13925

Szczegóły
Tytuł 13925
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby pdf był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

 

13925 PDF Ebook podgląd online:

Pobierz PDF

 

 

 


 

Zobacz podgląd 13925 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 13925 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.

13925 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:

 

Margaret Weis, Tracy Hickman WOJNA DUSZ TOM l SMOKI UPAD�EGO S�O�CA Prze�o�y� Micha� Jakuszewski Tytu� orygina�u Dragons of a Fallen Sun Dedykowane z wyrazami wdzi�czno�ci Peterowi Adkinsonowi, dzi�ki kt�remu magia wr�ci�a do �wiata Smoczej Lancy. Pie�� Miny Dzie� ju� si� sko�czy� i w naszej mocy Nie le�y powstrzymanie nocy. Kwiaty �pi� i mv zamknijmy oczy, To dnia ostatnie ju� tchnienie. Czarna noc wsz�dzie zaleg�a Tam, gdzie gwiazd dusze odleg�ych Od �wiata, kt�rym w�adaj� Smutek, strach, �mier� i zniszczenie. Za�nij, m�j mi�y, za�nij na wieki. Zaci�nij mocno obie powieki. Nie b�j si� nocy czarnej opieki. Za�nij, m�j mi�y, za�nij na wieki. Nasze dusze mrok wkr�tce poch�onie, Skryjemy si� w jego zimnej toni. W pustce Pani, kt�ra w d�oniach Trzyma nitki naszych los�w. Wojownicy, �nijcie o ciemno�ci, Poczujcie dotyk s�odkiej rado�ci Ma��onki Nocy i jej mi�o�ci do tych, kt�rzy s�uchaj� jej g�osu. Za�nij, m�j mi�y, za�nij na wieki. Zaci�nij mocno obie powieki. Nie b�j si� nocy czarnej opieki. Za�nij, m�j mi�y, za�nij na wieki. Zamknijmy oczy, oddech wstrzymajmy, Wszyscy si� woli jej dzi� poddajmy I swe s�abo�ci szybko wyznajmy, Karku przed ni� zginaj�c. Pot�ga ciszy niebo przes�ania, Nikt z nas nie zdo�a poj�� otch�ani, Co wszystkie nasze dusze poch�ania, Kres strachom i smutkom daj�c. Za�nij, m�j mi�y, za�nij na wieki. Zaci�nij mocno obie powieki. Nie b�j si� nocy czarnej opieki. Za�nij, m�j mi�y, za�nij na wieki. KSI�GA I l Pie�� �mierci Krasnoludowie zwali t� dolin� Gamashinoch - Pie�ni� �mierci. Nikt spo�r�d �ywych nie przychodzi� tu z w�asnej woli. Tymi, kt�rzy to robili, kierowa�a desperacja lub gwa�towna potrzeba b�d� te� po prostu wykonywali rozkaz dow�dcy. Z ka�d� chwil� zbli�ali si� do opustosza�ej doliny i s�yszeli �pie�� ju� od kilku godzin. By�a straszliwa, niesamowita. Jej s�owa, kt�re nigdy nie by�y w pe�ni wyra�ne, do ko�ca rozr�nialne - przynajmniej nie dla zwyk�ego ucha - m�wi�y o �mierci i o jeszcze gorszym losie. Opiewa�y uwi�zienie, gorzk� frustracj�, wieczne m�czarnie. To by� lament, pe�en t�sknoty za miejscem zapami�tanym przez dusz� - na zawsze utraconym pokojem i szcz�ciem. Gdy rycerze po raz pierwszy us�yszeli owe �a�obne tony, �ci�gn�li mocno wodze, si�gaj�c jednocze�nie po miecze, i rozejrzeli si� wok�. - Co to? - krzyczeli. - Kto idzie? Nikt jednak tamt�dy nie szed�. Nikt z �yj�cych. Rycerze zerkn�li na dow�dc�, kt�ry stan�� w strzemionach, spogl�daj�c na wznosz�ce si� z obu stron wynios�e urwiska. - To nic - orzek� wreszcie. - Wiatr zawodzi w�r�d ska�. Jedziemy. Pop�dzi� konia kr�tym traktem, kt�ry wi�d� przez g�ry znane jako W�adcy Zag�ady. Podkomendni jechali za nim g�siego, gdy� jar by� zbyt w�ski, aby konny patrol m�g� nim pod��a� rami� przy ramieniu. - Nieraz ju� s�ysza�em, jak zawodzi wiatr, panie - mrukn�� jeden z rycerzy - i on nigdy nie przemawia jak cz�owiek. Ten g�os m�wi nam, �eby�my si� tu nie zapuszczali i lepiej go pos�uchajmy. - Nonsens! - Dow�dca szponu, Ernst Magit, odwr�ci� si� w siodle, aby spojrze� ze z�o�ci� na zwiadowc�. - G�upie przes�dy. Ale przecie� wy, minotaurowie, s�yniecie z tego, �e uparcie trzymacie si� niedzisiejszych zwyczaj�w i zacofanych pogl�d�w. Pora ju� wkroczy� w nowoczesno��. Bogowie odeszli. Moim zdaniem nie ma czego �a�owa�. Teraz �wiatem w�adamy my, ludzie. Z pocz�tku Pie�� �mierci �piewa� pojedynczy kobiecy g�os. Teraz do��czy� do niego pe�en strachu ch�r m�czyzn, kobiet i dzieci, wykonuj�cych przera�liwy hymn rozpaczy i smutku, kt�ry ni�s� si� echem po�r�d g�r. Kilka koni sp�oszy�o si�, s�ysz�c ten sm�tny d�wi�k i nie chcia�o i�� dalej. Zreszt�, je�d�cy nie nak�aniali ich do tego zbyt usilnie. Wierzchowiec Magita r�wnie� si� sp�oszy� i zacz�� ta�czy�. Rycerz zatopi� ostrogi w jego bokach, zostawiaj�c w nich g��bokie, krwawe bruzdy. Rumak powl�k� si� niech�tnie naprz�d z opuszczonym �bem, strzyg�c uszami. Dow�dca szponu pokona� jakie� p� mili, nim przysz�o mu do g�owy, �e nie s�yszy za sob� t�tentu kopyt. Obejrza� si� i zobaczy�, �e zosta� sam. Nikt z podkomendnych nie pod��y� za nim. Zawr�ci� w�ciek�y i pocwa�owa� w ich stron�. Po�owa patrolu zsiad�a z koni, a reszta mia�a bardzo niewyra�ne miny. Ich rumaki dr�a�y. - G�upie bydlaki maj� wi�cej rozumu ni� ich panowie - mrukn�� stoj�cy na trakcie minotaur. Tylko nieliczne konie pozwala�y si� dosi��� minotaurowi, a jeszcze mniej by�o takich, kt�re mog�y d�wiga� tak wielkie istoty. Galdar mia� siedem st�p wzrostu, ��cznie z rogami, i swobodnie dotrzymywa� kroku patrolowi, biegn�c obok konia dow�dcy. Magit nie zsiad� z rumaka. Zacisn�� d�onie na ��ku siod�a, spogl�daj�c na rycerzy. By� wysokim, bardzo chudym m�czyzn�, jednym z tych, kt�rych ko�ci wydaj� si� zwi�zane stalowym drutem - by� znacznie silniejszy ni� na to wygl�da�. W jego za�zawionych, niebieskich oczach nie widzia�o si� inteligencji ani g��bi. S�yn�� z okrucie�stwa, utrzymywania �elaznej - wielu powiedzia�oby �bezmy�lnej� - dyscypliny oraz ca�kowitego po�wi�cenia tylko jednej sprawie: sprawie Ernsta Magita. - Dosi�dziecie koni i ruszycie za mn� - oznajmi� zimno dow�dca szponu - albo z�o�� skarg� do komendanta grupy na ka�dego z was z osobna. Oskar�� was o tch�rzostwo, zdrad� wizji i bunt. Jak dobrze wiecie, kar� za ka�de z tych przewinie� jest �mier�. - Czy mo�e to zrobi�? - wyszepta� jaki� nowo pasowany rycerz, kt�ry pierwszy raz wyruszy� na wypraw�. - Mo�e - mrukn�� pos�pnie jeden z weteran�w - i zrobi. Rycerze dosiedli koni i pod��yli naprz�d, spinaj�c rumaki ostrogami. Byli zmuszeni omin�� Galdara, kt�ry nadal sta� po�rodku drogi. - Odmawiasz wykonania rozkazu, minotaurze? - zapyta� rozsierdzony Magit. - Lepiej si� zastan�w. Mo�e i jeste� protegowanym Protektora Czaszki, ale w�tpi�, czy to ci pomo�e, je�li oskar�� ci� przed Rad� jako tch�rza i wiaro�omc�. A s�dz�c z tego, co s�ysza�em, Galdarze - ci�gn�� drwi�cym, konfidencjonalnym szeptem, opieraj�c si� o szyj� wierzchowca - tw�j pan mo�e nie by� ju� tak bardzo skory ci� os�ania�. Jednor�ki minotaur, na kt�rego nawet pobratymcy spogl�daj� z lito�ci� i wzgard�. Minotaur zdegradowany do pozycji �zwiadowcy�. Wszyscy wiemy, �e przyznali ci j� tylko dlatego, �e musieli co� z tob� zrobi�. S�ysza�em zreszt� sugestie, �eby pop�dzi� ci� na pastwisko razem z reszt� kr�w. Galdar zacisn�� pi��, sw� jedyn� pi��, tak mocno, �e ostre paznokcie wbi�y mu si� w cia�o. �wietnie wiedzia�, �e Magit chce go sprowokowa� do walki. Tutaj, gdzie nie by�o zbyt wielu �wiadk�w. Gdzie m�g�by zabi� kalekiego minotaura i po powrocie do domu twierdzi�, �e walka by�a uczciwa i chwalebna. Galdarowi nie zale�a�o zbytnio na �yciu, odk�d utrata prawej r�ki przemieni�a go ze straszliwego wojownika w pieszego zwiadowc�. Nie mia� jednak zamiaru gin�� z r�k Ernsta Magita. Nie da mu tej satysfakcji. Omin�� dow�dc�, kt�ry rozci�gn�� w�skie usta w szyderczym u�mieszku. Patrol ponownie ruszy� w drog�. Mieli nadziej�, �e dotr� na miejsce przed zachodem s�o�ca, nawet je�li jego zimny, szary blask nie ogrzewa� tu niczego. �a�obna Pie�� �mierci nie milk�a ani na chwil�. Po twarzy jednego z rekrut�w sp�ywa�y strumienie �ez. Weterani jechali zgarbieni, jakby liczyli na to, �e os�oni� uszy ramionami. Nawet gdyby zatkali je sobie paku�ami, nic by im to nie pomog�o. S�yszeliby straszliw� pie��, nawet gdyby przek�uli sobie b�benki. Pie�� �mierci s�ysza�o si� w sercu. Patrol wjecha� do doliny o nazwie Neraka. Dawno temu, w niepami�tnych czasach bogini Takhisis, Kr�lowa Ciemno�ci zostawi�a na jej po�udniowym kra�cu kamie� w�gielny uratowany ze zniszczonej �wi�tyni kr�la kap�ana Istar. Kamie� zacz�� rosn��, wch�aniaj�c w siebie z�o �wiata, a� wreszcie zmieni� si� w straszliw�, ogromn� �wi�tyni�; �wi�tyni� wspania�ej, odra�aj�cej Ciemno�ci. Mia�a ona sta� si� dla Takhisis wrotami, umo�liwiaj�cymi jej powr�t do �wiata, z kt�rego wygna� j� Huma Smokob�jca, ale powstrzyma�y j� mi�o�� i po�wi�cenie. Mimo to Takhisis zachowa�a wielk� moc i wypowiedzia�a �wiatu wojn�, kt�ra omal nie doprowadzi�a do jego zniszczenia. Jej zawistni dow�dcy zacz�li jednak walczy� mi�dzy sob� niczym sfora dzikich ps�w, pojawi�a si� te� grupa bohater�w - znale�li oni w swych sercach moc, kt�ra pozwoli�a im powstrzyma�, pokona� i obali� bogini�. W�ciek�o�� Takhisis by�a tak wielka, �e w szale zniszczy�a �wi�tyni� w Nerace. Owego straszliwego dnia mury gmachu eksplodowa�y na zewn�trz i spad�y z nieba deszczem wielkich, czarnych g�az�w, kt�re obr�ci�y w gruzy miasto Neraka. Oczyszczaj�ce po�ary strawi�y budynki przekl�tego grodu, poch�on�y jego targowiska, zagrody dla niewolnik�w oraz liczne wartownie, zasypuj�c popio�em kr�te, przypominaj�ce labirynt ulice. Po z g�r� pi��dziesi�ciu latach po mie�cie nie pozosta� �aden �lad. Po�udniow� cz�� doliny za�cie�a�y od�amki szkieletu �wi�tyni, a popi� dawno ju� unios�y wiatry. Nie ros�y tu �adne ro�liny, a wszelkie �lady �ycia pokry� piasek. Zosta�y tylko czarne g�azy, gruzy �wi�tyni. Wygl�da�y przera�aj�co i nawet Magit, ujrzawszy je po raz pierwszy, zada� sobie w my�lach pytanie, czy post�pi� rozs�dnie, przeje�d�aj�c przez t� cz�� doliny. M�g� wybra� okr�n� drog�, ale to oznacza�oby dodatkowe dwa dni, a i tak ju� by� sp�niony, gdy� sp�dzi� kilka nocy z now� dziwk�, �wie�o pozyskan� przez jego ulubiony zamtuz. Musia� teraz nadrobi� to op�nienie i zdecydowa� si� pojecha� na skr�ty, przez po�udniow� cz�� doliny. Czarna ska�a, z kt�rej zbudowano zewn�trzne mury �wi�tyni, przybra�a krystaliczn� posta�, by� mo�e z powodu si�y wybuchu. Wystaj�ce z piasku g�azy nie by�y szorstkie, lecz g�adkie. Mia�y fasetkowane �ciany i ostre kraw�dzie. Wygl�da�y jak czarne kryszta�y kwarcu, stercz�ce z szarego piasku. Niekt�re z nich si�ga�y wysoko�ci czterech m�czyzn. Ten, kto przyjrza� si� im z bliska, m�g� zobaczy� w nich w�asne odbicie, zniekszta�cone, ale �atwe do rozpoznania. Wszyscy towarzysz�cy Magitowi ludzie dobrowolnie przy��czyli si� do armii Rycerzy Takhisis, skuszeni obietnic� �up�w i niewolnik�w zdobytych na wojnie, upodobaniem do przemocy i zabijania b�d� te� nienawi�ci� do elf�w, kender�w, krasnolud�w czy wszystkich, kt�rzy si� od nich r�nili. Tych ludzi, kt�rzy dawno ju� zapomnieli o wszelkich wy�szych uczuciach, przerazi� wygl�d twarzy odbitych w czarnych kryszta�ach, widzieli bowiem, �e usta odbi� otwieraj� si�, aby za�piewa� straszliw� pie��. Wi�kszo�� zbrojnych zadr�a�a na ten widok i odwr�ci�a po�piesznie spojrzenia. Galdar starannie unika� patrzenia na wysokie, czarne kryszta�y. Gdy tylko je ujrza�, opu�ci� wzrok na znak szacunku i czci. Ernst Magit z pewno�ci� powiedzia�by, �e to przes�dy. Sami bogowie nie przebywali w tej dolinie. Galdar wiedzia�, �e to niemo�liwe. Wygnano ich z Krynnu przed z g�r� trzydziestu laty. Minotaur by� jednak przekonany, �e przetrwa�y tu ich duchy. Magit spojrza� na swe odbite w kamieniu oblicze. Tylko dlatego, �e �w widok budzi� w nim l�k, zmusi� si� do patrzenia odbiciu prosto w oczy. - Nie jestem krow�, kt�ra boi si� w�asnego cienia! oznajmi�, spogl�daj�c znacz�co na Galdara. Dopiero niedawno zacz�� opowiada� te dowcipy o krowach. Uwa�a�, �e s� bardzo zabawne i nies�ychanie oryginalne. Dlatego powtarza� je przy ka�dej okazji. - Krow�? Rozumiesz, minotaurze? Ernst Magit wybuchn�� �miechem. W jego rechot przes�czy�y si� d�wi�ki Pie�ni �mierci, kt�ra nada�a mu melodi� i tonacj� - mroczn� i nieharmonijn�, k��c�c� si� z innymi g�osami. Ten przera�aj�cy efekt wyra�nie wstrz�sn�� Magitem. Dow�dca kaszln�� i ku wyra�nej uldze swych ludzi przesta� si� �mia�. - Ty nas tu sprowadzi�e�, dow�dco szponu - zauwa�y� Galdar. - Wiedzieli�my, �e ta cz�� doliny nie jest zamieszkana, �e nie ukrywaj� si� tu oddzia�y rycerzy solamnijskich, gotowych na nas uderzy�. Mo�emy bezpiecznie zmierza� do celu, pewni, �e nie ma tu nic, co mog�oby nam zagrozi�. Lepiej szybko st�d odjed�my, �eby z�o�y� raport. Konie wjecha�y do po�udniowej cz�ci doliny tak niech�tnie, �e niekt�rzy je�d�cy byli zmuszeni ponownie zsun�� si� z siode�, zas�oni� oczy rumak�w i prowadzi� je za uzd�, jakby ratowali wierzchowce z p�on�cego budynku. Zar�wno ludzie, jak i zwierz�ta wyra�nie pragn�li jak najszybciej st�d znikn��. Wierzchowce przesuwa�y si� ostro�nie w stron� traktu, kt�rym tu przyby�y. Ernst Magit pragn�� opu�ci� to miejsce r�wnie gor�co, jak jego podkomendni, i z tego w�a�nie powodu zdecydowa�, �e tu zostan�. W g��bi duszy by� tch�rzem i zdawa� sobie spraw� z tej s�abo�ci. Ca�e �ycie stara� si� udowodni� samemu sobie, �e nie jest to prawd�, lecz nigdy nie dokona� niczego rzeczywi�cie bohaterskiego. Kiedy tylko by�o to mo�liwe, stara� si� unika� niebezpiecze�stw. To w�a�nie dlatego dowodzi� patrolami, zamiast razem z innymi Rycerzami Neraki oblega� pozostaj�ce w r�kach Solamnijczyk�w miasto Sanction. Cz�sto jednak dokonywa� ma�o wa�nych, niezbyt ryzykownych czyn�w, kt�re nie wi�za�y si� z niebezpiecze�stwem, ale mog�y jemu i jego ludziom udowodni�, �e wcale si� nie boi. Jednym z takich czyn�w mog�o by� sp�dzenie nocy w przekl�tej dolinie. Magit popatrzy� ostentacyjnie na niebo, kt�re mia�o kolor bladej, niezdrowej ��ci. Bardzo osobliwy odcie�, �aden z rycerzy nigdy jeszcze takiego nie widzia�. - Zapada zmierzch - oznajmi� sentencjonalnie. - Nie chcia�bym, �eby noc zasta�a nas w g�rach. Rozbijemy tu ob�z i wyruszymy w dalsz� drog� rano. Rycerze wlepili w swego dow�dc� przera�one, pe�ne niedowierzania spojrzenia. Wiatr przesta� wia�. W ich sercach nie rozbrzmiewa�a ju� pie��. W dolinie zapanowa�a martwa cisza. W pierwszej chwili przywitali j� z rado�ci�, lecz z up�ywem czasu j� znienawidzili. D�awi�a ich, przygniata�a swym ci�arem. Nikt si� nie odzywa�. Czekali, a� Magit powie im, �e by� to tylko �art. Dow�dca szponu zsiad� z konia. - Rozbijemy ob�z w tym miejscu. M�j namiot dowodzenia ustawcie pod tym najwy�szym monolitem. Galdarze, ty b�dziesz nadzorowa� rozbicie namiotu. Mam nadziej�, �e poradzisz sobie z tak prostym zadaniem? Jego s�owa wydawa�y si� nienaturalnie g�o�ne, a g�os brzmia� ochryple i przenikliwie. Przez dolin� przemkn�� nag�y podmuch, zimny i ostry. Wzbi� w powietrze ob�oki py�u, kt�re przemkn�y nad ja�ow� ziemi� i znik�y w oddali. - Pope�niasz b��d, dow�dco - rzek� spokojnym tonem Galdar, staraj�c si� w jak najmniejszym stopniu zak��ci� cisz�. - Nie jeste�my tu mile widziani. - A przez kog� to, Galdarze? - zadrwi� dow�dca szponu Magit. - Przez te g�azy? - Waln�� otwart� d�oni� w czar - ny monolit. - Ha! C� za t�pa, przes�dna krowa! Zsiadajcie z koni i bierzcie si� za rozbijanie namiot�w - doda� twardszym g�osem. - To rozkaz. Ernst Magit rozprostowa� ko�czyny, demonstruj�c pe�en spok�j. Zgi�� si� wp� i wykona� kilka rozlu�niaj�cych �wicze�. Ponurzy, niezadowoleni rycerze wykonali jego polecenie. Rozpakowali juki i zacz�li ustawia� ma�e, dwuosobowe namioty, kt�re nios�a po�owa patrolu. Pozostali wydobyli z baga�y wod� i prowiant. Namiot�w nie uda�o si� rozbi�. �elaznych ko�k�w nie spos�b by�o wbi� w skaliste pod�o�e. Ka�de uderzenie m�otka nios�o si� echem po g�rach, wraca�o do nich stokrotnie wzmocnione, a� wreszcie wydawa�o si�, �e to g�ry uderzaj� w nich. Galdar odrzuci� m�otek, kt�ry �ciska� niezgrabnie w jedynej d�oni. - O co chodzi, minotaurze? - zapyta� Magit. - Jeste� taki s�aby, �e nie potrafisz wbi� ko�ka namiotowego? - Sam spr�buj to zrobi�, dow�dco. Pozostali m�czy�ni r�wnie� odrzucili m�otki. Spogl�dali na Magita z pos�pnym wyzwaniem w oczach. Dow�dca poblad� z gniewu. - Je�li jeste�cie za g�upi, �eby rozbi� zwyk�y namiot, to mo�ecie sobie spa� pod go�ym niebem! Nie pr�bowa� jednak wbi� ko�ka w skaliste pod�o�e. Rozgl�da� si� wok�, a� wreszcie wypatrzy� cztery czarne monolity, tworz�ce nieregularny czworok�t. - Przywi�� m�j namiot do tych g�az�w - rozkaza�. Przynajmniej ja wy�pi� si� dzi� dobrze. Galdar wykona� rozkaz. Obwi�za� sznury wok� podstaw monolit�w, ca�y czas mamrocz�c minotaurze zakl�cie, maj�ce przeb�aga� niespokojne duchy zmar�ych. Rycerze pr�bowali przywi�za� swe wierzchowce do monolit�w, ale zwierz�ta wyrywa�y si� i wierzga�y, pora�one panicznym strachem. W ko�cu przeci�gn�li sznur mi�dzy dwoma g�azami i przywi�zali do niego konie. Niespokojne rumaki zbi�y si� w grup�, wyba�uszaj�c oczy. Trzyma�y si� tak daleko od czarnych g�az�w, jak to tylko by�o mo�liwe. Gdy rycerze zaj�li si� prac�, Magit wyj�� z juk�w map�, omi�t� jeszcze ludzi gro�nym spojrzeniem, aby im przypomnie� o ich obowi�zkach, roz�o�y� przed sob� p�acht� papieru i zacz�� si� jej przygl�da� ze spokojn�, skupion� min�, kt�ra nikogo nie oszuka�a. Poci� si� obficie, cho� nic przecie� nie robi�. Cienie w dolinie stawa�y si� coraz d�u�sze. Ziemia by�a teraz znacznie ciemniejsza od nieba, kt�re rozja�nia�a p�omienno��ta po�wiata. By�o tu gor�co, znacznie cieplej ni� w chwili ich przybycia, lecz z zachodu dociera�y niekiedy zimne powiewy, przynosz�ce ch��d przenikaj�cy do szpiku ko�ci. Rycerze nie wie�li ze sob� drewna na opa�. Zjedli zimne racje, czy mo�e raczej spr�bowali je zje��. Ka�dy k�s by� pe�en piasku, wszystko smakowa�o jak doprawione popio�em, dlatego wyrzucili wi�ksz� cz�� posi�ku. Siedzieli na twardej ziemi i nieustannie ogl�dali si� za siebie, wpatruj�c w cienie. Wszyscy wydobyli miecze. Nie by�o potrzeby wyznacza� wart, gdy� nikt nie mia� zamiaru spa�. - Ha! Tylko sp�jrzcie! - zawo�a� triumfalnie Ernst Magit. - Dokona�em wa�nego odkrycia! �wietnie si� z�o�y�o, �e sp�dzili�my tu troch� czasu. - Wskaza� na map�, a potem na zach�d. - Widzicie ten �a�cuch g�rski? Nie jest zaznaczony na mapie. Z pewno�ci� wypi�trzy� si� dopiero niedawno. Nie omieszkam zwr�ci� na to uwagi Protektora. By� mo�e nadadz� mu nazw� na moj� cze��. Galdar popatrzy� na g�ry. Wsta� powoli i wbi� wzrok w niebo na zachodzie. Na pierwszy rzut oka formacja barwy �elaza i pos�pnego b��kitu faktycznie sprawia�a wra�enie nowo powsta�ego pasma g�rskiego. Po chwili minotaur zwr�ci� jednak uwag� na co�, co dow�dca szponu przeoczy� w swym entuzjazmie. Zjawisko ros�o w przera�aj�cym tempie. - Dow�dco! - zawo�a� Galdar. - To nie jest g�ra! To chmury burzowe! - Jak ju� jeste� krow�, to nie b�d� w dodatku os�em - odpar� Magit. Wzi�� kawa�ek czarnego kamienia, aby pos�u�y� si� nim jak kred� i doda� G�ry Magita do listy cud�w �wiata. - Dow�dco, sp�dzi�em dziesi�� lat na morzu, kiedy by�em m�ody - nie ust�powa� Galdar. - Wiem, jak wygl�da sztorm. Ale czego� takiego nigdy nie widzia�em! �awica chmur ros�a niewiarygodnie szybko. Jej serce by�o czarne jak najg��bsza noc, kipia�o i kot�owa�o si� niczym jaki� nienasycony, wielog�owy potw�r. Najpierw poch�ania�a wierzcho�ki g�r, a potem - w miar� jak si� zbli�a�a - ca�e turnie. Zimny wiatr przybra� na sile, zasypuj�c im oczy i usta piaskiem. Namiot dowodzenia za�opota� szale�czo, pr�buj�c si� zerwa� z uwi�zi. I nagle wiatr za�piewa� t� sam� straszliw� pie��. Wy� i zawodzi� z rozpaczy, krzycza� z b�lu i udr�ki. Targani gwa�townym podmuchem ludzie podnie�li si� z wysi�kiem. - Dow�dco! Musimy ucieka�! - rykn�� Galdar. - Natychmiast! Nim zacznie si� burza! - Tak - zgodzi� si� poblad�y, wstrz��ni�ty Magit. Obliza� wargi, wypluwaj�c z ust piasek. - Tak, masz racj�. Musimy st�d zwiewa�! Mniejsza o namiot! Przyprowad�cie mi konia! Z ciemno�ci wypad�a b�yskawica, kt�ra uderzy�a w ziemi� nieopodal miejsca, gdzie sta�y konie. Zahucza� grom. Wstrz�s zwali� z n�g kilku m�czyzn. Konie stan�y d�ba, kwicz�c i m��c�c kopytami. Rycerze, kt�rzy utrzymali si� na nogach, pr�bowali uspokoi� wierzchowce, te jednak na to nie pozwoli�y. Zerwa�y si� z uwi�zi i pocwa�owa�y w mrok, ogarni�te szalon� trwog�. - �apcie je! - wrzasn�� Ernst, lecz wichura okaza�a si� tak gwa�towna, �e rycerze ledwie mogli utrzyma� si� na nogach. Jeden czy dw�ch post�pi�o kilka chwiejnych krok�w w tamtym kierunku, by�o jednak jasne, �e po�cig nie ma szans powodzenia. Chmury burzowe zakry�y niebo, z �atwo�ci� wygrywaj�c b�j ze s�onecznym blaskiem. S�o�ce znikn�o, pokonane przez ciemno��. Zapad�a noc, pe�na niesionego wichrem piasku. Galdar nie widzia� nawet w�asnej d�oni. Nagle mrok rozproszy�a kolejna pot�na b�yskawica. - Padnij! - rykn��, przywieraj�c raptownie do ziemi. Le�e� p�asko! Nie zbli�a� si� do monolit�w! Niesiony wiatrem deszcz siek� ich z si�� miliona strza� wypuszczonych z �uk�w. Grad uderza� niczym �elazne cepy, dotkliwie rani�c i siniacz�c. Galdar mia� grub� sk�r� i odczuwa� to jak uk�szenia mr�wek, ale pozostali krzyczeli z b�lu i strachu. Gorej�ce w��cznie b�yskawic uderza�y tu� obok i ziemi� wstrz�sa�y pot�ne gromy. Galdar le�a� na brzuchu, walcz�c z impulsem, kt�ry kaza� mu drze� ziemi� d�oni�, aby skry� si� w jej trzewiach. Gdy uderzy�a nast�pna b�yskawica, ze zdumieniem zauwa�y�, �e Ernst Magit zamierza wsta�. - Dow�dco, padnij! - krzykn�� i spr�bowa� go z�apa�. Magit zme�� w ustach przekle�stwo, staraj�c si� kopn�� Galdara w d�o�. Dow�dca szponu pochyli� g�ow� pod wiatr i powl�k� si� ku jednemu z monolit�w. Przykucn�� za nim, tak �e pot�ny g�az os�ania� go przed deszczem i gradem. Usiad� na ziemi, �miej�c si� g�o�no z podkomendnych, opar� plecami o monolit i rozprostowa� nogi. Galdara o�lepi�a kolejna b�yskawica i og�uszy� huk gromu. Wstrz�s wyrzuci� go w g�r� i wbi� z powrotem w ziemi�. Piorun uderzy� tak blisko, �e minotaur s�ysza� skwierczenie, czu� wo� fosforu i siarki. A tak�e czego� innego. Przypalonego mi�sa. Potar� oczy, pr�buj�c cokolwiek zobaczy�. Kiedy odzyska� wzrok, spojrza� na dow�dc� i zobaczy� u st�p monolitu tylko bezkszta�tn� mas�. Pod pokrywaj�c� zw�oki czarn� skorup� tli� si� jeszcze ciemnoczerwony ogie�. Magit zamieni� si� w kawa� przypalonego miecha. Wiatr unosi� bij�cy z niego dym, razem ze strz�pkami zw�glonego cia�a. Sk�ra na twarzy trupa sp�on�a, ods�aniaj�c wyszczerzone w ohydnym u�miechu z�by. - Ciesz� si�, �e nadal si� �miejesz, dow�dco szponu mrukn�� Galdar. - Ostrzega�em ci�. Minotaur przycisn�� si� jeszcze mocniej do ziemi, przeklinaj�c przeszkadzaj�ce mu w tym �ebra. 0 ile to by�o mo�liwe, deszcz rozpada� si� jeszcze bardziej. Galdar zastanawia� si�, jak d�ugo potrwa burza. Wydawa�o si�, �e nie ma ko�ca. Mia� wra�enie, �e urodzi� si� podczas nawa�nicy i zestarzeje si�, a potem umrze, nim si� zako�czy. Czyja� d�o� zacisn�a si� na jego ramieniu i potrz�sn�a nim mocno. - Sp�jrz! - Jeden z rycerzy podczo�ga� si� do niego. - Tam! - M�czyzna przycisn�� usta do ucha minotaura i wrzeszcza� ochryple, aby przekrzycze� szum deszczu, �oskot gradu, bij�ce bez ustanku gromy i jeszcze gorsz� od tego wszystkiego pie�� �mierci. - Co� si� tam poruszy�o! Galdar uni�s� r�k� i popatrzy� w kierunku wskazanym przez rycerza, w samo serce doliny. - Zaczekaj na nast�pn� b�yskawic�! - krzycza� cz�owiek. - Tam! O, tam! Nast�pna b�yskawica nie by�a snopem �wiat�a, lecz zas�on� p�omienia, kt�ra zala�a niebo, ziemi� i g�ry fioletowobia�� �wiat�o�ci�. Ujrzeli zmierzaj�c� ku nim posta�, kt�ra rysowa�a si� na tle straszliwej �uny. Sz�a spokojnie po�r�d szalej�cej burzy. Nie przeszkadza� jej huragan, nie ba�a si� b�yskawic, nie wzdryga�a si�, s�ysz�c grzmoty. - Czy to kto� z naszych? - zapyta� Galdar. W pierwszej chwili pomy�la�, �e jeden z ludzi oszala� i uciek� w panice, tak jak konie. Gdy tylko jednak zada� to pytanie, zrozumia�, �e si� myli. Posta� sz�a, nie bieg�a. Nie ucieka�a, a zbli�a�a si� do nich. Blask zgas�. Zapad�a ciemno�� i posta� znik�a. Galdar czeka� niecierpliwie na nast�pny piorun, kt�ry pozwoli�by mu ujrze� ob��kan� istot�, stawiaj�c� czo�o w�ciek�o�ci burzy. Po chwili ziemi�, g�ry i niebo o�wietli�a jeszcze jedna b�yskawica. Nieznajomy nadal zmierza� w ich stron�. Galdar odnosi� wra�enie, �e pie�� �mierci przerodzi�a si� w hymn pochwalny. 1 znowu ciemno��. Wiatr usta�. Ulewa przesz�a w miarowy deszcz. Grad przesta� pada�. Gromy wybija�y werbel, nadaj�cy rytm krokom niezwyk�ej, mrocznej postaci, kt�ra z ka�d� b�yskawic� by�a coraz bli�ej. Burza przenios�a si� na drug� stron� g�r, do innej cz�ci �wiata. Galdar wsta�. Przemoczeni do suchej nitki rycerze ocierali wod� i b�oto z oczu, spogl�daj�c z przygn�bieniem na mokre koce. Wiatr by� zimny i przenikliwy - wszyscy dr�eli z ch�odu, z wyj�tkiem Galdara, kt�remu gruba sk�ra i futro pozwala�y wytrzyma� niemal ka�dy zi�b. Minotaur strz�sn�� krople deszczu z rog�w i czeka�, a� tajemnicza posta� znajdzie si� w zasi�gu g�osu. Na zachodzie pojawi�y si� l�ni�ce ostrym blaskiem gwiazdy. Wygl�da�o to tak, jakby tylna stra� burzy odkrywa�a je po drodze. Zobaczyli te� jeden z ksi�yc�w, kt�ry rzuca� wyzwanie piorunom. Posta� dzieli�o od nich najwy�ej dwadzie�cia krok�w. Galdar ujrza� wyra�nie przybysza w srebrzystym blasku ksi�yca. To by� cz�owiek - m�odzieniec, s�dz�c po szczup�ym, j�drnym ciele oraz g�adkiej twarzy. W�osy �ci�� bardzo kr�tko, zostawiaj�c na g�owie tylko ciemnorud� szczecin�. Nieobecno�� ow�osienia podkre�la�a rysy twarzy, wysoko ustawione ko�ci policzkowe, ostro zarysowany podbr�dek, �ukowate usta. Mia� na sobie koszul� i tunik� szeregowego pieszego rycerza oraz sk�rzane buty. Nie nosi� miecza. Galdar nie zauwa�y� te� �adnej innej broni. - St�j, kto idzie!? - krzykn�� ochryple. - Zatrzymaj si� na skraju obozu. M�odzieniec wykona� rozkaz. Uni�s� d�onie, aby pokaza�, �e s� puste. Galdar wyci�gn�� miecz. To by�a niezwyk�a noc i nie zamierza� podejmowa� nawet najmniejszego ryzyka. �ciska� niezgrabnie bro� w lewej d�oni. W�a�ciwie nie potrafi� ni� w�ada�. W przeciwie�stwie do innych wojownik�w, kt�rzy stracili ko�czyn�, nigdy nie nauczy� si� walczy� drug� r�k�. Przedtem by� bieg�ym szermierzem, a teraz wymachiwa� tylko niezdarnie or�em, mog�c r�wnie �atwo zrobi� krzywd� sobie, co przeciwnikowi. Ernst Magit wielokrotnie przygl�da� si� nieudolnym �wiczeniom Galdara i rechota� wniebog�osy. Ale wi�cej ju� nie b�dzie si� �mia�. Minotaur ruszy� naprz�d, �ciskaj�c miecz. R�koje�� by�a mokra i �liska. Mia� nadziej�, �e bro� nie wymknie mu si� z r�ki. M�odzieniec nie m�g� wiedzie�, �e Galdar jest ju� jedynie cieniem wojownika. Minotaur wygl�da� gro�nie i troch� si� zdziwi�, �e nieznajomy si� przed nim nie wzdrygn�� - nawet nie wygl�da� na zbytnio zaniepokojonego. - Nie mam broni - oznajmi� przybysz niskim g�osem, kt�ry k��ci� si� z jego m�odzie�czym wygl�dem. Pobrzmiewa� w nim jaki� dziwny tembr, s�odki i melodyjny, w dziwny spos�b przywodz�cy Galdarowi na my�l jeden z g�os�w, kt�re s�ysza� w pie�ni. Ta przesz�a teraz w cichy szept, jakby na znak szacunku. To nie by� g�os m�czyzny. Galdar przyjrza� si� uwa�nie nieznajomemu, jego szczup�ej szyi, kt�ra wygl�da�a jak d�uga �odyga lilii podtrzymuj�ca czaszk� - doskonale g�adk� i pi�knie uformowan�. Popatrzy� na gibkie cia�o. Ramiona nieznajomego by�y muskularne, podobnie jak ukryte pod we�nianymi po�czochami nogi. Mokra koszula, stanowczo zbyt obszerna, zwisa�a lu�no ze szczup�ych bark�w. Galdar nic nie widzia� pod mokr� tkanin� i nie by� pewien p�ci tego cz�owieka. Pozostali rycerze zgromadzili si� wok� minotaura. Wszyscy gapili si� na zmokni�tego m�odzie�ca, kt�ry l�ni� niczym nowo narodzone dziecko. M�czy�ni marszczyli nieufnie brwi. Trudno by�o mie� do nich pretensje. Zadawali sobie to samo pytanie, co Galdar: co, w imi� wielkiego, rogatego boga, kt�iy umar� i osieroci� sw�j lud, robi� ten nieznajomy w przekl�tej dolinie podczas przekl�tej nocy? - Jak si� nazywasz? - zapyta� Galdar. - Mina. Dziewczyna. M�oda dziewczyna. Mia�a najwy�ej siedemna�cie lat... albo i mniej. Cho� przedstawi�a si� popularnym w�r�d ludzi kobiecym imieniem, cho� potrafi� teraz wyczyta� jej p�e� z g�adkiego zarysu szyi i pe�nych gracji ruch�w, nadal mia� w�tpliwo�ci. By�o w niej co� bardzo ma�o kobiecego. Mina u�miechn�a si� lekko, jakby s�ysza�a jego niewypowiedziane w�tpliwo�ci. - Jestem kobiet� - zapewni�a, wzruszaj�c ramionami. - Chocia� to nie ma wi�kszego znaczenia. - Podejd� bli�ej - rozkaza� ostrym tonem Galdar. Pos�ucha�a go i zbli�y�a si� o krok. Spojrza� jej prosto w oczy i omal nie zapar�o mu tchu w piersiach. Widywa� w �yciu ludzi wszelkich rozmiar�w i postaci, nigdy jednak nie spotka� istoty, kt�ra mia�aby takie oczy! Nienaturalnie wielkie i g��boko osadzone, mia�y kolor bursztynu. Ich �renice by�y czarne, a t�cz�wki otoczone obw�dk� cienia. Brak w�os�w sprawia�, �e wydawa�y si� jeszcze wi�ksze. Galdar mia� wra�enie, �e Mina sk�ada si� wy��cznie z oczu. Ich spojrzenie poch�on�o go, tak jak z�oty bursztyn poch�ania cia�a ma�ych owad�w. - Czy ty tutaj dowodzisz? - zapyta�a. Galdar zerkn�� na zw�glone zw�oki le��ce u st�p monolitu. - Teraz tak - stwierdzi�. Mina spojrza�a w tym samym kierunku, zatrzymuj�c na trupie ch�odne, oboj�tne spojrzenie. Potem zwr�ci�a z�ote oczy z powrotem na Galdara. Minotaur m�g�by przysi�c, �e widzi uwi�zione w nich cia�o Magita. - Co tu robisz, dziewczyno? - zapyta� ostrym tonem. - Zgubi�a� si� podczas burzy? - Nie, odnalaz�am podczas niej drog� - odpowiedzia�a. Nie mruga�a powiekami, a jej oczy l�ni�y bursztynowym blaskiem. - Znalaz�am was. Wezwano mnie i odpowiedzia�am na zew. Jeste�cie Rycerzami Takhisis, czy� nie tak? - Kiedy� nimi byli�my - odpar� z przek�sem Galdar. - D�ugo czekali�my na jej powr�t, ale teraz dow�dcy przyznaj� to, co wi�kszo�� z nas wiedzia�a ju� od dawna. Bogini nie wr�ci. Dlatego nadali�my sobie nazw� Rycerzy Neraki. Mina wys�ucha�a jego s��w i zastanowi�a si� nad nimi. Najwyra�niej przypad�y jej do gustu, gdy� skin�a z po wag� g�ow�. - Rozumiem. Przybywam tu po to, aby przy��czy� si� do Rycerzy Neraki. W innym czasie b�d� miejscu rycerze mogliby zachichota� albo wyg�osi� nieuprzejme uwagi. Teraz jednak nie mieli g�owy do �art�w, Galdar r�wnie�. Burza okaza�a si� przera�aj�ca, niepodobna do �adnej, jak� dot�d widzia�, mimo �e prze�y� na tym �wiecie ju� czterdzie�ci lat. Dow�dca szponu nie �y�. Czeka�a ich d�uga droga na piechot�, chyba �e jakim� cudem zdo�aj� odzyska� konie. Nie mieli nic do jedzenia, gdy� wierzchowce unios�y ze sob� wszystkie zapasy. Nie mieli wody poza t�, kt�ra uda si� wy��� z mokrych koc�w. - Powiedz g�upiej smarkuli, �eby ucieka�a do mamy - warkn�� niecierpliwie jeden z rycerzy. - Co teraz zrobimy, poddow�dco? - Uwa�am, �e powinni�my st�d zwiewa� - doda� nast�pny. - Je�li b�dzie trzeba, jestem gotowy i�� ca�� noc. Rozleg� si� ch�ralny pomruk zgody. Galdar podni�s� wzrok. Niebo poja�nia�o. S�ycha� jeszcze by�o gromy, lecz tylko w oddali. Gdzie� na zachodzie, na horyzoncie, rozjarza�y si� fioletowe b�yskawice. Ksi�yc dawa� wystarczaj�co wiele �wiat�a, aby mo�na by�o i��. Galdar czu� si� zm�czony, niezwykle zm�czony. M�czy�ni mieli zapadni�te policzki i wszyscy byli bliscy ostatecznego wyczerpania. Wiedzia� jednak, co czuj�. - Ruszamy - oznajmi�. - Ale najpierw musimy co� zrobi� z tym. Wskaza� kciukiem na tl�ce si� cia�o Ernsta Magita. - Zostawmy je - zasugerowa� jeden z rycerzy. Galdar przecz�co potrz�sn�� rogat� g�ow�. Ca�y czas zdawa� sobie spraw�, �e dziewczyna nie spuszcza z niego swych niezwyk�ych oczu. - Chcecie, �eby do ko�ca �ycia straszy� was jego duch? - zapyta� rycerzy. Popatrzyli na siebie nawzajem, a potem zerkn�li na cia�o. Jeszcze wczoraj rykn�liby �miechem na sam� my�l, �e m�g�by ich straszy� duch Magita. Dzisiaj ju� nie. - To co mamy z nim zrobi�? - zapyta� jeden p�aczliwie. - Nie damy rady pochowa� skurczybyka. Grunt jest za twardy. A na stos nie mamy drewna. - Owi�cie cia�o w namiot - poradzi�a Mina. - Potem usypcie kopiec z tych kamieni. Nie on pierwszy zgin�� w tej dolinie... - doda�a ch�odnym tonem - i nie b�dzie te� ostatni. Galdar obejrza� si� za siebie. Namiot, kt�ry przywi�zali mi�dzy monolitami, by� nietkni�ty, cho� ugina� si� od ci�aru nagromadzonej na p��tnie deszcz�wki. - Dziewczyna ma racj� - stwierdzi�. - Zdejmijcie ten namiot i zr�bcie z niego ca�un. Tylko migiem. Im szybciej si� z tym uporamy, tym pr�dzej b�dziemy mogli ruszy� w drog�. Zdejmijcie te� z niego zbroj� - doda�. - Musimy j� dostarczy� do kwatery g��wnej jako dow�d jego �mierci. - Jak mamy to zrobi�? - zaprotestowa� jeden z �o�nierzy, me kryj�c wstr�tu. - Cia�o przywar�o do metalu, jak przypalony stek do rusztu. - Trzeba b�dzie ci�� - stwierdzi� Galdar. - Wyczy��cie zbroj� najlepiej, jak si� da. Nie lubi�em go a� tak bardzo, �ebym chcia� wlec ze sob� kawa�ki jego cia�a. M�czy�ni wzi�li si� do makabrycznej roboty, chc�c jak najszybciej z ni� sko�czy�. Galdar odwr�ci� si� i zobaczy�, �e wielkie, bursztynowe oczy Miny wci�� spogl�daj� na niego. - Wracaj do domu, dziewczyno - powiedzia� szorstko. - B�dziemy w�drowa� szybko. Nie mamy czasu chucha� na ciebie. Poza tym, jeste� kobiet�, a ci �o�nierze nie s�yn� z poszanowania dla czci niewie�ciej. Lepiej uciekaj do domu i rodziny. - To jest m�j dom - odpar�a Mina, rozgl�daj�c si� po dolinie. W czarnych monolitach odbija� si� blask gwiazd, jakby g�azy przywo�ywa�y do siebie blade, zimne gwiazdy. A rodzin� w�a�nie sobie znalaz�am. Zostan� rycerzem. To moje powo�anie. Poirytowany Galdar nie wiedzia�, co na to powiedzie�. Towarzystwo tej niesamowitej kobiety-dziecka by�o ostatni� rzecz�, jakiej pragn��. Wydawa�a si� jednak tak spokojna, tak ab - solutnie panowa�a nad sob� i nad sytuacj�, �e nie przychodzi� mu do g�owy �aden racjonalny argument. Przemy�la� spraw� i zacz�� wsuwa� miecz do pochwy. By�a mokra i �liska, a on nie trzyma� broni zbyt pewnie i w rezultacie omal jej nie wypu�ci�. Nie dawa� jednak za wygran�. Podni�s� wzrok i przeszy� dziewczyn� w�ciek�ym spojrzeniem, ostrzegaj�c j�, aby nie wa�y�a si� cho�by u�miechn�� ze wzgardy czy lito�ci. Mina obserwowa�a bez s�owa jego wysi�ki. Jej twarz nic nie wyra�a�a. Wreszcie Galdar zdo�a� wepchn�� miecz do pochwy. - Je�li chcesz wst�pi� do rycerstwa, to najlepiej b�dzie, jak zg�osisz si� do miejscowej kwatery g��wnej i podasz swoje imi�. Zacz�� recytowa� zasady werbunku i wylicza� wymagane elementy szkolenia. M�wi�, �e potrzebne s� lata trudu i po�wi�ce�, lecz ca�y czas my�la� o Magicie, kt�ry po prostu kupi� sobie wst�pienie do rycerskiego stanu. Nagle zda� sobie spraw�, �e dziewczyna nie s�ucha jego s��w. Mia� wra�enie, �e przemawia do niej jaki� inny g�os g�os, kt�rego nie s�ysza�. Wpatrywa�a si� w pustk�, a jej g�adka twarz by�a ca�kowicie pozbawiona wyrazu. Przesta� m�wi�. - Czy nie jest ci trudno walczy� jedn� r�k�? - zapyta�a. �ypn�� na ni� ponuro. - Mo�e i nie jest mi �atwo - przyzna� zjadliwym tonem - ale dam rad� �ci�� ci ten ostrzy�ony �eb! - Jak si� nazywasz? - zapyta�a z u�miechem. Odwr�ci� si�. Rozmowa by�a sko�czona. Rycerze zdo�ali ju� oddzieli� Magita od zbroi i zawijali w namiot wci�� tl�ce si� cia�o. - Galdar, prawda? - ci�gn�a Mina. Odwr�ci� si� zdumiony, zastanawiaj�c si�, sk�d zna jego imi�. Z pewno�ci� us�ysza�a je od kt�rego� z rycerzy, pomy�la�. Nie przypomina� sobie jednak, aby kto� zwr�ci� si� do niego po imieniu. - Podaj mi r�k�, Galdarze - poprosi�a. Przeszy� j� w�ciek�ym spojrzeniem. - Uciekaj st�d, p�ki jeszcze mo�esz, dziewczyno! Nie mamy nastroju na g�upie zabawy. M�j dow�dca nie �yje. Teraz ja odpowiadam za tych �o�nierzy. Nie mamy wierzchowc�w ani prowiantu. - Podaj mi r�k�, Galdarze - powt�rzy�a cicho Mina. Na d�wi�k jej g�osu, szorstkiego i s�odkiego zarazem, mi�dzy g�azami ponownie zabrzmia�a pie��. Galdar poczu�, �e je�� mu si� w�osy na grzbiecie. Przeszy� go dreszcz, biegn�cy wzd�u� kr�gos�upa. Chcia� si� odwr�ci� od dziewczyny, lecz nagle uni�s� lew� r�k�. - Nie, Galdarze - sprzeciwi�a si� Mina. - Praw�. Podaj mi praw� r�k�. - Nie mam prawej r�ki! - krzykn�� minotaur g�osem pe�nym w�ciek�o�ci i b�lu. G�os uwi�z� mu w gardle. M�czy�ni odwr�cili si�, wystraszeni tym urwanym krzykiem. Galdar wytrzeszczy� oczy z niedowierzania. R�k� uci�to mu w barku. Z kikuta wyrasta�a teraz widmowa podobizna jego prawej ko�czyny. Obraz migota� na wietrze, jakby r�ka by�a zrobiona z dymu i popio�u, widzia� j� jednak wyra�nie i dostrzega� te� jej odbicie w czarnym, g�adkim monolicie. Czu� fantomow� r�k�, ale przecie� czu� j� zawsze, nawet gdy jej nie by�o. Jego r�ka, jego prawa r�ka, unios�a si� w g�r�. Palce jego d�oni, prawej d�oni, wyprostowa�y si� z dr�eniem. Mina wyci�gn�a r�k� i dotkn�a fantomowej d�oni minotaura. - Prawa r�ka zosta�a ci zwr�cona - oznajmi�a. Galdar gapi� si� na ni� z bezbrze�nym zdumieniem. Jego r�ka. Jego prawa r�ka... Nie by�a to ju� fantomow� ko�czyna z popio�u i dymu, ko�czyna ze sn�w, kt�r� utraci w chwili przebudzenia. Galdar zamkn�� oczy, zaciskaj�c mocno powieki, a potem znowu je otworzy�. R�ka nie znikn�a. Rycerze zamarli w bezruchu, oniemiali z wra�enia. Ich twarze w blasku ksi�yca by�y trupioblade. Gapili si� na Galdara, na jego r�k� i na Min�. Minotaur rozkaza� palcom rozprostowa� si� i zacisn��. Pos�ucha�y go. Uni�s� lew� r�k� i dotkn�� dr��c� d�oni� prawego ramienia. Sk�ra by�a ciep�a, a futro mi�kkie. To by�a prawdziwa ko�czyna, z krwi i ko�ci! Opu�ci� j� i wyci�gn�� miecz. Jego palce zacisn�y si� mi�o�nie na r�koje�ci. Nagle o�lepi�y go �zy. Osun�� si� na kolana, s�aby i rozdygotany. - Pani - rzek� g�osem dr��cym z zachwytu i boja�ni. - Nie wiem, w jaki spos�b tego dokona�a�, ale jestem twoim d�u�nikiem a� po kres mych dni. Pro�, o co tylko zechcesz. - Przysi�gnij na sw� praw� r�k�, �e spe�nisz m�j � pro�b� - za��da�a Mina. - Przysi�gam! - zawo�a� ochryp�ym g�osem minotaur. - Zr�b mnie waszym dow�dc�. Galdarowi opad�a szcz�ka. Otworzy� i zamkn�� usta. Prze�kn�� �lin�. - Po... polec� ci� prze�o�onym... - Zr�b mnie waszym dow�dc� - powt�rzy�a, g�osem twardym jak grunt, i mrocznym jak monolity. - Ja nie walcz� dla zysku. Nie walcz� dla zdobyczy. Nie walcz� dla w�adzy. Walcz� tylko dla jednej sprawy. Dla chwa�y. Nie w�asnej, lecz mojego boga. - A co to za b�g? - zapyta� Ga�dar g�osem pe�nym boja�ni. Mina rozci�gn�a usta w srogim u�miechu, bladym i zimnym. - Jego imienia nie wolno wypowiada�. M�j b�g jest Jedynym Bogiem. Tym, kt�ry mknie na skrzyd�ach burzy, tym, kt�ry w�ada noc�. Tylko Jedyny B�g m�g� uczyni� ci� zn�w w pe�ni sprawnym. Przysi�gnij mi wierno��, Galdarze. Pod�� za mn� do zwyci�stwa. Minotaur pomy�la� o wszystkich dow�dcach, pod kt�rych rozkazami s�u�y�. Dow�dcach takich jak Emst Magit, kt�rzy przewracali oczami, gdy tylko wspomniano o Wizji Neraki. Wizja by�a oszustwem, mitem, wiedzia�a o tym wi�kszo�� rycerzy wy�szego szczebla. O dow�dcach takich jak Mistrz Lilii, patron Galdara, kt�ry otwarcie ziewa�, gdy recytowano Przysi�g� Krwi, kt�ry przyj�� minotaura do rycerstwa dlatego, �e uwa�a� to za �wietny �art. Dow�dcach takich jak obecny Pan Nocy, Targonne, o kt�rym wszyscy wiedzieli, �e kradnie fundusze z kufr�w rycerstwa. Uni�s� g�ow� i spojrza� w bursztynowe oczy dziewczyny. - Jeste� moim dow�dc�, Mino - oznajmi�. - Przysi�gam wierno�� tobie i nikomu innemu. Ponownie dotkn�a jego d�oni. Jej dotyk by� bolesny, podgrzewa� krew minotaura do temperatury wrzenia. Galdar radowa� si� tym wra�eniem, cieszy� si� prawdziwym b�lem. Zbyt d�ugo ju� czu� imaginowany b�l w ko�czynie, kt�rej nie mia�. - B�dziesz moim zast�pc�, Galdarze. - Skierowa�a bursztynowe oczy na pozosta�ych �o�nierzy. - Czy reszta te� p�jdzie za mn�? Niekt�rzy rycerze byli z Galdarem w chwili, gdy straci� r�k�, widzieli tryskaj�c� z kikuta krew. Czterech z nich trzyma�o go, gdy chirurg amputowa� zdruzgotan� ko�czyn�. S�yszeli, jak b�aga� o �mier�, kt�rej nie chcieli mu ofiarowa�, �mier�, kt�rej nie m�g� w my�l nakaz�w honoru zada� sobie sam. Ci ludzie patrzyli na jego now� ko�czyn�, widzieli, �e Galdar znowu trzyma miecz. Widzieli, �e dziewczyna przesz�a bez szkody przez �mierciono�n�, nienaturaln� burz�. Niekt�rzy przekroczyli ju� trzydziestk�. Walczyli w brutalnych wojnach i trudnych kampaniach. Galdar m�g� sobie przysi�ga� wierno�� tej dziwnej kobiecie-dziecku. Odda�a mu r�k�. Ale oni... Mina nie naciska�a na nich, nie prosi�a ani nie przekonywa�a. Wydawa�o si�, �e uwa�a ich zgod� za oczywist�. Ruszy�a ku le��cemu pod monolitem, cz�ciowo owini�temu w namiot, trupowi dow�dcy szponu. Po drodze podnios�a z ziemi napier�nik Magita, przyjrza�a mu si� uwa�nie, wsun�a r�ce pod rzemienie i w�o�y�a go na mokr� koszul�. By� dla niej za du�y i zbyt ci�ki. Galdar spodziewa� si�, �e dziewczyna pochyli si� pod ci�arem zbroi. Rozdziawi� usta z wra�enia, widz�c, jak metal rozjarzy� si� czerwonym blaskiem, zmieni� kszta�t i przywar� do smuk�ego cia�a Miny, obejmuj�c j� niczym kochanek. Napier�nik przedtem by� czarny, ozdobiony wizerunkiem czaszki. W zbroj� uderzy� piorun, lecz uszkodzenia okaza�y si� bardzo niezwyk�e. Uderzenie rozszczepi�o czaszk� na dwoje i przeszywa�a j� obecnie stalowa b�yskawica. - To b�dzie moje god�o - oznajmi�a Mina, dotykaj�c czaszki. W�o�y�a reszt� zbroi Magita, zak�adaj�c szelki na ramiona i wsuwaj�c na nogi nagolenniki. Ka�dy fragment rynsztunku rozjarza� si� pod jej dotykiem niby w ku�ni i wszystkie po ostygni�ciu pasowa�y na ni� idealnie. Podnios�a he�m, nie w�o�y�a go jednak na g�ow�, lecz wr�czy�a Galdarowi. - Nie� go dla mnie, poddow�dco - rozkaza�a. Uj�� he�m w d�onie z dum� i czci�, jakby by� to magiczny przedmiot, kt�rego poszukiwa� przez ca�e �ycie. Mina ukl�k�a obok cia�a Ernsta Magita, unios�a jego martw�, zw�glon� d�o�, pochyli�a g�ow� i zacz�a si� modli�. Nikt nie s�ysza� wypowiadanych przez ni� s��w, nikt nie wiedzia�, co i do kogo m�wi�a. Po�r�d g�az�w rozbrzmia�y j�kliwe tony Pie�ni �mierci. Gwiazdy i ksi�yc znikn�y, spowi�a je ciemno��. Mina modli�a si�, a jej szept przynosi� pociech�. Kiedy wsta�a, zobaczy�a, �e wszyscy rycerze kl�cz� przed ni�. W mroku nie mogli zobaczy� swych towarzyszy ani nawet w�asnych cia�. Widzieli tylko j�. - Jeste� moim dow�dc�, Mino - oznajmi� jeden z nich, patrz�c na ni� jak umieraj�cy z g�odu patrzy na chleb, a spragniony na ch�odn� wod�. - �lubuj� ci wierno�� na ca�e �ycie. - Nie mnie - sprostowa�a. - Jedynemu Bogu. - Jedynemu Bogu! - Ich g�osy do��czy�y do pie�ni, kt�ra nie budzi�a ju� w nich strachu, lecz zachwyt. By�a wezwaniem do broni. - Minie i Jedynemu Bogu! W monolitach rozb�ys�y gwiazdy. W b�yskawicy na napier�niku Miny zal�ni� ksi�ycowy blask. Znowu us�yszeli �oskot, lecz tym razem nie dobiega� on z nieba. - Konie! - krzykn�� jeden z rycerzy. - Konie wr�ci�y! Na czele grupy bieg� rumak, jakiego �aden z nich nigdy w swym �yciu nie widzia�. Czerwony jak wino albo krew ko� zostawi� pozosta�e wierzchowce daleko z ty�u. Podbieg� wprost do Miny, tr�ci� j� nosem i po�o�y� g�ow� na jej ramieniu. - Wys�a�am Zimnego Ognia po wasze wierzchowce. B�d� nam potrzebne - oznajmi�a Mina, g�aszcz�c czerwonego deresza po czarnej grzywie. - Natychmiast ruszamy na po�udnie. Za trzy dni musimy dotrze� do Sanction. - Do Sanction! - wydysza� Galdar. - Ale, dziewczyno... to znaczy, dow�dco szponu, nad tym miastem panuj� rycerze solamnijscy! Trwa obl�enie. Nasz� plac�wk� jest Khur, a nasze rozkazy... - Natychmiast ruszamy do Sanction - powt�rzy�a Mina. Patrzy�a na po�udnie, ani na chwil� nie odwracaj�c wzroku. - Ale dlaczego, dow�dco szponu? - zapyta� Galdar. - Dlatego �e otrzymali�my wezwanie - pad�a odpowied�. 2 Silvanoshei Nad ca�ym Ansalonem szala�a niezwyk�a, nienaturalna burza. B�yskawice uderza�y w ziemi�; chodzili po niej ogromni wojownicy ciskaj�cy snopami ognia. Pradawne drzewa - olbrzymie d�by, kt�re przetrwa�y oba kataklizmy - stan�y w p�omieniach i w jednej chwili obr�ci�y si� w pogorzeliska. Za plecami wojownik�w szala�y tornada, kt�re niszczy�y domy, porywaj�c w powietrze ze �mierciono�nym zapami�taniem deski i ceg�y, kamienie i zapraw� murarsk�. Oberwania chmury sprawia�y, �e rzeki wyst�powa�y z brzeg�w, unosz�c ze sob� m�ode, zielone kie�ki zb�, kt�re wygrzewa�y si� w s�o�cu wczesnego lata. W Sanction oblegaj�cy i oblegani porzucili walk�, aby skry� si� przed straszliw� nawa�nic�. Statki na morzu rozpaczliwie pr�bowa�y j� przetrzyma�, lecz cz�� z nich zaton�a i nigdy ju� o nich nie s�yszano. Inne dowlok�y si� jako� do portu z prowizorycznie skleconymi masztami, przynosz�c opowie�ci o marynarzach zmytych za burt� oraz pracuj�cych dniem i noc� pompach. W dachu Wielkiej Biblioteki w Palanthas pojawi�y si� niezliczone szczeliny. Strugi deszczu wla�y si� do �rodka, a Bertrem i mnisi zwijali si� jak w ukropie, �ataj�c dziury, wycieraj�c pod�ogi i przenosz�c cenne woluminy w bezpieczne miejsce. W Tarsis ulewa by�a tak pot�na, �e wr�ci�o tam morze, kt�re znikn�o podczas kataklizmu. Mieszka�cy byli zdumieni. Po kilku dniach morze si� cofn�o, zostawiaj�c tylko �ni�te ryby i piekielny smr�d. Szczeg�lnie niszczycielski cios zada�a burza wyspie Schallsea. Wichura wybi�a wszystkie szyby w Przytulnym Schronieniu. Stoj�ce na kotwicy statki zosta�y rozbite o urwiska albo o nabrze�a. Pot�ny przyp�yw zmy� wiele budynk�w stoj�cych blisko brzegu. Liczba ofiar by�a niezmierzona, a r�wnie wielu by�o tych, kt�rzy stracili dach nad g�ow�. Uchod�cy szturmowali Cytadel� �wiat�a, b�agaj�c mistyk�w o pomoc. Cytadela by�a dla Krynnu �wiat�em nadziei po�r�d mroku nocy. Staraj�c si� wype�ni� pustk� pozosta�� po odej�ciu bog�w, Goldmoon odkry�a mistyczn� moc serca i przywr�ci�a �wiatu moc uzdrawiania. By�a �ywym dowodem na to, �e cho� Paladine i Mishakal odeszli, ich moc czynienia dobra nadal �y�a w sercach tych, kt�rzy ich kochali. Ale Goldmoon ju� si� zestarza�a. Wspomnienie o bogach zanika�o. Wydawa�o si�, �e to samo dotyczy mocy serca. Mistycy czuli, �e ich zdolno�ci gdzie� odp�ywaj�, aby nigdy ju� nie powr�ci�. Mimo to / rado�ci� otworzyli drzwi i serca przed ofiarami burzy, oferuj�c im pomoc i schronienie oraz staraj�c si� na miar� swych mo�liwo�ci uzdrowi� rannych. Rycerze solamnijscy, kt�rzy zbudowali fortec� na Schalisea, dzielnie stan�li do walki z burz�, jednym z najstraszliwszych wrog�w, jakim stawiali czo�o w ca�ych dziejach zakonu. Z nara�eniem �ycia ratowali mieszka�c�w z kipieli i z gruz�w budynk�w. Nie zwa�aj�c na wicher, ulew� i przeszywaj�ce ciemno�� b�yskawice, bronili �ycia tych, kt�rych kaza�y im broni� Przysi�ga i Regu�a. Cytadela �wiat�a opar�a si� w�ciek�o�ci burzy, cho� jej budynki ucierpia�y od gwa�townego wiatru i straszliwej ulewy. Gdy sztorm ju� s�ab�, ostatkiem si� zaatakowa� jeszcze kryszta�owe mury Cytadeli gradem wielko�ci ludzkich g��w. W murach pojawi�y si� male�kie rysy i woda wdziera�a si� przez nie do �rodka, sp�ywaj�c po �cianach niczym �zy. Szczeg�lnie g�o�ny �oskot rozleg� si� w pobli�u komnat Goldmoon, za�o�ycielki i prze�o�onej Cytadeli. Mistycy us�y - szeli odg�os wybijanych szyb i zbiegli si� przera�eni, aby sprawdzi�, czy staruszce nic si� nie sta�o. Ku ich zdumieniu, drzwi do jej pokoj�w zastali zamkni�te. Walili w nie g�o�no, domagaj�c si� krzykiem wpuszczenia. Cichy g�os o straszliwym brzmieniu, kt�ry by� umi�owanym g�osem Goldmoon, a zarazem nim nie by�, rozkaza� im zostawi� prze�o�on� w spokoju i wr�ci� do swych obowi�zk�w. Powiedzia�a im, �e inni potrzebuj� ich pomocy, a jej jest ona zbyteczna. Cho� byli zak�opotani i zbici z tropu, wi�kszo�� wykona�a polecenie. Ci, kt�rzy zostali pod drzwiami, meldowali p�niej, �e s�yszeli wewn�trz rozpaczliwe �kanie. - Ona r�wnie� utraci�a moc - powiedzieli sobie, s�dz�c, �e rozumiej�, i zostawili j� sam�. Gdy wreszcie nadszed� ranek i na niebie pojawi�o si� krwawoczerwone s�o�ce, oszo�omieni mieszka�cy ujrzeli pozosta�e po straszliwej nocy zniszczenia. Mistycy udali si� do komnat Goldmoon, by prosi� j� o rad�, lecz nie otrzymali �adnej odpowiedzi. Drzwi nadal pozostawa�y zamkni�te. Nawa�nica dotar�a r�wnie� do Qualinesti, kr�lestwa elf�w, kt�re od ich pobratymc�w dzieli�y zar�wno setki mil, jak i zastarza�a nienawi�� i nieufno��. Tr�by powietrzne wyrywa�y tam z korzeniami olbrzymie drzewa i wywija�y nimi w powietrzu, jakby by�y one cienkimi patykami u�ywanymi w Quin Thalasi, popularnej elfiej zabawie. Burza wstrz�sn�a fundamentami s�awnej Wie�y M�wcy S�o�ca, a od�amki pi�knych witra�y posypa�y si� na pod�og�. Woda zala�a ni�ej po�o�one komnaty nowo zbudowanej fortecy Czarnych Rycerzy w Newport, zmuszaj�c ich do porzucenia posterunku, czego nie zdo�a�a dokona� nieprzyjacielska armia. Burza obudzi�a nawet wielkie smoki, kt�re spa�y ob�arte w swych wype�nionych danin� le�ach. Wstrz�sn�a G�r� Malys, mieszkaniem Malystryx, ogromnej czerwonej smoczycy, kt�ra kaza�a si� teraz zwa� kr�low� Ansalonu, a je�li jej pragnienia si� spe�ni�, mia�a wkr�tce zosta� jego bogini�. Pot�ne rzeki wtargn�y do wulkanicznego domostwa smoczycy. Deszcz�wka zala�a jeziorka lawy, a korytarze i komory wype�ni�y g�ste ob�oki cuchn�cej pary. Mokra, na wp� o�lepiona, d�awi�ca si� od opar�w Malys rycza�a g�o�no z w�ciek�o�ci, lataj�c od jednego le�a do drugiego w poszukiwaniu suchego miejsca, w kt�rym mog�aby znowu zasn��. W ko�cu musia�a si� skry� w ni�ej po�o�onych pieczarach swego domostwa. Malys by�a bardzo star� smoczyc�, pe�

O nas

PDF-X.PL to narzędzie, które pozwala Ci na darmowy upload plików PDF bez limitów i bez rejestracji a także na podgląd online kilku pierwszych stron niektórych książek przed zakupem, wyszukiwanie, czytanie online i pobieranie dokumentów w formacie pdf dodanych przez użytkowników. Jeśli jesteś autorem lub wydawcą książki, możesz pod jej opisem pobranym z empiku dodać podgląd paru pierwszych kartek swojego dzieła, aby zachęcić czytelników do zakupu. Powyższe działania dotyczą stron tzw. promocyjnych, pozostałe strony w tej domenie to dokumenty w formacie PDF dodane przez odwiedzających. Znajdziesz tu różne dokumenty, zapiski, opracowania, powieści, lektury, podręczniki, notesy, treny, baśnie, bajki, rękopisy i wiele więcej. Część z nich jest dostępna do pobrania bez opłat. Poematy, wiersze, rozwiązania zadań, fraszki, treny, eseje i instrukcje. Sprawdź opisy, detale książek, recenzje oraz okładkę. Dowiedz się więcej na oficjalnej stronie sklepu, do której zaprowadzi Cię link pod przyciskiem "empik". Czytaj opracowania, streszczenia, słowniki, encyklopedie i inne książki do nauki za free. Podziel się swoimi plikami w formacie "pdf", odkryj olbrzymią bazę ebooków w formacie pdf, uzupełnij ją swoimi wrzutkami i dołącz do grona czytelników książek elektronicznych. Zachęcamy do skorzystania z wyszukiwarki i przetestowania wszystkich funkcji serwisu. Na www.pdf-x.pl znajdziesz ukryte dokumenty, sprawdzisz opisy ebooków, galerie, recenzje użytkowników oraz podgląd wstępu niektórych książek w celu promocji. Oceniaj ebooki, pisz komentarze, głosuj na ulubione tytuły i wrzucaj pliki doc/pdf na hosting. Zapraszamy!