowa do wyjścia. Założyła dżinsy i bawełnianą bluzeczkę, aby mogła — 72 — swobodnie korzystać z różnych urządzeń na placu zabaw. A czego tam nie było? Dwa drewniane domki połączone chyboczącym się mostkiem, zjeżdżalnia, huśtawki, liny do wspinania, a także szczebelki, po których można było przejść jedynie przy użyciu rąk. Agatka wyobrażała sobie, że pod nią znajduje się ogromna przepaść i jeśli się puści spadnie w dół. Tak naprawdę znajdował się tam mięciutki piasek, aby dzieci nie zrobiły sobie krzywdy. Najfajniejsza jednak była gruba lina przytwierdzona do pirackiego statku. Lina miała duże pęki, na które trzeba było wskoczyć, mocno ścisnąć linę nogami i rozbujać się; wysoko, wysoko... Cóż to było za wspaniałe przeżycie! Agatka czuła się niczym ptak szybujący w przestworzach. Tak się rozbawiła, że zupełnie zapomniała o swojej przyjaciółce. Rozejrzała się więc czym prędzej w poszukiwaniu Ani. Jakież było jej zdziwienie, gdy zobaczyła dziewczynkę siedzącą na ławce. Obok siedziała jej mamusia i rozmawiała z koleżanką. Podeszła szybko do Ani. - Chodź na huśtawkę - zaproponowała. Dziewczynka spojrzała na mamusię, ale mama była tak pochłonięta rozmową, że Ania — 73 — zdecydowała się nie pytać o pozwolenie. Dziewczynki pobiegły na huśtawkę. Pech jednak chciał, że Ania usiadła na tej, którą ktoś zdążył ubrudzić i po chwili miała plamę na spódniczce. Przerażenie odmalowało się na jej twarzy. - Nie martw się - pocieszała ją Agatka. - Taką plamę łatwo sprać. Gdy bawiły się na statku, do ich uszu dobiegł głos: - Anna! Anna! Wystraszona Ania natychmiast udała się do mamy. Agatka z daleka widziała bardzo złą minę mamy Ani. Nawet wydawało jej się, że kobieta szarpnęła dziewczynkę za ramię. Po chwili Ania podeszła do Agatki. Miała łzy w oczach, chociaż bardzo starała się to ukryć. - Mamusia powiedziała, że musimy już wracać do domu. Szły aleją wśród drzew. Kilka metrów z tyłu szła mama Ani. Dziewczynka odwróciła się w jej stronę, chcąc o coś zapytać. - Nic do mnie nie mów! - wysyczała kobieta. - W ogóle się do mnie nie przyznawaj! Zobacz, jak wyglądasz, brudasie! Wstyd mi za ciebie. No, marsz do przodu! — 74 — Dopiero teraz Agatka zrozumiała, że mama Ani udaje, że Ania nie jest jej córką. I to wszystko tylko dlatego, że się wybru-dziła. Oczy dziewczynki znów zrobiły się szkliste. Do samego domu nie powiedziała już ani słowa. Agatce było tak bardzo żal przyjaciółki. * * * Agatka bardzo chciała sprawić radość koleżance. Ułożyła więc plan. Wiedziała, że mamusi Ani na pewno by się nie spodobał. Pomyślała jednak, że o niczym się nie dowie, a jej przyjaciółka będzie szczęśliwa. A skoro tak, to nie ma przecież w tym nic złego. - Czy w tą sobotę pojadę do babci na wieś? - zagadnęła mamusię Agatka. - Jeśli tylko będzie ładna pogoda, to myślę, że tak - odparła mama. - A czy Ania mogłaby ze mną pojechać? - Zapewne babcia nie miałaby nic przeciwko temu. - A czy mogłabyś poprosić mamusię Ani, aby jej pozwoliła pojechać? - odezwała się nieśmiało dziewczynka. Mamusia spojrzała badawczo na córkę. — 76 — - Dlaczego same tego nie zrobicie? - zdziwiła się. - No wiesz... Mama Ani jest taka... - Agatka próbowała znaleźć odpowiednie słowo. - Nie pozwala jej na nic - powiedziała. - Dobrze - zgodziła się mama. - Porozmawiam z nią późnym popołudniem. - Tak się cieszę! - zawołała Agata, rzucając się mamie na szyję. Podczas, gdy mamusia rozmawiała z mamą Ani, Agatka nerwowo kręciła się po mieszkaniu. Nie mogła sobie znaleźć miejsca, a mama jak na złość wciąż nie wracała. Minęło sporo czasu. Wreszcie Agatka usłyszała zgrzyt klucza w zamku. - No i co? Mów, mamo! Zgodziła się? - Agatka już po chwili stała przy mamie zasypując ją pytaniami. - Tak - odparła mamusia. - Długo ją jednak musiałam przekonywać - dodała. - Bardzo martwi się o córkę. - Eeee - machnęła ręką Agatka. - Najważniejsze, że się zgodziła. Dziewczynka była bardzo szczęśliwa. Przygotowała przecież plan, który miał sprawić Ani radość. — 78 — * * * Dziewczynki wyjechały wcześnie rano samochodem tatusia Agatki. Do ostatnich chwil mama Ani udzielała jej rad. - Pamiętaj, tylko nie podchodź do żadnych zwierząt! Nie zrywaj nie znanych leśnych owoców! Nie wchodź do lasu, bo się zgubisz! Nie biegaj, bo się spocisz i rozchorujesz! Całe szczęście, że samochód już ruszył, bo Agatka nie zniosłaby tego ani chwili dłużej. Podziwiała przyjaciółkę, że jest tak cierpliwa i grzeczna. Gdy dojechali na miejsce, babcia już czekała na podwórzu. - Tak się cieszę, że jesteście i że poznam twoją koleżankę, Agatko. Wchodźcie do domu. Dam wam mleka prosto od krowy i ciasta drożdżowego. Przed chwilą wyjęłam z pieca. - Można pić mleko prosto od krowy? - szepnęła Ania. - Jasne - roześmiała się Agata. - Jest zdrowe. Mama mówi, że nie ma w nim tych wszystkich koncentratów. - Konserwantów - poprawił córeczkę tatuś. Wszyscy posilili się babcinym ciastem i jeszcze ciepłym mlekiem. Ania jadła, aż jej — 79 — się uszy trzęsły. Nawet poprosiła o dokładkę. Potem dziewczynki pożegnały tatusia, który miał wrócić wieczorem. - Możemy iść się pobawić, babciu? - zapytała Agatka. - Oczywiście. Tylko na obiad wróćcie. Agatka pociągnęła koleżankę za rękę. Z plecaczka wyciągnęła swoje ubrania. - Przebierz się - powiedziała. - Specjalnie dla ciebie je wzięłam. Będziesz mogła się wybrudzić, a twoja mama nie będzie zła. To był właśnie ten plan Agatki. Chciała, aby jej przyjaciółka mogła bawić się jak normalne dzieci i aby się nie musiała martwić, że zabrudzi ubrania. Ania zdjęła piękny kapelusik, potem jasną sukienkę z kokardkami, jasne cieniutkie rajstopki i błyszczące buciki. Założyła bawełnianą bluzkę Agatki, wytarte spodnie i przydeptane adidasy. - Gdyby mama to widziała - powiedziała. - Na szczęście nie widzi! - odparła Agata. - Idziemy na podwórko. Agatka pokazała koleżance malutkie kur-czaczki i kaczuszki i zachęciła, żeby je wzięła na ręce. Potem je karmiły rozkruszonym jajkiem wymieszanym z pokrzywą. Ania była — 80 — taka przejęta, że Agatce wydawało się, że cały dzień spędzi z tymi kurczaczkami. Prawie siłą ją stamtąd zabrała. Poszły do chlewika, gdzie babcia trzymała świnie. - Jak już zobaczyłaś to chodź, bo śmierdzi - rzekła Agatka. Ani jednak zupełnie nie przeszkadzał nieprzyjemny zapach i wpatrywała się w zwierzęta, jak zauroczona. Oglądały także stajnię i czyściły konia. Agatka często robiła to wcześniej i pokazała Ani. Po obiedzie biegały po polach i łąkach. Bawiły się w chowanego, w berka i dużo innych gier. Ani najbardziej podobało się rzucanie na trawę, leżenie na niej, robienie fikołków i tarzanie się. Była już tak brudna, że w pewnej chwili Agatka pomyślała, że Ania trochę przesadziła. Zbliżał się wieczór i dziewczynki oczekiwały na przyjazd taty. Zamiast niego zjawiła się jednak mamusia Ani. Agatka nie zdążyła ostrzec koleżanki. Mama była tuż za nią. Anna Maria brudna do granic możliwości siedziała na trawie. Nagle ze łzami w oczach powiedziała: - Wiesz, to był mój najszczęśliwszy dzień w życiu. Zauważyła jednak przerażone spojrzenie Agatki i odwróciła się. Na widok swojej mamy zbladła i zaniemówiła. Na jej twarzy widać było strach, a łzy szczęścia zamieniły się w rozpaczliwy płacz. Agatka była pewna, że ten najszczęśliwszy dzień w życiu Ani, przeistoczy się w najgorszy, jaki dotąd miała. - Przepraszam - wykrztusiła Agatka. - To wszystko moja wina! To ja namówiłam Anię do tego i przywiozłam dla niej te ubrania. To nie jej wina! Ja to wszystko zaplanowałam! Ku wielkiemu zdziwieniu obu dziewczynek mama Ani nie zaczęła krzyczeć, tylko przytuliła je bardzo mocno do siebie. - To ja przepraszam - powiedziała. - Ubierając Annę w te wszystkie drogie ubrania, nigdy nie dałam jej tyle szczęścia, co ty jej dałaś w ciągu jednego dnia. Jesteś bardzo mądrą dziewczynką - dodała. * * * Od tamtej pory Ania już nie chodziła tak pięknie ubrana. To znaczy, jak były jakieś uroczystości, to nadal nosiła mięciutkie jasne sukienki, cienkie rajstopki i błyszczące buciki. Jednak na podwórko zakładała zwykłe — 83 — bluzeczki, spodnie i sportowe buty. Wolno jej było się wybrudzić i była taka radosna. Często też razem z Agatką odwiedzała jej babcię. Koniec — 84 — Trzy życzenia dla Bartka atylda zawsze czekała na nadejście lata. Każde wakacje spędzała u babci na wsi. Spotykała się tam ze swoją kuzynką Aleksandrą i bratem ciotecznym Bartkiem. Każde z dzieci mieszkało w innym mieście. Bartek w Szczecinie, Aleksandra w Krakowie, a Matylda we Wrocławiu. Cała trójka kiedyś bardzo się spierała, które z miast jest piękniejsze i gdzie lepiej mieszkać. Każdy bronił swojego i mówił, że za żadne skarby nie przeprowadziłby się do innego. W spory wkraczała babcia i dzieci godziły się: - Kto znajdzie najwięcej zalet mieszkania na wsi, ten dostanie największy kawałek czekolady - mówiła. - Na wsi jest świeże powietrze! - wołał Bartek. vn — 85 — - I dużo zwierząt - dodała Matylda. - Są psy i koty - mówiła Aleksandra, której rodzice nie zgodzili się na kupno psa. - I można bawić się na sianie - wtrącił Bartek. Dzieci przekrzykiwały się w wymyślaniu dobrych rzeczy, które znajdują się na wsi. Babcia nigdy nie rozstrzygała konkursu i zawsze równo dzieliła czekoladę pomiędzy trójkę. Matylda myślała o tym wszystkim, jadąc samochodem z tatusiem. Zastanawiała się też, jak to będzie w tym roku z Bartkiem. - Czy Bartek jest już całkiem zdrowy? - zapytała tatusia. - Nie, kochanie - odparł. - Czyli będzie chodził o kulach, tak jak w poprzednie wakacje? - zasmuciła się Matylda. - Szkoda, bo myślałam, że się pobawimy w chowanego. W tamtym roku Bartek bawił się z nami, ale szybko się męczył i kule przeszkadzały dobrze się ukryć. - Myślę, że tym razem Bartuś w ogóle nie będzie się mógł bawić z wami w chowanego - powiedział tato i nim Matylda zdążyła zapytać dlaczego, tatuś zatrzymał samochód przed czerwonym domem. Dziewczynka — 86 — —/t»\k /Ucy^^.