12798
Szczegóły |
Tytuł |
12798 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12798 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12798 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12798 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Marcin Jeżewski
"Człowiek - to brzmi dumnie"
Dwunastoosobowa wycieczka szkolna wysiadła z promu i rozbiegła się po
terenie
portu kosmicznego. Dzieci, jak to dzieci, zawsze znajdą coś ciekawego, zwłaszcza
w takim
miejscu jak kosmodrom. Pełno tu zakamarków, o których nie wiedzą nawet sami
pracownicy.
Miejsca takie są rajem dla najmłodszych, którzy prowadzeni jakimś
niewytłumaczalnym
zmysłem zawsze je odnajdą. Zwłaszcza jeśli można się tam ubrudzić.
Port kosmiczny jest jednak miejscem niebezpiecznym. Dwa razy na minutę
lądują lub
startują promy, które kursują pomiędzy planetą a krążącymi na orbicie statkami.
Co dziesięć
minut każde z czterystu lądowisk jest sprawdzane przez specjalne brygady złożone
z robotów
i ich nadzorców. Raz na godzinę potężny wir sprężonego powietrza schładza teren
portu i
nagrzane do czerwoności przez silniki promów powierzchnie.
Opiekunka nie zamierzała narażać dzieci na niebezpieczeństwo. Została
wyhodowana
w ten sposób, że dobro i bezpieczeństwo podopiecznych stanowiły dla niej
najwyższy
priorytet. Nawet własne potrzeby stawiała na drugim miejscu. Jednak nie
buntowała się.
Właściwie to nawet o tym nie myślała. Było to przecież równie naturalne jak
jedzenie czy
spanie. Społeczeństwo musi bowiem opierać się na ścisłej współpracy i rozdziale
ról. Tylko
wtedy może się rozwijać i ewoluować. Oczywiście we właściwym kierunku.
Jeden impuls łączący mikroczipy w głowach dzieci ze Sterownikiem Opiekuna
przywołał pociechy w pobliże piastunki. Ustawiły się i spokojnie - dzięki
kolejnemu
impulsowi w ich czipach - ruszyły w kierunku wyjścia. Dotarły do portalu i bez
najmniejszego wahania weszły w promień urządzenia. Mechanizm, w ciągu zaledwie
kilku
sekund, rozłożył ich krzemowe organizmy na molekuły, przeniósł je dwieście
kilometrów od
stacji a następnie bezbłędnie złożył z powrotem. Biokomputer sterujący całym
procesem był
praktycznie nieomylny. W trakcie ponad trzystu lat, jakie minęły od wynalezienia
i
udoskonalenia technologii teleportacji zdarzyło się zaledwie osiem przypadków
śmiertelnych
- wszystkie w pierwszym półwieczu. Sama idea była prosta. Komputer skanował
organizm,
zapisywał go w matrycy a następnie rozdzielał na molekuły i przesyłał za pomocą
zakodowanego promienia transportującego do portalu odbiorczego - dla
bezpieczeństwa
osobno rozłożony organizm, osobno dane o nim. Drugi portal dokonywał połączenia
przysłanych molekuł według bitów informacji ze skanera. Dla podróżnego mijał
zaledwie
ułamek sekundy, a znajdował się tysiące kilometrów dalej w dowolnie wybranym
portalu z
sieci oplatającej cały glob. Niestety ten cudowny wynalazek działał tylko tam
gdzie istniała
atmosfera - przestrzeń kosmiczna nadal była domeną tradycyjnych podróży.
Cała dwunastka dzieci, nadal pod wpływem Sterownika czekała cierpliwie aż
Opiekunka zakupi bilety. Stali pod olbrzymim billboardem przedstawiającym wielką
bestię,
pokrytą rudym, kosmatym futrem, obdarzoną przez naturę długimi na prawie metr
szponami i
kolczastym ogonem. Z pyska stwora wystawały zakrzywione kły mogące z pewnością
rozerwać na strzępy istoty znacznie większe od patrzących na reklamę dzieci.
Napis na afiszu
reklamował największy we wszechświecie zwierzyniec. "Bestie, którymi straszy się
dzieci !!!
Potwory z najgorszych snów!!!" - wszystko to miało przyciągnąć jak najwięcej
zwiedzających.
Po chwili, gdy komputer zweryfikował wpływ należnej sumy, do oczekujących
wyszedł niemłody już, doświadczony osobnik mający być ich przewodnikiem. Przez
chwilę
rozmawiał z piastunką, po czym podszedł do dzieci.
- Witam ! - odezwał się syczącym starością i doświadczeniem głosem -
Nazywam się
Haar di Sean i jestem waszym przewodnikiem. Pokażę wam największe i
najstraszliwsze
stwory jakie kiedykolwiek żyły we wszechświecie. Stwory, którymi straszono was
przed
snem - nawiązywał do reklamy - a które dotychczas mogliście oglądać tylko w holo
lub w
naaaajgorszych... - aby zwiększyć efekt teatralnie wydłużał słowa -
...koszmarach.
Przyglądał się poruszeniu dzieci, którym Sterownik dał nieco więcej luzu.
Rozentuzjazmowane, przekrzykując się wzajemnie starały się dowiedzieć który ze
stworów
jest największy, który najbardziej drapieżny a który najpodstępniejszy. Każdego
dnia
oprowadzał kilka takich wycieczek z równie podekscytowanymi dziećmi. Wkrótce
przekroczyli bramę a Haar di Sean zaczął opowiadać o oglądanych stworzeniach.
- Oto kavalriański nosal - mówił pokazując wielkie, grubo opancerzone
zwierzę
poruszające się na czterech potężnych nogach - Swoją nazwę zawdzięcza temu
imponującemu
rogowi... - pozwolił im przez chwilę oglądać ponad dwumetrowej długości, ostro
zakończoną
narośl na pysku - ...którą zwierzę to przebijało swoje ofiary. Nosale żyły
bardzo długo i w
ciągu swego życia toczyły średnio raz dziennie walki z innymi przedstawicielami
swojego
gatunku. Zawsze dobijały pokonanych zjadając ich często jeszcze za życia - słowa
te
wywołały zrozumiały wyraz obrzydzenia na młodych twarzach - Wyobraźcie sobie jak
musiały wyglądać ich pojedynki... Dwa potwory, ważące po czterysta kilo każdy...
- roztaczał
przed nimi obraz walki - ...pędzące z najwyższą prędkością po równinie...
Przebijają się
swoimi olbrzymimi rogami. To musiało być naprawdę niesamowite. Niestety... Zanim
dotarliśmy w ten rejon galaktyki zwierzęta te same doprowadziły do swojej
zagłady.
- Jest to przykład na to, ze lepiej współpracować niż walczyć - dokończyła
piastunka.
- Taak... - westchnął ich przewodnik - Chodźmy dalej.
Następny w kolejności był niewielki ssak z planety Danaan, który mimo
swoich
niezbyt imponujących rozmiarów doprowadził do zagłady dwie inteligentne rasy,
które, na
swoje nieszczęście, próbowały osiedlić się na tej niewielkiej planecie.
- ...skoczki w olbrzymich, liczących po kilkanaście tysięcy sztuk, stadach
atakują
wszystko co się porusza. W ciągu kilku sekund pożerają zwierzęta wielokrotnie od
nich
większe. Potrafią znakomicie przystosowywać się do wszelkich warunków jednakże
swoją
żarłocznością i bardzo szybkim rozmnażaniem zagrażają innym istotom żywym. Na
swojej
rodzinnej planecie są już gatunkiem zagrożonym, gdyż wytrzebiły prawie wszystkie
gatunki i
w końcu zaczęły zjadać własnych pobratymców. Gdyby nie interwencja naszych
biologów
dziś nie byłoby tam ani jednego skoczka...
Przed oczami zafascynowanych dzieci przewijały się dziesiątki
najgroźniejszych bestii
z całego wszechświata. Były tam zarówno wielkie jak dom monstra jak i
niewielkie,
zdawałoby się zupełnie niegroźne stworki. Wszystkie je łączyła jedna cecha
wspólna - były
drapieżnikami. I to najgroźniejszymi na swoich światach.
Była to rzeczywiście ekspozycja jedyna w swoim rodzaju. Na obszarze równym
małemu miastu zgromadzono tysiące gatunków drapieżników, jakie kiedykolwiek
polowały
w którymś miejscu znanego wszechświata. Były tu zarówno gatunki żyjące jak i te,
których
dawno już nie oglądały gwiazdy. Dzięki biotechnologom i genetykom odtworzono
chyba
każdą drapieżną rasę kosmosu. Krew i śmierć - te hasła zdawały się przyświecać
tym
stworzeniom. W każdym razie tak to wyglądało z pozycji istot, które już tysiąc
lat wcześniej
wyrzekły się przemocy i zabijania. Jak można komuś takiemu wyjaśnić co kieruje
drapieżnikiem ? Czy ktoś kto nie zna nawet pojęcia głodu zrozumie zwierzę, które
dla niego
zabija ? Można oczywiście spróbować to wytłumaczyć ale zrozumienie to zupełnie
inna
sprawa.
- A teraz zobaczymy główny punkt wystawy - mówił przewodnik wprowadzając
ich
do niewielkiego budynku - Jest to największy drapieżnik wczechczasów... -
obserwował
podniecenie dzieci, które na te słowa przerwały nawet swoje zwykłe rozmowy.
Oczom zafascynowanych dzieci ukazała się niewielka klatka wyściełana
słomą. W
najbardziej oddalonym rogu, przytulona do prętów siedziała jakaś blada istota.
Dwie pary
anemicznych kończyn, bez żadnych szponów czy pazurów, brak kolczastego ogona,
rogu, czy
jakiejkolwiek innej widocznej broni sprawiał naprawdę niesamowite wrażenie.
Górne
kończyny, najwyraźniej chwytne obejmowały ciało w jakimś niemym, niezrozumiałym
dla
oglądających, geście.
Oniemiałe patrzyli na bestię, która nadal skulona siedziała w rogu klatki
i najwyraźniej
nie zamierzała się ruszyć. Jej blada, pozbawiona jakiegokolwiek owłosienia -
poza jednym
lub dwoma miejscami - skóra raczej nie napawała spokojem. Zaiste wielki to
musiał być
drapieżnik skoro nie potrzebował ochrony pancerza czy grubej, skostniałej skóry.
Jakież
niewiarygodne bronie musiał posiadać ... ale równocześnie ta niema akceptacja
losu...ta
bezbronność...
- Wygląda raczej niegroźnie ... - zaczęło niepewnie jedno z dzieci.
- Niegroźnie ?!
- No ... Nie ma ani pazurów...ani... wielkich kłów ...
- Bo ich nie potrzebuje. Ta istota to prawdziwa bestia ...bestia, która
zabijała nie dla
jedzenia, nie po to by przetrwać ale dla zwykłej przyjemności. Stworzenie to
było tak
niebezpieczne, że nie tylko wymordowało wszelkie inne formy życia w swoim
świecie ale też
w końcu doprowadziło do własnego unicestwienia...
Przejęte grozą tych słów dzieci inaczej spojrzały na potwora. Na wszelki
wypadek
odsunęły się od klatki, w końcu tak krwiożercza istota mogła się na nie rzucić.
Pewnie ta jej
pozorna bezradność to tylko poza, wyczekiwanie na nieuwagę przeciwnika... A
kiedy nadarzy
się sposobność uderzy... posługując się jakąś wymyślną i morderczą bronią, w
którą
wyposażyła ją natura.
- Niektórzy sądzą, że istoty te były dosyć inteligentne, ale ja osobiście
bardzo w to
wątpię. Jaka bowiem inteligentna istota mogłaby zabijać? Niestety wyginęły na
długo zanim
my wyruszyliśmy w kosmos, więc raczej nigdy się nie dowiemy, jak to było
naprawdę... -
kontynuował przewodnik.
- A to stworzenie w klatce ?
- To tylko holo stworzone na podstawie badań naszych naukowców... Nikt nie
odważyłby się odtworzyć takiej bestii...
- Jak... to... coś się nazywa, proszę pana ? - zapytało jedno z dzieci.
- Nazwaliśmy to człowiekiem...