13782
Szczegóły |
Tytuł |
13782 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13782 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13782 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13782 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Horace Browne Fyfe
GATUNEK POD OCHRON�
Torang by� drug� planet� ��tej gwiazdy, kt�rej gor�ce promienie o�wietla�y grup�
m�czyzn ogl�daj�cych ze szczytu wzg�rza na p� uko�czon� tam� w dolinie. Z odleg�o�ci
stu trzydziestu milion�w kilometr�w owa gwiazda, cho� nieco mniejsza od Soi, dawa�a
jednak tyle samo ciep�a co ono Ziemi.
Upa� bardzo dokucza� Jeffowi Otisowi, kt�ry dopiero co przyby� z planet bardzo jasnej
gwiazdy, drugiego s�o�ca tego podw�jnego systemu. Koszula i szorty, kt�re otrzyma� od
koordynatora planety, przemok�y od potu. Otis otar� pot z czo�a i zwr�ci� si� do gospodarza:
� To naprawd� dobra robota, Finchley � powiedzia� z uznaniem. � Od razu wida�, �e
doskonale pan sobie radzi.
Finchley u�miechn�� si� nieznacznie. Mia� szerok�, p�ask� twarz o nieregularnych rysach,
zaci�ni�tych ustach i niebieskich oczach w�skich jak szparki. Od wczorajszego poranka Otis
daremnie stara� si� cokolwiek wyczyta� z oboj�tnej jak maska twarzy koordynatora. Sam
martwi� si�, �e jego w�asna twarz by�a zbyt szczera i otwarta jak na inspektora wizytuj�cego
nowo zak�adane kolonie. Chocia�by dlatego, �e wskutek d�ugotrwa�ego pobytu w warunkach
niskiej grawitacji podczas lot�w mi�dzy szesnastoma planetami systemu podw�jnej gwiazdy
jego twarz mia�a zbyt wiele zmarszczek i zag��bie�.
Otis zauwa�y�, �e wsp�pracownicy Finchleya przygl�daj� mu si� ukradkiem.
� Tak, Finchley � powt�rzy�, aby przerwa� chwilow� cisz� � �wietnie pan sobie radri z
hydroelektrowni�. A kiedy zamierza mi pan pokaza� stolic� kolonii, kt�r� pan teraz buduje?
� Mo�emy cho�by zaraz nad ni� przelecie� � odpar� Finchley. � Wytyczyli�my
tymczasowe granice miasta poni�ej tych prekolonialnych ruin, kt�re widzieli�my z
helikoptera.
� A, tak. Wie pan, kiedy przelatywali�my nad nimi, chcia�em powiedzie�, �e bardzo
przypominaj� ruiny odkryte na innych planetach.
Urwa�, kiedy zauwa�y�, �e Finchley mocniej zacisn�� w�skie wargi. Wprawdzie
koordynator bardzo stara� si� by� cierpliwy i grzeczny w stosunku do urz�dnika, od kt�rego
oczekiwa� przychylnej oceny, lecz Otis widzia� wyra�nie, �e tamten chcia� ju� wr�ci� do
swoich obowi�zk�w � budowy kolonii.
Uzna�, �e nie mo�e pot�pia� Finchleya. To przecie� ju� pi�ty system planetarny odkryty
przez Ziemian, a na zdolnych ludzi czeka�y nowe, znacznie powa�niejsze i ciekawsze
zadania. Ludzka cywilizacja dosi�g�a wreszcie gwiazd. Inspektor pomy�la�, �e w pewnym
sensie i on sam jest pionierem, ale zazwyczaj by� zbyt zaj�ty, by czu� si� nim w pe�ni.
� No dobrze, p�niej poka�� panu kilka zdj�� � powiedzia�. � A teraz� Ale, ale, niech
mi pan powie, co to za zamieszanie tam w dole?
Robotnicy pracuj�cy w w�wozie porzucili narz�dzia i biegli co si� w nogach w jedn�
stron�. Okrzyki, przyt�umione przez odleg�o��, dociera�y na szczyt wzg�rza.
� To prawdopodobnie polowanie na ma�py � wysun�� przypuszczenie jeden z
in�ynier�w Finchleya.
� Ma�py? � powt�rzy� zaskoczony Otis.
� Nie dos�ownie � poprawi� cierpliwie Finchley. � To og�lnie u�ywana gwarowa
nazwa zwierz�t, kt�re w raportach okre�lamy mianem torang�w. Wygl�daj� jak du�e, chude,
szare ma�py. S� jedyn� miejscow� form� �ycia na tyle okaza��, by zas�ugiwa�a na nadanie jej
miana wywodz�cego si� od nazwy planety.
Otis spojrza� w d�. Wi�kszo�� robotnik�w zrezygnowa�a z pogoni i w rozsypce wraca�a
do pracy. Dw�ch lub trzech, wymachuj�c pistoletami, nadal bieg�o i znikn�o za zakr�tem.
� Teraz ju� go nie z�api� � skomentowa� pilot Finchleya.
� Czy pozwala im pan tak porzuca� prac� i biec, kiedy im si� spodoba? � spyta� Otis.
Finchley spokojnie wytrzyma� zaciekawione spojrzenie inspektora.
� Pozwalam na wszystko, co mo�e przerwa� monotoni�, panie Otis. Zdaje pan sobie
chyba spraw�, �e chodzi tu o morale naszych ludzi. Nasza planeta jest kluczow� koloni� w
tym rejonie i chcia�bym, aby prace nad jej budow� przebiega�y bez zak��ce�.
� Tak, oczywi�cie. Przypuszczam, �e nie ma tu jeszcze zbyt wielu rozrywek.
� W�a�nie. Ja sam nie widz� w tych polowaniach �adnej rozrywki, ale pozwalam im na
to. Dotrzymujemy harmonogramu.
� Na pewno go wyprzedzamy � rzek� pojednawczo Otis. � No wi�c co z tym miastem?
Finchley odprowadzi� go do helikoptera. Pilot i inspektor zaczekali, a� koordynator wyda
ostatnie rozporz�dzenia in�ynierom, a potem wszyscy trzej wsiedli do helikoptera i odlecieli.
P�niej, kiedy Otis unosi� si� w g�rze nad sieci� prymitywnych dr�g budowanych przez
buldo�ery Finchleya, przyzna� g�o�no, �e dobrze wybrano miejsce na stolic�. Miasto
rozci�ga�o si� wzd�u� brzegu d�ugiej, w�skiej zatoki. Do niej wpada�a ta sama rzeka, na kt�rej
kilka kilometr�w dalej budowano tam�.
� Tamte ska�y � wskaza� Finchley � wypi�trzy�y si� ju� po upadku tutejszej cywilizacji
� tak m�wi� nasi geologowie. Mo�emy przelecie� nad nimi w powrotnej drodze. Zobaczy
pan, �e to pradawne miasto znajdowa�o si� kiedy� przy uj�ciu rzeki.
Pilot skierowa� helikopter w g�r�. Kiedy przelatywali nad urwiskiem, Otis zobaczy�, �e
skalna �ciana tworzy kraw�d� wy�yny. W jednym miejscu ci�g�� lini� ska� przecina� g��boki
w�w�z.
� Tutaj w�a�nie przed tysi�cami lat wpada�a do oceanu tamta rzeka � wyja�ni� Finchley.
Dotarli do miejsca, sk�d mogli �atwo rozr�ni� zarysy zrujnowanego miasta. Otis
stwierdzi�, �e z g�ry widzi ruiny znacznie lepiej, ni� gdyby znajdowa� si� w dole.
� To miasto zajmowa�o niez�y kawa�ek terenu � zauwa�y�. � Czy co� wiadomo o
istotach, kt�re je zbudowa�y, lub co si� z nimi sta�o?
� Dot�d nie mieli�my na to czasu � odpowiedzia� Finchley. � Kilku ch�opc�w z
personelu badawczego kopie tam co jaki� czas. My�l�, �e najlepsza ostatnio teoria utrzymuje,
i� miasto nale�a�o kiedy� do torang�w.
� Tych zwierz�t, na kt�re polowali pa�scy ludzie? � zapyta� z niedowierzaniem Otis.
� Mo�liwe. Nie mog� stwierdzi� z ca�� pewno�ci�, ale badacze natrafili na �lady
�wiadcz�ce, i� miasto oberwa�o znacznie gorzej ni� w wyniku zwyk�ego trz�sienia ziemi.
Twierdz�, �e znale�li zbyt wiele �lad�w po�ar�w, eksplozji pocisk�w i wojny w og�le � nie
tylko tu, ale i w innych miejscach. Tak wi�c� przypuszczamy, �e torangi s�
zdegenerowanymi potomkami budowniczych miasta, kt�rzy ocaleli z jakiej�
mi�dzyplanetarnej bijatyki.
Otis rozmy�la� przez chwil� nad s�owami koordynatora.
� To brzmi prawdopodobnie � przyzna� � ale powinien pan co� zrobi�, �eby mie�
ca�kowit� pewno��.
� Dlaczego?
� Bo je�li to prawda, to b�dzie pan musia� zakaza� swoim ludziom polowa� na torangi.
Mog� by� zdegenerowane lub nie, ale Komisja Kolonialna wyda�a surowe przepisy co do
kontakt�w z jakimikolwiek tubylcami.
Finchley odwr�ci� g�ow�, by spiorunowa� wzrokiem Otisa; opanowa� si� jednak z
wyra�nym wysi�kiem.
� Tymi ma�pami? � zapyta�.
� No tak, bo sk�d pan mo�e wiedzie�, czy s� rozumne czy nie? Czy kiedykolwiek
pr�bowali�cie nawi�za� z nimi kontakt?
� Tak! To znaczy na pocz�tku, zanim uznali�my je za zwierz�ta.
� I co?
� Nie mogli�my nawet zbli�y� si� do �adnego z nich! � o�wiadczy� poruszony do g��bi
Finchley. � Gdyby torangi reprezentowa�y cho�by p�inteligetn� kultur�, czy� nie
pozwoli�yby nam na nawi�zanie jakie� formy kontaktu?
� Na pierwszy rzut oka � przyzna� Otis � tak by� powinno. Czy nie mogliby�my
wyl�dowa� na kilka minut? Chcia�bym popatrze� na ruiny.
Finchley spojrza� ze z�o�ci� na zegarek, ale poleci� pilotowi, �eby wyl�dowa� na miejscu
oczyszczonym z gruzu.
M�ody m�czyzna zr�cznie osadzi� maszyn� i obaj urz�dnicy wysiedli.
Otis rozejrza� si� dooko�a i od razu zauwa�y� miejsce, w kt�rym archeolodzy prowadzili
badania: pozostawili tam narz�dzia niedbale u�o�one w stos. Tu w g�rze powietrze by�o
suche, a kto chcia�by ukra�� st�d �opat�?
Zostawi� w tyle Finchleya i okr��y� wzg�rek ziemi, kt�r� archeolodzy usun�li, �eby
ods�oni� wej�cie do jednego z budynk�w. Dom by� zbudowany z kamienia lub przynajmniej
oblicowany kamiennymi p�ytami. Otis zajrza� do �rodka: zdawa�o mu si�, �e budowla opiera�a
si� kiedy� na stalowej konstrukcji, kt�ra potem zawali�a si� jak gdyby od jakiego� wybuchu.
Odszed� nieco dalej i znalaz� si� w rejonie, gdzie budynki musia�y by� wy�sze, gdy�
kamienne ruiny wystawa�y ponad piaszczysty grunt. Kiedy przeszed� przez jeden lub dwa
zwie�czone �ukiem otwory, kt�re mog�y by� oknami, zrozumia�, dlaczego badacze zacz�li
kopa� w poszukiwaniu informacji. Je�eli kiedy� jakie� freski czy dekoracje zdobi�y �ciany
zrujnowanych budowli, ju� dawno wyblak�y pod dzia�aniem s�o�ca, deszczu i wiatru.
R�wnie� nic nie pozosta�o z sufit�w czy . z dachu.
� A jednak to musia�a by� wysoko rozwini�ta cywilizacja � powiedzia� do siebie
p�g�osem.
K�tem oka dostrzeg� jaki� ruch w jednym z ciemnych otwor�w z prawej strony. Nie
pami�ta�, czy Finchley wysiad� z helikoptera, aby p�j�� za nim, ale ucieszy� si�, �e ma teraz
przewodnika.
� Nie s�dzi pan, �e tak by�o? � dorzuci�.
Odwr�ci� g�ow�, ale nie zobaczy� tam Finchleya. Teraz, kiedy Otis na nowo postrzega�
otoczenie, s�ysza� z oddali tamtych dw�ch rozmawiaj�cych przy helikopterze.
� Mam przywidzenia! � mrukn�� i skierowa� si� w stron� nie istniej�cego okna.
Jako� instynktownie inspektor zatrzyma� si� o kilkana�cie centymetr�w przed otworem.
� No, Jeff � powiedzia� do siebie � �nie b�d� g�upi! C� mog�oby tu by�? Duchy?
Z drugiej strony uprzytomni� sobie, �e zdarza�y si� takie wypadki, kiedy najlepiej by�o
zaufa� w�a�nie instynktowi � przynajmniej do czasu, a� zrozumia�o si� przyczyny
pojawienia si� tego dziwnego uczucia. Ka�dy astronauta zgodzi�by si� z nim natychmiast.
Cz�owiek, kt�ry rozwin�� w sobie taki zwierz�cy sz�sty zmys�, �y� najd�u�ej na obcych
planetach.
Inspektor pomy�la�, �e stoi ju� minut� lub wi�cej, przez ten czas nie s�ysz�c nic poza
przyg�uszonymi g�osami w tyle. Zajrza� do wn�trza budynku. Pomieszczenie liczy�o jakie�
trzydzie�ci metr�w kwadratowych i by�o dobrze, a nawet jasno o�wietlone odbitym �wiat�em.
Otis nie widzia� nic podejrzanego, lecz kiedy zda� sobie spraw�, �e ukradkiem odwraca
g�ow�, aby spojrze� przez rami�, uzna�, i� to dziwne uczucie w tyle g�owy musi co� znaczy�.
Poczekajmy, pomy�la� szybko. Przecie� nie obejrza�em ca�ego pokoju!
Na pod�odze le�a�y stosy gruzu nawianego przez wiatry, na kt�rym nie pozostawa�y �adne
�lady. Otis poczu� si� ra�niej, kiedy spostrzeg�, �e analizuje na zimno niezrozumia�e odczucia.
Przynajmniej nie zwiduj� mi si� duchy, pomy�la�.
Pochyli� si� do przodu, wsun�� g�ow� przez otw�r okienny i szybko obrzuci� wzrokiem
lew�, a potem praw� cz�� pokoju. Kiedy zwr�ci� g�ow� w prawo, ujrza� tu� przed sob� par�
szeroko rozstawionych czarnych oczu, kt�re cofn�y si� nieco do ty�u, kiedy napotka�y jego
wzrok.
Torang niemal dor�wnywa� inspektorowi wzrostem � oko�o metra osiemdziesi�ciu pi�ciu
centymetr�w � g��wnie dzi�ki wyd�u�onym jak u gibbona ko�czynom i lekko pochylonej
postawie. Ramiona i nogi pokryte kr�tk� kr�c�c� si� sier�ci� mia�y og�lnie te same proporcje
co ludzkie ko�czyny, lecz sprawia�y wra�enie o po�ow� za d�ugich w stosunku do tu�owia,
kt�ry zdawa� si� sk�ada� wy��cznie z �eber. Stawy ramieniowe i biodrowe by�y w�skie i
d�ugie, jak gdyby torangi pochodzi�y z planety o ni�szej grawitacji ni� ludzie.
Lecz to twarz toranga skupi�a na sobie ca�� uwag� Otisa. Pozbawione z�b�w usta
przystosowane by�y raczej do ssania ni� do �ucia. Ale te oczy! Wystawa�y jak hantle po obu
stronach pod�u�nej czaszki, tam gdzie powinny znajdowa� si� uszy, i porusza�y z du��
swobod�. Otis przyjrza� si� uwa�nie i dostrzeg� pod oczami male�kie uszy, niemal zupe�nie
ukryte w�r�d k�dzierzawej sier�ci porastaj�cej kark toranga.
Zda� sobie spraw�, �e wyba�usza oczy ze zdumienia, chocia� nie przypomina� sobie, �eby
�wiadomie zmieni� zastyg�y w nich wyraz niedba�ej ciekawo�ci. R�wnie� plecy zacz�y mu
sztywnie�. Wyprostowa� si� ostro�nie.
� Uch� witaj � wymamrota� czuj�c si� wyj�tkowo g�upio, lecz rozumiej�c, �e usi�uje
odruchowo znale�� po�redni ton mi�dzy przywitaniem skierowanym do innego cz�owieka, a
uspokajaj�cym odezwaniem si� do zwierz�cia.
W�wczas torang poruszy� si�, szybko, lecz bez zbytniego po�piechu; Otis uzna� p�niej, �e
zrobi� to z rozmys�em. Jedno d�ugie rami� opu�ci�o si� na usiany gruzem grunt.
W nast�pnej chwili Otis jednym gwa�townym ruchem cofn�� g�ow�, kiedy tu� przed nosem
przelecia� mu kamie�.
� Hej! � zaprotestowa� mimo woli. We wn�trzu zrujnowanego pokoju rozleg�y si�
odg�osy skrobania, jak gdyby pazury zwierz�cia zacz�y drapa� szybko w�r�d kamieni. Otis
odzyska� r�wnowag� i brawurowo wpad� do �rodka przez otw�r okienny.
� Nie wiem, dlaczego to zrobi�em � wyzna� Finchyleow� kilka minut p�niej. �
Gdybym zatrzyma� si� i pomy�la�, �e je�li wpadn� do �rodka, torang mo�e rozwali� mi
czaszk�, s�dz�, �e cofn��bym si� do ty�u i wezwa�bym pana na pomoc.
Finchley skin�� g�ow� i po raz pierwszy od czasu, gdy si� spotkali, spojrza� z uznaniem na
inspektora.
� Oczywi�cie uciek� � ci�gn�� Otis.
� Zobaczy�em w przelocie tylko jego ty�ek znikaj�cy w innym oknie.
� Taak, one s� bardzo szybkie � wtr�ci� pilot Finchleya. � Od czasu, jak tu jeste�my,
ch�opcy upolowali nie wi�cej ni� p� tuzina. A jednak mamy jednego wypchanego toranga w
centralnym biurze.
� Hm�m�m � mrukn�� w zamy�leniu Otis.
Z ich innych uwag dowiedzia� si�, �e chocia� spotka� si� twarz� w twarz z tym
stworzeniem, nie zauwa�y� wszystkiego. Na przyk�ad, ku swemu zdumieniu, dowiedzia� si�
od Finchleyo, te torangi maj� tylko po trzy palce u r�k i n�g.
Otis milcza� przez wi�ksz� cz�� drogi powrotne] do bazy. Kiedy tam si� znalaz�,
wymy�li� na poczekaniu Jak�� b�ah� wym�wk� i znikn�� w przygotowanych dla niego
pokojach.
Tego samego wieczoru na uroczystym przyj�ciu, kt�re Finchley uczyni� tak atrakcyjnym,
Jak to by�o mo�liwe we wzgl�dnie nowej, niedawno za�o�onej kolonii, Otis sta� si� dusz�
towarzystwa.
Koordynator by� bardzo zadowolony.
� Wygl�da na to, �e w ko�cu przys�ali do nas porz�dnego faceta � odezwa� si� na stronie
do Jednego z pomocnik�w. � Podrzu� mu par� co �adniejszych sekretarek, �eby dobrze si�
bawi�.
� O ile si� nie myl�, to niemal dosta� w swoje r�ce toranga na wykopaliskach � odpar�
tamten.
� Taak, wpad� na niego z go�ymi r�kami. My�l�, �e by� bliski schwytania tego bydlaka.
� A mo�e to i dobrze, �e go nie schwyta� � skomentowa� pomocnik. � One s�
dostatecznie du�e, �eby poturbowa� nie uzbrojonego cz�owieka.
Tymczasem za�, podobnie Jak przez reszt� wieczoru, Otis wytrwale zawiera� nowe
znajomo�ci. By� tak poch�oni�ty kierowaniem ka�dej nowej rozmowy na torangi i
zadawaniem pozornie oboj�tnych pyta� o ich zwyczaje i hipotetyczn� przesz�o��, �e prawie
nie zauwa�y�, i� okazywano mu specjalne wzgl�dy. Jako wizytator od dawna by�
przyzwyczajony do pr�b zabawiania go i dostarczania mu rozrywek.
Nast�pnego dnia rano znalaz� Finchleya w jego gabinecie mieszcz�cym si� w
jednopi�trowym budynku centralnego biura kolonialnego.
Usiad�szy na krze�le naprzeciw biurka koordynatora planety, Otis opowiedzia� mu o
swoich wnioskach. Finchley otworzy� szerzej w�skie oczy, kiedy us�ysza� szczeg�y. Jego
szeroka mi�sista twarz zar�owi�a si� lekko.
� Och, do�! To znaczy, Otis, dlaczego robi pan z ig�y wid�y? Przecie� moim ludziom
rzadko tylko udaje si� dopa�� kt�rego�!
� Mo�e w�a�nie dlatego, �e torangi spotyka si� tak rzadko � odpowiedzia� spokojnie
Otis. � Sk�d mo�emy wiedzie�, czy nie s� rozumn� form� �ycia? Czy gdyby pan kr�ci� si�
ko�o ruin cywilizacji pa�skich przodk�w, zredukowany do poziomu prymitywnego dzikusa,
czy pan r�wnie� nie wystrzega�by si� gromady ha�a�liwych Ziemian, kt�ra tam wtargn�a?
Finchley wzruszy� ramionami. Wygl�da� na lekko zaniepokojonego, jak gdyby zastanawia�
si�, czy �atwiej upora si� z Otisem, czy z jakim� �owc� z ekip budowlanych.
� Niech si� pan zastanowi cho� przez chwil� nad ca�o�ciowym obrazem sprawy �
przekonywa� koordynatora Otis. � Nareszcie po stuleciach marze� i wysi�k�w posuwamy si�
naprz�d w kosmosie. Z powodu wszystkich nieszcz��, jakie spowodowa�y r�ne systemy
kolonialne na Ziemi, pr�bowali�my zaplanowa� nasze dzia�ania w taki spos�b, �eby unikn��
powt�rzenia dawnych b��d�w.
Finchley przytakn�� niech�tnie. Otis czu�, �e my�li tamtego kr��y�y wok� wykres�w
ilustruj�cych post�py Jego licznych przedsi�wzi�� budowlanych.
� Jest bardzo prawdopodobne � kontynuowa� inspektor � �e kt�rego� dnia odkryjemy
planet� z istotami rozumnymi. Nadal Jeste�my nowicjuszami w kosmosie, ale zapuszczamy
si� coraz dalej, wi�c musi si� to w ko�cu zdarzy�. I w�a�nie dlatego Komisja opracowa�a
przepisy o post�powaniu z miejscowymi formami �ycia. Mo�e czyta� pan ostatnio t� cz��
kodeksu?
Finchley pokr�ci� si� niespokojnie na krze�le.
� Chwileczk�! Prosz� nie robi� ze mnie bezwzgl�dnego wandala, kt�ry tylko my�li o
wyt�pieniu wszystkiego, co si� rusza na powierzchni Torangu. J a nie poluj� na te ma�py!
� Wiem, wiem � uspokoi� go Otis. � Ale zanim Komisja Kolonialna zezwoli na
zabijanie jakiejkolwiek miejscowej formy �ycia, b�dziemy musieli wykaza� � opr�cz tego,
i� nie jest ona inteligentna � �e ma wystarczaj�c� liczb� osobnik�w, by nie grozi�a jej
zag�ada.
� Czego pan ode mnie oczekuje?
Otis spojrza� wsp�czuj�co na koordynatora. Finchley by� typem twardego cz�owieka,
jakich Komisja potrzebuje do nadzorowania pierwszych prac przy zak�adaniu kolonii, nie
pozbawionym jednak zdrowego rozs�dku. On po prostu chcia�, �eby pozwolono mu w
spokoju zaj�� si� czekaj�c� go ci�k� prac�.
� Niech pan og�osi zakaz polowa� na torangi � powiedzia� Otis. � Musz� przecie� tu
by� inne zwierz�ta, na kt�re pa�scy ludzie mog� polowa�.
� O, tak � przyzna� Finchley. � S� ca�e stada ma�ych zwierz�t podobnych do zaj�cy i
innego dra�stwa biegaj�cego w buszu. Ale nie wiem�
� To normalna praktyka � przypomnia� mu inspektor. � Nawet na Ziemi mamy wiele
gatunk�w zwierz�t obj�tych ochron�, kt�re dawno by wygin�y, gdyby nie zakaz polowa�.
W ko�cu uzgodnili, �e Finchley zrobi, co b�dzie m�g�, aby wprowadzi� zakaz polowa� na
torangi, pod warunkiem �e Otis uzyska formalne zarz�dzenie w tej sprawie od szefostwa
systemu. Inspektor poszed� prosto z biura Finchleya do centrum ��czno�ci, gdzie sporz�dzi�
d�ugi raport dla biura g��wnego koordynatora mieszcz�cego si� na innej planecie systemu.
Odpowied� dotar�a na Torang po kilku godzinach. Kiedy po po�udniu tego samego dnia
Otis otrzyma� oczekiwany dokument, uda� si� na poszukiwanie Finchleya.
Odnalaz� koordynatora podczas inspekcji niedawno oddanej do u�ytku fabryki konserw,
szcz�liwego, �e zosta�o uko�czone jeszcze jedno ogniwo �a�cucha maj�cego zapewni�
kolonii samowystarczalno��.
� Oto jest � o�wiadczy� Otis wymachuj�c kopi� depeszy. � Podpisane przez samego
szefa. ,,Od tego dnia istoty znane jako torangi, pochodz�ce z planety numer i tak dalej, maj�
by� uznane za gatunek rzadki i obj�ty ochron� z paragrafu i te de i te pe�.
� Wystarczy � odpar� Finchley wzruszaj�c ramionami, � Prosz� mi to da�. Ka�� tre��
tego zarz�dzenia przekaza� przez system publicznej informacji i w biuletynie.
Otis wr�ci� zadowolony do helikoptera, kt�rym przylecia� z bazy.
� Wracamy, prosz� pana? � spyta� pilot.
� Tak� nie! Tylko dla rozrywki prosz� mnie zabra� do zrujnowanego miasta. Nie uda�o
mi si� go dobrze obejrze� tamtego dnia i chcia�bym to zrobi�, zanim st�d odlec�.
Przelecieli nad nizin� rozci�gaj�c� si� mi�dzy morzem a �cian� skaln�. Otis dostrzeg� w
przelocie nie uko�czon� tam�, kt�r� pokazano mu poprzedniego dnia. Ta kolonia b�dzie
dobrze si� rozwija�a, pomy�la�, tak d�ugo, dop�ki on sam b�dzie sprawdza� najdrobniejsze
szczeg�y, jak na przyk�ad ochrona miejscowych form �ycia.
Pilot wyl�dowa� w tym samym miejscu co wczoraj podczas pierwszego pobytu inspektora
w pradawnych ruinach. Dzisiaj w zrujnowanym mie�cie by� jeszcze kto�. Otis zauwa�y�
dw�ch m�czyzn, archeolog�w, jak si� domy�li�.
� Pospaceruj� troch� po okolicy � powiedzia� pilotowi.
Zauwa�y�, �e dwaj m�czy�ni przygl�daj� mu si� uwa�nie (stali obok stosu �opat i innych
narz�dzi), wi�c zatrzyma� si�, by ich powita�. Tak jak przypuszcza�, kopali w ruinach.
� W�a�ciwie to przeprowadzamy pewne pomiary � o�wiadczy� opalony blondyn, kt�ry
przedstawi� si� jako Hoffman. � Pr�bujemy zorientowa� si�, co za istoty zbudowa�y to
miasto.
� Ach, tak? � spyta� zaintrygowany Otis. � Jaka jest najnowsza teoria?
� Te istoty niewiele r�ni�y si� od nas � powiedzia� Hoffman inspektorowi, podczas gdy
drugi archeolog odszed�, aby zebra� kolejne artefakty.
� S�dz�c po rozmiarach pokoj�w, wysoko�ci drzwi i na przyk�ad schod�w � m�wi� �
mieli prawie takie same wymiary jak my. Jak dot�d, oczywi�cie s� to tylko przybli�one
szacunki.
� To co, mogli by� przodkami torang�w? � zapyta� Otis.
� Bardzo mo�liwe, prosz� pana � odpowiedzia� Hoffman z po�piechem wskazuj�cym,
�e takie by�o jego w�asne zdanie. � Ale nie wykopali�my dostecznie du�o, �eby m�c snu�
przypuszczenia o ich kulturze, b�d� wyci�ga� wnioski o ich psychologii czy spo�ecznych
obyczajach.
Otis skin�� g�ow�, my�l�c jednocze�nie, �e zanim opu�ci Torang, powinien wspomnie� o
tym m�odym cz�owieku Finchleyowi. Po�egna� si�, gdy drugi archeolog wr�ci� ze skrzynk�
pe�n� jakich� �mieci, kt�re odkopali w ruinach, i poszed� prosto przed siebie mi�dzy ledwie
widocznymi zarysami budynk�w nie tkni�tych �opat� archeologa.
Po kilku minutach doszed� do strefy wy�szych budowli, gdzie poprzedniego dnia spotka�
toranga.
� Zastanawiam si�, czy powinienem zajrze� do tego samego miejsca � my�la� g�o�no. �
Nie� to by�oby o�s�t�a�t�n�i�e miejsce, do kt�rego powr�ci�by ten stw�r� chyba �e
mia�by gdzie� w tej okolicy legowisko�
Przystan��, aby zorientowa� si� w terenie, potem wzruszy� ramionami i okr��y� kup�
gruzu, kieruj�c si� w stron� w�a�ciwego budynku.
Jestem g��boko przekonany, �e to w�a�nie tu, pomy�la�. Tak, cienie wok� tego okna
wygl�daj� tak samo� ta sama pora dnia�
Zatrzyma� si� niemal z poczuciem winy i odwr�ci� si�, by si� upewni�, i� nikt nie widzi
jego powrotu na miejsce niezwyk�ej przygody. Ostatecznie nie wypada�o, �eby inspektor
nowo zak�adanych kolonii biega� po okolicy za duchami jak ma�y ch�opiec.
Stwierdziwszy, �e jest zupe�nie sam, Otis dziarsko przeszed� przez zrujnowany otw�r � i
stan�� jak wryty.
� Ciesz� si�, �e mam zaszczyt pana pozna� � powiedzia� torang �agodnym, nieco
brz�kliwym g�osem. � Przypuszczali�my, �e pan mo�e tu wr�ci.
Otis otworzy� ze zdumienia usta. Ciemne oczy toranga wystaj�ce po obu stronach g�owy
mierzy�y go od st�p do g��w, wywo�uj�c niemi�e wra�enie, i� szacuj� odleg�o�� dla oddania
salwy artyleryjskiej.
� Nazywaj� mnie Jal�Ganyr � odezwa� si� zn�w torang. � Je�eli nie dostarczono mi
b��dnej informacji, pan nazywa si� Jeff�Otis. Tak jest.
Te ostatnie s�owa torang wypowiedzia� niemal bez modulacji g�osu, lecz jaki� nadal
funkcjonuj�cy zak�tek m�zgu Otisa zinterpretowa� je jako pytanie. Inspektor wci�gn��
g��boko powietrze do p�uc, kiedy zorientowa� si�, �e na chwil� przesta� oddycha�.
� Nie wiedzia�em� owszem, tak jest� Nie wiedzia�em, �e, wy, Torangowie potraficie
m�wi� po ziemsku. Albo w og�le m�wi�. W jaki spos�b�?
Zawaha� si�, chc�c wybra� jedno z tysi�cy pyta� cisn�cych mu si� na usta. Jal�Ganyr,
przycupn�wszy na p�askim kamieniu, w zamy�leniu g�adzi� tr�jpalczast� d�oni� szar� sier��
na piersi. Otis wyczu�, �e Torang tylko przez grzeczno�� pozwoli� Ziemianinowi traci� czas
na bezsensowne mamrotanie.
� Nie jestem Torangiem � powiedzia� po d�u�szej chwili Jal�Ganyr swym brz�kliwym
g�osem. � Jestem z rasy Myrb�w. Albo Myrbian � jak by to pan wyrazi�. Nie zosta�em
poinformowany.
� To znaczy, �e tak siebie sami nazywacie? � wykrztusi� wreszcie Otis.
� To znaczy co� wi�cej � odpar� tamten po d�u�szym namy�le.
� To znaczy, �e nale�� do rasy pochodz�cej z Myrbu, a nie z tej planety.
� Zanim przejdziemy do dalszych wyja�nie� � nalega� Otis � prosz� mi wreszcie
powiedzie�, sk�d znacie nasz j�zyk!
Jal�Ganyr uczyni� r�k� niejasny gest. Jego ,,twarz� by�a nieczytelna dla Ziemianina, ale
Otis odni�s� takie wra�enie, jakby tamten u�miechn�� si� i wzruszy� ramionami.
� Co do tego � odpar� Myrbianin � prawdopodobnie nauczy�em si� go wcze�niej ni�
pan. Obserwujemy was bardzo d�ugo. Nie uwierzy�by pan jak d�ugo.
� Ale wobec tego� � Otis urwa�.
� To musia�o znaczy� � jeszcze zanim koloni�ci wyl�dowali na tej planecie. Obawia� si�
troch�, �e mo�e nawet zanim jeszcze Ziemianie dotarli do tego systemu gwiezdnego. Odrzuci�
jednak t� my�l i zapyta�: � Ale dlaczego mieszkacie ot tak, w tych ruinach? Dlaczego
czekali�cie a� do dzi�? Gdyby�cie nawi�zali z nami kontakt wcze�niej, pomogliby�my wam w
odbudowie�
Zn�w zamilk�, zastanawiaj�c si�, dlaczego jego s�owa brzmia�y fa�szywo. Jal�Ganyr
leniwie rozejrza� si� dooko�a, jak gdyby chcia� okaza� wzgard� ruinom, w kt�rych
przebywali. Zn�w zdawa� si� rozmy�la� nad wszystkimi sugestiami zawartymi w pytaniach
Otisa.
� Przechwycili�my raport do waszego szefa � odpowiedzia� w ko�cu. � Doszli�my do
wniosku, �e nadszed� czas, by nawi�za� kontakt z jednym z was.
� Nie interesuje nas odbudowa tych ruin � doda�. � Ukryli�my przed wami nasze
miejsce pobytu.
Otis zda� sobie spraw�, �e ma zupe�nie wysch�e wargi, gdy� mimo woli zbyt d�ugo sta� z
otwartymi ustami. Zwil�y� je ko�cem j�zyka i odpr�y� si� na tyle, by oprze� si� o �cian�.
� Chodzi o zarz�dzenie og�aszaj�ce was gatunkiem pod ochron�? � zapyta�. � Czy
macie instrumenty do prze � chwytywania takich sygna��w?
� Mam. My mamy � odpar� po prostu Jal�Ganyr. � Uznano, i� na tyle
rozprzestrzenili�cie si� w kosmosie, �e zaistnia�a potrzeba nawi�zania kontaktu z kilkoma
rozwa�nymi osobnikami spo�r�d was. To mo�e w przysz�o�ci u�atwi prac� naszym
obserwatorom.
Otis zastanowi� si�, ile ironii mog�o by� w s�owach Myrbianina. Zaczerwieni� si� na my�l o
wypchanym �okazie� w siedzibie biura i poczu� olbrzymi� ulg�, �e jednak nie poszed� go
obejrze�.
Mia�em wyj�tkowe szcz�cie, powiedzia� sobie w my�lach. Ja odkry�em pierwsze znane
istoty rozumne poza Uk�adem S�onecznym.
Powiedzia� na g�os: � Spodziewali�my si�, �e kiedy� spotkamy kogo� takiego jak wy. Ale
dlaczego wybrali�cie w�a�nie mnie?
Zda� sobie spraw�, �e to pytanie zabrzmia�o bardzo zarozumiale, ale przynios�o
nieoczekiwane rezultaty.
� Pa�ski raport. Pan podj�� na ma�� skal� t� sam� decyzj�, jak� my podj�li�my na wielk�
skal�. Wywnioskowali�my, �e pan mo�e zrozumie� nasz �al i wstyd z powodu tego, co
wydarzy�o si� mi�dzy naszymi rasami� dawno temu.
� Mi�dzy�?
� Tak. Przez d�ugi czas s�dzili�my, �e wszyscy wygin�li�cie. Cieszymy si�, �e
powracacie na niekt�re z waszych � dawnych planet.
Oti� patrzy� nic nie pojmuj�c. Zapewne jaki� instynkt pozwoli� Myrbianinowi zrozumie�
oszo�omion� min� Ziemianina.
� Mo�liwe, �e zapomnia�em wyja�ni� spraw� ruin � Jal�Ganyr rozejrza� si� dooko�a.
� Te ruiny nie s� nasze � powiedzia� �agodnie. � S� wasze.
Prze�o�y�a Ewa Witecka
POSTSCRIPTUM
Horace B. Fyfe nie napisa� zbyt wiele, ale ka�de z jego opowiada� (bo z nich g��wnie jest
znany) czyta si� z przyjemno�ci� nawet dzisiaj, trzydzie�ci lat od momentu ich powstania.
Poznali�my go jako autora nowelki �Sa�ata i brylant� (�Rakietowe szlaki�); w kt�rej da� si�
pozna� jako mistrz paradoksu. Przewrotne jest r�wnie� zako�czenie proponowanego w tym
miesi�cu utworu, sugeruj�cego jeszcze jedn� wizj� prehistorii cz�owieka � w kt�rej ten
niekoniecznie musia� by� prymitywnym ma�poludem.
Wiktor Bukato