13948

Szczegóły
Tytuł 13948
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13948 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13948 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13948 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Robert James Waller Co si� wydarzy�o w Madison County The bridges of Madison County Pr�szy�ski i S-ka Warszawa 1994 Pocz�tek S� pie�ni, kt�re wznosz� si� znad b��kitnej trawy, z kurzu tysi�cy polnych dr�g. Ta jest jedn� z nich. By�o p�ne jesienne popo�udnie 1989 roku. Siedzia�em przy biurku i patrzy�em w migocz�cy punkcik na ekranie komputera. Nagle zadzwoni� telefon. Po drugiej stronie linii znajdowa� si� cz�owiek nazwiskiem Michael Johnson pochodz�cy z Iowy. Obecnie mieszkaniec Florydy. Przyjaciel z rodzinnego stanu przys�a� mu jedn� z moich ksi��ek. Michael Johnson i jego siostra Carolyn przeczytali j�. A teraz chcieliby opowiedzie� pewn� histori�, kt�ra ich zdaniem mo�e mnie zainteresowa�. Nie zdradzi� �adnych szczeg��w, nie chcia� powiedzie� nic o samej historii, got�w by� jednak z Carolyn przyjecha� do Iowy i porozmawia� ze mn�. Zaintrygowa�o mnie bardzo, �e byli zdecydowani przeby� taki szmat drogi dla jakiej� tam opowie�ci, chocia� sam� propozycj� przyj��em ze sceptycyzmem. Ale oczywi�cie zgodzi�em si� na spotkanie z nimi w tydzie� p�niej, w Des Moines. W ��wi�tecznej Gospodzie� ko�o lotniska przywitali�my si� i przedstawili�my sobie. Skr�powanie ust�powa�o powoli. Usiedli�my przy stole, ja po jednej stronie, oni po drugiej, na dworze zapada� zmierzch, pr�szy� �nieg. Wymusili na mnie obietnic�: je�li nie zdecyduj� si� opisa� tej historii, nigdy nie ujawni� ani tego, co wydarzy�o si� w Madison County w roku 1965, ani niczego, co w zwi�zku z tym dzia�o si� potem przez kolejne dwadzie�cia cztery lata. W porz�dku, to brzmia�o ca�kiem rozs�dnie. Ostatecznie by�a to ich opowie��, nie moja. Potem s�ucha�em. S�ucha�em uwa�nie i zadawa�em wiele pyta�. A oni opowiadali. M�wili i m�wili. Carolyn nie kry�a �ez, Michael jako� si� trzyma�, ale z trudem. Pokazali mi dokumenty, wycinki z gazet i strony dziennika zapisane przez ich matk�, Francesk�. Kelnerka przychodzi�a i odchodzi�a. Zamawiali�my kolejne kawy. W czasie gdy oni m�wili, przed moimi oczami pojawia�y si� obrazy. Najpierw zawsze musz� by� obrazy, dopiero p�niej przychodz� s�owa. I us�ysza�em s�owa, ujrza�em je zapisane na kartkach. Jako� tu� po p�nocy zgodzi�em si� opisa� t� histori�. A przynajmniej spr�bowa� opisa�. Decyzja, �eby poda� to, co wiedzieli, do wiadomo�ci publicznej, nie by�a dla nich �atwa. Chodzi�o przecie� o ich matk�, a w pewien spos�b tak�e o ojca. Michael i Carolyn zdawali sobie spraw�, �e og�oszenie tej historii poci�gnie za sob� plotki, kt�re mog� rzuci� cie� na pami�� Richarda i Franceski Johnson�w. Jednak czuli oboje, �e w �wiecie, gdzie jakiekolwiek osobiste zwi�zki uleg�y destrukcji, a mi�o�� sta�a si� spraw� umowy, ich niezwyk�a historia warta jest opowiedzenia. Uwierzy�em im wtedy, a teraz jeszcze mocniej jestem przekonany, �e mieli racj�. Badaj�c t� spraw� i pisz�c ksi��k�, trzykrotnie jeszcze prosi�em Michaela i Carolyn o spotkanie. Za ka�dym razem bez s�owa sprzeciwu przyje�d�ali do Iowy. Tak bardzo pragn�li, �eby wydarzenia zosta�y opowiedziane wiernie! Troch� rozmawiali�my, a potem niespiesznie je�dzili�my drogami hrabstwa Madison i oni pokazywali mi miejsca, kt�re odegra�y wa�k� rol� w tej opowie�ci. Historia, tak jak j� tutaj spisuj�, oparta jest - poza relacj� Michaela i Carolyn - na dzienniku Franceski Johnson, informacjach, kt�re zdoby�em poszukuj�c bardzo dyskretnie materia��w na p�nocnym zachodzie Stan�w Zjednoczonych, zw�aszcza w Seattle i Bellingham, a tak�e, oczywi�cie, w hrabstwie Madison, wiadomo�ciach z fotoreporta�u Roberta Kincaida oraz tych, kt�rych udzielili mi wsp�pracuj�cy z nim dziennikarze. Podzielili si� ze mn� swoj� wiedz� r�wnie� specjali�ci od sprz�tu fotograficznego. Ponadto sp�dzi�em d�ugie godziny na owocnych rozmowach ze starszymi lud�mi, mieszka�cami stanowego domu w Barnesville, kt�rzy pami�tali Kincaida z jego ch�opi�cych lat. W zrekonstruowanie tej historii w�o�ono zatem wiele wysi�ku, luki jednak pozosta�y. Zaprawi�em j� szczypt� w�asnej wyobra�ni, ale dopiero wtedy, kiedy pozna�em ju� na tyle Francesk� Johnson i Roberta Kincaida, �e mog�em zaufa� w�asnym s�dom. Wierz� �wi�cie, �e bardzo zbli�y�em si� do tego, co zasz�o naprawd�. Najbardziej brakowa�o mi szczeg��w podr�y Kincaida przez p�nocne stany Ameryki. Wiemy, �e przedsi�wzi�� tak� wypraw�, poniewa� opublikowa� z niej fotografie; wspomina�a o tym r�wnie� Franceska Johnson w swoim dzienniku, no i w redakcji pisma pozosta�y jeszcze jego odr�czne notatki. U�ywaj�c tego wszystkiego jako przewodnika, przeby�em t� sam� drog�, kt�ra powiod�a go od Bellingham do Madison County w sierpniu 1965 roku. Kiedy zbli�a�em si� do kresu mej podr�y, czu�em, �e w jakim� stopniu sta�em si� Robertem Kincaidem. Przy tym najwi�kszym wyzwaniem podczas tych poszukiwa� i p�niej, gdy ju� pisa�em, by�o dla mnie samo odkrywanie osobowo�ci Kincaida. Okaza� si� postaci� trudno uchwytn�. Chwilami wydawa� si� zupe�nie zwyczajny. Kiedy indziej za� wr�cz nieziemski, mo�na by rzec eteryczny. W pracy by� profesjonalist� w ka�dym calu. A jednak postrzega� samego siebie jako szczeg�lny gatunek zwierz�cia p�ci m�skiej, kt�ry staje si� jakby przestarza�y w coraz bardziej zorganizowanym �wiecie. U�y� kiedy� sformu�owania �okrutny lament�, m�wi�c o swej reakcji na up�ywaj�cy czas. A Franceska Johnson scharakteryzowa�a go jako �yj�cego �w dziwnych, nawiedzonych obszarach, odleg�ych od miejsc, gdzie obowi�zuje darwinowska logika�. Jeszcze dwa intryguj�ce pytania pozostaj� bez odpowiedzi. Po pierwsze, nie byli�my w stanie ustali�, co si� sta�o z archiwum fotograficznym Kincaida. W zwi�zku z charakterem jego pracy, powinno zosta� po nim tysi�ce, mo�e nawet setki tysi�cy zdj��. Nigdy nie zosta�y odnalezione. Mo�emy tylko domniemywa� - opieraj�c si� na tym, jak widzia� samego siebie i swoje miejsce w �wiecie - �e zniszczy� je tu� przed �mierci�. Drugie pytanie wi��e si� z jego �yciem w latach 1975 - 1982. Informacje na ten temat s� bardzo sk�pe. Przez kilkana�cie lat zarabia� na swe skromne potrzeby, wykonuj�c portrety, najpierw w Seattle, a potem w okolicach Puget Sound. Poza tym nie wiemy prawie nic. Jedyn� ciekawostk� jest, �e wszystkie wysy�ane do niego przez ubezpieczenia spo�eczne czy zwi�zek kombatant�w listy wraca�y z jego odr�czn� notatk� �Odes�a� do nadawcy�. Praca nad t� ksi��k� zmieni�a moje spojrzenie na �wiat i m�j spos�b my�lenia. Ale przede wszystkim pozby�em si� pewnej dozy cynizmu w sprawach dotycz�cych stosunk�w mi�dzy lud�mi. Poznaj�c Francesk� Johnson i Roberta Kincaida, odkrywa�em, �e relacje takie bywaj� znacznie g��bsze, ni� kiedykolwiek przypuszcza�em. By� mo�e i wy do�wiadczycie tego samego, czytaj�c t� ksi��k�. Nie b�dzie to proste. W coraz bardziej brutalnym �wiecie mo�emy egzystowa� tylko buduj�c w�asny pancerz, pod kt�rym skrywamy wra�liwo��. Nie jestem pewien, gdzie ko�czy si� wielka nami�tno��, a zaczyna rzewna ckliwo��, ale poniewa� nauczyli�my si� wy�miewa� t� drug�, a etykietk� sentymentalizmu przyczepia� prawdziwym i silnym uczuciom, trudno b�dzie nam wej�� do kr�lestwa delikatno�ci, w kt�rym rozgrywa si� historia Franceski Johnson i Roberta Kincaida. Wiem, �e sam musia�em pokona� w sobie t� sk�onno��, kiedy zacz��em pisa�. Jednak�e je�li podejdziecie do opisanej na dalszych stronach historii ze �wiadomym zawieszeniem niewiary, �eby u�y� s��w Coleridge�a, z pewno�ci� do�wiadczycie tego samego, co ja. W tym obszarze serca, kt�rego nie dotkn�a oboj�tno��, mo�ecie nawet odnale��, tak jak Franceska Johnson, miejsce, by zata�czy� raz jeszcze. Lato 1991. Co si� wydarzy�o w Madison County Robert Kincaid Rano 8 sierpnia 1965 roku Robert Kincaid zamkn�� drzwi swego niewielkiego, dwupokojowego mieszkania na trzecim pi�trze wrz�cego niczym ul domu w Bellingham, w stanie Waszyngton. Zszed� na d� drewnianymi schodami, nios�c przewieszony przez rami� plecak pe�en sprz�tu fotograficznego, a w r�ce torb�. Min�� hol i znalaz� si� na niewielkim podw�rku, gdzie na parkingu dla lokator�w sta�a jego furgonetka marki Chevrolet. W samochodzie le�a� ju� jeden �redniej wielko�ci plecak, lod�wka podr�na, dwa statywy, kilka karton�w z camelami, termos i torba owoc�w, a z ty�u gitara w pokrowcu. Kincaid umie�ci� plecaki na siedzeniu, a lod�wk� i statywy na pod�odze. Wdrapa� si� na ty� samochodu, wetkn�� gitar� i torb� w sam k�t, zabezpieczaj�c je ko�em zapasowym, a wszystko zwi�za� sznurem. W wolne miejsca wepchn�� czarny brezent. Wreszcie usiad� za kierownic� i zapali� papierosa, sprawdzaj�c w my�lach, czy zabra�, co nale�y: dwie�cie rolek r�nego typu film�w, przewa�nie o niskiej czu�o�ci kodachrome, statyw, podr�czn� lod�wk�, trzy aparaty i pi�� obiektyw�w, par� d�ins�w i na zmian� spodnie khaki, kilka koszul oraz star� ukochan� kamizelk� z wieloma kieszeniami, kt�ra zawsze s�u�y�a mu wiernie w wyprawach fotograficznych. Dobra. Je�li poza tym czego� zapomnia�, zawsze mo�e dokupi� po drodze. Kincaid mia� na sobie sprane levisy i znoszone buty z cholewkami, koszul� khaki, od kt�rej odcina�y si� pomara�czowe szelki. Do szerokiego sk�rzanego paska przypi�� szwajcarski scyzoryk, jeszcze w oryginalnej pochwie. Spojrza� na zegarek, kt�ry wskazywa� �sm� siedemna�cie. Silnik zaskoczy� za drugim przekr�ceniem startera. Kincaid cofn�� samoch�d, wrzuci� drugi bieg i ruszy� powoli rozs�onecznion� alej�. Przejecha� ulicami Bellingham, kieruj�c si� na po�udnie mi�dzystanow� numer 11, potem kilka mil wzd�u� wybrze�a, a wreszcie ruszy� na wsch�d autostrad�, kt�ra doprowadzi�a go do szosy numer 20. I tak jad�c pod s�o�ce, rozpocz�� d�ug�, kr�t� drog� przez G�ry Kaskadowe. Lubi� te okolice, a nic go nie goni�o, wi�c od czasu do czasu zatrzymywa� si�, notowa� uwagi na temat interesuj�cych wypraw, kt�re m�g� podj�� w przysz�o�ci, albo robi� co�, co nazywa� �zdj�ciami ku pami�ci�. Dzi�ki nim przypomni sobie kiedy� miejsca, do kt�rych b�dzie m�g� powr�ci�, by si� im uwa�niej przyjrze�. Ju� p�nym popo�udniem dojecha� do Spokane i skr�ci� na szos� mi�dzystanow� numer 2, kt�ra mia�a poprowadzi� go przez p�nocne stany a� do Duluth w Minnesocie. Po raz tysi�czny w �yciu �a�owa�, �e nie ma psa, na przyk�ad golden retrievera, kt�ry dotrzymywa�by mu towarzystwa zar�wno w takich wyprawach, jak i w domu. Ale tak cz�sto wyje�d�a�, a bywa�o �e i za ocean, wi�c to nie by�oby w porz�dku wobec zwierzaka. Jednak my�l wci�� wraca�a. Za kilka lat b�dzie ju� za stary, by si� tak w��czy�. �Wtedy wezm� sobie psa�, o�wiadczy� iglastej zieleni migaj�cej za oknami. Zawsze kiedy podr�owa�, popada� w rozmowny nastr�j. Do tego te� pies by si� przyda�. Robert Kincaid by� cz�owiekiem samotnym, tak samotnym, jak to tylko mo�liwe: jedynak, oboje rodzice ju� nie �yli, z dalszymi krewnymi straci� kontakt, a bliskich przyjaci� nie mia�. Wiedzia�, jak nazywa si� w�a�ciciel sklepiku spo�ywczego na rogu ulicy, przy kt�rej mieszka�, oraz szef sklepu fotograficznego, w kt�rym zaopatrywa� si� w materia�y. No i jeszcze utrzymywa� do�� oficjalne, zawodowe kontakty z kilkoma redaktorami pism, dla kt�rych robi� zdj�cia. Poza tym nikogo w�a�ciwie dobrze nie zna� ani nikt jego. Cyganie trudno zaprzyja�niaj� si� z innymi lud�mi, a on mia� dusz� Cygana. Pomy�la� o Marian. Odesz�a od niego dziewi�� lat temu, po pi�ciu latach ma��e�stwa. Skoro on mia� teraz pi��dziesi�t dwa lata, ona musia�a ju� dochodzi� czterdziestki. Marian marzy�a, �e zostanie piosenkark� muzyki country. Zna�a wszystkie ballady Weaver�w i �piewa�a je ca�kiem �adnie po lokalach Seattle. W tamtych dawnych czasach, o ile tylko by� w domu, wozi� j� na wyst�py, a potem siedzia� jeszcze chwil� na sali, gdy �piewa�a. Jego d�ugie nieobecno�ci - niekiedy dwu lub trzymiesi�czne - nie pos�u�y�y ich ma��e�stwu. Zdawa� sobie z tego spraw�. Kiedy decydowali si� na �lub, wiedzia�a, jak wygl�da jego praca, ale wydawa�o im si�, �e jako� sobie z tym poradz�. Nie uda�o si�. Po powrocie z Icelandii ju� jej nie zasta�. Czeka�a na niego tylko kartka: �Robercie, nie ma sensu ci�gn�� tego d�u�ej. Zostawiam ci harmoniczn� gitar�. Pozosta�my w kontakcie�. Nie zobaczy� jej wi�cej. Ona si� nie odezwa�a, a kiedy rok p�niej nadesz�y papiery rozwodowe, prosi�a go tylko o wolno��, nic ponadto. Podpisa� je, a nast�pnego dnia z�apa� samolot do Australii. Na nocleg zatrzyma� si� w Kalispell, w Montanie, bardzo p�nym wieczorem. �Przytulna Gospoda� wygl�da�a na niezbyt drog� i taka w�a�nie by�a. Zani�s� rzeczy do pokoju, wyposa�onego w stoj�ce lampki, jedn� z przepalon� �ar�wk�. Le�a� na ��ku, czyta� �Zielone wzg�rza Afryki� i pi� piwo. Czu� zapach papierni w Kalispell. Rano przez czterdzie�ci minut biega�, zrobi� pi��dziesi�t pompek, a na koniec �wiczy� mi�nie r�k, u�ywaj�c zamiast ci�ark�w aparat�w fotograficznych. �ci�� wierzcho�ek Montany kieruj�c si� do P�nocnej Dakoty, kt�rej p�aski, monotonny krajobraz wyda� mu si� r�wnie fascynuj�cy jak g�ry czy morze. Miejsce to mia�o jak�� surow� urod�. Zatrzymywa� si� kilka razy, wyci�ga� statyw i robi� czarno- bia�e zdj�cia starych budynk�w farmerskich. Okolica przemawia�a do jego charakteru minimalisty. Rezerwaty Indian wywo�uj� uczucie przygn�bienia z powod�w dla wszystkich oczywistych, cho� staramy si� o nich nie my�le�. Co prawda tego typu zabudowania i w stanie Waszyngton wygl�daj� tak samo. W�a�ciwie mo�na je zobaczy� wsz�dzie w tym kraju. Rankiem 14 sierpnia, po dw�ch godzinach jazdy od Duluth, skr�ci� na p�nocny wsch�d w boczn� drog�, kt�ra prowadzi�a do Hibbing i kopalni �elaza. W powietrzu unosi� si� czerwony py�, a przy drodze sta�y wielkie maszyny i poci�gi zaprojektowane specjalnie do przewozu rudy na statki w Two Harbors nad Jeziorem G�rnym. Sp�dzi� popo�udnie na �a�eniu po Hibbing, ale miasteczko nie spodoba�o mu si�, chocia� tutaj w�a�nie urodzi� si� Bob Zimmerman-Dylan. W gruncie rzeczy naprawd� lubi� tylko jedn� piosenk� Dylana, �Dziewczyn� z p�nocy�. Potrafi� j� nawet zagra� i za�piewa�, i teraz, kiedy zostawia� za sob� gigantyczne, czerwone dziury w ziemi, pomrukiwa� j� pod nosem. Marian pokaza�a mu, jak akompaniowa� sobie na gitarze, stosuj�c kilka podstawowych akord�w. �Zostawi�a mi wi�cej, ni� ja jej�, powiedzia� kiedy� ubzdryngolonemu pilotowi ��dek w jakim� barze w dorzeczu Amazonki. I tak naprawd� by�o. Rezerwat przyrody ko�o miasta Superior jest naprawd� �adny. Kraina w�drowc�w. Kiedy Robert by� m�ody, marzy�y mu si� dawne czasy; gdyby �y� wtedy, m�g�by zosta� traperem. Teraz, gdy jecha� w�r�d ��k, zobaczy� trzy �osie, rudego lisa i ca�e mn�stwo jeleni. Zatrzyma� si� nad jeziorkiem i zrobi� kilka zdj�� ga��zi o dziwnym kszta�cie, kt�ra odbija�a si� w wodzie. Potem przysiad� na stopniu furgonetki, pi� kaw� i pali� papierosa, przys�uchuj�c si� szumowi wiatru w brzezinie. Dobrze by�oby mie� kogo�, kobiet�, my�la�, przygl�daj�c si�, jak dym z papierosa p�ynie nad wod�. Kiedy cz�owiek si� starzeje, takie my�li zaczynaj� przychodzi� do g�owy. Ale on zbyt cz�sto wyje�d�a�. Drugiej osobie nie by�oby �atwo. Tego si� ju� nauczy�. Jak by� u siebie, w Bellingham, od czasu do czasu umawia� si� z kierowniczk� artystyczn� pewnej agencji reklamowej. Spotka� j� przy okazji jakiego� zlecenia. Mia�a czterdzie�ci dwa lata, by�a bystra i sympatyczna, ale nie kocha� jej i wiedzia�, �e nigdy nie pokocha. Kiedy jednak oboje czuli si� troch� samotni, sp�dzali wsp�lnie czas, szli do kina, a potem na kilka piw, by wreszcie zako�czy� wiecz�r ca�kiem przyzwoitym seansem w ��ku. Ona ju� swoje prze�y�a, mia�a za sob� dwa ma��e�stwa, przez d�u�szy czas pracowa�a jako kelnerka w barze i jednocze�nie studiowa�a wieczorami. Za ka�dym razem, gdy le�eli ko�o siebie po kochaniu si�, m�wi�a mu: �Ty, Robercie, jeste� najlepszy, �aden inny nawet ci do pi�t nie dorasta�. �echta�o to jego m�sk� dum�, ale zdawa� sobie spraw�, �e ma do�� mizerne do�wiadczenie, nie by� wi�c pewien, czy ona m�wi mu prawd�, czy te� nie. Jednak kiedy� powiedzia�a co�, czego nie m�g� zapomnie�. �Robercie, jest w tobie istota, kt�rej nie potrafi� dosi�gn��. Brak mi si�y, by do niej dotrze�. Czasami mam uczucie, �e jeste� tutaj ju� bardzo d�ugo, wi�cej ni� trwa jedno �ycie, i �e by�e� w miejscach, o kt�rych reszta ludzi jedynie marzy. Przera�asz mnie, cho� jeste� taki delikatny. Wiem, �e gdybym si� nie pilnowa�a przez ca�y czas, kiedy jestem z tob�, mog�abym zatraci� sam� siebie�. W jaki� mroczny spos�b rozumia�, o czym m�wi�a. Ale sam nie potrafi� tego czego� dotkn��. Nawiedza�y go nieraz my�li, przeczucie tragedii po��czone ze �wiadomo�ci� w�asnej fizycznej i psychicznej si�y. Nachodzi�o go to jeszcze wtedy, gdy by� ma�ym ch�opcem i mieszka� w niewielkim miasteczku w Ohio. Kiedy inne dzieci �piewa�y �w garnku dziura, mi�y Romciu�, on uczy� si� melodii i s��w francuskich piosenek kabaretowych. Lubi� s�owa i obrazy. �Melancholia� to jedno z jego najulubie�szych s��w. Kiedy je wypowiada�, czu� w ustach i na wargach jego smak. S�owa nie tylko maj� znaczenie, mo�na je poczu� fizycznie, tak my�la�, kiedy by� ma�y. Podoba�y mu si� s�owa takie jak �odleg�y� �dymny�, �go�ciniec� �staro�ytny�, �przej�cie� �w�drowiec� i �Indie� ze wzgl�du na ich brzmienie, smak w ustach i obrazy, kt�re wywo�ywa�y w jego my�lach. Trzyma� w pokoju list� ulubionych s��w. Potem dopisywa� inne s�owa, ��czy� w ca�e frazy i one w�a�nie ozdabia�y �ciany jego pokoju: Zbyt blisko ognia. Przyby�em ze Wschodu z niewielk� grup� w�drowc�w. Wieczny szczebiot tych, kt�rzy uratowaliby mnie, i tych, kt�rzy by mnie zaprzedali. Talizmanie, talizmanie, odkryj swe sekrety. Sterniku, sterniku, poprowad� mnie do domu. Tam, gdzie p�ywaj� b��kitne p�etwale. Buchaj�cy par� poci�g odjecha� z zasypanej �niegiem stacji. Zanim sta�em si� m�czyzn�, by�em strza�� - dawno, dawno temu. By�y te� nazwy miejsc, kt�re szczeg�lnie lubi�: Somali Current, Big Hatchet Mountains, Malacca Strait, m�g� tak ci�gn�� w niesko�czono��. Wreszcie kartki papieru ze s�owami, zdaniami i nazwami miejsc pokry�y ca�kowicie �ciany jego pokoju. Nawet matka zauwa�y�a, �e jest w nim co� dziwnego. Do trzech lat nie przem�wi� ani s�owa, potem zacz�� od razu u�ywa� pe�nych zda�, a zanim sko�czy� pi�� lat, umia� ju� bardzo dobrze czyta�. Szko�� si� specjalnie nie interesowa�, czym doprowadza� nauczycieli do rozpaczy. Spogl�dali na wyniki jego test�w na inteligencj� i m�wili mu, co m�g�by osi�gn��, co jest w stanie zrobi� i kim mo�e zosta�, je�li tylko sobie zamarzy. Jeden z profesor�w w szkole �redniej tak go podsumowa�: �Ucze� s�dzi, �e testy na inteligencj� s� s�ab� metod� oceny umiej�tno�ci ludzkich, poniewa� nie uwzgl�dniaj� magii, kt�ra ma warto�� zar�wno sama w sobie, jak i jako uzupe�nienie logiki. Sugeruj� spotkanie z rodzicami�. Matka Roberta spotka�a si� z nauczycielami. Kiedy opowiedzieli jej o cichym oporze ch�opca wzgl�dem w�asnych zdolno�ci, odpowiedzia�a: �On �yje w �wiecie, kt�ry sam sobie stworzy�. Wiem, �e to m�j syn, ale niekiedy mam wra�enie, �e nie jest z cia�a mojego i mego m�a, tylko z jakiego� innego miejsca, do kt�rego stara si� powr�ci�. Doceniam wasze zainteresowanie i postaram si� zach�ci� go do pilniejszej pracy nad lekcjami�. A on czu� si� szcz�liwy, czytaj�c wszystkie po kolei ksi��ki przygodowe i podr�nicze z miejscowej biblioteki czy sp�dzaj�c samotnie ca�e dnie nad rzek�, kt�ra p�yn�a na skraju miasta. Nie poci�ga�y go zabawy czy rozgrywki pi�ki no�nej. Taka aktywno�� wr�cz go nudzi�a. �owi� ryby i p�ywa�, spacerowa� albo k�ad� si� w wysokiej trawie i nas�uchiwa� dalekich g�os�w, kt�re sobie wyobra�a�. W tej okolicy mieszkaj� czarownicy - m�wi� do siebie. - Je�li b�dziesz le�a� spokojnie i czeka� na nich, zjawi� si�. I marzy� o psie, z kt�rym m�g�by dzieli� te chwile. Na dalsz� nauk� zabrak�o pieni�dzy. Zreszt� wcale nie mia� na ni� ochoty. Jego ojciec pracowa� ci�ko, by� dobry dla �ony i syna, ale ostatecznie Robert musia� p�j�� do pracy w fabryce zawor�w. Niewiele mu ju� wtedy pozostawa�o czasu na cokolwiek, w tym r�wnie� na ewentualne zajmowanie si� psem. Mia� osiemna�cie lat, kiedy zmar� mu ojciec, a poniewa� Wielki Kryzys cisn�� mocno, �eby utrzyma� matk� i siebie zg�osi� si� do wojska. W armii sp�dzi� cztery lata, kt�re odmieni�y jego �ycie. M�zg instytucji zwanej wojskiem, kieruj�c si� jakimi� niezwyk�ymi zasadami, oddelegowa� go do pracy w roli pomocnika fotografa, chocia� Robert nie mia� nawet poj�cia, jak w�o�y� film do aparatu. Ale dzi�ki temu odkry� swe powo�anie. Techniczne szczeg�y nie sprawia�y mu �adnych trudno�ci. Po miesi�cu nie tylko odwala� ca�� robot� w ciemni dla dw�ch zawodowych fotografik�w, ale sam zacz�� robi� zdj�cia. Jeden z fotografik�w, Jim Peterson, polubi� go i w wolnych chwilach uczy� subtelno�ci zawodu. Robert Kincaid po�ycza� z miejskiej biblioteki Fortu Monmouth ksi��ki po�wi�cone zar�wno robieniu zdj��, jak i sztuce w og�le, i z nich si� uczy�. Od pocz�tku szczeg�lnie upodoba� sobie francuskich impresjonist�w i spos�b, w jaki Rembrandt wykorzystywa� �wiat�o przy malowaniu. Wreszcie zauwa�y�, �e on sam pokazuje na swych zdj�ciach w�a�nie �wiat�o, nie przedmioty, kt�re stanowi�y jedynie miejsce jego odbicia. Je�li �wiat�o by�o dobre, zawsze znalaz�o si� co�, co by�o warto sfotografowa�. W tym czasie pojawi�y si� obiektywy 35 mm i Robert kupi� u�ywan� lejk� w miejscowym sklepie ze sprz�tem. Zabra� j� ze sob� do Cape May w New Jersey i sp�dzi� tydzie� urlopu, uwieczniaj�c na filmie �ycie na brzegu. Innym razem wsiad� w autobus do Maine, sk�d wyruszy� autostopem wzd�u� wybrze�a, z�apa� o �wicie prom, kt�ry przewozi� poczt� ze Stonington na Isle au Haut, i tam rozbi� na jaki� czas ob�z, a potem pop�yn�� dalej Zatok� Fundy do Nowej Szkocji. Wtedy zacz�� prowadzi� notatki na temat miejsc, gdzie robi� zdj�cia, i takich, kt�re m�g�by odwiedzi� kiedy� znowu. Kiedy wyszed� z wojska w wieku dwudziestu dw�ch lat, by� zupe�nie niez�y w swoim fachu i dosta� w Nowym Jorku prac� jako asystent znanego fotografika specjalizuj�cego si� w modzie. Modelki by�y bardzo pi�kne, z niekt�rymi umawia� si�, a w jednej nawet troch� podkochiwa�, ale wyjecha�a do Pary�a i ich drogi si� rozesz�y. Przed wyjazdem powiedzia�a: �Robercie, nie wiem w�a�ciwie, kim ani czym jeste�, ale prosz�, odwied� mnie w Pary�u�. Obieca�, �e przyjedzie, i naprawd� mia� zamiar, ale jako� nigdy do tego nie dosz�o. Wiele lat p�niej, kiedy przygotowywa� reporta� z pla� w Normandii, znalaz� jej nazwisko w paryskiej ksi��ce telefonicznej. Zadzwoni� i spotkali si� na kawie. Wysz�a za m�� za re�ysera filmowego i mia�a z nim troje dzieci. �wiat eleganckich stroj�w nie fascynowa� go. Ludzie wyrzucali ca�kiem porz�dne ubrania albo zmieniali je po�piesznie, zgodnie ze wskazaniami europejskich dyktator�w. By�o to jego zdaniem jakie� g�upie i czu� si� pomniejszony, wykonuj�c t� robot�. �Jeste� tym, co robisz�, powiedzia� i rzuci� prac�. Mieszka� od dw�ch lat w Nowym Jorku, gdy umar�a mu matka. Wr�ci� do Ohio, pochowa� j�, a potem usiad� przed prawnikiem, kt�ry odczyta� testament. Tylko kilka zda�. Kincaid nie spodziewa� si� nawet tego. Ze zdziwieniem us�ysza�, �e jego rodzicom uda�o si� odkupi� ma�y domek przy Franklin Street, gdzie przemieszkali ca�e ma��e�skie �ycie. Sprzeda� go i pieni�dze przeznaczy� na zakup sprz�tu fotograficznego naprawd� pierwszej klasy. Kiedy k�ad� banknoty na d�oni sprzedawcy, my�la� o tych wszystkich latach, w ci�gu kt�rych jego ojciec ciu�a� te dolary, i o smutnym �yciu, jakie wiedli jego rodzice. Prace Roberta zacz�y si� sporadycznie pokazywa� w niskonak�adowych magazynach. I nagle zadzwoni� kto� z redakcji �National Geographic�. Zobaczyli w kalendarzu zdj�cie, kt�re zrobi� w Cape May. Porozmawia� z nimi, dosta� niewielkie zlecenie, wykona� je jak przysta�o na zawodowca, i tak to si� potoczy�o. Wojsko po raz drugi upomnia�o si� o niego w 1943 roku. Trafi� do marynarki wojennej, a z ni� na pla�e Po�udniowego Pacyfiku. Aparat zawsze mia� na ramieniu. Robi� zdj�cia m�czyzn schodz�cych z �odzi desantowych. Na ich twarzach malowa�o si� przera�enie, kt�re sam czu� r�wnie�. Widzia� ludzi przeci�tych na p� seriami karabin�w maszynowych i takich, co modlili si� do Boga lub wzywali na pomoc matk�. To wszystko mia� na swych fotografiach, nigdy nie przedstawia� tak zwanej chwa�y albo romantyzmu wojny. Sko�czy� s�u�b� w roku 1945 i zadzwoni� do �National Geographic�. Robota czeka�a na niego, m�g� zacz�� w ka�dej chwili. Kupi� motocykl w San Francisco i pojecha� na po�udnie do Big Sur, gdzie na pla�y kocha� si� z wiolonczelistk� z Carmel, potem ruszy� na p�noc, do Waszyngtonu. Spodoba�o mu si� tam i postanowi�, �e to miejsce zostanie jego baz�. Teraz mia� pi��dziesi�t dwa lata i nadal obserwowa� �wiat�o. Odwiedzi� wi�kszo�� miejsc, kt�rych nazwy wypisywa� na kartkach jako ch�opiec, a potem siedz�c w barze zastanawia� si�, czy naprawd� tam by�, przeprawia� si� przez Amazonk� w trzeszcz�cej �odzi lub przemierza� pustyni� Rad�asthan na kolebi�cym si� wielb��dzie. Brzeg jeziora G�rnego, nad kt�rym le�a�o miasto Superior, by� tak �adny, jak o nim opowiadano. Opisa� kilka miejsc na przysz�o��, zrobi� kilka zdj��, �eby m�c sobie kiedy� od�wie�y� pami��, i ruszy� na po�udnie wzd�u� Mississippi w stron� Iowy. Nigdy wcze�niej nie by� w tych okolicach, ale uwi�d� go widok wzg�rz na p�nocno-wschodnim brzegu rozleg�ej rzeki. Zatrzyma� si� w hotelu dla rybak�w w miasteczku o nazwie Clayton i dwa poranki po�wi�ci� na robienie zdj�� holownik�w, a popo�udnia na obron� przed pilotami, kt�rzy ci�gn�li go na w�dk� w miejscowym barze. Wjecha� na mi�dzystanow� autostrad� numer 65 i przyby� do Des Moines wczesnym rankiem w poniedzia�ek szesnastego sierpnia 1965 roku. Skr�ci� ostro na zach�d na szos� numer 92, prowadz�c� do Madison County i krytych most�w, kt�re powinny by�y si� tam jeszcze zachowa�. Tak przynajmniej powiedzieli mu w �National Geographic�. I rzeczywi�cie by�y, co potwierdzi� pracownik stacji benzynowej, pokazuj�c mu, jak powinien jecha� dalej. Droga mia�a go zaprowadzi� do wszystkich siedmiu. Pierwszych sze�� znalaz� bez problemu. Zaznaczy� je na mapie kombinuj�c w my�lach, jak je sfotografowa�. Si�dmy, zwany Mostem Rosemana, jakby zapad� si� pod ziemi�. Zrobi�o si� upalnie, Robert czu�, �e jest mu gor�co, Harry - samoch�d - by� rozpra�ony do nieprzytomno�ci. Je�dzili w k�ko po �wirowych drogach, kt�re zdawa�y si� prowadzi� tylko do kolejnych �wirowych dr�g. W obcych krajach kierowa� si� zawsze praktyczn� zasad� �zapytaj trzy razy�. Odkry�, �e trzy odpowiedzi, je�li nawet wszystkie okaza�y si� b��dne, stopniowo naprowadza�y go tam, gdzie chcia� dojecha�. Mo�e tutaj wystarczy zapyta� dwa razy. Zobaczy� przy drodze skrzynk� na listy, od kt�rej prowadzi�a ku zabudowaniom dr�ka d�uga na jakie� sto metr�w. Na skrzynce widnia�o nazwisko �Richard Johnson, RR2�. Zwolni� i skr�ci� w dr�k�, rozgl�daj�c si� w poszukiwaniu kogo�, kto udzieli mu informacji. Wjecha� na podw�rko i dostrzeg� na ganku kobiet�. W jej widoku by�o co� �wie�ego, a nap�j, kt�ry pi�a, wygl�da� jeszcze bardziej orze�wiaj�co. Podesz�a do por�czy, spogl�daj�c w jego stron�. Wysiad� z samochodu przygl�daj�c si� jej z uwag�. �liczna. Albo kiedy� by�a taka. Albo mog�a by� taka znowu. I w tej samej chwili poczu� dobrze znane, stare zmieszanie, ogarniaj�ce go zawsze w towarzystwie kobiet, kt�re cho� troch� mu si� podoba�y. Franceska Dzie� urodzin Franceski przypada� na g��bok� jesie�, kiedy zimny deszcz obmywa� jej drewniany dom na po�udniu Iowy. Przygl�da�a si� kroplom, a poprzez nie wzg�rzom za Middle River i my�la�a o Richardzie. Umar� w�a�nie w taki dzie� jak ten, osiem lat temu, na co�, czego nazwy nie chcia�a nawet pami�ta�. Ale teraz my�la�a w�a�nie o nim, o jego szorstkiej dobroci, niezmienno�ci i spokojnym �yciu, kt�re jej ofiarowa�. Dzieci zadzwoni�y do niej ju� wcze�niej. I znowu nie uda�o im si� przyjecha� do domu na urodziny matki, chocia� by�y to ju� sze��dziesi�te si�dme. Rozumia�a, tak jak zawsze. Rozumia�a w przesz�o�ci i b�dzie rozumia�a w przysz�o�ci. I syn, i c�rka poch�oni�ci byli swoj� karier�, jedno kieruj�c szpitalem, drugie ucz�c student�w. Poza tym Michael budowa� swoje drugie ma��e�stwo, Carolyn zmaga�a si� z pierwszym. Franceska w g��bi duszy by�a zadowolona, �e nigdy nie udawa�o im si� przyjecha� na jej urodziny. Ten dzie� chcia�a obchodzi� po swojemu. Rankiem przyjaciele z Winterset wpadli na urodzinowe ciasto. Franceska zaparzy�a kaw�. Rozmawiali o wnukach i o tym, co si� w�a�nie wydarzy�o w mie�cie, o �wi�cie Dzi�kczynienia i co komu kupi� na Gwiazdk�. Pok�j wype�nia� to wznosz�cy si�, to opadaj�cy szmer rozm�w od czasu do czasu przerywany cichym �miechem. U�wiadomi�a sobie, �e ta atmosfera zwyczajnej codzienno�ci podnosi j� na duchu, mi�dzy innymi dlatego zosta�a tutaj po �mierci Richarda. Michael namawia� j� na Floryd�, Carolyn ci�gn�a do Nowej Anglii. Ale ona czu�a si� u siebie mi�dzy wzg�rzami po�udniowej Iowy, mia�a swoje szczeg�lne powody, by tkwi� pod starym adresem i cieszy�a si�, �e to zrobi�a. Przyjaciele wyjechali tu� przed lunchem. Spogl�da�a za nimi przez okno. Wsiedli do swych buick�w i ford�w, skr�cili z prowadz�cej do jej domu alejki w porz�dn� drog� poln� i skierowali si� do Winterset. Pi�ra wycieraczek cierpliwie zgarnia�y strugi deszczu. To byli dobrzy przyjaciele, chocia� nigdy nie potrafiliby poj��, co w niej siedzi. Nie zrozumieliby, nawet gdyby im powiedzia�a. Gdy m�� przywi�z� j� z Neapolu tu� po wojnie, powiedzia�, �e znajdzie tu dobrych przyjaci�. �Iowianie maj� swoje wady - powtarza� - ale nikt nie powie, �e nie s� serdeczni dla swoich bli�nich�. I to by�a prawda. Kiedy si� spotkali, mia�a dwadzie�cia pi�� lat - trzy lata wcze�niej sko�czy�a uniwersytet, uczy�a w prywatnej szkole dla dziewcz�t i zastanawia�a si�, co dalej. M�odzi W�osi w wi�kszo�ci nie �yli albo byli ranni. Siedzieli w obozach jenieckich lub cierpieli na powojenn� depresj�. Jej romans z Niccolo, profesorem sztuki z uczelni, kt�ry przez ca�y dzie� malowa�, a wieczorami zabiera� j� na szalone eskapady, by poznawa� od podszewki �ycie Neapolu, sko�czy� si� ju� ponad rok temu, poniewa� Franceska nie wytrzyma�a upartej dezaprobaty swych rodzic�w o tradycyjnych pogl�dach. Wplata�a wst��ki w ciemne w�osy i �y�a bardziej w snach ni� na jawie. Ale nie zjawia� si� �aden przystojny �eglarz i nikt nie wy�piewywa� serenad pod jej oknem. Twarda rzeczywisto�� coraz uporczywiej dawa�a do zrozumienia, �e szanse dziewczyny malej�. Richard oferowa� rozs�dn� alternatyw�: dobro� i s�odk� obietnic� Ameryki. Siadywa� w swym �o�nierskim mundurze w kawiarni rozpra�onej �r�dziemnomorskim s�o�cem i patrzy� na Francesk� z powag�, na sw�j �rodkowozachodni spos�b. Ona te� mu si� przygl�da�a i wreszcie postanowi�a pojecha� z nim do Iowy. Przyby�a tu, by da� mu dzieci i z czasem przygl�da� si�, jak Michael kopie pi�k� w zimne pa�dziernikowe wieczory, oraz zabiera� Carolyn do Des Moines po sukienki na uroczysto�� uko�czenia kolejnej klasy. Kilka razy do roku wymienia�a listy ze sw� siostr�, kt�ra mieszka�a w Neapolu, i dwukrotnie sama tam jeszcze je�dzi�a, na pogrzeb jednego, a potem drugiego z rodzic�w. Ale teraz jej domem by�o Madison County i nie t�skni�a ju� za rodzinnym krajem. Po po�udniu przeja�ni�o si�, potem, pod wiecz�r, znowu zacz�o kropi�. Kiedy zapad� zmierzch, Franceska nala�a sobie ma�y kieliszek brandy i otworzy�a najni�sz� szuflad� sekretarzyka Richarda. Wykonany z drewna orzechowego mebel by� w rodzinie od trzech pokole�. Wyj�a stamt�d kopert� i przesun�a po niej powoli d�oni�, tak jak to robi�a co roku w ten w�a�nie dzie�. Stempel pocztowy informowa�: �Seattle, WA, 12 wrze�. 65�. Zawsze najpierw spogl�da�a na ten nadruk. To nale�a�o do rytua�u. Dopiero potem przenosi�a wzrok na adresata: �Franceska Johnson, RR 2, Winterset, Iowa�. A na ko�cu na adres nadawcy niedbale skre�lony w g�rnym lewym rogu: �Skryt. poczt. 642, Bellingham, Waszyngton�. Usiad�a na krze�le ko�o okna, spogl�daj�c raz na jeden, raz na drugi adres, skupiona, jakby widzia�a d�onie, kt�re dotyka�y tej koperty. Pragn�a przywo�a� wspomnienie ich dotyku na jej r�kach dwadzie�cia dwa lata temu. Kiedy ju� poczu�a jego d�onie na swoich, otwiera�a kopert� i starannie wyjmowa�a trzy listy, kr�tki maszynopis, dwie fotografie i egzemplarz �National Geographic� z w�o�onymi mi�dzy kartki odbitkami artyku��w z innych numer�w pisma. I wtedy, w p�mroku, s�czy�a brandy i spogl�da�a ponad okularami na odr�czn� notatk� przypi�t� do stron maszynopisu. Papier listowy opatrzony by� prostym nag��wkiem: �Robert Kincaid, Fotoreporter�. 10 wrze�nia, 1965 Kochana Francesko, Wysy�am ci dwie fotografie. Jedna przedstawia ciebie na pastwisku w pe�nym s�o�cu. Mam nadziej�, �e spodoba ci si� tak samo jak mnie. Na drugim jest Most Rosemana, zanim zabra�em z niego zostawion� przez ciebie wiadomo��. W�druj� po bezdro�ach w�asnych my�li w poszukiwaniu ka�dego szczeg�u, ka�dej chwili, kt�r� sp�dzili�my razem. I pytam siebie wci�� na nowo: Co si� wydarzy�o w Madison County? I staram si� posk�ada� wszystko w ca�o��. Dlatego napisa�em ten niewielki kawa�ek, kt�ry zatytu�owa�em: �Spadanie z wymiaru �z��. Posy�am ci go, pr�buj�c w ten spos�b przedrze� si� przez w�asne zmieszanie. Spogl�dam przez walec obiektywu i ty jeste� po drugiej stronie. Zaczynam pisa� artyku� i nagle wiem, �e pisz� o tobie. Nie jestem nawet pewien, jak dotar�em tutaj z Iowy. Stary szlak jako� przywi�d� mnie do domu, cho� wcale nie pami�tam pokonanych mil. Kilka tygodni temu by�em do�� zadowolony ze swojego �ycia, przynajmniej w granicach rozs�dku. Mo�e nie do ko�ca szcz�liwy, mo�e nieco samotny, ale przynajmniej zadowolony. Wszystko si� zmieni�o. Teraz sta�o si� dla mnie zupe�nie jasne, �e ju� od bardzo dawna d��y�em w twoj� stron�, a ty w moj�. Chocia� �adne z nas do chwili spotkania nie zdawa�o sobie sprawy z istnienia drugiego, istnia�o co� w rodzaju pod�wiadomej pewno�ci, �e b�dziemy razem. Jak dwa samotne ptaki szybuj�ce nad wielk� preri�. Przez wszystkie te lata, przez ca�e nasze �ycie, szli�my ku sobie. Droga to dziwne miejsce. W�druj�c gdzie� podnosz� wzrok i nagle ty idziesz po trawie ku mojej furgonetce. Jest sierpniowy dzie�. Kiedy spogl�dam wstecz, wiem, �e by�o to nieuniknione - i musia�o si� wydarzy� tak w�a�nie, a nie inaczej - ja nazywam to wysokim prawdopodobie�stwem niemo�liwego. Wi�c teraz w��cz� si�, nosz�c w sobie inn� osob�. Chocia� chyba w dniu naszego rozstania nazwa�em to lepiej: �e z nas dwojga stworzyli�my trzeci� istot�. Musimy si� jako� spotka� raz jeszcze. Cho� nie wiem, gdzie i nie wiem, kiedy. Gdyby� potrzebowa�a czegokolwiek lub po prostu chcia�a mnie zobaczy�, odezwij si�. B�d� tutaj, pronto. W ka�dej chwili mo�esz przyjecha� - daj tylko zna�. Je�eli przeszkod� jest kupno biletu lotniczego, pozw�l mi to za�atwi�. W przysz�ym tygodniu wybieram si� do Indii, ale pod koniec pa�dziernika ju� wr�c�. Kocham ci�, Robert PS. Reporta� fotograficzny z Madison County wyszed� ca�kiem zgrabnie. Szukaj go w nast�pnym �NG�. Je�li chcesz, mog� ci przys�a� egzemplarz, gdy tylko si� uka�e. Franceska Johnson postawi�a kieliszek z brandy na szerokim d�bowym parapecie i zapatrzy�a si� we w�asn� fotografi�. Czarno-bia��, format osiem na dziesi��. Nieraz trudno jej by�o przypomnie� sobie, jak wygl�da�a wtedy, dwadzie�cia dwa lata temu. W obcis�ych wyp�owia�ych d�insach, sanda�ach, bia�ym podkoszulku, z w�osami rozwiewanymi porannym wiatrem, kiedy wygina�a si� w ty� oparta plecami o p�ot pastwiska. Poprzez strugi deszczu widzia�a teraz z miejsca przy oknie w�a�nie to ogrodzenie. Wydzier�awiaj�c ziemi� po �mierci Richarda, zastrzeg�a w umowie, �e pastwisko musi pozosta� nienaruszone, takie jak by�o, cho� teraz ju� zamieni�o si� w zwyk�� trawiast� ��k�. Ju� wtedy na twarzy Franceski zacz�y si� pojawia� pierwsze wyra�ne zmarszczki. Przed obiektywem nic si� nie ukry�o. A mimo wszystko podoba�o jej si� to, co widzia�a. Jej w�osy by�y czarne, a mocne i pe�ne cia�o wype�nia�o d�insy akurat tak, jak trzeba. Ale to twarz przyci�ga�a uwag�. Poniewa� by�a to twarz kobiety rozpaczliwie zakochanej w m�czy�nie, kt�ry robi� to zdj�cie. Jego te� widzia�a zupe�nie wyra�nie w zakamarkach swej pami�ci. Co roku przywo�ywa�a wszystkie te obrazy, metodycznie, do ostatniego szczeg�u, nie pomijaj�c niczego. Co roku powtarza�a ten sam rytua� czuj�c si� jak szaman przekazuj�cy z pokolenia na pokolenie histori� plemienia. By� wysoki, chudy i �ylasty, porusza� si� jakby w zgodzie z falowaniem trawy, bez wysi�ku, z wielk� naturalno�ci�. Jego srebrzystoszare w�osy zwisa�y sporo poni�ej uszu i prawie zawsze by�y zmierzwione, jakby dopiero co powr�ci� z d�ugiej morskiej wyprawy po�r�d burzy, a potem pr�bowa� je u�adzi� tylko palcami. Mia� w�sk� twarz, wydatne ko�ci policzkowe, w�osy opadaj�ce na czo�o i jasnob��kitne oczy, kt�re ca�y czas zdawa�y si� wypatrywa� kolejnego obiektu do sfotografowania. U�miechn�� si� do niej, powiedzia�, �e wygl�da �adnie i �wie�o w porannym �wietle, poprosi�, by opar�a si� o p�ot, potem obszed� j� szerokim �ukiem, robi�c zdj�cia z wysoko�ci kolana, nast�pnie z pozycji stoj�cej, a wreszcie po�o�y� si� na plecach z obiektywem wycelowanym prosto na ni�. Troch� peszy�o j�, �e zu�ywa� tak du�o filmu, ale cieszy�a si�, �e po�wi�ca jej tyle uwagi. Mia�a nadziej�, �e �aden z s�siad�w nie wyjecha� tak wcze�nie na traktorze. Chocia� akurat w ten szczeg�lny ranek nie dba�a zanadto ani o s�siad�w, ani o to, co mogli sobie pomy�le�. Robi� kilka zdj��, �adowa� nowy film, zmienia� obiektyw, zmienia� aparat i bez przerwy m�wi� do niej, przez ca�y czas m�wi�, jak �adnie wygl�da i jak bardzo on j� kocha. �Francesko, jeste� niesamowicie pi�kna�. Niekiedy zatrzymywa� si� i po prostu patrzy� na ni�, wok� niej, w ni�. Brodawki jej piersi wyra�nie odbija�y si� w miejscu, gdzie przylgn�a do cia�a bawe�niana koszulka. Dziwnie ma�o j� to obchodzi�o, jak i to, �e pod koszulk� nie mia�a nic. A w�a�ciwie odczuwa�a rado�� i jakie� wewn�trzne ciep�o wiedz�c, �e on tak wyra�nie widzi jej piersi. Nigdy nie ubra�aby si� w ten spos�b, gdyby w pobli�u by� Richard. On by czego� takiego nie aprobowa�. W�a�ciwie przed spotkaniem z Robertem w �adnych okoliczno�ciach tak by si� nie ubra�a. Robert poprosi� j�, aby lekko wygi�a w �uk plecy, a potem szepta�: �Tak, tak, w�a�nie tak, zosta� w tej pozycji�. Wtedy to zrobi� fotografi�, na kt�r� teraz patrzy�a. �wiat�o by�o doskona�e. Kiedy obchodzi� j� wok�, a migawka stuka�a jednostajnie, powiedzia�: �s�o�ce spod chmur�. By� twardy, takie s�owo przychodzi�o jej do g�owy, kiedy o nim my�la�a. Mia� pi��dziesi�t dwa lata, ale wydawa�o si�, �e jego cia�o to same musku�y, kt�re napr�a�y si� zdradzaj�c si��, jak� zachowuj� tylko ci m�czy�ni, kt�rzy pracuj� ci�ko fizycznie lub bardzo o siebie dbaj�. Opowiada� jej, �e robi� zdj�cia podczas wojny na Pacyfiku i Franceska potrafi�a go sobie wyobrazi�, jak biegnie pomi�dzy �o�nierzami piechoty morskiej przez zasnut� dymem pla�� z aparatami, kt�re obijaj� mu si� o plecy, z jednym zawsze przy oku, z migawk� prawie parz�c� od ci�g�ego naciskania, gdy robi� zdj�cie za zdj�ciem. Spojrza�a jeszcze raz na w�asn� podobizn� i przyjrza�a si� jej uwa�nie. Naprawd� wygl�da�am nie�le, pomy�la�a, u�miechaj�c si� do siebie jakby troch� z podziwem. Nigdy nie wygl�da�am tak dobrze. Ani wcze�niej, ani potem. To dzi�ki niemu. Poci�gn�a kolejny �yk brandy, a deszcz wzmaga� si�, uje�d�any szalonym listopadowym wichrem. Robert Kincaid by� czarodziejem, kt�ry mieszka� w dziwnych, wr�cz przera�aj�cych miejscach. Franceska wyczu�a to w tej samej chwili, kiedy zatrzyma� swoj� furgonetk� na podje�dzie jej domu w gor�cy, suchy sierpniowy poniedzia�ek 1965 roku. Richard z dzie�mi pojechali na stanowy jarmark do Illinois, �eby wystawi� wo�u czempiona, kt�rym si� bardziej przejmowali ni� ni�. Tak wi�c mia�a tydzie� wolnego. Siedzia�a na werandzie, pi�a mro�on� herbat� i oboj�tnie spogl�da�a na tumany kurzu wok� samochodu, kt�ry nadje�d�a� poln� drog�. Furgonetka zbli�a�a si� wolno, jakby kierowca czego� szuka�, stan�a tu� przed prowadz�c� do jej domu dr�k� dojazdow�, a potem w ni� skr�ci�a. Na lito�� bosk�, pomy�la�a, kt� to mo�e by�? By�a na bosaka, w d�insach i sp�owia�ej, niebieskiej koszuli z podwini�tymi r�kawami, wy�o�onej na spodnie. D�ugie czarne w�osy upi�a szylkretowym grzebieniem, kt�ry dosta�a od ojca, gdy opuszcza�a stary kraj. Furgonetka podjecha�a jeszcze kawa�ek i zatrzyma�a si� tu� przy bramie w ogrodzeniu z siatki okalaj�cym dom. Franceska zesz�a z werandy i bez po�piechu ruszy�a trawnikiem w stron� bramy. Z samochodu wysiad� Robert Kincaid; wygl�da� jak posta� z nigdy nie napisanej �Ilustrowanej historii szaman�w�. Jego koszul� w stylu wojskowym znaczy�y �lady potu, pod pachami odcina�y si� ciemne ko�a. G�rne trzy guziki koszuli mia� rozpi�te, tak �e widzia�a muskularn� pier�. Na szyi wisia� zwyk�y srebrny �a�cuszek. Spodnie podtrzymywa�y szerokie, pomara�czowe szelki, tego typu, jakich u�ywaj� ludzie sp�dzaj�cy du�o czasu na dzikich terenach. U�miechn�� si�. - Przepraszam za naj�cie, ale podobno gdzie� tutaj jest kryty most. Cho� wydaje si�, �e chwilowo znik�. - Przetar� czo�o niebiesk� chustk� i znowu si� u�miechn��. Patrzy� prosto na ni�, Franceska poczu�a, �e co� w niej drgn�o. Oczy, g�os, twarz, srebrne w�osy, zwinno��, z jak� si� porusza�, niby traper z dawnych czas�w - to wszystko niepokoi�o, ale i przyci�ga�o. By�o jak szept, kt�ry dochodzi w chwil� przed za�ni�ciem, kiedy pada bariera mi�dzy rzeczywisto�ci� a marzeniem. Co�, co zmienia �wiat wok� samca i samicy, niezale�nie od gatunku. Po jednym pokoleniu musi przyj�� nast�pne i cho� natura tylko nam o tym szepcze, jej si�a jest wszechpot�na. Nic nie zachwieje t� moc�, cel jest jasny. Ale cz�owiek skomplikowa� prostot� natury. Franceska poczu�a to wszystko nie wiedz�c, co czuje, odebra�a sygna� na poziomie kom�rki. I tak zacz�o si� co�, co nieodwo�alnie zmieni�o jej �ycie. Jaki� samoch�d przejecha� drog�, wznosz�c za sob� wst�g� kurzu. Rozleg� si� klakson. Franceska pomacha�a w odpowiedzi br�zowemu ramieniu Floyda Clarka, kt�re wysun�o si� z chevroleta, a potem znowu spojrza�a na nieznajomego. - Jest pan ju� bardzo blisko. Most znajduje si� jakie� dwie mile st�d. - I nagle, po dwudziestu latach �ycia w zamkni�tym kr�gu spraw i ludzi i skrywania uczu� zgodnie z wymaganiami miejscowej kultury, Franceska Johnson ku w�asnemu zdziwieniu us�ysza�a sw�j g�os: - Je�li pan chce, ch�tnie go panu poka��. Nigdy nie mog�a zrozumie�, dlaczego to powiedzia�a. Mo�e po tych wszystkich latach st�umione m�odzie�cze uczucia uwolni�y si� jak gaz, co ulatuje z otwartej butelki z lemoniad�. Nigdy nie by�a nie�mia�a, jednak do nowych znajomo�ci podchodzi�a z rezerw�. Jedyne, co potrafi�a sobie potem wyja�ni�, to �e co� w Robercie Kincaidzie j� przyci�ga�o, cho� znali si� zaledwie kilka sekund. Jej propozycja wyra�nie go zaskoczy�a. Ale szybko odzyska� panowanie nad sob� i bardzo powa�nie powiedzia�, �e b�dzie jej wdzi�czny. Si�gn�a po stoj�ce na stopniach ganku kowbojskie buty, kt�rych u�ywa�a do pracy na farmie, i podesz�a do furgonetki. - Prosz� sekund� poczeka�, ju� robi� miejsce, mam tu ca�� mas� rzeczy - wymamrota� raczej do siebie, wida� by�o, �e jest ca�� spraw� nieco speszony. Przeni�s� do ty�u plecaki, termos i papierowe torby. Zobaczy�a tam jeszcze torb� podr�n� i gitar�, obie przywi�zane do zapasowej opony bawe�nian� link�, zakurzone i do�� zmaltretowane. Drzwi z ty�u samochodu zatrzasn�y si�, a on dalej mamrota� co� do siebie i zbiera� papierowe kubki po kawie, sk�rki od banan�w, wpychaj�c je do du�ej papierowej torby po zakupach, kt�r� po�o�y� wreszcie w k�cie samochodu. Na koniec wyci�gn�� b��kitno-bia�� podr�n� ch�odziark� i j� r�wnie� umie�ci� z ty�u. Wyblak�y napis, wymalowany czerwon� farb�, niewiele ju� odcinaj�c� si� od zieleni samochodu, informowa�: �Kincaid - Fotografia, Bellingham, Waszyngton�. - W porz�dku, my�l�, �e teraz ju� uda si� pani tutaj wcisn��. - Przytrzyma� jej boczne drzwi, potem obszed� samoch�d, �eby dosta� si� do siedzenia kierowcy i z przedziwn�, zwierz�c� wprost gracj� wsun�� si� za kierownic�. Spojrza�, w�a�ciwie rzuci� tylko okiem na Francesk�, u�miechn�� si� lekko i zapyta�: - Kt�r�dy? - Prosto - wyci�gn�a przed siebie r�k�. Przekr�ci� kluczyk, starter zazgrzyta�, ale silnik zapali�. Ruszyli, podskakuj�c na dr�ce wiod�cej do domu; d�ugie nogi Roberta naciska�y automatycznie peda�y. Patrzy�a na jego stare levisy i widoczne spod nogawek sk�rzane br�zowe buty, kt�re najwyra�niej mia�y za sob� wiele dziesi�tk�w mil. Pochyli� si�, si�gaj�c do schowka i niechc�cy musn�� przedramieniem jej udo. Usi�uj�c patrze� jednocze�nie przed siebie i do schowka, wyci�gn�� z niego wizyt�wk� i wr�czy� jej. �Robert Kincaid, fotoreporter� Poni�ej widnia� jego adres i numer telefonu. - Przyjecha�em tutaj na zlecenie �National Geographic� - powiedzia�. - Zna pani to pismo? - Tak - Franceska kiwn�a g�ow� i pomy�la�a: Jak ka�dy. - Przygotowuj� reporta� o krytych mostach i wygl�da na to, �e tutaj, w Iowie, zachowa�o si� kilka najbardziej interesuj�cych. Zlokalizowa�em sze��, ale zdaje si�, �e gdzie� niedaleko powinien by� jeszcze jeden. - Nazywa si� Most Rosemana - Franceska spr�bowa�a przekrzycze� ha�as wiatru i silnika. W�asny g�os zabrzmia� w jej uszach jako� dziwnie, jakby to nie ona wo�a�a, lecz kto inny, na przyk�ad nastolatka, kt�ra wychyla si� przez okno w Neapolu, wpatruj�c si� w daleki port lub lini� tor�w kolejowych, w oczekiwaniu na przybycie nie istniej�cego kochanka. M�wi�c, patrzy�a na jego napinaj�ce si� musku�y, kiedy przesuwa� d�wigni� bieg�w. Na jej siedzeniu le�a�y dwa plecaki. Jeden by� zasznurowany, ale spod odrzuconej klapy drugiego wy�ania� si� srebrnoczarny kszta�t aparatu fotograficznego. Do obudowy przyczepiony by� kawa�ek opakowania filmu z informacj� o parametrach: kodachrome II, ekspozycja 25.36. Mi�dzy paczkami tkwi�a zwini�ta br�zowa kamizelka z mn�stwem kieszeni. Z jednej wystawa� cienki przew�d zako�czony wtyczk�. U jej st�p le�a�y dwa statywy. Czas ich nie oszcz�dzi�, ale zdo�a�a odczyta� napis na jednej nalepce: �Gitzo�. Kiedy m�czyzna otwiera� schowek, zauwa�y�a w nim pe�no map, notes�w, d�ugopis�w, pude�ek po filmach, drobnych pieni�dzy - i karton cameli. - Prosz� zjecha� w prawo przy nast�pnym zakr�cie. - Odwr�ci�a si� do niego. To pozwoli�o jej zerkn�� na profil Roberta Kincaida. Mia� ogorza�� sk�r�, g�adk�, a w tej chwili l�ni�c� od potu. �adne usta, nie wiadomo dlaczego zauwa�y�a to od razu. Nos taki, jaki widzia�a u Indian, kiedy wybrali si� ca�� rodzin� na zach�d, gdy dzieci by�y jeszcze ca�kiem ma�e. Nie by� przystojny, w ka�dym razie nie w utartym znaczeniu tego s�owa. Nie by� te� przeci�tny. Takie okre�lenia po prostu do niego nie pasowa�y. A jednak co� w nim by�o. Co� odwiecznego i jakby zmaltretowanego up�ywem czasu, nie w wygl�dzie, ale w oczach. Na lewym nadgarstku nosi� jaki� nies�ychanie skomplikowanie wygl�daj�cy zegarek, ze sk�rzanym, ciemnobr�zowym od potu paskiem. Na prawym przegubie srebrn� bransolet� o zawi�ym splocie. Przyda�oby si� j� oczy�ci�, pomy�la�a, a potem zgani�a siebie, �e reaguje jak ma�omiasteczkowa �ona, przed czym buntowa�a si� od lat. Robert Kincaid wyci�gn�� z kieszeni koszuli paczk� papieros�w, wytrz�sn�� jednego do po�owy i pocz�stowa� j�. Po raz drugi w ci�gu pi�ciu minut zaskoczy�a sam� siebie i si�gn�a po camela. Co ja wyprawiam? - pomy�la�a. Wiele lat temu pali�a papierosy, ale rzuci�a, poniewa� Richard nieustannie mia� jej to za z�e. Robert wytrzasn�� jeszcze jednego, w�o�y� mi�dzy wargi, wykrzesa� ogie� ze z�otej zapalniczki marki Zippo i skierowa� p�omie� w jej stron� nie odrywaj�c wzroku od drogi. Z�o�onymi d�o�mi os�oni�a zapalniczk�. Poniewa� samoch�d podskakiwa� na wybojach, musia�a przytrzyma� jego r�k�, �eby przypali� papierosa. Trwa�o to tyle, co mgnienie oka, a jednak zd��y�a poczu� ciep�o d�oni i ma�e w�osy na jej grzbiecie. Cofn�a si�, a on przysun�� zapalniczk� do swego papierosa i ruchem �wiadcz�cym o wieloletniej wprawie os�oni� p�omie�, zdejmuj�c na u�amek sekundy d�onie z kierownicy. Franceska Johnson, �ona farmera, czu�a si� ca�kiem dobrze na zakurzonym siedzeniu furgonetki, z zapalonym papierosem. Znowu wyci�gn�a przed siebie r�k�. - To tutaj, zaraz za zakr�tem. Przed nimi widnia� most przerzucony ponad niewielkim strumieniem, zapad�y nieco od staro�ci, pomalowany czerwon�, �uszcz�c� si� ju� farb�. Wtedy Robert Kincaid u�miechn�� si�. Rzuci� jej kr�tkie spojrzenie. - Wspania�y - powiedzia�. - Istny strza� w dziesi�tk�. Zatrzyma� si� o jakie� sto krok�w od mostu i wysiad� z furgonetki, zabieraj�c ze sob� ot