13077
Szczegóły |
Tytuł |
13077 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
13077 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 13077 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
13077 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
LEOPOLD TYRMAND
SIEDEM DALEKICH REJS�W
POWIE��
OD AUTORA
Ksi��ki powinny same m�wi� o sobie i za siebie. Ta powie�� mia�a jednak losy dziwne, warto
wi�c o nich wspomnie�.
Jej pierwsza cz�� pisana by�a w roku 1952, bez szans na publikacj�, i od�o�ona do szuflady.
W 1957, w zmienionych na kr�tko warunkach, warszawski Czytelnik przekona� mnie, �e warto
kontynuowa�. Dopisa�em dwie cz�ci, zgodnie z pierwotn� koncepcj�, kt�ra zak�ada�a kr�tk�
powie��, zwan� po angielsku novella. Nowe cz�ci zwichn�y kompozycj�, rozbudowa�y w�tki
i spi�y je tak, �e zmieni�y za�o�enia formy i tre�ci.
Czytelnik wydrukowa� ksi��k�, lecz jej nie wyda� na skutek interwencji cenzury. Uzasadnienie
konfiskaty: pornografia i obrona inicjatywy prywatnej. Scenariusz, opracowany przez znanego
re�ysera z maszynopisu, nie uzyska� skierowania do produkcji. Natomiast angielski wydawca,
Michael Joseph Ltd. w Londynie, kt�ry zakontraktowa� powie�� w trakcie pisania i otrzyma�
maszynopis polski wraz z Czytelnikiem, dokona� przek�adu i wyda� j� w roku 1959 jako Seven
Long Voyages. W 1962, Ullstein Verlag w Niemczech Zachodnich, wyda� niemiecki przek�ad
pod tytu�em Ein Hotel in Darlotoo. W 1963, polski re�yser o mniej kontrowersyjnej opinii,
omin�� rafy komunistycznej kontroli kultury i film pod nazw� Zaledwie wczoraj, oparty na tej
powie�ci, ukaza� si� na kr�tko w polskich kinach, wywo�uj�c nagonk� oficjalnej krytyki na
re�ysera i na mnie. Gdy opuszcza�em kraj w 1965 roku uda�o mi si� wywie�� jej jedyny polski
maszynopis.
Dlaczego nie pr�bowa�em jej opublikowa� dot�d na emigracji? Jest to powie��
porozumiewawczych tonacji, interesuj�cych chyba tych tylko, kt�rzy pami�taj� pewn� grupk�
ludzi z ko�ca lat czterdziestych w Polsce. �atwo t� powie�� oskar�y�, �e jest rewi� kulturowych
m�d, smaczk�w, nastroj�w, styl�w, konwencji, by� mo�e ju� przebrzmia�ych. Jej seksualne
sentymenty nie chronione przez regu�y gry, mog� si� wyda� autoparodi�. Nie ma w niej realizmu,
kt�ry broni�by jej intencji, nie ma postaci zdolnych zapewni� jej literack� niezale�no��, s�
postawy absorbuj�ce uwag� tylko tych, kt�rzy maj� dla nich cierpliwo��. Nie ma w niej
rzeczywisto�ci, jest natomiast umowno��, kt�ra nie odczytana w�a�ciwie, skazuje j� z g�ry na
kl�sk�.
Dlaczego j� wydaj�, w blisko 20 lat po napisaniu, za� niemal w 10 od kiedy nie mam nad sob�
cenzury? Przeczyta�em j� niedawno, po raz pierwszy od d�ugiego czasu. Wyda�a mi si� zabawna.
Pow�d tak dobry jak ka�dy inny.
Leopold Tyrmand
Dla Mary Ellen�
�Doznajemy zdziwienia, obserwuj�c przesad�, kt�ra wi��e si� z t�
nami�tno�ci�� Nigdy nie by�o na �wiecie pysza�ka, kt�ry tak g�upio
my�la�by o sobie jak kochaj�cy my�li o osobie ukochanej�
Francis Bacon z Verulamu
Nigdy nie znamy wszystkich przyczyn najprostszego zdarzenia�
Rene Clair
Anecdotis Personae
Jan Ronald Nowak cz�owiek po�r�d decyzji
Ewa Kniazio��cka magister historii sztuki
Kapitan Ferdynand Sto�yp szef kapitanatu portu
August Leter makler okr�towy
Madame Kraal w�a�cicielka Hotelu Pod Zamkiem
Ksi�dz miejscowy proboszcz m�ody i prawy
Anita s�u��ca o w�tpliwej reputacji
Pan Krztynka restaurator
Bengt Hauge prywatny du�ski szyper
Przedsi�biorca transportowy wiek lat 13
Feliks �agodny piekarz i alkoholik
Zofia jego �ona
Dyrektor muzeum w czerwonym fezie
Rozalia gospodyni
To��oczko urz�dnik kapitanatu portu
oraz nieliczni inni.
Rzecz dzieje si� w Dar�owie, niewielkim porcie na Zachodnim Pomorzu, wczesn� wiosn�
1949 roku.
DZIE� PIERWSZY
W Dar�owie, przed ma�ym dworcem w stylu pruskiej prowincji, ko�czy�a si� kariera poci�gu.
Kr�tkiego poci�gu o starych, rozklekotanych wagonach. W poprzek toru podk�ad na krzy�akach
z u�amk�w szyn oznacza�, �e dalej �aden poci�g ju� nie jedzie.
Wysiad�o kilka os�b � w�r�d nich Ewa i Nowak. Oczywi�cie, obrzucili si� nawzajem
ciekawym spojrzeniem, staraj�c si� pokry� zainteresowanie sprawami ko�ca podr�y. Nowak
pomy�la�: �Jak to si� sta�o, �e jej nie zauwa�y�em przy przesiadkach w S�awnie i w S�upsku?�
Ewa pomy�la�a to samo i jeszcze, �e gdyby go zauwa�y�a, postara�aby si� znale�� w tym samym
przedziale.
Przy wyj�ciu z dworca. Nowak powiedzia� do Ewy:
� Prosz� po�o�y� walizk� na tym w�zku. Do rynku daleko.
� Sk�d pan wie dok�d id�?
� Z dworca w Dar�owie wszyscy id� w jedn� stron�.
� Pan zna Dar�owo?
� Znam.
� Dzi�kuj� za pomoc � rzek�a Ewa, k�ad�c walizk� na w�zku, obok walizki Nowaka.
W�a�ciciel w�zka zapali� dobyty z kieszeni niedopa�ek Machorkowego, wci�gn�� dym si��
swych trzynastoletnich p�uc i pchn�� w�zek za Ew� i Nowakiem w d�ug�, nieregularnie
zabudowan� ulic�. By�a wczesna, d�d�ysta wiosna czterdziestego dziewi�tego roku. Drzewa sta�y
nagie i mokre.
� To �adne � rzek� Nowak. Zupe�nie jak u Kiplinga.
� Co u Kiplinga? � spyta�a Ewa grzecznie.
� W �Ksi�dze D�ungli� zwierz�ta nawo�uj� si� has�em tajemnej wsp�lnoty, kt�ra odr�nia ich
od innych istot. Brzmi ono: �Jeste�my jednej krwi�. Ot� my� � Nowak zawaha� si� i Ewa nie
wiedzia�a czy umy�lnie czy mimo woli.
� �Jeste�my jednej krwi� w syku w�a i pomruku pantery � podj�a Ewa z ochot�. �
Oznacza�o solidarno��, pomoc i co� jeszcze. Nigdy nie wiedzia�am co w�a�nie jeszcze.
� Mo�e zadowolenie?
� Co to za kaplica?
� �wi�tego J�rgensa. Nic ciekawego.
� Pan, wida�, zorientowany.
� Troch�. Raczej tak.
Weszli na mostek, �liski i wilgotny. Wieprza rwa�a m�tnym nurtem. Na prawo rozlewa�a si�
w szerok� m�y�sk� grobl�, nad kt�r� sta� zamek, malowniczy jak dzieci�ca bajka czytana
w wieku dojrza�ym.
� Latem musi tu by� �adnie.
� Idyllicznie i lanszaftowo. G�sta ziele� i stara architektura.
� A wi�c jeste�my jednej krwi?
� Tak s�dz�. A pani?
� Ja?
Spojrza�a na� krocz�cego obok z r�kami w kieszeniach p�aszcza, z kszta�tn� g�ow� dobrze
osadzon� w nastawionym ko�nierzu. By� niewysoki, mocno zbudowany, mia� ciemnoblond w�osy
i piwne, bystre oczy. Ewie podoba� si� jego p�aszcz i u�miech, pogodny, troch� kpi�cy.
� Podoba mi si� pa�ski p�aszcz � powiedzia�a.
� Mnie si� podoba pani i p�aszcz � u�miechn�� si� Nowak.
Rzeczywi�cie � obydwa p�aszcze cechowa� dobry kr�j i niezawodna impregnacja. By�y koloru
khaki i dobrze znoszone.
Weszli w g��wn� ulic� miasteczka, pust� o tej porze i wyzi�b��.
� Czy czuje pani ciekawe spojrzenia, kt�re taksuj� nas teraz spoza firanek w tych oknach?
Jeste�my nie z tego �wiata. C� za ma��e�stwo przyjecha�o do Dar�owa i po co?� Tak brzmi�
pytania.
� Ma��e�stwo? Z m�czyzn�, kt�rego nazwisko tonie w mrokach tajemnicy? Tylko dlatego,
�e mi si� podoba jego p�aszcz�
� Nie przypuszcza�em, �e to pani sprawi przykro��.
� Wola�abym, aby pan dope�ni� formalno�ci.
� Nowak. Tak brzmi moje nazwisko.
� Bardzo mi przyjemnie, panie Nowak. Kniazio��cka Ewa.
� Zapraszam pani� na kaw�.
� Ch�tnie. Ale dok�d?
� Do �agodnego.
� Jest to nazwisko czy cecha charakteru?
� Nazwisko. Feliks �agodny jest w�a�cicielem jedynej w Dar�owie cukierni i poet�.
� W wolnych chwilach pisze wiersze?
� Nie, nie pisze wierszy. Powo�uje codziennie do �ycia ptysie�sonety, krem�wki�ballady
i eklerki�poematy liryczne. Czyni to zreszt� najcz�ciej pod wp�ywem alkoholu, co wi��e go
dodatkowo z poezj�. Ludzie przyziemni m�wi� o nim, �e jest cukiernikiem.
Weszli do czystej cukierenki i usiedli przy stoliku. Wysoka, pi�kna, chmurna kobieta, siedz�ca
za bufetem, przywita�a si� z Nowakiem pow�ci�gliwie, lecz z sympati�. Nie by�o ani kawy, ani
ciastek, ani mleka, ani rogalik�w, ani jajek, ani mas�a, wobec czego zjedli z wielkim smakiem
przedwczorajsze dro�d��wki i wypili blad�, przes�odzon� herbat�.
� To �ona �agodnego, Zofia � rzek� konfidencjonalnie Nowak.
� Wygl�da jak normandzka arystokratka z noweli Maupassanta.
� Jest c�rk� pomorskiego ch�opa z tych okolic. Niespodzianka, co? Tak samo pani mo�e si�
okaza� dzia�aczk� spo�eczn�, uczon� z zakresu pszczelarstwa, lub primabalerin�
w prowincjonalnej operze, chocia� wygl�da pani na modn� aktork� filmow�, zawodniczk�
sportow� o og�lnonarodowym znaczeniu, lub artystk�malark�, plastyczk�, czy co� takiego.
� Ciep�o, coraz cieplej. Jestem historykiem sztuki.
� Z Warszawy?
� Z Warszawy. A pan?
� Ja z Gda�ska.
� Ale co pan robi? Na pewno nie jest pan ani kupcem, ani docentem matematyki, ani
�o�nierzem, ani urz�dnikiem bankowym, ani lotnikiem. Kobieca intuicja, wsparta wrodzon�
inteligencj�, m�wi mi, �e jest pan architektem, ogrodnikiem, lub dziennikarzem.
� Celne. Sam �rodek tarczy. Jestem dziennikarzem � sk�ama� Nowak.
� No, widzi pan.
� Widz�. Ma pani �adne, szare oczy, chocia��
� Prosz� sko�czy�. Nie znosz�, jak kto� nie ko�czy wa�nych zda�.
� To nie mia�o by� zdanie wa�ne. Takie bana�y o oczach� � rzek� Nowak i pomy�la� prosto:
�Dobra jest!��, maj�c na uwadze rzeczy naj�atwiejsze.
� Ewa � doda� � oznacza kobieco��. Symbolizuje koncentrat, dla kt�rego mam ma�o sympatii.
Wol� cywilizacj� ni� kobieco��.
� A pa�skie imi�?
� Ronald.
� Ronald? Ronald Nowak? � Ewa u�miechn�a si�.
� Tak. Ronald Nowak.
� Uuhhnm�
� Rozumiem pani�. Powszechno�� tej reakcji sprawia, �e przesta�em si� ni� dr�czy�.
Ostatecznie wina jest po stronie mego ojca.
� To brzmi jak na przyk�ad: Parsifal Kwiatkowski, albo Bayard Majewski.
� Wol� Ronald Nowak. To brzmi ca�kiem dobrze.
� Jak pana nazywaj� zdrobniale?
� Nikt si� ze mn� nie spoufala.
� Ale w rodzinie, przy kominku, przy stole wigilijnym?
� Owszem. M�wi si� wtedy: Ja�.
� Jak to� Ja�?
� Po prostu. To moje drugie imi�. Ronald Jan Nowak. Woli je pani?
� Nie. Z dwojga z�ego niech b�dzie Ronald Nowak. Przynajmniej jak wo�aj� pana do telefonu
w restauracji to nie musi pan sta� w kolejce.
� Dzi�kuj�. Pomog�a mi pani znale�� uzasadnienie, kt�rego szuka�em przez ca�e �ycie. To
�adnie z pani strony. Czy d�ugo zostaje pani w Dar�owie?
� Trzy dni. A pan?
� Ja te� trzy � sk�ama� Nowak. � Po tym do Warszawy, prawda?
� Aha. Mo�emy wraca� razem, to by�oby wspaniale. Pan oczywi�cie do Gda�ska?
� Oczywi�cie � sk�ama� Nowak.
� Mog� jecha� przez Gda�sk, zamiast przez Ko�obrzeg. Mam w Gda�sku ciotk� imieniem
Florentyna � Doskonale. Czy lubi pani dzieci?
� Bardzo. Poza tym prac�, kwiaty, psy, dobry alkohol i ksi��ki. Nie znosz� brzydkich mebli,
z�ego wychowania, nudy, g�upoty i ko�tu�stwa.
� Wierz� pani. Czy jest pani sentymentalna?
� Raczej tak, chocia� wol� realistyczn� literatur�. Ale bardzo pana przepraszam, tu jest firma
��agodny�, a nie poradnia psychotechniczna, ani tym mniej urz�d �ledczy. Zreszt� � po co panu
to wszystko?
� To proste. Podoba mi si� pani, pragn� si� wi�c upewni�, czy nie jestem powierzchowny.
� Panie Nowak!
� Kiedy naprawd� mi si� pani podoba.
� Ronaldzie, staje si� pan nudny. Czar pryska. Mo�e by pan pomy�la� o noclegu dla mnie.
� To nie nale�y do moich obowi�zk�w, a zreszt� jest dopiero dziesi�ta rano.
� A wi�c porzuca mnie pan na pastw� Dar�owa i jego niebezpiecze�stw. Dobrze. Postaram si�
nie zgin��. Gdzie tu jest muzeum?
� Na zamku. Prosz� sobie zapami�ta�: ja nie jestem Adam Asnyk.
� To na pewno. �adnych w�tpliwo�ci w tym wzgl�dzie. Ale dlaczego Asnyk?
� Czyta�em gdzie� o nim, �e zawsze stara� si� o pomieszczenia dla kobiet, w kt�rych si�
nieszcz�liwie kocha�, podczas gdy te nabija�y si� ze� na medal. W ko�cu umar� seksualnie
niedopieszczony. Zaprzesta�em si� stara� w ciemno. Rzucam pani� na �up portowemu �yciu.
� Po pierwsze: nie kocha si� pan we mnie�
� Dzi�ki Bogu.
� �to prawda. Dzi�ki Bogu. Po drugie: sta� si� pan naraz wulgarny i bezczelny. Za szybko.
Chyba si� panu podobam.
� Ca�y czas to przecie� pani powtarzam. Ile pani ma lat?
� Dwadzie�cia cztery.
� W sam raz.
� Co to znaczy?
� W sam raz, aby co� wiedzie�, ale jeszcze nie wszystko. Raczej mniejsz� cz��.
� Pan, rzecz jasna, ju� wie wszystko. Czy?�
� Niech pani pyta, bo musz� pani� spyta� o to samo.
� Wi�c niech pan najprz�d odpowie.
� Nie. Nie jestem �onaty. A pani?
� Mam narzeczonego. W Warszawie.
� Te� u�ywa�em tego s�owa.
� No i co?
� Rozeszli�my si�, a raczej ona ode mnie odesz�a. I s�usznie. Kocha�em j�, ale to by�o za ma�o.
� Jak to � za ma�o?
� Kocha�em j� za jej dobro�, urod� i jej mi�o�� do mnie, ale nie kocha�em si� w niej nigdy.
Przyszed� kto�, kto zakocha� si� w niej prawid�owo i zabra� j�. A jaki jest pani narzeczony?
� Jest przeciwie�stwem pana. Dobry, niezdarny, pe�en nauki a nie wiedzy. Nosi okulary i �le
si� ubiera.
� Jest zatem i przeciwie�stwem pani. Dlatego mo�ecie si� tylko kocha�. Ale nigdy kocha�
w sobie.
� Sk�d pan wie?
� Nie jeste�cie jednej krwi.
� C� st�d za wniosek?
� Nie wiem. Ma pani szare, z�o�liwe spojrzenie, ruchliw�, chwilami nie�adn� twarz.
W�a�ciwie nie mam poj�cia na jak� choler� siedz� tu z pani� gadaj�c bzdury, podczas gdy czeka
mnie dzi� jeszcze tyle pracy.
� Znowu impertynencje?
� Przecie� m�wi�em, �e mi si� pani podoba. Tym, kt�re si� nie podobaj�, nie ofiaruje si�
wysi�ku impertynencji. Grzeczno�� jest �atwiejsza.
� Co b�dzie jak mi pan nawymy�la�
� Sam jestem ciekaw. Chod�my za�atwi� nocleg.
Wstaj�c, Nowak poczu� ulotny smutek p�yn�cy z przeczu�, do jakich nie przywi�zuje si� na
og� znaczenia.
� Jak tu �adnie. Ponuro i �adnie � rzek�a Ewa, gdy zbli�ali si� do Hotelu pod Zamkiem. Ten
rodzaj austerii czy zajazdu le�a� przytulony do zapuszczonej fosy, nieopodal prowadz�cego na
zamek ci�kiego, kamiennego mostu. Po mo�cie dzwoni�y niegdy� kopyta koni normandzkich,
meklemburskich i polskich rycerzy, sk�adaj�cych swe ho�dy pomorskim Gryfitom, dzier��cym
przed wiekami kanciasty, usiany roma�skimi strzelnicami i kru�gankami masyw zamku.
� To zamek kr�la Eryka � doda�a Ewa.
� Wiem o tym.
� Dziennikarze z Gda�ska powinni orientowa� si� w ruchu statk�w w porcie
i obwieszczeniach miejskiej rady narodowej. Wiedza o pomorskich Gryfitach jest u nich
erudycj�, czyli zb�dnym balastem.
� Wiem tak�e o Piastach�Gryfitach.
Weszli do bramy zajazdu, po czym do niewielkiej salki, wygl�daj�cej jak jadalnia, szynk
i portiernia zarazem. Przy jednym ze stolik�w siedzia�a gruba, schludna, pretensjonalnie ubrana
kobieta i pisa�a rachunki. Jej twarz nosi�a �lady dawnej pi�kno�ci bardzo portowego typu. Mo�n�
si� by�o za�o�y�, �e sp�dzi�a �ycie w przedsi�biorstwach hotelowych.
� Dzie� dobry � rzek� Nowak co u pani s�ycha�, pani Kraal?
� A, pan Nowak. Znowu do nas. Wszystko w porz�dku. Nie ma go�ci, s� pokoje.
Nowak przedstawi� Ew�.
� Narzeczona? � u�miechn�a si� domy�lnie Kraalowa.
� Nic podobnego. Poznali�my si� na dworcu.
� Wobec tego, dwa obok siebie, prawda?
� Co znaczy: dwa obok siebie? � spyta�a Ewa.
� Dwa pokoje obok siebie � wyja�ni� Nowak.
� Jestem tu s�u�bowo, a nie na urlopie � rzek�a Ewa i zaczerwieni�a si�. �M�wi� zupe�nie bez
sensu�� � pomy�la�a bezradnie.
� Anita! � krzykn�a Kraalowa � przygotuj po�ciel w �semce i dziewi�tce! � Po czym wysz�a
dopilnowa� zarz�dze�.
� Czy nie ma tu innego hotelu? � spyta�a Ewa � nie podoba mi si� tutaj.
� Owszem, jest. Raczej dom noclegowy. Po sze�� ��ek razem.
� Niech ju� b�d� dwa obok siebie � westchn�a Ewa. � Anita to pomoc domowa, prawda?
� Tak.
� Hiszpanka?
� Chyba nie. Zdaje si�, �e pochodzi z Rawy Mazowieckiej, o ile sobie przypominam. My�l�,
�e w porcie, do kt�rego przychodz� skandynawskie szkunery po w�giel, nie wypada nazywa� si�
Hanka.
� Spory port to Dar�owo?
� Spory. Ma urz�dzenia prze�adunkowe dla w�gla, silosy zbo�owe, basen dla szkuner�w
motorowych i spor� flotyll� ryback�. Przychodz� tu Du�czycy, Niemcy, Finowie, Szwedzi.
� Poka�e mi pan port?
� Poka��.
Ch�opiec wni�s� walizki i Ewa da�a mu banknot, kt�ry wzbudzi� w nim szacunek. Poszli na
g�r� do swych pokoj�w. By�y to dwie niskie i du�e izby o ma�ych oknach. W �semce sta� �adny,
pomorski piec kaflowy.
� Napali�? � u�miechn�a si� poufale Anita, rozmazuj�c resztki wczorajszej szminki na
zaspanej twarzy. Mia�a perkaty nos i z�odziejskie, niebieskie spojrzenie.
� Prosz� napali� � rzek� Nowak. � To pani pok�j � zwr�ci� si� do Ewy � a zimno b�dzie
jeszcze niezgorzej.
Ewa otworzy�a okno.
� Wspaniale! � zawo�a�a � zupe�nie jak u Colasa Breugnon w Clamecy.
� Trafne cho� odleg�e skojarzenie.
� Wiem, to nie Burgundia i pogoda inna. Ale ten dziedziniec � cudo nie�adu. Niech pan
spojrzy, jak nier�wny teren spada ku strumykowi w fosie. I te stare �ebrowania w murze, te
okienka. Latem tu musi by� jednak Clamecy. Tu pachnie �redniowieczem.
� Mo�e. Zadowolona?
� Zadowolona.
� Spotkamy si� na obiedzie, o trzeciej, na dole w jadalni.
� Tak jest, captain.
� Da pani sobie sama rad� ze swymi sprawami?
� Tak jest, captain.
� Dlaczego zachowuje si� pani jak za�oga frachtowca?
� Nie wiem, captain. Nagle wyda� mi si� pan starym wilkiem morskim, cz�owiekiem
z pok�adowych desek, z kapita�skiego mostku.
� Ciekawe. P�ywa�em wprawdzie troch� w handlowej, ale jako steward. Oficerom podawa�em
lunch w messie i sprz�ta�em kabiny.
Nowak wyszed�. Ewa usiad�a z westchnieniem na ��ku. �Ewo!� � pomy�la�a � uwa�aj! Ju�
nic ci nie powiem, bo sama nie wiem, co ci mam powiedzie慔
� Wi�c wie pan?
� Wiem.
� I ma pan?
� Nie. Jeszcze nie.
� Ale wie pan, gdzie jest?
� Mniej wi�cej. W przybli�eniu. Trzeba b�dzie dobrze poszuka�.
� No, to chod�my na g�r�, do mnie. Po co o tym tutaj.
� Nerwy?
� Ale� sk�d. Ja i nerwy? Taki zdrowy cz�owiek� � August Leter u�miechn�� si� nieszczerze.
Lewy k�cik ust drga� mu nieznacznie, co oznacza�o najwy�sze zdenerwowanie.
Nowak wsta� z biurka, na kt�rym siedzia�, bujaj�c nogami. Rozejrza� si� dooko�a. By�
w czystym, porz�dnie utrzymanym kantorze zamo�nej firmy maklerskiej i shipchandlerskiej
�ciany oklejone by�y afiszami reklamowymi polskich i skandynawskich linii okr�towych, na
gzymsie kominka sta� �eglarski sekstans, mi�dzy oknami, nad pot�n� map� Ba�tyku, wisia�
pi�kny, b�yszcz�cy mosi�dzem i stal� barometr okr�towy w mahoniowej oprawie. Z ma�ego hallu
prowadzi�y wewn�trzne schody do mieszkania Letera na pi�trze.
Leter wprowadzi� Nowaka do prze�adowanego brzydkimi fotelami pokoju. Nowak zanurzy�
si� w sk�rzanym klubowcu, nie zdejmuj�c p�aszcza, i zapali� papierosa.
� I co dalej? � spyta� Leter, maskuj�c podniecenie kaszlem.
By� szczup�y, sp�owia�y, w nieokre�lonym wieku, wysoki, o zmi�tej twarzy. M�g� liczy�
r�wnie dobrze dwadzie�cia pi��, jak pi��dziesi�t lat. W rzeczywisto�ci liczy� czterdzie�ci trzy.
� M�j pierwszy papieros dzisiaj � rzek� Nowak, zaci�gaj�c si� g��boko �Camelem�.
� Co s�ycha� w Gda�sku?
� Dzi�kuj�. Wszystko w porz�dku. A u pana?
� Te� w porz�dku.
� �adnych trudno�ci?
� �adnych. �Ragne� jutro wchodzi do portu � rzek� Leter z udan� oboj�tno�ci�.
� �wietnie � rzek� Nowak z uznaniem.
� Skoro powiedzia�em, �e �Ragne� b�dzie na czas, to chyba mo�na by�o na mnie liczy�.
� Okazuje si�, �e tak. �Ragne� p�ynie z Gdyni?
� Z Gdyni.
� Oczywi�cie za�adowana.
� Nie. Pusta.
� Wspaniale. Jak�e�cie tego dokonali?
� Drobne subtelno�ci maklerskie. Bengt Hauge przekona� dostawc�w, �e to lepiej dla nich,
je�li �Ragne� �adowa� b�dzie w Dar�owie.
� Jest pan skromny. Nie s�dz�, aby szyper Bengt Hauge zdo�a� sam przekona� gdy�skie biura
frachtowe.
� Nie m�wmy o tym. To bagatelka, szczeg�lik.
� Owszem, m�wmy. Widocznie bardzo panu zale�y na ca�ej imprezie. Zaanga�owa� si� pan
niew�sko.
Leter podszed� do stoj�cego w k�cie radiogramu, otworzy� go i na�o�y� p�yt�.
� Pos�ucha pan? Taka stara, marynarska piosenka.
� Zbytek ostro�no�ci, panie Leter. I tak nikt nas nie s�yszy.
� Nie wiem, m�ody cz�owieku. Nigdy nic nie wiem na pewno.
Wyj�� z kredensu butelk� wi�ni�wki i dwa kieliszki. By� teraz opanowany, ch�odny, pe�en
czujnego spokoju. Z g�o�nika zabrzmia�y d�wi�ki gitary i schryp�y, m�ski g�os:
� Cigareets and whiskey
and wa�wa women
they�re driving me crazy
they drive me insane�
� �adne � powiedzia� Nowak � tylko troch� nie w stylu tej czcigodnej bawialni. Nie ma pan
czego� o urokach mieszcza�skich wn�trz, sztucznych kryszta��w w serwantkach i stosu poduszek
na koniugalnych �o�ach?
� Mnie ta piosenka odpowiada.
� Schizofreniczna t�sknota? Podw�jne �ycie Augusta Letera? W dzie�: og�lnie szanowany
makler i shipchandler, szcz�liwy m�� najpi�kniejszej kobiety w Dar�owie i okolicach, oraz
powa�ny ojciec dwojga jasnow�osych pachol�t; w nocy: wrak ludzki spod zalanych w�dk�
sto��w, no�ownik z portowych knajp, szmat�awy kochanek najgorszych kobiet z w�glowego
nadbrze�a. Czy tak?
� Zapomnia� pan o pi�ce no�nej.
� O pi�ce no�nej?
� Tak, o pi�ce no�nej. Za m�odu by�em kapitanem dru�yny �Ogni�ci� w Krotoszynie.
Mieli�my mistrzostwo powiatu. Raz wygrali�my w Poznaniu z trzecim sk�adem �Warty�.
Nami�tno�� do futbolu nie wygas�a we mnie do dzi�, tote� musi pan j� uwzgl�dni� w og�lnej
charakterystyce mej osoby.
� Zgoda. A wi�c: w dzie� � wz�r ojca, m�a i obywatela, w nocy � lump na dnie upodlenia,
w niedziel� i �wi�ta � pi�karz. Czy teraz dobrze?
� Do�� tych �art�w. Niech si� pan napije. Skol.
� Skol. Ale w tym jest co� z prawdy, Leter, ja was dobrze znam, blondyn�w o zm�czonej
cerze i podbitych oczach. Ciekawe, kt�ra z trzech si�, sk�adaj�cych si� na pa�sk� osobowo��,
wci�gn�a pana w moj� afer�?
� Niech pan zgadnie.
� Spr�buj�. A wi�c August Leter � pater familias, notabl dar�owski, zamo�ny makler, kt�remu
si� w �yciu powiod�o, m�g� da� si� powodowa� chciwo�ci�. Liczy� na niepowszednie zyski.
� Nie. Za kogo pan mnie ma? Od pocz�tku bra�em pod uwag� mo�liwo��, �e mnie pan
wyroluje i nic mi nie zap�aci.
� Zdradza pan za tym, obok innych zalet, inteligencj�. Id�my dalej: pi�karz m�g� da� si�
uwie�� atmosferze gry, hazardu, przygody, awantury. Mo�e to?
� Kol. Nowak. Niech si� pan nie kompromituje takimi przypuszczeniami.
� A za tym� Przecie� nie przyrzeka�em panu nic orgiastycznego.
Leter wsta� i nastawi� adapter. Te same d�wi�ki ta sama synkopowana muzyka, ten sam g�os,
sztucznie weso�y i m�cz�cy.
� Cigareets and whiskey
and wa�wa women
they�re driving me crazy
they drive me insane�
� W tej piosence jest t�umaczenie, Ronaldzie Nowak, czy jak si� pan tam naprawd� nazywa.
By� pan na dobrym tropie.
� W tej piosence jest tania rozpusta i zaduch bar�w. Dlaczego mi pan pomaga? Czego si� pan
spodziewa?
� Niczego. Jad� z panem.
Nowak wsta� i podszed� do okna. Ci�kie, marcowe chmury wisia�y nad ma�omiasteczkow�
uliczk�. Naprzeciw by�a piekarnia. Na rogu wisia�a tabliczka z napisem: Ulica Dobrych Kobiet.
Zn�w zaczyna� si�pi� ostry deszcz. By�o prowincjonalnie i gro�nie.
� Nie rozumiem � rzek� Nowak � a �ona, dzieci, stanowisko, dorobek �yciowy?
� Co to pana obchodzi � rzek� Leter.
� W zasadzie nic. Wydawa�o mi si� jednak, �e pan kocha swoj� �on�. By� pan o ni� zawsze
nieprzyzwoicie zazdrosny.
� Moja �ona jest od dw�ch lat kochank� kapitana Ferdynanda Sto�ypa z kapitanatu portu,
kt�rego ma pan w�tpliwy zaszczyt zna�. Taka dar�owska pani Bovary w popularnym wydaniu
o du�ym nak�adzie.
� A dzieci?
� Nie mog� sobie wi�za� �ycia dwoma ch�opakami, kt�rzy ju� za kilka lat b�d� mi kra��
pieni�dze z szuflady i kolekcjonowa� choroby weneryczne w Szczecinie czy Gdyni. Co to pana
zreszt� obchodzi, powiedzia�em panu ju� raz.
� Obchodzi. Jakie mam gwarancje, �e z chwil� mego wyj�cia z tego pokoju nie podniesie pan
s�uchawki telefonu aby zawiadomi� WOP o mym przybyciu do Dar�owa i gdzie mnie nale�y
szuka�. Ostatecznie w��cza si� pan teraz w parti� jako wsp�lnik, nie za� tylko jako po�rednik, a ja
lubi� wiedzie� wszystko o mych wsp�lnikach. Skol, panie Leter.
� Skol.
� Wi�c, s�ucham pana.
� To ja pana s�ucham, Nowak.
� O, nie. Pan ma g�os, Leter.
� Ja powiedzia�em wszystko. Mo�e nawet zbyt wiele.
� Nie. Nie powiedzia� pan jeszcze, na co pan liczy.
� Na po�ow�. R�wniutko p� na p�.
� To b�dzie bardzo du�o pieni�dzy, panie Leter. Czy nie przesadza pan odrobin�
w ambicjach?
� Ani troch�. Ta po�owa op�aci w�a�nie ruin� ca�ego mego dotychczasowego �ycia, a panu
pozwoli uzyska� drug� po�ow�, kt�ra na razie, bez mojej pomocy, jest ca�kowicie zamro�ona.
A ta druga po�owa to te� bardzo du�o pieni�dzy, Nowak.
Nowak usiad� na por�czy fotela. Czu� narastaj�ce zm�czenie. Siedem miesi�cy szarpi�cych
nerwy przygotowa� i poszukiwa� i teraz oto ta bezsensowna, p�ytka rozmowa, jakby z taniego,
kryminalnego romansu. �Do��, do�� � pomy�la� � trzeba z tym sko�czy�.
� Zgoda � powiedzia� � przystaj� na pa�skie warunki.
Leter wypi� dwa kieliszki wi�ni�wki i otar� pot z czo�a. R�ce mu lata�y, kiedy zapala�
papierosa.
� No, a teraz pom�wmy o interesie.
� Czy to konieczne, panie Leter? Pojutrze zawiezie mnie pan na pok�ad �Ragne� wraz
z niewielk� skrzynk�. W Kopenhadze otrzyma pan swoj� cz��, raczej swoj� po�ow� i na tym
interes si� sko�czy.
� Nic z tego, Nowak. Albo wiem wszystko o interesie, albo wysiadam. Jak dot�d zbywa� mnie
pan og�lnikami, �e co�, �e gdzie�, �e kiedy�. Niech pan nie b�dzie za m�dry.
� Dobrze, nie b�d�. Wie pan kto to by� kr�l Eryk Pomorski?
� Mniej wi�cej. Taki kr�l.
� Zupe�nie s�usznie. Ot� akurat pi��set lat temu kr�l Eryk zrzucony z tronu du�skiego, zary�
si� w fortecy Visby na Gotlandzkie, sk�d niebawem zas�yn�� jako najgro�niejszy korsarz na
ca�ym Ba�tyku. W ko�cu zm�czony, syt przyg�d i zrabowanych skarb�w, o kt�rych kr��y�y
legendy, wr�ci� do ojczyzny i osiad� na zamku dar�owskim.
� Czy nie do�� tych wypis�w historycznych dla szko�y powszechnej?
� Spokojnie, Leter, to trudne sprawy. Kr�l Eryk, jak ka�dy bardzo bogaty grzesznik, zacz��
naraz dba� o sw� niebiesk� hipotek� i w tym celu podj�� pielgrzymk� do Ziemi �wi�tej, sk�d
przywi�z� cudnej roboty opraw� hebanow� dla o�tarzowego tryptyku, do kt�rego zam�wi�
u najwi�kszego snycerza i z�otnika pomorskiego tych czas�w, Wawrzy�ca Adebara
z Ruyenvolde, trzydzie�ci sze�� scen z �ycia Chrystusa. W ten spos�b powsta�o w z�ocie, srebrze
i hebanie jedno z arcydzie� sztuki z�otniczej p�nego �redniowiecza, kt�re wisia�o kilkaset lat
w dar�owskiej farze, otoczone pietyzmem ca�ego Pomorza, budz�c nabo�ny podziw
w historykach sztuki i nami�tne po��danie w koneserach, antykwariuszach i dyrektorach muze�w
ca�ej Europy.
� S�ysza�em o tym tryptyku. Jestem w Dar�owie od wiosny czterdziestego sz�stego.
� Nie dziwi mnie to. Tryptyk ten wisia� niemal do ko�ca w ko�ciele farnym. Na kilka dni
jednak przed prze�amaniem wa�u pomorskiego i zdobyciem Ko�obrzega przez wojska sowieckie
i polskie niemiecki proboszcz, przera�ony sytuacj�, zawi�z� go do S�awna i zdeponowa�
w tamtejszym �Bodencreditanstalt� kt�ry posiada� jedyny w powiecie tresor pancerny.
� O rany! By�em w S�awnie na pocz�tku czterdziestego pi�tego!
� Za p�no. W kilka godzin po wkroczeniu wojsk polskich do S�awna, gdy czo�gi dudni�y
jeszcze po bruku opustosza�ego miasteczka, zatrzyma� si� przed domem �Bodencreditanstalfu�
wojskowy jeep, z kt�rego wysiad�o dw�ch polskich oficer�w w mundurach II Armii. Kilku
kopni�ciami otworzyli drzwi, sprowadzili umieraj�cego ze strachu niemieckiego prokurenta
i przedstawili mu jaki� papier, na kt�rym wypisany by� �aman� niemczyzn� na maszynie
i podstemplowany zamazan� piecz�ci� nakaz rekwizycji tryptyku oraz pokwitowanie odbioru.
Niemiec, szcz�liwy, �e oby�o si� bez odpinania rewolwerowych kabur, wyda� tryptyk, wzi��
papier, po czym dwaj oficerowie odjechali w kierunku Dar�owa. My�l�, �e gdzie� w rowie
przydro�nym znaleziono po tym dwa porzucone, ju� zbyteczne mundury oficerskie, tak, jak
w rok po tym znaleziono trupa jednego z tych oficer�w, nafaszerowanego rewolwerowymi
kulami, na jednym z przedmie�� Gdyni. Drugi, je�li to pana ciekawi, panie Leter, odsiaduje w tej
chwili kar� bezterminowego wi�zienia w Bydgoszczy.
� Gdzie jest tryptyk? � rzek� Leter.
� W Dar�owie.
� Od kiedy?
� Ca�y czas tu by�.
� Nic nie rozumiem.
� To proste. Ci dwaj panowie chcieli prawdopodobnie wyrywa� z tryptykiem jak najszybciej
na Zach�d. Port by� jednak zaminowany, �adnego ruchu statk�w, �adnych kutr�w. Ukryli wi�c
tryptyk, boj�c si� podr�owa� z nim w tych niespokojnych czasach, i pojechali do Gdyni,
organizowa� ucieczk�, ka�dy ze szczerym, g��boko w sercu ukrytym i czule pieszczonym
zamiarem indywidualnego po schowany tryptyk powrotu. Te �ci�le intymne projekty ka�dego
z nich przeci�gn�y przygotowania i w ko�cu doprowadzi�y do wymiany strza��w na gdy�skiej
peryferii. Po tryptyk nie wr�ci� nikt, jak dot�d.
� Gdzie jest tryptyk?
� Pan chcia�by za du�o wiedzie�, m�j drogi Leter. Zbyt pana ceni� jako wsp�lnika, aby
ryzykowa� pana utrat�. Uprzedzam pana, �e na pok�ad �Ragne� b�dzie pan wchodzi� pierwszy,
przodem, a dopiero ja za panem. Nie zamierzam znale�� si� przypadkiem w dar�owskim kanale
portowym z przestrzelon� czaszk�.
� Przyzna� trzeba, �e �ywi pan mi�e zaufanie w stosunku do swych wsp�lnik�w � u�miechn��
si� krzywo makier okr�towy.
� Doceniam pa�sk� wysok� klas�, Leter.
� Pa�skie zdrowie, Nowak. Skol. Za ca�� imprez�. Chocia� dziwi mnie pa�skie nag�e
przywi�zanie do tego �wiata i dba�o�� o sw� osob�. Ja, to co innego, ja mam idea�y, jestem pe�en
d��e� i poryw�w, ja wiem, gdzie jest prawdziwa uroda �ycia.
Leter podszed� do adapteru i zn�w nastawi� p�yt�.
� Cigareets and whiskey
and wa�wa women
they�re driving me crazy
they drive me insane�
Ten sam refren wywo�a� zachwyt w jego lekko ju� przez alkohol rozmazanych rysach twarzy.
� Ale pan, panie Nowak � zako�czy� � taki klasyczny abnegat�
Nowak wsta� z fotela. �Idiota � pomy�la�. Miesza inteligencj� z rezygnacj��. Poczu� naraz
niezno�n� potrzeb� ujrzenia Ewy.
Ewa sta�a w mrocznej, gotyckiej sieni zamku i czeka�a na dyrektora muzeum. Wszed� stary
pan z siwym, sumiastym w�sem, w czerwonym fezie na g�owie i u�miechn�� si� z przestarza��
galanteri� na widok m�odej kobiety.
� Pani pozwoli, jestem dyrektorem muzeum. Czym mog� s�u�y�?
� Oto moje listy uwierzytelniaj�ce.
� Aha, aha, aha � rzek�, czytaj�c � panna magister Kniazio��cka z G��wnego Urz�du
Konserwatorskiego w Warszawie.
� To ja.
� A wi�c kole�anka. B�d� m�wi�: kole�anko, dobrze?
� Jak panu dyrektorowi wygodnie.
Troch� j� bawi�a kokieteria s��w i gest�w tej fredrowskiej postaci, troch� jednak razi�a.
� Taka m�oda kole�aneczka, co?
� Jak dla kogo, panie dyrektorze. Jeden z m�czyzn, kt�rego kocham czule, odmawia
uporczywie ma��e�stwa ze mn�, twierdz�c, �e jestem dla� za stara.
� A c� to za filut! Chyba nie ma jeszcze lat dwudziestu?
� Nie. Ma dziewi��. To m�j siostrzeniec.
� Ha, ha, ha, a to dobre! C� wi�c kole�ank� sprowadza na to nasze pustkowie, do naszego
za�cianka?
� Sprawa ko�cio�a �w. Gertrudy. To bardzo ciekawy obiekt. Pisa�y ostatnio o nim tygodniki
literackie i Urz�d zainteresowa� si� t� spraw�. Postanowiono rozpocz�� badania i wys�ano mnie
na rekonesans.
� A, to zabytkowy ko�ci�, zabytkowy, bardzo zabytkowy. Tylko jaki� taki dziwny. A tak,
dziwny.
� Jak to � dziwny?
� P�jdzie pani, zobaczy, przekona si�. Ot, dziwny. Ja mam tu u siebie ambon� i cz��
o�tarzowej rze�by. Chce pani obejrze�?
� Chc�. Bardzo.
Przeszli sklepionym korytarzem, potem przez belkowany poczernia�ymi przyciesiami
kru�ganek do nieregularnej, bia�otynkowanej komnaty, pe�nej porozrzucanych muzealnych
rzeczy. Od�amy starych tympan�w, szcz�tki pos�g�w, jakie� g�azy nieokre�lonego pochodzenia.
� �liczna � powiedzia�a Ewa, zbli�aj�c si� do ambony. � Wspania�y pomorski barok, wczesny,
naiwny i pe�en wdzi�ku. Korniki zrobi�y swoje, jak widz�.
Drobne figurki drewnianej rze�by usiane by�y �ladami kornikowych dewastacji. Pe�no tu by�o
zatartych, zblak�ych kolor�w: z�ota, grynszpanu, fioletu i purpury. Pyzate anio�ki nosi�y na
buziach, przedziwnie wyrzezany w drzewie, grymas m�drej, z�o�liwej ironii. Snycerskie studia
r�k, twarzy i sfa�dowanych szat postaci biblijnych zaskakiwa�y precyzj� i polotem.
� To z ko�cio�a �w. Gertrudy � rzek� dyrektor � mam tu jeszcze troch� tych �wi�tk�w
z �kaplicy �w. J�rgensa. Wszystko z pocz�tk�w XVII wieku, fundowane przez r�d Adebar�w,
takich dar�owskich Medicich.
� Wawrzyniec Adebar by� znakomitym rze�biarzem i z�otnikiem, ale �y� gdzie� w po�owie
XV wieku, o ile si� nie myl�?
� Tak, to za�o�yciel rodu. Kole�anka, jak widz�, zorientowana w przedmiocie.
� Troch�. Interesuj� si� sztuk� pomorsk�, czyta�am nieco. Na przyk�ad o owym drogocennym
tryptyku kr�la Eryka Pomorskiego. Co si� z nim sta�o?
� A w�a�nie. Co si� z nim sta�o? Najbardziej by to chcia�y wiedzie� w�adze. Przepad�,
w czasie wojny, jak kamie� w wod�. Aha, czy porozumiewa�a si� ju� pani z ksi�dzem
proboszczem?
� Z ksi�dzem? W jakim celu?
� Ostatecznie �w. Gertruda stanowi w�asno�� parafii. Dlatego w�a�nie nie wchodz� w te
sprawy; ja jak najdalej, rozumie pani. Tyle, co t� ambon� zabezpieczy�em.
� Mo�e wi�c p�jdziemy razem, dyrektorze.
� Co to, to nie, oho, nie, nie. Ja, kole�anko, wychowany jeszcze na Spencerze. Nie lubi�
klech�w, nie cierpi�. I oni mnie nie lubi�. A ten tutaj, to spryciarz, t�gi spryciarz.
� Trudno, panie dyrektorze, p�jd� sama.
� A muzeum kole�anka nie zwiedzi, skoro ju� w naszych skromnych progach?
� Zwiedz� � westchn�a Ewa.
Zgodnie z jej przewidywaniami dyrektor pokaza� jej, mi�dzy innymi, �redniowieczny miecz
katowski, z�b rekina, ozdoby bronzowe z czas�w pras�owia�skich, zatrut� strza�� i dzidy
z cesarsko�niemieckiego Kamerunu, stare, patrycjuszowskie meble, przera�aj�cy swym
ogromem zbi�r ornitologiczny pod wsp�ln� nazw�: �Skrzydlaci mieszka�cy naszych las�w, p�l
i ��k�, kilka karabin�w grenadier�w pruskich spod Sedanu, koronki z ziemi dar�owskiej.
Uliczki i rynek, kt�rymi sz�a na plebani�, przypomina�y obrazki ze starych, niemieckich
elementarzy; ich filigranowy wdzi�k by� z nierealno�ci rysunkowych film�w. W skromnej,
szablonowej kancelarii parafialnej przyj�� j� do�� m�ody, kr�py ksi�dz o ciemnych oczach
i ciemnych, prostych w�osach.
� Nie wiem, czy ksi�dz jest zorientowany w tych sprawach � m�wi�a Ewa � lecz pewne dane
�r�d�owe wskazuj� na to, �e na �cianach wn�trza ko�cio�a �w. Gertrudy kryj� si� pod tynkiem
�redniowieczne malatury i gotyckie freski. To otynkowanie pochodzi z po�owy ubieg�ego stulecia
i jest zjawiskiem do�� tajemniczym.
� Rozumiem. Tynk mia� pokry� �wiadectwa polsko�ci i katolicko�ci tych ziem. Czy o to
chodzi?
� S� r�ne hipotezy. Niemieccy historycy sztuki zamierzali kilka razy restaurowa� to wn�trze,
ale zawsze jako� projekty te upada�y i to zdaje si�, �e z przyczyn politycznych.
� No c�, z mojej strony prosz� liczy� na pe�n� pomoc. By� mo�e, �e zaniedba�em nieco ten
ko�ci�, ale fara jest tu przestronna i wystarczaj�ca dla potrzeb parafii. Poza tym brak mi by�o
fundusz�w. Liczy�em na pomoc miejscowego muzeum, ale zawiod�em si�. Zreszt� jest to dziwny
ko�ci�, tchnie opuszczeniem i jak�� niesamowito�ci�, nawet w najbardziej pogodny dzie�. Mo�e
sprawia to jego cmentarne otoczenie.
� Dzi�kuj� ksi�dzu za gotowo�� pomocy. Na razie sama to sobie obejrz�.
� Prosz� pozdrowi� pana Nowaka.
� Jak to?� Kogo?
� Pana Nowaka. Przecie� to pani znajomy.
� Owszem. Ale sk�d ksi�dz?�
� Dar�owo jest ma�e.
� Dzi�kuj�. Pozdrowi�, �egnam ksi�dza.
Jakby na przek�r wszystkiemu poczu�a naraz jasne zadowolenie, �e za kilkana�cie minut
zobaczy Nowaka.
� My, kobiety, jeste�my bardzo g�upie.
� Czy mam zaprzeczy�, madame?
� Nas mo�na nabra� na mn�stwo drobnych, idiotycznych k�amstw.
� Nie pani�, madame, nie pani�.
� Ale jacy s� g�upi m�czy�ni,� tego pan sobie nie wyobra�a.
� Wyobra�am sobie. Troch� nawet wiem.
� Nie, tego nie mo�e pan sobie nawet wyobrazi�, bo jest pan m�czyzn�.
Nowak roze�mia� si� pogodnie.
� No, my�l�. Wyobrazi� sobie nie mog�, to przekracza wyobra�enia i wyobra�ni�. Ale mog�
zrozumie�. Natomiast kobiety doskonale sobie wszystko wyobra�aj�, a tak ma�o rozumiej�.
Madame Kraal obgryz�a trzymany w r�ku za ko��, kotlet, wzruszy�a ramionami i okaza�a
nag�y brak ch�ci do zag��biania si� w dialektyk�. Wesz�a Ewa.
� Przepraszam pana. Sp�ni�am si�, prawda?
� Drobnostka. Czeka�em na pani� z obiadem. Wszystko pomy�lnie za�atwione?
� Cz�ciowo. To dopiero pocz�tek. Rozmawia�am z dyrektorem muzeum i z ksi�dzem.
� Czy poda� obiad? � spyta�a Kraalowa.
� Prosz� bardzo. Jeste�my straszliwie g�odni, czy� nie, panno Ewo?
� Tak, a opr�cz tego przemokni�ci i zzi�bni�ci, co prawda, nie wszyscy.
Ewa spojrza�a z uznaniem na gruby, granatowy sweter rybacki, w kt�rym Nowak wygl�da�
ch�opi�co i �adnie.
� Mo�e kieliszek starowinu � zaproponowa�, pomagaj�c jej zdj�� p�aszcz. � To pani� postawi
na nogi.
Wszed� sam za ma�y kontuar, zdj�� z p�ki butelk� i nala� dwa kieliszki.
� Skol. Za pani normaln� ciep�ot� cia�a.
� Ksi�dz prosi�, aby pana pozdrowi�. Zna go pan?
� Zupa fasolowa � powiedzia�a Kraalowa, wnosz�c zup�.
� Znam � odpar� Nowak. � To bardzo dzielny i m�dry cz�owiek.
� Ksi�dz jak ksi�dz � rzek�a Kraalowa, siadaj�c przy ich stole. � Nie najgorszy, ale i nie
najlepszy.
� Dlaczego nie najlepszy? � spyta�a Ewa.
� Za du�o wymaga.
� Co znaczy: wymaga? Lubi pieni��ki? Pompuje z was za �luby i chrzciny?
� Eee, nie. Raczej to, �e on chce aby ludzie byli nie tacy, jacy s�.
� Rzeczywi�cie � rzek� Nowak � te� wymagania.
� Poza tym okazuje si�, �e zawsze ma racj�, a tego ludzie nie lubi�.
� I s�usznie. Ze strony ksi�dza to brak taktu. Kraalowa wysz�a po kotlety.
� Co pan robi po obiedzie?
� Brak plan�w. Co pani proponuje?
� Godzin� odpoczynku w samotno�ci, po czym spacer do ko�cio�a �w. Gertrudy. Czy to
daleko?
� Nie. Blisko. Wydawa�o mi si�, �e chcia�a pani obejrze� port.
� Tak. Ale najprz�d musz� sobie dok�adnie obejrze� ten ko�ci�. Po to tu przyjecha�am.
� Zgoda.
� Ci�ko z jarzynami � o�wiadczy�a Kraalowa, stawiaj�c talerze. � Tylko szpinak z puszki.
� Uwielbiam szpinak z puszki � rzek� Nowak.
� A ja w�dzone ryby � rzek�a Ewa.
� Mo�e pani w Dar�owie zaspokoi� swe zmys�owe porywy. Jest tu jedna z najlepszych
w�dzarni na ca�ym polskim wybrze�u. Zakupimy wieczorem �wie�ych szprot i sielaw i rzucimy
si� w odm�t ob�arstwa.
� O, Bo�e! Niech pan ju� nic nie m�wi! Zbyt pi�kne, aby by�o prawdziwe.
Przez chwil� jedli w milczeniu. �Jak on �adnie je�, pomy�la�a Ewa o Nowaku. �Jak ona �adnie
zachowuje si� przy stole�, pomy�la� Nowak o Ewie. �Ma zbyt szerokie i za kr�tkie r�ce�, my�la�a
Ewa. �Dlaczego b�yszczy si� jej nos? To chyba ze zm�czenia�, my�la� Nowak i u�miechn�� si�
sam do siebie.
� �mieje si� pan do swych my�li � powiedzia�a Ewa.
� Nie. Do pani.
� Dobre wychowanie przy stole?
� Jest pani zabawna.
� Najniew�a�ciwsze pod s�o�cem s�owo.
� Jest pani zatem absorbuj�ca.
� Niech si� pan wyra�a przyzwoicie. I precyzyjnie.
� Zgoda. Jest pani urocza.
� P�askie i konwencjonalne. Spodziewa�am si� czego� wi�cej, lecz by�y to z�udne nadzieje.
� Usi�uj� powiedzie� co� mi�ego, na pr�no. Albo za ma�o, albo za du�o. �wiadczy to, �e albo
nie rozumie pani nic a nic, albo sprawia pani przyjemno�� wyrz�dzanie mi drobnych przykro�ci,
co zdemaskowane w swych za�o�eniach, nie jest dla mnie wcale przykro�ci�, lecz przyjemno�ci�
z gatunku zaspokojonej pr�no�ci. Poniewa� g�upi� nie jest pani na pewno, wi�c�
� Dosy�! Odbieram panu g�os. Prosz� siada�. To by�o nie na temat.
� Kiedy od chwili naszego poznania przem�wienia wyg�aszane s� tylko na jeden i ten sam
temat. Powiedzia�bym, �e nie mo�emy si� uwolni� od tego tematu.
Spojrzeli na siebie i roze�mieli si�. �M�j Bo�e! Jak ona mi si� podoba! � pomy�la� Nowak �
�e te� musia�em j� w�a�nie teraz spotka慔 �Podoba mi si� o wiele za bardzo � pomy�la�a Ewa �
jak to dobrze, �e pojutrze wyje�d�am��.
Nowak spojrza� na zegarek. By�a czwarta. Deszcz przesta� m�y�, silny wiatr obija� si� po
dziedzi�cu zajazdu i k��bi� ci�kie chmury na niebie. By�o zimno i cicho.
W�o�y� p�aszcz, wyszed� z pokoju i zapuka� do Ewy.
� Gotowa? � zapyta� przez drzwi.
� Za chwil�.
� Czekam na dole.
Na dole spotka� Anit�, kt�ra k�ad�a sobie grub� warstw� szminki na wargi i policzki.
Przemienia�a si� w kr�low� dar�owskiego p�wiatka, metamorfoza nast�powa�a b�yskawicznie:
Hanka od skrobania kartofli stawa�a si� naraz, w bramie Hotelu pod Zamkiem, lubie�nym
powabem. Franciszek Villon umia�by ceni� jej gamracki urok.
� Dobry wiecz�r, panie Nowak.
� Dobry wiecz�r, Anito. Ju� po pracy?
� Ju�. Fajrant. Trzeba i�� troch� poskaka�.
� Dok�d? Do �Amapoli�?
� Aha. A pan nigdy nigdzie nie chodzi. Taki m�ody cz�owiek. I m�g�by si� pan podoba�.
Bar �Amapola� uosabia� nocne Dar�owo, zapami�ta�o�� w zabawie, sza�. By�a do brudna
knajpa o zalanych piwem sto�ach, pe�na pijanych marynarzy i ci�g�ych b�jek.
� Dzi�kuj� ci, Anito. Bardzo mi jest potrzebne dzi� to co powiedzia�a� � u�miechn�� si�
Nowak.
� Pan ma we mnie przyjaci�k� � rzek�a powa�nie Anita.
� Bardzo ceni� twoj� przyja��.
Poda� jej r�k� i spojrzeli na siebie niepewnie, sk�opotani nie wiadomo czemu.
� Ta pani, pod �semk� � powiedzia�a Anita � przywioz�a ze sob� trzy bluzki. Widzia�am, jak
wiesza�a w szafie. Jedna bluzka ju� taka troch� zdarta, ale �adna, takich tu nie ma. Wie pan, �eby
tak zamiast napiwku, ta pani, no, rozumie pan�
� Rozumiem. Nie mog� ci nic przyrzec, ale zrobi�, co b�dzie w mojej mocy.
� Mo�e si� pan postara. Przecie� jeste�my przyjaci�mi. Pan nigdy nie chcia� inaczej.
� Wybacz mi, Anito. Przyja�� to pi�kna rzecz. Przyja�� wymaga bezinteresowno�ci i czystych
po�wi�ce�. Na przyk�ad, chcia�bym ci� prosi�
� Lubi�, jak pan m�wi. Nie zawsze rozumiem, ale lubi�. Pan czego� chcia� ode mnie?
� Tak, chocia� nie �miem ci� o to prosi�, bo widz�, �e si� �pieszysz. Jeste� zapewne
um�wiona.
� Owszem. Z jednym bosmanem. Norwegiem. Przywi�z� nylony. Ale przecie� jeste�my
przyjaci�mi, niech pan powie, dla prawdziwych przyjaci� zrobi� wszystko. Ci, tam, mog�
poczeka�.
� �wietnie to powiedzia�a�, Anito. I wzruszaj�co. Ale chodzi o drobnostk�. Oto pieni�dze,
b�d� tak dobra i kup tu� przed si�dm� kilo szprot z wieczornego w�dzenia. Tylko �wie�ych, tych
z ostatniego rzutu, dobrze? I postaw je u mnie w pokoju.
� Za�atwione. A pan nie zapomni o bluzce?
� Nie zapomn�.
� To rozumiem. Mamy przyja��, �e prosz� siada�. Trudno, przyja��, to przyja��, nie ma
rady�
Nowak zapali� papierosa i poczu� si� niepewnie, jak zawsze gdy musia� odmawia�.
� Anita ma do pani pro�b� � rzek� Nowak do Ewy. Szli przez rynek w kierunku ko�cio�a �w.
Gertrudy.
� Do mnie?
� Chodzi o bluzk�.
� Nie rozumiem.
� Anita chcia�aby odkupi� jedn� z pani bluzek. T� najbardziej zniszczon�.
� Przecie� nie jestem magazynem b�awatnym. Sk�d jej przysz�o do g�owy, �e ja sprzedaj�
bluzki?
� Nieporozumienie. Anita nie pos�dza pani� o w�drowne kramarstwo. Po prostu zapa�a�a
nag�� nami�tno�ci� do jednej z pani bluzek. Prosi�a mnie o po�rednictwo, upowa�niaj�c do
prowadzenia pertraktacji rozliczeniowych w jej imieniu i natychmiastowego wydatkowania
��danej sumy w obowi�zuj�cej walucie krajowej.
� Ale dlaczego pan?
� To proste. Anita jest moj� przyjaci�k�, wi�c pomagam jej.
� Powinszowa�. Nie wiedzia�am, �e rz�dz� panem upodobania w stylu ksi�cia J�zefa.
� Niepotrzebnie drwi pani z przyja�ni. Anita i ja jeste�my przyjaci�mi i bardzo sobie t�
przyja�� ceni�.
� Czy to nie przesada w oryginalno�ci gest�w i nastroj�w?
� Kobiety po��dane pragn� przyja�ni, Ewo. Anita ma w swym �yciu dosy�, a� za wiele,
dowod�w pot�gi swej kobieco�ci, pragnie gor�co by� zauwa�on� jako cz�owiek i przyjaciel.
Kto�, kto apeluje do jej przyja�ni mo�e liczy� na wiele dowod�w szlachetno�ci z jej strony.
� S�abo pan zna kobiety, m�j przyjacielu. Na dnie najczystszej przyja�ni migoce iskierka
kokieterii.
� S�abo zna pani m�czyzn, m�oda damo. Na dnie najczystszej cho�by przyja�ni tli si�
p�omyczek po��dania. Bez tych p�omyczk�w i iskierek przyja�� by�aby tylko znajomo�ci�.
� Sko�czmy ten temat, dobrze?
� Dobrze. Znaczy to, �e nie jestem pani oboj�tny, jak mawiali ostro�nie romantycy. Nie mo�e
pani znie�� my�li, �e ja�
� M�ody cz�owieku, ka�d� my�l o panu mog� znie�� bez trudu.
� C� za widoki na przysz�o��! � ucieszy� si� Nowak.
Szli przez chwil par� w milczeniu. Za miastem droga prowadzi�a na wzg�rze cmentarne.
� To jest niezwyk�e! � rzek�a Ewa.
Za murem, na lekkim wzniesieniu, w�r�d zapuszczonych nagrobk�w, widnia�a bardzo stara
budowla ko�cielna, nakryta grzybowatym, �upkowym dachem, wyd�u�aj�cym si� po�rodku
w smuk��, lec�c� w wietrzne, ba�tyckie ob�oki, wie��. Mia�a dziwny, dwunastoboczny kszta�t.
� Ko�ci� �w. Gertrudy. Nareszcie! � powiedzia�a Ewa. � To osobliwe, tyle o nim s�ysza�am
i czyta�am, �e spodziewa�am si� rozczarowania. A tymczasem�
� A tymczasem?
� �jest wspania�y. Lepszy, ni� sobie o nim my�la�am.
� Gro�ny, romantyczny urok. Wra�enia z zapami�tanych film�w niesamowitych, pomno�one
przez nastr�j chwili i w�asn� wyobra�ni�.
� Dlaczego nie lubi pan tego ko�cio�a?
� Nie lubi�? Jak pani do tego dosz�a?
� Czuj� to.
� Przepadam za t� kaplic�. Zmusza mnie do odwiecznych fantazji na temat zakopanych
skarb�w, legendarnych tragedii, rzeczy ponurych, a krwawych, o p�nocy, przy �wietle �lepej
latarki i pohukiwaniach puszczyka.
Nowak u�miechn�� si� nieszczerze i zapali� papierosa.
� Ten ko�ci� ufundowa� kr�l Eryk � powiedzia�a po chwili Ewa.
� Wspania�y facet. Je�li kiedykolwiek b�d� mie� domowe pantofle, wygodny fotel i biurko
z lamp�, napisz� biografi� kr�la Eryka. Czy nie s�dzi pani, �e najlepiej m�wi� i pisz�
o najdzikszych przygodach ci, kt�rzy ka�de p�kni�cie opony uwa�aj� za wystrza� rewolwerowy?
Jak �w Francuz, kt�ry pisa� wstrz�saj�ce ksi��ki o tajfunach i tr�bach morskich, nie ruszywszy
si� w �yciu poza r�g swojej ulicy.
� Czy prowadzi pan dzia� kulturalno�rozrywkowy w swej gazecie?
� Jestem reporterem z kroniki miejskiej.
� Przekonana wi�c jestem o pana niezachwianym autorytecie w zakresie naprawy sieci
kanalizacyjnej miasta Gda�ska, oraz punktualnej dostawy nowalijek warzywnych i mleka do
sklep�w. C� pan wie o kr�lu Eryku?
� Mn�stwo, nie uwierzy pani, jak wiele. To przecie� jedna z najbujniejszych postaci swej
epoki. Kr�l Eryk, syn Warcis�awa S�upskiego, Gryfita, Piastowicz, ongi� pan w Kopenhadze
i Sztokholmie, a potem na skalnych twierdzach Visborga, pielgrzym do Ziemi �wi�tej
i legendarny pirat, spowinowacony z Jagiellonami�
Nowak przerwa� i u�miechn�� si�.
� Dalej � rzek�a Ewa. � Niech pan m�wi.
� Ot� z tym ko�cio�em, bo to pani� najbardziej interesuje, wi��e si� pewne podanie. Kr�l
Eryk wojowa� desperacko przez lat dwadzie�cia i pi�� o utrzymanie w swym r�ku ca�ej
Skandynawii, dziedzicz�c tron du�ski po swej ciotecznej babce Margarecie. Wreszcie pobity,
zdradzony i rozgoryczony, korsarzowa� na Ba�tyku, mszcz�c si� w ten spos�b na Szwedach
i Hanzie, zbieraj�c ogromn� s�aw� rozb�jnicz� i niezmierzone skarby, rabowane w komorach
rozbitych, hanzeatyckich karawel. Wreszcie postanowi� wr�ci� do ojczyzny i osi��� na zamku
dar�owskim. Sztorm by� wtedy straszliwy � jak g�osi pie�� � i spienione fale wyrzuci�y galion�
Eryka a� do st�p wzg�rza, oddalonego o dwa kilometry od brzegu morskiego. �Wszyscy my�leli,
�e to �mier�, a by�o to ocalenie!��. Wdzi�czny Eryk pad� na kolana i �lubowa� ufundowa�
ko�ci�. Ko�ci� ten stan�� pod wezwaniem �w. Gertrudy z Brabantu, patronki w�drowc�w,
obie�y�wiat�w a tak�e niepochowanych zmar�ych.
� Bardzo to pan �adnie opowiedzia�.
� Prawda? �Wszyscy my�leli, �e to �mier�, a to by�o ocalenie�� Oto pi�kna pointa ka�dej
bajki. W �yciu jest zazwyczaj na odwr�t.
� Bywa przecie� i tak.
� Bywa. Ale jak rzadko. Jak mog�a mnie pani pos�dzi� o niech�� do tej kaplicy?
� Nie wiem. C� pana, w gruncie rzeczy, mo�e z ni� ��czy�?
� Nic. Nawet nie jestem niepochowanym zmar�ym.
� Ale troch� obie�y�wiatem.
� Je�li tak, to zawsze wbrew w�asnej woli. Marz� o ma�ym domku na przedmie�ciu, w�r�d r�
i dzikiego wina, z ho�� �on� na progu i ma�ym synkiem u jej sp�dnicy. Oto m�j idea�.
Ewa u�miechn�a si�.
� W�a�nie dlatego jest pan obie�y�wiatem � powiedzia�a. � W�drowcy s� zawsze w�drowcami
wbrew w�asnej woli, inaczej zaliczaj� si� do kategorii turyst�w, lub wycieczkowicz�w.
Ci�kie, gotyckie drzwi nie stawia�y oporu. Ciemnawe �wiat�o pochmurnego popo�udnia
przebija�o md�o przez zakurzone, gotyckie okna. Dwunastoboczna nawa pe�na by�a naiwnych
malatur, drewnianych stalli; drewniane, po�amane organy, rzezane w drzewie wisz�ce epitafia, na
nich zatarte, siedemnastowieczne daty, jakie� ciemne ze staro�ci obrazy, w g�rze dziesi�tki, mo�e
setki ostro�uk�w pogmatwanego, gotyckiego sklepienia. I �wi�tkowy o�tarz z Wieczerz� Pa�sk�
w z�oto�kolorowym drzewie, zakurzony, po�cierany, z kilkoma aposto�ami, pozbawionymi g��w,
w miejscach kt�rych dziurki kornik�w. Przed o�tarzem brud, kurz, podarte, protestanckie
modlitewniki i kilka pustych butelek po mozelskim winie, le��cych tu, wida�, od wojny.
� I nikt si� tym nie zajmuje, nikt nie chroni tego,