1280
Szczegóły |
Tytuł |
1280 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1280 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1280 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1280 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Fredric Brown
M�� opatrzno�ciowy
By� sobie raz niejaki Hanley, Al Hanley, i na pewno nigdy nie przysz�oby wam do g�owy, �e mo�e to by� jaka� wa�na figura. I gdyby�cie nawet znali ca�� histori� jego �ycia, a� do dnia wizyty Darian, to i tak nigdy nie domy�liliby�cie si�, jak bardzo b�dziecie mu kiedy� wdzi�czni. A za co, przekonacie si� po przeczytaniu tej opowie�ci.
W�wczas kiedy si� to zdarzy�o, Hanley by� pijany. Nie by� to bynajmniej przypadek - by� pijany ju� od dawna i jego ambicj� by�o utrzyma� si� w tym stanie jak najd�u�ej. Niestety, stawa�o si� to ostatnio zadaniem coraz trudniejszym: najpierw sko�czy�y si� pieni�dze, a wkr�tce r�wnie� i przyjaciele, kt�rych m�g�by naci�ga� na po�yczki. Jego znajomo�ci by�y coraz podrz�dniejsze i doszed� do tego, �e uwa�a� si� za szcz�liwca, je�li uda�o -mu si� ustrzeli� kogo� na dwa dolary.
W ko�cu stoczy� si� tak nisko, �e musia� wa��sa� si� godzinami, aby spotka� jakiego� znajomka, kt�rego m�g�by naci�gn�� na dolara czy 25 cent�w. D�uga w�dr�wka niszczy�a efekt ostatniego kieliszka - no, mo�e niezupe�nie, ale w znacznym stopniu - tak, �e znajdowa� si� w sytuacji Alicji z Krainy Czar�w, kt�ra musia�a biec z ca�ej si�y, �eby pozostawa� w tym samym miejscu.
Zaczepianie nieznajomych odpada�o, gdy� policjanci mieli na to oko, i gdyby tylko spr�bowa�, sko�czy�oby si� na nocy sp�dzonej o suchym gardle w komisariacie, co mu si� wcale nie u�miecha�o.
By� teraz w takim stanie, �e dwana�cie godzin bez alkoholu przyprawia�o go o piekielne m�ki, w por�wnaniu z kt�rymi delirium tremens by�o dziecinn� igraszk�.
D.T. to ostatecznie tylko halucynacje. Je�li jeste� sprytny, to wiesz, �e to tylko przywidzenia. Czasem mog� one nawet spe�nia� rol� towarzystwa, je�li komu� na tym zale�y. Ale piekielne m�ki to zupe�nie inna sprawa. Trzeba wypi� wi�cej alkoholu, ni� wam si� wydaje, �eby doj�� do tego stadium. Najgorzej, gdy cz�owiek, kt�ry ju� zapomnia�, kiedy by� trze�wy, zostaje nagle ca�kowicie pozbawiony alkoholu na d�u�szy okres. Na przyk�ad w areszcie.
Sama my�l o tych m�kach przyprawia Hanleya o dr�enie, kt�re zreszt� wkr�tce przesz�o na widok jego starego przyjaciela, serdecznego druha, kt�rego co prawda widzia� najwy�ej kilka razy w �yciu, i to w niezbyt mi�ych okoliczno�ciach. Stary przyjaciel nazwiskiem Kid Eggleston by� emerytowanym bokserem i ostatnio pracowa� jako wykidaj�o w barze, przez co si�� rzeczy zetkn�� si� z Hanleyem.
Nie starajcie si� jednak zapami�ta� jego nazwiska ani jego historii, poniewa� i tak nie odgrywa on wi�kszej roli w tej opowie�ci. Prawd� m�wi�c dok�adnie za p�torej minuty wyda okrzyk przera�enia, a p�niej zemdleje i nie b�dziemy ju� wi�cej o nim s�ysze�.
Mimochodem warto jednak zauwa�y�, �e gdyby Kid Eggleston nie krzykn�� i nie zemdla�, wasz tryb �ycia m�g�by ulec pewnej zamianie. Mogliby�cie na przyk�ad poci� si� w kopalni odkrywkowej glutytu, pod pal�cymi promieniami zielonego s�o�ca gdzie� na kra�cach naszej Galaktyki. Na pewno by wam to nie przypad�o do gustu - wi�c pami�tajcie, �e to Hanley uratowa� was (i wci�� jeszcze ratuje) przed t� ewentualno�ci�. Nie s�d�cie go zbyt surowo. Gdyby Tr�jka i Dziewi�tka zabrali Kida, wszystko potoczy�oby si� inaczej.
Tr�jka i Dziewi�tka byli przybyszami z planety Dar, kt�ra jest jedn� z dwu planet wy�ej wspomnianego zielonego s�o�ca na kra�cu Galaktyki. Tr�jka i Dziewi�tka to nie by�y oczywi�cie ich pe�ne nazwiska. Darianie zamiast nazwisk u�ywaj� numer�w i pe�ne nazwisko Tr�jki brzmia�o 389,057,792,869,223, a w ka�dym razie tak by wygl�da�o w transkrypcji na system dziesi�tny.
Mam nadziej�, �e wybaczycie mi, i� b�d� w dalszym ci�gu nazywa� przybysz�w w skr�cie Tr�jk� i Dziewi�tk� i �e oni r�wnie� b�d� si� tak do siebie zwracali. Oni by mi tego nie wybaczyli. Darianie zawsze zwracaj� si� do siebie pe�n� liczb� i ka�dy skr�t jest uwa�any za obraz�. Jednak Darianie �yj� znacznie d�u�ej ni� my i w przeciwie�stwie do mnie maj� na to czas.
W chwili gdy Hanley dopad� Kida, Tr�jka
i Dziewi�tka byli jeszcze w odleg�o�ci oko�o mili ponad nimi. Nie znajdowali si� bynajmniej w samolocie ani nawet na statku kosmicznym (ani tym bardziej w lataj�cym talerzu. Jasne, �e wiem, co to jest lataj�cy talerz, ale spytajcie mnie o to innym razem. Teraz chc� trzyma� si� Darian). Byli po prostu w sze�cianie czasoprzestrzennym.
Zdaje si�, �e b�d� musia� to wyja�ni�. Darianie odkryli - do czego i my kt�rego� dnia zapewne dojdziemy - �e Einstein mia� racj�. Materia nie mo�e porusza� si� z pr�dko�ci� wi�ksz� od pr�dko�ci �wiat�a nie przekszta�caj�c si� w energi�. Zapewne nie zale�y wam na tym, �eby przekszta�ci� si� w energi�, prawda? Darianom r�wnie� nie zale�a�o, kiedy rozpoczynali wyprawy w g��b Galaktyki. Odkryli oni, �e mo�na podr�owa� z pr�dko�ci� wi�ksz� od pr�dko�ci �wiat�a, je�li porusza� si� jednocze�nie w czasie i przestrzeni, czyli w czasoprzestrzeni. Odleg�o��, jak� musieli przeby� z Daru do Ziemi, wynosi�a 163 tysi�ce lat �wietlnych.
Ale poniewa� jednocze�nie odbyli podr� w czasie na 1630 stuleci wstecz, wiec czas ich podr�y wyni�s� 0 godzin 0 minut. W drodze powrotnej zrobili to samo i wr�cili (w momencie swojego startu) do punktu wyj�ciowego w czasoprzestrzeni. My�l�, �e to jest zrozumia�e.
W ka�dym razie ich niewidzialny dla ziemskich oczu sze�cian znajdowa� si� na wysoko�ci mili nad Filadelfi� i b�agam, nie pytajcie minie, dlaczego oni wybrali akurat Filadelfi� - nie rozumiem, jak w og�le mo�na wybra� Filadelfi� do jakiegokolwiek celu. Wisieli tam nieruchomo przez cztery dni. W tym czasie Tr�jka i Dziewi�tka s�uchali audycji radiowych i nauczyli si� pos�ugiwa� miejscowym j�zykiem.
Nie, oczywi�cie nie dowiedzieli si� niczego istotnego o naszej cywilizacji ani o naszych obyczajach. Wyobra�cie sobie, �e macie wyrobi� sobie pogl�d na �ycie mieszka�c�w Ziemi, s�uchaj�c mieszanki z�o�onej z radioreklamy, westernu i quizu.
Zreszt� nie interesowa�o ich specjalnie, jaka jest ta nasza cywilizacja, byle tylko nie by�a na tyle rozwini�ta, aby im zagrozi� - pod tym wzgl�dem uspokoili si� zupe�nie w ci�gu swojej czterodniowej obserwacji. Nie mo�na mie� do nich o to pretensji - zreszt� mieli racj�.
- Schodzimy? - spyta� Tr�jka Dziewi�tki.
- Tak - odpowiedzia� Dziewi�tka. Tr�jka zwin�� si� wok� tablicy kontrolnej.
- ... jasne. Widzia�em, jak walczy�e� - m�wi� Hanley. - By�e� naprawd� dobry, Kid. Mia�e� dryg do walki. Mo�e by�my wypili po jednym tu na rogu?
- A kto stawia?
- W�a�nie dzisiaj jestem bez grosza. Ale potrzebny mi jest kieliszek. Za dawne czasy, Kid...
- Potrzebny ci jest kieliszek jak mnie dziura w g�owie. Jeste� pijany i lepiej, �eby� wytrze�wia�, zanim, ci� z�apie delirium tremens.
- Ju� mnie z�apa�o. I nic sobie z tego nie robi�. Sp�jrz, s� za twoimi plecami.
Wbrew logice Kid Eggleston obejrza� si�. Wtedy w�a�nie krzykn�� i zemdla�. Tr�jka i Dziewi�tka zbli�ali si�. Za nami widoczny by� mglisty zarys wielkiego sze�cianu. Ta jego dziwna, nierealna obecno�� mog�a troch� przestraszy�. Pewnie dlatego Kid zemdla�.
Bo Tr�jka i Dziewi�tka nie mieli w sobie nic przera�aj�cego. Przypominali d�d�ownice d�ugo�ci oko�o 15 st�p (w stanie rozci�gni�tym) i o �rednicy oko�o stopy w �rodku. Byli przyjemnego jasnob��kitnego koloru i nie mieli �adnych widocznych organ�w zmys�u, tak �e nie mo�na by�o odgadn��, kt�ry koniec jest kt�ry - co zreszt� nie mia�o wi�kszego znaczenia, bo oba ko�ce by�y i tak identyczne.
I chocia� teraz zbli�ali si� do Hanleya i nieprzytomnego Koda, nie mo�na by�o powiedzie�, gdzie jest prz�d, a gdzie ty�, gdy� poruszali si� w normalnej, to jest zwini�tej pozycji.
- Cze��, ch�opcy - powiedzia� Hanley. - Przestraszyli�cie mojego przyjaciela, niech was cholera. A on mia� mi postawi� w�dk�. Z tego wynika, �e jeste�cie mi winni kolejk�.
- Reakcja nielogiczna - powiedzia� Tr�jka do Dziewi�tki. - Podobnie zreszt� jak u tamtego osobnika. We�miemy obu?
- Nie. Tamten drugi, chocia� wi�kszy, musi by� s�abowity. Zreszt� jeden okaz wystarczy. Chod�my.
Hanley cofn�� si� o krok.
- Je�li mi postawicie, to w porz�dku. W przeciwnym razie chc� wiedzie� dok�d.
- Na Dar.
- Znaczy si�, mamy zasuwa� na Dar? S�uchaj, mistrzu, nie rusz� si� na krok, dop�ki mi nie postawicie kielicha.
- Rozumiesz, o co mu chodzi? - spyta� Dziewi�tka. Tr�jka przecz�co pokr�ci� jednym ko�cem. - Bierzemy go si��?
- Na razie nie ma potrzeby, mo�e zgodzi si� p�j�� dobrowolnie. Czy zgodzisz si� wej�� do sze�cianu dobrowolnie, istoto?
- A macie tam alkohol?
- Tak. Wejd�, prosz�.
Hanley zbli�y� si� do sze�cianu i wszed� do �rodka. Nie dlatego, �eby wierzy�, �e on tam stoi naprawd�, ale co mia� do stracenia? Zreszt� kiedy si� ma D.T., najgorzej si� sprzeciwia�. Sze�cian by� zbudowany z materii sta�ej i od wewn�trz wcale nie by� przezroczysty. Tr�jka owin�� si� wok� tablicy kontrolnej i przy pomocy obu swoich ko�c�w zr�cznie manipulowa� delikatnymi mechanizmami.
- Znajdujemy si� w mi�dzyprzestrzeni - powiedzia� do Dziewi�tki. - Proponuj�, aby�my zatrzymali si� tutaj do czasu, a� przeprowadzimy studia nad tym okazem i ustalimy, czy nadaje si� do naszych cel�w.
- Hej, ch�opcy, a co z t� w�dk�? - zaniepokoi� si� Hanley. R�ce zacz�y mu si� ju� trz���, a wzd�u� kr�gos�upa od wewn�trz czu� biegaj�ce tam i z powrotem mr�wki.
- Zdaje si�, �e on cierpi - powiedzia� Dziewi�tka. - Zapewne z g�odu albo pragnienia. Co te stwory pij�? Mo�e wod� utlenion�, tak jak my?
- Wi�ksza cz�� ich planety jest pokryta wodnym roztworem chlorku sodu. Mo�e mu przyrz�dzimy troch�?
Hanley rykn��:
- Nie, nie chc� wody, nawet bez soli! Ja chc� pi�! W�dy!
- Chyba przeprowadz� analiz� jego systemu trawiennego - powiedzia� Tr�jka. - Przy pomocy introfluoroskopu zrobi� to b�yskawicznie.
Tr�jka odwin�� si� od tablicy kontrolnej i zbli�y� si� do jakiego� dziwnego przyrz�du. Po chwili zamigota�y jakie� �wiate�ka i Tr�jka powiedzia�:
- Dziwne. Jego przemiana materii oparta jest na C2H5OH?
- C2H5OH?
- Tak, alkohol, w ka�dym razie jako sk�adnik podstawowy. Jest jeszcze nieco wody, ale bez chlorku sodu, i nieznaczne ilo�ci innych sk�adnik�w. Nie ma �lad�w �adnego innego pokarmu. Zawarto�� alkoholu we krwi i w m�zgu wynosi 0,234 procenta. Ca�y jego metabolizm opiera si� na tym.
- Ch�opcy - b�aga� Hanley. - Ja musz� sobie goln��. Mo�e by�cie tak przestali gada� g�upstwa i dali mi co� do wypicia?
- Zaczekaj chwil� - powiedzia� Dziewi�tka - zaraz przyrz�dz� to, czego si� domagasz. Sprawdz� tylko skale na introfluoroskopie i dodam wskazania psychometru. - Znowu b�yska�y �wiate�ka i Dziewi�tka uda� si� w jeden z k�t�w sze�cianu, gdzie widocznie by�o laboratorium. Majstrowa� tam przez nieca�� minut� i przyni�s� naczynie zawieraj�ce oko�o p� litra klarownego bursztynowego p�ynu.
`Hanley pow�cha�, potem spr�bowa� i westchn��.
- Dobili�cie mnie - powiedzia�. To jest aqua vitae, boski nektar. Takiego napoju nie ma na �wiecie. - Poci�gn�� wielki �yk i nawet nie poczu� parzenia w gardle.
- Co� ty mu przyrz�dzi�? - spyta� Tr�jka.
- Do�� skomplikowany zestaw, dostosowany dok�adnie do jego potrzeb. Pi��dziesi�t procent alkoholu, czterdzie�ci pi�� procent wody. Pozosta�e pi�� procent sk�ada si� z du�ej ilo�ci sk�adnik�w; wchodz� tu wszystkie niezb�dne witaminy i sole mineralne we w�a�ciwych proporcjach oraz drobne ilo�ci substancji smakowych. Oczywi�cie wed�ug jego gustu. Dla nas by�oby to co� okropnego, nawet gdyby�my mogli pi� alkohol albo wod�.
Hanley westchn�� i znowu poci�gn�� pot�nie.
Zaczyna� si� lekko zatacza�. Spojrza� na Tr�jk�
i wyszczerzy� z�by w u�miechu.
- I tak wiem, �e nie istniejesz, �e ciebie tam wcale nie ma - powiedzia�.
- O co mu chodzi? - spyta� Dziewi�tka Tr�jki.
- Wygl�da na to, �e jego procesy my�lowe s� ca�kowicie alogiczne. Obawiam si�, �e ten gatunek istot nie nada si� na niewolnik�w, ale oczywi�cie musimy si� co do tego upewni�. Jak si� nazywasz, istoto?
- Po co ci nazwisko? - powiedzia� Hanley. - Mo�esz mnie nazywa�, jak ci si� �ywnie podoba. Jeste�cie przecie� moimi najlepszymi kumplami. Pojad� z wami, gdzie chcecie, dajcie mi tylko zna�, jak ju� dojedziemy.
Poci�gn�� spory �yk i zwali� si� na pod�og�, Zacz�� wydawa� z siebie jakie� dziwne d�wi�ki, ale ani Tr�jka, ani Dziewi�tka nie potrafili rozr�ni� s��w. Brzmia�o to jak "Zzzzz-g�up, zzzz--glup". Pr�bowali go obudzi�, ale im si� to nie udawa�o, wi�c obserwowali go tylko i przeprowadzali niekt�re pr�by. Obudzi� si� dopiero po kilku godzinach. Usiad� i wpatrywa� si� w nich z przera�eniem.
- To nieprawda - powiedzia�. - Was tam nie ma. Na lito�� bosk�, szybko dajcie mi pi�;
Wr�czyli mu naczynie, kt�re Dziewi�tka ponownie nape�ni� tym samym p�ynem. Hanley pi� przymykaj�c oczy z b�ogo�ci. - Nie bud�cie mnie - powiedzia�.
- Wcale teraz nie �pisz.
- No to nie k�ad�cie mnie spa�. Wiem, co to jest. To ambrozja, nap�j bog�w.
- Kto to s� bogowie?
- Bog�w nie ma. Ale to jest w�a�nie to, co oni pij�. Na Olimpie.
- Procesy my�lowe ca�kowicie alogiczne - zauwa�y� Tr�jka.
Hanley uni�s� naczynie.
- W r�ce waszych mi�o�ci perswaduj� - powiedzia�,
- Co to s� waszemi�o�cie? - spyta� Tr�jka. Hanley zastanowi� si� przez chwil�:
- To s� takie zbobierza�e f�fle, kt�re wywo�� ludzi na Dar.
- Co wiesz o Darze?
- Jest to co�, czego nie ma. Wasze zdrowie, ch�opcy - i poci�gn�� znowu.
- Za g�upi, �eby si� nada� do czego� poza prost� prac� fizyczn� - powiedzia� Tr�jka. - Ale je�li jest wystarczaj�co silny, warto zrobi� najazd na t� planet�. Liczy trzy do czterech miliard�w mieszka�c�w. Przydadz� si� nam cho�by niewykwalifikowani robotnicy - trzy czy cztery miliardy to ju� jest co�.
- Hura! - krzykn�� Hanley.
- Zdaje si�, �e on s�abo kojarzy - powiedzia� Tr�jka w zamy�leniu. - Ale mo�e za to jest silny fizycznie. Istoto, jak ci� mam nazywa�?
- M�wcie do mnie Al, ch�opcy. - Hanley pr�bowa� si� podnie��.
- Czy to jest nazwa twoja, czy ca�ego gatunku? I czy to jest jej pe�ne brzmienie? Hanley opar� si� o �cian�.
- Gatunku - powiedzia� po chwili namys�u. - To skr�t od Albinos�w. - Tak to sobie wymy�li�.
- Chcemy sprawdzi� twoj� wytrzyma�o��. Biegaj tam i z powrotem po sze�cianie, dop�ki si� nie zm�czysz. Daj, potrzymam ci naczynie z po�ywieniem.
Wyj�� naczynie z r�k Hanleya, kt�ry zacz�� mu je z powrotem wyrywa�. - Jeszcze jeden �yk. Tylko ma�y �yczek. Potem b�d� biega� dla was cho�by do bia�ego rana.
- Mo�e mu to jest potrzebne - powiedzia� Tr�jka. - Oddaj mu naczynie.
Hanley nie wiedzia�, kiedy mu si� dadz� napi� ponownie, poci�gn�� wi�c na zapas. Potem pomacha� weso�o do czterech Darian, kt�rzy mu si� przypatrywali.
- Do zobaczenia na wy�cigach, ch�opcy - powiedzia�, - Mam nadziej�, �e przyjdziecie wszyscy czterej. Stawiajcie na mnie. Wygram w cuglach. Mog� jeszcze �yczek przed startem?
Poci�gn�� jeszcze �yczek, rzeczywi�cie ma�y tym razem - nieca�� szklank�.
- Wystarczy - powiedzia� Tr�jka. - Teraz biegaj.
Hanley zrobi� kilka krok�w i upad� na twarz. Przetoczy� si� na plecy i tak le�a� z b�ogim u�miechem na twarzy.
- Nieprawdopodobne - powiedzia� Tr�jka. - Mo�e on nas chce oszuka�. Sprawd� to, Dziewi�tka.
Dziewi�tka sprawdzi�.
- Nieprawdopodobne - powiedzia�. - Po tak niewielkim wysi�ku straci� przytomno��, i to do tego stopnia, �e nie reaguje na b�l. On nie udaje. Te istoty s� dla naszych cel�w zupe�nie nieprzydatne. Wy�lij raport, �e wracamy. Zabierzemy go jako okaz do ogrodu zoologicznego. Warto go tam pokaza�. Fizycznie jest to najdziwniejszy okaz ze wszystkich, jakie napotkali�my na milionach planet.
Tr�jka owin�� si� wok� tablicy kontrolnej i zacz�� manipulowa� mechanizmami przy pomocy obu ko�c�w. Min�o 163 tysi�ce lat �wietlnych i 1630 stuleci, redukuj�c si� nawzajem tak ca�kowicie i dok�adnie, jakby nie poruszali si� w og�le ani w czasie, ani w przestrzeni.
W stolicy planety Dar, kt�ra panuje nad tysi�cami nadaj�cych si� do kolonizacji planet i kt�rej przedstawiciele zbadali miliony innych, bezu�ytecznych, jak na przyk�ad Ziemia, planet - Al Hanley zajmuje wielk�, szklan� klatk� na honorowym miejscu, jako niezwykle ciekawy okaz.
Po�rodku klatki jest sadzawka, z kt�rej cz�sto popija. Widziano zreszt� r�wnie�, jak si� w niej k�pa�. Jest ona nape�niona napojem, kt�ry tak si� ma do najlepszej ziemskiej whisky, jak najlepsza ziemska whisky do bimbru p�dzonego w brudnej wannie. Poza tym zawiera ona, bez szkody dla smaku, wszystkie niezb�dne witaminy i sole mineralne.
Nie wywo�uje te� kaca ani �adnych innych przykrych nast�pstw. Picie go sprawia Hanleyowi rozkosz, daj�c� si� por�wna� chyba tylko z rozkoszami, jakich doznaj� bywalcy Zoo, kt�rzy przypatruj� mu si� w niemym zachwycie, a potem czytaj� obja�nienie na jego klatce:
ALCOHOLICUS ANONYMOUS
Od�ywia si� wy��cznie C2H5OH z dodatkiem witamin i soli mineralnych. Miewa przeb�yski inteligencji, ale nie posiada zdolno�ci logicznego my�lenia. Ma�o odporny na wysi�ek - pada z wyczerpania ju� po kilku krokach. Nie przedstawia �adnej warto�ci handlowej, jest jednak jednym z ciekawych okaz�w odkrytych w Galaktyce. Zamieszkuje trzeci� planet� w systemie s�o�ca Jx 654746-908.
Jest on tak fascynuj�cym okazem, �e uczynili go, praktycznie rzecz bior�c, nie�miertelnym. I cale szcz�cie, bo gdyby, nie daj Bo�e, co� mu si� sta�o, mogliby zechcie� zast�pi� go innym okazem Ziemianina i tym razem mogliby trafi� na jakiego� abstynenta, jak ja czy kto� z was. Strach pomy�le�, co by nam w�wczas grozi�o.
Prze�o�y� Lech J�czmyk