12740
Szczegóły |
Tytuł |
12740 |
Rozszerzenie: |
PDF |
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres
[email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.
12740 PDF - Pobierz:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd pliku o nazwie 12740 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.
12740 - podejrzyj 20 pierwszych stron:
Lidia Miś-Nowak
Odwiedzając czarownice
Nadchodziła jesień. Taka pora roku zwiastowała nie tylko nadejście chłodu i
deszczu ale także coraz dłuższych wieczorów. Mała Asia, która tak w zasadzie to
nie była już taka mała, jak sądzili jej rodzice, właśnie tego dnia postanowiła
wybrać się na spacer. W miasteczku, w którym mieszkała mogła znaleźć spore grono
przyjaciół, huśtawkowe place zabaw oraz wąskie brukowe uliczki przypominające
kręte korytarze, na których jej rówieśnicy korzystając z ostatnich promieni
słońca wesoło rozprawiali grając w klasy. Ale Asi nie chciało się dzisiaj
skakać, kłócić o kolejność w grze z Magdą i Basią z jej klasy. Dzisiaj Asia
postanowiła cichutko ominąć przyjaciółki i maszerować nie myśląc o niczym i nie
wiedząc dokąd zaprowadzą ją ośmioletnie nóżki.
Spacer okazał się bardzo męczący. Po godzinnym marszu, który przerywała
wyłącznie gdy zaciekawiła ją kolorowa wystawa mijanego sklepu, stwierdziła, że
musi odpocząć. Przystając na chodniku rozglądała się w poszukiwaniu ławki. W
całym miasteczku było dużo ławek, dlaczego więc nie miałoby być tu chociaż
jednej, tu, przed wejściem do miejskiej biblioteki.
Ale ławki nie było.
Może będzie wewnątrz budynku? – pomyślała Asia i maleńkimi kroczkami weszła do
środka. Miła pani uśmiechając się do niej podała niewielki koszyczek, który miał
pomieścić chcące wypożyczyć sobie książki.
Dlaczego by nie wypożyczyć jakiejś skoro już tu jest?– pomyślała znów i ochoczo
podjęła próbę wędrowania wśród wysokich regałów.
W powietrzu czuć było zapach starego papieru, który tkwił na wypisanych tuszem
kartkach. Mijając kolejny regał czytała szerokie napisy dzielące zbiory książek
na dziedziny: „Zdrowie”, „Historia”, „Majsterkowanie”, „Powieści”, o jest –
„Bajki”. Wodząc paluszkiem po okładkach mijała kolejno: „Królewna Śnieżka”,
„Kopciuszek”, „Jaś i Małgosia”, „Kot w butach”, „Calineczka”, ale wszystkie te
bajki dobrze znała i nie chciała ich czytać kolejny raz. Nagle dostrzegła na
najwyższej półce, tuż przy samym kraju dużą książkę z wyrytymi na złoto literami
„Odwiedzając czarownice”. Znajdując obok swoich stóp niewielki stołeczek wspięła
się na niego i zdjęła książkę z półki. Książka była ciężka i bardzo zakurzona.
Nie mogąc się doczekać co zobaczy w środku szybciutko przewróciła okładkę. Jej
oczom ukazał się przepiękny pałac, który stał na wysokiej górze a pod nim jakby
tańcząc przy ogromnym ognisku z uśmiechami na twarzy bawiły się czarownice.
Z zadowoleniem włożyła książkę do koszyka i podeszła do pani, która zapisywała
wypożyczane książki.
– Tę biorę proszę panią– oznajmiła kładąc przed panią książkę i odstawiając
koszyk w miejsce gdzie wcześniej stał.
Pani poprosiła Asię o adres po czym zapisała coś na karteczce i podała jej
bajkę. Rozradowana Asia, nie myśląc nic o wcześniejszym zmęczeniu tuląc książkę
do piersi w podskokach wróciła do domu.
Po kolacji, gdy była gotowa żeby położyć się spać z wielkim zainteresowaniem
włączyła nocną lampkę i usiadła przy biurku. Na biurku leżała bajka. Jeszcze raz
spojrzała na jej okładkę po czym otworzyła książkę. Na kolorowym obrazku
dostrzegła czarownice. Każda z nich była piękna i nigdy Asia nie pomyślałaby, że
to naprawdę są czarownice gdyby nie miotły, które trzymały w ręce. Jedna nawet
latała na niej nad wielkim czerwono-żółtym ogniskiem. Wszystkie były bardzo
radosne i bardzo młode, ale każda z nich była inna.
Asia uśmiechnęła się z zadowoleniem i przeniosła swój wzrok na litery. Zaczęła
czytać.
Dawno, dawno temu w czarodziejskiej krainie mieszkały siostry czarownice. Było
ich siedem. Każda z nich choć młoda i piękna wyglądała nieco dziwacznie. Jedna
przypominała drzewo, druga była blada i lśniąca jak lód, trzecia oblepiona
kleistą mazią jakby masłem, czwarta była chłodna i szara tak bardzo, że swoim
wyglądem przypominała kamień, piąta obwieszona była zabawkami i wydawać by się
mogło, że to jej ubranie, a szósta była tak gruba, że z pewnością nie odmawiała
sobie niczego do jedzenia oraz siódma, z piórami we włosach i dziobem zamiast
ust. Bardzo się kochały i były szczęśliwe, lecz pewnego dnia nie wiadomo
dlaczego obrażając się na siebie i pogrążając w złości, rozeszły się by w
odosobnieniu dożyć starości. Zamek, w którym do tej pory mieszkały zrobił się
bardzo cichy i posępny. Każdy korytarz, na którym wcześniej słychać było ich
śmiechy i żarty – spał snem głębokim, wręcz tajemniczym. Bo wszystko tu było
tajemnicze i zaczarowane. Czarodziejskie było tak bardzo, że od tego czaru
zaczarowała się nawet ta bajka. Ta, którą właśnie czytasz moje dziecko.
Tak, czarodziejskie...
Nagle Asia znikła. W pokoiku została zaświecona lampka i otwarta na biurku
bajka. Czarodziejska bajka.
Rozdział 1
Asia z przerażeniem rozglądała się wokół siebie próbując coś dostrzec. Nie
wiedziała gdzie jest, ale pewna była, że nie w swoim pokoju. Miejsce w którym
się właśnie znalazła przypominało raczej las, ale było tak ciemno, że nie
wiedziała tego na pewno. Bardzo się bała. Nagle do jej uszu dobiegł jakiś
podejrzany szelest. Kurczowo oglądnęła się za siebie i zobaczyła jasne oczy.
– Uchu– powiedziało to coś i nagle odfrunęło.
Asia bała się teraz tak bardzo, że postanowiła uciekać. Wzięła nogi za pas i
biegła ile tylko miała sił. Serce waliło jej tak mocno, że nawet nie czuła,
kiedy upada. Szybko podniosła się z ziemi i słysząc znów coś za sobą ponownie
wzięła się do ucieczki. Wtem, zobaczyła jasne światło dobiegające z jakiegoś
domu. Ucieszona odetchnęła z ulgą, bo wiedziała już dokąd zmierzać.
Po chwili stała pod drzwiami leśnej chatki. Ale chatka była bardzo, bardzo
dziwna... Nie była zbudowana ani z cegieł, ani z drewna, ale... z gałęzi. Asia
nie wiedziała jak zapukać w gałęzie więc zawołała:
–
Halo! Jest tu ktoś?
–
Kto tam?– odparł ochrypnięty głos.
–
Mam na imię Asia, nie wiem gdzie jestem i bardzo się boję – odparła prawie
płacząc.Nagle przez niebo przeleciał piorun i zagrzmiało tak głośno, że Asia na
dobre się rozpłakała.
–
Proszę mnie wpuścić, zaraz będzie padać – mówiła przez łzy.
–
Dobra, już dobra. Kurcze blade, kapusta czerwona a mąka zielona. Też nie masz co
robić, tylko
szwendać się i niepokoić starą kobietę po nocy – odparł głos z chatki po czym
otworzyły się drzwi. Asia stanęła nieruchomo z otwartą buzią.
– Coś tak rozdziawiła gębę? Ducha zobaczyłaś czy co? – spytała stara kobieta.
Rzeczywiście Asia nigdy jeszcze nie zapomniała o dobrych manierach, nigdy aż do
tej pory. Zawsze mówiła dzień dobry i do widzenia oraz proszę, dziękuję i
przepraszam, ale teraz... teraz była tak bardzo zdziwiona, że naprawdę nie
wiedziała co powiedzieć. Kobieta, którą zobaczyła nie wyglądała jak duch,
o nie. Wyglądała jak... krzak. Była taka sama jak jej chata. Jej dłonie były
pomarszczone i suche niczym patyki drzew, nogi, mimo iż schowane pod długą
spódnicą, stukały głucho w podłogę jak kłoda. Ale to nie było takie dziwne.
Najdziwniejsze było to, że jej włosy wyglądały dokładnie tak jak drobne gałęzie
płaczącej wierzby, a na dodatek rosły na nich liście. Nie mogła oderwać od niej
swojego wzroku.
– Wchodzisz do środka, czy będziesz tu sterczeć aż do rana? – zapytała
krzaczasta kobieta.
– Przepraszam, nie wiem skąd się tu wzięłam. Wszędzie jest ciemno, a na dodatek
już leje, czy mogłabym tu u pani przenocować? – zapytała niepewnie Asia. – Jutro
sobie pójdę. Mama będzie się niepokoić.
– Możesz, możesz – odparła kobieta wpuszczając Asię do środka.
Kiedy się odwróciła dostrzegła Asia, że kobieta ma na włosach małe gniazdo, w
którym zrobiły sobie legowisko wróbelki. Wydało się to Asi tak zabawne, że
zachichotała.
–
Z czego się chichrasz? Ze mnie? – spytała oburzona kobieta – Wszyscy się ze mnie
śmiejecie. Każdy kto tu wchodzi.
–
Nie śmieję się z pani, tylko z tego gniazda. – odparła Asia wskazując na włosy,
a raczej gałęzie, które wyrastały z głowy starej kobiety.
–
Tak, wiem. Kurcze blade, kapusta czerwona a mąka zielona – zaklęła. – Co chwile
się w nich coś gnieździ, nie mogę sobie już dać z tym rady. I ten dom. Dziś jest
jeszcze w miarę mały, ale jutro urośnie. I co ja mam z tym zrobić? Wszystko
przez ten deszcz.
Asia popatrzyła na kobietę i znów zachichotała.
–
Napijesz się czegoś przed snem? Może nalewki z kory brzozowej, jest doskonała –
zapytała ponownie Asię.
– Nie dziękuję. Jestem tylko trochę wystraszona i śpiąca.
–
Nie mam tu takiego łóżka jak wy macie – mówiła kobieta – więc będzie ci musiała
wystarczyć wiklinowa mata.
Asia rozejrzała się dookoła. Wszystko tu było niewiarygodnie krzaczaste. Stół
stojący pośrodku izby był drewniany, to akurat nie wydało się Asi dziwne, w jej
domu stół też był drewniany, prawie każdy stół jest drewniany. Ale ten, tu w tej
chacie jakby żył, jakby jego korzenie były zapuszczone w podłogę i jakby rósł
pod wpływem padającego właśnie deszczu. Spojrzała na szafy, krzaczasty piec i
suszące się nad nim zioła, wiklinowe łóżko na którym będzie spać oraz mały worek
utkany z traw z którego wychodziły liście. To chyba poduszka – stwierdziła w
myśli.
–
Co ci się stało w nogę – spytała kobieta, wskazując swym patykowym palcem na
nogę Asi – Leci ci krew.
–
Ojej, to chyba przez to, że się przewróciłam – stwierdziła Asia – Tak się bałam,
że nawet nie poczułam kiedy rozcięłam sobie nogę.
–
Brzydko to wygląda. Dziś już nie mogę ci pomóc, jest za ciemno, ale jutro z
samego rana poszukam potrzebnych składników, żeby szybko zagoić ranę.
–
Wystarczy tylko woda utleniona i bandaż – pouczyła Asia przypominając sobie jak
to robiła jej mama, kiedy się wywróciła na rowerku lub spadła z drzewa.
–
Woda utleniona, bandaż! Phi. Też coś – zadrwiła kobieta – Skąd ja ci wezmę te
cudaństwa? Kurcze blade, kapusta czerwona a mąka zielona.
– Z apteki – odparła zdziwiona Asia.
– Z apteki! – powtórzyła rozłoszczona – Chyba ci się w głowie pomieszało. Tu nie
ma apteki – skierowała się do Asi – Tu jest nić pająka, ślina żaby, pazur sowi i
liście szałwi na takie rany jak twoja a nie jakaś woda utleniona czy bandas.
– Bandaż, proszę pani, a nie bandas – poprawiła Asia
– A niech się nawet nazywa bambaluchas i tak nam nie pomoże. No, nie martw się i
kładź się spać. Tutaj noc jest krótsza niż tam u was – dodała już nieco
łagodniej, bo nie chciała żeby Asia się jej bała.
Asia nie rozumiała dlaczego stara kobieta chce jej kłaść na nodze takie ohydztwa
jak pazur sowi, nić pająka czy żabia ślina. Po plecach przeszył ją dreszcz. Fuj
– pomyślała, położyła się na patykowej macie a pod głowę wsunęła worek z liśćmi,
po czym jakby otulona czarodziejskim snem – zasnęła.
Obudziła się bardzo wyspana ale mogłaby przysiąc, że nie spała więcej niż dwie
godziny. Naprawdę wszystko tu jest takie dziwne – stwierdziła w myślach i
przecierając twarz, otworzyła oczy. Dopiero teraz w świetle porannych promieni
słońca dostrzegła jak wielka jest chata, w której nocowała. Stół dwukrotnie
większy niż wczoraj opleciony był wijącymi się wszędzie gałęziami, nawet łóżko
na którym spała, wczoraj było o wiele niższe a dziś aby z niego zejść, musi
zeskoczyć. Zeskoczyła więc i szybciutko ubierając się w buciki wspięła się na
ogromne krzesło, które stało między stołem a piecem. Stojąc nieco wyżej mogła
lepiej zauważyć jakiego psikusa sprawił padający w nocy deszcz.
Przydałyby się wielkie nożyce, takie, jakich używa mama w ogrodzie do
przycinania żywopłotu. – pomyślała w duchu. – Dobrze by było doprowadzić ten dom
do porządku.
Wśród różnych drewnianych sprzętów porozkładanych na kredensie dostrzega
nożyczki. Ucieszona znaleziskiem odsunęła krzesło i biorąc je do rączek wyszła
przed chatkę w poszukiwaniu drabiny.
Na zewnątrz pogoda była słoneczna. Słońce świeciło mocno susząc swymi promykami
resztki rosy opadłej na trawie. Asi dzień wydawał się bardzo piękny. Znajdując
dużą drabinę przystawiła ją do ściany i zabrała się do pracy. Obiema dłońmi
mocno trzymając nożyce przycinała gałązki, które z trzaskiem spadały na ziemię.
Po jakimś czasie chata, przypominała już chatę a nie zarosły szałas. Pomimo
zmęczenia nie przerywała pracy.
– Krzaczasta pani chyba się ucieszy, że jej trochę pomogłam. Tylko tak mogę
podziękować za gościnę. – powiedziała do siebie.
Nagle podczas pracy, zobaczyła... zobaczyła jak krzaczasta kobieta frunie na
miotle pomiędzy czubkami drzew. Nie dowierzając temu co widzi przetarła oczy.
Ale wzrok jej nie mylił. Krzaczasta pani, trzymając drewnianą miotłę między
nogami sunęła po niebie nucąc sobie coś pod nosem.
Dostrzegając Asię pomachała na przywitanie i zawołała:
– To mój dom? Och jaki piękny, jaki cudowny. Już myślałam, że muszę czekać aż
grzejące słońce pokurczy gałęzie. – zachwycała się lądując na ziemi. Asia, była
tak bardzo zaskoczona tym co widzi, że
o mały włos nie spadła z drabiny. A krzaczasta pani wciąż się zachwycała –
Musiałabym czekać i czekać. A jakby i dziś padał deszcz? Jejku, jejku moja chata
tak rośnie, że nie wiem co począć, a tu proszę zjawia się Asia i rozwiązuje mój
problem. A właśnie, Asiu, zejdź z tej drabiny, muszę ci zrobić okład na nogę.
Sowa, którą spotkałam, mówiła, że cię pamięta. Niechcący cię wczoraj
przestraszyła jak się pojawiłaś w naszej bajce. Więc to przez nią zaczęłaś
uciekać. Nie chciała cię przestraszyć. Bardzo cię przeprasza i od razu oddała
swój pazur abym mogła przygotować ci mazidło na ranę – mówiąc to jakby do siebie
kobieta weszła do chaty i krzątając się przed kuchnią podłożyła drewna do pieca,
nalała wody do drewnianego baniaka i postawiła go na rozgrzanej kuchni. Po
minucie woda zaczęła kłębieć i kobieta zabrała się do rozwijania przyniesionych
tobołków i wrzucania ich zawartości do gotującej się wody. – Gorzej było z żabią
śliną – mówiła w międzyczasie – miejscowe żaby jakby wiedziały, że czegoś od
nich chce, więc się pochowały. Musiałam lecieć na wyspę żab, a tamte żaby
niczego za darmo nie dają, chciały, żebym im podarowała worek much. Dlatego mi
tyle czasu to zajęło. Poleciałam do znajomego pająka, który akurat nałapał do
swojej sieci świeże muchy i podarował mi je, nawet dał mi swoją sieć, która
także mi jest potrzebna do mikstury. Bo pająk to fajny gość i wiem, że zawsze
mogę na niego liczyć. Potem znów poleciałam na wyspę żab i za worek much dały mi
trochę swojej śliny. Z liśćmi szałwi akurat nie miałam problemu, bo rosną tuż za
chatą i tak zdobyłam wszystko to czego potrzebowałam.
Asia stała w progu chaty i nic nie mówiąc analizowała słowa krzaczastej kobiety.
Gdzie ona jest? Dlaczego krzaczasta pani lata na miotle? Dlaczego dom rośnie i
dlaczego sowa mówi? Przecież sowy nie umieją mówić – myślała sobie.
Krzaczasta czarownica uśmiechając się do Asi otworzyła worek z żabią śliną i z
pluskiem wlała ją do gara.
–
Teraz muszę zmielić sowi pazur – zaśmiała się i włożyła go do ust. Z głośnym
trzaskiem kruszyła go swymi drewnianymi zębami po czym zmielonego na proch
wypluła do gara. – I nić pająka. – dodała
–
Asiu tam leży nóż – wskazała – weź go i pokrój nić na kawałeczki, żeby się nam w
garnku dobrze rozpuściła – mówiąc to podała Asi kłębek nici przypominający swym
wyglądem duży kłębek włóczki.
Asia posłusznie wzięła nóż i zaczęła kroić nić, ale nić była tak lepka i
nieprzyjemna w dotyku, że marszcząc się spojrzała na czarownicę z prośbą w
oczach.
–
Coś, tak delikatna, nie pasuje ci krojenie pajęczej nici? – zapytała czarownica
widząc niesmak na twarzy Asi.
Asia pokiwała główką. Czuła, że nie da rady dotykać takiego obrzydlistwa.
Czarownica śmiejąc się pod nosem wzięła od Asi nić, pokroiła a na koniec
wrzuciła do gara i wszystko razem zamieszała.
–
Teraz musimy chwilkę poczekać aż się wszystko razem sklei – stwierdziła z
zadowoleniem czarownica.
–
Kim pani jest? – zapytała Asia korzystając z chwilki wolnego czasu.
–
Czarownicą, a co nie widać – odparła krzaczasta kobieta.
–
Naprawdę? – spytała – Ale jak ja... skąd... gdzie ja jestem?
Czarownica roześmiała się w głos. Jej śmiech nie wzbudzał w Asi lęku, wręcz
przeciwnie, wydał się jej bardzo szczery i serdeczny.
–
W bajce – oznajmiła czarownica – powiedz mi, co robiłaś zanim się u mnie
znalazłaś, czy przypadkiem nie zaczęłaś czytać bajki?
–
Tak, ma pani rację – odparła Asia przypominając sobie swój pokoik i to jak
kładąc się spać postanowiła jeszcze poczytać.
–
Asiu, każdy kto czyta tę czarodziejską bajkę to odwiedza nas tak jak ty.
–
To znaczy, że jest was więcej? – zapytała.
–
A co przeczytałaś na początku bajki?Asia zamyśliła się na chwilkę.
–
Że dawno, dawno temu w czarodziejskiej krainie żyły sobie siostry czarownice, że
było ich... siedem – przypomniała sobie.
–
No właśnie – stwierdziła czarownica – a jaki ma tytuł nasza bajka? – zapytała
znów Asię.11111
–
Odwiedzając czarownice – odparła Asia bardziej zdecydowanie.
–
Otóż to. Musisz więc odwiedzić nas, wszystkie siedem.
–
Dopiero wtedy będę mogła wrócić do domu? – przestraszyła się.
–
Dopiero wtedy – powtórzyła czarownica, po czym dodała z uśmiechem – ale nie bój
się, nie jesteśmy takie złe, choć o jednej z moich sióstr napisali kiedyś, że
chciała zjeść jakieś dzieci.
Asia zamarła ze strachu na samą myśl, że będzie musiała odwiedzić tą czarownicę,
żeby wrócić do domu.
–
Naprawdę. Kogo? – zapytała zdenerwowana
–
Jasia i Małgosię – odparła czarownica. – Ale nie wierzę, żeby moja siostra
chciała to zrobić. Ona
uwielbia jeść, ale tylko pierniki. Asia przypomniała sobie bajkę o Jasiu i
Małgosi.
– Ale napisali w tej bajce, że Jaś i Małgosia włożyli czarownicę do pieca.
–
Och, naprawdę? Nie wiem skąd komuś taki pomysł przyszedł do głowy – zdziwiła się
krzaczasta pani – moja siostra żyje i miewa się całkiem dobrze. Wiem o tym na
pewno, choć nie widziałam się z nią odkąd opuściłyśmy nasz zamek.
– Właśnie, a dlaczego go opuściłyście? – zapytała.
–
Uch, – westchnęła czarownica – w zasadzie to sama już nie pamiętam. O wywar
kipi! – uniosła się na równe nogi widząc jak z gara wyłazi piana. – Kurcze
blade, kapusta czerwona a mąka zielona, zagadałaś mnie! – zaklęła pędząc do
garnka.
Czarownica wyniosła gorący garnek na podwórko żeby się szybko przestudził. Po
kilku minutach wróciła z zagniecioną gałką lepkiej mazi.
–
Daj tę nogę – zwróciła się do Asi – zobaczysz, ledwo ci to przyłożę do rany a
rana się zagoi.
–
Blech, śmierdzi to okropnie – odparła Asia.Ale rzeczywiście jak tylko czarownica
przyłożyła tę miksturę do rany, rana od razu się zasklepiła.
–
Dziękuję – skierowała się do czarownicy i zauważyła, że na jej włosach zaczynają
pojawiać się kwiaty. – Pani włosy kwitną – wskazała palcem.
– To normalne, wczoraj padał deszcz a dzisiaj świeci słońce, zawsze na taką
pogodę kwitną.
–
Może przystrzygłabym je tak jak chatkę. Nie plątałyby się i nie gnieździłyby się
w nich ptaki a pani lżej by było na głowie – zaproponowała Asia.
–
Naprawdę? Potrafiłabyś to zrobić?
–
Proszę usiąść na krześle, ja stanę na stole i zaraz sobie z tym bałaganem
poradzę.
Czarownica posłusznie usiadła na krześle, tak jak nakazała jej Asia. Asia
natomiast wzięła nożyczki do rąk i stanęła na stole. Delikatnie wyplątawszy z
włosów gniazdo z dwoma jajeczkami zabrała się do strzyżenia. Z uśmiechem na
ustach obserwowała powstającą nową fryzurę.
–
Rach ciach ciach i po czuprynie – stwierdziła z uśmiechem. – Szkoda, że nie ma
tu lustra, ale jak odwiedzi pani następnym razem żaby to się pani przekona, że
wygląda pani cudnie. Ostatni krzyk mody.
–
Och, nie doczekam się, zaraz polecę nad staw by przeglądnąć się w wodzie. Ale
najpierw muszę ci podziękować – czarownica podeszła do wielkiego wyplecionego
kosza i schylając się zaczęła w nim szperać. Asia nie mogła się doczekać co
otrzyma od czarownicy. – Proszę. Oto jest kwiat, który urośnie choćby na
kamieniu, choćby na piasku czy szkle, nie przeszkadza mu brak wody i mróz. To
jest czarodziejski kwiat i możesz go zabrać do domu – mówiąc to wręczyła Asi
małą gałązkę, która wcale nie wyglądała jak kwiat.
No cóż, wszystko tu jest takie dziwne – pomyślała Asia chowając kwiat do
kieszeni.
Czarownica pożegnała się z Asią, usiadła na miotle i odleciała nad staw by
obejrzeć nową fryzurę w wodzie, a Asia spoglądając na leśną dróżkę pomyślała:
Ciekawe do której siostry zaprowadzi mnie ta droga? – i uśmiechając się do
siebie poszła w nieznane.
Rozdział 2
Asia weszła do lasu. Dróżka, którą szła z każdym krokiem stawała się coraz
węższa i coraz dłuższa. W powietrzu czuć było mroźne powietrze. Po dobrej
godzinie ciągłego marszu zauważyła, że pogoda jaka jej towarzyszyła w drodze,
uległa zupełnej zmianie, że kiedy wchodziła do lasu jasno świeciło słońce i było
ciepło, a teraz zanosi się na to, że zacznie padać śnieg. Po chwili stanęła na
skraju lasu i odkryła wąskie koryto śnieżne prowadzące do wysokiej góry.
Wszystkie pola, góry i doliny kryły się w śniegu a z nieba opadały wielkie
płatki zamarzniętego deszczu. Było jej bardzo, bardzo zimno, ale pomimo tego nie
zawróciła z drogi. Wiedziała, że na górze mieszka ktoś, kogo i tak wcześniej czy
później odwiedzić musi. Tuląc swoje ręce z zimna przyśpieszyła kroku i już po
chwili stanęła przed wielką grotą, grotą, która poszyta była lodem.
– Mróz, śnieg i lód. Kto tu może mieszkać– szepnęła do siebie cicho i weszła do
środka. – Hop, hop jest tu ktoś! – zawołała.
– Hop, hop, hop, jest tu, jest tu, tu ktoś, tu ktoś – mówiło echo.
Postanowiła wejść głębiej do środka, bo tam dostrzegła świecące się światło.
Kiedy znalazła się pośrodku szerokiej sali, której podłoga, ściany a nawet sufit
były oblepione lodem, zawołała ponownie:
–
Jest tu ktoś?
–
Tak, moja maleńka wejdź dalej i podejdź do mnie – odparł kobiecy głos.
Asia posłusznie wykonała polecenie nie wiedząc jeszcze kto je wydał. Dochodząc
do końca sali rozglądała się w poszukiwaniu swojej rozmówczyni. Nagle tuż przed
nią coś drgnęło. To była postać... cała z lodu. Szklane zęby połyskiwały w
serdecznym uśmiechu uwidaczniając przymrużone, błękitne oczy. Jej włosy niczym
sople opływały na zmrożone ramiona. Była perłowa, lśniąca a zarazem zupełnie
niewidoczna, jakby przezroczysta. Jej zarys zlewał się z otaczającym ją miejscem
w jedną spójną całość. Po dłuższym przyglądnięciu się jej Asia rozpoznała
kobietę. Wiedziała, że to kolejna z sióstr czarownic, które musi odwiedzić aby
powrócić do domu.
– Przemarzłaś? – zapytała lodowa pani wdzięcznym głosem.
–
Tak, jest mi bardzo zimno – przyznała Asia wiedząc, że przyczyną jej zmarznięcia
jest nie tylko pogoda ale także emocje, jakich właśnie doświadcza.
–
Proszę. Okryj się, to cię ogrzeje – wręczyła Asi małą, białą kurteczkę, którą
jednym ruchem ręki wyrzeźbiła ze śniegu.
–
Dziękuję – odparła ubierając się. Kurtka pomimo, iż zrobiona ze śniegu była
wyjątkowo miękka i ciepła. Asi wydawało się, że otula ją puchowa kołderka na jej
łóżku. Znów pomyślała o domu, tacie, mamie, młodszym braciszku i talerzem
ciepłej zupy ziemniaczanej, którą uwielbiała. W jej oczach pojawiła się łza.
– Och, nie płacz! Tutaj łzy zamieniają się w lód – powiedziała czarownica widząc
smutek Asi.–
Tęsknisz za mamą? Asia pokiwała główką.
–
Nie będę cię więc długo u siebie trzymała, ale też nie wypuszczę cię w tak złym
humorze. Pozwól, że zaopiekuję się twoją radością – powiedziała do Asi biorąc ją
za dłoń i prowadząc za sobą. – Zrobimy bal. Będą tańce, śpiewy, pyszne kolorowe
lody i zimne napoje. Co ty na to? – przykucnęła obok Asi. – Zaprosimy sikorki,
polarne niedźwiedzie i foki, musisz zobaczyć jak śmiesznie tańczą. Gwarantuję,
że pękniesz ze śmiechu.
Radość zalała serce Asi. Nikt jeszcze nie urządzał dla niej balu, nikt nie
organizował przyjęcia z lodami i zimnymi napojami. Nigdy też, nie tańczyła z
polarnymi niedźwiadkami i fokami. Chciała tego, chciała tego tak bardzo, że aż
zaklaskała w dłonie.
–
Dobrze – ciągnęła czarownica. – Widzę, że spodobał ci się pomysł, a czy pomożesz
mi w przygotowaniach? Musimy zrobić lody i mrożoną herbatę oraz przystroić salę
i zaprosić naszych towarzyszy.
– Tak – radośnie zawołała Asia.
Czarownica prowadząc nadal Asię za rękę wprowadziła do następnej lodowej
komnaty. Tym razem ta, w której się obecnie znajdowały wyglądała na kuchnię.
Kuchnia nie była jednak taka zwyczajna jaką miała u siebie w domu, była inna.
Ciężkie meble, stoły, krzesła i blaty stały niestrudzenie chłonąc panujący
dookoła chłód. Grube i soczyste sople tworząc poniekąd okapy opływały nad
zamarznięte gary. Jakby wyryte z kryształowego lodu sprawiały, że miejsce to
zapierało dech w piersi.
Jak można gotować w takim miejscu – pomyślała Asia – przecież wszystko tu jest
pokryte lodem.
– A gdzie ma pani kuchenkę. Chciałabym przyrządzić ciepłej herbaty – powiedziała
Asia
–
Nie mam kuchenki – odparła czarownica – nie mogę jej mieć, mogłaby roztopić mój
dom. Podejdź do tamtej szafki – wskazała – znajdziesz w niej herbatę. Zaraz
zalejemy ją źródlaną wodą, dodamy parę kostek lodu i wyjdzie nam najlepsza
mrożona herbata jaką kiedykolwiek piłaś.
–
Jeszcze nigdy nie piłam mrożonej herbaty – odparła Asia
–
To najwyższy czas spróbować. A w tej szafce obok znajdziesz nadzienie do lodów.
–
Mniam – Asia pogłaskała się po brzuszku.
–
Wybierz jakie ci smakują. Są waniliowe, śmietankowe, malinowe, pomarańczowe,
truskawkowe, kakaowe, och pomarańczowych już nie ma, zjadła mi foczka Gosia przy
ostatniej wizycie.
– To nic, za pomarańczowymi i tak nie przepadam – przyznała się.Podeszła do
zalodzonego kredensu i wyjęła z niego lodowe mikstury.
–
Asiu, przyrządź deser i napoje, na pewno uda ci się to zrobić, a ja tymczasem
polecę na krę zaprosić gości – mówiła czarownica – tylko obawiam się, że sikorki
do nas nie przylecą – westchnęła – nie dlatego, że nie lubią mnie odwiedzać,
lecz dlatego, że brakuje u mnie drzew, a sikorki lubią spocząć na gałązce.
Zdarzyło się kiedyś, że jedna z nich strudzona lotem przysiadła na lodowym
wzgórku, tu, w mojej balowej sali...
– I co? – zapytała Asia
–
Och to było straszne – mówiła dalej – jej nóżki przymarzły do podłoża i gdyby
nie pomoc Floriana, polarnego niedźwiadka, który swym oddechem ogrzewał sikorkę,
to mogłaby zamarznąć cała. Podejrzewam, że nie zechcą nam towarzyszyć w
dzisiejszym balu i nie zdziwię się jak nie przylecą. Och, tak bardzo lubię ich
śpiew – zamyśliła się czarownica – tak bardzo bym chciała, żeby nam zaśpiewały
dzisiaj.
Asi przypomniało się drzewko, które otrzymała od krzaczastej czarownicy. Skoro
potrafiło ono urosnąć na piasku czy też kamieniu, będzie potrafiło urosnąć także
na lodzie. Uradowana pomysłem na który wpadła, ochoczo zabrała się do mieszana
lodów i przygotowywania mrożonej herbaty aby to szybko skończyć i sprawić
czarownicy miłą niespodziankę. I tak też uczyniła, kiedy tylko czarownica
opuściła lodowy zamek, Asia szybciutko uwinęła się z przygotowaniami i ponownie
weszła do balowej sali.
Jeszcze raz spojrzała na nią z podziwem. Małe promyki słońca przebijały się
przez taflę lodu tworząc tęczę na jej ścianach. W rogach stały lodowe posągi
przypominające swym wyglądem drzewa, kwiaty, strachy na wróble czy nawet ptaki.
Ale wszystko było śpiące, jakby martwe. Tak, brakowało tu życia, jakieś małej
roślinki, roślinki, która by rozweseliła to zaspane miejsce, która przywołałaby
śpiew ptaków i wielkie promienie słońca. Asia wyjęła z kieszonki małą, szarą
gałązkę i robiąc dołeczek w zlodowaciałej powierzchni, po której stąpała,
wsadziła ją. Nagle ziemia zaczęła drżeć, lód pękać a ściany połyskiwać na jasno
obdarzone łaskawym słoneczkiem. Zobaczyła jak zaczarowana roślina rozrasta się i
tworząc szpalery rośnie dookoła całej sali. Tak, korzenie wiły się pod jej
nogami, a gałęzie wypuszczały listki i maleńkie kolorowe kwiatuszki. Wtem,
pojawiła się cała chmara żółtych sikorek i śpiewając nawoływały foki i polarne
niedźwiedzie. Gdy wszyscy już byli w komplecie zjawiła się też lodowa
czarownica. Zataczając koło na swej miotle nad balową salą z niesamowitym
zachwytem mówiła.
– Och, Asiu, jaką mi niespodziankę sprawiłaś. Jak tu pięknie – z jej oczu
płynęły łzy wdzięczności. – Jak tu przepięknie.
– Podoba się Pani? – zapytała Asia.
– Jeszcze nigdy nie byłam taka szczęśliwa. Podarowałaś mi nie tylko te krzewy,
które zapraszają śpiewające sikorki, podarowałaś mi największe życzenie jakie
kiedykolwiek miałam. Do tego czasu nie byłam szczęśliwa, a teraz... a teraz nie
wiem jak mam ci się za to odwdzięczyć. Rozpoczynamy wielki bal – powiedziała do
wszystkich obecnych.
Na te słowa sikorki zaczęły śpiewać, foki trzepotać swymi płetwami a polarne
niedźwiedzie porykiwać z zadowoleniem. Czarownica stojąc do tej pory na środku
tafli, ujęła Asię za dłonie i zaczęła tańczyć. Zataczając koła niczym
uczestniczka konkursu jazdy figurowej ślizgała się po lodzie. Niedźwiadki stojąc
w wielkim kole na przemian podnosiły łapki w rytm ptasiego śpiewu a foki łapiąc
się za płetwy tańczyły w parach kręcąc zadami. Widok był fascynujący. Cała sala
mieniła się teraz tęczą różnorodnych kolorów, zaś w powietrzu unosił się
smakowity aromat lodów i mrożonej herbaty.
Kiedy Asię zmorzyło zmęczenie podeszła do niej lodowa czarownica.
–
Czy dobrze się bawisz moja maleńka? – zapytała.
–
Wspaniale – odparła Asia. – Tylko jestem już bardzo zmęczona a przede mną
jeszcze daleka droga.
– Tak, wiem. Nie będę cię dłużej zatrzymywać – mówiła ze smutkiem w oczach –
cieszę się, że mnie odwiedziłaś i nie wiesz nawet ile mi twoja obecność
przyniosła radości, proszę więc przyjmij ode mnie mały podarek, który możesz
zabrać ze sobą do domu – mówiąc to czarownica wyjęła z kieszeni swej sukni mały
sopel lodu. – To jest sopel lodu – mówiła – ale nie jest to zwykły sopel, jest
czarodziejski, nigdy się nie rozpuści i zamrozi wszystko czego dotknie.
– Jak tylko wrócę do domu zamrożę sobie herbatę – odparła Asia z uśmiechem na
ustach – dziękuję – dodała chowając prezent do kieszeni i stojąc na skraju
lodowej góry patrzyła na dróżkę, która miała ją zaprowadzić w kolejną nieznaną i
czarodziejską podróż.
– Asiu siadaj na mój grzbiet, zaniosę cię do następnej czarodziejskiej krainy –
zaproponował
niedźwiadek Florian – droga ta jest bardzo długa, a i mogłabyś zasłabnąć w
zaspach... Asia spojrzała na czarownicę z zadowoleniem.
–
My też chcemy ci towarzyszyć – ćwierkały sikorki – będziemy śpiewać nad twoją
głową, żeby ci było weselej.
–
Dziękuję – odparła, po czym zwróciła się do czarownicy i stojących obok jej stóp
fok – żegnajcie przyjaciele. Do widzenia.
– Mam nadzieję, że mnie jeszcze kiedyś odwiedzisz – pomachała na pożegnanie
czarownica.
– Na pewno. Teraz wiem, że wystarczy tylko przeczytać tę baśń, żeby was
odwiedzać – odpowiedziała Asia po czym wspięła się na niedźwiedzi grzbiet i na
nim podążyła za horyzont.
–
Tutaj musimy zawrócić – stwierdził zmęczony od wędrówki Florian.
–
Jesteśmy zimowymi zwierzętami a za tym zakrętem kończy się nasza kraina –
zaćwierkały sikorki. Asia leniwie zeskoczyła na ziemię. Bardzo jej odpowiadała
ta wędrówka i jej towarzysze.
–
Do widzenia – powiedziała cmokając Floriana w nos.
–
Do widzenia Asiu – odparły zwierzęta. – Każdego dnia patrząc na krzew będziemy
myślami z tobą.
Zwierzęta odeszły a Asia w ogóle nie znużona drogą ochoczo pobiegła na wzgórze
bo wiedziała, że za nim mieszka ktoś kogo odwiedzić musi, żeby móc wrócić do
domu.
Rozdział 3
Wzgórze pokrywała ukwiecona polana, wokół której zabawnie trzepotając swymi
skrzydełkami fruwały motylki. Ciepłe promyki słońca ogrzewały Asię, nieśmiało
łaskocząc po pleckach, które zmarzły nieco, wystawione na mroźne, arktyczne
powietrze. Krajobraz jaki ją otoczył, ciepły i kolorowy, rozpościerał swe
ramiona tuląc ją, jak matka tuli do piersi swe dziecko. W powietrzu czuć było
przyjazną atmosferę.
– Ale co to?
W dolinie spostrzegła niewielką chatę. Zbiegła czym prędzej ze wzgórza nie mogąc
się doczekać kogo w niej zastanie. Kiedy podeszła nieco bliżej, spostrzegła, że
chata nie wygląda tak, jak zazwyczaj wyglądają chaty. Była inna...
Brązowe deski olchowego drewna były prawie niewidoczne. Jakaś kleista, żółta maź
wypływając z komina, okiennic i ścian owiła ją sobie i wypływając nieco na ogród
tworzyła niewielki tor jakby wulkanicznej lawy. Nie było sposobu żeby można to
było jakoś ominąć.
– Co to może być? – zapytała Asia samą siebie i postawiła krok prosto w kleistą
maź – klei się to jak błoto – zauważyła i zrobiła kolejny krok. – Ooo... aaa...
ratunkuuuu... – Asia poślizgnęła się tak, że sama nie wiedziała kiedy uderzając
w drzwi wpadła do środka chaty.
PLASK, PLASK – robiła żółta maź pchając Asię do środka. Asia zakręciła się wokół
siebie... i BĘC, wpadła pupą na samym środku izby prosto w puchową, kleistą
ciecz.
Izba była duża i pusta. Brakowało nie tylko jej mieszkańca, ale i szafek, stołu
oraz krzeseł. Nie było w niej nic prócz kipiących okiennic, które wypluwały z
siebie żółte to coś. Nagle jakaś duża kropla spadła Asi na twarz. Unosząc głowę
spostrzegła, że i z sufitu ścieka żółta maź.
– Ojejku, tutaj jest jak w jaskini. Nawet z sufitu kapie. Tylko co to jest? –
zapytała siebie ponownie i siedząc ciągle na podłodze uniosła oblepioną dłoń,
żeby ją oglądnąć – hmm... – zastanawiała się. – Jest mięciutkie... żółte i
prawie bez zapachu – włożyła palec do ust. – To MASŁO!!! – krzyknęła. – A niech
to. Domek z masła – stwierdziła z zachwytem i uniosła się na nogach, żeby wstać
ale masło nie pozwoliło jej na to. Jakby specjalnie ślizgnęło się pod jej
stopami i znów robiąc PLASK, PLASK zakręciło nią tak, że... BĘC – jej pupa
spoczęła tam gdzie przedtem siedziała.
Asia nie poddała się. Ślizgając się w cieczy, na czworakach podeszła do ściany i
opierając się o nią ponownie zaczęła wspinać się na nogi. Ale nogi odmawiały
posłuszeństwa raz jedna się rozjechała prowokując masło do mówienia PLASK, a
kiedy Asia z trudem utrzymując równowagę naprowadziła ją na swoje miejsce, wtedy
rozjechała się druga prowokując masło do mówienia PLASK. A kiedy i ona z trudem
powróciła na swoje miejsce rozjechała się ta poprzednia i znów następna i
poprzednia i tak się Asia szybko ślizgała a do tego tak machała rękami, żeby
tylko się nie wywrócić, że niosło ją masło po całej izbie i ślizgało nią, jak
ślizga się cukierkiem w buzi. Dookoła słuchać było tylko: PLASK, PLASK i BĘC.
PLASK, PLASK i BĘC. Tego Asia już nie wytrzymała. Była cała brudna i zła.
– Uch – prychnęła ze złością. – Ja ci pokażę – znów wspięła się na nogi. Ale
nogi jak to nogi – ślizgały się, a masło jak to masło – ślizgało nogami. I znów
szumiało w chacie PLASK, PLASK i BĘC. PLASK, PLASK i BĘC.
– A kto tu jest?! – rozległ się obcy, kobiecy głos.
Asia oglądnęła się za siebie. W drzwiach stała kobieta. To znaczy Asi wydało
się, że ona stała, bowiem po chwili dostrzegła jednak, że kobieta siedzi na
miotle nieruchomo i nie dotykając stopami podłogi wisi nad nią bezpiecznie.
–
Cha, cha – zaśmiała się czarownica – aleś się popaprała tym masłem –
stwierdziła– nie domyjesz się tego. Mama ci pokaże jak wrócisz tak do domu.
– Och, to co ja mam zrobić? Nawet nie mogę wstać – powiedziała ze smutkiem Asia.
–
Bo widzisz, taki mam dom – stwierdziła maślana czarownica. – Ja to dopiero mam
problem, muszę w nim mieszkać. Co ubiorę łopatą trochę masła, żeby zrobić tu
porządek, to ono na nowo wypływa. Błędne koło. Nie mogę sobie z tym już dać
rady, dlatego nawet nie chodzę po nim, tylko fruwam. To masło jest złośliwe.
– Jak ja mam teraz wstać? – zapytała Asia.
–
Poczekaj, podfrunę do ciebie i usiądziesz na mojej miotle obok mnie. Potem
polecimy do źródełka, żebyś mogła doprowadzić się do porządku przed następną
wędrówką.
– Dobrze – odparła Asia przygotowując się do wykonania polecenia.
Czarownica podfrunęła do Asi podając do niej dłoń. Asia wspierając się na niej
walczyła z masłem i swymi nogami, które nieposłuszne jej, ciągle się
rozjeżdżały. Raz ją ciągnęło masło, a raz czarownica próbująca wydobyć ją z
masła. Tak się szamotali, że czarownica ledwo utrzymywała się na miotle.
Złośliwe masło nie dawało za wygraną. Klejąc się coraz mocniej do Asi sapało z
całej siły: PLUM, PLUM... PLASK... PLUM, PLUM... PLASK... I BĘC – w maśle
wylądowała Asia, czarownica i jej miotła.
– A nich to. Uch... – powiedziała ze złością czarownica. – Teraz to dopiero z
niego nie wyleziemy. Asia westchnęła smutno.
–
Na dodatek wykleiła się w nim moja miotła, teraz nie będzie fruwać. I powiedz mi
Asiu, jak ja mam tu żyć?
– Nie wiem proszę Pani – odparła Asia.
–
Widzisz moje dziecko, można się w tym maśle taplać i jest to zabawne, ale jak
taplasz się w nim cały czas, staje się to męczące.
Asia wiedziała o tym dobrze. Była zmęczona zmaganiem z masłem i chciała się jak
najszybciej z niego wydostać.
–
U nas masło nie stwarza tylu problemów – powiedziała do czarownicy. – U nas jest
zapakowane w papierek i włożone do lodówki, żeby było twarde. Zaraz, zaraz –
pomyślała Asia – a może zamrozimy je? – zaproponowała przypominając sobie sopel,
który otrzymała od lodowej czarownicy. Sopel lodu, który mógł zamrozić wszystko
czego dotknie.
– Doskonała myśl, tylko jak to zrobisz?
Asia wyjęła sopel z kieszeni i nie myśląc już o niczym dotknęła nim leżącego na
podłodze masła. Masło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zamarzło nie
tylko pod nią i pod siedzącą na podłodze czarownicą, mróz, który go dotknął
rozszedł się po całej izbie, dotykając sobą ściany, okiennice a nawet sufit.
Produkcja masła ustała, nie wylewało się już z okiennic i nie kapało z sufitu.
– Jesteśmy uratowane. Hura... – krzyknęła z radości czarownica.
– Wydaje mi się, że nie podziała to na długo, dlatego proszę przyjąć ode mnie
ten sopel i kiedy tylko Pani będzie chciała sobie zamrozić masło, zrobi to Pani
bez większego trudu – powiedziała Asia wręczając czarownicy sopel.
– Och, dziękuję. Jestem taka szczęśliwa – mówiła czarownica podnosząc się lekko
z podłogi – popatrz, masło już z nami nie walczy – stwierdziła z zadowoleniem. –
Jak mam ci podziękować moje dziecko? Wiem!... mam wspaniały pomysł! Teraz, masło
jest zamrożone i choć jest nadal śliskie, to już nas do siebie nie wciąga.
Będzie się po nim doskonale ślizgać.
Asi pomysł ten wcale się nie spodobał. Miała już dosyć masła i wszystkiego co
jest z nim związane.
– Chodź ze mną. Poślizgamy się, to będzie doskonała zabawa – powiedziała
czarownica ciągnąc Asię za sobą. – Najwięcej masła lało się zawsze z komina –
mówiła czarownica – spływało więc wzdłuż dachu wprost do ogrodu, będzie to
najwspanialsza, najwyższa i najdłuższa maślana zjeżdżalnia jaką kiedykolwiek
widziałaś – stwierdziła.
–
A jak niby mam się dostać na dach? – zapytała zaskoczona pomysłem czarownicy
Asia.
–
Jak to jak? Na miotle – odparła.
Asia nie do końca przekonana słusznością tego pomysłu, usiadła na miotle tuż za
czarownicą i już po chwili obie stały na dachu chaty przyglądając się torowi,
jaki zrobiło sobie płynące tutaj masło. Teraz tor był zamrożony.
– Jazda! – krzyknęła zachwycona czarownica, po czym usiadła na pupie i
odpychając się rękami od komina szybkim ślizgiem zjechała na dół. – Asiu, teraz
twoja kolej! – krzyknęła do niej czarownica.
Asia widząc, że czarownica się nie potłukła usiadła na pupie i tak samo jak ona
odepchnęła się od komina.
–
Jazda! – krzyknęła. – Och jak wspaniale! – zachwyciła się Asia.
–
A nie mówiłam – stwierdziła czarownica. – Siadaj na miotłę pozjeżdżamy trochę.
Jazda była wesoła ale też bardzo męcząca. Nie wiadomo kiedy, Asia, siedząc na
dachu maślanej chaty, przygotowując się do następnego zjazdu zapatrzyła się w
pomarańczowe, zachodzące słońce i – zasnęła. Czarownica z cichym uśmiechem na
ustach ujęła Asię w ramiona i z gracją sfrunęła do izby, gdzie kładąc ją
obwinęła w maślany kłębuszek.
–
Śpij, moja Asiu z dobrym serduszkiem – westchnęła cicho czarownica. – U nas noc
jest bardzo krótka, więc śpij, Asieńko, śpij – dodała ponownie po czym także
zmożona jazdą, usnęła.
Ta noc okazała się tak samo krótka jak poprzednia, ale też tak samo
wystarczająca. Asia nie czuła zmęczenia. W doskonałym humorze wyplątała się z
maślanego kłębuszka i otrzepawszy sukienkę rozglądnęła się wokoło. Czarownicy
nie było. Małymi kroczkami przemierzyła izdebkę i otworzyła drzwi. Jasno
świecące słońce rozgrzewało przyklejone do chaty masło. Wtem, zauważyła, że przy
niskim płocie jaki otaczał chatkę stoi duża łopata.
–
Oho! – powiedziała– trzeba zrobić porządek z tym masłem zanim roztopi go to
słońce i zacznie na nowo wypływać ze ścian.
Czym prędzej wzięła łopatę do rąk i machając nią uwijała się z pracą. Po krótkim
czasie przed chatą leżała potężna góra masła, a chata połyskiwała brązowymi
deskami, uwidaczniając prawdziwą wiejską chatkę.
Z chmur wyłoniła się maślana czarownica, która lecąc na miotle mówiła z
zachwytem.
–
Och Asiu, poradziłaś sobie z tym okropnym masłem, z którym ja nie dawałam sobie
rady. Jesteś wspaniałą dziewczynką.
–
Musi Pani pamiętać, że mocne słońce rozgrzewa masło i trzeba je często zamrażać,
żeby nie wyrządziło dużych szkód.
–
Och, ale to już jest mały problem. Grunt, że mam na to rozwiązanie. Teraz jest
tu tak pięknie i tak czysto, że mogę się normalnie urządzić. Mogę wstawić
krzesła i stół i nie martwić się, że wszystko zostanie wchłonięte przez masło.
Jak mogę ci podziękować moje dziecko? – powiedziała ze wzruszeniem czarownica. –
Proszę przyjmij ode mnie mały prezent – Mówiła wchodząc do chaty, aby po chwili
z niej wyjść z małym pakuneczkiem. Asia nie mogła się doczekać co otrzyma od
czarownicy.
–
Jest to kostka masła. Czarodziejskiego masła, które zawsze będzie świeże i
zawsze będzie rosło, ale tylko do granic tego papierka, które je owija. Możesz
zabrać je do swojego domu i już nigdy mama nie będzie kupować masła, bowiem
zawsze je będzie miała całe i świeże.
–
Dziękuje – powiedziała Asia chowając prezent do kieszeni. – Muszę już iść,
przede mną daleka droga.
– Do widzenia Asiu i dziękuję – pomachła na pożegnanie.
Asia stanęła na skraju polany, która uwiła sobie małą dróżkę w stronę lasu.
Wiedziała, za parawanem drzew mieszka ktoś, kogo odwiedzić musi, żeby wrócić do
domu.
Rozdział 4
Las pachniał jagodami. Smakowicie i świeżo. Nagle Asi zaburczało w brzuszku.
Była głodna. Nic dzisiaj jeszcze nie jadła, a i wczoraj jadła nie za wiele –
same lody. Tęskniła za świeżą bułeczką z masłem. To drugie miała, ale przecież
samego masła się nie je. Strudzona drogą przysiadła na niskim kamyku. Las wydał
się jej wspaniały. Na konarach drzew ścigały się wiewiórki, wytyczając sobie
zawody, która z nich nazbiera więcej orzeszków na zimę.
–
Asiu, może poczęstujesz się orzeszkiem – powiedziała jedna z nich widząc
zaciekawione i głodne oczy Asi.
–
Och, tak. Dziękuję. Jestem taka głodna – odparła z wdziękiem.
–
A ja ci nazbieram jeszcze trochę jagódek – zaproponowała druga.
–
Kochane wiewióreczki. Dziękuję – uśmiechnęła się Asia posilona garstką jagód i
dwoma małymi orzeszkami – nie wiecie, czy daleko jest do domu kolejnej
czarownicy, którą mam odwiedzić? – zapytała wiewiórek.
– Wiemy – odparły chórem. – Pewnie, że wiemy. Tuż za tymi dwoma drzewami na
zakręcie.
–
Dlaczego nie pomyślałam o tym wcześniej – mówiła teraz jedna z nich z uśmiechem
machając rudawą kitą – przecież ona lubi dużo jeść. Ta czarownica świetnie
gotuje i na pewno się z tobą podzieli.
– Dziękuję – odparła Asia.Szybciutko uniosła się z kamyka i biegiem podążyła za
zakręt, za którym rosły dwa ogromne dęby.Rzeczywiście, tuż za nimi połyskiwał w
słońcu niewielki, leśny domek. Ale nie był to zwyczajny
domek, wyglądał nieco inaczej... dachówki, okiennice, drzwi a nawet płot
wyglądał pulchnie i apetycznie jak... jak piernik. Tak, chata zbudowana była z
pierników.
–
Asia poczuła teraz taki głód, że nie umiała go w sobie opanować. Nie patrząc na
nic podbiegła do ogrodzenia i uszczerbując sobie trochę wzięła do ust.
–
Cha, cha, cha – zaśmiał się kobiecy głos – ale jesteś pazerna i głodna. Każdy
kto tu przychodzi niszczy mi albo ogrodzenie, albo okiennice, albo drzwi.
–
Przepraszam – powiedziała Asia płochliwie spuszczając ze wstydu wzrok. – jestem
taka głodna, a to wygląda tak apetycznie.
–
Wiem, wiem. Żadna z moich sióstr nie poczęstowała cię niczym treściwym – mówiła
rozbawiona i ku zaskoczeniu Asi czarownica wcale się na nią nie gniewała – cha,
cha, cha. Założę się, że jadłaś wyłącznie lody. Mam rację? – zapytała Asię.
– Tak.
–
Chodź do środka, właśnie będę wyciągać świeżą partię pierników z pieca, a tego
co ugryzłaś lepiej wyrzuć, jest stary i suchy, jak cały ten płot. Cha, cha, cha.
Zajmą się nim leśne ptaki. No chodź już moja mała, bo za chwilę padniesz mi tu z
głodu a ja przypalę pierniki.
Czarownica wprowadziła Asię do izby. W środku unosił się przepyszny aromat
słodkiego ciasta. Było tu ciepło i przytulnie, a do tego nadzwyczaj kolorowo.
Przy ścianie stał wielki chlebowy piec, który chowając w sobie śmietankowe
bułeczki i kakaowe pierniczki dyszał cały strudzony gorącem jaki w sobie
mieścił. Kolorowe okiennice nawet w ś