12719
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 12719 |
Rozszerzenie: |
12719 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 12719 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 12719 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
12719 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Robert Sheckley
Instynkt my�liwski
T�umaczy� Krzysztof Zarzecki
By�a to ostatnia zbi�rka przed Planetarnym Zlotem Harcerskim i stawi�y si� na ni� wszystkie
dru�yny. Zast�p Szybuj�cych Soko��w, obj�wszy w posiadanie cienist� kotlink�, zaprawia� si�
w pos�ugiwaniu czu�kami. Zast�p M�nych Bizon�w skupi� si� nad male�kim strumyczkiem �
Bizony �wiczy�y si� w przyjmowaniu p�ynnego pokarmu i zwi�zane z tym komiczne uczucie raz
po raz powodowa�o wybuchy niepohamowanego �miechu.
A Zast�p Rozjuszonych Mirak�w czeka� na harcerza Droga, kt�ry jak zawsze sp�nia� si�.
Drog opad� z wysoko�ci dziesi�ciu tysi�cy st�p, zmaterializowa� si� i czym pr�dzej wsun��
w kr�g koleg�w.
� Ojej, przepraszam � powiedzia�. � Nie mia�em poj�cia, �e ju� tak p�no.
Zast�powy zmierzy� go gniewnym spojrzeniem. � Drog, czy ty nie wiesz, �e na zbi�rk�
trzeba si� stawi� w pe�nym umundurowaniu?
� O, przepraszam � rzek� Drog i po�piesznie wysun�� czu�ek, o kt�rym zapomnia�.
Koledzy zachichotali. Drog obla� si� ciemnym p�sem. Najch�tniej zdematerializowa�by si�
w tej chwili. Ale nie wypada�o.
� Otwieram dzisiejsz� zbi�rk� � odezwa� si� zast�powy. � Jak zwykle przypomn� wam
najpierw nasze harcerskie przyrzeczenie. � Odchrz�kn��. � My, m�odzi harcerze planety Elbonai,
�lubujemy piel�gnowa� cnoty i sprawno�ci naszych przodk�w. W tym celu my, harcerze,
przybieramy posta� naszych praojc�w, kt�rzy podbili dziewicze obszary tej planety. �lubujemy...
Harcerz Drog przestroi� swoje receptory s�uchowe, a�eby lepiej s�ysze� cichy g�os
zast�powego. Przyrzeczenie zawsze przenika�o go dreszczem. Wprost nie do wiary wydawa�o mu
si�, �e jego przodkowie mogli porusza� si� tylko po ziemi. Dzi� Elbonajczycy s� eterycznymi
istotami, kt�re zachowa�y minimum cielesnej pow�oki i �yj� na wysoko�ci dziesi�ciu tysi�cy
st�p, przyswajaj�c sobie energi� promieni kosmicznych i postrzegaj�c bez po�rednictwa
zmys��w; na powierzchni� planety opuszczaj� si� tylko z pobudek uczuciowych lub sakralnych.
Tak, dalek� drog� przebyli od wieku kolonizacji. Historia nowoczesna rozpoczyna si� od wieku
kontroli podmolekularnej, po kt�rym dopiero nast�pi� obecny wiek kontroli bezpo�redniej.
� �lubujemy post�powa� uczciwie i po d�entelme�sku � ci�gn�� zast�powy. �
Zobowi�zujemy si� przyjmowa� pokarmy p�ynne i sta�e, tak jak to czynili nasi przodkowie,
i wci�� podnosi� nasz� sprawno�� w pos�ugiwaniu si� ich metodami i narz�dziami...
Po cz�ci wst�pnej, kiedy ch�opcy rozeszli si� w r�ne strony, zast�powy zbli�y� si� do
Droga.
� To nasza ostatnia zbi�rka przed zlotem � przypomnia�.
� Wiem � odpar� Drog.
� Wszyscy w Zast�pie Rozjuszonych Mirak�w otrzymali ju� promocje albo przynajmniej
tytu� m�odszego kolonizatora. Ty jeden zosta�e� nie promowany. Co sobie pomy�l� na zlocie
o naszym zast�pie?
Drog zakr�ci� si� niepewnie.
� To niezupe�nie moja wina powiedzia�. Wiem, zb�a�ni�em si� przy pr�bie p�ywania
i robienia bomb. To rzeczywi�cie nie moja specjalno��. Ale nie mo�na przecie� wymaga�, �ebym
umia� wszystko. Nawet w�r�d kolonizator�w byli przecie� specjali�ci. I nikt nie wymaga�, �eby
ka�dy...
� No, dobrze � przerwa� zast�powy. � Ale co ty w�a�ciwie umiesz?
� Umiem tropi�, polowa� � odrzek� skwapliwie Drog. � Wiem, jak si� porusza� w terenie
le�nym i g�rskim.
Zast�powy zmierzy� go badawczo. Potem rzek� z namys�em:
� S�uchaj, Drog. Chcesz, �ebym ci da� jeszcze jedn�, ostatni� szans� uzyskania promocji, i to
nawet z wyr�nieniem?
� Jestem got�w na wszystko � wykrzykn�� Drog.
� No, dobrze � rzek� zast�powy. � Jak si� nazywa nasz zast�p?
� Zast�p Rozjuszonych Mirak�w.
� A co to jest mirak?
� Zwierz�, du�e drapie�ne zwierze � odpar� Drog bez namys�u. � Kiedy� miraki
zamieszkiwa�y znaczn� cz�� Elbonai i nasi przodkowie musieli stacza� z nimi krwawe walki.
W ko�cu je wyt�pili.
� Niezupe�nie � rzek� zast�powy. � Jeden z harcerzy bada� wczoraj lasy, pi��set mil st�d
w kierunku p�nocnym, wsp�rz�dne 233 po�udniowa i 482 zachodnia, i natkn�� si� na stadko
trzech mirak�w. Wszystkie trzy samce, wi�c nie podlegaj� ochronie. Chc�, Drog, �eby� je
wytropi� i podszed�. B�dziesz mia� okazje wykaza� swoje umiej�tno�ci my�liwskie. Masz wr�ci�
ze sk�r� miraka. Tylko pami�taj, wolno ci stosowa� wy��cznie bro� i sposoby z epoki
kolonizacji. Dasz rad�?
� Pewnie, �e dam!
� To si� zbieraj � powiedzia� zast�powy. � Zatkniemy sk�r� na drzewce zamiast
proporczyka. Na pewno nie minie nas wyr�nienie na zlocie.
� Rozkaz!
Drog po�piesznie zebra� sw�j ekwipunek, nape�ni� manierk� woda, zapakowa� racj� sta�ego
pokarmu � i ruszy� w drog�.
Po paru minutach znalaz� si� ponad okolic�, gdzie powinny si� przecina� wsp�rz�dne 233
po�udniowa i 482 zachodnia. By�a to dzika i romantyczna kraina skalnych grzebieni
i kar�owatych krzew�w, g�stych zaro�li w dolinach i wiecznego �niegu na szczytach.
Drog rozejrza� si� niepewnie dooko�a. To, co powiedzia� zast�powemu, nie by�o zupe�nie
zgodne z prawd�. Je�li chodzi o �cis�o��, wcale nie by� tak bardzo obeznany ze sztuk� my�liwsk�
i wcale nie tak swobodnie czu� si� w g�rskim i le�nym terenie. W�a�ciwie jedyne, co lubi�
i potrafi�, to godzinami oddawa� si� marzeniom, bujaj�c na wysoko�ci pi�ciu tysi�cy st�p.
A teraz mia� zdoby� sk�r� miraka. Co b�dzie, je�li w og�le go nie odnajdzie? Albo je�li to mirak
odkryje go pierwszy?
Nie, to niemo�liwe � pocieszy� si�. Przecie� w razie czego zawsze mo�e si�
zdematerializowa�. I tak nikt nie b�dzie wiedzia�.
W tej samej chwili poczu� wo� miraka. I zaraz potem dostrzeg�, �e co� poruszy�o si�
nieznacznie o jakie dwadzie�cia jard�w przed nim, w pobli�u dziwnej formacji skalnej,
przypominaj�cej fantazyjn� liter� T.
Czy�by naprawd� mia�o si� to okaza� a� tak �atwe? No, �adnie! Przybra� odpowiedni
kamufla� i ruszy� ostro�nie przed siebie.
�cie�ka stawa�a si� coraz bardziej stroma, a s�o�ce pra�y�o dotkliwie. Paxton by� ca�y mokry
od potu � niewiele pomaga� nawet skafander z urz�dzeniami klimatyzacyjnymi. Mia� ju� tej ca�ej
wyprawy powy�ej czubka g�owy.
� Kiedy ostatecznie wracamy? � zapyta�.
Herrera poklepa� go dobrodusznie po ramieniu.
� Wcale ci nie zale�y, �eby zosta� bogatym cz�owiekiem?
� Ju� jeste�my bogaci � odpar� Paxton.
� Ale niewystarczaj�co bogaci jak na m�j gust � o�wiadczy� Herrera i jego poci�g��, smag��
twarz wykrzywi� radosny grymas.
Dysz�c pod ci�arem aparatury badawczej, nadchodzi� Stellman. Ostro�nie postawi� aparaty
na �cie�ce i usiad�.
� Mo�e troch� odsapniemy, co? � zaproponowa�.
� Czemu nie? � rzek� Herrera. � Ja tam zawsze jestem got�w.
Usiad� pod ska�� o kszta�cie fantazyjnej litery T.
Stellman zapali� fajk�, a Herrera odsun�� zamek b�yskawiczny i j�� szuka� cygara w kieszeni
kombinezonu. Paxton przygl�da� im si� przez chwile. W ko�cu zapyta�:
� No, to kiedy wyruszamy z powrotem? Czy mo�e zostaniemy ju� na zawsze na tej planecie?
Herrera tylko wyszczerzy� z�by. Potar� zapa�k� i zapali� cygaro.
� No, to jak b�dzie? � wrzasn�� Paxton.
� Nie denerwuj si�, jeste� przeg�osowany � po wiedzia� Stellman. � Wszyscy trzej
przyst�pili�my do tej sp�ki na r�wnych prawach.
� Tak, za moje pieni�dze � odci�� si� Paxton.
� Jasne. Dlatego ci� w og�le wzi�li�my. Herrera ma praktyczne do�wiadczenie g�rnicze. Ja
mam przygotowanie teoretyczne i dyplom pilota. Ty da�e� pieni�dze.
� Ale przecie� mamy ju� kup� wszystkiego w rakiecie � rzek� Paxton. � �adownie s�
nape�nione po brzegi. �mia�o mogliby�my wr�ci� do jakiego� cywilizowanego kraju i zabra� si�
do wydawania.
� C�, kiedy ani Herrera, ani ja nie mamy twojego arystokratycznego stosunku do d�br
doczesnych � powiedzia� Stellman z przesadnym spokojem. � Obu nas po�era dziecinna ��dza,
�eby zape�ni� ka�dy najmniejszy k�cik, ka�dy zakamarek rakiety skarbami. Zbiorniki po paliwie
chcemy za�adowa� grudkami z�ota, puszki po m�ce � szmaragdami, w kabinie chcemy brodzi� po
kostki w diamentach. A mamy po temu realne mo�liwo�ci. Gdzie si� obejrze�, le�a drogocenne
kamienie i same si� prosz�, �eby je podnie��. B�dziemy bajecznie bogaci, Paxton, bogaci a� do
obrzydliwo�ci.
Ale Paxton nie s�ucha�. Nie spuszcza� oka z drzewa rosn�cego tu� przy �ladach, kt�re
pozostawili za sob�. W ko�cu rzek� zni�onym g�osem:
� To drzewo poruszy�o si� przed chwil�.
Herrera wybuchn�� �miechem.
� Duchy, co? � zadrwi�.
� Nie wyg�upiaj si� � powiedzia� Stellman grobowym g�osem. � M�j drogi � zwr�ci� si� do
Paxtona � sam wiesz, �e nie jestem ju� cz�owiekiem pierwszej m�odo�ci, �e cierpi� na oty�o��
i �e nie odznaczam si� wcale zbytkiem odwagi. I czy ty uwa�asz, �e chcia�bym tutaj siedzie� za
wszelk� cen�, gdybym przypuszcza�, �e mo�e nam grozi� cho�by najmniejsze
niebezpiecze�stwo?
� O! Znowu si� poruszy�o!
� Przecie� badali�my t� planet� przed trzema miesi�cami � ci�gn�� Stellman. �
I przekonali�my si�, �e nie ma na niej ani �adnych istot obdarzonych inteligencj�, ani
niebezpiecznych zwierz�t, ani truj�cych ro�lin... Chyba pami�tasz? Nie znale�li�my nic pr�cz
las�w, g�r i z�ota, jezior i szmaragd�w, rzek i diament�w. Gdyby czyha�o tutaj na nas
jakiekolwiek niebezpiecze�stwo, czy� nie mieliby�my z nim ju� dawno do czynienia?
� M�wi� wam, widzia�em, jak to drzewo si� poruszy�o � obstawa� Paxton.
Herrera wsta�.
� Kt�re drzewo? To? � zapyta� Paxtona.
� Tak. Przyjrzyjcie si�, ono ma nawet inny wygl�d. Jaka� odmienna konsystencja...
Jednym p�ynnym ruchem Herrera wydoby� z kabury sw�j pistolet atomowy model II
i wypali� trzy razy. W mgnieniu oka drzewo i otaczaj�ce je krzewy w promieniu dziesi�ciu
jard�w stan�y w p�omieniach i zw�gli�y si�.
� No, ju� po nim � rzek� Herrera.
Paxton potar� szcz�k�.
� S�yszeli�cie, jak j�kn�o, kiedy je trafi�e�?
� Jasne. Ale teraz ju� po nim � powt�rzy� Herrera uspokajaj�co. � Jak zobaczysz, �e jeszcze
co� si� porusza, powiedz tylko, a ju� ja si� rozprawi�. No, a teraz mo�emy si� rozejrze� za
jeszcze paroma gustownymi szmaragdzikami, co?
Paxton i Stellman wzi�li manatki i ruszyli pod g�r� w �lad za Herrer�. Stellman mrukn��
z rozbawieniem w g�osie:
� Ten to si� nie patyczkuje, co?
Drog odzyskiwa� powoli przytomno��. Ogniotw�rcza bro� miraka zaskoczy�a go pod os�on�
drzewnego kamufla�u, prawie zupe�nie nieprzygotowanego. Ci�gle jeszcze nie rozumia�, jak to
si� mog�o sta�. Napadu nie poprzedzi� przecie� �aden znak ostrzegawczy. Nic a nic, ani �aden
zapach, ani jaki� pomruk czy warkniecie. Mirak zaatakowa� go ze �lep� w�ciek�o�ci�, nawet nie
zainteresowawszy si� przedtem, czy ma do czynienia z istot� wrog�, czy przyjazn�. Teraz
dopiero Drog przekonywa� si�, jak dzika jest bestia, z kt�r� si� znalaz� oko w oko.
Odczeka�, a� tupot kopyt trzech mirak�w ucich� w oddali, po czym z wysi�kiem spr�bowa�
wysun�� receptor wzrokowy. Ale nic nie nast�pi�o. Na moment ogarn�a go panika. Je�eli ma
uszkodzony centralny system nerwowy, to ju� koniec.
Spr�bowa� jeszcze raz. Tym razem zsun�� si� od�amek skalny, kt�ry go przygniata�, i Drog
m�g� si� zreaktywizowa�. Czym pr�dzej dokona� wizji wewn�trznej i odetchn��. A ma�o
brakowa�o. Instynktownie zdematerializowa� si� w krytycznym momencie i to mu ocali�o �ycie.
Spr�bowa� zastanowi� si� nad dalszym dzia�aniem, ale wstrz�s spowodowany nag�ym
i podst�pnym napadem wybi� mu z g�owy i t� odrobin� wiedzy my�liwskiej, jak� posiada�. Nie
mia� najmniejszej ochoty ponownie wchodzi� w drog� krwio�erczym mirakom.
Mo�e by wi�c wr�ci� bez tej ca�ej g�upiej sk�ry? Powie zast�powemu, �e wszystkie trzy
miraki okaza�y si� samicami, a samice, jak wiadomo, podlegaj� ochronie. S�owo harcerza jest
respektowane, wi�c nikomu nie przyjdzie na my�l kwestionowa� meldunku ani tym bardziej
kontrolowa� jego prawdziwo�ci. Ale nie, to nie wchodzi w rachub�. Jak m�g� w og�le dopu�ci�
do siebie tak� my�l?
� Tak � rzek� sobie pos�pnie � wobec tego pozostaje mi chyba tylko wyst�pi� z harcerstwa
i raz na zawsze sko�czy� z tym ca�ym wyg�upem, z tymi wszystkimi ogniskami, ch�rami,
podchodami, kole�e�stwem...
Nie, i to nie wchodzi w rachuba � zdecydowa� bior�c si� mocno w gar��. Rozumuje zupe�nie
tak, jak gdyby miraki by�y r�wnymi mu przeciwnikami, zdolnymi przedsi�wzi�� przeciw niemu
jak�� planow� akcj�. A przecie� miraki nie s� nawet stworzeniami obdarzonymi inteligencj�.
�adna istota nie posiadaj�ca czu�k�w nie wykazuje prawdziwej inteligencji. Wyra�nie precyzuje
to prawo Etliba, kt�rego nikt nigdy nie pr�bowa� nawet podawa� w w�tpliwo��. A inteligencja
zawsze bierze g�r�, gdy ma przeciwko sobie prymitywny instynkt. Musi by� g�r�. Wystarczy si�,
wi�c zastanowi�, jak� zastosowa� taktyk�.
Kieruj�c si� powonieniem, Drog ruszy� w �lad za mirakami. Jak� broni� z epoki kolonizacji
najlepiej b�dzie si� pos�u�y�? Mo�e niewielk� bombk� atomow�? Nie, wi�cej ni�
prawdopodobne, �e uszkodzi�aby ona sk�r� zwierz�cia.
Zatrzyma� si� nagle i wybuchn�� �miechem. Sprawa jest naprawd� dziecinnie prosta,
wystarczy�o troch� pomy�le�. Po co ma w og�le wchodzi� w niebezpieczny kontakt z mirakami?
Czy� nie lepiej uciec si� do pomocy m�zgu? Od czego znajomo�� psychologii zwierz�cej
i sztuka stosowania przyn�t i pu�apek? Oczywi�cie, zamiast tropi� miraka, odszuka ich
legowisko. I tam zastawi sid�a.
S�o�ce chyli�o si� ku zachodowi, kiedy dotarli do jaskini, w kt�rej mieli czasowy ob�z.
Turnie i wyst�py skalne rzuca�y ostre i wyra�ne cienie. Rakieta pozosta�a o pi�� mil ni�ej, na
samym dnie doliny � jej metaliczna pow�oka po�yskiwa�a srebrzy�cie i czerwonawo. W chlebaku
mieli ko�o tuzina szmaragd�w, nie zbyt wielkich, ale pi�knej wody.
O tej przedwieczornej porze Paxtonowi marzy�o si� ma�e miasteczko w stanie Ohio, dobrze
znana lodziarnia i dziewczyna o jasnych w�osach. Herrera, z u�miechem na wargach, delektowa�
si� my�l�, w jaki spos�b przepu�ci milion dolar�w, nim w ko�cu zabierze si� powa�nie do
farmerki. Stellman za� formu�owa� ju� w g�owie pierwsze zdania swej tezy doktorskiej
po�wieconej pozaziemskim z�o�om minera��w.
Wszyscy trzej byli w dobrym i swobodnym nastroju. Paxton powr�ci� ju� zupe�nie do
r�wnowagi po swym niedawnym za�amaniu. Teraz niemal pragn��, a�eby pojawi� si� jaki�
potw�r, o ile mo�no�ci zielony, w pogoni za �adn� i nie za bardzo ubran� kobieta.
� No, to jeste�my � powiedzia� Stellman kieruj�c si� w stron� jaskini. � Je�li nie macie nic
przeciwko temu, zrobi� wam dzisiaj zraziki wo�owe. � W�a�nie wypada� jego dy�ur.
� Tylko musi by� du�o cebulki � rzek� Paxton zbli�aj�c si� do jaskini. Odskoczy�
gwa�townie. � A to co znowu?
Przed samym wej�ciem widnia� niewielki befsztyk, nad kt�rym jeszcze unosi�a si� para,
cztery du�e diamenty oraz butelka whisky.
� To naprawd� dziwne � powiedzia� Stellman. � I troch� niepokoj�ce.
Paxton pochyli� si�, �eby obejrze� diamenty, ale Herrera poci�gn�� go z powrotem. �
Uwa�aj, to mo�e by� pu�apka!
� Nie wida� �adnych przewod�w powiedzia� Paxton.
Herrera nie spuszcza� oka z befsztyka, diament�w i butelki. Min� mia� bardzo nieszcz�liw�.
Nie podoba mi si� to � o�wiadczy�.
� Mo�e na tej planecie mieszkaj� jednak jakie� dzikusy � rzek� Stellman. � Widocznie musz�
by� bardzo l�kliwi i w ten spos�b chc� nam da� do zrozumienia, �e nie maj� wrogich zamiar�w.
� A to wymy�li�e� � powiedzia� Herrera. � Pos�a� nawet specjalnie na ziemi� po butelk�
starej gwiazd�wki.
� To co robimy? � zapyta� Paxton.
� Odsu�cie si� � rzek� Herrera. � St�jcie z daleka.
Od�ama� z pobliskiego drzewa d�ug� ga��� i j�� ostro�nie poszturchiwa� diamenty.
� Widzisz, nic � powiedzia� Paxton.
D�uga trawa, na kt�rej sta� Herrera, owin�a si� ciasno doko�a jego kostek. Jednocze�nie
ziemia pod jego stopami wybrzuszy�a si� i po chwili powsta�a regularna tarcza o �rednicy
pi�tnastu st�p, kt�ra wyrywaj�c korzenie powoli j�a unosi� si� w powietrze. Herrera szamota�
si� chc�c zeskoczy�, ale trawa trzyma�a go z si�� tysi�ca zielonych macek.
� Trzymaj si�! � wrzasn�� idiotycznie Paxton i jednym skokiem chwyci� kraw�d� unosz�cego
si� do g�ry ziemnego talerza.
Tarcza przechyli�a si� stromo, wa�y�a przez chwil� w miejscu, po czym j�a wznosi� si�
wy�ej. Herrera wyci�gn�� n� i pr�bowa� przeci�� traw� kr�puj�c� mu kostki. Jednocze�nie
i Stellman odzyska� przytomno�� umys�u. Widz�c, �e Paxton balansuje ju� powy�ej jego g�owy,
z�apa� go za stopy, w ten spos�b po raz wt�ry powstrzymuj�c unoszenie si� tarczy.
Tymczasem Herrera zdo�a� oswobodzi� jedn� nog� i rzuci� si� ca�ym ci�arem cia�a przed
siebie. Przez chwil� wisia� na drugiej nodze, potem krepuj�ca go trawa pu�ci�a i polecia� na
g�ow�. W ostatniej chwili zd��y� j� podkurczy� i opad� na kark i ramiona. R�wnie� Paxton pu�ci�
teraz tarcz� i wyl�dowa� na brzuchu Stellmana.
A tarcza, obci��ona ju� tylko befsztykiem, butelk� i diamentami, unosi�a si� coraz wy�ej, a�
znikn�a z oczu.
Przez ten czas s�o�ce zapad�o za szczyty. Bez jednego s�owa trzej m�czy�ni schronili si� do
jaskini, z pistoletami atomowymi w d�oni. Rozpalili buzuj�ce ognisko u wej�cia i wycofali si�
w g��b pieczary.
� Musimy na zmian� wartowa� przez ca�� noc � powiedzia� Herrera.
Paxton i Stellman kiwn�li g�owami. Herrera ci�gn��: � Mia�e� racj�, Paxton. Ju� do�� d�ugo
tu siedzimy.
� A� za d�ugo � rzek� Paxton.
Herrera wzruszy� ramionami.
� Jak tylko si� rozwidni, wracamy do rakiety i odlatujemy.
� O ile � powiedzia� Stellman � uda nam si� do niej dotrze�.
Drog by� zupe�nie zniech�cony. Z rozpacz� w sercu �ledzi� przedwczesne dzia�anie pu�apki,
szamotanie si� mirak�w, wreszcie ucieczk� z�apanego zwierz�cia. A by� to wspania�y okaz.
Najwi�kszy ze wszystkich trzech.
Teraz, poniewczasie, wiedzia�, jaki pope�ni� b��d. W swej nadgorliwo�ci przesadzi� z tymi
przyn�tami. Wystarczy�yby same minera�y � wiadomo, miraki s� z natury zwierz�tami
mineralotropicznymi. Ale nie, on musia� ulepszy� metody pierwszych kolonizator�w, musia� na
dodatek zastosowa� jeszcze bod�ce pokarmowe. Nic dziwnego, �e obudzi� podejrzliwo��
mirak�w, tak silnie oddzia�owuj�c na ich zmys�y.
S� teraz rozdra�nione, ostro�ne i wyra�nie niebezpieczne. A mirak doprowadzony do
w�ciek�o�ci to najgro�niejszy stw�r w ca�ej Galaktyce.
Na zachodzie pojawi�y si� dwa bli�niacze ksi�yce planety Elbonai i Drog tym dotkliwiej
odczu� brzemi� samotno�ci. Widzia� ognisko buzuj�ce u wej�cia do jaskini. Dzi�ki zdolno�ci
postrzegania pozazmys�owego. M�g� tak�e dostrzec miraki przycupni�te w g��bi pieczary,
czujne, z broni� gotow� do strza�u.
Czy naprawd� sk�ra miraka warta jest tego ca�ego zachodu? W ka�dym razie Drog
stanowczo wola�by buja� na wysoko�ci pi�ciu tysi�cy st�p, oddaj�c si� marzeniom albo rze�bi�c
w chmurach. Wola�by r�wnie� wch�ania� promienie kosmiczne, zamiast przyjmowa� ten
obmierz�y przedpotopowy sta�y pokarm. I w og�le co za sens ma to ca�e tropienie i polowanie?
Bezwarto�ciowe sprawno�ci, od dawna ju� na nic nikomu niezdatne.
Na chwil� niemal �e w to uwierzy�. Ale zaraz, w nag�ym przeb�ysku zrozumienia, poj��, jaki
to wszystko ma cel.
Tak, Elbonajczycy g�ruj� nad wszystkimi swoimi konkurentami, pod wzgl�dem rozwoju nie
maja rasy sobie r�wnej. Ale wszech�wiat jest wielki i mo�e kry� w sobie wiele niespodzianek.
Kt� jest w stanie przewidzie�, co przyniesie przysz�o�� i jakie nowe niebezpiecze�stwa zgotuje
Elbonajczykom. A jak�e stawi� oni tym niebezpiecze�stwom czo�o, je�li do reszty postradaj�
sw�j instynkt my�liwski?
Tak, cnoty przodk�w trzeba piel�gnowa�, a�eby s�u�y�y za wz�r; a�eby stanowi�y memento,
�e pokojowa egzystencja istot inteligentnych we wrogim wszech�wiecie mo�e by� ka�dej chwili
zagro�ona. I dlatego on, Drog, albo zdob�dzie t� sk�r�, albo zginie.
Teraz powr�ci�a Drogowi do g�owy ca�a posiadana wiedza my�liwska. Najwa�niejsz� rzecz�
by�o wywabi� miraki z jaskini. Szybko, sprawnie zacz�� kr�ci� r�g my�liwski.
� S�ysza�e�? � spyta� Paxton.
� Co� jakby s�ysza�em � odpar� Stellman i wszyscy trzej j�li nas�uchiwa� w napi�ciu.
Po chwili ten sam d�wi�k rozleg� si� znowu. Teraz wyra�nie mo�na by�o rozr�ni� wo�anie:
� Ratunku! Na pomoc!
� Kobieta! � Paxton skoczy� na r�wne nogi.
� G�os rzeczywi�cie kobiecy � powiedzia� Stellman.
� Ratunku! Na pomoc! � zawodzi�a kobieta. � Jest tam kto? Ratunku! Szybko, bo nie
wytrzymam!
Krew uderzy�a Paxtonowi do g�owy. W nag�ym b�ysku jasnowidzenia ujrza� j� filigranow�,
subteln�, jak stoi ko�o rozbitej rakiety sportowej (c� to musia�a by� za szale�cza wyprawa!),
a ze wszystkich stron otaczaj� j� zielone o�lizg�e potwory. A potem zjawia si� tamten, odra�aj�cy
brutalny samiec.
Wyci�gn�� zapasowy pistolet.
� Id� � oznajmi� ch�odno.
� Sied�, kretynie! � krzykn�� na niego Herrera.
� S�ysza�e� chyba, nie?
� Czy ty nie rozumiesz, �e to nie mo�e by� kobieta? � powiedzia� Herrera. � Sk�dby si�
nagle wzi�a kobieta na takiej zakazanej planecie?
� Chc� si� w�a�nie przekona�, sk�d � odrzek� Paxton wymachuj�c dwoma pistoletami
atomowymi. � Mo�e rozbi�a si� gdzie� w pobli�u rakieta komunikacyjna. Albo jaka�
lekkomy�lna dziewczyna wybra�a si� sama na przeja�d�k� i zab��dzi�a...
� Sied�, jak ci m�wi�! � wrzasn�� Herrera.
� On ma racj� � spr�bowa� argumentowa� Stellman. � Nawet gdyby to by�a naprawd�
kobieta, w co w�tpi� to i tak nie mo�emy jej w niczym pom�c.
� Na pomoc! Ratunku! Gwa�c� mnie! � lamentowa�a kobieta.
� Odsu� si� � rzek� Paxton i w jego g�osie zabrzmia�a niebezpieczna nuta.
� Naprawd� masz zamiar i��? � zapyta� Herrera z niedowierzaniem.
� Naprawd�. A ty masz mnie zamiar zatrzyma�?
� A id�, jak chcesz. � Herrera uczyni� gest w stron� wylotu pieczary.
� Nie mo�emy mu na to pozwoli� � wykrztusi� Stellman.
� Czemu nie? Jak mu si� �pieszy na w�asny pogrzeb?� cedzi� Herrera.
� Niech was ju� g�owa o mnie nie boli � rzek� Paxton. � B�d� za pi�tna�cie minut
z powrotem. Razem z ni�!
Obr�ci� si� na pi�cie i ruszy� w stron� wyj�cia. Herrera pochyli� si� i z ca�� precyzj� r�bn��
go bierwionem za ucho. Stellman pochwyci� padaj�cego.
U�o�yli go w g��bi jaskini, a sami czuwali nadal. Gwa�cona dziewica zawodzi�a
i lamentowa�a przez pi�� godzin bez przerwy. W ko�cu i Paxton musia� przyzna�, �e trwa to
nieco przyd�ugo, nawet jak na kiczowaty film.
Pos�pny, d�d�ysty �wit zasta� Droga wci�� obozuj�cego w odleg�o�ci stu jard�w od jaskini.
�ledzi�, jak miraki wychodz� zwart� grupk� ze swego ukrycia, z broni� w pogotowiu, z oczyma
bacznie wypatruj�cymi jakiegokolwiek podejrzanego ruchu.
Dlaczego zawi�d� r�g my�liwski? �Vademecum harcerza� wyra�nie powiada�o przecie�, �e
d�wi�k rogi jest niezawodnym �rodkiem przywabiaj�cym samce miraka. Mo�e to nie okres rui?
Miraki kierowa�y si� wyra�nie w stron� jajowatego metalicznego cia�a, w kt�rym Drog
rozpozna� prymitywny statek przestrzenny. By� on nader pierwotny, ale z chwil� gdy miraki
schroni� si� w nim, b�d� bezpieczne.
Drog m�g�by je po prostu strawestowa� i to by po�o�y�o koniec ca�ej sprawie. Ale nie by�oby
to zbyt humanitarne. Staro�ytnych Elbonajczyk�w cechowa�a nade wszystko dobroduszno��
i mi�osierdzie i m�odemu harcerzowi wypada�o i�� w ich �lady. Zreszt� trawestacja nie jest na
dobr� spraw� metod� z epoki kolonizacji.
Pozostaje wi�c ilitrocja. Stanowi ona najstarszy ze sposob�w, jakie podaje podr�cznik,
i wymaga, a�eby podej�� tu� do zwierz�cia. Ale trudno, Drog nie ma nic do stracenia. Zreszt�, na
szcz�cie, warunki klimatyczne s� wprost wymarzone.
Zacz�o si� od rzadkiego oparu, kt�ry utworzy� si� tu� nad ziemi�. Ale w miar� jak wodniste
s�o�ce wspina�o si� coraz wy�ej po szarym niebie, j�a si� formowa� mg�a, kt�ra coraz bardziej
g�stnia�a. Herrera zakl�� w�ciekle.
� Trzymajcie si� blisko siebie. Licho nie �pi!
Nied�ugo zmuszeni byli i�� trzymaj�c jeden drugiego za ramiona z pistoletami gotowymi do
strza�u, na pr�no staraj�c si� przebi� wzrokiem nieprzeniknion� mg��.
� Herrera?
� No?
� Pewien jeste�, �e dobrze idziemy?
� Jasne. Sprawdzi�em kierunek na kompasie, jak tylko mg�a zacz�a opada�.
� A co jak kompas jest zepsuty?
� Nie gadaj g�upstw.
St�pali ostro�nie, omijaj�c le��ce g�sto g�azy.
� To nie rakieta? � zapyta� Paxton.
� Nie, jeszcze za wcze�nie � rzek� Herrera.
Stellman potkn�� si� o jaki� kamie� i upu�ci� pistolet. Podni�s� go i j�� maca� przed sob�,
a�eby odszuka� ramie Herrery. Natrafi� na nie i ruszy� dalej.
� To ju� gdzie� tutaj � powiedzia� Herrera.
� No, nareszcie � rzek� Paxton. � Mam zupe�nie do�� tego.
� Pewnie czeka na ciebie ko�o rakiety ta twoja �licznotka, co?
� Zamknij si�, dobrze?
� Dobrze � ust�pi� Herrera. � S�uchaj, Stellman. Lepiej we� mnie z powrotem za rami�.
Jeszcze tylko tego brakuje, �eby�my si� pogubili.
� Przecie� ci� trzymam � odpowiedzia� Stellman.
� Jak to trzymasz?
� M�wi� ci, �e trzymam!
� S�uchaj, ja chyba jeszcze wiem, czy mnie kto trzyma za rami�, czy nie.
� To mo�e ja ciebie trzymam, Paxton?
� Nie � odrzek� Paxton.
� To niedobrze � powiedzia� Stellman powoli. � To bardzo niedobrze.
� Dlaczego?
� Bo ja jednak trzymam kogo� za rami�.
� Schyl si�! � wrzasn�� Herrera. � Szybko, schyl si�, �ebym m�g� strzela�!
Ale ju� by�o za p�no. W powietrzu rozszed� si� jaki� s�odkawokwa�ny zapach. Stellman
i Paxton wci�gn�li go w p�uca i zwalili si� z n�g. Herrera na o�lep rzuci� si� przed siebie, staraj�c
si� powstrzyma� oddech. Potkn�� si� o jaki� kamie�, upad�, chcia� si� podnie��... Ale �wiat
pociemnia� mu w oczach...
Teraz mg�a rozst�pi�a si� nagle. Ukaza�a si� samotna i posta� Droga, z u�miechem tryumfu
na wargach. Wyci�gn�wszy z pochwy n� o d�ugim ostrzu, Drog pochyli� si� nad najbli�szym
mirakiem.
Rakieta wystrzeli�a w kierunku Ziemi z impetem, kt�ry grozi� natychmiastowym
przepaleniem wszystkich urz�dze� przy�pieszaj�cych. Herrera, pochylony nad sterami, odzyska�
po chwili panowanie nad sob� i zmniejszy� szybko��. Jego smag�a twarz wci�� jeszcze by�a
popielata, a d�onie dr�a�y na sterach.
Z kabiny wyszed� Stellman i osun�� si� bezw�adnie � na fotel drugiego pilota.
� Co z Paxtonem? � spyta� Herrera.
� U�pi�em go dron� � powiedzia� Stellman. � Nic mu nie b�dzie.
� Mimo wszystko r�wny facet � rzek� Herrera.
� My�l�, �e to tylko szok � uzupe�ni� Stellman. � Jak si� obudzi, dam mu do liczenia
diamenty. To go od razu powinno uzdrowi�.
Herrera wyszczerzy� z�by. Jego policzki zaczyna�y odzyskiwa� normaln� barw�.
� Teraz, jak to wszystko si� dobrze sko�czy�o, sam bym si� ch�tnie zaj�� na jaki� czas
liczeniem diament�w � powiedzia�. Jego poci�g�a twarz nagle przybra�a powa�ny wyraz. �
Powiedz sam, kto m�g� si� czego� takiego spodziewa�? Ja tam w dalszym ci�gu nic nie kapuj�!
Planetarny Zlot Harcerski by� wspania�� imprez�. Zast�p Szybuj�cych Soko��w odegra�
kr�tk� pantomim� pokazuj�c�, w jaki spos�b w epoce kolonizacji karczowano powierzchni�
planety. M�ne Bizony wyst�pi�y w pe�nym rynsztunku kolonizator�w.
A na czele Zast�pu Rozjuszonych Mirak�w kroczy� Drog z naszywkami promowanego
harcerza i po�yskliwym krzy�em zas�ugi na piersi. Ni�s� proporczyk zast�pu � jeszcze jedno
wyr�nienie � i na jego widok wybucha�y owacje.
Bowiem na drzewcu powiewa�a dumnie charakterystyczna gruba sk�ra dorodnego miraka,
b�yskaj�c weso�o w s�o�cu swoimi zasuwaczami, guzikami, rurkami, zegarami i kaburami.