13741
Szczegóły |
Tytuł |
13741 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13741 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13741 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13741 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Norbert Elias
Mozart Portret geniusza
Tytu� orygina�u: Mozart. Zur Soziologie eines Genies
2006
I
Socjologiczne rozwa�ania o Mozarcie
Podda� si� i pogodzi� z losem
Wolfgang Amadeusz Mozart zmar� w roku 1791 w wieku trzydziestu pi�ciu lat i 6
grudnia zosta� pochowany w grobie dla ubogich. Niezale�nie od nag�ej choroby,
kt�ra
przyczyni�a si� do jego przedwczesnej �mierci, cz�sto w ostatnim okresie �ycia
popada� w
stan rozpaczy. Ros�o w nim z wolna poczucie, �e jest ci�ko do�wiadczany przez
los.
Przybywa�o d�ug�w. Rodzina ci�gle si� przeprowadza�a. Nie odni�s� sukcesu w
Wiedniu, na
kt�rym zale�a�o mu chyba bardziej ni� na jakimkolwiek innym mie�cie. Wiede�skie
towarzystwo odwr�ci�o si� od niego. Fakt, �e �ycie utraci�o dla� warto��, nie
pozostawa� bez
wp�ywu na szybki post�p �miertelnej choroby. Najwyra�niej umiera� z poczuciem
fiaska
swojej spo�ecznej egzystencji, a zatem - m�wi�c metaforycznie - umiera� na
utrat� sensu
�ycia, na zupe�n� utrat� wiary, �e spe�ni si� to, czego w g��bi serca
najbardziej pragn��.
Przestawa�y bi� dwa �r�d�a jego woli �ycia, z kt�rych czerpa� poczucie w�asnej
warto�ci i
poczucie sensu: mi�o�� kobiety, kt�rej zawierzy�, i mi�o�� wiede�skiej
publiczno�ci do jego
muzyki.
Oba mia�y wcze�niej �yciodajn� moc, oba lokowa�y si� na samym szczycie
hierarchii
jego pragnie�. Wiele przemawia za tym, �e w ostatnich latach �ycia coraz
wyra�niej czu�, �e
je utraci�. To jego osobista tragedia, ale tak�e tragedia ca�ej ludzko�ci.
Dzi�, gdy samo nazwisko Mozarta cz�sto uchodzi za symbol najwspanialszych dzie�
muzycznych, jakie zna nasz �wiat, mo�e si� wyda� niepoj�te, �e cz�owiek o tak
magicznej sile
tw�rczej zmar� przedwcze�nie - i kto wie, jakie nienarodzone utwory zabra� ze
sob� do grobu
- gdy� brak �yczliwo�ci i mi�o�ci ze strony bli�nich pog��bia� jego zw�tpienie w
warto�� i
sens w�asnego �ycia. Trudno to poj�� zw�aszcza wtedy, gdy interesujemy si�
raczej dzie�em
ni� osob�, kt�ra je stworzy�a. Wszelako gdy rozwa�amy ju� tak� zale�no��, nie
powinni�my
czyjego� poczucia sensu �ycia i utraty owego sensu przymierza� do tego, co sami
uwa�amy
za �ycie pe�ne sensu lub bezsensowne. Trzeba sobie postawi� pytanie, co
interesuj�cy nas
cz�owiek uwa�a� za spe�nienie lub kl�sk� w�asnej egzystencji.
Mozart by� w pe�ni �wiadom swojego nadzwyczajnego daru i dzieli� si� nim na ile
tylko zdo�a�. Przez znaczn� cz�� �ycia niestrudzenie pracowa�. Trudno by�oby
twierdzi�, �e
nie dostrzega� ponadczasowej warto�ci wytwor�w swojego muzycznego kunsztu. Nie
by�
jednak cz�owiekiem, dla kt�rego przeczucie wp�ywu, jaki jego dzie�o wywrze na
p�niejsze
pokolenia, stanowi�oby pociech� w obliczu braku reakcji ju� teraz - czego pod
koniec �ycia
doznawa� szczeg�lnie w Wiedniu, swojej ojczy�nie z wyboru. Na rozg�os u
potomnych
niezbyt zwa�a�, chodzi�o mu wy��cznie o s�aw� w�r�d wsp�czesnych. To o ni�
walczy� z
pe�n� �wiadomo�ci� w�asnej warto�ci. Potrzebowa�, jak to si� cz�sto zdarza,
potwierdzenia
swojej warto�ci przez innych, zw�aszcza przez w�ski kr�g znajomych i przyjaci�.
Jednak
wi�kszo�� os�b z tego kr�gu na koniec go opu�ci�a. Nie by�a to wy��cznie ich
wina - historia
nie jest tak jednoznaczna. Niew�tpliwie fakt ten pog��bi� jego samotno��. Mo�e w
ko�cu po
prostu podda� si� i pogodzi� z losem. Jak pisze jeden z jego biograf�w:
Odroczony, ale za to
potem gwa�towny kres po d�ugich, rzadko przerywanych chorob� i niedyspozycj�
okresach
intensywnej pracy, kr�tka, jakby pospieszna agonia, szybki zgon po zaledwie
dwugodzinnej
�pi�czce, wszystko to wymaga�oby lepszego wyja�nienia ni� to, kt�re nam serwuje
medycyna.
Istniej� poza tym przekonuj�ce �wiadectwa, �e Mozarta dr�czy�y coraz wi�ksze
w�tpliwo�ci w kwestii uczu�, a nawet wierno�ci Constanze, kt�r� przecie� nadal
kocha�. Jej
drugi m�� opowiada� p�niej, �e zawsze bardziej szanowa�a talent Mozarta ni�
osob�.
Dostrzega�a wielko�� jego uzdolnie�, cho� chyba nie dzi�ki rozumieniu utwor�w,
lecz raczej
z racji ich popularno�ci. Gdy ta przemin�a, a wiede�ska publiczno�� dworska,
wcze�niejsi
obro�cy i opiekunowie, porzucili go, nieskorego w swojej pracy do kompromis�w,
na rzecz
�atwiejszych muzyk�w, w�wczas i Constanze zapewne przesta�a wysoko ceni� talent
m�a i
jego samego. Zubo�enie rodziny pog��biaj�ce si� wskutek spadku zainteresowania
utworami
Mozarta mog�o te� przyczyni� si� do tego, �e wcze�niej niezbyt gor�ce uczucie
�ony jeszcze
bardziej och�od�o. Te dwa aspekty utraty poczucia sensu: utrata popularno�ci i
os�abienie
uczu� �ony nie s� zatem pozbawione zwi�zku. By�y to dwie nierozdzielnie
splecione
przyczyny poczucia bezsensu, jakie dotkn�o Mozarta w ostatnich latach �ycia.
Z drugiej strony odczuwa� nienasycon� potrzeb� mi�o�ci prze�ywanej w wyra�aj�cym
si� fizycznie i uczuciowo zwi�zku. Jedn� z tajemnic jego �ycia jest to, �e
zapewne ju� od
dzieci�stwa dr�czy�o go przekonanie, i� nikt go nie kocha.
Wiele znajdziemy w jego muzyce nieustannego b�agania o �yczliwo��: b�agania
cz�owieka, kt�ry od dzieci�stwa nie by� do ko�ca pewien, czy w og�le zas�uguje
na mi�o��
bli�nich, na kt�rych mu zale�a�o, i kt�ry mo�e niespecjalnie lubi� samego
siebie. S�owo
�tragedia� brzmi banalnie i zbyt patetycznie, ale mo�na nie bez racji
powiedzie�, �e tragiczn�
stron� �ycia Mozarta by�o to, i� on, kt�ry tak bardzo stara� si� zaskarbi� sobie
mi�o�� innych,
czu� - u kresu �ycia jeszcze m�ody - �e ju� nikt go nie kocha, on sam siebie te�
nie. Jest to na
pewno tego rodzaju poczucie utraty sensu, na kt�re mo�na umrze�. Mozart by�, jak
si�
wydaje, pod koniec swoich dni samotny i zrozpaczony; w�a�ciwie wiedzia�, �e
wkr�tce
umrze, co w jego przypadku musia�o te� oznacza�, �e tego chcia� i �e spor� cz��
Requiem
pisa� jako w�asn� pie�� �mierci.
Jak dalece wiarygodny jest nasz obraz Mozarta, zw�aszcza bardzo m�odego,
pozostaje
spraw� otwart�. Jednak�e do cech, kt�re czyni� go bardziej godnym mi�o�ci lub,
je�li kto
woli, bardziej ludzkim, nale�y to, �e nie mia� heroicznego oblicza, jak na
przyk�ad lepiej
znane twarze Goethego lub Beethovena, kt�rzy czy to w salonie, czy na ulicy
roztaczali aur�
ludzi niezwyk�ych, geniusz�w. Mozart w �adnym razie nie mia� heroicznego
oblicza.
Wydatny, mi�sisty nos, kt�ry jakby sk�ania si� w stron� lekko stercz�cego
podbr�dka, traci
nieco ze swej masywno�ci, gdy twarz nabiera pe�niejszego kszta�tu. Spojrzenie
jest bardzo
bystre, �ywe, zarazem ironiczne i rozmarzone - u m�odego Mozarta w wieku
dwudziestu
czterech lat (na portrecie rodzinnym p�dzla Johanna Nepomuka della Crocego�)
jeszcze nieco
zak�opotane (sheepish, jak powiedzieliby Anglicy), na p�niejszych portretach
pewne siebie,
ale ci�gle jeszcze ironiczne i rozmarzone. Wizerunki ukazuj� pewn� cech�
Mozarta, kt�ra
nam umyka, przes�oni�ta okre�lonym doborem jego dzie�, jakiego dokonuje gust
meloman�w.
Wymaga ona jednak rozwa�enia, je�li chcemy sobie uobecni� Mozarta jako
cz�owieka. To
urodzony �artowni�, klaun, kt�ry skacze przez sto�y i krzes�a, fika kozio�ki i
bawi si� s�owami
oraz oczywi�cie d�wi�kami.
Nie zrozumiemy Mozarta, je�li zapomnimy, �e jego osobowo�� ma g��boko skryte
zakamarki, kt�re ujawniaj� si� najwy�ej w p�niejszym ��miej si�, pajacu� lub u
niekochanego i zdradzonego Pietruszki.
�ona Mozarta m�wi�a po jego �mierci, �e �wsp�czu�a� �zdradzonemu� Mozartowi.
Jest bardzo prawdopodobne, �e to ona go �zdradzi�a� (je�li w og�le jest to tutaj
odpowiednie
s�owo) i �e on o tym wiedzia� - r�wnie prawdopodobne jak to, �e sam nie
zrezygnowa� z
przygodnych zwi�zk�w z innymi kobietami. Dotyczy to jednak p�niejszych lat, gdy
powoli
gas�y �wiat�a w jego �yciu i gdy coraz dobitniej dawa�o o sobie zna� poczucie,
�e jest
niekochanym nieudacznikiem; innymi s�owy, zakorzeniona w nim sk�onno�� do
depresji
ujawnia�a si� pod wp�ywem zawodowych niepowodze� i fiaska �ycia rodzinnego.
Portret rodziny Mozart�w obiektywn� lub, �ci�lej, postrzegan� z perspektywy
trzeciej
osoby (�on�) wspania��, pe�n� sensu spo�eczn� egzystencj� a �yciem odczuwanym
przez
niego samego, czyli z perspektywy �ja�, jako coraz bardziej bezsensowne.
Pocz�tkowo przez wiele kolejnych lat by�o coraz lepiej.
Surowa dyscyplina zaprowadzona przez ojca przynosi�a owoce. Przeobrazi�a si� w
samodyscyplin�, w zdolno�� do tego, by podczas pracy oczyszcza� z osobistych
akcent�w
k��bi�ce si� w m�odym cz�owieku marzenia i tworzy� z nich utwory muzyczne bez
utraty
spontaniczno�ci i bogactwa pomys��w. Jednak�e za wielki po�ytek, jaki przynios�a
mu ta
umiej�tno�� obiektywizowania osobistych fantazji, musia� Mozart zap�aci� bardzo
wysok�
cen�.
Aby zrozumie� jakiego� cz�owieka, trzeba zna� dominuj�ce pragnienia, o kt�rych
spe�nieniu marzy. Stwierdzenie przeze�, czy jego �ycie ma sens, zale�y od tego,
czy i w jakim
stopniu potrafi on te pragnienia urzeczywistni�. Pragnienia za� nie tkwi� w nim
przed
wszelkim do�wiadczeniem, lecz kszta�tuj� si� od wczesnego dzieci�stwa we
wsp�yciu z
innymi lud�mi; w form� determinuj�c� �ycie utrwalaj� si� stopniowo, wraz z
up�ywem lat,
cho� niekiedy nagle - w zwi�zku z jakim� szczeg�lnie istotnym do�wiadczeniem.
Niew�tpliwie ludzie cz�sto nie u�wiadamiaj� sobie dominuj�cych pragnie�, kt�re
wp�ywaj� na ich decyzje. Podobnie nie tylko od nich zale�y, czy i w jakim
stopniu pragnienia
te si� urzeczywistni�, bo przecie� s� one zawsze zwr�cone na innych, na
spo�eczn� wi�.
Prawie wszyscy ludzie maj� jakie� pragnienia, kt�re s� ukierunkowane w okre�lony
spos�b i
zawieraj� si� w zbiorze rzeczy mo�liwych do urzeczywistnienia; prawie wszyscy
maj� te�
pragnienia g��boko skryte, kt�rych po prostu urzeczywistni� si� nie da -
przynajmniej przy
obecnym stanie wiedzy.
Te ostatnie w pewnym stopniu dostrzegamy u Mozarta; w znacznej mierze s� one
wsp�odpowiedzialne za tragiczny przebieg jego �ycia. Na oznaczenie r�nych
aspekt�w
charakteru tego tw�rcy istniej� stereotypowe termini technici.
Mo�na by wi�c m�wi� o maniakalno-depresyjnej strukturze osobowo�ci o
w�asno�ciach paranoidalnych, przy czym sk�onno�ci depresyjne przez pewien czas
powstrzymywa�o powodzenie oparte na zdyscyplinowanej, nastawionej na
rzeczywisto��
umiej�tno�ci muzycznych marze� na jawie.
Potem jednak wzi�y g�r� jako d��enia autodestrukcyjne, zwalczaj�ce powodzenie
zw�aszcza w sferze mi�o�ci i funkcjonowania w spo�ecze�stwie. Wydaje si� jednak,
�e
szczeg�lne ukonstytuowanie, w jakim odnajdujemy te sk�onno�ci u Mozarta,
wymaga�oby
nieco innego j�zyka.
Istotnie, odnosimy wra�enie, jakby Mozart, tak dumny z siebie i ze swoich
talent�w,
w g��bi serca siebie nie lubi�; �atwo te� sobie wyobrazi�, �e nie uwa�a� si� za
szczeg�lnie
godnego mi�o�ci. Fizycznie nie by� atrakcyjny. Przy pierwszym spotkaniu jego
twarz nie
wydawa�a si� zbyt interesuj�ca; ilekro� spojrza� w lustro, marzy�a mu si� inna.
Zakl�te ko�o
takiej sytuacji polega na tym, �e twarz i og�lny wygl�d fizyczny cz�owieka nie
zadowalaj� go
i budz� w nim za�enowanie, gdy� wyra�aj� co� z jego poczucia winy, ze skrytej
pogardy dla
w�asnej osoby. Jakiekolwiek jednak by�y powody, w p�niejszych latach, gdy
pogorszy�y si�
uwarunkowania zewn�trzne, ostrzej wyst�pi�o u Mozarta poczucie, �e nie jest
kochany. By�o
ono zwi�zane z odpowiednio siln�, niespe�nion� potrzeb� mi�o�ci ze strony
r�nych os�b -
�ony, innych kobiet, innych ludzi, to znaczy z potrzeb� bycia kochanym jako
m�czyzna i
jako artysta. Jego niezwyk�a umiej�tno�� marzenia poprzez muzyk� s�u�y�a tej
skrytej pro�bie
o mi�o�� i �yczliwo��.
Z pewno�ci� marzenie za pomoc� d�wi�k�w by�o tak�e celem samym dla siebie.
Pe�nia i bogactwo muzycznej wyobra�ni przep�dzi�y, jak si� wydaje, na pewien
czas smutek z
powodu braku lub utraty mi�o�ci. By� mo�e odsun�y nies�abn�ce nigdy
podejrzenia, �e �ona
zwr�ci�a swoje uczucia ku innym m�czyznom, a tak�e st�umi�y bolesne
prze�wiadczenie
Mozarta, �e zupe�nie nie jest godzien mi�o�ci.
To poczucie przyczyni�o si� w pewnym stopniu do tego, �e utraci� mi�o�� i
�yczliwo��
innych oraz �e jego wielkie powodzenie mia�o kr�tki �ywot i do�� pr�dko ulotni�o
si� jak
dym.
Tragedia pajaca to tylko pewna ilustracja. Uwydatnia ona jednak zwi�zek mi�dzy
Mozartem �artownisiem a wielkim artyst�, mi�dzy wiecznym dzieci�ciem a tw�rczym
m�czyzn�, mi�dzy �tralala� Papagena a g��bok� powag� t�skni�cej do �mierci
Paminy.
Bycie wielkim artyst� nie wyklucza posiadania czego� z klauna. Fakt, �e Mozart
by�
zwyci�zc� i na pewno zwyci�stwem ludzko�ci, nie wyklucza tego, �e w istocie
uwa�a� si� za
przegranego i w ten spos�b skaza� si� na rzeczywist� pora�k�. Tragedia Mozarta,
kt�ra po
cz�ci na tym w�a�nie polega�a, zbyt szybko skry�a si� przed p�niejszymi
odbiorcami jego
utwor�w za ich czarem. Sp�yca to bowiem mo�liwo�� wsp�odczuwania. Nies�usznie
rozdziela si� w radykalny spos�b cz�owieka i tw�rc�. Trudno by�oby pokocha�
sztuk�
Mozarta, nie kochaj�c te� cho� troch� cz�owieka, kt�ry j� stworzy�.
Mieszcza�ski muzyk w�r�d dworskiej spo�eczno�ci
Posta� Mozarta jako cz�owieka rysuje si� wyra�niej, gdy spojrzymy na jego
pragnienia w kontek�cie wsp�czesnej mu epoki. Jego �ycie to modelowy przypadek
sytuacji,
kt�rej swoisto�� cz�sto nam dzi� umyka, gdy� przywykli�my pracowa� na poj�ciach
statycznych. Czy Mozart, pytamy zazwyczaj, by� w muzyce przedstawicielem rokoka,
czy ju�
mieszcza�skiego XIX wieku? Czy jego dzie�o stanowi ostatni przejaw
przedromantycznej
�obiektywnej� muzyki, a mo�e ma ju� cechy nadchodz�cego �subiektywizmu�?
K�opot w tym, �e z takimi kategoriami niewiele mo�na dokona�. S� to akademickie
abstrakcje, nieuwzgl�dniaj�ce procesowego charakteru dost�pnych obserwacjom
fakt�w
spo�ecznych, na kt�re si� powo�uj�. U pod�o�a tych kategorii le�y wyobra�enie,
�e
porz�dkuj�cy podzia� na epoki, typowy dla ujmowania materia�u w ksi��kach
historycznych,
najlepiej odpowiada rzeczywistemu przebiegowi rozwoju spo�ecznego. Ka�dego
znanego
dzi�ki wielko�ci swoich dokona� cz�owieka przypisuje si� tej czy innej epoce
jako jej punkt
szczytowy. Przy bli�szym wejrzeniu okazuje si� jednak nierzadko, �e wielkie
dokonania
gromadz� si� w�a�nie w czasach, kt�re przy zastosowaniu takich statycznych poj��
epok
mo�na by z ca�� pewno�ci� nazwa� okresami przej�ciowymi.
Innymi s�owy, wyrastaj� nieustannie z dynamiki konfliktu mi�dzy kanonami
odchodz�cych starych warstw spo�ecznych i nadchodz�cych nowych.
Na pewno dotyczy to Mozarta. Nie zrozumiemy dobrze celu jego pragnie� ani
powod�w, dla kt�rych - ca�kowicie wbrew temu, co s�dz� p�niejsze pokolenia -
pod koniec
�ycia uwa�a� si� za cz�owieka, kt�ry zawi�d� i wszystko straci�, je�li nie
unaocznimy sobie
tego konfliktu kanon�w.
Sp�r bowiem toczy� si� nie tylko na rozleg�ym polu spo�ecznym mi�dzy kanonami
warstwy dworsko-arystokratycznej a kanonami warstwy mieszcza�skiej. Nie jest to
takie
proste. Toczy� si� on przede wszystkim w duszach poszczeg�lnych os�b, a w�r�d
nich i w
duszy samego Mozarta, jako konflikt kanon�w, kt�ry przenika� ca�� ich spo�eczn�
egzystencj�.
�ycie Mozarta stanowi bardzo wnikliw� ilustracj� po�o�enia grup mieszcza�skich,
kt�re znajdowa�y si� na marginesie jako uzale�nione od gospodarki opanowanej
przez
szlacht� dworsk�, i to w czasie, gdy dominacja dworskiego establishmentu by�a
jeszcze nader
wyra�na, cho� nie na tyle, by w pe�ni st�umi� g�osy protestu przynajmniej na
mniej
politycznie niebezpiecznym polu kultury. Mozart z zadziwiaj�c� odwag� prowadzi�
jako
mieszczanin, czyli �wczesny outsider, wojn� wyzwole�cz� przeciw swoim
arystokratycznym
panom i chlebodawcom. Robi� to na w�asn� r�k�, w imi� swojej godno�ci osobistej
i pracy
kompozytorskiej. Walk� t� przegra� - mo�na by z perspektywy p�niejszych pokole�
powiedzie�: jak by�o do przewidzenia. Ta perspektywa wszelako uniemo�liwia tu,
tak jak i w
innych wypadkach, wgl�d w struktur� tego, co dzisiaj zwie si� �histori��.
Zarazem blokuje
zrozumienie sensu, jaki bieg wydarze� wcze�niejszej epoki mia� dla jej
przedstawicieli.
W innym miejscu pisa�em ju� o strukturze konfliktu kanon�w mi�dzy grupami
dworsko-arystokratycznymi a mieszcza�skimi. Stara�em si� pokaza�, �e w drugiej
po�owie
XVIII wieku takie poj�cia, jak �cywilizacja� z jednej strony, a �kultura� z
drugiej s�u�y�y w
Niemczech jako symbole r�nych kanon�w zachowania i doznawania. Jak si� okaza�o,
u�ytek
czyniony z tych s��w odzwierciedla� chroniczne napi�cie mi�dzy dworsko-
arystokratycznym
establishmentem a zepchni�tymi na margines grupami mieszczan.
W polu widzenia pojawi�y si� zarazem pewne aspekty gwa�townych (o historii
si�gaj�cej powstawania w Europie �redniowiecznych miast) walk mi�dzy warstwami
mieszcza�stwa i szlachty. Podczas siedmiu lub o�miu stuleci tych walk wraz ze
zmianami
struktury europejskich spo�ecze�stw zmienia� si� te� w specyficzny spos�b
charakter
spo�eczny obu grup, a� w ko�cu walkom tym po�o�y�o kres ukszta�towanie si� w XX
wieku
dw�ch klas ekonomicznych i defunkcjonalizacja szlachty jako warstwy spo�ecznej.
W ca�ym
tym okresie zmaga� warstw szlachty i mieszcza�stwa daj� si� dostrzec odmienno�ci
i
konflikty ich kanon�w, ale te� ich podobie�stwa i stapianie si� ze sob�.
Zmagania te
stanowi�y grunt, z kt�rego wyr�s� absolutyzm arystokracji, podobnie jak
wsp�czesny
absolutyzm mieszcza�stwa i proletariatu wy�oni� si� z walk mi�dzy tymi dwiema
warstwami
ekonomicznymi.
Jak dot�d brakuje jednak nie tylko og�lnego badania przebiegu i struktury
d�ugiego
konfliktu mi�dzy warstwami szlachty i mieszcza�stwa w europejskich (i innych)
spo�ecze�stwach, lecz tak�e bada� wielu szczeg�owych aspekt�w napi��
spo�ecznych, z
kt�rymi mamy tu do czynienia. �ycie Mozarta stanowi przyk�ad tego konfliktu w
paradygmatycznej wr�cz formie - unaocznia bowiem los mieszczanina w dworskiej
s�u�bie
pod koniec okresu, w kt�rym prawie wsz�dzie w Europie miarodajny dla tw�rc�w by�
narzucany im przemoc� smak szlachty dworskiej. Dotyczy�o to szczeg�lnie muzyki i
architektury.
W Niemczech drugiej po�owy XVIII wieku na polu literatury i filozofii mo�liwe
by�o
uwolnienie si� od dworsko-arystokratycznego kanonu smaku. Aktywni w tych
dziedzinach
autorzy mogli dotrze� do publiczno�ci za pomoc� ksi��ek, a poniewa� w tym
okresie istnia�a
ju� w Niemczech do�� szeroka i ci�gle rosn�ca grupa mieszczan czytelnik�w, mog�y
si� tam
wzgl�dnie wcze�nie rozwin�� specyficzne dla tej warstwy formy kultury, kt�re
odpowiada�y
kanonowi smaku niedworskich, mieszcza�skich grup i kt�re dawa�y wyraz ich
rosn�cemu
poczuciu odr�bno�ci w stosunku do dominuj�cego establishmentu dworskiej
arystokracji.
W wypadku muzyki �wczesna sytuacja wygl�da�a jeszcze zupe�nie inaczej -
zw�aszcza w Austrii i jej stolicy Wiedniu, siedzibie cesarskiego dworu, lecz
zasadniczo tak�e
w mniejszych krajach niemieckich. Arty�ci czynni na tym polu w Niemczech, a
podobnie we
Francji, byli jeszcze w bardzo wysokim stopniu zale�ni od �aski, patronatu, a
tym samym
smaku kr�g�w dworsko-arystokratycznych (i od wpatrzonego w nie miejskiego
patrycjatu).
A� do czas�w Mozarta muzyk, kt�ry chcia� by� artyst� uznanym przez spo�ecze�stwo
i
zarazem maj�cym mo�liwo�� wy�ywienia siebie i rodziny, musia� znale�� posad� w
sieci
dworsko-arystokratycznych instytucji i ich filii. Nie mia� innego wyboru. Je�li
czu� w sobie
powo�anie do wielkich dokona�, czy to jako wykonawca, czy jako kompozytor, by�o
oczywiste, �e mo�e osi�gn�� sw�j cel tylko dzi�ki sta�ej posadzie na dworze,
najlepiej na
dworze wspania�ym i bogatym. W krajach protestanckich m�g� jeszcze otrzyma�
stanowisko
organisty ko�cielnego i kapelmistrza w kt�rym� z wielkich, na wp�
autonomicznych miast,
kt�rymi zwykle rz�dzi�a grupa patrycjuszy. Jednak i tam, jak pokazuje droga
�yciowa
Telemanna, przy ubieganiu si� o stanowisko zawodowego muzyka pomocny by� sta�
dworskiego muzykusa.
J�drem tego, co nazywamy dworem ksi���cym, by�o i pozosta�o ksi���ce
gospodarstwo domowe. W takim wielkim gospodarstwie muzycy byli r�wnie niezb�dni
jak
cukiernicy, kucharze czy kamerdynerzy i w dworskiej hierarchii mieli przewa�nie
zbli�ony do
nich status. Byli, jak to si� nieco pogardliwie m�wi, �dworakami�. Wi�kszo��
muzyk�w
wydawa�a si� zadowolona ze swojej sytuacji, podobnie jak inni mieszczanie na
dworze. Do
uwa�aj�cych inaczej nale�a� ojciec Mozarta. Tak�e on jednak wbrew sobie
dostosowa� si� do
okoliczno�ci, przed kt�rymi nie m�g� uciec.
By�a to wi�c trwa�a struktura, stanowi�ca ramy dla rozwoju ka�dego
indywidualnego
talentu muzycznego. Trudno zrozumie� �wczesny charakter muzyki, jej �styl�, bez
jasnego
u�wiadomienia sobie tych uwarunkowa�. Jeszcze do tego powr�cimy.
Na osobisty los Mozarta, los cz�owieka wyj�tkowego i wyj�tkowego artysty, w
skrajnym stopniu wp�yn�a jego sytuacja spo�eczna, sytuacja muzyka tamtej epoki
zdanego na
dworsk� arystokracj�. Wida� tu, jak trudno ukaza� p�niejszemu pokoleniu w
formie na
przyk�ad biografii �yciowe problemy jednostki, nawet o wyj�tkowej osobowo�ci i
wyj�tkowych dokonaniach, je�li nie opanuje si� rzemios�a socjologa. D���c do
tego celu,
trzeba mie� mo�liwo�� zarysowania jasnego obrazu spo�ecznych uwarunkowa�, kt�re
zaci��y�y na losach opisywanej postaci. Nie chodzi przy tym o historyczn�
opowie��, lecz o
opracowanie sprawdzalnego teoretycznego modelu figuracji, jak� dany cz�owiek - w
tym
przypadku osiemnastowieczny artysta - tworzy� moc� swojej wsp�zale�no�ci z
innymi
figurami spo�ecznymi swej epoki.
Dobrze znana jest historia, jak to w roku 1777 dwudziestojednoletni Mozart prosi
swojego chlebodawc�, ksi�cia biskupa Salzburga, o zwolnienie (gdy nie uzyska�
zgody na [
Zwykle socjologi� ujmuje si� jako nauk� destruuj�c�, redukuj�c�. Nie podzielam
tego
pogl�du. Dla mnie socjologia jest nauk�, kt�ra powinna nam pomaga� w lepszym
rozumieniu,
wyja�nianiu rzeczy niezrozumia�ych w naszym �yciu spo�ecznym. W tym sensie
wybra�em na
poz�r paradoksalny tytu� Z socjologii geniusza [w wydaniu polskim tytu� zosta�
zmieniony].
Nie by�o wi�c moim celem geniusza destruowa� i redukowa�, lecz przybli�y�
zrozumieniu
jego sytuacj� ludzk� i mo�e przyczyni� si� nieco do odpowiedzi na pytanie, co
robi�, aby w
przysz�o�ci zapobiega� takim losom jak los Mozarta. Mo�e przedstawienie jego
tragedii tak,
jak ja staram si� to czyni� - a stanowi ona tylko reprezentacj�
powszechniejszego problemu -
zdo�a pog��bi� ludzk� wra�liwo�� na fakt, �e nowatorzy wymagaj� wielkiej
czujno�ci i
uwagi.] urlop). Wyzwolony, szcz�liwy i pe�en nadziei odwiedza w poszukiwaniu
posady
dw�r w Monachium, patrycjat Augsburga, Mannheim i Pary�, gdzie daremnie, coraz
bardziej
zgorzknia�y, antyszambruje u wp�ywowej szlachty obojga p�ci. Chc�c nie chc�c,
wraca
wreszcie zawiedziony do Salzburga i znajduje zatrudnienie jako koncertmistrz i
organista
dworski. Jednak�e nie spos�b przekonuj�co i zgodnie z rzeczywisto�ci� okre�li�
znaczenia
tych do�wiadcze� dla osobistego rozwoju Mozarta - a tym samym oczywi�cie dla
jego
rozwoju jako muzyka, czyli dla jego muzyki - je�li przedstawimy los tego jednego
cz�owieka,
nie prezentuj�c przy tym modelu struktur spo�ecznych jego epoki, a szczeg�lnie
czynnik�w
le��cych u podstaw stosunk�w w�adzy.
Dopiero taki model pozwala stwierdzi�, co kto� tkwi�cy w swoim spo�ecze�stwie
m�g� zdzia�a�, a czego nie m�g�, niezale�nie od swej si�y, wielko�ci i
wyj�tkowo�ci. Tylko
wtedy, m�wi�c kr�tko, mo�na zrozumie�, z jakim nieuchronnym przymusem cz�owiek
by�
konfrontowany i jak si� w jego obliczu zachowywa� - czy ulega� presji, co
odciska�o si� na
tw�rczo�ci muzycznej, czy te� stara� si� od niej uciec, a mo�e nawet wprost jej
si�
przeciwstawi�.
Jedn� z istotnych przyczyn tragedii Mozarta by�o to, �e w �yciu osobistym, lecz
tak�e
w swojej tw�rczo�ci usi�owa� zupe�nie sam i we w�asnym interesie prze�ama�
bariery struktur
w�adzy swojego spo�ecze�stwa, z kt�rego tradycj� smaku jego wyobra�nia muzyczna
i
muzyczne sumienie by�y jeszcze w wysokiej mierze zwi�zane, i �e czyni� to w
fazie
spo�ecznego rozwoju, w kt�rej tradycyjne stosunki w�adzy pozostawa�y jeszcze
zasadniczo
nienaruszone.
Wi�kszo�� tych, kt�rzy wybrali zaw�d muzyka, nie mia�a szlacheckiego
pochodzenia,
czyli - w naszej terminologii - by�a pochodzenia mieszcza�skiego. Kiedy ludzie
ci chcieli
robi� karier� w spo�eczno�ci dworskiej, a wi�c wykorzysta� szans� rozwoju
swojego talentu
wykonawcy lub kompozytora, musieli odpowiednio do swej ni�szej pozycji nie tylko
gust
muzyczny, lecz tak�e str�j i ca�� osobowo�� podporz�dkowa� dworskiemu kanonowi
zachowania i odczuwania.
W naszych czasach ta adaptacja do establishmentu, podyktowana rozk�adem si� w
systemie w�adzy, ze strony jednostek spo�ecznie niesamodzielnych uchodzi za
rzecz do��
oczywist�. Pracownicy wielkiego koncernu lub domu towarowego, zw�aszcza gdy d���
do
awansu, zwykle szybko ucz� si� dostosowywa� zachowanie do kanonu establishmentu.
Jednak zale�no�ci w�adzy mi�dzy establishmentami ekonomicznymi a osobami spoza
nich w spo�ecze�stwach, w kt�rych istnieje w miar� wolny rynek dla popytu i
poda�y, a w
niekt�rych dziedzinach tak�e dla stanowisk pracy, s� wiele s�absze ni� mi�dzy
ksi�ciem jako
w�adc� absolutnym lub radami ksi���cymi a muzykami na dworach - nawet je�li
arty�ci,
kt�rzy byli s�ynni w spo�eczno�ci dworskiej i a la mod� potrafili si�
niejednokrotnie od tych
uzale�nie� uwolni�. S�awny Gluck, drobnomieszcza�skiego pochodzenia, kt�ry w
swoich
muzycznych upodobaniach i w �yciu osobistym umia� z wielk� werw� przyswaja�
sobie
subtelno�ci panuj�cego kanonu, m�g� sobie pozwoli� na pewne rzeczy jak ka�dy
dworzanin,
nawet na grubia�stwa. Istnia�a wi�c nie tylko dworska szlachta, lecz by�o tak�e
dworskie
mieszcza�stwo.
Ojciec Mozarta do tej klasy w pewnym stopniu nale�a�. By� pracownikiem, a
�ci�lej
s�ug� salzburskiego arcybiskupa, kt�ry w�wczas mia� oczywi�cie tytu� ksi�cia
w�adaj�cego
ma�ym pa�stewkiem. Arcybiskup, jak wszyscy tego rodzaju w�adcy, mia� wprawdzie
niewielk�, ale kompletn� struktur� urz�d�w, kt�re wchodzi�y w sk�ad
absolutystycznego
dworu, w�r�d nich za� orkiestr�. Leopold Mozart by� w niej zast�pc�
kapelmistrza. Takie
urz�dy obsadzano i op�acano mniej wi�cej podobnie jak w XIX wieku posady w
prywatnym
przedsi�biorstwie. Jedynie oznaki podda�stwa, jakich oczekiwano od s�u�by
dworskiej, by�y
odpowiednio do silniejszej w�adzy zapewne bardziej ostentacyjne, co dotyczy te�
oczywistych gest�w wy�szo�ci ze strony w�adc�w. [Wi��e si� z tym fakt, �e
zadania nie by�y
wyra�nie sprecyzowane: gdy Bach zosta� w roku 1708 zatrudniony jako organista na
weimarskim dworze nader pobo�nego ksi�cia Wilhelma-Ernsta, musia� te� w
uniformie
hajduka wyst�powa� z ma�� orkiestr� kameraln�.]
Mo�e nale�a�oby doda�, �e stosunki mi�dzy w�adc� a s�ugami - tak�e �redniej
rangi,
do kt�rych zalicza� si� Leopold Mozart - nawet na cesarskim dworze w Wiedniu, a
ju� na
pewno na ma�ym dworze arcybiskupa Salzburga, by�y o wiele bardziej osobiste ni�
dzi�
mi�dzy dyrektorem a pracownikami �redniego szczebla jakiej� du�ej firmy
handlowej. Z
regu�y ksi���ta sami decydowali o obsadzie stanowisk w swojej orkiestrze.
Dystans spo�eczny
by� ogromny, cielesny za�, przestrzenny - niewielki. S�u�ba by�a zawsze w
pobli�u w�adcy, a
w�adca w pobli�u s�u�by.
Chocia� typowym po�o�eniem spo�ecznym muzyka w czasach Mozarta by�a rola s�ugi
na dworze, na kt�rym podlega� on rozkazom mo�nego, spo�ecznie wy�ej stoj�cego
cz�owieka,
to jednak zdarza�y si� w tym spo�ecze�stwie wyj�tki. Niekt�rzy muzycy dzi�ki
swoim
szczeg�lnym talentom wirtuoza lub kompozytora tak bardzo podobali si� dworskiej
publiczno�ci, �e za�ywali s�awy i uznania w najwy�szych kr�gach daleko poza
miejscem, w
kt�rym byli zatrudnieni.
W takich wypadkach szlachta dworska mog�a traktowa� mieszcza�skiego muzyka
niemal jak r�wnego sobie. Zapraszano go, jak w�a�nie Mozarta, na dwory
mo�now�adc�w,
aby tam wyst�powa�; cesarze i kr�lowie byli usatysfakcjonowani obcowaniem z
owocami
jego kunsztu i wyra�ali podziw dla dokona� artysty. M�g� on - zwykle za wyst�p
przy
fortepianie [* Autor u�ywa konsekwentnie terminu �Klavier�, kt�ry przet�umaczono
jako
�fortepian�. Nale�y jednak zastrzec, �e zar�wno ta nazwa, jak i termin
�pianista� brzmi�
anachronicznie w kontek�cie pojawiaj�cych si� w ksi��ce nawi�za� do r�nych
sytuacji
historycznych, szczeg�lnie tych z lat dzieci�stwa i wczesnej m�odo�ci Mozarta. W
XVIII
wieku s�owo �Klavier� oznacza�o r�ne instrumenty klawiszowe (poza organami) -
przede
wszystkim klawikord (pierwsza po�owa XVIII wieku), a potem coraz cz�ciej
prototypy
wsp�czesnego fortepianu, okre�lane w�wczas zwykle jako pianoforte (druga po�owa
XVIII
wieku). Te ostatnie nie by�y jednak wtedy jeszcze tak rozpowszechnione, a w�r�d
instrument�w klawiszowych wci�� kr�lowa� klawesyn. Mozart zna� �wczesne
pianoforte i
grywa� na nich, jednak niew�tpliwie instrumentem, z kt�rym styka� si�
najcz�ciej, by�
klawesyn - przyp. red.] - posila� si� u ich sto�u, cz�sto mieszka� podczas
koncert�w w ich
pa�acach i w zwi�zku z tym by� naj�ci�lej obznajomiony z ich stylem �ycia i
gustem.
Charakterystyczne dla wielkiego dworsko-mieszcza�skiego artysty jest to, �e w
pewnej mierze �yje on w dw�ch �wiatach spo�ecznych. Ca�e �ycie i tw�rczo��
Mozarta
przenika ta w�a�nie dwoisto�� [Ta dwoisto�� z pewno�ci� nie dotyczy tylko
Mozarta; wida� j�
i jej wp�yw na ludzki charakter tak�e u innych mieszcza�skich artyst�w.] Z
jednej strony
obraca� si� w kr�gach dworskiej arystokracji, kt�rych tradycj� muzycznych
upodoba� sobie
przyswoi� i kt�re oczekiwa�y od niego respektowania dworskiego kanonu zachowa�.
Z
drugiej strony reprezentowa� specyficzny typ, kt�ry musimy okre�li� nader
nieprecyzyjn�
kategori� �drobnomieszcza�stwa� tamtej epoki. Nale�a� do kr�gu pracownik�w
dworskich
�redniego szczebla, a wi�c do �wiata, kt�ry Anglicy nazywaj� below stairs (jakby
�w
suterenie�) [Life below stairs stanowi w Anglii temat wielu komedii i mn�stwa
dowcip�w.]
W Anglii wszelako panuj�cy kanon zachowa� i wra�liwo�ci w znacznym stopniu
przeni�s� si� w charakterystyczny spos�b na personel arystokratycznego domu
(niewielu
mog�o si� mierzy� z angielskim lokajem pod wzgl�dem znajomo�ci kanonu, jakiego
musi
przestrzega� gentleman - mo�e ewentualnie portier mi�dzynarodowego hotelu). W
Austrii
Habsburg�w, jak si� wydaje, by�o inaczej. [Przyk�adem s�u�y znana historia, jak
to Wolter,
uznawszy, �e pewien wysoko urodzony go obrazi�, chcia� si� z nim pojedynkowa�,
ten za�
poleci� swojemu lokajowi obi� Woltera na ulicy, gdy� wyzwanie ze strony
mieszczanina
uzna� za arogancj�. Fakt, �e osoby stanu mieszcza�skiego, kt�re wyr�ni�y si�
szczeg�lnym
talentem artystycznym lub umys�owym, przyjmowano na niekt�rych paryskich
salonach i na
niekt�rych niemieckich i w�oskich dworach niemal jak r�wne stanem wysoko
urodzonym,
pozwala �atwo zapomnie�, �e przez ca�y XVIII wiek, a w wielu cz�ciach Europy a�
do roku
1918, w�adcy i rz�dz�cy uwa�ali mieszczan za ludzi drugiego gatunku, za ludzi
ni�szej rangi.]
Regu�y zachowania typowe w �rodowisku rodzic�w Mozarta bardzo r�ni�y si�, jak
to
jeszcze poka�emy, od regu� panuj�cych na dworach.
Leopold Mozart, s�uga ksi���cy i mieszczanin dworski, nie tylko wychowa� m�odego
Wolfganga zgodnie z kanonem dworskich upodoba� muzycznych, lecz stara� si� tak�e
wpoi�
mu regu�y zachowania i odczuwania zgodne z dworskimi zasadami.
Je�li chodzi o tradycj� muzyczn�, jak� syn sobie przyswoi�, zamierzenie w pewnym
stopniu zosta�o zrealizowane. Wyniki zawiod�y jednak zupe�nie, je�li chodzi o
regu�y
zachowania i odczuwania. Chcia� przekaza� synowi elementy sztuki dworskiej
dyplomacji,
umiej�tno�ci przypodobania si� mo�nym dzi�ki zr�cznym s��wkom, a osi�gn�� co�
zupe�nie
przeciwnego. Wolfgang Mozart pozosta� cz�owiekiem prostych gest�w; tak jak jego
muzyka
zawiera�a ogrom spontaniczno�ci uczucia, tak te� w kontakcie osobistym by�
nadzwyczaj
bezpo�redni. Mia� trudno�ci z ukrywaniem lub cho�by tylko z sugerowaniem nie
wprost, co
czu�, i z zasady nie znosi� obcowania z lud�mi, kt�rzy zmuszali go do �owijania
w bawe�n�.
Chocia� wychowa� si� na ma�ym dworze, a potem w�drowa� od dworu do dworu, to
jednak
nigdy nie przyswoi� sobie specyficznego dworskiego szlifu, nigdy nie sta� si�
cz�owiekiem
�wiatowym, bomme du monde, gentleman w osiemnastowiecznym sensie. Mimo wysi�k�w
ojca na ca�e �ycie zachowa� jako cz�owiek cechy ca�kowicie mieszcza�skie.
Jego postawa nie by�a wcale nieprzejednana. Imponowa�a mu wy�szo��, jak�
zapewnia�a cz�owiekowi dworska og�ada, i na pewno nie by� wolny od pragnienia,
by sta� si�
gentleman, honnete homme, cz�owiekiem czcigodnym. Istotnie, cz�sto m�wi o swojej
godno�ci - to centralne poj�cie kanonu dworsko-arystokratycznego w��czy� do
swojego
autoportretu. Stosowa� je jednak niezupe�nie w dworskim sensie; chcia� w ten
spos�b wyrazi�,
�e jest tyle samo wart, co ludzie dworu. Poniewa� za� nie brakowa�o mu �y�ki
aktorskiej,
stara� si� nosi� jak oni. Od dziecka uczy� si� ubiera� w stylu dworskim, ��cznie
z peruk�,
zapewne uczy� si� te� w�a�ciwego poruszania si� i prawienia komplement�w.
Wydaje si� jednak, �e szelmowska strona jego osobowo�ci wcze�nie zacz�a drwi� z
tych p�z.
Wiele napisano o roli, jak� wrogo�� Mozarta do dworskiej szlachty odegra�a w
jego
dzie�ach. Nie mo�na jednak wiarygodnie si� o tym wypowiada�, nie zbadawszy
najpierw, jak
sam Mozart postrzega� sw�j stosunek do warstwy pan�w.
Znajdowa� si� w szczeg�lnym po�o�eniu: by� uzale�niony od dworskich arystokrat�w
i im podleg�y, a zarazem - �wiadom swoich nadzwyczajnych uzdolnie� muzycznych -
czu� si�
cz�owiekiem takiej samej jak oni (je�li nie wy�szej) warto�ci; jednym s�owem,
by�
�geniuszem�, niezwykle uzdolnion� tw�rcz� jednostk� rzucon� w spo�ecze�stwo,
kt�re nie
zna�o jeszcze romantycznego poj�cia geniusza i kt�rego kanon spo�eczny nie
oferowa�
�adnego prawomocnego miejsca genialnemu arty�cie, wielkiej indywidualno�ci.
Pojawia si�
kwestia, jakie znaczenie z ludzkiego punktu widzenia mia�o to dla Mozarta i jego
rozwoju.
Niew�tpliwie mo�na tu tylko zgadywa�; mamy niewiele materia��w �r�d�owych. Ju�
jednak
samo uprzytomnienie sobie tej swoistej, a pod pewnymi wzgl�dami wyj�tkowej
sytuacji daje
niezb�dny klucz do zrozumienia Mozarta. Bez takiej rekonstrukcji, bez wydobycia
struktury
jego spo�ecznego po�o�enia - geniusza przed epok� kultu geniusza - zrozumienie
tej postaci
pozostanie niedost�pne.
Reakcja samego Mozarta na to po�o�enie by�a z�o�ona.
Nie spos�b upora� si� z napi�ciami i konfliktami, o kt�rych tutaj mowa, za
pomoc�
jednoznacznie warto�ciuj�cych okre�le� czy s��w takich, jak �przyja�� b�d�
�wrogo��.
Mozart do�wiadcza� podstawowej ambiwalencji mieszcza�skiego artysty w
spo�ecze�stwie
dworskim, kt�r� mo�na sformu�owa� nast�puj�co: identyfikacja z dworsk� szlacht�
i jej
smakiem sprz�ona z poczuciem rozgoryczenia z powodu poni�e� doznawanych z jej
strony.
Najbardziej rzuca si� w oczy wzrost animozji Mozarta do dworskich arystokrat�w,
kt�rzy traktowali go jak poddanego. By� mo�e ta niech�� kie�kowa�a w nim od
dawna. Ju�
jako cudownemu dziecku do�� niskiego pochodzenia nie oszcz�dzono Mozartowi
traktowania
z g�ry, poni�ania jako mieszczanina, co dla wi�kszo�ci szlachty nale�a�o w�wczas
do
zwyk�ego repertuaru zachowa�.
G��boka irytacja Mozarta na spos�b traktowania go przez dworsk� szlacht�
znajduje
jednoznaczny wyraz w listach okresu paryskiego. Musi do nich chodzi�, musi robi�
wszystko,
aby zaskarbi� sobie ich �askawo��, poniewa� szuka posady i potrzebuje
rekomendacji. Je�li
nie znajdzie poparcia podczas tej podr�y, b�dzie musia� wraca� do Sa�zburga, do
rodziny, do
ojca, kt�ry sfinansowa� wi�kszo�� wyprawy, zapewne do ksi�cia biskupa, kt�ry
mo�e nakaza�
mu, jakie utwory ma komponowa� i wykonywa�. Te warunki odczuwa jak wi�zienie.
Antyszambruje wi�c w Pary�u u wysoko urodzonych dam i pan�w, kt�rzy traktuj� go
jak
kogo�, kim w istocie jest, jak s�ug� - cho� mo�e nie tak szorstko jak wo�nic�,
bo przecie� to
taki �wietny muzyk. On jednak, Mozart, wie, �e wprawdzie nie wszyscy, ale
wi�kszo�� tych,
kt�rych �yczliwo�ci si� poleca, ma niewielkie poj�cie o jego muzyce, a z
pewno�ci� �adne o
jego nadzwyczajnym talencie.
�wiadomo�� talentu uzyska�, jak mo�na przyj��, ju� w czasie gdy odnosi� sukcesy
jako cudowne dziecko. Potem poczucie nadzwyczajnego charakteru jego wyobra�ni
muzycznej zapewne - przy wielu w�tpliwo�ciach - stopniowo si� umacnia�o. Teraz
za� on,
kt�ry we w�asnych oczach nigdy nie przesta� by� cudownym dzieckiem, musi chodzi�
od
dworu do dworu i �ebra� o posad�. Tego najprawdopodobniej nie przewidzia�. Listy
odzwierciedlaj� poniek�d to rozczarowanie - i t� bezradno��.
Mo�na s�dzi�, �e od okresu paryskiego pog��bia si� w nim wra�enie, i� nie chodzi
tylko o tego czy innego dworskiego arystokrat�, kt�ry go w irytuj�cy spos�b
poni�a, lecz �e
ca�y �wiat spo�eczny, w kt�rym �yje, jest jako� �le urz�dzony. Trzeba to dobrze
rozumie�. Jak
si� wydaje, Mozarta nie interesowa�y og�lne, abstrakcyjne idea�y humanistyczne
lub
polityczne. Jego protest spo�eczny wyra�a� si� my�lami typu: �najprawdziwszymi i
najlepszymi przyjaci�mi s� ludzie biedni. Bogaci nic nie rozumiej� z
przyja�ni!� [Cytat
pochodzi z listu z 7 sierpnia 1778, L, s. 271. (Odsy�acze w tej formie odnosz�
si� tu i ni�ej do
przek�adu wyboru list�w Mozarta: Wolfgang Amadeusz Mozart, Listy, prze�.
Ireneusz
Dembi�ski, PWN, Warszawa 1991.] Uzna� traktowanie, z jakim si� spotka�, za
niesprawiedliwe, zirytowa�o go i podj�� z nim walk� na sw�j spos�b. By�a to
walka w
najwy�szym stopniu osobista - niebagatelny pow�d, dla kt�rego musia� j�
przegra�.
Ponadto, jak powiedziano, w zachowaniu Mozarta niewiele by�o wytwornej
elegancji,
esprit, lekko�ci potyczek s�ownych, dzi�ki kt�rym w kr�gach dworskich
doprowadzano swoj�
��d� do po��danego celu w�r�d skrytych raf i mielizn. Trudno rozstrzygn��, czy
nie chcia�,
czy nie umia� przyswoi� sobie regu� dworskiej wra�liwo�ci i dworskiego
zachowania, co w
sytuacji poszukuj�cego posady by�o przynajmniej tak samo wa�ne jak kwalifikacje
muzyczne.
Mo�liwe, �e wp�yw wywar�o jedno i drugie, niezdolno�� i niech��. Tak czy tak,
natrafiamy tu na przejaw konfliktu kanon�w, kt�ry rozgrywa� si� zar�wno w nim
samym, jak
i mi�dzy nim a innymi osobami. Mozart uwielbia� stroi� si� wytwornie, to znaczy
zgodnie z
wymogami kanonu dworskiego. Sztuki dworskiego zachowania, dzi�ki kt�rej mo�na
by�o
sk�oni� ku sobie ludzi z tych kr�g�w i od kt�rej bardzo zale�a�o, jak dalece
zaanga�uj� si� oni
na rzecz poszukuj�cego posady, nie opanowa� jednak zbyt dobrze. Prawie zupe�nie
za� obcy
by� mu specyficzny kunszt oceniania ludzi, kt�ry pozwala� dworzanom natychmiast
odr�ni�
swoich od nie swoich i na tej podstawie przybiera� wobec nich odpowiedni�
postaw�.
Mozart poszukuj�cy w Pary�u posady to epizod, kt�ry nie�atwo zapomnie�. By�
zirytowany i ura�ony stosunkiem do niego, zupe�nie nie przeczuwa� p�niejszych
wydarze�.
Powoli narasta� w nim bunt organizowany na w�asn� r�k�, samotna pr�ba wyrwania
si� z okow�w sytuacji, w kt�rej jako poddany wysoko postawionego arystokraty i
podleg�y
jego rozkazom by� ode� uzale�niony tak�e w swojej tw�rczo�ci muzycznej.
Ten wymiar osobistego buntu by� rzecz jasna nierozdzielnie zwi�zany z innym, z
buntem przeciw ojcu. Leopold Mozart przygotowa� syna do tego, by robi� karier�
jako muzyk
w spo�eczno�ci dworskiej. Trzeba sobie u�wiadomi�, jak silnie jego postawa, z
socjologicznego punktu widzenia, nawi�zywa�a do dawnej tradycji r�kodzielniczej.
[Tradycja
ta wyja�nia, dlaczego w Niemczech ci�gle spotyka si� rodziny artystyczne, takie
jak
Mozart�w czy Bach�w.] By�o w niej naturalne, �e ojciec jako mistrz i nauczyciel
syna
przekazuje mu swoje do�wiadczenia, swoje rzemie�lnicze umiej�tno�ci - mo�e nawet
z
nadziej�, �e syn przewy�szy go kiedy� w opanowaniu rzemios�a. Niew�tpliwie obraz
specyfiki siedemnasto - i osiemnastowiecznej - dworskiej i ko�cielnej - tradycji
muzycznej
b�dzie pe�niejszy i bardziej klarowny, je�li uwzgl�dnimy fakt, �e w bardzo du�ej
mierze mia�a
ona charakter sztuki rzemie�lniczej, naznaczonej, zw�aszcza w �rodowisku dworu,
ostr�
nier�wno�ci� spo�eczn� mi�dzy wytw�rc� dzie�a artystycznego a zleceniodawc�.
Leopold Mozart tkwi� jeszcze do�� mocno w tej tradycji.
Wychowa� syna zgodnie z jej wymogami. Kosztowne poszukiwanie przez Wolfganga
posady, mi�dzy innymi w Pary�u, by�o dla ojca gorzkim rozczarowaniem. Uda�o mu
si�
wszak�e nam�wi� ksi�cia biskupa w Salzburgu, by niefortunnego odszczepie�ca w
uznaniu
dla jego znakomitych dar�w ponownie zatrudni� jako koncertmistrza i dworskiego
organist�.
Na pocz�tku roku 1779 m�ody Mozart znalaz� si� wi�c znowu w rodzinnym mie�cie
pod bezpo�rednim nadzorem ojca i w�adz� dawnego pana i chlebodawcy, kt�ry by�
te� panem
i chlebodawc� Leopolda Mozarta. W tym drugim okresie salzburskim Wolfgang
napisa�
przedostatni� ze swoich oper seria w tradycyjnym dworskim stylu, oper� Idomeneo;
zgodnie z
dworsko-absolutystycznym kanonem operowym libretto wychwala�o ksi�cia za jego
dobro� i
wielkoduszno��.
W roku 1781, kilka miesi�cy po premierze Idomenea, Mozart zrywa z ksi�ciem
biskupem i po pewnych awanturach otrzymuje - wraz ze s�ynnym kopniakiem -
zwolnienie ze
s�u�by. By� to szczytowy punkt jego osobistego buntu przeciw podrz�dnemu miejscu
s�ugi
absolutnego w�adcy, jakie zosta�o mu spo�ecznie narzucone.
Ojciec Mozarta by� jeszcze w mniej lub bardziej tradycyjny spos�b mieszczaninem
dworskim. Dw�r ksi�cia mia� spo�eczn� struktur� o �ci�le hierarchicznym
kszta�cie stromej
piramidy. Leopold Mozart wtopi� si� w ten porz�dek, by� mo�e nie bez rozterek,
nie bez
cierpie� kogo� przychodz�cego z zewn�trz. Przymus zaj�cia w istniej�cym uk�adzie
okre�lonej pozycji by� dla� jednak czym� nieuniknionym. Zna� swoje miejsce,
wpisywa� si� w
nie, by tak rzec, cia�em i dusz� w nadziei, �e syn uczyni tak samo. Spodziewa�
si� po nim
wielkich rzeczy - na jakim� dworze, w miar� mo�no�ci wi�kszym ni� salzburski,
mo�e na
dworze bawarskim w Monachium albo nawet w Pary�u. Takie by�y ambitne marzenia
ojca.
Syn ich nie spe�ni�. Mo�na by�o jeszcze przebole� jego niepowodzenia na dworach
niemieckich lub w�r�d patrycjatu Augsburga. Potem jednak Wolfgang Mozart
wypowiedzia�
s�u�b� swojemu chlebodawcy w Salzburgu. Z perspektywy ojca by� to krok zupe�nie
niepoj�ty. M�j syn, my�la� sobie zapewne, zaszkodzi� tym w skrajny spos�b swojej
karierze,
swoim widokom na przysz�o�� muzyka dworskiego. Z czego on teraz b�dzie �y�?
Jak wida�, bunt syna zwraca� si� jednako przeciw ojcu, mieszczaninowi
dworskiemu, i
przeciw arcybiskupowi, rz�dz�cemu arystokracie.
I znowu mo�na by z perspektywy p�niejszych pokole� powiedzie�, �e przy
�wczesnych stosunkach w�adzy, a wi�c wobec �wczesnej struktury austriackiego
spo�ecze�stwa w og�le i zawodu muzyka w szczeg�lno�ci, niewielkie by�y szans�,
�e
osobisty bunt Mozarta doprowadzi go do celu. Ile� by nas jednak omin�o, gdyby
tego buntu
nie wznieci�! Trudno bowiem sobie wyobrazi�, by porzucenie zwyk�ego miejsca
s�u�by,
miejsca w spo�ecznie wyznaczonym schemacie przez artyst� do�� w�wczas znanego w
�wiecie muzycznym pozosta�o bez wp�ywu na jego prac� kompozytorsk�.
Po�yteczne mo�e si� okaza� spojrzenie na rencontre Mozarta i ksi�cia biskupa
Salzburga z nieco wi�kszego dystansu, w szerszym kontek�cie. Przez ten konflikt
w
mikrokosmosie dworu Salzburga przezieraj� bowiem, niejako reprezentowane przez
dwie
osoby, szersze konflikty w makrokosmosie �wczesnego spo�ecze�stwa. Wida�, �e w
najszerszym sensie chodzi o konflikt mi�dzy rz�dz�cym ksi�ciem, wysoko urodzonym
arystokrat�, sprawuj�cym zarazem wysok� godno�� ko�cieln�, a przedstawicielem
sfery
drobnomieszcza�skiej, kt�rego ojciec w�asnym wysi�kiem wydoby� si� ze stanu
rzemie�lniczego, by obj�� stanowisko na dworze.
Formu�� na okre�lenie mieszcza�stwa, kt�rego ekspansja w drugiej po�owie XVIII
wieku nast�powa�a z wewn�trznej konieczno�ci rozwoju spo�ecze�stwa i kt�re
pokona�o
podczas rewolucji francuskiej feudaln� szlacht� zrujnowan� przez przemiany
gospodarcze,
stosuje si� do dzi� tak mechanicznie, tak rutynowo, �e zakrywa ona obraz
z�o�onego
przebiegu wydarze�. Ponadto zauwa�one problemy porz�dkuje si� za pomoc� kliszy
zubo�onych poj�� klas, jak na przyk�ad �szlachta�, �mieszcza�stwo�, �feudalizm�
i
�kapitalizm�. W ten spos�b pozbawiamy si� mi�dzy innymi mo�liwo�ci lepszego
zrozumienia procesu rozwoju muzyki i sztuk w og�le. Takie zrozumienie jest
mo�liwe tylko
wtedy, gdy nie ograniczamy si� ani do rozwa�ania proces�w gospodarczych, ani do
przemian
samej muzyki, lecz jednocze�nie pr�bujemy zmieniaj�cy si� los ludzi tworz�cych
dzie�a
muzyczne i inne dzie�a artystyczne rozja�ni� w kontek�cie zmian ewoluuj�cego
spo�ecze�stwa.
Oczywi�cie absolutna w�adza ksi���t i dworskiej arystokracji (kt�r� niekiedy
wrzuca
si� do jednego kot�a ze szlacht� reprezentuj�c� inn� faz� ewolucji
spo�ecze�stwa,
�redniowieczn� szlacht� feudaln�) pozostawa�a w czasach m�odo�ci Mozarta jeszcze
zupe�nie
nienaruszona. W Rzeszy Habsburg�w i w wielu niemieckich i w�oskich regionach za
jego
�ycia rewolucja francuska naruszy�a j� w znikomym stopniu.
Dworski establishment przetrwa� tam i w innych miejscach, bardzo powoli trac�c
dominacj�, a� do ko�ca XIX wieku, a niekiedy, jak w wielkich cesarstwach Europy,
a� do
wojny 1914-1918 jako najwy�sza grupa w hierarchii spo�ecznej.
Niew�tpliwie zmienia�y si� w tym czasie spo�eczne stosunki w�adzy w pa�stwach
Europy, a wraz z nimi pozycja spo�eczna artyst�w i charakter sztuk. Nawet jednak
zmian�
postaci sztuk na pocz�tku i w po�owie XIX wieku trudno poj��, je�li si� j�
scharakteryzuje po
prostu jako �mieszcza�sk�� i pominie wp�yw arystokratycznych dwor�w.
Konflikt Mozarta z arystokratycznym chlebodawc�, a w istocie ca�e jego �ycie
pokazuj� wi�c paradygmatycznie, jak bardzo mieszcza�ski muzyk - w
przeciwie�stwie do
mieszcza�skiego literata - by� w�wczas zdany na posad� na dworze, a przynajmniej
w sferach
dworskiego patrycjatu.
Mimo to w Niemczech (i Austrii), a tak�e we W�oszech istnia�a dla muzyk�w pewna
alternatywa, mo�liwo�� szukania innej s�u�by, gdy z aktualnej byli
niezadowoleni. Wi�za�o
si� to przede wszystkim ze specyficzn� struktur� w�adzy (a nie na przyk�ad z
rozwojem
bur�uazji). Dla rozwoju muzyki na terytoriach niemieckich i w�oskich struktura
ta mia�a
pierwszorz�dne znaczenie.
Gdy po p�nocnej i po�udniowej stronie Alp na obszarach dawnego Cesarstwa
Rzymskiego Narodu Niemieckiego zawiod�y integracyjne wysi�ki w�adc�w centralnych
zar�wno cesarstwa, jak i papiestwa, powsta�o wiele mniejszych jednostek
pa�stwowych o
ni�szym stopniu integracji. Gdy we wcze�niej scentralizowanych krajach,
zw�aszcza we
Francji i w Anglii, ju� w XVII wieku istnia� jeden dw�r, kt�ry si��, zamo�no�ci�
i znaczeniem
kulturalnym przewy�sza� wszystkie inne gospodarstwa szlachetnie urodzonych,
Niemcy i
W�ochy by�y rozproszone na nieprzebran� mnogo�� dworskich i skupionych wok�
dwor�w
miejskich establishment�w. Dla przyk�adu: do�� niewielki obszar dzisiejszej
Szwabii w
czasach Mozarta dzieli� si� na dziewi��dziesi�t sze�� r�nych jednostek: cztery
ksi�stwa
ko�cielne, czterna�cie ksi�stw �wieckich, dwadzie�cia pi�� maj�tk�w, trzydzie�ci
wolnych
miast Rzeszy i dwadzie�cia trzy pa�stewka zarz�dzane przez pra�at�w. W wielu
spo�r�d tych
suwerennych organizm�w rz�dz�cy bez �adnych ogranicze� w�adcy utrzymywali zesp�
urz�d�w, do kt�rych jako niezb�dny �rodek reprezentacyjny nale�a�a orkiestra
z�o�ona z
zatrudnianych muzyk�w. Ta rozmaito�� stanowi�a znak rozpoznawczy niemieckiego i
w�oskiego krajobrazu muzycznego.
We Francji i Anglii z racji centralizacji pa�stwowej najwa�niejsze stanowiska
muzyczne znajdowa�y si� w Pary�u i Londynie. Dlatego w tych krajach muzyk
wysokiej
rangi nie mia� alternatywy, gdy wda� si� w sp�r ze swoim ksi�ciem pracodawc�.
[Nie jest to
dobry przyk�ad, bo w�a�nie w Anglii do�� wcze�nie w XVIII wieku muzycy mieli
stosunkowo
du�o swobody, a zaw�d muzyka nale�a� - z dzisiejszego punktu widzenia - do grupy
tak
zwanych wolnych zawod�w] Nie by�o konkuruj�cych dwor�w, zdolnych si��,
zamo�no�ci� i
uznaniem mierzy� si� z kr�lewskim i na przyk�ad francuskiemu muzykowi, kt�ry
popad� w
nie�ask�, udzieli� azylu. W Niemczech i we W�oszech natomiast istnia�y tuziny
dwor�w i
miast rywalizuj�cych o presti�, a wi�c i o muzyk�w.
Nie b�dzie przesad�, je�li nadzwyczajn� p�odno�� dworskiej muzyki na terenach
starej
Rzeszy niemieckiej powi��emy mi�dzy innymi z t� figuracj�, z rywalizacj� wielu
dwor�w i z
odpowiadaj�c� jej mnogo�ci� posad dla muzyk�w. [Por�wnanie z Angli�, gdzie w
XVIII
wieku powsta�o niewiele (pomijaj�c import) wybitnych dzie� muzycznych, sugeruje
jeszcze,
�e wi�ksza muzyczna produktywno�� pa�stw powsta�ych po starej Rzeszy niemieckiej
wi��e
si� z inn� strukturaln� swoisto�ci�, mianowicie z odmiennymi relacjami mi�dzy
szlacht� a
mieszcza�stwem. W