Marias Javier - Twoja twarz jutro (1-3)

Szczegóły
Tytuł Marias Javier - Twoja twarz jutro (1-3)
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

Marias Javier - Twoja twarz jutro (1-3) PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie Marias Javier - Twoja twarz jutro (1-3) PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

Marias Javier - Twoja twarz jutro (1-3) - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Strona 1 Strona 2 Strona 3 Tytuł oryginału: TU ROSTRO MAÑANA Copyright © 2002, Javier Marias Copyright © 2004, Javier Marias Copyright © 2007, Javier Marias Copyright © 2016 for the Polish edition by Wydawnictwo Sonia Draga Copyright © 2016 for the Polish translation by Wydawnictwo Sonia Draga Wykonanie okładki: Szara Sowa Zdjęcie na okładce © Dr. Paul Wolff & Tritschler/Corbis via Getty Images Redakcja: Bożena Sęk Korekta: Agnieszka Majewska ISBN: 978-83-7999-976-7 Wszelkie prawa zastrzeżone. Nieautoryzowane rozpowszechnianie całości lub fragmentu niniejszej publikacji w jakiejkolwiek postaci jest zabronione i wiąże się z sankcjami karnymi. Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty. Szanujmy cudzą własność i prawo! Polska Izba Książki Więcej o prawie autorskim na www.legalnakultura.pl WYDAWNICTWO SONIA DRAGA Sp. z o. o. Pl. Grunwaldzki 8-10, 40-127 Katowice tel. 32 782 64 77, fax 32 253 77 28 e-mail: [email protected] www.soniadraga.pl www.facebook.com/wydawnictwoSoniaDraga E-wydanie 2016 Skład wersji elektronicznej: Strona 4 konwersja.virtualo.pl Strona 5 Spis treści I Gorączka II Włócznia III Taniec IV Sen V Trucizna VI Cień VII Pożegnanie Podziękowania Nota tłumaczki Przypisy Strona 6 Dla Carmen López M. – oby chciała nadal mnie słuchać Dla Sir Petera Russela, Któremu tą książką spłacam dług za jego wielki wpływ, a autorowi, za długoletnią przyjaźń Strona 7 I Gorączka Strona 8 Nigdy nie powinno się niczego opowiadać, dostarczać informacji czy przywoływać historii, ani powodować, by ludzie snuli wspomnienia na temat istot, które nigdy nie istniały, nie postawiły stopy na ziemi ani nie przemierzyły świata, a jeśli nawet przezeń przemknęły, teraz są już prawie bezpieczne w niepewnej i na poły ślepej niepamięci. Kiedy opowiadasz, to jakbyś dawał prezent, nawet jeżeli opowieść zawiera truciznę, też jest więzią i wyrazem zaufania, a ten kto zaufał, rzadko nie doświadcza wcześniej czy później zawodu, rzadko więź nie gmatwa się i nie zapętla tak bardzo, że trzeba użyć noża lub brzytwy, żeby ją przeciąć. Iluż ludzi nie zawiodło mego zaufania spośród wielu, którym je okazałem, ja, tak ufny we własny instynkt, nie zawsze jednak dający mu wiarę i zbyt długo naiwny? (Teraz już mniej, znacznie mniej, ale to mija bardzo powoli). Nie zawiedli mnie dwaj przyjaciele, nadal im ufam, w przeciwieństwie do dziesięciu innych, którzy to zaufanie utracili lub roztrwonili; przetrwały resztki zaufania do ojca i, nie pozbawione wstydu zaufanie, jakim obdarzałem matkę, uczucia bardzo do siebie podobne, jeśli nie jednakie, w dodatku z matką to było krótko, już nie może mnie zawieść, chyba że zza grobu, zakładając, że pewnego dnia dokonam jakiegoś okropnego odkrycia i coś skrywanego wyjdzie na jaw; nie przetrwało zaufanie do siostry, do dawnych narzeczonych, kochanek ani do żadnej byłej, obecnej albo wymyślonej żony (siostra bywa zazwyczaj pierwszą miłością z lat dziecinnych), bo zdaje się, że w takich związkach niemal obowiązkowo to co się wie lub widziało, zostaje w końcu wykorzystane przeciw ukochanej osobie czy współmałżonkowi – albo przeciw komuś, czyje ciepło i ciało liczyło się tylko chwilowo – przeciw komuś, kto coś ci wyjawił, kto zgodził się mieć Strona 9 cię za świadka własnych strapień i słabości i był gotów do zwierzeń, przeciw komuś, kto z głową na poduszce po prostu wspominał głośno, pogrążony w myślach i nieświadomy ryzyka, nieświadomy ani lustrującego go bezlitosnego oka, ani nadstawionego i wybiórczo słuchającego ucha (często to nic poważnego, najwyżej do użytku domowego, kiedy jest się przypartym do muru lub w defensywie można to wykorzystać, by dowieść swojej racji podczas przeciągającej się sprzeczki, wtedy niech służy za argument). I to także oznacza zawieść zaufanie: nie tylko wyrządzić krzywdę lub doprowadzić kogoś do zguby za sprawą własnej niedyskrecji, nie tylko używać tej zakazanej broni, gdy osobie, która wcześniej opowiadała i wyjawiała sekrety – a teraz tego żałuje i zaprzecza, i plącze się, i myli tropy, i chciałaby to wymazać, i milczy – wiatr zawieje w oczy i los się od niej odwróci, lecz także uzyskiwać korzyści z przekazanych nam w chwili słabości, nieuwagi lub wielkoduszności informacji, bez szacunku i względu na okoliczności, w jakich weszliśmy w posiadanie tej wiedzy, którą teraz łatwo nam zmanipulować i sfałszować – czasem wystarcza samo powiedzenie czegoś na głos, by to coś uległo przeinaczeniu: czy były to zwierzenia poczynione podczas miłosnej nocy albo w chwili rozpaczy, wieczorem w poczuciu winy lub po przebudzeniu smutnym rankiem, w pijanym słowotoku bezsenności: jakiejś nocy albo jakiegoś dnia, gdy ktoś mówił tak, jakby po tej nocy lub po tym dniu nie było już żadnej przyszłości (bądź jakby jego nieokiełznany język miał umrzeć wraz z tą nocą i tym dniem), nie wiedząc, że zawsze jest coś, co ma nadejść, zawsze zostaje coś jeszcze, minuta, włócznia, sekunda, gorączka, i jeszcze jedna sekunda, sen – włócznia, gorączka, mój ból i słowo, sen – a także nieskończony czas, który nie zatrzymuje się ani nawet nie zwalnia tempa po naszym ostatecznym końcu, lecz nadal dopowiada, mówi, szepce i zadaje pytania, i opowiada, choćbyśmy nic już nie słyszeli i choćbyśmy zamilkli. Strona 10 Pogrążyć się w milczeniu, tak, zamilknąć, to wielkie pragnienie, którego nikt nie spełnia, nawet po śmierci, a już na pewno nie ja, który często opowiadałem, w dodatku na piśmie, w raportach, i jeszcze gorzej: który patrzę i słucham, choćbym już o nic w zamian nie pytał. Nie, nie powinienem niczego opowiadać ani słuchać, bo nigdy nie zdołam sprawić, by nie zostało to powtórzone lub użyte przeciwko mnie, na moją zgubę, albo co gorsza, żeby nie zostało powtórzone i użyte przeciwko tym, których kocham, aby ich zgubić. Strona 11 A potem jest nieufność. Jej również nie brakowało w moim życiu. To ciekawe, że wymiar sprawiedliwości bierze nieufność pod uwagę, a jeszcze dziwniejsze, że zadaje sobie trud, by nas ostrzec: kiedy ktoś zostaje aresztowany, przynajmniej na filmach, pozwala mu się zachować milczenie, ponieważ, jak zostaje natychmiast poinformowany, „wszystko co powie, może zostać użyte przeciwko niemu”. Jest w tym ostrzeżeniu jakiś dziwny – albo niekonsekwentny i sprzeczny – zamysł, by nie prowadzić zupełnie nieczystej gry. To znaczy, informuje się więźnia, że od tej chwili reguły gry nie będą czyste, komunikuje mu się i przypomina, że tak czy inaczej zamierza się go dopaść i wykorzystać w tym celu wszystkie jego potknięcia, niekonsekwencje i błędy – już nie jest podejrzanym, lecz oskarżonym, zamierza się dowieść jego winy, obalić alibi, nie może już liczyć na bezstronność, w każdym razie od dzisiaj aż do dnia rozprawy – wszystkie wysiłki zostaną skoncentrowane na zdobyciu dowodów potrzebnych do jego skazania, cała inwigilacja, podsłuchy, śledztwo i dochodzenie będą służyć zdobyciu dowodów obciążających go, potwierdzających decyzję o aresztowaniu. A mimo to daje mu się możliwość milczenia, niemal żąda się od niego, by milczał; w każdym razie powiadamia się go, że przysługuje mu takie prawo, o czym mógł nie wiedzieć, i tym samym czasem wprost podsuwa mu się taki pomysł: w ogóle nie otwieraj ust, nawet nie zaprzeczaj zarzutom, nie ryzykuj obrony na własną rękę; zachowanie milczenia jawi się albo jest przedstawione jako ze wszech miar najbardziej roztropne i jako coś, co może nas ocalić, nawet jeśli uważamy się za winnych i jesteśmy winni, jako jedyny sposób na to, by ta zapowiedziana nieczysta gra nie przyniosła skutku albo nawet nie mogła mieć zastosowania w praktyce, a przynajmniej nie przy mimowolnej Strona 12 naiwnej współpracy więźnia: „Ma pan prawo zachować milczenie”, w Ameryce nazywają to „formułą Mirandy”, nawet nie wiem, czy w naszych krajach istnieje jej odpowiednik, kiedyś w Ameryce zastosowano tę formułę wobec mnie, dawno temu albo nie bardzo, ale policjant nie wyrecytował mi jej w całości, tak jak trzeba, gdy szybko wyrzucił z siebie słynne zdanie: „Wszystko co pan powie, może zostać użyte przeciwko panu”, zapomniał dodać „przed sądem”, byli świadkowie tego pominięcia i z tej przyczyny zatrzymanie okazało się nieważne. Ten sam dziwny obyczaj przesądza o innym prawie podsądnego, by nie zeznawać na swoją niekorzyść, nie szkodzić sobie własnymi wypowiedziami, odpowiedziami, zaprzeczeniami albo własnym jąkaniem. Nie szkodzić sobie własną opowieścią (tak, to może wyrządzić wielką szkodę); mieć tym samym prawo do kłamstwa. Gra jest w istocie tak brudna i wyrachowana, że w tych okolicznościach żaden wymiar sprawiedliwości nie może uchodzić za sprawiedliwy, a w takim razie może nie ma co liczyć na żadną sprawiedliwość nigdy, nigdzie – może sprawiedliwość to fantasmagoria i fałszywe pojęcie. Bo oto mówi się oskarżonemu: „Jeżeli zeznasz coś, co nam się nada albo posłuży naszym celom, damy ci wiarę, uwzględnimy to i użyjemy tego przeciwko tobie. I odwrotnie, jeżeli złożysz zeznania na swoją korzyść i we własnej obronie, jeżeli powiesz coś, co oczyści cię z zarzutów, a dla nas będzie niewygodne, nie damy ci wiary i będą to słowa rzucone na wiatr, ponieważ przysługuje ci prawo do kłamania i przyjmujemy za pewnik, że wszyscy, to znaczy wszyscy przestępcy z tego prawa korzystają. Jeżeli wymknie ci się jakieś obciążające cię stwierdzenie albo uwikłasz się w jakąś wyraźną sprzeczność, albo wyznasz coś otwarcie, twoje słowa będą się liczyć i zadziałają na twoją niekorzyść: usłyszymy je, zarejestrujemy, przyjmiemy do wiadomości, uznamy, że zostały wypowiedziane, będą odnotowane, dołączymy je do akt twojej sprawy i będą stanowić zarzut przeciwko tobie. Strona 13 Każde zdanie natomiast, które pomoże ci uwolnić się od zarzutów, będzie nieistotne i zostanie zlekceważone, udamy, żeśmy go nie słyszeli, i nie zwrócimy na nie żadnej uwagi, nie weźmiemy go w rachubę, będzie jak powietrze, dym, szkodliwe opary i nie zadziała na twoją korzyść. Jeżeli przyznasz się do winy, uznamy, że to prawda, i potraktujemy poważnie; jeżeli powiesz, że jesteś niewinny, potraktujemy to jak żart z całym dobrodziejstwem inwentarza”. Uznaje się za pewnik, że zarówno niewinny, jak i winny przyzna się do winy, a więc jeżeli się odezwą, nie będzie między nimi różnicy, będą postawieni na równi albo potraktowani tak samo. I wtedy właśnie się dodaje: „Możesz zachować milczenie”, chociaż to też nie pozwoli odróżnić niewinnego od winnego. (Pogrążyć się w milczeniu, tak, milczeć, oto wielkie pragnienie, którego nikt nie spełnia nawet po śmierci, a przecież właśnie to nam się doradza i do tego się nas przekonuje w najważniejszych chwilach: „Milcz, nie mów ani słowa, nie mów nawet, żeby się uratować. Trzymaj język za zębami, połknij go, choćbyś miał się udławić, jakby ci go kot pożarł. Milcz i wówczas się uratuj”). Strona 14 W kontaktach z innymi, w normalnym życiu bez niespodzianek, nie zdarzają się takie ostrzeżenia i może powinniśmy stale pamiętać o ich nieobecności lub braku czy też, co sprowadza się do tego samego, o zawsze oczywistym i groźnym powtarzaniu, dokładnym lub przeinaczonym, wszystkiego co mówimy i o czym rozmawiamy. Nic na to nie można poradzić, prędzej czy później ludzie mówią wszystko, to co ciekawe i to co nieistotne, to co osobiste i to co publiczne, to co głębokie i to co błahe, to co powinno pozostać ukryte i to co powinno zostać podane do wiadomości, mówią o smutkach i radościach, i urazach, o pretensjach i uwielbieniu, o planach zemsty, o tym, z czego są dumni i czego się wstydzą, o tym, co wydawało się sekretem, i o tym, co się dopominało, by sekretem pozostać, o tym, co powszechnie wiadome, i o tym, do czego nie można się przyznać, i o tym, co okropne i co oczywiste, i o tym, co istotne – że się zakochali – i o tym, co nieważne – że się zakochali. Bez chwili zastanowienia. Ludzie mówią bezustannie i opowiadają, nie zdając sobie z tego sprawy, zupełnie nieświadomi uruchamianych przez siebie i nie poddających się kontroli mechanizmów intrygi, dwuznaczności i chaosu, które mogą się okazać fatalne, rozmawiają bez ustanku o innych i o sobie, a także o sobie, rozmawiając o innych. To ciągłe mówienie jest czasem postrzegane jak transakcja, chociaż chce się wydawać prezentem (w każdym przypadku ma w sobie coś z prezentu), a często jest raczej łapówką albo wyrównaniem jakiegoś rachunku, albo przekleństwem rzuconym pod adresem konkretnej osoby, albo na chybił trafił, żeby ślepy los obrócił to na dobre lub na złe, albo monetą, za którą kupuje się pozycję społeczną i przysługi, i zaufanie, a nawet przyjaźń i oczywiście seks. A także miłość, kiedy to co druga osoba mówi, zaczyna być nam niezbędne i staje się naszym stylem bycia. Strona 15 Niektórym z nas za to płacą, za mówienie i słuchanie, za wprowadzenie ładu i opowiedzenie. Za zachowanie w pamięci i za spostrzeganie, i za selekcjonowanie. Za wyłudzanie wiadomości, upiększanie, zapamiętywanie. Za interpretowanie i tłumaczenie, i poduszczanie. Za ciągnięcie za język i przekonywanie, i przekręcanie. (Mnie płacili za opowiadanie o tym, czego jeszcze nie ma i czego nie było, o tym co przyszłe i prawdopodobne albo zaledwie możliwe – za hipotezę – to znaczy za przeczucie i wyobrażenie sobie, i wymyślenie; i za przekonanie do tego innych). Potem większość zapomina, jak i od kogo dowiedziała się tego, co wie, a niektórzy są nawet przekonani, że sami na to wpadli, cokolwiek to było, opowiadanie, pomysł, pogląd, plotka, anegdota, kłamstwo, dowcip, gra słów, maksyma, tytuł, historia, aforyzm, dewiza, przemówienie, cytat albo cały tekst – zawłaszczają to skwapliwie przekonani o własnym autorstwie, a może i wiedzą, że dokonują kradzieży, lecz wolą o tym nie myśleć i tym sposobem ukrywają to sami przed sobą. Zdarza się to dzisiaj coraz częściej, jakbyśmy w naszych czasach niecierpliwie przesuwali wszystko do domeny publicznej, jakby nie istniało już pojęcie autorstwa czy też, ujmując rzecz mniej banalnie, jakbyśmy nie mogli się doczekać, by wszystko zmienić w plotkę, greps, anegdotę, które biegną z ust do ust i z pióra na pióro, i z ekranu na ekran, wszystko poza kontrolą, bez staranności, pochodzenia, przynależności i właściciela, wszystko podkręcone, bezwstydne i bez zahamowań. Ja natomiast zawsze dokładam starań, by dobrze pamiętać swoje źródła, być może to skrzywienie zawodowe, które mnie nie opuszcza, ponieważ nadal wykonuję tę pracę (musiałem wyćwiczyć pamięć, by odróżniać to co prawdziwe od tego co wyobrażone, to co się zdarzyło od tego co domniemane, to co powiedziane od tego co zrozumiane), i w zależności od źródła, od kogo coś wiem, staram się nie wykorzystywać tych informacji Strona 16 albo tej wiedzy, a nawet zabraniam sobie tego, bo teraz zajmuję się tym tylko okazjonalnie, tylko wtedy, kiedy to silniejsze ode mnie i nie mogę się powstrzymać albo gdy proszą mnie przyjaciele, którzy mi za to nie płacą bądź nie płacą pieniędzmi, a jedynie swoją wdzięcznością i niejasnym uczuciem, że są moimi dłużnikami. To marna zapłata, czasami bowiem się zdarza, wcale nie tak rzadko, że starają się sprzedać to uczucie mnie, żebym to ja się z nim męczył, a jeśli nie jestem chętny do takiej zamiany rolami, nie poczuwam się do zobowiązań i nie zachowuję się tak, jakbym zawdzięczał im życie, zaczynają mnie w końcu uważać za niewdzięczną świnię i stronić ode mnie: wiele osób żałuje, że prosiło o przysługi i wyjaśniło, na czym miały polegać, mówiąc tym samym zbyt dużo o sobie. Jakiś już czas temu pewna znajoma nie poprosiła o uprzejmość, tylko zmusiła mnie, żebym jej wysłuchał i – nie tyle dramatycznie, ile ze strachem – wprowadziła mnie w szczegóły swego świeżo nawiązanego romansu, chociaż to z jej mężem jestem bardziej i dłużej zaprzyjaźniony niż z nią. Wyświadczyła mi niedźwiedzią przysługę, bo całe miesiące czułem się udręczony tą wiedzą – a ona ją poszerzała, dorzucała stale coś nowego, teatralnie i egoistycznie, coraz bardziej popadając w narcyzm – pewny, że wobec przyjaciela, jej męża, powinienem zachować milczenie: nie z tego powodu, bym nie czuł się w prawie powiadomić go o czymś, czego być może – skąd można to wiedzieć – wolał pozostać nieświadomym; nie żebym nie chciał wziąć na siebie odpowiedzialności za spowodowanie swymi słowami działań bądź decyzji innych ludzi, lecz ze względu na to, jakim sposobem dotarła do mnie ta niewygodna informacja. Nie mogę swobodnie dysponować czymś, czego nie odkryłem na własną rękę, wypełniając jakieś zlecenie lub prośbę, powiedziałem sobie. Gdybym natknął się na żonę mego przyjaciela wchodzącą z kochankiem na pokład samolotu do Buenos Aires, mógłbym pewnie rozważyć jakiś neutralny sposób ujawnienia tego, co wcale nie chcąc, zobaczyłem, owego faktu Strona 17 poddającego się interpretacji, chociaż skądinąd bezspornego (przede wszystkim nie wiedziałbym o jej związku z tym mężczyzną, nie mnie zatem przyszłoby coś podejrzewać, lecz memu przyjacielowi), aczkolwiek czułbym się pewnie jak donosiciel albo intruz, w każdym razie nie sądzę, bym się do tego posunął. Jednakże, powiedziałem sobie, miałbym przynajmniej taką możliwość. Dowiedziawszy się zaś od niej tego, co wiedziałem, nie miałem prawa użyć tego przeciwko niej lub rozpowiadać o tym bez jej zgody, nawet gdybym żywił przekonanie, że działam w interesie mego przyjaciela, a bardzo mnie to kusiło w chwilach większego wzburzenia, na przykład kiedy przebywałem w towarzystwie ich dwojga albo kiedy jedliśmy we czwórkę kolację (moja żona jako czwarta, nie kochanek) i znajoma wymieniała ze mną porozumiewawcze spojrzenie z wyraźnym dreszczykiem emocji (a ja wstrzymywałem oddech), albo kiedy mój przyjaciel wspominał beztrosko o jakiejś wszystkim wiadomej zdradzie popełnionej przez kogoś nam dobrze znanego, o czym współmałżonek tej osoby nie miał pojęcia. (A ja wstrzymywałem oddech). Tak oto zachowywałem milczenie przez wiele miesięcy, wysłuchując o czymś i niemal temu asystując, co ani mnie nie obchodziło, ani mi się nie podobało, a wszystko pewnie po to, myślałem w najczarniejszych chwilach, by pewnego dnia – kiedy cała sprawa wyjdzie na jaw albo zostanie wyznana bądź dostrzeżona, bo zasłona spadnie wreszcie z oczu – okazać się biernym świadkiem lub wspólnikiem czy też, jeśli ktoś woli, współkonspiratorem, i to przez osobę, której sekretu dotrzymuję i której wyłączną władzę w tej sprawie uznałem i zawsze szanowałem, nie mówiąc nikomu ani słowa. Jej władzę i jej autorstwo, mimo że w sprawę są jeszcze zamieszane co najmniej dwie osoby, jedna świadomie, druga nie mając o tym pojęcia, a może mój przyjaciel nie jest w to jeszcze zamieszany i stałby się dopiero wtedy, gdybym mu powiedział. Może to ja jestem już zamieszany z powodu tego, co wiem, oraz dlatego, że wysłuchałem Strona 18 i dokonałem interpretacji – myślałem – moje długie doświadczenie i długa lista obowiązków to mi właśnie podpowiadają i potwierdzają codziennie, każdego dnia, który mija i coraz bardziej je zaciera, oddala ode mnie tak, że chwilami wydaje mi się, iż musiałem o nich tylko czytać albo oglądać je w kinie, albo sobie wyobrażać, że nie tak łatwo się z nich wyplątać ani nawet o nich zapomnieć. Albo że to w ogóle niemożliwe. Nie, nigdy nie powinienem niczego opowiadać ani nigdy niczego słuchać. Strona 19 Przez pewien czas słuchałem i czyniłem spostrzeżenia, interpretowałem i opowiadałem, wtedy to była moja praca, ale zawsze tak robiłem i nadal robię, biernie i mimowolnie, bez wysiłku i bez wynagrodzenia, widocznie nic na to nie mogę poradzić albo taki mam sposób bycia, będzie mi towarzyszył aż do śmierci, dopiero wtedy od niego odpocznę. Nieraz mówiono mi, że mam dar, a Peter Wheeler zwrócił mi na to uwagę, zaalarmował mnie, objaśniając i opisując ów dar, bo jak wszyscy wiedzą albo przeczuwają, rzeczy istnieją dopiero wtedy, gdy zostaną nazwane. Ja natomiast czasem postrzegam ten dar jako przekleństwo, mimo że teraz ograniczam się zazwyczaj do trzech pierwszych czynności, które dokonują się bez słów i wewnętrznie, zachodzą tylko w mojej głowie i wcale nie muszą dotyczyć nikogo innego poza mną, a opowiadam coś komuś tylko wtedy, gdy nie mam innego wyjścia albo ktoś usilnie o to prosi. Albowiem w okresie mego zawodowego życia w Londynie, powiedzmy: życia za wynagrodzeniem, nauczyłem się, że to co nam się po prostu przydarza, nie ma na nas szczególnego wpływu lub ma, lecz nie większy niż to, co nam się nie przydarza, natomiast liczy się właściwie tylko opowieść (również opowieść o tym, co się nie przydarza), jakkolwiek nieprecyzyjna, zdradziecka, przybliżona i w gruncie rzeczy bezużyteczna, opowieść jest decydująca, wpływa na nasz stan ducha i sprowadza nas na manowce, i zatruwa nasze kroki, ona też niewątpliwie utrzymuje w ruchu gnuśne, leniwe koło świata. W działaniach szpiegowskich, konspiracyjnych czy przestępczych nie przypadkiem i nie dla kaprysu poszczególni uczestnicy akcji, spisku albo napadu – tego co skrywane, potajemne – znają tylko pojedyncze, częściowe, fragmentaryczne i niewyraźne dane, każdy wie, jakie ma Strona 20 konkretnie zadanie, ale nie zna zadania pozostałych ani ostatecznego celu. Na filmach możemy zobaczyć, jak partyzant przekonany, że zginie w następnej akcji, mówi, żegnając się z narzeczoną: „Lepiej, żebyś nic nie wiedziała, kiedy będą cię przesłuchiwać, powiesz, że nic nie wiesz, powiesz prawdę, prawda jest łatwa, ma większą siłę i jest bardziej wiarygodna, prawda przekonuje”. (Kłamstwo faktycznie wymaga umiejętności zmyślania i improwizacji, pomysłowości, niezawodnej pamięci i ekwilibrystyki, wszyscy posługują się kłamstwem, lecz mało kto robi to umiejętnie). Albo jak gangster, który zaplanował duży skok, pomysłodawca i mózg całej akcji, poucza swego pomagiera: „Jak będziesz znał tylko swoją część roboty, to choćby cię złapali albo choćbyś nawalił, plan się powiedzie”. (To prawda, można sobie pozwolić, by jeden z elementów planu nie wypalił lub żeby coś się nie powiodło, nie tak łatwo o szybką definitywną klęskę, w każdym przedsięwzięciu, w każdym naszym działaniu walczymy do upadłego, nim pogodzimy się z przegraną). Albo jak szef tajnych służb szepce do agenta, wobec którego powziął podejrzenia i któremu już nie ufa: „Twoja niewiedza zapewnia ci najlepszą ochronę, o nic więcej nie pytaj, w tym twój ratunek i twoja polisa”. (Najłatwiej ustrzec się zdrady, gdy nie ma czego zdradzić bądź kiedy w grę wchodzą tylko bezwartościowe plotki bez żadnego ciężaru gatunkowego, puste opakowanie, figiel spłatany temu, kto płaci). Albo jak ktoś, kto zleca zbrodnię lub grozi, albo jak ktoś, kto wyznaje swoje niegodziwości i tym samym naraża się na szantaż, albo jak ktoś, kto kupuje coś po kryjomu – kołnierz zawsze podniesiony, twarz w cieniu, nigdy nie zapalaj papierosa – ostrzega wynajętego mordercę bądź szantażowaną osobę, bądź potencjalnego szantażystę, bądź kolejną kobietę, dawno zapomnianą namiętność, nadal jednak powód do wstydu: „Pamiętaj, nigdy się nie spotkaliśmy, nie wiesz, kim jestem, nie znasz mnie, nigdy z tobą nie rozmawiałem ani nic ci nigdy nie powiedziałem, nie znasz mojej twarzy ani