12689
Szczegóły | |
---|---|
Tytuł | 12689 |
Rozszerzenie: |
12689 PDF Ebook podgląd online:
Pobierz PDF
Zobacz podgląd 12689 pdf poniżej lub pobierz na swoje urządzenie za darmo bez rejestracji. 12689 Ebook podgląd za darmo w formacie PDF tylko na PDF-X.PL. Niektóre ebooki są ściśle chronione prawem autorskim i rozpowszechnianie ich jest zabronione, więc w takich wypadkach zamiast podglądu możesz jedynie przeczytać informacje, detale, opinie oraz sprawdzić okładkę.
12689 Ebook transkrypt - 20 pierwszych stron:
Pawe� Tomaszewski
DRALNIA
- Dobrze, skoro pan tak nalega - powiedzia� wreszcie - niech pan ju� w��czy ten
sw�j magnetofon. Mnie,
prawd� m�wi�c, jest zupe�nie oboj�tne jak pan to sobie zanotuje czy nagra i co
pan z tym p�niej zrobi. To ju� nie
m�j k�opot. Moje k�opoty sko�czy�y si� par� miesi�cy temu. Po prostu przesta�em
reagowa�. l dlatego te� mi�dzy
innymi nie chcia�em o tym m�wi�. Po co?
- Tak, w pewnym sensie ma pan racj�: podda�em si�. Ale ja nie wstydz� si� tego
s�owa, bo znaczy ono dla
mnie tylko tyle, �e musia�em jako� uodporni� si�, przystosowa�, nauczy� dalej
�y� ze �wiadomo�ci� tego, co si�
sta�o. Wszystko wskazuje na to, �e chc�c ocali� siebie, nie mia�em innego
wyj�cia.
-Tylko niech pan nie my�li, redaktorze, �e przysz�o mi to �atwo. O, nie! Nie
by�o to wcale takie proste. Mo�e mi
pan wierzy�, albo nie. Nie zamierzam pana przekonywa�, gdy� nie mia�oby to
�adnego sensu. To trzeba by�o
prze�y�!
-Tak, m�czy�em si�. W ko�cu dosz�o do tego, �e nie by�em ju� pewien, czy
wszystko to zdarzy�o si� naprawd�,
czy te� jest tylko wymys�em mojej chorej wyobra�ni. Oczywi�cie i jedno, i drugie
wydawa�o mi si� straszne,
poniewa�
�my�la�em sobie-je�eli nawet jestem jeszcze normalny, to rych�o i tak znajd� si�
w jakim� domu bez klamek,
wi�c�czy tak, czy tak... No, ale jak pan widzi, cz�owiek du�o mo�e wytrzyma�. To
wyj�tkowo odporne
stworzenie, tylko czy bez wzgl�du na to, co go spotka�o, zawsze do ko�ca
pozostanie cz�owiekiem?
- Ano, w�a�nie... �ycie zmusza nas do wielu przewarto�ciowa� - cz�sto wbrew
naszej naturze, sumieniu,
pogl�dom, za kt�re jeszcze nie tak dawno
temu gotowi byli�my walczy� do ostatka, l, wie pan, najgorsze, �e przed tym
bardzo trudno si� obroni�, gdy� w
zasadzie nigdy nie mo�emy mie� absolutnej pewno�ci, �e oto w�a�nie nadszed� ju�
ten moment, kiedy nale�y
katego-
rycznie powiedzie�: NIE. Mimo wszystko chcemy szuka� kompromisu. Do samego ko�ca
�udzimy si�, �e to si�
przecie� samo jako� u�o�y, �e mog�o by� gorzej, �e mo�e nas to nie dotyczy, �e
inni te� chc� dobrze, tylko - by�
mo�e - nie potrafili�my si� dot�d dogada�... Tymczasem zwykle, kiedy tak
my�limy, jest ju� za p�no na nasz
sprzeciw, przegapili�my w�a�ciwy moment, da-li�my si� wci�gn�� w tak� gr�,
kt�rej wynik z g�ry jest
przes�dzony, bo to za-cz�o si� du�o, du�o wcze�niej...
... mieszka�em wtedy w N. Od dw�ch lat by�em �onaty, mia�em dobr� prac� w banku,
niewielkie, ale w�asne
mieszkanie w centrum oraz wszelkie szanse na d�ugie lata spokojnego,
szcz�liwego �ycia. �mia�o mog�
powiedzie�, �e nie wyr�nia�em si� niczym szczeg�lnym. Jak wi�kszo�� ludzi w
moim wie-ku, lubi�em kino, dobr�
ksi��k�, nie stroni�em od weso�ego towarzystwa, sta-ra�em si� uprawia� sporty;
chocia� nie bardzo mi to
wychodzi�o. Ceni�em swoj� prac�, kocha�em �on�. Z pewno�ci� na sw�j spos�b by�em
ambitny. Chcia�em wi�cej
zarabia�, zaj�� wy�sze stanowisko, jednak zawsze, ju� od samego dzieci�stwa
stara�em si� dopasowywa�
marzenia do mo�liwo�ci i nie ��da� od �ycia tego, co by mnie przerasta�o.
Polityk� nie interesowa�em si�, a je�eli ju� - to tylko w takim stopniu, w ja-
kim czyni to ka�dy prawie przeci�tny
obywatel naszego przeci�tnie zamo�-nego kraju. Naturalnie, czyta�em codzienn�
pras�, ogl�da�em telewizje, s�u-
cha�em rano radia - robi�em to jednak bardziej z przyzwyczajenia ni� wew-
n�trznej potrzeby. Nieraz z kolegami z
banku komentowali�my wsp�lnie ta-kie, czy inne decyzje, albo te� wymieniali�my
uwagi na temat jakiego� wa�--
nego wydarzenia politycznego - prawie zawsze w podobnej formie, w jakiej
opowiada si� przeczytan� ksi��k� lub
obejrzany ostatnio film, czyli - bez vi�kszego osobistego zaanga�owania.
Atakowani co dnia tysi�cami rozma-
itych informacji, nie potrafili�my dokonywa� w�a�ciwej ich selekcji i wy�awia�
tego, co naprawd� wa�ne. Z r�wnym
dystansem podchodzili�my wi�c do wiadomo�ci o kolejnym pojawieniu si� UFO, jak i
- o wybuchu jakiej� nowej
lokalnej wojny na drugiej p�kuli. Po prostu i jedno, i drugie tak by�o odleg�e
od problem�w, kt�rymi �yli�my na co
dzie�, �e nie robi�o to ju� na nas �adne-GO prawie wra�enia. A� wstyd przyzna�,
�e bardziej przejmowali�my si�
kil-kuprocentow� podwy�k� cen alkoholu czy papieros�w, ni� tym, �e zn�w
gdzie� zgin�y w walkach tysi�ce os�b. Trudno by�o zreszt� nieraz wywnios-kowa�,
kto i przeciw komu tam
walczy oraz o co chodzi ka�dej ze stron. Poch�oni�ci swoimi przyziemnymi
sprawami, nie mieli�my kiedy si� nad
tym g��biej zastanawia�. Do, szesnastej nasz czas nale�a� do pracodawcy, kt�ry
stara� si� - rzecz jasna, nie
zawsze skutecznie - by byt to czas efektywnie przepracowany. Potem trzeba by�o
zje�� obiad, zrobi� jakie�
zakupy, pom�c �onie w sprz�taniu mieszkania, spotka� si� ze znajomymi, p�j�� do
kina, do teatru... Program
ka�dego niemal dnia byt tak napi�ty, �e z trudem udawa�o si� zrealizowa� go w
ca�o�ci. Pod�wiadomie
wierzyli�my, �e �y� pe�ni� �ycia, to �y� szybko, intensywnie, wi�c po�piech by�
naszym nieod��cznym
towarzyszem, tak�e wtedy, gdy mo�na by�o nie �pieszy� si� wcale. Zupe�nie jakby
kto� nas tak zaprogramowa�, a
my, z fa�szywym poczuciem prawdziwej wolno�ci i swobody wyboru, wykonywaliby�my
pos�usznie wszy-stkie
jego polecenia, na dodatek przyjmuj�c je za swoje w�asne decyzje.
M�wi� o tym tak d�ugo i dok�adnie dlatego, �e w�a�nie owego dnia, kiedy TO si�
zacz�o, zrozumia�em, jak ma�o
zale�y od mojej woli i w jak niewielkim stopniu moje decyzje s� naprawd� moje.
Nie. �le powiedzia�em: ja si� tego wtedy dopiero zaczyna�em domy�la�. W pe�ni
zrozumia�em to znacznie
p�niej, ale w niczym nie zmienia to przecie� faktu, �e w�a�nie �w dzie� by� w
moim �yciu prze�omowy.
Oczywi�cie nie spodziewa�em si� niczego. To przysz�o nagle, jak grom z jasnego
nieba. Nie potrafi�em, a chyba
nawet i nie mog�em przewidzie� zbli�aj�cej si� katastrofy. P�niej my�la�em
nieraz, �e gdybym w por� wycofa�
si�... Ale sk�d rnia�em wiedzie�, do czego to doprowadzi? Przecie� na pocz�tku
nie by�o w tym niczego, co mog�o
wzbudzi� moje podejrzenia.
Oko�o po�udnia rozbola�a mnie g�owa. Zdarza�o si� to od czasu do czasu, jak
zwyk�e wi�c po�kn��em dwie
tabletki przeciwb�lowe i spokojnie czeka�em a� zaczn� dzia�a�. Od�o�y�em wykazy
kont, kt�re przegl�da�em,
opar�em si� o �cian�, zamkn��em oczy... Ale b�l wcale nie ust�powa�. Wprost
przeciwnie, stawa� si� coraz
bardziej dokuczliwy. Mo�e byt to pierwszy sygna� ostrzegawczy? Nie wiem. Jedyne,
co mi wtedy przychodzi�o do
g�owy, to obawa, �e d�u�ej nie wytrzymam. Nie skar�y�em si�, ale ten b�l by�o
chyba wida�, bo nasz szef, zawsze
pilnuj�cy, by�my ani o minut� za wcze�nie nie sko�czyli pracy, tym razem sam
zaproponowa� mi, �ebym
natychmiast poszed� do lekarza i dzi� ju� nie pokazywa� si� w banku.
Nie musia� mi tego powtarza�. Skwapliwie skorzysta�em z propozycji, cho�
przyznam szczerze - akurat wtedy
wola�bym ju� raczej zosta� po godzinach ni� d�u�ej znosi� ten cholerny b�l. Do
lekarza jednak nie poszed�em.
Nigdy nie lubi�em lekarzy i potrafi�em na poczekaniu znale�� tysi�ce powod�w, by
ich nie odwiedza�, nawet je�li wiedzia�em, �e to wr�cz konieczne, wi�c i wtedy,
natychmiast po wyj�ciu na ulic�,
uda�o mi si� siebie przekona�, �e na �wie�ym powietrzu samo mi przejdzie.
W pierwszej chwili zamierza�em p�j�� wolno w kierunku domu, potem po-�o�y� si�,
odpocz��, ale - nie
pami�tam ju� teraz dlaczego - ruszy�em w przeciwn� stron�. Po pewnym czasie z
zadowoleniem stwierdzi�em, �e
zbli�am si� do jakiego� parku. Usiad�em na pierwszej napotkanej �awce, zn�w
zamkn��em oczy i - musia�em
chyba si� zdrzemn��, bo kiedy je otworzy�em, m�j zegarek wskazywa� pi�tna�cie po
trzeciej. Ostro�nie
dotkn��em praw� r�k� skroni, przetar�em zdr�twia�y kark... Mo�na ju� by�o
wytrzyma�.
Raz jeszcze spojrza�em na zegarek. Do banku nie musia�em wraca�. Do domu te� w
zasadzie nie by�o po co
i�� o tej porze, skoro poczu�em si� lepiej. Anna mia�a przyjecha� dopiero p�nym
wieczorem, gdy� wybra�a si� w
odwiedziny do matki, kt�ra mieszka�a na dalekim przedmie�ciu. Co prawda, w
telewizji zapowiadali transmisj� z
meczu o puchar �wiata, ale by�o jeszcze sporo czasu. Poza tym w parku by�o tak
pi�knie...
Kilkana�cie metr�w od �awki, na kt�rej siedzia�em, znajdowa� si� staw. P�ywa�y
po nim �ab�dzie i chyba dzikie
kaczki. Orze�wiaj�cy wiaterek porusza� nie w pe�ni jeszcze rozwini�tymi listkami
na okolicznych drzewach. Z
zaro�li dobiega� co chwila zdumiewaj�cy sw� r�norodno�ci� �wiergot ptak�w, kt�-
rego mo�na by�o s�ucha� jak
najwspanialszej muzyki. Odpoczywa�em.
Wkr�tce zauwa�y�em, �e alejk� obok stawu spaceruje dwoje bardzo m�odych ludzi.
Szli wolno, przytulaj�c si�
do siebie i ca�uj�c co par� metr�w. Obserwowa�em ich niby oboj�tnie, a jednak z
coraz bardziej zaciskaj�cymi si�
z�bami. Byli m�odzi, szcz�liwi...
Nie, to nawet nie o to chodzi�o, bo i ja by�em przecie� m�ody i na sw�j spos�b
szcz�liwy. Mia�em w�a�ciwie
wszystko, co w potocznej opinii potrzebne by�o do szcz�cia, a przede wszystkim
mia�em kochaj�c� �on�, z kt�r�
by�o mi dobrze i je�eli czego� w naszym wsp�lnym �yciu jeszcze brakowa�o, to
chyba tylko dziecka.
Sk�d wi�c wzi�o si� nagle owo poczucie zazdro�ci, gdy patrzy�em na t� par�
zakochanych? Nie bardzo
potrafi�em to sobie wyt�umaczy�. Zreszt� w�-wczas nie zastanawia�em si� nad tym,
nie my�la�em tak, jak my�l�
teraz. Czu�em tylko pod�wiadomie, �e ich szcz�cie, kt�rego mog�em si� zaledwie
domy�la�, jest jakby lepsze,
pe�niejsze, prawdziwsze od mojego.
Zacz�y mi si� przypomina� nasze z Ann� spacery/nasze d�ugie rozmowy,
pierwsze poca�unki, wieczorne rozstania, po kt�rych d�ugo nie mog�em zasn��,
marz�c o tym, jak nast�pnego
dnia zn�w b�dzie nam razem dobrze. Widzia�em nas trzymaj�cych si� za r�ce,
beztroskich, roze�mianych, to
zn�w spokojnych i zamy�lonych, dr��cych z podniecenia, kt�rego zaspokoi� do
ko�ca nie mieli�my jeszcze
odwagi. Widzia�em to tak, jakby zdarzy�o si� zaledwie wczoraj, a jednocze�nie-
sto lat temu. Bo�e, pomy�la�em,
jak dawno nie byli�my z Ann� w parku na spacerze? Czy�by�my nie byli ju� do tego
zdolni?
Ca�e moje cia�o przeszed� niespodziewany dreszcz. Wsta�em z �awki i wolno
ruszy�em przed siebie, nie
zastanawiaj�c si� zupe�nie dok�d id�. Wkr�tce park zacz�� rzedn��, ust�puj�c
miejsca ogrodom, w kt�rych
zakwita�y pierwsze wiosenne kwiaty i miejscami by�o ju� ca�kiem zielono. W
powietrzu unosi� si�
charakterystyczny zapach, dobrze znany mi z dzieci�stwa sp�dzonego w ma�ym
miasteczku, w�r�d takich
w�a�nie ogrod�w i uliczek, w�r�d ma�ych sklepik�w i woz�w konnych, niepozornych
drewnianych domk�w, przed
kt�re - pami�tam jak dzi� - o tej mniej wi�cej, popo�udniowej porze wychodzi�y
nasze matki i babki pogada� o
swoich sprawach, albo po�yczy� jedna od drugiej dwa jajka czy szklank� cukru.
By� to zapach wiosny,
zapomniany przez lata, bo wyparty niegdy� z mego �ycia i pami�ci przez ostr� wo�
spalin, papierosowego dymu i
wyziew�w z licznych w N. fabryk. l oto zn�w mog�em go ch�on��, przeniesiony
dzi�ki temu jakby w inny �wiat i
inn� epok�. Dzia�a� na mnie niczym narkotyk os�abiaj�cy wol� i poczucie
rzeczywisto�ci.
W�skie uliczki, na kt�rych z rzadka mo�na by�o dostrzec stoj�cy samoch�d, czy
przemykaj�c� gdzie� w oddali
ludzk� posta�, podobne by�y do siebie jak krople wody. Wydawa�y mi si� znajome i
bliskie, gdy� przypomina�y te,
po kt�rych biega�em jako maty ch�opak, jednak klucz�c po nich, pogr��ony we
wspomnieniach, szybko straci�em
orientacj� i kiedy wreszcie postanowi�em wraca�, bo zacz�o si� robi� ch�odno, a
w �o��dku burcza�o mi ju� z g�o-
du, zupe�nie nie wiedzia�em, w kt�r� stron� powinienem p�j��, by odnale�� drog�
do centrum. To dziwne,
pomy�la�em, �e wcale nie znam tej dzielnicy i nigdy dot�d tu nie by�em. Bior�c
pod uwag�, i� przyszed�em
piechot�, do centrum musia�o nie by� zbyt daleko, dlaczego jednak, u licha, w
kt�r� stron� bym nie poszed� - ani
�ladu przystanku autobusowego czy postoju taks�wek?
Przy�pieszy�em kroku, skr�caj�c na wyczucie z jednej uliczki w drug�, raz w
lewo, raz w prawo. Stara�em si�
i�� t� sam� drog�, kt�r�, jak mi si� wyda
wa�o, dosta�em si� do tego osobliwego labiryntu, ale jego ko�ca wci�� nie by�o
wida�, za� nazwy ulic absolutnie
nic mi nie m�wi�y. Co dziwniejsze, od pewnego czasu okolica sprawia�a wra�enie
wymar�ej. Nie by�o nigdzie
�ywej duszy.
l wtedy w�a�nie zobaczy�em ten dom: bia�y, parterowy, bez okien od frontu. W
odr�nieniu od wszystkich innych
w ca�ej chyba dzielnicy, schowanych w g��bi ogrod�w za zas�on� drzew i krzew�w,
sta� przy tej samej ulicy. To od
razu zwr�ci�o moj� uwag�. Podszed�em bli�ej. Obok niepozornych, drewnianych
drzwi na g�adkiej �cianie, kt�r�
czu� jeszcze by�o zapraw� murarsk�, widnia�a niewielka tabliczka z napisem:
DRALNIA.
A to dopiero! - za�mia�em si� p�g�osem sam do siebie. �eby tak si� pomy-i�...
No, ale przynajmniej b�dzie
kogo zapyta� o drog�, je�eli jeszcze jest otwarte.
Niewiele my�l�c, nacisn��em klamk�.
To, co zobaczy�em po przekroczeniu progu, w niczym nie przypomina�o vn�trza
typowego zak�adu us�ugowego.
Dosy� obszerny hall, boazerie po sam sufit, �agodne �wiat�o, s�cz�ce si� z
niewidocznych, lamp, dywan na po-
d�odze... Stan��em jak wryty.
Co� tu nie tak, przemkn�o mi przez my�l. Gdzie ja wszed�em? Je�eli na tablicy
jest b��d w napisie, to daj nam
Bo�e wi�cej takich punkt�w us�ugowych, bo te, kt�re znam... Ech, lepiej nie
m�wi�. Ale je�eli nie ma �adnej
pomy�ki lub te� kto� pomyli� si� celowo, to... To jedno do drugiego zupe�nie nie
pasuje. A mo�e �wiadczy si� tu
jakie� ca�kiem inne us�ugi? Na przyk�ad te zakazane przez prawo? Ale to chyba
nie jest...
- Dzie� dobry panu - us�ysza�em nagle kobiecy g�os, dobiegaj�cy z drugiego ko�ca
hallu. Podnios�em oczy -
sta�a tam m�oda dziewczyna. Z daleka ju� by�o wida�, �e jest bardzo �adna i
doskonale zgrabna. Jej str�j -
niew�tpliwie kompletny i elegancki, cho� stosunkowo sk�py,a przy tym
uwydatniaj�cy uroki kobiecego cia�a -
zdawa� si� potwierdza� moje podejrzenia.
- Mam przyjemno�� powita� pana w naszych skromnych progach - powie-dzia�a,
zbli�aj�c si� do mnie z
zalotnym u�miechem na twarzy.
- Dzie� dobry. Ja tylko... pani wybaczy, ale... - b�ka�em jak uczniak przy�apany
w miejscu przeznaczonym
wy��cznie dla doros�ych -... przechodzi�em t�dy i...
- Pan pierwszy raz? Nic nie szkodzi.
- Ja chcia�bym tylko zapyta�...
- Ale� oczywi�cie - nie pozwoli�a mi doko�czy�. - Po to w�a�nie jestem, by
zaspokoi� pa�sk� ciekawo��. Nasza
plac�wka czynna Jest od niedawna, wi�c trudno si� dziwi�... Ale nie b�dziemy
przecie� rozmawia� na stoj�co.
Mamy tu ma�� kawiarenk� dla naszych go�ci. Usi�dziemy tam sobie wygodnie...
Prosz�, prosz� dalej. Ja
poprowadz�.
Musia�a by� ca�kiem pewna tego, co zrobi�, gdy� znikaj�c w ciemnym przej�ciu,
kt�re dopiero teraz
zauwa�y�em, nie obejrza�a si� nawet, czy za ni� id�. Zna�a, wida�, dobrze si��
sugestii i umia�a j� wykorzysta�,
cho� przecie� ma�o brakowa�o, bym odwr�ci� si� na pi�cie i wybieg� na ulic�. To
by� m�j pierwszy odruch, kiedy
zn�w na moment zosta�em w hallu sam. Po chwili wahania pomy�la�em jednak, �e
skoro ju� tu trafi�em, warto by
przy okazji... l to trzeba kiedy� pozna�, wi�c - raz kozie �mier�.
Kawiarenka istotnie by�a ma�a - cztery, najwy�ej pi�� stolik�w otoczonych
klubowymi fotelami, chyba jaka�
szafka... Niewiele wi�cej. Gdzie� z oddali, jakby zza �ciany dobiega�a cicha i
spokojna muzyka, co w po��czeniu z
panuj�cym wewn�trz p�mrokiem stwarza�o swoisty nastr�j intymno�ci - zw�aszcza
�e byli�my tylko we dwoje.
Siadaj�c, pr�bowa�em wyobrazi� sobie dalszy bieg wypadk�w. Samokry-tycznie musz�
przyzna�, i� by�a to
wizja dosy� podniecaj�ca, jakkolwiek wiedzia�em, �e nie b�dzie mi wolno posun��
si� za daleko, Wszystko by�o
zbyt tajemnicze, by nie powiedzie� wprost - podejrzane. Zreszt� gdyby nawet tak
nie by�o...
- A mo�e ma pan ochot� na kieliszek koniaku? -zapyta�a dziewczyna, wychylaj�c
g�ow� z drugiego
pomieszczenia, gdzie posz�a, aby zaparzy� kaw�, kt�r� z przyjemno�ci� zgodzi�em
si� wypi�.
- Nie, nie. Dzi�kuj�. l tak ju� niepotrzebnie narobi�em pani k�opotu.
- Ale� sk�d? Jaki tam k�opot - zaoponowa�a, pojawiwszy si� z tac� w r�ku, na
kt�rej sta�y dwie fili�anki i -
chocia� podzi�kowa�em -dwa kieliszki koniaku. Dziewczyna zestawi�a je zr�cznie
na stolik, po czym usiad�a z
drugiej jego strony. Milcza�a.
W kieszeni marynarki odnalaz�em pude�ko papieros�w, wyj��em je, otworzy�em i
podsun��em dziewczynie.
Odm�wi�a skinieniem g�owy. Zapali�em wi�c sam, g��boko zaci�gaj�c si� s�odkawym
dymem, Celebrowa�em t�
czynno�� wyj�tkowo d�ugo, �eby zyska� na czasie. Sytuacja stawa�a si� bowiem dla
mnie coraz bardziej
k�opotliwa. Ostentacyjne milczenie dziewczyny �wiadczy�o wyra�nie, �e czeka na
jakie� moje pytanie, ja za�
zupe�nie nie
wiedzia�em jak zacz��, by nie zdradzi� swym zachowaniem, i� zasz�o
nieporozumienie, a jednocze�nie, by
wszystko wygl�da�o jak najbardziej naturalnie. Niestety, umiej�tno�� zawierania
znajomo�ci nie by�a moj� mocn�
stron�. Pozostawa�o zatem r�wnie� milcze�. Z pewno�ci� nie robi�o to dobrego
wra�enia, ale przynajmniej by�o
bezpieczne. Na szcz�cie dziewczyna sama po chwili przyst�pi�a do rzeczy:
- Proponuj�, aby�my na pocz�tek wyja�nili podstawow� spraw� - powiedzia�a,
u�miechaj�c si� ze
zrozumieniem dla mojej nie�mia�o�ci. - Ot� nasza dralnia, jak wskazuje zreszt�
sama nazwa, zajmuje si�
darciem, czy te� m�wi�c og�lnie-niszczeniem.
- Niszczeniem? - nie potrafi�em ukry� zdumienia.
-Tak. Nie przes�ysza� si� pan - niszczeniem.
- Nie rozumiem.
- Ja wiem, �e w pierwszej chwili wygl�da� to mo�e dziwnie, a nawet �miesznie,
ale prosz� si� nie �mia�, gdy�
wbrew pozorom sprawa jest powa�na i nie nale�y jej lekcewa�y�.
- Oczywi�cie - powiedzia�em najpowa�niej, jak tylko umia�em, cho� nie brzmia�o
to, zdaje si�, ca�kiem
przekonywaj�co.
- Zdaj� te� sobie spraw�, �e nazwa nie jest istotnie najlepsza, ale, przyzna
pan, ma dwie zasadnicze zalety:
jest kr�tka i prosta.
- To si� zgadza.
- My�li pan, �e lepiej by�oby na przyk�ad: Pa�stwowe Przedsi�biorstwo
Zast�pczego Niszczenia Nieruchomo�ci
i Przedmiot�w Codziennego U�ytku? Chyba nie. A trzeba panu wiedzie�, �e
niszczymy w zasadzie wszystko:
drobiazgi osobiste, ksi��ki, ubrania, meble, rowery, samochody, budynki
mieszkalne, a nawet - prosz� to
potraktowa� jako swego rodzaju ciekawostk� - zajmujemy si� tak zwanym
kancerowaniem znaczk�w
pocztowych, co wymaga przecie� wielkiej precyzji. Jak wi�c pan widzi, zakres
naszej dzia�alno�ci jest bardzo
szeroki. Przyznam, �e sami nie znamy jeszcze wszystkich naszych mo�liwo�ci, gdy�
kto wie, z jakimi zleceniami
przyjdzie nam si� jeszcze spotka�.
- Tak, pomys�owo�� ludzka nie zna granic - zauwa�y�em ironicznie. - A
potwierdzenia tej starej prawdy nie
trzeba wcale daleko szuka�.
- My�l�, �e pan mnie �le zrozumia� - odpar�a ura�ona. - Tu naprawd� chodzi o
powa�ne sprawy. Zreszt� ju�
sam fakt powo�ania do �ycia naszej plac�wki potwierdza niezbicie, �e tak w�a�nie
jest.
- R�ne s� sposoby wy�udzania od ludzi pieni�dzy...
- Prosz� pana, powstanie dralni podyktowane zosta�o obecnymi warunkami �ycia, a
tak�e, czy te� mo�e raczej
przede wszystkim perspektyw� tego, co czeka nas w najbli�szej przysz�o�ci, Z
pewno�ci� teraz da si� jeszcze ja-
ko� wytrzyma� bez naszych us�ug, ale za kilka czy kilkana�cie lat... Dotychczas
zawsze by�o tak, �e najpierw
rodzi�y si� potrzeby okre�lonej dzia�alno�ci us�ugowej, a dopiero p�niej
instytucje, kt�re te potrzeby zaspokajaj�.
Gdyby ludzie chodzili bez but�w, nie by�oby szewc�w. Skoro jednak potrzebne by�y
buty, kto� musia� je robi�, a
potem naprawia�. Na pocz�tku ka�dy sam sobie robi� jakie� prymitywne obuwie, z
czasem jednak musia�o doj��
do specjalizacji, czyli wykszta�cenia zawodu szewca. Szewc otwiera� warsztat
i... l tak ze wszystkim dzia�o si�
przez ca�e wieki. Teraz jednak �w naturalny proces coraz bardziej k��ci si� z
realiami �ycia, dlatego nadesz�a
pora, by odwr�ci� kolejno�� rzeczy i dzi�ki temu m�c skuteczniej kszta�towa�
�wiat, w kt�rym �yjemy. Taka jest
prawda.
- To zale�y jak si� na to patrzy - powiedzia�em wymijaj�co, bo nie mog�em wprost
poj��, jak mo�na m�wi� takie
bzdury. To chyba jaka� wariatka, my�la�em. Nienormalna albo te�... s�u�y to
okre�lonemu celowi. Na przyk�ad,
�eby mnie...
- Mo�e nie wyrazi�am si� dosy� jasno - kontynuowa�a tymczasem dziewczyna. -
Powiem wi�c to samo inaczej:
do powo�ania dralni zmusi�a nas troska o zdrowie i bezpiecze�stwo cz�onk�w
naszego spo�ecze�stwa.
- Zdaje si�, �e kto� ju� si� tym zajmuje...
- Ma pan racj�. Jest s�u�ba zdrowia, wojsko, policja, stra� po�arna i wiele
innych instytucji, ale-jak ju�
powiedzia�am-to, co wystarcza�o wczoraj, nie wystarcza dzisiaj, a tym bardziej
nie b�dzie wystarcza� jutro.
Przy�wiecaj�ca nam idea nie jest zreszt� nowa. Mog�abym to wykaza� na wielu
przyk�adach z historii. Nowy i
nieznany jest jedynie spos�b jej urzeczywistnienia, adekwatny do zaistnia�ej
sytuacji, czego jednym z pierwszych
przejaw�w jest w�a�nie powo�anie dralni. Wkr�tce �aden rozs�dnie my�l�cy
cz�owiek nie b�dzie z tego powodu
okazywa� zdziwienia, gdy� zrozumie, �e nie by�o po prostu innego wyj�cia. Pan
za� poczuje si� by� mo�e dumny,
�e zosta� naszym klientem niemal od pierwszych dni.
- Pani pewno�� siebie jest urzekaj�ca. Nie s�dz� jednak, abym kiedykolwiek mia�
by� zadowolony z tego, �e za
moje w�asne pieni�dze kto� zniszczy mi mieszkanie.
- Nikt nie zamierza robi� tego wbrew pa�skiej woli.
- Przypuszcza wi�c pani, �e sam o to poprosz�?
- Niewykluczone, �e tak w�a�nie b�dzie. Ale nie to jest najwa�niejsze.
Chcia�abym, �eby dobrze zrozumia� pan
istot� problemu, do tego przyk�ad z mieszkaniem nie najlepiej si� nadaje. We�my
zatem inny. Prosz� sobie wy-
obrazi� gromadk� dzieci wspinaj�cych si� na drzewa, przechodz�cych przez plot,
bawi�cych si� w Indian,
poszukiwanie skarb�w, czy co� takiego. Na pewno pami�ta pan to z w�asnego
dzieci�stwa.
- Powiedzmy.
- Nie ma si� czego wstydzi�. To przecie� normalne. Ale normalne jest, niestety,
r�wnie� i to, �e w�a�nie w
czasie takich zabaw naj�atwiej o nieszcz�liwy wypadek. Dzieci, jak to dzieci,
na og� nie zdaj� sobie jeszcze
sprawy z gro��cego im niemal na ka�dym kroku niebezpiecze�stwa. A przecie� wy-
starczy chwila nieuwagi,
jeden niew�a�ciwy krok, jaka� sucha ga���, wystaj�cy z p�otu drut, nie ogrodzony
wykop w ciemnej ulicy... Ot�,
aby zapobiec takim chocia�by wypadkom, wystarczy przyprowadzi� dziecko do
dralni. Sp�dzi ono u nas
bezpiecznie czas w warunkach symulacji wymienionych czy innych jakich� zabaw, my
za� w odpowiedni spos�b
stworzymy pozory, �e zabawa by�a autentyczna. Mo�e to by� na przyk�ad pobrudzona
i rozdarta koszulka,
przetarte spodenki, itp.
- Ale po co?
- Oczywi�cie, mo�na tego nie robi�, ale tak, jak trudno pozbawia� dzieci
przyjemno�ci zabawy w Indian, czy
chodzenia po drzewach, tak samo nie nale�y pozbawia� ich rodzic�w wszystkich
nast�pstw i konsekwencji -
rzecz jasna, pod warunkiem, �e dziecku nic z�ego si� nie stanie. To ju� nie
tylko chodzi o przywi�zanie do
tradycji, cho� i to mamy na wzgl�dzie, ale - o zachowanie pewnych okre�lonych
relacji mi�dzypokoleniowych, co
jest ogromnie wa�ne z psychologicznego punktu widzenia i dla dzieci, i dla
rodzic�w, czy ich opiekun�w.
Wieloletnie badania naukowe potwierdzi�y to niezbicie. Taka jest prawda.
Wszystko w zasadzie pozostaje bez
zmian: dzieci si� bawi�, brudz�, niszcz� ubrania, prze�ywaj� emocje, rodzice
troch� si� niepokoj�, maj� co pra� i
naprawia�... Utrzymany zostaje wysoki poziom zbytu towar�w na rynku, co daje
mo�liwo�� du�ego zatrudnienia,
a nawet stworzenia nowych miejsc pracy... Pan rozumie? Nie ma tylko jednego
elementu-niebezpiecze�stwa.
- Innymi s�owy, zamiast ulega� wypadkom drogowym, lepiej raz na kiedy�
odda� samoch�d do dralni, czy tak?
- Dok�adnie tak, jak pan powiedzia� - ucieszy�a si�, - Widz�, �e powoli
zaczynamy si� rozumie�.
- Niestety. Nie mam zreszt� samochodu. Ale gdybym go kupowa�, to chyba po to,
�eby nim je�dzi�, a nie
trzyma� w gara�u i pozwala� go niszczy� od czasu do czasu? To przecie� logiczne!
-Tak, tylko �e pan patrzy na to wy��cznie pod k�tem w�asnych korzy�ci,
zapominaj�c zupe�nie, �e jest tak�e
cz�onkiem spo�ecze�stwa, kt�re - jako ca�o�� - kieruje si� troch� innymi
kryteriami. A interes spo�eczny, interes
og�u zawsze musi by� stawiany wy�ej od interesu jednostki.
- Ale co to ma do rzeczy?! Poza tym zawsze mi si� wydawa�o, �e na ca�ym �wiecie
d��y si� do budowania
wygodniejszych i bezpieczniejszych pojazd�w, bezkolizyjnych skrzy�owa�,
podziemnych przej��... do stworzenia
takich warunk�w, w kt�rych prawdopodobie�stwo kolizji by�oby jak najmniejsze.
Czy nie mam racji?
- Pozornie pan ma, ale - powtarzam - tylko pozornie. Tak, dotychczas wszystkie
wysi�ki konstruktor�w sz�y
rzeczywi�cie w tym w�a�nie kierunku. Przyzna pan jednak, �e mimo to rezultaty
nadal dalekie s� od oczekiwa�.
Ilo�� wypadk�w drogowych wcale nie zmala�a. Wprost przeciwnie-statysty-ki
dowodz� niezbicie, �e stale ro�nie.
Taka jest prawda. W tej sytuacji nale�a�o wi�c zacz�� poszukiwania innych
rozwi�za�, l my�my takie rozwi�zanie
zaproponowali. Nie wzbudza ono, rzecz Jasna, powszechnego entuzjazmu i zawsze
chyba mie� b�dzie
zagorza�ych przeciwnik�w, zw�aszcza w krajach, gdzie wszechpot�n� si�� jest
pieni�dz, a �ycie ludzkie mat� ma
warto��, ale - niech mi pan wierzy -ju� wkr�tce samo �ycie potwierdzi s�uszno��
naszego stanowiska.
- Nie wiem, kogo pani reprezentuje i w czyim imieniu przemawia. Niewa�ne. S�dz�
jednak, �e wszystko to nie
ma sensu. Co mi dadz� na przyk�ad wasze us�ugi, skoro i tak musz� korzysta� z
komunikacji miejskiej, kolejowej,
lotniczej? Ludzie przecie� musz� podr�owa�...
- l tu dotkn�� pan sedna sprawy: ot� ludzie wcale nie musz�, a jedynie chc�
podr�owa�. Taka jest prawda.
No, mo�e dzisiaj, jak w ka�dym okresie przej�ciowym, niekt�rzy rzeczywi�cie
musz�Jeszcze przenosi� si� z
miejsca na miejsce, gdy� wymaga tego interes og�lnospo�eczny, ale jutro...Musimy
by� na to przygotowani. Dam
panu zreszt� prosty przyk�ad. Olbrzymi budynek, w kt�rym znajduje si� wszystko,
co potrzebne do �ycia
cz�owiekowi:
mieszkanie, sklepy, punkty us�ugowe, gastronomia, przychodnie lekarskie i
szpitale, dralnia, kina, teatry, baseny,
boiska.:.. wszystko. Budynek ten jest miejscem pracy ka�dego z jego mieszka�c�w,
kt�rzy zostali tak dobrani,
aby nikt nie pozosta� bez zaj�cia. Prosz� pomy�le�, o ile to wygodniejsze,
prostsze i bezpieczniejsze od
dotychczasowego modelu �ycia. Wszystko na miejscu, na wyci�gni�cie r�ki.
- Gdzie tu w takim razie miejsce na samoch�d?
- Prosz� pana, nie mo�na przecie� nikomu zabroni� posiadania samochodu. Ch��
posiadania jest w cz�owieku
bardzo silna i nie wolno nam tego pomija�. Ale czy to znaczy, �e mieszkaniec
budynku, kt�ry uleg� w�asnej
s�abo�ci i kupi� sobie wymarzony samoch�d, musi nara�a� si� na niebezpiecze�stwo
je�d��c nim po mie�cie?
Chyba nie, tym bardziej, �e powoduj�c wypadek, dezorganizuje �ycie sobie i innym
ludziom.
- Przerwijmy t� dyskusj�. Przepraszam, ale pani pomys�y przypominaj� mi
literatur� fantastyczno-naukow� i to
dosy� kiepsk�.
- Pan si� myli. Takie budynki ju� na �wiecie istniej� od kilkunastu lat.
Oczywi�cie, na razie jest ich mato. Nie
rozwi�zano te� jeszcze wszystkich problem�w technicznych, zwi�zanych z procesami
produkcyjnymi i pe�n�
automatyzacj� transportu, ale jest to ju� tylko kwestia czasu. Nie ma wi�c na co
czeka�, udaj�c, �e o niczym nie
wiemy. Nale�y powoli przyzwyczaja� spo�ecze�stwo do tego, co nowe, a zarazem
nieuniknione. Ju� teraz trzeba
zacz�� �agodzi� ujemne skutki skoku jako�ciowego, kt�ry zupe�nie odmieni ludzkie
�ycie czyni�c je w przysz�o�ci
naprawd� szcz�liwym.
- Ale� to s� brednie! - nie wytrzyma�em nerwowo, zamierzaj�c podnie�� si� i
wyj��. - Szcz�cie? Jak szczury w
klatkach i - szcz�cie? Gdyby pani my�la�a jak cz�owiek...
Urwa�em nagle, gdy� poczu�em, �e mo�e lepiej nie ko�czy� tego zdania. Oczy
dziewczyny by�y zupe�nie
nieruchome. Nie mruga�a powiekami, nie porusza�a si� - a nawet odnios�em
wra�enie - przesta�a oddycha�.
Zrobi�o mi si� duszno. Nie mia�em si�y ani odwagi wsta�. Zapali�em papierosa.
Dr��c� r�k� podnios�em do ust
nietkni�ty dot�d koniak i... odetchn��em z ulg�.
- Niepotrzebnie pan si� unosi - powiedzia�a spokojnie dziewczyna, si�gaj�c
r�wnie� po kieliszek. - Przecie�
nasza rozmowa do niczego pana nie zobowi�zuje.
- Mam nadziej�.
- Mo�e pan by� absolutnie pewny. Zaznaczy�am to ju� zreszt�, na samym pocz�tku,
wi�c je�li ma pan jakie�
obawy...
- Przyznam szczerze, �e spodziewa�em si� czego� zupe�nie innego. Nie by�em
przygotowany na... tak�
rozmow�..Nie chcia�bym pani urazi�...
- Jest pan chyba przewra�liwiony. Reaguje pan emocjonalnie nie dokonuj�c wcale
g��bszej analizy ca�okszta�tu
zjawiska. Rozumiem, �e brak te� panu odpowiedniego przygotowania, ale gdyby
tylko na podstawie tego, co ju�
powiedzia�am, zastanowi� si� pan dobrze...
- Ale� tu nie ma nad czym si� zastanawia�. Przecie� na zdrowy rozum... To jest
nie do przyj�cia! Uwa�a pani,
�e mo�na sp�dzi� ca�e �ycie, nie opusz-czaj�c domu? A szko�a, wycieczki,
turystyk�, kontakty z rodzin�,
znajomi?...
- Wie pan, trudno jeszcze w tej chwili przes�dza�, �e b�dzie dok�adnie tak, a
nie inaczej. Du�o problem�w
ci�gle czeka na swoje rozwi�zanie. Niekt�rych by� mo�e jeszcze w pe�ni nie
potrafimy dostrzec, Na pewno
jednak nasze �ycie nie b�dzie wygl�da� tak, jak dawniej. Bardzo zaawansowane s�
na przyk�ad eksperymenty z
przekazywaniem wiedzy do m�zgu cz�owieka wprost z komputera. By� mo�e taki
komputer b�dzie pe�ni� kiedy�
rol� elektronicznego nauczyciela w szkole? Czy pan sobie wyobra�a, jak wielkie
mo�e to mie� znaczenie?
Zreszt� po co wybiega� tak daleko. Ju� dzi� dysponujemy przecie� magnetowidami,
wideotelefonami... Prosz�
sobie tylko uz-mys�owi�, jak wiele spraw mo�na za�atwi�, korzystaj�c ze zwyk�ego
telefonu, i w og�le nie ruszaj�c
si� z domu. Na co dzie� nie dostrzegamy tego, nie widzimy w szerszej skali...
- W porz�dku. Ale my�l�, �e nic nie zast�pi prawdziwej szko�y z klasami i �ywym
nauczycielem.
- C�, przyzwyczajenie jest drug� natur� cz�owieka, ale i przyzwyczajenia
ulegaj� przecie� przeobra�eniom.
Pan uczy� si� zapewne w szkole dawnego typu i dlatego uwa�a to za normalne.
Pa�skie dzieci mog� traktowa�
tak� szko�� jako prze�ytek i dziwi� si�, jak mo�na by�o w niej w og�le nauczy�
si� czego�. Taka jest prawda. Ale
to wida� dopiero z perspektywy czasu. Wa�ne jest, aby�my umieli to sobie
uzmys�owi�. Ludzie nieraz s� bardzo
dziwni i niekonsekwentni w tym, co robi� i m�wi�. Chc� na przyk�ad �y� coraz
wygodniej, coraz �atwiej nakr�ca�
spr�yn� post�pu technicznego do granic wytrzyma�o�ci, a jednocze�nie wyra�aj�
zdziwienie, �e szlag trafi� tak
zwane �rodowisko naturalne, a przede wszystkim - ich samych. Chcieliby w
niedziel� lata� w kosmos, a przez
ca�y tydzie� �y� niemal jak ich jaskiniowi
przodkowie. Chcieliby wydrze� naturze wszystko, nie dokonuj�c przy tym �a-dnych
wyrzecze�. A to nie jest tak.
Oczywi�cie ja rozumiem ludzk� t�sknot� za tym, co stare i - w ich mniemaniu -
pi�kne. Ale przecie� nie mo�na
negowa� post�pu technicznego, rozwoju cywilizacji. Nie mo�na dostrzega� tylko
jednej strony medalu, udaj�c, �e
drugiej w og�le nie ma. Sp�jrzmy wreszcie prawdzie w oczy. Wie pan, te has�a
powrotu do natury, te protesty
przeciwko elektrowniom j�drowym... To przecie� dziecinada. Zreszt� my nie robimy
nic innego, jak w�a�nie
staramy si� pom�c ludziom pogodzi� z now� rzeczywisto�ci�, u�atwi� im przej�cie
do nowego, lepszego �ycia.
- I pani naprawd� w to wierzy?
- To nie jest sprawa wiary. Ja po prostu wiem. - No tak - powiedzia�em
zrezygnowany, �a�uj�c, �e da�em si�
wci�gn�� w t� idiotyczn� dyskusj�. - A ja my�la�em, �e b�dziemy m�wi� o mi�o�ci.
- S�ucham?
- Nie. Nic. Niewa�ne. Ile p�ac� za kaw� i koniak?
- To na koszt firmy, � Dzi�kuj� i do widzenia. - Mam nadziej�, �e si� jeszcze
spotkamy.
- Nie przypuszczam.
- A tak przyjemnie si� z panem gaw�dzi�o. Na pewno si� jeszcze spotkamy. Czuj�
to. Kobieca intuicja...
Gdy wyszed�em na zewn�trz, by�o ju� ca�kiem ciemno. Odruchowo spoj-rza�em na
zegarek - wskazywa� godzin�
pi�t�, cho� musia�o by� znacznie p�niej. Rozejrza�em si�. Kilkana�cie metr�w
dalej, po przeciwnej stronie uli-cy
sta�a taks�wka. Zupe�nie, jakby na mnie czeka�a. Niewiele my�l�c, wsia-d�em do
niej, poda�em adres, kierowca
uruchomi� silnik.... W drodze do domu
stara�em si� zebra� my�li. Przychodzi�o mi to jednak z wielkim trudem, gdy�
wszystko, co prze�y�em tego dnia,
wydawa�o si� tak nieprawdopodobne, �e z minuty na minut� traci�em poczucie
pewno�ci, czy tak by�o naprawd�,
czy te� mo�e... Postanowi�em, �e p�ki nie sprawdz�, co si� za tym kryje, nikomu
nic nie powiem, nawet Annie.
Nast�pnego dnia, zaraz po pracy zn�w wybra�em si� do willowej dzielnicy za
parkiem. Niestety, nie uda�o mi
si� odnale�� bia�ego, parterowego domu z napisem �DRALNIA" przy wej�ciu, a
nieliczni przechodnie, kt�rych o
niego pyta�em, twierdzili zgodnie, �e niczego takiego tu nie ma. Nie dawa�o mi
to
spokoju. W par� dni p�niej z planem miasta w r�ku obszed�em wszystkie
okoliczne uliczki - bez powodzenia.
No, stary, powiedzia�em sobie w�wczas, co� chyba z tob� niedobrze. Mo�e jednak
powiniene� wybra� si� do
jakiego� lekarza? Ale nie poszed�em. Jak zwykle. Nie mia�em odwagi. By�o,
min�o, pr�bowa�em si� uspokoi�. Po
prostu mia�e� z�y dzie�, ten b�l g�owy... A mo�e byt to jaki� eksperyment psy-
chologiczny? Podobno czasami
przeprowadza si� takie testy - aran�uje si� jak�� niecodzienn� sytuacj� albo te�
d�ugo i usilnie przekonuje ludzi,
�e na przyk�ad dwa razy dwa to pi��, i obserwuje z ukrycia ich reakcje. Mo�e
wi�c kto� zabawi� si� twoim
kosztem? Nie warto zaprz�ta� sobie g�owy g�upstwami. Szkoda czasu.
A je�li to pocz�tek jakiej� choroby umys�owej, my�la�em po chwili. Je�li takie
wizje b�d� si� powtarza�? Co
wtedy? Da� si� zamkn��? Na jak d�ugo? Na rok, dwa? A mo�e na ca�e �ycie?
Naprawd�, zacz��em si� ba�.
By�y takie chwile, �e nie wiedzia�em, co si� ze mn� dzieje. Nie potrafi�em
znale�� sobie miejsca, ani zaj��
czym� na d�ugo. Wszystko mnie denerwowa�o, cho� stara�em si� tego nie okazywa� -
zw�aszcza w domu. Dop�ki
Anna nic nie wie, powtarza�em sobie, wszystko b�dzie jak dawniej. Trudno, musisz
to wzi�� wy��cznie na siebie.
Czas jest najlepszym lekarzem. Jeszcze miesi�c, dwa... Zbli�a si� pora
urlop�w...
l rzeczywi�cie, daj�c si� znowu wci�gn�� w wir codziennych spraw, przesta�em
my�le� o dralni tyle, ile
my�la�em w pierwszych dniach po jej odwiedzeniu. Zaprzesta�em te� poszukiwa�.
Powoli godzi�em si� z my�l�,
�e nie nale�y do tego wraca�, bez wzgl�du na to, co si� za tym kry�o. l tylko
nieraz budzi�em si� w �rodku nocy
zlany zimnym potem, maj�c jeszcze przed oczyma twarz tamtej dziewczyny.
U�miecha�a si� szyderczo, m�wi�c
triumfalnym g�osem: �A nie m�wi�am, �e si� jeszcze spotkamy".
Innym razem �ni�o mi si�, �e mieszkam we wspania�ym domu, ale nie mog� z niego
wyj��, bo po prostu nie ma
w nim czego� takiego, jak wyj�cie. Nawet oknem nie mo�na wydosta� si� na
zewn�trz, bo okna w og�le si� nie
otwieraj�. Jak oszala�y biegam po nie ko�cz�cych si� korytarzach, je�d�� windami
z g�ry na d� i z do�u do g�ry,
wal� pi�ciami w betonowe �ciany i
pancerne szyby i - nic.
To w nocy. A rano zn�w wszystko by�o jak zawsze: nasze mieszkanie, krz�taj�ca
si� w kuchni Anna, otwarte
drzwi na balkon i ludzie �piesz�cy si�
jak co dnia do pracy. Anna nie domy�la�a si� chyba niczego. Owszem, zauwa�y�a,
�e jestem
troch� inny ni� dawniej (jaki� taki nieobecny, m�wi�a), ale k�ad�a to na karb
przem�czenia. Nie robi�a mi �adnych
wyrzut�w, czu�em jednak, �e ma do mnie cichy �al o t� moj� duchow� nieobecno��.
Nie m�wi�em wi�c nic, kiedy
coraz cz�ciej wychodzi�a po po�udniu sama - a to do kole�anki, a to na jakie�
zebranie czy szkolenie...
Wiedzia�em, �e w pewnych okresach, gdy ogarnia�a mnie apatia i przez ca�y
wiecz�r zamieniali�my ze sob�
ledwo par� zda�, Anna po prostu si� nudzi. By�a przecie� m�oda, energiczna,
chcia�a przed urodzeniem dziecka,
jak sama m�wi�a, zakosztowa� jeszcze �ycia. Rozumia�em j� i dlatego patrzy�em
przez palce na te jej samotne
wypady, tak samo zreszt� jak i ona na moje, kiedy godzinami w��czy�em si� po
willowej dzielnicy za parkiem,
utrzymuj�c, �e w�a�nie musia�em zosta� d�u�ej w pracy. Kr�tko m�wi�c, byli�my
dla siebie wyrozumiali. N[e
zadawali�my zb�dnych pyta�. Przez pewien czas cieszy�em si� nawet z tego powodu,
gdy� zbytnia dociekliwo��
Anny zmusi�aby mnie do ci�g�ego ok�amywania jej i na pewno popsu�aby zupe�nie
atmosfer� w domu. Stopniowo
jednak nabiera�em przekonania, �e powinni�my chyba szczerze porozmawia�, gdy�
zachowanie Anny stawa�o si�
dla mnie coraz bardziej niepokoj�ce i niezrozumia�e.
Kt�rego� dnia wr�ci�a do domu bardzo p�no, na rauszu i - co mnie szczeg�lnie
zastanowi�o - z oderwanym
guzikiem od bluzki. Kiedy zapyta�em. gdzie by�a, odpowiedzia�a wymijaj�co, �e w
jakiej� kawiarni z kole�ankami z
pracy, cho� nie potrafi�a poda� nawet nazwy lokalu. Ale nie to by�o najgorsze,
bo gdy p�niej rozbiera�a si�...
Le�a�em ju� w ��ku, przegl�da�em jaki� kolorowy magazyn i chocia� pali�a si�
tylko nocna lampka, nie mog�em
si� myli�
- mia�a rozdarte z boku... no, wie pan, majteczki. Nigdy jej si� to nie
zdarza�o. Wprost przeciwnie - odk�d tylko
pami�tam, by�a wprost pedantyczna, je�eli chodzi o bielizn�, a zatem...
Przyznaj�, da�em si� ponie�� nerwom. Zrobi�em Annie piekieln� awantur�.
Krzycza�em, grozi�em, prosi�em,
�eby mi tylko powiedzia�a, gdzie i z kim naprawd� by�a tego wieczoru.
- Nie musisz mnie ok�amywa�- rycza�em na cale gard�o. -Je�eli masz kochanka, to
miej odwag� poinformowa�
mnie o tym! �le ci ze mn�? To prosz�, id� do niego i daj mi �wi�ty spok�j, ale
mnie nie ok�amuj!
Anna p�aka�a. Siedzia�a na pod�odze obok ��ka, zas�oni�a g�ow� r�kami, jakby
chcia�a obroni� si� w ten
spos�b przed moim krzykiem i co chwila pow-
tarza�a cichutko: - Nie zdradzi�am ci�. Naprawd� ci� nie zdradzi�am, przysi�gam.
- Gdzie wi�c by�a�?
� W kawiarni.
- K�amiesz! Bezczelnie k�amiesz!
- B�agam ci�, uwierz mi. -To powiedz wreszcie prawd�!
- By�am w kawiarni z kole�ankami.
- Dobrze - uspokoi�em si� nieco - jak sobie chcesz, ale ja wnosz� jutro spraw� o
rozw�d.
Oczywi�cie, przesadzi�em z tym rozwodem. By�em bardzo zdenerwowany i � s�owo
honoru - wcale nie mia�em
zamiaru rozwodzi� si�, ale moja gro�ba musia�a zrobi� na Annie du�e wra�enie,
gdy� niespodziewanie zmieni�a
taktyk� i obieca�a, i� powie prawd�, je�eli obiecam jej, �e przestan� krzycze� i
wymachiwa� r�kami.
- Prosz� ci�, nie gniewaj si� ju� - zacz�ta, ci�gle �kaj�c. - To wszystko moja
wina. Chcia�am dobrze... Przecie�
wiesz, �e tylko ciebie kocham i nie ma innego m�czyzny w moim �yciu.
Przysi�gam. Widzisz, ja my�la�am, �e....
�e b�dzie lepiej, je�li staniesz si� troch� bardziej zazdrosny. Ostatnio
atmosfera w domu zrobi�a si�, nie powiem,
�e nieprzyjemna, ale taka jaka� nijaka, bezp�ciowa. Byli�my blisko siebie, a
jednak daleko. Czu�am, �e dzieje Si�
z nami co� niedobrego. Ba�am si�. O ciebie si� ba�am. Zmieni�e� si� ostatnio.
Dawniej by�e� inny. Nie twierdz�,
�e kocha�e� mnie bardziej, ni� teraz, ale... no wiesz, po prostu du�o cz�ciej
dawa�e� dowody tej mi�o�ci. By�e�
czulszy. Nie chcia�am ci o tym m�wi�, chcia�am za�atwi� to inaczej. Gdybym ci
powiedzia�a, m�g�by� mnie �le
zrozumie�. Ba�am si� tego. Zdaje si�, wybra�am jednak nie najlepsz� drog�...
Zreszt� to nie by� m�j pomys�, to
oni mi tak poradzili...
- Jacy oni?!
- No ci, z dralni...
Co by�o p�niej? Niech pan nie wymaga ode mnie za wiele. Nie wszystko pami�tam.
Zreszt� i tak nie
potrafi�bym przekaza� panu, co w�wczas czu�em. W ka�dym razie by�o to straszne.
Pewno pan my�li, �e
dramatyzuj�, przesadzam, �e inny na moim miejscu... Mo�liwe. R�ne ludzie maj�
charaktery. Dla mnie by� to
jakby koniec �wiata.
Na d�wi�k s�owa �dralnia" wybieg�em z mieszkania. Nie bardzo zdawa�em
sobie spraw� z tego, co robi�. Moje cia�o wyrwa�o si� spod kontroli m�zgu, w
kt�rym wszystko a� si� gotowa�o.
Musia�em p�dzi� p�przytomny pustymi ulicami, na o�lep, gdzie popad�o, byle
dalej, dalej... Zatrzyma�em si�
dopiero na mo�cie - zdyszany, u kresu wytrzyma�o�ci. Pami�tam, �e �apczywie
wdycha�em ch�odne, wilgotne
powietrze, jakie unosi�o si� nad g�ow�. By�o mi oboj�tne, co si� dalej stanie.
Opar�em si� o balustrad� i
spojrza�em w d�. Mi�dzy prz�s�ami leniwie p�yn�a rzeka. Pomy�la�em, �e to ju�
chyba koniec. Wychyli�em g�ow�
najdalej, jak tylko mog�em, podkurczywszy nogi - ci�kie i obola�e. Nie mia�em
si�y odepchn�� si� od pod�o�a i...
... i nagle wyda�o mi si�, �e s�ysz� czyj� g�os:
- Ale szanowny pan nieobyty. Przecie� i tak odratuj�, a trzeba by pogotowie i
policj� wzywa�, protok� pisa�... Po
co to robi� tyle k�opotu. Czy nie lepiej do dralni?