Lidia Miś-Nowak Odwiedzając czarownice Nadchodziła jesień. Taka pora roku zwiastowała nie tylko nadejście chłodu i deszczu ale także coraz dłuższych wieczorów. Mała Asia, która tak w zasadzie to nie była już taka mała, jak sądzili jej rodzice, właśnie tego dnia postanowiła wybrać się na spacer. W miasteczku, w którym mieszkała mogła znaleźć spore grono przyjaciół, huśtawkowe place zabaw oraz wąskie brukowe uliczki przypominające kręte korytarze, na których jej rówieśnicy korzystając z ostatnich promieni słońca wesoło rozprawiali grając w klasy. Ale Asi nie chciało się dzisiaj skakać, kłócić o kolejność w grze z Magdą i Basią z jej klasy. Dzisiaj Asia postanowiła cichutko ominąć przyjaciółki i maszerować nie myśląc o niczym i nie wiedząc dokąd zaprowadzą ją ośmioletnie nóżki. Spacer okazał się bardzo męczący. Po godzinnym marszu, który przerywała wyłącznie gdy zaciekawiła ją kolorowa wystawa mijanego sklepu, stwierdziła, że musi odpocząć. Przystając na chodniku rozglądała się w poszukiwaniu ławki. W całym miasteczku było dużo ławek, dlaczego więc nie miałoby być tu chociaż jednej, tu, przed wejściem do miejskiej biblioteki. Ale ławki nie było. Może będzie wewnątrz budynku? – pomyślała Asia i maleńkimi kroczkami weszła do środka. Miła pani uśmiechając się do niej podała niewielki koszyczek, który miał pomieścić chcące wypożyczyć sobie książki. Dlaczego by nie wypożyczyć jakiejś skoro już tu jest?– pomyślała znów i ochoczo podjęła próbę wędrowania wśród wysokich regałów. W powietrzu czuć było zapach starego papieru, który tkwił na wypisanych tuszem kartkach. Mijając kolejny regał czytała szerokie napisy dzielące zbiory książek na dziedziny: „Zdrowie”, „Historia”, „Majsterkowanie”, „Powieści”, o jest – „Bajki”. Wodząc paluszkiem po okładkach mijała kolejno: „Królewna Śnieżka”, „Kopciuszek”, „Jaś i Małgosia”, „Kot w butach”, „Calineczka”, ale wszystkie te bajki dobrze znała i nie chciała ich czytać kolejny raz. Nagle dostrzegła na najwyższej półce, tuż przy samym kraju dużą książkę z wyrytymi na złoto literami „Odwiedzając czarownice”. Znajdując obok swoich stóp niewielki stołeczek wspięła się na niego i zdjęła książkę z półki. Książka była ciężka i bardzo zakurzona. Nie mogąc się doczekać co zobaczy w środku szybciutko przewróciła okładkę. Jej oczom ukazał się przepiękny pałac, który stał na wysokiej górze a pod nim jakby tańcząc przy ogromnym ognisku z uśmiechami na twarzy bawiły się czarownice. Z zadowoleniem włożyła książkę do koszyka i podeszła do pani, która zapisywała wypożyczane książki. – Tę biorę proszę panią– oznajmiła kładąc przed panią książkę i odstawiając koszyk w miejsce gdzie wcześniej stał. Pani poprosiła Asię o adres po czym zapisała coś na karteczce i podała jej bajkę. Rozradowana Asia, nie myśląc nic o wcześniejszym zmęczeniu tuląc książkę do piersi w podskokach wróciła do domu. Po kolacji, gdy była gotowa żeby położyć się spać z wielkim zainteresowaniem włączyła nocną lampkę i usiadła przy biurku. Na biurku leżała bajka. Jeszcze raz spojrzała na jej okładkę po czym otworzyła książkę. Na kolorowym obrazku dostrzegła czarownice. Każda z nich była piękna i nigdy Asia nie pomyślałaby, że to naprawdę są czarownice gdyby nie miotły, które trzymały w ręce. Jedna nawet latała na niej nad wielkim czerwono-żółtym ogniskiem. Wszystkie były bardzo radosne i bardzo młode, ale każda z nich była inna. Asia uśmiechnęła się z zadowoleniem i przeniosła swój wzrok na litery. Zaczęła czytać. Dawno, dawno temu w czarodziejskiej krainie mieszkały siostry czarownice. Było ich siedem. Każda z nich choć młoda i piękna wyglądała nieco dziwacznie. Jedna przypominała drzewo, druga była blada i lśniąca jak lód, trzecia oblepiona kleistą mazią jakby masłem, czwarta była chłodna i szara tak bardzo, że swoim wyglądem przypominała kamień, piąta obwieszona była zabawkami i wydawać by się mogło, że to jej ubranie, a szósta była tak gruba, że z pewnością nie odmawiała sobie niczego do jedzenia oraz siódma, z piórami we włosach i dziobem zamiast ust. Bardzo się kochały i były szczęśliwe, lecz pewnego dnia nie wiadomo dlaczego obrażając się na siebie i pogrążając w złości, rozeszły się by w odosobnieniu dożyć starości. Zamek, w którym do tej pory mieszkały zrobił się bardzo cichy i posępny. Każdy korytarz, na którym wcześniej słychać było ich śmiechy i żarty – spał snem głębokim, wręcz tajemniczym. Bo wszystko tu było tajemnicze i zaczarowane. Czarodziejskie było tak bardzo, że od tego czaru zaczarowała się nawet ta bajka. Ta, którą właśnie czytasz moje dziecko. Tak, czarodziejskie... Nagle Asia znikła. W pokoiku została zaświecona lampka i otwarta na biurku bajka. Czarodziejska bajka. Rozdział 1 Asia z przerażeniem rozglądała się wokół siebie próbując coś dostrzec. Nie wiedziała gdzie jest, ale pewna była, że nie w swoim pokoju. Miejsce w którym się właśnie znalazła przypominało raczej las, ale było tak ciemno, że nie wiedziała tego na pewno. Bardzo się bała. Nagle do jej uszu dobiegł jakiś podejrzany szelest. Kurczowo oglądnęła się za siebie i zobaczyła jasne oczy. – Uchu– powiedziało to coś i nagle odfrunęło. Asia bała się teraz tak bardzo, że postanowiła uciekać. Wzięła nogi za pas i biegła ile tylko miała sił. Serce waliło jej tak mocno, że nawet nie czuła, kiedy upada. Szybko podniosła się z ziemi i słysząc znów coś za sobą ponownie wzięła się do ucieczki. Wtem, zobaczyła jasne światło dobiegające z jakiegoś domu. Ucieszona odetchnęła z ulgą, bo wiedziała już dokąd zmierzać. Po chwili stała pod drzwiami leśnej chatki. Ale chatka była bardzo, bardzo dziwna... Nie była zbudowana ani z cegieł, ani z drewna, ale... z gałęzi. Asia nie wiedziała jak zapukać w gałęzie więc zawołała: – Halo! Jest tu ktoś? – Kto tam?– odparł ochrypnięty głos. – Mam na imię Asia, nie wiem gdzie jestem i bardzo się boję – odparła prawie płacząc.Nagle przez niebo przeleciał piorun i zagrzmiało tak głośno, że Asia na dobre się rozpłakała. – Proszę mnie wpuścić, zaraz będzie padać – mówiła przez łzy. – Dobra, już dobra. Kurcze blade, kapusta czerwona a mąka zielona. Też nie masz co robić, tylko szwendać się i niepokoić starą kobietę po nocy – odparł głos z chatki po czym otworzyły się drzwi. Asia stanęła nieruchomo z otwartą buzią. – Coś tak rozdziawiła gębę? Ducha zobaczyłaś czy co? – spytała stara kobieta. Rzeczywiście Asia nigdy jeszcze nie zapomniała o dobrych manierach, nigdy aż do tej pory. Zawsze mówiła dzień dobry i do widzenia oraz proszę, dziękuję i przepraszam, ale teraz... teraz była tak bardzo zdziwiona, że naprawdę nie wiedziała co powiedzieć. Kobieta, którą zobaczyła nie wyglądała jak duch, o nie. Wyglądała jak... krzak. Była taka sama jak jej chata. Jej dłonie były pomarszczone i suche niczym patyki drzew, nogi, mimo iż schowane pod długą spódnicą, stukały głucho w podłogę jak kłoda. Ale to nie było takie dziwne. Najdziwniejsze było to, że jej włosy wyglądały dokładnie tak jak drobne gałęzie płaczącej wierzby, a na dodatek rosły na nich liście. Nie mogła oderwać od niej swojego wzroku. – Wchodzisz do środka, czy będziesz tu sterczeć aż do rana? – zapytała krzaczasta kobieta. – Przepraszam, nie wiem skąd się tu wzięłam. Wszędzie jest ciemno, a na dodatek już leje, czy mogłabym tu u pani przenocować? – zapytała niepewnie Asia. – Jutro sobie pójdę. Mama będzie się niepokoić. – Możesz, możesz – odparła kobieta wpuszczając Asię do środka. Kiedy się odwróciła dostrzegła Asia, że kobieta ma na włosach małe gniazdo, w którym zrobiły sobie legowisko wróbelki. Wydało się to Asi tak zabawne, że zachichotała. – Z czego się chichrasz? Ze mnie? – spytała oburzona kobieta – Wszyscy się ze mnie śmiejecie. Każdy kto tu wchodzi. – Nie śmieję się z pani, tylko z tego gniazda. – odparła Asia wskazując na włosy, a raczej gałęzie, które wyrastały z głowy starej kobiety. – Tak, wiem. Kurcze blade, kapusta czerwona a mąka zielona – zaklęła. – Co chwile się w nich coś gnieździ, nie mogę sobie już dać z tym rady. I ten dom. Dziś jest jeszcze w miarę mały, ale jutro urośnie. I co ja mam z tym zrobić? Wszystko przez ten deszcz. Asia popatrzyła na kobietę i znów zachichotała. – Napijesz się czegoś przed snem? Może nalewki z kory brzozowej, jest doskonała – zapytała ponownie Asię. – Nie dziękuję. Jestem tylko trochę wystraszona i śpiąca. – Nie mam tu takiego łóżka jak wy macie – mówiła kobieta – więc będzie ci musiała wystarczyć wiklinowa mata. Asia rozejrzała się dookoła. Wszystko tu było niewiarygodnie krzaczaste. Stół stojący pośrodku izby był drewniany, to akurat nie wydało się Asi dziwne, w jej domu stół też był drewniany, prawie każdy stół jest drewniany. Ale ten, tu w tej chacie jakby żył, jakby jego korzenie były zapuszczone w podłogę i jakby rósł pod wpływem padającego właśnie deszczu. Spojrzała na szafy, krzaczasty piec i suszące się nad nim zioła, wiklinowe łóżko na którym będzie spać oraz mały worek utkany z traw z którego wychodziły liście. To chyba poduszka – stwierdziła w myśli. – Co ci się stało w nogę – spytała kobieta, wskazując swym patykowym palcem na nogę Asi – Leci ci krew. – Ojej, to chyba przez to, że się przewróciłam – stwierdziła Asia – Tak się bałam, że nawet nie poczułam kiedy rozcięłam sobie nogę. – Brzydko to wygląda. Dziś już nie mogę ci pomóc, jest za ciemno, ale jutro z samego rana poszukam potrzebnych składników, żeby szybko zagoić ranę. – Wystarczy tylko woda utleniona i bandaż – pouczyła Asia przypominając sobie jak to robiła jej mama, kiedy się wywróciła na rowerku lub spadła z drzewa. – Woda utleniona, bandaż! Phi. Też coś – zadrwiła kobieta – Skąd ja ci wezmę te cudaństwa? Kurcze blade, kapusta czerwona a mąka zielona. – Z apteki – odparła zdziwiona Asia. – Z apteki! – powtórzyła rozłoszczona – Chyba ci się w głowie pomieszało. Tu nie ma apteki – skierowała się do Asi – Tu jest nić pająka, ślina żaby, pazur sowi i liście szałwi na takie rany jak twoja a nie jakaś woda utleniona czy bandas. – Bandaż, proszę pani, a nie bandas – poprawiła Asia – A niech się nawet nazywa bambaluchas i tak nam nie pomoże. No, nie martw się i kładź się spać. Tutaj noc jest krótsza niż tam u was – dodała już nieco łagodniej, bo nie chciała żeby Asia się jej bała. Asia nie rozumiała dlaczego stara kobieta chce jej kłaść na nodze takie ohydztwa jak pazur sowi, nić pająka czy żabia ślina. Po plecach przeszył ją dreszcz. Fuj – pomyślała, położyła się na patykowej macie a pod głowę wsunęła worek z liśćmi, po czym jakby otulona czarodziejskim snem – zasnęła. Obudziła się bardzo wyspana ale mogłaby przysiąc, że nie spała więcej niż dwie godziny. Naprawdę wszystko tu jest takie dziwne – stwierdziła w myślach i przecierając twarz, otworzyła oczy. Dopiero teraz w świetle porannych promieni słońca dostrzegła jak wielka jest chata, w której nocowała. Stół dwukrotnie większy niż wczoraj opleciony był wijącymi się wszędzie gałęziami, nawet łóżko na którym spała, wczoraj było o wiele niższe a dziś aby z niego zejść, musi zeskoczyć. Zeskoczyła więc i szybciutko ubierając się w buciki wspięła się na ogromne krzesło, które stało między stołem a piecem. Stojąc nieco wyżej mogła lepiej zauważyć jakiego psikusa sprawił padający w nocy deszcz. Przydałyby się wielkie nożyce, takie, jakich używa mama w ogrodzie do przycinania żywopłotu. – pomyślała w duchu. – Dobrze by było doprowadzić ten dom do porządku. Wśród różnych drewnianych sprzętów porozkładanych na kredensie dostrzega nożyczki. Ucieszona znaleziskiem odsunęła krzesło i biorąc je do rączek wyszła przed chatkę w poszukiwaniu drabiny. Na zewnątrz pogoda była słoneczna. Słońce świeciło mocno susząc swymi promykami resztki rosy opadłej na trawie. Asi dzień wydawał się bardzo piękny. Znajdując dużą drabinę przystawiła ją do ściany i zabrała się do pracy. Obiema dłońmi mocno trzymając nożyce przycinała gałązki, które z trzaskiem spadały na ziemię. Po jakimś czasie chata, przypominała już chatę a nie zarosły szałas. Pomimo zmęczenia nie przerywała pracy. – Krzaczasta pani chyba się ucieszy, że jej trochę pomogłam. Tylko tak mogę podziękować za gościnę. – powiedziała do siebie. Nagle podczas pracy, zobaczyła... zobaczyła jak krzaczasta kobieta frunie na miotle pomiędzy czubkami drzew. Nie dowierzając temu co widzi przetarła oczy. Ale wzrok jej nie mylił. Krzaczasta pani, trzymając drewnianą miotłę między nogami sunęła po niebie nucąc sobie coś pod nosem. Dostrzegając Asię pomachała na przywitanie i zawołała: – To mój dom? Och jaki piękny, jaki cudowny. Już myślałam, że muszę czekać aż grzejące słońce pokurczy gałęzie. – zachwycała się lądując na ziemi. Asia, była tak bardzo zaskoczona tym co widzi, że o mały włos nie spadła z drabiny. A krzaczasta pani wciąż się zachwycała – Musiałabym czekać i czekać. A jakby i dziś padał deszcz? Jejku, jejku moja chata tak rośnie, że nie wiem co począć, a tu proszę zjawia się Asia i rozwiązuje mój problem. A właśnie, Asiu, zejdź z tej drabiny, muszę ci zrobić okład na nogę. Sowa, którą spotkałam, mówiła, że cię pamięta. Niechcący cię wczoraj przestraszyła jak się pojawiłaś w naszej bajce. Więc to przez nią zaczęłaś uciekać. Nie chciała cię przestraszyć. Bardzo cię przeprasza i od razu oddała swój pazur abym mogła przygotować ci mazidło na ranę – mówiąc to jakby do siebie kobieta weszła do chaty i krzątając się przed kuchnią podłożyła drewna do pieca, nalała wody do drewnianego baniaka i postawiła go na rozgrzanej kuchni. Po minucie woda zaczęła kłębieć i kobieta zabrała się do rozwijania przyniesionych tobołków i wrzucania ich zawartości do gotującej się wody. – Gorzej było z żabią śliną – mówiła w międzyczasie – miejscowe żaby jakby wiedziały, że czegoś od nich chce, więc się pochowały. Musiałam lecieć na wyspę żab, a tamte żaby niczego za darmo nie dają, chciały, żebym im podarowała worek much. Dlatego mi tyle czasu to zajęło. Poleciałam do znajomego pająka, który akurat nałapał do swojej sieci świeże muchy i podarował mi je, nawet dał mi swoją sieć, która także mi jest potrzebna do mikstury. Bo pająk to fajny gość i wiem, że zawsze mogę na niego liczyć. Potem znów poleciałam na wyspę żab i za worek much dały mi trochę swojej śliny. Z liśćmi szałwi akurat nie miałam problemu, bo rosną tuż za chatą i tak zdobyłam wszystko to czego potrzebowałam. Asia stała w progu chaty i nic nie mówiąc analizowała słowa krzaczastej kobiety. Gdzie ona jest? Dlaczego krzaczasta pani lata na miotle? Dlaczego dom rośnie i dlaczego sowa mówi? Przecież sowy nie umieją mówić – myślała sobie. Krzaczasta czarownica uśmiechając się do Asi otworzyła worek z żabią śliną i z pluskiem wlała ją do gara. – Teraz muszę zmielić sowi pazur – zaśmiała się i włożyła go do ust. Z głośnym trzaskiem kruszyła go swymi drewnianymi zębami po czym zmielonego na proch wypluła do gara. – I nić pająka. – dodała – Asiu tam leży nóż – wskazała – weź go i pokrój nić na kawałeczki, żeby się nam w garnku dobrze rozpuściła – mówiąc to podała Asi kłębek nici przypominający swym wyglądem duży kłębek włóczki. Asia posłusznie wzięła nóż i zaczęła kroić nić, ale nić była tak lepka i nieprzyjemna w dotyku, że marszcząc się spojrzała na czarownicę z prośbą w oczach. – Coś, tak delikatna, nie pasuje ci krojenie pajęczej nici? – zapytała czarownica widząc niesmak na twarzy Asi. Asia pokiwała główką. Czuła, że nie da rady dotykać takiego obrzydlistwa. Czarownica śmiejąc się pod nosem wzięła od Asi nić, pokroiła a na koniec wrzuciła do gara i wszystko razem zamieszała. – Teraz musimy chwilkę poczekać aż się wszystko razem sklei – stwierdziła z zadowoleniem czarownica. – Kim pani jest? – zapytała Asia korzystając z chwilki wolnego czasu. – Czarownicą, a co nie widać – odparła krzaczasta kobieta. – Naprawdę? – spytała – Ale jak ja... skąd... gdzie ja jestem? Czarownica roześmiała się w głos. Jej śmiech nie wzbudzał w Asi lęku, wręcz przeciwnie, wydał się jej bardzo szczery i serdeczny. – W bajce – oznajmiła czarownica – powiedz mi, co robiłaś zanim się u mnie znalazłaś, czy przypadkiem nie zaczęłaś czytać bajki? – Tak, ma pani rację – odparła Asia przypominając sobie swój pokoik i to jak kładąc się spać postanowiła jeszcze poczytać. – Asiu, każdy kto czyta tę czarodziejską bajkę to odwiedza nas tak jak ty. – To znaczy, że jest was więcej? – zapytała. – A co przeczytałaś na początku bajki?Asia zamyśliła się na chwilkę. – Że dawno, dawno temu w czarodziejskiej krainie żyły sobie siostry czarownice, że było ich... siedem – przypomniała sobie. – No właśnie – stwierdziła czarownica – a jaki ma tytuł nasza bajka? – zapytała znów Asię.11111 – Odwiedzając czarownice – odparła Asia bardziej zdecydowanie. – Otóż to. Musisz więc odwiedzić nas, wszystkie siedem. – Dopiero wtedy będę mogła wrócić do domu? – przestraszyła się. – Dopiero wtedy – powtórzyła czarownica, po czym dodała z uśmiechem – ale nie bój się, nie jesteśmy takie złe, choć o jednej z moich sióstr napisali kiedyś, że chciała zjeść jakieś dzieci. Asia zamarła ze strachu na samą myśl, że będzie musiała odwiedzić tą czarownicę, żeby wrócić do domu. – Naprawdę. Kogo? – zapytała zdenerwowana – Jasia i Małgosię – odparła czarownica. – Ale nie wierzę, żeby moja siostra chciała to zrobić. Ona uwielbia jeść, ale tylko pierniki. Asia przypomniała sobie bajkę o Jasiu i Małgosi. – Ale napisali w tej bajce, że Jaś i Małgosia włożyli czarownicę do pieca. – Och, naprawdę? Nie wiem skąd komuś taki pomysł przyszedł do głowy – zdziwiła się krzaczasta pani – moja siostra żyje i miewa się całkiem dobrze. Wiem o tym na pewno, choć nie widziałam się z nią odkąd opuściłyśmy nasz zamek. – Właśnie, a dlaczego go opuściłyście? – zapytała. – Uch, – westchnęła czarownica – w zasadzie to sama już nie pamiętam. O wywar kipi! – uniosła się na równe nogi widząc jak z gara wyłazi piana. – Kurcze blade, kapusta czerwona a mąka zielona, zagadałaś mnie! – zaklęła pędząc do garnka. Czarownica wyniosła gorący garnek na podwórko żeby się szybko przestudził. Po kilku minutach wróciła z zagniecioną gałką lepkiej mazi. – Daj tę nogę – zwróciła się do Asi – zobaczysz, ledwo ci to przyłożę do rany a rana się zagoi. – Blech, śmierdzi to okropnie – odparła Asia.Ale rzeczywiście jak tylko czarownica przyłożyła tę miksturę do rany, rana od razu się zasklepiła. – Dziękuję – skierowała się do czarownicy i zauważyła, że na jej włosach zaczynają pojawiać się kwiaty. – Pani włosy kwitną – wskazała palcem. – To normalne, wczoraj padał deszcz a dzisiaj świeci słońce, zawsze na taką pogodę kwitną. – Może przystrzygłabym je tak jak chatkę. Nie plątałyby się i nie gnieździłyby się w nich ptaki a pani lżej by było na głowie – zaproponowała Asia. – Naprawdę? Potrafiłabyś to zrobić? – Proszę usiąść na krześle, ja stanę na stole i zaraz sobie z tym bałaganem poradzę. Czarownica posłusznie usiadła na krześle, tak jak nakazała jej Asia. Asia natomiast wzięła nożyczki do rąk i stanęła na stole. Delikatnie wyplątawszy z włosów gniazdo z dwoma jajeczkami zabrała się do strzyżenia. Z uśmiechem na ustach obserwowała powstającą nową fryzurę. – Rach ciach ciach i po czuprynie – stwierdziła z uśmiechem. – Szkoda, że nie ma tu lustra, ale jak odwiedzi pani następnym razem żaby to się pani przekona, że wygląda pani cudnie. Ostatni krzyk mody. – Och, nie doczekam się, zaraz polecę nad staw by przeglądnąć się w wodzie. Ale najpierw muszę ci podziękować – czarownica podeszła do wielkiego wyplecionego kosza i schylając się zaczęła w nim szperać. Asia nie mogła się doczekać co otrzyma od czarownicy. – Proszę. Oto jest kwiat, który urośnie choćby na kamieniu, choćby na piasku czy szkle, nie przeszkadza mu brak wody i mróz. To jest czarodziejski kwiat i możesz go zabrać do domu – mówiąc to wręczyła Asi małą gałązkę, która wcale nie wyglądała jak kwiat. No cóż, wszystko tu jest takie dziwne – pomyślała Asia chowając kwiat do kieszeni. Czarownica pożegnała się z Asią, usiadła na miotle i odleciała nad staw by obejrzeć nową fryzurę w wodzie, a Asia spoglądając na leśną dróżkę pomyślała: Ciekawe do której siostry zaprowadzi mnie ta droga? – i uśmiechając się do siebie poszła w nieznane. Rozdział 2 Asia weszła do lasu. Dróżka, którą szła z każdym krokiem stawała się coraz węższa i coraz dłuższa. W powietrzu czuć było mroźne powietrze. Po dobrej godzinie ciągłego marszu zauważyła, że pogoda jaka jej towarzyszyła w drodze, uległa zupełnej zmianie, że kiedy wchodziła do lasu jasno świeciło słońce i było ciepło, a teraz zanosi się na to, że zacznie padać śnieg. Po chwili stanęła na skraju lasu i odkryła wąskie koryto śnieżne prowadzące do wysokiej góry. Wszystkie pola, góry i doliny kryły się w śniegu a z nieba opadały wielkie płatki zamarzniętego deszczu. Było jej bardzo, bardzo zimno, ale pomimo tego nie zawróciła z drogi. Wiedziała, że na górze mieszka ktoś, kogo i tak wcześniej czy później odwiedzić musi. Tuląc swoje ręce z zimna przyśpieszyła kroku i już po chwili stanęła przed wielką grotą, grotą, która poszyta była lodem. – Mróz, śnieg i lód. Kto tu może mieszkać– szepnęła do siebie cicho i weszła do środka. – Hop, hop jest tu ktoś! – zawołała. – Hop, hop, hop, jest tu, jest tu, tu ktoś, tu ktoś – mówiło echo. Postanowiła wejść głębiej do środka, bo tam dostrzegła świecące się światło. Kiedy znalazła się pośrodku szerokiej sali, której podłoga, ściany a nawet sufit były oblepione lodem, zawołała ponownie: – Jest tu ktoś? – Tak, moja maleńka wejdź dalej i podejdź do mnie – odparł kobiecy głos. Asia posłusznie wykonała polecenie nie wiedząc jeszcze kto je wydał. Dochodząc do końca sali rozglądała się w poszukiwaniu swojej rozmówczyni. Nagle tuż przed nią coś drgnęło. To była postać... cała z lodu. Szklane zęby połyskiwały w serdecznym uśmiechu uwidaczniając przymrużone, błękitne oczy. Jej włosy niczym sople opływały na zmrożone ramiona. Była perłowa, lśniąca a zarazem zupełnie niewidoczna, jakby przezroczysta. Jej zarys zlewał się z otaczającym ją miejscem w jedną spójną całość. Po dłuższym przyglądnięciu się jej Asia rozpoznała kobietę. Wiedziała, że to kolejna z sióstr czarownic, które musi odwiedzić aby powrócić do domu. – Przemarzłaś? – zapytała lodowa pani wdzięcznym głosem. – Tak, jest mi bardzo zimno – przyznała Asia wiedząc, że przyczyną jej zmarznięcia jest nie tylko pogoda ale także emocje, jakich właśnie doświadcza. – Proszę. Okryj się, to cię ogrzeje – wręczyła Asi małą, białą kurteczkę, którą jednym ruchem ręki wyrzeźbiła ze śniegu. – Dziękuję – odparła ubierając się. Kurtka pomimo, iż zrobiona ze śniegu była wyjątkowo miękka i ciepła. Asi wydawało się, że otula ją puchowa kołderka na jej łóżku. Znów pomyślała o domu, tacie, mamie, młodszym braciszku i talerzem ciepłej zupy ziemniaczanej, którą uwielbiała. W jej oczach pojawiła się łza. – Och, nie płacz! Tutaj łzy zamieniają się w lód – powiedziała czarownica widząc smutek Asi.– Tęsknisz za mamą? Asia pokiwała główką. – Nie będę cię więc długo u siebie trzymała, ale też nie wypuszczę cię w tak złym humorze. Pozwól, że zaopiekuję się twoją radością – powiedziała do Asi biorąc ją za dłoń i prowadząc za sobą. – Zrobimy bal. Będą tańce, śpiewy, pyszne kolorowe lody i zimne napoje. Co ty na to? – przykucnęła obok Asi. – Zaprosimy sikorki, polarne niedźwiedzie i foki, musisz zobaczyć jak śmiesznie tańczą. Gwarantuję, że pękniesz ze śmiechu. Radość zalała serce Asi. Nikt jeszcze nie urządzał dla niej balu, nikt nie organizował przyjęcia z lodami i zimnymi napojami. Nigdy też, nie tańczyła z polarnymi niedźwiadkami i fokami. Chciała tego, chciała tego tak bardzo, że aż zaklaskała w dłonie. – Dobrze – ciągnęła czarownica. – Widzę, że spodobał ci się pomysł, a czy pomożesz mi w przygotowaniach? Musimy zrobić lody i mrożoną herbatę oraz przystroić salę i zaprosić naszych towarzyszy. – Tak – radośnie zawołała Asia. Czarownica prowadząc nadal Asię za rękę wprowadziła do następnej lodowej komnaty. Tym razem ta, w której się obecnie znajdowały wyglądała na kuchnię. Kuchnia nie była jednak taka zwyczajna jaką miała u siebie w domu, była inna. Ciężkie meble, stoły, krzesła i blaty stały niestrudzenie chłonąc panujący dookoła chłód. Grube i soczyste sople tworząc poniekąd okapy opływały nad zamarznięte gary. Jakby wyryte z kryształowego lodu sprawiały, że miejsce to zapierało dech w piersi. Jak można gotować w takim miejscu – pomyślała Asia – przecież wszystko tu jest pokryte lodem. – A gdzie ma pani kuchenkę. Chciałabym przyrządzić ciepłej herbaty – powiedziała Asia – Nie mam kuchenki – odparła czarownica – nie mogę jej mieć, mogłaby roztopić mój dom. Podejdź do tamtej szafki – wskazała – znajdziesz w niej herbatę. Zaraz zalejemy ją źródlaną wodą, dodamy parę kostek lodu i wyjdzie nam najlepsza mrożona herbata jaką kiedykolwiek piłaś. – Jeszcze nigdy nie piłam mrożonej herbaty – odparła Asia – To najwyższy czas spróbować. A w tej szafce obok znajdziesz nadzienie do lodów. – Mniam – Asia pogłaskała się po brzuszku. – Wybierz jakie ci smakują. Są waniliowe, śmietankowe, malinowe, pomarańczowe, truskawkowe, kakaowe, och pomarańczowych już nie ma, zjadła mi foczka Gosia przy ostatniej wizycie. – To nic, za pomarańczowymi i tak nie przepadam – przyznała się.Podeszła do zalodzonego kredensu i wyjęła z niego lodowe mikstury. – Asiu, przyrządź deser i napoje, na pewno uda ci się to zrobić, a ja tymczasem polecę na krę zaprosić gości – mówiła czarownica – tylko obawiam się, że sikorki do nas nie przylecą – westchnęła – nie dlatego, że nie lubią mnie odwiedzać, lecz dlatego, że brakuje u mnie drzew, a sikorki lubią spocząć na gałązce. Zdarzyło się kiedyś, że jedna z nich strudzona lotem przysiadła na lodowym wzgórku, tu, w mojej balowej sali... – I co? – zapytała Asia – Och to było straszne – mówiła dalej – jej nóżki przymarzły do podłoża i gdyby nie pomoc Floriana, polarnego niedźwiadka, który swym oddechem ogrzewał sikorkę, to mogłaby zamarznąć cała. Podejrzewam, że nie zechcą nam towarzyszyć w dzisiejszym balu i nie zdziwię się jak nie przylecą. Och, tak bardzo lubię ich śpiew – zamyśliła się czarownica – tak bardzo bym chciała, żeby nam zaśpiewały dzisiaj. Asi przypomniało się drzewko, które otrzymała od krzaczastej czarownicy. Skoro potrafiło ono urosnąć na piasku czy też kamieniu, będzie potrafiło urosnąć także na lodzie. Uradowana pomysłem na który wpadła, ochoczo zabrała się do mieszana lodów i przygotowywania mrożonej herbaty aby to szybko skończyć i sprawić czarownicy miłą niespodziankę. I tak też uczyniła, kiedy tylko czarownica opuściła lodowy zamek, Asia szybciutko uwinęła się z przygotowaniami i ponownie weszła do balowej sali. Jeszcze raz spojrzała na nią z podziwem. Małe promyki słońca przebijały się przez taflę lodu tworząc tęczę na jej ścianach. W rogach stały lodowe posągi przypominające swym wyglądem drzewa, kwiaty, strachy na wróble czy nawet ptaki. Ale wszystko było śpiące, jakby martwe. Tak, brakowało tu życia, jakieś małej roślinki, roślinki, która by rozweseliła to zaspane miejsce, która przywołałaby śpiew ptaków i wielkie promienie słońca. Asia wyjęła z kieszonki małą, szarą gałązkę i robiąc dołeczek w zlodowaciałej powierzchni, po której stąpała, wsadziła ją. Nagle ziemia zaczęła drżeć, lód pękać a ściany połyskiwać na jasno obdarzone łaskawym słoneczkiem. Zobaczyła jak zaczarowana roślina rozrasta się i tworząc szpalery rośnie dookoła całej sali. Tak, korzenie wiły się pod jej nogami, a gałęzie wypuszczały listki i maleńkie kolorowe kwiatuszki. Wtem, pojawiła się cała chmara żółtych sikorek i śpiewając nawoływały foki i polarne niedźwiedzie. Gdy wszyscy już byli w komplecie zjawiła się też lodowa czarownica. Zataczając koło na swej miotle nad balową salą z niesamowitym zachwytem mówiła. – Och, Asiu, jaką mi niespodziankę sprawiłaś. Jak tu pięknie – z jej oczu płynęły łzy wdzięczności. – Jak tu przepięknie. – Podoba się Pani? – zapytała Asia. – Jeszcze nigdy nie byłam taka szczęśliwa. Podarowałaś mi nie tylko te krzewy, które zapraszają śpiewające sikorki, podarowałaś mi największe życzenie jakie kiedykolwiek miałam. Do tego czasu nie byłam szczęśliwa, a teraz... a teraz nie wiem jak mam ci się za to odwdzięczyć. Rozpoczynamy wielki bal – powiedziała do wszystkich obecnych. Na te słowa sikorki zaczęły śpiewać, foki trzepotać swymi płetwami a polarne niedźwiedzie porykiwać z zadowoleniem. Czarownica stojąc do tej pory na środku tafli, ujęła Asię za dłonie i zaczęła tańczyć. Zataczając koła niczym uczestniczka konkursu jazdy figurowej ślizgała się po lodzie. Niedźwiadki stojąc w wielkim kole na przemian podnosiły łapki w rytm ptasiego śpiewu a foki łapiąc się za płetwy tańczyły w parach kręcąc zadami. Widok był fascynujący. Cała sala mieniła się teraz tęczą różnorodnych kolorów, zaś w powietrzu unosił się smakowity aromat lodów i mrożonej herbaty. Kiedy Asię zmorzyło zmęczenie podeszła do niej lodowa czarownica. – Czy dobrze się bawisz moja maleńka? – zapytała. – Wspaniale – odparła Asia. – Tylko jestem już bardzo zmęczona a przede mną jeszcze daleka droga. – Tak, wiem. Nie będę cię dłużej zatrzymywać – mówiła ze smutkiem w oczach – cieszę się, że mnie odwiedziłaś i nie wiesz nawet ile mi twoja obecność przyniosła radości, proszę więc przyjmij ode mnie mały podarek, który możesz zabrać ze sobą do domu – mówiąc to czarownica wyjęła z kieszeni swej sukni mały sopel lodu. – To jest sopel lodu – mówiła – ale nie jest to zwykły sopel, jest czarodziejski, nigdy się nie rozpuści i zamrozi wszystko czego dotknie. – Jak tylko wrócę do domu zamrożę sobie herbatę – odparła Asia z uśmiechem na ustach – dziękuję – dodała chowając prezent do kieszeni i stojąc na skraju lodowej góry patrzyła na dróżkę, która miała ją zaprowadzić w kolejną nieznaną i czarodziejską podróż. – Asiu siadaj na mój grzbiet, zaniosę cię do następnej czarodziejskiej krainy – zaproponował niedźwiadek Florian – droga ta jest bardzo długa, a i mogłabyś zasłabnąć w zaspach... Asia spojrzała na czarownicę z zadowoleniem. – My też chcemy ci towarzyszyć – ćwierkały sikorki – będziemy śpiewać nad twoją głową, żeby ci było weselej. – Dziękuję – odparła, po czym zwróciła się do czarownicy i stojących obok jej stóp fok – żegnajcie przyjaciele. Do widzenia. – Mam nadzieję, że mnie jeszcze kiedyś odwiedzisz – pomachała na pożegnanie czarownica. – Na pewno. Teraz wiem, że wystarczy tylko przeczytać tę baśń, żeby was odwiedzać – odpowiedziała Asia po czym wspięła się na niedźwiedzi grzbiet i na nim podążyła za horyzont. – Tutaj musimy zawrócić – stwierdził zmęczony od wędrówki Florian. – Jesteśmy zimowymi zwierzętami a za tym zakrętem kończy się nasza kraina – zaćwierkały sikorki. Asia leniwie zeskoczyła na ziemię. Bardzo jej odpowiadała ta wędrówka i jej towarzysze. – Do widzenia – powiedziała cmokając Floriana w nos. – Do widzenia Asiu – odparły zwierzęta. – Każdego dnia patrząc na krzew będziemy myślami z tobą. Zwierzęta odeszły a Asia w ogóle nie znużona drogą ochoczo pobiegła na wzgórze bo wiedziała, że za nim mieszka ktoś kogo odwiedzić musi, żeby móc wrócić do domu. Rozdział 3 Wzgórze pokrywała ukwiecona polana, wokół której zabawnie trzepotając swymi skrzydełkami fruwały motylki. Ciepłe promyki słońca ogrzewały Asię, nieśmiało łaskocząc po pleckach, które zmarzły nieco, wystawione na mroźne, arktyczne powietrze. Krajobraz jaki ją otoczył, ciepły i kolorowy, rozpościerał swe ramiona tuląc ją, jak matka tuli do piersi swe dziecko. W powietrzu czuć było przyjazną atmosferę. – Ale co to? W dolinie spostrzegła niewielką chatę. Zbiegła czym prędzej ze wzgórza nie mogąc się doczekać kogo w niej zastanie. Kiedy podeszła nieco bliżej, spostrzegła, że chata nie wygląda tak, jak zazwyczaj wyglądają chaty. Była inna... Brązowe deski olchowego drewna były prawie niewidoczne. Jakaś kleista, żółta maź wypływając z komina, okiennic i ścian owiła ją sobie i wypływając nieco na ogród tworzyła niewielki tor jakby wulkanicznej lawy. Nie było sposobu żeby można to było jakoś ominąć. – Co to może być? – zapytała Asia samą siebie i postawiła krok prosto w kleistą maź – klei się to jak błoto – zauważyła i zrobiła kolejny krok. – Ooo... aaa... ratunkuuuu... – Asia poślizgnęła się tak, że sama nie wiedziała kiedy uderzając w drzwi wpadła do środka chaty. PLASK, PLASK – robiła żółta maź pchając Asię do środka. Asia zakręciła się wokół siebie... i BĘC, wpadła pupą na samym środku izby prosto w puchową, kleistą ciecz. Izba była duża i pusta. Brakowało nie tylko jej mieszkańca, ale i szafek, stołu oraz krzeseł. Nie było w niej nic prócz kipiących okiennic, które wypluwały z siebie żółte to coś. Nagle jakaś duża kropla spadła Asi na twarz. Unosząc głowę spostrzegła, że i z sufitu ścieka żółta maź. – Ojejku, tutaj jest jak w jaskini. Nawet z sufitu kapie. Tylko co to jest? – zapytała siebie ponownie i siedząc ciągle na podłodze uniosła oblepioną dłoń, żeby ją oglądnąć – hmm... – zastanawiała się. – Jest mięciutkie... żółte i prawie bez zapachu – włożyła palec do ust. – To MASŁO!!! – krzyknęła. – A niech to. Domek z masła – stwierdziła z zachwytem i uniosła się na nogach, żeby wstać ale masło nie pozwoliło jej na to. Jakby specjalnie ślizgnęło się pod jej stopami i znów robiąc PLASK, PLASK zakręciło nią tak, że... BĘC – jej pupa spoczęła tam gdzie przedtem siedziała. Asia nie poddała się. Ślizgając się w cieczy, na czworakach podeszła do ściany i opierając się o nią ponownie zaczęła wspinać się na nogi. Ale nogi odmawiały posłuszeństwa raz jedna się rozjechała prowokując masło do mówienia PLASK, a kiedy Asia z trudem utrzymując równowagę naprowadziła ją na swoje miejsce, wtedy rozjechała się druga prowokując masło do mówienia PLASK. A kiedy i ona z trudem powróciła na swoje miejsce rozjechała się ta poprzednia i znów następna i poprzednia i tak się Asia szybko ślizgała a do tego tak machała rękami, żeby tylko się nie wywrócić, że niosło ją masło po całej izbie i ślizgało nią, jak ślizga się cukierkiem w buzi. Dookoła słuchać było tylko: PLASK, PLASK i BĘC. PLASK, PLASK i BĘC. Tego Asia już nie wytrzymała. Była cała brudna i zła. – Uch – prychnęła ze złością. – Ja ci pokażę – znów wspięła się na nogi. Ale nogi jak to nogi – ślizgały się, a masło jak to masło – ślizgało nogami. I znów szumiało w chacie PLASK, PLASK i BĘC. PLASK, PLASK i BĘC. – A kto tu jest?! – rozległ się obcy, kobiecy głos. Asia oglądnęła się za siebie. W drzwiach stała kobieta. To znaczy Asi wydało się, że ona stała, bowiem po chwili dostrzegła jednak, że kobieta siedzi na miotle nieruchomo i nie dotykając stopami podłogi wisi nad nią bezpiecznie. – Cha, cha – zaśmiała się czarownica – aleś się popaprała tym masłem – stwierdziła– nie domyjesz się tego. Mama ci pokaże jak wrócisz tak do domu. – Och, to co ja mam zrobić? Nawet nie mogę wstać – powiedziała ze smutkiem Asia. – Bo widzisz, taki mam dom – stwierdziła maślana czarownica. – Ja to dopiero mam problem, muszę w nim mieszkać. Co ubiorę łopatą trochę masła, żeby zrobić tu porządek, to ono na nowo wypływa. Błędne koło. Nie mogę sobie z tym już dać rady, dlatego nawet nie chodzę po nim, tylko fruwam. To masło jest złośliwe. – Jak ja mam teraz wstać? – zapytała Asia. – Poczekaj, podfrunę do ciebie i usiądziesz na mojej miotle obok mnie. Potem polecimy do źródełka, żebyś mogła doprowadzić się do porządku przed następną wędrówką. – Dobrze – odparła Asia przygotowując się do wykonania polecenia. Czarownica podfrunęła do Asi podając do niej dłoń. Asia wspierając się na niej walczyła z masłem i swymi nogami, które nieposłuszne jej, ciągle się rozjeżdżały. Raz ją ciągnęło masło, a raz czarownica próbująca wydobyć ją z masła. Tak się szamotali, że czarownica ledwo utrzymywała się na miotle. Złośliwe masło nie dawało za wygraną. Klejąc się coraz mocniej do Asi sapało z całej siły: PLUM, PLUM... PLASK... PLUM, PLUM... PLASK... I BĘC – w maśle wylądowała Asia, czarownica i jej miotła. – A nich to. Uch... – powiedziała ze złością czarownica. – Teraz to dopiero z niego nie wyleziemy. Asia westchnęła smutno. – Na dodatek wykleiła się w nim moja miotła, teraz nie będzie fruwać. I powiedz mi Asiu, jak ja mam tu żyć? – Nie wiem proszę Pani – odparła Asia. – Widzisz moje dziecko, można się w tym maśle taplać i jest to zabawne, ale jak taplasz się w nim cały czas, staje się to męczące. Asia wiedziała o tym dobrze. Była zmęczona zmaganiem z masłem i chciała się jak najszybciej z niego wydostać. – U nas masło nie stwarza tylu problemów – powiedziała do czarownicy. – U nas jest zapakowane w papierek i włożone do lodówki, żeby było twarde. Zaraz, zaraz – pomyślała Asia – a może zamrozimy je? – zaproponowała przypominając sobie sopel, który otrzymała od lodowej czarownicy. Sopel lodu, który mógł zamrozić wszystko czego dotknie. – Doskonała myśl, tylko jak to zrobisz? Asia wyjęła sopel z kieszeni i nie myśląc już o niczym dotknęła nim leżącego na podłodze masła. Masło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki zamarzło nie tylko pod nią i pod siedzącą na podłodze czarownicą, mróz, który go dotknął rozszedł się po całej izbie, dotykając sobą ściany, okiennice a nawet sufit. Produkcja masła ustała, nie wylewało się już z okiennic i nie kapało z sufitu. – Jesteśmy uratowane. Hura... – krzyknęła z radości czarownica. – Wydaje mi się, że nie podziała to na długo, dlatego proszę przyjąć ode mnie ten sopel i kiedy tylko Pani będzie chciała sobie zamrozić masło, zrobi to Pani bez większego trudu – powiedziała Asia wręczając czarownicy sopel. – Och, dziękuję. Jestem taka szczęśliwa – mówiła czarownica podnosząc się lekko z podłogi – popatrz, masło już z nami nie walczy – stwierdziła z zadowoleniem. – Jak mam ci podziękować moje dziecko? Wiem!... mam wspaniały pomysł! Teraz, masło jest zamrożone i choć jest nadal śliskie, to już nas do siebie nie wciąga. Będzie się po nim doskonale ślizgać. Asi pomysł ten wcale się nie spodobał. Miała już dosyć masła i wszystkiego co jest z nim związane. – Chodź ze mną. Poślizgamy się, to będzie doskonała zabawa – powiedziała czarownica ciągnąc Asię za sobą. – Najwięcej masła lało się zawsze z komina – mówiła czarownica – spływało więc wzdłuż dachu wprost do ogrodu, będzie to najwspanialsza, najwyższa i najdłuższa maślana zjeżdżalnia jaką kiedykolwiek widziałaś – stwierdziła. – A jak niby mam się dostać na dach? – zapytała zaskoczona pomysłem czarownicy Asia. – Jak to jak? Na miotle – odparła. Asia nie do końca przekonana słusznością tego pomysłu, usiadła na miotle tuż za czarownicą i już po chwili obie stały na dachu chaty przyglądając się torowi, jaki zrobiło sobie płynące tutaj masło. Teraz tor był zamrożony. – Jazda! – krzyknęła zachwycona czarownica, po czym usiadła na pupie i odpychając się rękami od komina szybkim ślizgiem zjechała na dół. – Asiu, teraz twoja kolej! – krzyknęła do niej czarownica. Asia widząc, że czarownica się nie potłukła usiadła na pupie i tak samo jak ona odepchnęła się od komina. – Jazda! – krzyknęła. – Och jak wspaniale! – zachwyciła się Asia. – A nie mówiłam – stwierdziła czarownica. – Siadaj na miotłę pozjeżdżamy trochę. Jazda była wesoła ale też bardzo męcząca. Nie wiadomo kiedy, Asia, siedząc na dachu maślanej chaty, przygotowując się do następnego zjazdu zapatrzyła się w pomarańczowe, zachodzące słońce i – zasnęła. Czarownica z cichym uśmiechem na ustach ujęła Asię w ramiona i z gracją sfrunęła do izby, gdzie kładąc ją obwinęła w maślany kłębuszek. – Śpij, moja Asiu z dobrym serduszkiem – westchnęła cicho czarownica. – U nas noc jest bardzo krótka, więc śpij, Asieńko, śpij – dodała ponownie po czym także zmożona jazdą, usnęła. Ta noc okazała się tak samo krótka jak poprzednia, ale też tak samo wystarczająca. Asia nie czuła zmęczenia. W doskonałym humorze wyplątała się z maślanego kłębuszka i otrzepawszy sukienkę rozglądnęła się wokoło. Czarownicy nie było. Małymi kroczkami przemierzyła izdebkę i otworzyła drzwi. Jasno świecące słońce rozgrzewało przyklejone do chaty masło. Wtem, zauważyła, że przy niskim płocie jaki otaczał chatkę stoi duża łopata. – Oho! – powiedziała– trzeba zrobić porządek z tym masłem zanim roztopi go to słońce i zacznie na nowo wypływać ze ścian. Czym prędzej wzięła łopatę do rąk i machając nią uwijała się z pracą. Po krótkim czasie przed chatą leżała potężna góra masła, a chata połyskiwała brązowymi deskami, uwidaczniając prawdziwą wiejską chatkę. Z chmur wyłoniła się maślana czarownica, która lecąc na miotle mówiła z zachwytem. – Och Asiu, poradziłaś sobie z tym okropnym masłem, z którym ja nie dawałam sobie rady. Jesteś wspaniałą dziewczynką. – Musi Pani pamiętać, że mocne słońce rozgrzewa masło i trzeba je często zamrażać, żeby nie wyrządziło dużych szkód. – Och, ale to już jest mały problem. Grunt, że mam na to rozwiązanie. Teraz jest tu tak pięknie i tak czysto, że mogę się normalnie urządzić. Mogę wstawić krzesła i stół i nie martwić się, że wszystko zostanie wchłonięte przez masło. Jak mogę ci podziękować moje dziecko? – powiedziała ze wzruszeniem czarownica. – Proszę przyjmij ode mnie mały prezent – Mówiła wchodząc do chaty, aby po chwili z niej wyjść z małym pakuneczkiem. Asia nie mogła się doczekać co otrzyma od czarownicy. – Jest to kostka masła. Czarodziejskiego masła, które zawsze będzie świeże i zawsze będzie rosło, ale tylko do granic tego papierka, które je owija. Możesz zabrać je do swojego domu i już nigdy mama nie będzie kupować masła, bowiem zawsze je będzie miała całe i świeże. – Dziękuje – powiedziała Asia chowając prezent do kieszeni. – Muszę już iść, przede mną daleka droga. – Do widzenia Asiu i dziękuję – pomachła na pożegnanie. Asia stanęła na skraju polany, która uwiła sobie małą dróżkę w stronę lasu. Wiedziała, za parawanem drzew mieszka ktoś, kogo odwiedzić musi, żeby wrócić do domu. Rozdział 4 Las pachniał jagodami. Smakowicie i świeżo. Nagle Asi zaburczało w brzuszku. Była głodna. Nic dzisiaj jeszcze nie jadła, a i wczoraj jadła nie za wiele – same lody. Tęskniła za świeżą bułeczką z masłem. To drugie miała, ale przecież samego masła się nie je. Strudzona drogą przysiadła na niskim kamyku. Las wydał się jej wspaniały. Na konarach drzew ścigały się wiewiórki, wytyczając sobie zawody, która z nich nazbiera więcej orzeszków na zimę. – Asiu, może poczęstujesz się orzeszkiem – powiedziała jedna z nich widząc zaciekawione i głodne oczy Asi. – Och, tak. Dziękuję. Jestem taka głodna – odparła z wdziękiem. – A ja ci nazbieram jeszcze trochę jagódek – zaproponowała druga. – Kochane wiewióreczki. Dziękuję – uśmiechnęła się Asia posilona garstką jagód i dwoma małymi orzeszkami – nie wiecie, czy daleko jest do domu kolejnej czarownicy, którą mam odwiedzić? – zapytała wiewiórek. – Wiemy – odparły chórem. – Pewnie, że wiemy. Tuż za tymi dwoma drzewami na zakręcie. – Dlaczego nie pomyślałam o tym wcześniej – mówiła teraz jedna z nich z uśmiechem machając rudawą kitą – przecież ona lubi dużo jeść. Ta czarownica świetnie gotuje i na pewno się z tobą podzieli. – Dziękuję – odparła Asia.Szybciutko uniosła się z kamyka i biegiem podążyła za zakręt, za którym rosły dwa ogromne dęby.Rzeczywiście, tuż za nimi połyskiwał w słońcu niewielki, leśny domek. Ale nie był to zwyczajny domek, wyglądał nieco inaczej... dachówki, okiennice, drzwi a nawet płot wyglądał pulchnie i apetycznie jak... jak piernik. Tak, chata zbudowana była z pierników. – Asia poczuła teraz taki głód, że nie umiała go w sobie opanować. Nie patrząc na nic podbiegła do ogrodzenia i uszczerbując sobie trochę wzięła do ust. – Cha, cha, cha – zaśmiał się kobiecy głos – ale jesteś pazerna i głodna. Każdy kto tu przychodzi niszczy mi albo ogrodzenie, albo okiennice, albo drzwi. – Przepraszam – powiedziała Asia płochliwie spuszczając ze wstydu wzrok. – jestem taka głodna, a to wygląda tak apetycznie. – Wiem, wiem. Żadna z moich sióstr nie poczęstowała cię niczym treściwym – mówiła rozbawiona i ku zaskoczeniu Asi czarownica wcale się na nią nie gniewała – cha, cha, cha. Założę się, że jadłaś wyłącznie lody. Mam rację? – zapytała Asię. – Tak. – Chodź do środka, właśnie będę wyciągać świeżą partię pierników z pieca, a tego co ugryzłaś lepiej wyrzuć, jest stary i suchy, jak cały ten płot. Cha, cha, cha. Zajmą się nim leśne ptaki. No chodź już moja mała, bo za chwilę padniesz mi tu z głodu a ja przypalę pierniki. Czarownica wprowadziła Asię do izby. W środku unosił się przepyszny aromat słodkiego ciasta. Było tu ciepło i przytulnie, a do tego nadzwyczaj kolorowo. Przy ścianie stał wielki chlebowy piec, który chowając w sobie śmietankowe bułeczki i kakaowe pierniczki dyszał cały strudzony gorącem jaki w sobie mieścił. Kolorowe okiennice nawet w środku chaty przystrojone były piernikami i cukiereczkami. Pośrodku stał duży stół, a dookoła niego porozstawiane krzesła zapraszające do pysznej wieczerzy. Czarownica krzątała się wokół pieca, wystawiając ogromny i tłusty od łakoci tyłek. Cała była ogromna. Przepasana kwiecistym fartuchem zdawała się nie do pokonania, nawet przez większego od siebie olbrzyma. – Powąchaj jak cudownie pachną – powiedziała czarownica kładąc świeże pierniczki na stół – uważaj, jeszcze są gorące. Możesz się poparzyć – pouczyła. – Nie mogę się już doczekać – niecierpliwiła się Asia sięgając po piernika. – Jedź dziecko na zdrowie. Może ci się trochę utyje, jesteś taka chuda. Na te słowa Asia przypomniała sobie bajkę o Jasiu i Małgosi. Jak czarownica zamykając Jasia w komórce chciała go utuczyć a potem zjeść. Czyżby napisali w niej prawdę? Czyżby i ją chciała czarownica utuczyć, żeby potem zjeść? Muszę uważać i jak najszybciej stąd zmykać. Nie warto ryzykować. – Smakują? – zapytała czarownica patrząc jak Asia pochłania z apetytem ostatni kawałek. – Są pyszne – odparła Asia – co Pani dodaje do środka? – Mąkę, jajka, trochę cukru i kakao – odpowiedziała jej czarownica. – Moja mama robi podobne ale dodaje jeszcze świeżych jagód i masło. Dziwię się, że nie dodaje Pani jagód, tyle rośnie w lesie, sama widziałam. – Zjadłaś mi całą porcję, więc może kolejną przyrządzimy według przepisu twojej mamy. Pójdź tam do komórki i wyciąg z niej jajka – powiedziała czarownica. Asia zamarła ze strachu. Teraz była pewna, że czarownica chce ją tam zwabić, żeby potem zjeść. – Czegoś tak pobladła Asiu? – zapytała czarownica. – Och pochorowałaś się? To na pewno z przejedzenia, zjadłaś dwanaście pierniczków – stwierdziła. Ale to nie z tego Asia pobladła, tylko ze strachu. Musi czarownicę zapytać wprost, bo inaczej wyskoczy jej serce. – Czy to prawda... – jąkała się – czy to prawda, że chciała Pani zjeść Jasia i Małgosię? – zapytała w końcu. – Czy co? – uniosła się czarownica. – Jasia i Małgosię? To prawda, że mnie kiedyś odwiedzili, ale ich nie zjadłam. Skąd przyszło ci coś takiego do głowy. Asiu, czy ty się mnie boisz? – Tak – powiedziała cichutko – kiedyś ktoś napisał, że chciała ich Pani zjeść i że oni wsadzili Panią do pieca. – Jak widzisz mam się całkiem dobrze. Nie mnie powinnaś się obawiać – stwierdziła.Asi ponownie szybciej zabiło serce. – A kogo? – zapytała – Jeżeli którejkolwiek z nas powinnaś się bać to tej... bez serca – odparła. – Bez serca? – powtórzyła Asia głośno przełykając ślinę. – To znaczy ona ma serce, lecz z kamienia. Nikogo nie kocha i niczego dobrego nie czuje, żadnej miłości czy wdzięczności. Nic. – O jejku, czy ci co ją odwiedzają uchodzą z życiem? – Tak, chyba tak. A może przechodzą z daleka jej domu? Nie umie ci na to odpowiedzieć. Ale na pewno nikogo nie zje, a już na pewno nie taką słodką dziewczynkę jak ty. Asia nieco się uspokoiła i postanowiła zaryzykować wyprawę po jajka do ciemnej komórki. – Dobra mamy jaka, cukier i mąkę, może pójdzie Pani po jagody a ja przygotuję ciasto – powiedziała Asia. – Och, z radością odpocznę w lesie, od tego ciągłego zaprawiania ciasta bolą mnie już ręce. Musisz wiedzieć, że nie tylko swój apetyt potrafię zaspokoić. Przychodzą do mnie sarenki, wiewiórki a nawet wilki. Dla nich najczęściej piekę placki z pszenicy i otrąb, przepadają za nimi. Ale masz rację, że powinnam także zrobić parę łakoci z jagód i czego...? – Masła – przypomniała jej Asia. – Och to będzie problem, bo ja nie mam masła. Jajka to mi dadzą ptaszki, cukier znajdę w rzece, a kakao w mysiej noże, ale masło? Naprawdę dziwna ta kraina – pomyślała Asia – żeby cukru szukać w rzece a kakao w mysiej noże – zadumała się patrząc jak czarownica odchodzi niosąc koszyczek na jagody – zrobię jej niespodziankę i upiekę maślane bułeczki, takie, jakie robiła mi mama – pomyślała – i zanim wróci jedna porcja będzie gotowa, a drugą nastawimy z jagodami. Asia czym prędzej wzięła się do pracy. Stawiając na stole niewielki rondelek wsypała cukru, wbiła jajko, dodała mąkę oraz kostkę masła, gdy nagle... w pustym papierku pojawiła się świeża kostka masła, a to, które włożyła do garnka, rozlało się i samo rozrobiło z mąką, jakiem i cukrem. –Jejku, jejku. Oczom nie wierze – zachwyciła się tym widokiem – ciasto miesza się samo! Zostawię to magiczne masło piernikowej czarownicy, nie będzie już się tak męczyć zarabianiem ciasta. Będzie zachwycona. A jeszcze jak poczuje ich maślany smak... Asia szybciutko zawinęła ciasto w rogaliki i włożyła do rozgrzanego pieca. Korzystając z chwili wolnego czasu jaki miała zabrała się za porządki. Starła stół z okruchów, umyła naczynia i pozamiatała sień. Po chwili czuć już było zapach świeżo pieczonych bułeczek. Asia, uważając żeby się nie poparzyć wyjęła je z pieca i ułożyła na talerzu, który leżał na stole. W tej samej chwili do izby weszła czarownica z pełnym koszykiem jagód. – A cóż tu tak pięknie pachnie? – zapytała. – Maślane bułeczki według przepisu mamy – odparła Asia – o widzę, że są jagody, zaraz dołożę do pozostałych bułeczek, ale najpierw musi Pani spróbować te, które właśnie wyjęłam z pieca. Czarownica złapała za rogalik i ze smakiem włożyła do ust. – Jest pyszny, taki mięciutki i wcale nie suchy jak te moje – przyznała sięgając po następną porcję – powiedź, co do niego dodałaś? – Po za tym co dodaje Pani, to masło. – Masło? – zdziwiła się czarownica – takie zwykłe masło, ma taki wpływ na smak, ho, ho. – Proszę, może je sobie pani zatrzymać – powiedziała Asia wręczając kostkę masła czarownicy, kostkę, która przed chwilą się skończyła, a teraz była calusieńka. – Pani bardziej potrzebuje tego masła niż ja – stwierdziła Asia – mam nadzieję, że wymyśli Pani dzięki temu jakieś nowe przepisy. – Och, tak. Na pewno – cieszyła się czarownica. – Asiu, dawno nikt nie obdarował mnie prezentem. Stokrotnie ci dziękuje moje dziecko i chcę, żebyś i ty ode mnie przyjęła prezent. Czarownica poszła do komórki a po minucie niosąc coś za plecami podeszła do Asi. Pewnie jakiś stary piernik – pomyślała Asia – żeby tylko był słodki. – Proszę – mówiła czarownica wręczając Asi prezent. – Jest to piernik, czarodziejski piernik. Możesz go jeść i jeść a on zawsze będzie cały i świeży, a jak go przełamiesz w pół to zrobią ci się dwa, zupełnie całe. Tylko uważaj nie łam go za wiele, bo będziesz ich miała dużo a każdy z nich będzie taki sam duży i czarodziejski jak ten. – Dziękuję – odparła Asia chowając prezent do kieszeni. Potem wzięła koszyczek jagód i podeszła z nim do pozostałych bułeczek, gdzie sypiąc nimi, zawinęła w rogale i wsadziła do pieca – zaraz będziemy mieć maślane bułeczki z jagodami – powiedziała do czarownicy. Czarownica z zachwytem zaklaskała w dłonie. Asia znów stanęła na polnej ścieżce zastanawiając się dokąd ją zaprowadzi. Jeszcze raz odwróciła się do czarownicy, żeby jej pomachać. Czarownica stała w progu z talerzem jagodowych wypieków. – Do widzenia Asiu – powiedziała czarownica – odwiedzisz mnie jeszcze kiedyś? – Oczywiście, że tak. Przyjdę spróbować Pani nowych przepisów na maślane bułeczki – odparła Asia i ruszyła przed siebie. Rozdział 5 Asia szła wzdłuż drogi pokrytej czerwonymi kamyczkami, które wygrzewając się w słońcu intensywnie połyskiwały. Nagle droga się skończyła, a Asia stanęła przed zieloną rzeką płynącą z dołu do góry. Naprawdę dziwna ta kraina – westchnęła cicho nie wiedząc co dalej robić. – A ku-ku – powiedziało coś.Asia rozglądnęła się wokół, ale niczego nie spostrzegła. – A ku-ku – powtórzyło po czym plusnęło do wody. – Kto tu jest? – zapytała Asia. – A ku-ku – szary i mokry łepek wyłonił się z rzeki. – Kim jesteś? – zapytała dziwnego stworka. – Hi, hi, hi szopem – odparło zwierzątko. – Ale ty jesteś pluszowy – Asia nachyliła się do niego nie wierząc temu co widzi. Rzeczywiście pluszowa zabawka nie dość, że kąpała się w rzece, to na dodatek z nią rozmawiała. – A ku-ku. Hi, hi, hi – pojawił się następny szary łepek. – O jejku, ile tu pluszaków – zauważyła. – Powiedzcie mi proszę, gdzie znajdę drogę do następnej czarownicy, którą mam odwiedzić? – Tu. Hi, hi, hi. A ku-ku – powiedział następny szary łepek wyłaniający się z wody. – Mam płynąć rzeką? – zapytała. – Nie, hi, hi. Masz wejść na tęczę – odparło to pierwsze. – Na jaką tęczę? – Z wyobraźni – drugi szop wesoło pokiwał główką. – Co? – Asiu, musisz wejść na tęczę, którą zobaczysz w swojej wyobraźni. Ona jest mostem przez tę rzekę – powiedziało inne zwierzątko stojące pod jej stopami. – Mysz!!! Ratunku!!! – Asia wystraszyła się nie na żarty. – EŚTYYYY, myszy się boisz? – odparła myszka.Asia nachyliła się nad nią, pilnie obserwując. – Ty też jesteś pluszowa – podskoczyła z odkrycia. – No i co? – odparła zawiedziona mysz – słuchaj no, bo nie będę powtarzać... chcesz wrócić do domu? – Tak– przyznała Asia. – Tutaj jest most – wskazała w pustą przestrzeń jaką było powietrze – tęczowy most. – Nie widzę – odparła Asia. – Musisz to sobie wyobrazić – pouczyła mysz. – Tak z pamięci, hi, hi – zaśmiał się szop. – Musisz go sobie wyobrażać cały czas, jak przerwiesz, to wpadniesz do wody. Rozumiesz? – Tak – powiedziała Asia mrużąc oczy i próbując sobie wyobrazić tęczę – chyba nie dam rady – odparła zrezygnowana nieudaną próbą. – Asiu, wszyscy dają radę, to dlaczego ty byś nie miała dać – popiskiwała mysz. Asia zaparła się na piętach i wysilając z całej siły wzrok wyobraziła sobie... wyobraziła... jak żółty promyczek tęczy przeskakuje za rzekę tworząc most, za nim przeskoczył pomarańczowy, a kiedy już to zrobił przykleił się do żółtego. Potem wyskoczył czerwony i zahaczając się o trawę po drugiej stronie rzeki, przykleił się do pomarańczowego, tuż za nim wyskoczył zielony, potem niebieski i fioletowy, a kiedy tęcza była gotowa wszystkie zwierzęta zaklaskały. – Brawo, brawo udało ci się – piszczała mysz – trzymaj ten obraz w wyobraźni dopóki nie przejdziesz przez most. – Postaram się – powiedziała Asia i weszła na tęczę. – My cię będziemy łapać, my cię będziemy łapać – wołały pluszowe szopy.Asia zerknęła na nie znacząco. – Tak, na wszelki wypadek – jęknął jeden z nich. Nie przerywając myśli, że przechodzi przez most, szybciutko przebiegła przez tęcze na drugą stronę rzeki, gdzie wiedziała, że mieszka ktoś, kogo odwiedzić musi aby powrócić do domu. Odwracając się pomachała pluszakom. – Pa, pa Asiu – zawołały zwierzęta – i uważaj na małe wiedźmy, potrafią być bardzo dokuczliwe. Asia stanęła na kolorowej łące i zaczęła przyglądać się kwiatom, które na niej rosły. Były, bardzo dziwne, jakby namalowane farbami zlewały się w wyrysowany na papierze krajobraz. Pluszowe zwierzęta, tęczowy most i pomalowane kwiatki – pomyślała ciekawa co ją jeszcze może spotkać. Nagle tuż nad jej głową coś zafurczało. Unosząc do góry wzrok zobaczyła... zobaczyła jak niewielka czarownica frunie na miotle, a za nią następna i następna i jeszcze jedna i kolejna... – Jejku ile ich może być? Przecież miałam ich odwiedzić siedem... a tu jest – Asia zaczęła liczyć latające nad jej głową czarownice – jeden, dwa, trzy – liczyła szybciutko – Też siedem. Tutaj jest kolejnych siedem czarownic. Chyba nigdy nie wyjdę z tej baki – westchnęła. – Dziewczęta, raz, dwa, trzy, Baba Jaga patrzy – z oddali zawołał kobiecy głos. Czarownice tak szybko jak się pojawiły, tak samo szybko znikły, a Asia znów szła przed siebie. Wtem, jej oczom ukazał się zdumiewający widok. W dolinie, na króciutkiej murawie stał dom, wielki dom. Ale nie był on taki zwyczajny, był inny. Okrągłe balkony, niczym drewniane beczki kleiły się do jego ścian podparte wielką niedźwiedzią łapą. Z niedźwiedziego ucha uchodził dym, zaś miedzy stopami stała kolorowa czarownica. Tak, dom zbudowany był na kształt pluszowego misia, który podtrzymywał balkony wyryte z miodowej beczki. – Dziewczęta, przywitajcie się z Asią – powiedziała kolorowa czarownica, która ubrana była w pluszowe zabawki, tak, jak w zwyczajną suknię. – Dzień dobry Asiu – odparło siedem małych czarownic, które widziała wcześniej Asia jak fruwają po niebie. – Jestem nianią – mówiła kolorowa czarownica – a to są córki moich sióstr – wskazała na małe czarownice. Dopiero teraz Asia przyglądnęła się im uważniej. Każda z nich była dokładnym odzwierciedleniem swojej mamy. Pierwsza miała patykowe włosy, druga lśniącą i lodową suknię, trzecia była całkiem brudna od masła, czwarta nieco gruba z nosem jak kurzy dziób, piąta ubrana w zabawki jak jej mama, szósta też trochę tęgawa i siódma – kryjąca smutną i kamienną twarz. – Do mnie należy ich wychowanie – pochwaliła się niania. – Możemy zaczarować Asię, będzie z niej piękna lalka – zapytała córka lodowej czarownicy. – Co? – wzburzyła się Asia. – Dziewczęta, Asia jest naszym gościem – odparła niania. – Chociaż na chwilkę, pobawimy się nią, a potem odczarujemy – prosiła córka maślanej czarownicy. Asi przeleciały ciarki po plecach na samą myśl, że mogłaby zostać zaczarowana. – Nie!– stanowczo zaprotestowała niania – wystarczy, że wszystkie zwierzęta są zaczarowane w zabawki. Z Asią możecie się pobawić... na przykład... na przykład w chowanego! – Eeeeeeee – mruczały małe czarownice z niezadowolenia. – Wiem, w ganianego – entuzjastycznie zaproponowała córka czarownicy niani – ciekawe czy Asia nas złapie – zastanawiała się tupiąc stopą. Asia była nie zadowolona z takiego obrotu sytuacji, na dodatek przypomniała sobie słowa pluszowej myszy: „uważaj na małe wiedźmy, potrafią być bardzo dokuczliwe”. Jak ja mam sobie z nimi dać radę – pomyślała. – Bawcie się, a ja tym czasem pójdę przygotować salę do lekcji robienia mikstur. Po ostatnim wybuchu nie wiele z niej pozostało – powiedziała niania i odeszła. Przepadłam – pomyślała Asia – tylko w czarownicy niani miałam oparcie, teraz nic mi już nie pomoże. Te małe wiedźmy zrobią ze mną co zechcą, mają nade mną przewagę, bo znają czary. – Co by tu z nią zrobić? – zastanawiała się kamienna, malutka czarownica – może jednak zaczarujemy Asię i zanim wróci niania zdążymy się nią pobawić. – A jak się nam popsuje? – zapytała sióstr córka maślanej czarownicy. – To powiemy niani, że Asia odeszła – powiedziała jedna z grubszych czarownic.Muszę coś z nimi zrobić zanim one wymyślą co zrobić ze mną – pomyślała Asia – może... o wiem! – Dziewczynki– zaczęła z nimi rozmowę – może macie ochotę na deser – zaproponowała. – Deser? – oblizała się druga, gruba czarownica – proponujesz, żeby cię zjeść? – Nie mnie – przestraszyła się Asia – tylko piernika. Jest naprawdę przepyszny. – I słodki? – zapytały chórem. – Tak, bardzo słodki – odparła Asia. – Daj nam, daj – prosiły podchodząc do niej coraz bliżej. – Dam wam, ale dopiero jak wykonacie moją prośbę. Piernik będzie w nagrodę. – Dobrze, co tylko chcesz Asiu – mówiły zgodnie – ale dasz nam potem piernika? – Tak. – Słuchamy. – Proszę was, żebyście odczarowały zwierzęta i nigdy więcej ich nie czarowały. Musicie wiedzieć, że jest im w takiej... no, pluszowej skórze bardzo niewygodnie. I tak się nimi nie bawicie, po co więc mają cierpieć. Czarownice zaczęły spoglądać jedna na drugą. – Że niby co? Że niby mamy odczarować pluszaki? – Dawno nie jadłyście słodyczy prawda – Asia wyciągnęła z kieszeni piernik, żeby zachęcić nim czarownice. – Dobrze, ja mogę się na to zgodzić – oblizała się pierwsza z tych grubszych. – Ja w sumie też – oblizała się i druga z tych grubszych, z dziobem zamiast ust. – Zaraz, zaraz, ale jeden piernik nam nie wystarczy – zauważyła córka krzaczastej czarownicy. – Dam każdej z was tyle pierników ile tylko zechce, ale musicie obiecać, że nigdy już nikogo nie zaczarujecie – powiedziała Asia. – Skoro dasz nam dużo pierników to możemy ci to chyba obiecać c– powiedziała mała, krzaczasta czarownica spoglądając na siostry. – Tak – odparły zgodnie. Asia połamała piernik na siedem części, gdy nagle każda mała część powiększyła się i zamieniła w dużego jak przedtem piernika. Malutkie czarownice otoczyły Asię. – Dobra, pierników mam tyle ile dusza zapragnie, a teraz proszę żebyście odczarowały biedne zwierzęta. Łakome na łakocie czarownice posłusznie wzięły się do pracy. – Agra kadabra – mówiły razem – bum bilu bum. Niech skrzydlate fruwa a płetwiaste pływa. Krótko – sierstne biega a ogoniaste szuka bum bilu bum – zakręciły się w koło i wznosząc ręce do góry jeszcze raz krzyknęły głośno – BUM BILU BUM – z ich rąk popłynęła fala kłębiastego dymu. – Proszę oto wasz piernik – powiedziała Asia wręczając każdej po sztuce – możecie go sobie dzielić do woli a z każdego małego kawałka powstanie cały – odetchnęła z ulgą, że potrafiła sobie poradzić z nieznośnymi i rozpieszczonymi wiedźmami. Czarownice nie kosztując nawet czy im smakuje, zaczęły łamać go na drobne kawałeczki, a z każdego kawałeczka powstawał cały, duży piernik. Wkrótce leżały pod stertą pierników nie mogąc się z niej wygramolić. Jedna ciągnąc za włosy drugą torowała sobie drogę do wyjścia, ale pierników wciąż przybywało i przybywało. Asia zachichotała pod nosem i weszła do niedźwiedziego domku. Postanowiła szybko pożegnać się z czarownicą nianią i odejść. Wiedziała, że jak małe wiedźmy znudzą się piernikami mogą nie dotrzymać danej umowy i zaczarować Asię w lalkę lub pluszową zabawkę, a Asia miała już dość zmagań z tymi wiedźmami. – Hop, hop! – zawołała w poszukiwaniu czarownicy niani. Dom był ogromny i bardzo kolorowy. Dookoła walały się pluszowe zabawki, klocki, połamane samochodziki i lalki bez rąk i nóg. Jak można nie dbać tak o zabawki – pomyślała Asia – moje zabawki zawsze są równiutko poukładane na półeczce i czekają na swoją kolej do zabawy. – Hop, hop! Czarownico nianiu – zawołała znów. – Asiu, to ty mnie wołasz? – zapytała czarownica jakby z oddali. – Jestem w piątej sali. Asia podążyła korytarzem licząc mijane sale. Każda z nich nie miała drzwi lecz otwór w ścianie. Kiedy doszła do piątej oniemiała. Kolorowe mikstury parowały buzując w szklanych fiolkach zaczepione na metalowej spirali. Niewielkie rondelki z nieznaną zawartością śmierdziały nie do wytrzymania. Wszystko tu wyglądało tak jak w chemicznej pracowni. Zakrywając rękami nos zapytała: – Dlaczego tu nie ma drzwi? – Och, dziewczęta rozpiera energia, uwierz mi one nie mają czasu żeby normalnie chodzić. – Jak to? – zdziwiła się Asia. – Latają na miotłach – odparła czarownica – właśnie, a gdzie są dziewczęta? – Dałam im piernika, takiego czarodziejskiego, łamią go na kawałki, a z każdego kawałeczka powstaje cały. Teraz nie potrafią wyjść spod całej ich sterty. – Oj Asiu, Asiu – westchnęła czarownica – jesteś dobrą dziewczynką, nie to co one. Są nieznośne i pyskate. Nic mnie nie słuchają. Myślę więc, że powinnaś zmykać, zanim cię znów dopadną w swoje ręce. – Ma pani rację, ale jak wyjdę przed dom, to mnie zauważą. – Poczekaj dam ci prezent, który ci w tym pomoże – czarownica podeszła do wielkiego kufra, który stał przy tablicy, po czym wyjęła z niego pluszową kurę – to jest kura, czarodziejska kura, jak na nią wsiądziesz – będziesz latać, jak będziesz głodna – zniesie ci jajka, a jak będzie ci potrzebne pierze – skub ją do woli – w każdym przypadku zrobi to co zechcesz. Tylko uważaj, musisz zjeść szybko te jajka, bo jak nie, to wyklują się pisklaki. – Dziękuję – powiedziała Asia, po czym podeszła do balkonu i siadając na kurę, odfrunęła. Jak na pluszową kurę to leci całkiem sprawnie – pomyślała Asia lecąc ponad chmurami, kwiecistymi łąkami i zielonymi rzekami. W pewnej chwili podleciała do niej czarna wrona. – Kra, kra – mówiła do Asi. – Widziałam, widziałam wszystko. To ty uratowałaś pluszowe królestwo, kra, kra. Właśnie lecę do państwa królików opowiedzieć im o tobie. – O mnie? – zapytała zdziwiona Asia. – Tak, kra, kra. Przecież to ty zmusiłaś małe wiedźmy, żeby nas odczarowały. Sama widziałam. Kra, kra. Jesteś wspaniała i musisz wiedzieć, że zwierzęta są ci bardzo wdzięczne. – Naprawdę? – uradowała się Asia – powiedz mi proszę czarna wrono, gdzie mam szukać następnej krainy z czarownicą, którą mam odwiedzić? – Widzisz te drzewa – wskazała wrona – to jest bór, a w borze tym mieszka ta, którą odwiedzić musisz aby wrócić do domu. Ja tam nie mogę lecieć, to nie mój świat. – Do widzenia czarna wrono – powiedziała Asia i zatoczyła wielkie koło nad borem w poszukiwaniu polany, chcąc na niej wylądować. – Do zobaczenia Asiu – zawołała do niej wrona. Rozdział 6 Słońce powoli chowało się za horyzont. Jego słabe, czerwone promyki nie okazywały się pomocną dla Asi latarnią. Wiedziała, że musi czym prędzej odnaleźć następną chatkę nim nadejdzie zmierzch. Ale chatki nie było, polany również. – Co teraz pluszowa kurko? – mówiła Asia do swojego latającego pojazdu – nie ma nawet gdzie wylądować, co dopiero odnaleźć chatę. Jak całkiem zajdzie słońce zmuszone będziemy do nocowania na czubku jednego z drzew. Uch – westchnęła na samą myśl o nieprzespanej, nocy w dodatku siedząc na kurzym grzbiecie. Korzystając z ostatnich promyków słońca, rozglądnęła się za najwyższym drzewem, a kiedy go znalazła, wylądowała na jego czubku, po czym zrobiło się całkiem ciemno. Nastała noc. – Dobrze, że noce tutaj nie trwają długo, może uda się nam wytrzymać do rana – mówiła do pluszowego przyjaciela – tylko się nie wierć kurko, bo wylądujemy na ziemi, a to może się okazać trochę bolesne. I nagle... czubek drzewa, pękł na pół, spychając z siebie niechcianych gości. – Ratunkuuu.... – krzyczała Asia spadając w dół. Było zupełnie ciemno i Asia nie wiedziała kiedy i na co spadnie, wiedziała tylko, że pluszowa kurka jest blisko niej, i że się nie zgubi. – Aaaaaaaaa – wołała coraz głośniej. Ale to wcale nie uchroniło jej przed upadkiem. W ciemnej otchłani rozległ się plusk, potem poczuła wilgoć i zobaczyła blask. – Kto, to się pałęta po nocy – mruczała niezadowolona kobieta – a na dodatek wpada do mojego gara. Czyżby to była kolacja? Asia wytrzeszczyła oczy. Siedziała w kotle nad grzejącym się ogniskiem. Spojrzała w górę. Nad sobą dostrzegła wąską, kamienną rurę. Był to komin. – Proszę, proszę – mówiła Asia próbując się wygramolić z kotła – szukałam pani chatki cały wieczór i nie mogłam jej znaleźć, aż tu nagle, przez zupełny przypadek wpadam do niej i to przez komin, wprost do... – Asia polizała mokrą dłoń – wprost do rosołu – zaśmiała się a wraz z nią zdumiona wizytą czarownica. – Skoro już tu jesteś, to może zjesz ze mną kolację – mówiła czarownica, podchodząc do kotła i sprawdzając ile jeszcze w nim zostało rosołu. Od tego plusku sporo się wylało – Dla nas dwóch wystarczy – stwierdziła czarownica. – Dziękuję, zjem z apetytem, muszę przyznać, że na rosół mam ogromną chęć. – Siadaj moje dziecko – czarownica wskazała Asi krzesło. Krzesło było bardzo dziwaczne. Nie wyglądało tak, jak zazwyczaj wyglądają krzesła, było całe z pierza. Asia rozglądnęła się dookoła. Stół, kredens, łóżko oraz podłoga pokryta była puchowymi piórami, nawet czarownica, która nalewała właśnie do puchowego talerza rosół, miała na sobie mnóstwo piór. Była dokładnie taka jak jej mieszkanie. Małe, białe i milutkie piórka opływały wzdłuż ramion, tworząc włosy, a jej nos, zapewne z częstego jedzenia rosołu zamienił się w dziób, na dodatek była tak gruba, że nie mieściła się na krześle. – Posil się Asiu, a potem szybciutko do spania, bo już pewnie wiesz, że noce są u nas bardzo krótkie – powiedziała czarownica. Asia zrobiła dokładnie tak jak nakazała jej czarownica. Z apetytem zjadła rosół po czym ułożyła się wygodnie na puchowym łóżeczku i przytulając do siebie kurkę – zasnęła. – Jejku, jejku, co ja teraz pocznę – Asię obudził płacz czarownicy – co ja biedna pocznę! – Co się stało? – zapytała Asia wstając z puchowego posłania. W domku nie było nikogo, ale Asia dokładnie słyszała czyjś lament, postanowiła więc wyjść na zewnątrz, w nadziei, że dochodzi on stamtąd. I rzeczywiście, czarownica siedząc na niskim pniu załamywała ręce płacząc i przyglądając się pustym grzędom. – Co się stało? – powtórzyła pytanie. – Nie wiem, chyba lis porwał wszystkie moje kury– mówiła czarownica, z jej oczu płynęły łzy – moja zagroda jest pusta. Asia dostrzegła puste grzędy, połamane szczeble i porozbijane jajka. – Co ja teraz pocznę? – żaliła się czarownica – tak bardzo kochałam moje kurciki. Pieczone kurciki, kurciki w sosie własnym, panierowane i na maśle, udka w polewie jajecznej, no i rosołek, skrzydełka z piórkami, duszone piersiątka, nie wspomnę o jejeczku na twardo i smażonym, o koglu-moglu, ubitym, o i jajku wsadzanym – ryczała w niebogłosy. Nagle Asi przypomniała się kurka, którą dostała od czarownicy niani. Kurka, mogła znieść jajka, z których wyklują się pisklaki, z nich zaś wyrosną dorodne kurczęta, potem koguty i kury, a z nimi... do gara i będzie kurcik smażony, pieczony, nawet i wsadzany. – Niech pani nie płacze – powiedziała Asia – mam na to rozwiązanie. – Naprawdę, jakie? Asia pobiegła do chatki, stojącej na kurzej łapce i spod sterty piór na której w nocy spała znalazła swoją czarodziejską kurkę. – Proszę ode mnie przyjąć prezent – mówiła Asia wręczając ją czarownicy – to jest kurka. Jak posadzimy ją na grzędzie, zaraz zniesie jajka. – Och dziękuję – zachwycała się czarownica, i posadziła kurkę, tam gdzie powinna siedzieć – na grzędzie. Wtem, kurka rozgdakała się na dobre. – Ko, ko, ko zniosę jajek sto. Na kurcika pieczonego, na kurcika smażonego, na kogutka krzykliwego, który przegna liska złego, ko, ko, ko, zniosę jajek sto. – Kurcze w polewie migdałowej! – zachwycała się czarownica – oczom nie wierzę. Złote jajka rozsypały się po pustych grzędach, a z nich zaczęły wykluwać się puszyste i żółciutkie pisklaki, które rosły tak szybko, że po minucie cała zagroda roiła się od tłustych, dużych kur i piejących kogutów. – Och Asiu, dziękuję, dziękuję, dziękuję – uradowana czarownica klaskała w ręce – gdyby nie ty umarłabym z głodu. Kury to całe moje życie. – To widać, jest pani nawet do nich podobna – stwierdziła Asia. – Jak ci mogę podziękować – zastanawiała się czarownica – już wiem zrobimy sobie walkę na pierze, będzie bardzo wesoło. Czarownica weszła do chaty na kurzej łapce prowadząc za sobą Asię. Nagle schowała się za pierzaste krzesło i białą kulką z piór rzuciła w Asię. Asia nie miała gdzie się schować, więc kulka wylądowała na jej głowie rozsypując się w pył. Stała teraz obsypana piórami chichocząc z psikusa jaki sprawiła jej czarownica. Szybciutko ulepiła pierzastą kulkę tak jak w zimie lepiła podobne ze śniegu i szukając dziury w krześle rzuciła nią w czarownice. Pióra fruwały dookoła a Asia nie przestawała, śmiejąc się wraz z czarownicą bawiły się aż do południa. Wtedy zapiał kogut. Asia ocknęła się z zabawy przypominając sobie o rodzinie. Wiedziała, że jej droga powoli dobiega do końca i że już niedługo powróci do mamy i młodszego braciszka. Zmęczona śmiechem i zabawą usiadła na krześle. – Dlaczego masz taką smutną minkę? – zapytała czarownica. – Muszę już wyruszyć w drogę, nie mogę dłużej się bawić – odparła. – Asiu, jesteś cudowną dziewczynką, wesołą i dobrą. Chciałabym żebyś przyjęła ode mnie prezent. Czarownica podeszła do puchowego kredensu, wyjęła jakąś niewielką rzecz i zwróciła się do Asi. – Oto pióro, czarodziejskie pióro, bowiem co nim narysujesz stanie się prawdziwe. – Och! – zachwyciła się Asia – naprawdę? Jak narysuję sobie pieska to będę go miała? – zapytała. – Tak, to czarodziejskie pióro i możesz go z sobą zabrać do domu. – Dziękuję – odparła Asia – niestety muszę już iść. Dobrze mi tu u was, ale chciałabym już wrócić do domu, tęsknie za mamą i młodszym braciszkiem – powiedziała Asia. – Rozumiem, ale jak zechcesz kiedyś spróbować wsadzane jajka, to wpadnij do naszej bajeczki a przygotuje ci ich tyle ile tylko będziesz mogła zjeść. Są pyszne. – A co to są wsadzane jajka? – zapytała Asia.Czarownica uśmiechnęła się tajemniczo.– Zobaczysz jak spróbujesz, a spróbujesz jak mnie jeszcze kiedyś odwiedzisz – odparła czarownica – tym czasem do widzenia Asiu, i uważaj na kolejną czarownicę. Pewnie już wiesz, że ona ma serce z kamienia. Asia zamarła z przerażenia. Rzeczywiście tylko ona jej pozostała do odwiedzenia. Spojrzała na kamienną ścieżkę. Wiedziała, że tam, mieszka ktoś, kogo odwiedzić musi, żeby móc wrócić do domu. Pomachała pierzastej czarownicy po czym ruszyła w drogę. Rozdział 7 Przyroda jaka ją otaczała zrobiła się nagle szara i ponura. Asia bardzo się bała kolejnej wizyty, ale wiedziała, że jak tylko odwiedzi kamienną czarownicę będzie mogła powrócić do domu. Uradowana zbliżającym się końcem podróży przyśpieszyła kroku. – Dokąd tak pędzisz, poczekaj – usłyszała jakiś głos.Asia oglądnęła się w kierunku, skąd dobiegał. Na wielkim kamieniu siedział szary żółw. – Co, żółwia nie widziałaś? – zapytał. – Żółwia widziałam, ale nie widziałam mówiącego kamienia. – Nie jestem kamieniem, tylko żółwiem – odparł powoli. – Może i tak, tylko trochę skamieniałym. – Och, przestań – obruszył się żółw – rozglądnij się nie tylko ja taki jestem. Asia rozglądnęła się dookoła. Żółw miał rację. Na szarym, kamiennym drzewie siedział kamienny ptak, tuż pod nim wiła się kamienna gąsienica. Obok, na wyrzeźbionym z kamienia kwiatku siedział szary motyl, jego skamieniałe skrzydełka lekko drżały nie mogąc się wybić do lotu. Asi zrobiło się smutno. – Jak tu szaro i przygnębiająco – westchnęła cicho – powiedz drogi żółwiu, gdzie mieszka czarownica, którą mam jeszcze odwiedzić? – Tuż za tym kamieniołomem – wskazał żółw. – Ty też szybko opuścisz naszą krainę, żeby wrócić do domu? – Słucham? – zapytała Asia. – Wszyscy uciekacie z naszej krainy jak z obcej planety – smutno mówił żółw – i za każdym razem jak się tak dzieje, my kamieniejemy jeszcze bardziej. Niedługo całkiem zrobimy się kamienni. – Mówisz, że wasza kraina robi się kamienna przez to, że każdy kto was odwiedza śpieszy się do domu? – zapytała zaciekawiona. – Tak, bo nie macie dla nas czasu. Powiedz mi Asiu – mówił dalej żółw – ile czasu spędziłaś u maślanej czarownicy? – No cały wieczór i ranek – odparła. – A u lodowej czarownicy? – pytał dalej. – Prawie cały dzień. – A teraz powiedz, dlaczego się tak śpieszyłaś, czy nie dlatego, że chciałaś jak najszybciej od nas odejść, żeby wrócić już do domu? Asia westchnęła smutno. – Tak, masz rację. Chciałam jak najszybciej stąd odejść, a to dlatego, że bardzo się boję kamiennej czarownicy i tego, że nie ma serca. – Ma kamienne serce tak jak my kamienne ciała – powiedział żółw ze smutkiem w oczach – nasza kraina robi się kamienna, bo nikt nas nie odwiedza. – Ja was tak nie zostawię – wesoło krzyknęła Asia – to prawda, że tęskno mi do mamusi i brata, ale przecież mogę zabawić u was jakąś dłuższą chwilkę. – Naprawdę? – zaćwierkał kamienny ptaszek. – Tak i urządzimy tu niezłą zabawę – odparła podskakując. – Ale my nie możemy chodzić – odparł żółw. – I latać – powiedział ptak. – Jesteśmy prawie kamieniami – przyznał motyl. – To się da załatwić – ochoczo powiedziała Asia, wyciągnęła z kieszeni czarodziejskie pióro i narysowała nim na ziemi duży wózek. Wózek w jednej chwili zrobił się prawdziwy i choć kamienny, to mógł jeździć. Asia wsadziła na niego: żółwia, kamiennego ptaka i motyla oraz każde inne zwierzątko, które spotkała w drodze do starego kamieniołomu. Kiedy tam dotarła na wózku siedziało mnóstwo kamieniaków. Były dwa koty, jeden kret, wiewiórka i cztery zające, szara sarenka oraz mały chrabąszczyk. – A teraz zrobimy sobie kolorowy ogród, taki jak u krzaczastej czarownicy – powiedziała Asia i narysowała kolorowe kwiatki, które w jednej chwili stały się prawdziwe, a kiedy wszystko już było gotowe powiedziała znów – i zjemy całą furę lodów, jak u lodowej czarownicy – wyrysowała lody i wręczyła je kamiennym przyjaciołom – a może teraz pozjeżdżamy jak po maśle? – Tak, tak – cieszyły się zwierzęta.Asia usadowiła zwierzęta z powrotem w wózku i zaczęła zjeżdżać wzdłuż kamiennej ścieżki.Były jeszcze kolorowe pierniki, pluszowe zabawki w nagrodę dla tego, kto ich zje więcej oraz bitwa na pierzaste kulki. Wszyscy bawili się wesoło i głośno, zapominając o tym, że prawie są kamieniami. Kiedy zabawa dochodziła do końca i z dnia robił się wieczór do Asi podeszła kamienna czarownica. – Co ty tu jeszcze robisz? – zapytała Asi – nie zawracaj im głowy jakimiś zabawami. – Przepraszam jak byliśmy zbyt głośno – mówiła Asia drżąc cała z przerażenia – ale dla nich była to taka frajda. –Phi – zaśmiała się czarownica – też coś, zabawa. – Powinna pani spróbować – zaproponowała Asia. – Ja nie potrafię się bawić! – groźnie odparła czarownica – i już czas abyś stąd odeszła. – Dobrze proszę pani, skoro pani nalega – Asia zamyśliła się na chwilę – czy na pożegnanie przyjmie pani od mnie prezent? Czarownica przyglądnęła się Asi badawczo, i nic nie mówiąc kiwnęła głową. Asia tymczasem ponownie wyjęła czarodziejskie pióro i rysowała nim na piasku, narysowała... narysowała wielkie serce, które w jednej chwili stało się prawdziwe. Ujęła je w dłonie i ułożyła na pierś czarownicy. Czerwone od żaru serce zaczęło bić i wtedy... wielki kamień runął na ziemię rozbijając się na drobne części. Było to stare serce kamiennej czarownicy. Nagle ziemia zaczęła drżeć, a kamienie się kruszyć. Wszystkie zwierzęta odzyskiwały zapomnianą już, dawną postać. Cała kraina połyskiwała tęczowymi kolorami, ptaki śpiewały i motyle fruwały, zaś czarownica zrzucając kamienną skorupę jak ubranie lśniła cała piękna i promienna jakby odziana kwiatami. – O, Asiu – nikt jeszcze nie podarował mi tyle czasu i miłości co ty – mówiła z zadowoleniem czarownica. – Tak, Asia jest wspaniała – zaklaskał żółw. – To miło, że wszystko dobrze się skończyło – stwierdziła Asia – i że pani serce jest teraz prawdziwe. – Asiu, wszyscy ci jesteśmy bardzo wdzięczni – mówiła dalej czarownica. – Dziękujemy ci! – cieszyły się zwierzęta. – A jak ja mogę ci podziękować Asiu? – zapytała czarownica – już wiem, dam ci prezent. Asia nie mogła się doczekać co otrzyma od czarownicy. Czarownica zaś, weszła do kamiennej groty w której mieszkała i po chwili wyszła z niej trzymając coś w dłoni. – To jest kamień – mówiła – czarodziejski kamień, bowiem może spełnić twoje życzenie. Musisz go trzymać w dłoni i mądrze wybrać to co chcesz, a jak sobie już wybierzesz wypowiedz głośno i zaraz się spełni. – Naprawdę? – Asia oniemiała z radości – naprawdę mogę wypowiedzieć życzenie i ono się spełni? – Tak, ale tylko jedno, więc uważaj, żeby to nie było byle co – pouczyła ją czarownica – i możesz go zabrać razem z sobą do domu. – Dziękuję – powiedziała Asia i pomachała zwierzętom, które do niedawna były jak kamienie. – Do widzenia przyjaciele! – Do widzenia Asiu – powiedziały zwierzęta i czarownica. Asia ponownie ruszyła przed siebie małą ścieżką wiedząc, że niedługo znajdzie się w domu. Ścieżka była długa i bardzo kręta. Po dobrej godzinie wędrówki, zastanawiając się jakie życzenie wypowiedzieć, dotarła do wysokiej góry, na której stał wielki i przepiękny zamek. – To zamek z obrazka na pierwszej stronie bajki – szepnęła do siebie – to w nim czarownice dorastały, kiedy jeszcze żyły w zgodzie. Tu bawiły się. Tu wszystko się zaczęło. Tylko dlaczego się pokłóciły? Dlaczego rozeszły się by żyć w samotności – zastanawiała się Asia. – przecież one się potrzebują. Tak, kamienna czarownica potrzebowała serca, a serce mogła dostać tylko od kurzej czarownicy, która podarowała zaczarowane pióro. A i kurza czarownica nie przeżyłaby gdyby nie czarodziejska kura. Małe wiedźmy potrzebowały pierników, piernikowa czarownica – masła, maślana – lodu.... przecież one się potrzebują. Ale dlaczego nie potrafią się ze sobą pogodzić? – zastanawiała się. – Już wiem to będzie moje życzenie – i powiedziała głośno trzymając kamyczek w ręce. – „Życzę sobie aby przybyły tu czarownice, aby rozbłysło wielkie ognisko i rozbrzmiała radość wzajemnej zgody.” Nagle niebo pojaśniało i nie wiadomo skąd na horyzoncie pojawiły się lecące na miotłach czarownice. Lądując kolejno w wielkim kręgu, szepcząc pod nosem czary rozpaliły ognisko. – Asiu wypowiedziałaś najpiękniejsze życzenie jakie tylko mogłaś wypowiedzieć – powiedziały zgodnie i biorąc Asię za ręce zaczęły tańczyć wokół lśniącego ogniska. Bawiąc się radośnie jak dzieci zapomniały o żalu jaki do siebie czuły. Były szczęśliwe. Wzajemna przyjaźń tak otoczyła ich serca, że roztaczając się w przestrzeni kwitła niczym najpiękniejszy kwiat. Asia dostrzegła zmiany jakie zachodziły w czarownicach, wiedziała też, że nie może już dłużej cieszyć się z nimi ich szczęściem, że nadszedł ostateczny czas powrotu do domu. Czarownice także o tym wiedziały. Zaczęły więc czarować: – Na barani urok, na słowiczy słuch, a tygrysi skok... otwórz się bramo nam. Na sokoli wzrok, na psi węch, a motyli lot... wyjdźże czarodziejski pyle. – To jest brama do twojego świata – krzaczasta czarownica mówiła do Asi wskazując na pył jaki właśnie wyczarowały. – Ale zanim tam powrócisz, chcemy ci podarować prezent – powiedziała maślana czarownica. – Tym prezentem jest najpiękniejszy, czarodziejski... – uśmiechnęła się pierzasta czarownica – ... sen. – Sen? – zdziwiła się Asia. – Kiedy powrócisz do domu, będzie ten sam wieczór, w którym do nas przybyłaś – wyjaśniła lodowa czarownica – więc, będziesz się układała spać. Asia stanęła na skraju pyłu prowadzącego do domu. Jeszcze raz odwróciła się do czarownic, by pomachać im na pożegnanie. – Do widzenia Asiu, nie zapomnij o nas – wołały machając do Asi – i pamiętaj, że zawsze możesz nas odwiedzić czytając bajkę. – Pamiętam – odparła Asia – powiem też koleżankom, żeby ją przeczytały i odwiedziły was tak jak ja – po czym weszła w pył. Nagle Asia znalazła się w swoim pokoju. Na biurku leżała czarodziejska bajka, a z ostatniej strony machały do miej czarownice. Uśmiechając się do nich radośnie, pomachała, po czym zamknęła książkę i ułożyła się spać. Wiedziała, że kiedy zaśnie będzie miała najpiękniejszy, zaczarowany sen. Bo każdy kto przeczyta tę bajkę będzie miał zaczarowany sen.Tak, czarodziejski sen...