1281
Szczegóły |
Tytuł |
1281 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1281 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1281 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1281 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Gabriel Zych
Raszyn 1809
Wydawnictwo Ministerstwa Obrony Narodowej
Warszawa 1969r. - Wydanie I
Na dysku pisa� Franciszek Kwiatkowski
W ka�dym cz�owieku - w mniejszym lub w wi�kszym stopniu - tkwi kult dla przesz�o�ci.
Dlatego szukamy okazji, by m�c obcowa� z przedmiotami, kt�re wywo�uj� zadum� nad czasem minionym, dlatego z pietyzmem odnosimy si� do zachowanych zabytk�w architektonicznych, do starych zamk�w, pa�ac�w, ko�cio��w czy nawet zwyk�ych miejskich kamieniczek i dlatego wzrusza nas widok przypadkowo nieraz odkrytego skrawka ziemi, kt�ry w nie zmienionym ukszta�towaniu zachowa� si� d�u�ej ni� wiek. A szczeg�lnie ju� fascynuj� nas takie zabytki czy ruiny i te przetrwa�e w takim samym stanie zak�tki kraju, z kt�rymi zwi�zane s� jakie� wa�niejsze wydarzenia z burzliwych, lecz jak�e pi�knych i bogatych dziej�w naszego narodu.
Zdawa� by si� mog�o, �e tak jak sporo jest zabytkowych budowli i upami�tnionych Wielkimi zdarzeniami miejsc w miastach, tak trudno chyba znale�� w�r�d wsi czy na nie zabudowanych przestrzeniach takie miejsca, kt�re nie zmieni�y wygl�du od czasu, kiedy rozgrywa�y si� na nich historyczne wypadki.
I gdyby tak by�o naprawd�, nic by w tym nie by�o dziwnego.
Lata up�ywa�y, cz�owiek dostosowywa� ziemi�, na kt�rej �y�, do swoich potrzeb trzebi� lasy, zmienia� koryta rzek, budowa� kana�y, osusza� bagna, wytycza� nowe drogi...
A jednak mo�na jeszcze znale�� w naszym kraju miejsca, kt�re niewiele si� zmieni�y w ci�gu kilkunastu dziesi�tk�w lat. I a� dziw, �e zachowa�y si� one nawet w takich okolicach, w kt�rych najmniej mo�na by si� tego spodziewa�. Wystarczy - na przyk�ad - wyruszy� z Warszawy na odleg�o�� kilku kilometr�w od centrum miasta, wyjecha� czy nawet wyj�� pieszo wzd�u� szosy Krakowskiej, by ledwie min�wszy ostatnie, niedawno wzniesione wie�owce, natkn�� si� na przydro�n� tablic� z napisem:
Raszyn.
Kt� w Polsce nie zna nazwy tej wioszczyny?
Opisana w setkach ksi��ek, uwieczniona na dziesi�tkach obraz�w, od przesz�o p�tora wieku znajduje si� w rejestrze miejscowo�ci utrwalonych w naszej narodowej pami�ci. To przecie� tu - w okolicy Raszyna - rozegra�a si� 19 kwietnia 1809 roku bitwa pomi�dzy armi� polsk� a wojskiem austriackim. I cho� nie by�a to bitwa z tych najwi�kszych, jakie w ci�gu tysi�clecia wojska polskie stoczy�y, i cho� nie mia�a ona jakiego� zasadniczego znaczenia dla dalszych los�w narodu, to jednak sta�a si� dziwnie bliska sercu ka�dego Polaka.
By� mo�e jest tak dlatego, i� by�a to pierwsza od upadku pa�stwa, od trzeciego rozbioru, bitwa stoczona samodzielnie przez polskiego �o�nierza; mo�e wp�ywa na taki stosunek do bitwy raszy�skiej uznanie dla waleczno�ci Polak�w, kt�rzy w tamtym dniu przeciwstawili si� prawie trzykrotnie liczebniejszemu przeciwnikowi, a mo�e wreszcie decyduje o tym fakt, i� wielu z tych, kt�rzy brali w niej udzia�, od naczelnego wodza ksi�cia J�zefa Poniatowskiego pocz�wszy, wesz�o p�niej na sta�e w poczet narodowych bohater�w.
Zreszt�, jakie by nie by�y tego pobudki, utrwali�a si� bitwa raszy�ska w pami�ci Polak�w jako jedna z ja�niejszych kart porozbiorowych dziej�w narodu. Dlatego dobrze si� sta�o, �e w�a�nie to pobojowisko przetrwa�o do naszych czas�w w stanie bardzo ma�o zmienionym. Wprawdzie teren, na kt�rym si� rozegra�a bitwa, przecina nowa szosa prowadz�ca z Warszawy do Krakowa, a nad okolic� g�ruje maszt najwi�kszej polskiej radiostacji, ale to wszystko.
Dzisiejszy Raszyn - to kilkadziesi�t dom�w, skupionych wok� siedemnastowiecznego ko�cio�a. Pewnie, �e s� to przewa�nie domy p�niej wzniesione, murowane, ale charakter wsi, a nawet ilo�� jej mieszka�c�w nie uleg�y zbyt wielkiej zmianie. Podobnie jest z s�siednimi, odleg�ymi o dwa kilometry na prawo i na lewo od Raszyna wsiami; Micha�owice i Jawor�w, bardziej mo�e jeszcze ni� Raszyn opar�y si� dzia�aniu czasu. Wprawdzie na zapleczu Micha�owic wyros�o nowe podmiejskie osiedle, przez kt�re przebiega kolejka elektryczna, ale stara wie� zachowa�a dawny wygl�d.
Kilkadziesi�t metr�w od raszy�skiego ko�cio�a zaczyna si� d�uga grobla, dziel�ca dwa wielkie stawy. I grobla, i stawy nie zmieni�y swych kszta�t�w od tamtego dnia. �wiadcz� o tym zachowane dawne plany okolic Raszyna, a jeszcze bardziej przekonywaj�co - rosn�ce na brzegach staw�w stare, wi�cej ni� stuletnie drzewa. Nie zmieni�a te� swego koryta ma�a rzeczka Mrowa, wzd�u� kt�rej tak jak kiedy� rozci�ga si� szeroki na p� kilometra pas bagien. S�owem, wszystko jest jak wtedy; gdzie by�y bagna - s� bagna, gdzie by�y stawy - s� stawy, gdzie grobla - jest grobla, tylko wioski po obu stronach Mrowy: Dawidy, D�br�wka, Falenty Du�e, Falenty Ma�e i Janki, troch� si� rozros�y, ale nie na tyle, by zmienia�o to obraz pobojowiska.
Zachowa�y si� na ziemi raszy�skiej jeszcze inne, tylko dzie� bitwy przypominaj�ce relikty.
U przeciwleg�ego od strony Raszyna wylotu grobli, mi�dzy Falentami Du�ymi a Falentami Ma�ymi utrzyma� si� do dzi� wyra�ny zarys rowu, kt�ry miejscowa ludno�� nazywa sza�cem Poniatowskiego. Podobny, cho� mniejszy nieco szaniec znajduje si� na skraju Micha�owic. Dzie� bitwy upami�tnia wybudowana przez miejscow� ludno�� kapliczka na grobli i umieszczona na murze ko�cielnym tablica z nazwiskami poleg�ych, na kt�rej jako pierwszy wymieniony jest pu�kownik Cyprian Godebski.
Na przeciwleg�ych brzegach Pilicy
1809 roku wiosna przysz�a p�no. Jeszcze w pierwszych dniach kwietnia trzyma�y mrozy. Dopiero na pocz�tku drugiej dekady �nieg zacz�� gwa�townie topnie�, ruszy�y rzeki, a s�o�ce przygrzewa�o jak w maju. Ulice Warszawy, kt�re zrazu przypomina�y potoki, zmieni�y si� po kilku dniach w b�otne grz�zawiska.
Mimo to mieszka�cy miasta sp�dzali dni na ulicach.
10 kwietnia obieg�a miasto wiadomo��, �e rankiem tego dnia wymaszerowa�o z miasta przez rogatk� Jerozolimsk� du�o wojska z armatami.
Kobiety i dzieci sta�y wzd�u� jezdni, oczekuj�c czego�, co musi si� zdarzy�. M�czy�ni w sile wieku, poprzebierani w mundury Gwardii Narodowej, ju� od jakiego� czasu codziennie skoro �wit p�dzili na miejsca zbi�rek. Ci z doros�ych, kt�rzy do Gwardii Narodowej nie nale�eli, z �opatami i oskardami gromadzili si� na miejscach wskazanych zarz�dzeniem w�adz, sk�d pod przewodem setnik�w szli umacnia� wa�y obronne wok� miasta, te same, w kt�rych broni�o si� wojsko polskie w pami�tnych dniach obl�enia stolicy, w czasie Powstania Ko�ciuszkowskiego. Najstarsi, ci co to niejedno ju� w Warszawie prze�yli, zbierali si� po kilku, rozprawiali o wydarzeniach z ostatnich dni i - jak to zwykle w podobnych okoliczno�ciach bywa - snuli przypuszczenia, co z tego wszystkiego wyniknie.
Nastr�j panowa� powa�ny, cho� daleki od trwogi czy rozpaczy, mimo i� wszyscy zdawali sobie spraw�, �e zar�wno nad miastem, jak i nad krajem zawis�o niebezpiecze�stwo.
To, co si� dzia�o w ostatnich dniach, nie by�o dla nikogo zaskoczeniem. Od wielu ju� miesi�cy kr��y�y w�r�d ludzi wie�ci, �e w Galicji, to znaczy na zabranych przez Austri� Polsce ziemiach, czynione s� przygotowania do zbrojnego najazdu na zaledwie p�tora roku egzystuj�ce Ksi�stwo Warszawskie, utworzone traktatem tyl�yckim pa�stewko, kt�re dla Napoleona mia�o by� baz� wypadow� na wsch�d i dostarcza� mu �wierzego �o�nierza, a dla Polak�w - w ich rachubach - zacz�tkiem odradzaj�cej si� ojczyzny. Dochodzi�y z Galicji, przekazywane przez rodak�w wiadomo�ci, �e w styczniu i lutym zebrano w okolicy Krakowa ponad 30 000 wojska, �e pobierano nowych rekrut�w i �e w marcu ca�y ten korpus, dowodzony przez arcyksi�cia Ferdynanda d'Este, przesun�� si� najpierw w rejon miasteczka Ko�skie, a nast�pnie do Odrzywo�u i Nowego Miasta nad Pilic�, kt�ra by�a w tym czasie rzek� graniczn�, oddzielaj�c� zab�r austriacki od Ksi�stwa Warszawskiego.
Nie wzbudza�yby te wie�ci niepokoju ani w rz�dzie Ksi�stwa, ani w spo�ecze�stwie gdyby ca�a jego si�a zbrojna, jak� w istocie posiada�o, znajdowa�a si� w kraju. C�, kiedy z owych 30 000 wojska, wystawionego z takim trudem i kosztem ogromnych wyrzecze� spo�ecze�stwa, w kraju znajdowa�o si� niewiele ponad 15 000, i to licz�c razem z chorymi, z ca�� wojskow� s�u�b� zdrowia, z wszelkiego rodzaju urz�dnikami zatrudnionymi w biurach wojskowych. Do walki mog�o by� z tego u�yte nie wi�cej ni� 12 000.
Z reszty wojska Ksi�stwa 8000 �o�nierzy wys�a� Napoleon do Hiszpanii, gdzie brali udzia� w wojnie z broni�cym za�arcie swej wolno�ci ludem hiszpa�skim, oko�o 5000 napoleo�ski marsza�ek Louis Davout przeznaczy� na garnizony twierdz nale��cych wtedy do Prus - G�ogowa, Kostrzynia i twierdzy podberli�skiej Spandau. Ten�e marsza�ek Davout, kt�ry przebywa� w Ksi�stwie przesz�o rok i rz�dzi� si� w nim jak przys�owiowa "szara g�", osobi�cie dogl�da�, a�eby wysy�ano pu�ki najlepiej uzbrojone i sk�adaj�ce si� z doborowych, szarych �o�nierzy. P�niej, po wyje�dzie z Ksi�stwa, b�d�c dow�dc� wojsk okupuj�cych Niemcy, Davout korespondencyjnie dopilnowywa�, �eby straty, jakie pu�ki polskie ponosi�y w Hiszpanii, by�y natychmiast uzupe�niane.
Wiedzieli o tym os�abieniu si�y obronnej Ksi�stwa Warszawskiego sztabowcy w Wiedniu. I dlatego przygotowuj�c si� do wojny przeciw napoleo�skiej Francji, do wojny, kt�ra mia�a by� odwetem za kl�sk�, jak� Austria ponios�a w 1805 roku, odwetem za upokorzenie i wyp�acan� Napoleonowi kontrybucj�, obliczyli, �e wystarczy 30000 �o�nierzy, �eby t� garstk� wojska, jaka na ziemiach Ksi�stwa pozosta�a, rozbi� w jednej bitwie. Na tym ko�czy�y si� kalkulacje sztabowc�w, a zaczyna�y plany wiede�skich polityk�w. Ksi�stwo Warszawskie mia�o by� po prostu zlikwidowane, ziemie oddane Prusom i w ten spos�b wszystko wr�ci�oby do stanu sprzed traktatu tyl�yckiego. W rachubach wiede�skich polityk�w wida� by�o t� sam� solidarno�� i zgodno�� interes�w, z jak� pa�stwa zaborcze nie tak dawno dzieli�y mi�dzy siebie ziemie polskie. Dla nich Ksi�stwo Warszawskie by�o Polsk�, cho� ma�� jeszcze i nie bardzo zdoln� do samodzielnego bytu, jednak b�d�c� ju� gro�nym zal��kiem odrodzenia pa�stwa. Tak traktowane by�o Ksi�stwo i przez przygotowuj�c� si� do wojny Austri�, i przez pokonane i okupowane Prusy, i przez - niby to - sprzymierzon� z Francj� od traktatu tyl�yckiego Rosj�. Tak by�o, mimo i� pa�stewko to nie mia�o nazwy Polska, mimo �e zosta�o oddane pod panowanie kr�la saskiego i �e skrz�tnie unikano jakichkolwiek wzmianek o zwi�zku tego z gr� polityczn�, powo�anego do �ycia dworu z dawnym Kr�lestwem Polskim. I dlatego w wiede�skich zamierzeniach kwestia likwidacji Ksi�stwa Warszawskiego by�a jednym z najwa�niejszych cel�w planowanej wojny.
Trzeba przyzna�, �e kalkulacja austriackich sztabowc�w i polityk�w nie by�a pozbawiona sensu i �e opiera�a si� ona na do�� realnych przes�ankach. Jak wszyscy wrogowie Napoleona, od roku prawie �ledzili oni to, co si� dzia�o za Pirenejami, chwytali skwapliwie wie�ci o k�opotach, jakie armii francuskiej sprawia�o hiszpa�skie ch�opstwo, i powoli przestawali wierzy� w mit o niezwyci�onym Napoleonie.
Obliczyli, �e uwik�any w hiszpa�sk� awantur� cesarz Francuz�w nie b�dzie m�g� tak �atwo przerzuci� chocia�by cz�ci wojsk z P�wyspu Pirenejskiego do Europy �rodkowej. Skoncentrowali wi�c nad Dunajem 200 000 wojska, kt�re mia�o uderzy� w kierunku p�nocno-zachodnim, wzd�u� rzeki Men, i po sforsowaniu Renu wkroczy� do Francji; oko�o 100 000 mia�o by� rzucone do p�nocnych W�och, kt�re Francja odebra�a Austrii przed kilkunastu laty, a 30 000 sta�o nad Pilic�, gotowe do wej�cia na teren Ksi�stwa Warszawskiego. I tak, jak nie wierzyli Austriacy, �eby Napoleon m�g� przerzuci� cz�� wojsk francuskich z Hiszpanii nad Dunaj, tak jeszcze bardziej wydawa�o im si� nieprawdopodobne, �eby m�g�, a nawet �eby chcia� wys�a� z Niemiec albo z Francji jak�� cz�stk� swych si� na pomoc Ksi�stwu Warszawskiemu.
Ale rachuby austriackich polityk�w i sztabowc�w w cz�ci tylko okaza�y si� trafne. Napoleon, kt�ry mia� w ca�ej Europie �wietnie zorganizowan� s�u�b� wywiadowcz�, wiedzia� o czynionych przez Austri� przygotowaniach do wojny i przejrza� ich zamys�y.
W po�owie stycznia przebywaj�cy w panii Napoleon tak pisa� do swego pasierba, wice kr�la w�oskiego Eugeniusza:
"Oni my�l�, �e jestem zwi�zany daleko od nich; b�d� mocno zaskoczeni dowiedz� si� za kilka dni, �e jestem w Pary�u i �e moje wojska wracaj�".
I rzeczywi�cie cesarz za kilka dni by� w Pary�u, ale z wojsk zaanga�owanych w wojn� hiszpa�sk� wr�ci�a tylko Gwardia Cesarska. Zacz�� wi�c po�piesznie �ci�ga� rozrzucone po ca�ej niemal Europie zachodniej swoje wojska do po�udniowych Niemiec, nad granic� Austrii, w okolice Norymbergi i Ratyzbony. Pomimo i� z Warszawy przesy�ano mu alarmuj�ce wie�ci o koncentracji silnego korpusu austriackiego nad granic� Ksi�stwa, Napoleon nie skierowa� na wzmocnienie jego os�abionej armii ani jednego �o�nierza, nie przys�a� ani jednego karabinu. Pod tym wzgl�dem austriaccy politycy i sztabowcy nie pomylili si�.
Polacy na og� wierzyli w "gwiazd� Napoleona", zdawali sobie spraw�, �e z t� ilo�ci� wojska, jak� uda�o mu si� zebra� w po�udniowych Niemczech, potrafi przeciwstawi� si� silniejszej armii austriackiej, ale cesarz by� daleko, a tu, nad Pilic�, sta� korpus austriacki gro��c bezbronnemu niemal Ksi�stwu.
Ksi��� J�zef Poniatowski, minister wojny i naczelny w�dz wojska Ksi�stwa Warszawskiego, od kilku ju� miesi�cy �y� w rozterce.
Z uzyskiwanych przez w�asn�, polsk� s�u�b� wywiadowcz� danych o ruchach wojsk austriackich w Galicji i o powolnym przesuwaniu ich nad granic� Ksi�stwa Warszawskiego sporz�dza� obszerne raporty i wysy�a� je do Pary�a, a kopie ich do Hamburga lub Lubeki, domagaj�c si� od Napoleona lub chocia� od jego marsza�ka Davouta wytycznych w sprawie post�powania w wypadku, gdyby Austriacy wkroczyli do Ksi�stwa. Przesy�aj�c te raporty i memoria�y Poniatowski przypomina� o mizernym stanie uzbrojenia wojska i o jego ma�ej liczebno�ci. Znaj�c apodyktyczny charakter cesarza, a tak�e nie znosz�cy sprzeciwu spos�b bycia marsza�ka Davouta, ksi��� nie dopomina� si� oczywi�cie o skierowanie do Ksi�stwa Warszawskiego polskich pu�k�w z Hiszpanii, przypuszcza� jednak, �e kt�remu� z nich przyjdzie na my�l, �eby odes�a� na miejsce chocia� jednostki z terenu Prus albo z Gda�ska, co z uwagi na odleg�o�� le�a�o w granicach mo�liwo�ci. W odpowiedzi otrzymywa� jednak zapewnienia, �e Ksi�stwu nic nie grozi. Ka�dy z nich uzasadnia� jednak takie prze�wiadczenie inaczej, tak jak ka�dy zaleca� inne kroki w wypadku, gdyby mimo wszystko Austriacy wa�yli si� na podj�cie krok�w wojennych przeciwko Ksi�stwu.
Rada, jak� dawa� Davout, by�a prosta. Jego zdaniem, gdy Austriacy wejd� na teren Ksi�stwa, Poniatowski powinien wszystkie wojska pozamyka� w twierdzach - Cz�stochowie, Pradze, Serocku, Modlinie i Toruniu, broni� si� i czeka� na pomoc z Francji.
Napoleon natomiast by� przekonany, �e w ostatnim momencie Austriacy wycofaj� wojska znad granicy Ksi�stwa po to, by je u�y� tam, gdzie b�d� bardziej potrzebne, to jest w dzia�aniach nad Dunajem, przeciw jego armii. Poza tym Napoleon mia� umow� z carem Aleksandrem, swoim sprzymierze�cem od dwu lat, �e w wypadku gdyby Austria uderzy�a na Ksi�stwo Warszawskie, Rosja wy�le kilkudziesi�ciotysi�czny korpus, nie tyle na pomoc Polakom, ale po to, by sw� obecno�ci� nad granic� Ksi�stwa Warszawskiego parali�owa� zamiary Austriak�w. Wiara Napoleona w sojusz rosyjski i w pomoc na rzecz Ksi�stwa Warszawskiego �wiadczy�a chyba o jego �atwowierno�ci politycznej i o niewiedzy, �e problem Polski, a w tamtym czasie problem Ksi�stwa jest tym, co cementuje przyja�� wszystkich trzech pa�stw zaborczych, bez wzgl�du na to, jakby si� chwilowo uk�ada�y ich stosunki polityczne w innych sprawach. Napoleon nie zna� dok�adnie zawi�o�ci politycznych tego rejonu Europy. Dlatego nie bardzo mu si� chcia�o wierzy�, aby Austria k�ad�c wszystko na wojenn� rozpraw� z nim, na r�wni stawia�a kwesti� ma�ego Ksi�stwa. Tote� zaleca� ksi�ciu J�zefowi, �eby gromadzeniem szczup�ych si� Ksi�stwa nad granic� Galicji nie prowokowa� Austriak�w. Gdyby jednak wszystko u�o�y�o si� inaczej, to znaczy, gdyby wbrew jego przypuszczeniom Austria pope�ni�a niedorzeczno�� i przedsi�wzi�a kroki wojenne przeciwko Ksi�stwu i gdyby na dodatek zawiod�a sojusznicza, przyobiecana pomoc Rosji, w takim przypadku Napoleon zaleca� ksi�ciu J�zefowi zebranie ca�ego wojska polskiego i wyj�cie z nim do Saksonii.
Takie to rady dawali ksi�ciu Poniatowskiemu Napoleon i jego marsza�ek Davout.
�wiadczy�y one o tym, �e sprawa, kt�ra dla Polak�w by�a najwa�niejsz�, dla Napoleona, w rz�dzie jego interes�w zajmowa�a bardzo dalekie miejsce. Dowodzi�y one ponadto ma�ej znajomo�ci charakteru Polak�w. Nie mo�na inaczej przypuszcza�, skoro cesarz Francuz�w my�la�, �e wojsku polskiemu �atwo b�dzie opu�ci� kraj w tym ci�kim zamencie, pozostawiaj�c ludno�� na �ask� i nie�ask� okupanta. Nie orientowa� si� te� dostatecznie dobrze w sytuacji samego ksi�cia J�zefa, dla kt�rego takie wyj�cie by�o nie do przyj�cia.
Ksi��� J�zef Poniatowski by� ministrem wojny i naczelnym wodzem, ale nie osi�gn�� tego stanowiska ani dzi�ki jakim� nadzwyczajnym zas�ugom dla kraju, ani z uwagi na nieprzeci�tne zdolno�ci, a w dodatku nie posiad� zaufania tak w ko�ach wojskowych, jak i w szerokich kr�gach spo�ecze�stwa. Nosi� przecie� nazwisko, kt�re w tamtych latach, prawie bezpo�rednio po trzecim rozbiorze, by�o dla Polak�w synonimem zdrady narodowej. Jeden jego stryj, ostatni kr�l Stanis�aw August, by� przez Polak�w uwa�any za sprawc� wszystkich nieszcz�� kraju, drugi, prymas, pope�ni� w 1794 roku samob�jstwo na skutek wykrycia jego zdradzieckich kontakt�w z oblegaj�cymi Warszaw� Prusakami. C� wi�cej trzeba by�o, by haniebne miano zdrajc�w przylgn�o do ca�ej rodziny?
Oparta na protekcji kariera samego ksi�cia J�zefa te� nie podoba�a si� rodakom. Urodzony w Wiedniu, bo ojciec jego, Andrzej, by� genera�em austriackim, tam si� wychowa� i w austriackim wojsku rozpocz�� s�u�b�. Gdy doszed� do stopnia pu�kownika, stryj Stanis�aw sprowadzi� go do Polski i mianowa� genera�em oraz naczelnym wodzem wojska polskiego, cho� ani wiek ksi�cia, ani jego do�wiadczenie wojskowe temu stanowisku nie odpowiada�y. Wprawdzie w czasie wojny w 1792 roku w obronie Konstytucji 3 maja ksi��� J�zef da� dowody osobistego m�stwa, a nawet pr�bk� zdolno�ci dow�dczych, ale nigdy jeszcze �adna przegrana wojna nie przynios�a s�awy genera�owi g��wnodowodz�cemu. Po przyst�pieniu kr�la do konfederacji targowickiej ksi��� J�zef post�pi� tak, jak to uczyni�a wi�kszo�� wy�szych oficer�w - poda� si� do dymisji i odes�a� Stanis�awowi Augustowi Krzy� Virtuti Militari. Ale to honorowe wyj�cie z sytuacji wszyscy uznali za demonstracj�, gdy� aczkolwiek od�egna� si� ksi��� od kr�la, ale nie zerwa� stosunk�w ze stryjem. Wszyscy o tym wiedzieli i g�o�no pokpiwali z taktyki Poniatowskich. Jeszcze raz da� ksi��� J�zef dow�d patriotyzmu i bezinteresowno�ci, kiedy po wybuchu Powstania Ko�ciuszkowskiego zg�osi� si� u Najwy�szego Naczelnika, a swego podkomendnegosprzed dwu lat, wyra�aj�c gotowo�� s�u�enia na stanowisku, jakie mu zostanie powierzone. Na �wczesne czasy by� to wielki krok. Dla sprawy kraju ksi��� J�zef po�wi�ci� swoj� osobist� ambicj� i podporz�dkowa� si� dow�dcy wybranemu przez nar�d. C�, kiedy poza Ko�ciuszk� chyba nikt nie potraktowa� w taki spos�b post�pku ksi�cia. Dopatrywano si� w tym raczej pozy, a nawet jeszcze gorzej - d��enia do wej�cia jednego z rodziny Poniatowskich do grupy wy�szych oficer�w powstania. Na dodatek ksi�ciu J�zefowi w tamtym okresie nie dopisywa�o szcz�cie. Gdy w czasie obl�enia Warszawy powierzy� mu Ko�ciuszko dow�dztwo nad odcinkiem Pow�zek, tam w�a�nie Prusacy prze�amali obron� polsk� i Naczelnik musia� zast�pi� ksi�cia J�zefa genera�em Janem Henrykiem D�browskim.
Ale najgorszy, najbardziej szkodz�cy opinii ksi�cia J�zefa by� okres po trzecim rozbiorze, po ostatecznym upadku pa�stwa polskiego.
Gdy z ziemi w�oskiej rozleg� si� g�os D�browskiego nawo�uj�cy Polak�w pod bro�, ksi��� pozosta� na� g�uchy. Gdy setki by�ych �o�nierzy i oficer�w przedziera�o si� przez kilka granicznych kordon�w, by wst�powa� do Legion�w, ksi��� pozosta� w Warszawie. Kiedy legioni�ci na swych sztandarach wypisywali has�a przej�te wprawdzie od francuskich towarzyszy broni ale jak�e� bliskie Polakom: "Wolno�� - R�wno�� - Braterstwo", ksi��� otacza� si� zbieg�ymi z Francji kontrrewolucjonistami. Gdy jego dawni koledzy i podkomendni szli z bitwy w bitw�, gdy krwi�, ranami i tysi�cami poleg�ych p�acili za przyja�� Francji, licz�c, �e w dogodnych warunkach wesprze ona ich walk� o niepodleg�o�� Polski, on sta� na czele garstki lekkoduch�w warszawskich, wodz�c ich z balu w pa�acu Pod Blach� na bal do Jab�onny.
M�wili niekt�rzy, �e ksi��� w ten spos�b chce zabi� pustk� �ycia i �al do losu, kt�ry go postawi� na uboczu spraw i wydarze�, jakimi �yli jego r�wie�nicy. Mo�e by�o w tym troch� prawdy, ale spos�b uciekania od rzeczywisto�ci nie przynosi� ksi�ciu chluby.
Tak zasta�y go wypadki listopadowe 1806 roku.
Na ziemie polskie wesz�y wojska francuskie. Prawie jednocze�nie przybyli D�browski i Wybicki, by w Poznaniu wyda� odezw� do narodu, nawo�uj�c do powstania. Organizowano si�� zbrojn� we wszystkich wyzwolonych wojew�dztwach, wracali z r�nych stron Europy byli wojskowi, wst�powali do armii przebywaj�cy na terenie kraju starzy ko�ciuszkowscy �o�nierze i legionowi weterani. Gdy po Wielkopolsce ruch ogarn�� i Mazowsze, gdy zawrza�o w Warszawie, ksi��� J�zef jak inni wydoby� stary mundur generalski i cho� go nikt do tego nie upowa�ni�, powita� wkraczaj�cego do miasta francuskiego marsza�ka Murata. By� to jakby symboliczny akces do powstaj�cego wojska, tylko �e spo�r�d Polskiej generalicji niktna ten akces nie czeka� i nikomu ksi��� J�zef nie by� potrzebny. Tym bardziej zdziwieni byli wszyscy, gdy ju� w czasie pierwszych rozm�w z Muratem, a nast�pnie z samym Napoleonem, ksi��� Poniatowski za��da� dla siebie naczelnego stanowiska w armii.
Wyg�rowane to by�o ��danie i na pewno ksi��� J�zef sam zdawa� sobie z tego spraw�. Gdzie� mu si� by�o r�wna� z osiwia�ym w bojach i okrytym s�aw� narodow� D�browskim, kt�rego imi� rozbrzmiewa�o w przyniesionej z W�och przez �o�nierzy pie�ni, a kt�rej ju� wtedy wiadomo by�o, i� zwi�zana b�dzie na wszystkie nast�pne wieki z losami narodu. Gdzie� mu si� by�o r�wna� i z innymi bohaterami bitew nad Trebbi� i pod Hohenlinden. Ale za��da� ksi��� J�zef najwy�szego stanowiska, poniewa� wiedzia�, i� na �adnym innym nie b�dzie mia� mo�liwo�ci zrehabilitowa� si� w oczach narodu, �e �adna inna funkcja nie stworzy okazji do oczyszczenia nazwiska Poniatowskich od przypisywanej im zdrady.
Ksi��� J�zef ��da� najwy�szego stanowiska w wojsku polskim i po wielu targach otrzyma� je od Napoleona.
Cesarz przez t� nominacj� chcia� przeci�gn�� na sw� stron� cz�� polskiej arystokracji i w rezultacie to osi�gn��, cho� wzbudzi� niech�� wojska do nowego ministra. Genera�owie jawnie okazywali Poniatowskiemu niemal lekcewa�enie, szemrali m�odsi, a nawet pro�ci �o�nierze pokpiwali sobie z wodza, kt�ry ostatnie dziesi�� burzliwych lat prze�y� w�r�d krynolin.
Tote� kiedy wiosn� 1809 roku zacz�� si� chmurzy� horyzont polityczny, kiedy nad Pilic� zbiera�y si� wojska austriackie, ksi��� wiedzia�, �e dla niego zbli�a si� czas decyduj�cej pr�by. Dlatego chc�c by� lojalny wobec cesarza i jego marsza�ka, zastanawia� si� jednocze�nie nad takim rozwi�zaniem, kt�re by nie mog�o postawi� go w dwuznacznej sytuacji. Zasi�ga� rady ludzi ze swego otoczenia, ale nastawia� ucha szczeg�lnie w stron� tych, kt�rzy radzili mu przeciwstawi� si� Austriakom w otwartym boju. A mia� ksi��� J�zef w tamtym czasie dobrych doradc�w. Szef sztabu Generalnego, Stanis�aw Fiszer, oficer ko�ciuszkowski, a p�niej dzielny �o�nierz Legion�w we W�oszech, mia� umys� �cis�y, systematyczny i potrafi� skrupulatnie kalkulowa� si�y i mo�liwo�ci wojska. Zast�puj�cy ksi�cia J�zefa, jako minister wojny, genera� J�zef Wielhorski by� mo�e spo�r�d genera��w najprzyja�niej usposobiony do naczelnego wodza. By� wreszcie w otoczeniu Poniatowskiego m�ody Francuz, genera� Jan Pelletier, przys�any przez Napoleona na dow�dc� polskiej artylerii, kt�ry ��czy� w sobie wiedz� wojskow� z brawur�. On to w�a�nie, rzuciwszy tylko okiem na map� okolic Warszawy - powiedzia�, �e je�eli arcyksi��� Ferdynand my�li sobie z Nowego Miasta nad Pilic� urz�dzi� spacerek w stron� Warszawy najkr�tsz� drog�, to nie pozostaje nic innego, jak mu w tym spacerze przeszkodzi�, a najlepiej do tego nadaj� si� bagniste okolice Raszyna, na wiosn� na skutek roztop�w i deszczu jeszcze bardziej ni� zwykle niedost�pne.
Spodoba�a si� Poniatowskiemu ta my�l, tote� wsiad� na ko�,poprosi� z sob� Fiszera, Pelletiera, a tak�e szefa wojsk in�ynieryjnych, powszechnie nazywanych saperami, Jana Malleta i pop�dzili obejrze� z bliska wskazan� przez Pelletiera pozycj�.
Gdy po kilku godzinach wr�cili, plan bitwy obozowej w og�lnych zarysach by� ju� w�a�ciwie got�w.
Nie mog�o by� oczywi�cie mowy, �eby z tymi si�ami, jakie by�y na miejscu, przedsi�bra� walk� manewrow�, to znaczy, �eby stara� si� cz�ci� wojska zwi�za� Austriak�w od czo�a, a cz�ci� obej�� i zaatakowa� z boku, co by mog�o da� bardziej efektywne rozstrzygni�cie. Na tak� walk� wojsko Ksi�stwa by�o za s�abe. Ale zatrzyma� Austriak�w nad pasem bagien, zmusi� ich do pokonywania niedogodnego terenu i wykrwawi�, ile si� tylko da, a przy okazji dowiedzie� si�, ile ich jest i jakie pu�ki na Ksi�stwo rzucili - to wszystko zdawa�o si� le�e� w granicach mo�liwo�ci.
Natychmiast wi�c wys�a� ksi��� J�zef rozkaz do genera�a Aleksandra Ro�nieckiego, kt�ry z dwoma pu�kami polskiej kawalerii znajdowa� si� ju� nad Pilic�, by bacznie �ledzi� wszelkie ruchy nieprzyjaciela, a gdyby ten przekroczy� granic�, to �eby nie trac�c z nim bojowej styczno�ci wycofywa� si� na Raszyn.
Niewiele mia� Ro�niecki tej kawalerii, troch� tylko wi�cej ni� p�tora tysi�ca, ale na dobrych koniach i dobrze wy�wiczonych �o�nierzy. Przesuni�cie ich nad Pilic� odby�o si� bez wi�kszych trudno�ci i dokonane zosta�o tak, jak sobie tego Napoleon �yczy�, to znaczy bez prowokowania Austriak�w. Pu�ki jazdy nie oddali�y si� zbyt daleko od swoich miejsc sta�ego zakwaterowania. 1 pu�k strzelc�w konnych stacjonowa� stale w okolicach G�ry i Czerska, natomiast 3 pu�k strzelc�w konnych - w Piasecznie, w zwi�zku z czym nie potrzebowa� si� nawet - jako pierwszy - przeprawia� przez Wis��. Obydwa te pu�ki mia�y �wietnych dow�dc�w. 1 pu�kiem strzelc�w konnych dowodzi� Pu�kownik Konstanty Przebendowski, dawny oficer kawalerii, uczestnik wojny polsko-rosyjskiej w 1792 roku, a p�niej w powsta�czej armii Ko�ciuszki. Dow�dc� 3 pu�ku strzelc�w konnych by� Benon ��czy�ski, m�odszy od Przebendowskiego, ale z nie mniej pi�kn� przesz�o�ci� wojenn�. ��czy�ski by� uczestnikiem wszystkich walk Legion�w Polskich we W�oszech i chocia� s�u�y� tam w piechocie, gdy� pocz�tkowo Legiony nie posiada�y wcale jazdy, a p�niej bardzo nieliczn�, to jednak po powrocie do kraju i odrodzeniu si� wojska polskiego zwyci�y�o w nim zami�owanie do s�u�by w kawalerii i szybko, jako niezwykle zdolny, dos�u�y� si� stopnia pu�kownika.
Poniatowski zna� tych dow�dc�w i wiedzia�, �e potrafi� wykona� powierzone im zadanie.
Z my�l�, aby jazda ta, zmuszana przez Austriak�w do wycofywania si�, mog�a znale�� oparcie ju� na raszy�skiej pozycji, skierowa� ksi��� J�zef w tamten rejon dwa bataliony stacjonuj�cego w Warszawie 3 pu�ku piechoty, licz�cego 1700 �o�nierzy, pod dow�dztwem pu�kownika Edwarda ��towskiego, podobnie jak wymienieni ju� dow�dcy do�wiadczonego oficera, kt�ry w czasie Powstania Ko�ciuszkowskiego bra� udzia� w obronie Warszawy, a w p�niejszych latach walczy� w Legionach Polskich we W�oszech. ��towski otrzyma� tak�e cztery dzia�a polowe.
Razem z ��towskim uda� si� pod Raszyn wyznaczony przez ksi�cia Poniatowskiego genera� �ukasz Biega�ski, pracownik Sztabu Generalnego. Mia� on nadzorowa� czynno�ci wojska znajduj�cego si� ju� na przedpolu Warszawy i przez niego dow�dcy mieli przesy�a� meldunki dla sztabu, a ten - rozkazy do dow�dc�w pu�k�w. Wszystko to mia�o oczywi�cie charakter tymczasowy, poniewa� sztab wydawa� w�a�nie rozkazy dla pozosta�ych jednostek wojska, by stopniowo przesuwa�y si� ze swych miejsc zakwaterowania pod Raszyn.
W czasie kiedy nad graniczn� rzek� Pilic�, po stronie Ksi�stwa Warszawskiego, zacz�y si� pojawia� pierwsze oddzia�y wojska polskiego, oddzia�y drobne, kt�rych ��czna si�a nie dochodzi�a nawet do 4000, po po�udniowej stronie linii granicznej sta�y ju� o wiele, wiele liczniejsze wojska austriackie. Wszystkie wsie w okolicy Nowego Miasta, Odrzywo�y, a nawet dalej na po�udnie, ko�o Ko�skich i Radomia, zaj�te by�y przez wojsko.
Cierpia�a na tym ludno�� wiejska, poniewa� musia�a oddawa� swoje domy na kwatery dla �o�nierzy, cierpia�y dwory, gdzie na si�� wciskali si� oficerowie, znosi�y udr�k� miasteczka, w kt�rych rozk�ada�y si� sztaby i w kt�rych urz�dzano szpitale polowe.
Wi�cej jednak ni� zag�szczenie w domach mieszkalnych dawa�y si� ludno�ci we znaki przeprowadzane przez wojsko austriackie rekwizycje. Poniewa� wiede�scy sztabowcy uwa�ali, �e wojska powinno si� �ywi� zasobami z tych teren�w, na kt�rych si� znajduje, zabierano miejscowym zbo�e, siano i owies, wywlekano z ob�r na ub�j ostatnie krowy.
Trwa�o to przez kilka tygodni, gdy� wojsko austriackie �ci�ga�o nad granic� Ksi�stwa Warszawskiego powoli. Najpierw przymaszerowa�a piechota, p�niej przyby�a artyleria i tabory, a dopiero na samym ko�cu - jazda.
Ze strachem, ale i z podziwem spogl�dali miejscowi ludzie na pyszne, �wietnie uzbrojone i pi�knie umundurowane wojsko cesarskie, dziwili si� s�ysz�c najr�niejsze j�zyki, jakimi m�wili �o�nierze. Obok austriackich Niemc�w, W�grzy i Czesi, W�osi i Chorwaci, a nawet Polacy z Galicji, przedstawiciele wszystkich podbitych przez Austri� narod�w szli obok siebie walczy� za obc� im spraw�.
Austria wypowiedzia�a wojn� Napoleonowi 6 kwietnia. Tego te� dnia rozpocz�y si� dzia�ania na zachodzie. Zgodnie z poleceniem naczelnego wodza armii austriackiej, arcyksi�cia Karola, Ferdynand d'Este mia� z VII korpusem - bo tak� nazw� nosi�y wojska zgromadzone nad Pilic� - wkroczy� do Ksi�stwa 15 kwietnia. Otrzyma� te� Ferdynand rozkaz z Wiednia, aby na dwana�cie godzin przed rozpocz�ciem dzia�a� wojennych zawiadomi� oficjalnie ksi�cia J�zefa o tym, co mia�o zast�pi� oficjalne wypowiedzenie wojny rz�dowi Ksi�stwa Warszawskiego.
W zwi�zku z tym arcyksi��� Ferdynand przyby� 14 kwietnia do obozu austriackiego nad Pilic� i dokona� przegl�du wojsk wchodz�cych w sk�ad VII korpusu. Przegl�d i zapoznanie si� ze stanem uzbrojenia korpusu utwierdzi�o go w przekonaniu, �e posiada dostateczn� si��, aby jego marsz na Warszaw� by� bardziej podobny do powrotu z manewr�w ni� do dzia�a� wojennych. Tak przynajmniej pisa� do swego prze�o�onego w Wiedniu.
Korpus austriacki, kt�rym dowodzi� arcyksi��� Ferdynand, stanowi�y dwie dywizje - jedna piechoty i jedna kawalerii - oddzia� stra�y przedniej, dwa pu�ki artylerii, no i oczywi�cie najr�niejsze oddzia�y pomocnicze, jakie w tamtym okresie a przy istnieniu �wczesnych rodzaj�w broni by�y organizowane. By�y to wi�c kompanie saper�w, s�u�by sanitarnej, szwadrony lekkiej jazdy, kt�rych �o�nierze byli u�ywani jako go�cy i kurierzy do utrzymywania ��czno�ci, a tak�e najwa�niejsze w czasie wojny oddzia�y s�u�by zajmuj�cej si� zaopatrywaniem walcz�cego wojska w �ywno��, w fura� dla koni, dostarczaniem wyczerpuj�cej si� amunicji.
Obiema dywizjami dowodzili feldmarsza�kowie; dywizj� piechoty Mondet, a dywizj� kawalerii Schauroth. Zar�wno dywizje piechoty, jak i jazdy sk�ada�y si� z trzech brygad, z kt�rych ka�da posiada�a w swym sk�adzie po dwa pu�ki. Na czele brygad stali genera�owie w dywizji feldmarsza�ka Mondeta: Pfleicher, Trautenberg i Civalart, a w dywizji Schaurotha: Speth, Geringer i Branovacsky.
Oddzia� stra�y przedniej, kt�rym dowodzi� genera� Mohr, sk�ada� si� z trzech pu�k�w piechoty oraz jednego pu�ku huzar�w. Spo�r�d pu�k�w piechoty, jakie pozostawa�y pod rozkazami Mohra, wymieni� nale�y najs�awniejsz� jednostk� piechoty austriackiej, pu�k nosz�cy nazw� swego dawnego organizatora i dow�dcy - Vukassovicha.
Og�em VII korpus austriacki liczy� 31587 �o�nierzy, 7366 koni i 94 dzia�a artyleryjskie. Po odliczeniu s�u�b pomocniczych i chwilowo chorych ponad 29 000 mog�o by� u�yte bezpo�rednio w walce.
Licz�c wed�ug podstawowych w tamtych czasach oddzia��w taktycznych, VII korpus austriacki posiada� 23 bataliony piechoty, 34 szwadrony kawalerii i 94 armaty.
Poza ilo�ci� wojska i jako�ci� sprz�tu oraz uzbrojenia o losach wojny decyduj� w znacznym stopniu dow�dcy.
Wprawdzie sam arcyksi��� Ferdynand d'Este by� cz�owiekiem jeszcze m�odym i w 1809 roku liczy� dopiero 28 lat, ale za to jego feldmarsza�kowie i genera�owie nale�eli do najbardziej do�wiadczonych dow�dc�w austriackich. Wszyscy oni brali ju� udzia� w wojnie austriacko-tureckiej w 1788 roku, a p�niej uczestniczyli w ci�g�ych kampaniach przeciwko Francji, od 1791 do 1805 roku. Co prawda w wojnach tych genera�owie austriaccy cz�ciej brali lanie, ni� odnosili zwyci�stwa, ale i w przegranych wojnach wzbogaca si� do�wiadczenie.
Cieszyli si� zapewne austriaccy genera�owie perspektyw� �atwego zwyci�stwa nad armi� Ksi�stwa, kt�re mog�o podreperowa� ich reputacj� w oczach dworu cesarskiego, gdy� rwali si� do tej wojny, z niecierpliwo�ci� czekali na rozkaz przekroczenia granicy. Wierzyli w to �atwe zwyci�stwo, zreszt� trudno, by nie wierzyli, skoro wiedzieli, jak przedstawia si� si�a Ksi�stwa. Wiedzieli doskonale, �e Polacy nie s� w stanie wystawi� wi�cej ni� 10 batalion�w piechoty, 15 szwadron�w jazdy i 27 dzia�. Razem stanowi�o to oko�o 15 000 �o�nierzy. Ale przecie� nieca�a ta ilo�� mog�a by� u�yta do walki, gdy� jak�� cz�� musiano pozostawi� w twierdzach i w garnizonach; cz�� by�a czasowo niezdolna do s�u�by, co jest zjawiskiem normalnym. W rezultacie Polacy mogli przeciwstawi� ich 29 000 co najwy�ej 12 000 wojska. Austriacy mieli wi�c ponad dwukrotn� przewag�. Wiedzieli te�, �e na terenie Ksi�stwa znajduje si� oko�o 2500 wojska saskiego z 12 dzia�ami, kt�re bawi�o w Warszawie w zwi�zku z niedawnym pobytem w ksi�stwie kr�la saskiego, a jednocze�nie Wielkiego Ksi�cia Warszawskiego Fryderyka Augusta, nie byli jednak pewni, czy wojsko to zostanie u�yte do walki.
Mieli wi�c Austriacy doskona�e rozeznanie o stanie si�y zbrojnej Ksi�stwa. Jednym z ciekawszych szczeg��w historii wojny polsko-austriackiej w 1809 roku jest zagadnienie posiadania przez nich tak dok�adnych informacji.
Na d�ugo przed przymaszerowaniem nad Pilic� pierwszego oddzia�u VII korpusu, gdy� ju� w styczniu zjawi� si� tam i obje�d�a� wszystkie austriackie posterunki graniczne pu�kownik hr. Adam Neipperg. W�a�ciwie nie by�oby w tym nic dziwnego, poniewa� by� on dow�dc� wojsk strzeg�cych granicy, tylko �e wcze�niej przyje�d�a� tylko niestety, zawsze na kr�tko i nigdy nie przysz�o mu nawet na my�l, by dokona� takiej lustracji. Oficerowie austriackiej stra�y granicznej w Galicji wiedzieli, �e pu�kownik Neipperg by� ich prze�o�onym, ale wiedzieli te�, �e przebywa� on stale w Wiedniu, gdzie obraca� si� w najwy�szych sferach, a nawet bywa� na dworze cesarskim.
Hrabia Adam Neipperg s�u�y� w wojsku od 16 roku �ycia. Jako m�ody oficer bra� udzia� w wojnie austriacko-francuskiej i w 1794 roku, w czasie jednej utarczki straci� prawe oko. Od tego czasu nosi� czarn� opask�, przez co twarz jego nabra�a charakterystycznego wyrazu. Za udzia� w kampanii w�oskiej otrzyma� najwy�sze odznaczenie austriackie - krzy� Marii Teresy, i - troch� chyba zbyt m�odo - stopie� pu�kownika. By� dow�dc� 1 pu�ku huzar�w cesarskich, a po 1807 roku podlega� mu te� kordon graniczny w Galicji, ale przy swych oddzia�ach bywa� bardzo rzadko. Najwy�sze w�adze w Wiedniu u�ywa�y go cz�sto do wszelkiego rodzaju misji wojskowo-dyplomatycznych. Tylko niekt�rzy wtajemniczeni wiedzieli, �e zasadnicz� spraw�, jak� Neipperg si� zajmuje, jest wywiad wojskowy, inaczej m�wi�c szpiegostwo.
Po dokonaniu lustracji wa�niejszych posterunk�w granicznych pu�kownik Neipperg zatrzyma� si� w miejscowo�ci Nowa G�ra nad Pilic�, gdzie zamieszka� w kwaterze komendanta posterunku, i to na par� dni znika�, to zn�w si� niespodziewanie pojawia�.
Musia� by� Neipperg w swoim zawodzie szpiega graczem nie lada, a tak�e cechowa�a go chyba wyj�tkowa odwaga, skoro - jak si� p�niej okaza�o - w gor�czkowym czasie, kiedy wojna wisia�a na w�osku, mia� odwag� wyprawia� si� z Nowej Gary a� cztery razy do Warszawy.
Podobno w czasie swych nieoficjalnych bytno�ci w stolicy Ksi�stwa Warszawskiego dotar� nawet do bardzo bliskiego otoczenia ksi�cia J�zefa, a mianowicie do mieszkaj�cej w jego pa�acu Pod Blach� pani Vauban, emigrantki francuskiej, kt�ra zanim przyjecha�a do Warszawy sp�dzi�a jaki� czas w Wiedniu i tam mia�a si� zetkn�� z Neippergiem. Czy naprawd� bywa� Neipperg w pa�acu pod Blach�, nie wiadomo. R�nie ludzie o tym m�wili i wtedy, i potem. Wiadomo jednak na pewno, �e w�a�ciwym celem wizyt Neiperga w Warszawie by�y spotkania z by�ym konsulem austriackim, du Cache Benoit, od dawna b�d�cym ju� na emeryturze i licz�cym w 1809 roku 70 lat, kt�ry pozostawa� w naszym kraju rzekomo na skutek przyzwyczajenia i niemo�no�ci �ycia poza Warszaw�. Ten to staruch, dysponuj�c nadsy�anymi mu z Wiednia pieni�dzmi, werbowa� agent�w, najcz�ciej spo�r�d wrogich Napoleonowi, a wi�c i wrogich jego sprzymierze�com emigrant�w francuskich, zbiera� przy ich pomocy wszelkie wiadomo�ci o wojsku, sporz�dza� obszerne raporty i wysy�a� do sztabu austriackiego. Wszystko to wysz�o na jaw po aresztowaniu Benoit przez w�adze Ksi�stwa 14 kwietnia 1809 roku. "Przywi�zany do Warszawy" stary konsul austriacki zdemaskowany zosta� przy wykonywaniu zadania, jakim go obarczy� pu�kownik Neipperg w czasie ostatniej wizyty. Nie by�o to ju� zadanie dotycz�ce spraw czysto wojskowych, a raczej dywersja polityczna, jak� rz�d austriacki obmy�li� w zamiarze rozbrojenia Polak�w pod wzgl�dem moralnym, chc�c os�abi� ich wol� walki o niezawis�o�� Ksi�stwa. Zacz�� mianowicie du Cache Benoit rozpowszechnia� mi�dzy ludno�ci� Ksi�stwa odezw� dow�dcy VII korpusu austriackiego arcyksi�cia Ferdynanda, cz�onka rodziny cesarskiej i upowa�nionego do wyst�powania w imieniu cesarza.
Robi� to jednak du Cache Benoit chyba troch� nieudolnie, gdy� zanim pierwsze sto egzemplarzy wydrukowanej odezwy rozdano mieszka�com Warszawy, aresztowany zosta� i on sam, i kilku jego agent�w. Tylko jeden z nich, o w�oskim nazwisku Tryncani, zdo�a� dojecha� z odezwami do Poznania, ale i jego tamtejsza policja natychmiast aresztowa�a.
Czy Neipperg wiedzia� o tym, �e akcja si� nie uda�a - nie wiadomo. Znajdowa� si� on w tym czasie przy sztabie arcyksi�cia Ferdynanda, pomagaj�c w ostatnich przygotowaniach wojska do przekroczenia granicy.
Austria wypowiedzia�a wojn� Napoleonowi 6 kwietnia, zgodnie z poleceniem naczelnego wodza austriackiego, arcyksi�cia Karola, Ferdynand mia� wkroczy� do Ksi�stwa Warszawskiego 15 kwietnia.
By� pi�tek 14 kwietnia. O godzinie si�dmej wieczorem austriacki porucznik Paczany wr�czy� dow�dcy polskiego posterunku granicznego w Nowym Mie�cie, porucznikowi Kra�nickiemu, bilet wizytowy arcyksi�cia Ferdynanda, na kt�rego odwrocie dow�dca austriacki zawiadamia� ksi�cia J�zefa, i� za 12 godzin przekroczy Pilic�. Jednocze�nie austriacki oficer wr�czy� Kra�nickiemu jeden egzemplarz odezwy do Polak�w, taki sam, jakie stary konsul du Caohe Benoit pr�bowa� szeroko rozpowszechni� w�r�d mieszka�c�w Ksi�stwa. Kra�nicki natychmiast przes�a� zawiadomienie Ferdynanda genera�owi Ro�nieckiemu, a ten wys�a� oficera ��cznikowego do Warszawy.
Wreszcie sytuacja si� wyja�ni�a.
W sobot� 15 kwietnia na ulicach Warszawy by�o jeszcze rojniej ni� w dniach poprzednich, mimo i� od rana si�pi� drobny, wiosenny deszcz. Nie wiadomo, jak to si� sta�o, ale tre�� wydanej przez arcyksi�cia Ferdynanda odezwy do Polak�w by�a prawie wszystkim znana. Myli� si� jednak austriacki arcyksi��� my�l�c, i� jego apel do mieszka�c�w Ksi�stwa wywrze dobre wra�enie i wp�ynie na wytworzenie si� przychylniejszych dla Austrii nastroj�w. Ludno�� przyj�a odezw� z oburzeniem, chocia� by�a ona napisana sprytnie, podchwytliwie i porusza�a naj�ywotniejsze sprawy Polak�w.
Arcyksi��� Ferdynand zapewnia� mieszka�c�w Ksi�stwa Warszawskiego, i� nie przychodzi w celu walki z Polakami, gdy� wrogiem Austrii jest tylko Napoleon. Nast�pnie wyliczaj�c wszystkie ci�ary, jakie spad�y na Ksi�stwo z powodu jego zale�no�ci od Francji, zach�ca� do zrzucenia jarzma francuskiego. Podkre�la�, i� wojska austriackie przynosz� Polakom wolno��. Na ko�cu zapowiada� jednak niedwuznacznie zamiar oddania ziem Ksi�stwa Prusom, stwierdzaj�c: "Austria nie prowadzi wojny w celu zdobyczy, lecz w zamiarze wyp�dzenia zewsz�d Francuz�w i zwr�cenia ka�demu monarsze praw w�a�ciwych, przez zdobywc� wydartych".
Oko�o po�udnia ukaza�a si� powszechnie czytana w tamtym czasie przez mieszka�c�w Warszawy "Gazeta korespondenta krajowego i zagranicznego", w kt�rej na pierwszej stronie zamieszczona zosta�a odezwa wydana do Polak�w przez Rad� Stanu, b�d�ca odpowiedzi� na bezczelne wywody arcyksi�cia Ferdynanda.
"Wkracza do nas i m�wi jak do hordy niemaj�cej rz�du, a g�osz�cysi� tylko nieprzyjacielem Cesarza Napoleona, mniema, �e spraw� nasz� od��czy od sprawy dobroczy�cy naszego..." - g�osi�a odezwa. A w ko�cowej cz�ci zapewnia�a: - "Rz�d wi�c i nar�d chc� si� broni� i odeprze� niesprawiedliw� napa��..."
Odezw� podpisa� prezes Rady Stanu Stanis�aw Kostka Potocki.
By� mo�e, �e on sam k�ad�c podpis pod tym dokumentem by� w zgodzie ze swym sumieniem; wiele razy - tak wcze�niej, jak i p�niej - dawa� dowody wielkiego patriotyzmu i politycznej m�dro�ci.
Inni jednak cz�onkowie rz�du nie byli tego samego zdania.
Op�r polskiego wojska wydawa� im si� niemo�liwy, sk�onni byli prowadzi� pertraktacje a w ko�cu i skapitulowa�, gdy� pertraktacje z silniejszym zawsze prowadz� do kapitulacji. Kroki, jakie przedsi�bra� Poniatowski, wydawa�y im si� nierozs�dne. �eby z tym mie� jak najmniej wsp�lnego, podj�li uchwa�� o ewakuacji Rady Ministr�w i Rady Stanu do Tykocina, niby to ze wzgl�du na bezpiecze�stwo, ale tak naprawd� to chodzi�o im, �eby z daleka patrze� na rozw�j wypadk�w. Odezwa zosta�a wydana tylko ze wzgl�du na postaw� ludno�ci i wojska.
Wydane tak�e pod naciskiem Poniatowskiego zarz�dzenie Rady Stanu o poborze rekruta i o zaci�gu ochotniczym do wojska by�o przez ludno��, a zw�aszcza przez m�odzie�, przyj�te z entuzjazmem. We wszystkich miastach, gdzie przeprowadzano pob�r, zg�asza�y si� setki ochotnik�w.
Od drugiej po po�udniu przez Warszaw� maszerowa�o wojsko, kieruj�c si� zn�w w stron� rogatki Jerozolimskiej. Ludno�� z �alem �egna�a wyruszaj�ce na wojn� oddzia�y, ze wzruszeniem patrzy�a na znane sobie z r�nych rewii pu�ki, na ich dow�dc�w, na bajecznie kolorowo ubranych �o�nierzy.
Kolumn� otwiera� 1 pu�k piechoty, stoj�cy stale na Pradze.
Maszeruj�cy sz�stkami �o�nierze mieli na sobie granatowe mundury z ��tymi ko�nierzami i takimi samymi lampasami na spodniach, spi�tych u do�u bia�ymi kamaszami, zapinanymi na dwana�cie guzik�w. Na piersiach krzy�owa�y im si� parciane pasy sakw. Zrolowane p�aszcze przewieszone mieli przez rami�, a na g�owach wysokie czaka z or�em polskim. �o�nierze kompanii grenadierskich, kt�re maszerowa�y na czo�ach batalion�w, zamiast czak mieli wysokie czapy z nied�wiedziego futra, nazywane "bermycami". Karabiny z d�ugimi bagnetami nie�li na lewym ramieniu. Oficerowie szli z obna�onymi szablami.
Na czele jecha� pu�kownik Kazimierz Ma�achowski, suchy, ko�cisty, o surowym wyrazie twarzy, kt�ry mimo i� nie by� jeszcze stary, zd��y� jednak sta� si� dla mieszka�c�w miasta postaci� niemal legendarn�. Pokazywano go sobie na wszelkich rewiach, przegl�dach i defiladach jako tego, kt�ry przeszed� przez piek�o San Domingo, prze�y� wszystkie niedole i rozczarowania polskich �o�nierzy-tu�aczy.
Szed� nast�pnie 2 pu�k piechoty, umundurowany tak samo jak poprzedni, ale wida� by�o, �e w nowsze mundury.
Od pocz�tku tak by�o, gdy� dow�dca 2 pu�ku, Sta� Potocki, by� przyjacielem ksi�cia J�zefa i wszystko potrafi� od niego wytargowa�. Krzywili si� oficerowie, szemrali nawet szeregowi �o�nierze, ale nikt nie m�g� temu zaradzi�.
Ze wzgl�du na pi�kn� prezencj� �o�nierze tego pu�ku byli pupilkami Warszawy. Lubiany by� zreszt� i ich dow�dca, pi�kny pu�kownik, cho� niet�gi �o�nierz. Nikomu z patrz�cych tamtego dnia na wspania�� posta� tego oficera nie przysz�oby do g�owy, �e w dwadzie�cia jeden lat p�niej, kiedy Warszawa zn�w b�dzie prze�ywa� kolejny wielki zryw, kiedy garstka podchor��ych i student�w w noc listopadow� chwyciwszy za bro� rzuci si� do walki o wolno��, Sta� Potocki - wtedy ju� genera� - zagrodzi im drog� i zginie od armatniej kuli w imi� zasady "kto nie z nami, ten przeciw nam". Ale wtedy, w 1809 roku Sta� Potocki i jego pu�k byli szczeg�lnie serdecznie �egnani przez ludno��.
Przemaszerowa� p�niej przed warszawsk� ludno�ci� 6 pu�k piechoty. �o�nierze tego pu�ku mieli tak�e granatowe mundury, ale ko�nierze i lampasy koloru karmazynowego, takie jakie nosi�a ca�a dywizja kaliska. Na czele jecha� na koniu siwy, o sumiastym w�sie pu�kownik Julian Sierawski. O ile wystrojonych �o�nierzy drugiego pu�ku �egnali warszawiacy z serdeczno�ci�, tak na tych patrzyli z szacunkiem, wiedz�c, i� to, przecie� ci, kt�rzy dwa lata temu oblegali Gda�sk, a po kapitulacji jego za�ogi brali udzia� w bitwie pod Frydlandem - najstarsi �o�nierze w odrodzonym na ojczystej ziemi wojsku polskim.
Potem przejecha�a artyleria w zielonych mundurach z czarnymi wy�ogami. Prowadzi� j� podpu�kownik Jakub Redl. Nie by�o tej artylerii zbyt du�o: 25 dzia� polowych. Reszta musia�a pozosta� w twierdzach, na Pradze, w Modlinie i Serocku. Za nimi kompania artylerii konnej pod dow�dztwem m�odziutkiego kapitana W�odzimierza Potockiego.
Przemaszerowali nast�pnie przez Warszaw� Sasi.
Trzy bataliony piechoty, oko�o 500 kawalerii i 12 armat. Prowadzi� ich saski genera� Polen'tz. Przeszli w�r�d zebranego t�umu nie jak sprzymierze�cy, ale jak wojsko obce, nie wzbudzaj�c niczyjego entuzjazmu, przez nikogo nie �egnani.
Ledwie ostatnie saskie armaty znikn�y za zakr�tem ulicy Nowo�wieckiej, gdy od strony Krakowskiego Przedmie�cia wyjecha�a niezbyt liczna grupa wy�szych oficer�w w przepi�knych mundurach. Ksi��� J�zef Poniatowski mia� po prawej swej r�ce genera�a Ludwika Kamienieckiego, po lewej genera�a Stanis�awa Fiszera. Za nimi, obok genera�a Ignacego Kamie�skiego, jecha� gadatliwy Pelletier, potem pu�kownik J�zef Rautenstrauch, a dalej kilkunastu adiutant�w, przewa�nie m�odych, spadkobierc�w historycznych imion, wystrojonych i u�miechni�tych, gdy� �aden jeszcze nie mia� okazji pow�cha� prochu.
W milczeniu spogl�da�a Warszawa na ten sztab naczelnego wodza.
W tym czasie Poniatowskiego oddziela� jeszcze od narodu mur nieufno�ci. Nieufno�� ta przenika�a i do szereg�w wojska, i do korpusu oficerskiego, ale przede wszystkim powszechn� by�a w�r�d cywilnej ludno�ci. Nie mia� jeszcze ksi��� J�zef okazji poprawi� reputacji nadszarpni�tej w latach pruskiej okupacji Warszawy, pokutowa�o rozci�gane na wszystkich Poniatowskich pi�tno zdrady, a w okoliczno�ciach kiedy rozpoczyna�a si� wojna z Austriakami, dla niego, kt�ry przecie� tam w Austrii s�u�b� swoj� zaczyna�, trudno by�o ludziom mie� zaufanie.
Miano mu poza tym za z�e, �e odsun�� od wp�ywu na sprawy armii ludzi bardziej od siebie zas�u�onych - D�browskiego i Zaj�czka. Nikt nie wiedzia� jeszcze, �e w�a�nie tego dnia wys�a� Poniatowski kuriera do mieszkaj�cego w Wielkopolsce D�browskiego z pro�b�, by ten przyby� do Warszawy jak naj�pieszniej "celem wsp�lnego nad spraw� publiczn� naradzenia si�".
Jad�cego w stron� Raszyna ksi�cia J�zefa �egna�a Warszawa milczeniem, a gdyby nie to, �e byli obok niego Fiszer i stary Kamie�ski, kto wie, czy nie po�egna�aby go gwizdami i wyzwiskami.
Kiedy ludzie zacz�li si� ju� powoli rozchodzi� do dom�w, od strony Starego Miasta ukaza�a si� znowu kolumna piechoty. �o�nierze mieli karmazynowe ko�nierze i lampasy. By� to jeszcze jeden pu�k dywizji kaliskiej. Na czele jecha� konno m�ody, smag�y pu�kownik. Poniewa� na czapkach, poni�ej or�a mieli �o�nierze wyci�ni�ty numer pu�ku 8, poznali niekt�rzy, kim jest dow�dca. W�r�d t�umu na ulicach przechodzi� szept:
- Godebski...
Znane by�o wszystkim nazwisko legionowego poety, jego wiersze, w kt�rych raz brzmia�y s�owa wzywaj�ce do czynu, innym razem bi�o z nich zw�tpienie, ale zawsze przepojone by�y szczerym patriotyzmem i zawiera�y pochwa�� bohaterskich czyn�w legionowych.
Ulica Warszawska z podziwen patrzy�a na pu�kownika, kt�rego losy by�y nierozerwalnie zwi�zane z dziejami jego pokolenia, najbardziej mo�e tragicznego pokolenia polskiego.
8 pu�k piechoty stacjonowa� w Modlinie, tote� �o�nierze byli zm�czeni, zab�oceni i by� mo�e dlatego widok tego w�a�nie pu�ku wzbudzi� entuzjazm wyleg�ej na ulice ludno�ci Warszawy. Kto� wzni�s� okrzyk:
- Niech �yj� kaliszanie!
T�um podchwyci�. A� mury dom�w przy w�skich uliczkach zatrz�s�y si� od krzyku. Pu�kownik Godebski zatrzyma� konia i da� r�k� znak, �e chce co� powiedzie�. Kiedy si� uciszy�o, zawo�a�:
- Kaliszanie id� gin��, �eby Polska �y�a!
A wi�c wojna
Nastawa� wczesny wiosenny zmierzch gdy czo�o maszeruj�cej kolumny wojska stan�o w Raszynie. Pu�ki zatrzymywa�y si� wzd�u� drogi w takiej kolejno�ci, w jakiej maszerowa�y. Zm�czeni �o�nierze k�adli si� natychmiast w przydro�nych rowach, oficerowie zbierali si� grupami, a starszyzna - dow�dcy pu�k�w i ich zast�pcy zwani majorami, gromadzili si� na placyku przy raszy�skim ko�ci�ku, wok� przyby�ego wcze�niej i samotnie genera�a Micha�a Sokolnickiego.
Nastawiali pu�kownicy uszu, co te� powie genera� o wybranej do obrony pozycji. Ciekawi byli jego zdania, gdy� z wszystkich, kt�rzy byli tego dnia z wojskiem, on cieszy� si� najwi�kszym szacunkiem. Znali go jako oficera posiadaj�cego m�dro�� dow�dcy i osobist� odwag� �o�nierza nieustraszonego. A �e mia� przy tym rogat� dusz� i nie by� zdolny do pochlebstw, wiedzieli, �e zdanie jego o wyborze miejsca, gdzie si� maj� spotka� z wrogiem, oparte b�dzie na g�