1342
Szczegóły |
Tytuł |
1342 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1342 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1342 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1342 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
KSI�GA PIERWSZA
Ziemia zestarza�a si�, jej powierzchnia uleg�� wyg�adzeniu, zdradzaj�c oznaki podesz�ego wieku, a jej �cie�ki sta�y si� kapry�ne i dziwaczne, na podobie�stwo cz�owieka w ostatnich latach �ycia.
Wielka Historia Magicznej Laski
ROZDZIA� I
HRABIA BRASS
Pewnego ranka hrabia Brass, Lord Kanclerz Kamargu, wyruszy� na rogatym koniu na inspekcj� swoich ziem. Droga zawiod�a go ku niewysokiemu wzg�rzu, na kt�rego szczycie wznosi�y si� wiekowe ruiny. By�y to szcz�tki gotyckiego ko�cio�a o �cianach z grubego kamienia, wyg�adzonych przez wiatry i deszcze. Wi�ksz� cz�� budowli porasta� bluszcz nale��cy do gatunku zakwitaj�cych, st�d te� o tej porze roku mroczne jamy okienne wype�nia�o purpurowe i bursztynowe kwiecie, znakomity substytut zdobi�cych je niegdy� witra�y.
W czasie swoich wypraw hrabia Brass zawsze odwiedza� ruiny. Odczuwa� w stosunku do nich szczeg�lny rodzaj braterskiego sentymentu, poniewa� podobnie jak on by�y stare, tak jak on przetrwa�y wiele perturbacji i jak on zdawa�y si� nabiera� si�, zamiast s�abn�� w zetkni�ciu z niszczycielsk� dzia�alno�ci� czasu. Wzg�rze, na kt�rym wznosi�y si� ruiny, ton�o w wysokiej, sztywnej trawie, faluj�cej na wietrze niczym morze. Otacza�y je ze wszystkich stron bezdenne, ci�gn�ce si� na poz�r w niesko�czono�� trz�sawiska Kamargu - bezludna kraina, zamieszkana przez dzikie bia�e bawo�y, stada rogatych koni oraz gigantyczne szkar�atne flamingi, tak wielkie, �e mog�y bez trudu wynie�� w powietrze ros�ego cz�owieka.
Poszarza�e niebo zapowiada�o deszcz, a przes�czaj�ce si� wyblak�e, z�otawe promienie s�oneczne wywo�ywa�y na polerowanej spi�owej zbroi hrabiego ogniste refleksy. Hrabia d�wiga� u pasa pot�ny, szeroki miecz, a jego g�ow� okrywa� p�aski he�m z br�zu. Ca�e cia�o hrabiego skryte by�o pod t� zbroj� z ci�kiego spi�u i nawet na r�kawicach i butach widnia�y spi�owe okucia naszyte na sk�r�. By� to krzepki, dobrze zbudowany, wysoki m�czyzna o wielkiej, mocnej g�owie osadzonej na szerokich ramionach i spalonej s�o�cem twarzy, przypominaj�cej mask� wyrze�bion� ze spi�u. Z twarzy tej spogl�da�a para z�otawobr�zowych, �ywych oczu. Jego bujne w�sy, podobnie jak i w�osy, mia�y rud� barw�. W ca�ym Kamargu, a nawet poza jego granicami, mo�na by�o us�ysze� legend� m�wi�c� o tym, i� hrabia w rzeczywisto�ci nie jest prawdziwym cz�owiekiem, ale o�ywion� statu� ze spi�u - Tytanem, niezwyci�onym, niezniszczalnym, nie�miertelnym.
Jednak�e ci, kt�rzy wystarczaj�co dobrze znali hrabiego Brassa, wiedzieli, �e by� on cz�owiekiem w ka�dym calu - lojalnym przyjacielem, bezwzgl�dnym przeciwnikiem, na og� u�miechni�tym, lecz zdolnym tak�e do dzikiej w�ciek�o�ci, opojem o nieprawdopodobnie mocnej g�owie i �ar�okiem o do�� wyrafinowanych gustach, �artownisiem, szermierzem i je�d�cem nie maj�cym sobie r�wnych, m�drcem na szlakach ludzko�ci i historii, a tak�e kochankiem, odznaczaj�cym si� niezwyk�� czu�o�ci� i dzikim temperamentem zarazem. Hrabia Brass ze swoim mi�kkim, ciep�ym g�osem i ogromn� �ywotno�ci� by� w istocie �yw� legend�, poniewa� tak jak wyj�tkowym by� cz�owiekiem, r�wnie wyj�tkowe by�y jego czyny.
Hrabia Brass pog�aska� konia po g�owie, wsuwaj�c r�kawic� pomi�dzy ostre, spiralne rogi zwierz�cia, po czym spojrza� na po�udnie, gdzie morze i niebo zlewa�y si� w jedn� lini�. Ko� odpowiedzia� na pieszczot� pomrukiem, za� hrabia Brass u�miechn�� si�, odchyli� do ty�u
w siodle i �ci�gn�� wodze, kieruj�c go w d� stoku wzg�rza, w stron� sekretnej �cie�ki przez bagniska, wiod�cej ku ukrytym za horyzontem p�nocnym stanicom.
Niebo ciemnia�o ju�, kiedy dotar� do pierwszej wie�y i dostrzeg� trzymaj�cego stra� gwardzist� - zakut� w zbroj� sylwetk� na tle szarego nieba. Kamargu nie najechano wprawdzie ani razu od czasu, kiedy hrabia Brass zast�pi� obalonego, skorumpowanego Lorda Kanclerza, istnia�o jednak pewne zagro�enie ze strony wa��saj�cych si� armii, utworzonych przez uchod�c�w z ziem podbitych przez Mroczne lmperium z zachodu, kt�re mog�yby przekroczy� granic� w poszukiwaniu wartych z�upienia miasteczek i wsi. Gwardzista, podobnie jak wszyscy jego towarzysze, uzbrojony by� w ognist� lanc� o barokowym kszta�cie, czterostopowy miecz oraz heliograf, s�u��cy do przekazywania sygna��w stra�nikom z innych wie�, a przy murze sta� uwi�zany i osiod�any oswojony flaming. We wn�trzu wie�y znajdowa�y si� jeszcze inne rodzaje broni, skonstruowane i zainstalowane osobi�cie przez hrabiego; gwardzi�ci mieli jedynie poj�cie o sposobie obs�ugi, nigdy za� nie widzieli ich w dzia�aniu. Hrabia Brass zapewnia�, �e jest to bro� jeszcze pot�niejsza od tej, jak� dysponowa�o Mroczne Imperium Granbretanu, i gwardzi�ci wierzyli mu, a jednak mimo to wci�� nieco obawiali si� dziwnych urz�dze�.
Stra�nik obr�ci� si�, kiedy hrabia Brass zbli�y� si� do wie�y. Twarz cz�owieka niemal ca�kowicie zakrywa� czarny �elazny he�m, zachodz�cy daleko na policzki i nos. Jego cia�o spowija� p�aszcz z grubej sk�ry. Zasalutowa�, unosz�c wysoko d�o�.
Hrabia Brass r�wnie� uni�s� d�o� w odpowiedzi. - Czy wszystko w porz�dku, gwardzisto?
- Wszystko w porz�dku, m�j panie. - Gwardzista rozlu�ni� uchwyt na drzewcu lancy i nasun�� na g�ow� kaptur p�aszcza, gdy� zacz�y spada� pierwsze krople deszczu. - Prosz� si� schroni� przed deszczem. Hrabia Brass za�mia� si�.
- Zaczekajmy na mistral, potem b�dziemy si� �ali�. Zawr�ci� konia i ruszy� w kierunku nast�pnej wie�y.
Mistralem nazywano tu zimny, porywisty wiatr, smagaj�cy ca�y Kamarg przez d�ugie miesi�ce; jego dzikie zawodzenie towarzyszy�o ludziom a� do wiosny. Hrabia Brass uwielbia� zmaga� si� z nim, kiedy wia� z najwi�ksz� si��; wystawia� twarz na uderzenia zmieniaj�ce br�z opalenizny w ognist� czerwie� sk�ry.
Krople deszczu coraz mocniej uderza�y o jego zbroj�. Si�gn�� wi�c za siod�o po p�aszcz, narzuci� go na ramiona i naci�gn�� kaptur. Wsz�dzie doko�a, po�r�d gasn�cego dnia, trzciny falowa�y pod niesionym przez bryz� deszczem, a ca�y �wiat wype�ni� si� monotonnym szumem wody, w miar� jak ci�kie krople uderza�y w lagun�, tworz�c niegasn�ce ko�a na jej powierzchni. W g�rze zbiera�y si� coraz ciemniejsze chmury, gro��c zrzuceniem na ziemi� jeszcze wi�kszej ilo�ci wody, hrabia Brass zdecydowa� wi�c od�o�y� inspekcj� do nast�pnego dnia i zawr�ci� do zamku Aigues-Mortes, od kt�rego dzieli�o go dobre cztery godziny drogi kr�tymi bagnistymi �cie�kami.
Zawr�ci� konia do domu wiedz�c, �e zwierz� instynktownie odnajdzie drog�. Wkr�tce deszcz nasili� si�, nasycaj�c ca�kowicie jego p�aszcz wod� i niespodziewanie zapad�a noc. Wyros�a przed nim zwarta �ciana ciemno�ci, przecinana srebrzystymi nitkami deszczu. Ko� zwolni� nieco, ale nie zatrzymywa� si�. Hrabia Brass czu� intensywny zapach mokrej sk�ry zwierz�cia i obieca� mu w duchu specjalne traktowanie ze strony stajennych, kiedy dotr� do AiguesMortes. Otrz�sn�� r�kawic� wod� z grzywy zwierz�cia i wbi� oczy w ciemno�ci przed sob�, lecz by� w stanie dostrzec jedynie trzciny wy�aniaj�ce si� nagle z mroku tu� obok konia, od czasu do czasu s�ysza� te� nerwowe kwakanie krzy��wek i uderzenia ich skrzyde� o wody laguny, kiedy sp�oszy�a je wydra albo wodny lis. Czasami wydawa�o mu si�, �e dostrzega nad g�ow� ciemny zarys i s�yszy szum skrzyde� flaminga, spiesz�cego do gniazda, albo �e rozpoznaje pisk pardwy walcz�cej o �ycie z sow�. W pewnym momencie zamajaczy�y w ciemno�ciach przed nim bia�e sylwetki, a do jego uszu dotar� odg�os niepewnych krok�w stada bia�ych bawo��w, zmierzaj�cych na nocleg w stron� suchszych teren�w. Po jakim� czasie jego wyczulony s�uch odebra� r�wnie� charakterystyczne posapywanie nied�wiedzia bagiennego, posuwaj�cego si� za stadem, delikatnie stawiaj�cego �apy na trz�s�cej si� powierzchni b�ota. Wszystkie te odg�osy by�y �wietnie znane hrabiemu i nie wzbudza�y niepokoju.
Nie zdumia�o go jak�e piskliwe r�enie przestraszonych koni i dobiegaj�cy z oddali t�tent kopyt, a jego spok�j zosta� zak��cony dopiero wtedy, gdy wierzchowiec zatrzyma� si� i zako�ysa� niezdecydowanie. Konie zmierza�y prosto w ich kierunku, p�dz�c w panice w�sk� grobl�. Po chwili hrabia Brass ujrza� przewodnika stada, parskaj�cego ogiera o rozd�tych chrapach, z wytrzeszczonymi ze strachu oczyma.
Hrabia Brass krzykn�� i pomacha� r�k�, staraj�c si� zawr�ci� ogiera z drogi, lecz zwierz� ogarni�te ca�kowicie panik�, nie zwr�ci�o uwagi na cz�owieka. Nie by�o innego wyj�cia. Hrabia Brass �ci�gn�� wodze przy pysku wierzchowca i skierowa� go w bagno, �ywi�c desperack� nadziej�, i� grunt oka�e si� na tyle stabilny, �e ich utrzyma przynajmniej do czasu, a� stado przebiegnie. Rumak wkroczy� pomi�dzy trzciny, ostro�nie stawiaj�c nogi w poszukiwaniu pewniejszego oparcia w grz�skim b�ocku, po chwili zanurzy� si� w g��bok� wod�, hrabia dostrzeg� rozbryzgi i poczu� je na twarzy, a ko� pop�yn�� najlepiej jak potrafi� poprzez zimn� lagun�, dzielnie d�wigaj�c zakutego w zbroj� je�d�ca .
Stado min�o ich szybko, a hrabia zacz�� si� zastanawia�, co te� mog�o sp�oszy� zwierz�ta, bowiem dzikie rogate konie z Kamargu nie nale�a�y do p�ochliwych. Kiedy prowadzi� wierzchowca z powrotem ku �cie�ce, do jego uszu dobieg� d�wi�k, kt�ry natychmiast wyja�ni� mu przyczyn� zamieszania, a jego d�o� niemal odruchowo spocz�a na r�koje�ci miecza. By�y to mlaszcz�ce odg�osy �lizgania si� po powierzchni trz�sawiska, odg�osy zbli�aj�cego si� baragona - bagiennego be�kotnika. Zaledwie kilka spo�r�d tych potwor�w zosta�o jeszcze przy �yciu. By�y to kreatury stworzone przez poprzednika hrabiego Brassa i wykorzystywane de terroryzowania mieszka�c�w Kamargu. Hrabia i jego ludzie niemal doszcz�tnie wyt�pili stworzenia, ale te, kt�re prze�y�y, nauczy�y si� polowa� noc� i za wszelk� cen� unika� wi�kszych gromad ludzi.
Baragony by�y kiedy� lud�mi, zanim nie pochwycono ich i nie uwi�ziono w tajnych laboratoriach poprzedniego Kanclerza, gdzie z pomoc� czarnej magii dokonano transformacji postaci. Teraz by�y to monstra dwuip�metrowej wysoko�ci i mniej wi�cej p�torametrowej szeroko�ci, o ��tawym kolorze sk�ry, kt�re �lizga�y si� na brzuchach po powierzchni trz�sawisk, wracaj�c do pozycji pionowej jedynie wtedy, kiedy napada�y i rozszarpywa�y swoj� ofiar� twardymi jak stal szponami. Kiedy zdarza�o im si� napotka� samotnego cz�owieka, m�ci�y si� na nim w okrutny spos�b, z lubo�ci� odgryzaj�c ko�czyny �ywej ofierze. Gdy jego ko� wyd�wign�� si� na grobl�, hrabia Brass dostrzeg� przed sob� sylwetk� baragona, a w nozdrza uderzy� go potworny, d�awi�cy w gardle fetor. Doby� swojego olbrzymiego miecza. Baragon us�ysza� ich i zatrzyma� si�.
Hrabia Brass zsiad� z konia i stan�� pomi�dzy wierzchowcem a potworem. Mocno �cisn�� obur�cz szeroki miecz i ruszy� powoli na usztywnionych nieco z powodu spi�owej zbroi nogach w kierunku baragona. Ten zacz�� nagle be�kota� piskliwym, przenikliwym g�osem, wyprostowa� si� na ca�� wysoko�� i wyci�gn�� w stron� hrabiego szpony, chc�c go odstraszy�. Ale dla hrabiego Brassa wygl�d potwora nie by� niczym przera�aj�cym, widywa� bowiem w swoim �yciu straszniejsze stworzenia. Zdawa� sobie jednak spraw�, �e jego szanse w starciu z besti� s� do�� nik�e, jako �e stw�r �wietnie widzia� w ciemno�ciach, a poza tym trz�sawisko by�o jego naturalnym siedliskiem. Hrabia Brass m�g� zwyci�y� tylko sprytem.
- No i co. ty chorobliwie cuchn�ca paskudo? - odezwa� si� niemal �artobliwym tonem. - Nazywam si� hrabia Brass i jestem zaciek�ym wrogiem ca�ej twojej rasy. To ja wypleni�em wszystkich twoich krewniak�w, to dzi�ki mnie tak ma�o jest dzisiaj twoich braci i si�str. Czy ci ich nie brak? A mo�e masz ochot� do nich do��czy�?
G�o�ny be�kot baragona wyra�a� w�ciek�o��, jednak pojawi� si� w nim cie� niepewno�ci. Zako�ysa� ogromnym cielskiem, lecz nie zbli�y� si� do hrabiego.
Hrabia Brass za�mia� si�.
- A wi�c, tch�rzliwa kreaturo czarnej magii? Jaka jest twoja odpowied�?
Potw�r otworzy� szeroko usta, chc�c wyartyku�owa� jakie� s�owa zniekszta�conymi wargami, lecz nie wydosta�o si� spomi�dzy nich nic, co mo�na by by�o rozpozna� jako ludzk� mow�. Jego oczy wyra�nie unika�y spojrzenia hrabiego.
Staraj�c si�, by wygl�da�o to na ca�kowicie przypadkowy gest, hrabia Brass opar� olbrzymi miecz o ziemi� i z�o�y� obydwie os�oni�te r�kawicami d�onie na r�koje�ci.
- Widz�, �e zaczynasz wstydzi� si� tego, i� terroryzowa�e� konie znajduj�ce si� pod moj� opiek�, a poniewa� jestem w dobrym humorze, daruj� ci. Ruszaj swoj� drog�, a pozwol� prze�y� ci jeszcze kilka dni. Je�li za� zostaniesz, umrzesz w tej chwili.
M�wi� z tak� pewno�ci� siebie, �e bestia przysiad�a na ziemi, nie cofn�a si� jednak. Hrabia uni�s� w g�r� miecz, jak gdyby zniecierpliwiony, po czym ruszy� �mia�o do przodu. Skrzywi� nos od straszliwego fetoru bij�cego od potwora, p� chwili zatrzyma� si� i machn�� mieczem w jego kierunku, chc�c go odegna�.
- Zmykaj st�d z powrotem na bagna, ukryj si� w szlamie, gdzie jest twoje miejsce. Jestem dzisiaj w lito�ciwym nastroju.
Spomi�dzy mokrych warg baragona wydoby�o si� warkni�cie, sta� jednak nadal w miejscu.
Hrabia Brass zmarszczy� nieco brwi, czekaj�c na w�a�ciw� chwil�, wiedzia� ju� bowiem, �e baragon nie wycofa si� bez walki. Uni�s� miecz jeszcze wy�ej.
- Czy�by� wybiera� ten w�a�nie los?
Baragon zacz�� podnosi� si� na ca�� wysoko�� tylnych n�g, ale hrabia bezb��dnie wybra� odpowiedni moment. Jego ci�ki or� zatacza� ju� wielki �uk, celuj�c w kark potwora.
Stworzenie wysun�o daleko przed siebie obie szponiaste d�onie, a w jego be�kotliwym zawodzeniu zabrzmia�a mieszanina nienawi�ci i przera�enia. Rozleg� si� metaliczny chrz�st, kiedy szpony dosi�gn�y zbroi hrabiego, a on sam zatoczy� si� do ty�u. Paszcza potwora rozwar�a si� i zamkn�a tu� obok twarzy hrabiego, a ogromne czarne oczy po�era�y go niemal z w�ciek�o�ci. Walcz�c o odzyskanie r�wnowagi, nie wypu�ci� jednak miecza, wyci�gn�� go z cia�a baragona, zapar� si� mocno nogami i uderzy� ponownie.
Strumie� czarnej krwi bluzn�� z rany, ochlapuj�c hrabiego. Z gardzieli bestii wydoby� si� jeszcze jeden straszliwy okrzyk, obie d�onie unios�y si� w g�r�, pr�buj�c w desperacji utrzyma� odr�ban� g�ow� na karku. Zwis�a jednak w bok na ramieniu baragona, krew pu�ci�a si� jeszcze silniejszym strumieniem i po chwili wielkie cia�o run�o na ziemi�.
Hrabia Brass sta� przez jaki� czas nieruchomo, dysz�c ci�ko, a na jego ustach pojawi� si� ponury grymas satysfakcji. Szybkim ruchem star� z twarzy krew potwora, przyg�adzi� bujne w�sy grzbietem d�oni i w duchu pogratulowa� sobie, �e nie utraci� nic ze swej przebieg�o�ci i zr�czno�ci. Zaplanowa� ka�d� chwil� tego starcia, od pocz�tku �ywi�c zamiar, by zabi� kreatur�. Musia� podsyca�
oszo�omienie baragona a� do momentu, kiedy m�g� pewnie zada� �miertelny cios. Nie dostrzega� niczego z�ego w zwodzeniu stworzenia. Gdyby bowiem pozwoli� sobie na uczciw� walk� z potworem, z pewno�ci� to on, a nie baragon, le�a�by teraz z odr�ban� g�ow� w b�ocie.
Hrabia Brass zaczerpn�� g��boki haust zimnego powietrza, po czym ruszy� przed siebie. Sporo wysi�ku musia� w�o�y�, nim uda�o mu si� zepchn�� obut� stop� cia�o martwego baragona ze �cie�ki; trz�sawisko poch�on�o je z g�o�nym mla�ni�ciem.
Dosiad� ponownie swego rogatego konia; do Aigues-Mortes uda�o mu si� dotrze� bez dalszych przyg�d.
ROZDZIA� II
YISSELDA I BOWGENTLE
Hrabia Brass dowodzi� armiami niemal w ka�dej wa�niejszej bitwie tamtej epoki; by� pot�g�, kt�rej swe trony zawdzi�cza�a co najmniej po�owa w�adc�w Europy; wynosi� i obala� kr�l�w i ksi���ta. Mistrz intrygi, cz�owiek, kt�rego rady ceniono niezwykle wysoko przy ka�dym politycznym sporze. W rzeczywisto�ci by� jedynie najemnikiem, ale najemnikiem idea�u - idei wieczystego pokoju i zjednoczenia ca�ego kontynentu europejskiego. St�d te�, na zasadzie prawa wyboru, wi�za� si� z r�nymi si�ami, kt�re w jego ocenie mog�y wnie�� jakikolwiek wk�ad do osi�gni�cia przy�wiecaj�cego mu celu. Wielokrotnie odrzuca� propozycje rz�dzenia imperiami, wiedzia� bowiem, �e w tych czasach trzeba by�o pi�ciu lat na zbudowanie imperium, lecz zaledwie sze�ciu miesi�cy na jego zrujnowanie, historia bowiem wci�� si� tworzy�a na nowo, a jedynym jego pragnieniem by�o zmieni� jej bieg cho� odrobin�, tak by osi�gn�� to, co sam uwa�a� za najlepsze.
Zm�czony wojnami, intrygami, a nawet w pewnej mierze idea�ami, stary bohater nie bez wahania przyj�� ofert� ludzi z Kamargu, by obj�� stanowisko Lorda Kanclerza.
Owa staro�ytna kraina trz�sawisk i lagun le�a�a w pobli�u wybrze�a Morza �r�dziemnego. Kiedy� stanowi�a integraln� cz�� kraju zwanego Francj�, a. teraz na obszarze Francji istnia�y dwa tuziny ksi�stewek, a ka�de z nich nosi�o r�wnie pompatyczn� nazw�. Kamarg, z rozleg�ymi przestrzeniami, z wyblak�ymi barwami pomara�czu, ��ci, czerwieni i purpury, z reliktami z zamierzch�ej przesz�o�ci i nie zmieniaj�cymi si� od wiek�w zwyczajami i rytua�ami, spodoba� si� hrabiemu, osiedli� si� wi�c tutaj, bior�c na swe barki zapewnienie bezpiecze�stwa przybranej ojczy�nie.
W swoich podr�ach po wszystkich dworach Europy zg��bi� wiele tajemnic, st�d te� masywne, pos�pne wie�e wzniesione wzd�u� granic Kamargu chroni�y jego terytorium z pomoc� pot�niejszych, a jednocze�nie mniej znanych broni ni� obur�czne miecze i ogniste lance.
U po�udniowych granic trz�sawiska przechodzi�y stopniowo w otwarte morze, a do ma�ych port�w zawija�y od czasu do czasu statki, chocia� podr�ni rzadko schodzili na l�d. Powodem tego by�o ukszta�towanie terenu Kamargu. Dzikie krajobrazy odstrasza�y nie obeznanych z nimi ludzi, a bezpieczne przej�cia przez bagna by�y trudne do odnalezienia. Z trzech pozosta�ych stron ogranicza�y krain� pasma g�rskie. W�drowcy, pragn�cy dosta� si� w g��b kontynentu schodzili na l�d najcz�ciej na wsch�d od Kamargu i wyruszali �odziami w g�r� Rodanu. St�d te� do Kamargu dociera�o niewiele nowinek z otaczaj�cego go �wiata, a te, kt�re jednak dotar�y, by�y zwykle nieaktualne.
Stanowi�o to zreszt� jeden z powod�w, dla kt�rych hrabia Brass tutaj osiad�. Rozsmakowa� si� w poczuciu izolacji. Zbyt d�ugo by� czynnie zaanga�owany w sprawy tego �wiata, by nawet najbardziej sensacyjne wiadomo�ci zdo�a�y go bardziej zainteresowa�. W m�odo�ci dowodzi� armiami w ci�gle przetaczaj�cych si� przez Europ� wojnach. Teraz jednakie, zm�czony wszelakiego rodzaju konfliktami, odrzuca� wszystkie pro�by o wsparcie, czy chocia�by rad�, bez wzgl�du na oferowane wynagrodzenie.
Na zachodzie le�a�o wyspiarskie Imperium Granbretanu, jedyny kraj rzeczywi�cie stabilny politycznie, kraj na wp� ob��ka�czej nauki oraz nie�miertelnych aspiracji do podboj�w. Po wybudowaniu wysokiego i kr�tego srebrzystego mostu, kt�ry spi�� brzegi cie�niny o pi��dziesi�ciokilometrowej szeroko�ci, imperium przyst�pi�o do intensywnego powi�kszania w�asnego terytorium, pos�uguj�c si� czarn� magi� oraz machinami wojennymi w rodzaju mosi�nych skrzyd�olot�w o zasi�gu przekraczaj�cym sto pi��dziesi�t kilometr�w. Jednak�e nawet wtargni�cie Mrocznego Imperium na kontynent europejski nie zaniepokoi�o zbytnio hrabiego Brassa; wierzy� bowiem, �e takie s� prawa historii, i� podobne rzeczy musz� si� zdarza�. Dostrzega� tak�e pewne pozytywy wynikaj�ce z tego typu przemocy, cho�by nawet niezwykle okrutnej - mog�a doprowadzi� do zjednoczenia opieraj�cych si� pa�stewek w jeden organizm.
Filozofia hrabiego Brassa by�a filozofi� do�wiadczenia, filozofi� cz�owieka obeznanego z �yciem raczej ni� teoretyka, tote� nie widzia� �adnych powod�w, by w�tpi�, czy Kamarg, za kt�ry ponosi� wy��czn� odpowiedzialno��, jest wystarczaj�co mocny, by przeciwstawi� si� nawet ca�ej pot�dze Granbretanu.
Nie uwa�aj�c zatem, �e m�g�by si� czego� obawia� ze strony Granbretanu, obserwowa� z pewn� doz� podziwu, jak rok po roku nar�d ten z okrucie�stwem i niezwyk�� sprawno�ci� rozpo�ciera sw�j cie� coraz szerzej i szerzej ponad Europ�.
Cie� ten obj�� ju� ca�� Skandi� oraz wszelkie narody p�nocy, do linii wyznaczonej znanymi miastami: Parj�, Monchainem, Wien�, Krahkovem, Kerninsburgiem (b�d�cym w istocie bram� do tajemniczej krainy Moskovii). Wielki p�kolisty cie� pot�gi w g��wnym masywie kontynentalnym - wielkie p�kole, rozszerzaj�ce si� niemal z dnia na dzie�; w najbli�szym czasie mia�o dotrze� do p�nocnych rubie�y takich krain, jak Italia, Mad�aria czy Slawia. Hrabia Brass domniemywa�, �e wkr�tce pot�ga Mrocznego Imperium rozci�gnie si� od Morza Norweskiego po Morze �r�dziemne i jedynie Kamarg pozostanie krain� nie znajduj�c� si� pod jego rz�dami. Ta �wiadomo�� odegra�a powa�n� rol� w decyzji obj�cia stanowiska Lorda Kanclerza, kiedy poprzedni Kanclerz, skorumpowany rzekomy czarownik, pochodz�cy z krainy Bulgar�w, zosta� rozszarpany na kawa�ki przez kamarskich gwardzist�w, kt�rymi zreszt� dowodzi�.
Hrabia Brass sprawi�, �e Kamarg sta� si� bezpieczny od napa�ci z zewn�trz i od zagro�e� wewn�trznych. Baragon�w, kt�re terroryzowa�y mieszka�c�w wielu ma�ych wiosek, pozosta�o zaledwie kilku, a z innymi niebezpiecze�stwami rozprawi� si� w podobny spos�b.
Hrabia zamieszka� w przytulnym zamku w Aigues-Mortes, napawaj�c si� rado�ciami prostego �ycia w rolniczej krainie, ludzie za�, po raz pierwszy od wielu lat, zostali uwolnieni od niepokoju.
Zamek, znany obecnie jako Zamek Brass, zbudowany zosta� kilka wiek�w wcze�niej na szczycie swego rodzaju sztucznej piramidy, wznosz�cej si� wysoko w centrum miasta. Teraz piramida ukryta by�a pod grub� warstw� ziemi, a jej zbocza opadaj�ce tarasami pokrywa�a trawa i rabaty kwiatowe, hodowano tam te� winoro�la i warzywa. Utrzymywane w doskona�ym stanie trawniki s�u�y�y jako miejsca zabaw dla dzieci i spacer�w doros�ych, uprawy winogron dostarcza�y najlepszych gatunk�w wina w Kamargu, w ni�szych za� partiach ros�y rz�dy szparag�w, zagony ziemniak�w, kalafior�w, marchwi, sa�aty i wielu innych znanych warzyw, jak r�wnie� bardziej egzotyczne uprawy w rodzaju gigantycznych dyniowatych pomidor�w, drzew selerowych czy s�odkich ambrogin�w. Znajdowa�y si� tam tak�e drzewa i krzewy owocowe, zaopatruj�ce zamek w owoce niemal przez okr�g�y rok.
Zamek wzniesiono z tego samego bia�ego kamienia co inne domy miasta. Mia� okna z grubymi taflami szk�a (w wi�kszo�ci pokryte fantazyjnymi malowid�ami) oraz zdobione wie�e i blanki mistrzowskiej roboty. Z najwy�ej umieszczonych wie�yczek wida� by�o niemal ca�e terytorium, kt�rego strzeg�, a jego konstrukcja, istny labirynt wywietrznik�w, szyb�w i male�kich drzwiczek, powodowa�a, �e gdy nadci�ga� mistral, ca�y zamek rozbrzmiewa� jego naturaln� muzyk�, niczym gigantyczne organy, kt�rych g�os ni�s� si� z wiatrem daleko.
Zamek g�rowa� ponad czerwonymi dachami dom�w miasteczka oraz stoj�c� po�r�d nich aren�, zbudowan�, jak g�osi�a legenda, wiele tysi�cy lat temu przez Rzymian.
Hrabia Brass wspi�� si� na strudzonym wierzchowcu kr�t� drog� do zamku i zakrzykn�� do stra�y, by otworzono mu bram�. Deszcz zel�a� ju� nieco, ale noc by�a zimna i hrabia spieszy� si� do ciep�ych pomieszcze�. Min�� wielkie �elazne wrota i wjecha� na dziedziniec, gdzie przekaza� konia stajennemu. Wbieg� szybko po schodach, wszed� przez drzwi zamku, min�� kr�tki pasa� i znalaz� si� w g��wnym holu.
W kominku p�on�� z hukiem wielki ogie�, a przy nim w g��bokich wy�cie�anych fotelach siedzieli jego c�rka Yisselda oraz stary przyjaciel Bowgentle. Powstali na powitanie, Yisselda wspi�a si� na palce i poca�owa�a go w policzek, Bowgentle za� u�miechn�� si�.
Wygl�dasz, jakby� natychmiast potrzebowa� gor�cej strawy i musia� w�o�y� co� cieplejszego od tej zbroi rzek�, poci�gaj�c za link� dzwonka. Zajm� si� tym.
Hrabia Brass skin�� z wdzi�czno�ci� g�ow�, stan�� tu� przy ogniu, �ci�gn�� z g�owy he�m i z brz�kiem po�o�y� go na gzymsie kominka. Yisselda kl�cza�a ju� u jego st�p, szarpi�c rzemienie wi���ce nagolenniki. By�a to dziewi�tnastoletnia pi�kna dziewczyna o delikatnej r�owoz�otej cerze i d�ugich jasnych w�osach, ani blond ani kasztanowych, lecz o barwie znacznie �adniejszej ni� wynik�aby z po��czenia obu. Ubrana by�a w ognisto pomara�czow�, pow��czyst� sukni�, przydaj�c� jej wygl�du p�omiennego duszka, kiedy podchodzi�a mi�kkim krokiem, z odwi�zanymi nagolennikami w r�ku, ku s�u��cemu, stoj�cemu ju� w sali ze zmian� odzie�y dla jej ojca.
Drugi s�uga pom�g� hrabiemu zdj�� napier�nik, naplecznik i pozosta�e cz�ci zbroi. Wkr�tce Brass by� ju� ubrany w mi�kkie, lu�ne spodnie i bluz� z bia�ej we�ny, a na wierzch narzuci� lnian� tog�.
Na niewielkim stoliku, ustawionym w pobli�u ognia, pojawi�y si� befsztyki z tutejszych bawo��w, ziemniaki, sur�wki, wy�mienity t�usty sos, a tak�e dzban grzanego wina. Hrabia Brass usiad�, wzdychaj�c g�o�no i zacz�� je��.
Bowgentle stan�� przy ogniu, przygl�daj�c mu si�, podczas gdy Yisselda zwin�a si� w k��bek na stoj�cym naprzeciwko fotelu i czeka�a w milczeniu, a� hrabia zaspokoi pierwszy g��d.
- C�, m�j panie? - odezwa�a si� z u�miechem. - Jak min�� dzie�? Czy ca�y nasz kraj jest bezpieczny?
Hrabia Brass skin�� g�ow� z udan� powag�.
- Tak mi si� wydaje, moja pani, chocia� nie by�em w stanie dotrze� do wie� p�nocnych, poza jedn�. Rozpada� si� deszcz i zdecydowa�em si� wr�ci� do domu - rzek�, po czym opowiedzia� o swym spotkaniu z baragonem.
Yisselda s�ucha�a z rozszerzonymi oczyma, Bowgentle za� wygl�da� na zatroskanego z t� swoj� ascetyczn� twarz�, wyd�tymi policzkami i �ci�gni�tymi wargami. Znany poeta i filozof nie zawsze aprobowa� wyczyny przyjaciela i s�dzi�, jak si� zdawa�o, �e hrabia Brass sam �ci�ga na siebie tego typu przygody.
- Przypominasz sobie zapewne - odezwa� si� Bowgentle, kiedy tylko hrabia sko�czy� opowie�� - �e radzi�em ci dzisiejszego ranka, by� zabra� ze sob� von Villacha i kilku innych gwardzist�w.
Porucznik von Villach by� starym, wiernym �o�nierzem, kt�ry towarzyszy� hrabiemu w wi�kszo�ci jego poprzednich wypraw.
Hrabia Brass za�mia� si� prosto w twarz ponuremu przyjacielowi.
- Von Villach? On jest stary i powolny. Poza tym to by�oby nieludzkie wyci�ga� go z zamku na tak� pogod�! Bowgentle u�miechn�� si� kwa�no.
- Jest o rok czy dwa m�odszy od ciebie, hrabio...
- Mo�liwe, lecz czy uwa�asz, �e zdo�a�by pokona� baragona jedn� r�k�?
Przecie� nie o to chodzi kontynuowa� niewzruszony Bowgentle. - Gdyby� podr�owa� z nim i z oddzia�em uzbrojonych ludzi, nie musia�by� w og�le walczy� z baragonem.
Hrabia Brass machn�� d�oni�, ucinaj�c dyskusj�.
- Musz� si� utrzymywa� w formie, w przeciwnym razie przemieni� si� w takiego samego staruszka jak von Villach. - Jeste� odpowiedzialny za wszystkich ludzi w naszym
pa�stwie, ojcze - wtr�ci�a szybko Yisselda. - Gdyby� zosta� zabity...
- Nie zostan� zabity! - Hrabia u�miechn�� si� pogardliwie, jak gdyby �mier� by�a czym�, co dosi�ga wy��cznie innych. W �wietle ognia jego twarz przypomina�a wojenn� mask�, wyrze�bion� w metalu przez staro�ytne barbarzy�skie plemi� - jakim� sposobem zdawa�a si� niezniszczalna.
Yisselda wzruszy�a ramionami. Mia�a wi�kszo�� tych cech charakteru, co jej ojciec, st�d �ywi�a prze�wiadczenie o bezcelowo�ci dyskusji z takim uparciuchem jak hrabia Brass. Bowgentle wyrazi� si� kiedy� o niej w napisanym dla siebie wierszu, �e "jest jak jedwab; r�wnie mocna, jak delikatna" i teraz, przygl�daj�c si� obojgu, stwierdza� w duchu z pewn� doz� czu�o�ci, jak bardzo wyraz twarzy jednego odzwierciedla nastroje drugiego.
- Dowiedzia�em si� dzisiaj, �e Granbretan zagarn�� prowincj� K�ln jakie� sze�� miesi�cy temu Bowgentle zmieni� temat. - Ich podboje rozszerzaj� si� jak plaga.
- W gruncie rzeczy zdrowa plaga - rzek� hrabia Brass, odchylaj�c si� na krze�le. - W ko�cu zaprowadzaj� jaki� porz�dek.
- Mo�liwe, �e porz�dek polityczny odpar� �arliwie Bowgentle. - Lecz nie jest to porz�dek ani duchowy, ani moralny. Ich okrucie�stwo nie ma sobie r�wnych. S� szaleni. Ich dusze przepe�nia chorobliwa mi�o�� ku wszystkiemu co z�e i nienawi�� do wszystkiego co szlachetne.
Hrabia Brass pog�adzi� w�sy.
- Niegodziwo�� istnia�a zawsze. Bulgar, kt�ry rz�dzi� tym krajem przede mn�, by� niemal r�wnie szalony jak oni. - Ale Bulgar by� pojedynczym przypadkiem. Podobnie
jak markiz Pesztu, Roldar Nikolayeff i inni tego pokroju. Byli wyj�tkowi i niemal w ka�dym przypadku ko�czy�o si� powstaniem ludzi przeciwko nim i obaleniem szale�ca w por�. Ale Mroczne Imperium to ca�y nar�d takich indywidualno�ci, a akcje przez nich podejmowane wydaj� si� im zrozumia�e same przez si�. W K�ln ich rozrywk� by�o ukrzy�owanie wszystkich m�odych dziewczyn w mie�cie, uczynienie z ka�dego ch�opaka eunucha, a doro�li, kt�rzy chcieli uj�� z �yciem, zmuszani byli do lubie�nych czyn�w na ulicach. To nie jest wrodzone okrucie�stwo, hrabio, a przecie� potrafili zachowywa� si� jeszcze gorzej. Ich celem wydaje si� ca�kowite wyplenienie cz�owiecze�stwa.
Tego typu historie s� wyolbrzymiane, przyjacielu. Powiniene� o tym pami�ta�. C�, sam by�em obwiniany... - S�dz�c po tym wszystkim, co s�ysz�, podobne plotki
nie s� wyolbrzymieniem fakt�w, lecz uproszczeniem przerwa� mu Bowgentle. - Je�li ich publiczna dzia�alno�� przejawia si� w tak okrutny spos�b, to jakie� musz� by� ich osobiste upodobania?
Yisselda wzdrygn�a si�. - Nie mam nawet odwagi pomy�le�...
- W�a�nie - wtr�ci� Bowgentle, zwracaj�c twarz w jej stron�. - Niewiele ludzi ma tak�e odwag� powt�rzy� to, co s�yszeli. Zaprowadzany przez nich porz�dek jest powierzchowny, a chaos, kt�ry nios� ze sob�, wypala dusz� ludzi.
Hrabia Brass wzruszy� szerokimi ramionami.
Cokolwiek by robili, wszystko jest tymczasowe. Natomiast unifikacja, jak� narzucaj� �wiatu, jest czym� d�ugotrwa�ym. Wspomnisz moje s�owa.
Bowgentle skrzy�owa� ramiona na okrytej czarnym strojem piersi.
- Ale cena jest zbyt wysoka, hrabio Brass.
- �adna cena nie jest zbyt wysoka! Jaki mamy wyb�r Ksi�stewka Europy, dziel�ce si� na coraz mniejsze i mniejsze prowincje, i wojn� jako sta�y element �ycia zwyczajnych ludzi? Dzisiaj rzadko kto ma okazj� sp�dzi� �ycie w pokoju od ko�yski po gr�b. Wszystko zmienia si� nieustannie. Granbretan przynajmniej oferuje stabilizacj�.
- I terror? Nie mog� si� z tob� zgodzi�, przyjacielu. Hrabia Brass nala� sobie kielich wina, wypi�, po czym ziewn�� dyskretnie.
- Zbytnio bierzesz do serca takie pojedyncze przypadki. Bowgentle. Gdyby� mia� moje do�wiadczenie, stwierdzi�by�, �e nawet takie z�o szybko przemija, albo wskutek nie od��cznie z nim zwi�zanego znudzenia, albo pokonane w jaki� tam spos�b przez innych. Za sto lat Granbreta�czycy b�d� stanowili najbardziej mi�uj�cy prawo i wysoce moralny nar�d. - Hrabia Brass mrugn�� porozumiewawczo do c�rki, ale ta nie odpowiedzia�a mu u�miechem, jak gdyby podzielaj�c zdanie Bowgentle'a.
- Ich szale�stwo jest zbyt silnie zakorzenione, by sto lat mog�o ich uleczy�. Mo�na to os�dzi� cho�by tylko po ich wygl�dzie. Te ich nabijane klejnotami zwierz�ce maski, kt�rych nigdy nie zdejmuj�, ich groteskowe ubiory, noszone nawet przy najwi�kszych upa�ach, ich postawa, ich spos�b poruszania si�... Wszystko to jedynie potwierdza moj� opini� o nich. Maj� szale�stwo zapisane w genach i ich potomkowie b�d� r�wnie szaleni. - Bowgentle uderzy� d�oni� o filar paleniska. - Nasza pasywno�� oznacza cich� zgod� na ich post�pki. Powinni�my...
Hrabia Brass uni�s� si� z krzes�a.
Powinni�my i�� do ��ek i po�o�y� si� spa�, przyjacielu. Jutro musimy zjawi� si� na otwarciu uroczysto�ci na arenie.
Skin�� g�ow� Bowgentle'owi, poca�owa� c�rk� delikatnie w czo�o, po czym wyszed� z sali.
ROZDZIA� III
BARON MELIADUS
O tej porze roku ludzie w Kamargu rozpoczynali wielkie uroczysto�ci, oznaczaj�ce zako�czenie letnich prac polowych. Domy ozdabiano kwiatami, mieszka�cy ubierali si� w bogato haftowane, jedwabne i lniane stroje, m�ode byki do woli szar�owa�y po ulicach, odbywa�y si� parady che�pi�cych si� swoim wyszkoleniem gwardzist�w. Wieczorami w staro�ytnym kamiennym amfiteatrze, na obrze�u miasta, urz�dzano korridy.
Siedzenia amfiteatru, wznosz�ce si� pi�trowo, wykute zosta�y w surowym granicie. W pobli�u muru, oddzielaj�cego aren� od widowni, na po�udniowej stronie, znajdowa� si� sektor przykryty dachem z czerwonej dach�wki, podtrzymywanym przez zdobione ornamentami filary. Po bokach os�ania�y go kurtyny w barwach ciemnego br�zu i szkar�atu. W lo�y tej zasiedli hrabia Brass, jego c�rka Yisselda, Bowgentle oraz stary von Villach.
Hrabia Brass i towarzysz�ce mu osoby mogli st�d widzie� niemal ca�y amfiteatr, kt�ry w�a�nie zaczyna� si� wype�nia�, s�yszeli gwar podnieconych g�os�w oraz miotanie si� i parskanie byk�w oddzielonych barykad�.
Wkr�tce te� sze�ciu gwardzist�w po przeciwnej stronie amfiteatru, odzianych w b��kitne p�aszcze i he�my przyozdobione pi�rami, zad�o w fanfary. D�wi�k spi�owych tr�b zla� si� ze wzmo�onym tumultem czynionym przez byki oraz oklaskami t�umu. Hrabia Brass wsta� i uczyni� krok do przodu.
Na jego widok rozleg�y si� jeszcze g�o�niejsze brawa, on za� u�miechn�� si� do ludzi i w ge�cie podzi�kowania uni�s� r�k�. Kiedy owacje przycich�y, rozpocz�� tradycyjn� mow� otwieraj�c� uroczysto�ci.
Mieszka�cy staro�ytnego Kamargu, kt�rych los ocali� przed zag�ad� Tragicznego Millennium, wy, kt�rych obdarowano �yciem i kt�rzy �wi�tujecie to �ycie dzisiaj. Wy, kt�rych przodkowie ocaleni zostali przez gwa�towny mistrul, oczyszczaj�cy powietrze z trucizn, nios�cych innym �mier� i deformacje. Podzi�kujcie tym festiwalem nadchodz�cemu Wiatrowi �ycia!
Ponownie rozleg�y si� gromkie brawa i po raz wt�ry rozbrzmia�y fanfary. Po chwili na aren� wypad�o dwana�cie olbrzymich byk�w. Galopowa�y doko�a, z wysoko uniesionymi ogonami, po�yskuj�cymi rogami, rozszerzonymi nozdrzami i b�yszcz�cymi czerwonymi oczyma. By�y to najlepsze, najwaleczniejsze byki Kamargu, tresowane przez ca�y rok do tego jedynego wyst�pu, kiedy to mia�y zmierzy� si� z nie uzbrojonymi lud�mi, pr�buj�cymi zdoby� tych kilka wst��ek owini�tych doko�a gardzieli i rog�w zwierz�t.
Nast�pnie pojawili si� konni gwardzi�ci, kt�rzy wymachuj�c na powitanie t�umom, zacz�li zagania� byki do zamkni�tych pomieszcze� pod amfiteatrem.
Kiedy nie bez k�opot�w sp�dzili ju� wszystkie byki z areny, wjecha� na koniu mistrz, ceremonii, ubrany w p�aszcz we wszystkich kolorach t�czy, jasnoniebieski kapelusz z szerokim rondem, mia� te� z�oty megafon, przez kt�ry obwie�ci� imiona bohater�w pierwszego starcia.
Wzmocniony tak przez megafon, jak i �ciany amfiteatru g�os cz�owieka przypomina� ryk rozw�cieczonego zwierza. Z pocz�tku wypowiedzia� imi� byka - Cornerogue z Aigues-Mortes, w�asno�� Ponsa Yachara, znanego hodowcy byk�w - p�niej za� imi� g��wnego toreadora, kt�rym mia� by� Mahtan Just z Arles. Mistrz ceremonii zawr�ci� konia i znikn��. Niemal natychmiast na arenie pojawi� si� Cornerogue, rozcinaj�cy powietrze pot�nymi rogami, a dekoruj�ce je szkar�atne wst��ki powiewa�y na silnym wietrze.
Cornerogue by� olbrzymim bykiem, wysoko�ci ponad p�tora metra. Jego ogon uderza� o boki niczym ogon lwa, a czerwone oczy wbi�y si� w t�um, kt�ry okrzykami oddawa� mu honory. Kwiaty rzucone na aren� opad�y na jego szeroki bia�y kark. Obr�ci� si� powoli, grzebi�c kopytem w pyle areny i depcz�c kwiaty.
Po chwili, wr�cz niepostrze�enie pojawi�a si� na arenie drobna kr�pa sylwetka cz�owieka odzianego w czarn� peleryn� zdobion� szkar�atnymi, jedwabnymi pasami, obcis�y czarny kaftan i spodnie ze z�ocistymi wzorami, wysokie do kolan buty z czarnej sk�ry ze srebrnymi naszywkami. Na m�odej �niadej twarzy widnia� wyraz skupienia. Cisn�� kapelusz o szerokim rondzie w stron� t�umu, obr�ci� si� i stan�� naprzeciwko Cornerogue'a. Niespe�na dwudziestoletni Mahtan Just po wyst�pach na trzech poprzednich festiwalach by� ju� s�awny. Teraz kobiety rzuca�y kwiaty w jego stron�, a on dzi�kowa� im z galanteri� i rozsy�a� poca�unki, zbli�aj�c si� powoli do parskaj�cego byka. Pe�nym gracji ruchem zrzuci� peleryn�, po czym odwr�ci� j� czerwon� podszewk� w stron� Cornerogue'a, kt�ry wykona� kilka tanecznych krok�w do przodu, parskn�� raz jeszcze i pochyli� �eb.
Byk ruszy� do ataku.
Mahtan Just uskoczy� w bok, jedn� r�k� �ci�gaj�c wst��k� z rog�w Cornerogue'a. W�r�d t�umu rozleg�y si� brawa i g�o�ne tupanie. Byk odwr�ci� si� b�yskawicznie i natar� ponownie. Jeszcze raz Just w ostatnim momencie uskoczy� przed nim, zdejmuj�c kolejn� wst��k�. U�miechn�� si� szeroko, najpierw do byka, a nast�pnie w kierunku t�um�w, po czym wsun�� oba trofea pomi�dzy bia�e z�by.
Pierwsze dwie wst��ki, umieszczone na ko�cach rog�w
byka, by�y stosunkowo �atwe do zdobycia. Just, zdaj�c sobie z tego spraw�, zdj�� je jak gdyby od niechcenia. Teraz musia� si�gn�� po te znajduj�ce si� ni�ej na rogach, a by�o to zadanie o wiele bardziej niebezpieczne.
Hrabia Brass pochyli� si� do przodu w lo�y, patrz�c z podziwem na toreadora. Yisselda u�miechn�a si�.
- Czy� on nie jest wspania�y, ojcze? Zachowuje si� jak tancerz!
- Owszem, w ta�cu ze �mierci� - wtr�ci� Bowgentle tonem, w kt�rym zabrzmia�a udawana surowo��.
Stary von Villach odchyli� si� na oparcie krzes�a, robi�c wra�enie znudzonego widowiskiem. Powodem tego m�g� by� jego wzrok, nie tak dobry ju� jak niegdy�, chocia� nawet sam przed sob� nie chcia� si� do tego przyzna�.
Teraz byk pop�dzi� wprost na Mahtana Justa, kt�ry sta� niewzruszenie na jego drodze, z r�koma opartymi na biodrach, odrzuciwszy peleryn� na ziemi�. Gdy byk mia� go ju� dosi�gn��, Just wyskoczy� wysoko w powietrze, przefrun�� tu� ponad rogami, wykona� salto nad Cornerogue'em, ten za� zary� si� kopytami w ziemi� i parskn�� ze zdumienia. Odwr�ci� g�ow� dopiero wtedy, kiedy Just za�mia� si� g�o�no.
Lecz zanim byk zdo�a� si� obr�ci�, Just skoczy� raz jeszcze, l�duj�c tym razem na jego karku, i chocia� zwierz� wypr�y�o grzbiet i zacz�o miota� si� dziko pod ci�arem, toreador ze wszystkich si� uczepi� si� jednego rogu, odwi�zuj�c jednocze�nie wst��k� z drugiego. Po chwili Just zosta� zrzucony na ziemi�, zamacha� jednak publiczno�ci kolejn� zdobyt� wst��k� rozwini�t� na ca�� d�ugo�� i omal�e ju� stan�� na r�wne nogi, kiedy byk ruszy� do kolejnej szar�y.
Na trybunach podni�s� si� przera�liwy tumult. T�um klaska� w r�ce, krzycza� i ciska� na aren� ca�e morze jaskrawo zabarwionych kwiat�w. Just biega� teraz szybko doko�a areny, �cigany przez byka. Nagle zatrzyma� si�, jak gdyby chc�c namy�li� si� przez chwil�, odwr�ci� si� na pi�cie, a na jego twarzy odmalowa�o si� zdumienie, �e byk znajduje si� tu� za jego plecami.
Skoczy� jeszcze raz, ale tym razem r�g zahaczy� o skraj szaty i rozdar� j�, wytr�caj�c cz�owieka z r�wnowagi. Just wspar� si� jedn� r�k� na karku byka, chc�c stan�� pewniej na ziemi, potkn�� si� jednak i pad� na ziemi�, a byk natar� na niego.
Just zacz�� si� gramoli� oci�ale, jak gdyby �wiadom sytuacji, lecz niezdolny do powstania na nogi. Byk pochyli� g�ow�, a jego rogi dosi�gn�y cz�owieka. W blasku s�o�ca zab�ys�y wyra�nie krople krwi i w t�umie rozleg� si� ch�ralny j�k, wyra�aj�cy jakby mieszanin� �alu i ��dzy krwi.
- Ojcze! - krzykn�a Yisselda, obejmuj�c d�oni� rami� hrabiego Brassa. - On zginie! Pom� mu!
Hrabia Brass pokr�ci� g�ow�, chocia� jego cia�o mimowolnie pochyli�o si� w kierunku areny.
- To jego sprawa. Sam podj�� to ryzyko.
Cia�o Justa wylecia�o wysoko w powietrze, z r�koma i nogami zwieszonymi bezw�adnie jak u szmacianej lalki. Na arenie pojawili si� konni gwardzi�ci z d�ugimi lancami, pr�buj�cy odp�dzi� byka od ofiary.
Ale zwierz� nie mia�o zamiaru si� poruszy�. Sta�o nad nieruchomym cia�em Justa jak krwio�erczy kot zastyg�y na chwil� nad cia�em zdobyczy.
Hrabia Brass przeskoczy� przez ogrodzenie areny, zanim jeszcze u�wiadomi� sobie, co czyni. Ruszy� przed siebie w spi�owej zbroi, niczym metalowy gigant zmierzaj�cy w stron� byka.
Je�d�cy �ci�gn�li wodze koni, a hrabia rzuci� si� ca�ym cia�em na g�ow� byka, obejmuj�c stalowym u�ciskiem jego rogi. �y�y nabrzmia�y na jego rumianej twarzy, kiedy usi�owa� odepchn�� zwierz�.
Cornerogue poruszy� nagle g�ow� i hrabia Brass zacz�� traci� grunt pod nogami, nie zwolni� jednak u�cisku, przesun�� tylko ci�ar cia�a na jedn� stron�, odchylaj�c zarazem g�ow� byka do ty�u tak, by powali� go na ziemi�.
Panowa�a niezm�cona cisza. W lo�y Yisselda, Bowgentle i von Villach rzucili si� do przodu z poblad�ymi twarzami. W ca�ym amfiteatrze wyczuwa�o si� napi�cie, hrabia Brass za� powoli wyt�a� wszystkie swoje si�y. Kolana byka ugi�y si�. Parskn��, potem rykn��, a jego cia�o zachwia�o si�. Hrabia Brass, dr��c z wysi�ku, naciska�, mocno na rogi, nie odst�puj�c. Jego w�sy i w�osy jakby, si� nastroszy�y, mi�nie pod poczerwienia�� sk�r� karku silnie nabrzmia�y; byk stopniowo s�ab� i wreszcie run�� na kolana. Ludzie rzucili si�, �eby �ci�gn�� poranionego Justa z areny, ale na widowni ci�gle panowa�a cisza. Gwa�townym szarpni�ciem hrabia Brass powali� wreszcie Cornerogue'a na ziemi�. Byk le�a� nieruchomo, �yskaj�c �lepiami; uzna�, �e zosta� bezwarunkowo pokonany.
Hrabia Brass odst�pi� do ty�u, ale byk nadal le�a� nieruchomo, spogl�da� tylko w g�r� b�yszcz�cymi, zdumionymi oczyma, jego ogon porusza� si� powoli w pyle areny, n pot�na pier� unosi�a si� i opada�a. Na trybunach rozleg�y si� pierwsze oklaski. Brawa zacz�y szybko przybiera� na sile, jak gdyby ludzie chcieli, by ca�y �wiat us�ysza� ich owacje. Zacz�to wstawa� z miejsc i z niezwyk�ym aplauzem skandowa� imi� Lorda Kanclerza, a Mahtan Just, kt�ry ponownie zjawi� si� na arenie, trzymaj�c si� za poraniony bok, z wdzi�czno�ci� u�cisn�� mocno d�o� hrabiego.
Duma i jednocze�nie ulga wycisn�y �zy z oczu siedz�cej w lo�y Yisseldy. Tak�e Bowgentle bez wstydu otar� zwilgotnia�e oczy. Jedynie von Villach siedzia� niewzruszony, kiwaj�c g�ow� w milcz�cej aprobacie dla czynu swego pana.
Hrabia Brass podszed� z powrotem do lo�y, u�miechaj�c si� szeroko do c�rki i przyjaci�. Przeskoczy� przez mur i usiad� ponownie na swoim miejscu. Za�mia� si� g�o�no i che�pliwie, po czym pomacha� r�k� wci�� wiwatuj�cym t�umom.
Po chwili uni�s� d�o� w jednoznacznym ge�cie i brawa przycich�y.
- To nie mnie oklaskujcie, ale Mahtana Justa. To on zdoby� trofea. Popatrzcie! - Wyci�gn�� w kierunku ludzi otwarte d�onie. - Ja nie mam nic! - Rozbrzmia� �miech. - Niech uroczysto�ci trwaj� dalej - rzek� hrabia Brass i usiad� z powrotem.
Bowgentle, kt�ry zd��y� odzyska� ju� spok�j, pochyli� si� w stron� hrabiego Brassa.
- Czy nadal, m�j przyjacielu, chcesz utrzymywa�, �e wolisz nie anga�owa� si� w zmaganiu innych?
Hrabia Brass pos�a� mu u�miech.
- Jeste� niezmordowany, Bowgentle. Przecie� to by�a tylko lokalna potyczka, czy� nie tak?
- Je�li nadal �nisz o zjednoczonym kontynencie, to wszak sprawy Europy s� bez wyj�tku sprawami lokalnymi - Bowgentle podrapa� si� po brodzie. - Czy� nie tak? - Hrabia Brass przybra� na moment powa�ny wyraz twarzy.
- Mo�e... - zacz��, zaraz jednak pokr�ci� g�ow� i za�mia� si�. - Jeste� podst�pnym typem, Bowgentle, wci�� starasz si� mnie od czasu do czasu skonfundowa�.
Ale p�niej, kiedy opu�cili lo�� i zmierzali z powrotem do zamku, hrabia Brass by� wyra�nie zatroskany. Gdy wszyscy wjechali na zamkowy dziedziniec, pod bieg� do nich uzbrojony stra�nik i wskaza� w kierunku zdobnego powozu i czarnych, przybranych pi�rami ogier�w, d�wigaj�cych siod�a nieznanego tu wyrobu, kt�rymi w�a�nie zajmowa�a si� grupa stajennych.
- Panie - wysapa� stra�nik. - W trakcie trwania uroczysto�ci na arenie do zamku przybyli go�cie. Nobliwi to go�cie, chocia� nie wiem, czy pan b�dzie si� cieszy� z ich przyjazdu.
Hrabia Brass surowym okiem popatrzy� na pow�z Wykonany by� z klepanych blach, ciemnego z�ota, stali i miedzi, z inkrustacjami z macicy per�owej, srebra i onyksu. Kszta�tem przypomina� groteskow� besti�, kt�rej �apy ko�czy�y si� pazurami, obejmuj�cymi osie k�. Gadzi �eb otwiera� si� na g�rze, mieszcz�c w sobie siedzenie wo�nicy. Na drzwiczkach wymalowana by�a tarcza herbowa, podzielona na wiele p�l, zawieraj�cych dziwacznie wygl�daj�ce zwierz�ta, or� oraz symbole o niezbyt jasnym, niepokoj�cym charakterze. Hrabia Brass rozpozna� zar�wno wystr�j karety, jak i tarcz� herbow�. Pierwsze by�o dzie�em szalonych kowali z Granbretanu. Drugie za� tarcz� herbow� jednej z najbardziej znanych i wp�ywowych postaci tego� narodu.
- To baron Meliadus z Kroiden - rzek� hrabia Brass, zsiadaj�c z konia. - Jaka� to sprawa mo�e sprowadza� tak wielkiego pana do naszej skromnej rolniczej prowincji? - W jego g�osie pobrzmiewa�a ironia, mimo to wydawa� si� zdenerwowany. Popatrzy� znacz�co na Bowgentle'a, kiedy filozof-poeta podszed� i stan�� obok niego.
- Musimy go przyj�� z honorami, Bowgentle - doda� hrabia ostrzegawczo. - Poka�my mu go�cinno�� Zamku Brass. Nie powinni�my spiera� si� z panami Granbretanu.
- Rozumiem, �e przynajmniej nie w tej chwili - odezwa� si� wyra�nie skr�powany Bowgentle.
Kiedy Yisselda i von Villach do��czyli do nich, hrabia Brass z Bowgentle'em na przedzie weszli po schodach i wkroczyli do holu, gdzie ujrzeli oczekuj�cego na nich samotnie barona Meliadusa.
Baron by� niemal tak wysoki jak hrabia Brass. Ubrany od st�p do g��w w czer� i ciemny b��kit, nawet wysadzana klejnotami zwierz�ca maska, zakrywaj�ca niemal ca�� g�ow� niczym he�m, wykonana zosta�a z jakiego� dziwnego czarnego metalu, a oczy zast�powa�y ciemnoniebieskie szafiry. Mask� odlano na kszta�t warcz�cego wilka, ukazuj�cego w otwartej paszczy ostre jak ig�y z�biska. Baron Meliadus
stoj�cy w ocienionej cz�ci holu w czarnej pelerynie skrywaj�cej wi�ksz� cz�� jego czarnej zbroi, m�g� uchodzi� za jedno z mitycznych b�stw o zwierz�cych g�owach, kt�rym ci�gle jeszcze oddawano cze�� w krainach le��cych za Morzem �r�dziemnym. Kiedy weszli, uni�s� odzian� w czarn� r�kawic� d�o� i zdj�� mask�, ukazuj�c blad�, nalan� twarz o pedantycznie przystrzy�onych czarnych w�sach i brodzie. W�osy r�wnie� by�y czarne, natomiast oczy mia�y dziwn� barw� bladego b��kitu. Najwidoczniej nie by� uzbrojony, jakby dla podkre�lenia, �e przyby� w pokojowych zamiarach. Sk�oni� si� nisko i przem�wi� g��bokim, d�wi�cznym g�osem.
- Pozdrowienia, znamienity hrabio, i prosz� mi wybaczy� to nag�e wtargni�cie. Wys�a�em przed sob� go�c�w, ci przybyli jednak zbyt p�no, by zasta� ci� przed uroczysto�ci�. Jestem baron Meliadus z Kroiden, Wielki Konstabl Orderu Wilka, Pierwszy Naczelnik Armii naszego pot�nego Kr�la-Imperatora Huona... Hrabia Brass sk�oni� g�ow�.
- Twe wielkie dokonania s� mi znane, baronie Meliadus. Rozpozna�em tw�j herb na karecie. Witaj zatem. Zamek Brass nale�y do ciebie tak d�ugo, jak d�ugo zechcesz w nim pozosta�. Obawiam si�, �e nasze jad�o wyda ci si� ubogim w por�wnaniu z bogactwem, kt�re jak s�ysza�em, mo�na znale�� na sto�ach nawet najmniej znacz�cych pan�w pot�nego Imperium Granbretanu, ono jednak r�wnie� nale�y do ciebie.
Baron Meliadus u�miechn�� si�.
- Twoja uprzejmo�� i go�cinno�� mog�aby zawstydzi� wszystkich w Granbretanie, wielki bohaterze. Dzi�kuj� ci. hrabia Brass przedstawi� swoj� c�rk�, kt�rej baron, najwyra�niej pod wra�eniem jej urody, sk�oni� si� do ziemi, po czym uca�owa� d�o�. Z Bowgentle'em przywita� si� uprzejmie, chwal�c si� znajomo�ci� tw�rczo�ci poety-filozofa, jednak�e g�os Bowgentle'a, gdy odpowiada�, �wiadczy� wyra�nie, z jakim trudem udaje mu si� zachowa� grzeczno��. Przy von Villachu baron Meliadus przypomnia� sobie kilka s�ynnych bitew, w kt�rych stary �o�nierz si� odznaczy�, co wyra�nie uradowa�o porucznika.
Mimo wytwornych manier i wyszukanie grzecznych wyra�e� dawa�o si� odczu� w holu pewne napi�cie. Bowgentle pierwszy przeprosi� zebranych, wkr�tce po nim Yisselda i von Villach odeszli dyskretnie, by umo�liwi� baronowi Meliadusowi przedstawienie sprawy, kt�ra przywiod�a go do Zamku Brass. Oczy barona zab�ys�y nieco, kiedy spogl�da� za dziewczyn� id�c� przez sal�. Podano wino i zak�ski, a dwaj m�czy�ni zasiedli w g��bokich rze�bionych fotelach.
Baron Meliadus popatrzy� poprzez kielich pe�en wina na hrabiego Brassa.
- Jeste� �wiatowym cz�owiekiem, m�j panie - powiedzia�. - Jeste� nim z pewno�ci� pod ka�dym wzgl�dem. Ocenisz wi�c nale�ycie fakt, i� powodem mojej wizyty by�o co� wi�cej ni� zwyk�a potrzeba napawania si� widokami tej przepi�knej prowincji.
Hrabia Brass u�miechn�� si� leciutko, jakby dzi�kuj�c baronowi za szczero��.
- Na pewno - przyzna�. - Z mojej strony to wielki honor spotka� si� z tak znamienitym parem wielkiego Kr�la-Imperatora Huona.
- Podobne uczucie �ywi� i ja w stosunku do ciebie odpar� baron. Meliadus. - Jeste� bez w�tpienia najs�awniejszym bohaterem Europy, mo�e nawet najs�awniejszym w ca�ej jej historii. Niemal szokuje fakt, i� jeste� cz�owiekiem z krwi i ko�ci, a nie z metalu - za�mia� si�, a hrabia Brass zawt�rowa� mu.
- Mia�em nieco szcz�cia - rzek� hrabia Brass. - Los obszed� si� ze mn� �agodnie i jak si� zdaje, dopom�g� w ukszta�towaniu mojej rozwagi. Kt� m�g�by rozs�dzi�, czy wiek, w kt�rym �yjemy, jest odpowiedni dla mnie, czy to ja jestem odpowiedni dla tej epoki?
- Twoja filozofia jest ca�kowicie przeciwstawna tej, jak� reprezentuje tw�j przyjaciel, sir Bowgentle-zauwa�y� baron Meliadus. - Potwierdza tak�e to, co s�ysza�em o twojej m�dro�ci i rozs�dku. My w Granbretanie jeste�my dumni z naszych mo�liwo�ci na tym polu, wierz� jednak, i� wiele mogliby�my si� od ciebie nauczy�.
- Moj� domen� s� wy��cznie detale, podczas gdy wy dysponujecie umiej�tno�ciami dostrzegania zale�no�ci og�lnych - odrzek� hrabia, staraj�c si� odczyta� z twarzy Meliadusa, do czego zmierza, pozostawa�a jednak nieprzenikniona.
- A my w�a�nie potrzebujemy detali, o ile nasze og�lne ambicje maj� by� urzeczywistnione tak szybko, jak by�my sobie tego �yczyli.
Teraz hrabia Brass poj�� przyczyn� wizyty barona Meliadusa, nie okaza� tego jednak po sobie, wygl�da� tylko na nieco zmieszanego i uczynnie nape�ni� kielich go�cia winem.
- Naszym celem jest rz�dzenie ca�� Europ� - odezwa� si� baron.
- I wydaje si�, �e go osi�gniecie - przyzna� hrabia Brass. - Musz� powiedzie�, �e generalnie popieram takie ambicje.
- Ciesz� si�, hrabio Brass. Cz�sto jeste�my przedstawiani w z�ym �wietle, a nasi liczni wrogowie rozprzestrzeniaj� po ca�ym �wiecie k�amstwa na nasz temat.
- Nie jestem zainteresowany w dochodzeniu prawdy czy te� fa�szu w tego typu plotkach - stwierdzi� hrabia. A moja wiara dotyczy wy��cznie og�lnych aspekt�w waszej dzia�alno�ci.
- Czy to znaczy, �e nie b�dziesz si� przeciwstawia� rozszerzaniu granic naszego Imperium? - baron Meliadus popatrzy� na gospodarza uwa�nie.
- Co najwy�ej w szczeg�ach - u�miechn�� si� hrabia Brass. - W takim szczeg�lnym przypadku jak ten kraj, kt�ry oc