13793
Szczegóły |
Tytuł |
13793 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13793 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13793 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13793 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Krzysztof Kocha�ski
NIE WOLNO WCHODZI� DO �AZIENKI
� NIE WOLNO!
Nie do ko�ca przebudzony Roman Dom�alski rozgl�da� si� po przedpokoju. Sta� w
pi�amie,
troch� zdumiony, troch� przestraszony i nas�uchiwa�. Czy naprawd� kto� zawo�a�,
czy te� krzyk
rozleg� si� tylko w jego g�owie?
Roman ockn�� si� z kameleonowego letargu i po�o�y� d�o� na klamce.
� NIE WOLNO WCHODZI� DO �AZIENKI!
Tym razem ju� wiedzia� na pewno. Nikt nie wo�a�.
To nie by� nawet czyj� konkretny g�os, raczej sugestywna my�l przeszywaj�ca
neurony
m�zgowych kom�rek. Wbrew ostrze�eniu nacisn�� klamk� i wtedy w serce waln��
m�ot; ci�kie,
roz�arzone narz�dzie Hefajstosa.
� NIE!
Odskoczy�, jakby klamka by�a pod napi�ciem. Tkwi� na �rodku przedpokoju, czuj�c
jak przez
cia�o na przemian przep�ywaj� fale zimna i gor�ca. Dom�alski nie by� ju�
m�odzieniaszkiem,
nie�dawniej jak p� roku temu jego kumpel, r�wie�nik, mia� atak serca. Wyszed� z
tego, ale
powiedzia�: �Stary! Czu�em, jakby mi kto w serce waln�� kowalskim m�otem!�.
Roman ostro�nie si�gn�� d�oni� do lewej strony klatki piersiowej. Serce bi�o
normalnie.
Mo�e tylko troch� przy�pieszonym rytmem. Wzi�� g��boki oddech, mimowolnie
oczekuj�c
k�ucia w piersiach. Nic.
Wszystko w porz�dku. Pewnie, �e w porz�dku.
Przecie� mia� tylko czterdzie�ci sze�� lat, nie �ar� t�ustego mi�sa i raz w
tygodniu gra�
w koszyk�wk�.
Co si� w takim razie dzieje?!
Wczoraj troch� zabalowa�. Tylko troch� � imieniny szefa w pracy � ale przecie�
nie na tyle,
�eby rano mie� jakie� wizje! Nawet niespecjalnie mia� kaca.
Powia�o ch�odem. Poszed� do pokoju, aby zamkn�� okno, kt�re otworzy� przed
minut�,
rannym powietrzem od�wie�aj�c mieszkanie. Czyni� to z ochot�: wbrew sobie
zadowolony, �e
jest czym zaj�� si� cho�by na chwil�, odci�� si� od absurdu, kt�ry
nieoczekiwanie napotka� we
w�asnej przytulnej kawalerce. Okno zamyka� powoli, uwa�nie obserwuj�c ulic�,
wygl�daj�c� jak
ka�dej �rody o si�dmej rano. W og�le wszystko by�o jak zawsze. Bo dlaczego
mia�oby nie by�?
W �azience te� zapewne wszystko w porz�dku.
Zaraz tam p�jdzie i przekona si�. Spokojnie. Nie dajmy si� zwariowa�.
W��czy� radio. Mimo wszystko najpierw jednak postanowi� si� ubra�. I tak
zmitr�y� par�
�adnych minut, na prysznic nie starczy czasu, umyje tylko z�by i jazda. Szef nie
tolerowa�
sp�nie�.
Wreszcie znowu stan�� przed nieszcz�snymi drzwiami. Pewnych rzeczy nie da si�
odwleka�
w niesko�czono��.
� NIE WOLNO WCHODZI� DO �AZIENKI!
� Co za cholera! � wrzasn�� Roman Dom�alski.
Ale nawet nie spr�bowa� dotkn�� klamki. Wszed� do ubikacji, wykafelkowanej
klitki
z klozetow� muszl� i miniaturow� umywalk�. Wszed� bez problem�w, cho� by� taki
moment, �e
zawaha� si� w oczekiwaniu kolejnego zakazu. Za�atwiaj�c si�, patrzy� w g�r�, na
szczyt lewej
�ciany, na wykusz ��cz�cy pomieszczenia higieny w celach wentylacyjnych. Otw�r
by�
wystarczaj�co du�y, �eby zajrze� przeze� do �azienki � wpatrywa� si� we� dobr�
minut�, walcz�c
z samym sob�, odpychaj�c ogarniaj�ce szale�stwo, lecz przegra� i skwitowa�
pora�k�
lekcewa��cym parskni�ciem.
Zatrzasn�� desk� klozetow� i wszed� na sedes.
Ostro�nie przysun�� twarz do wywietrznika.
Ciemno.
Wr�ci� do przedpokoju, aby zapali� w �azience �wiat�o. Kontakt by� na zewn�trz.
Nikt nie
ostrzega�, �e nie wolno zapala� �wiat�a. Wr�ci� na stanowisko, zdaj�c sobie
spraw�, �e gdyby
teraz zobaczy� go kto� ze znajomych, niechybnie uzna�by, i� brak mu pi�tej
klepki. I mia�by, co
tu du�o gada�, troch� racji. Nikt normalny nie zagl�da cichaczem do w�asnej
�azienki.
Zobaczy� gruze�kowaty sufit, kilka pas�w glazury na przeciwleg�ej �cianie.
Wspi�� si� na
palce, lecz otw�r by� zbyt ma�y, by mo�na dostrzec wi�cej. Nas�uchiwa�.
Cisza.
� Kap!
Omal nie zlecia� z sedesu, a przecie� to tylko kropla wody spad�a z kranu.
Uszczelki nie od
dzisiaj puszczaj�, dawno ju� mia� je wymieni�.
Wr�ci� przed �azienk�. Przez chwil� trwa� w bezruchu, patrzy� na klamk� i zn�w
nie sta�o
odwagi, by j� nacisn��. Spojrza� w d� drzwi. Plastikowa kratka wentylacyjna.
Ukl�kn�� i schyli�
g�ow�. Z tej pozycji widzia� o wiele wi�cej ni� z ubikacji: naprzeciwko wanna,
po lewej pralka,
z prawej prysznicowa kabina.
Zas�onka prysznica by�a odsuni�ta � je�li ju� o to chodzi, panie Hitchcock! � i
nawet ze swej
niewygodnej pozycji Roman Dom�alski wyra�nie widzia�, �e brodzik jest pusty, a
�ciany czyste.
Cokolwiek podsuwa�a mu pracuj�ca gor�czkowo wyobra�nia, niczego takiego nie
zobaczy�.
Nic podejrzanego. Ani niezwyk�ego. Za wyj�tkiem dziwnego zapachu jakich�
chemikali�w.
Sk�d� zna� t� wo�. Za diab�a nie m�g� skojarzy� sk�d.
Wsta� i desperacko si�gn�� do klamki. Jego �azienka, do cholery! Nikt nie b�dzie
decydowa�,
czy mo�e do niej wej��, czy nie!
� NIE WOLNO WCHODZI� DO �AZIENKI!
Nie wytrzyma� napi�cia. Opu�ci� r�k�. Zakl�� jeszcze raz, g�o�no, �eby
w�lizguj�cy si� strach
nie przemetamorfowa� w panik�, i powoli, celowo pow��cz�c nogami, podszed� do
wieszaka.
Sil�c si� na oboj�tno��, w�o�y� kurtk�, buty, po czym wyszed� z mieszkania, nie
zapominaj�c
starannie zamkn�� drzwi na klucz.
Do diab�a z z�bami! A przecie� m�g� je umy� przy ma�ej umywalce w ubikacji...
***
� Co tak pusto? � zapyta� Roman, rozgl�daj�c si� po pracowni. Z pi�ciu stanowisk
tylko
jedno by�o zaj�te. � My�la�em, �e si� sp�ni�em.
� Bo si� sp�ni�e� � o�wiadczy� Lutek, na obrotowym krze�le odwracaj�c si� od
komputera.
� Wygl�da na to, �e grypa sieje spustoszenie. Wczoraj powinni le�e� w ��ku, a
nie podlizywa�
si� solenizantowi.
� Albo wykorzystuj� nieobecno�� szefa.
� Kota nie ma, myszy harcuj�?
� Ot� to.
� By� mo�e. Ale co� mi si� zdaje, �e w twoim przypadku to nie grypa, lecz kacyk
�
skonstatowa� Lutek.
Lutek kiedy� by� kre�larzem, ale gdy komputery zlikwidowa�y to �mudne, acz
pop�atne
zaj�cie, z zadziwiaj�c� �atwo�ci� przestawi� si� na pe�ne komputerowe
projektowanie. Nie mia�
uprawnie�, ale to za�atwiali koledzy. Wa�ne, �eby pracownia prosperowa�a.
� Tak jakby � odpar� Dom�alski, popijaj�c wod� aspiryn� i krzywi�c w grymasie
poblad��
twarz. � Chocia� wcale du�o nie wypi�em.
� Tutaj nie � skwitowa� domy�lnie Lutek. � Ale pewnie z Kry�k� � pu�ci� oko �
dali�cie
jeszcze do wiwatu.
� Z Kry�k�?
� No... przecie� wyszli�cie razem.
� Aha.
Roman Dom�alski odwr�ci� si� w stron� okna, udaj�c, �e obserwuje ulic�. �Aha, z
Kry�k�.
Jasne, przecie� wyszed�em z Kry�k��. Jego serce mia�o dzi� niez�� zapraw�.
Zatrzepota�o
w klatce piersiowej i zamar�o.
Problem w tym, �e nie pami�ta�, by wychodzi� z Kry�k�. Normalnie u�miechn��by
si� do
Lutka, troch� dwuznacznie, jak to bywa w damsko-m�skich sprawach, ale dzi� nie
m�g� tego
zrobi�. Dzi� nic nie by�o normalnie. Dzi� NIE WOLNO WCHODZI� DO �AZIENKI! By�a
pusta. Pusta i czysta, ta pieprzona �azienka!
Ale nie widzia� przecie� wn�trza wanny.
Kap!
Jak kapa�a ta woda? Jaki to by� d�wi�k? Czy wanna by�a mo�e pe�na wody? Mog�a
nie by�
pusta. Jezus Maria!
Zamiast samochod�w na ulicy, zobaczy� Krystyn� Boreck�, rud� seksown� zo�z�,
trzydziestopi�cioletni� pani� architekt, dwukrotn� rozw�dk� i feministk�.
Mia�a szeroko otwarte oczy, pe�ne przera�enia, zastyg�e w szklane kulki. Martwe.
Le�a�a
w jego wannie, z wyd�t� jak balon sp�dnic�, spod kt�rej nie chcia�o uciec
powietrze. Woda mia�a
r�owy kolor.
� I co? � spyta� Lutek.
Dom�alski odwr�ci� si� od okna.
� Z czym?
� Nie szczym, tylko siusiamy. Jak posz�o z Krystyn�?
� Daj spok�j. Jak mia�o p�j��? � Wzruszy� ramionami. � Odprowadzi�em j� na
post�j
taks�wek i adieu l�amour.
� Bez nerw � Lutek asekuracyjnie uni�s� do g�ry r�ce. � Tak tylko pomy�la�em,
wiesz, ty
rozwodnik, ona rozw�dka...
Roman Dom�alski uzna�, �e w tej sytuacji lepiej b�dzie si� nie odzywa�. Usiad�
przed swoim
biurkiem i w��czy� komputer. Oczekuj�c na za�adowanie Windowsa, nagle wyobrazi�
sobie, �e
zamiast zwyk�ego niebieskiego pulpitu na ekranie pojawi si� twarz Boreckiej. Czy
to mo�liwe,
�eby w tej �azience...
Przecie� by pami�ta�... Jak mo�na nie pami�ta�, �e si� kogo�...
W�a�ciwe s�owo nie chcia�o wykrystalizowa� si� nawet w my�lach.
Najgorsze, �e nie m�g� ca�kowicie zignorowa� swych fantasmagorii (fantasmagorie!
jak
ton�cy brzytwy chwyta� si� tego cudownego s�owa). Z Krystyn� mia� dwa
niezwyczajne
incydenty. Za pierwszym razem � do dzi� nie mia� poj�cia, co go wtedy podkusi�o
� dosta�
w pysk, zupe�nie jak na filmach dzierlatki wal� agent�w zero siedem. Za drugim,
miesi�c
p�niej, gdy zostali po godzinach, ko�cz�c wa�ny projekt, sama chwyci�a go za
fiuta.
�wiat kobiet jest pe�en tajemnic.
Kochali si� wtedy trzy razy, za ka�dym razem na innym biurku. (Na twoim, Lutek,
te�). Trzy
razy! Nie przypuszcza�, �e w wieku czterdziestu sze�ciu lat sta� go jeszcze na
co� takiego.
A potem koniec. Finito. Min�o jakie� p� roku od tamtego szale�stwa, a Borecka
pozostawa�a wynios�a i nieprzyst�pna. Gdy raz nie wytrzyma� i pr�bowa� pogada�,
da�a mu do
zrozumienia, �e je�li nie zachowa dyskrecji, oskar�y go o molestowanie w
zak�adzie pracy.
�Morda w kube�!�. Tak powiedzia�a dostojna pani architekt. Stukni�ta feministka.
Roman bezmy�lnie wodzi� opuszkami palc�w po klawiszach klawiatury. Im wi�cej
my�la�
o Boreckiej i o tym, co mog�o wydarzy� si� minionej nocy, tym bardziej by� na
siebie w�ciek�y,
�e nie zajrza� do �azienki. Co za czart �ciemni� mu wtedy umys�?! Jak m�g� tak
po prostu wyj��
z domu, ulegaj�c idiotycznej fobii?
Tego dnia niewiele zrobi� w pracy. Na szcz�cie Lutek mia� sporo roboty i nie
zawraca� mu
g�owy.
Przed po�udniem zatelefonowali Jacek i Bo�ena, z wiadomo�ci�, �e maj� zwolnienia
lekarskie na pi�� dni, ale postaraj� si� wykurowa� wcze�niej. Krystyna Borecka
nie odezwa�a si�.
� Mo�e by do niej zadzwoni�? � zaproponowa� Roman tu� przed szesnast�.
Lutek wzruszy� ramionami.
� Jej sprawa. B�dzie si� t�umaczy� przed szefem.
�Chyba z za�wiat�w�, pomy�la� cynicznie Roman, a przecie� tak naprawd� w to nie
wierzy�.
Zawsze by� racjonalist�, nie dla niego nag�e amnezje, luki w pami�ci i inne tego
typu pierdo�y.
�Tyle, �e racjonalista nie stercza�by niczym ko�ek przed drzwiami w�asnej
�azienki� �
skonstatowa� trze�wo.
P�dzi� do domu swoj� octavi�, jakby go gna� diabe�.
Cud, �e unikn�� mandatu. Wpad� na klatk� schodow�, wbieg� na g�r� i zatrzyma�
si� dopiero
przed w�asnym mieszkaniem. Otworzy� drzwi, zdj�� p�aszcz (jakby nigdy nic,
cholera, dlaczego
wszystko robi, jakby nigdy nic?), po czym skierowa� si� do �azienki. Zamiar mia�
niez�omny.
� NIE WOLNO WCHODZI� DO �AZIENKI!
Cofn�� r�k�, po czym wyci�gn�� j� powt�rnie.
� NIE WOLNO WCHO...
� Tak. Jasne � odpar� Roman Dom�alski, po czym wszed�. Wanna by�a pusta. Z
wylewki
zwisa�a p�czniej�ca kropla wody.
Mimo wszystko by� zaskoczony. Podszed� bli�ej i dotkn�� dna wanny. Czysto,
jedynie
samotna rdzawa plama dokumentowa�a wielogodzinne kapanie z kranu.
Nagle uprzytomni� sobie, �e wci�� czuje ten dziwny zapach, na kt�ry zwr�ci�
uwag� rano.
Na roz�o�onej na pralce gazecie le�a� p�dzel. Obok puszka. Farba do malowania
glazury.
Wzrok pod��y� pod nogi, na posadzk� w nowym kolorze. Brakowa�o tylko kartki
��wie�o
malowane�, cho� po prawdzie by�a taka kartka. W jego w�asnej, pijackiej g�owie.
Spojrza� w lustro, na blade, nieogolone odbicie w�asnej twarzy i zacz�� si�
�mia�. Dziko.
Z ulg�.
Dobry humor min�� po dw�ch dniach. Krystyn� Boreck� znaleziono w jej �azience.
Le�a�a
w wannie, a jej otwarte po�miertnie oczy wygl�da�y niczym szklane kulki, jak to
obrazowo uj��
pewien dziennikarz.
Woda by�a r�owa.