12689

Szczegóły
Tytuł 12689
Rozszerzenie: PDF
Jesteś autorem/wydawcą tego dokumentu/książki i zauważyłeś że ktoś wgrał ją bez Twojej zgody? Nie życzysz sobie, aby podgląd był dostępny w naszym serwisie? Napisz na adres [email protected] a my odpowiemy na skargę i usuniemy zabroniony dokument w ciągu 24 godzin.

12689 PDF - Pobierz:

Pobierz PDF

 

Zobacz podgląd pliku o nazwie 12689 PDF poniżej lub pobierz go na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. Możesz również pozostać na naszej stronie i czytać dokument online bez limitów.

12689 - podejrzyj 20 pierwszych stron:

Pawe� Tomaszewski DRALNIA - Dobrze, skoro pan tak nalega - powiedzia� wreszcie - niech pan ju� w��czy ten sw�j magnetofon. Mnie, prawd� m�wi�c, jest zupe�nie oboj�tne jak pan to sobie zanotuje czy nagra i co pan z tym p�niej zrobi. To ju� nie m�j k�opot. Moje k�opoty sko�czy�y si� par� miesi�cy temu. Po prostu przesta�em reagowa�. l dlatego te� mi�dzy innymi nie chcia�em o tym m�wi�. Po co? - Tak, w pewnym sensie ma pan racj�: podda�em si�. Ale ja nie wstydz� si� tego s�owa, bo znaczy ono dla mnie tylko tyle, �e musia�em jako� uodporni� si�, przystosowa�, nauczy� dalej �y� ze �wiadomo�ci� tego, co si� sta�o. Wszystko wskazuje na to, �e chc�c ocali� siebie, nie mia�em innego wyj�cia. -Tylko niech pan nie my�li, redaktorze, �e przysz�o mi to �atwo. O, nie! Nie by�o to wcale takie proste. Mo�e mi pan wierzy�, albo nie. Nie zamierzam pana przekonywa�, gdy� nie mia�oby to �adnego sensu. To trzeba by�o prze�y�! -Tak, m�czy�em si�. W ko�cu dosz�o do tego, �e nie by�em ju� pewien, czy wszystko to zdarzy�o si� naprawd�, czy te� jest tylko wymys�em mojej chorej wyobra�ni. Oczywi�cie i jedno, i drugie wydawa�o mi si� straszne, poniewa� �my�la�em sobie-je�eli nawet jestem jeszcze normalny, to rych�o i tak znajd� si� w jakim� domu bez klamek, wi�c�czy tak, czy tak... No, ale jak pan widzi, cz�owiek du�o mo�e wytrzyma�. To wyj�tkowo odporne stworzenie, tylko czy bez wzgl�du na to, co go spotka�o, zawsze do ko�ca pozostanie cz�owiekiem? - Ano, w�a�nie... �ycie zmusza nas do wielu przewarto�ciowa� - cz�sto wbrew naszej naturze, sumieniu, pogl�dom, za kt�re jeszcze nie tak dawno temu gotowi byli�my walczy� do ostatka, l, wie pan, najgorsze, �e przed tym bardzo trudno si� obroni�, gdy� w zasadzie nigdy nie mo�emy mie� absolutnej pewno�ci, �e oto w�a�nie nadszed� ju� ten moment, kiedy nale�y katego- rycznie powiedzie�: NIE. Mimo wszystko chcemy szuka� kompromisu. Do samego ko�ca �udzimy si�, �e to si� przecie� samo jako� u�o�y, �e mog�o by� gorzej, �e mo�e nas to nie dotyczy, �e inni te� chc� dobrze, tylko - by� mo�e - nie potrafili�my si� dot�d dogada�... Tymczasem zwykle, kiedy tak my�limy, jest ju� za p�no na nasz sprzeciw, przegapili�my w�a�ciwy moment, da-li�my si� wci�gn�� w tak� gr�, kt�rej wynik z g�ry jest przes�dzony, bo to za-cz�o si� du�o, du�o wcze�niej... ... mieszka�em wtedy w N. Od dw�ch lat by�em �onaty, mia�em dobr� prac� w banku, niewielkie, ale w�asne mieszkanie w centrum oraz wszelkie szanse na d�ugie lata spokojnego, szcz�liwego �ycia. �mia�o mog� powiedzie�, �e nie wyr�nia�em si� niczym szczeg�lnym. Jak wi�kszo�� ludzi w moim wie-ku, lubi�em kino, dobr� ksi��k�, nie stroni�em od weso�ego towarzystwa, sta-ra�em si� uprawia� sporty; chocia� nie bardzo mi to wychodzi�o. Ceni�em swoj� prac�, kocha�em �on�. Z pewno�ci� na sw�j spos�b by�em ambitny. Chcia�em wi�cej zarabia�, zaj�� wy�sze stanowisko, jednak zawsze, ju� od samego dzieci�stwa stara�em si� dopasowywa� marzenia do mo�liwo�ci i nie ��da� od �ycia tego, co by mnie przerasta�o. Polityk� nie interesowa�em si�, a je�eli ju� - to tylko w takim stopniu, w ja- kim czyni to ka�dy prawie przeci�tny obywatel naszego przeci�tnie zamo�-nego kraju. Naturalnie, czyta�em codzienn� pras�, ogl�da�em telewizje, s�u- cha�em rano radia - robi�em to jednak bardziej z przyzwyczajenia ni� wew- n�trznej potrzeby. Nieraz z kolegami z banku komentowali�my wsp�lnie ta-kie, czy inne decyzje, albo te� wymieniali�my uwagi na temat jakiego� wa�-- nego wydarzenia politycznego - prawie zawsze w podobnej formie, w jakiej opowiada si� przeczytan� ksi��k� lub obejrzany ostatnio film, czyli - bez vi�kszego osobistego zaanga�owania. Atakowani co dnia tysi�cami rozma- itych informacji, nie potrafili�my dokonywa� w�a�ciwej ich selekcji i wy�awia� tego, co naprawd� wa�ne. Z r�wnym dystansem podchodzili�my wi�c do wiadomo�ci o kolejnym pojawieniu si� UFO, jak i - o wybuchu jakiej� nowej lokalnej wojny na drugiej p�kuli. Po prostu i jedno, i drugie tak by�o odleg�e od problem�w, kt�rymi �yli�my na co dzie�, �e nie robi�o to ju� na nas �adne-GO prawie wra�enia. A� wstyd przyzna�, �e bardziej przejmowali�my si� kil-kuprocentow� podwy�k� cen alkoholu czy papieros�w, ni� tym, �e zn�w gdzie� zgin�y w walkach tysi�ce os�b. Trudno by�o zreszt� nieraz wywnios-kowa�, kto i przeciw komu tam walczy oraz o co chodzi ka�dej ze stron. Poch�oni�ci swoimi przyziemnymi sprawami, nie mieli�my kiedy si� nad tym g��biej zastanawia�. Do, szesnastej nasz czas nale�a� do pracodawcy, kt�ry stara� si� - rzecz jasna, nie zawsze skutecznie - by byt to czas efektywnie przepracowany. Potem trzeba by�o zje�� obiad, zrobi� jakie� zakupy, pom�c �onie w sprz�taniu mieszkania, spotka� si� ze znajomymi, p�j�� do kina, do teatru... Program ka�dego niemal dnia byt tak napi�ty, �e z trudem udawa�o si� zrealizowa� go w ca�o�ci. Pod�wiadomie wierzyli�my, �e �y� pe�ni� �ycia, to �y� szybko, intensywnie, wi�c po�piech by� naszym nieod��cznym towarzyszem, tak�e wtedy, gdy mo�na by�o nie �pieszy� si� wcale. Zupe�nie jakby kto� nas tak zaprogramowa�, a my, z fa�szywym poczuciem prawdziwej wolno�ci i swobody wyboru, wykonywaliby�my pos�usznie wszy-stkie jego polecenia, na dodatek przyjmuj�c je za swoje w�asne decyzje. M�wi� o tym tak d�ugo i dok�adnie dlatego, �e w�a�nie owego dnia, kiedy TO si� zacz�o, zrozumia�em, jak ma�o zale�y od mojej woli i w jak niewielkim stopniu moje decyzje s� naprawd� moje. Nie. �le powiedzia�em: ja si� tego wtedy dopiero zaczyna�em domy�la�. W pe�ni zrozumia�em to znacznie p�niej, ale w niczym nie zmienia to przecie� faktu, �e w�a�nie �w dzie� by� w moim �yciu prze�omowy. Oczywi�cie nie spodziewa�em si� niczego. To przysz�o nagle, jak grom z jasnego nieba. Nie potrafi�em, a chyba nawet i nie mog�em przewidzie� zbli�aj�cej si� katastrofy. P�niej my�la�em nieraz, �e gdybym w por� wycofa� si�... Ale sk�d rnia�em wiedzie�, do czego to doprowadzi? Przecie� na pocz�tku nie by�o w tym niczego, co mog�o wzbudzi� moje podejrzenia. Oko�o po�udnia rozbola�a mnie g�owa. Zdarza�o si� to od czasu do czasu, jak zwyk�e wi�c po�kn��em dwie tabletki przeciwb�lowe i spokojnie czeka�em a� zaczn� dzia�a�. Od�o�y�em wykazy kont, kt�re przegl�da�em, opar�em si� o �cian�, zamkn��em oczy... Ale b�l wcale nie ust�powa�. Wprost przeciwnie, stawa� si� coraz bardziej dokuczliwy. Mo�e byt to pierwszy sygna� ostrzegawczy? Nie wiem. Jedyne, co mi wtedy przychodzi�o do g�owy, to obawa, �e d�u�ej nie wytrzymam. Nie skar�y�em si�, ale ten b�l by�o chyba wida�, bo nasz szef, zawsze pilnuj�cy, by�my ani o minut� za wcze�nie nie sko�czyli pracy, tym razem sam zaproponowa� mi, �ebym natychmiast poszed� do lekarza i dzi� ju� nie pokazywa� si� w banku. Nie musia� mi tego powtarza�. Skwapliwie skorzysta�em z propozycji, cho� przyznam szczerze - akurat wtedy wola�bym ju� raczej zosta� po godzinach ni� d�u�ej znosi� ten cholerny b�l. Do lekarza jednak nie poszed�em. Nigdy nie lubi�em lekarzy i potrafi�em na poczekaniu znale�� tysi�ce powod�w, by ich nie odwiedza�, nawet je�li wiedzia�em, �e to wr�cz konieczne, wi�c i wtedy, natychmiast po wyj�ciu na ulic�, uda�o mi si� siebie przekona�, �e na �wie�ym powietrzu samo mi przejdzie. W pierwszej chwili zamierza�em p�j�� wolno w kierunku domu, potem po-�o�y� si�, odpocz��, ale - nie pami�tam ju� teraz dlaczego - ruszy�em w przeciwn� stron�. Po pewnym czasie z zadowoleniem stwierdzi�em, �e zbli�am si� do jakiego� parku. Usiad�em na pierwszej napotkanej �awce, zn�w zamkn��em oczy i - musia�em chyba si� zdrzemn��, bo kiedy je otworzy�em, m�j zegarek wskazywa� pi�tna�cie po trzeciej. Ostro�nie dotkn��em praw� r�k� skroni, przetar�em zdr�twia�y kark... Mo�na ju� by�o wytrzyma�. Raz jeszcze spojrza�em na zegarek. Do banku nie musia�em wraca�. Do domu te� w zasadzie nie by�o po co i�� o tej porze, skoro poczu�em si� lepiej. Anna mia�a przyjecha� dopiero p�nym wieczorem, gdy� wybra�a si� w odwiedziny do matki, kt�ra mieszka�a na dalekim przedmie�ciu. Co prawda, w telewizji zapowiadali transmisj� z meczu o puchar �wiata, ale by�o jeszcze sporo czasu. Poza tym w parku by�o tak pi�knie... Kilkana�cie metr�w od �awki, na kt�rej siedzia�em, znajdowa� si� staw. P�ywa�y po nim �ab�dzie i chyba dzikie kaczki. Orze�wiaj�cy wiaterek porusza� nie w pe�ni jeszcze rozwini�tymi listkami na okolicznych drzewach. Z zaro�li dobiega� co chwila zdumiewaj�cy sw� r�norodno�ci� �wiergot ptak�w, kt�- rego mo�na by�o s�ucha� jak najwspanialszej muzyki. Odpoczywa�em. Wkr�tce zauwa�y�em, �e alejk� obok stawu spaceruje dwoje bardzo m�odych ludzi. Szli wolno, przytulaj�c si� do siebie i ca�uj�c co par� metr�w. Obserwowa�em ich niby oboj�tnie, a jednak z coraz bardziej zaciskaj�cymi si� z�bami. Byli m�odzi, szcz�liwi... Nie, to nawet nie o to chodzi�o, bo i ja by�em przecie� m�ody i na sw�j spos�b szcz�liwy. Mia�em w�a�ciwie wszystko, co w potocznej opinii potrzebne by�o do szcz�cia, a przede wszystkim mia�em kochaj�c� �on�, z kt�r� by�o mi dobrze i je�eli czego� w naszym wsp�lnym �yciu jeszcze brakowa�o, to chyba tylko dziecka. Sk�d wi�c wzi�o si� nagle owo poczucie zazdro�ci, gdy patrzy�em na t� par� zakochanych? Nie bardzo potrafi�em to sobie wyt�umaczy�. Zreszt� w�-wczas nie zastanawia�em si� nad tym, nie my�la�em tak, jak my�l� teraz. Czu�em tylko pod�wiadomie, �e ich szcz�cie, kt�rego mog�em si� zaledwie domy�la�, jest jakby lepsze, pe�niejsze, prawdziwsze od mojego. Zacz�y mi si� przypomina� nasze z Ann� spacery/nasze d�ugie rozmowy, pierwsze poca�unki, wieczorne rozstania, po kt�rych d�ugo nie mog�em zasn��, marz�c o tym, jak nast�pnego dnia zn�w b�dzie nam razem dobrze. Widzia�em nas trzymaj�cych si� za r�ce, beztroskich, roze�mianych, to zn�w spokojnych i zamy�lonych, dr��cych z podniecenia, kt�rego zaspokoi� do ko�ca nie mieli�my jeszcze odwagi. Widzia�em to tak, jakby zdarzy�o si� zaledwie wczoraj, a jednocze�nie- sto lat temu. Bo�e, pomy�la�em, jak dawno nie byli�my z Ann� w parku na spacerze? Czy�by�my nie byli ju� do tego zdolni? Ca�e moje cia�o przeszed� niespodziewany dreszcz. Wsta�em z �awki i wolno ruszy�em przed siebie, nie zastanawiaj�c si� zupe�nie dok�d id�. Wkr�tce park zacz�� rzedn��, ust�puj�c miejsca ogrodom, w kt�rych zakwita�y pierwsze wiosenne kwiaty i miejscami by�o ju� ca�kiem zielono. W powietrzu unosi� si� charakterystyczny zapach, dobrze znany mi z dzieci�stwa sp�dzonego w ma�ym miasteczku, w�r�d takich w�a�nie ogrod�w i uliczek, w�r�d ma�ych sklepik�w i woz�w konnych, niepozornych drewnianych domk�w, przed kt�re - pami�tam jak dzi� - o tej mniej wi�cej, popo�udniowej porze wychodzi�y nasze matki i babki pogada� o swoich sprawach, albo po�yczy� jedna od drugiej dwa jajka czy szklank� cukru. By� to zapach wiosny, zapomniany przez lata, bo wyparty niegdy� z mego �ycia i pami�ci przez ostr� wo� spalin, papierosowego dymu i wyziew�w z licznych w N. fabryk. l oto zn�w mog�em go ch�on��, przeniesiony dzi�ki temu jakby w inny �wiat i inn� epok�. Dzia�a� na mnie niczym narkotyk os�abiaj�cy wol� i poczucie rzeczywisto�ci. W�skie uliczki, na kt�rych z rzadka mo�na by�o dostrzec stoj�cy samoch�d, czy przemykaj�c� gdzie� w oddali ludzk� posta�, podobne by�y do siebie jak krople wody. Wydawa�y mi si� znajome i bliskie, gdy� przypomina�y te, po kt�rych biega�em jako maty ch�opak, jednak klucz�c po nich, pogr��ony we wspomnieniach, szybko straci�em orientacj� i kiedy wreszcie postanowi�em wraca�, bo zacz�o si� robi� ch�odno, a w �o��dku burcza�o mi ju� z g�o- du, zupe�nie nie wiedzia�em, w kt�r� stron� powinienem p�j��, by odnale�� drog� do centrum. To dziwne, pomy�la�em, �e wcale nie znam tej dzielnicy i nigdy dot�d tu nie by�em. Bior�c pod uwag�, i� przyszed�em piechot�, do centrum musia�o nie by� zbyt daleko, dlaczego jednak, u licha, w kt�r� stron� bym nie poszed� - ani �ladu przystanku autobusowego czy postoju taks�wek? Przy�pieszy�em kroku, skr�caj�c na wyczucie z jednej uliczki w drug�, raz w lewo, raz w prawo. Stara�em si� i�� t� sam� drog�, kt�r�, jak mi si� wyda wa�o, dosta�em si� do tego osobliwego labiryntu, ale jego ko�ca wci�� nie by�o wida�, za� nazwy ulic absolutnie nic mi nie m�wi�y. Co dziwniejsze, od pewnego czasu okolica sprawia�a wra�enie wymar�ej. Nie by�o nigdzie �ywej duszy. l wtedy w�a�nie zobaczy�em ten dom: bia�y, parterowy, bez okien od frontu. W odr�nieniu od wszystkich innych w ca�ej chyba dzielnicy, schowanych w g��bi ogrod�w za zas�on� drzew i krzew�w, sta� przy tej samej ulicy. To od razu zwr�ci�o moj� uwag�. Podszed�em bli�ej. Obok niepozornych, drewnianych drzwi na g�adkiej �cianie, kt�r� czu� jeszcze by�o zapraw� murarsk�, widnia�a niewielka tabliczka z napisem: DRALNIA. A to dopiero! - za�mia�em si� p�g�osem sam do siebie. �eby tak si� pomy-i�... No, ale przynajmniej b�dzie kogo zapyta� o drog�, je�eli jeszcze jest otwarte. Niewiele my�l�c, nacisn��em klamk�. To, co zobaczy�em po przekroczeniu progu, w niczym nie przypomina�o vn�trza typowego zak�adu us�ugowego. Dosy� obszerny hall, boazerie po sam sufit, �agodne �wiat�o, s�cz�ce si� z niewidocznych, lamp, dywan na po- d�odze... Stan��em jak wryty. Co� tu nie tak, przemkn�o mi przez my�l. Gdzie ja wszed�em? Je�eli na tablicy jest b��d w napisie, to daj nam Bo�e wi�cej takich punkt�w us�ugowych, bo te, kt�re znam... Ech, lepiej nie m�wi�. Ale je�eli nie ma �adnej pomy�ki lub te� kto� pomyli� si� celowo, to... To jedno do drugiego zupe�nie nie pasuje. A mo�e �wiadczy si� tu jakie� ca�kiem inne us�ugi? Na przyk�ad te zakazane przez prawo? Ale to chyba nie jest... - Dzie� dobry panu - us�ysza�em nagle kobiecy g�os, dobiegaj�cy z drugiego ko�ca hallu. Podnios�em oczy - sta�a tam m�oda dziewczyna. Z daleka ju� by�o wida�, �e jest bardzo �adna i doskonale zgrabna. Jej str�j - niew�tpliwie kompletny i elegancki, cho� stosunkowo sk�py,a przy tym uwydatniaj�cy uroki kobiecego cia�a - zdawa� si� potwierdza� moje podejrzenia. - Mam przyjemno�� powita� pana w naszych skromnych progach - powie-dzia�a, zbli�aj�c si� do mnie z zalotnym u�miechem na twarzy. - Dzie� dobry. Ja tylko... pani wybaczy, ale... - b�ka�em jak uczniak przy�apany w miejscu przeznaczonym wy��cznie dla doros�ych -... przechodzi�em t�dy i... - Pan pierwszy raz? Nic nie szkodzi. - Ja chcia�bym tylko zapyta�... - Ale� oczywi�cie - nie pozwoli�a mi doko�czy�. - Po to w�a�nie jestem, by zaspokoi� pa�sk� ciekawo��. Nasza plac�wka czynna Jest od niedawna, wi�c trudno si� dziwi�... Ale nie b�dziemy przecie� rozmawia� na stoj�co. Mamy tu ma�� kawiarenk� dla naszych go�ci. Usi�dziemy tam sobie wygodnie... Prosz�, prosz� dalej. Ja poprowadz�. Musia�a by� ca�kiem pewna tego, co zrobi�, gdy� znikaj�c w ciemnym przej�ciu, kt�re dopiero teraz zauwa�y�em, nie obejrza�a si� nawet, czy za ni� id�. Zna�a, wida�, dobrze si�� sugestii i umia�a j� wykorzysta�, cho� przecie� ma�o brakowa�o, bym odwr�ci� si� na pi�cie i wybieg� na ulic�. To by� m�j pierwszy odruch, kiedy zn�w na moment zosta�em w hallu sam. Po chwili wahania pomy�la�em jednak, �e skoro ju� tu trafi�em, warto by przy okazji... l to trzeba kiedy� pozna�, wi�c - raz kozie �mier�. Kawiarenka istotnie by�a ma�a - cztery, najwy�ej pi�� stolik�w otoczonych klubowymi fotelami, chyba jaka� szafka... Niewiele wi�cej. Gdzie� z oddali, jakby zza �ciany dobiega�a cicha i spokojna muzyka, co w po��czeniu z panuj�cym wewn�trz p�mrokiem stwarza�o swoisty nastr�j intymno�ci - zw�aszcza �e byli�my tylko we dwoje. Siadaj�c, pr�bowa�em wyobrazi� sobie dalszy bieg wypadk�w. Samokry-tycznie musz� przyzna�, i� by�a to wizja dosy� podniecaj�ca, jakkolwiek wiedzia�em, �e nie b�dzie mi wolno posun�� si� za daleko, Wszystko by�o zbyt tajemnicze, by nie powiedzie� wprost - podejrzane. Zreszt� gdyby nawet tak nie by�o... - A mo�e ma pan ochot� na kieliszek koniaku? -zapyta�a dziewczyna, wychylaj�c g�ow� z drugiego pomieszczenia, gdzie posz�a, aby zaparzy� kaw�, kt�r� z przyjemno�ci� zgodzi�em si� wypi�. - Nie, nie. Dzi�kuj�. l tak ju� niepotrzebnie narobi�em pani k�opotu. - Ale� sk�d? Jaki tam k�opot - zaoponowa�a, pojawiwszy si� z tac� w r�ku, na kt�rej sta�y dwie fili�anki i - chocia� podzi�kowa�em -dwa kieliszki koniaku. Dziewczyna zestawi�a je zr�cznie na stolik, po czym usiad�a z drugiej jego strony. Milcza�a. W kieszeni marynarki odnalaz�em pude�ko papieros�w, wyj��em je, otworzy�em i podsun��em dziewczynie. Odm�wi�a skinieniem g�owy. Zapali�em wi�c sam, g��boko zaci�gaj�c si� s�odkawym dymem, Celebrowa�em t� czynno�� wyj�tkowo d�ugo, �eby zyska� na czasie. Sytuacja stawa�a si� bowiem dla mnie coraz bardziej k�opotliwa. Ostentacyjne milczenie dziewczyny �wiadczy�o wyra�nie, �e czeka na jakie� moje pytanie, ja za� zupe�nie nie wiedzia�em jak zacz��, by nie zdradzi� swym zachowaniem, i� zasz�o nieporozumienie, a jednocze�nie, by wszystko wygl�da�o jak najbardziej naturalnie. Niestety, umiej�tno�� zawierania znajomo�ci nie by�a moj� mocn� stron�. Pozostawa�o zatem r�wnie� milcze�. Z pewno�ci� nie robi�o to dobrego wra�enia, ale przynajmniej by�o bezpieczne. Na szcz�cie dziewczyna sama po chwili przyst�pi�a do rzeczy: - Proponuj�, aby�my na pocz�tek wyja�nili podstawow� spraw� - powiedzia�a, u�miechaj�c si� ze zrozumieniem dla mojej nie�mia�o�ci. - Ot� nasza dralnia, jak wskazuje zreszt� sama nazwa, zajmuje si� darciem, czy te� m�wi�c og�lnie-niszczeniem. - Niszczeniem? - nie potrafi�em ukry� zdumienia. -Tak. Nie przes�ysza� si� pan - niszczeniem. - Nie rozumiem. - Ja wiem, �e w pierwszej chwili wygl�da� to mo�e dziwnie, a nawet �miesznie, ale prosz� si� nie �mia�, gdy� wbrew pozorom sprawa jest powa�na i nie nale�y jej lekcewa�y�. - Oczywi�cie - powiedzia�em najpowa�niej, jak tylko umia�em, cho� nie brzmia�o to, zdaje si�, ca�kiem przekonywaj�co. - Zdaj� te� sobie spraw�, �e nazwa nie jest istotnie najlepsza, ale, przyzna pan, ma dwie zasadnicze zalety: jest kr�tka i prosta. - To si� zgadza. - My�li pan, �e lepiej by�oby na przyk�ad: Pa�stwowe Przedsi�biorstwo Zast�pczego Niszczenia Nieruchomo�ci i Przedmiot�w Codziennego U�ytku? Chyba nie. A trzeba panu wiedzie�, �e niszczymy w zasadzie wszystko: drobiazgi osobiste, ksi��ki, ubrania, meble, rowery, samochody, budynki mieszkalne, a nawet - prosz� to potraktowa� jako swego rodzaju ciekawostk� - zajmujemy si� tak zwanym kancerowaniem znaczk�w pocztowych, co wymaga przecie� wielkiej precyzji. Jak wi�c pan widzi, zakres naszej dzia�alno�ci jest bardzo szeroki. Przyznam, �e sami nie znamy jeszcze wszystkich naszych mo�liwo�ci, gdy� kto wie, z jakimi zleceniami przyjdzie nam si� jeszcze spotka�. - Tak, pomys�owo�� ludzka nie zna granic - zauwa�y�em ironicznie. - A potwierdzenia tej starej prawdy nie trzeba wcale daleko szuka�. - My�l�, �e pan mnie �le zrozumia� - odpar�a ura�ona. - Tu naprawd� chodzi o powa�ne sprawy. Zreszt� ju� sam fakt powo�ania do �ycia naszej plac�wki potwierdza niezbicie, �e tak w�a�nie jest. - R�ne s� sposoby wy�udzania od ludzi pieni�dzy... - Prosz� pana, powstanie dralni podyktowane zosta�o obecnymi warunkami �ycia, a tak�e, czy te� mo�e raczej przede wszystkim perspektyw� tego, co czeka nas w najbli�szej przysz�o�ci, Z pewno�ci� teraz da si� jeszcze ja- ko� wytrzyma� bez naszych us�ug, ale za kilka czy kilkana�cie lat... Dotychczas zawsze by�o tak, �e najpierw rodzi�y si� potrzeby okre�lonej dzia�alno�ci us�ugowej, a dopiero p�niej instytucje, kt�re te potrzeby zaspokajaj�. Gdyby ludzie chodzili bez but�w, nie by�oby szewc�w. Skoro jednak potrzebne by�y buty, kto� musia� je robi�, a potem naprawia�. Na pocz�tku ka�dy sam sobie robi� jakie� prymitywne obuwie, z czasem jednak musia�o doj�� do specjalizacji, czyli wykszta�cenia zawodu szewca. Szewc otwiera� warsztat i... l tak ze wszystkim dzia�o si� przez ca�e wieki. Teraz jednak �w naturalny proces coraz bardziej k��ci si� z realiami �ycia, dlatego nadesz�a pora, by odwr�ci� kolejno�� rzeczy i dzi�ki temu m�c skuteczniej kszta�towa� �wiat, w kt�rym �yjemy. Taka jest prawda. - To zale�y jak si� na to patrzy - powiedzia�em wymijaj�co, bo nie mog�em wprost poj��, jak mo�na m�wi� takie bzdury. To chyba jaka� wariatka, my�la�em. Nienormalna albo te�... s�u�y to okre�lonemu celowi. Na przyk�ad, �eby mnie... - Mo�e nie wyrazi�am si� dosy� jasno - kontynuowa�a tymczasem dziewczyna. - Powiem wi�c to samo inaczej: do powo�ania dralni zmusi�a nas troska o zdrowie i bezpiecze�stwo cz�onk�w naszego spo�ecze�stwa. - Zdaje si�, �e kto� ju� si� tym zajmuje... - Ma pan racj�. Jest s�u�ba zdrowia, wojsko, policja, stra� po�arna i wiele innych instytucji, ale-jak ju� powiedzia�am-to, co wystarcza�o wczoraj, nie wystarcza dzisiaj, a tym bardziej nie b�dzie wystarcza� jutro. Przy�wiecaj�ca nam idea nie jest zreszt� nowa. Mog�abym to wykaza� na wielu przyk�adach z historii. Nowy i nieznany jest jedynie spos�b jej urzeczywistnienia, adekwatny do zaistnia�ej sytuacji, czego jednym z pierwszych przejaw�w jest w�a�nie powo�anie dralni. Wkr�tce �aden rozs�dnie my�l�cy cz�owiek nie b�dzie z tego powodu okazywa� zdziwienia, gdy� zrozumie, �e nie by�o po prostu innego wyj�cia. Pan za� poczuje si� by� mo�e dumny, �e zosta� naszym klientem niemal od pierwszych dni. - Pani pewno�� siebie jest urzekaj�ca. Nie s�dz� jednak, abym kiedykolwiek mia� by� zadowolony z tego, �e za moje w�asne pieni�dze kto� zniszczy mi mieszkanie. - Nikt nie zamierza robi� tego wbrew pa�skiej woli. - Przypuszcza wi�c pani, �e sam o to poprosz�? - Niewykluczone, �e tak w�a�nie b�dzie. Ale nie to jest najwa�niejsze. Chcia�abym, �eby dobrze zrozumia� pan istot� problemu, do tego przyk�ad z mieszkaniem nie najlepiej si� nadaje. We�my zatem inny. Prosz� sobie wy- obrazi� gromadk� dzieci wspinaj�cych si� na drzewa, przechodz�cych przez plot, bawi�cych si� w Indian, poszukiwanie skarb�w, czy co� takiego. Na pewno pami�ta pan to z w�asnego dzieci�stwa. - Powiedzmy. - Nie ma si� czego wstydzi�. To przecie� normalne. Ale normalne jest, niestety, r�wnie� i to, �e w�a�nie w czasie takich zabaw naj�atwiej o nieszcz�liwy wypadek. Dzieci, jak to dzieci, na og� nie zdaj� sobie jeszcze sprawy z gro��cego im niemal na ka�dym kroku niebezpiecze�stwa. A przecie� wy- starczy chwila nieuwagi, jeden niew�a�ciwy krok, jaka� sucha ga���, wystaj�cy z p�otu drut, nie ogrodzony wykop w ciemnej ulicy... Ot�, aby zapobiec takim chocia�by wypadkom, wystarczy przyprowadzi� dziecko do dralni. Sp�dzi ono u nas bezpiecznie czas w warunkach symulacji wymienionych czy innych jakich� zabaw, my za� w odpowiedni spos�b stworzymy pozory, �e zabawa by�a autentyczna. Mo�e to by� na przyk�ad pobrudzona i rozdarta koszulka, przetarte spodenki, itp. - Ale po co? - Oczywi�cie, mo�na tego nie robi�, ale tak, jak trudno pozbawia� dzieci przyjemno�ci zabawy w Indian, czy chodzenia po drzewach, tak samo nie nale�y pozbawia� ich rodzic�w wszystkich nast�pstw i konsekwencji - rzecz jasna, pod warunkiem, �e dziecku nic z�ego si� nie stanie. To ju� nie tylko chodzi o przywi�zanie do tradycji, cho� i to mamy na wzgl�dzie, ale - o zachowanie pewnych okre�lonych relacji mi�dzypokoleniowych, co jest ogromnie wa�ne z psychologicznego punktu widzenia i dla dzieci, i dla rodzic�w, czy ich opiekun�w. Wieloletnie badania naukowe potwierdzi�y to niezbicie. Taka jest prawda. Wszystko w zasadzie pozostaje bez zmian: dzieci si� bawi�, brudz�, niszcz� ubrania, prze�ywaj� emocje, rodzice troch� si� niepokoj�, maj� co pra� i naprawia�... Utrzymany zostaje wysoki poziom zbytu towar�w na rynku, co daje mo�liwo�� du�ego zatrudnienia, a nawet stworzenia nowych miejsc pracy... Pan rozumie? Nie ma tylko jednego elementu-niebezpiecze�stwa. - Innymi s�owy, zamiast ulega� wypadkom drogowym, lepiej raz na kiedy� odda� samoch�d do dralni, czy tak? - Dok�adnie tak, jak pan powiedzia� - ucieszy�a si�, - Widz�, �e powoli zaczynamy si� rozumie�. - Niestety. Nie mam zreszt� samochodu. Ale gdybym go kupowa�, to chyba po to, �eby nim je�dzi�, a nie trzyma� w gara�u i pozwala� go niszczy� od czasu do czasu? To przecie� logiczne! -Tak, tylko �e pan patrzy na to wy��cznie pod k�tem w�asnych korzy�ci, zapominaj�c zupe�nie, �e jest tak�e cz�onkiem spo�ecze�stwa, kt�re - jako ca�o�� - kieruje si� troch� innymi kryteriami. A interes spo�eczny, interes og�u zawsze musi by� stawiany wy�ej od interesu jednostki. - Ale co to ma do rzeczy?! Poza tym zawsze mi si� wydawa�o, �e na ca�ym �wiecie d��y si� do budowania wygodniejszych i bezpieczniejszych pojazd�w, bezkolizyjnych skrzy�owa�, podziemnych przej��... do stworzenia takich warunk�w, w kt�rych prawdopodobie�stwo kolizji by�oby jak najmniejsze. Czy nie mam racji? - Pozornie pan ma, ale - powtarzam - tylko pozornie. Tak, dotychczas wszystkie wysi�ki konstruktor�w sz�y rzeczywi�cie w tym w�a�nie kierunku. Przyzna pan jednak, �e mimo to rezultaty nadal dalekie s� od oczekiwa�. Ilo�� wypadk�w drogowych wcale nie zmala�a. Wprost przeciwnie-statysty-ki dowodz� niezbicie, �e stale ro�nie. Taka jest prawda. W tej sytuacji nale�a�o wi�c zacz�� poszukiwania innych rozwi�za�, l my�my takie rozwi�zanie zaproponowali. Nie wzbudza ono, rzecz Jasna, powszechnego entuzjazmu i zawsze chyba mie� b�dzie zagorza�ych przeciwnik�w, zw�aszcza w krajach, gdzie wszechpot�n� si�� jest pieni�dz, a �ycie ludzkie mat� ma warto��, ale - niech mi pan wierzy -ju� wkr�tce samo �ycie potwierdzi s�uszno�� naszego stanowiska. - Nie wiem, kogo pani reprezentuje i w czyim imieniu przemawia. Niewa�ne. S�dz� jednak, �e wszystko to nie ma sensu. Co mi dadz� na przyk�ad wasze us�ugi, skoro i tak musz� korzysta� z komunikacji miejskiej, kolejowej, lotniczej? Ludzie przecie� musz� podr�owa�... - l tu dotkn�� pan sedna sprawy: ot� ludzie wcale nie musz�, a jedynie chc� podr�owa�. Taka jest prawda. No, mo�e dzisiaj, jak w ka�dym okresie przej�ciowym, niekt�rzy rzeczywi�cie musz�Jeszcze przenosi� si� z miejsca na miejsce, gdy� wymaga tego interes og�lnospo�eczny, ale jutro...Musimy by� na to przygotowani. Dam panu zreszt� prosty przyk�ad. Olbrzymi budynek, w kt�rym znajduje si� wszystko, co potrzebne do �ycia cz�owiekowi: mieszkanie, sklepy, punkty us�ugowe, gastronomia, przychodnie lekarskie i szpitale, dralnia, kina, teatry, baseny, boiska.:.. wszystko. Budynek ten jest miejscem pracy ka�dego z jego mieszka�c�w, kt�rzy zostali tak dobrani, aby nikt nie pozosta� bez zaj�cia. Prosz� pomy�le�, o ile to wygodniejsze, prostsze i bezpieczniejsze od dotychczasowego modelu �ycia. Wszystko na miejscu, na wyci�gni�cie r�ki. - Gdzie tu w takim razie miejsce na samoch�d? - Prosz� pana, nie mo�na przecie� nikomu zabroni� posiadania samochodu. Ch�� posiadania jest w cz�owieku bardzo silna i nie wolno nam tego pomija�. Ale czy to znaczy, �e mieszkaniec budynku, kt�ry uleg� w�asnej s�abo�ci i kupi� sobie wymarzony samoch�d, musi nara�a� si� na niebezpiecze�stwo je�d��c nim po mie�cie? Chyba nie, tym bardziej, �e powoduj�c wypadek, dezorganizuje �ycie sobie i innym ludziom. - Przerwijmy t� dyskusj�. Przepraszam, ale pani pomys�y przypominaj� mi literatur� fantastyczno-naukow� i to dosy� kiepsk�. - Pan si� myli. Takie budynki ju� na �wiecie istniej� od kilkunastu lat. Oczywi�cie, na razie jest ich mato. Nie rozwi�zano te� jeszcze wszystkich problem�w technicznych, zwi�zanych z procesami produkcyjnymi i pe�n� automatyzacj� transportu, ale jest to ju� tylko kwestia czasu. Nie ma wi�c na co czeka�, udaj�c, �e o niczym nie wiemy. Nale�y powoli przyzwyczaja� spo�ecze�stwo do tego, co nowe, a zarazem nieuniknione. Ju� teraz trzeba zacz�� �agodzi� ujemne skutki skoku jako�ciowego, kt�ry zupe�nie odmieni ludzkie �ycie czyni�c je w przysz�o�ci naprawd� szcz�liwym. - Ale� to s� brednie! - nie wytrzyma�em nerwowo, zamierzaj�c podnie�� si� i wyj��. - Szcz�cie? Jak szczury w klatkach i - szcz�cie? Gdyby pani my�la�a jak cz�owiek... Urwa�em nagle, gdy� poczu�em, �e mo�e lepiej nie ko�czy� tego zdania. Oczy dziewczyny by�y zupe�nie nieruchome. Nie mruga�a powiekami, nie porusza�a si� - a nawet odnios�em wra�enie - przesta�a oddycha�. Zrobi�o mi si� duszno. Nie mia�em si�y ani odwagi wsta�. Zapali�em papierosa. Dr��c� r�k� podnios�em do ust nietkni�ty dot�d koniak i... odetchn��em z ulg�. - Niepotrzebnie pan si� unosi - powiedzia�a spokojnie dziewczyna, si�gaj�c r�wnie� po kieliszek. - Przecie� nasza rozmowa do niczego pana nie zobowi�zuje. - Mam nadziej�. - Mo�e pan by� absolutnie pewny. Zaznaczy�am to ju� zreszt�, na samym pocz�tku, wi�c je�li ma pan jakie� obawy... - Przyznam szczerze, �e spodziewa�em si� czego� zupe�nie innego. Nie by�em przygotowany na... tak� rozmow�..Nie chcia�bym pani urazi�... - Jest pan chyba przewra�liwiony. Reaguje pan emocjonalnie nie dokonuj�c wcale g��bszej analizy ca�okszta�tu zjawiska. Rozumiem, �e brak te� panu odpowiedniego przygotowania, ale gdyby tylko na podstawie tego, co ju� powiedzia�am, zastanowi� si� pan dobrze... - Ale� tu nie ma nad czym si� zastanawia�. Przecie� na zdrowy rozum... To jest nie do przyj�cia! Uwa�a pani, �e mo�na sp�dzi� ca�e �ycie, nie opusz-czaj�c domu? A szko�a, wycieczki, turystyk�, kontakty z rodzin�, znajomi?... - Wie pan, trudno jeszcze w tej chwili przes�dza�, �e b�dzie dok�adnie tak, a nie inaczej. Du�o problem�w ci�gle czeka na swoje rozwi�zanie. Niekt�rych by� mo�e jeszcze w pe�ni nie potrafimy dostrzec, Na pewno jednak nasze �ycie nie b�dzie wygl�da� tak, jak dawniej. Bardzo zaawansowane s� na przyk�ad eksperymenty z przekazywaniem wiedzy do m�zgu cz�owieka wprost z komputera. By� mo�e taki komputer b�dzie pe�ni� kiedy� rol� elektronicznego nauczyciela w szkole? Czy pan sobie wyobra�a, jak wielkie mo�e to mie� znaczenie? Zreszt� po co wybiega� tak daleko. Ju� dzi� dysponujemy przecie� magnetowidami, wideotelefonami... Prosz� sobie tylko uz-mys�owi�, jak wiele spraw mo�na za�atwi�, korzystaj�c ze zwyk�ego telefonu, i w og�le nie ruszaj�c si� z domu. Na co dzie� nie dostrzegamy tego, nie widzimy w szerszej skali... - W porz�dku. Ale my�l�, �e nic nie zast�pi prawdziwej szko�y z klasami i �ywym nauczycielem. - C�, przyzwyczajenie jest drug� natur� cz�owieka, ale i przyzwyczajenia ulegaj� przecie� przeobra�eniom. Pan uczy� si� zapewne w szkole dawnego typu i dlatego uwa�a to za normalne. Pa�skie dzieci mog� traktowa� tak� szko�� jako prze�ytek i dziwi� si�, jak mo�na by�o w niej w og�le nauczy� si� czego�. Taka jest prawda. Ale to wida� dopiero z perspektywy czasu. Wa�ne jest, aby�my umieli to sobie uzmys�owi�. Ludzie nieraz s� bardzo dziwni i niekonsekwentni w tym, co robi� i m�wi�. Chc� na przyk�ad �y� coraz wygodniej, coraz �atwiej nakr�ca� spr�yn� post�pu technicznego do granic wytrzyma�o�ci, a jednocze�nie wyra�aj� zdziwienie, �e szlag trafi� tak zwane �rodowisko naturalne, a przede wszystkim - ich samych. Chcieliby w niedziel� lata� w kosmos, a przez ca�y tydzie� �y� niemal jak ich jaskiniowi przodkowie. Chcieliby wydrze� naturze wszystko, nie dokonuj�c przy tym �a-dnych wyrzecze�. A to nie jest tak. Oczywi�cie ja rozumiem ludzk� t�sknot� za tym, co stare i - w ich mniemaniu - pi�kne. Ale przecie� nie mo�na negowa� post�pu technicznego, rozwoju cywilizacji. Nie mo�na dostrzega� tylko jednej strony medalu, udaj�c, �e drugiej w og�le nie ma. Sp�jrzmy wreszcie prawdzie w oczy. Wie pan, te has�a powrotu do natury, te protesty przeciwko elektrowniom j�drowym... To przecie� dziecinada. Zreszt� my nie robimy nic innego, jak w�a�nie staramy si� pom�c ludziom pogodzi� z now� rzeczywisto�ci�, u�atwi� im przej�cie do nowego, lepszego �ycia. - I pani naprawd� w to wierzy? - To nie jest sprawa wiary. Ja po prostu wiem. - No tak - powiedzia�em zrezygnowany, �a�uj�c, �e da�em si� wci�gn�� w t� idiotyczn� dyskusj�. - A ja my�la�em, �e b�dziemy m�wi� o mi�o�ci. - S�ucham? - Nie. Nic. Niewa�ne. Ile p�ac� za kaw� i koniak? - To na koszt firmy, � Dzi�kuj� i do widzenia. - Mam nadziej�, �e si� jeszcze spotkamy. - Nie przypuszczam. - A tak przyjemnie si� z panem gaw�dzi�o. Na pewno si� jeszcze spotkamy. Czuj� to. Kobieca intuicja... Gdy wyszed�em na zewn�trz, by�o ju� ca�kiem ciemno. Odruchowo spoj-rza�em na zegarek - wskazywa� godzin� pi�t�, cho� musia�o by� znacznie p�niej. Rozejrza�em si�. Kilkana�cie metr�w dalej, po przeciwnej stronie uli-cy sta�a taks�wka. Zupe�nie, jakby na mnie czeka�a. Niewiele my�l�c, wsia-d�em do niej, poda�em adres, kierowca uruchomi� silnik.... W drodze do domu stara�em si� zebra� my�li. Przychodzi�o mi to jednak z wielkim trudem, gdy� wszystko, co prze�y�em tego dnia, wydawa�o si� tak nieprawdopodobne, �e z minuty na minut� traci�em poczucie pewno�ci, czy tak by�o naprawd�, czy te� mo�e... Postanowi�em, �e p�ki nie sprawdz�, co si� za tym kryje, nikomu nic nie powiem, nawet Annie. Nast�pnego dnia, zaraz po pracy zn�w wybra�em si� do willowej dzielnicy za parkiem. Niestety, nie uda�o mi si� odnale�� bia�ego, parterowego domu z napisem �DRALNIA" przy wej�ciu, a nieliczni przechodnie, kt�rych o niego pyta�em, twierdzili zgodnie, �e niczego takiego tu nie ma. Nie dawa�o mi to spokoju. W par� dni p�niej z planem miasta w r�ku obszed�em wszystkie okoliczne uliczki - bez powodzenia. No, stary, powiedzia�em sobie w�wczas, co� chyba z tob� niedobrze. Mo�e jednak powiniene� wybra� si� do jakiego� lekarza? Ale nie poszed�em. Jak zwykle. Nie mia�em odwagi. By�o, min�o, pr�bowa�em si� uspokoi�. Po prostu mia�e� z�y dzie�, ten b�l g�owy... A mo�e byt to jaki� eksperyment psy- chologiczny? Podobno czasami przeprowadza si� takie testy - aran�uje si� jak�� niecodzienn� sytuacj� albo te� d�ugo i usilnie przekonuje ludzi, �e na przyk�ad dwa razy dwa to pi��, i obserwuje z ukrycia ich reakcje. Mo�e wi�c kto� zabawi� si� twoim kosztem? Nie warto zaprz�ta� sobie g�owy g�upstwami. Szkoda czasu. A je�li to pocz�tek jakiej� choroby umys�owej, my�la�em po chwili. Je�li takie wizje b�d� si� powtarza�? Co wtedy? Da� si� zamkn��? Na jak d�ugo? Na rok, dwa? A mo�e na ca�e �ycie? Naprawd�, zacz��em si� ba�. By�y takie chwile, �e nie wiedzia�em, co si� ze mn� dzieje. Nie potrafi�em znale�� sobie miejsca, ani zaj�� czym� na d�ugo. Wszystko mnie denerwowa�o, cho� stara�em si� tego nie okazywa� - zw�aszcza w domu. Dop�ki Anna nic nie wie, powtarza�em sobie, wszystko b�dzie jak dawniej. Trudno, musisz to wzi�� wy��cznie na siebie. Czas jest najlepszym lekarzem. Jeszcze miesi�c, dwa... Zbli�a si� pora urlop�w... l rzeczywi�cie, daj�c si� znowu wci�gn�� w wir codziennych spraw, przesta�em my�le� o dralni tyle, ile my�la�em w pierwszych dniach po jej odwiedzeniu. Zaprzesta�em te� poszukiwa�. Powoli godzi�em si� z my�l�, �e nie nale�y do tego wraca�, bez wzgl�du na to, co si� za tym kry�o. l tylko nieraz budzi�em si� w �rodku nocy zlany zimnym potem, maj�c jeszcze przed oczyma twarz tamtej dziewczyny. U�miecha�a si� szyderczo, m�wi�c triumfalnym g�osem: �A nie m�wi�am, �e si� jeszcze spotkamy". Innym razem �ni�o mi si�, �e mieszkam we wspania�ym domu, ale nie mog� z niego wyj��, bo po prostu nie ma w nim czego� takiego, jak wyj�cie. Nawet oknem nie mo�na wydosta� si� na zewn�trz, bo okna w og�le si� nie otwieraj�. Jak oszala�y biegam po nie ko�cz�cych si� korytarzach, je�d�� windami z g�ry na d� i z do�u do g�ry, wal� pi�ciami w betonowe �ciany i pancerne szyby i - nic. To w nocy. A rano zn�w wszystko by�o jak zawsze: nasze mieszkanie, krz�taj�ca si� w kuchni Anna, otwarte drzwi na balkon i ludzie �piesz�cy si� jak co dnia do pracy. Anna nie domy�la�a si� chyba niczego. Owszem, zauwa�y�a, �e jestem troch� inny ni� dawniej (jaki� taki nieobecny, m�wi�a), ale k�ad�a to na karb przem�czenia. Nie robi�a mi �adnych wyrzut�w, czu�em jednak, �e ma do mnie cichy �al o t� moj� duchow� nieobecno��. Nie m�wi�em wi�c nic, kiedy coraz cz�ciej wychodzi�a po po�udniu sama - a to do kole�anki, a to na jakie� zebranie czy szkolenie... Wiedzia�em, �e w pewnych okresach, gdy ogarnia�a mnie apatia i przez ca�y wiecz�r zamieniali�my ze sob� ledwo par� zda�, Anna po prostu si� nudzi. By�a przecie� m�oda, energiczna, chcia�a przed urodzeniem dziecka, jak sama m�wi�a, zakosztowa� jeszcze �ycia. Rozumia�em j� i dlatego patrzy�em przez palce na te jej samotne wypady, tak samo zreszt� jak i ona na moje, kiedy godzinami w��czy�em si� po willowej dzielnicy za parkiem, utrzymuj�c, �e w�a�nie musia�em zosta� d�u�ej w pracy. Kr�tko m�wi�c, byli�my dla siebie wyrozumiali. N[e zadawali�my zb�dnych pyta�. Przez pewien czas cieszy�em si� nawet z tego powodu, gdy� zbytnia dociekliwo�� Anny zmusi�aby mnie do ci�g�ego ok�amywania jej i na pewno popsu�aby zupe�nie atmosfer� w domu. Stopniowo jednak nabiera�em przekonania, �e powinni�my chyba szczerze porozmawia�, gdy� zachowanie Anny stawa�o si� dla mnie coraz bardziej niepokoj�ce i niezrozumia�e. Kt�rego� dnia wr�ci�a do domu bardzo p�no, na rauszu i - co mnie szczeg�lnie zastanowi�o - z oderwanym guzikiem od bluzki. Kiedy zapyta�em. gdzie by�a, odpowiedzia�a wymijaj�co, �e w jakiej� kawiarni z kole�ankami z pracy, cho� nie potrafi�a poda� nawet nazwy lokalu. Ale nie to by�o najgorsze, bo gdy p�niej rozbiera�a si�... Le�a�em ju� w ��ku, przegl�da�em jaki� kolorowy magazyn i chocia� pali�a si� tylko nocna lampka, nie mog�em si� myli� - mia�a rozdarte z boku... no, wie pan, majteczki. Nigdy jej si� to nie zdarza�o. Wprost przeciwnie - odk�d tylko pami�tam, by�a wprost pedantyczna, je�eli chodzi o bielizn�, a zatem... Przyznaj�, da�em si� ponie�� nerwom. Zrobi�em Annie piekieln� awantur�. Krzycza�em, grozi�em, prosi�em, �eby mi tylko powiedzia�a, gdzie i z kim naprawd� by�a tego wieczoru. - Nie musisz mnie ok�amywa�- rycza�em na cale gard�o. -Je�eli masz kochanka, to miej odwag� poinformowa� mnie o tym! �le ci ze mn�? To prosz�, id� do niego i daj mi �wi�ty spok�j, ale mnie nie ok�amuj! Anna p�aka�a. Siedzia�a na pod�odze obok ��ka, zas�oni�a g�ow� r�kami, jakby chcia�a obroni� si� w ten spos�b przed moim krzykiem i co chwila pow- tarza�a cichutko: - Nie zdradzi�am ci�. Naprawd� ci� nie zdradzi�am, przysi�gam. - Gdzie wi�c by�a�? � W kawiarni. - K�amiesz! Bezczelnie k�amiesz! - B�agam ci�, uwierz mi. -To powiedz wreszcie prawd�! - By�am w kawiarni z kole�ankami. - Dobrze - uspokoi�em si� nieco - jak sobie chcesz, ale ja wnosz� jutro spraw� o rozw�d. Oczywi�cie, przesadzi�em z tym rozwodem. By�em bardzo zdenerwowany i � s�owo honoru - wcale nie mia�em zamiaru rozwodzi� si�, ale moja gro�ba musia�a zrobi� na Annie du�e wra�enie, gdy� niespodziewanie zmieni�a taktyk� i obieca�a, i� powie prawd�, je�eli obiecam jej, �e przestan� krzycze� i wymachiwa� r�kami. - Prosz� ci�, nie gniewaj si� ju� - zacz�ta, ci�gle �kaj�c. - To wszystko moja wina. Chcia�am dobrze... Przecie� wiesz, �e tylko ciebie kocham i nie ma innego m�czyzny w moim �yciu. Przysi�gam. Widzisz, ja my�la�am, �e.... �e b�dzie lepiej, je�li staniesz si� troch� bardziej zazdrosny. Ostatnio atmosfera w domu zrobi�a si�, nie powiem, �e nieprzyjemna, ale taka jaka� nijaka, bezp�ciowa. Byli�my blisko siebie, a jednak daleko. Czu�am, �e dzieje Si� z nami co� niedobrego. Ba�am si�. O ciebie si� ba�am. Zmieni�e� si� ostatnio. Dawniej by�e� inny. Nie twierdz�, �e kocha�e� mnie bardziej, ni� teraz, ale... no wiesz, po prostu du�o cz�ciej dawa�e� dowody tej mi�o�ci. By�e� czulszy. Nie chcia�am ci o tym m�wi�, chcia�am za�atwi� to inaczej. Gdybym ci powiedzia�a, m�g�by� mnie �le zrozumie�. Ba�am si� tego. Zdaje si�, wybra�am jednak nie najlepsz� drog�... Zreszt� to nie by� m�j pomys�, to oni mi tak poradzili... - Jacy oni?! - No ci, z dralni... Co by�o p�niej? Niech pan nie wymaga ode mnie za wiele. Nie wszystko pami�tam. Zreszt� i tak nie potrafi�bym przekaza� panu, co w�wczas czu�em. W ka�dym razie by�o to straszne. Pewno pan my�li, �e dramatyzuj�, przesadzam, �e inny na moim miejscu... Mo�liwe. R�ne ludzie maj� charaktery. Dla mnie by� to jakby koniec �wiata. Na d�wi�k s�owa �dralnia" wybieg�em z mieszkania. Nie bardzo zdawa�em sobie spraw� z tego, co robi�. Moje cia�o wyrwa�o si� spod kontroli m�zgu, w kt�rym wszystko a� si� gotowa�o. Musia�em p�dzi� p�przytomny pustymi ulicami, na o�lep, gdzie popad�o, byle dalej, dalej... Zatrzyma�em si� dopiero na mo�cie - zdyszany, u kresu wytrzyma�o�ci. Pami�tam, �e �apczywie wdycha�em ch�odne, wilgotne powietrze, jakie unosi�o si� nad g�ow�. By�o mi oboj�tne, co si� dalej stanie. Opar�em si� o balustrad� i spojrza�em w d�. Mi�dzy prz�s�ami leniwie p�yn�a rzeka. Pomy�la�em, �e to ju� chyba koniec. Wychyli�em g�ow� najdalej, jak tylko mog�em, podkurczywszy nogi - ci�kie i obola�e. Nie mia�em si�y odepchn�� si� od pod�o�a i... ... i nagle wyda�o mi si�, �e s�ysz� czyj� g�os: - Ale szanowny pan nieobyty. Przecie� i tak odratuj�, a trzeba by pogotowie i policj� wzywa�, protok� pisa�... Po co to robi� tyle k�opotu. Czy nie lepiej do dralni?