13976

Szczegóły
Tytuł 13976
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13976 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13976 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13976 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

F 6 IIIp/P Eleanor H. Porter POLLYANNA prze�o�y� Pawe� �opatka 16. CZE. 2004 1. W. Projekt ok�adki: Pawe� Ko�odziejski Opracowanie graficzne: Jolanta Szczurek Redakcja: Edyta Wygonik MIEJSKA BIBLIOTEKA l>iima w Zabrzu ///p 0(||66|D Text � Copyright by Wydawnictwo Zielona Sowa, Krak�w ISBN 83-7220-210-9 Wydawnictwo Zielona Sowa 30-415 Krak�w, ul. Wadowicka 8 a tel./fax (012) 266-62-94, tel. (012) 266-62-92, (012) 266-67-56, (012) 266-67-98 www.zielona-sowa.com.pl [email protected] ROZDZIA� I Panna Polly Tego czerwcowego ranka panna Polly Harrington wesz�a do kuchni troch� szybciej ni� zwykle. Jej ruchy nigdy nie by�y pospieszne i nawet szczyci�a si� swym opanowaniem. Dzisiaj jedtfak si� spieszy�a � naprawd� si� spieszy�a. Nancy, zmywaj�c naczynia w zlewie, zdumiona podnios�a wzrok. Pracowa�a u panny Polly dopiero dwa miesi�ce, ale ju� wiedzia�a, �e jej pani zwykle si� nie spieszy. � Nancy! � Tak, prosz� pani � weso�o odpar�a Nancy, nie przerywaj�c wycierania dzbanka. �Nancy�g�os panny Polly by� teraz bardzo surowy�kiedy do ciebie m�wi�, powinna� przerwa� prac� i uwa�nie s�ucha�. Speszona Nancy mocno si� zarumieni�a. Natychmiast od�o�y�a dzbanek i �cierk�, tak jako� niezr�cznie, �e niewiele brakowa�o, a naczynie wyl�dowa�oby na pod�odze. Jeszcze bardziej spot�gowa�o to jej zmieszanie. � Tak prosz� pani, oczywi�cie � wyj�ka�a, stawiaj�c dzbanek jak nale�y i odwracaj�c si� z po�piechem. � Nie przerywa�am roboty, bo rano kaza�a mi pani sko�czy� zmywanie najszybciej, jak si� tylko da. Panna Polly spojrza�a na ni� z dezaprobat�. � Dosy�, Nancy. Nie prosi�am o usprawiedliwienie. Prosi�am o uwag�. � Tak, prosz� pani. Nancy st�umi�a westchnienie. Zastanawia�a si�, czy kiedykolwiek zdo�a czym� zadowoli� t� kobiet�. Nigdy przedtem nie pracowa�a �u kogo�", teraz jednak by�a zmuszona pom�c rodzinie: chora matka nagle owdowia�a i mia�a jeszcze na utrzymaniu tr�jk� m�odszych dzieci. Dziewczyna szczerze ucieszy�a si�, znalaz�szy sobie prac� w kuchni du�ego domu na wzg�rzu. Mieszka�a na farmie Zak�tek, oddalonej od niego a� o sze�� mil, i zna�a pann� Polly tylko jako w�a�cicielk� starego dworu Harrington i jedn�z najzamo�-niejszych mieszkanek miasta. Tak by�o przed dwoma miesi�cami. Teraz pozna�a j�jako surow� kobiet� o gro�nym obliczu, kt�ra marszczy�a brwi na brz�k upadaj�cego no�a albo na trza�niecie drzwiami i nigdy do g�owy jej nie przysz�o, �eby si� u�miechn�� � nawet gdy no�e i drzwi nie robi�y ha�asu. � Kiedy sko�czysz sw� rann� prac�, Nancy � m�wi�a panna Polly � zechciej posprz�ta� pokoik na poddaszu i pos�a� dziecinne ��ko. Pozamiataj pok�j i umyj pod�og�. Naturalnie najpierw wynie� stamt�d kufry i pud�a. � Tak, prosz� pani. A dok�d mam to wszystko wynie��? � Na poddasze od frontu domu. � Panna Polly zawaha�a si� przez moment i m�wi�a dalej: � My�l�, �e mog� ci to powiedzie� ju� teraz, Nancy. Moja siostrzenica, panna Pollyanna Whittier, przyje�d�a, by u mnie zamieszka�. Ma jedena�cie lat i b�dzie spa�a w tym pokoju. � Dziewczynka... przyjedzie, panno Harrington? Ach, jak mi�o! � zawo�a�a Nancy, my�l�c o promyku s�o�ca, jaki jej w�asne, ma�e siostry wnosi�y do domu w Zak�tku. � Mi�o? C�, ja bym tego tak nie okre�li�a � rzek�a panna Polly surowo. � Cho� z pewno�ci� zrobi�, co w mojej mocy. My�l�, �e mam dobre serce i znam swoje obowi�zki. Nancy zn�w si� zaczerwieni�a. � Oczywi�cie, prosz� pani, mia�am na my�li to tylko, �e ma�a dziewczynka mo�e tu... mo�e umili�... pani �ycie �j�ka�a. � Dzi�kuj�odpar�a dama sucho. � Nie wydaje mi si� jednak, by to by�o absolutnie konieczne. � Ale, pani... oczywi�cie chcia�aby mie� siostrzenic� pod swoim dachem � odwa�y�a si� Nancy, czuj�c niejasno, �e musi jako� postara� si�, by t� samotn� i obc� dziewczynk� przyj�to tu mi�o. Panna Polly dumnie unios�a g�ow�. � Powiem ci co�, Nancy. Zupe�nie nie rozumiem, dlaczego mia�abym chcie� zajmowa� si� dzie�mi mojej siostry tylko dlatego, �e by�a tak g�upia, by wyj�� za m�� i je urodzi� � nikomu niepotrzebne na �wiecie, kt�ry i tak jest przeludniony. Jak jednak powiedzia�am, chyba znam swoje obowi�zki. Nie zapomnij powymiata� kurz z k�t�w � zako�czy�a surowym tonem, wychodz�c z kuchni. � Tak, prosz� pani � z westchnieniem powiedzia�a Nancy, bior�c dzbanek, �eby na wszelki wypadek op�uka� go jeszcze raz. W swoim pokoju panna Polly zn�w wyj�a list, kt�ry nadszed� przed dwoma dniami z odleg�ego miasta na zachodzie i kt�ry okaza� si� tak nie- mi�� niespodziank�. By� zaadresowany: �Panna Polly Harrington, Beldings-ville, stan Vermont" i zawiera� nast�puj�c� tre��: Szanowna Pani � Z �alem zawiadamiam Pani�, �e dwa tygodnie temu zmar� wielebny pastor John Whittier, osierocaj�c jedenastoletni� dziewczynk�. Nie zostawi� po sobie w�a�ciwie niczego poza kilkoma ksi��kami, bo �jak Pani zapewne wiadomo � byl pastorem ma�ego misyjnego ko�ci�ka i pensj� mia� bardzo skromn�. Wiem, �e by� on m��em nie�yj�cej ju� siostry Pani, ale da� mi do zrozumienia, �e stosunki mi�dzy Paniami nie uk�ada�y si� najlepiej. My�la� jednak, �e przez pami�� dla siostry zechce Pani przyj�� sierot� i wychowa� j� w jej rodzinie na wschodzie. Dlatego te� pisz� do Pani. Dziewczynka b�dzie gotowa do drogi w chwili, kiedy ten list dotrze do Pani. I je�li Pani zgodzi siej� wzi��, byliby�my bardzo wdzi�czni, gdyby zechcia�a Pani nas o tym zawiadomi�, poniewa� pewne ma��e�stwo wkr�tce wybiera si� st�d na wsch�d � mog�oby wi�c zabra� dziewczynk� do Bostonu, a tam wsadzi� do poci�gu do Beldingsville. Naturalnie daliby�my zna�, kt�rego dnia i jakim poci�giem Pollyanna przyjedzie. W nadziei na przychyln� Pani odpowied� z powa�aniem Jeremiah O. White Panna Polly z nachmurzon� min� z�o�y�a list i wsun�a go do koperty. Ju� wczoraj odpisa�a, �e oczywi�cie we�mie dziecko. Spodziewa si�, �e dostatecznie zna swoje obowi�zki je�li o to chodzi! Cho� zapewne nie b�d� one przyjemne. Teraz siedzia�a z listem w r�ku i wspomina�a swoj� siostr� Jennie, kt�ra by�a ulubienic� matki, i czasy, kiedy ta dwudziestoletnia dziewczyna, wbrew protestom rodziny, upar�a si�, �eby po�lubi� m�odego pastora. O jej r�k� stara� si� pewien bogaty d�entelmen i rodzina wola�a go od pastora � ale Jennie nie. Ten bogaty pretendent by� o wiele starszy od tamtego, mia� te� wi�cej pieni�dzy i to za nim przemawia�o. Pastor mia� tylko m�odzie�cze idea�y, zapa� do �ycia i kochaj�ce serce. Jennie wola�a to � chyba nic w tym dziwnego � wysz�a wi�c za pastora i wyjecha�a wraz z nim na po�udnie jako �ona krajowego misjonarza. Wtedy dosz�o do zerwania. Panna Polly dobrze to pami�ta�a, cho� w�wczas ona, najm�odsze dziecko, dopiero sko�czy�a pi�tna�cie lat. Ro- dzinyju� prawie nic nie ��czy�o z �on� pastora, cho� trzeba powiedzie�, �e Jennie przez jaki� czas pisywa�a do domu, a swojemu ostatniemu dziecku (inne umar�y) da�a na imi� Pollyanna od imion swoich dw�ch si�str, Polly i Anny. To by�a ostatnia wiadomo�� od niej i dopiero w kilka lat potem nadszed� od pastora kr�tki i bardzo smutny list ojej �mierci, nadany w ma�ym miasteczku na zachodzie. Czas jednak nie zatrzyma� si� dla mieszka�c�w wielkiego domu na wzg�rzu. Panna Polly, patrz�c z g�ry na rozleg�� dolin�, my�la�a o tym, jak bardzo w ci�gu tego �wier�wiecza zmieni�o si� jej �ycie. Mia�a teraz czterdzie�ci lat i by�a zupe�nie sama na �wiecie. Ojciec, matka, siostry pomarli. Od lat by�a jedyn� pani� tego domu i fortuny pozostawionej przez ojca. Niekt�rzy ludzie otwarcie u�alali si� nad jej samotno�ci� i namawiali, by wzi�a sobie kogo� do towarzystwa, ale ona nie przyjmowa�a ani wsp�czucia, ani �adnych rad. M�wi�a, �e nie czuje si� samotna, lubi by� sama i woli mie� spok�j. A tymczasem... Wsta�a nachmurzona, z mocno zaci�ni�tymi ustami. By�a zadowolona, �e jest dobra i nie tylko zna swoje obowi�zki, ale te� ma na tyle silny charakter, by je spe�ni�. Ale: Pollyanna! � C� za �mieszne imi�! ROZDZIA� II Stary Tom i Nancy W pokoiku na poddaszu Nancy z zapa�em zamiata�a i szorowa�a, przede wszystkim zwracaj�c uwag� na k�ty. Zdarza�y si� dni, kiedy niezwyk�a energia do pracy wynika�a u niej nie z gorliwo�ci, a raczej z tego, �e dawa�a upust jej emocjom, bo Nancy � cho� l�kliwie uleg�a wobec swojej pani � na pewno nie by�a �wi�ta. � Tak... tak bym... chcia�a... m�c... wysprz�ta�... k�ty...jej... duszy! � mrucza�a poirytowana, i jakby dla podkre�lenia tych s��w co chwila gro�nie wymachiwa�a kijem od szczotki. � Zreszt� niejednemu z nich przyda�oby si� porz�dne wypucowanie! C� to za pomys� wsadzi� tego anio�ka tu, do tej dusznej klitki, a w zimie nie ogrzewanej, kiedy w domu tyle pokoi, �e tylko wybiera�! Niepotrzebne dziecko, te� co�! Hm, hm � fucza�a wy�ymaj�c �cierk� tak mocno, �e a� j�palce zabola�y. � Zdaje mi si�, �e to nie dzieci s� najbardziej niepotrzebne! Nie dzieci! Jaki� czas pracowa�a w milczeniu, a kiedy wreszcie sko�czy�a, z niesmakiem rozejrza�a si� po pustym pokoiku. � No, gotowe... w ka�dym razie, gdy o mnie chodzi � westchn�a. � Nie zosta�o ani troch� brudu, a nawet je�li, to niewiele. Biedna ma�a! �adne mi miejsce dla st�sknionej za domem, samotnej dziewczynki! � zako�czy�a i wysz�a trzasn�wszy drzwiami. � Och! � wykrzykn�a i zagryz�a wargi, a potem doda�a czupurnie: � Mam to w nosie! Mam nadziej�, �e s�ysza�a, jak trzasn�am! I dobrze � niech s�yszy! Po po�udniu znalaz�a woln� chwil�, �eby pom�wi� ze Starym Tomem, kt�ry od niepami�tnych lat zajmowa� si� pieleniem chwast�w i grabieniem alejek w ogrodzie panny Polly. � S�ysza�e� � zacz�a, szybko rzuciwszy okiem za siebie, �eby sprawdzi�, czy nikt jej nie obserwuje � �e przyje�d�a tu ma�a dziewczynka i b�dzie mieszka� z nasz� pani�? � �e niby co? � zapyta� staruszek, z trudem wyprostowuj�c plecy. � Ma�a dziewczynka... b�dzie tu mieszka�. � Akurat! My�lisz pewnie, �e to bardzo �mieszne � Tom zawsze by� nieufny. � A za chwil� powiesz, �e jutro s�o�ce zajdzie na wschodzie, co? � Ale to prawda. Panna Polly sama mi to powiedzia�a � upiera�a si� Nancy. � To jej siostrzenica. Ma jedena�cie lat. Tom otworzy� usta ze zdumienia. � Pewnie... Tak si� zastanawiam�mrucza� i nagle w jego wyblak�ych oczach pojawi� si� b�ysk czu�o�ci. � To nie... ale� to musi by�... c�rcia panny Jennie! Bo przecie� tamte wysz�y za m��. Tak, Nancy, to na pewno c�reczka panny Jennie. Dzi�ki ci, Panie! I pomy�le�, �e moje stare oczy to zobacz�! � Kto to by�a panna Jennie? �Anio�, co zst�pi� prosto z niebios�z �arem w g�osie wyszepta� Tom� ale dla mojego pana i pani by�a ich najstarsz� c�rk�. Mia�a dwadzie�cia lat, kiedy wysz�a za m�� i wyjecha�a st�d wiele lat temu. S�ysza�em, �e pomar�y jej wszystkie dzieci, pr�cz najm�odszego; i to pewnie ono tu przyje�d�a. � Ma jedena�cie lat. � Tak, pewnie tak � przytakn�� Tom. � I b�dzie sypia�a na poddaszu... �eby jeszcze bardziej si� wstydzi�! � gdera�a Nancy, jeszcze raz sprawdziwszy, czy z domu nikt nie patrzy. Tom zmarszczy� si�. Dziwny u�miech wykrzywi� jego usta. � Ciekaw jestem, co panna Polly zrobi z dzieckiem � powiedzia�. � Hm! A ja bym chcia�a wiedzie�, co dziecko zrobi z pann� Polly � warkn�a Nancy. Tom roze�mia� si�. � Zdaje si�, �e nie przepadasz za pann� Polly. � Bo te� czy kto� m�g�by j� lubi�?! � mrukn�a Nancy. Tom u�miechn�� si� jako� dziwnie i wr�ci� do przerwanej pracy. � To pewnie nie wiesz o romansie panny Polly... � rzek� wolno. � Romansie... jej romansie? Nie! I chyba nikt o tym nie wie. � Ale�, wiedz�, wiedz�. � Staruszek pokiwa� g�ow�. � A ten go�� �yje do dzi�... Tutaj... w tym miasteczku. � Kto to taki? � Nie powiem. To nie wypada. Tom wyprostowa� si� i popatrzy� na dom. Jego zamglone, niebieskie oczy wyra�a�y dum� i lojalno�� wobec rodziny, kt�rej s�u�y��i kt�r� kocha�� przez tyle lat. � Ale to chyba niemo�liwe... Ona i ukochany � Nancy nadal mu nie wierzy�a. Stary Tom pokiwa� g�ow�. � Nie znasz panny Polly tak, jak ja j� znam � t�umaczy�. � Kiedy� by�a naprawd� �adna... 1 teraz te� by�aby, gdyby chcia�a. � �adna! Panna Polly! � Tak. Gdyby tylko rozpu�ci�a te swoje ulizane w�osy... troch� niedbale, jak dawniej... Gdyby zn�w zacz�a nosi� kapelusze z kwiatami i suknie z koronki, i w og�le ubiera� si� na bia�o � zaraz zobaczy�aby�, jaka �adna z niej pani. Ona jeszcze nie jest stara. � Tak m�wisz? Wi�c je�li nie jest stara, to j� ca�kiem dobrze udaje, tak, tak � pogardliwie prychn�a Nancy. � C�, chyba si� nie mylisz. To si� wtedy zacz�o... od k�opot�w z tym ukochanym � Tom skinieniem g�owy przyzna� jej racj�. � Od tamtej pory jakby si� �ywi�a tylko pio�unem i octem. Jest taka gorzka i kwa�na, �e trudno z ni� wytrzyma�. � Ot� to! � stwierdzi�a Nancy, oburzona. � Cz�owiek nigdy nie wie, jakj�zadowoli�, cho�by si� stara� i stara�! Nigdy bym tu nie zosta�a, gdyby nie ta pensja i � ma si� rozumie� � rodzina. Ale kiedy�... Kiedy� wszystko jej wygarn�! Wyrzuci mnie?! A pewnie! I bardzo dobrze! Tom pokiwa� g�ow�. � Wiem, wiem. Czasem te� to czuj�. To naturalne... Ale niedobre, moje dziecko... niedobre. Wierz mi, niedobre � odrzek� i zn�w pochyli� si� nad prac�. - Nancy! � rozleg� si� ostry g�os. - Tt... tak, prosz� pani � wyj�ka�a Nancy i pobieg�a ku domowi. ROZDZIA� III Przyjazd Poll/annj Telegram z wiadomo�ci� o tym, �e Pollyanna przyjedzie do Beldings-ville nazajutrz, 25 czerwca, o godzinie czwartej po po�udniu, nadszed� na czas. Panna Polly przeczyta�a go, zrobi�a niezadowolon� min� i posz�a do pokoju na poddaszu. Tam � wci�� z kwa�n� min��rozejrza�a si� wko�o. W pokoiku sta�o porz�dnie zas�ane ma�e ��ko, dwa krzes�a z prostymi oparciami, umywalka, toaletka bez lustra i ma�y stolik. W mansardowych oknach nie by�o �adnych zas�on, na �cianach ani jednego obrazka. Przez ca�y dzie� la� si� z nieba �ar, wi�c w ma�ym pokoiku by�o gor�co jak w piecu; okien nie otwierano, bo nie mia�y siatek. Wielka mucha, pr�buj�c wydosta� si� na zewn�trz, z w�ciek�ym bzyczeniem t�uk�a si� o szyb� jednego z nich � w g�r� i w d�, w g�r� i w d�. Panna Polly zabi�a much� i � unosz�c skrzyd�o okna o cal* � wyrzuci�a j�, po czym przesun�a jedno z krzese�, zn�w zrobi�a kwa�n� min� i wysz�a. � Nancy � m�wi�a w kilka minut p�niej, stoj�c na progu kuchni � znalaz�am much� na g�rze w pokoju panienki Pollyanny. Pewnie okno by�o otwarte. Zam�wi�am siatki, ale zanim je przy�l�, masz pilnowa�, by okna by�y zamkni�te. Moja siostrzenica przyje�d�a jutro o czwartej. Pojedziesz po ni� na stacj�. Timothy zawiezie ci� bryczk�. W telegramie napisali tak: , jasne w�osy, bawe�niana sukienka w czerwon� krat� i s�omkowy kapelusz". To wszystko, co wiem, ale my�l�, �e wystarczy, by� j� pozna�a. � Tak, prosz� pani, ale... pani... Panna Polly najwidoczniej dobrze odczyta�a znaczenie tej pauzy, bo skrzywi�a si� i rzek�a szorstko: � Nie, nie pojad�. Nie wydaje mi si�, by to by�o konieczne. To ju� wszystko. � Odwr�ci�a si� i odesz�a�jej przygotowania zwi�zane z mi�ym powitaniem siostrzenicy zosta�y zako�czone. W kuchni Nancy w�ciekle prasowa�a �ciereczk� zamaszystymi ruchami. *Na poddaszu by�y okna ze skrzyd�ami przesuwanymi pionowo (przyp. t�um.). 10 � Jasne w�osy, bawe�niana sukienka w czerwon� krat� i s�omkowy kapelusz... to wszystko, co wie! Co� takiego! Wstydzi�abym si� do tego przyzna�... Po prostu bym si� wstydzi�a... I to o jedynej siostrzenicy, kt�ra jedzie tu przez ca�y kontynent! Nast�pnego dnia, punktualnie na dwadzie�cia minut przed czwart�, Timothy i Nancy wyjechali bryczk�, by powita� oczekiwanego go�cia. Timothy by� synem Starego Toma. Ludzie w miasteczku mawiali, �e je�li Tom by� praw� r�k� panny Polly, to jej lew� r�k� by� Timothy. Timothy by� mi�ym i przystojnym m�odzie�cem. Cho� Nancy pracowa�a u panny Polly od niedawna, zd��y�a si� ju� z nim zaprzyja�ni�. Dzisiaj jednak by�a tak zaprz�tni�ta swoj� �misj�", �e zapomnia�a o swojej zwyk�ej gadatliwo�ci i niemal w ca�kowitym milczeniu dojecha�a do stacji, wysiad�a z bryczki i czeka�a na poci�g. Bez przerwy powtarza�a sobie w my�li: �Jasne w�osy, bawe�niana sukienka w czerwon� krat� i s�omkowy kapelusz". I ca�y czas zastanawia�a si�, jaka te� jest ta Pollyanna. � Dla jej dobra mam nadziej�, �e jest spokojna i rozs�dna, i nie upuszcza no�y ani nie trzaska drzwiami � szepn�a Timothy'emu, kt�ry niespiesznie pod��a� za ni�. � W przeciwnym razie nie b�dziemy mie� �atwego �ycia � u�miechn�� si� Timothy. � Spr�buj tylko wyobrazi� sobie pann� Polly i ha�a�liwe dziecko! O Bo�e! Ju� s�ycha� gwizdek! � Ach, wiesz... My�l�... my�l�, �e to by�o pod�e wys�a� po ni� mnie � papla�a zdenerwowana Nancy, odwracaj�c si� i biegn�c do miejsca, sk�d najlepiej by�o wida� pasa�er�w wysiadaj�cych na tej ma�ej stacji. Po chwili zobaczy�a j�... szczup�� dziewczynk� w bawe�nianej sukience w czerwon� krat� i z dwoma grubymi, jasnymi jak len warkoczami zwisaj�cymi na plecach. Spod s�omkowego kapelusza wygl�da�a zaciekawiona, piegowata buzia obracaj�ca si� na lewo i na prawo, widocznie kogo� wypatruj�c. Nancy od razu pozna�a Pollyann�, ale przez jaki� czas nie mog�a opanowa� dr�enia kolan, na tyle, by do niej podej��. Kiedy w ko�cu podesz�a, dziewczynka sta�a ju� ca�kiem sama. � Czy to panienka... Pollyanna? � spyta�a dr��cym g�osem Nancy. W nast�pnej chwili poczu�a na szyi niemal dusz�cy j� u�cisk ramionek w bawe�nianych r�kawiczkach. � Och, tak si� ciesz�, ciesz�, ciesz�, �e ci� widz� � wo�a�a jej do ucha przej�ta dziewczynka. � Oczywi�cie, jestem Pollyanna i tak si� ciesz�, �e po mnie przyjecha�a�! Czu�am, �e przyjedziesz. 11 � Na... naprawd�? � wyj�ka�a Nancy zastanawiaj�c si�, sk�d Pollyanna mo�e j� zna� i... tak si� cieszy� ze spotkania. � Na... prawd�? � powt�rzy�a, pr�buj�c poprawi� kapelusz, kt�ry si� jej przekrzywi�. � O, tak! I przez ca�� drog� rozmy�la�am, jak wygl�dasz! � wo�a�a Pollyanna, podskakuj�c na palcach i ogl�daj�c speszon� Nancy od st�p do g��w. � A teraz, kiedy ju� wiem, ciesz� si�, �e wygl�dasz w�a�nie tak. Nancy uspokoi�a si� troch�, bo w tym momencie nadszed� Timothy. S�owa Pollyanny wprawi�y j� wielkie zak�opotanie. � To Timothy. Masz mo�e jaki� kuferek? � wyb�ka�a. � Tak, mam � Pollyanna z powag� skin�a g�ow�. � Ca�kiem nowy. Kupi�y mi go panie z Ko�a Opieki*... i czy to nie �adnie z ich strony, bo przecie� tak bardzo potrzebny by� dywan? Oczywi�cie nie wiem, jakiej wielko�ci czerwony dywan mo�na by kupi� za cen� kuferka, ale te pieni�dze chyba by wystarczy�y na ca�kiem du�y... taki na p� ko�cielnej nawy, jak my�lisz? Mam tu w torebce karteczk�; pan Gray powiedzia�, �e to kwit i �e mam ci go odda�, �eby� mog�a odebra� walizk�. Pan Gray to m�� pani Gray. S� krewnymi �ony pastora Carra. Przyjecha�am tu z nimi, bo te� jechali na wsch�d i s� cudowni! Prosz�, tu jest ta kartka � zako�czy�a, wyjmuj�c po d�ugich poszukiwaniach kwit z torebki. Nancy wzi�a g��boki oddech. Instynktownie czu�a, �e kto� musi to zrobi�... po tej przemowie. Potem spojrza�a ukradkiem na Timothy'ego; stara� si� nie patrze� w jej stron�. W ko�cu wyruszyli � z kuferkiem Pollyanny przytroczonym do ty�u i z ni� sam� wygodnie usadowion� mi�dzy nimi. Podczas przygotowa� do odjazdu Pollyanna bez przerwy co� komentowa�a albo zadawa�a pytania. Mia�a tyle do powiedzenia, �e Nancy bardzo si� zm�czy�a, pr�buj�c za ni� nad��a�. � Czy� nie jest cudownie? A czy to daleko? Mam nadziej�, �e tak. Lubi� je�dzi� � westchn�a Pollyanna, kiedy bryczka si� potoczy�a. � Naturalnie, gdyby nie by�o daleko, te� nie mia�abym nic przeciwko temu, bo wtedy, wiesz, szybciej znalaz�abym si� na miejscu. Jaka �adna ulica! Wiedzia�am, �e b�dzie �adna, tatu� mi m�wi�... Umilk�a, jakby t�umi�c p�acz. Nancy, przygl�daj�ca si� jej uwa�nie, zobaczy�a, �e Pol�yannie trz�sie si� podbr�dek, a oczy zachodz� �zami. Po chwili jednak dzielnie uni�s�szy g�ow� szybko m�wi�a dalej: � Tatu� mi o niej opowiada�. Wszystko pami�ta�. Ale... ale powinnam by�a to wcze�niej wyja�ni�. Pani Gray powiedzia�a mi wszystko od razu... * Ko�o Opieki (ang. Ladies Aid) - organizacja kobiet, zajmuj�ca si� zbi�rkami pieni�dzy i dar�w dla miejscowej parafii (przyp. t�um.). 12 o tej czerwonej sukience, wiesz? I dlaczego nie jestem ubrana na czarno. M�wi�a, �e uznasz to za dziwactwo. Ale w ostatniej zbi�rce ko�cielnej nie by�o �adnych czarnych rzeczy opr�cz aksamitnej sukni z baskink�, kt�ra, zdaniem �ony pastora Carra, zupe�nie si� dla mnie nie nadawa�a. A poza tym mia�a przetarcia � wiesz, od cz�stego noszenia � na �okciach i w innych miejscach. Niekt�re panie z Opieki chcia�y mi kupi� czarn� sukienk� i czarny kapelusz, ale inne uzna�y, �e pieni�dze trzeba wyda� na czerwony dywan, kt�ry mia�y kupi� do ko�cio�a. Pani White powiedzia�a, �e tak te� mo�e by�, bo nie lubi dzieci w czarnym... to znaczy, chodzi mi o to, �e oczywi�cie lubi dzieci, ale nie w czerni. Pollyanna umilk�a, �eby nabra� tchu, i Nancy zdo�a�a wyb�ka�: � C�, na pewno... na pewno tak b�dzie dobrze. � Ciesz� si�, �e tak my�lisz. Ja te� tak my�l� � kiwn�a g�ow� Pollyanna, zn�w t�umi�c �kanie. � Oczywi�cie o wiele trudniej by�oby si� cieszy� w czarnej sukience... � Cieszy�! � przerwa�a jej zdumiona Nancy. � Tak... Z tego, �e tatu� poszed� do nieba, do mamy i do rodze�stwa, wiesz? Powiedzia�, �e musz� si� cieszy�. Ale to naprawd� trudno... trudno, nawet w czerwonej sukience, bo... bo tak bardzo chcia�am mie� go przy sobie i ci�gle czuj�, �e powinnam go mie�, zw�aszcza kiedy mama i rodze�stwo maj�Boga i wszystkich anio��w, a ja nie mia�am nikogo, tylko panie z Ko�a Opieki. Ale teraz z pewno�ci� b�dzie mi �atwiej, bo mam ciebie, ciociu Polly. Tak si� ciesz�, �e mam ciebie! Bolesne wsp�czucie Nancy dla tej biednej, opuszczonej istotki zmieni�o si� nagle w przera�enie. � Ale�... kochanie... bardzo si� mylisz � rzek�a dr��cym g�osem. � Ja jestem tylko Nancy. Wcale nie jestem twoj� ciotk�! � Nie... nie jeste� moj� ciotk�? � wyj�ka�a mocno skonsternowana Pollyanna. �Nie. Jestem tylko Nancy. Przez my�l by mi nie przesz�o, �e we�miesz mnie za swoj� ciotk�. My... My wcale... wcale nie jeste�my do siebie podobne! Ani troch�! Timothy za�mia� si� pod nosem. Nancy by�a jednak zbyt poruszona, by odpowiedzie� na weso�y b�ysk w jego oczach. � Ale kim ty jeste�? � zapyta�a Pollyanna. � Wcale nie wygl�dasz na pani� z Opieki. Tym razem Timothy roze�mia� si� na g�os. � Jestem Nancy, s�u��ca. Robi� w domu wszystko pr�cz prania i prasowania wi�kszych rzeczy. Tym zajmuje si� pani Durgin. 13 � Ale ciocia Polly istnieje? � chcia�a wiedzie� zaniepokojona Polly-anna. � To pewne jak dwa razy dwa cztery � wtr�ci� si� Timothy. S�ysz�c to, Pollyanna uspokoi�a si�. � Och, to dobrze. � Przez moment milcza�a, a potem zn�w zacz�a m�wi� z o�ywieniem: � I, wiesz, w�a�ciwie to jestem zadowolona, �e po mnie nie przyjecha�a, bo teraz nadal mam przed sob� spotkanie z ni�, a poza tym pozna�am ciebie. Nancy zarumieni�a si�. Timothy odwr�ci� si� ku niej z figlarnym u�miechem. � To ci dopiero g�adki komplement � rzek�. � Dlaczego nie podzi�kujesz m�odej damie? � Ja... ja my�la�am o... pannie Polly � wyb�ka�a Nancy. Pollyanna westchn�a z zadowoleniem. � Ja tak�e. Tak bardzo jestem jej ciekawa. Wiesz, ona jest moj�jedyn� ciotk� i bardzo d�ugo o niej nie wiedzia�am. Tatu� mi powiedzia�. Powiedzia� te�, �e mieszka daleko, w �licznym du�ym domu na wzg�rzu. � Tak jest. Ju� go st�d wida� � odpar�a Nancy. � To ten bia�y, z zielonymi okiennicami, o tam, sp�jrz! � Och, jaki pi�kny! I ile drzew i trawy wok� niego! Chyba jeszcze nigdy nie widzia�am a� tyle trawy naraz! Nancy, czy ciocia Polly jest bogata? � Tak, panienko. � Tak si� ciesz�! To musi by� po prostu cudowne mie� du�o pieni�dzy. Nie zna�am nikogo, kto by je mia�, pr�cz pa�stwa White. Oni s� bardzo bogaci. Maj� dywany w ka�dym pokoju i w niedziel� jedz� lody. Czy u cioci Polly te� je si� lody w niedziel�? Nancy przecz�co potrz�sn�a g�ow�, wykrzywiaj�c usta. Z rozbawieniem spojrza�a na Timothy'ego. �Nie, panienko. Ciotka panienki chyba nie lubi lod�w. W ka�dym razie nigdy nie widzia�am ich na jej stole. Buzia Pollyanny wyd�u�y�a si�. � Och, naprawd�? To szkoda! Nie rozumiem, jak mo�e nie lubi� lod�w. Ale... w�a�ciwie to nawet dobrze, bo jak kto� nie je lod�w, nie rozboli go �o��dek, tak jak rozbola� pani� White... to znaczy, �e ja zjad�am jej porcj�, du�o, du�o. Ale ciocia Polly ma dywany?... � Tak, ma. � We wszystkich pokojach? � Prawie we wszystkich � odpowiedzia�a Nancy, zmarszczywszy si� nagle na my�l o tym pustym pokoiku na poddaszu. � Och, tak si� ciesz�! � Pollyanna nie posiada�a si� z rado�ci. � Uwielbiam dywany. My nie mieli�my ani jednego, tylko dwa ma�e dywaniki ze zbi�rki ko�cielnej, a jeden z nich by� poplamiony atramentem. Pani White mia�a te� obrazy, wprost przecudne: r�e i kl�cz�ce dziewczynki, i kotek, i baranki, i lew. Oczywi�cie baranki i lew nie razem. Oczywi�cie, Biblia m�wi, �e kiedy� b�d� si� pas�y razem, ale jeszcze nie teraz... to znaczy, �e te pani White si� nie pas�. Lubisz obrazy? � Ja... ja nie wiem � zduszonym g�osem odpowiedzia�a Nancy. � Ja lubi�. My nie mieli�my obraz�w. Wiesz... w zbi�rkach ko�cielnych raczej si� nie trafiaj�. Ale raz trafi�y si� a� dwa. Jeden by� taki dobry, �e tatu� go sprzeda�, �eby mi kupi� buty, a drugi by� bardzo zniszczony i rozlecia� si�, zaraz jak go powiesili�my. Szk�o p�k�o, wiesz? I p�aka�am. Ale teraz si� ciesz�, �e nie mieli�my tych mi�ych rzeczy: nie jestem do nich przyzwyczajona, wi�c te cioci Polly b�d� mi si� podoba� nawet bardziej. To dok�adnie tak, jak w darach, kiedy po wielu starych, sp�owia�ych wst��kach do w�os�w nagle znajdujesz takie naprawd� �adne. Ojej! Czy� to nie cudny dom! � urwa�a nagle w zachwycie, gdy bryczka skr�ci�a na szeroki podjazd. Kiedy Timothy zdejmowa� kuferek, Nancy znalaz�a okazj�, by mu szepn�� do ucha: � Nawet mi si� nie wa� wspomina� o odej�ciu, Timothy Durgin. Ja nie p�jd� st�d za �adne pieni�dze! � O odej�ciu? Pewnie, �e nie wspomn� � u�miechn�� si� ch�opak. � Si�� by� mnie st�d nie wywlek�a. Teraz z t� ma�� dopiero tu b�dzie zabawa! Lepiej jak w kinie! Zobaczysz. � Zabawa, zabawa... � powt�rzy�a Nancy z oburzeniem. � Zdaje mi si�, �e dla tego dzieci�tka b�dzie co� wi�cej ni� zabawa, kiedy zaczn�miesz-ka� pod jednym dachem, i czuj�, �e potrzebna jej b�dzie jaka� podpora, schronienie... I ja b�d� t� podpor�, Timothyja ni� b�d�! � o�wiadczy�a, odwracaj�c si� i prowadz�c Pollyann� szerokimi schodami. 14 15 ROZDZIA� IV Pokoik na poddaszu Panna Polly Harrington nie wsta�a, �eby powita� siostrzenic�. Oderwa�a co prawda wzrok od ksi��ki, kiedy Nancy z Pol�yann� stan�y w drzwiach salonu, i wyci�gn�a do niej r�k� jakby z wypisanym du�ymi literami s�owem �obowi�zek" na ka�dym z ch�odnych palc�w. � Jak si� masz, Pollyanno? Ja... � nie zd��y�a powiedzie� wi�cej. Polly-anna niemal przefrun�a przez pok�j i przypad�a do �ona ciotki, zbulwersowanej tym entuzjazmem. � Och, ciociu Polly, ciociu Polly, nie wiem, jak ci dzi�kowa�, �e mnie do siebie przyj�a� � �ka�a. � Nawet nie wiesz, jak to cudownie mie� ciebie i Nancy, i to wszystko, kiedy si� mia�o tylko panie z Ko�a Opieki! � Mo�liwe, cho� nie mia�am przyjemno�ci pozna� tych pa� � sucho odpar�a panna Polly, pr�buj�c uwolni� si� z u�cisku ma�ych, zaci�ni�tych paluszk�w i krzywo spogl�daj�c na Nancy stoj�c� w drzwiach. � Nancy, tobie na razie dzi�kuj�. Pollyanno, prosz�, b�d� tak dobra i sta� prosto, jak nale�y. Nawet nie wiem jeszcze, jak wygl�dasz. Pollyanna, �miej�c si� troch� nerwowo, natychmiast si� cofn�a. � Tak, oczywi�cie. Ale wiesz, ciociu, nie jestem specjalnie �adna, a wszystko z powodu tych pieg�w. Aha, musz� ci jeszcze powiedzie� o tej czerwonej sukience i czarnej aksamitnej z baskink�, przetartej na �okciach. M�wi�am Nancy, jak to tatu� powiedzia�... � Nie interesuje mnie, co powiedzia� tw�j ojciec � szorstko przerwa�a jej panna Polly. � Masz chyba jaki� baga�? � O tak, tak, ciociu Polly. Mam pi�kny kuferek, kt�ry dosta�am od pa� z Opieki. Niewiele w nim rzeczy... to znaczy moich w�asnych. Ostatnio w zbi�rkach ko�cielnych rzadko bywaj� ubrania dla ma�ych dziewczynek, ale za to mam wszystkie ksi��ki tatusia, a pani White powiedzia�a, �e powinnam je zabra�. Wiesz, ciociu, tatu�... 16 � Pollyanno � zn�w ostro przerwa�a jej ciotka �jest co�, z czego powinna� zda� sobie spraw� ju� na pocz�tku. Ot� nie �ycz� sobie, �eby� mi opowiada�a o swoim ojcu. Pollyanna wci�gn�a oddech. � Czy chcesz powiedzie�, ciociu, �e... � zacz�a z dr�eniem w g�osie i zawaha�a si�, a panna Polly skorzysta�a z tej pauzy. � P�jdziemy teraz na g�r� do twojego pokoju. Tw�j kuferek pewnie ju� tam jest. M�wi�am Timothy'emu, �eby go zani�s�... je�li go b�dziesz mia�a. Chod� za mn�, Pollyanno. Pollyanna bez s�owa odwr�ci�a si� i wysz�a za ciotk� z pokoju. Jej oczy nape�ni�y si� �zami, ale g�ow� trzyma�a dzielnie uniesion�. �Ostatecznie... mo�e to i dobrze, �e nie chce, bym m�wi�a o tatusiu � my�la�a. � Mo�e b�dzie mi l�ej, je�li nie b�d� o nim m�wi�a. Pewnie w�a�nie dlatego tak powiedzia�a". Przekonana o dobroci ciotki, zapomnia�a o �zach i z ciekawo�ci� rozejrza�a si� wko�o. By�a teraz na schodach. Przed ni� wytwornie szele�ci�a czarna jedwabna sp�dnica ciotki. Za ni�, przez otwarte drzwi, mo�na by�o dojrze� dywany o stonowanych barwach i obite at�asem fotele. Wspania�y dywan pod jej stopami sprawia� wra�enie zielonego, mi�kkiego mchu. Na prawo i lewo z�ocone ramy obraz�w i promienie s�o�ca wpadaj�ce do wn�trza przez a�ur koronkowych firanek ol�niewa�y jej wzrok. � Och, ciociu Polly, ciociu Polly � wyszepta�a w zachwycie �jaki� to pi�kny, cudowny dom! Na pewno bardzo ci przyjemnie, �e jeste� taka bogata! � Pollyanno! � wykrzykn�a ciotka, odwracaj�c si� gwa�townie ju� na szczycie schod�w. � Zdumiewa mnie, �e m�wisz do mnie w ten spos�b! � Jak to, ciociu, nie jest ci przyjemnie? � zapyta�a Pollyanna szczerze zaskoczona. � Oczywi�cie, �e nie, Pollyanno. Mam nadziej�, �e nigdy nie zapomn� si� do tego stopnia, by by� grzesznie dumn� z jakiego� daru, kt�ry B�g �askawie mi ze�le � o�wiadczy�a � a ju� na pewno nie z bogactwa! Odwr�ci�a si� i posz�a przez hali ku drzwiom na strych. By�a zadowolona, �e umie�ci�a Pollyann� na poddaszu. Od pocz�tku zamierza�a ulokowa� j� jak najdalej od siebie, a jednocze�nie tam, gdzie jej dzieci�ca nieostro�no�� nie szkodzi�aby cennym meblom. Teraz jednak � kiedy okaza�o si�, �e ma�a nosi jaki� rys pr�no�ci � panna Polly poczu�a, i� urz�dzenie pokoju skromnie i rozs�dnie by�o wyj�tkowo s�usznym pomys�em. Pollyanna ra�no pod��a�a za ciotk�, tupi�c ma�ymi stopkami. Jeszcze ra�niej pr�bowa�a ogarn�� swymi wielkimi, niebieskimi oczami wszystko 17 wko�o, tak by �adna z tych pi�knych i ciekawych rzeczy w tym wspania�ym domu jej nie umkn�a. Najbardziej jednak by�a teraz poch�oni�ta niezwykle ekscytuj�c� zagadk�, kt�ra wkr�tce mia�a zosta� rozwi�zana: za kt�rymi z tych intryguj�cych drzwi czeka na ni� j ej pok�j... kochany, pi�kny pok�j, pe�en kotar, dywan�w i obraz�w... odt�d jej w�asny? W tym momencie ciotka nagle otworzy�a drzwi i zacz�a wchodzi� po innych schodach. Niewiele by�o tu do ogl�dania. Po bokach wznosi�y si� go�e �ciany. Na szczycie schod�w rozci�ga�a si� mroczna przestrze� si�gaj�ca do odleg�ych k�t�w, gdzie dach prawie schodzi� si� z pod�og� i gdzie le�a�y wielkie stosy kufr�w i skrzy�. By�o tu te� gor�co i duszno. Pollyanna nie�wiadomie unios�a g�ow� wy�ej... wydawa�o si�, �e trudno tu oddycha�. Potem zobaczy�a, �e ciotka otworzy�a drzwi po prawej stronie. � No, Pollyanno, oto tw�j pok�j. Jak widz�, jest tu ju� tw�j kuferek. Masz kluczyk od niego? Pollyanna oniemia�a skin�a g�ow�. W jej oczach malowa�o si� zaskoczenie i przestrach. Panna Polly zmarszczy�a brwi. � Kiedy ci� o co� pytam, Pollyanno, �ycz� sobie, �eby� mi odpowiada�a, a nie kiwa�a g�ow�. � Tak, ciociu. � Dzi�kuj� ci, to ju� lepiej. S�dz�, �e masz tu wszystko, co potrzeba � doda�a panna Polly, rzucaj�c spojrzenie na wieszak z wieloma r�cznikami i dzbanek z wod�. � Przy�l� Nancy, �eby pomog�a ci si� rozpakowa�. Kolacja jest o sz�stej � doda�a na koniec, po czym wysz�a i zacz�a schodzi� po schodach. Po jej wyj�ciu Pollyanna przez chwil� sta�a nieruchomo, patrz�c za ni�. P�niej zdumionym wzrokiem obwiod�a puste �ciany, nag� pod�og� i okna bez firanek. Wreszcie spojrza�a na ma�y kuferek, kt�ry jeszcze nie tak dawno sta� w jej w�asnym pokoiku, w odleg�ym domu na wschodzie. I natychmiast �jakby bez�wiadomie�przypad�a do niego, ukl�k�a i ukry�a twarz w d�oniach. Tak zasta�a j� Nancy, kt�ra nadesz�a w chwil� potem. �No ju�, ju�... moja male�ka�powiedzia�a z czu�o�ci�, kl�kaj�c przy Pollyannie i tul�c j� w ramionach. � Ba�am si�, �e tak w�a�nie b�dzie, tak, tak... Pollyanna potrz�sn�a g�ow�. � Ale... ja jestem z�a i niegodziwa, Nancy... strasznie z�a � m�wi�a przez �zy. � Nie potrafi� sobie wyt�umaczy�, dlaczego tatu� by� bardziej ni� mnie potrzebny Bogu i anio�om. 18 � Ale�, nie by� im bardziej potrzebny � zdecydowanie o�wiadczy�a Nancy. � Och, Nancy! � Pollyanna tak si� tym przerazi�a, �e przesta�a p�aka�. Nancy u�miechn�a si� wstydliwie i szybko otar�a �zy. � No, no, moje dziecko, wcale tak nie my�la�am! � wykrzykn�a. � Daj mi klucz, otworzymy kuferek i pr�dziutko, pr�dziutko wypakujemy twoje sukienki! Pollyanna, jeszcze troch� roz�alona, poda�a jej kluczyk. � Nie mam ich wiele � powiedzia�a dr��cym g�osem. �Tym lepiej: pr�dzej sko�czymy j e wypakowywa� � oznajmi�a Nancy. Pollyanna nagle u�miechn�a si� promiennie. � W�a�nie! To jest chyba pow�d do rado�ci, prawda? � zawo�a�a. Nancy wytrzeszczy�a oczy. � No... ma si� rozumie�, �e tak � odpowiedzia�a troch� niepewnie. Jej zr�czne r�ce szybko upora�y si� z wypakowywaniem ksi��ek, pocerowanej bielizny i paru �a�o�nie nie�adnych sukienek. Pollyanna, teraz dzielnie u�miechni�ta, biega�a po pokoju, wieszaj�c sukienki w szafie, ustawiaj�c ksi��ki na stole i uk�adaj�c bielizn� w szufladach kom�dki. � Jestem pewna, �e... �e to b�dzie bardzo mi�y pok�j. Jak my�lisz? � spyta�a po chwili niepewnie. Odpowiedzi nie by�o. Nancy wsadzi�a g�ow� w kuferek, bardzo poch�oni�ta swym zaj�ciem. Pollyanna, stoj�c przed kom�dk�, w zadumie patrzy�a na pust� �cian�. � Ciesz� si� te�, �e nie ma tu lustra: dzi�ki temu nie widz� swoich pieg�w. Nancy wyda�a dziwny d�wi�k... lecz gdy Pollyanna si� odwr�ci�a � zn�w wsadzi�a g�ow� do kuferka. W par� minut p�niej Pollyanna, stan�wszy przy jednym z okien, krzykn�a rado�nie i klasn�a w d�onie: � Och, Nancy, nie zauwa�y�am tego przedtem�westchn�a. � Sp�j rz tylko na te drzewa i domy, o tam, i na t� �liczn� iglic� ko�cio�a i rzek� b�yszcz�c� jak srebro. Maj�c taki widok nie potrzebuj� �adnych obraz�w. Och, jak si� ciesz�, �e ciocia da�a mi ten pok�j! Ku wielkiemu zdumieniu Pollyanny, Nancy wybuchn�a p�aczem. Szybko podbieg�a do niej. � Nancy, Nancy, co si� sta�o? � zawo�a�a i zaraz doda�a z l�kiem: � Czy�by to by� tw�j pok�j? � M�j pok�j! � ze z�o�ci� wykrzykn�a Nancy d�awi�c �zy. � Je�li nie jeste� anio�kiem, kt�ry zst�pi� prosto z nieba, i je�li kto� inny nie opa- 19 00 8 Z g-s- Slfl 5 er 3 3- fSfi 3 v: o. 3g" a _ 3^g:.^ � tf�' Co 3 ?5' (�I. |.| 3 �" O 3 N 5" e."S <? co N N O- ffq o- O 3� 3 CD �ll llf S" CLOQ 3 o a. � u N CL N O 3 ROZDZIA� V Gra � M�j Bo�e, panienko, ale mi nap�dzi�a� stracha! � wydysza�a Nancy dopadaj�c wielkiej ska�y, z kt�rej Pollyanna w�a�nie ze�lizn�a si� ze skruch�. � Stracha? Och, tak mi przykro. Ale naprawd� nie powinna� nigdy ba� si� o mnie. Tatu� i panie z Ko�a Opieki te� si� niepokoi�y, a� przekona�y si�, �e zawsze wracam szcz�liwie. � Aleja nie mia�am poj�cia, �e wyjdziesz z domu! � wykrzykn�a Nancy, bior�c pod rami� r�czk� Pollyanny i szybko schodz�c w d�. � Nie widzia�am, jak wychodzisz, i nikt nie widzia�. Najpewniej wyfrun�a� przez dach, tak mi si� widzi! Pollyanna podskakiwa�a weso�o. � Tak, cho� w�a�ciwie to nie wyfrun�am, a sfrun�am. Zesz�am po drzewie. Nancy stan�a jak wryta. � Co zrobi�a�?! � Zesz�am po drzewie, kt�re ro�nie za oknem. � Panie �wi�ty! � westchn�a znowu Nancy, przyspieszaj�c kroku. � Chcia�abym wiedzie�, co by na to powiedzia�a twoja ciotka. � Naprawd�? To ja jej wszystko opowiem, �eby� si� dowiedzia�a � obieca�a Pollyanna pogodnie. � Ale�, nie! Nie...! � Nancy a� dech zapar�o. � Czemu? My�lisz, �e mia�aby co� przeciwko temu? � wykrzykn�a Pollyanna, widocznie zaniepokojona. � Nie... znaczy... tak... no... zreszt� wszystko jedno. Mnie... mnie a� tak bardzo nie zale�y na tym, co ona powie. Naprawd�wyb�ka�a Nancy, kt�ra przede wszystkim chcia�a teraz ustrzec Pollyann� przed bur�, o ile nie czym� gorszym. � Ale wiesz, co? Lepiej si� pospieszmy. Musz� jeszcze zmy� naczynia. � Pomog� ci � natychmiast obieca�a jej Pollyanna. 22 � Och, panienko! � zaprotestowa�a Nancy. Przez chwil� sz�y w milczeniu. Robi�o si� coraz ciemniej. Pollyanna mocniej chwyci�a r�k� swojej nowej przyjaci�ki. � A j ednak ciesz� si�, �e troch� si� wystraszy�a�... Tak troszeczk�, bo przecie� przysz�a� po mnie... � m�wi�c to, zadr�a�a. � Moje s�oneczko! I do tego pewnie jeste� g�odna. Obawiam si�, �e... dostaniesz tylko chleba i mleka i zjesz ze mn� w kuchni. Ciotka nie by�a zadowolona... wiesz, nie zesz�a� na kolacj�. � Aleja nie mog�am. By�am tu, na tej g�rze. � Tak, ale... ale ona o tym nie wiedzia�a � zauwa�y�a sucho Nancy, t�umi�c chichot. � Przykro mi z powodu tego chleba i mleka, naprawd� bardzo mi przykro. � A mnie nie jest przykro. Ciesz� si�. � Cieszysz si�? Dlaczego? � Bo lubi� chleb i mleko, i b�d� jad�a razem z tob�. Czy to dziwne, �e si� z tego ciesz�? � Ty to si� chyba cieszysz ze wszystkiego � odrzek�a Nancy zd�awionym g�osem, bo przypomnia�a sobie, jak Pollyanna dzielnie pr�bowa�a polubi� niemi�y pok�j na poddaszu. Pollyanna roze�mia�a si� cicho. � Wiesz, to jest taka gra. � Gra? � Tak, gra w to, �eby si� po prostu cieszy�. � C� ty opowiadasz? � No, naprawd�, gra. Tatu� mnie jej nauczy�, i jest cudowna � wyja�ni�a Pollyanna. � Grali�my w ni� stale, od moich najm�odszych lat. Nauczy�am te� w ni� gra� panie z Ko�a Opieki... niekt�re. � Na czym polega? Wiesz, w grach nie jestem najmocniejsza... Pollyanna zn�w si� roze�mia�a, ale i westchn�a. W �wietle usypiaj�cego dnia jej buzia wygl�da�a mizernie i smutno. � Zacz�li�my w ni� gra�, kiedy w�r�d dar�w znale�li�my par� drewnianych kul. � Kul?! � Tak. Boja chcia�am mie� lalk� i tatu� o ni� poprosi�; ale kiedy zebrano dary, pani z Opieki napisa�a, �e nikt nie da� lalki, a tylko par� dziecinnych kul, takich dla kaleki. Przes�a�a je wi�c, s�dz�c, �e mo�e kiedy� przydadz� si� jakiemu� dziecku. I w�a�nie wtedy zacz�li�my gra�. � Naprawd� trudno mi wyobrazi� sobie jak�� gr�, kt�ra mog�aby mie� z tym co� wsp�lnego. Co� podobnego!�stwierdzi�a Nancy niemal zirytowana. 23 �Ale� ona istnieje! Polega na tym, �eby znajdywa� we wszystkim co� dobrego, radosnego... Oboj�tne co. I cieszy� si� tym � z zapa�em t�umaczy�a Pollyanna. � I wtedy w�a�nie zacz�li�my... od tych kul. � Bo�e m�j! Nie widz� nic, czym mo�na by si� cieszy�, kiedy zamiast lalki dostaje si� par� kul dla inwalidy! Pollyanna klasn�a w d�onie. � Mo�na... oj, mo�na � szczebiota�a. � Cho� ja te� z pocz�tku tego nie rozumia�am � doda�a zaraz uczciwie. � I tatu� musia� mi t�umaczy�. � Dobrze, mo�e wi�c teraz t y wyt�umaczysz mnie � niemal warkn�a Nancy. � Ojejku! Cieszy� si� z tego, �e tobie nie s� potrzebne! � zawo�a�a triumfalnie Pollyanna. � Widzisz, to takie proste, kiedy ju� si� wie jak! � Ze wszystkich najdziwaczniejszych rzeczy, ta... � szepn�a Nancy, popatruj�c na Pollyann� prawie z l�kiem. � Ale to nie jest dziwaczne... to cudne � z podnieceniem broni�a swego Pollyanna. � I grali�my w ni� od tamtej pory. A im trudniej, tym lepsza zabawa, kiedy si� wygra. Tylko... tylko �e czasem to troch� za trudne... Jak wtedy, kiedy tatu� idzie do nieba i nie ma si� ju� nikogo pr�cz pa� z Ko�a Opieki... � Tak. Albo kiedy umieszcz� ci� w ponurym, ma�ym pokoju, gdzie� na poddaszu, a do tego jeszcze pustym � mrukn�a Nancy. Pollyanna westchn�a. � Z pocz�tku to by�o trudne � przyzna�a � zw�aszcza �e by�am ca�kiem sama. Jako� nie my�la�am o grze... i tak bardzo marzy�am o r�nych pi�knych rzeczach! Ale potem pomy�la�am sobie, �e nie cierpi� ogl�da� swoich pieg�w w lustrze, i zobaczy�am te� ten �liczny widok za oknem i zrozumia�am wtedy, �e s� rzeczy, z kt�rych mog� si� cieszy�. Wiesz, kiedy szukasz rzeczy radosnych, to jakby nie pami�tasz o innych... na przyk�ad o lalce, kt�r� chcia�a� dosta�. � Hm � wymamrota�a Nancy; w gardle uros�a jej jaka� gula. � Na og� to przychodzi szybko � westchn�a Pollyanna � i teraz cz�sto ju� my�l� o tym jakby bez my�lenia, wiesz? Tak przywyk�am do gry. Jest naprawd� �wietna. Ta... � zaj�kn�a si� � tatu� i ja bardzo j� lubili�my. Cho� pewnie teraz... teraz b�dzie troszk� trudniej, bo nie mam z kim gra�. Mo�e ciocia Polly zagra � doda�a po namy�le. � Panie �wi�ty! Ona! � wycedzi�a Nancy przez z�by. Potem rzek�a zdecydowanym tonem: � Pos�uchaj, panienko, nie m�wi�, �e b�d� dobrze gra�a... nie m�wi� te�, �e wiem, jak w to gra�, ale b�d� z tob� gra�a. Mo�e nie najlepiej, ale b�d�, b�d�! �Och, Nancy! � uradowa�a si� Pollyanna, przytulaj�c j�z ca�ej si�y. � Wspaniale! Czy� to nie b�dzie dobra zabawa? � Hm... mo�e � zgodzi�a si� Nancy nie kryj�c zw�tpienia. � Ale wiesz... nie powinna� za bardzo na mnie liczy�. Nigdy nie mia�am smyka�-ki do gier, ale teraz naprawd� bardzo si� postaram. Z pewno�ci� teraz b�dziesz potrzebowa�a kogo� do takiej gry � doda�a na koniec, kiedy wchodzi�y do kuchni. Pollyanna z apetytem zjad�a chleb, wypi�a mleko i � za rad� Nancy -� posz�a do salonu, gdzie jej ciotka czyta�a ksi��k� siedz�c w fotelu. Panna Polly spojrza�a na ni� ch�odnym wzrokiem. � Zjad�a� kolacj�, Pollyanno? � Tak, ciociu. � Bardzo mi przykro, �e ju� na pocz�tku by�am zmuszona kaza� ci je�� w kuchni, i to tylko chleb i mleko. � Aleja strasznie si� z tego ucieszy�am, ciociu. Lubi� chleb i mleko. I lubi� Nancy. Wcale nie powinno ci by� przykro. Panna Polly nagle jeszcze bardziej wyprostowa�a si� w fotelu. � Pollyanno, najwy�szy czas, �eby� posz�a do ��ka. Mia�a� m�cz�cy dzie�, ajutro musimy zaplanowa� twoje codzienne zaj�cia i przejrze� ubrania, �eby zobaczy�, co trzeba b�dzie kupi�. Nancy da ci �wiec� � b�d� ostro�na przy zapalaniu! �niadanie jest o si�dmej trzydzie�ci. Nie sp�nij si�. Dobranoc. Pollyanna zupe�nie naturalnie podesz�a do ciotki i czule j� u�cisn�a. � Jest mi tu tak cudownie � westchn�a rado�nie. � Wiem, �e b�dzie mi u ciebie bardzo dobrze, ale... wiedzia�am o tym przecie� ju� przed przyjazdem. Dobranoc! � zawo�a�a pogodnie, wybiegaj�c z pokoju. � Chyba �ni�! � prawie na g�os powiedzia�a panna Polly. � C� za niezwyk�e dziecko! � Potem skrzywi�a si�. � �Cieszy si�", �e j� ukara�am, i �wcale nie powinno mi by� przykro", �b�dzie jej u mnie bardzo dobrze"! Jak pragn� �y�! � wykrzykn�a wracaj�c do swej lektury. W kwadrans potem w pokoju na poddaszu samotna Pollyanna szlocha�a w zmi�te prze�cierad�o. � Wiem, wiem, tatusiu m�j najdro�szy, �e wcale a wcale nie gram teraz w nasz� gr�... ale nie wierz�, �eby� ty... nawet ty nie znalaz�by� nic, z czego mo�na by si� cieszy�, kiedy si� �pi ca�kiem samotnie, tak daleko, tak wysoko... w ciemno�ci... jak tutaj. Gdybym tylko by�a blisko Nancy albo cioci Polly, albo nawet jednej z tych pa� z Ko�a Opieki, by�oby mi �atwiej! 24 25 ROZDZIA� VI Kwestia obowi�zku 26 Pierwszego dnia po przyje�dzie Pollyanna zbudzi�a si� par� minut przed si�dm�. Okna jej pokoiku wychodzi�y na po�udnie i na zach�d, nie widzia�a wi�c s�o�ca; zobaczy�a jednak niebiesk� mg�� poranka i wiedzia�a, �e zapowiada si� pi�kna pogoda. W izdebce zrobi�o si� teraz ch�odniej, bo do wn�trza wpada�o przyjemnie rze�kie powietrze. Z dworu dobiega� radosny �wiergot ptak�w, a Pollyanna podbieg�a do okna, �eby z nimi chwil� pogwarzy�. Ujrzawszy w dole, w ogrodzie, ciotk�, kt�ra ju� wsta�a i przechadza�a si� w�r�d krzew�w r�, najszybciej jak umia�a w�o�y�a sukienk� i buciki, �eby m�c si� do niej przy��czy�. Jak szalona zbieg�a po schodach, zostawiaj�c za sob� szeroko otwarte oboje drzwi. Przemkn�a przez hali, potem jeszcze jedne schody, wypad�a przez frontowe drzwi zaopatrzone w siatk� i okr��ywszy dom, wbieg�a do ogrodu. Ciotka Polly wraz z przygarbionym staruszkiem sta�a pochylona nad r�anym drzewkiem, kiedy Pollyanna, rozradowana i podekscytowana, rzuci�a si� jej na szyj�. � Och, ciociu Polly, ciociu Polly, tak si� dzi� ciesz�! Tylko z tego, �e �yj�! � Pollyanno! � surowo upomnia�a j�panna Polly, pr�buj�c za wszelk� cen� wyprostowa� si� pod przygniataj�cym j� ci�arem czterdziestu kilogram�w uwieszonych u szyi. � Czy zawsze w ten spos�b m�wisz dzie� dobry? Pollyanna opad�a na palce i zacz�a podskakiwa�. � Nie, tylko kiedy kogo� lubi�, to po prostu musz�! Zobaczy�am ci� z mojego okna, ciociu, i pomy�la�am sobie, �e ty nie jeste� pani� z Ko�a Opieki, i �e jeste� moj� prawdziw� cioci�. I wyda�a� si� taka dobra, �e musia�am zbiec na d� i ci� przytuli�! 27 Przygarbiony staruszek nagle odwr�ci� si� ty�em. Panna Polly spr�bo wa�a zrobi� chmurn� min�, o dziwo bez powodzenia. � Pollyanno, ty... ja... Thomasie, dzi� to ju� wszystko. My�l�, �e rozumiesz... mam na my�li te r�e � powiedzia�a szorstko, po czym odwr�ci�a si� i odesz�a szybkim krokiem. � Zawsze pracuje pan w ogrodzie, prosz� pana? � spyta�a z zaciekawieniem Pollyanna. Odwr�ci� si�. U�miecha� si�, ale oczy jakby mu zasz�y �zami. � Tak, panienko. Jestem Stary Tom, ogrodnik � odpowiedzia�. Nie�mia�o, ale jakby nie umiej�c oprze� si� jakiej� sile, wyci�gn�� dr��c� r�k� i na chwil� po�o�y� j� na jasnej g��wce Pollyanny. � Panienka tak bardzo podobna do matki! Zna�em j�, kiedy bylajeszcze m�odsza od panienki. Bo, widzi panienka, ju� wtedy pracowa�em tutaj, w ogrodzie. Pollyanna a� westchn�a z wra�enia. � Naprawd�? I zna� pan mamusi�... kiedy by�a anio�kiem na ziemi... nie w niebie? Och, prosz�, niech mi pan o niej opowie! � I siad�a na �cie�ce, obok staruszka. Z domu doszed� d�wi�k dzwonka i niemal w tej samej chwili Nancy wybieg�a z tylnych drzwi. � Panienko, to dzwonek na �niadanie! � wo�a�a zdyszana, podnosz�c Pollyann� na nogi i popychaj�c jaku domowi. � Rano, bo kiedy indziej na pozosta�e posi�ki. Tak czy owak, s�ysz�c go musisz zawsze biec ile si�, gdziekolwiek by� by�a. Jak tego nie zrobisz... c�, trzeba nam b�dzie nie�le si� nag�owi�, �eby znale�� pow�d do rado�ci! � zako�czy�a, zap�dzaj�c Pollyann� do domu, tak jak zwykle zap�dza�a do kojca niesforne kurcz�tka. �niadanie przez pierwsze pi�� minut up�yn�o w milczeniu. Potem panna Polly z dezaprobat� obserwuj�c dwie muchy, kt�re bezczelnie fruwa�y sobie nad sto�em, zapyta�a surowo: � Nancy, sk�d si� wzi�y te muchy? � Nie wiem, prosz� pani. W kuchni nie by�o ani jednej. � Nancy by�a wczoraj zbyt zdenerwowana, by zauwa�y�, �e okna w pokoiku Pollyanny by�y po po�udniu otwarte. �Zdaje si�, ciociu, �e to chyba moje muchy � uprzejmie powiedzia�a Pollyanna. � Dzi� rano ca�y ich r�j dokazywa� na g�rze. Nancy pospiesznie wysz�a z jadalni z gor�cymi bu�eczkami, kt�re przed chwil� wnios�a do jadalni. � Twoje muchy! � panna Polly a� si� zatchn�a. � Jak to twoje? A sk�d si� wzi�y? � Jak to, ciociu? Z zewn�trz, przez okna, oczywi�cie. Widzia�am, jak wlatuj�. 28 � Widzia�a�! Chcesz powiedzie�, �e otworzy�a� okna, mimo �e nie ma w nich siatek? � Tak. Rzeczywi�cie nie maj� siatek, ciociu. W tej samej chwili wr�ci�a Nancy z bu�eczkami. Twarz mia�a powa�n�, ale bardzo czerwon�. � Nancy � ostro rozkaza�a jej pani � prosz� postawi� bu�eczki, i�� natychmiast do pokoju panienki Pollyanny i zamkn�� tam okna, a tak�e drzwi. P�niej, kiedy sko�czysz ranne zaj�cia, przejd� przez wszystkie pokoje z opryskiwaczem i dok�adnie sprawd�, czy nie ma tam jakiej� muchy. Do swojej siostrzenicy powiedzia�a: � Pollyanno, zam�wi�am siatki do twoich okien. Wiem, naturalnie, �e by�o to moim obowi�zkiem. Ale zdaje mi si�, �e ty zapomnia�a� o swoim. � O... obowi�zku? � Pollyanna szeroko otworzy�a oczy ze zdumienia. � Tak w�a�nie. Wiem, �e w twoim pokoju jest gor�co, ale uwa�am, �e mia�a� obowi�zek trzyma� okna zamkni�te do czasu, kiedy za�o�� siatki. Muchy, Pollyanno, sanie tylko brudne i irytuj�ce, ale r�wnie� bardzo gro�ne dla naszego zdrowia. Po �niadaniu dam ci do przeczytania broszurk� na ten temat. � Do przeczytania? Och, dzi�kuj�, ciociu. Uwielbiam czyta�! Panna Polly g�o�no wci�gn�a powietrze, a potem zacisn�a usta. Pollyanna, widz�c jej surow� twarz, zmarszczy�a czo�o w zamy�leniu. � Przepraszam, �e zapomnia�am o swoim obowi�zku, ciociu � rzek�a nie�mia�o. � Ju� nie otworz� okien. Ciotka nie odpowiedzia�a i milcza�a a� do ko�ca posi�ku. Potem wsta�a, przesz�a do salonu, wyj�a z biblioteczki cienk� broszurk� i wr�ci�a do Pollyanny. � To w�a�nie jest artyku�, o kt�rym m�wi�am. �ycz� sobie, by� wr�ci�a teraz do swego pokoju i przeczyta�a to. Przyjd� na g�r� za p� godziny, �eby przejrze� twoje rzeczy. Pollyanna, wpatrzona w ilustracj� przedstawiaj�c� g�ow� muchy, wielokrotnie powi�kszon�, wykrzykn�a rado�nie: � Och, dzi�kuj� ci, ciociu � i w weso�ych podskokach wybieg�a z pokoju, trzaskaj�c drzwiami. Panna Polly zrobi�a niezadowolon� min�, zawaha�a si�, po czym majestatycznym krokiem przesz�a przez pok�j i otworzy�a drzwi, ale Pollyanny ju� nie by�o wida�, bo bieg�a do pokoiku na poddasze (g�o�no tupi�c nogami). W p� godziny p�niej, kiedy panna Polly z wyrazem surowego obowi�zku maluj�cym si� na pomarszczonej twarzy wesz�a do tego pokoiku, powita� j� wybuch wielkiego entuzjazmu. 29 � Och, ciociu, nigdy w �yciu nie czyta�am czego� r�wnie uroczego i interesuj�cego! Tak si� ciesz�, �e da�a� mi do czytania t� ksi��eczk�. Wiesz, nie przypuszcza�am, �e muchy mog� przenosi� tyle r�nych rzeczy na swych �apkach i... � Wystarczy, Pollyanno � wynio�le rzek�a panna Polly. � Poka� teraz swoje ubrania, chc� je obejrze�. Wszystko, co b�dzie dla ciebie nieodpowiednie, dam Sullivanom. Naturalnie. Pollyanna, wyra�nie oci�gaj�c si�, od�o�y�a broszur� i podesz�a do szafy. � Obawiam si�, �e uznasz je za jeszcze gorsze, ni� uwa�a�y panie z Ko�a Opieki... a one powiedzia�y, �e s� wyj�tkowo koszmarne � westchn�a. � Ale w ostatnich dw�ch darach by�y g��wnie rzeczy dla ch�opc�w i dla starszych i... Czy ty kiedy� dosta�a� co� z dar�w, ciociu? Na widok gniewnego spojrzenia ciotki � w najwy�szym stopniu zd