13689
Szczegóły |
Tytuł |
13689 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13689 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13689 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13689 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Joseph Conrad
OPOWIE��
Za du�ym oknem o jednej szybie zmierzch dogasa� z wolna wielkim, jasnym i
bezbarwnym
prostok�tem, obramowanym g�stniej�cymi mrokami pokoju.
Pok�j by� d�ugi. Nieodparty przyp�yw nocy przenika� a� do najodleglejszej jego
cz�ci, gdzie
szept m�skiego g�osu, nami�tnie przerywany i nami�tnie wznawiany, zdawa� si�
�ciera� ze
szmerem odpowiedzi pe�nych niesko�czonego smutku.
W ko�cu szmer odpowiedzi ucich�. M�czyzna powolnym ruchem podni�s� si� z kolan
obok
g��bokiej, niewyra�nie majacz�cej sofy, na kt�rej zaciera�y si� kszta�ty le��cej
kobiety, i stan��
wysoki pod niskim sklepieniem. Sylwetka jego ca�a by�a ciemna pr�cz ostro
kontrastuj�cej bieli
ko�nierzyka poni�ej kszta�tu g�owy oraz nik�ego, przelotnego po�yskiwania
metalowych guzik�w,
kt�re tu i �wdzie migota�y na mundurze.
Sta� nad ni� przez chwil�, m�ski i tajemniczy w swoim bezruchu, po czym usiad�
na pobliskim
krze�le. Widzia� tylko nik�y zarys jej wzniesionej w g�r� twarzy i opuszczone na
czarn� sukni�
blade r�ce, kt�re przed chwil� poddawa�y si� jego poca�unkom, a teraz by�y jakby
zbyt znu�one,
�eby si� poruszy�.
Nie �mia� si� odezwa�, wzdrygaj�c si� przed tym, jak zazwyczaj czyni� m�czy�ni
wobec
prozaicznych konieczno�ci �ycia. I jak zwyk�e, kobieta zdoby�a si� na odwag�.
G�os jej rozleg�
si� pierwszy � niemal konwencjonalnie � chocia� ona sama dr�a�a jeszcze od
sprzecznych
uczu�.
� Opowiedz mi co� � rzek�a.
Ciemno�� ukry�a jego zdumienie i u�miech. Czy� nie powiedzia� jej w�a�nie
wszystkiego, co
warto powiedzie� na �wiecie � i to nie po raz pierwszy!
� C� mam ci powiedzie�? � spyta� g�osem dosy� spokojnym. Poczu� dla niej
wdzi�czno��
za ten ton zdecydowania, kt�ry nada�a swym s�owom i kt�ry roz�adowa� nerwowe
napi�cie.
� Ch�tnie bym pos�ucha�a jakiej� opowie�ci.
� Opowie�ci! � Naprawd� os�upia� ze zdumienia.
� Tak. Czemu by nie?
W s�owach tych zabrzmia�o lekkie wyzwanie, jakby kaprys ukochanej kobiety, kt�ra
jest
kapry�na jedynie dlatego, �e czuje si� prawem, k�opotliwym niekiedy, a zawsze
trudnym do
omini�cia.
� Czemu� by nie? � powt�rzy� przedrze�niaj�c j� z lekka, jak gdyby ��da�a od
niego, �eby
da� jej gwiazdk� z nieba. Ale by� ju� nieco z�y na ni� za t� kobiec� ruchliwo��,
co r�wnie �atwo
uwalnia si� od nastroju jak ze strojnych sukien.
S�ysza�, jak przem�wi�a nieco niepewnie, z jak�� pierzchliw� intonacj�, kt�ra
przypomnia�a
mu nagle trzepotanie motyla:
� Dawniej opowiada�e� nieraz� o� o swoim �yciu i� zaj�ciach� Opowiada�e� tak, i�
by�y to dla mnie opowie�ci zajmuj�ce. Mia�e� jaki�� jaki� dar� kiedy�� przed
wojn�.
� Naprawd�? � rzek� z mimowolnym smutkiem. � Ale, widzisz, wojna si� przed�u�a �
m�wi� dalej takim martwym, jednostajnym tonem, i� uczu�a, �e lekki zi�b ogarnia
jej ramiona. A
jednak nie odst�powa�a od swego. Nie ma bowiem na �wiecie rzeczy bardziej
nieust�pliwej od
kobiecego kaprysu.
� Mo�e to by� opowie�� nie z tego �wiata � t�umaczy�a mu.
� Chcia�aby� opowie�ci z innego, lepszego �wiata? � spyta� z trze�wym
zdziwieniem. �
Wywo�a] duchy tych, co ju� tam odeszli.
� Nie. Nie ten mia�am na my�li. Mia�am na my�li inny� jaki� inny �wiat. Gdzie�
na ziemi�
nie w niebie�
� No, to mnie uspokoi�o. Ale zapominasz, �e mam tylko pi�� dni urlopu.
� Wiem. Ja tak�e wzi�am pi�� dni urlopu od� moich obowi�zk�w.
� Lubi� to s�owo.
� Kt�re s�owo?
� Obowi�zek.
� Bywa ono niekiedy okropne�
� Och, to dlatego, �e my�lisz o obowi�zku jako o ograniczeniu. Ale tak nie jest.
Zawiera on
w sobie niesko�czono�� i� i przez to�
� C� to za j�zyk?
Nie dotkn�o go szyderstwo tych s��w.
� Na przyk�ad niesko�czono�� przebaczenia � m�wi� dalej. � Co za� do owego
�innego
�wiata�, to kt� to szuka i kto czeka opowie�ci, kt�ra z niego pochodzi?
� Ty � rzek�a z jak�� dziwn�, niemal cierpk� s�odycz� pewno�ci.
Poruszy� si� niby cie� w swym krze�le na znak, �e si� zgadza, ale ironii tego
ruchu nie zdo�a�a
okry� tajemnic� nawet zg�szczona ciemno��.
� Jak chcesz. Ot� na takim �wiecie by� pewnego razu Kapitan i pewien
Skandynawski
Marynarz. Wyobra� sobie te s�owa napisane du�ymi literami, gdy� nie b�d� oni
mieli innych
imion. By� to �wiat m�rz, l�d�w i wysp�
� Podobnie jak wsz�dzie � szepn�a gorzko.
� Tak jest. Czeg� innego mog�a� si� spodziewa� wysy�aj�c na odkrycie nowych
�wiat�w
cz�owieka ulepionego z naszej zwyk�ej, udr�czonej gliny? C� innego m�g�
znale��? Czy� co�
innego zdo�a�aby� poj��, o co� innego si� zatroszczy� lub bodaj wyczu� jego
istnienie? By�a tam
i komedia, i rozlew krwi.
� Zawsze to samo, jak na ziemi � mrukn�a.
� Zawsze. A poniewa� we wszech�wiecie znajdzie si� zawsze tylko to, co jest
zakorzenione
w g��bi naszej w�asnej istoty, wi�c by�a tam tak�e mi�o��. Ale nie m�wmy o niej.
� Nie. Nie m�wmy! � rzek�a mistrzowsko ukrywaj�c pod oboj�tnym tonem ulg�, jak�
jej te
s�owa przynios�y � lub rozczarowanie. Po chwili doda�a: � Zanosi si�, jak si�
zdaje, na
komiczn� histori�.
� No, nie� � zawaha� si� r�wnie�. � Zapewne. W pewien spos�b. W pewien bardzo
okrutny spos�b. B�dzie ona ludzka, a jak wiesz, komedia to tylko pewien k�t
widzenia. I nie
b�dzie to historia ha�a�liwa. Wszystkie d�ugie lufy, o kt�rych w niej mowa, b�d�
nieme � jak
tyle� teleskop�w.
� Ach, wi�c s� w niej tak�e dzia�a! A czy wolno spyta�, gdzie?
� Na wodzie. Nie zapominaj, �e �wiat, o kt�rym m�wimy, ma swe morza. Toczy�a si�
na nim
wojna. By� to �wiat zabawny i naprawd� okropny. Toczy�a si� na nim wojna na
ziemi, na wodzie,
pod wod�, w powietrzu i nawet pod ziemi�. I by�o tam wielu m�odych ludzi,
przewa�nie w
mesach i kajutach, kt�rzy mawiali do siebie � wybacz nieparlamentarny wyraz: �To
diabelnie
ci�ka wojna, ale lepiej, �e jest taka, ni� �eby jej wcale nie by�o.� Lekko
rzucane s�owa,
nieprawda�?
Z g��bi sofy dolecia�o go nerwowe, niecierpliwe westchnienie, ale m�wi� dalej,
nie
przerywaj�c.
� A jednak kryje si� w tym co� wi�cej, ni� si� na poz�r wydaje. Chc� powiedzie�,
wi�cej
m�dro�ci. Lekkomy�lno��, podobnie jak komedia, jest tylko spraw� pierwszego,
wzrokowego
wra�enia. �wiat ten nie by� zbyt m�dry. Ale dzia�a�a na nim pewna pospolita
przebieg�o��.
Objawia�a si� ona g��wnie w r�norodnych poczynaniach stron neutralnych,
poczynaniach
publicznych i prywatnych, nad kt�rymi nale�a�o czuwa�; czuwa� przenikliwym
umys�em i
naprawd� bystrym okiem. Zapewniam ci�, i� musia�o ono by� bardzo bystre.
� Mog� sobie wyobrazi� � szepn�a z uznaniem.
� Czy� jest co�, czego nie mo�esz sobie wyobrazi�? � powiedzia� sucho. � Masz
ten �wiat
w sobie. Ale powr��my do naszego Kapitana, kt�ry, rzecz prosta, mia� pod swymi
rozkazami
pewien okr�t. Cho� m�wi� cz�sto o moim zaj�ciu (jak przed chwil� zauwa�y�a�),
nie wdaj� si�
nigdy w szczeg�y. Ot� powiem ci od razu, i� �w okr�t by� kiedy� pe�en wdzi�ku,
wytworno�ci i
zbytku. Tak jest, kiedy�! By� niby pi�kna kobieta, kt�ra przywdzia�a nagle
zgrzebn� sukni� i
ponatyka�a rewolwer�w za pas. Ale p�yn�� lekko, porusza� si� zwinnie i nic mu
nie brakowa�o.
� Czy� tak s�dzi� �w Kapitan? � spyta� g�os z sofy.
� Tak jest. Wysy�ano go na nim wzd�u� pewnych wybrze�y, by �ledzi�� co by�o do
wy�ledzenia. Tylko tyle. Czasem udzielano mu pewnych pomocniczych wskaz�wek, a
czasem
musia� obywa� si� bez nich. W rzeczywisto�ci by�o to wszystko jedno. Wskaz�wki
te przydawa�y
si� nie wi�cej, ni� gdyby go mia�y naprowadzi� na umiejscowienie i kierunek
przesuwaj�cego si�
ob�oku lub jakiego� widziad�a, co przybiera jaki� kszta�t tu i �wdzie, a jest
niemo�liwe do uj�cia.
By�o to we wczesnym okresie tej wojny. Nic tak zrazu nie zdumiewa�o Kapitana jak
nie
zmienione oblicze w�d ze znanym mu dobrze wyrazem, kt�ry nie by� ani bardziej
przyjacielski,
ani bardziej wrogi. W dni pi�kne s�o�ce iskrzy�o si� na b��kicie; tu i �wdzie
snu�a si� w oddali
spokojna smuga dymu i niepodobna by�o uwierzy�, �e ten dobrze znany, jasny
widnokr�g
zakre�la granice jednej wielkiej, kolistej zasadzki.
Tak, niepodobna jest wierzy� a� do chwili, kiedy si� widzi, jak jaki� okr�t �
nie w�asny okr�t
(co nie jest takie wstrz�saj�ce), lecz p�yn�cy obok okr�t bratni wylatuje z
nag�a w powietrze i
zapada w g��bi�, zanim zd��y si� pomy�le�, co mu si� sta�o. Wtedy zaczyna si�
wierzy�.
Wyp�ywa si� odt�d z zadaniem, by �ledzi�, co wy�ledzi� mo�na, i nie ustaje si� w
swej pracy z
prze�wiadczeniem, i� pewnego dnia zginie si� od czego�, czego si� nie
wy�ledzi�o. Zazdro�ci si�
�o�nierzom, kt�rzy u schy�ku dnia ocieraj� pot i krew ze swych twarzy, licz�
towarzyszy, kt�rzy
padli u ich boku, patrz� na spustoszone pola, na poszarpan� ziemi�, kt�ra zdaje
si� cierpie� i
krwawi� wraz z nimi. Naprawd� zazdro�ci si� �o�nierzom. Rozpasana zwierz�co��
tego
wszystkiego, smak pierwotnej nami�tno�ci, dzika otwarto�� ciosu zadanego czyj��
r�k�,
bezpo�rednie wyzwanie i niewykr�tna odpowied�! Niestety, morze nie dawa�o nic
podobnego i
wygl�da�o, jakby nic wsp�lnego nie mia�o z tym �wiatem.
Przerwa�a poruszywszy si� z lekka.
� O, tak! Prawo��, otwarto��, nami�tno�� to trzy przykazania twojej ewangelii.
Czy� ja ich
nie znam?!
� Pomy�l! Czy� na og� s� nam one wsp�lne? � spyta� stropiony, lecz nie czekaj�c
odpowiedzi m�wi� dalej: � Takie by�y uczucia Kapitana. Doznawa� ulgi, kiedy noc
przys�ania�a
morze kryj�c to wszystko, co wygl�da�o jak ob�uda starego przyjaciela. Noc
o�lepia otwarcie � i
bywaj� okoliczno�ci, gdy �wiat�o dzienne mo�e tak obmierzn�� cz�owiekowi jak
najgorszy fa�sz.
Noc jest szczera.
Nocami Kapitan m�g� puszcza� swoim my�lom wodze� nie potrzebuj� ci m�wi�, dok�d.
Tam, gdzie jest wyb�r tylko mi�dzy wierno�ci� a �mierci�. Ale gdy powietrze
m�tnia�o, cho�
o�lepiony, nie doznawa� tej ulgi. Mg�a jest zwodna, martwa jej �wietlisto��
dra�ni. Doznaje si�
wra�enia, i� powinno by si� widzie�.
Pewnego pos�pnego, brzydkiego dnia okr�t zwiadowczy p�yn�� wzd�u� skalistego,
niebezpiecznego brzegu, wyrzynaj�cego si� mocn� czerni� niby rysunek wykonany
tuszem na
szarym papierze. Nagle Pierwszy Oficer przem�wi� do swego prze�o�onego. Wyda�o
si� mu, i�
widzi co� na wodzie od strony pe�nego morza. Jakby niewielki wrak.
�Ale sk�d tutaj wrak?� � zapyta�.
�Istotnie � rzek� Kapitan. � �odzie podwodne, o kt�rych wiadomo z ostatnich
doniesie�,
zaton�y znacznie dalej na zach�d. Ale czy� to mo�na wiedzie�? Mog�y by� inne,
kt�rych nie
widziano, o kt�rych nie doniesiono. P�y�my, co tchu!�
Tak to si� zacz�o. Zmieniono kierunek, by przep�yn�� tu� obok owego przedmiotu,
gdy�
trzeba by�o dobrze przygl�da� si� temu, co mo�na by�o zobaczy�. Tu� obok, ale go
nie dotykaj�c;
nie by�o bowiem rzecz� wskazan� dotyka� dryfuj�cych przedmiot�w bez wzgl�du na
ich kszta�t.
Tu� obok, ale nie zatrzymuj�c si� ani nawet nie zwalniaj�c, gdy� w owym czasie
nie by�o rzecz�
rozs�dn� zatrzymywa� si� na jakim� okre�lonym miejscu, chocia�by na chwil�. Mog�
ci
powiedzie� od razu, i� przedmiot �w sam przez si� nie by� niebezpieczny. Nie
warto go
opisywa�. Nie by� niczym niezwyklejszym ni� � powiedzmy � bary�ka okre�lonego
kszta�tu i
barwy. Ale nie by� bez znaczenia.
�agodnie wzd�ta fala pod�wign�a go, jak gdyby chc�c u�atwi� dok�adniejsze
obejrzenie, po
czym okr�t wr�ci� na pierwotny kurs, odwr�ciwszy si� od niego oboj�tnie.
Dwadzie�cia par oczu
rozgl�da�o si� na wszystkie strony z pok�adu, staraj�c si� wy�ledzi� co by�o do
wy�ledzenia.
Kapitan i Pierwszy Oficer zastanawiali si� nad owym przedmiotem ze znajomo�ci�
rzeczy.
Wyda� si� on im dowodem nie tyle podst�pu, co dzia�alno�ci pewnych pa�stw
neutralnych.
Dzia�alno�� ta w wielu wypadkach polega�a na uzupe�nianiu zapas�w �odzi
podwodnych na
morzu. Tak mniemano powszechnie, cho� na pewno nie wiedziano.
W rzeczy samej wszystko w tym wczesnym okresie wojny na to wskazywa�o. �w
przedmiot,
obejrzany z bliska i porzucony z pozorn� oboj�tno�ci�, nie pozostawia�
w�tpliwo�ci, i� co�
takiego musia�o sta� si� gdzie� w pobli�u.
Sam �w przedmiot by� wi�cej ni� podejrzany. Ale to, �e pozostawiono go na
oczach,
wywo�ywa�o jeszcze inne podejrzenia. By�o� to wynikiem g��bokiego i szata�skiego
zamierzenia? Pod tym wzgl�dem wszelkie przypuszczenia bardzo rych�o okaza�y si�
p�onne.
Ostatecznie obaj oficerowie doszli do wniosku, i� pozostawiono go prawdopodobnie
przypadkiem, kt�ry mo�e kojarzy si� z jak�� nieprzewidzian� konieczno�ci�, tak�
na przyk�ad, i�
zasz�a potrzeba spiesznego opuszczenia tego miejsca, lub jej podobn�.
Rozmowa ich toczy�a si� w zwi�z�ych, wa�kich zdaniach, przerywanych d�ugimi,
milcz�cymi
zamy�leniami. I przez ca�y czas oczy ich b��dzi�y po widnokr�gu w nieustannym,
niemal
mechanicznym wysi�ku czujno�ci. M�odszy z nich sarkn�� gorzko na zako�czenie:
�No, mamy
dow�d. Ot� to. Dow�d tego, czego byli�my najzupe�niej pewni ju� poprzednio. I
naprawd�
niezbity!�
,,I wiele nam z tego przyjdzie � odpar� Kapitan. � Przeciwnicy s� o ca�e mile
st�d, �odzie
podwodne czyhaj� � sam tylko diabe� wie, gdzie � by zabija�; a czcigodny
neutralny wymyka
si� na wsch�d i czyha, by ok�ama�.�
Pierwszy Oficer parskn�� na to �miechem. Ale wyrazi� przypuszczenie, i� taki
neutralny nie
potrzebuje nawet zbytnio k�ama�. O ile tych drab�w nie przychwyci si� na gor�cym
uczynku,
czuj� si� najzupe�niej bezpieczni. Mog� si� �mia� w ku�ak. Ten drab
najprawdopodobniej �mieje
si� w tej chwili. Jest rzecz� bardzo mo�liw�, i� ju� przedtem bra� udzia� w tej
zabawie i nie
troszczy si� bynajmniej o jakie� tam �lady. To zabawa, w kt�rej praktyka czyni
ludzi
bezczelnymi, no i zapewnia im powodzenie.
I zn�w roze�mia� si� niepewnie. Ale Kapitan by� oburzony na te skrytob�jcze
metody i
okrutn� zatwardzia�o�� wsp�lnik�w zbrodni, co zdawa�a si� zaka�a� �r�d�a
najg��bszych
ludzkich wzrusze� i najszlachetniejszych czyn�w; znieprawia� wyobra�ni�, kt�ra
buduje
ostateczne poj�cia �ycia i �mierci. Cierpia��
G�os z sofy przerwa� opowiadanie:
� Jak dobrze rozumiem to u niego! Pochyli� si� z lekka do przodu.
� Zapewne. Ja r�wnie�. Wszystko powinno by� jawne w mi�o�ci i w wojnie. Jawne
jak
dzie�, gdy� jedna i druga jest nakazem idea�u, kt�ry tak �atwo, tak straszliwie
�atwo poni�y� w
imi� zwyci�stwa.
Zawaha� si�, po czym zacz�� znowu:
� Nie wiem, czy �w Kapitan wnika� tak g��boko w swoje uczucia. Ale cierpia�
skutkiem
nich� ulega� jakiemu� smutnemu rozczarowaniu. By� mo�e nawet podejrzewa� siebie
o
szale�stwo. Ludzie s� zmienni. Nie mia� jednak czasu na przenikanie w g��b swej
duszy, gdy� od
po�udniowego zachodu posuwa�a si� ku jego okr�towi �ciana mg�y. Nadlecia�y
wielkie k��by
opar�w, omotuj�c i roztapiaj�c jakby maszty i komin, kt�re na koniec zupe�nie w
nich znik�y.
Okr�t zatrzymano, zapad�a cisza, nawet mg�a znieruchomia�a, g�stniej�c i jakby
t�ej�c w
swej zatrwa�aj�cej g�uchej nieruchomo�ci. Ludzie na stanowiskach przestali
wzajem siebie
widzie�. Kroki rozlega�y si� podejrzanie, rzadkie g�osy, nieosobiste i odleg�e,
zamiera�y bez echa.
�lepa, bia�a cisza ow�adn�a �wiatem.
I wydawa�o si�, i� potrwa dni ca�e. Nie znaczy to jednak, jakoby mg�a nie
zmienia�a swej
g�sto�ci. Od czasu do czasu przeciera�a si� tajemniczo, ukazuj�c ludziom mniej
lub wi�cej
widmow� zjaw� ich okr�tu. Kilka razy nawet cie� wybrze�a zamajaczy� im niejasno
przed
oczyma poprzez rozfalowan�, nieprzejrzyst� po�wiat� wielkiego bia�ego ob�oku
lgn�cego do
wody.
Korzystaj�c z tych chwil posuwano okr�t ostro�nie ku brzegowi. Nie by�o celu
pozostawa� na
pe�nym morzu podczas takiej mg�y. Oficerowie znali ka�d� cie�nin� i ka�d�
szczelin� wybrze�a
w swym zasi�gu. Byli zdania, i� okr�towi b�dzie znacznie lepiej w pewnej
zatoczce. Nie by�a
ona du�a, lecz w sam raz wystarcza�a, by okr�t m�g� tam rzuci� kotwic�. I
�atwiej, bezpieczniej
w niej b�dzie, nim mg�a si� podniesie.
Z wolna, z niesko�czon� przezorno�ci� i cierpliwo�ci� przysuwali si� coraz
bli�ej i bli�ej,
widz�c ska�y tylko jako zanikaj�cy, ciemny masyw, obrze�ony w�sk� smug�
z�owrogiej piany u
podn�a. W chwili rzucania kotwicy mg�a by�a tak g�sta, i� z tego, co si�
widzia�o, mo�na by�o
mniema�, �e okr�t znajduje si� o tysi�ce mil dalej, na pe�nym morzu. Jednak
czu�o si� os�on�
l�du. Cisza powietrzna posiada�a pewn� osobliw� jako��. Bardzo nik�e i zwodne
che�botanie
drobnej fali u okalaj�cego zatoczk� wybrze�a dociera�o do ich uszu z
zagadkowymi, nag�ymi
przerwami.
Kotwica zanurzy�a si�, zapuszczono o�owianki. Kapitan zszed� do swej kajuty. Ale
nied�ugo
potem czyj� g�os zza drzwi wezwa� go na pok�ad. Pomy�la� sobie: �C� tam
takiego?� Poczu�
niecierpliwo��, �e znowu go wo�aj�, by patrza� w t� niezno�n� mg��.
Zobaczy�, i� ponownie nieco si� przetar�a i nabra�a mrocznego zabarwienia od
ciemnych,
bezkszta�tnych i zacieraj�cych si� w zarysie ska�, kt�re niby zas�ona z cieni�w
zaznacza�y si� ze
wszech stron doko�a okr�tu, z wyj�tkiem jednego jasnego miejsca, kt�re by�o
wylotem na pe�ne
morze. Kilku oficer�w przygl�da�o si� temu przesmykowi z pomostu. Pierwszy
Oficer szepn�� do
niego zd�awionym g�osem, i� jaki� inny okr�t znajduje si� w zatoczce.
Wypatrzy�o go kilka par oczu zaledwie przed paru minutami. Sta� na kotwicy
bardzo blisko
wylotu � ot, niby niewyra�na plama na jasnej mgle. I Kapitan, patrz�c w kierunku
wskazywanym przez ch�tne r�ce, sam zdo�a� go w ko�cu rozr�ni�. Nie ulega�o
w�tpliwo�ci, �e
by� to jaki� statek.
�To istny cud, �e�my nie zderzyli si� z nim u wej�cia� � zauwa�y� Pierwszy
Oficer.
�Wys�a� ��d� na ten statek, zanim zn�w zniknie nam z oczu� � rzek� Kapitan.
Przypuszcza�,
�e by� to statek przybrze�ny. Bo c� innego? Lecz nowa my�l b�ysn�a mu nagle w
g�owie.
�To dziwne� � rzek� do swego zast�pcy, kt�ry wys�awszy ��d�, powr�ci� do niego.
W jednej chwili zastanowi�a obu okoliczno��, i� statek, tak nagle odkryty, nie
da� zna� o swej
obecno�ci uderzeniem w dzwon.
�Wp�yn�li�my wprawdzie bardzo cicho � rozumowa� Pierwszy Oficer. � Ale musieli
s�ysze� chocia�by naszych pilot�w. Przep�yn�li�my obok nich o jakie�
pi��dziesi�t jard�w
zaledwie. Niemal otarli�my si� o nich! Mogli nas nawet zobaczy�, o ile
zauwa�yli, �e co� si� u
wej�cia do zatoczki porusza. I to dziwne, i� ani razu nie dolecia� nas od tego
statku jakikolwiek
odg�os. Chyba dech powstrzymywali na swoim pok�adzie!�
�Tak� � rzek� Kapitan w zamy�leniu.
��d� wywiadowcza powr�ci�a we w�a�ciwym czasie i ukaza�a si� tak nagle u boku
okr�tu,
jakby utorowa�a sobie drog� pod mg��. Oficer s�u�bowy wszed� na pok�ad, by
z�o�y� raport, ale
Kapitan nie da� mu przem�wi�. Zawo�a� z daleka:
�Statek przybrze�ny! Nieprawda�?�
�Nie, panie kapitanie, obcy, neutralny� � brzmia�a odpowied�.
�Nie? Istotnie? No, to niech pan nam o nim wszystko opowie. Co on tu robi?�
M�odzieniec o�wiadczy�, i� opowiedziano mu d�ug� i zawi�� histori� o uszkodzeniu
maszyn.
By�a jednak�e do�� wiarygodna ze �ci�le zawodowego punktu widzenia i
przedstawia�a si�
zwyczajnie: uszkodzenie, niebezpieczne dryfowanie wzd�u� wybrze�a, ca�ymi dniami
mniej lub
bardziej mglista pogoda, obawa przed mocnym wiatrem, ostateczne postanowienie,
by gdzie�
przybi� do brzegu i stan�� na kotwicy itd. Zupe�nie wiarygodne!
�Czy maszyny wci�� jeszcze uszkodzone?� � wypytywa� go Kapitan.
�Nie, panie kapitanie. Stoi ju� pod par�.�
Kapitan odszed� na bok ze swym zast�pc�. �Na Jowisza! � rzek� � pan ma
s�uszno��.
Powstrzymywali dech, gdy�my ich mijali. Nie inaczej!�
Ale Pierwszy Oficer j�� z kolei poddawa� si� w�tpliwo�ciom.
�Taka mg�a t�umi cichsze odg�osy � zauwa�y�. � A przede wszystkim c� mogliby
mie� na
celu?�
�Wymkn�� si� niepostrze�enie� � odpar� Kapitan.
�To czemu� tego nie zrobili? Pan wie, �e mogli. Mo�e nie ca�kiem
niepostrze�enie. Nie zdaje
mi si�, �eby zdo�ali wyci�gn�� �a�cuch kotwiczny bez ha�asu. Jednak�e w minut�
mogliby zgin��
nam z oczu � wymkn�� si� zgrabnie, zanim by�my ich wypatrzyli. A nie zrobili
tego.�
Popatrzyli na siebie. Kapitan potrz�sn�� g�ow�. Nie�atwo jest oprze� si�
podejrzeniom
podobnym do tych, co za�wita�y w jego m�zgu. Nie stwierdza� ich nawet otwarcie.
Oficer
s�u�bowy doko�czy� swego raportu. �adunek okr�tu by� nieszkodliwy i u�yteczny.
Statek ten
p�yn�� do pewnego angielskiego portu. Dokumenty oraz wszystko inne by�o w
najzupe�niejszym
porz�dku. Nie da�o si� odkry� nic podejrzanego.
Przeszed�szy nast�pnie do ludzi, okre�li�, i� za�oga by�a jak na innych
statkach. Mechanicy
dobrze znanego typu i nader zr�czni w naprawianiu maszyn. Mat opryskliwy.
Kapitan, raczej
pi�kny okaz Skandynawa, do�� uprzejmy, lecz, jak si� zdaje, zagl�daj�cy do
kieliszka. Wygl�da�,
jak gdyby nie ca�kiem jeszcze otrze�wia� po jakiej� dobrej pijatyce.
�Powiedzia�em, i� nie mog� da� mu zezwolenia na odp�yni�cie. Odrzek�, i� przy
takiej
pogodzie nie �mia�by si� wychyli� z zatoki nawet na d�ugo�� w�asnego okr�tu, bez
wzgl�du na
to, czy mia�by zezwolenie, czy nie. Mimo to zostawi�em mu jednego cz�owieka na
pok�adzie.�
�Zupe�nie s�usznie.� Kapitan prze�uwa� czas jaki� swe podejrzenia, po czym
odwo�a� na bok
zast�pc�.
�A je�eli to ten sam statek, kt�ry zaopatrywa� kt�r�� z tych diabelskich �odzi
podwodnych?�
� zagadn�� p�g�osem.
Pierwszy Oficer os�upia�. Po czym rzek� z przekonaniem:
�Czmychn��by bezkarnie. Tego dowie�� nie mo�na.�
�Chcia�bym rozejrze� si� w tej sprawie osobi�cie.�
�S�dz�c z raportu, kt�rego wys�uchali�my, obawiam si�, i� nie znajdzie pan nawet
rozs�dnych
podstaw do podejrzenia.�
�Mimo to pop�yn� do nich.�
Uwzi�� si�. Ciekawo�� jest pot�nym bod�cem nienawi�ci i mi�o�ci. Co spodziewa�
si�
znale��? Nie umia�by na to pytanie odpowiedzie� nikomu � nawet samemu sobie.
W rzeczywisto�ci jednak oczekiwa�, i� zastanie tam okre�lon� atmosfer� �
atmosfer�
pochopnej zdrady, kt�rej w jego mniemaniu nic nie mog�o usprawiedliwi�; mia�
bowiem
prze�wiadczenie, i� nawet silne zami�owanie do przest�pstwa samo w sobie nie
wystarcza�oby na
jego usprawiedliwienie. Ale czy m�g� je odkry�? Wyw�cha�? Wyczu�? Zyska� jak��
tajemnicz�
wiadomo��, kt�ra by jego nieprzezwyci�one podejrzenia zmieni�a w pewno�� na
tyle mocn�, by
wywo�a� dzia�anie ze wszystkimi jego gro�nymi nast�pstwami?
Kapitan przyj�� go na tylnym pok�adzie, majacz�cym w mgle w�r�d niewyra�nych
kszta�t�w
zwyk�ego sprz�tu okr�towego. By� to krzepki przedstawiciel narodu
skandynawskiego, brodaty,
w sile wieku. Okr�g�a sk�rzana czapka przykrywa�a szczelnie jego g�ow�. R�ce
mia� wci�ni�te
g��boko w kieszenie kr�tkiej sk�rzanej kurtki, kiedy wyja�nia�, i� na morzu
zwyk� przebywa� w
kajucie z mapami, i poprowadzi� tam�e, st�paj�c niedbale. Tu� przed drzwiami pod
pomostem
zatoczy� si� z lekka, odzyska� r�wnowag�, otworzy� je na o�cie� i stan�� z boku
opieraj�c si�
barkami jakby mimo woli o �cian� i patrz�c b��dnie w zamglony przestw�r. Ale
natychmiast
pod��y� za naszym Kapitanem, zatrzasn�� drzwi, zapali� �wiat�o elektryczne i
wt�oczy� zn�w
po�piesznie r�ce w kieszenie, jak gdyby si� obawia�, i� mo�e by� za nie uj�ty z
przyja�ni lub
wrogo�ci.
Kajuta by�a zat�oczona i duszna. Zwyk�y stojak na mapy by� pe�ny; na stole
le�a�a rozwini�ta
mapa, a przytrzymywa�a j� pr�na czarka stoj�ca na talerzyku, do kt�rego wyla�
si�, wype�niaj�c
go do po�owy, jaki� ciemny p�yn. Nadgryziony suchar le�a� na szafce z
chronometrem. By�y tam
dwie kanapy, jedna zamieniona na ��ko, gdy� znajdowa�a si� na niej poduszka i
jakie� dery,
ogromnie wymi�toszone. Kapitan skandynawski usiad� na niej nie wyjmuj�c r�k z
kieszeni.
.,Oto moja siedziba� � odezwa� si�, a wygl�da� przy tym tak dziwnie, jakby by�
zdumiony
d�wi�kiem w�asnego g�osu.
Kapitan przygl�da� si� z drugiej kanapy jego przystojnej, zaczerwienionej
twarzy. Skroplona
mg�a przylgn�a do ��tawej brody i w�s�w Skandynawa. Znacznie ciemniejsze brwi
zmarszczy�
z zak�opotaniem i zerwa� si� nagle z miejsca.
�Idzie o to, �e nie wiem, gdzie jestem. Naprawd� nie wiem! � wybuchn�� z
najwy�szym
przej�ciem. � Niech to licho porwie! Kr�ci�em si� w k�ko. Mia�em mg�� na karku
od tygodnia.
Przesz�o tydzie� A potem zepsu�o si� co� w maszynach. Opowiem, jak to by�o.�
I nagle wybuchn�� potokiem s��w. W tym, co m�wi�, nie by�o niecierpliwo�ci, ale
natarczywo��. Mimo to chwilami przerywa�, popadaj�c w bardzo podejrzane
zamy�lenie. Ka�da
z tych przerw nie trwa�a d�u�ej ni� par� sekund i ka�da mia�a g��bi�
niesko�czonego namys�u.
Gdy zaczyna� znowu, nie zdradza� niczym, aby w najmniejszym bodaj stopniu zdawa�
sobie
spraw� z tych przerw. Zawsze to samo nieruchome spojrzenie i to samo niezmienne
przej�cie w
g�osie. Nie wiedzia� o nich, a jednak przerwy te zdarza�y si� niejednokrotnie
nawet w �rodku
zdania.
Kapitan wys�ucha� opowiadania. Wyda�o si� mu wiarygodniejsze, ni� zazwyczaj bywa
prawda. Ale mo�e by�o to uprzedzenie. Przez ca�y czas kiedy tamten m�wi�,
Kapitan
u�wiadamia� sobie jaki� g�os wewn�trzny, surowy szept w g��bi swej istoty, kt�ry
opowiada� co�
odmiennego, jak gdyby pragn�� podtrzyma� jego oburzenie i jego gniew t� nisk�
chciwo�ci� czy
bodaj zapobiegliwo�ci�, z kt�rych tak cz�sto wyrastaj� zwyk�e ludzkie s�dy.
By�a to historia, kt�r� ju� godzin� temu opowiedziano oficerowi s�u�bowemu.
Kapitan
przytakiwa� od czasu do czasu lekkim skinieniem g�owy. Tamten sko�czy� i
odwr�ci� oczy.
Doda�, jak gdyby po namy�le:
�Czy� to nie dosy�, �eby cz�owiekowi zam�ci�o si� we �bie od udr�ki? Na domiar
jest to moja
pierwsza podr� w te strony. A ten okr�t to moja w�asno��. Pa�ski oficer widzia�
dokumenty. Nic
nadzwyczajnego, jak si� pan sam mo�e przekona�. Ot, taki sobie stary
transportowiec. Ledwie
wystarczy, by wy�ywi� rodzin�.�
Podni�s� pot�ne rami�, by wskaza� szereg fotografii, przytwierdzonych na
grodzi. Ruch ten
by� tak oci�a�y, jak gdyby rami� jego by�o z o�owiu. Kapitan rzek� niedbale:
�Kto wie, czy nie
zrobi pan jeszcze maj�tku dla swej rodziny przy pomocy tego starego okr�tu?�
�Zapewne, o ile go nie utrac� � odpar� Skandynawski Marynarz ponuro.
�Chcia�em powiedzie� na tej wojnie� � doda� Kapitan.
Skandynawski Marynarz popatrzy� na niego w jaki� dziwnie nie widz�cy i zarazem
zaciekawiony spos�b, do jakiego s� zdolne tylko oczy o pewnym osobliwym odcieniu
b��kitu.
�A pan za to nie b�dzie si� gniewa� � rzek� � nieprawda�? Nazbyt jest pan
d�entelmenem.
Nie sprowadzili�my na was tej wojny. A przypu��my, �e siedzieliby�my u siebie i
p�akali. C�
by st�d dobrego wynik�o? Niechaj ci p�acz�, co wywo�ali to zamieszanie! �
zawyrokowa�
energicznie. � Powiada si� u was: Czas to pieni�dz. S�usznie, te czasy to
pieni�dze. O, �wi�ta
prawda!�
Kapitan stara� si� pow�ci�gn�� uczucie niezmiernego niesmaku. Powiada� sobie, �e
jest ono
nierozs�dne. C� na to poradzi�, �e ludzie s� tacy � moralni kanibale, �ywi�cy
si� wzajem
swym nieszcz�ciem? Odezwa� si� g�o�no:
�Wyja�ni� pan najwyra�niej, jak to si� sta�o, �e si� pan tu znalaz�. Dziennik
okr�towy zgadza
si� z pa�skimi zeznaniami co do joty. Wprawdzie dziennik okr�towy mo�na
sfa�szowa�. Nic
�atwiejszego.�
�aden mi�sie� nie drgn�� w twarzy tamtego. Nie odrywa� oczu od pod�ogi.
Wygl�da�, jakby
nie dos�ysza�. Po chwili podni�s� g�ow�.
�Ale pan nie mo�e mnie o nic podejrzewa� � mrukn�� niedbale.
Kapitan pomy�la�:
�Dlaczego on to powiedzia�?�
Po chwili cz�owiek, stoj�cy przed nim, doda�: �Wioz� �adunek do angielskiego
portu.�
G�os mu ochryp� na chwil�. Kapitan zastanowi� si�: �To prawda. W tym nic kry�
si� nie mo�e.
Nie mog� go podejrzewa�. Lecz dlaczego stoi pod par� w tej mgle i dlaczego,
s�ysz�c, �e
zawijamy do zatoczki, nie da� znaku �ycia? Dlaczego? Czy to mo�e by� co� innego
ni� nieczyste
sumienie? M�g� si� dowiedzie� od pilot�w, �e chodzi o statek wojenny.�
Tak jest, dlaczego? � Kapitan my�la� dalej: �Przypu��my, �e zapytam go i b�d�
�ledzi� jego
twarz. Zdradzi si� w jaki� spos�b. Nie ulega w�tpliwo�ci, �e ten drab si� upija.
Tak jest, upija si�,
lecz mimo to b�dzie mia� zawsze k�amstwo w pogotowiu.� Kapitan nale�a� do ludzi,
kt�rym
duchowo i niemal fizycznie robi si� niedobrze na my�l, �e b�d� musieli
zdemaskowa� k�amstwo.
Wzdryga� si� przed tym zadaniem ze wzgard� i niesmakiem, tym bardziej
nieodpartym, i� by�
raczej cz�owiekiem temperamentu ni� moralist�.
Zamiast tego wyszed� na pok�ad i odby� powierzchowny przegl�d za�ogi. Przekona�
si�, i�
przedstawia�a si� mniej wi�cej tak, jak nale�a�o j� sobie wyobra�a� wedle
raportu oficera
s�u�bowego. Za� w odpowiedzi na pytania niepodobna by�o dopatrzy� si�
najmniejszej skazy w
opisie dziennika okr�towego.
Odprawi� tych ludzi. Odni�s� wra�enie, i� tworzyli dobran� szajk�. Ka�demu z
nich
przyobiecano pe�n� gar�� z�ota, je�eli wykr�t si� uda. Byli troch� niespokojni,
lecz nie
przera�eni. �aden z nich nie wygl�da� na to, �eby mia� si� zdradzi�. Nie
przewidywali, aby co�
mog�o zagra�a� ich �yciu. Zbyt dobrze znali Angli� oraz angielskie obyczaje!
Poczu� si�
zaniepokojony, i� przychwyci� siebie na my�li, jakoby jego najniklejsze
podejrzenia przeobra�a�y
si� w pewno��. Gdy� naprawd� nie mia� powodu do czego� si� miesza�. Nie mieli
nic do
zdradzenia. Powr�ci� do kajuty, gdzie le�a�a rozpostarta mapa. Skandynawski
Marynarz
oczekiwa� w g��bi. Jaka� subtelna zmiana w jego zachowaniu, bezczelniejszy wyraz
jego
b��kitnawych, zaszklonych oczu naprowadzi�y Kapitana na domys�, i� ten drab
skorzysta�
pospiesznie ze sposobno�ci i �ykn�� zn�w z butelki, kt�r� mia� zapewne gdzie�
ukryt�.
Zauwa�y� r�wnie�, i� Skandynawski Marynarz pod jego spojrzeniem przybiera� wyraz
wymuszonego zdziwienia. Przynajmniej wydawa�o si� ono wymuszone. Niczemu nie
mo�na
by�o ufa�. I Anglik dozna� zdumiewaj�cego prze�wiadczenia, i� oto stoi wobec
potwornego
k�amstwa, nieprzeniknionego jak mur, spoza kt�rego dosta� si� do prawdy nie
mo�na. Zza tego
muru szpetne oblicze zbrodni zdawa�o si� wyziera� ku niemu szczerz�c cynicznie
z�by.
�Zdaje mi si� � rzek� nagle � �e pan si� dziwi mojemu post�powaniu. Ale chyba
nie
zatrzymuj� pana? Pan nie odwa�y�by si� ruszy� z miejsca w tej mgle?�
�Nie wiem, gdzie jestem � wybe�kota� Skandynawski Marynarz z przej�ciem. �
Doprawdy,
nie wiem!�
Rozejrza� si� doko�a, jak gdyby nawet sprz�ty kajuty by�y mu obce. Kapitan
spyta� go, czy
p�yn�c morzem nie widzia� na falach jakich� niezwyk�ych przedmiot�w.
�Przedmiot�w?� Jakich przedmiot�w? Ca�ymi dniami b��dzili�my po omacku w tej
mgle.�
�Przeciera�o si� jednak niekiedy � rzek� Kapitan. � Powiem zatem panu, co�my
widzieli i
do jakiego mnie to doprowadzi�o wniosku.�
I opowiedzia� mu pokr�tce. Us�ysza� syk ostrego oddechu przeciskaj�cego si�
przez zaci�ni�te
z�by. Skandynawski Marynarz, opar�szy si� r�k� o st�, sta� nieporuszony i
niemy. Zastyg� jak
pora�ony piorunem. Po czym zdoby� si� na g�upawy u�miech.
Takim przynajmniej wydawa� si� on naszemu Kapitanowi. Mia��e on jakie znaczenie
czy
wcale go nie mia�? Nie wiedzia�, nie umia�by powiedzie�. Wszystka prawda znik�a
ze �wiata, jak
gdyby wci�gni�ta, poch�oni�ta przez t� potworn� ohyd�, kt�rej ten cz�owiek by� �
lub nie by� �
winien.
�Kulka to za ma�o dla ludzi, kt�rzy pojmuj� neutralno�� w ten mi�y spos�b� �
zauwa�y�
Kapitan po chwili milczenia.
�Ba, pewnie! � przyzna� mu Skandynawski Marynarz spiesznie. Po czym doda�
nieoczekiwanie sennym g�osem: � Mo�e.�
Czy udawa� pijanego, czy te� tylko stara� si� zachowa� pozory trze�wo�ci? Wzrok
jego by�
bystry, cho� nieco zaszklony. Usta rysowa�y si� mocno pod ��tawymi w�sami. Ale
drga�y. Czy
drga�y naprawd�? I dlaczego tak si� pochyli�?
�Nie ma tu �adnego �mo�e�� � powiedzia� Kapitan surowo,
Skandynawski Marynarz wyprostowa� si� i nieoczekiwanie te� przybra� surowy wyraz
twarzy.
��adnego. Ale co pocz�� z kusicielami? Lepiej wyt�pi� t� ho�ot�. Jest ich ze
cztery, pi�� lub
sze�� milion�w � rzek� gniewnie, lecz w oka mgnieniu przybra� ton p�aczliwy. �
Zrobi�bym
jednak lepiej, gdybym trzyma� j�zyk za z�bami. Pan co� podejrzewa.�
Nie, nie zb��dzi�! W tej chwili mia� pewno��. Powietrze kajuty by�o duszne od
fa�szu i
wyst�pku, ur�gaj�cego dowodom, l��cego s�uszne prawo, pospolit� przyzwoito��,
wszelk�
ludzko�� uczu�, wszelkie nakazy obyczaju.
Skandynawski Marynarz odetchn�� g��boko. �No, my wiemy, �e wy, Anglicy,
jeste�cie
d�entelmenami. Ale powiedzmy prawd�. Dlaczego mamy was tak bardzo kocha�? Nie
uczynili�cie nic, �eby na to zas�u�y�. Nie kochamy oczywi�cie i tych drugich.
Oni r�wnie� nie
kiwn�li palcem, �eby by� kochanymi. Taki �otr przyje�d�a ukradkiem z workiem
z�ota� Nie
darmo podczas mej ostatniej podr�y by�em w Rotterdamie.�
,,B�dzie pan m�g� niejedn� rzecz ciekaw� opowiedzie� naszym ludziom, gdy zawinie
pan do
portu� � wtr�ci� Kapitan.
�M�g�bym. Ale wy macie niejednego na swym �o�dzie w Rotterdamie. Niech oni wam
donosz�. Ja jestem neutralny � nieprawda�?� Czy zdarzy�o si� panu kiedy widzie�
biedaka po
jednej stronie, a worek ze z�otem po drugiej? Mnie oczywi�cie skusi� nie mo�na.
Nie mam do
tego odwagi. Doprawdy nie. To nie dla mnie. Tym razem m�wi� szczerze.�
�No, tak. A ja pana s�ucham� � rzek� Kapitan spokojnie.
Skandynawski Marynarz pochyli� si� nad sto�em.
�M�wi�, gdy� wiem teraz, �e pan nie ma podejrze�. Pan nie wie, czym jest biedak.
Ja wiem.
Sam jestem biedny. Ten stary statek niewiele wart, a przy tym jeszcze obd�u�ony.
Ledwo mo�na
wy�y�. Ja oczywi�cie nie mia�bym odwagi. Ale cz�owiek odwa�ny! Oho! Materia�,
kt�ry zabiera
na pok�ad, wygl�da jak ka�dy inny �adunek � pakunki, bary�ki, blaszanki, tuby
miedziane�
Czemu� by nie? Nie widzi ich dzia�ania. Nie jest ono dla niego czym� realnym.
Ale widzi z�oto.
Ono jest realne. Pewnie, mnie nic nie zdo�a�oby skusi�. Jestem chory. Oszala�bym
z niepokoju�
lub� lub� zacz��bym pi� albo popad�bym w co� podobnego. Ryzyko jest za wielkie.
Po
prostu� zguba.�
�To by�aby �mier�!� � Kapitan wsta� z miejsca po tym kr�tkim o�wiadczeniu, na
kt�re
Skandynawski Marynarz odpowiedzia� niewzruszonym spojrzeniem, do kt�rego nie
pasowa�
pe�en niepewno�ci u�miech. D�awi�o Kapitana w gardle od atmosfery zbrodniczej
wsp�winy,
kt�ra otacza�a go, g�ciejsza, bardziej nieprzenikniona i przykrzejsza od mg�y
panuj�cej na
zewn�trz.
�To mnie nie dotyczy� � mrukn�� Skandynawski Marynarz, chwiej�c si� wyra�nie na
nogach.
�Rozumie si�, �e nie � przyzna� mu Kapitan czyni�c wielki wysi�ek, by nie
podnie�� g�osu i
zachowa� spok�j. Mia� teraz pewno��. � Mimo to przyst�puj� natychmiast do
usuni�cia z tego
wybrze�a wszystkich obcych przyb��d�w. I zaczn� od pana. Musi pan odp�yn�� za
p� godziny.�
M�wi�c to przechadza� si� ju� po pok�adzie w towarzystwie Skandynawskiego
Marynarza.
�Co? W t� mg��?� � wykrzykn�� ten�e ochryp�ym g�osem.
�Tak jest, b�dzie pan musia� odp�yn�� w t� mg��.�
�Ale ja nie wiem, gdzie jestem. Doprawdy, nie wiem.�
Kapitan odwr�ci� si�. Ogarn�a go w�ciek�o��. Spojrzenia tych dw�ch m�czyzn
skrzy�owa�y
si�. Wzrok Skandynawskiego Marynarza wyra�a� niezmierne zdumienie.
�Ach, wi�c pan nie wie, jak si� st�d wydosta�? � Kapitan m�wi� bez uniesienia,
ale serce
jego �omota�o z gniewu i grozy. � Wska�� panu drog�. Niech pan steruje ze cztery
mile w
kierunku po�udniowo�wschodnim, po czym ju� b�dzie pan m�g� spokojnie pop�yn��
pe�n� par�
na wsch�d, do swego portu. Do tego czasu na pewno si� wypogodzi.�
�Czy musz�? Co mo�e mnie zmusi� do tego? Boj� si�.� �A jednak musi pan odp�yn��.
Chyba
�e chcia�by pan��
�Nie, nie chc� � sapn�� Skandynawski Marynarz. � Mam tego do��.�
Kapitan wr�ci� do �odzi. Skandynawski Marynarz sta� nieruchomo, niby wro�ni�ty w
pok�ad.
Parowiec j�� podnosi� kotwic�, zanim ��d� wioz�ca Kapitana zdo�a�a dotrze� do
swego okr�tu.
Po czym, majacz�c zaledwie w mgle, statek skandynawski oddali� si� we wskazanym
kierunku.
�Tak � rzek� Kapitan do swych oficer�w � pozwoli�em mu odp�yn��.�
Opowiadaj�cy pochyli� si� ku sofie, gdzie �aden ruch nie zdradza� obecno�ci
�ywej istoty.
� S�uchaj � rzek� z wysi�kiem. � Droga ta musia�a zaprowadzi� Skandynawskiego
Marynarza wprost na zab�jcze ska�y. A Kapitan mu j� wytkn��. Pop�yn�� tam �
wpad� na nie i
poszed� na dno. Powiedzia� zatem prawd�. Nie wiedzia�, gdzie jest. Ale to nie
dowodzi niczego.
Niczego pewnego. To tylko mog�o by� prawd� w ca�ym jego opowiadaniu. A jednak�
jak si�
zdaje, wygna�o go z zatoki tylko gro�ne spojrzenie� nic wi�cej.
Odrzuci� wszelkie udawania.
� Tak jest. Wskaza�em mu t� drog�. Wydawa�o mi si� to ostateczn� pr�b�. S�dz�
nie, nie
s�dz�. Nie wiem. W�wczas by�em pewny. Wszyscy poszli na dno i nie wiem, czy
dokona�em
surowego odwetu, czy te� zbrodni. Czy do zw�ok, kt�re le�� na dnie
nieprzeniknionego morza,
doda�em trupy ludzi zupe�nie niewinnych, czy te� nikczemn� obarczonych win�. Nie
wiem. Nie
b�d� nigdy wiedzia�.
Wsta�. Kobieta podnios�a si� na sofie i zarzuci�a mu ramiona na szyj�. Jej oczy
zamigota�y
dwiema skrami w g��bokich mrokach pokoju. Zna�a jego nami�tne umi�owanie prawdy,
jego
odraz� do k�amstwa, jego wra�liwo��.
� Och, m�j biedny�
� Nie b�d� nigdy wiedzia� � powt�rzy� pos�pnie, uwolni� si� z u�cisku,
przycisn�� jej r�ce
do ust i wyszed�.
Prze�o�y� Stanis�aw Wyrzykowski