13217

Szczegóły
Tytuł 13217
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13217 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13217 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13217 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Georges Simenon Maigret i z�odziej (Le voleur de Maigret) Prze�o�y�a Ma�gorzata Szyma�ska I - Przepraszam pana... - Nic nie szkodzi... Traci�a r�wnowag�, potr�caj�c go chudym ramieniem i rozgniataj�c na jego udzie siatk� z zakupami ju� co najmniej po raz trzeci od rogu bulwaru Richard-Lonoir. Przeprasza�a od niechcenia, ani zmieszana, ani zmartwiona, po czym zn�w patrzy�a przed siebie, ze spokojnym i zdecydowanym wyrazem twarzy. Maigret nie mia� do niej pretensji. Mo�na by nawet s�dzi�, �e bawi go to potr�canie. Tego ranka by� w dobrym nastroju. Mia� szcz�cie, �e trafi� na autobus z platform�. Ju� samo to go cieszy�o. Wozy te spotyka�o si� coraz rzadziej, gdy� poma�u wycofywano je z ruchu. Niebawem b�dzie musia� opr�ni� fajk�, zanim zamknie si� w jednym z tych wielkich, nowoczesnych pojazd�w, gdzie cz�owiek czuje si� jak wi�zie�. Autobusy z platform� istnia�y ju� prawie czterdzie�ci lat temu, gdy przyjecha� do Pary�a. Na pocz�tku nigdy nie nu�y�o go przemierzanie Wielkich Bulwar�w na drodze Madeleine - Bastylia. Stanowi�y jedno z jego pierwszych odkry�. I tarasy. Te nie nu�y�y go nigdy. St�d, przy szklance piwa, obserwowa� ci�gle zmieniaj�cy si� uliczny spektakl. Tego pierwszego roku mia� jeszcze inny pow�d do zachwytu. Od ko�ca lutego mo�na by�o wychodzi� bez p�aszcza. Nie zawsze, ale czasem. A wzd�u� niekt�rych ulic, zw�aszcza bulwaru Saint-Germain, zaczyna�y ju� p�ka� p�ki. Wspomnienia nap�ywa�y falami, gdy� tego roku wiosna przysz�a zn�w wcze�nie i rano wyszed� z domu bez p�aszcza. Czu� si� lekki jak rze�kie powietrze. Sklepy, artyku�y spo�ywcze, damskie sukienki by�y bajecznie kolorowe. Nie rozmy�la�; przez g�ow� przebiega�y mu jedynie strz�py skojarze�, nie stanowi�ce ca�o�ci. O dziesi�tej �ona p�jdzie na trzeci� ju� lekcj� jazdy. Uwa�a�, �e to zabawne i nieoczekiwane. Nie umia�by powiedzie�, jak si� na to zdecydowali. Gdy Maigret by� m�odym funkcjonariuszem, ponoszenie koszt�w utrzymania samochodu nie wchodzi�o w gr�. W tamtych czasach by�o to nie do pomy�lenia. Potem nigdy nie widzia� takiej konieczno�ci. Za p�no, �eby nauczy� si� prowadzi�. Zbyt wiele spraw mia� na g�owie. Nie zauwa�a�by czerwonych �wiate� albo u�ywa� hamulca jako peda�u gazu. A jednak przyjemnie by�oby pojecha� w niedziel� samochodem do Meung-sur-Loire, gdzie mieli domek... Zdecydowali si� niedawno, nagle. �ona broni�a si� ze �miechem: - Chyba nie my�lisz o tym powa�nie... Nauka jazdy w moim wieku... - Z pewno�ci� b�dziesz �wietnie prowadzi�a... Bra�a ju� trzeci� lekcj�, poruszona jak m�oda dziewczyna przygotowuj�ca si� do matury. - Jak ci posz�o? - Nauczyciel jest bardzo cierpliwy... Jego s�siadka z autobusu zapewne nie prowadzi�a. Dlaczego pojecha�a na zakupy w okolice bulwaru Woltera, mieszkaj�c w innej dzielnicy? Takie ma�e tajemnice, kt�rych czepiamy si� my�l�. Nosi�a kapelusz, co - zw�aszcza rano - stawa�o si� rzadko�ci�. W torbie na zakupy mia�a kurczaka, mas�o, jajka, pory, seler... Co� twardszego pod spodem, co wciska�o mu si� w udo przy ka�dym wstrz�sie, to pewnie ziemniaki... Po co jecha� autobusem, daleko od domu, �eby kupi� artyku�y pierwszej potrzeby, kt�re mo�na znale�� w ka�dej dzielnicy? Mo�e kiedy� mieszka�a przy bulwarze Woltera i pozosta�a wierna tamtejszym dostawcom? Niski m�odzieniec po prawej pali� za kr�tk�, �le wywa�on� fajk� o zbyt du�ej g��wce. Zmusza�o go to do ci�g�ego zaciskania szcz�k. M�odzi ludzie prawie zawsze wybieraj� za kr�tkie i za du�e fajki. Na platformie by� t�ok. Kobieta z siatk� powinna by�a usi��� wewn�trz. No prosz�! Witlinki w sklepie rybnym na ulicy Temple. Od dawna ju� ich nie jad�. Dlaczego witlinki r�wnie� kojarzy�y mu si� z wiosn�? Wszystko by�o wiosenne i radosne, tak jak jego nastr�j. A je�eli kobieta z kurczakiem patrzy�a nieruchomo przed siebie, poch�oni�ta sprawami, kt�re umyka�y zwyk�ym �miertelnikom, to trudno. - Przepraszam... - Nic nie szkodzi... Nie mia� odwagi, �eby jej powiedzie�: �Zamiast naprzykrza� si� wszystkim z tymi swoimi zakupami, niech�e p�jdzie pani usi��� do �rodka...� T� sam� my�l odczytywa� w niebieskich oczach grubego m�czyzny wci�ni�tego mi�dzy niego i konduktora, kt�ry tak�e wykazywa� zrozumienie sytuacji, wzruszaj�c niepostrze�enie ramionami. Taki rodzaj m�skiej solidarno�ci. To by�o zabawne. Lady, zw�aszcza sklep�w warzywnych, ustawione by�y wprost na chodnikach. Bia�o- zielony autobus przedziera� si� przez t�um gospody� domowych, maszynistek, urz�dnik�w zmierzaj�cych pospiesznie do biur. �ycie by�o pi�kne. Jeszcze jeden wstrz�s. Ci�gle ta torba i to co� twardego, co mia�a na dnie, ziemniaki czy cokolwiek innego. Cofaj�c si�, on z kolei potr�ci� kogo� z ty�u. - Przepraszam... - wyszepta�, odwr�ci� si� i zauwa�y� dosy� m�od� m�sk� twarz, na kt�rej wyczyta� wzburzenie, kt�rego nie rozumia�. M�czyzna nie m�g� mie� nawet dwudziestu pi�ciu lat, jego ciemne w�osy by�y w nie�adzie, a policzki tego dnia nie widzia�y �yletki. Wygl�da� na kogo�, kto nie spa� i mia� za sob� ci�kie prze�ycia. Przecisn�� si� w kierunku stopni i wyskoczy� z jad�cego autobusu. Znajdowali si� w�a�nie na rogu ulicy Rambuteau, niedaleko Hal, z kt�rych dochodzi�y silne zapachy. Szed� szybko. Co chwila odwraca� si�, jakby w obawie, a� znikn�� skr�caj�c w ulic� Blancs- Manteaux. Nagle, bez szczeg�lnego powodu, Maigret si�gn�� do tylnej kieszeni spodni, w kt�rej zwykle nosi� portfel. I teraz to on o ma�o nie rzuci� si�, �eby wyskoczy� z autobusu. Portfel znikn��. Poczerwienia�, ale zdo�a� zachowa� spok�j. Jedynie gruby m�czyzna o niebieskich oczach zdawa� si� rozumie�, co zasz�o. Maigret u�miechn�� si� ironicznie nie tyle dlatego, �e w�a�nie on pad� ofiar� kieszonkowca, ale dlatego, �e nie by� w stanie go �ciga�. W�a�nie z powodu wiosny, i tego szampa�skiego powietrza, kt�rym oddycha�. Mia� jeszcze jeden zwyczaj, mani� z czas�w dzieci�stwa - by�y ni� buty. Co roku, w pierwszych dniach wiosny, kupowa� sobie nowe, jak najl�ejsze obuwie. Tak te� sta�o si� poprzedniego dnia. A tego ranka w�o�y� je po raz pierwszy. Uwiera�y go. Nawet przej�cie bulwaru Richard- Lenoir by�o m�k� i z ulg� dotar� na przystanek autobusowy. Nie zdo�a�by pobiec za z�odziejem, kt�ry mia� zreszt� do�� czasu, aby znikn�� w w�skich uliczkach Marais. - Przepraszam pana... Znowu! Wci�� ona z t� swoj� siatk�! Tym razem o ma�o nie powiedzia�: �A gdyby tak w ko�cu odczepi�a si� pani od nas, razem z tymi kartoflami?� Ale poprzesta� na skinieniu g�ow� i u�miechu. * * * W swoim gabinecie rozpozna� �wiat�o charakterystyczne dla pierwszych ciep�ych dni. Ponad Sekwan� unosi� si� rodzaj pary, kt�ra nie mia�a g�sto�ci mg�y, miliardy jasnych i �ywych cz�steczek typowych dla Pary�a. - Wszystko w porz�dku, szefie? Co� si� przydarzy�o? Janvier mia� na sobie jasny garnitur, w kt�rym Maigret nigdy go jeszcze nie widzia�. On tak�e �wi�towa� wiosn� z lekkim wyprzedzeniem, gdy� by� dopiero pi�tnasty marca. - Nic. A w�a�ciwie tak. Da�em si� okra��. - Zegarek? - Portfel. - Na ulicy? - Na platformie autobusu. - Czy mia� pan przy sobie du�o pieni�dzy? - Oko�o pi��dziesi�ciu frank�w. Rzadko nosz� wi�cej w kieszeni. - Dokumenty? - Nie tylko dokumenty, ale i moja odznaka. S�ynna odznaka Policji Kryminalnej, zmora wszystkich komisarzy. W zasadzie powinni mie� j� zawsze przy sobie, aby m�c udowodni�, �e s� oficerami Policji Kryminalnej. Pi�kna, srebrna odznaka, a dok�adniej z posrebrzanego br�zu. Przy ci�g�ym noszeniu cienka warstwa srebra �ciera�a si�, przybieraj�c szybko kolor czerwonego metalu. Po jednej stronie Marianna w czapce frygijskiej, litery R.F. i s�owo Policja obramowane czerwon� emali�. Na rewersie herb Pary�a, numer oraz nazwisko w�a�ciciela wygrawerowane ma�ymi literami. Odznaka Maigreta nosi�a numer 0004, gdy� numer 1. by� zarezerwowany dla prefekta, 2. dla dyrektora Policji Kryminalnej, a 3. - z niejasnego powodu - dla szefa s�u�b wywiadowczych. Wielu policjant�w, wbrew regulaminowi, waha�o si�, czy nosi� swoj� odznak� w kieszeni, gdy� w razie jej zagubienia grozi�o zawieszenie pobor�w na miesi�c. - Widzia� pan z�odzieja? - Bardzo dobrze. M�ody facet, chudy, zm�czony, z oczyma i cer� kogo�, kto nie spa�. - Nie rozpozna� go pan? Maigret zna� wszystkich z�odziei kieszonkowych z czas�w, gdy pracowa� w sekcji publicznej. Nie tylko tych z Pary�a, ale tak�e i tych z Hiszpanii i Londynu, kt�rzy przyje�d�ali do Francji z okazji targ�w lub du�ych, popularnych imprez. Jest to dosy� zamkni�ta specjalizacja, z w�asn� hierarchi�. Asy fatyguj� si� jedynie wtedy, gdy warto, nie wahaj�c si� na przyk�ad przemierzy� Atlantyku na wystaw� �wiatow� albo na igrzyska olimpijskie. Maigret straci� ich troch� z oczu. Szuka� w pami�ci. Nie bra� tego zdarzenia tak tragicznie. Lekko�� poranka w dalszym ci�gu wp�ywa�a na jego nastr�j i, paradoksalnie, mia� pretensj� do kobiety z zakupami. - Gdyby mnie przez ca�y czas nie popycha�a... Na platformy w autobusach nie powinno si� wpuszcza� kobiet... Zw�aszcza �e tej nie usprawiedliwia�o palenie... By� bardziej zirytowany ni� rozgniewany. - P�jdzie pan rzuci� okiem do archiwum? - W�a�nie mia�em zamiar to zrobi�. Sp�dzi� tam prawie godzin�, studiuj�c zdj�cia en face i z profilu wi�kszo�ci z�odziei kieszonkowych. Niekt�rych aresztowa� dwadzie�cia pi�� lat temu. Potem przewin�li si� jeszcze dziesi�� czy pi�tna�cie razy przez jego gabinet, staj�c si� prawie kumplami. - To znowu ty? - Trzeba jako� �y�. Pan te� jest tu ci�gle, szefie. To ju� �adny szmat czasu, odk�d si� znamy, prawda? Niekt�rzy byli dobrze ubrani, a inni, zwyk�e �apserdaki, grasowali po bazarze z �elastwem, pchlim targu w Saint-Ouen lub w korytarzach metra. �aden nie by� podobny do m�odzie�ca z autobusu. Maigret wiedzia� z g�ry, �e jego poszukiwania spe�zn� na niczym. Zawodowiec nie ma takiego zm�czonego, niespokojnego wygl�du. Pracuje tylko wtedy, gdy jest pewien, �e nie zaczn� mu dr�e� r�ce. Zreszt� wszyscy znali twarz i sylwetk� Maigreta, chocia�by dlatego, �e czytali gazety. Wr�ci� do swojego gabinetu i napotkawszy znowu Janviera, wzruszy� jedynie ramionami. - Nie znalaz� pan? - Przysi�g�bym, �e to amator. Zastanawiam si� nawet, czy minut� wcze�niej wiedzia�, co zrobi. Musia� zapewne zobaczy� m�j wystaj�cy portfel. �ona bez przerwy mi powtarza, �e nie powinienem nosi� go w tej kieszeni. Gdy autobus szarpn�� i przez te cholerne ziemniaki o ma�o nie straci�em r�wnowagi, wpad� na pomys�... Zmieni� ton. - Co nowego dzi� rano? - Lucas ma gryp�. W bistro przy Porte d�Italie wyko�czyli Senegalczyka... - No�em? - Oczywi�cie. Nikt nie jest w stanie opisa� napastnika. Wszed� oko�o pierwszej nad ranem, gdy w�a�ciciel mia� ju� zamyka�. Zrobi� kilka krok�w w stron� Senegalczyka, kt�ry pi� strzemiennego, i uderzy� tak szybko, �e... Banalne. W ko�cu kto� go wyda, mo�e za miesi�c, a mo�e za dwa lata. Maigret ruszy� w stron� gabinetu dyrektora na codzienn� narad� i postara� si� nie wspomina� tam o swojej przygodzie. Dzie� zapowiada� si� spokojnie. Papierzyska. Urz�dowe dokumenty do podpisu. Rutyna. Wr�ci� na obiad i obserwowa� �on�, kt�ra nic nie m�wi�a o lekcji jazdy. Czu�a si� troch� tak, jakby wr�ci�a do szko�y. Odczuwa�a przyjemno�� i nawet pewn� dum�, ale te� i za�enowanie. - Nie wjecha�a� na chodnik? - Dlaczego mnie o to pytasz? Nabawisz mnie kompleks�w... - Ale� nie. B�dziesz doskona�ym kierowc� i z niecierpliwo�ci� czekam, kiedy mnie zabierzesz nad Loar�... - Nie wcze�niej ni� za miesi�c. - Instruktor tak ci powiedzia�? - Egzaminatorzy robi� si� coraz bardziej wymagaj�cy i lepiej nie da� si� obla� za pierwszym razem. Dzisiaj pojechali�my na zewn�trzne bulwary. Nigdy nie przypuszcza�abym, �e jest tam tak du�y ruch, ani �e ludzie tak szybko je�d��. Ma si� wra�enie, �e... No prosz�! Jedli kurczaka, zapewne takiego jak u kobiety z autobusu. - O czym my�lisz? - O moim z�odzieju. - Aresztowa�e� z�odzieja? - Nie aresztowa�em, ale uwolni� mnie od portfela. - Z odznak�? Te� pomy�la�a o tym od razu. Powa�ny uszczerbek w bud�ecie. Co prawda, dostanie now�, na kt�rej nie b�dzie ju� wida� miedzi. - Widzia�e� go? - Tak jak ciebie. - Stary? - M�ody. Amator. Wygl�da� na... Mimowolnie Maigret coraz cz�ciej o nim my�la�. Twarz, zamiast zaciera� si� w pami�ci, stawa�a si� wyra�niejsza. Przypomina� sobie szczeg�y, o kt�rych nawet nie wiedzia�, �e je zapami�ta�, tak jak fakt, �e nieznajomy mia� g�ste brwi tworz�ce nad oczami ca�kiem poziom� kresk�. - Rozpozna�by� go? Zastanawia� si� nad tym ponad dziesi�� razy tego popo�udnia, podnosz�c g�ow� i spogl�daj�c w okno, jak gdyby dr�czy� go jaki� problem. W tym zdarzeniu, w tej twarzy i w tej ucieczce by�o co� nienaturalnego, ale jeszcze nie wiedzia� co. Za ka�dym razem zdawa�o mu si�, �e zaraz przypomni sobie jeszcze jaki� drobiazg, �e zacznie rozumie�, po czym wraca� do swych zaj��. - Dobranoc, ch�opcy... Wyszed� za pi�� sz�sta, podczas gdy w s�siednim pokoju pozosta�o z p� tuzina inspektor�w. - Dobranoc, szefie... Poszli z �on� do kina. W szufladzie znalaz� stary, br�zowy portfel, za szeroki do tylnej kieszeni spodni. Musia� wi�c go w�o�y� do marynarki. - Gdyby� go nosi� w tej kieszeni... Wr�cili pod rami�, jak zwykle. Powietrze wci�� by�o ciep�e. Nawet zapach benzyny nie wydawa� si� taki nieprzyjemny tego wieczoru. Stanowi� te� cz�� nadchodz�cej wiosny, podobnie jak zapach na wp� roztopionego asfaltu jest cz�ci� lata. Rano zn�w �wieci�o s�o�ce i �niadanie zjad� przy otwartym oknie. - Zabawne - zauwa�y�. - S� kobiety, kt�re przemierzaj� p� Pary�a autobusem, �eby zrobi� zakupy... - Mo�e z powodu �Teleksu konsument�w�... Spojrza� na �on� marszcz�c brwi. - Co wiecz�r telewizja podaje, gdzie mo�na dosta� r�ne towary po korzystnych cenach... Nie pomy�la� o tym. Jakie to proste. Straci� czas na zagadk�, kt�r� �ona rozwi�za�a w jednej chwili. - Dzi�kuj� ci... - Czy to ci pomo�e? - Przestan� si� nad tym zastanawia�. Chwytaj�c kapelusz doda� filozoficznie: - Nie my�li si� o tym, o czym si� chce... Na biurku czeka�a na niego korespondencja, z wielk� kopert� na wierzchu stosu, na kt�rej patykowatymi literami by�o napisane jego nazwisko, tytu� i adres Quai des Orf?vres. Zrozumia�, zanim j� otworzy�. Zwracano mu portfel. Kilka chwil p�niej odkry�, �e niczego w nim nie brakuje: ani odznaki, ani dokument�w, ani nawet pi��dziesi�ciu frank�w. Poza tym nic. �adnej wiadomo�ci. �adnego wyja�nienia. Poczu� si� tym ura�ony. * * * By�o troch� po jedenastej, gdy rozleg� si� dzwonek telefonu. - Kto� nalega, �eby porozmawia� z panem osobi�cie, ale odmawia podania nazwiska, panie komisarzu. Podobno spodziewa si� pan tego telefonu i by�by pan w�ciek�y, gdybym nie po��czy�. Co mam robi�? - Po��cz... I pocieraj�c zapa�k�, aby zapali� wygas�� fajk�, powiedzia�: - Halo! S�ucham? Odpowiedzia�a mu cisza i Maigret m�g�by s�dzi�, �e po��czenie zosta�o przerwane, gdyby po drugiej stronie nie s�ysza� czyjego� oddechu. - Halo... - powt�rzy�. Zn�w cisza, a� w ko�cu: - To ja... M�ski g�os, nawet dosy� niski, ale akcent m�g�by by� akcentem dziecka, kt�re waha si�, czy przyzna� do psoty. - M�j portfel? - Tak. - Nie wiedzia� pan, kim jestem? - Oczywi�cie. Inaczej... - Dlaczego pan do mnie dzwoni? - Bo musz� si� z panem zobaczy�... - Prosz� przyj�� do biura. - Nie. Nie chc� i�� na Quai des Orf?vres. - Znaj� tam pana? - Moja noga jeszcze nigdy tam nie posta�a. - Czego si� pan boi? W anonimowym g�osie czu�o si� strach. - W charakterze prywatnym... - Co w charakterze prywatnym? - Chcia�em si� z panem spotka�. To rozwi�zanie przysz�o mi do g�owy, gdy przeczyta�em pa�skie nazwisko na odznace. - Dlaczego ukrad� mi pan portfel? - Bo potrzebowa�em pieni�dzy. - A teraz? - Rozmy�li�em si�. Nie jestem jeszcze tego pewien. By�oby lepiej, gdyby przyszed� pan mo�liwie jak najszybciej, zanim zmieni� zdanie... By�o co� sztucznego w tej rozmowie i w tym g�osie, a jednak Maigret podchodzi� do sprawy z powag�. - Gdzie pan jest? - Przyjdzie pan? - Tak. - Sam? - Zale�y panu, �ebym by� sam? - Nasza rozmowa musi pozosta� mi�dzy nami. Czy mo�e mi pan to obieca�? - To zale�y. - Od czego? - Od tego, co mi pan powie. Znowu cisza, jakby g��bsza ni� na pocz�tku. - Chcia�bym, �eby da� mi pan szans�. Prosz� zauwa�y�, �e to ja do pana dzwoni�. Pan mnie nie zna. Nie ma pan �adnej mo�liwo�ci, �eby mnie odnale��. Je�li pan nie przyjdzie, nigdy si� pan nie dowie, kim jestem. To zas�uguje przecie� z pana strony na... Nie znajdowa� odpowiedniego s�owa. - Obietnic� - podsun�� mu Maigret. - Prosz� zaczeka�. Za chwil�, gdy ju� z panem porozmawiam, zostawi mi pan pi�� minut, abym m�g� znikn��, je�li pana o to poprosz�... - Nie mog� podejmowa� zobowi�za�, dop�ki nie dowiem si� czego� wi�cej. Jestem oficerem Policji Kryminalnej... - Je�eli mi pan uwierzy, wszystko potoczy si� samo. Je�li nie albo je�li b�dzie pan mia� w�tpliwo�ci, to prosz� tylko spojrze� w inn� stron�, �ebym mia� czas wyj��. Potem b�dzie pan m�g� zaalarmowa� swoich ludzi... - Gdzie pan jest? - Zgadza si� pan? - Jestem sk�onny spotka� si� z panem. - Przyjmuj�c moje warunki? - B�d� sam. - Ale niczego pan nie obiecuje? - Nie. Nie m�g� post�pi� inaczej i z pewnym niepokojem czeka� na reakcj� rozm�wcy, kt�ry znajdowa� si� w kabinie telefonicznej albo w kawiarni, gdy� w tle s�ycha� by�o jakie� odg�osy. - Decyduje si� pan? - spyta� zniecierpliwiony Maigret. - W mojej sytuacji!... To, co pisz� o panu gazety, wzbudza�oby raczej zaufanie. Czy te opowie�ci s� prawdziwe? - Jakie opowie�ci? - �e jest pan zdolny zrozumie� sprawy, kt�rych na og� policja i s�dziowie nie rozumiej�, i �e nawet w niekt�rych przypadkach... - Co nawet? - Mo�e niepotrzebnie tyle m�wi�. Sam ju� nie wiem. Czy zdarzy�o si� panu przymkn�� na co� oczy? Maigret wola� nie odpowiada�. - Gdzie pan jest? - Daleko od siedziby Policji Kryminalnej. Je�eli powiem panu od razu, b�dzie pan mia� czas, �eby kaza� mnie zatrzyma� inspektorom z dzielnicy. Jeden szybki telefon, a m�j rysopis przecie� pan ma... - Sk�d pan wie, �e pana widzia�em? - Odwr�ci�em si�. Nasze spojrzenia si� spotka�y. Dobrze pan o tym wie. Bardzo si� ba�em. - Z powodu portfela? - Nie tylko. Prosz� pos�ucha�. Niech pana zawioz� do baru �Metro�, na rogu bulwaru Grenelle i ulicy La-Motte-Picquet. Zajmie to panu mniej wi�cej p� godziny. Zawo�am pana, nie b�d� daleko i natychmiast do��cz�. Maigret otworzy� usta, ale jego rozm�wca ju� od�o�y� s�uchawk�. Komisarz by� tym r�wnie zaintrygowany, jak zirytowany, poniewa� po raz pierwszy jaki� nieznajomy rozporz�dza� nim tak bezceremonialnie, �eby nie powiedzie� cynicznie. A jednak nie potrafi� mie� o to pretensji. Podczas tej lu�nej rozmowy wyczuwa� niepok�j, ch�� doprowadzenia do zadowalaj�cego rozwi�zania, potrzeb� znalezienia si� twarz� w twarz z komisarzem, kt�ry w oczach nieznajomego jawi� si� jako jedyny mo�liwy wybawca. Przecie� ukrad� mu portfel, nie wiedz�c, kim jest! - Janvier! Masz w�z na dole? Musisz mnie zawie�� do dzielnicy Grenelle. Janvier spojrza� zdziwiony, gdy� �adna z bie��cych spraw nie ��czy�a si� z t� dzielnic�. - Prywatne spotkanie z facetem, kt�ry zwin�� mi portfel. - Odnalaz� go pan? - Portfel tak, w porannej poczcie. - A odznaka? By�bym zdziwiony, bo to co� takiego, co ka�dy chcia�by zachowa� na pami�tk�. - By�a tam odznaka, dokumenty i pieni�dze... - Czy chodzi�o o �art? - Nie. Przeciwnie. Mam wra�enie, �e to co� bardzo powa�nego. Z�odziej w�a�nie dzwoni�, �eby mi oznajmi�, �e na mnie czeka. - Czy mam panu towarzyszy�? - Do bulwaru Grenelle. Potem znikniesz, gdy� on pragnie zobaczy� si� tylko ze mn�. Jechali wzd�u� brzegu, a� do mostu Bir-Hakeim, i milcz�cy Maigret ogranicza� si� do spogl�dania na p�yn�c� Sekwan�. Wsz�dzie trwa�y prace, wznosi�y si� przeszkody i rusztowania, tak jak w roku jego przyjazdu do Pary�a. W sumie wszystko zaczyna�o si� na nowo co dziesi�� czy pi�tna�cie lat. Zawsze wtedy, gdy Pary� czu�, �e si� dusi. - Gdzie mam pana wysadzi�? - Tutaj. Znajdowali si� na rogu bulwaru Grenelle i ulicy �wi�tego Karola. - Czy mam poczeka�? - Zaczekaj p� godziny. Je�li nie b�dzie mnie z powrotem, wr�� do biura albo id� na obiad. Janvier te� by� zaintrygowany i ciekawym wzrokiem �ledzi� sylwetk� oddalaj�cego si� komisarza. S�o�ce �wieci�o z ca�ej mocy. Ale podmuchy wiatru by�y raz ciep�e, a raz ch�odniejsze, jak gdyby nieca�e powietrze mia�o dosy� czasu, �eby nabra� wiosennej temperatury. Ma�a dziewczynka sprzedawa�a fio�ki przed jedn� z restauracji. Maigret zauwa�y� z oddali naro�ny bar, nad kt�rym wznosi� si� napis �Metro�, zapalaj�cy si� z pewno�ci� wieczorem. By�o to miejsce nijakie, bez wyrazu, jeden z licznych bar�w, do kt�rych wst�puje si�, �eby kupi� papierosy, wypi� szklaneczk� przy kontuarze albo usi��� w oczekiwaniu na spotkanie. Ogarn�� spojrzeniem pomieszczenie zawieraj�ce oko�o dwudziestu stolik�w z obu stron baru, z kt�rych wi�kszo�� nie by�a zaj�ta. Oczywi�cie wczorajszego z�odzieja nie zobaczy�, wi�c poszed� usi��� w g��bi, obok okna. Zam�wi� kufel beczkowego piwa. Mimowolnie pilnowa� drzwi i ludzi, kt�rzy si� do nich zbli�ali, popychali je i podchodzili do kasy, za kt�r� na p�kach pi�trzy�y si� papierosy. W�a�nie zaczyna� si� zastanawia�, czy nie okaza� si� naiwny, gdy rozpozna� na chodniku znajom� sylwetk�, a potem twarz. M�czyzna nie patrzy� w jego stron�, rzuci� si� prosto do miedzianego baru, o kt�ry opar� si� �okciami i zam�wi�: - Jeden rum... By� podniecony. Bez ustanku niespokojnie porusza� r�kami. Nie �mia� si� odwr�ci� i niecierpliwie czeka�, �eby go obs�u�ono, jakby pilnie potrzebowa� alkoholu. Chwytaj�c kieliszek, da� znak kelnerowi, �eby nie odstawia� butelki na miejsce. - To samo... Dopiero teraz odwr�ci� si� do Maigreta. Wiedzia� ju� przed wej�ciem, gdzie usiad� komisarz. Musia� go �ledzi� z zewn�trz albo przez okno pobliskiego domu. Wygl�da� jakby przeprasza�, �e nie mo�e post�pi� inaczej, ale zaraz podejdzie. Dr��cymi wci�� r�kami odliczy� drobne monety i po�o�y� je na kontuarze. Wreszcie podszed�, chwyci� krzes�o i opad� na nie. - Ma pan papierosy? - Nie. Pal� tylko... - Fajk�, wiem. Ju� nie mam papieros�w ani pieni�dzy, �eby je kupi�. - Kelner! Paczk�... Co pan woli? - Gauloises. - Paczk� gauloises�w i kieliszek rumu. - Nie chc� rumu. Zbiera mi si� na wymioty... - Piwo? - Nie wiem. Nic rano nie jad�em ani... - Kanapk�? Na kontuarze znajdowa�o si� kilka pe�nych tac. - Nie od razu. �ciska mnie w piersiach. Pan nie mo�e zrozumie�... By� do�� dobrze ubrany - w szare flanelowe spodnie i sportow� marynark� w szkock� krat�. Jak wielu m�odych, nie nosi� krawata, lecz sweter z golfem. - Nie wiem, czy jest pan naprawd� taki, jak si� o panu... Nie patrzy� na Maigreta, tylko co chwila rzuca� mu szybkie spojrzenia, a potem znowu wlepia� wzrok w pod�og�. �ledzenie bezustannego ruchu jego d�ugich i szczup�ych palc�w by�o m�cz�ce. - Nie zdziwi� si� pan, dostaj�c z powrotem portfel? - Po trzydziestu latach w policji kryminalnej tak �atwo si� nie dziwimy. - I �e znalaz� pan w nim pieni�dze? - Bardzo ich pan potrzebowa�, prawda? - Tak. - Ile zosta�o panu w kieszeni? - Dziesi�� frank�w... - Gdzie spa� pan ostatniej nocy? - Nie k�ad�em si�. Nie jad�em r�wnie�. Pi�em za te dziesi�� frank�w. Widzia� pan przecie�, jak wydaj� reszt� bilonu. Nawet nie mia�em za co si� upi�... - Jednak mieszka pan w Pary�u - zauwa�y� Maigret. - Sk�d pan to wie? - I nawet w tej dzielnicy. Nie mieli bezpo�rednich s�siad�w i poprzestawali na m�wieniu p�g�osem. S�ycha� by�o, jak drzwi wej�ciowe ci�gle otwieraj� si� i zamykaj�. Proszono prawie zawsze to samo - o tyto� lub zapa�ki. - Jednak nie wr�ci� pan do siebie... M�czyzna zamilk� na chwil�, tak jak przy telefonie. By� blady i wyczerpany. Wyczuwa�o si�, �e robi beznadziejny wysi�ek, �eby zareagowa� i pe�en podejrzliwo�ci pr�buje przewidzie� pu�apki, kt�re mo�na by�o na niego zastawi�. - Tak w�a�nie my�la�em... - wymamrota� w ko�cu. - Co pan my�la�? - �e pan zgadnie... �e odgadnie pan mniej lub bardziej prawid�owo... i �e jak raz wpadn� w tryby... - Prosz� dalej... Nagle rozgniewa� si� i podni�s� g�os, zapominaj�c, �e obaj znajduj� si� w miejscu publicznym. - I �e jak ju� raz wpadn� w tryby, to b�d� sko�czony! Spojrza� na drzwi, kt�re w�a�nie si� otworzy�y, i komisarz przez chwil� pomy�la�, �e zn�w si� wymknie. Zapewne odczuwa� tak� pokus�. W jego ciemnych �renicach pojawi� si� przelotny b�ysk. Potem wyci�gn�� r�k� po szklank� piwa, kt�r� opr�ni� jednym haustem, wpatruj�c si� ponad ni� w swojego rozm�wc�, jakby chcia� go oceni�. - Teraz lepiej? - Jeszcze nie wiem. - Wr��my do portfela. - Dlaczego? - Poniewa� to zdecydowa�o, �e pan do mnie zadzwoni�. - I tak nie by�o tego dosy�. - Nie by�o dosy� pieni�dzy? Na co? - �eby zwia�... �eby wyjecha� byle gdzie, do Belgii albo do Hiszpanii... Po czym, na nowo nieufny, spyta�: - Przyszed� pan sam? - Nie umiem prowadzi�. Przywi�z� mnie jeden z moich inspektor�w i czeka na rogu ulicy �wi�tego Karola. M�czyzna podni�s� gwa�townie g�ow�. - Ustali� pan moj� to�samo��? - Nie. Nie mamy pa�skiego zdj�cia w naszych aktach. - Przyznaje pan, �e go szuka�? - Oczywi�cie. - Dlaczego? - Z powodu mojego portfela, a zw�aszcza odznaki. - Dlaczego zatrzyma� si� pan w�a�nie na rogu ulicy �wi�tego Karola? - Bo to o dwa kroki st�d i przeje�d�ali�my tamt�dy. - Nie dosta� pan raportu? - Na jaki temat? - Nic si� nie wydarzy�o na ulicy �wi�tego Karola? Maigret z trudem �ledzi� kolejne zmiany wyrazu twarzy m�odego cz�owieka. Rzadko widzia� kogo� tak niespokojnego, tak um�czonego, czepiaj�cego si� uparcie, B�g raczy wiedzie� jakiej, nadziei. Ba� si�! To by�o oczywiste! Ale czego? - Komisariat pana nie zaalarmowa�? - Nie. - Przysi�ga pan? - Przysi�gam tylko przed �aw� przysi�g�ych. Wydawa�o si�, �e jego spojrzenie chcia�o przenikn�� komisarza na wskro�. - Jak pan s�dzi, dlaczego prosi�em pana o przyj�cie? - Poniewa� potrzebuje mnie pan. - Z jakiego powodu? - Gdy� jest pan w opa�ach i nie wie, jak si� z nich wydosta�. - To nieprawda. G�os by� stanowczy. Nieznajomy podni�s� g�ow�, jakby mu ul�y�o. - To nie ja wpakowa�em si� w tarapaty i nie zawaham si� tego przysi�c przed s�dem przysi�g�ych. Jestem niewinny, s�yszy pan? - Nie tak g�o�no. Rzuci� okiem wok� siebie. M�oda kobieta przesun�a szmink� po wargach, spogl�daj�c w lusterko, potem odwr�ci�a si� w stron� ulicy z nadziej�, �e pojawi si� ten, na kt�rego czeka�a. Dwaj m�czy�ni w �rednim wieku, nachyleni nad stolikiem, wymieniali uwagi prawie szeptem i po kilku s�owach, kt�re Maigret raczej odgad�, ni� us�ysza�, zrozumia�, �e chodzi o wy�cigi. - Prosz� mi powiedzie�, kim pan jest i dlaczego twierdzi pan, �e jest niewinny... - Nie tutaj. Za chwil�. - Gdzie? - U mnie. Czy mog� zam�wi� jeszcze jedno piwo? B�d� w stanie zaraz panu zwr�ci�, chyba �e... - Chyba �e co? - �e jej torebka... No wi�c... Piwo? - Kelner! Dwa piwa... I prosz� mi powiedzie�, ile jestem winien? M�ody cz�owiek wytar� czo�o dosy� jeszcze czyst� chusteczk�. - Dwadzie�cia cztery lata? - spyta� komisarz. - Dwadzie�cia pi��. - Od dawna jest pan w Pary�u? - Pi�� lat. - �onaty? Unika� pyta� zbyt osobistych, zbyt natarczywych. - By�em... Dlaczego pan o to pyta? - Nie nosi pan obr�czki. - Dlatego, �e gdy si� �eni�em, nie by�em dosy� bogaty. Zapali� drugiego papierosa. - W�a�ciwie wszystkie �rodki ostro�no�ci, kt�re przedsi�wzi��em, nic nie dadz�. - Jakie �rodki? - Dotycz�ce pana. Cokolwiek zrobi�, ma mnie pan w r�ku. Nawet je�li spr�bowa�bym wymkn�� si� panu, teraz, gdy mi si� pan przyjrza� i gdy pan wie, �e jestem z tej dzielnicy... U�miechn�� si� gorzko z ironi�, kt�r� kierowa� do siebie samego. - Zawsze chc� przedobrzy�. Czy pa�ski inspektor, ten z samochodu, jest ci�gle na ulicy �wi�tego Karola? Maigret spojrza� na zegar elektryczny. Wskazywa� za trzy dwunast�. - Albo przed chwil� odjecha�, albo odjedzie, poniewa� prosi�em, �eby poczeka� na mnie p� godziny, a potem, je�eli nie wr�c�, poszed� na obiad. - To ju� niewa�ne, prawda? Maigret nic nie odpowiedzia� i gdy jego towarzysz wsta�, poszed� za nim. Skierowali si� obaj w stron� ulicy �wi�tego Karola, na rogu kt�rej wznosi� si� du�y nowoczesny budynek. Przeszli na drug� stron� przej�ciem dla pieszych i zag��bili si� w ulic�. M�czyzna zatrzyma� si� na �rodku chodnika. Otwarta brama umo�liwia�a wst�p na podw�rko wielkiej kamienicy przy bulwarze Grenelle. Pod jednym ze sklepie� wida� by�o motorowery i w�zki dzieci�ce. - To tutaj pan mieszka? - Prosz� pos�ucha�, komisarzu... By� bledszy i jeszcze bardziej zdenerwowany ni� poprzednio. - Czy kiedy� ju� zaufa� pan komu�, gdy wszystkie dowody przemawia�y przeciwko niemu? - Zdarza�o si�. - Co pan o mnie my�li? - �e jest pan dosy� skomplikowany i �e brak mi zbyt wielu element�w, �eby pana os�dzi�. - Czy b�dzie mnie pan os�dza�? - Nie to chcia�em powiedzie�. Powiedzmy, �eby wyrobi� sobie opini�. - Czy wygl�dam na kanali�? - Na pewno nie. - Na cz�owieka zdolnego do... Nie... Chod�my... lepiej sko�czy� z tym natychmiast. Wci�gn�� Maigreta na podw�rko i zaprowadzi� w kierunku lewego skrzyd�a budynk�w, gdzie na parterze wida� by�o szereg drzwi. - Nazywaj� to kawalerkami... - wymamrota� nieznajomy. Wyci�gn�� klucz z kieszeni. - Zmusi mnie pan, �ebym wszed� pierwszy... Zrobi� to, bez wzgl�du na to, ile mia�oby mnie to kosztowa�... Je�eli zemdlej�... Pchn�� d�bowe lakierowane drzwi. Prowadzi�y do male�kiego przedpokoju. Otwarte po prawej ukazywa�y �azienk� z tak zwan� kr�tk�, siedz�c� wann�. Panowa� tam ba�agan. Po posadzce wala�y si� r�czniki. - Prosz� otworzy�, dobrze? M�ody m�czyzna wskaza� Maigretowi drugie, zamkni�te drzwi, kt�re znajdowa�y si� przed nimi. Komisarz zrobi� to, o co go proszono. M�czyzna nie uciek�. Chocia�, mimo otwartego okna, od�r by� odra�aj�cy. Obok tapczanu, zamienianego na noc w ��ko, rozci�gni�te na maroka�skim dywanie w r�nokolorowe wzory, le�a�o cia�o kobiety, a wok� niego kr��y�y niebieskie, brz�cz�ce muchy. II - Ma pan telefon? By�o to pytanie, kt�re Maigret zada� odruchowo, gdy� widzia� aparat na �rodku pokoju, mniej wi�cej o metr od cia�a. - B�agam pana - wyszepta� jego towarzysz, opieraj�c si� o futryn� drzwi. Wyczuwa�o si�, �e jest u kresu si�. Komisarz te� nie mia� nic przeciw opuszczeniu pokoju, gdzie od�r �mierci by� nie do zniesienia. Popchn�� m�odzie�ca na zewn�trz i zamkn�� drzwi. Chwil� trwa�o, zanim wr�ci� do rzeczywisto�ci. Dzieci wraca�y ze szko�y, wymachuj�c teczkami. Wi�kszo�� okien w wielkim budynku by�a otwarta. S�ycha� by�o r�wnocze�nie kilka stacji radiowych, g�osy, muzyk�, kobiety wo�aj�ce m��w lub syn�w. Na pierwszym pi�trze kanarek podskakiwa� w swojej klatce, gdzie indziej suszy�a si� bielizna. - B�dzie pan wymiotowa�? Potrz�sn�� g�ow� na znak, �e nie, ale nie �mia� jeszcze otworzy� ust. R�koma trzyma� si� za klatk� piersiow�. Twarz mia� blad�. S�dz�c po niemal konwulsyjnych ruchach palc�w i dr�eniu warg, by� na skraju za�amania nerwowego. - Prosz� si� nie spieszy�... Niech pan nic nie m�wi... Czy chce pan, �eby�my poszli napi� si� czego� do kawiarni na rogu?... Ten sam gest odmowy. - To pa�ska �ona, prawda? Jego oczy m�wi�y, �e tak. Otworzy� w ko�cu usta, aby prze�kn�� �yk powietrza, co uda�o mu si� dopiero po d�u�szej chwili, jak gdyby nerwy mia� zawi�zane na sup�y. - Czy by� pan tu, gdy to si� sta�o? - Nie... Zdo�a� jednak wyszepta� t� sylab�. - Kiedy widzia� j� pan po raz ostatni? - Przedwczoraj... W �rod�... - Rano? Wieczorem? - P�nym wieczorem... Szli jak automaty przez wielkie nas�onecznione podw�rko, wok� kt�rego we wszystkich pomieszczeniach budynku ludzie wiedli swoje codzienne �ycie. Wi�kszo�� w�a�nie siada�a do sto�u albo mia�a niebawem to uczyni�. S�ycha� by�o strz�py zda�: - Umy�e� r�ce? - Uwaga... To bardzo gor�ce... W wiosennym powietrzu mo�na by�o czasem rozr�ni� kuchenne zapachy, zw�aszcza zapach gotowanych por�w. - Czy wie pan, w jaki spos�b zmar�a? M�ody m�czyzna uczyni� tylko gest potwierdzenia, poniewa� znowu brakowa�o mu tchu. - Gdy wr�ci�em... - Chwileczk�... Opu�ci� pan mieszkanie w �rod� p�nym wieczorem... Niech si� pan nie zatrzymuje... Stanie w miejscu nic panu nie da... Oko�o kt�rej? - Jedenastej... - Czy �ona �y�a? Zostawi� j� pan w szlafroku? - Jeszcze si� nie rozebra�a... - Pracuje pan w nocy? - Musia�em gdzie� zdoby� pieni�dze... Koniecznie ich potrzebowali�my... Szli obaj, zerkaj�c odruchowo na otwarte okna, sk�d ludzie spogl�dali na nich, zastanawiaj�c si� zapewne, dlaczego tak spaceruj� w t� i z powrotem. - Dok�d pan szed� szuka� pieni�dzy? - Do przyjaci�... Wsz�dzie po trochu... - Nie dosta� pan? - Nie... - Czy jacy� przyjaciele widzieli pana? - W Vieux-Pressoir, tak... Zosta�o mi ze trzydzie�ci frank�w w kieszeni... Wst�powa�em do rozmaitych miejsc, w kt�rych mia�em szans� spotka� koleg�w... - Pieszo? - Samochodem... Zostawi�em go dopiero na rogu ulic Franciszka I i Marbeuf, gdy zabrak�o mi benzyny... - Co robi� pan potem? - Spacerowa�em... Maigret mia� przed sob� wyczerpanego, nadwra�liwego ch�opca, z nerwami na wierzchu. - Jak d�ugo nic pan nie jad�? - Wczoraj zjad�em dwa jajka na twardo w pewnym bistro... - Chod�my... - Nie jestem g�odny... Je�eli ma pan zamiar zabra� mnie na obiad, to z g�ry pana uprzedzam, �e... Nie s�uchaj�c go, Maigret ruszy� w stron� bulwaru Grenelle i wszed� do ma�ej restauracji, gdzie by�o kilka wolnych stolik�w. - Dwa steki i frytki - zam�wi�. Nie by� g�odny, ale ten cz�owiek potrzebowa� po�ywienia. - Jak si� pan nazywa? - Ricain... Fran�ois Ricain... Niekt�rzy nazywaj� mnie Francis... W�a�nie moja �ona... - Prosz� pos�ucha�, Ricain... Musz� wykona� dwa lub trzy telefony... - �eby wezwa� koleg�w? - Musz� przede wszystkim uprzedzi� dzielnicowego komisarza policji, a potem powiadomi� prokuratur�... Obiecuje pan, �e si� st�d nie ruszy? - A dok�d mia�bym p�j��? - odpar� z gorycz� Ricain. - I tak mnie pan aresztuje i wsadzi do wi�zienia... Nie znios� tego... Wola�bym... Nie doko�czy�, ale �atwo by�o zrozumie�, o czym my�li. - Kelner, p� butelki czerwonego bordeaux... Maigret podszed� do kasy, aby wzi�� �etony. Jak si� tego spodziewa�, komisarz dzielnicowy wyszed� na obiad. - Czy chce pan, �ebym go natychmiast zawiadomi�? - O kt�rej ma wr�ci�? - Ko�o drugiej... - Prosz� mu powiedzie�, �e b�d� na niego czeka� pi�tna�cie po drugiej na ulicy �wi�tego Karola, przed bram� kamienicy na rogu bulwaru Grenelle... W prokuraturze dotar� jedynie do jakiego� urz�dnika ni�szego szczebla. - Wydaje si�, �e na ulicy �wi�tego Karola zosta�a pope�niona zbrodnia... Prosz� zanotowa� adres... Gdy wr�ci kt�ry� z zast�pc�w, prosz� mu powiedzie�, �e o drugiej pi�tna�cie b�d� przed bram�... Na koniec zatelefonowa� do siedziby Policji Kryminalnej, gdzie zg�osi� si� Lapointe. - Czy m�g�by� przyj�� za godzin� na ulic� �wi�tego Karola? Uprzed� koniecznie laboratorium. Niech b�d� oko�o drugiej pod tym samym adresem... i zabior� co trzeba do dezynfekcji pokoju, w kt�rym panuje taki od�r spowodowany rozk�adem zw�ok, �e nie mo�na wej��... Zawiadom r�wnie� lekarza s�dowego... Nie wiem, kto ma dzisiaj dy�ur... Do zobaczenia niebawem... Usiad� z powrotem naprzeciw Ricaina, kt�ry nie poruszy� si� i spogl�da� wok� siebie, jakby nie mog�c uwierzy�, �e to na co patrzy jest rzeczywiste. Restauracja by�a skromna. Wi�kszo�� klient�w pracowa�a w tej samej dzielnicy i jad�a samotnie, przegl�daj�c gazety. Podano befsztyki i dosy� chrupi�ce frytki. - Co teraz b�dzie? - spyta� m�ody m�czyzna, chwytaj�c odruchowo widelec. - Zaalarmowa� pan wszystkich? Zacznie si� wielki cyrk? - Nie przed drug�... Do tej pory mamy czas, �eby porozmawia�... - Ja nic nie wiem... - Zawsze si� my�li, �e si� nic nie wie... Nie nale�a�o go pogania�. Po chwili, gdy Maigret podni�s� do ust kawa�ek mi�sa, Francis Ricain zacz�� bezwiednie kroi� sw�j befsztyk. Wcze�niej oznajmi�, �e nie b�dzie zdolny do jedzenia. Tymczasem nie tylko jad�, ale i pi�. Kilka minut p�niej komisarz musia� zam�wi� drugie p� butelki. - Nie potrafi pan jednak zrozumie�... - Ze wszystkich zda�, kt�re ludzie wypowiadaj�, to s�ysza�em w mojej karierze najcz�ciej... Tymczasem przynajmniej dziewi�� razy na dziesi�� rozumia�em... - Wiem... B�dzie pan ze mnie wszystko wyci�ga�... - Wi�c jest co� do wyci�gania? - Prosz� nie �artowa�... Widzia� pan, tak jak ja... - Z t� r�nic�, �e pan ogl�da� ju� raz ten widok. Zgadza si�? - Oczywi�cie. - Kiedy? - Wczoraj, oko�o czwartej nad ranem. - Chwileczk�, niech uporz�dkuj� my�li. Przedwczoraj, to znaczy w �rod�, opu�ci� pan swoje mieszkanie oko�o jedenastej wieczorem, zostawiaj�c w nim �on�... - Sophie nalega�a, �eby i�� ze mn�. Zmusi�em j� do pozostania, gdy� nie lubi� doprasza� si� o pieni�dze w jej obecno�ci. Wygl�da�oby tak, jakbym si� ni� pos�ugiwa�... - Dobrze. Pojecha� pan samochodem. Jaki to samoch�d? - Triumph z odkrywanym dachem. - Je�eli a� tak pilnie potrzebowa� pan pieni�dzy, dlaczego go pan nie sprzeda�? - Gdy� nie dano by mi za niego nawet stu frank�w. Ta stara gablota, kupiona okazyjnie, przesz�a przez wiele r�k. Ledwo si� trzyma na tych swoich czterech k�kach... - Szuka� pan przyjaci� mog�cych po�yczy� panu pieni�dze i nie znalaz� pan nikogo? - Ci, kt�rych znalaz�em, byli prawie tak samo sp�ukani jak ja... - Wr�ci� pan na piechot�, o czwartej nad ranem. Zapuka� pan? - Nie. Otworzy�em drzwi kluczem... - Pi� pan? - Tak, kilka kieliszk�w. W nocy wi�kszo�� ludzi, z kt�rymi przestaj�, przebywa w barach lub w kabaretach... - By� pan pijany? - Nie a� tak... - Za�amany? - Nie wiedzia�em ju�, co pocz��... - Czy pa�ska �ona mia�a pieni�dze? - Nie wi�cej ni� ja... Musia�o jej zosta� w torebce ze dwadzie�cia lub trzydzie�ci frank�w... - Prosz� m�wi� dalej... Kelner! Jeszcze raz frytki... - Le�a�a na pod�odze... Wygl�da�a tak, jakby brakowa�o jej p� twarzy... Zdaje si�, �e widzia�em m�zg... Odepchn�� talerz, wypi� �apczywie czwarty kieliszek wina. - Przepraszam... Wo�a�bym o tym nie m�wi�... - Czy mia� pan w mieszkaniu bro�? Ricain siedzia� nieruchomo i wpatrywa� si� w Maigreta, jak gdyby nadesz�a prze�omowa chwila. - Rewolwer? Automat? - Tak. - Automat? - M�j... Browning 6,35, wyprodukowany w Herstal... - Jak to si� sta�o, �e posiada� pan bro�? - Oczekiwa�em tego pytania... I na pewno mi pan nie uwierzy... - Przecie� nie kupi� jej pan u rusznikarza? - Nie... Nie mia�em �adnego powodu, �eby kupowa� pistolet... Pewnej nocy byli�my z kilkoma przyjaci�mi w ma�ej restauracji w La Villette... Du�o wypili�my... Chcieli�my uchodzi� za niebezpieczne typki... Zaczerwieni� si�. - Zw�aszcza ja... Pozostali to panu potwierdz�... To taka mania... Gdy wypij�, uwa�am si� za wspania�ego faceta... Przy��czyli si� do nas jacy� nieznajomi... Wie pan, jak to si� zdarza nad ranem... To by�o zim�, dwa lata temu... Nosi�em kanadyjk� na baranku... Sophie by�a ze mn�. Ona te� pi�a, ale nigdy nie traci�a ca�kiem g�owy... Nast�pnego dnia, ko�o po�udnia, gdy chcia�em w�o�y� moj� kurtk�, znalaz�em w kieszeni automat... �ona powiedzia�a, �e kupi�em go poprzedniej nocy mimo jej sprzeciwu. Podobno utrzymywa�em, �e musz� koniecznie zastrzeli� kogo�, kto ma do mnie o co� pretensje... Powtarza�em: �Albo on, albo ja, rozumiesz, stary...� Maigret zapali� fajk� i spogl�da� na m�czyzn�, nie daj�c jednak po sobie pozna�, co o tym my�li. - Rozumie pan? - Prosz� m�wi� dalej... Sko�czyli�my na czwartku, o czwartej rano. Przypuszczam, �e nikt nie widzia�, jak wraca pan do domu? - Oczywi�cie. - I nikt nie widzia�, jak pan wychodzi ponownie? - Nikt... - Co zrobi� pan z broni�? - Sk�d pan wie, �e si� jej pozby�em? Komisarz wzruszy� ramionami. - Nie wiem, dlaczego to zrobi�em... Zrozumia�em, �e zostan� oskar�ony... - Dlaczego? Ricain spojrza� na rozm�wc� ze zdumieniem. - To naturalne, prawda?... Tylko ja mia�em klucz... Pos�u�ono si� broni�, kt�ra nale�a�a do mnie i kt�r� trzyma�em w szufladzie komody... Zdarza�o si�, �e k��cili�my si� z Sophie... Chcia�a, �ebym wzi�� jak�� sta�� prac�... - Jaki ma pan zaw�d? - O ile mo�na nazwa� to zawodem... Jestem dziennikarzem, ale nie zwi�zanym z �adnym konkretnym pismem... Inaczej m�wi�c, umieszczam swoje teksty, gdzie si� da, zw�aszcza krytyki filmowe... Jestem r�wnie� asystentem re�ysera. Pisz� dialogi, gdy nadarza si� okazja... - Wrzuci� pan browning do Sekwany? - Troch� poni�ej mostu Bir-Hakeim... Potem spacerowa�em. .. - Czy w dalszym ci�gu szuka� pan przyjaci�? - Ju� nie mia�em odwagi... Kto� m�g� us�ysze� wystrza� i zatelefonowa� na policj�... Sam nie wiem... W takich chwilach nie zawsze post�puje si� zgodnie z logik�... My�la�em, �e b�d� mnie �ciga�... �e zostan� oskar�ony i wszystko b�dzie przemawia� przeciw mnie. Nawet fakt, �e b��ka�em si� przez cz�� nocy... �e pi�em... W dalszym ci�gu poszukiwa�em pierwszego lepszego otwartego baru... Gdy wreszcie znalaz�em, w okolicy Vaugirard, opr�ni�em, jeden po drugim, a� trzy kieliszki rumu... Gdyby mi zadawano pytania, nie by�bym w stanie odpowiedzie� jasno... By�em pewien, �e si� zap�acz�... �e zamkn� mnie w celi... A ja cierpi� na klaustrofobi�, tak �e nawet nie mog� je�dzi� metrem... Sama my�l o wi�zieniu, o olbrzymich zasuwach w drzwiach... - Czy to klaustrofobia podda�a panu my�l o ucieczce za granic�? - Sam pan widzi, �e mi pan nie wierzy... - Mo�e wierz�. - Trzeba znale�� si� w takiej sytuacji jak moja, �eby si� dowiedzie�, co cz�owiekowi przychodzi do g�owy... Nie my�li si� logicznie... Nie by�bym zdolny powiedzie� panu, przez jakie dzielnice szed�em... Odczuwa�em nieprzepart� potrzeb� chodzenia, byle jak najdalej od Grenelle, gdzie jak sobie wyobra�a�em, ju� mnie na pewno szukali. Przypominam sobie, �e zauwa�y�em Dworzec Montparnasse, �e napi�em si� bia�ego wina na bulwarze �wi�tego Micha�a... Mo�e to w�a�nie Dworzec Montparnasse... Chodzi�o mi nie tyle o to, �eby uciec... ale �eby zyska� na czasie i nie by� przes�uchiwanym w stanie, w jakim si� znajdowa�em... W Belgii czy te� gdzie indziej m�g�bym przeczeka�... M�g�bym przeczyta� w gazetach o post�pach �ledztwa... M�g�bym dowiedzie� si� o szczeg�ach, kt�rych nie zna�em, a kt�re pozwoli�yby mi broni� si�... Maigret nie m�g� powstrzyma� si� od u�miechu wobec takiego po��czenia sprytu i naiwno�ci. - Co pan robi� na placu Republiki? - Nic... Dotar�em tam, tak jak m�g�bym dotrze� gdzie indziej... W kieszeni zosta� mi banknot dziesi�ciofrankowy... Przepu�ci�em trzy autobusy... - Bo by�y to pojazdy ca�kiem zamkni�te? - Nie wiem... Przysi�gam panu, panie komisarzu, �e nie wiem... Potrzebowa�em pieni�dzy na poci�g... Wsiad�em na platform�... By�o du�o ludzi i stali�my bardzo �ci�ni�ci... Zobaczy�em pana od ty�u... W pewnej chwili cofn�� si� pan i o ma�o nie straci� r�wnowagi... Zauwa�y�em portfel, kt�ry wystawa� panu z kieszeni... Schwyci�em go bez zastanowienia. Podnosz�c za� g�ow�, zobaczy�em utkwiony we mnie wzrok kobiety... Zastanawia�em si�, dlaczego nie wszcz�a alarmu... Wyskoczy�em w biegu... Na szcz�cie znajdowali�my si� na bardzo ruchliwej ulicy, z pl�tanin� w�skich uliczek wok�... Zacz��em biec... Potem szed�em... - Kelner, dwie napoleonki... By�o wp� do drugiej. Za czterdzie�ci pi�� minut sprawiedliwo�� przybierze swoje zwyk�e oblicze i kawalerk� na ulicy �wi�tego Karola zape�ni� osoby urz�dowe, a policjanci b�d� trzyma� ciekawskich na odleg�o��. - Co pan ze mn� zrobi? Maigret nie odpowiedzia� od razu z tej prostej przyczyny, �e jeszcze nie podj�� decyzji. - Aresztuje mnie pan?... Zdaj� sobie spraw�, �e nie mo�e pan post�pi� inaczej, mimo to przysi�gam raz jeszcze, �e... - Prosz� je��... Napije si� pan kawy? - Dlaczego pan to robi? - A co ja robi� takiego nadzwyczajnego? - Zmusza mnie pan do jedzenia i picia... Nie pogania mnie pan, lecz przeciwnie, s�ucha cierpliwie... Czy nie nazywacie tego przes�uchaniem dla zamydlenia oczu? Maigret u�miechn�� si�. - Niezupe�nie... Pr�buj� jedynie troch� uporz�dkowa� fakty... - I nak�oni� mnie do m�wienia... - Tak bardzo nie nalega�em... - Czuj� si� troch� lepiej... Zjad� napoleonk�, jakby tego nie zauwa�aj�c, i zapali� papierosa. Na twarzy pojawi�y mu si� znowu lekkie kolory. - Tylko nie jestem w stanie tam wr�ci�, ogl�da�... wdycha�... - A ja? - To pa�ski zaw�d... I nie chodzi o pa�sk� �on�... Przechodzi� gwa�townie od ob��du do zdrowego rozs�dku, od za�lepienia i paniki do przenikliwo�ci w rozumowaniu. - Dziwne z pana zwierz�... - Dlatego, �e jestem szczery? - Mnie te� nie zale�y, �eby pl�ta� si� pan po mieszkaniu podczas ogl�dzin prokuratury. A jeszcze mniejsz� mam ochot�, �eby dziennikarze n�kali pana pytaniami... Gdy moi inspektorzy przyjad� na ulic� �wi�tego Karola - w�a�ciwie to powinni ju� tam na nas czeka� - ka�� zawie�� pana na Quai des Orf?vres... - Do celi? - Do mojego gabinetu, gdzie grzecznie pan na mnie poczeka... - A potem? Co stanie si� potem? - To b�dzie zale�a�o... - Co ma pan nadziej� odkry�? - Nie mam poj�cia... Wiem mniej od pana, gdy� nie ogl�da�em cia�a z bliska i nie widzia�em broni... Ca�ej rozmowie towarzyszy�y odg�osy kieliszk�w, widelc�w, szepty, krz�tanina kelnera i wysoki d�wi�k dzwonka kasowego. S�o�ce pada�o na przeciwleg�y chodnik, wobec czego cienie przechodni�w by�y kr�tkie i szerokie. Samochody i autobusy przeje�d�a�y jedne za drugimi, trzaska�y drzwiczki. Wychodz�c z restauracji obaj m�czy�ni jakby si� zawahali. W k�cie bistra byli przez d�ug� chwil� oddzieleni od innych, od tocz�cego si� �ycia, ha�as�w, g�os�w, znajomych widok�w. - Wierzy mi pan? Ricain postawi� pytanie, nie �mi�c spojrze� na Maigreta. - Nie nadesz�a jeszcze chwila, �eby wierzy� czy nie. Prosz�! Tam s� moi ludzie... Na ulicy �wi�tego Karola dostrzeg� jeden z czarnych woz�w Policji Kryminalnej oraz furgonetk� laboratorium kryminalistyki. W ma�ej grupie os�b rozmawiaj�cych na chodniku rozpozna� Lapointe�a. Znajdowa� si� tam tak�e gruby Torrence i to jemu komisarz powierzy� m�czyzn�. - Zawie� go na Quai. Umie�� w moim gabinecie, zosta� z nim i nie zdziw si�, je�eli za�nie. Od dw�ch nocy nie zmru�y� oka. * * * Nieco po drugiej wida� by�o, jak podje�d�a furgonetka s�u�b sanitarnych Pary�a, gdy� Moers i jego ludzie nie dysponowali koniecznym sprz�tem. Na podw�rku, przed drzwiami kawalerek czeka�y ju� grupki m�czyzn, obserwowane z uwag� przez ciekawskich, kt�rych umundurowana policja trzyma�a na odleg�o��. Zast�pca prokuratora Dreville i s�dzia �ledczy Camus rozmawiali z Pigetem, komisarzem policji z XV dzielnicy. Wa�nie wstali od sto�u po mniej lub bardziej sutym obiedzie, a poniewa� prace dezynfekcyjne przeci�ga�y si�, spogl�dali od czasu do czasu na zegarki. Lekarzem s�dowym by� doktor Delaplanque, stosunkowo nowy w zawodzie. Maigret go lubi� i zada� mu kilka pyta�. Mimo odoru i much Delaplanque nie zawaha� si� dokona� ju� w pokoju pierwszych ogl�dzin. - Nied�ugo b�d� m�g� poda� panu troch� wi�cej szczeg��w. M�wi� mi pan o pistolecie 6,35 i to mnie dziwi, gdy� przysi�g�bym, �e rana zosta�a zadana za pomoc� broni du�ego kalibru. - Odleg�o��? - Na pierwszy rzut oka nie ma obw�dki ani osadu z prochu. �mier� nast�pi�a natychmiast lub prawie natychmiast, albowiem kobieta utraci�a bardzo ma�o krwi. Kim ona w�a�ciwie by�a? - �on� m�odego dziennikarza... Dla nich wszystkich, tak jak dla Moersa i specjalist�w z wydzia�u ustalania to�samo�ci, stanowi�o to codzienn� prac�, wykonywan� bez �adnych wzrusze�. Czy� nieco wcze�niej, nie mo�na by�o us�ysze�, jak jeden z pracownik�w s�u�b miejskich wykrzykn�� wchodz�c do kawalerki: - Ale� cuchnie ta dziwa! Niekt�re kobiety trzyma�y na r�ku dzieci. Inne, starannie ulokowane, �eby wszystko widzie�, tkwi�y w oknach, nie ruszaj�c si� z miejsca. Opiera�y si� na �okciach i z mieszkania do mieszkania wymienia�y mi�dzy sob� uwagi. - Jest pani pewna, �e to nie ten najgrubszy? - Nie, tego najgrubszego nie znam... Chodzi�o o Lourtie�ego. Tymczasem obie kobiety szuka�y oczyma Maigreta. - O prosz�! To ten, co pali fajk�... - Dw�ch pali fajk�... - Nie ten m�odziutki, oczywi�cie... Ten drugi... Zbli�a si� do funkcjonariuszy z Pa�acu Sprawiedliwo�ci. Zast�pca prokuratora Dreville spyta� komisarza: - Wie pan, o co tu chodzi? - Zmar�a m�oda, dwudziestodwuletnia kobieta, Sophie Ricain, z domu Le Gal, pochodz�ca z Concarneau, gdzie jej ojciec jest zegarmistrzem... - Zawiadomiono go? - Jeszcze nie... Zaraz si� tym zajm�... - M�atka? - Od trzech lat, �ona Fran�ois Ricaina, m�odego dziennikarza, po trochu filmowca, kt�ry pr�buje szcz�cia w Pary�u... - Gdzie on teraz jest? - W moim gabinecie. - Podejrzewa go pan? - Do tej chwili nie. Nie jest w stanie asystowa� przy wizji lokalnej prokuratury i tylko by nam zawadza�. - Gdzie by� w chwili zbrodni? - Nikt nie zna chwili zbrodni. - A pan, doktorze, nie mo�e ustali� jej w przybli�eniu? - Nie teraz... By� mo�e, dzi�ki sekcji zw�ok, je�eli dowiem si�, o kt�rej ofiara zjad�a ostatni posi�ek i z czego si� sk�ada�. - S�siedzi? - Jak pan widzi, kilkoro z nich nas obserwuje. Jeszcze z nimi nie rozmawia�em, ale nie s�dz�, �eby mieli co� ciekawego do powiedzenia. Prosz� zauwa�y�, �e do t