13116

Szczegóły
Tytuł 13116
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

13116 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 13116 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

13116 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Jan Lecho� W mym sercu jak w bursztynie Wyb�r wierszy i przek�ad�w poetyckich oraz dramaty poetyckie Wyb�r i wst�p Beata Dorosz Jana Lechonia legenda bogata w sprzeczno�ci �Lechonia zna�em od dziecka � wspomina� przyjaciel i poeta, Stanis�aw Bali�ski. � Byli tak biedni, �e m�wi�o si� u pa�stwa Wasiuty�skich (Aleksander Wasiuty�ski by� rektorem Politechniki), a przychodzili tam wieczorem na lekcje �piewu synowie r�nych ludzi, w�r�d nich dw�ch braci Serafinowi-cz�w � �e mieli jedn� par� but�w na dwie osoby"1. P�niej te� nie by�o lepiej, skoro oko�o 1917�18 roku rodzina �z braku funduszy" zmuszona by�a sto�owa� si� w miejskiej garkuchni2. Urodzony w rodzinie o szlacheckich korzeniach, kultywuj�cej �ywe tradycje patriotyczne, si�gaj�ce dziada � oficera w armii napoleo�skiej, nie zazna� ju� splendor�w wynikaj�cych z pochodzenia czy posiadanego maj�tku. Przeciwnie, oboje rodzice � urz�dnik i nauczycielka � borykali si� z codziennymi k�opotami, zw�aszcza finansowymi, by utrzyma� i nale�ycie wykszta�ci� trzech syn�w (Leszek mia� starszego brata, Zygmunta, i m�odszego - Wac�awa). Po latach z�o�y� poeta wzru- szaj�ce �wiadectwo tego trudu rodzic�w w wierszu Mokotowska pi�tna�cie: 1 S. Bali�ski: Moj� prawd� jest moja pami��, �Tw�rczo��" 1983 nr 5. 2 J. A. Kosi�ski: Album rodzinne Jana Lechonia, Warszawa 1993. Beata Doros^ [...] mnie zdaje si� tylko, �e znowu si� otworzy nasz pok�j dziecinny I powiem: �Ja st�d przecie� wyszed�em przed chwilk�". To przecie� moja Matka szyje r�k� drobn� I widz� pochylony cie� Ojca na �cianie, Co nocami odrabia robot� osobn�, Za kt�r� dla nas wszystkich ma kupi� ubranie. I w�a�nie wtedy - mi�dzy wyprawami do garkuchni i rozmowami o codziennych problemach � powstawa�y wiersze, kt�re z�o�y�y si� p�niej na debiutancki tom Karma^ynouy poemat, zw�aszcza Mochnacki, kt�ry �powtarzany na niezliczonych wieczorach poetyckich w Warszawie, budzi� za ka�dym razem taki sam dreszcz w�r�d s�uchaczy jak ten, co w wierszu �szed� po sali� s�uchaj�cej koncertu w Metzu"3. To w�a�nie wtedy rodzi�a si� legenda Lechonia, w kt�rej prawdziwe fakty z �ycia poety z biegiem lat obrasta�y dodatkowo plotk� i zmy�leniem, po�rednio wp�ywaj�c tak�e na �ywsze zainteresowanie jego tw�rczo�ci� i czyni�c j� jeszcze bardziej atrakcyjn�. Za spraw� fascynuj�cej osobowo�ci m�odziutkiego poety ten nader skromny dom jego rodzic�w wpisa� si� w towarzysk� panoram� Warszawt' jako sta�y i wa�ny jej element. W niewielkim mieszkaniu na Przyrynku, gdzie � jak z�o�liwie wspominaj� niekt�rzy go�cie � trzeba by�o od str�a po�ycza� klucz do wyg�dki w podw�rku, odbywa�y si� co najmniej raz w roku przyj�cia, kt�re przesz�y do towarzysko-literackiej legendy, bo �m�odociany Lecho� [...] umia� tak oczarowa� sob� ludzi (i to nieraz luminarzy sztuki i nauki), �e wyprawa do jego domu na przedmie�ciu Warszawy wydawa�a im si� warta fatygi"4. A korow�d znakomitych go�ci bywa� naprawd� impo- nuj�cy. �Na przyj�ciach spotykali si� pisarze obu pokole�, arty�ci i sfery rz�dowe"5. 3 J. Sakowski: �a�obny pas lity. W: Pami�ci ]ana Lechonia. Londyn, �Wia- domo�ci" 1958. 4 Z. Czerma�ski: O Lesiku. Tam�e. 5 A. S�onimski: Lecho�)an. W tego�: Alfabet wspomnie�. Warszawa 1975. 6 Jana Lechonia legenda bogata w sprzeczno�ci Czy pasowali do tego miejsca? Nie bardzo pasowa� tam chyba i sam poeta, kt�ry �sun�� przez Star�wk� jak wynios�y duch. N�dza, [...] pospolito��, cho�by poczciwa, przera�a�y go. On musia� by� te� pewnego rodzaju straszyd�em dla staromiejskiego ludku. Pewnego wieczoru szed� przez Star�wk� na przyj�cie zamkowe w czarnym paltociku i cylindrze na g�owie. � Jezusie Nazare�ski! - krzykn�a jaka� babina, ujrzawszy niezwyk�e dziwad�o - jakie to ludzie s� na tym �wiecie!"6 Adresem przypisany do Starego Miasta, faktycznie �y� w innej rzeczywisto�ci, w kt�rej �zawsze interesowali go ludzie s�awni, ludzie na �wieczniku i w og�le ludzie publiczni"7 i w kt�rej m�g� zaspokoi�, przypisywany mu przez wielu, �nienasycony g��d snobizmu". Jego ol�niewaj�cy debiutancki tom tak�e pe�en by� sprzeczno�ci. �Nie by�o chyba cie�szego w dziejach ksi�garstwa wszystkich epok: liczy� kilkana�cie stronic i zawiera� siedem wierszy"8, a mimo to przyj�ty zosta� z entuzjazmem � niepor�wnywalnym do �adnego innego �wczesnego wydarzenia literackiego � i zadecydowa� o s�awie autora ju� na pocz�tku jego tw�rczej drogi. Podkre�lano mistrzostwo i dojrza�o��; w r�wnym stopniu zachwyca� wielbicieli poezji tradycyjnej, jak i tych, kt�rzy od wchodz�cego na scen� nowego pokolenia literackiego oczekiwali rewolucyjnych zmian. A Lecho�, cho� nale�a� p�niej do �pierwszej linii �Skamandra�", nie pisa� tak jak inni skamandryci. �Wywraca� poj�cia o tym, co jest �na czasie�. Wy�amywa� si� z ram. W jednej osobie: anarchista i prekursor"9. Okrzykni�ty zosta� nast�pc� wielkich romantyk�w, w chwili gdy wydawa�o si�, �e bieg historii Polski pozwala nareszcie zrzuci� z ramion �p�aszcz Konrada". W nieodwracalny spos�b przylgn�o do� w�wczas s�owo �legenda". A z biegiem lat z�o�y�o si� na ni� wiele, w najwi�k- 6 F. Goetel: Lecho�. W: Pami�ci... 7 Z. Czerma�ski: op. cit. 8 J. Sakowski: op. cit. 9 J. Sakowski: op. cit. Beata Doros^ szym skr�cie wymieniaj�c: Karma^ynouy poemat w�a�nie � za- chwycaj�cy debiut zaledwie 20-letniego autora, aktywny udzia� w �yciu najwy�szych kr�g�w politycznych, artystycznych i to- warzyskich II Rzeczypospolitej, potwierdzony dodatkowo karier� dyplomatyczn� w latach 30. we Francji, nimb niezwyk�o�ci i atmosfera skandalu zwi�zane i z pr�b� samob�jstwa, i z homoseksualizmem, kt�re by�y tajemnic� poliszynela, wojenna tu�aczka, polityczna emigracja w Stanach Zjednoczonych, a w konsekwencji � przez lata literacka nieobecno�� w kraju, wreszcie... samob�jcza �mier� w Nowym Jorku. Do utrwalenia tej legendy przyczyni�y si� te� trzy wyj�tkowe ksi��ki: Pami�ci Jana Lechonia [Londyn 1958], gromadz�ca wspomnienia najbli�szych przyjaci� i znajomych i b�d�ca jedynym w swoim rodzaju portretem autora Karma^ynowego poematu; Strofy o Janie Lechoniu [��d� 1985], w kt�rych kilkudziesi�ciu polskich poet�w paru generacji daje wyraz fascynacji tw�rczo�ci�, a nade wszystko osobowo�ci� i tragiczn� �mierci� Lechonia; Album rodzinne Jana Lechonia [Warszawa 1993] pi�ra J�zefa Adama Kosi�skiego, kt�ry wnikliwie i z pietyzmem, na szerokim de rodzinnym, kre�li sylwetk� Leszka Serafinowicza, zanim sta� si� Janem Lechoniem. W spos�b naturalny wi�c legenda i le��ca u jej �r�de� fascynacja poet� rozwija�y si� r�wnolegle z jego biografi�. Po tak niezwyk�ej inauguracji kariery spodziewano si� po Lechoniu p�niej wiele, na tym samym poziomie i zapewne w tym samym tonie. Tymczasem oczekiwania te zahamowa�y jego inwencj� tw�rcz� na kilka lat. Gdy pojawi� si� tom Srebrne i czarne, czytelnikom ukaza�a si� zupe�nie odmienna posta� poety. Tam � �zapatrzony w gest romantyczny", tu - �schy�kowiec, dandy literacki, prze�arty zw�tpieniem do szpiku ko�ci, a umiej�cy swoj� zgorzknia�o�� zawrze� w nieskazitelnie doskona�ej formie"10. �Narodowo�ci", �historyczno�ci", �publiczno�ci" Karmasynowego poematu zosta� przeciwstawiony 10 T. Terlecki: Dwa profile Jana Lechonia. W: Pami�ci... � 8 � Jana Lechonia legenda bogata w sprzeczno�ci g��boki dramatyzm i absolutnie osobisty ton czy wr�cz �prywatno��" Srebrnego i czarnego. �e by�y one nowym spojrzeniem na �wiat i poetyck� postrefleksj� po pierwszej pr�bie samob�jczej � to zapewne tylko jedna z wielu mo�liwych interpretacji. A tak�e jedna z wielu niespodzianek, jakie kryje w sobie i tw�rczo��, i biografia Lechonia. Bo czy� nie by�o zaskoczeniem, �e w 1930 roku wyjecha� Lecho� do Pary�a, by w Ambasadzie RP �obj�� tak �akome stanowisko dyplomatyczne, nie posiadaj�c �adnych ku temu kwalifikacji"?11 To wydarzenie - cho� z pewno�ci� w oficjalnych papierach ministerialnych jest w formalny spos�b udokumentowane � stanowi tak�e cz�stk� legendy Lechonia, bo � jak wspomina� Jaros�aw Iwaszkiewicz, �kiedy� wyzna� mi Lecho�, �e ostateczna decyzja wyjazdu na sta�e za granic� nast�pi�a po nieprzespanej nocy, podczas kt�rej wylicza� osoby w ca�ej Warszawie, z kt�rymi jest na �ty�. Gdy doszed� do trzystu nazwisk, postanowi� porzuci� Warszaw�"12, poeta za� t� decyzj� sam chyba nieco mistyfikowa�, pisz�c po latach: �naraz ni st�d, ni zow�d powiedzia�em na p�pi�trze w �Zie-mia�skiej�, �e jad� do Pary�a. Nieoczekiwanie wzi�to to na serio i tak mnie zacz�to o ten wyjazd dopytywa�, �e zdecydowa�em, i� musz� cho�by na par� miesi�cy pojecha�"13. Pojecha� wi�c do �wczesnej �wiatowej stolicy kultury i sztuki bez znajomo�ci j�zyka francuskiego, by po 10 latach opuszcza� Pary� jako przyjaciel tamtejszej elity intelektualnej. �Ak od samego pocz�tku [...] w�y� si� w nowy krajobraz, w nowe otoczenie. Ciele�nie i umys�owo sta� si� jego cz�ci� sk�adow�. Kelnerzy w �Deux Magots�, stare hrabiny po salonach, uginaj�cy si� pod ci�arem wawrzyn�w pisarze z Palais Mazarin i awangardzi�ci z Montparnasse'u witali si� z nim jak z dobrym znajomym"14. Spotkania u Lechonia gromadzi�y 1111 . 11 A. S�onimski: op. cit. 12 I. Iwaszkiewicz: Ksi��ka moich wspomnie�. Krak�w 1957. 13 1. Lecho�: Dziennik, t. 3 [25 kwietnia 1953]. Warszawa 1993. 14 K. Morawski: Podzwonne. W: Pami�ci... 9 Beata Doros^ najwybitniejszych przedstawicieli �wiata literatury, sztuki i polityki, by wymieni� tylko Louisa Ferdinanda Celine'a, Benjamina Cremieux, Jeana Cocteau, Daniela Halevy, Serge'a Lifara, Misie Sert, Paula Valery. O rozleg�o�ci jego kontakt�w towarzyskich i �salonowej fantazji" najdobitniej �wiadczy� mo�e prowadzona przez niego w�a�nie od czas�w paryskich Ksi�ga Go�ci. �Kto zna Pary� i s�dzi go bez jakichkolwiek z�udze�, wie dobrze, �e nie rozstrzygn�a o tym tylko magia urz�dowego stanowiska i reprezentacyjnych apana�y, ale tak�e i przede wszystkim magia nieprzeci�tnej osobowo�ci, uderzaj�cej inteligencji"15. W Pary�u zaj�ty by� Lecho� nie tylko ��wiatowo�ciami" � cho� p�niej ocenia�, �e by�y to �zmarnowane lata �ycia" i �ze zgroz� my�la�, ile lat przegada� z tymi salonowymi durniami"16. Zabiega� te� o promowanie kultury polskiej we Francji, a ukoronowaniem tych stara� by�o wystawienie w kwietniu 1936 roku w Operze Paryskiej Harnasi�w Karola Szymanowskiego. Nie mia� zatem czasu, a mo�e raczej � paradoksalnie, w�a�nie w tym mie�cie �yj�cym kultur� i sztuk�� czu� si� wypalony emocjonalnie, intelektualnie zniewolony, niezdolny do konty- nuowania w�asnej tw�rczo�ci. Paryskie 10 lat Lechonia to w zasadzie okres poetyckiego milczenia. I jakby zn�w chc�c zaskoczy� �wiat, zaprzeczy� popularnemu przys�owiu: inter arma silent musae � wybuch II wojny �wiatowej bowiem obudzi� w nim na nowo potrzeb� tw�rczo�ci. By� zatem najpierw wzruszaj�cym interpretatorem historii literatury polskiej w sze�ciu wyk�adach wyg�oszonych zim� 1940 roku na tzw. Uniwersytecie Polskim za Granic�, kt�re, niczym Sienkiewiczowska Trylogia, pisane by�y �ku pokrzepieniu serc" � cho� samemu Lechoniowi bardziej przypada�o do gustu i zaspokaja�o jego wieszcze ambicje kojarzenie ich z wyk�adami Adama Mickiewicza na Sorbonie w okresie Wielkiej Emigracji. P�niej, ju� za oceanem, w Brazylii, obudzi� si� Lecho� poeta. Z goryczy kl�ski i n�dzy emigracji oraz bezgra- 15 T. Terlecki: op. cit. 16 J. Lecho�: Dziennik, t. 3 [2 pa�dziernika 1953], op. cit. ^BfiJtej*^ Jana Lechonia legenda bogata u> sprzeczno�ci nicznego zauroczenia polsko�ci� zrodzi� si� wi�c wojenny tom wierszy Lutnia po Bekwarku (1942). Oddalony o tysi�ce kilometr�w od kraju, �niez�omny i nie- przejednany" wobec powojennego porz�dku w Polsce - jej po�wi�ca� wiersze, audycje radiowe w radiu Voice of America i Rozg�o�ni Polskiej Radia Wolna Europa, ale nade wszystko -my�li i uczucia. Bo �on w�a�ciwie nigdy nie wyjecha� z Warszawy. Zawsze, a� po ostatnie dni w niej tylko mieszka�. I wtedy, kiedy zatrzymywa� si� w Pary�u, w Lizbonie, w Rio de Janeiro, w Nowym Jorku, nie opuszcza� swego miasta. Dok�dkolwiek w tej swej nieudanej w�dr�wce po �wiecie zawita�, ze �cian jego mieszkania spogl�da�y na niego reprodukcje Canaletta, na p�kach le�a�y tomiki Or-Ota i Lenartowicza, na eta�erce widnia� album o starej Warszawie, b�yszcza�a p�yta gramofonowa Wandy Landowskiej, graj�cej na klawesynie. Mo�e nawet nieco pozowa� na staro�wiecko��, do kt�rej ani z wieku, ani z temperamentu nie mia� prawa, ale je�li w�r�d wielu rzeczy nieprawdziwych by�a cho� jedna ponad wszelk� w�tpliwo�� szczera, a� do �ez najprawdziwsza, by�a ni� mi�o�� do Warszawy"17. Obrazy Polski, Mazowsza, Warszawy, Starego Miasta zosta�y zamkni�te w jego wierszach, bo � jak wyznawa� sam poeta: w mym sercu jak w bursztynie na zawsze przetrwa�y... Wystarczy przypomnie� cho�by tylko niekt�re tytu�y utwor�w: Wiersz^ mazowiecki, Teatr na Wyspie, Stara Warszawa, Stare Miasto, Bajka warszawska, Wiersz^ dla Warszawy... Ale i w innych, o tytu�ach �nie naznaczonych polsko�ci�", dominuj� g��wnie polskie tematy, cz�sto te� nast�puje szczeg�lne zespolenie np. motyw�w religijnych i �polskich" - �wi�ci opiekuj� si� polskimi �o�nierzami {M�czennicy}, pejza� nieba do z�udzenia przypo-mina krajobraz mazowiecki [Niebo], Matka Boska �piewa ma�emu Jezusowi polskie piosenki... [Kol�da]. Po Lutni po Bekwarku pojawi�a si� pe�na t�sknoty za oj- 17 T. Nowakowski: Ryba na piasku. W: Pami�ci... 11 Beata Doros^ czyzn� Aria ^kurantem (1945), a p�niej Marmur i r�ja (1954), gdzie wiecznie �ywe uczucia patriotyczne dochodz� do g�osu na przemian z wyznaniem osobistego dramatu emigranta, poety, cz�owieka... We wszystkich powojennych wierszach prowadzi� wi�c Lecho� sobie tylko w�a�ciw�, przejmuj�c� i subteln�, Rozmow� ? anio�em: Dzi� we �nie mnie nawiedzi� anio� polskiej doli I p�aka�, szumi�c w mroku skrzyd�ami srebrnemi, Jak gdyby chcia� powiedzie�: �Umierasz powoli, Samotny, tak daleko od rodzinnej ziemi". - �Daleko? Co ty m�wisz? Mnie wszystkie zapachy Ogrod�w i p�l naszych co dzie� nios� wiatry, We mnie, we mnie jest wszystko: mazowieckie piachy I jeziora litewskie, i Wis�a, i Tatry!" Jednocze�nie pracowa� nad powie�ci� Bal u senatora, zmaga� si� z trudnym tworzywem dramatycznym w Godzinie przestrogi, a od 1949 roku z zadziwiaj�c� sumienno�ci� i systematyczno�ci� prowadzi� sw�j Dziennik. Napisa� w ostatnich dziesi�cioleciach, zw�aszcza w Ameryce, wielokrotnie wi�cej ni� w okresie przedwojennym, a mimo to nieustannie - cho�by na kartach Dziennika w�a�nie, ale i w listach do przyjaci� � wyra�a� przekonanie o znikomo�ci swojego dorobku literackiego i gorzki �al, �e �nie ma, niestety, klasztor�w, gdzie by tacy jak ja zap�-nieni pisarze mogli co� nieco� ze swych zaleg�o�ci odrobi� i jako tako polepszy� sw�j nekrolog"18. Nekrolog jest w pewnym sensie najbardziej zwi�z�� i najkr�tsz� form� podsumowania cudzego �ycia. Poeta jednak podejmowa� pr�by takiego rozrachunku z samym sob�. Latami parali�owa�a go niemoc tw�rcza w obawie, �e nie spe�ni oczekiwa�. Sam stawia� sobie zawsze najwy�sze wymagania, pragn�c dor�wna� niedo�cig�emu wzorowi, jakim by� 18 J. Lecho�: [z listu do T. Terleckiego z 20 lutego 1955]. W: T. Terlec- ki: op. cit. 12 Jana Lechonia legenda bogata w sprzeczno�ci dla� Mickiewicz � tym bardziej �e w wielu ko�ach Drugiej Emigracji obdarzono go mianem jej wieszcza. Nie mog�c im sprosta�, �y� w nieustannym przyt�aczaj�cym go samokrytycyzmie. To �ycie, z pozoru tak pe�ne sukces�w i tak b�yskotliwe, w rzeczywisto�ci pe�ne by�o udr�ki. A bogactwo �zewn�trznego" zaanga�owania Lechonia � wcielaj�cego si� w r�ne role: dyplomaty, aktywnego uczestnika zebra� politycznych, m�wcy na wiecach polonijnych, dzia�acza spo�ecznego, wreszcie bywalca i ozdoby salon�w � by�o desperack� pr�b� ucieczki od samego siebie, od rozdzieraj�cego jego osobowo�� konfliktu mi�dzy osza�amiaj�c� inteligencj� a ultrawra�liw� uczuciowo�ci�, od dr�cz�cego go poczucia skrajnego pesymizmu, spychaj�cego go nieustannie w obsesyjne my�lenie o �mierci. Ten dramat wewn�trzny rozgrywa� si� niczym w wierszu Erynie: Wszystko na ochach lud^i, lec^ wszystko iv milczeniu, ale przyjaciele z jego otoczenia nie rozumieli, co naprawd� kryje si� za t� poetyck� formu��. W pokonywaniu kolejnej jeszcze sprzeczno�ci bowiem Lecho� sta� si� mistrzem. �Zbiera� ci�gle anegdoty, bo nie tylko je lubi� i lubi� je powtarza�, ale potrzebowa� ich tak�e na tak� godzin�, kiedy nieusposobiony do m�wienia b�dzie musia� m�wi�. A technik� opowiadania i �artowania doprowadzi� do takiego majsterstwa, �e b�d�c w najgorszym nawet stanie ducha, m�g� ubawi� swym mono- logiem, a tak�e sw�j niepok�j wewn�trzny zagada�"19. Ile kosztowa�a go ta �gra" prowadzona z otoczeniem, zapewne tylko po cz�ci po�wiadczy� mo�e notatka w Dzienniku, sporz�dzona na nieca�e dwa miesi�ce przed �mierci�: �Na wierzchu spok�j, opanowanie, nawet dowcip � wiem, co trzeba robi�, co nale�y czu� � ale w �rodku bunt, szale�stwo i to, co czuj� naprawd�. Trzyma� si�, udawa� do ko�ca � w nadziei, �e B�g mnie uspokoi i pozwoli by� sob� i mie� twarz, jak� trzeba, dla ludzi"20. Owa jedyna w swoim rodzaju �gra" z lud�mi odbywa�a si� 19 Z. Czerma�ski: op. cit. 20 J. Lecho�: Dziennik , t. 3 [22 kwietnia 1956], op. cit. 13 Beata Doros% te� i w innych wymiarach. Wydawa�o si� przecie�, �e pogodzi� si� z now� rzeczywisto�ci� i z �yciem emigranta, skoro og�osi� esej Aut Caesar aut nihil (1955), b�d�cy gorliwym wyznaniem wiary w pot�g� Ameryki i jej pos�annictwo wobec reszty �wiata � wyznanie tak subiektywnie �arliwe, jak gor�ce mog� by� tylko modlitwy neofity. Tak�e tylko pozornie silny psychicznie, sta� si� pomoc� i oparciem dla stoj�cego na kraw�dzi samob�jstwa malarza i pisarza, Rafa�a Malczewskiego. Nie znajduj�c lekarstwa dla siebie, w wysublimowany spos�b wyczuwa� jego stan i � jak wspomina artysta - �by� lekarzem znaj�cym si� na rzeczy. Wyszarpn�� mnie z mrok�w l�ku. By� przyjacielem prawdziwym, dobrym chrze�cijaninem, ratuj�cym dusz� bli�niego"21. Zwi�d� wi�c wszystkich - i najbli�szych przyjaci�, i t�um okazjonalnych znajomych, kt�rymi by� w polskim Nowym Jorku otoczony. Osaczy�y go jednak bez reszty choroba, rozpacz, pustka i samotno��, gdy skoczy� z 14 pi�tra hotelu �Henry Hudson". Niewyra�alna w s�owach musia�a by� ta ostatnia walka poety z samym sob� i z Bogiem... I z kart Dziennika, i z relacji przyjaci� wiadomo, �e w ostatnich latach szuka� dla siebie ratunku w �arliwej modlitwie i w praktykach religijnych. Nie tylko poetyck�, ale przede wszystkim duchow� potrzeb� by�o wykreowanie Madonny Nowojorskiej, kt�rej oddawa� si� w opiek� i wyznawa�: Ja modl� si� o cudy dla siebie i �wiata [Do Madonny nowojorskiej. Te jednak si� nie sta�y... Ko�ci� za� naucza� w�wczas, �e samob�jstwo jest aktem buntu wobec Boga, uznawa� samob�jc�w za skazanych na pot�pienie i odmawia� im katolickiego pogrzebu. Tak �nieortodoksyjny" w swej wymowie list kardyna�a Stefana Wyszy�skiego do brata Lechonia, Zygmunta Serafinowicza, wydaje si� wobec tego kolejnym paradoksem w meandrach biografii poety: �Bardzo drogi Zygmuncie. Odprawi�em Msz� �w. za poet� Jana Lechonia i ufam spokojnie, 21 R. Malczewski: �piew. W: Pami�ci... Jana Lechonia legenda bogata w sprzeczno�ci �e Dobry B�g da mu jak Hiobowi wszystkiego siedmiokro�. Przecie� pozwoli� ongi� nieprzyjaznemu, by uderzy� cia�o Hiobowe, ale do duszy prawa nie da�. Ufajmy, �e z tej strasznej m�ki �ycia dusza wyrwa�a si� z t�sknot� za Prawdziwym Ojcem. Koma�cza 1 VII 56"22. Z chwil� �mierci poety okaza�o si�, �e ci, kt�rzy nie zdo�ali go obroni� przed nim samym, nie umieli go tak�e uratowa� dla siebie. �Oto w naszej biedzie, n�dzy i kl�sce, stali�my si� jeszcze niezmiernie biedniejsi, �wiec�cy w tej czarnej godzinie klejnot - przepad�. Mo�e najlepiej wyrazi� to p�niej Wac�aw Lednicki: �Jego obecno�� by�a niezb�dna dla nas wszystkich, nawet gdy milcza��. Ot, po prostu my�leli�my w chwilach, kiedy niedola osacza�a nas niemi�osiernie coraz cia�niej szym kr�giem, a bezhetma�sko�� naszych dni stawa�a si� coraz bardziej rozpaczliwa, my�leli�my wtedy: jest Lecho�. A teraz zdarzy�o si� nieszcz�cie"23. Wobec takiej straty umilk�y wszystkie - tak typowe dla roz- politykowanej polskiej emigracji � spory i swaty. Pogrzeb tragicznie zmar�ego sta� si� wielk� manifestacj� patriotyczn�. Trumn� okryt� bia�o-czerwonym sztandarem nie�li na swoich barkach, poczytuj�c to sobie za honor, przyjaciele pisarze, politycy, dyplomaci, genera�owie... �Patrz�c na smutne fotografie z �a�obnego obchodu � wyznawa� Kajetan Morawski � nie mog�em powstrzyma� si� od my�li, �e Leszek, tak niegdy� g��boko przej�ty re�yser przeniesienia zw�ok S�owackiego, by�by lubi� taki pogrzeb. Ten ho�d poezji, kt�ry sobie ubogi wygnaniec wymarzy�"24. Paradoksalnie powt�rzy�a si� wi�c po latach scena opisana przez poet� w wierszu W�osy S�owackiego: T� trumn� ca�� w kwiatach, t� drog� wspania��, Bicie dzwon�w i blask ten, co ko�ci� rozjarzy�, Kiedy� sobie ubogi suchotnik zamarzy�. 22J.A. Kosi�ski: op. cit. 23 J. Fryling: Tren. W: Pami�ci... 24 K. IVlorawski: op. cit. 15 Beata Doros^ W czerwcu 1956 roku �egnali i op�akiwali go wszyscy. Ale ju� w listopadzie, cho� Polski Instytut Naukowy w Nowym Jorku urz�dzi� wiecz�r ku jego czci, J�zef Wittlin pow�tpiewa� �czy kto� z jego licznych przyjaci� odwiedzi� w Dzie� Zaduszny jego gr�b"25. Wiersz Cytata zdaje si� mie� zatem niemal proroczy wyd�wi�k: Na c� laur ci pochlebczy i kusz�ce brawa? Na c� szumnej gawiedzi oklask wielokrotny? Zwi�dn�, przebrzmi�, umilkn�. Ale twoja sprawa Jeszcze nie jest sko�czona, poeto samotny. Pierwszy potwierdzi� to ju� wkr�tce Tadeusz Nowakowski: �Gdy po dwuletniej nieobecno�ci w Nowym Jorku znowu znalaz�em si� w tej kamiennej d�ungli, post�j po�r�d tamtejszej kolonii polskiej, pozbawionej Lechonia, wyda� mi si� nagle pozbawiony wi�kszego sensu. Po odej�ciu �pana Leszka� wiele spraw i kilku ludzi odmieni�o si� nie do poznania. Tamtejszy �wiat, polski �wiat urojony, nie ma si� wok� czego obraca�. Dotychczasowy system planetarny, z Lechoniem-s�o�cem po�rodku, rozpad� si� w kawa�ki. Banalny, dziennikarski frazes o ((niepowetowanej stracie�, o (duce nie do wype�nienia� po raz pierwszy zabrzmia� w moich uszach szczerze. Nieprawda, �e nie ma ludzi niezast�pionych. Lecho�, zjawisko r�wnie z�o�one, jak jednorazowe i niepowtarzalne, by�, jest nadal i zawsze b�dzie nie do zast�pienia"26. �Lechoniowe paradoksy" nie sko�czy�y si� wraz z jego �yciem... Na nowojorskim cmentarzu postawiono na jego grobie tablic� z b��dn� dat� �mierci � zamiast 8 VI napisano 8 VII; po latach, gdy ju� prochy zakochanego w Polsce i polsko�ci tragicznego emigranta mog�y wr�ci� do kraju, bo pad�y pa�stwa olbrzymie, aby tak si� sta�o [W�osy S�owackiego] i mog�y zosta� z�o�one tam, gdzie pragn�� tego poeta i da� temu wyraz 25 J. Wittlin: �mier� i �miech. W: Pami�ci... 26 T. Nowakowski: op. cit. Jana Lechonia legenda bogata w sprzeczno�ci w wierszu: chcia�bym le^e� j Tam, gd^ie m�j ojciec � pod Warszaw� \To, w co tak trudno nam uwierzy�...], sporz�dzono mu now� tablic� nagrobn� - zn�w z b��dn� dat�: 8 V. Ale Twoja sprawa jeszcze nie jest sko�czona, Poeto... Beata Doros^ Poezje W kraju (1917-1939) Karmazynowy poemat (1920) Herostrates Czyli to b�dzie w Sofii, czy te� w Waszyngtonie, Od egipskich piramid do �nieg�w Tobolska Na tysi�czne si� wiorsty rozsiad�a nam Polska, Papuga wszystkich lud�w - w cierniowej koronie. Kaleka, jak beznodzy �o�nierze szpitalni, Co b�d� ze �z� wieczn� chodzili po �wiecie, Taka wysz�a nam Polska z urz�du w powiecie I taka si� powlok�a do rob�t - w kopalni. Dziewczyna, na matczyne niepomna przestrogi, Nieprawny d�br sukcesor, oranych przez dzieci, Robaczek �wi�toja�ski, co w nocy za�wieci, Wspomnieniem dawnych bogactw �yj�cy ubogi. A dzisiaj mi si� w zimnym powiewie jesieni, W szele�cie rdzawych li�ci, lec�cych z kasztan�w, Wyda�a ko�ciotrupem spod wszystkich kurhan�w, Co czeka trwo�ny chwili, gdy cia�o odmieni. O! zwalcie� mi �azienki kr�lewskie w Warszawie, Bezduszne, zimnym rylcem drapane marmury, 23 Jan Lecho� Pokruszcie na kawa�ki gipsowe figur}', A Ceres k�osono�n� utopcie mi w stawie. Czy widzisz te kolumny na wyspie w teatrze, Co widok mi zamkn�y daleki na �cie�aj? Ja tobie rozkazuj�! W te s�upy uderzaj I bij w nie, a� rozkruszysz, a� �lad si� ich zatrze. Je�eli gdzie� na Starym poka�e si� Mie�cie I utkwi w was Kili�ski swe oczy zielone, Zabijcie go! � A trupa zawleczcie na stron� I tylko wie�� mi o tym radosn� przynie�cie. Ja nie chc� nic innego, niech jeno mi p�acze Jesiennych wiatr�w g�d�ba w p�nagich badylach; A latem niech si� s�o�ce przegl�da w motylach, A wiosn� � niechaj wiosn�, nie Polsk� zobacz�. Bo w nocy spa� nie mog� i we dnie si� trudz� My�lami, co mi w serce wrastaj� zw�tpieniem, I chcia�bym raz zobaczy�, gdy przesz�o�� wy�eniem, Czy wszystko w py� rozkrusz�, czy... Polsk� obudz�. Duch na seansie Oto firanka u okna si� s�ania. Komety wlok�c za sob� liliowe, On idzie. Ksi�yc znad czo�a odgania, Co seledynem oblewa mu g�ow�, Nieme z ust naszych bior�cy pytania, 24 Poezje Wieczystych t�sknot pod�wi�ki echowe. Na p�aszczu jego gwiazd srebrnych tysi�ce, Przystan��. Z p�aszcza otrz�sa je dr��ce. Znieruchomieli�my wtenczas s�uchacze M�w pi�knobrzmi�cych i dysput wygodnych, Bo si� nam zda�o, �e oto ju� p�acze Harfa, co w��w usypia g��d g�odnych, �e oto tr�bi� na tr�bach tr�bacze, Szwed�w gotowi gna� z Rusi precz, szkodnych. Wo� si� fijo�k�w rozla�a po sali � On sta�. A my�my na S�owo czekali. Spirytystyczne pogas�y wnet krzy�e I sznur r�k opad� z stolika bezradnie. �owimy uchem, jak serca nam ni�e Na bicz korali krwawi�cy, jak zdradnie Wszystkie zamilk�e porusza w nas spi�e I b�l prawdziwy niemocy w nie k�adnie, Jak si� w nas samych z nas samych za�miewa, T�uk�c nam w serce � poezji ulewa. Wi�ce�my w pierwszej tej chwili my�leli, �e widmo pragnie obudzi� w nas � siebie, �e on nam wst�pi do duszy � Anhelli, P�acz�cy, milcz�c, na matki pogrzebie, �e b�l na tysi�c nas w Polsce rozdzieli, Duchem rosn�cych w Ojczyzny potrzebie, I z naszych w�tpie� nam o�tarz postawi, Przez klucz strze�ony swych � z wierszy - �urawi. 25 Jan Lecho� I tak pocz�o w nas m�k� co� gada�, Ofiarn� chust� z Chrystusa odbiciem, Gdy z jego p�aszcza j�� tysi�c gwiazd spada�, W doniczkach kwiat�w rodz�cy si� �yciem. K�osy poros�y, z ziarn kt�rych chleb zjada� B�dziem, a kt�re nawo�� si� gniciem, I Balladyny z nich malin r�s� dzbanek, Kt�re ma �ywy zje�� wiecz�r kochanek. Drzwi biblioteki �elazem okute Pchn�� cicho, wchodz�c do ciemnej izdebki, I ksi��ki pocz�� przerzuca�: zatrute I te, od kt�rych szed� w nar�d duch krzepki, I te �o�nierskie, pisane na nut� Bojowej w polu Moskala zaczepki, I wszystkie ksi��ki przepala� r�kami, U�miechem strojny � stoj�cy przed nami. Oto nad szabl� zawisn�� na �cianie Ksi�cia J�zefa konterfekt sczernia�y � Ku niemu idzie! Ma w oczach kochanie, �ar niewygas�y pochodni, zapa�y, I kiedy w gardle si� zrywa nam �kanie �o�nierskich pie�ni � drze portret w kawa�y I w onych pie�ni przepada nam j�ku, Czuj�cym p�ki kwitn�cych zi� w r�ku. Patrzajcie! Patrzcie! Skro� okno odp�ywa, Na rydwan siada ci�gniony przez pawie, Aloes ko�a mu wozu okrywa, Drog� sznurami wskazuj� �urawie, -26 � Poezje Firmament noc� na niebie przerywa Biczem, �wiec�cym w gwiazd srebrnej siklawie - Jedzie gdzie�, my�li p�omieniem obj�ty, Ten, co chcia� z czynu na ziemi by� �wi�ty. Kt�rzy�my S�owa czekali st�sknieni, K�osy widzimy ubogie a �ytnie, Z lamp roz�wietlonych w pokoju promieni, Jak s�o�ce jasne, pszeniczny dzie� kwitnie, Z ��k Horszty�skiego kosiarze strudzeni Id� ze �piewk� rado�nie a bitnie. Ksi�cia J�zefa konterfekt sczernia�y Na ziemi le�y podarty w kawa�y. przypisane Mieczys�awowi Gryd^�wskiemu Jacek Malczewski Srebrzyste maj� skrzyd�a, k�pane w z�rz t�czach, Nabrzmia�e mlekiem piersi i jurn� pogod�, W po�udnia ciche, letnie, po ��kach tan wiod�, Wiruj�c lekko, sennie w ogromnych obr�czach. Przychodz� do mnie latem przez okna otwarte, Popsutych ko�a m�yn�w ruszaj� z chichotem, Muskaj� twarz mi skrzyd�em i w�os�w swych z�otem, Z �o�nierzy szydz�c moich stawianych na wart�. Parobk�w przewalaj� leniwych po ��kach, Sp�tane kar� konie roznosz� pastwiskiem, Do dziewuch � starych faun�w roz�miej� si� pyskiem, - 27 - Jan Lecho� Umilkn� zas�uchane w podniebnych skowronkach. Skoszonym pachn� sianem, kwiatami i mi�t�, W czuprynach maj� brudnych okruchy ze s�omy, Gdzie mog�, wszystko kradn� � i rzadkie s� dom}7, Jak dom m�j niego�cinny � strojone na �wi�to. Jak moja sk�pa chata, gdzie w k�tach si� smuci Sw�j brud i swoja pod�o��, a �ciany powleka Grzech wielki malowany narodu, i czeka Dom pusty gospodarza, co kiedy� powr�ci. W �o�nierskim przyjdzie palcie, podszytym zgnilizn�, Przez oczy patrz�c �lepe, promienne t�sknic�. Da wiatrom siw� brod� � a wiatry j� chwyc�, W jej ka�dy w�os si� siwy wgryzaj�c Ojczyzn�. Nie b�dziesz do mej chaty wst�powa�, Derwidzie, Jak pielgrzym, dziad ubogi, co przyszed� do zdroju. Z�ocist� lam� �ciany obij� w pokoju I nawet psom z �a�cucha dzi� powiem: �Kr�l idzie". Zamkn��em wszystkie okna, przez kt�re si� wkrada Srebrzyste skrzyd�o jurnej dziewuchy o �wicie, Cykanie szarych �wierszcz�w, ukrytych gdzie� w �ycie, I faun obros�y, g�upi, co bajki mi gada. Zielone zgoni� �uki, drzemi�ce na r�ach, Motyle porozganiam i ptaki wyp�osz�; Niech cicho b�dzie u mnie. T� cisz� przynosz�, M�j b�l, chorob� w polskich nabyt� podr�ach, M�j pierwszy dzie� � m� wiosn�, gdy z traw si� podnosi Niepok�j letnich skwar�w od ziemi gor�cej, M�j drugi dzie� � me lato, m�j zegar bij�cy, M�j trzeci dzie� � m� jesie�, co zesch�y �an kosi, M�j czwarty dzie� � m� zim�, gdy wszystko minione - 28 Poezje Swym szklistym patrzy wzrokiem i m�wi ci zdradnie: �B�ogos�aw �ycie swoje z oddali, co kradnie Nadzieje m�ode wiosny, jesieni� skoszone!" Prastare wyjm� miody, zosta�e po try�nie, Chowane po piwnicach na Twoje tu przyj�cie. Hej s�ysz�! Ju� w ogrodzie otr�ca wiatr li�cie I Derwid idzie �lepy, wr�cony Ojczy�nie. Po drodze tupi� fauny, trzaskaj� z kopyta, Tarasz� mi�kk� traw� i go�cia w dom wiod�. Derwidzie! Hej! Derwidzie! Z�e czeka nad wod�. Bezmy�lna, jurna dziewka bezwstydnie odkryta T�czami sennych skrzyde� po czole go muska, Do ust mu lepkie wargi przyk�ada czerwone. Hej! M�yny! Id� m�yny - i woda w nich pluska. Na dzie� dla �ywych, dla mnie � na wszystko sko�czone. Sejm Gdy do sali wszed� sejmowej z wielkim animuszem, Gwa�t uczyni� pan Zag�oba bia�ym swym kontuszem. Za pas s�ucki r�k� w�o�y�, srebrn� ma delij�, Drzwi otwar�y si� z ha�asem. �una! �una bije! Powciskani w �aw szeregi zerw� si� pos�owie I spojrzeli na si� wzajem, w krzy�ach czuj�c mrowie, Gdy tymczasem on, wylot�w odrzucaj�c, st�pa, A� zadr�a�a, zaskrzypia�a polska chata sk�pa. Poszed� cichy szmer po frakach, poszed� po �akietach, 29 Jan Lecho� Rozgl�daj� si� biskupi strojni w fijoletach, Elektryczno�� w �yrandolach za�wieci�a jasno, Pan Zag�oba, niby w ta�cu, drog� idzie w�asn�. Pomara�cze po doniczkach poruszy�y li�cie Przed tem s�o�cem nadchodz�cem, skrz�cem si� srebrzy�cie, Oniemieli dziennikarze w swej prasowej lo�y, Nikt nie wiedzia�, �e on przyjdzie i �e kontusz w�o�y. Rusza warta wojsk, maj�ca stra� przy Majestacie, Bo si� boj�, �e on zechce zabra� g�os w debacie. �e co� powie, co obrazi sal sejmowych �ciany; Ust�puj� z drogi wszyscy: my�l�, �e pijany. Upi��e si�, upi� miodem, upi� miodnym z�otem, Ca�� wychla� dzi� piwnic�, spa� przez chwil� potem. Rankiem szatnych kaza� wo�a�, w tabakierk� trzasn��, �Na sejm jad�, na kr�lewski! Kontusz dajcie!" � wrzasn��. Czeka czw�rka zaprz�ona przed bielonym dworem, Dw�r prze�egna� pan Zag�oba zacnych ojc�w wzorem. Bat za�wista�, kurz si� podni�s�, zaskrzypia�y ko�a, Czw�rka p�dzi, wicher g�dzi, �miej� mu si� sio�a. Zas�pionych zasta� w sali, zagadanych g�rnie, Wie�ce kokot na galeriach, pos��w na koturnie, Bud�etowej gwar dyskusji, szelest enuncjacji. �Racja!" � izba zawo�a�a. �Nie ma - krzykn�� - racji!" Potracili g�owy wszyscy, veto s�ysz�c w sali, Jeszcze jeden krok post�pi�: wprost do tronu wali. Pobiela�y pos�om wargi, poszed� chrz�st po stra�y: Zerwa� kr�l si� na swym tronie, twarz mu ogie� �arzy. 30 - Poezje Wzi�� pod rami� go Zag�oba, da� tabaki niucha I co� szepcze, mruga okiem � ca�y sejm go s�ucha. Co to? Co to? �miech zatrzasn�� mi�o�ciwym panem; Co� powiedzia� kanclerzowi z licem roze�mianem, Co� powiedzia� senatowi kanclerz jak w sekrecie, Gruchn�� gromem �miech biskup�w strojnych w fijolecie. Us�yszeli go pos�owie. Stan�w znikn�� przedzia�, �miechem jurnym si� zbratali nad tym, co powiedzia�: Staropolsk� zwyk�� fraszk�, spro�nym, t�ustym wicem, Powiedzianym roze�mianym i pijanym licem. Tynk oblecia� na suficie: �miech o szyby bije, Z �aw si� zerwa� sejm i krzykn��: �Polska niechaj �yje!" A� za oknem podskoczy�y u pojazd�w ko�a, I co� p�dzi, i co� g�dzi, w g�os si� �miej� sio�a. Polonez artyleryjski To major Brzoza kartaczami w moskiewskie pu�ki wali! Siew pada w ziemi� szrapnelami, I dym, i grom, i burza z nami, Piekielny deszcz ze stali. Na firmamencie chmury chmurz� Brunatne z armat dymy 31 � Jan Lecho� Raz po raz ziemia j�knie burz�, �lepia si� dziko armat mru��, Przy kt�rych my stoimy. Od ognia czarni, dymem syci I wiecznie czuwaj�cy. Armaty � grom i b�l, i wici - Bateria ryknie w g�os, gdy chwyci Wasz szept zmartwychwstaj�cy. Miarowo dudni, z cicha, z cicha, Bez przerwy, bez ustania! Na mi�y B�g!! Czy ziemia wzdycha? To artyleria nasza licha Dzi� puka od �witania... To major Brzoza kartaczami w moskiewskie pu�ki wali! Czy przeciw nam wy, czy te� z nami? Gadamy do was kartaczami; Nie dusi dym i krew nie plami, I jeno ogie� pali. Za nami b�d� m�wi� cisz� I �zami, i modlitw�... Armatom ognia!! Niechaj dysz�! Hej! ognia! ognia! S�ysz�, s�ysz�, �e w bitwie idziem bitw�. Konnicy koniem, zbrojn� r�k� Po swoje i�� piechocie. Jak� gra� Bem pod Ostro��k�, Tak� nam zagra� dzi� piosenk� 32 Poezje I w putk moskiewski rozwini�ty Chrzest s�a�, piekielny chrzest i �wi�ty, Kap�anom przy robocie. Dudni nam ziemia, dudni, dudni, Radujcie si�, majorze! Tako si� Polska nam rozcudni, Gdy skwarny przyjdzie czas po�udni Na nasze krwawe zbo�e. S�yszycie! Z cicha, z cicha, z cicha, Warkotem, bez ustania... Na mi�y B�g! Czy ziemia wzdycha? Pu�k si� za pu�kiem w �mier� przepycha. To artyleria nasza licha Dzi� puka od �witania. Ani si� pyta kto dzi� z nami Bateria w�cieklej stali. To major Brzoza kartaczami w moskiewskie pu�ki wali! Mochnacki W r. 1832 Maurycy Mochnacki koncertowa� w Metzu. Mochnacki jak trup blady siad� przy klawikordzie I z wolna j�� pr�bowa� akord po akordzie. Ju� �ciany pe�nej sali w ��tym ton� blasku, A tam w k�cie kirasjer w wyz�acanym kasku, 33 Jan Lecho� A tu bli�ej wo� perfum, dam strojonych sznury, A wy�ej, na galerii � milcz serce! � mundury. Tylko jeden krok ma�y od sali go dzieli, Krok jeden przez wg��bienie dla miejskiej kapeli � On wie, �e okop hardy w tej przepa�ci ro�nie, Wi�c skry� si� za okopem i zagra o wio�nie. Rozp�dzi� blade palce �wiergotem w wiolinie I ma�y, smutny strumie� spod r�ki mu p�ynie. Raz w raz rosa po bia�ej pryska klawiaturze I raz po raz w wiolinie kwitn� polne r�e. Rosn�. Wi�ksze, smutniejsze, pe�niejsze czerwieni�, Coraz ni�ej i ni�ej, uschn�, w bas si� zmieni�! Nie. R�wno, r�wno rosn� w jaki� smutny taniec, Rozdrgan� klawiatur� przeb�aga� wygnaniec I nagle si� rozp�aka� po klawiszach sztajer, A� poszed� szmer po sali, sali biedermeier. G�upio, sennie, bezmy�lnie kr�ci si� i kr�ci. Jakie� my�li chce straszne wyrzuci� z pami�ci, Do piersi jak�� bia�� przytuli� pier� dr��c� I czuje tu� przy piersi niezno�ne gor�co, I tysi�c �wiate� w oczach, w czyjej� twarzy do�ki, I zapach bia�ej sukni, ubranej w fijo�ki. Nagle z�oty kirasjer poruszy� si� w k�cie. Sto my�li jak kanonier stan�o przy loncie, Stu spojrze� obcej sali przeszy�y go miecze, Wstyd idzie ku estradzie � czuje, jak go piecze. Wi�c do basu ucieka i t�po we� t�ucze, Po tym ta�cu szalonym niech r�ce przep�ucze, Z tych czerwonych, dusz�cych r� otrz�sa p�atki, - 34 Poezje Rozsypuje po sali w tysi�czne zagadki, W sto znak�w zapytania, sto szmer�w niech�ci, Nie pyta. Ju� jest w basie. Ju� tam si� wy�wi�ci. Raz, dwa, trzy, cztery � wali. Niechaj mu otworz�, Niechaj wyjd� z chor�gwi�, wyjd� z Matk� Bo��, Niech mu ko�skie kopyta przelec� po twarzy I niechaj go postawi� gdziekolwiek na stra�y: Na ulicy sta� b�dzie z karabinem w d�oni... ...S�yszy sala: kto� idzie, ostrogami dzwoni - Ostrog� spi�� melodi�, a akompaniament Szaleje, krzyczy w basie, ro�nie w straszny zam�t -Ku sali bagnetami ju� mierzy, ju� blisko -I ton jeden uparcie wybija - nazwisko!!! Wci�� czyste, w rozszala�e wpl�tuje si� g�osy I wali, wali w basie murem Saragossy, Oszala�ych Hiszpan�w wyciem, darciem, j�kiem I zn�w wraca ku g�rze za�zawionym d�wi�kiem � W mazurze - nie - w mazurku id� wszystkie pary, By ca�� klawiatur� owin�� w sztandary. Zatrzymali si� wszyscy w srebrzystych kontuszach, A klawikord im ducha rozp�omienia w duszach I wzd�u� d�ugich szereg�w przewija pas lity, Tysi�c g��w podgolonych podnosi w b��kity I wszystkie karabele jedn� uj�� d�oni�, I uderzy� w instrument t� piekieln� broni�, A� struna si� ugi�a, ta w g�rze, p�aczliwa. I cisza jest w wiolinie. Cisza przera�liwa. Po martwej, g�upiej strunie, po fijo�k�w woni, Po czyich� smutnych oczach, jakiej� bia�ej d�oni, 35 Jan Lecho� Jakich� �wiat�ach po nocy i szeptach w komorze, Po ksi�ycu, po gwiazdach - m�j Bo�e! m�j Bo�e! � Gdzie� si� gubi i zwija, przeciera pas lity, Po ksi�ycu, po gwiazdach, po Rzeczpospolitej. Po sali idzie cisza przera�liwa, blada I obok t�gich bosz�w w pierwszym rz�dzie siada. Wzrok wlepia martwy, �lepy w jaki� punkt na �cianie I patrzy w Mochnackiego, kiedy gra� przestanie. A on, blady jak �ciana, pl�cze, zrywa tony I kolor spod klawiszy wypruwa � czerwony, A� wreszcie wsta� i z hukiem rzuci� czarne wieko I spojrza� - tak� straszn�, otwart� powiek�, A� spazm rykn��, strach pod�y, i z miejsc si� porwali: �Citoyens! Ucieka�! Krew pachnie w tej sali!!!" Pi�sudski Czarna Rachel w czerwonym idzie szalu dr��ca I ga��zie choiny potr�ca id�ca � Nikogo nie chce budzi� swej sukni szelestem, I idzie w prz�d jak senna, z r�k tragicznym gestem, I wzrokiem, b��dnym wzrokiem gasi mgie� welony, I �wit si� robi naraz. I staje zl�kniony. Poblad�e Robespierry, cisi, smutni, czarni, Wychodz�c, z hukiem drzwiami trzasn�li kawiarni. Na rogach ulic pisz� straszn� r�k� krwaw�, U�miechaj� si� dziwnie i gin� na prawo. Tylko s�ycha� n�g tupot na ulicy pustej I szept cichy. Trup jaki� z zbiela�ymi usty - - 36 - Poezje I gdzie� ko�czy muzyka jaki� bal sp�niony. Pod lila aba�urem mrugaj� lampiony. Bia�ych sukni w nie�adzie senno��, ciep�o, zmi�to�� I piersi, kr�g�ych piersi obna�ona �wi�to��, I mazur, bia�y mazur w og�upia�ej sali: Dzi�! dzi�! dzi�! Wie� zaciszna i sznury korali. Rozta�czy�a si� sala t�gim n�g tupotem. Ho�ubce o pod�og� wal�, bij� grzmotem, Bia�e panny i panny niebieskie, r�owe Przelotnie a zalotnie przechylaj� g�ow� I m�wi� czarnym frakom: �Przyjd�cie do nas jutro" I podaj� im usta za podane futro. A kiedy �wit r�owy przez �aluzje wnika, Dla siebie, nie dla go�ci, gra jeszcze muzyka. Menuetem si� cichym wiolonczela �ali, I bia�e margrabiny przychodz� z oddali. Na liliowych oparach sp�ywaj� bez s�owa, I panier roz�o�y�a markiza liliowa, Kawaler podszed� blady. Pani ta�czy� ka�e! I ta�cz� hafty, sprz�czki, koronki, pliuma�e. A w klarnet, flet i skrzypce, w uk�ony margrabin Czerwon�, rozwichrzon� wpada nut� Skriabin. Drze cisz� dysonansem, wali w okiennice, Muzyk� wyprowadza przed dom, na ulice, Na place, rozkrzyczane w pot�pie�cze ryki, I rzuca w twarz akordom zg�odnia�e okrzyki, Na ziemi� je obali� i kopie z rozpacz�: Otworzy� wszystkie okna! Niech ludzie zobacz�!! Wielkimi ulicami morze g��w urasta - 37 � Jan Lecho� I czujesz, �e rozp�kn� ulice si� miasta, �e Bogu si� jak gro�ba po�o�� przed tronem I krzykn� wielk� cisz�... lub g�os�w milionem. A teraz tylko czasem kobieta zap�acze - A� nagle na katedrze zagrali tr�bacze!! Mariackim zrazu cicho �piewaj� kurantem, A p�niej, p�niej biel�, p�niej amarantem, P�niej dziel� si� biel� i krwi� i szale�stwem, Wyrzucaj� z tr�b rado�� i mi�o�� z przekle�stwem, I d�awi� si� wzruszeniem, i p�aka� nie mog�, I nie chrypi�, lecz sypi� w t�um radosn� trwog� � A ranek, mro�ny ranek sypie w oczy �witem. A konie? Konie wal� o ziemi� kopytem. Konnica ma rabaty pe�ne galanterii. Lansjery-bohatery! Czo�em kawalerii! Hej, kwiaty na armaty! �o�nierzom do d�oni! Katedra oszala�a! Ze wszystkich si� dzwoni, Ksi�a id� z katedry w czerwieni i z�ocie, Bia�e kwiaty padaj� pod stopy piechocie, Szeregi za szeregiem! Sztandary! Sztandary! A On m�wi� nie mo�e! Mundur na nim szary. przypisane Helenie Sulimie 38 Poezje Srebrne i czarne (1924) ^c %. ^ Pytasz, co w moim �yciu z wszystkich rzecz� g��wn�, Powiem ci: �mier� i mi�o�� � obydwie zar�wno. Jednej oczu si� czarnych, drugiej - modrych boj�. Te dwie s� me mi�o�ci i dwie �mierci moje. Przez niebo rozgwie�d�one, wpo�r�d nocy czarnej, To one p�dz� wicher mi�dzyplanetarny, Ten wicher, co d�� w ziemi�, a� ludzko�� wyda�a, Na wieczny smutek duszy, wieczn� rozkosz cia�a. Na �arnach dni si� miele, dno �ycia si� wierci, By prawdy si� najg��bszej dokopa� istnienia � I jedno wiemy tylko. I nic si� nie zmienia. �mier� chroni od mi�o�ci, a mi�o�� od �mierci. przypisane Wac�awowi Zyndramowi-Ko�cia�kowskiemu 39 � Jan Lecho� Toast Nic nie ma pr�cz tych li�ci, co na drzewach zmar�y, Nic nie ma pr�cz tych wichr�w, kt�rymi przewia�o, Nic pr�cz �lad�w �wietno�ci, co si� ju� zatar�y. Nie stanie si� nic wi�cej. Ju� wszystko si� sta�o. Jest jeszcze tylko ksi�yc, kt�ry cicho sp�ywa Na czarn�, krep� nocy i srebrzy j� dumn� Jako brylant � baldachim, rozpi�ty nad trumn�, W kt�rej ziemia zm�czona na wieki spoczywa. Kielichy wznie�my w g�r� i pijmy na stypie, Bo �al nasz by�by �mieszny, a skarga daremna. Niech nas trupio spokojnych poch�onie noc ciemna, A �opata grabarza milcz�cych zasypie. Ach! ile� jest spoczynku w tym s�owie: tak trzeba! Jak nam ziemi, tak ziemi trzeba naszych ko�ci. Szale�cy, wzro�niem kiedy� k�osami m�dro�ci, Powszednim, czarnym chlebem dla zjadaczy chleba. Spotkanie Dzisiaj noc� samotn� sp�dzon� bezsennie, Po promieniach ksi�yca, jakim� dziwnym tchnieniem, Sam nie wiem, jak si� nagle ockn��em w Rawennie I z dawno ut�sknionym spotka�em zwidzeniem. 40 Poezje Przez otwarte kto� okno gra� cicho na flecie I wiatr lekki wo� przyni�s� dusz�c�, upojn� � Jak w mistycznym w ni� szed�em wpl�tany bukiecie, Pod nieba wyiskrzon� kopu�� dostojn�. �B�dziecie wys�uchani t�skni�cy, wi�c pro�cie!" Jak przez Boga zakl�ty przymkn��em powieki � I tylkom jaki� dziwny pos�ysza� szum rzeki, A p�niej, p�niej Danta ujrza�em na mo�cie. �Ty�e� to, ty, m�j mistrzu! Dlaczego tak blady I czemu taki dziwny niepok�j ci� �arzy? Przychodz� ci� ub�aga� o sekret twej twarzy. Nic nie wiem. Zab��dzi�em. I prosz� twej rady". On to rzek�, czy rzek� ksi�yc, czy woda to rzek�a, Pad�em, g�ow� ukrywszy r�kami obiema: �Nie ma nieba ni ziemi, otch�ani ni piek�a, Jest tylko Beatrycze. I w�a�nie jej nie ma". przypisane Marii Brydi��skiej �mier� Albo jak boski Goethe, jak stary pan w�o�ci, Gdy zim� kryje pola bia�a �niegu warstwa, Do domu poniechawszy wraca� gospodarstwa, Albo jak s�odki Shelley umiera� w m�odo�ci. O! nie do�y� tych zmarszczek, kt�re bru�d�� czo�o, I tej zgody na wszystko, co nam w serce wrasta: 41 Jan Lecho� Odej�� raczej st�d ca�kiem, ni� wyszed�szy z miasta, Martwym jeszcze si� cieniem w��czy� po nim w ko�o. O! m�j blady hoplito! Napnij swoje nerwy Wszystkim wrog�w naporom i losu pociskom, Wichrom, kt�re w nie siek�, b�yskawic rozb�yskom -Zr�b je lir� auzo�sk�, drgaj�c� bez przerwy. Za �adne skarby nieba nie oddam mej �wi�tej Pogardy dla wszystkiego, co wzros�o z tej ziemi: Do ko�ca bi� si� b�d� z falami w�ciek�emi, A �mier� niech mnie potarga jak �agiel rozpi�ty. Modlitwa Gwiazd siewco i ksi�yc�w, co w eterze wisz�, O! Panie nad deszczami i Panie nad skwarem! Por�wnaj nas zm�czonych z milcz�cym obszarem, Niebiosa ku nam nachyl i nap�j nas cisz�. O! utop nas w Twych �wiat�w bezmiernej g��binie, Posrebrzaj nas jak gwiazdy, rozpuszczaj jak morze, Nalewaj nas powietrzem w b��kitne przestworze, Nastrajaj nas jak echo i s�uchaj, jak ginie. Bladym uczy� nas rankiem, wschodz�cym na niebie, Ob�okiem, co w po�udnie leniwo przep�ywa, Woalem czarnej nocy, co ziemi� nakrywa � Oswobod� nas od duszy i wybaw od siebie. przypisane Karolowi Hubertom Rostworomkiemu 42 Poe^e Na Boskiej komedii dedykacja Im g��biej idziem w �ycie, coraz wi�ksza troska, Coraz wi�ksza nas n�ka obawa tej chwili, Gdy wreszcie si� ostatnia zas�ona rozchyli: Biedna ludzka komedia � oka�e si� boska. I serce zakochane raz po raz rozrywa Sie� z�ot�, kt�r� samo spl�ta�o niebacznie, I zanim dla wieczno�ci jak gwiazdy drga� zacznie, Dla ksi��ek, jak ta m�drych, swe wn�trze odkrywa. I rado�� w tym znajduje, �e bije we� w�ciek�a Ulewa Bo�ych przestr�g, i mod��w dziecinnych Za siebie nie odmawia. Ju� tylko dla innych: Chce, by weszli do raju, nie schodz�c do piek�a. Proust W p�mroku sennej lampy jakie� dziwne cienie, Zapach lekarstw dusz�cy, twarz blada jak chusta. To nic. To tylko zwyk�e ostatnie zdarzenie, I trudno, by dziwi�o Marcelego Prousta. Jak s�o�ce, gasn�c w pysznych promieni efekcie, Zachodzi� si� nie wzbrania i �wieci� nie ��da, Tak on powoli opis poprawia w korekcie Tej �mierci, kt�r� widzi i wie, jak wygl�da. 43 Jan Lecho� To nic. I mo�e jutro si�d� po wieczerzy I ksi��k� t� czytaj�c cisz� nocnych godzin Poczuj� nagle ciep�o jak szcz�cie narodzin. Albo wierzy si� w �ycie, albo w �mier� si� wierzy. przypisane Franciszkowi Fiszerowi Sprzeczka Ju� zimny dzie� jesienny zaczyna omdlewa� I w my�lach szukam kszta�tu twej drogiej postaci, I b�l, co mn� nurtuje, wszechw�adn� moc traci. P�jdziemy do ogrodu. Nie warto si� gniewa�. Patrz, ksi�yc nad jezioro zza chmury wyp�ywa, W milczeniu stoi ogr�d jak mlekiem oblany, I tylko czasem z trzaskiem p�kaj� kasztany. Ws�uchajmy si� w t� ziemi�; jest chyba szcz�liwa. W akacje p�ynie fala zimnego przewiewu � Ach! niechaj nas przep�ywa, ach! niechaj w nas wieje I niechaj nas oczyszcza, jak z li�ci aleje � - 44 - Nas, �lepych na sw� mi�o��, poblad�ych od gniewu. Poezje * * * O! jak strasznie si� wlok� te d�ugie godziny, O! jak dzie� pe�en trwogi, o! jak noc milcz�ca. Do dania mam tak wiele - po�ow� mej winy, A d�o� mi j� kochana ze wzgard� odtr�ca. Lecz wierz�, �e jak wszystko i mi�o�� si� znu�y, Jak dzieci�stwo mg�� wspomnie� zasnuje b��kitn�, Gdzie� w k�cie utkwi serca, jak kolec od r�y, Bolesne przypomnienie, �e kwiaty gdzie� kwitn�. * * * Na niebo wyp�ywaj� bia�ych chmurek �agle, Od twojej p�ynie strony niebieska fregata Nie do mnie, nie od ciebie. I poczu�em nagle, �e ju� nigdy nie b�dzie, jak zesz�ego lata. Noc przyjdzie ksi�ycowa i w twoim ogrodzie Na srebrnej trawie cienie u�o�y ogromnie. A p�niej b�dzie ko�a rysowa� na wodzie, Gdy b�dziesz sz�a ogrodem nie ze mn�, nie do mnie. przypisane Wandzie 45 - Jan Lecho� * * * Co noc, gdy ju� nas nuda bezbrze�na ogarnia, Gdy czczo�� ja�ow� w my�li, w sercu pustk� mamy, Wypluwa nas na miasto knajpa lub kawiarnia I b��dzimy bez celu po zamkni�ciu bramy. A potem: �omotanie, czasem p�godzinne, Nim wreszcie str� zaspany obudzi� si� raczy. I my�l: zab��dzi� w ko�cu przed drzwi jakie� inne, Co prowadz� do �Lepiej" lub cho�by �Inaczej". * * * W z�otych strz�pach li�ci drzewa noc� stoj�, Ksi�yc srebrne smugi po ziemi rozwl�czy. Nic mi nie pomo�e na t�sknot� moj�, Ju� mnie �adne szcz�cie od niej nie oduczy. Pobiela�y domy od srebrnej po�wiaty, Jesienny przymrozek s�abe cia�o krzepi. Tylko zesch�e li�cie, tylko zwi�d�e kwiaty! Mo�e by�, jak by�o, mo�e nie by� lepiej. - 46 Poezje Siedem grzech�w g��wnych * * * Stargany m�k� straszn� zapas�w nier�wnych, Nie znaj�c kresu ��dzy, kres znaj�c mo�no�ci, Jak w lekkim szumie skrzyde� anio��w ciemno�ci � W piekielnej �pi� rozkoszy siedmiu grzech�w g��wnych. Wyszed�em za w�tpienie, cierpienia, rozprawy I id� tam, gdzie rzeczy si� ludzkie nie licz�, I patrz� w owe grzechy, milcz�ce jak stawy, I wiem ju� oboj�tnie, com wiedzia� z gorycz�. Znam ciebie, wci�� si� rw�ca, jak pies, furio w�ciek�a, Co k�sasz na wolno�ci, a wyjesz pod batem � I dzisiaj pomy�la�em, gdym my�la� nad �wiatem, �e przecie� s� i tacy, co p�jd� do piek�a. Pycha Z ogrod�w, z kt�rych p�yn� fale dziwnych woni, Z pa�ac�w o przepyszne opartych kolumny, Z twoich oczu b��kitnych i twej bia�ej d�oni, Ze siebie, ze wszystkiego, jak B�g jestem dumny. Pod ko�dr� si� gwia�dzist� do snu dzie� u�o�y�, Patrz� w ogr�d przez okno: w ogrodzie jest ciemno. 47