1279
Szczegóły |
Tytuł |
1279 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
1279 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 1279 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
1279 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
DIUNA
Frank Herbert
Prze�o�y�
MAREK MARSZA�
ISKRY .WARSZAWA .1985
Tytu� orygina�u Dune
Opracowanie graficzne Kazimierz Ha�ajkiewicz
Redaktor �ona Uhrynowska
Redaktor techniczny El�bieta Kozak
Korektor Agata Bo�dok
ISBN 83-207-0772-2
Copvnphl (c) ]Wi< hv Frank Herhi.rl Ali Rights Reseryed
For thc Polish ir.inslalion copviit;hi (c) hi M.irek Marszal.
Warszawa 1985
Frank Herbert urodzi} si� w roku 1920 w stanie Washington i tam uko�czy� studia Jak przy-
sta�o na Amerykanina, cz�sto zmienia� miejsce zamieszkania, ale zawsze przemieszcza� si� wzd�u�
Zachodniego Wybrze�a USA Najd�u�ej, bo oko�o 10 lat, pracowa� jako dziennikarz w San Fran-
cisko Uczestniczy� w badaniach naukowych w tak r�nych dziedzinach jak geologia podmorska,
psychologia, nawigacja, botanika d�ungli i antropologia Pracowa� r�wnie� jako operator filmo-
wy, fotograf, komentator radiowy i po�awiacz ostryg, a tak�e wyk�ada� na uniwersytetach Obec-
nie mieszka z rodzin� w Port Townsend w rodzinnym stanie Washington
Debiutowa� w roku 1952 w prasie fantastyczno-naukowej jako autor opowiada�, ale nie
osi�gn�� na tym polu osza�amiaj�cych sukces�w Przez nast�pne 10 lat opublikowa� zaledwie
oko�o dwudziestu opowiada� W�a�ciw� dla siebie form� wyrazu znalaz� Herbert publikuj�c
w roku 1956 powie�� The Dragon m the Sea, fantastyczno-naukowy krymina� ze skomplikowa-
nym �ledztwem psychologicznym Akcja powie�ci rozgrywa si� na pok�adzie super�odzi pod-
wodnej w XXI wieku Powie�� jest do dzisiaj czytana i wznawiana
Nast�pnie by�a JU� Diuna Drukowana pocz�tkowo w dw�ch cz�ciach w czasopi�mie "Asto-
unding Science Fiction" w latach 1963-1965, ukaza�a si� w postaci ksi��ki w roku 1965 zdoby-
waj�c obie najwa�niejsze nagrody za tw�rczo�� fantastyczno-naukow� Hugo i Nebula (a wi�c
"czytelnik�w i autor�w)
Zgodnie z ustalonym JU� w �wiecie SF zwyczajem sukces poci�gn�� za sob� ca�� seri� po-
wie�ci rozgrywaj�cych si� w tym samym wymy�lonym �wiecie Ukaza�y si� kolejno Dune Mes-
siah (1970), Chiidren of Dune (1976), God Emperor of Dune (1981) - najwi�kszy sukces komer-
cjalny, bestseller, kt�ry osi�gn�� jak dotychczas w tanim wydaniu masowym 900 tysi�cy egzem-
plarzy - oraz Heretics of Dune (1984)
Seria Herberta zawiera problemy typowe dla literatury fantastyczno-naukowej" manipulo-
wanie histori�, ewolucj� gatunku ludzkiego l eksperymenty genetyczne prowadz�ce do powsta-
nia nadcz�owieka, rol� religii i mesjasza w historii itp Tym jednak, co zdecydowa�o o unikalnej
pozycji powie�ci o planecie Diuna, czyli Arrakis. by�o wprowadzenie na wielk� skal� tematyki
ekologicznej w momencie, kiedy zacz�a ona dociera� do �wiadomo�ci spo�ecznej
Pod wzgl�dem znaczenia w historii science fiction pi�cioksi�g Herberta nasuwa por�wna-
nia z r�wnie masywnymi powie�ciami Roberta Hemlema dziej�cymi si� w wymy�lonej przysz�ej
historii oraz z cyklem Isaaca Asimova o Fundacji, zapocz�tkowanym w latach czterdziestych
i uznawanym dotychczas za najbardziej udan� seri� (Nagroda Hugo w roku 1966 z powy�szym
uzasadnieniem). Z Asimovem ��czy Herberta zami�owanie do bizantyjskich intryg na skal� ga-
laktyczn� i charakterystyczne dla science fiction prze�wiadczenie o mo�liwo�ci manipulowania
histori� z tysi�cletni� perspektyw�.
Wybitny polski krytyk Karol Irzykowski pisa� w roku 1918:
"G��wn� zalet� poety-fantastyka musi by� wynalazczo��. Mo�e mu nie dopisywa� opraco-
wanie, ale nowo�� g��wnego pomys�u jest warunkiem niezb�dnym". Ilustracj� powy�szej tezy
mo�e by� tw�rczo�� Franka Herberta, w kt�rej �wie�o�� i aktualno�� problematyki - rzadko
spotykany rozmach wizji i umiej�tno�� budowania intrygi przys�aniaj� pewne s�abo�ci stylu.
Ze wzgl�du na wielorako�� element�w, jakie musi ��czy� utw�r science fiction, niezwykle trud-
no jest stworzy� powie��, kt�rej nie mo�na by zarzuci� brak�w i niedoci�gni�� - tym trudniej-
sze jest to przy tak monumentalnym dziele jak seria Herberta. A jednak ju� dzisiaj nie ulega w�t-
pliwo�ci, �e powie�ci o Diunie stanowi� jedno z najwi�kszych osi�gni�� ameryka�skiej i �wiato-
wej science fiction i pozostan� na trwa�e w historii tej literatury.
Frank Herbert jest r�wnie� autorem wielu innych powie�ci, a jeden z jego ulubionych tema-
t�w to przedstawianie r�nych typ�w inteligencji, w tym zbiorowej inteligencji typu owadziego
(powie�� Thc Green Brain z roku 1966). Zasad� owadziego spo�ecze�stwa w zastosowaniu do
ludzi przedstawi� w jednej z najciekawszych swoich powie�ci Hellstrom's Hive z roku 1973. Jest
to przyk�ad zrealizowanej, "udanej" utopii, kt�rej uczestnicy maj� poczucie pe�nego szcz�cia,
cho� ich �wiat jest nie do przyj�cia dla obserwatora z zewn�trz. Inne najbardziej znane powie�ci
Herberta to Destination: Void (1966), Whipping Star (1970) i The Dosadi Experiment (1970).
Lech J�czmyk
Ludziom, kt�rych trudy wy-
nosz� ponad idee w kr�lestwo "tworzywa
rzeczywisto�ci" - ekologom krain bezwod-
nych, oboj�tne gdzie i kiedy dzia�aj�, niniej-
szy przyczynek futurologiczny w pokorze
i z podziwem dla ich pracy po�wi�cam.
KSI�GA PIERWSZA
Diuna
Pocz�tek to czas dla podj�cia najbardziej pedantycznych stara�, by wszystko znajdo-
wa�o si� na swoim miejscu. O tym wie ka�da siostra Bene Gesserit. Rozpoczynaj�c stu-
dia nad �yciem Muad'Diba postaraj si� wi�c najpierw umie�ci� go w czasie: urodzi� si�
w 57 roku Padyszacha Imperatora Szaddama IV. A szczeg�lnie postaraj si� osadzi� Mu-
ad'Diba w miejscu: planeta Arrakis. Niechaj nie zwiedzie ci� to, �e urodzi� si� na Kalada-
nie i tam prze�y� pierwsze pi�tna�cie lat. Arrakis, planeta zwana Diun�, pozostanie
jego miejscem po wsze czasy. " . ., .,_... ... ......,,
J � " r ' z .Ksi�gi o Muad'Dibie pi�ra ksi�niczki Irulan
W tygodniu poprzedzaj�cym ich wyjazd na Arrakis, gdy ledwie ju� mogli wy-
trzyma� szale�stwo ca�ej tej ko�cowej bieganiny, stara kobieta przyby�a z wizyt� do
matki ch�opca Paula. Ciep�a noc otula�a Zamek Kalada�ski i ta staro�ytna kupa ka-
mienia, od dwudziestu sze�ciu pokole� s�u��ca za dom rodowi Atryd�w, ton�a w aurze
wystyg�ej �a�ni, jak� otacza�a si� na zmian� pogody.
Staruch� wprowadzono bocznym wej�ciem przez sklepiony korytarz obok sy-
pialni Paula, pozwalaj�c jej zajrze� na chwil� do le��cego w ��ku ch�opca. W p�l-
�wietle dryfowej lampy, przyciemnionej i spuszczonej nisko nad pod�og�, rozbudzo-
ny ch�opiec zobaczy� w drzwiach masywn� posta� kobiety stoj�cej o krok przed jego
matk�. Posta� wied�mowatej zjawy - w�osy jak zmierzwiona paj�czyna kry�y jej rysy
w ciemno�ci, oczy migota�y jak klejnoty.
- Czy nie za ma�y na sw�j wiek, Jessiko? - spyta�a. Jej g�os skrzypia� i brz�-
cza� niczym rozstrojona baliseta.
- Jak wiadomo, Atrydzi p�no zaczynaj� rosn��. Wasza Wielebno�� - odpo-
wiedzia� delikatny kontralt matki Paula.
- Tak m�wi�, tak m�wi� - zaskrzypia�a stara. - Jednak ma ju� pi�tna�cie lat.
- Tak, Wasza Wielebno��.
- Nie �pi i s�ucha - powiedzia�a stara. - Ma�y chytry ga�gan. - Zachicho-
ta�a. - Ale tron wymaga chytro�ci. I je�li on rzeczywi�cie jest Kwisatz Haderach...
hmmm...
Po�r�d cieni wok� ��ka Pau� mru�y� powieki w najcie�sze szparki. Wydawa�o
mu si�, �e dwa ptasio bystre owale - �renice staruchy -
szerzaj� si� i �wiec�.
� zagl�daj�c mu do oczu roz-
� Musisz zebra� wszystkie
- �pij dobrze, ma�y chytrusku - powiedzia�a stara.
si�y na jutrzejsze spotkanie z gom d�abbar.
I wypchn�wszy jego matk� znikn�a za drzwiami zamykaj�c je solidnym trza�-
ni�ciem.
Pau� le�a� zachodz�c w g�ow�, co to takiego gom d�abbar. W ca�ym zamiesza-
niu przeprowadzki stara by�a najwi�kszym dziwem, jaki ogl�da�.
Wasza Wielebno��.
I to, �e do matki m�wi�a "Jessiko", jak do zwyk�ej s�u�ebnej dziewki, a nie do tej,
kt�r� by�a - damy Bene Gesserit, ksi���cej konkubiny, matki ksi���cego syna. Mo�e
ten gom d�abbar ma jaki� zwi�zek z Arrakis, o. czym powinienem wiedzie�, zanim
tam pojedziemy? - zastanawia� si�. Przesylabizowa� dziwne s�owa: gom d�abbar...
kwisatz haderach. Ile� jeszcze musi si� nauczy�! Arrakis b�dzie tak zupe�nie inna ni�
Kaladan, �e a� kr�ci�o mu si� w g�owie od nawa�u nowych fakt�w.
Arrakis - Diuna - Pustynna Planeta.
Thufir Hawat, mistrz assassin�w ojca to wyja�ni�: ich �miertelny wr�g, Harkon-
nenowie, dostali planet� w pseudolenno i siedzieli na niej przez osiemdziesi�t lat na
mocy uk�adu z kompani� KHOAM, wydobywaj�c geriatryczn� przypraw� melan�.
Teraz Harkonnenowie opuszczali Arrakis, oddan� w ca�kowite lenno rodowi Atry-
d�w; by�o to bezsprzeczne zwyci�stwo ksi�cia Leto. Jednak�e, m�wi� Hawat, z tej
przyczyny zagra�a im �miertelne niebezpiecze�stwo, poniewa� ksi��� Leto cieszy si�
popularno�ci� w�r�d wy�szych rod�w Landsraadu. Popularny cz�owiek wzbudza
zawi�� pot�nych - powiedzia� Hawat.
Arrakis - Diuna - Pustynna Planeta.
Zapad� w sen, kt�ry go przeni�s� do arraka�skiej jaskini; dooko�a w md�ym �wietle
ku� �wi�toja�skich snu� si� t�um milcz�cych postaci. By�o tam uroczy�cie jak w ka-
tedrze, a on ws�uchiwa� si� w cichy szmer spadaj�cych kropli wody: kap... kap...
kap... Nawet �ni�c Pau� wiedzia�, �e gdy si� obudzi, b�dzie wszystko pami�ta�.
Nigdy nie zapomina� sn�w-przepowiedni.
Sen rozwia� si�. Na wp� rozbudzony, �wiadom ciep�a w�asnego'��ka'Pau� roz-
my�la�... rozmy�la�. Ten �wiat Zamku Kalada�skiego, bez zabaw, bez r�wie�nik�w...
mo�e i nie warto �egna� go z �alem. Jego nauczyciel doktor Yueh napomkn��, �e na
Arrakis nie przestrzegano zbyt rygorystycznie klasowego faufreluches. Na planecie
znale�li schronienie ludzie pustyni, nie potrzebuj�cy kaid�w ani baszar�w nad sob�:
ludzie - lotne piaski, zwani Fremenami, pomijani we wszystkich rejestrach Cenzu-
su Imperialnego.
Arrakis.- Diuna - Pustynna Planeta.
Odczuwaj�c niepok�j wewn�trzny Pau� zdecydowa� si� na jedno z �wicze� kon-
centracyjno-relaksacyjnych, jakich nauczy�a go matka. Trzy po�pieszne oddechy wy-
zwoli�y reakcj�: porwa� go swobodny strumie� �wiadomo�ci...teraz �wiadoma kon-
centracja...zwi�kszy� przepustowo�� aorty...unikn�� mechanizmu pod�wiadomej
dekoncentracji...by� �wiadomym �wiadomie...wzbogacona krew t�oczy si� do prze-
ci��onych obszar�w cia�a...sam instynkt nie wystarczy do pokonania prog�w po�y-
10
wienia - bezpiecze�stwa - wolno�ci...�wiadomo�� zwierz�cia nie si�ga poza dan�
chwil� ani idei, �e jego ofiary mog� wygin��...zwierz� niszczy, nie tworzy...jego po-
p�dy trzymaj� si� progu dozna� zmys�owych i unikaj� percepcji...istota ludzka po-
trzebuje siatki percepcyjnej, przez kt�r� patrzy na sw�j wszech�wiat...kierowana
wol� koncentracja �wiadoma, oto co tworzy ow� siatk�...obieg impuls�w nerwowych
i krwinek daje cia�u integralno�� zgodn� z najg��bsz� �wiadomo�ci� potrzeb kom�r-
ki...wszystkie rzeczo-kom�rko-istoty s� nietrwa�e...trzeba osi�gn�� trwa�o�� obiegu
�wiadomo�ci...
Jeszcze raz i jeszcze raz, i jeszcze wa�kowa�a si� ta lekcja w swobodnym strumie-
niu �wiadomo�ci Paula. Wyczuwaj�c przez zamkni�te powieki, �e ��te promienie
�witu dotkn�y parapetu okiennego, otworzy� oczy i zapatrzony w znajomy ornament
�wiat�ocieni na suficie sypialni przys�uchiwa� si� na nowo podj�tej krz�taninie i ha�a-
som na zamku. Otworzy�y si� drzwi od korytarza i zajrza�a matka - czarna wst��ka
przytrzymywa�a jej miedzianobr�zowe w�osy, niewzruszone zielone oczy w owalnej
twarzy patrzy�y z powag�.
- Nie �pisz - powiedzia�a. - Wyspa�e� si�?
- Tak.
Obserwuj�c jej wysok� posta� zauwa�y� oznaki napi�cia w ramionach, kiedy wy-
biera�a mu ubranie z szafy. Kto� inny by to przeoczy�, ale ona wy�wiczy�a go w Meto-
dzie Bene Gesserit - W najdrobniejszych niuansach postrzegania. Odwr�ci�a si� do
niego trzymaj�c p�urz�dow� marynark� w r�kach. T� z czerwonym jastrz�biem
Atryd�w nad kieszeni� na piersi.
- Po�piesz si� - powiedzia�a. - Matka Wielebna czeka.
- �ni�a mi si� kiedy�- powiedzia� Pau�. - Kto to jest?
;- By�a moj� nauczycielk� w szkole Bene Gesserit, Obecnie jest Prawdom�w-
czyni� Imperatora. I... - zawaha�a si� - Pau�, musisz jej opowiedzie� swoje sny.
- Opowiem. Czy to dzi�ki niej mamy Arrakis?
- Nie mamy Arrakis! '
Jessika strzepn�a py�ek ze spodni, powiesi�a je obok marynarki na wieszaku
przy jego ��ku.
- Nie ka� czeka� na siebie Matce Wielebnej.
Pau� usiad� i r�kami obj�� kolana.
- Co to jest gom d�abbar?
Po raz wt�ry dzi�ki naukom matki dostrzeg� jej w�a�ciwie niedostrzegalne wa-
hanie, niepos�usze�stwo nerw�w, kt�re odczyta� jako strach. Jessika podesz�a do
okna, odsun�a story, zapatrzy�a si� na szczyt Sjubi za nadrzecznymi sadami.
- Dowiesz si�... ju� wkr�tce. - Zdumia� go l�k w jej g�osie. Nie odwracaj�c si�
Jessika powiedzia�a: - Matka Wielebna oczekuje ci� w moim saloniku. Po�piesz si�,
prosz�.
Matka Wielebna Gaius Helen Mohiam siedzia�a na wy�cie�anym krze�le obser-
wuj�c zbli�anie si� matki z synem. Okna znajduj�ce si� z jej prawej, i z jej lewej strony
wychodzi�y na po�udniowe zakole rzeki i zielone pola uprawne w�o�ci Atryd�w, lecz
Matki Wielebnej nie interesowa�y krajobrazy. Tego ranka odczuwa�a swoje lata jako
co� wi�cej ni� tylko drobn� dokuczliwo��. Wini�a za to podr� i kontakty z t� obmier-
11
z�� Gildi� Planetarn� z jej sekretami. Ale czekaj�ce j� tutaj zadanie wymaga�o osobis-
tej interwencji Bene Gesserit Jasnowidz�cej. Nawet prawdom�wczyni Pady-
szacha Imperatora nie mog�a uchyli� si� od odpowiedzialno�ci, kiedy wzywa�y obo-
wi�zki. Piek�o by poch�on�o t� diablic� Jessik�! - pomy�la�a Matka Wielebna. -
Gdyby� to urotizi�a nam c�rk�, jak mia�a nakazane.
Jessika zatrzyma�a si� trzy kroki przed krzes�em sk�adaj�c lekki dyg - ledwie
mu�ni�cie r�bka sukni lew� d�oni�. Pau� wykona� oszcz�dny uk�on, kt�rego nauczy�
si� od swego mistrza ta�ca na wypadek, gdy nie jest si� pewnym pozycji drugiej oso-
by. Subtelno�ci powitania Paula nie usz�y uwagi Matki Wielebnej.
- Jest ostro�ny, Jessiko - powiedzia�a.
Palce Jessiki dotkn�y ramienia Paula, zacisn�y si� na nim. Przez moment czu�
w nich pulsowanie strachy. Opanowa�a si� w mgnieniu oka.
- Tak go nauczono. Matko Wielebna.
Czego ona si� boi? - nie m�g� zrozumie� Paul.
Stara kobieta zmierzy�a go kr�tkim, gestaltycznym b�yskiem oka: owal twarzy
Jessiki, ale ko�ci masywne... w�osy - krucza czer� ksi�cia, za to brwi po dziadku
ze strony matki, kt�rego imienia nie wolno wspomina�, jak r�wnie� i ten cienki, dum-
ny nos; kszta�t zielonych, hardo spogl�daj�cych oczu: jak u Starego Ksi�cia, nie�y-
j�cego dziadka ?c strony ojca. Tak, by� kiedy� m�czyzna doceniaj�cy pot�g� bra-
wury, nawet w �mierci - pomy�la�a Matka Wielebna.
- Nauka to jedno - powiedzia�a - a pierwiastek pierwotny drugie. Zobaczymy.
Starcze oczy rzuci�y twarde spojrzenie na Jessik�.
- Zostaw nas samych. Zalecam duchowe medytacje.
Jessika zdj�a d�o� z ramienia Paula.
- Wasza Wielebno��, ja...
- Jessika, wiesz, �e to musi si� sta�.
Paul, zaintrygowany, podni�s� oczy na matk�.
- Tak... oczywi�cie - powiedzia�a.
Z kolei obr�ci� spojrzenie na Matk� Wielebn�. Grzeczno�� i wyra�ny strach mat-
ki przed t� staruch� nakazywa�y ostro�no��. Gniewa� go jednak l�k, kt�ry wyczuwa�
w matce. .
- Paul... - Jessika odetchn�a g��boko �- pr�ba, do jakiej za chwil� przyst�-
pisz... jest dla mnie wa�na.
- Pr�ba? - popatrzy� na ni�.
- Pami�taj, �e jeste� synem ksi�cia - powiedzia�a. Odwr�ci�a si� gwa�townie
i wymaszerowa�a z pokoju wielkimi krokami, z suchym szelestem sukni. Zatrzasn�y
si� za ni� drzwi.
T�umi�c gniew Paul stan�� twarz� w twarz ze star� kobiet�.
- Czy� odprawia si� ja�nie pani� Jessik�'jak s�u�ebn� dziewk�?
U�miech zadrga� w k�cikach pomarszczonych ze staro�ci ust.
- Ja�nie pani Jessika by�a, ch�opcze, moj� s�u�ebn� dziewk� w szkole przez
czterna�cie lat. - Pokiwa�a g�ow�. - I to w dodatku dobr�. A teraz podejd� tu!
Rozkaz by� jak ci�cie biczem. Pos�ucha�, zanim zda� sobie z tego spraw�. U�ywa
na mnie G�osu - pomy�la�. Zatrzyma� si� na skinienie starej, staj�c przy jej kolanach.
12
- Widzisz to? - zapyta�a.
Z fa�d togi doby�a zielony metalowy sze�cian o boku oko�o pi�tnastu centymet-
r�w. Odwr�ci�a go i Paul.zauwa�y�, �e nie ma on jednej �ciany, tylko otw�r - czarny
i dziwnie straszny. Ani odrobina �wiat�a nie przenika�a owej ziej�cej czerni.
- W�� praw� r�k� do pude�ka - powiedzia�a.
Strach przeszy� Paula. Zacz�� si� cofa�, ale us�ysza� g�os starej:
- To tak si� s�ucha matki?
Zajrza� w ptasio bystre �renice. Powolutku, pod wp�ywem wewn�trznego naka-
zu, kt�remu nie by� w stanie si� przeciwstawi�, w�o�y� d�o� do pude�ka. Najpierw po-
czu� ch��d, kiedy czer� zamkn�a si� na jego d�oni, nast�pnie g�adki metal pod palca-
mi i mrowienie, jakby d�o� mu zdr�twia�a. Rysy starej kobiety przybra�y drapie�ny
wyraz. Podnios�a praw� r�k� znad skrzynki, zatrzymuj�c j� przy szyi Paula. Dostrzeg�
w niej b�ysk metalu i pocz��'odwraca� si� w tym kierunku.
- Nie ruszaj si�! - warkn�a.
Znowu u�ywa G�osu! Skoncentrowa� si� ponownie na jej twarzy.
- Trzymam przy twej szyi gom d�abbar - powiedzia�a. - Gom d�abbar, czy-
li wr�g ostateczny. To ig�a z kropl� trucizny na czubku. Aaaach! Nie ruszaj si�,
bo poczujesz jej dzia�anie.
Paul pr�bowa� prze�kn�� bez �liny. Nie m�g� odwr�ci� uwagi od pomarszczo-
nej, starczej twarzy, b�yszcz�cych oczu, bladych dzi�se� nad srebrzystymi z�bami
z metalu, po�yskuj�cymi przy ka�dym s�owie.
- Syn ksi�cia musi si� zna� na truciznach -powiedzia�a. - To znak naszych
czas�w, h�? Pi�min do zatruwania nam napoj�w, aumas do zatruwania nam jedzenia.
Trucizny natychmiastowe i powolne, i wszystkie po�rednie mi�dzy nimi. Oto nie zna-
na ci trucizna: gom d�abbar. Zabija wy��cznie zwierz�ta.
Duma przemog�a w Paulu strach.
- O�mielasz si� sugerowa�, �e ksi���cy syn jest zwierz�ciem? - zapyta�.
- Sugeruj�, powiedzmy, �e mo�esz by� cz�owiekiem - powiedzia�a. - Spokoj-
nie! Ostrzegam, by� nie pr�bowa� si� wyrywa�. Stara jestem, lecz moja r�ka zd��y
ci wsadzi�'t� ig�� w szyj�, nim uciekniesz.
- - Kim jeste�? - wyszepta�. - Jak zwiod�a� moj� matk�, �e zostawi�a mnie
z tob� samego? Czy przys�ali ci� Harkonnenowie?
- Harkonnenowie? Co te� ty wygadujesz! A teraz b�d� cicho.
Suchy palec dotkn�� jego szyi i Paul opanowa� odruch, by odskoczy�.
- Dobrze - powiedzia�a. - Przeszed�e� pierwsz� pr�b�. A oto jak wygl�da
reszta: je�li wyjmiesz r�k� z pude�ka, umrzesz. To jedyna zasada. Trzymaj r�k� w �rod-
ku, a b�dziesz �y�. Je�li j� zabierzesz, umrzesz.
Paul zaczerpn�� tchu, by uspokoi� dr�enie.
- Gdy krzykn�, s�u�ba dopadnie ci� w par� sekund i t y ^umrzesz.
- S�u�ba nie przejdzie przez drzwi, bo twoja matka stoi za nimi na stra�y. Mo-
�esz mi wierzy�. Ona przesz�a t� pr�b�. Teraz twoja kolej. Czuj si� zaszczycony.
Niecz�sto stosujemy j� do dzieci p�ci m�skiej.
Pod wp�ywem ciekawo�ci strach zmniejszy� si� na tyle, �e Paul zdo�a� nad nim
zapanowa�. W g�osie starej kobiety s�ysza� prawd�, nie mia� co do tego �adnych w�t-
13
pliwo�ci. Je�li matka stoi tam na stra�y... je�li to naprawd� pr�ba... Zreszt� cokol-
wiek by to by�o, wiedzia�, �e wpad� w pu�apk�, kt�r� stanowi ta d�o� przy jego szyi:
gom d�abbar. Przywo�a� na pami�� responsorium litanii przeciwko strachowi z obrz�d-
ku Bene Gesserit, kt�rej nauczy�a go matka.
- "Nie wolno si� ba�. Strach zabija dusz�. Strach to ma�a �mier�, a wielkie uni-
cestwienie. Stawi� mu czo�o. Niechaj przejdzie po mnie i przeze mnje. A kiedy przej-
dzie, obr�c� oko swej ja�ni na jego drog�. Kt�r�dy przeszed� strach, tam nie ma nic.
Jestem tylko ja". Czuj�c powracaj�cy spok�j powiedzia�:
- Ko�cz z tym, starucho.
- Starucho! - warkn�a. - Odwagi nie mo�na ci odm�wi�. Dobrze, zobaczy-
my, zadufku.
Nachyli�a si� nisko, �ciszaj�c g�os prawie do szeptu.
. - Poczujesz b�l tej d�oni w pude�ku. B�l. Ale cofnij r�k�, a dotknie twej szyi
gom d�abbar - �mier� przyjdzie szybko jak opadni�cie katowskiego topora. Za-
bierzesz r�k�, a gom d�abbar zabierze ciebie jak swego. Rozumiesz?
-~ Co jest w pude�ku?
,- B�l.
Poczu� silniejsze mrowienie w d�oni, zacisn�� mocno wargi. Jak co� takiego mo�e
by� pr�b�? - zastanawia� si�. Do mrowienia do��czy�o si� sw�dzenie.
- S�ysza�e� - powiedzia�a stara - o tym, �e zwierz�ta odgryzaj� sobie ko�-
czyn�, by umkn�� z potrzasku? To zwierz�ca sztuczka. Cz�owiek wytrzyma sid�a,
zniesie b�l, uda �mier�, by zabi� my�liwego usuwaj�c zagro�enie dla swego gatunku.
Mrowienie przesz�o w ledwo odczuwalne szczypanie.
- Po co to robisz? - spyta�.
- By ustali�, czy jeste� cz�owiekiem. Cicho b�d�.
Pau� zwin�� lew� d�o� w pi��, gdy w drugiej nasili�o si� pieczenie. Narasta�o po
woli: fala ciep�a za fal�... fala za fal�. Czu�, jak paznokcie wbijaj� mu si� w d�o� w�l
nej r�ki. Pr�bowa� rozprostowa� przypiekane palce, lecz nie m�g� nimi poruszy�.
- Pali - wyszepta�.
- Cicho!
Pulsuj�cy b�l przenika� do ramienia. Pot wyst�pi� mu na czo�o, ka�de w��knc
jego cia�a krzycza�o wniebog�osy, by zabra� r�k� z tej p�on�cej czelu�ci...jednak...
gom d�abbar. Nie odwracaj�c g�owy usi�owa� obr�ci� oczy na ow� upiorn� ig�� znie-
ruchomia�� przy jego szyi. Zach�ystywa� si� powietrzem, chcia� uspokoi� oddech
i nie m�g�.
B�l! '
Ca�y jego �wiat znikn�� pr�cz konaj�cej w m�czarniach d�oni i starczej twarzy,
wpatrzonej w niego z odleg�o�ci paru centymetr�w. Wargi mu tak wysch�y, �e mia�
trudno�ci z ich rozdzieleniem.
Pal� si�! Pal� si�! ,
Wydawa�o mu si�, �e czuje, jak sk�ra zwija si� i czernieje na konaj�cej d�oni,
cia�o przepala si� i odpada, obna�aj�c go�e zw�glone ko�ci.
Stop! B�l usta� jak za dotkni�ciem r�d�ki. Pau� by� zlany potem, prawa r�ka
mu dygota�a.
14
- Dosy�' - wymamrota�a stara. - Kuli Wahad! �adna dziewczynka tyle nie
wytrzyma�a. Chyba pragn�am twej pora�ki.
Odchyli�a si� w ty� zabieraj�c gom d�abbar.
- Wyci�gnij r�k� ze skrzynki i sp�jrz na ni�, m�oda ludzka istoto.
Pokonuj�c bolesne dr�enie Pau� utkwi� oczy w bez�wietlnej pustce, w kt�rej jego
r�ka wydawa�a si� przebywa� z w�asnej woli. Wspomnienie b�lu parali�owa�o wszel-
ki ruch. Rozum m�wi� mu, �e z pude�ka wyjmie osmalony kikut.
- No, wyjmuj! - warkn�a.
Wyszarpn�� d�o� ze skrzynki i zagapi� si� na ni� os�upia�y. Nic. Ani �ladu po m�-
czarni. Podni�s� d�o�, obr�ci� j� na drug� stron�, poruszy� palcami.
- Nerwob�l indukcyjny - powiedzia�a. - Nie mog� okalecza� wszystkich
potencjalnych istot ludzkich doko�a. Ale s� tacy, co du�o by dali za sekret tej
skrzynki.
Ukry�a pude�ko w fa�dach togi.
- Ale b�l... - zacz��.
- B�l! - prychn�a wzgardliwie. - Cz�owiek potrafi zapanowa� nad ka�dym
nerwem swego cia�a.
Odczu� b�l lewej d�oni, rozprostowa� zaci�ni�te palce, spojrza� na cztery krwawe
�lady po wbitych w cia�o paznokciach. Opu�ci� r�k�, popatrzy� na star� kobiet�.
� - Zrobi�a� to kiedy� mojej matce?
- Przesiewa�e� kiedy� piasek przez sito? - odpowiedzia�a pytaniem.
Pod wp�ywem szoku wywo�anego tym nie zwi�zanym z tematem pytaniem umys�
Paula osi�gn�� stan wy�szej �wiadomo�ci. P i.a se k przez.sito.
Pau� skin�� g�ow�.
- My Bene Gesserit przesiewamy ludzi, by wy�owi� cz�owieka - powiedzia�a.
Podni�s� praw� r�k� przywo�uj�c wspomnienie katuszy.
- I to wszystko, co w tym jest, b�l?
- Obserwowa�am ci� w b�lu, ch�opcze. B�l jest zaledwie osi� pr�by. Matka
opowiada�a ci o naszych metodach obserwacji. Widz� w tobie znamiona jej nauki.
Nasz test to moment krytyczny plus obserwacja.
Jej ton to potwierdza�, wi�c powiedzia�:
- To prawda!
Wlepi�a w niego spojrzenie. On wyczuwa, prawd�! Czy�by- by� tym jedynym";
Czy�by naprawd� mia� nim by�? Opanowa�a podniecenie upominaj�c sam� siebie:
nadzieja przes�ania jasno�� widzenia.
- Wiesz, kiedy ludzie wierz� w to, co m�wi�? - powiedzia�a.
- Wiem. - W jego g�osie pobrzmiewa�y echa nabytej w wielokrotnych pr�-
bach pewno�ci. S�ysz�c je powiedzia�a:
- Mo�e i jeste� Kwisatz Haderach. Si�d�, ma�y bracie, tu, u moich st�p.
- Wol� sta�.
- Twoja matka siedzia�a kiedy� u moich st�p.
- Nie jestem swoj� matk�.
- Nienawidzisz nas troszeczk�, co? Spojrzawszy w stron� drzwi zawo�a�a: - Jes-
sika!
15
W rozwartych drzwiach stan�a Jessika obrzucaj�c pok�j surowym spojrzeniem.
Z�agodnia�a na widok Paula. Zdoby�a si� na s�aby u�miech.
- Jessiko, czy ty kiedykolwiek przesta�a� mnie nienawidzi�? - zapyta�a sta-
ra kobieta.
- Kocham ci� i nienawidz� zarazem - powiedzia�a Jessika. - Nienawidz� za
cierpienia, kt�rych nigdy nie zapomn�. Kocham za...
- Wystarczy go�y fakt - powiedzia�a stara cieplejszym g�osem, - Mo�esz ju�
wej��, tylko si�, nie odzywaj. Zamknij drzwi i pilnuj, by nikt nam nie przeszkadza�.
Jessika wesz�a do pokoju, zamkn�a drzwi i opar�a si� o nie plecami. M�j syn
, �yje - pomy�la�a. - M�j syn �yje i jest... cz�owiekiem. Wiedzia�am, �e jest... ale.r.
on �yje. Teraz mog� �y� dalej. - Pod plecami czu�a dotyk drzwi, twardy i rzeczywisty.
Wszystko w tym pokoju by�o dotykalne i wyczuwalne zmys�ami. - M�j syn �yje.
Pau� spojrza� na matk�. M�wi�a prawd�. Pragn�� umkn�� i w samotno�ci prze-
my�le� to, czego do�wiadczy�, jednak wiedzia�, �e nie mo�e odej�, dop�ki go nie od-
prawi�. Starucha zyska�a nad nim w�adz�. Matka przesz�a tak� sam� pr�b�. W tym
wszystkim musia�o kry� si� jakie� straszne przeznaczenie... b�l i strach s� straszne.
Rozumia� straszne przeznaczenia. Par�y na przek�r wszystkiemu. Stanowi�y swoj�
w�asn� konieczno��. Pau� u�wiadamia� sobie, �e dosta� si� w tryby strasznego prze-
znaczenia. Jeszcze nie wiedzia� jakiego.
- Pewnego dnia, ch�opcze - powiedzia�a stara - mo�e i ty b�dziesz musia�
tak sta� za drzwiami. Nie jest to takie proste.
Pau� spu�ci� oczy na d�o�, kt�ra pozna�a b�l, potem podni�s� je na Matk� Wie-
lebn�. W brzmieniu jej g�osu by�o teraz co�, czego nie spotka� w �adnym ze znanych
mu g�os�w. S�owa mia�y jasne kontury. By�y ostre. Odnosi� wra�enie, �e o cokolwiek
by j� zapyta�, us�yszy odpowied�, kt�ra wyniesie go ponad jego cielesn� pow�ok� ku
czemu� wy�szemu.
- Po co poddajesz ludzi pr�bie cz�owiecze�stwa?
- By ich uwolni�.
- Uwolni�?
- Kiedy� ludzie scedowali my�lenie na maszyny z nadziej�, �e dzi�ki temu b�d�
wolni. Ale umo�liwili tylko innym ludziom i ich maszynom ujarzmienie siebie.
- "Nie b�dziesz czyni� machin na obraz i podobie�stwo umys�u cz�owieka" - za-
cytowa� Pau�.
- Wprost z D�ihad Kamerdy�skiej i Biblii Protestancko-Katolickiej -powie-
dzia�a. - Lecz to, co g�osi B.P.K., winno brzmie�: "Nie b�dziesz czyni� machin uda-
j�cych umys� cz�owieka". Czy studiowa�e� u mentata w twej s�u�bie?
- Studiowa�em u Thufira Hawata.
- Wielka Rewolta zmusi�a tym umys�y istot ludzkich do rozwoju. Powsta�y
szko�y rozwijaj�ce talenty cz�owieka.
- Szko�y Bene Gesserit?
Przytakn�a.
- Z owych staro�ytnych szk� pozosta�y do dzi� dwie najwa�niejsze: Bene Ges-
serit i Gildia Planetarna. Gildia, jak s�dzimy, k�adzie Nacisk na prawie czyst� mate-
matyk�. Bene Gesserit zajmuje si� innymi sprawami.
16
- Polityk�.
- Kuli Wahad - zawo�a�a stara. Rzuci�a surowe spojrzenie na Jessik�.
- Ja mu nie m�wi�am, Wasza Wielebno�� - powiedzia�a Jessika.
Matka Wielebna ponownie skupi�a uwag� na Paulu.
- Wpad�e� na to nie maj�c prawie �adnych poszlak - zauwa�y�a. - Rzeczy-
wi�cie polityk�. Pierwszymi szko�ami Bene Gesserit kierowali ci, kt�rzy dojrzeU po-
trzeb� sta�ej ci�g�o�ci w sprawach ludzkich. Zrozumieli, �e takiej ci�g�o�ci nie b�dzie
bez oddzielenia rasy ludzkiej od rasy zwierz�cej - w celach rozrodczych.
Nagle s�owa starej utraci�y dla Paula sw� szczeg�ln� ostro��. Obrazi�y w nim
to co�, co jego matka nazywa�a instynktem prawo�ci. Nie �eby go Matka Wielebna
ok�amywa�a. By�o jasne, �e ona wierzy w swoje s�owa. Chodzi�o o rzecz istotniejsz�,
zwi�zan� z jego straszliwym przeznaczeniem. Powiedzia�:
- A matka m�wi�a mi, �e wiele absolwentek szk� Bene Gesserit nie zna swo-
jego pochodzenia.
- Zapisy linii genetycznych zawsze zostaj� w naszych rejestrach - powiedzia-
�a. - Twoja matka wie, �e pochodzi albo od Bene Gesserit, albo te� jej r�d sam z sie-
bie by� do przyj�cia.
- Dlaczego wi�c nie mo�e zna� swoich rodzic�w?
- Niekt�re znaj�... Wiele nie zna. Mog�y�my, na przyk�ad, planowa� skrzy�o-
wanie jej z bliskim krewnym, by uzyska� dominant� pewnej cechy genetycznej. Po-
wod�w jest wiele.
Zn�w Pau� odczu� obraz� prawo�ci.
- Sporo na siebie bierzecie - rzek�.
.Matka Wielebna zagapi�a si� na niego w zamy�leniu: czy�by us�ysza�a kryty-
cyzm w jego g�osie?
- D�wigamy ci�kie brzemi� - powiedzia�a.
Pau� czu�, �e coraz bardziej wychodzi z szoku wywo�anego pr�b�. Spojrza� pros-
to w jej taksuj�ce oczy i powiedzia�:
- Twierdzisz, �e mog� by� Kwisatz Haderach. Co to jest, cz�owieczy gom d�ab-
bar?
- Pau� - powiedzia�a Jessika - nie wolno ci przemawia� takim tonem do...
- Ja to za�atwi�, Jessiko - przerwa�a stara. - Ot�, ch�opcze, czy s�ysza�e�
o serum prawdom�wczyni?
- Za�ywacie je, by rozwin�� dar wykrywania k�amstwa. Wiem to od matki.
- Widzia�e� kiedy� trans prawdy?
Pokr�ci� g�ow�.
- Nie.
- Serum jest niebezpieczne - powiedzia�a - ale daje sz�sty zmys�. Kiedy dar
serum sp�ynie na prawdom�wczyni�, mo�e ona zobaczy� wiele miejsc w swej pami�ci,
w pami�ci swego cia�a. Widzimy tyle dr�g przesz�o�ci... lecz s� to jedynie drogi ko-
biece. - Nuta smutku zago�ci�a w jej g�osie. - Ale jest miejsce, kt�rego nie mo�e zo-
baczy� �adna prawdom�wczyni. Odpycha nas ono, przera�a. M�wi si�, �e pewnego
dnia pojawi si� m�czyzna i odnajdzie w darze serum swoje wewn�trzne widzenie.
Zobaczy to, czego my nie mo�emy - zar�wno kobiec�, jak i m�sk� przesz�o��.
2 - Diuna t. l
17
- Wasz Kwisatz Haderach?
--Tak, ten, kt�ry jest w wielu miejscach naraz: Kwisatz Haderach. Wielu m�-
czyzn za�y�o serum... bardzo wielu, ale �adnemu si� to nie uda�o.
- Za�yli i zawiedli, wszyscy?
- Och, nie! - Potrz�sn�a g�ow�. - Za�yli i umarli.
Pr�bowa� zrozumie� MuacTDiba bez zrozumienia jego �miertelnych wrog�w Harkonnen�w
to pr�bowa� zobaczy� Prawd� nie znaj�c K�amstwa. Jest to pr�ba ujrzenia �wiat�a bez poznania
Ciemno�ci. To niemo�liwe.
z ..Ksi�gi o MuacTDibie" pi�ra ksi�niczki Irulan
Cz�ciowo skryty w cieniu globus plastyczny wirowa� popychany migoc�c� od
pier�cieni pulchn� d�oni�. Globus tkwi� na zmiennokszta�tnym stojaku pod jedn� ze
�cian pozbawionego okien pokoju, kt�rego pozosta�e �ciany stanowi�y r�nobarwn�
mozaik� rulon�w, ta�m oraz szpul. Pok�j rozja�nia�o �wiat�o ze z�otych ku� wisz�-
cych w przeno�nych polach dryfowych.
Po�rodku pokoju sta�o elipsoidalne biurko o zielonkawo-r�owym blacie ze ska-
mienia�ego drzewa elakka. Otacza�y je sta�okszta�tne fotele dryfowe, z kt�rych dwa
by�y zaj�te. W jednym siedzia� ciemnow�osy m�odzieniec lat oko�o szesnastu, o okr�-
g�ej twarzy i ponurym spojrzeniu. W drugim smuk�y, niewysoki m�czyzna o zniewie�-
cia�ych rysach. Zar�wno m�odzieniec, jak i m�czyzna gapili si� na globus i na pra-
wie schowanego za nim w�a�ciciela d�oni. Spod globusa dobieg� chichot. Chichoty
przesz�y w basowy g�os, kt�ry zahucza�:
- Oto i ona, Piter, najwi�ksza pu�apka w historii ludzko�ci. I ksi��� w ni� wpad-
nie. Czy� nie jest wspania�e to, co robi� ja, baron Vladimir Harkonnen?
- Zapewne, baronie - powiedzia� m�czyzna s�odkim tenorem o melodyjnym
brzmieniu.
Pulchna d�o� spocz�a na globusie wstrzymuj�c jego obr�t. Teraz wszystkie oczy
w pokoju skupi�y si� na nieruchomej powierzchni i spostrzeg�y, �e jest to rodzaj glo-
busa robionego dla bogatych kolekcjoner�w lub gubernator�w planet Imperium. No-
si� znami� imperialnego r�kodzie�a. Linie po�udnik�w i r�wnole�nik�w sporz�dzo-
ne z cieniutkiego jak w�os platynowego drutu. Czapy polarne wy�o�one najczystszymi
mlecznymi diamentami. Pulchna d�o� przesun�a si� wodz�c po detalach powierzchni.
- Prosz� was, obserwujcie - zahucza� bas. - Obserwujcie uwa�nie, Piter i ty '
te�, m�j kochany Feydzie-Rautho: od sze��dziesi�tego stopnia szeroko�ci p�nocnej '
po siedemdziesi�ty po�udniowej - jakie rozkoszne zmarszczki. A ich barwa - czy�
nie przywodzi wam na my�l s�odkich karmelk�w? I nigdzie nie ujrzycie b��kitu jezior
ani rzek, ani m�rz. A te urocze czapy polarne -jak�e malusie�kie. Czy� kto� m�g�-
by si� pomyli� co do tego miejsca? Arrakis! Zaiste unikalna. Unikalne t�o dla unikal-
nego zwyci�stwa.
U�miech zaigra� na ustach Pitera.
- I pomy�le�, baronie: Padyszach Imperator wierzy, �e odda� ksi�ciu tw� przy-
prawow� planet�.
- Bezsensowna uwaga - zahucza� baron. - M�wisz to po to, by skonfundo-
18
wa� ma�oletniego Feyda-Rauth�, a nie widz� potrzeby konfundowania mojego bra-
tanka.
M�odzieniec o markotnej twarzy poprawi� si� w fotelu, wyg�adzi� fa�d� na swych
czarnych trykotach. Wyprostowa� si� us�yszawszy dyskretne pukanie do drzwi za
swoimi plecami. Piter odklei� si� od fotela, podszed� do drzwi i uchyli� je na tyle tyl-
ko, by przez szpar� przej�� tulej� pocztow�. Zamkn�� drzwi, rozwin�� rulon i prze-
bieg� go wzrokiem. Zachichota�. Raz i drugi.
- No i co? - zapyta� baron.
- G�upiec odpowiedzia� nam, baronie!
- A kiedy to Atryda przepu�ci� okazj� do wielkopa�skiego gestu? Co pisze?
- Jest w najwy�szym stopniu ordynarny, baronie. Zwraca si� do ciebie per
"Harkonnen", �adnych "Sire et cher cousin", �adnych tytu��w, nic.
- To dobre nazwisko - odburkn�� baron, kt�rego g�os zdradza� niecierpli-
wo��. - Wi�c co pisze drogi Leto?
- Pisze: Odrzucam propozycj� spotkania. Wielokro� dozna�em twojej zdrady,
co dla nikogo nie jest tajemnic�.
- I? - ponagli� baron.
- Pisze: S� jeszcze w Imperium- wyznawcy sztuki kaniy. Podpisa�: Leto, ksi���
na Arrakis.
Piter wybuchn�� �miechem.
- Na Arrakis! O rany! A to ci heca.
- Cicho b�d�, Piter - powiedzia� baron i �miech umilk� jak uci��.
- A wi�c kaniy? - spyta� baron. - Wendeta, h�? I u�ywa tego pi�knego, sta-
rego, obros�ego w tak bogat� tradycj� s�owa, by nie by�o w�tpliwo�ci, o co mu chodzi.
- Wyci�gn��e� d�o� do zgody - powiedzia� Piter. - Formalno�ci sta�o si�
zado��.
- Za du�o m�wisz jak na mentata, Piter - powiedzia� baron. I pomy�la�: Mu-
sz� si� szybko pozby� tego cz�owieka. Jak na swoj� u�yteczno��, �yje ju� za d�ugo.
Spojrza� przez pok�j na swego mentata assassina dostrzegaj�c cech� przez wi�kszo��
ludzi zauwa�an� od pierwszego wejrzenia: oczy - ocienione szczeliny b��kitu w b��-
kicie, oczy zupe�nie pozbawione bia�ka.
U�miech przyklei� si� do twarzy Pitera. Przypomina�a mask� z grymasem pod
owymi oczami jak dziury.
- Ale�, baronie! �wiat nie .widzia� pi�kniejszej zemsty. Nie mo�na przymyka�
oczu na plan najbardziej wyrafinowanej intrygi: zmusi� Leto do zamiany Kaladanu
na Diun�. I to bez �adnego wyboru, bo tak rozkazuje Imperator. Ale� z ciebie �arto-
wni�, baronie!
G�os barona by� zimny.
- G�ba ci si� nie zamyka, Piter.
- Ale jestem szcz�liwy, baronie. Podczas gdy ty...ty jeste� po prostu zazdrosny.
- Piter!
- Aha, baronie! Czy� to nie godne ubolewania, �e sam nie by�e� w stanie wy-
my�li� tej wybornej intrygi?
- Kt�rego� dnia ka�� ci� udusi�, Piter.
19
,- Ale� niew�tpliwie, baronie. Enfin! Ale dobry uczynek nigdy nie p�jdzie na
marne, h�?
- Na�pa�e� si� werity czy semuty, Piter?
- Prawda bez strachu zaskakuje barona - powiedzia� Piter. Jego �ci�gni�ta
twarz przypomina�a karykaturaln� mask� zamy�lenia. - Ach, ach! Ale widzisz, ba-
ronie, ja jako mentat wiem, kiedy wy�lesz do mnie kata. B�dziesz zwleka� tak d�ugo,
dop�ki jestem przydatny. Wcze�niejszy ruch by�by marnotrawstwem, a ja jestem
jeszcze bardzo po�yteczny. Wiem, czego si� nauczy�e� na tej cudownej planecie Diu-
nie - nie marnowa� niczego. Nieprawda�, baronie?
Baron nie spuszcza� z Pitera wzroku. Feyd-Rautha wierci� si� w fotelu. Zwa�-
nieni durnie! - my�la�. - Stryj nie potrafi otworzy� ust do swego mentata, �eby nie
wywo�a� awantury. Czy im si� wydaje, �e nie mam nic lepszego do roboty, jak tylko
wys�uchiwa� ich k��tni?
- Feyd - powiedzia� baron - zapraszaj�c ci� tu przykaza�em ci, �eby� s�u-
cha� i uczy� si�. Czy uczysz si�? �
- Tak, stryju. - Jego g�os by� przezornie s�u�alczy.
- Czasami Piter mnie zadziwia - powiedzia� baron. - Ja sprawiam b�l z ko-
nieczno�ci, ale on...przysi�gam, �e znajduje w tym prawdziw� przyjemno��. Je�li
o mnie chodzi, lituj� si� nad nieszcz�snym ksi�ciem Leto. Niebawem doktor Yueh
wyst�pi przeciw niemu i to b�dzie koniec wszystkich Atryd�w. Ale Leto na pewno
zrozumie, kto wyda� polecenie uleg�emu doktorowi... i �wiadomo�� tego b�dzie dla
niego nie do zniesienia. .;
- Wi�c dlaczego nie poleci�e� doktorowi cicho i sprawnie wsun�� mu chand�ar
mi�dzy �ebna? - zapyta� Piter. - M�wisz o lito�ci, a...
- Ksi��� musi wiedzie�, �e gotuj�' mu zgub� - powiedzia� baron. - I musz�
si� o tym dowiedzie� pozosta�e rody wysokie. Ta wiadomo�� sparali�uje je na troch�.
Zyskam wi�kszy margines manewru. Konieczno�� jes't oczywista, jednak nie musi
mi si� podoba�. .
- Margines manewru - za�mia� si� szyderczo Piter. - Ju� spoczywa na tobie?
wzrok Imperatora, baronie. Zbyt �mia�o sobie poczynasz. Pewnego dnia Imperator
przy�le tu na Giedi Prime jeden czy dwa legiony sardaukar�w i taki b�dzie koniec
barona Yladimira Harkonnena.
- Chcia�by� tego do�y�, Piter, nieprawda�? - spyta� baron. - Z rozkosz� pa-
trzy�by�, jak korpus sardaukar�w �upi moje miasta i pl�druje ten zamek. Sprawi�oby
ci lo prawdziw� rado��. � ' ,
- Czy�by baron tego nie wiedzia�? - wysycza� Piter. ;
- Ty powiniene� by� baszarem korpusu - powiedzia� baron. - Za bardzo ko-
chasz krew i b�l. Chyba zbyt pochopnie przyrzek�em ci �upy z Arrakis.
Piter zrobi� pi�� osobliwie drobnych kroczk�w na �rodek pokoju, staj�c tu� za
plecami Feyda-Rauthy. Zapanowa�a sztywna atmosfera napi�cia, a m�odzieniec zer-
kn�� niespokojnie na Pitera-.
- Nie igraj z Piterem, baronie - powiedzia� mentat. - Przyrzek�e� mi lady
Jessik�. Przyrzek�e� mi.
- Na co, Piter? - zapyta� baron. - Na b�l?
20
Piter wpatrywa� si� w niego przed�u�aj�c cisz�. Feyd-Rautha odsun�� si� z dry-
fowym fotelem na bok.
- Stryju, czy musz� tu siedzie�? Powiedzia�e�, �e...
- M�j kochane�ki Feyd-Rautha si� niecierpliwi - powiedzia� baron.
Przesun�� si� w�r�d cieni za globusem. I ponownie skierowa� sw� uwag� na men-
tata.
- A dziecko, ksi���tko Pau�, m�j drogi Piterze?
- Pu�apka go z�apie dla ciebie, baronie - zamrucza� Piter.
- Nie o to pytam - powiedzia� baron. - Pomnisz, �e przepowiedzia�e�, i� cza-
rownica Bene Gesserit urodzi ksi�ciu c�rk�. Pomyli�e� si�, co, mentacie?
- Niecz�sto si� myl�, baronie - rzek� Piter i po raz pierwszy w g�osie jego przy-
czai� si� strach. - Przyznaj: niecz�sto si� myl�. I sam wiesz, �e te Bene Gesserit rodz�
przewa�nie c�rki. Nawet ma��onka Imperatora wyda�a na �wiat same dziewczyny.
- Stryju - odezwa� si� Feyd-Rautha - powiedzia�e�, �e tutaj b�dzie co� wa�-
nego, co ja...
- Pos�uchaj mego bratanka - powiedzia� baron. - Ma aspiracje do panowa-
nia nad moj� baroni�, a nie potra/i panowa� nad sob�.
Baron poruszy� si� za globusem - cie� w�r�d cieni.
- No wi�c, Feydzie-Rautho Harkonnen, wezwa�em ci� tutaj maj�c nadziej�,
�e nauczysz si� nieco m�dro�ci. Czy obserwowa�e� naszego poczciwego mentata? Po-.
winiene� si� czego� nauczy� z tej wymiany zda�.
- Ale, stryju...
- Najsprawniejszy mentat, ten nasz Piter, nie uwa�asz, Feyd?
- Tak, ale...
- Ach! Zaiste ale! Ale zjada za du�o przyprawy, je j� jak cukierki. Sp�jrz na
jego oczy! Jakby przyby� prosto z arraka�skiego obozu pracy. Sprawny ten Piter,
ale jednak uczuciowy i skory do wybuch�w porywczo�ci. Sprawny, ale jednak mo�e
si� myli�.
G�os Pitera brzmia� cicho i pos�pnie:
- Czy wezwa�e� mnie tutaj, baronie, by zdyskredytowa� moj� sprawno��?
- Zdyskredytowa� twoj� sprawno��? Znasz mnie chyba lepiej, Piter. Chcia�-
bym jedynie, aby m�j bratanek zrozumia� ograniczenia mentata.
- Czy ju� szkolisz mego nast�pc�?
- Zast�pi� ciebie? Ale�, Piter, gdzie� znalaz�bym drugiego mentata z two-
j� przebieg�o�ci� i jadem?
- W tym samym miejscu, gdzie mnie znalaz�e�, baronie.
- Mo�e i powinienem, skoro ju� o tym m�wimy. - Baron zamy�li� si�. - Na-
prawd� robisz ostatnio wra�enie niezr�wnowa�onego. A ile� przyprawy zjadasz!
- Czy moje przyjemno�ci s� zbyt kosztowne, baronie? Czy masz co� przeciw-
ko nim?
- M�j drogi Piter, twoje przyjemno�ci s� tym, co ci� ze mn� wi��e. Jak�e m�g�-
bym si� im sprzeciwia�? Ja tylko chcia�bym, aby m�j bratanek to w tobie zauwa�y�.
-Wi�c jestem na scenie - powiedzia� Piter. - Mam zata�czy�? Mam zapre-
zentowa� swoje rozmaite umiej�tno�ci dostojnemu Feydowi-Rau...
21
- W�a�nie - przerwa� baron. - Jeste� na scenie. A teraz b�d� cicho.
Zerkn�� na Feyda-Rauth� odnotowuj�c kszta�t ust bratanka, pe�ne i wydatne war-
gi, genetyczne znami� Harkonnen�w, teraz lekko wykrzywione grymasem rozbawienia.
- To jest mentat, Feyd. Zosta� wyszkolony i uwarunkowany do pe�nienia okre-
�lonych obowi�zk�w. Nie da si� jednak przeoczy� faktu, �e jest to opakowane ludz-
kim cia�em. Powa�na wada. Czasami my�l�, �e staro�ytni protoplasci ze swymi my-
�l�cymi machinami mieli s�uszn� ide�.
- To by�y zabawki w por�wnaniu ze mn� - warkn�� Piter. - Ty sam, baro-
nie, da�by� rad� ich machinom.
- By� mo�e - powiedzia� baron. - No dobrze... - Odetchn�� g��boko, be-
kn��. - Teraz, Piter, przedstaw mojemu bratankowi w og�lnym zarysie istotne ele-
menty naszej kampanii przeciwko rodowi Atryd�w. B�d� tak uprzejmy i poka�, co
potrafisz jako mentat. �
- Baronie, ostrzega�em ci� przed powierzaniem komu� tak m�odemu tych in-
formacji. Moje obserwacje...
- Ja b�d� o tym decydowa� - rzek� baron. - Daj� ci polecenie, mentacie. Za-
prezentuj jedn� ze swych r�norodnych umiej�tno�ci.
- No wi�c dobrze - powiedzia� Pjter. Wyprostowa� si� przyjmuj�c dziwnie
godn� postaw�, niczym mask�, lecz tym razem okrywaj�c� ca�e cia�o.
- Za par� standardowych dni" ca�y dw�r ksi�cia Leto zaokr�tuje si� na galeon
Gildii Planetarnej udaj�cy si� na Arrakis. Gildia wysadzi ich raczej w mie�cie Arra-
kin ni� w naszym mie�cie Kartago. Mentat ksi�cia, Thufir Hawat, dojdzie do s�usz-
nego wniosku, �e Arrakin jest �atwiejsze do obrony.
- S�uchaj uwa�nie, Feyd - odezwa� si� "baron. - Obserwuj plany wewn�trz
plan�w w planach.
Feyd-Rautha skin�� g�ow�, my�l�c: To ju� lepiej. Stary potw�r dopuszcza mnie
w ko�cu do sekret�w. Rzeczywi�cie chyba zamierza uczyni� mnie swoim dziedzicem.
- Istnieje kilka rozbie�nych mo�liwo�ci - powiedzia� Piter. - Ja twierdz�,
�e r�d Atryd�w uda si� na.Arrakis. Nie mo�emy jednak zignorowa� ewentualno�ci,
�e ksi��� zawar� z Gildi� kontrakt na wywiezienie go w bezpieczne miejsce poza Sy-
stem. Inni w podobnych okoliczno�ciach zostawali rodami renegackimi, zabierali
rodzinne arsena�y atomowe i tarcze i uciekali poza Imperium.
- Ksi��� jest na to zbyt dumnym cz�owiekiem - powiedzia� baron.
- To jest ewentualno�� - odpar� Piter. - Jednak ostateczny rezultat by�by
dla nas ten sam.
- Nie, nie by�by! - warkn�� baron. - On musi umrze�, a jego linia wygasn��.
- Prawdopodobie�stwo tego jest znikome - powiedzia� Piter. - Kiedy r�d
ma si� sprzeniewierzy�, czynione s� pewne przygotowania. Ksi��� sprawia wra�enie,
jakby niczego takiego nie robi�.
- Tak - westchn�� baron. - Jed� dalej, Piter.
- W Arrakin - ci�gn�� Piter - ksi��� z rodzin� zajm� rezydencj�, do nieda-
wna dom hrabiego i hrabini Fenring.
- Ambasadora u przemytnik�w - zachichota� baron.
- Ambasadora u kogo? - zapyta� Feyd-Rautha.
22
- Tw�j stryj �artuje - powiedzia� Piter. - Nazywa hrabiego Fenringa amba-
sadorem u przemytnik�w, wskazuj�c na udzia� Imperatora w przemytniczych ope-
racjach na Arrakis.
Feyd-Rautha obr�ci� na stryja zaintrygowane spojrzenie.
- Dlaczego?
- Nie b�d� t�py, Feyd - warkn�� baron. - Jak mo�e by� inaczej, dop�ki Gil-
dia znajduje si� praktycznie poza imperialn� kontrol�? Jak�e inaczej poruszaliby si�
szpiedzy i assassini?
Wargi Feyda-Rauthy wyda�y bezd�wi�czne "Oooch".
- W rezydencji zorganizowali�my dywersj� - powiedzia� Piter. - B�dzie za-
mach na �ycie dziedzica Atryd�w, zamach, kt�ry mo�e si� powie��.
- Piter - zagrzmia� baron - chcesz powiedzie�...
- Chc� powiedzie�, �e wypadki si� zdarzaj� - rzek� Piter. - A zamach musi
wygl�da� powa�nie.
- Och, ale ch�opiec ma takie s�odkie m�ode cia�o - powiedzia� baron. - Oczy-
wi�cie, jest potencjalnie bardziej niebezpieczny od ojca... po tym wyszkoleniu przez
matk� czarownic�. Przekl�ta kobieta. W porz�dku, dalej, Piter.
- Hawat odgadnie, �e podstawili�my mu naszego agenta - podj�� Piter. - Rzu-
caj�cym si� w oczy podejrzanym jest doktor Yueh, istotnie nasz agent. Ale Hawat
przeprowadzi� �ledztwo i odkry�, �e nasz doktor jest absolwentem Akademii Suk
z uwarunkowaniem imperialnym - rzekomo wystarczaj�co bezpiecznym, by pie-
l�gnowa� samego Imperatora. Wielk� wag� przywi�zuje si� do uwarunkowania im-
perialnego. Zak�ada si�, �e najwy�szego uwarunkowania nie da si� usun�� bez u�mier-
cenia osobnika. Jednak�e, jak to kto� kiedy� zauwa�y�, maj�c odpowiedni� d�wig-
ni�, mo�na podnie�� planet�. Znale�li�my d�wigni�, kt�ra podnios�a doktora.
- Jak? - zapyta� Feyd-Rautha. Ten temat go zafascynowa�. Wszyscy wiedzie-
li, �e uwarunkowania imperialnego z�ama� si� nie da.
- Innym razem - powiedzia� baron. - Dalej, Piter.
- W miejsce Yuego - rzek� Piter - postawili�my na drodze Hawata wyj�tko-
wo interesuj�cego podejrzanego. Sama zuchwa�o�� podejrzenia zwr�ci na ni� uwa-
g� Hawata.
- Na ni�? - spyta� Feyd-Rautha.
- Lady Jessik� we w�asnej osobie - powiedzia� baron.
- Czy� to nie wspania�e? - zapyta� Piter. - Hawat b�dzie mia� m�zg tak prze-
pe�niony t� perspektyw�, �e nadw�tli to funkcjonowanie mentata. Mo�e nawet pr�-
bowa� j� zabi�.
Piter zmarszczy� czo�o i doda�:
- Ale nie s�dz�, aby mu si� to uda�o.
- Nie chcesz, aby mu si� uda�o, co? - zapyta� baron.
- Nie rozpraszaj mnie - odpar� Piter. - Podczas gdy Hawat zajmie si� lady
Jessik�, jeszcze bardziej odwr�cimy jego uwag� buntami w kilku garnizonach i tym
podobnymi rzeczami. Bunty zostan� st�umione. Ksi��� musi wierzy�, �e si� nie�le za-
bezpieczy�. Gdy nadejdzie odpowiednia chwila, damy znak Yuemu, wtargniemy na-
szymi g��wnymi si�ami...hm...
- 23
- Dalej, powiedz mu wszystko - odezwa� si� baron.
- Wtargniemy wzmocnieni dwoma legionami sardaukar�w przebranych w bar-
wy Harkonnen�w.
- Sardaukarzy! - sapn�� Feyd-Rautha. Jego my�li pobieg�y ku strasznym od-
dzia�om imperialnym, bezlitosnym zab�jcom, �o�nierzom-fanatykom Padyszacha
Imperatora.
- Widzisz, jak ci ufam, Feyd - powiedzia� "baron. - Je�li najmniejsza wzmian-
ka o tym kiedykolwiek dotrze do jakiego� wysokiego rodu, wtedy Landsraad mo�e
si� zjednoczy� przeciwko rodowi imperialnemu i powstanie chaos.
; - Sedno sprawy - powiedzia� Piter - tkwi w tym: skoro u�ywa si� rodu Har-
konnen�w do odwalania brudnej roboty Imperium, zdobywamy faktyczn� przewag�.
Niebezpieczna to przewaga, co prawda, lecz umiej�tnie wykorzystana przysporzy ro-
dowi Harkonnen�w wi�kszych bogactw, ni�li posiada jakikolwiek inny r�d w Im-
perium.
- Nie masz poj�cia, o jak wielkie tu chodzi bogactwo - powiedzia� baron. - Na-
wet w naj�mielszych wyobra�eniach. Przede wszystkim, b�dziemy mieli nie kwestio-
nowany mandat do zarz�du kompanii KHOAM.
Feyd-Rautha kiwn�� g�ow�. Chodzi�o o bogactwo. KHOAM stanowi�a klucz
do bogactwa; z racji mandatu ka�dy szlachetny r�d ci�gn�� z kas kompanii, ile si�
da�o. Mandaty KHOAM - by�y one rzeczywistym potwierdzeniem politycznego
znaczenia w Imperium, przemijaj�cego wraz z utrat� liczby g�os�w w Landsraadzie.
- Ksi��� Leto - m�wi� Piter - mo�e szuka� schronienia u garstki freme�skiej
ho�oty na obrze�ach pustyni. B�d� te� mo�e podj�� pr�b� wys�ania rodziny w t� z�ud-
n� kryj�wk�. Lecz t� drog� blokuje mu jeden z agent�w Jego Wysoko�ci, ekolog pla-
nety. Mo�e go pami�tasz, Kynes.
- Feyd go pami�ta - powiedzia� baron. - Ko�cz z tym.
- Jako� nie piejesz z rado�ci, baronie - powiedzia� Piter.
- Ko�cz z tym, rozkazuj� ci! - rykn�� baron.
Piter wzruszy� ramionami. .;,',)
- Je�eli sprawy potocz� si� zgodnie z planem - powiedzia� - r�d Harkonnen
otrzyma Arrakis w zast�pcze lenno w czasie standardowego roku. Tw�j stryj do-
stanie na to lenno dyspens�. Jego osobisty przedstawiciel b�dzie rz�dzi� Arrakis.
- Dalsze zyski - powiedzia� Feyd-Rautha.
- Istotnie - potwierdzi� baron. I pomy�la�: tego wymaga sprawiedliwo��. To
my ujarzmili�my Arrakis...pr�cz garstki freme�skich kundli kryj�cych si� na skraju
pustyni... i grupki nieszkodliwych przemytnik�w przypisanych do planety prawie
tak mocno jak tubylcza si�a robocza.
- I wysokie rody b�d� wiedzia�y, �e to baron zniszczy� Atryd�w - powiedzia�
Piter. - Tak, b�d� wiedzia�y.
- B�d� wiedzia�y - wyszepta� baron.
- Najpi�kniejsze z tego wszystkiego - ci�gn�� Piter -jest to, �e ksi��� te� b�-
dzie wiedzia�. Wie ju� teraz. Ju� przeczuwa pu�apk�.
- To prawda, �e ksi��� wie - powiedzia� baron i jego g�os zabrzmia� nut� smut-
ku. - Nie m�g� nie wiedzie�...tym wi�ksza szkoda.
24
Baron wyszed� spoza globusa Arrakis. Kiedy wynurzy� si� z cieni, jego po-
sta�, wypasiona i t�usta, ukaza�a si� w ca�ej okaza�o�ci. Nieznaczne wypuk�o�ci pod
fa�dami ciemnej szaty zdradza�y, �e ca�y ten t�uszcz d�wigaj� g��wnie przeno�ne dry-
fy na�o�one jak uprz�� na jego cia�o. W rzeczywisto�ci wa�y� ze dwie�cie standardo-
wych kilogram�w, ale jego stopy unios�yby z tego nie wi�cej ni� pi��dziesi�t.
- Jestem g�odny - zahucza� baron i potar� upier�cienion� d�oni� swe wydatne
wargi, oczami ukrytymi w fa�dach t�uszczu spogl�daj�c z g�ry na Feyda-Rauth�.
- Po�lij po jedzenie, m�j kochany. Zjemy przed spoczynkiem.
Tak rzek�a �w. Alia-od-No�a: "Matka Wielebna musi ��czy� uwodzicielskie sztuczki kur-
tyzany z niepokalanym majestatem dziewicy bogini, utrzymuj�c te przymioty w harmonii do-
p�ty, dop�ki dopisz� jej si�y m�odo�ci. Jako �e gdy m�odo�� i uroda przemin�, odkryje ona, i�
miejsce po�rodku, kiedy� zaj�te przez harmoni�,' sta�o si� krynic� sprytu i zaradno�ci".
z "Muad'Dib, przypisy o rodzinie" ksi�niczki Irulan
- A wi�c, Jessiko,'co masz na swoje usprawiedliwienie7 -spyta�a Matka Wie-
lebna. Na Zamku Kalada�skim dzie� pr�by Paula chyli� si� ku zachodowi. Dwie kobie-
ty pozosta�y same w saloniku, gdy on czeka� obok w d�wi�koszczelnej Komnacie Me-
dytacji. Jessika sta�a na wprost po�udniowych okien. Niewidz�cymi oczami spogl�-
da�a na g�stniej�ce kolory wieczoru za ��k� i rzek�. S�ysza�a nie s�ysz�c pytania Mat-
ki Wielebnej. Kiedy� odby�a si� inna pr�ba -jak�e wiele lat temu. Chuda jak patyk
dziewczynka