13819
Szczegóły |
Tytuł |
13819 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13819 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13819 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13819 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
MARCIN WOLSKI
UROJENIE
Nie wiem, sk�d to si� wzi�o. To ci�g�e, denerwuj�ce urojenie, uczucie czyjej�
sta�ej
nieproszonej obecno�ci.
A mo�e ja jestem chory psychicznie? Ile� razy dziennie zadawa�em sobie to
pytanie.
Niestety, nigdy nie mia�em do�� hartu ducha, aby p�j�� do lekarza specjalisty.
A przecie�, czy mog�o to by� tylko urojenie, te kroki, szelesty i nieustanny
ci�ar czyjego�
uwa�nego spojrzenia. Co gorsza, z biegiem czasu m�j niepok�j stawa� si� coraz
silniejszy.
Zw�aszcza siedz�c w pustym pokoju, czu�em jego obecno�� za szaf�.
M�wi� o nim ON � lecz czy� mog�em nazwa� inaczej co�, czego nie spos�b dojrze�
ani
zrozumie�? Po prostu mi towarzyszy�. Zasypiaj�c czu�em, jak staje przy mym
wezg�owiu,
lecz kiedy otwiera�em oczy, tylko lekkie ko�ysanie story w uchylonym oknie
zdradza�o
kierunek jego ucieczki.
Mia�em te� �lady bardziej namacalne � z lod�wki znika�o mi po�ywienie, z barku
napoje� Kiedy szed�em pust� ulic�, s�ysza�em jego lekki krok, kiedy jednak
odwraca�em si�,
zawsze zd��y� ukry� si� za w�g�em. A mo�e rzeczywi�cie to by�a tylko chora
wyobra�nia�
Nie, nie powiem, �eby czyni� mi co� z�ego. Po prostu by�. Kiedy zamyka�em si� w
�azience, s�ysza�em zza drzwi trzeszczenie mojego bujanego fotela i szelest
gazet. Czasem
dopisywa� mi s�owo brakuj�ce w krzy��wce, kiedy indziej �cisza� radio graj�ce na
pe�ny
regulator.
Usi�owa�em jako� si� z nim porozumie�. Pisa�em do niego kartki, przemawia�em.
B�aga�em, �eby napisa� chocia�, dla kogo pracuje. Bez rezultatu.
Najgorzej by�o, kiedy przychodzi�a do mnie Anna. Wspania�a dziewczyna, ca�a moja
nadzieja na lepsze �ycie pozama��e�skie. Ledwie dr��cymi d�o�mi zanurza�em si� w
batyst
jej bluzeczki, z przedpokoju dolatywa�o ciche, znacz�ce chrz�kni�cie. Dlaczego
jednak
panowa�a dyskretna cisza, kiedy wype�nia�em obowi�zki ma��e�skie?
By�o ze mn� coraz gorzej. Podobno marnia�em w oczach. Nieraz pyta�em znajomych,
czy
nie widz� i nie s�ysz� czego� ko�o mnie. Wzruszali ramionami.
� Jeste� nad wra�liwy � powtarzali.
� Ja nadwra�liwy?! By� mo�e, ale nie do tego stopnia! Z dnia na dzie� ros�a we
mnie t�pa
agresja. Czu�em, �e trzeba z tym sko�czy�. Oboj�tnie, w jakim celu mnie
szpiegowano �
sko�czy� raz na zawsze. W�r�d moich zbior�w, a pasjonowa�em si� od lat
zbieraniem
militari�w, posiada�em jeden sprawny granat�
By�o w�a�nie pi�kne letnie popo�udnie, �ona mia�a dy�ur, nic wi�c dziwnego, �e
zawita�a
do mnie Anna. �wie�a, pachn�ca, w najwy�szym stopniu pon�tna. Siad�em jak zwykle
przy
biurku, a ona przycupn�a mi na kolanach. Jej w�osy!
Do licha! To by�o prawdziwe szale�stwo. Jej szyja� Wtuli�em si� w ni�
poca�unkiem,
W przedpokoju zachrz�ka�o.
Udaj�c, �e posuwam si� dalej w nami�tnej grze, uchyli�em szuflad� i namaca�em
ch�odny
metal� Wyci�gn��em zawleczk�. Policzy�em i rzuci�em do przedpokoju!
Huk. Kurz� Polecia�y szyby, posypa� si� tynk. Anna zemdlona osun�a si� na
dywan, nie
zwraca�em na to uwagi. Przysi�g�bym, �e w momencie eksplozji us�ysza�em wysoki,
bolesny
krzyk. Wybieg�em do przedpokoju. Wsz�dzie by�a krew, na pod�odze, na poharatanej
boazerii, na suficie. Krew i pi�ra� D�ugie, bia�e pi�ra i strz�py delikatnej,
�nie�nej tkaniny.
Krew, pi�ra i z�ocisty kr��ek aureoli na wieszaku.