14066

Szczegóły
Tytuł 14066
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

14066 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 14066 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

14066 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Elizabeth Moon C�rka Owczarza (Sheepfarmer�s Daughter) Czyny Paksenarrion 1 T�umaczenie Jerzy Marcinkowski Prolog W niskim, kamiennym domu owczarza, wysoko na wzg�rzach za Trzema Jod�ami, nad kominkiem wisz� dwa miecze. Jeden jest bardzo stary i lekko wygi�ty, raczej z �elaza ni� stali, ciemny jak saganek, wykuty � jak g�osi legenda � przez kowala ze Skalnego Brodu i nale��cy ongi do Kanasa, w r�ku kt�rego posmakowa� w swoim czasie krwi ork�w i zb�jc�w. Drugi jest zgo�a inny: d�ugi i prosty, ostry i z najlepszej stali: srebrzysty i po�yskuj�cy b��kitem nawet w ��tawym blasku ognia. Na ga�ce r�koje�ci wyryto znak �wi�tego Girda, a w�sy gardy zosta�y wdzi�cznie wygi�te i inkrustowane z�otem. Dzieci tego domostwa patrz� na oba miecze z podziwem, a podczas d�ugich zimowych nocy stary Dorthan, siwobrody ojciec ojc�w, wyjmuje z rze�bionej skrzyni zw�j, kt�ry otrzyma� wraz z mieczem i odczytuje go g�o�no ca�ej rodzinie. Najpierw jednak przypomina im o dniu, gdy zjawi� si� odziany w biel nieznajomy starzec o rzadkich, siwych w�osach i przywi�z� mu skrzyni� oraz obna�ony miecz, wisz�cy teraz nad kominkiem. � Zatrzymaj to � ozwa� si� obcy � na pami�tk� twej c�rki Paksenarrion. Chce, �eby� je wzi��, lecz nie musia� z nich korzysta�. � I cho� przyj�� wod� z ich studni, nie powiedzia� nic wi�cej o Paksenarrion. Czy �yje czy te� le�y pogrzebana z dala od domu; czy powr�ci, czy nie. Czytany przez Dorthana zw�j zatytu�owany jest S�owo o Paksenarrion Dorthansdotter z Trzech Jode� i zawiera wiele opowie�ci o przygodach i odwadze. Ca�� rodzin� przejmuje dreszczem opis Paksenarrion podczas bitwy � najmniejsze dzieci przytulaj� si� wtedy do kolan Dorthana i patrz� na jej miecz na �cianie. S� pewne, �e �wieci lekko, s�ysz�c te opowie�ci. I zawsze pytaj�, jaka by�a. Czy taka, jak� opisuje j� zw�j? Zawsze taka du�a i odwa�na? A Dorthan przypomina sobie jej twarz tej nocy, gdy odesz�a i milczy. Jeden z braci my�li o d�ugonogiej dziewczynie uganiaj�cej si� za zab��kanymi owcami, najm�odszy pami�ta zapach jej w�os�w i to, jak nosi�a go na ramionach. Pr�cz tego zosta�a im tylko legenda. � Nie �yje � m�wi� jedni. � Musi, gdy� inaczej nie przys�a�aby swojego miecza. � Nie � zaprzeczaj� inni. � Nie jest martwa. Odesz�a tam, gdzie nie potrzebuje tego miecza. A Dorthan przeskakuje do zako�czenia zwoju, kt�re niczego nie wyja�nia... gdy� S�owo jest niedoko�czone, urywa si� nagle w samym �rodku strofy. Najm�odsze z dzieci wspi�o si� po sto�ku na st�, a stamt�d na kominek, by dotkn�� odwa�nie r�koje�ci obu mieczy... a potem zesz�o na d� �ni� o pie�niach i bitwach. Rozdzia� pierwszy � A ja ci m�wi�, �e p�jdziesz! � zagrzmia� ros�y owczarz, Dorthan Kanasson. Si�gn�� przez st�, lecz jego c�rka Paksenarrion odskoczy�a przed mocarnym ramieniem i pomkn�a do sypialni. � Pakse! � rykn��, wysuwaj�c ze szlufek szeroki, sk�rzany pas. � Pakse, chod� tu natychmiast! � Jego �ona, Rahel, i tr�jka m�odszych dzieci kulili si� pod �cian�. W sypialni panowa�a cisza. � Pakse, lepiej b�dzie, jak przyjdziesz. Chcesz p�j�� na w�asny �lub ze szramami na grzbiecie? � Nigdzie nie p�jd�! � nadesz�a gniewna odpowied�. � Przekaza�em twe wiano. W najbli�sz� niedziel� po�lubisz Fersina Amboissona. A teraz wychod�, zanim ja tam wejd�. Pojawi�a si� nagle w wylocie korytarza, dor�wnuj�ca mu wzrostem, lecz szczuplejsza, z d�ugimi, jasnymi w�osami zwi�zanymi w ciasny warkocz. Przebra�a si� w rzeczy starszego brata � narzucon� na jej w�asn� koszul�, sk�rzan� tunik� i spodnie z samodzia�u. � M�wi�am ci, �eby� nie dawa� wiana. M�wi�am, �e nie wyjd� za Fersina. Ani za nikogo innego. Nie zrobi� tego. Odchodz�. Dorthan nie spuszcza� z niej wzroku, owijaj�c pas wok� prawicy. � Jedyne miejsce, do kt�rego si� udasz, ty zuchwa�a dziewucho, to �o�e Fersina. � Prosz�, Dorthanie... � zacz�a Rahel. � Cisza! To twoja wina. Powinna by�a tka� w domu, a nie ugania� si� po wrzosowiskach i polowa� z ch�opakami. Szare oczy Paksenarrion zal�ni�y. � Wszystko w porz�dku, mamo, nie martw si�. Pewnego dnia przypomni sobie, �e to on tak cz�sto posy�a� mnie ze stadem. Odchodz�, ojcze. Przepu�� mnie. � Po moim trupie � burkn��. � Je�li b�dzie trzeba... � Paksenarrion doskoczy�a do kominka, si�gaj�c po stary miecz Kanasa. Gdy zrywa�a go z gwo�dzi, na jej ramiona spad� pierwszy cios. Obr�ci�a si� do Dorthana z mieczem w r�ku, opromieniona blaskiem p�omieni. R�koje�� dobrze le�a�a w jej d�oni. Przestraszony m�czyzna odskoczy�, wymachuj�c bez�adnie pasem. Paksenarrion skorzysta�a z okazji i pobieg�a do drzwi. Otworzy�a je szarpni�ciem i wyskoczy�a na dw�r. �ciga� j� rozw�cieczony ryk i pytaj�ce g�osy ze stodo�y, gdzie pracowali jej starsi bracia, lecz dziewczyna nie zwolni�a, dop�ki nie dotar�a do muru granicznego okalaj�cego pola jej ojca. Tam cisn�a miecz dziadka na ziemi�. � Nie chc�, �eby powiedzia�, �e go ukrad�am � mrukn�a do siebie. Obejrza�a si�, by po raz ostatni spojrze� na dom. Na tle ciemnej masy wzg�rza wyra�nie widzia�a padaj�ce z otwartych drzwi �wiat�o i przecinaj�ce je postacie. S�ysza�a nawo�uj�ce j� g�osy, a potem basowy krzyk Dorthana, po kt�rym wszyscy weszli do �rodka. Drzwi zatrzasn�y si�. Zosta�a na zewn�trz sama. By�a pewna, jakby to widzia�a, �e Dorthan zaryglowa� przed ni� wej�cie. Zadr�a�a. � Tego w�a�nie chcia�am � powiedzia�a na g�os. � Lepiej wi�c, �ebym ju� sobie posz�a. Przez reszt� nocy na przemian bieg�a i maszerowa�a dobrze wydeptan� �cie�k�, ��cz�c� farm� ojca z Trzema Jod�ami, rozgrzewana my�l� o zbli�aj�cych si� przygodach. Powtarza�a w my�lach instrukcje kuzyna, staraj�c si� przypomnie� sobie wszystko o rekrutuj�cych sier�antach, kompaniach najemnik�w, musztrze i drylu. O �wicie wkroczy�a do Trzech Jode�. Jedynie w domu piekarza dostrzeg�a prze�wituj�ce zza okiennic �wiat�o i unosz�cy si� z komina dym. Nie wyczu�a chleba. Nie mog�a czeka� na pierwszy wypiek, werbunkowi powinni wci�� jeszcze rezydowa� we wsi. Posz�a na rynek. Pusty. Oczywi�cie pewnie jeszcze nie wstali. Zajrza�a do publicznej stajni, pe�ni�cej funkcj� gospody. Pusto. Wyjechali. Zaczerpn�a wody z wioskowej studni, napi�a si� i posz�a dalej, tym razem szersz� drog�, wiod�c� do Skalnego Brodu � tak przynajmniej twierdzi� jej kuzyn, ona sama nigdy nie wypu�ci�a si� dalej ni� do Trzech Jode�. W dzie� mog�a maszerowa� szybciej, a mimo to do rogatek miasteczka dotar�a oko�o po�udnia. Skr�ci�o j� od dochodz�cych z karczm i dom�w zapach�w jedzenia. Przepchn�a si� przez t�um na rynek w centrum miasteczka. Znalaz�a opisan� przez Jornotha bud� przystrojon� w rozpostarty na w��czniach kasztanowy i bia�y jedwab. Zatrzyma�a si�, by z�apa� oddech i przyjrze� si� jej dok�adniej. Na stra�y sta� wojownik w napier�niku, he�mie i z mieczem. Wewn�trz znajdowa� si� w�ski st� z jednym sto�kiem. Siedzia� za nim samotny m�czyzna. Wzi�a g��boki wdech i ruszy�a przed siebie. Podchodz�c, u�wiadomi�a sobie, �e jest wy�sza od kr�c�cych si� tam �o�nierzy. Czeka�a, a� kt�ry� co� jej powie, lecz nie zwracali na ni� uwagi. Zajrza�a do �rodka. Siedz�cy za sto�em m�czyzna mia� kr�tkie, szpakowate w�osy i schludnie przyci�te w�sy. Gdy podni�s� wzrok, ujrza�a ciep�e, z�ocisto-br�zowe oczy. � To punkt werbunkowy Kompanii Ksi�cia Phelana � przem�wi�. � Szukasz kogo�? � Nie. To znaczy, tak. To znaczy, szukam pana... to jest punktu werbunkowego. � Zaczerwieni�a si� zak�opotana. � Ty? � Przygl�da� si� jej przez chwil�, po czym spu�ci� wzrok. � Chcesz powiedzie�, �e pragniesz zaci�gn�� si� do Kompanii? � Tak. M�j... m�j kuzyn powiedzia�, �e takie kompanie przyjmuj� kobiety. � Zgadza si�, cho� niewiele kobiet chce si� zaci�gn��. S�uchaj, hm, zanim zaczniemy, postawmy kilka spraw jasno. �eby si� zaci�gn��, musisz mie� osiemna�cie lat, by� zdrowa, pozbawiona deformacji, silna, wysoka � z tym nie masz problemu � i nieg�upia. Je�li jeste� pijaczk�, oszustk�, z�odziejk� lub wyznawczyni� z�a, wyrzucimy ci� w najgorszych �achach. Zgadzasz si� na dwuletni� s�u�b�, licz�c od chwili zako�czenia szkolenia, kt�re trwa od czterech do sze�ciu miesi�cy. B�d�c rekrutem, nie otrzymujesz �o�du, a tylko kwater�, wikt i ekwipunek. Jako cz�onek Kompanii b�dziesz dostawa� nisk� zap�at�, za to nale�y ci si� udzia� w �upach. Jasne? � Tak jest � odrzek�a Paksenarrion. � Ca�kowicie jasne. Mam ponad osiemna�cie lat i nigdy nie chorowa�am. Pracowa�am na wrzosowiskach, pas�c owce � mog� unie�� taki sam ci�ar, jak m�j brat Sedlin, a jest starszy ode mnie o rok. � Hmmm. Co o wst�pieniu do wojska my�l� twoi rodzice? � Och. � Zaczerwieni�a si�. � C�, prawd� rzek�szy, m�j ojciec nie wie, gdzie jestem. Ja... uciek�am. � Zamierza� wyda� ci� za m��. � W oczach m�czyzny zamigota�y weso�e iskierki. � Tak. Za hodowc� �wi�... � A ty chcia�a� kogo� innego. � O nie! Nie chcia�am... w og�le nie chc� wychodzi� za m��. Pragn� by� wojownikiem, jak m�j kuzyn Jornoth. Zawsze lubi�am polowa�, mocowa� si� i przebywa� na dworze. � Rozumiem. Prosz�, siadaj na sto�ku. � Gdy to uczyni�a, zanurkowa� pod st� i po chwili pojawi� si� z oprawn� w sk�r� ksi�g�, kt�r� po�o�y� na blacie. � Poka� mi r�ce, musz� upewni� si�, czy nie masz pi�tna po wi�zieniu. Dobrze. M�wisz, �e lubisz zapasy. Si�owa�a� si� kiedy� na r�ce? � Pewnie. Z rodzin�, a raz na rynku. � Dobrze, spr�bujmy. Chc� sprawdzi�, jaka jeste� mocna. � Z�apali si� za prawe d�onie i na znak zacz�li si� mocowa�. Po paru minutach, gdy �adne nie mog�o osi�gn�� wyra�nej przewagi, oficer rzuci�: � �wietnie, wystarczy. Teraz lewa. � Tym razem wykaza� si� wi�ksz� si�� i powoli po�o�y� jej r�k� na stole. � Wystarczaj�co dobrze � orzek�. � Powiedz mi teraz, czy decyzj� o zaci�gni�ciu si� do Kompanii podj�a� nagle? � Nie. Chcia�am tego, odk�d Jornoth opu�ci� dom, a zw�aszcza kiedy nas potem odwiedzi�. Ale powiedzia�, �e musz� mie� osiemna�cie lat i zaczeka� na koniec werbunku, �eby m�j ojciec nie zd��y� mnie wy�ledzi� i narobi� k�opot�w. � M�wisz, �e mieszka�a� na wrzosowiskach � jak daleko od miasteczka? � St�d? C�, mieszkamy p� dnia drogi od Trzech Jode�... � Trzy Jod�y! Przysz�a� tu dzisiaj z Trzech Jode�? � Mieszkamy po drugiej stronie Trzech Jode� � u�ci�li�a. � Przesz�am przez wiosk� o �wicie. � Ale to... Trzy Jod�y le�� co najmniej dwadzie�cia mil st�d. Kiedy wyruszy�a� z domu? � Zesz�ej nocy, po kolacji. � Zaburcza�o jej w �o��dku. � Musia�a� przej��... trzydzie�ci mil. Jad�a� w Trzech Jod�ach? � Nie, by�o za wcze�nie. Poza tym ba�am si�, �e nie zd���. � A gdyby tak si� sta�o? � Mam kilka miedziak�w. Kupi�abym troch� jedzenia i posz�a za wami. � Za�o�� si�, �e tak by by�o � stwierdzi� m�czyzna. U�miechn�� si� do niej. � Wobec tego podaj nam swoje imi�, a wci�gniemy ci� do rejestru, by m�c ci� nakarmi�. Ka�da dziewczyna, kt�ra potrafi przej�� trzydzie�ci mil pieszo, nie zatrzymuj�c si� na posi�ek, powinna zosta� �o�nierzem. Odwzajemni�a u�miech. � Jestem Paksenarrion Dorthansdotter. � Pakse... co? � Paksenarrion � powt�rzy�a wolno i przerwa�a, czekaj�c, a� to napisze. � Dorthansdotter. Z Trzech Jode�. � Zrobione. � Podni�s� lekko g�os. � Kapralu Bosk! � Sir. � Jeden ze zbrojnych obejrza� si� i zajrza� do namiotu. � Potrzebuj� s�dziego i par� �wiadk�w. � Sir. � Kapral przeci�� placyk. � Wszystko musi odby� si� oficjalnie � wyja�ni� oficer. � Nie jeste�my w dominium naszego Ksi�cia, musimy udowodni�, �e nie wykorzystali�my ci�, nie zmusili�my ani nie sfa�szowali�my twojego podpisu... potrafisz si� podpisa�, prawda? � Tak. � Dobrze. Ksi��� zach�ca swoich �o�nierzy do nauki czytania i pisania... � Przerwa�, gdy do budy wszed� m�czyzna w d�ugiej, br�zowej szacie i dwie kobiety. � Jeszcze kto� przed zako�czeniem, co, Stammel? � rzuci� przybysz. Kobiety � jedna w fartuchu i czapce serowara, druga uwalana po �okcie m�k� � spojrza�y z ciekawo�ci� na Paksenarrion. � Ta m�oda dama ma �yczenie zaci�gn�� si� do wojska � odrzek� kr�tko oficer. S�dzia mrugn�� do niego i wyci�gn�� rze�biony na jednym ko�cu kamienny walec. � Powtarzaj za mn� � ci�gn�� Stammel � Ja, Paksenarrion Dorthansdotter, pragn� wst�pi� do Kompanii Ksi�cia Phelana jako rekrut i zgadzam si� s�u�y� dwa lata od zako�czenia szkolenia bez prawa do urlopu, a tak�e przestrzega� zasad, regulaminu i s�ucha� wydawanych mi polece�, walcz�c z ka�dym i wsz�dzie na rozkaz mojego dow�dcy. Paksenarrion powt�rzy�a formu�k� pewnym g�osem i z�o�y�a podpis we wskazanym miejscu w oprawionej w sk�r� ksi�dze. Obie kobiety podpisa�y si� obok niej, a s�dzia nakapa� pod spodem wosku i wycisn�� w nim kamienn� piecz��. Serowarka poklepa�a dziewczyn� po ramieniu i odwr�ci�a si�, a s�dzia znowu mrugn�� do Stammela i wyszczerzy� si� w u�miechu. � Jestem sier�ant Stammel � przedstawi� si� jej oficjalnie oficer. � Zwykle opuszczamy miasteczko w po�udnie, reszta rekrut�w przebywa w �Z�otym Prosiaku�. S� ju� po jedzeniu, ale ty potrzebujesz wype�ni� �o��dek i odpocz�� przed marszem. Zaczekamy chwil�. Pami�taj, �e od tej pory jeste� rekrutem. Co oznacza, �e masz odpowiada� �Tak jest, sir� i �Nie, sir� ka�demu z nas, z wyj�tkiem rekrut�w, oraz bez sprzeciwu wype�nia� rozkazy. Jasne? � Tak jest, sir � odpowiedzia�a Paksenarrion. Godzin� p�niej z zaciekawieniem przygl�da�a si� przez okno innym �wie�o przyj�tym m�odym ludziom w��cz�cym si� po podw�rzu �Z�otego Prosiaka�. Tylko dw�ch z nich by�o wy�szych od niej: smag�y m�odzieniec o k�dzierzawych, z�ocistych w�osach i ko�cisty, czarnobrody m�czyzna z tatua�em na lewym ramieniu. Najni�szy by� chudy, rudow�osy ch�opak o okaza�ym nosie i poplamionej, zielonej, jedwabnej koszuli. Zauwa�y�a dwie inne kobiety siedz�ce razem na schodach. Nikt nie mia� broni, opr�cz sztylet�w do jedzenia, cho� biodra brodacza opina� pas do miecza. W wi�kszo�ci wygl�dali na ch�opskich syn�w i uczni�w, kilku m�czyzn o nad�tych twarzach nie potrafi�a zaklasyfikowa�. Tylko zbrojni i sier�ant nosili mundury. Reszta mia�a na sobie stroje, w kt�rych zaci�gn�li si� do Kompanii. Sko�czy�a trzyman� w d�oni pajd� i zacz�a drug�, Stammel poradzi� jej, by najad�a si� do syta i odpocz�a. Zjad�a cztery porcje, zanim po ni� wr�ci�. � Wygl�dasz znacznie lepiej � zauwa�y�. � Czy twoje imi� ma jakie� zdrobnienie? Zastanawia�a si� ju� nad tym. Nie chcia�a nigdy wi�cej us�ysze� ojcowskiego: Pakse. Na jej star� ciotk�, po kt�rej otrzyma�a imi�, wo�ano Enarra, ale i to nie podoba�o si� jej zbytnio. W ko�cu zdecydowa�a si� na form�, z kt�r� � jak uwa�a�a � mog�aby �y�. � Tak jest, sir � odpowiedzia�a. � Po prostu Paks. � W porz�dku, Paks � gotowa do wymarszu? � Tak jest, sir. � No to w drog�. � Stammel poprowadzi� j� na podw�rzec. Reszta rekrut�w przyjrza�a si� jej, gdy schodzi�a po stopniach. � To jest Paks � o�wiadczy�. � B�dzie sz�a w szeregu Cobena, kapralu Bosk. � �wietnie, sir. W porz�dku, rekruci, zbi�rka. � Zebrali si� w cztery szeregi po pi�� os�b ka�dy, tylko pierwszy by� kr�tszy. � Paks, ty maszerujesz tutaj. � Kapral Bosk wskaza� jej ostatnie miejsce w najkr�tszym szeregu. � Pami�tajcie: na moj� komend� ruszacie z lewej nogi i utrzymujecie sta�e tempo, staraj�c si� trzyma� r�wno z s�siadem po prawej, nie wpadaj�c na poprzedzaj�cego was �o�nierza. � Przeszed� si� wok� grupy, przesuwaj�c tego i owego o cal lub dwa w jedn� b�d� drug� stron�. Paksenarrion patrzy�a na to z ciekawo�ci�, dop�ki nie zawo�a� nagle: � Rekruci, na wprost patrz! � i da� krok wstecz. � Wystarczy, Bosk � odezwa� si� Stammel. � Ruszamy. Po raz pierwszy w �yciu Paksenarrion us�ysza�a najbardziej poruszaj�cy z wojskowych rozkaz�w, gdy Bosk wzi�� g��boki wdech i krzykn��: � Naprz�d... MARSZ! Popo�udniowy marsz trwa� tylko cztery godziny, z dwiema kr�tkimi przerwami, lecz gdy si� zatrzymali, by�a bardziej zm�czona ni� kiedykolwiek. Rekrutom towarzyszy�o sze�ciu �o�nierzy (Stammel, Bosk i czterech szeregowc�w) oraz cztery mu�y d�wigaj�ce bud� i zapasy. Potem �wiczyli, a Paks nauczy�a si� prawid�owego tworzenia szyku, rozpocz�cia marszu i zwrot�w. Pozna�a numer swojego szeregu i jego lidera oraz opanowa�a sztuk� utrzymywania sta�ej odleg�o�ci od �o�nierza z przodu. Cho� zm�czona, to i tak by�a w lepszej formie od jednego z puco�owatych m�czyzn. J�cza� i narzeka� przez ca�e popo�udnie, a podczas ostatniej przerwy na odpoczynek straci� przytomno��. Gdy nie ockn�� si�, oblany zimn� wod�, dw�ch �o�nierzy przerzuci�o go przez mu�a i przywi�za�o twarz� do grzbietu. Gdy doszed� do siebie, b�aga�, by pozwolono mu i��, lecz Stammel zostawi� go tam, j�cz�cego �a�o�nie, dop�ki nie rozbili obozu. Paksenarrion z drugim �wie�ym rekrutem zostali wyznaczeni do wykopania kloaki. By� nim wysoki, jasnow�osy ch�opak, kt�ry przedstawi� si� jako Saben. Zesz�ej nocy te� kopa� i wiedzia�, ile czasu to zajmuje. Gdy wr�cili do obozu, wytatuowany m�czyzna prychn��: � Id� do�okopy � wygl�daj� jak para, co nie? Ten, kt�ry wcze�niej zemdla�, przytakn�� mu ochoczo: � Zesz�o im wystarczaj�co d�ugo. Powiedzia�bym, �e robili nie tylko to. Paksenarrion zapiek�y uszy, zanim jednak otworzy�a usta, ujrza�a za ich plecami Stammela, kt�ry lekko pokr�ci� g�ow�. Odezwa� si� za to lider jej szeregu, Coben: � Przynajmniej �adne z nich nie podkrada�o ale, ani nie by�o wioskowym pijanic�, Jens. A co do kopania kloak, Korryn, to lepsze to ni� okradanie grob�w... Czarnobrody podskoczy�, si�gaj�c po miecz, kt�rego ju� nie nosi�. � Co masz na my�li, Coben? Zaatakowany wzruszy� ramionami. � Rozum to, jak chcesz. Do kopania do��w kloacznych mo�e zosta� wyznaczony ka�dy z nas � ja to robi�em, b�dziesz to robi� ty. Nie ma si� z czego �mia�. � Szczeniak � mrukn�� Korryn. � Dosy� gadania � wtr�ci� si� Bosk. � Marsz na kolacj�. Paksenarrion z przyjemno�ci� przekona�a si�, �e po posi�ku ka�de z nich otrzyma�o koc i polecenie wyspania si�. Nie mia�a z tym �adnych k�opot�w. Obudzi�a si� wcze�nie i posz�a do ust�pu, a potem wyk�pa� si� w rzece, zanim krzyk kaprala Boska wygoni� reszt� spod koc�w. Zauwa�y�a, �e �o�nierze byli ju� w mundurach: czy�by w nich spali? Z�o�y�a swoj� derk� tak samo jak inni i odda�a szeregowcowi, kt�ry za�adowa� j� na mu�a. Potem miesza�a owsiank� w jednym z kot��w, pozosta�ych trzech pilnowali: Saben, Jens i rudow�osy ch�opak w jedwabnej koszuli. Na proste �niadanie z�o�y�y si� miska owsianki, pajda ciemnego chleba i plaster suszonej wo�owiny. Paksenarrion nie odczuwa�a dolegliwo�ci po wczorajszym marszu. Prawd� rzek�szy, czu�a si� szcz�liwsza ni� kiedykolwiek: nareszcie zosta�a �o�nierzem i by�a bezpieczna przed zamys�ami ojca. Jeszcze bardziej humor poprawi�o jej odkrycie, �e Jensowi i Korrynowi kazano zasypa� kloak�. � Nie mam nic przeciwko kopaniu tych do��w, o ile oni b�d� je zasypywa� � szepn�a Sabenowi. � Ani ja. Ten Korryn jest paskudny, prawda? Jens jest zwyk�ym pijakiem, lecz Korryn mo�e sprawi� k�opoty. � Rekruci. Do szeregu! � krzykn�� Bosk i dopiero teraz naprawd� zacz�� si� kolejny dzie�. Przez nast�pne tygodnie podr�y do twierdzy Ksi�cia, gdzie mia�o odby� si� ich szkolenie, Paksenarrion i pozostali nabierali coraz wi�kszej bieg�o�ci w maszerowaniu i wykonywaniu obozowych obowi�zk�w. W wi�kszo�ci odwiedzanych miasteczek brali kolejnych rekrut�w, a� ich grupa uros�a do trzydziestoo�mioosobowego oddzia�u. Zadzierzgn�y si� pierwsze wi�zi przyja�ni, a Paks na tyle cz�sto s�ysza�a skr�con� wersj� swego imienia, by si� do� przyzwyczai�. Cho� brakowa�o czasu na rozmowy, zorientowa�a si�, �e Saben, Arne, Vik, Jorti i Coben zostan� jej przyjaci�mi, a Korryn i Jens wrogami. Co par� dni Stammel zmienia� porz�dek maszeruj�cej kolumny, dzi�ki czemu wszyscy mieli okazj� prowadzi� szereg i pod��a� za liderem. Gdy maszerowa�a jako pierwsza i nie widzia�a pstrokacizny ich stroj�w, Paksenarrion wyobra�a�a sobie, �e przesz�a ju� szkolenie i wiod�a ich do bitwy. Niemal czu�a ko�ysz�cy si� u boku miecz. Wr�g mo�e czeka� za rogiem albo za najbli�szym wzg�rzem. Wyobra�a�a sobie rycerzy o surowych obliczach, zakutych w ciemne zbroje, i orki, z kt�rymi potyka� si� jej dziad. Przez g�ow� przelatywa�y jej fragmenty starych pie�ni i opowie�ci o czarodziejskich mieczach, bohaterach walcz�cych z mocami mroku, zakl�tych rumakach... Lecz kiedy maszerowa�a w szeregu, wizje rozwiewa�y si� i zastanawia�a si�, ile jeszcze dni sp�dz� w drodze. Wreszcie us�yszeli od Stammela, �e od twierdzy dzieli ich mniej ni� dzie� drogi. Zatrzymali si� wcze�nie, nad rzek�, i reszt� dnia sp�dzili na czyszczeniu i szorowaniu si�. Paksenarrion nie mia�a nic przeciwko zimnej wodzie, a ci, kt�rzy chcieli wykr�ci� si� ochlapaniem twarzy i d�oni, byli zawracani, by porz�dnie doko�czy� spraw�. Nazajutrz Stammel umie�ci� Paksenarrion, Sabena, Korryna i Seliasta na czele szereg�w � byli najwy�szymi rekrutami. Maszerowali bez najmniejszego wysi�ku, odruchowo utrzymuj�c rytm wymachuj�c ramionami. Gdy pokonali ostatnie wzniesienie, ujrzeli surowe, kamienne mury warowni i oczekuj�ce ich na przedpolu oddzia�y. Id�cej przed frontem ca�ej armii Paks nagle zabrak�o tchu. Jedynie nabyte w ci�gu ostatnich dni przyzwyczajenia uchroni�y j� przed paniczn� ucieczk� przed tyloma parami oczu. Sp�on�a rumie�cem i sz�a dalej. Rozdzia� drugi � Wszystkie rzeczy osobiste zdajecie u kwatermistrza, wsadzi je do worka z waszym imieniem i przechowa w skarbnicy. Wydamy wam dzisiaj mundury �wiczebne, je�li chcecie zachowa� stare ubrania, one tak�e zostan� przechowane. � Stammel obejrza� si� i pozdrowi� starca, kt�ry pojawi� si� z nar�czem pustych work�w. � Ach, kwatermistrz... mi�o ci� widzie�. Przybysz przyjrza� si� rekrutom. � Hm. Kolejna banda ��todziob�w. I jakie� to sentymentalne �mieci przynie�li ze sob�, by niepotrzebnie zajmowa� miejsce w magazynie? � Niewiele, od o�miu dni byli�my w drodze. � Dobrze. B�dzie potrzebny urz�dnik. � Bosk wystarczy. � Stammel machn�� na kaprala, kt�ry wyst�pi� naprz�d i wzi�� od kwatermistrza gar�� kartek. � Wype�nia� jedn� naraz, podawa� imi� i odbiera� ekwipunek. Paksenarrion da�a krok naprz�d, rozpinaj�c pas, na kt�rym wisia�a pochwa ze sztyletem. Bosk wype�ni� ju� jej kartk� i poda� kwatermistrzowi, kt�ry przywi�za� j� do worka i czeka� teraz na rzeczy. Poda�a mu pas, sztylet i chusteczk� z oszcz�dno�ciami � osiemnastoma sztukami miedzi. � Zamierzasz zatrzyma� to ubranie? � zapyta�, mierz�c wzrokiem spodnie brata, opadaj�ce jej bez pasa z bioder. � T-tak jest, sir. � Zdumiewaj�ce. C�, id� po mundur i przynie� swoje rzeczy z powrotem. Pospiesz si�. Paks rozejrza�a si�, dok�d w�a�ciwie ma i��, Stammel kiwn�� na ni�, pokazuj�c drzwi na lewo. Za zawalonym br�zowymi strojami sto�em rezydowali m�czyzna i kobieta. Dziewczyna przeci�a ra�no dziedziniec, maj�c nadziej�, �e nie opadn� jej spodnie. Za plecami us�ysza�a paskudny chichot Korryna i wyg�oszony szeptem z�o�liwy komentarz. Gdy dosz�a do sto�u, ujrza�a na nim sterty prostych, br�zowych tunik, skarpet i but�w. Kobieta przywo�a�a j� i u�miechn�a si�. � Jeste� wystarczaj�co wysoka. Zobaczmy... � zacz�a mierzy� Paksenarrion sznurkiem z sup�ami: od szyi do pasa, od pasa do kolan i od ramion do �okci i nadgarstk�w. � Prosz� � poda�a jej wydobyt� ze stosu ubra� tunik�. � Ta powinna wystarczy�. Przebierz si�. Paks wzi�a od niej tunik�, zdj�a koszul� i spodnie, po czym naci�gn�a j� przez g�ow�. Ubranie nie by�o tak szorstkie jak we�na, do kt�rej przywyk�a. R�kawy ko�czy�y si� tu� za �okciami, a tunika si�ga�a kolan. Mia�a wra�enie �e za�o�y�a bardzo kus� sukienk�. � Przymierz te buty � ci�gn�a kobieta. Paks za�o�y�a par� grubych br�zowych skarpet i wcisn�a stopy w obuwie. Za ciasne. Kobieta poda�a jej wi�ksze. Pasowa�y. � To pas i pochwa dla ciebie. Sztylet wydadz� ci p�niej. � Pas r�wnie� by� br�zowy i mia� �elazn� sprz�czk�. Zanios�a stare rzeczy kwatermistrzowi, czuj�c si� g�upio z tunik� marszcz�c� si� na go�ych udach. � Och, sp�jrzcie, jakie ma �adne, bia�e nogi. � By�a pewna, �e kpi�cy szept wyszed� z ust Korryna albo Jensa i znienawidzi�a si� za rumieniec, kt�ry czu�a, gdy wk�ada�a ubranie do worka. Lecz Stammel r�wnie� us�ysza� zaczepn� uwag�. � Korryn � przem�wi� � kto pozwoli� ci gada� w szeregu? Wracaj�c na miejsce, Paks nie odwa�y�a si� spojrze� na Korryna, gdy ten wyb�ka�: � Nikt, sier�ancie. � Mo�e potrzebne ci przypomnienie, �e masz robi� tylko to, co ci ka�� i nic wi�cej? � Nie, sir. � M�czyzna nie sprawia� wra�enie r�wnie pewnego siebie jak zazwyczaj. � Ale, sir, taki pi�kny widok... � Je�li para n�g sprawia, �e zapominasz o swych powinno�ciach, Korryn, to trzeba b�dzie lepiej ci� przeszkoli�. Nie dbam o to, czy Marsza�ek-Genera� Domu Girda w Fin Panir przedefiluje przed nami naga i szarpnie ci� za brod� � masz patrze� na mnie, a nie na ni�. Zrozumiano? � Tak jest, sir � odpar� ponuro Korryn. � Ale... � �adnych �ale� � warkn�� Stammel. * * * Nie min�a godzina i grupa Stammela zosta�a wyposa�ona w rekruckie mundury. Przenie�li si� do obszernej sali w jednym z barak�w, gdzie Bosk i drugi kapral, Devlin, zabrali si� za przydzielanie ��ek. � Przez pierwszy miesi�c liderzy szereg�w b�d� zmienia� si� rotacyjnie � o�wiadczy� Devlin. Wy�szy i szczuplejszy od Boska � sprawia� wra�enie bardziej skorego do u�miech�w. Teraz jednak by� powa�ny. � Liderzy szereg�w maj� ��ka tutaj, przy drzwiach � ci�gn��. � Drudzy w szeregu tutaj, trzeci tutaj, potem czwarci i tak dalej. Zamieniacie si� ��kami identycznie jak miejscami w szeregu. Ka�de ��ko jest tak samo �cielone i oto, jak b�dziecie to robi�. � Zademonstrowa� im, po czym rozrzuci� po�ciel. � Wasza kolej, do roboty. � Kaprale rozpocz�li przechadzk� mi�dzy walcz�cymi z pos�aniami rekrutami, doradzaj�c i krytykuj�c. D�ugi, wypchany s�om� siennik nale�a�o uformowa� w prostok�t i zas�a� schludnie mu�linowym prze�cierad�em, a w nogach ��ka po�o�y� odpowiednio z�o�ony br�zowy koc. Paksenarrion zdo�a�a wreszcie po�cieli� we wzgl�dnie w�a�ciwy spos�b i czeka�a teraz na pozosta�ych. By�o jej zimno w nogi, czu�a te� g��d. Wi�kszo�� jej towarzyszy wygl�da�a na r�wnie nieszcz�liwych. W ko�cu wszystko zosta�o odpowiednio zrobione. Kapral Devlin poszed� po Stammela, a Bosk obszed� sal�, ustawiaj�c rekrut�w przy ��kach w oczekiwaniu na inspekcj�. Stammel podszed� do drzwi. � Gotowi? � Gotowi do inspekcji, sir � zameldowa� Bosk. Oficer zacz�� od lider�w szereg�w, sprawdzaj�c najpierw ��ka. Potem przyjrza� si� swoim rekrutom, tu obci�gaj�c r�kaw, tam dopytuj�c si� o dopasowanie but�w. Okr��y� sal� i wr�ci� do drzwi. � B�dziecie poddawani takiej inspekcji ka�dego ranka przed �niadaniem � zapowiedzia�. � Oraz w dowolnej chwili, gdy zostanie zarz�dzona. Po ka�dej zmianie zajmiecie tutaj miejsca odpowiadaj�ce waszym pozycjom w szeregach, tak aby na placu �wicze� od razu uda� si� na w�a�ciwe. Zaraz po inspekcji b�dziecie przechodzi� na plac. Maszerujecie wsz�dzie w szyku � na posi�ki, na �wiczenia, do pracy. Po porannym sygnale macie kwadrans na wizyt� w ust�pie, ubranie si� i zas�anie ��ek, oczekuj� ka�dego z was na swoim miejscu, gdy tu wejd�. � Skin�� na Boska i Devlina i opu�ci� sal�. Wi�kszo�� grupy pozosta�a na miejscach, lecz par� os�b ruszy�o do drzwi. Bosk wr�ci� i zatrzyma� niecierpliwych. � A kto wam powiedzia�, �e mo�ecie si� rozej��? Wbili wzrok we w�asne stopy. � Ci, kt�rzy opu�cili swoje miejsca, zostaj�. Reszta: rozej�� si�. Paksenarrion podzi�kowa�a w duchu, �e nawet nie drgn�a i szybko wysz�a na dziedziniec. Znalaz�a tam inne grupy rekrut�w zbieraj�ce si� wolno w formacj� oraz czekaj�cego Stammela. Do��czy�a do pozosta�ych, zastanawiaj�c si�, co dzieje si� z nieszcz�liwcami, kt�rych zatrzymano w budynku. Szeregi wok� niej zape�nia�y si� zwolna. W ko�cu wszyscy zaj�li miejsca. Kaprale zameldowali o tym Stammelowi, kt�ry po chwili spojrza� na innych sier�ant�w. � Dalej, Stammel � zawo�a� kto� z dalszych szereg�w. � Zaczynaj ze swoimi. Przeci�li plac, kieruj�c si� do budynku z wychodz�cymi na dziedziniec oknami. Paks poczu�a gotowane mi�so i chleb. Stammel posy�a� ich do �rodka po jednym szeregu naraz. W �rodku szeregowiec skierowa� j� do bufetu. Znalaz�a tam stos misek, tac oraz kube�ek z �y�kami i t�pymi no�ami. Wzi�a tack�, naczynie, �y�k� i n� i podesz�a do niecierpliwi�cych si� kucharzy. Nape�niono jej misk� gulaszem, do kt�rego dodano po��wk� chleba, kawa�ek sera, plaster solonej wo�owiny i jab�ko. Nast�pnie inny szeregowiec wskaza� jej st� w k�cie jadalni. Wkr�tce na �awie siedzia� ca�y jej szereg, miejsca przy sto�ach zape�nia�y si� z zachowaniem porz�dku. Kucharz przyni�s� im du�y dzban wody i kubki. Paks spr�bowa�a ostro�nie gulaszu. Ku jej zdumieniu okaza� si� bardzo smaczny, z wkrojonymi dla poprawienia smaku cebulami i warzywami. Odnios�a wra�enie, �e na jej tacy jest mn�stwo jedzenia, lecz nawet si� nie obejrza�a, gdy wyciera�a misk� ostatnim kawa�kiem chleba. � No c� � zacz�� stoj�cy za jej plecami Stammel � jak wam smakuje wojskowe jedzenie? � Ca�kiem smaczne, sir � odpowiedzia� siedz�cy przy s�siednim stole Saben. � Jeszcze si� wam przeje � u�miechn�� si� sier�ant i ruszy� dalej. * * * Pierwsza noc w baraku, po tylu sp�dzonych w drodze, by�a okropna. Nie mog�a z�apa� tchu. �mierdzia�o. Paksenarrion budzi�a si� gwa�townie par� razy, tylko po to, by przekona� si�, �e jest ca�kowicie bezpieczna: po prostu kto� przechodzi� ko�o drzwi. Nie by�o ani tak jasno, ani tak ciemno jak na drodze, gdy� mrok by� g�stszy, jak to wewn�trz budynku, a �wiat�o zdradza�o sztuczne pochodzenie. Kilku rekrut�w chrapa�o, a ka�dy d�wi�k odbija� si� echem od kamiennych �cian. Brakowa�o jej wygody starej koszuli, w kt�rej zwykle sypia�a. Koszula nocna, jak� otrzyma�a, by�a szorstka (�Jeste�my cywilizowani � odpowiada� Stammel protestuj�cym przeciwko spaniu w giez�ach. � Poza tym wkr�tce b�dzie zimno�). Paks ledwo zd��y�a usn�� po ostatnim przebudzeniu si�, gdy zerwa� j� na nogi okropny zgie�k: to kapral Devlin wali� w tr�jk�t, obwieszczaj�c pobudk�. Sturla�a si� z ��ka i posz�a do ubikacji na ko�cu korytarza. Potem wr�ci�a na sal�, by podj�� walk� z pos�aniem. Zdj�a koszul�, maj�c nadziej�, �e oczy Korryna zwr�cone s� gdzie indziej. Nikt nie komentowa�. Wszyscy byli tak samo zaj�ci jak ona. Rozpu�ci�a w�osy, uczesa�a je ko�cianym grzebieniem i zr�cznie zaplot�a z powrotem, zwi�zuj�c rzemykiem od tuniki. Nie wiedzia�a, co zrobi� z koszul� nocn�. W drzwiach zjawi� si� Bosk, Paks spojrza�a na niego i kapral zaraz do niej podszed�. � Co mamy z tym robi�? � Widzisz tamt� p�k�? Z�� j� porz�dnie i po��. � Kapral obszed� sal�, informuj�c o tym pozosta�ych. Paks zawi�za�a sznurowad�a, poprawi�a pas z pust� pochw� i po raz ostatni wyg�adzi�a prze�cierad�o. Devlin podszed� do drzwi. � Gotowi? � zapyta� Boska. � Bardziej ju� nie b�d�. � Rekruci, przygotowa� si� do inspekcji! � zawo�a� Devlin. Paksenarrion stan�a tam, gdzie s�dzi�a, �e powinna si� znajdowa� i spojrza�a przed siebie. Do �rodka wszed� Stammel. Dzi� obra� inn� taktyk�. U ka�dego znalaz� co� niew�a�ciwego: �le z�o�ony koc, pomi�te prze�cierad�o, nieodpowiednio u�o�ony siennik, nier�wno zawi�zane buty, nieuczesane w�osy, przekrzywiona tunika, nieprawid�owo z�o�ona koszula nocna, brudne paznokcie (poczu�a uk�ucie paniki i omal nie zerkn�a na w�asne), �le przyci�ta broda, ba�agan na ��ku (by� tylko dwie prycze od niej i z trudem wytrzymywa�a narastaj�ce napi�cie), koszula nocna pod ��kiem � nie macie uszu, rekrucie? Nadesz�a jej kolej. Czu�a, �e si� czerwieni, zanim jeszcze wypowiedzia� cho� s�owo. Us�ysza�a � nie patrzy�a si� � jak poklepuje ��ko. Obejrza� j� ze wszystkich stron, chrz�kn�� i wreszcie powiedzia�: � Wygnieciona z ty�u tunika � po czym wyszed�. � Rozej�� si� � rozkaza� Bosk i Paksenarrion wysz�a na dziedziniec, g�owi�c si�, po jakie licho wpakowa�a si� w to wszystko. Przez nast�pne tygodnie zastanawia�a si� nad tym wielokrotnie. Podoba�a si� jej trwaj�ca po par� godzin rano i wieczorem musztra, kiedy to maszerowali rozleg�ymi polami, kre�l�c skomplikowane wzory. Nie by�a to walka, niemniej tak wygl�da�a �o�nierka i tego oczekiwa�a. Nie podoba�y si� jej natomiast inne prace. �cielenie, pranie i zmywanie � opu�ci�a dom po to, by w�a�nie takich zaj�� unikn��. Gdyby chcia�a by� tkaczk� lub murarzem, zosta�aby czeladnikiem � mrucza�a pod nosem, naprawiaj�c mur stajni. Inni czuli to samo. � Nawet nie zobaczyli�my jeszcze miecza � narzeka�a Effa. � Zaci�gn�am si�, �eby zosta� wojowniczk�, a nie przez ca�y dzie� targa� kamienie. � C�, na pewno do tego dojdziemy � odpar� Saben, dopasowuj�c do muru od�amek kamienia. � Mam na my�li, �e nie wida� tu zbyt wielu robotnik�w, co oznacza, �e musieli wcieli� ich do wojska i pos�a� na wojn�. Korryn wybuchn�� drwi�cym �miechem. � Ale z ciebie m�drala! Nie, b�d� z nas robi� robotnik�w, dok�d tylko zdo�aj�, a potem spr�buj� przeci�ga� nasze szkolenie. Jak d�ugo mog� liczy� na g�upc�w, takich jak wy, kt�rzy co roku wst�puj� do wojska, tak d�ugo nie musz� si� martwi� o liczb� poleg�ych. � Je�li jeste�my g�upcami, bo zaci�gn�li�my si� do Kompanii � prychn�a Paks � to co z tob�? � Wszyscy wybuchn�li �miechem, a Korryn skrzywi� si�, wciskaj�c kamienie w mokr� zapraw� z takim rozmachem, �e a� chlapa�o. � Ja � odpowiedzia� � wiem, jak walczy� mieczem i nie musz� si� martwi�. � Ale b�dziesz musia�, je�li nie zabierzesz si� porz�dnie do roboty � odezwa� si� Bosk. Wszyscy zastanawiali si�, od jak dawna ich s�ucha�. Najbli�sze walce z broni� szkolenie, jakie odbywali, to �wiczenia z pa�kami. Codziennie przez dwie godziny trenowali z obci��onymi drewnianymi rurami, przypominaj�cymi nieco maczugi. � Wiem, czego chcecie � m�wi� zbrojmistrz Siger, pod kt�rego okiem �wiczyli. � Wydaje si� wam, �e chcecie mieczy i w��czni. Ha! �adne z was nie by�oby jeszcze w stanie �wiczy� z mieczem cho�by przez kwadrans. Trzymajcie to wy�ej, rekruci � jeszcze wy�ej, o, tak dobrze. My�licie, �e jeste�cie silni, co? Tak naprawd�, jeste�cie s�abi jak nowo narodzone jagni�tka � patrzcie, jak si� pocicie. � Siger by� s�katym, wysuszonym starcem, wygl�daj�cym tak staro, �e m�g�by by� ich dziadkiem. Paks zw�tpi�a, �e kiedykolwiek dostan� prawdziw� bro� � tydzie� po tygodniu wymachiwali pa�kami: z g�ry, od do�u i na boki. A� pewnego dnia po zjawieniu si� na placu znale�li miecze �wiczebne: drewniane i t�pe, lecz mimo wszystko miecze. Siger sta� obok le��cego w jednej linii or�a, niczym garncarz przy swoich wyrobach. � Dzi� � obwie�ci� � przekonamy si�, z kogo b�d� wojownicy. Pierwszy szereg, wyst�p. � Paks poprowadzi�a swoj� formacj�. � W porz�dku, liderko szeregu, jeste� gotowa stawi� dzi� czo�a mieczowi? Paks wzi�a g��boki, pe�en podniecenia wdech. � Tak jest, zbrojmistrzu. Zmierzy� j� wzrokiem. � Ha! ��dna walki, co? Wy, niewini�tka, jeste�cie zanadto ch�tni do rozlewu w�asnej krwi. Bardzo dobrze, we� pierwszy z brzegu, tak, w�a�nie ten. Nie mog�a nic poradzi� na rozja�niaj�cy jej twarz u�miech: nareszcie miecz w r�ku. Zamachn�a si� nim. � Nie! � rykn�� Siger. � Nie baw si� nim, g�upia! To nie zabawka, kt�r� mo�na si� popisywa�. Miecz s�u�y do zabijania ludzi. Ni mniej, ni wi�cej. Sp�on�a szkar�atem. � Trzymaj go dok�adnie tak jak pa�k� w pozycji pierwszej. Tak. � Wzi�� inny �wiczebny miecz. � To miecz piechoty, na tyle kr�tki, �eby nie przeszkadza� innym w szyku. S�u�y do d�gania i sieczenia. A teraz, liderko szeregu, ruchy s� te same, jak podczas �wicze� z pa�kami. Wykona�. By�a zdezorientowana, lecz pe�na dobrych ch�ci. Zacz�a rusza� mieczem w zapami�tanych sekwencjach. Gdy to robi�a, miecz Sigera zacz�� uderza� o jej or�: z pocz�tku lekko, potem coraz silniej. Zacz�a uwa�a� na jego ostrze, przypominaj�c sobie pobie�ne lekcje Jornotha i puszczaj�c w niepami�� wyuczone ruchy pa�ki. Ogarnia�a j� coraz wi�ksza ekscytacja, zacz�a uderza� mocniej, pr�buj�c odtr�ci� bro� Sigera. Wtem jego miecz nie pojawi� si� tam, gdzie powinien, w zamian zdzieli� j� mocno po �ebrach. � Uch! � wyrwa�o si� zaskoczonej dziewczynie. Zgubi�a rytm i nim go odzyska�a, oberwa�a jeszcze dwukrotnie. Spojrza�a niepewnie, ze z�o�ci� na Sigera, kt�ry obdarzy� j� z�o�liwym u�mieszkiem. � To by� p�az miecza � powiadomi� j� rado�nie. � Nast�pnym razem uderz� kraw�dzi�, trzymaj si� wyuczonych ruch�w, rekrutko. Zagryz�a wargi, lecz wr�ci�a do opanowanej sekwencji, �cieraj�c si� z ostrzem zbrojmistrza. Zwi�kszy� tempo, a ona stara�a si� dotrzyma� mu kroku, zirytowana jego u�miechem i szyderczymi komentarzami Korryna. Zn�w trafi� j� w �ebra, obola�e od wcze�niejszych raz�w, a ona odpowiedzia�a gwa�town� m��ck�, kt�ra nie przynios�a �adnych efekt�w, a� mocny cios w brzuch pozbawi� j� oddechu. Upu�ci�a miecz i przewr�ci�a si� na ziemi�. Korryn zar�a� rado�nie. � Z�o�� zawsze oznacza pomy�k� � pouczy� j� stoj�cy nad ni� Siger. � Musisz si� wiele nauczy�, nim zaczniesz wymienia� ciosy. Z�ap oddech. � Jego g�os poch�odnia�: � A je�li chodzi o ciebie, rekrucie, kt�ry uwa�a to za �mieszne, to b�dziesz nast�pny. � Paks zdo�a�a zaczerpn�� tchu i wsta�a. � Nadal chcesz uczy� si� szermierki? � upewni� si� Siger. � Tak jest, sir. Cho�... jest trudniejsza, ni�by si� zdawa�o. U�miechn�� si�. � Zawsze tak jest, rekrutko, zawsze. Teraz, kiedy sp�yn�a� pierwsz� krwi�, chc�, �eby� od nast�pnego razu nosi�a ochraniacz. � Skin�� g�ow� w kierunku stosu bia�ych przedmiot�w, przypominaj�cych poduszki. � Nie ty � rzuci� do id�cego w tamt� stron� Korryna. � Chc� zobaczy�, czy uznasz za �mieszne pomacanie ci� po twoich �ebrach. Korryn spojrza� na niego i chwyci� miecz ze zdradzaj�c� praktyk� �atwo�ci�. � Aha. Ekspert, co? Mia�e� ju� w r�ku miecz? � M�czyzna przytakn��. � No, to zobaczymy. Nie musisz ogranicza� si� do pa�ki, je�li uwa�asz, �e sta� ci� na wi�cej. � Lecz Korryn zacz�� wykonywa� standardowe ruchy, bez problem�w trzymaj�c miecz. � Rzek�bym, �e jeste� przyzwyczajony do d�u�szego ostrza, rekrucie � skomentowa� Siger. Wtem Korryn porzuci� wy�wiczon� sekwencj�, w wyniku czego dosz�o do skomplikowanej wymiany cios�w. Paks nie by�a w stanie �ledzi�, co si� dzieje. Korryn spr�bowa� szybkiego pchni�cia, lecz kr�tka klinga nie dosi�g�a Sigera, kt�rego ostrze trafi�o przeciwnika w rami�. M�czyzna skrzywi� si� i ponowi� atak, wykorzystuj�c wzrost i wi�kszy zasi�g ramion, nie m�g� jednak dotkn�� zbrojmistrza, kt�ry nie przestawa� komentowa�. � Uczony przez fechmistrza, co? Wolisz pchni�cia od ci��. Trzymasz miecz, jak podczas rozr�b w ciemnych alejkach. Tutaj na nic si� to nie przyda � r�wnie dobrze mo�esz o tym zapomnie� i zacz�� si� uczy� prawid�owych metod walki. � Co m�wi�c, Siger przypu�ci� w�ciek�y atak, zmuszaj�c Korryna do cofania si� po obwodzie placu. Po kolejnym mocnym ciosie miecz wyfrun�� m�czy�nie z r�ki. Effa z�apa�a go w powietrzu. � I co teraz? � zapyta� zbrojmistrz, dotykaj�c czubkiem miecza brzucha Korryna. � Czy to jest r�wnie zabawne, gdy spotyka ciebie? Daj nam pos�ucha� swego �miechu. M�czyzna by� blady z w�ciek�o�ci. Sta� bez tchu, spocony. � Sir � wydusi� wreszcie. Siger obdarzy� go zdawkowym u�miechem i kiwn�� g�ow�. � Nowicjusze, kt�rzy nigdy nie walczyli mieczem, oczekuj�, �e upojeni podnieceniem zrobicie co� g�upiego, a ja was za to solidnie wygrzmoc�. Lecz ci, kt�rym wydaje si�, �e co� umiej�... zaczekaj na swoj� kolej, rekrucie. Ka�dy z nich odby� rundk� z Sigerem, zarabiaj�c kolekcj� siniak�w. Potem nauczyciel pokaza� im, jak zak�ada� ochraniacze � pikowane, p��cienne kaftany, u�ywane podczas �wicze� z broni�. � Znowu twoja kolej � powiedzia� Siger do Paks. � Gotowa? Czy jeste� zanadto obola�a? U�miechn�a si�. � Jestem obola�a, sir, ale gotowa. Mam nadziej�. � Lepiej, �eby tak by�o. Zacznij od �wicze�. Tym razem trzyma�a miecz pewniej, zachowuj�c kadencj� najlepiej, jak potrafi�a. � Lepiej � przyzna� Siger. � Bole�nie powoli, niemniej lepiej. Teraz przyspiesz, tylko troch�. Utrzymuj rytm. � Ostrza zaszczeka�y o siebie. Raz, drugi, trzeci. � Teraz odrobin� mocniej � ale nie zanadto, nie od razu. � Od wywo�anego ciosem wstrz�su zamrowi�o j� rami�, zacz�a si� m�czy�. Zbrojmistrz kr��y� wok� niej i musia�a si� obraca�, a jednocze�nie uderza�. Rami� bola�o coraz bardziej. Cios. Cios. Pot sp�ywa� jej po twarzy, oczy piek�y. Siger ruszy� w drug� stron�, a Paks obr�ci�a si� za nim, zaraz jednak zgubi�a rytm. Szybka jak j�zyk w�a klinga szturchn�a j� w �ebra. � Wystarczy � zarz�dzi�. � Robisz si� coraz wolniejsza. Oddaj miecz i zajmij si� pa�kami. Po drewnianych mieczach przysz�a pora na inne rodzaje broni. Siger zapowiedzia� im, �e przed wymarszem na po�udnie opanuj� podstawy walki kr�tkim mieczem, sztyletem, �ukiem i pik�. Najtrudniejsza okaza�a si� pika. Jak zwykle na pierwszy rzut oka wydawa�o si� to ca�kiem proste. D�uga �erd� z ostrym czubkiem, kt�ry nale�a�o wbi� we wroga. �adnych wyrafinowanych cios�w � proste. Skuteczne. Z pewno�ci� �atwiejsze od miecza, przynajmniej mo�na j� by�o �ciska� obur�cz. * * * � Nie u�ywamy pik zbyt cz�sto � uczy� ich Stammel. � Jeste�my szybko przemieszczaj�c� si�, mobiln� piechot�, do czego lepsze s� miecze. Niemniej �wiczymy z nimi i czasami ich u�ywamy. A wi�c, najpierw nauczycie si� nosi� co� tak d�ugiego, nie zawadzaj�c o wszystko dooko�a. Pami�tacie tamte trzciny, kt�re tak was zaciekawi�y, gdy zbierali�my je w zesz�ym tygodniu? C�, zosta�y wysuszone i ka�dy z was we�mie sobie jedn�. Wkr�tce stan�li w szyku, ka�dy z dwunastostopow� trzcin� w r�ce. Stammel pokaza� im, jak trzyma� niby-piki prosto, po czym wyda� komend� �naprz�d�. Pi�� trzcin polecia�o do ty�u. Koniec jednej uderzy� rekruta stoj�cego przed lekkomy�lnym pikinierem. Ten przewr�ci� si�, wypuszczaj�c w�asn� tyk�, kt�ra zdzieli�a w g�ow� lidera szeregu. � Podnie�� je � nie zatrzymywa� si�, naprz�d! Musicie mocno je trzyma� � nie pozwalajcie, �eby si� chwia�y. Hej, tam, utrzymywa� szyk. R�wna� krok albo na siebie powpadacie. Trzciny pochyla�y si� i ko�ysa�y jak na porywistym wietrze. Stammel poprowadzi� ich na drugi koniec placu. Zanim kaza� im si� zatrzyma�, wi�kszo�� mia�a zaczerwienione twarze. � Rozumiecie teraz, co mia�em na my�li. Jedyna prosta sprawa w przypadku pik to wywo�anie zamieszania w ca�ej formacji. Je�li kiedykolwiek zobaczycie jedn� z kompanii ci�kich pikinier�w, na przyk�ad hrabiego Vladiego, przekonacie si�, jak nale�y robi� to prawid�owo. A teraz nauczycie si�, jak porusza� si� z pikami. Jednocze�nie, bowiem w przeciwnym przypadku znowu je popl�czecie. Trzymajcie je prosto w g�rze, prze�wiczymy zwrot w miejscu. � Zarz�dzi� zwrot w prawo. Piki dwojga rekrut�w zahaczy�y o s�siednie. � Nie! Podczas obrotu trzymajcie je absolutnie nieruchomo. I prosto. Spr�bujcie jeszcze raz. Po kilku minutach zwrot�w w lewo, w prawo i dooko�a, oddzia� nauczy� si� zmienia� kierunek bez chybotania trzcinami. Stammel otar� twarz i spojrza� na kaprali. Starali si� nie u�miecha�. Po drugiej stronie placu dostrzeg� drugi oddzia�. Uzna�, �e wygl�da� gorzej od jego rekrut�w. � Nast�pny krok to pochylenie � oznajmi�. � Nie ruszajcie si�, dop�ki wszystkiego nie wyja�ni�. Najpierw opieracie koniec piki za praw� stop� �o�nierza przed wami, pierwszy szereg � dla was jest to odleg�o�� wyci�gni�tego ramienia. Potem powoli zdejmujecie piki z ramion � musicie by� ostro�ni i nie pozwoli�, by ich koniec przesun�� si� do przodu. Nast�pnie chwytacie drzewce lew� r�k�, w odleg�o�ci dw�ch d�oni poni�ej prawej, i zarzucacie je na rami�. Daje to z przodu wystarczaj�co du�o przestrzeni do marszu. Nie upu��cie ich, wykorzystajcie wasz chwyt do utrzymania ko�ca piki w dole. Bosk, poka� im, jak to zrobi�. Bosk wyst�pi� naprz�d. Tyka le�a�a na jego ramieniu nieruchomo, nie chybocz�c si� przy ka�dym kroku. Gdy si� obr�ci�, us�yszeli �wist powietrza, przecinanego przez czubek piki. Zakre�li� kwadrat, po czym ustawi� trzcin� prosto i odda� j� Paks. � Gotowi... � zacz�� Stammel. � Opu�ci� ko�ce na ziemi�... � Paksenarrion poczu�a, jak jej drzewce chwieje si�, gdy pr�bowa�a wolno przesun�� je mi�dzy r�koma, celuj�c ko�cem gdzie� przed jej praw� stop�. Uderzy�a ko�cem trzciny o grunt. � Za blisko � zwr�ci� jej uwag� Bosk. � Przesu� j� troch� do przodu. � Szorowa�a ko�cem piki po ziemi, dop�ki kapral nie kiwn�� g�ow�. � Teraz po��cie je sobie na ramionach � kontynuowa� Stammel. Pozwoli�a trzcinie przechyli� si� wolno w ty�. Koniec oderwa� si� od ziemi, lecz pchn�a go z powrotem, zanim kto� zd��y� jej co� powiedzie�. Nie wszyscy mieli tyle szcz�cia. Stammel i kaprale wrzeszczeli na rekrut�w, kt�rym piki wymkn�y si� spod kontroli. Wreszcie wszystkie znalaz�y si� w odpowiedniej pozycji. � Lewe r�ce w d� � zarz�dzi� Stammel. � Unie�� piki, ale starajcie si� nie traci� kontroli. NIE! � rykn��. Paks us�ysza�a �omot i okrzyk b�lu, gdy czyja� tyka wyl�dowa�a towarzyszowi na g�owie. Jej w�asna zachwia�a si�, gdy spr�bowa�a przesun�� lew� d�o�. � R�wno! � Paks zerkn�a w bok, chc�c zobaczy�, jak radz� sobie inni w pierwszym rz�dzie. Wygl�da�o na to, �e wszystkie piki znajdowa�y si� we w�a�ciwej pozycji. � A teraz... wracacie z nimi do pionu. Tak jest. Pochylcie je... nie... Nie! Pilnujcie ich, nie odsuwajcie od siebie. Powtarzali to �wiczenie, a� ca�y oddzia� opanowa� zmienianie pozycji trzcin z pionowej do pochylonej bez burzenia szyku. Paksenarrion rozbola�y ramiona i palce w miejscach, o kt�re tar�o drzewce. � Teraz maszerujemy w pozycji pochylonej � oznajmi� Stammel. � I lepiej, �eby�cie nie wygl�dali tak g�upio jak inne oddzia�y. Ka�dy, kto upu�ci pik�... � wykrzywi� si�. Uda�o si� im dotrze� do ko�ca placu przed innymi, nie upuszczaj�c niczego pr�cz kropli potu. Zanim do��czyli do nich pozostali �wicz�cy, trzciny le�a�y bezpiecznie na ziemi. Ich bieg�o�� we w�adaniu broni� stopniowo poprawia�a si�. Otrzymywali mniej � cho� nigdy �adnych � raz�w od Sigera i coraz lepiej radzili sobie z pikami. Po otarciu do krwi wn�trza lewego ramienia podczas �wicze� z �ukiem Paks nauczy�a si� prawid�owego ustawiania �okcia. Wszyscy nabawili si� guz�w, ci�� i zadrapa�, lecz jedyny powa�ny wypadek w oddziale Paks spotka� Mikela Falssona, kt�ry naprawiaj�c mur, spad� z niego i po�ama� sobie nogi. Wyzdrowia�, lecz kula� i znalaz� zatrudnienie w zbrojowni. � Mia� szcz�cie, �e nie straci� nogi � orzek� Devlin. � Z tego, co widzia�em, z�amanie by�o naprawd� paskudne. � Paks wzdrygn�a si�, przypominaj�c sobie wystaj�ce z ran bia�e od�amki ko�ci. � Gdyby by�a z nami marsza�ek... � zacz�a Effa. Devlin natychmiast jej przerwa�: � Nie. Nie m�w tak. Nie tutaj. Nie w tej Kompanii. Effa zbarania�a. � My�la�am, �e Kompania Phelana przyjmuje g��wnie wyznawc�w Girda, czy� nie? � Kiedy� tak by�o, lecz teraz ju� nie. � Ale kiedy tu wst�pi�am i powiedzia�am, �e by�am w kr�lewskiej gwardii, Stammel uzna�, �e to dobrze. � Tak powiedzia� ci sier�ant Stammel? O tak, byli�my zadowoleni, przyjmuj�c wyznawc�w Girda � im wi�cej, tym lepiej. Nie b�dzie tu jednak �adnych marsza�k�w. � Ale dlaczego...? � Daj spok�j, Effa. � Arne klepn�a j� w rami�. � To nie nasze zmartwienie. Ale zostawianie takich spraw w spokoju nie le�a�o w naturze Effy. Porusza�a t� kwesti� za ka�dym razem, gdy w pobli�u nie by�o Stammela ani kaprali, roztrz�saj�c wszystkie �dlaczego� i �dlaczego nie�, i staraj�c si� nawr�ci� tych (jak Paksenarrion, Saben czy Arfie), kt�rzy jej zdaniem byli prawi, cho� nieo�wieceni. Paks uzna�a to w ko�cu za denerwuj�ce. � Mam w�asnych bog�w � o�wiadczy�a jej stanowczo. � I oni mi wystarcz�. Moja rodzina wyznaje ich od wielu pokole� i nie zamierzam tego zmienia�. Poza tym niezale�nie od tego, jak dobrym wojownikiem by� Gird, nie m�g� zmieni� si� w boga. Nie st�d bior� si� bogowie. � Obr�ci�a si� do Effy plecami i odesz�a. Jednocze�nie dyskutowa�a o religiach z Sabenem i Vikiem, lecz w zgo�a inny spos�b, zafascynowana odmienno�ci� ich wierze�. � Na przyk�ad moja rodzina � zacz�� Saben � byli�my kiedy� nomadami � dziad ojca mojego ojca. Teraz hodujemy byd�o, lecz nadal nosimy ze sob� kawa�ki podk�w, a podczas �lub�w i pogrzeb�w ta�czymy pod ko�skim ogonem i grzyw�. � Czcicie... hm... konie? � upewnia� si� Vik. � Nie, oczywi�cie, �e nie. Czcimy Ko�ski Grzmot, p�nocny wiatr i ciemnook� Klacz Obfito�ci, cho� m�j ojciec twierdzi�, �e w rzeczywisto�ci jest to Alyanya, Pani Pokoju. Za to rodzina mojego wuja... widzia�em, jak ta�czyli dla Guthlaca... � �owcy? � Tak. M�j ojciec zawsze szed� wtedy do domu. Nie aprobowa� tego. � Ja my�l� � wzdrygn�� si� Vik. � Miejski ch�opak � dokucza�a mu Paks. � Chronimy owce przed polowaniem, lecz wiemy, �e Guthlac w�ada wielk� moc�. � Wiem o tym. Chodzi o to, jaka to moc. Brrr. W mojej rodzinie oddajemy cze�� Wielkiemu Panu, Alyanyi, Sertigowi i Adyanowi... � Kim s�? � zapyta�a Paks. � Sertig jest Tw�rc�, na pewno o tym wiesz. Wyznaj� go rzemie�lnicy. Adyan to Nazywaj�cy � nadaje prawdziwe imiona wszystkim rzeczom. M�j ojciec jest harfiarzem, a h