1345

Szczegóły
Tytuł 1345
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

1345 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 1345 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

1345 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Historia Moskiewskiej Wojny Prawdziwa Przez Mi� Miko�aja Scibora z Marchocic Marchockiego pisana. Okazje wojny moskiewskiej, do kt�rej Polakom przysz�o, st�d ma-j� sw�j pocz�tek. Iwan Wielki1, knia� i car moskiewski, z kt�rym kr�l polski Stefan wojowa�2, odumar� dw�ch syn�w, z dw�ch �on: Feodora [Fiodora] z pierwszej ju� doros�ego - ten po nim zaraz wst�pi� na pa�stwo, i Di-mitra [Dymitra], dzieci� jeszcze, kt�rego urodzi�a [...] Ten Feodor zostawszy kniaziem wielkim, wzi�� za �on� siostr� Borysa Hodonowa [Godunowa], kt�ry u niego, koniuszym b�d�c, za spowinowaceniem wszystkim w�adn��, i prawie wszystkim pa�stwem rz�dzi�. Feodor by� pan[em] bardzo skromny[m] i nabo�ny [m]; wi�cej rad3 w cerkwi przesiedzia�, ni� �eby w jakie rz�dy [wdawa�] si� mia�. Maj�c tak� w�adz�, a widz�c [cara] bez potomstwa, Borys Hodo-now o panowaniu pomy�la�; na Dimitra, kt�ry mia� swoje mieszkanie w Ugleczu, [by] go zabito naprawi�4 [i] w maszkarach5 najecha� [na] cz�owieka. Feodor by� frasobliwy z tego bardzo [i] kaza� pilne czyni� [poszukiwanie, aby] tych zdrajc�w doj��. Temu� samemu, co by� tego zab�jstwa uczestnikiem, odprawowa�6 to przysz�o; �atwo go [Fedora] 1 Iwan IV Gro�ny 2 Chodzi o wojn� Stefana Batorego z Iwanem Gro�nym w latach 1579-1581. 3 ch�tniej 4 przest. - nas�a� 5 Tzn. w maskach. 6 przest. - przeprowadzi� 22 Miko�aj Marchocki zby�, �e [by] tego doj�� nie m�g�. Z czasem i samego Feodora otru�. I tak, kiedy ju� kniazi�w moskiewskich nie sta�o, sam si� panem uczy-ni�, [i w Moskwie] panowa�. Podczas jego panowania Hrecko1 niejaki, bojarski syn~ (powiada-li, �e by� i czer�cem3), uda� si� do Polski i zmy�li� si� by� Dimitrem carowiczem, kt�rego zabito na Ugleczu. Opowiada�, jako go jego pe-dagog za �ask� Bo�� od tego uchroni�, i jako w miejscu jego zabito kogo inszego, a onego [pedagog] zdrowego wywi�d�, i przez czas nie-ma�y po miejscach bezpiecznych z nim si� chroni�. Owa tu ju� by wszy przy ksi�ciu Adamie Wi�niowieckim i Dimi-trem prawdziwym si� ozwawszy, dosta� si� potem do ksi�cia Konstan-tego Wi�niowieckiego, a stamt�d do Jerzego Mniszcha, wojewody s�-domirskiego, [przyby�]. Ten uczyni� staranie, �e kr�l jego mo�� poz-woli� mu go prowadzi� do Moskwy, wojsko zaci�gn�wszy. A on te� obiecywa�, �e Moskwa do niego �atwie przystanie. Jako� kiedy si� tu ozwa�, zjecha�o ich nieco z Moskwy, otuch� mu czyni�c i nasi te� sobie czynili dobr� nadziej�. Poszli z nim do Moskwy, jako� na schy�ku roku [...] boli czwarte-go, na zim�4. Zaszli pod Nowogr�dek Siewierski. Nowogr�dka doby-wa� chcieli, kt�remu przysz�y wojska niema�e Hodunowe na odsiecz. Zwiedli nasi z tymi wojski bitw�, sparli ich z placu i szkod� w nich niema�� uczynili, ale nie rozproszyli. Ust�pi�a Moskwa do swych obo-z�w, kt�re mieli przy lesie. Nasi te� nied�ugo trwa� mogli na tej eks-pedycjej5, albowiem by�o tylko na �wier�6 pieni�dze dano; [wi�c] wr�cili si� do Polski,[a] wojska te� si� moskiewskie rozesz�y. 1 W�a�ciwie Griszka Otropiejow - inni pami�tnikarze wspominaj� go jako syna setnika strzelc�w. 2 Bojarski syn - magnat feudalny w Rosji i na Wo�oszczy�nie, szlachcic na Litwie i Bia�orusi. 3 z ro�. - mnichem 4 Wojska Dymitra I wkroczy�y do Rosji 16 VIII 1604 r. 5 wyprawie 6 �wier� - �o�d wyp�acany za �wier� roku. Historia moskiewskiej wojny... 23 Dimitr ju� nie wr�ci� si� z nami, tylko niewiele ochotnika z nasze-go wojska z sob� zaci�gn�wszy, uda� si� do Putywla, [gdzie go] puty-wlanie ochotnie przyj�li i u siebie przechowali. A potem wrychle1 Bo-rys Hodonow na sto�ku siedz�c, krew si� mu nosem rzuci�a [i] nagle umar�'. Moskwa, po jego �mierci, Dimitra [...] wezwa�a na stolic� i za pana przyj�a. On osiad�szy, tak wielkie dobrodziejstwo wojewodzie s�domirskiemu odwdzi�czaj�c, wyprawi� do Polski pos�y swoje z wiel-kimi upominki, prosz�c o c�rk� jego Maryn� w stan ma��e�ski. Dano mu j� z konsensemj kr�lewskim, i przy niej zaraz Miko�aja Ole�nic-kiego, natenczas kasztelana ma�ogoskiego, i Aleksandra G�siowskie-go, natenczas referendarza litewskiego, w poselstwie [wraz z] inszymi wys�ano [i] zlecono [im] z tym nowym carem, o wszystkim, co by na stron� Rzeczypospolitej by�o, traktowa�4. Na wesele trzeba by�o we-d�ug wolej samego Dimitra, ludzi zaci�gn�� wojennych; a pan woje-woda nabra� z sob� tylko przyjaci�, [bo] trzy chor�gwie husarz�w tyl-ko miawszy. Tam, gdy si� to wesele odprawi�o, Moskwie pocz�o si� ju� nie po-doba� wszystko do cara, i uznawa� pocz�li, �e impostor , Polakom i wierze ich przychylny, [zw�aszcza �e] do tego widzieli naszych niepo-t�nych. Mieli te� okazj�, [poniewa�] pod ten czas zgromadzi� by� Di-mitr wszystkie wojska moskiewskie pod stolic�, gotuj�c si� na wojn� do Krymu. Zamy�lili wi�c zdrad�. Wasil knia� Szujski, z niewiel� si� na to sprzysi�g�szy, by� tego ich zamys�u pryncypa�em6. Kr�tko pi-sz�c, uczynili tumult [i] z okazjej niby ognia, w dzwony po wszystkim mie�cie uderzono. A jest tam zwyczaj, i� [w takim wypadku] powinien sam car wyjecha� [do miasta]. By�o to bardzo rano. [Moskwa] na pa�ac z kniaziem Szujskim wpadli, Dimitra [zabili, na naszych za�], co po mie�cie mieli swoje stania rzucili si�. Cz�� pobili, reszt� za� 1 przest. - szybko � _ "Borys Godunow zmar� 23 IV 1605 r. 3 ze zgod� 4 prowadzi� uk�ady, pertraktowa� 5 uzurpator 6 przyw�dc�, zwierzchnikiem 24 Miko�aj Marchocki wszystkich i z carow� [w��cznie, jak te�] i pana wojewod� s�domirs-kiego [...]; pos�y tak�e koronne [i litewskie...] do wi�zienia pobrali. To zrobiwszy, uczyni� si� sam knia� Wasilij [Szujski carem]. [Za kr�la Zygmunta] ju� panowania Anno 1607 podczas rokoszu [pojawi� si� dru]gi zmy�lony Dimitr (tak potem udawa� [...Jkina boja-rzyna od Staroduba syn), [kt�ry] jawi� si� w Litwie na Bia�ej Rusi w miasteczku Propujsku, k�dy by� pojmany za szpiega i zatrzymany z tydzie� w wi�zieniu. Tam si� ozwa� by� Andrejem Nagowym1, po-winnynr zabitego Dimitra cara na Moskwie, i powiedzia�, �e si� uchroni� ze zdrowiem swoim przed Szujskim, kt�ry wszystkich ple-miennik�w, a po naszemu pokrewnych, Dimitrowych traci3. Prosi� przy tym, aby go odes�ano do Staroduba, miasta i zamku siewierskie-go. Podj�� si� tego niejaki Hrycko, naonczas kramarz tego miasteczka Propujska, (kt�regom ja zna� potem przy nim podskarbim) i drugi Rogozi�ski, co w tym Propujsku by� burgrabi�4. Zawie�li go obadwa do Staroduba i tam go zostawili. Nied�ugo mieszkaj�c w Starodubie, pos�a� niejakiego Aleksandra Moskwicina, kt�rego mia� z sob� w to-warzystwie �eby poszed� po zamkach siewierskich, g�osz�c to, �e Di-mitr �yw jest i [znajduje si� w] Starodubie; co by�o snadno uda�, i lu-dziom te� by�o �acno uwierzy�, bo [zie]mia siewierska i ksi�stwo rze-za�skie [riaza�skie] nie przyj�li byli Szujskiego za pana; i wszystkich zamk�w siewierskich przez moc dobywa� [Szujski]. Bywszy po innych niekt�rych zamkach ten Aleksander, z t� nowin� przyszed� i do Puty-wla. Putywlanie wzi�wszy jego samego, pos�ali z nim kilkudziesi�t bojar do Staroduba, aby im Dimitra, kt�rego g�osi, pokaza�. Pogrozili mu pytkami , je�liby to nie by�a prawda. Czego on [boj�c si�], poka-za� na tego, co go wys�a� z t� wie�ci�, �e ten o nim wie. Tego [...] py-tywali; zbywa� ich [m�wi�c] "nie wiem"; oni mu, je�liby nie [powie- 1 Prawdziwy carewicz Dymitr by� synem Marii Aleksandrownej Nagowej i Iwana Gro�nego. 2 spowinowaconym, w zwi�zku rodzinnym 3 zabija, morduje 4 namiestnikiem kr�lewskim 5 Pytki (ro�.) - s�u��cy do bicia skr�cony rzemie�. Historia moskiewskiej wojny... 25 dzia�], pogrozili tak�e pytkami, (pytki s� to u nich, co u nas m�ki); [i po niejak]im przeniu bra� go chcieli; porwa� si� do kija z fu[ri�, m�-wi�c] "to bledinie dity1 Jeszcze wy mene nie znajete; osuda[r jestem". T�] �mia�o�ci� swoj� sprawi� to sobie u nich, �e go przyznali za cara i zaraz do n�g mu padali, [po]daj�c si� winnymi za t� omy�k�, a m�wi�c "Winowaty my. Osudar pered toboju". Tam�e zaraz i starodubianie za pana go przyznawszy, dostatki mu, jakie mie� mogli, dali [i] po zamkach inszych imieniem jego obwiesz-czaj�c, hramoty~ rozes�ali, �eby si� do niego garn�li. Napisa� te� [Dy-mitr] listy do litewskich miast pogranicznych, �e ,jakom ja pierwej z pomoc� litewsk� stolic� moje osiad�'1, tak i teraz prosz�c, aby go ra-towali. Zebra� tedy w kr�tkim czasie z Moskwy i z Litwy b�d� to nie bardzo wybornego wojska ze trzy tysi�ce. Przyszed� te� do niego i Miechowicki'1, Polak, kt�rego [Dymitr] nad tymi lud�mi uczyni� het-manen, [i kt�ry] pomkn�� si� z tym wojskiem do Karaczowa. W ten�e czas ludzi Szujskiego osiem tysi�cy, nad kt�rymi by� Matias Mizinow starszym, dobywali zamku [w] Kozielsk[u]. Do tych on poszed� z Ka-raczowa czat�. Zdarzy�o si�, �e ich zbie�a� niespodziewanych, pogro-mi� i samego Matiasza Mizinowa pojma�. Stamt�d kiedy powr�ci� do Karaczowa, ludzie litewscy, chc�c z t� zdobycz�, kt�r� wzi�li pod Ko-zielskiem uj��, pocz�li si� buntowa�. On te� bacz�c, �e ich zatrzyma� trudno, a Moskwie [nie?] ufa�, wymkn�� si� od nich we trzydziestu cz�eka, rzekomo co wierniejszej, a Polaka tylko jednego maj�c, kt�ry si� nazywa� Kr�likowskim, i ujecha� na Orze� [Orie�] miasto. Tam na Orle [by�] w takim niebezpiecze�stwie, �e gdy si� spa� po�o�y�, [Mos-kwicin jeden], rozumiej�c, �e usn��, �wiece roz�wieciwszy, stan�� nad nim, [i no�a, chc�c] we� uderzy�, doby�. On tego Kr�likowskiego, kt�remu [przy kola]nach swoich g�ow� k�a�� do spania kaza�, bo tylko [jemu ufa�], tr�ci� kolany, �e si� on porwa� a Moskwicin �wiec� [upu�-ciwszy, jak gdyby] nic nie my�la�, po�o�y� si� i rzekomo spa�; [a potem wsta]wszy, przeni�s� si� na insze [miejsce] i tam dnia doczeka�. z ro�. - skurwysyny 2 z ro�. - pisma 3 Miko�aj Miechowicki. 26 Miko�aj Marchocki [Przera]�ony Miechowicki nie wiedzia�, gdzie si� im car podzia�. Przepytuj�c si� o nim, dowiedzia� si�, �e jest na Orle. Pos�a� wi�c do niego, prosz�c, aby si� wr�ci�, czyni�c mu [tym] otuch�, [�e] kiedy sam b�dzie presens1, mog� by� sposoby, �e si� wojsko zatrzyma. Ty-dzie� w Orle zamieszkawszy, wr�ci� si� na jego perswazj�; a kiedy i za jego przyjazdem zatrzyma� si� nie dali, i owszem odeszli, on samej Moskwie zdrowia swego nie ufaj�c, znowu ukradkiem ujecha� z tymi, kt�rym ufa�, i pu�ci� si� prosto ku Putywlu, spodziewaj�c si� stamt�d pewniejszego ratunku, gdy�, jakom wy�ej wspomnia�, i pierwszego Dimitra oni� byli zatrzymali. Stamt�d [te�] by� [on] po �mierci Borysa Hodonowa wzi�ty na pa�stwo. W onym uchodzeniu swoim tylko ze dwudziest� albo ze trzydzies-t� cz�eka, natrafi� [on] na Walawskiego, kt�ry z Ukrainy Kijowskiej szed� do niego od ksi���cia Romana Ru�y�skiego wyprawiony z tysi�-cem cz�owieka Ukrai�c�w, bo ju� z nim przedtem znosi� si� ksi��� Ru�y�skie, jakoby ludzi z Polski zaci�ga�. Natrafi� i na drugiego Sa-muela Tyskiewicza [Tyszkiewicza], kt�ry polskich ludzi mia� z tysi�c. Tym rzekomo nie chcia� si� da� uzna�; [...] wybadany przyzna� si�, �e jest car[em] Dimitr[em], i wszystkie [okoliczno�]ci, co si� z nim �wie�o dzia�o, powiedzia�, [jak r�wnie�] sw�j zamys�, [�e do] Putywla uchodzi. Pocieszali go i powiedzieli, �e na s�u[�b� do niego] przyszli, i wi�cej ludzi z ksi���ciem Ru�y�skim wojska [polskiego, c]o rych�e za sob� spodziewaj� si�. Miawszy tedy te [wojska] sobie na pomoc, i o ksi���ciu Ru�y�s-kim pewn� [wie��; gdy i inni] mu te� przybyli, po cz�ci ludzi przy sobie maj�c, [jako to obywa]tel wojew�dztwa kijowskiego, ksi��� Adam Wi�niowiecki, Mieleszko i Chru�li�ski, brac�awskiego woje-w�dztwa obywatele. Z tymi wszystkimi z��czywszy si�, uczyni� odwr�t pod Karaczow. Ten ju� zasta� na stron� Szujskiego zmieniony. Poszed� z nimi potem pod Bra�sk [i tam si�] po�o�y�. Tam�e go zima zasz�a. Tam te� do niego wr�ci� si� Miechowicki, kt�ry do przyj�cia ksi���cia Ru�y�skiego tymi lud�mi regimentowa�". 1 obecny 2 dowodzi� Historia moskiewskiej wojny... 27 Bra�skowi te� przyszli ludzie Szujskiego na odsiecz i po�o�yli si� po drugiej stronie zamku, i okopali. A gdy wysta� i czas pewny zaba-wiwszy si�, utarczki z Moskw� miewaj�c, wzi�� Bra�ska nie mogli, odwi�d� ludzi i poszed� z nimi na zimowanie do Or�a. A gdy si� to tak w Moskwie dzia�o, ksi��� Roman Ru�y�ski sposo-bi� ludzi jak najwi�cej m�g�; do czego poda�a mu si� okazja, �e by�o ludzi gotowych w kupach niema�o - tak tych, co byli przy kr�lu jego mo�ci na rokoszu1, jako i tych, co byli na stronie rokoszowej. Kiedy si� to ju� og�osi�o, �e Dimitr �yje, garn�li si� [wojsko] zewsz�d do ksi���cia Ru�y�skiego i zebra�o si� nas wszystkich blisko czterech ty-si�cy. Ruszy� w tym�e roku ksi��� Ru�y�ski pod Czer�iejowsk o Bo-�ym Narodzeniu2 i tam czeka�, a� mu si� wszyscy ludzie �ci�gn�li. Stamt�d pos�a�o to wojsko pos�y do cara, kt�ry natenczas by� w Orle, oznajmujac mu o wej�ciu ju� naszym w pa�stwo moskiewskie i 3 pewnych kondycji po nim potrzebuj�c; a sami ruszyli�my si� za nimi o nowym lecie , kiedy pocz�to pisa� do [...]. Z odprawionymi pos�ami naszymi potkali�my si� pod [Nowo-gr�d]kiem . Tam nam poselstwa swego na rzece [gdzie�my ko�o] mieli, relacj� czynili. Niekt�rzy z nas [w�tpili, czyli to ten] car, co by� na Moskwie, czy nie ten. Oni dworstwem zbyli, �e ten jest, co�cie nas do niego s�ali. Od Nowogr�dka szli�my spieszno i przyszli�my do Krom�w, mia-sta sze�� mil6 tylko od Or�a, gdzie carska rezydencja by�a. I tam w tych Kromach ko�ca�my zimy czekali. Wojska moskiewskie Szujskiego tego� czasu �ci�ga�y pod Bo�-chow, kt�ry le�y osiem mil za Or�em, ju� tam g��biej w Moskw�. Te wojska z wojski naszymi schodzi� si� nie mog�y dla okrutnie wielkich 1 Chodzi o rokosz Zebrzydowskiego. 21607 r. 3 warunk�w 4 na nowy rok 5 Chodzi o Nowogr�d Siewierski. 6 Prawdopodobnie chodzi o mil� polsk� = 7146 m. 28 Miko�aj Marchocki �nieg�w, kt�re ziemi� na siedem pi�dzi1 wzwy� przykry�y. Stan�wszy w Kromach, wyprawili�my pos�y, mi�dzy kt�rymi by�em i ja do Or�a, do cara Dimitra, oznajmiaj�c mu o swoim przyj�ciu i pewnych kondy-cyj, i pieni�dzy domagaj�c si� u niego. By�o nas w tej legacji2 os�b do trzydziestu. Tam kiedy�my przyszli przede�, witanie wed�ug zwyczaju odprawiwszy, odprawili�my i poselstwo, na kt�re od niego odpowie-dzia� nam pan Walawski, kt�ry by� u niego kanclerzem. Po mowie pa-na Walawskiego, zda�o si� samemu odezwa� si� do nas. I rzek� tymi s�owy swoim moskiewskim j�zykiem: "Radem by� temu, kiedym si� dowiedzia�, �e Ru�y�ski idzie, ale jako mam wiadomo��, �e mi [na] zdradzie przyszed�, wola�bym, �eby si� i wr�ci�. Posadzi� mnie B�g pierwej na stolicy mojej bez Ru�y�skiego, i te-raz posadzi, [a �e] si� wy groszy domagacie, mam ja tu niema�o tak dobrych, [jako] i Polak�w, [i] jeszczem im nic nie da�. Zbieg�em ja ze stolicy od mi�ej ma��onki mojej, od mi�ych przyja-ci� moich, nie [tylko t]ak mnoho3 groszy, ale i d�gi4 z sob� nie wzi�wszy. A kie[dy�cie swoje ko�o] mieli pod Nowogr�dkiem na le-dzie, pytali�cie si�, [czy ja ten], czy nie ten; a ja z wami kostek nie grywa�." Za tymi s�owy pocz�li�my te� z nim z gniewem przemawia� si� i powiedzieli�my mu, �e i po tym znamy, �e� nie ten, bo tamten umia� ludzi rycerskich szanowa� i przyjmowa�, a ty nie umiesz. �al si� Bo�e, �e�my do ciebie na tak� niewdzi�czno�� przyszli, odniesiemy to braci, kt�rzy nas pos�ali [- oni] b�d� wiedzieli, co z tym rzec. I tak z afektem5 rozeszli�my si� z nim. On potem pos�a� za nami, prosz�c, aby�my zostali na obiad, a�e-by�my si� nie obra�ali jego mow�, powiadaj�c, �e "mi tak udano". 1 Pi�d� - odleg�o�� ko�c�w kciuka i ma�ego palca rozwartej d�oni = ok. 23 - 40 cm. " poselstwie 3 z ro�. - du�o 4 z ro�. - pieni�dze Tu w znaczeniu: "ze z�ym afektem", czyli w niech�ci. Historia moskiewskiej wojny... 29 Domy�liwali�my si�, i take�my potem tego doszli, �e to udanie by-�o od Miechowickiego, kt�remu z ci�ko�ci� przychodzi�o, co ju� przeczuwa�, �e tak by� mia�o, ksi���ciu Ru�y�skiemu ust�powa� regi-mentu. Dali�my si� przywie�� do tego, �e�my u jego sto�u obiad jedli. Odprawieni nazajutrz ju� �agodniej, wr�cili�my si� nazad do Krom�w. [Zreferowali�my przy responsie1 to wszystko, co si� dzia�o. Si�a nas by�o na tym, [aby] wr�ci� si� nazad do Polski. Tamci za�, co byli w Orle przy nim, zatrzymywali nas i prosili, m�wi�c, �e to wszystko b�dzie inaczej, tylko �eby sam ksi��� Ru�y�s-kie do niego przyjecha�, a z nim si� zni�s�. Jecha� tedy, nied�ugo mieszkaj�c ksi��� Ru�y�skie do Or�a. Jecha-�o nas z nim do dw�ch set towarzystwa" samego, a mia� swej piechoty p�czwartaj sta z sob�. Wyje�d�ali przeciw niemu wszyscy z Or�a. Dzia�o si� to w post. Wst�piwszy a przenocowawszy w Orle, naza-jutrz pos�ano do ksi���cia Ru�y�skiego, �eby jecha� do r�ki carskiej; a potem kiedy�my [si� zebrali] i ju� ruszyli�my si� z miejsca, znowu po-s�ano, [aby�my si� wr�cili,] a� car miejsce swe zasi�dzie, bo jeszcze [si� myje]. [Albowiem] mia� ten zwyczaj, �e si� na ka�dy dzie� myja� w �a�ni. Powiada�, �e tym trud�w zbywa�, kt�re podejmowa�, tu�aj�c si� i uchraniaj�c ze zdrowiem. Ksi��� Ru�y�skie wraca� si� nie chcia�, ale jecha� i przysz�o nam wprz�d wnij�� do tego mieszkania, k�dy nas car mia� przyjmowa�. Potem by�y mi�dzy nami a nim przez jego urz�dniki altercatie4 [o to], �eby�my wyszli z izby, aby pierwej car przyszed� i zasiad� swe miejsce; ta� dopiero �eby�my weszli do witania go. Nie chcia� ust�pi� ksi��� Ru�y�skie, i tak po d�ugim sprzeczaniu, musia� przyj�� mi�dzy nas wszystkich, a id�c, twarz odwraca� od tej strony, k�dy sta� Ru�y�-ski, i kiedy ju� siad� na swym sto�ku, uczyni� do niego przemow� ksi��� Ru�y�skie, i r�k� ca�owa�. Potem i drudzy szli do r�ki. odpowiedzi " Towarzystwo - husaria lub wojska pancerne. Czyli trzy i p�. 4 spory, k��tnie 30 Miko�aj Marchocki Po onym obwitaniu, [car] prosi� ksi���cia Ru�y�skiego i nas wszy-stkich na obiad. Siedzia� z nim ksi��� Ru�y�ski u jednego sto�u, a my u inszych. Przy obiedzie i po obiedzie, by�o m�w z nim [wiele] rozma-itych. Pyta� si� o rokoszach i o to, [czy] mi�dzy nami [tak�e] rokosza-nie byli. Nas�uchali�my si� i blu�nierstw takich i owakich; powiada�, �eby si� u nas nie podj�� by� kr�lem; �e nie na to si� urodzi� monarcha moskiewski, �eby nim mia� rz�dzi� jaki arcybies albo jak po naszemu zowi� arcybiskup1. Odpowiadali mu te� na to, kto co rozumia�. Odprawi� [si�] ten dzie� bankietem. Nazajutrz potrzebowa� tego [ksi���] Ro�y�ski, aby mia� u niego prywatn� rozmow�, albo to [...]. Zwleczono mu ten dzie�, zwleczono i drugi, zaczem [zabier]a� si� jecha�, i ju� piechota jego wysz�a. My�my [za�] wszyscy zje�d�ali si�. A wtem przybie�a�o niema�o rotmistrz�w i towarzystwa, tych daw-niejszego zaci�gu, prosz�c go i nas wszystkich, aby�my si� do jutra zatrzymali, "a my - powiedzieli - ko�o sobie uczynimy". "Je�liby car w tej niewdzi�czno�ci zostawa� przeciwko wam, z wa-mi przestaniemy, Miechowickiego z hetma�stwa zdegradujemy [i]. ciebie ksi��� Ru�y�skie na hetmana przyjmiemy. Co b�dziesz chcia� z tym wojskiem czyni�, [czy�], wszystko�my [uzna�] gotowi." I tak na te ich instancje z miasta wyjechawszy, na przedmie�ciu�my do jutra zosta� i. Dzie� jutrzejszy kiedy przyszed�, uczynili sobie wszyscy na konie wsiad�szy ko�o, do kt�rego ksi���cia Ru�y�skiego i nas wezwali. Mie-chowickiego degradowali, bando na� i na niekt�rych inszych, aby w wojsku nie by�, uczynili; a je�liby si� wa�y� by�, wolno go by�o zabi� ka�demu. Ksi���cia Ru�y�skiego (spisek przy nim sta� uczyniwszy) za hetmana obrali, do cara, je�li korzysta w tym, aby wojsko przy nim zosta�o, �eby tych, kt�rzy ksi���cia Ru�y�skiego i wojsko, �e mu na zdradzie przyszli, udali, mianowa�, z po�rodka siebie pos�ali. On przez pos�y mianowa� ich nie chcia�, ale sam w po�rodek ko�a przyjecha� ofiarowa� si�. Tymczasem nim przyjecha�, prosi� nas wszystkich ksi��� Ru�y�skie, bo on ju� czyni� rz�d w kole, aby�my byli cierpliwi, i nie Gra s��w: arcybies - arcybiskup; bies oznacza tu diab�a. Historia moskiewskiej wojny... 31 wrywali si� w rzecz, powiedaj�c, �e ,ja we wszystkim za was od-powiada� b�d�". Przyjecha� tedy do nas na koniu bogato ubranym, i na samym szaty z�otog�owowe. Przyjecha�o z nim kilkana�cie bojar. Przysz�o z nim przy koniu kilkana�cie [piechoty. Skoro wje]cha� w ko�o, gdy si� w kole uczyni� jaki� szmer, [on mniemaj�c - tak rozumiem - �e si� pytaj�, je�li to ten car, [zawo�a�] z fukiem: "Cytte1 skurwysynowie, kotory niecnota, kto przyjecha�? Moskitin przyjecha�." Pojrzeli�my po sobie, �e�my byli [ju�] zam�wieni" o cierpliwo�ci, i �e za nas miano odpowiada�, wytrwali�my. Uczyni� potem ten, kt�remu by�o poruczono, (zda mi si�, �e pan Chro�li�ski) imieniem ko�a do niego przemow�, i powie[dzia�] mu, "�e�my po to pos��w naszych do Waszej Carskiej Mo�ci s�ali, aby� -^ nam tych [ludzi] mianowa�^, kt�rzy� to wojsko i hetmana udali za zdrajc�, a �e� sam z tym przyjecha�, chcemy s�ysze� o takich". Kaza� od siebie m�wi� Moskwicinowi jednemu. A gdy si� mu mowa jego nie zda�a, rzek�: "ma�cz, ty ne znajesz ty po ich howoriti, os ja sam budu". I tak pocz��. "S�ali�cie do mnie, abym wam wiernych s�ug swoich, kt�rzy mi� w czym przestrzegaj�, wyda� i mianowa�. Nigdy na to monarchy moskiewskie nie przychodzi�o; aby wiernych s�ug swoich, kt�rzy ich [w czy]m przestrzegaj�, wydawa� mieli; i ja tego nie tylko dla was, ale by B�g sam z wysokiego nieba zst�pi�, i to mi uczyni� rozkaza�, tego ja nie uczyni�!" Tu ju� pocz�y si� z nim nasze r�nych mowy; powiedzia�o si� mu i to. "A c� ty wolisz, czy tych tylko samych mie�, kt�rzy� si� pok�tnie j�zykiem przys�uguj�, czy to wojsko, coc przysz�o zdrowiem i szabl� s�u�y�; bo je�li tego nie uczynisz; wojsko [od] ci� odejdzie." A on tymi s�owy. "Jak sobie choczite, chot pudite." 1 z ro�. - cichajcie 2 um�wieni, uproszeni 3 wyda� 32 Miko�aj Marchocki Tu ju� na te s�owa wszcz�� si� wielki rozruch; wojsko si� zmiesza-�o. Strzelce jego pocz�li potr�ca�, bi�, broni dobywszy [i my si� bro]-ni� i jego samego zaje�d�a�. Jedni m�wi�c "zabi� szalbierza, rozsie-ka�", drudzy "pojma�". "A taki synu, co �ywo szalbierzu, [uwiod�e� na]s a jeszcze nas tak� niewdzi�czno�ci� karmisz". On by� tak �mia�y, �e w takim rozruchu, raz albo dwa obejrzawszy si� co ko� st�pi� [i po]jecha� ku miastu do swego mieszkania. Tam za-raz z tego ko�a osadzono o nim stra�, �eby nie uciek�. On z despera-cji1, trze�wym b�d�c zawsze, [wonczas] niepodobnie co� si�a gorza�ki wypi�, chc�c si� sam umorzy�. Tego dnia zaraz i przez noc ci, kt�rych mia� za swoje dworskie urz�dniki, jako Walawski kanclerz, Charli�ski marsza�ek, ksi��� Adam Wi�niowiecki koniuszy, biegali mi�dzy nim a wojskiem, stara-j�c si� �eby zgod� uczyni�. C� by�o czyni� inszego, zawiedli�my si�, zezwolili�my na jednanie. Przyjecha� do nas drugiego dnia do ko�a,"justyfikowa� si�", �e te s�owa - "cytte skurwysynowie" - nie do nas, ale do strzelc�w swych m�wi�. Przyj�li�my i tak�justyfikacj�, a potem tych, co stanowiska swoje mieli w Orle, przy nim tam zostawiwszy, sami z ksi���ciem Ru�y�skim wr�cili�my si� do swego stanowiska do Krom�w. Tych czas�w przybywa�o mu opr�cz nas, innych ludzi: przysz�o Kozak�w zaporoskich ze trzy tysi�ce, przysz�o i du�skich [do�skich] Kozak�w z Zaruckim3 z pi�� tysi�cy. Mia� te� przedtem przy sobie kilkuset Kozak�w du�skich, nad kt�rymi da� starsze�stwo [Liso]ws-kiemu4, i z tymi to by� Lisowski wprawi� si� w czatowanie [ku] Mos-kwie, a za czasem sposobi� si� by� i w wi�ksz� jeszcze [sztuk�?] 1 zw�tpienia [2] t�umaczy� si� 3 Iwan Zarucki - przyw�dca Kozak�w do�skich w powstaniu Bo�otniko-wa. Walczy� z Moskw� do r. 1614. W bitwie nad rzek� Jaik wzi�ty do niewoli i wbity na pal. Aleksander J�zef Lisowski - tw�rca najemnych oddzia��w zwanych liso w�ykami. Historia moskiewskiej wojny... 33 [Z tymi] jednak wszystkimi, co ich by�o lud�mi musieli�my [prze-le�e� ca��] zim�, jakom wy�ej wspomnia� dla wielkich �nieg�w. [Woj-ska] te� Szujskiego �ci�ga�y si� pod Bo�how i [tyle ich si� zebra�o do] wiosny, �e przechodzili liczb� sta siedemdziesi�t tysi�cy. Nad nimi by� hetmanem Dimitr Szujski, rodzony brat Wasilow, kt�ry si� by� uczyni� carem na Moskwie. Na wiosn� jak jeno �niegi zesz�y i ziemia, kt�ra tam pr�dko podsycha, podsycha� pocz�a, ruszyli�my znowu z Krom�w pod Orze� i wszytkie wojska nasze tam si� �ci�gn�y. A gdy-�my pod Orze� przyszli, zapali�o si� z jaki� nieostro�no�ci miasto i dw�r carski, �e i carowi przysz�o do nas do obozu ujecha�. Tam maj�c okazj�, wda� si� z nim w rzecz Tr�bczy�ski, towarzysz spod chor�gwi ksi���cia Ru�y�skiego, kt�ry potem ze mn� s�u�y�, pr�buj�c go, je�li on ten car, co by� pierwej; bo�my wszyscy w�tpili, zw�aszcza ci, co�my go nie znali. Ale ten osobliwie twierdzi�, �e "cho�by wszyscy m�wili, �e ten, tedy ja tego w si� wm�wi� nie dam, bom ja zna� dobrze pierwszego, b�d�c z nim pod Nowogr�dkiem". Acz by�o takich niema�o, jednak oni w tym jako� pomamieni; dru-dzy te� to pokrywali, �e tak by�o trzeba. Przypomnia� mu ten Tr�b-czy�ski dzieje pierwsze, a ka�d� rzecz mu opak, nie tak, jako si� dzia-�o, powiada�, a car w ka�dej rzeczy poprawia� go, �e nie tak, ale tak, jako mia�o by� w�a�nie. On tak w kilku rzeczach go spr�bowawszy, zdumia� si� i rzek�: "Przyznam ci si�, mi�o�ciwy caru, �em [ja] tu by� w wojsku jeden [jedyny] taki, com nie da� sobie tego wyperswadowa�, aby� ty by� ten, ale Duch �wi�ty mi� o�wieci�, �e wiefrz�, �]e� ten jest." Car natenczas u�miechn�wszy si�, od nas odjecha�. [By�] i drugi taki, zakonnik bernardyn, co tak�e pierwszego zna�, [bo jak powjiada�, w Samborze w jednej celi z nim mieszka�. Ta� �e me ten [by�, dowojdzi�, i �e to wojna niesprawiedliwa. Ja musz�, m�-wi�, zwr�[ci� uwag� k'tem]u. A potem podczas bitwy bo�chowskiej, gdy�my go [prowad�]iii, kiedy si� ten�e zakonnik z nim w rzecz wda�, 2 rozm�w uwierzy�, �e ten jest, a nie inszy; tak go jako� omami�. A pod Or�em sporz�dziwszy, jak potrzeba wojsko, ruszyli�my ku Bo�chowu przeciw wojskom nieprzyjacielskim, kt�re tak�e zgroma- dzone, post�pi�y ku nam, dwie mile na t� stron� Bo�chowa, i tam obo- 34 Miko�aj Marchocki �em po�o�y�y si�. A wiedz�c, �e my ju� ku nim przechodzim, wyszli od obozu swego mil� przeciwko nam wszystkim wojskiem; zeszli�my si� z nimi 10-go Maii1, a by� dzie� sobotny. By�a utarczka niema�a, nie zna� jednak by�o, kt�ra strona by�a silniejsza. Z wojska naszego utracona by�a wtenczas jedna chor�giew Tupalskiego niejakiego, bo si� by� okry� dobrze z Moskw�, wszak�e j� nazajutrz odebra�. A �e to ju� by�o p�no, i konie mieli�my drog� nadmordowane, nie przysz�o nam zwie�� walnej bitwy, wr�cili�my si� do swego obozu. Moskwa te� do swego posz�a. Od tej utarczki wzi�� o nas car konfidencj� lepsz�", i gdy�my si� u niego wed�ug zwyczaju darowanej �wierci dopominali, miasto jednej, dwie nam �wierci darowane przyzna�. Nazajutrz 11 Maii, czeka�a nas Moskwa przy swym obozie, wojsko sprawiwszy za b�oty, kt�re by�y przed ich obozem nieznaczne3 a nie-przebyte, spodziewaj�c si�, �e my w tym nie postrze�em si�, i b�dziem takimi prostaki, �e p�jdziem do nich, miejsca nie przejrzawszy. Ruszyli�my si� tedy tego� dnia z obozem i poszli�my do nich. A przyszed�szy i zrozumiawszy ono miejsce sobie niewczesne, stan�li-�my w sprawie4, a miejsca do przebycia sposobniejszego wy�ej pa-trze� wyprawili�my. A gdy�my tak d�ugo stali, patrz�c tylko z daleka na si�, wozy nasze w szesna�cie, albo wi�cej rz�d�w, jako by�o pole przestronne nast�pi�y, a do woz�w ch�opi�ta sobie z domys�u swego chor�gwi nawtykali. Z kt�rych woz�w i onych chor�gwi, bo i kurzawa od nich wsta�a wielka, podobie�stwo si� jakiego� �wie�ego i wielkiego wojska Moskwie w oczach uczyni�o, �e zaraz trwo�y� sob� pocz�li, ob�z sw�j i armat�5 rusza� ku Bo�chowu, o czym jeden od nich do nas si� przedar�szy, da� nam przestrog� czemu jednak obyczajnie�my wierzyli. A gdy nam na wierzchowisku owych b�ot wymacano prze-praw� dobr�, obr�cili�my si� ku onemu miejscu, wozy wojskiem kon- " wzi�� o nas car konfidencj� lepsz�- mia� do nas car wi�ksze zaufanie 3 Tu w znaczeniu: niewidoczne, w gotowo�ci bojowej, w szyku 5Tj. artyleri�. Historia moskiewskiej wojny... 35 nym od Moskwy zastawiwszy, co oni nieomylnie wierzyli, �e to wszy-stko co jedno pola wozy okry�y, wojsko by�o. A kiedy postrzegli, �e my ku tamtej przeprawie idziemy, obr�cili si� i oni wojskiem wszyst-kim ku tamtemu� miejscu. My tego dnia nie my�leli�my zwie�� bitwy, bo te� p�no by�o, tyl-ko chcieli�my nad przepraw� ob�z postawi�; a dla bezpiecznego obo-zu stawienia, wyprawiono cz�� wojska za przepraw� - mianowicie pu�czek, w kt�rym by�o kilka set cz�owieka Rudzkiego i inszych nie-kt�rych. A kiedy�my obaczyli, �e ku tamtym moskiewskie wojsko na-st�puje, musieli�my i my co pr�dzej przeprawowa� si� za nimi. A�eby ich zabawi�, a�by si� wojsko nasze przeprawi�o i sprawi�o, wyprawi� pod nich ksi��� Ru�y�ski hetman nasz, harcownika, a chor�gwiom, jak do sprawy przysz�y, do potkania kaza� nast�powa�. W pierwszy hufiec na czo�o sprawi� i postawi� ludzi, co m�g�, najwi�cej lekkich. W posi�ku postawi� im dwana�cie set, bo ich nie by�o wi�cej, husarz�w; w ty� za� husarz�w by� trzeci hufiec z kozackich i petihorskich1 rot. Kaza� si� pierwszemu hufcowi potka�, zwi�d�szy harcownika, i tak ,��� kaza� i�� naciskiem na kommonnika" moskiewskiego, kt�rego by�o na czele z pi�tna�cie tysi�cy. Nie strzymali naszym, podali ty� a nasi te� na nich wsiedli dobrze. [Pojsi�ek husarski i on trzeci hufiec, tu�, tu� za nimi w sprawie [na] przeczwa� nast�powa�o. To co albo nasi s�abie� pocz�li, albo Mofskwa popra]wowa� si� chcia�a, co zajrzeli kopie, to dalej ucieka� mufsieli, a nasz]ym co im te� grzbieta pilnowali, serca przybywa�o, kiedy za sob� tu� posi�ek widzieli. I tak zwi�d�szy bitw� ze trzy godziny przed wieczorem, dwie mile do Bo�chowa. A trzy mile za Bo�chow, a� do zasieczy ich gonili. Co to u nich zasiecz� zowi�, jest to, co si� od Tatar cz�stoko�em zagrodzili. Id� te zasieczy na trzydzie�ci mil wzd�u�, i przez lasy, i przez pola, jako si� trafi, maj�c przed sob� przykop3, baszty, i gdzie si� trafi� Pietyhorcy - jazda l�ejsza od husarii, uzbrojona w dzidy, szable i �uki, tworzona na wz�r Tatar�w pietyhorskich. 2Tj. oddzia� jazdy, 3fos� 36 Miko�aj Marchocki drog� bramy. Do tych, kiedy wie�� o Tatarach przyjdzie, bie�� w�o�ci z rusznicami i co kto ma, i broni�c przej�cia. Leg�o w tej pogoniej trupa okrutna rzecz, kt�rego u nas od tego czasu ani liczono, ani chowano. Wzi�li�my ob�z ich ze wszystkimi dostatkami, kt�ry by� w drodze; wzi�to i dzia� kilkadziesi�t. Z tych ludzi moskiewskich pora-�onych i rozproszonych niekt�rzy uchodzili a� do stolicy i udali Szuj-skiemu, �e wojsko nasze okrutnie wielkie, m�wi�c, �e�my si� z przed-nimi pu�kami bili, a koniec ich by� jeszcze u Putywla. Z tych�e ludzi, pi�� tysi�cy zawarli si� na Bo�chowie, maj�c nad sob� starszym Ge-drocia Litwina, kt�ry ju� by� zmoskwia�. Pod tych nazajutrz nast�pili-�my i przez ten dzie� i przez wtorek strzelano do nich i szturmem straszono. We �rod� poddali si� i chrest z prze�o�onym swoim na imi� Dimitra naszego ca�owali1, to jest jemu by� wiernymi przysi�gli. Tak si� rozprawiwszy pod Bo�chowem, obietnic� dw�ch drugich �wierci darownych od cara otrzymali�my; a czyni�c sobie otuch� pr�dkiego na stolicy moskiewskiej pana naszego posadzenia, uczy-niwszy ko�o, ekspostulowali�my z nim o kondycjach', co nam mia� by� powinien, �eby nam to wszystko warowa�; mianowicie zap�ata zu-pe�na �eby nas dosz�a i wolne odej�cie do ojczyzny po osadzeniu [go] �eby�my mieli. W zap�acie upewnia�, o to, �eby go nie odchodzi�. Z p�aczem pro-si�, powiadaj�c: �e ,ja panem na Moskwie bez was by� nie mog� [cho�] bym ja chcia�. Posadzili mnie B�g na stolicy, abym zawsze Po-laki mia� przy sobie, a�eby jeden zamek Polak, a drugi zamek Mos-kwicin trzyma�. Chc� ja, cokolwiek jest z�ota i srebra, �eby to wszyst-ko wasze by�o. Ja [za�] si� kontentowa�3 chc� sam� s�aw�, kt�r� mam z was. A je�liby nie mog�o by� inaczej, �eby wam odej�� przysz�o, te-dy mi� tak nie zostawujcie, a�bym inszych ludzi na miejsce wasze z Polski zaci�gn��." Takimi deklaracjami tak sobie zwyci�y� wojsko, �e wszyscy byli bardzo ochotni. chrest... ca�owali - przysi�gali na krzy� ekspostulowali�my...o kondycjach - ��dali�my spe�nienia warunk�w zadawala� Historia moskiewskiej wojny... 37 Nied�ugo bawi�c si� pod Bo�chowem, poszli�my spieszno ku stoli-cy moskiewskiej, uchodz�c po siedmi lub �smi mil na dzie�, tusz�c sobie, �e na strwo�one tak� pora�k� przyszed�szy, mia�a by si� nam zaraz stolica podda�. Jako�, nie omyliliby�my si� byli na nadziei, by nas by�a ta pi�� tysi�cy ludzi na Bo�chowie wzi�tych nie zdradzi�a. Ale id�c dzie� albo trzy z nami, a osobnym od nas obozem stawaj�c, przyszed�szy nad Hugr� rzek�, przeprawiwszy si� przez nie pierwej ni� my, w nocy od nas uciekli, i Moskw� w stolicy, kt�ra by�a bardzo strwo�ona, utwierdzili, �e si� l�ka� nie masz czego, powiadaj�c, �e wojsko nasze ma�e, i nie by�o przed czym ucieka�, tylko tak, jako oni m�wi�, "po grechom1" si� sta�o. Szli�my my jednak, nie bawi�c si�, okrom pod Kozielskiem dzie�, a pod Ka�ug� drugi, i dla ukontentowania ludzi; bo te zamki wiary dotrzymywa�y, i Szujskiemu nie poddawa�y si�; i dla odpoczynku ko-niom; a wsz�dzie nam Moskwa drogi zachodzi�a z chlebem i sol� we-d�ug swego zwyczaju, wiar� i podda�stwo o�wiadczaj�c. Przyszli�my pod Borysow, zameczek murowany, dwie mili od Mo��jska; ten�e�my pusty zastali, a nazajutrz od Borysowa ruszywszy, przyszli�my pod Mo�ajsk, mil szesna�cie od stolicy. Na tym Mo�ajsku opar�a si� Mos-kwa, i podda� si� nie chcieli, ufaj�c i cudotw�rcy �wi�temu Miko�ajo-wi, kt�rego tam dwa obrazy rzezane bogate maj�. Zamek w tym Mo�ajsku albo monaster na pochy�ym wzg�rku, [tak] �e z drug[iej] stron[y] na g�r� zajechawszy, wszystko widzie� w zamku [mo�na by�o]. Tam zatoczono dzia�a nasze, i w zamek strzela� pocz�to. Nie strzymali [tego] i podali [si�] drugiego dnia; carowi Di-mitrowi wiar� poprzysi�gli. Car te� wed�ug zwyczaju swojego, do �wi�tego Miku�y nabo�e�stwo odprawi�. Po wzi�ciu Mo��jska, poszli�my w sw� drog� ku stolicy, ostro�nie, spodziewaj�c si�, �e nas k�dy Moskwa wita� mia�a; ale tak wielka u nich by�a trwoga, �e nie wychylili nik�dy. Tylko co imieniem pos��w kr�la jego mo�ci polskiego, kt�rzy tam byli od wesela Dimitrowego zatrzymani: Miko�aj Ole�nicki, naonczas kasztelan ma�ogoski i Alek-sander G�siewski, tera�niejszy wojewoda smole�ski, tych imieniem Tzn. w b��dzie. 38 Miko�aj Marchocki pod Zwinogr�d [Zwienigorod], tak zowi� miejsce sze�� mil tylko od stolicy, wyjecha� do nas Piotr Borkowski, kt�ry by� potem chor��ym s�domirskim i z nim Wy�am, siestrzeniec pana ma�ogoskiego. Ci do nas od pos��w napominanie czynili, aby�my z pa�stw moskiewskich wyszli, a pakt, kt�re oni mi�dzy Koron� a pa�stwem moskiewskim zawieraj�, �eby�my nie wzruszali1. Ale i Moskwa o zawarciu pakt i o wypuszczeniu pos��w nie my�la�a, by ich by� ten strach od nas nie cis-n�� do tego. Dali�my im respons, �e to Moskwa, o czym wy nam powiadacie, przymuszona czyni; a my take�my si� tu ju� zawiedli, �e rozkazania w tym niczyjego nie s�uchamy, a za pomoc� Bo�� tuszymy sobie, �e te-go, z kt�ryme�my tu przyszli, na stolicy jego posadzim. Wr�cili si� oni [tedy] do stolicy, a my�my te� za nimi zaraz w �lad przyszli. Dzia�o si� to jako� in Junio Stan�li�my w miejscu niebardzo dobrym nad rzek� Moskw�. Pod-je�d�ali�my ku stolicy na nie[j], kt�ra jest bardzo wielka, i na poz�r pi�kna, (bo w niej jest si�a wierzch�w z�ocistych na cerkwiach) pa-trzeli�my, a �ywej duszy od mur�w ku nam wida� nie by�o. Bacz�c, �e�my tam w miejscu nie bardzo dobrym i blisko stan�li, ruszyli�my si� nazad z obozem troch� dalej. Ale i tam jeszcze miejsca nie obrali�-my sobie, bo i w nizinie i g�ry, kt�re nam za czasem mog�y by� na przeszkodzie, mieli�my ko�o siebie. Tam stoj�c, zda�o si� niekt�rym, �e lepiej przej�� za stolic�, aby�my zawarli go�ci�ce, kt�rymi i ludzie i �ywno�� przychodzi do Moskwy. Przewiod�a taka rada; poszli�my, swoich go�ci�c�w od siewierskiej ziemi ust�piwszy, w czym by� er-ror3 niema�y. Stan�li�my za stolic�, mila tylko od miasta, przy dworze carskim, kt�ry zwano Tonie�skie, mi�dzy chrusty, pola ma�o maj�c. Owa to miejsce by�o bardziej po Moskwie, ni� po nas. Piechot� z miasta wy-szed�szy, snadnie by nas tam byli znie�li, i w�a�nie�my tam byli na zdradzie od swojej Moskwy przywiedzieni. Stali�my na tym miejscu 1 naruszali " w czerwcu 3 b��d Historia moskiewskiej wojny... 39 kilka dni, i ju� nasza Moskwa niekt�ra mia�a porozumienie ze sto-�ecznymi. Puszkarze byli spraktykowani1, dzia�a nam pozalewali, gwo�dziami zapa�y' pozabijali. To zrobiwszy, uciekli jednej nocy do Moskwy, dawaj�c zna�. Tylko, �e stra� miewali�my piln�, pojmano ich na stra�y, zaczem inszych conscios* tej zdrady wydali. Odprawio-no nad nimi egzekucj�, jednych na pale wbijano, drugich niema�o po-�cinano tam�e zaraz. Tak zdrad� one zap�aciwszy, zda�o si� nam wr�-ci� na pierwsze miejsce, na kt�rym wojsko moskiewskie ju� by�o sta-n�o. I nas ju� od siewierskiej ziemi przyby� nie m�g� nikt, i co�my my chcieli Moskwie go�ci�ce zale�, to�my od nich swoje zawarte mie-li, i niema�o na tym naszym go�ci�cu, co do nas z Polski szli, tak ku-pc�w, jako i inszych po�owili. Wr�cili�my si� tedy na one swoje go�ci�ce. A�eby�my za sob� Moskw� wywabili, na�o�ywszy w ko�o, zmy�leli�my i podali�my �lad, jakby�my ju� odchodzili ku granicy. Moskwa wojskiem swym wysz�a i przeszed�szy nam prz�d zast�pili na twerskim go�ci�cu. By�o to w dzie� czwartkowy. Tam z nimi zwiedli�my bitw�. [Tame�my ich] po-razili i rozproszyli. A potem bezpiecznie poszli�my i stan�li na bardzo dobrym i bezpiecznym miejscu, gdzie rzeka Tuszyn schodzi si� z rze-k� Moskw�. Zwano to miejsce Tuszynem, jakoby w wid�ach mi�dzy rzekami, miejsce wynios�e [by�o i] p�aszczyzny na nim dosy�. �e nas tam potem na tym miejscu niema�e wojsko obozami zmie�ci�o si�. Na tym miejscu nas rozgoszczonych przemy�liwa�a Moskwa, jako-by znie��. Nie �miej�c jawnie pokusi� si�, do takiego fortelu (aby nas traktatami ubezpieczy�) udali si�. Kazali pos�om kr�lewskim wy-prawi� do nas z tym�e, z czym i pierwej, ni�eli�my stan�li pod stolic�. Pos�ali pana Piotra Borkowskiego i wyprawili pana Domarackiego, podstolego lwowskiego z panem Buczy�skim4, to� perswaduj�c, aby�- puszkarze byli spraktykowani - artylerzy�ci byli nam�wieni " Zapal - otw�r w tylnej cz�ci dzia�a s�u��cy do za�o�enia lontu zapala-j�cego proch pod kul�. J �wiadomych 4 Jan i Stanis�aw Buczy�scy byli zaufanymi doradcami pierwszego Dymitra Samozwa�ca. 40 Miko�aj Marchocki my z pa�stw moskiewskich wyszli, pokoju zawartego przez pos�y nie wzruszali. A za nimi zaraz przymkn�li ku naszym obozom wojska swego siedemdziesi�t tysi�cy, nad kt�rym by� hetmanem Wasilej knia� Masalski1. Stan�o to wojsko obozem nad Chodynk�, rzeczk�, w mili r�wnej od nas. Ci mieli, pod tymi traktatami na nas, tak rozumiej�c, �e ubezpie-czonych, uderzy�. Ksi��� Ru�y�skie, hetman nasz postrzeg�szy tego ich zamys�y, uprzedzi� ich w tym. Pos�y 4-go Mir odprawiwszy, wojsku wszystkiemu kaza� by� [w] pogotowiu, i jako si� przymierzch-�o, na konie [kaza�] wsiada�, z chor�gwiami przed ob�z wychodzi�, [z] tego si� zamys�u nikomu, a� kiedy�my ju� na koniach byli, nie zwierzywszy. Kiedy�my ju� stan�li, rozdzieli� nas [hetman] na trzy hufce. Knia-ziu Adamowi Ro�ynskiemu z pu�kiem jego, przydawszy mu z pu�ku swego husarsk� rot� Samuela Kamie�skiego, kaza� i�� w lew� stron�. W praw� stron� nad rzek� Moskw� kaza� i�� pu�kowi Chru�li�skiego i niekt�rym inszym. Tam by�a w drodze cerkiew murowana nad rzek�, od Moskwy osadzana pod tymi traktatami. Sam z pu�kiem swym husarskim, w kt�rym i ja by�, wzi�� �rodek go�ci�cem, kt�ry by� bar-dzo szeroki mi�dzy chrustami. Stamt�d najbardziej by�a Moskwa ostro�na i na ten go�ciniec wszystkie dzia�a swoje sztuk ze czterdzie�ci wyrychtowane mieli. Wzi�� te� by� z sob� ksi��� Ru�y�skie cztery dzia�ka i piechoty kilkadziesi�t. Kiedy ju� tak rozrz�dzi�, jako kto, i z kt�rej strony na ob�z nie-przyjacielski uderzy� mia�; przebra� kilkadziesi�t koni towarzystwa tylko z rusznicami a r�czn� broni�, kaza� im i�� �rodkiem przed swoim hufcem, a rozkaza�, jakby jeno przyszli na stra� moskiewsk�, �eby zaraz star�szy si� z nimi, jechali na nich a� w ob�z moskiewski. Sta�o si� tak [i] my te� za nimi tu� pospieszyli. Jak si� oni tylko starli ze stra��, my te� okrzyk uczyniwszy, skoczyli�my ku obozowi, Knia� Wasi l i Rubec-Masalski - jeden ze stronnik�w pierwszego Dy-mitra Samozwa�ca; w bitwie pod Dobryniczami (31 I 1605 r.) ocali� mu �y-cie. 2 lipca Historia moskiewskiej wojny... 41 sk�d, gdy strzelb� wyrychtowan� wypuszczono, kiedy kule pocz�y w r�ku drzewka ucina� i nam szkodzi�, nasi zra�eni poszli byli w bok na chrusty. Jednak za� nawo�ali�my si� cnot� zawi�zuj�c �eby�my szli prosto na strzelb�. A dzia�o si� to na roz�wicie. Tam�e, kiedy�my ju� poszli, a jakoby k�sek ni�ej od cel�w spu�cili si�, pocz�li nas strzelb� przenosi�; a nie mog�c do nabijania dzia� przychodzi�, tylko kupki prochu zapalali, strasz�c nas. I tak za pomoc� Bo�� wpadli�my w ob�z i na strzelb�. Ksi���ciu Ru�y�skiemu dosta�o si� szt�plem od puszkarza; zatem si� te� ju� ro-zednia�o. Uderzy� z nami wraz z lewej strony naszej ksi��� Adam Ru�y�ski i dosy� tam z siebie czyni�, gdzie Kamie�ski, rotmistrz, by� szkodliwie posieczony. Prawa strona nasza omieszka�a nam, i nierych�o przysz�a, tym si� wymawiaj�c, �e im ta cerkiew by�a przeszkod�. Sta� si� wtenczas w tym obozie pob�j wielki. Leg�o trupa, jak si� sami liczyli, 14 tysi�cy. Samych syn�w bojarskich dumnych, co to u nich wielka, sto os�b zgin�o. Sam Masalski [zosta�] pojmany. Dzia�a wszystkie i ob�z ze wszystkim [by�] wzi�ty. Mieli oni drugie obozy pod samym miastem, do kt�rych ci z po-gromionego obozu uchodzili, za kt�rymi, kiedy�my ju� przeszli ob�z, zagania� si� nam zabraniano. Mianowicie Giedro�, com go przy Bo�-chowie wspomnia�, chor�gwiom zabie�awszy, upomina�, �e to tu sto-lica moskiewska, rzecz wielka, a nas te� ju� pod chor�gwiami by�o ma�o, bo naszego wojska wi�ksza nier�wnie cz�� pad�a na �upie obo-zowym. Ledwo pod chor�gwiami po trzydziestu i po dwudziestu koni zosta�o. Za owym napomnieniem Gedroyciowym, pocz�li�my jakokol- wiek do sprawy przychodzi� i stanowi� si�. A ju� te� dzie� by� dobry, Owi te� z prawej r�ki naszej dopiero nam przyszli. Wojska moskiewskie, co w inszych obozach stali, i ci, co z pogro-mu uszli, z��czywszy si�, nast�pili na nas, z wielkim okrzykiem i na-iskiem. Wytrzymali�my im i poskoczyli�my ku nim, �e�my ich troch� Parli; ale c�, kiedy nas by�o ma�o; ogarnywali nas zewsz�d. To co raz ty� podamy, co raz za� obr�cimy si�, i potkamy z nimi. Owa tak 42 Miko�aj Marchocki by�o tego d�ugo, �e�my grali z nimi tego captivusal; a� z po�udnia przysz�o nam jednak do tego, �e�my strzyma� nie mogli, i ty� bez od-wrotu, jakby ju� przegrana nasza by�a, podali. Onym tak d�ugim trzy-maniem wojsk nieprzyjacielskich na sobie, dogodzi�o si� tym, co �upu pilnowali, bo wszystek ob�z tak sprz�tn�li, �e kiedy�my przez to miej-sce nazad uchodzili, [ob�z] ju� by� pr�ny i trupi wszyscy nago le�eli. W onym uchodzeniu naszym, ku naszemu obozowi, napominali�- � my si�, �eby si� by�o obr�ci�, przypominaj�c, �e daleko granica. Onej piechoty swojej i kilku dzia�, odbie�e� nam przysz�o i zgin�o to wszy-stko. Byli tacy, co do obozu nas uprzedziwszy, i o skutku zwyci�stwa zdesperowawszy, w wozy zaprz�ga� kazali. Jakoby mia� usi [uj��?], strze� Bo�e, kiedy by my byli do ko�ca szwankowali. Uchodzili�my tak, a� blisko obozu swego. Za rzeczk� Chynk� przebywszy, �ask� Bo-��, zastanawia� niekt�rzy�my si� pocz�li, i ta rzeczka z Moskw� nas na chwil� przedzieli�a. A wtem du�ski Kozak jeden spieszywszy si�" z samopa�em wojsku moskiewskiemu chor��ego zabi�, �e i chor�giew z nim pad�a. Naszym st�d serca przyby�o, pomkn�li si� ku Moskwie przez rzeczk�. Moskwa ty� poda�a. Pognali�my ich a� ku miejscu pobojowiska do rzeczki Chodynki, i tam za rzeczk�, kt�ra by�a brze�ysta, przegnawszy ich, do sprawy�my przyszli i w sprawie odwr�t uczynili. Oni si� te� ju� wi�cej o nas kusi� nie chcieli. Jake�my tedy zeszli do swego obozu, nadspodziewanie przy tri-umfie si� zostawszy. Nie bez szkody jednako tak w ludziach, jak i w koniach. By�o naszych wszystkich, okrom pobitych, najmniej do trzechset rannych. Koni pod ka�d� chor�gwi� pobitych z postrzelony-mi, jako pod kt�r� by�o, po siedemdziesi�t, po sze��dziesi�t, pod dru-gimi mniej. Owa zgo�a wszyscy�my mieli wtenczas za swe. Zdobycz� w moskiewskim obozie wzi�t�, aby to nie wesz�o w zwy-czaj na �upie pada�, dzielili�my si�; ale nie by�a sprawiedliwie oddana, cho� przysi�gali. Po onym pop�ochu, ob�z sw�j aby�my byli bez- �apanego (z �ac. capto - chwyta�, �apa�) "Tj. zsiad�szy z konia. Historia moskiewskiej wojny... 43 pieczniejszymi, okopali�my, a za czasem i cz�stoko�em ostawili, basz-ty i brony1 pobudowali. Moskwa te� z wielkim lamentem trupy swoje przez dwie niedzieli chowali, kt�rym trumien nastarczy� nie mogli, bo u nich i najubo�szego bez trumny chowa� si� nie godzi. Za tym zwyci�stwem posz�o nam coraz to wi�cej ludzi i zamk�w podawa� si�. Naparli�my si� po tej obozowej potrzebie pieni�dzy u ca-ra naszego, kt�ry nie mog�c ich mie� inszym sposobem, da� na sie-wiersk� ziemi�, kt�ra go s�ucha�a i na insze ustanowi�, i aby�my sami wybierali, posy�aj�c Moskwicina i Polaka, tego pozwoli�. Wybrano nierych�o, i tylko po trzydziesta z�otych nam si� dosta�o. Pocz�o nam te� pr�dko potem ludzi przybywa� z Polski. Przyszed� naprz�d Bo-bowski z husarsk� chor�gwi�, po nim Andrzej M�ocki, maj�c jedne chor�giew husarz�w, drug� Kozak�w z brzeskiej confederacji. Po nich przyby� pan Aleksander Zborowski", maj�c pu�ku swego kilkana�cie set cz�owieka. W jego� pu�ku by� Stadnicki, kt�ry si� pr�dko wr�ci� sam do Polski, ludzi zostawiwszy. Przyszed� te� Wylamowski tak�e z inflanckiej brzeskiej konfederacji i ten mia� pod tysi�c cz�owieka dobrego. Ten pierwszy przeszed� mimo Smole�sk. Przyszed� i pan Sapiha3 ju�, jako� ku jesieni z kilk�nast� set cz�eka. Tak to by�a szcz�liwa wojna, �e rzadka �wier� roku, albo rzadki i miesi�c, kiedy tysi�ca, kilkuset najmniej ludzi do wojska z Polski nie przyby�o. A nasz car Dimitr by� tak hojny, �e wszystkich w s�u�bie r�wna�, cho�by kto by� najp�niej przyszed�, prawie wed�ug ewangieliej, czemu i my nie by-li�my przeciwni. Mo�e to by�, �eby�my si� za� byli potem, kiedy by przysz�o do brania zas�ug, rachowali. A to dziwna, im si� nas na wi�-cej nazbiera�o, tyme�my ju� mniej robili, bo si� namno�y�o mi�dzy nami factii Brona - brama zamykana kratownic�. *) " Syn Samuela Zborowskiego, skazanego na banicj�, a potem �ci�cie, za zab�jstwo kasztelana przemyskiego, J�drzeja Wapowskiego. Jan Piotr Sapieha, starosta u�wiacki, p�niejszy hetman wojsk Dymitra po odej�ciu ksi�cia Ru�y�skiego do obozu kr�lewskiego. stronnictw, grup 44 Miko�aj Marchocki Kiedy ju� Moskwa obaczy�a, �e wraz wi�cej nas przybywa, i �e nas zby� i znie�� trudno, zawarli pok�j z pos�ami kr�lewskimi, wypu�cili ich i z nimi pana wojewod� s�domirskiego z Maryn� carow�, c�rk� jego, i inszymi jego powinnymi, upewnieni od nich, �e to oni mieli sprawi�, �e za mandatami kr�lewskimi b�dziem musieli wyj�� z pa�stw moskiewskich. Odprowadza�o ich tysi�c cz�owieka moskiewskiego, a� do Bia�ej zamku; za nimi, aby ich nawr�ci� do naszego obozu, zda�o si� nam pos�a�; bardziej zmy�laj�c, ni�by nam mia�a by� tego potrzeba, �eby si� tylko Moskwa utwierdzi�a w tym, �e ten car, a nie inszy, �e i korzysta w ma��once swojej. Wyprawi� si� za nimi Walawski z pu�kiem swoim; znaj�c, co nam to za mieszanin�, wr�ciwszy ich, przynie�� mia�o, umy�lnie nie do-szed�. Nie spodziewaj�c si�, aby ich ju� doj�� m�g�, wyprawili potem pana Zborowskiego. On nie wiedz�c, co si� w tym dzia�o, i� by� �wie-�o przyszed�, chc�c uczyni� przys�ug� carowi, przeszed� z pu�kiem swoim spieszno. Doszed� ich w pi�ciudziesi�t mil od stolicy pod Bia��. Moskw�, kt�ra by�a przy nich, pobili, [a] pos�a Miko�aja Ole�nickiego, natenczas kasztelana ma�ogoskiego, pana wojewod� s�domirskiego, carow� i wszystkich inszych, co wesp� byli, zawr�cili ju� blisko od granicy do obozu. Sam pan G�siowski, tera�niejszy wojewoda smole�ski, od��czy� si� kilka dni przedtem od nich insz� drog� i wy-szed� za granice. To ich wr�cenie wi�cej nam szkody, ni� po�ytku przynios�o; bo i carowa, i te osoby insze, co Dimitra na stolicy znali, obaczywszy na-szego, przyzna� go nie chcieli, i nie mog�o to by� w skryto�ci. Posz�o to i do Moskwy, co im nie poma�u na r�k�, do odra�enia ludzi od nie-go by�o. Stan�li pos�owie i wszyscy ci przyjaciele z panem wojewod� i ca-row�, osobnym obozem. Trwa�y te traktaty mi�dzy nimi i nami ty-dzie�. Za d�ugimi ko�o tego namowami, pozwolili wszyscy, pozwoli�a i carowa z nami zmy�la�, �e ten car, co by� na Moskwie, a nie inszy. Ale to ju� by�o trudno poprawi�, w czym si� pob��dzi�o. Wprowadzili si� potem do jednego obozu z nami, i blisko carskich swoje te� na-mioty mieli. Historia moskiewskiej wojny... 45 A wtem gdy si� to dzia�o, knia� Masa�ski, kt�rego by�o ob�z gro-mi�c, pojmano, i by� ju� za poprzysi�eniem wiary carowi na swobo-dzie, wpad� w to podejrzenie (bo chodzi� z panem Zborowskim po po-s�y), �e on pierwej ni� carowa sama obaczy� mog�a, powiedzia� jej, �e to nie ten car; czego on postrzeg�szy, �e mia� by� za k�opotem, uciek� do Moskwy, i o wszysztkim, co si� u nas dzia�o, da� najpewniejsz�, ni� kto wiadomo��, i tym najbardziej Moskw� okrzepi�, �e si� twardziej trzyma�a. Si�a tego razy by�o, co�my ju� byli bliscy tego, �e si� nam stolica poda� musia�a, to si� znalaz�a zawsze jaka nam w tym przeszkoda. Dzia�o si� to wszystko w roku 1608, jako� in Octobri1. Mieszkali z nami pan pose� i te wszystkie osoby kilka niedziel. W tym czasie mieszkania ich, Moskwa stoliczna napar�a si� tego, [aby] widzie� si� z wojewod� s�domirskim i z pos�em, udawaj�c to, �e chcieli m�wi� o dobrym dziele. A oni na to za�awiali, �eby ich byli mogli jako zarwa� znowu do wi�zienia. Na t� rozmow� wysz�a Moskwa wszystkim wojs-kiem swoim. Wyszli�my i my. Liczy�o si� ju� natenczas wojska nasze-go polskiego konnego osiemna�cie tysi�cy, a piechoty polskiej dobrej by�o dwa tysi�ca, okrom Kozak�w zaporoskich, kt�rych by�o ze trzy-dzie�ci tysi�cy, du